• Nie Znaleziono Wyników

Morze : organ Ligi Morskiej, 1946.05 nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Morze : organ Ligi Morskiej, 1946.05 nr 5"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

MM

(2)

Po 6 la ta ch n ie w o li 'ban­

dera b ia ło _ czerwona znow u p o w ie w a w p o r­

cie w o je n n y m . D o ba­

senu N r. 1 wchodzą O. R. P. „R y lb itw a “ i O. R. P. ,,Ż u ra w “ . C zte­

r y tr a w le r y O. R. P.

„Ż u ra w “ , O. R. P. „C z a j-

■ 5

k a “ , O. R. P. „M e w a “ i O. R. P. „R y lb itw a “ , z ra ­ bow ane przez N ie m có w w ro k u 1939, stoją w porcie w o je n n y m na O - fesywiu. „Ż u r a w “ i

„C z a jk a “ p rz y m o lo w p o rcie w o je n n y m . C u ­ m o w a n ie o k rę tu je s t

ciężką pracą.

A d m in is tra c ja m ie się ­ c z n ik ó w L ig i M a rs k ie j zaw iadam ia, że w z w ią ­ z k u ze w zro ste m k o ­ sztó w p ro d u k c ji w y ­ d a w n ic tw cena „M o rz a “ w y n o s i obecnie 15 z ł. za 1 egz. (d la czło n k ó w 10 zł., d la O k rę g ó w 9 z ł.), a „M ło d z ie ż y M o r­

s k ie j“ 8 zł. (d la cz ło n ­ k ó w 6 zł., d la O krę g ó w 5 z ł.).

(3)

Nr. 5 WARSZAWA, MAJ 1946 XVII

LI GA I D Z I E Ń D Z I S I E J S Z Y

W końcu 1944 r. zespół posłów do Krajowej Rady Narodowej przystąpił do reaktywowania Ligi Morskiej. Na zew przedstawicieli nowego parlamentu polskiego zgłosili się dawni działa­

cze L ig i Morskiej i Kolonialnej, by w nowych warunkach przystąpić do budowania tak wa­

żnej społecznie placówki. Zasadniczy zwrot w sytuacji politycznej, społecznej i etnograficznej naszego kraju musiał odbić się na obliczu polityczno-społecznym naszej organizacji. Ha­

sła o wielkomocarstwowości i zdobyczach kolo­

nialnych stały się nie tylko frazesem, lecz zgoła historycznym absurdem. Walka z hitleryzmem, zwycięstwo nad wrogiem całej cywilizowanej ludzkości przyniosły Polsce nową granicę na prastarych ziemiach zachodnich, dały nam sze­

roki dostęp do morza. Pięćsetkilometrowy pas wybrzeża morskjego jest dla kraju naszego x narodu z punktu widzenia obrony granic na­

szych i z punktu widzenia korzyści handlowo- gospodarczych, jakie dają nam porty i łączność poprzez nie z zagranicą nieprzebraną w rozmia­

rach wartością.

Na tle zdobyczy osiągniętych zarysowuje się wielki program prac, stojących przed organiza­

cją naszą, jak» organizacją społeczną, obej­

mującą szerokim zasięgiem miasta i wsie. Chce­

my, by jej cele i zadania przeniknęły do świa­

domości każdego obywatela-Polaka, chcemy, by idea, którą propagujemy, idea uczuciowego sto­

sunku do zagadnień morskich stała się po­

wszechną. Podstawowym elementem w na­

szych organizacyjnych zadaniach jest wychowa­

nie i szkolenie młodzieży, tej nowej kadry przy­

szłych fachowców pracowników morskich. W pierwszym etapie /Tymczasowy Zarząd Główny Ligi Morskiej założył centralne ośrodki szkole­

niowe morskie, jak: w Gdyni, Postominie, Łu- czanach i inne. Do chwili obecnej przeszkolono ponad 1650 młodzieży, w rozmaitych gałęziach sportowych, jak: żeglarstwo, wioślarstwo, ry- bołóstwo i sport pływacki. Wielu wychowanków naszych szkół przesłano na szkolenie w szcze- blacłi wyższych do marynarki wojennej i han­

dlowej, stan fizyczny młodzieży, jak i umiejęt­

ności zawodowe podkreślane są przez kiero­

wnictwa szkół i dają rękojmię, że przyszli fa­

chowcy będą m ieli poziom dobry. Wielu ucz­

niów tych ośrodków szkoleniowych pracuje w portach i w stoczniach, a szkoła w Łuczanach

w składzie 50 osób szkoli przyszłe kadry in­

struktorskie dla żeglarzy. Już pierwsze kadry wyszkolonych instruktorów w czerwcu b. r. bę­

dą rozesłane w teren dla szkolenia i pomocy kierownictwu obwodów i okręgów w przeszka- laniu nowych zastępów młodzieży.

W ramach opracowanej konstruktywnej pracy Tymczasowy Zarząd Główny uważał za swój cel i obowiązek zabezpieczyć przed znisz­

czeniem sprzęt L ig i Morskiej, wielomilionowe dobro społeczne zostało uratowane i przekaza­

ne na potrzeby kształcącej się młodzieży, a więc na cele społeczne. Tam, gdzie nie zdołali­

śmy dotrzeć, sprzęt, niestety, uległ zdewastowa­

niu i rozgrabieniu. Jako kierownictwo L ig i Mor­

skiej odpowiedzialne przed swoimi członkami, zaświadczamy, żeśmy w większości wypadków uratowali dobro Ligi, nie chcemy jednak mono­

polu, sprzęt użyjemy dla celów szkoleniowych i damy wszystkim tym, którzy będą zajmowali się akcją szkoleniową i umasawianiem sportów morskich.

Po kilkumiesięcznej stagnacji organizacyjnej rozpoczęliśmy okres intensywnej i zorganizowa­

nej pracy, której punktem szczytowym była od­

byta w końcowych dniach marca konferencja kierowników okręgów i obwodów. Nakreśliła ona plan prac letnich, obejmujących rozbudowę organizacji, szkolnictwa zawodowego oraz wcza­

sów i wycieczek. Ukoronowaniem wytycznych konferencji krajowej, odbytej w atmosferze har­

monii i serdeczności było ustalenie planu akcji zbliżającego się Święta Morza. Zarząd Główny dołoży wszelkich starań, by pierwsze święto na nowoodzyskanych terenach Zie(m Zachodnich stało się imponującą manifestacją całego społe­

czeństwa, by sztandary^ nasze łopotały nad Szezecinem, Kołobrzegiem, Gdańskiem i Gdy­

nią, by pieśń morza polskiego dotarła do wszyst- kach zakątków naszej ziemi ojczystej.

Rozpoczęta wielka akcja przygotowawcza do Święta Morza będzie przełomowym i zasadni­

czym zwrotem w naszej pracy, scementuje członków organizacji i przyciągnie rzesze oby­

wateli polskich do Ligi Morskiej, która, mając wieloletnie tradycje, a czerpiąc nową siłę w wa­

runkach obecnego ustroju, stanie się wkrótce potężną organizacją, stojącą na straży granic polskiego morza.

Ppłk. Sł. Kiryluk, Prezes Zarządu Gł. L. M.

(4)

H is to ry c z n a m apa n ie m ie cka : ż y w y d ow ód polskości ziem odzyskanych. (A rc h . Szczecińskie)

R O Z M O W Y W

Wanda Melcer

A ni przypadek, ani jakieś zdawkowe i niewa­

żne przyczyny złożyły się na to, że właśnie Szczecin był miejscem manifestacyj „Trzymamy straż nad Odrą“ , które się odbyły w dniach 13.

i 14 kwietnia r. b. Bo tam jest nasze miejsce i tam też teraz będziemy żyli. Rok temu i po trzy­

kroć zajmowaliśmy ten prastary, słowiański gród, gdzie aż do siedemnastego wieku władali Piastowicze, rok temu i po trzykroć, rozgrzesze­

ni międzynarodowym apelem, powracaliśmy do tych samych gmachów i na te same ulice, któ­

rędy uciekali Niemcy. Tak się złożyło, że byłam w Szczecinie właśnie za trzecim nawrotem na­

szych władz, o którym tak wymownie opowia­

dał teraz dziennikarzom prezydent miasta, inż.

Zaremba. Nie wyglądało tam wtedy tak jak dziś, bo i Niemcy, którzy ze Szczecina uciekli, hur­

mem zaczęli do niego powracać. Najlepiej tu przemówią cyfry: kiedy pierwszy raz prezydent Zaremba przyjechał do Szczecina z maleńką garstką Polaków, zastał tu tylko sześć tysięcy Niemców. Ale Europa chorowała na przeczulo­

ne sumienie, po objęciu Fiurne przez Jugosławię bano się panicznie faktów dokonanych — i Za­

remba musi opuścić Szczecin na rzecz biednych, dobrych, pokrzywdzonych Niemców. Po paru tygodniach wraca — coś się odkręciło w mię­

dzynarodowych stosunkach — ale Niemców na­

płynęło już do Szczecina 40.000, i zarząd miasta jest w ich rękach, Polacy znów muszą opuszczać Szczecin. Po raz trzeci, a było to w pamiętnym dniu 5 lipca, powraca prezydent Zaremba do Szczecina, i następuje prawdziwy, choć powtór­

ny, „hołd pruski“ — 36 rajców miejskich ze spuszczonymi ponuro głowami wysłuchuje w y­

roku, który ich z miasta ostatecznie wypędza.

4

S Z C Z E C I N I E

Prezydent Zaremba przemówił krótko: pan zda­

je swoje uprawnienia temu, a pan temu, wszyst­

ko odbyło się w milczeniu i z pośpiechem. Ale w mieście zdążono już ulokować 80 tysięcy Niemców, i właśnie w tym okresie przybyła do Szczecina mała grupka polskich dziennikarzy i ja w ich liczbie.

Było to szóstego czy siódmego lipca 1945.

Deszcz la ł okropny, przeleciała krótka burza z błyskawicami i grzmotem, staliśmy w oknach, tego gmachu, staliśmy na tym samym miejscu, które się teraz nazywa Wałami Chrobrego. W oknach ani jednej szyby, Niemcy zdążyli wszy­

stko zniszczyć i wszystko powywozić. Wicher hulał przez puste pokoje i drzwi trzaskały, o- twarte naprzestrzał. Zbocza poryte okopami, za­

rzucone niewywiezionym sprzętem, meblami, poduchami i pierzynami, których nie tknął jesz­

cze szaber. A rzeka, jakże to wtedy wyglądała Odra! Gotowała się cała jak ukrop, pokryta ber- linkami, przywożącymi Niemców z Rugii i Stralsundu, dokąd uprzednio zostali ewakuo­

wani. Tam krzyczą, tam klną, tam chcą runąć z powrotem na miasto, wpierw opuszczone w pohańbieniu i strachu—a na górze, któż to trwa na górze, żeby miasto bronić, żeby swoją wolę narzucić tym kilkudziesięciotysięcznym tłu ­ mom? Mała, zaledwie dwustu ludzi licząca gar­

stka Polaków! W dodatku prezydent Zaremba miał silną gorączkę, był ciężko chory! A w kasie miejskiej — jeżeli to można nazwać kasą m iej­

ską — to kiedyś 40 litrów spirytusu na pokry­

cie wszystkich wydatków, to znów, kiedy pęka­

no od bogactw, 50.000, dosłownie pięćdziesiąt tysięcy złotych!

(5)

Epopea, która czeka swojego poety. Bo spójrz­

cie tylko, staliśmy teraz przed tym samym gma­

chem i na tych samych wałach, ale jakże tu te­

raz inaczej! Oto nasz Rząd na trybunach, oto nasza świdtna generalicja, oto przedstawiciele Krajowej Rady Narodowej, przedstawiciele par - ty j i organizacyj, oto wreszcie zagraniczni go­

ście, Anglicy, Amerykanie, Francuzi, Szwajca­

rzy, ba, Hindus ciemnolicy, z palącym się w o- gromnych oczach ogniem nieugaszonej, szerzą­

cej się, jak pożar, rewolucji, oto wreszcie przed­

stawiciele naszych przyjaciół, dwóch armij ra­

dzieckich, które wraz z nami i dla nas walczyły na tych terenach, przedstawiciele kraju, który na międzynarodowym terenie wywalczył nam Szczecin i' Śląsk, delegaci marszałków Żukowa i Rokossowskiego.

A na dole, czego tam nie było na dole! I wiel­

kiej- dziesięciotysięczne podobno hufce młodzie­

ży, i poczty wojskowe, i organizacje społeczne, i przedstawiciele Ligi Morskiej ze. swoim sztan­

darem, i dzielni nasi'marynarze, i — na zbitej z desek podłodze, umajonej świerkowymi ga­

łęziami, dziewczęta i chłopcy w krakowskich strojach, popisujący się narodowymi tańcami Tu juz nie ta pustka z przed roku, opluskana deszczem, zryta okopami wczorajszej wojny,' rozwrzeszczana wrogimi głosami — to świątecz­

ne, zachwycające widowisko, manifestacja, po­

kaz. '

Bo i ta gromada dwustu ludzi, zgrupowanych wtedy koło prezydenta miasta, rozrosła się w tysiące, rozmnożyła i rozczłonkowała, przybrała radosne kolory, rozszumiała sztandarami. Oto na wody Odry wjeżdżają nasze cztery wojenne trawlery, żeby trzymać na rzece straż •— pod­

czas kiedy tam, po drugiej stronie miasta, zbie­

ra się tłum ewakuowanych, żeby na'zawsze to miasto opuścić. Rok temu była nas tu gromadka wobec tej wzburzonej, tej czarnej fa li — dziś płyniemy ze sztandarami ulicą,.a tyle nas jest', że nie doczekasz się końca pochodu, choćbyś tu tk w ił cztery godziny. Sklepy polskie, polskie na­

zwy ulic, na ulicy słyszysz • wyłącznie polski ję­

zyk. I niebo inne, niż rok temu: pogodne. I rze­

ka inna, niż rok .temu: spokojna. I głos jedyny na rzece: szum rozstępującej się wody, kiedy polskie trawlery spuszczą z kluzów linę, na któ­

rej się. kotwica kołysze.

Cóż powoduje nami. że tak się dobijamy tego wybrzeża, że tak się posuwamy w lewG i ciągle w lewo, że tak bombardujemy mapę? Czyżby to był tylko nierozumny szowinizm, pycha naro­

dowa, przekorna chęć postawienia na swoim, odwet wysiedleniem na wysiedlenie? Nie, nie to jest motorem naszego działania. A ni to zem­

sta, ani sięganie po cudze. My tylko, wiemy, że kraj, którego interesy reprezentujemy i broni­

my, nie byłby całością, gdyby nie m iał tego mor­

skiego brzegu.: My wiemy, że należą się nam u j­

ścia naszych.-rzek, my wiemy, że dawniejsza konfiguracja ojczyzny nie była naturalnym' ło­

żyskiem naszego życia, że ten dziwny, kulisty kształt, który tylko małym wybrzuszeniem do­

tykał wielkiego morza, został nam narzucony przemocą. Nie dlatego .należą się nam te ziemie, że one były niemieckie, a Niemcy przegrały wojnę, i nie dlatego,’ że ludność opuściła je z własnego popędu, i nie dlatego tylko-, że ich przeszłość historyczna świadczy o polskości — my ich chcemy dlatego, że te siły, grawitujące w orbicie naszych gospodarczych interesów zo­

stały przemocą i gwałtem wytrącone z równo­

wagi, że mapa naszego kraju była wizerunkiem kaleki, i że musimy tego kalekę uzdrowić, nim będzie mógł pracować w rodzinie przyjaznych, na zawsze połączonych narodów.

Wymieniłam na początku kilka narodowości, które w osobach korespondentów pism zagra­

nicznych patrzyły z Wałów Chrobrego na od­

rzańskie nasze świętowanie. Potem, wieczorem, z dwcima młodymi, jasnowłosymi Anglikami, z Hindusem o niebieskich wargach i czarnooką Amerykanką usiedliśmy w restauracji przy sto­

liku, piliśm y,' trochę tańczyli, trochę przyglą­

dali się tańczącym i gadali o tym i owym do późna w noc. I w pewnej chwili jeden z Angli­

ków mówi tak:

— Ja rozumiem, że Polacy są szczęśliwi i ro ­ zumiem, że teraz mówi się dużo pięknie brzmią-

5

(6)

p«jt«f,y<)T.:j P o » « K a w ,łs Ł ś lfjtip 0j

» M t j e s < Krami,

K o e ie rj* i B a rw ,

Ś In a e lł pm ali «a v«saie.

'•• ’< - . ',..1 !■ >t.

« »;V*<iri*'X U a u ff,.

cych frazesów i że wszyscy upajacie się tym i pięknie brzmiącymi słowami, których zresztą nie rozumiem. Ale dla mojego pisma to nie w y­

starcza. I dlatego chciałbym wiedzie^...

A chciał wiedzieć bardzo dużo.

Precyzyjnie sformułowanych pytań był0 zda­

je się siedem. Brzmiały one mniej więcej tak:

au przed wojną było w Szczecinie Polaków? A

ti . Jf1f cow?. Co się z tym i Niemcami stało?

Ilu ich teraz Jest? N0 i tak dalej, i tak dalej.

Więc teraz idę za śladem myśli tego Anglika które były bardzo charakterystyczne dla całko­

witego niezrozumienia problemów Europy środkowej. Nasze prawa rozwiązywałyby sie dla mego pragmatycznie: były w Szczecinie tłu ­ my Polakow, których Niemcy gnębili, po woj­

nie sytuacja się odwróciła: gnębieni szczecińscy Polacy będą gnębić szczecińskich Niemców.

Ale gdziez są przedwojenne statystyki? Kto tu tych Polaków w Szczecinie spisywał? Jakich by tu trzeba odkrywczych wypraw, jakich chy- trości i podstępów, żeby z nadgranicznych me­

tod rządzenia steroryzowanym, mieszanym ele­

mentem wyłuskać prawdę o nadgranicznej Pol­

sce? Bo tak to się niewinnie temu angielskiemu korespondentowi wydawało, że ty lk 0 zajrzeć do niemieckich wydawnictw, do jakiegoś Rocz­

nika Statystycznego za rok 1939! To fałszywa metoda. I nie na t 0 chcemy się powołać, że nasz żołnierz, krocząc obok żołnierza radzieckiego, krwią własną tę ziemię przyswoił. Może te uczu­

ciowe motywy dają nam moralne prawo do tych ziem, ale nie one wydają się nam najważniej­

sze, nie na nie chcemy się powoływać.

My sięgniemy do innej dziedziny, a tu trze­

źwy naród anglosaski powinien być specjalnie wrażliwy. Nie wydaje nam się mianowicie, żeby sprawa Szczecina, jak i sprawa całego zachod­

niego Pomorza była sprawą, która nie potrafi się sama bronić. Bo jeżeli — w dzisiejszych wa­

runkach światowej gospodarki — terytorium każdego narodu, to całość, zorganizowana, jak istota żywa, to i ujścia naszych rzek, ujście W i­

sły i port Gdańsk, ujście Odry, Odra i port Szczecin, i ten mały kawałek ziemi poza Odrą aż do rzeczki Rendowy, wyspy Uznam i nurtu dolnej Piany są nierozerwalnymi członami na- szego organizmu gospodarczego. Miasta nowo- przyłączonego Śląska, spławne rzeki — to sy­

nonim równowagi gospodarczej nie naszego ty l­

ko kraju, ale całej Europy, wszystkich krajów, które obsługujemy naszym węglem. Bo prze­

cież' nie nasza to propaganda, te ogromne fun­

dusze, jakie Niemcy łożyły zawsze na „O st- hilfe“ , wiemy doskonale, ile kosztowały ziemie wschodnie, tylko dlatego, że, nie wiążąc się w jedno z niemieckim organizmem państwowym, a ciążąc gospodarczo ku Polsce i tę Polskę nie­

uchronnie dopełniając — zmuszały do wiecz­

nej czujności, do wiecznej, a niewdzięcznej pracy odwracania wstecz biegu niepowstrzy­

manie naprzód płynącej rzeki.

To wszystko odpowiadam zagranicznym ko­

respondentom. I tylko my, między sobą, może­

i

(7)

my stanąć w zadumie przed piastowskim zam­

kiem, gdzie tablica, wmurowana w 1538 roku na cześć książąt Bogusława i Barnima. III, i la- bry herbu, podtrzymywane przez dwóch dzi­

kich, włosem porosłych ludzi. Możemy się za­

trzymać koło ‘kościółka, zbudowanego w strze­

listym gotyku na miejscu tamtego, który tu zo­

stał założony w czasach Chrobrego roku 1124, albo przejrzeć w archiwum przywileje i druki dawine, świadczące o polskości prastarej miasta, a które tu obok reprodukujemy.

I możemy rozejrzeć się po nowym Szczecinie i po jego okolicach, obejrzeć dom w ogrodzie, który odnawiać będzie dla siebie okręg Ligi Morskiej, albo pojechać do Nowego Warpna i patrzyć na jasne trzciny na ciemno-błękitnej zatoce.

— Jaka tu woda — pytam rybaka — słona?

— O, słona, pani, słona!

Zanurzam rękę do. wody i oblizuję palec.

O, jakżeś mnie oszukał, rybaku! To słodka toń polskiej Odry toczy fale do Bałtyku i odrzuca, odrzuca szarym nurtem tamtą słoną, skłóconą grzywaczami .toń.

Rozciągnięte szeroko, wielokilometrowe, na­

brzeża portu w Szczecinie też jeszcze wymaga­

ją ogromnej pracy, a i wody, prowadzące do por­

tu, nie całkowicie w obecnej chwili nadają się do żeglugi. Od Świnoujścia do Szczecina fo prze­

cież przestrzeń 60 kilometrów, na której znaj­

dują się rozliczne urządzenia portowe i stocznia statków rzecznych. Trzeba będzie przede wszy­

stkim umożliwić żeglugę nocną, której dziś nie można jeszcze uprawiać, gdyż niema ani sygna­

lizacji świetlnej w dostatecznej mierze, ani znaków, nawigacyjnych. Dowiadujemy się też, że organizuje się w ielki gospodarczy związek miast portowych w Polsce, których mamy ogó­

łem 23. Związek ten będzie dysponował własną flotą przybrzeżną, spełniając niezmiernie wa­

żną rolę w tworzeniu możliwości transporto­

wych i eksportowych, będzie to nasze okno na szeroki świat. Słowem — pracy mnóstwo, i to praty różnorakiej, wymagającej skupienia (naj­

bardziej wartościowych sił fachowych, prawdzi­

wy wyścig rąk i mózgów.

- Możemy obejrzeć w środowisku W. P.

i - W. F. sprzęt wodny — 60 sztuk, nasłu­

chać się o zatopionym bogactwie, które trzeba będzie ode dna dźwigać, i o bogactwie rybim tej zatoki. Możemy się dowiedzieć o drugiej Szkole Morskiej, która ma powstać w Szczeci­

nie i o szkoleniu pilotów.

I możemy jeszcze — o, jakże to sentymental­

ne motywy! Możemy spojrzeć sobie z radością w oczy, pełne jeszcze błysków słońca, które' się odbija w nadodfzańskich falach i powiedzieć sobie najcichszym szeptem, jak tę ziemię ko­

chamy.

Wanda Melcer

A oto d o k u m e n ty : w ię c n a j/p ierw p e rg a m in z ro k u . 1290 (N r. k a t. 90 A s ), k tó r y m B o gusław IV , książę s ło w ia ń s k i (d u x S la v a ru m ) w s p o m in a ją c ojca, k s ię ­ cia S ło w ia n , B a rn im a (G arissim o p ą tro n o stro dom ino B a rn im d u x S la v o n ia n ), z a tw ie rd za m ia s tu Szczeci­

n o w i p ra w o m a g d e b u rskie (n ie m o g liś m y go dać, gdyż za tr u d n y do re p ro d u k c ji). Do późniejszych cza­

sów odnoszą się dalsze, p e rg a m in y, p rz y w ile je k ró ló w - polskich, Z y g m u n ta A ugusta, Jana K a z im ie rz a , A u ­ gusta II , A u g u sta - I I I i S ta n is ła w a 1 Auigusta, k tó rz y w ła sn o rę czn ym podpisem i piecżęcią s tw ie rd z a ją na­

dania na ziem iach P om orza Zachodniego. Jeszcze w X V I I I w ie k u są śla d y za cie kłe j w a lk i S ło w ia n o p ra w a swego n a ro d u . Oto N iem iec, p a sto r Fontana,

zw raca ogólną uw agę na tra g e d ię ginącej S ło w ia ń ­ szczyzny. O to tłu m a cze n ie ka te c h iz m u L u tr a na ję ­ z y k p o ls k i, dokonane w -roku 1758. In n y p rz y ja c ie l S ło w ia n , dr. F lo ria n Ceynowa, w y d a ł w ro k u 1879

„G ra m a ty k ę narzeczy ka szu b sko -sło w ia ń skie g o “ i

„K a te c h iz m e w a n g e liczn y“ w ro k u 1861 w kaszub­

s k im tłu m a cze n iu . P rzycią g a oczy z b ió r ,,F ra n to v e k “ , c z y li p o p u la rn y c h piosenek z p o łu d n io w e j Części zą- chodnio-kaszubskiego Pom orza. W szelkie ślady te j k u ltu r y zostały lite ra ln ie zagrzebane przez N iem ców , p rz y c z y n ili się do ttego i pastorzy niem ieccy, grzebiąc po lskie k s ią ż k i w p iw n ic a c h k o ś c io łó w Sm ołdzina.

Język s ło w ia ń s k i, w y g n a n y z ko ścio łó w i szkół, p rz e ­ tr w a ł w lu d z ie pieśnią i lógendą.

(8)

T a j n y I n s t y t u t M o r s k i

Prof. W ładysław Kowałenko

Odrodzona Polska po pierwszej wojnie świa­

towej w strukturze swego wyższego szkolnictwa nie miała studium ekonomiczno-morskiego.

Przez całe dwadzieścia lat pracy na wybrzeżu odczuwano brak starannie przygotowanego per­

sonelu w zakresie handlu morskiego i- admini­

stracji portowej. Cała wielka dziedzina gospo­

darki morskiej, w której był zaangażowany olbrzymi kapitał narodu polskiego, nie miała odpowiednika naukowego szkolnictwie aka­

demickim. Poznawanie podstaw teorii i polityki żeglowej na tle doświadczeń innych narodów, wybór systemu gospodarki morskiej — liberal­

nego czy protekcyjnego, zagadnienia eksploata­

cji portu, statku, ubezpieczenia ładunku mor­

skiego, organizacja administracji morskiej i han­

dlowej — te wszystkie zagadnienia dla Polski mają ogromne znaczeriie. Bez przygotowania . fachowego teoretycznego i praktycznego dość licznego zastępu ludzi nie można eksploatować wybrzeża.

Nasze sfery naukowe i wyższe uczelnie nie stworzyły programowego działania dla obsłu­

żenia naglących potrzeb w tym zakresie.

Zagadnienie gospodarki morskiej ani w nau­

ce polskiej, ani w kształceniu młodzieży nie zajęły właściwego miejsca.

Administracja portowa, organizacja instytu­

cji transportu morskiego, opracowanie norm prawa morskiego handlowego i chorych jego działów w Polsce odrodzonej było dziełem lu ­ dzi związanych praktyczną stroną swego dzia­

łania na wybrzeżu. Teoretyczne przygotowanie do tych zagadnień potrafili szybko opanować samorzutnym, ciężkim - osobistym wysiłkiem.

W ten sposób stworzył .się nieliczny zastęp lu ­ dzi o wysokim poziomie wiedzy morskiej, łącząc W sobie szczęśliwie jej teorię i praktykę.

Było w tym — rzecz jasna — dużo empiry- zmu z braku metody pracy i gruntownych pod­

staw naukowych.

Tym niemniej wspomniany zastęp inteligen­

cji morskiej spełniał dobrze na wielu odcinkach swoje zadanie.

Powoli też zaczęło budzić się zainteresowanie na uczelniach wyższych dla zagadnień mor­

skich.

Ostatnia wojna -światowa, dokonała w tej -sprawie niespodziewanego przełomu. Na tle walki z Niemcami o godność i niepodległość nauki polskiej, w grupie profesorów i studen­

tów Tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich w Warszawie zrodziła się myśl zorganizowania Studium Morskiego na poziomie akademickim.

Senat Un. Z. Z. uchwalił powołać do życia Stu-' dium Morskie pod nazwą „Instytut Morski“ , po­

wierzając nam, jako wnioskodawcy, zorganizo­

wanie i przedstawienie Senatowi programu nauki oraz grona profesorów do zatwierdzenia.

Początkowy jednak pomysł stworzenia osob­

nej sekcji morskiej przy Wydziałach Prawnym lub Ekonomicznym, nie udał się. Dziekani u-

9

wążali, że Studium Morskie wymagało zbyt daleko idących zmian w strukturze wydziałów, na co zgodzić się nie chcieli z formalnych wzglę­

dów. Z naszego stanowiska nie sposób było przy­

jąć zaprpponowanego przez wydziały wymiaću 4 godz. tygodniowo nauki na przedmioty mor­

skie, jako zupełnie nie wystarczające. Wobec czego komisja, złożona z ks. dra M. Rodego, mgr.

Tad. Ocioszyńskiego i riiżej podpisanego, uzna­

ła, że Instytut Morski znajdzie lepsze możliwo­

ści dla swojej pracy na drodze zupełnej samo­

dzielności programowej i organizacyjnej, jako Un. Ziem Zachodnich. Senat przyjął postano­

wienie komisji.

W programie nauki Instytutu Morskiego przed­

mioty prawno-ekonomiczne stanowić miały pod­

stawę w 3-letnim studium dla przygotowania nowych pracowników w morskich działach go­

spodarki narodowej.

Dobór profesorów szczęśliwym zbiegiem oko­

liczności nie przedstawiał dużych trudności. W Warszawie przebywało kilku wybitnych znaw­

ców z zakresu wiedzy i praktyki morskiej.

Na organizacyjnym zebraniu, odbytym w R.

G. O. przy ul. Nowogrodzkiej w „Romie“ w październiku 1942 r., delegat senatu UZZ przed­

stawił projekt organizacji „Instytutu Morskie­

go“ , jako wyższego studium morskiego, oraz zapraszał obecnych do wzięcia udziału w pra­

cach organizacyjnych i wykładach.

Z uczestników zebrania poza inicjatorami propozycję przyjął dr. Bolesław Kasprowicz.

Inni ze względu na różne okoliczności, a zapew­

ne przede wszystkim pod wpływem sytuacji politycznej,, do współpracy nie przystąpili.

Na I. rok studiów przyjęto 30 słuchaczy, zor­

ganizowanych w 3-ch kompletach, wyłącznie morskich, przy 13 wykładających. Wszystkich obowiązywało zachowanie bezwzględnej tajem­

nicy o studiach.

Przyjmowanie kandydatów odbywało się. we­

dług obowiązujących przepisów akademickich.

Kandydaci z maturą handlową zobowiązani byli zdać egzamin uzupełniający z języka polskiego, historii, propedeutyki ‘ filozofii i łaciny przed osobną maturalną komisją egzaminacyjną.

Osiągało się*przez to yównorzędność kwalifika- cyj słuchaczy Instytutu Morskiego z ich kolega­

mi innych wydziałów Un. Z. Z.

Za szczególnie ważny moment w organizacji - I. M. należy uważać oparcie jego istnienia i rozwoju o Un. Z. Z.

Stały udział delegata IM -u na posiedzeniaćh Senatu U. Z. Z. przyczyniał się do rozszerzenia i ugruntowania poglądu na wartość i potrzebę prowadzenia Studium Morskiego w środowisku uniwersyteckim oraz ułatwiał uzyskanie nie­

zbędnych środków materialnych na ten cel.

Najtrudniejszym zadaniem b ył0 opracowanie programu nauki i odpowiedniego rozmieszcze­

nia przedmiotów w przebiegu studiów. Według . 1

(9)

przyjętej zasady na posiedzeniach Rady Profe­

sorów tworzyły one zwarte grupy przedmiotów na poszczególnych latach nauki, nasilając spe­

cjalizację morską z roku na rok.

W ten sposób powstało pierwsze w Polsce o- sobne wyższe studium ekonomiczno-morskie, które trwało przez dwa lata akademickie 1942- 43 i 1943-44.

Dyvuletnie dcświaczenie na tym nowym od­

cinku pracy stanowi poważny dorobek.

Instytut Morski rozszerzył prace. Un. Ziem Zachodnich na dziedzinę dotąd nieuprawianą i dawał nowy rodzaj i nowy zakres studiów, o- partych o dobrze zrewidowany program statutu.

Zasadnicza myśl wszystkich współpracują­

cych profesorów zmierzała do nadania Instytu­

towi takiej siły organizacyjnej, by po wojnie mógł stać się samodzielną uczelnią.

Z początkiem drugiego roku akademickiego (1943) Instytut miał prawie 60 słuchaczy na obu latach studiów. Liczba ich potem na tle krwawego teroru w Warszawie spadła do 53 i na tym poziomie utrzymała się do wybuchu powstania. Zaznaczyć należy,, że było to stu­

dium przeznaczone wyłącznie dla młodzieży mę­

skiej. Liczba studiujących byłaby kilkakrotnie większa, gdyby dostęp do Instytutu Morskiego miała młodzież żeńska, która na wszystkich wydziałach stanowiła cztero lub pięciokrotną liczbę studentów.

Nowoukształtowany kierunek studiów przy­

gotowywał słuchaczy przede wszystkim do spra­

wnej obsługi handlu morskiego, administracji portowej w zakresie wszystkich potrzeb eks­

portu i importu. Wykłady z dziedziny prawa, ekonomii, geografii gospodarczej, historii żeglu­

gi i polityki'żeglugowej, aministracji portowej, ogólnej nauki o transporcie, prawa morskiego handlowego, administracyjnego, asekuracji mor­

skiej, towarzystwa ładunków okrętowych sta­

nowiły dość mocny fundament naukowy dla osiągnięcia zamierzonego celu.

Obok zadań praktycznych w Studium Mor­

skim na czoło zadań stawiano pielęgnowanie poszczególnych działów wiedzy teoretycznej o- raz zaprawiania młodzieży do samodzielnych badań.

Dla pobudzenia słuchaczy do większego w y­

siłku Rada Profesorów iM -u postanowiła w cią­

gu roku podawać kilka tematów konkursowych z głównych przemiotów. Lepsze z nich miały być wyróżnione nagrodami pieniężnymi i publi­

kacją.

Szczególną uwagę przy nauce .zwrócono na poziom języków obcych.

Władze podziemnego szkolnictwa akademic­

kiego okazywały IM -i materialne poparcie kwotą do 5000 zł. rocznie, wyznaczając ponadto 2000 zł. miesięcznie na stypendia dla niezamo­

żnych studentów. Ogólne wydatki na honoraria profesorskie i administrację wyniosły 17.000 zł, miesięcznie.

Dramatyczne wydarzenia w okresie maso­

wych rozstrzeliwań i łapanek w stolicy hamo­

wały normalny bieg pracy. Młodzież mimo to pracowała' intensywnie, osiągając dobre w yniki

i nieraz wbrew ostrzeżeniom profesorów w kom­

plecie przybywała na wykłady. Wśród niej pa­

nował najlepszej miary optymizm.

Brak podręczników umiejętnie zastępowano dobrze zorganizowaną pracąxw powielarni, z wielkim ryzykiem, ale sprawnie działającej przy wydawaniu skryptów.

Godziny i miejsca zajęć były tak rozmieszczo­

ne, że studenci nie zmieniali lokali w ciągu dnia. Wykłady odbywały się jednym ciągiem, jeden po drugim, przez zmianę profesorów.

Przez to unikało się obserwacji niemieckich władz bezpieczeństwa, szczególnie bacznie śle­

dzących młodzież męską.

Należy podkreślić, że praca odbywała się w małych kompletach w prywatnych, mieszka­

niach studentów i profesorów. Z punktu w i­

dzenia pedagogicznego miała ona ogromne wa­

lory. Kompletowa forma organizacyjna nauki, zapożyczona od tajnych zebrań politycznych, okazała się znakomitą w wynikach. Przede wszystkim młodzież miała większe możliwości bezpośredniej wymiany myśli z profesorami, którzy prędzej poznawali swoich słuchaczy i ła­

twiej mogli kierować ich pracą. Słuchacze wy­

kazywali więcej, niż zwykle zainteresowania, uwagi, pilności, a jrnzede wszystkim znacznie wyżej oceniali wartości nauki zdobywanej w nieustannym niebezpieczeństwie i narażaniu się.

Ponadto studenci nie tylko mogli, ale musieli z konieczności intensywniej się uczyć. Rozdział loowiem pracy, wykładów, referatów i ćwiczeń w małym zespole kompletowym prędzej obiegał krąg uczestników i rozpoczynał się nowy.

Atmosfera pracy była zawsze pogodna, współ­

życie studentów i profesorów nabierało cech niemal rodzinnych.

Pracę na IM-ie profesorowie i studenci uwa­

żali za aktywny posterunek nauki w walce z Niemcami.

Powstanie i istnienie Studium Morskiego wszyscy uczestnicy pojmowali nie tylko jako.

obronę skazanego na zagładę przez Niemców szkolnictwa wyższego, lecz jako jego rozbudo­

wę w nowym kierunku, przedtem w Polsce za­

niedbanym.

Przy ocenie tej strony pracy należy pamiętać, że na studia poszli ci, u których głód wiedzy był silniejszy od instynktu samozachowawczego.

Było to ich najlepszą kwalifikacją moralną. Na studiach .tajnych był — naszym zdaniem — najwartościowszy element naszej młodzieży. U - miał on swoją nąukę połączyć w obowiązkami obywatelskimi i żołnierskimi, jak nieraz stwier­

dzały to wypadki, a szczególnie wykazało po­

wstanie. 1

Ciężka walka z Niemcami na barykadach w tym okresie uszczerbiła znacznie szeregi słucha­

czy. Siedmiu z nich padł0 w obronie niepodle­

głości Ojczyzny, niektórzy świetnie zapowiadali się jako przyszli naukowcy. Śmierć tych boha­

terów stanowi znaczny odsetek (14%) liczebne­

go składu Instytutu Morskiego.

9

(10)

Powstanie przerwało wszystkie studia akade­

mickie. Profesorowie i studenci Instytutu Mor­

skiego poszli też w rozsypkę. Szybko jednak ze sobą się skontaktowali. Próby odnowienia nau­

ki w Częstochowie lub Krakowie nie dały re­

zultatów. Na przeszkodzie stało wiele okolicz­

ności, a przede wszystkim niemożliwość szyb­

kiego zgromadzenia większej liczby wykłada­

jących i studentów w jednym z tych miast.

Po wyzwoleniu Instytut Morski odnowił swo­

ją pracę dopiero w listopadzie 194^”r. w Gdyni, jako pierwsza w Polsce Wyższa Szkoła Handlu Morskiego, zwana powszechnie „Akademią Mor­

ską“ .

Restytucja uczelni nie byłą rzeczą łatwą. O- gromny wysiłek trzeba było włożyć, by reakty­

wować dotąd nieznaną w Polsce instytucję szkolną, by przekonać, miarodajne władze o jej wartości i konieczności kontynuowania pracy i nauki z czasów konspiracji. -

Współdziałanie z Departamentem Morskim, delegatem Rządu dla spraw Wybrzeża inż. E.

Kwiatkowskim, umożliwiło usuniecie wszyst­

kich trudności.

Dziś były IM, a obecnie W.S.H.M., liczy 380 słuchaczy na I, I I i I I I roku, 28 profesorów, 5 osób personelu .administracyjnego i ma przed sobą szeroką perspektywę dalszego rozwoju.

Jedno mu dolega i krępuje rowój pracy, d0 któ­

rej ani profesorowie, ani młodzież nie może roz­

łożyć się znośnie — to .tułaczka i sublokatorka po in,nych zakładach szkolnych-

Dotąd nie znaleziono rozwiązania dla tak za­

sadniczej potrzeby, jak posiadanie własnego budynku przez Wyższą Uczelnię, a tymczasem na Wybrzeżu są budynki „na wyrost“ dla nieje­

dnej instytucji. Nie wątpię, że pokonamy , i tę

Kupując obligacje premiowej Pożyczki Od­

budowy Kraju wskrzeszasz nasze porty i budu­

jesz okręty!

trudność przy pomocy ludzi, którzy potrafią zrozumieć hierarchię potrzeb.

Przecież już osiągnięto najważniejsze. Uczel­

nia jest zreaktywowana. Pracuje. Usprawnia się organizacyjnie. Skupiła prawie wszystkich o- becnych w kraju słuchaczy IM. Starsi z nich stanowią najwyższy kurs Ill-c i. Okres tajnych studiów umożliwił dziś młodzieży wejście na średni i starszy kurs W.S.H.M.

Ci, co mieli odwagę studiować w okresie' krwawego teroru — mają ten awans akademic­

ki. Czas spędzony na tajnych studiach zapewne przez całe ioh życie będzie najmilszym i naj­

cenniejszym wspomnieniem.

Dla profesorów stanowi on niewątpliwie bo­

gatą dziedzinę obserwacji i doświadczenia nau- i kowo-pedagogicznego w zakresie ekonomiczno-

morskim. __

W dziejach wyższego szkolnictwa Instytut Morski w ramach tajnej pionierskiej inicjatywy i pracy Uniwersytetu Ziem Zachodnich jest zjawiskiem tak wyjątkowym, że warto mu po­

święcić osobne obszerniejsze studium. U.Z.Z.

b ył potężną uczelnią, do którego należało 250 profesorów i 2240 słuchaczy i słuchaczek. Wśród 9-ciu jego wydziałów Instytut Morski stanowił osobną pozycję. Na tle organizacyjnym, mate­

rialnym, moralnym i naukowym zadzierżgnął się mocny węzeł wzajemnego stosunku IM. z UZZ. Tego kapitału dalszy bieg życia zmarno­

wać nie powinien.

Dalsza współpraca Un. Poznańskiego i WSHM jest konieczna i wynika z tradycji czasów tajnego nauczania i wspólnej walki 0 niepodle­

głość polskiej nauki we wspólnym — Tajnym Uniwersytecie Ziem- Zachodnich.

Prof. Władysław Kowalenko

*

: Inżynier Eugeniusz Kwiatkowski o pożycz­

ce Odbudowy:

„Nie łudźmy się, nikt obcy nie odbuduje za nas Polski. Pomoc bogatych idzie tam. gdzie może zarobić! Na naszych ruinach i zgliszczach, na ementa’ zyskach życia i produkcji nikt obcy zarobić nie może. Los swój musimy wziąć we własne dłonie! Wobec przyszłości narodu, wo­

bec konieczności zagospodarowania ziem znisz­

czonych i ziem odzyskanych... przychodzi kolej na akcję czynników społecznych naszego naro­

du. Świat pracowniczy nie zawiedzie swego państwa! Podpisze on premiową pożyczkę Od­

budowy Kraju z ofiarnością i najlepszą wolą, gdyż wie, że przyczyni się ona do wzmocnienia i uporządkowania gospodarstw, do °dbudowy urządzeń użyteczności publicznej, do zwiększe­

nia liczby mieszkań oraz do stabilizacji cen ar­

tykułów pierwszej potrzeby. W pożyczce muszą wziąć udział wszyscy obywatele!“.

MO

(11)

W i e d z a p o m a g a r y b a k o m

Zdobycze te c h n ik i 20-go w ie k u są fantastyczne. M i­

lio n y sam ochodów m k n ą po drogach, tysiące sam olo­

tó w ż e g lu ją w przestrzeniach n adziem skich, ra d io - te le w iz ja je s t na usługach ludzkości, a ostatnio u ja rz ­ m io n o energię atom ow ą, lecz m a ło ja k d o tąd w ia ­ dom o o w ę d ró w k a c h i o k re ś le n iu ła w ic śledziow ych.

Cała tru d n o ść polega na ty m , że r y b y ż y ją pod w o ­ dą na o lb rz y m ic h przestrzeniach m o rs k ic h . W iadom o

ty le , że śledzie z n a jd u je m y , począwszy od m órz a rk - ty c z n y c h B ieguna Północnego do części p o łu d n io w e j M o rza Północnego i d a le j do Z a to k i B is k a js k ie j.

S tw ie rd zo n o ró w n ie ż, że są one ró ż n y c h g a tu n kó w , in n e p o ła w ia się u b rzegów Is la n d ii, znow u inne u w y b rz e ż y szkockich, czy też n o rw e skich , w reszcie odm ienne u w y b rz e ż y a n g ielskich lu b hole nd e rskich . T e re n y po ło w o w e ciągną się od M o rza Lodow atego i o k o lic Is la n d ii poprzez całe M o rze P ółnocne i k a n a ł L a M anche, aż do Z a to k i B is k a js k ie j, a z d ru g ie j s tro ­ n y do S ka g e rra ku .

Śledzie ż y ją w grom adzie, zwłaszcza zaś podczas ta rła s k u p ia ją się w o lb rz y m ie ła w ic e i to w o kre ślo ­ n ych okresach ro k u . Na w ę d ró w k i ry b w p ły w a znacz­

n ie te m p e ra tu ra w o d y o ra z p rą d y m orskie, k tó re n a ­ dają k ie ru n e k grornadzie i dlatego za d o b rych szy­

p ró w uw aża się ty c h ry b a k ó w , k tó rz y posiadają do­

b rą znajom ość p rą d ó w . N ie k ie d y w ię c na m o rzu spo­

ty k a się s ta tk i - s a m o tn ik i, u p ra w ia ją c e p o ło w y zda­

ła o d zn a n ych te re n ó w ry b n y c h . Są to w ła ś n ie e j r y ­ bacy, d la k tó ry c h p rą d y n ie sta n o w ią ta je m n ic i oni też cieszą się przew ażnie d o b ry m połow em .

N aogół je d n a k można w y ja ś n ić , że grom adzenie ła ­ w ic śle d zio w ych na p e w n y m ■ o g ra n iczo n ym te re n ie je s t spow odow ane z n a jd ow a n ie m się p o ż y w ie n ia (tle n u , d w u tle n k u węgla, s o li). Śledź o d żyw ia się p la n k to n e m zw ie rzę cym , zw a n ym „c a la n u s “ , przeto tam , gdzie m orze o b fitu je w p la n k to n ro ś lin n y , ry b a k zg ó ry p rz e w id u je , że p o łó w będzie słaby. P rz e k o n y - w u je się tu ż po w y c ią g n ię c iu sieci, k tó re są zam ulone i posiadają o s o b liw y zapach. Z ło w io n e w ta k ic h o k o ­ licznościach śledzie n ie są na r y n k u pożądane, gdyż są one d o tk n ię te „z ie lo n ą c h o ro b ą “ . Śledzie ta k ie ła ­ tw o Odróżnić po k o lo rz e oraz zaw artości żołądka, za­

solenie zaś m ożna odróżnić po k o lo rz e so la n ki, k tó ra je s t rdzaw o-czerw ona.

W y n a la z e k p ro f. H ardego ro z w ią z u je doskonale spraw ę g a tu n k u p la n k to n u . W s k a ź n ik „H a rd e g o “ , to m a ła tu b k a z filtr e m g a z o w y m .-P rz y rz ą d te n ciągnie się przez pew ie n czas na głębokości ta k ie j, n a ja k ie j sieci m a ją być w yrzu co n e . Je że li ry b a k zauważy, że na gazie z n a jd u je się m u ł, co oznacza obecność p la n k ­ to n u roślinnego, w te d y n ie w a rto sieci w ysta w ia ć.

G d y m u łu w danych o ko lica ch niem a, b ie rze się gazę pod m ik ro s k o p i w w y p a d k u u ja w n ie n ia p la n k to n u zwierzęcego, p o łó w się opłaci. Może się zdarzyć, że

badanie w yka że obecność obu p la n k to n ó w , w te d y p la n k to n ro ś lin n y w ypędza śledzie z tego m iejsca.

P aństw a zaangażowane w przem yśle ry b n y m w m ia rę m o ż liw o ś c i s ta ra ją się p rz y jś ć ry b o łó s łiw u z pomocą w z n a jd y w a n iu najbogatszych te re n ó w r y b ­ n y c h i na te cele zu żyto ju ż dużo pieniędzy. P rz e p ro -.

w adzono w ie le badań i e k sp e rym e ntó w w ty m kie^- ru n k u , k tó ry c h w y n ik i nie d a ją je d n a k k o n k re tn y c h w a rto ści. Za m ało w ie m y o h is to rii n a tu ra ln e j ró ż ­ n y c h g a tu n k ó w śledzi, aby szczegółowo w yka za ć ich m iejsca oraz w ę d ró w k i. Obecność ła w ic śledziow ych w ró żn ych okresach ro k u może b yć o kreślona ty lk o w p rz y b liż e n iu , d o m y ś la m y się, że na d a n y m te re n ie może być bardzo dużo śledzi, lu b n ie w ie le . N ie z ro ­ z u m ia ły je s t ró w n ie ż fa k t, że śledzie czasem corocz­

n ie przychodzą na to samo miejisce w b ogatych ła w i­

cach, czasem, p rze ciw n ie , u c ie k a ją i w ra c a ją d o p ie ­ ro po k ilk u latach, a czasem n ig d y w ię ce j w te o k o li­

ce nie z a w ita ją .

F a k t ucieczki ła w ic szprotow ych za o b se rw o w a li­

śm y i i naszych w yb rz e ż y . W ie m y, że ry b o łó s tw o r o ­ dzim e poniosło k o lo s a ln e s tra ty z tego pow odu, a od 10 la t żaden znak nie w skazuje, aby ła w ic e na now o z a w ita ły do o k o lic z n y c h w ó d g d yń skich. O d w ro tn y w y p a d e k daw no n ie n o to w a n y w h is to rii ry b o łó s tw a polskiego w y d a rz y ł się w u b ie g ły m sezonie w o k o li­

cach H e lu . N ie z w y k le o b fite ła w ic e śledzi n a p ły n ę ły tuż b lis k o c y p la helskiego- w n ie s p o ty k a n y c h dotąd ilościach. Tam tejsza ludność w y ła w ia ła je po p ro sb ' rękom a, koszam i, w ia d ra m i i ty m , co b y ło pod rę k ą N ie ste ty, ry b a c y ' n ie b y li p rz y g o to w a n i odpo w ie d n io do p rz y ję c ia ty c h cennych gości i z a le d w ie n ik ła część została w y ło w io n a , b o w ie m zaledw ie po k i lk u dniach g ro m a d y b e z p o w ro tn ie o d p ły n ę ły . '

P ra k ty c z n y m w s k a ź n ik ie m ła w ic śle d zio w ych je st sonda oraz dośw iadczenie i szczęście szypra. Sonda o kreśla p rz y ro d ę dna, w ska zu je d o k ła d n ą głębokość oraz m ó w i o ty m , czy dno je s t piaszczyste, czy s k a li­

ste. W e d łu g ty c h p ro s ty c h dlanych ry b a k o rie n tu je się o m o ż liw o ś c i p rz e b y w a n ia ła w ic śledziow ych. Je­

d n a k o b fito ść p o ło w ó w je s t ró w n ie ż uzależniona od p rz y p a d k u . D latego p o ło w y śledzi m ożna p rz y ró w n a ć do g ry w lo te rię : k tó r y szyper m a szczęście i dobre przeczucie, te n dużo może zło w ić. K ażde ry b o łó s tw o posiada sw ych szczęśliw ych szyp ró w , k tó rz y przęz d łu g ie la ta dobrze ło w ią . W ślad za ta k im i szyp ra m i po su w ają się in n e -statki, w ie rzą c w ic h gw iazdę. D la to w a rz y s tw śledziołów czych lu d z ie c i są bardzo cen­

n i i czule p iln o w a n i, aby k o n k u re n c y jn a fir m a nie zagarnęła ic h d la sw y c h interesów . W w y p a d k u ś m ie rc i lu b zatonięcia ta kiego szczęściarza, zastępuje m iejsce szypra syn jego lu b b ra t, aby choć w te n sposób u trz y m a ć ła ń cu ch o b fity c h p o ło w ó w .

Teofil Serwa

U

(12)

O polskiej terminologii morskiej

, P odając pow yższy a r ty k u ł R e d a kcja w z y w a z a in ­ te resow anych do w y p o w ie d z e n ia się: czy i ja k n a le ­ ży spolszczyć fachow e m o rs k ie w yra że n ia ?

P o la cy p r z y w y k li do prow a d ze n ia h a n d lu z G da ń skie m i n ie m a ją c sposobności zapoznania się z m orzem i żeglugą, n ie ro z u m ie li p o trze b y posiada­

n ia w ła s n e j flo ty . Im p ro w iz a c ja na m o rz u Z y g m u n ta A u g u sta , czy W ła d y s ła w a IV , oraz n ie k tó ry c h p o l­

skich k a p ró w n ie o p a rta o je d n o lity w y s iłe k całego społeczeństwa zaw iodła. S ta w a liś m y się coraz słab­

sz y m i po m ię d zy naszym i sąsiadami,, ta k , że „p rzyszły w reszcie ro z b io ry , a w ybrzeże nasze zagarnęło K r ó -

■ le stw o P ru skie .

W ty m to okresie ję z y k nasz p rz y s w a ja sobie lic z ­ ne n ie m ie c k ie słowa, ja k : żagiel, żegluga, b u rta , k o ­ tw ic a , maszt, k il, ste r,' śruba, lin a , b lo k , fla g a , k u rs, k a ju ta , ka b e l, holow ać, la w iro w a ć itd . Po klęsce N ie m ie c w p ie rw sze j w o jn ie św ia to w e j tr a k ta t w e r­

sa lski p rz y z n a ł n a m dostęp do m orza: długość w y ­ brzeża m o rskie g o w y n o s iła ty lk o 140 k m (2,5 proc.

ogólnej d ługości g ra n ic ), w ty m Z a to k a P u cka lic z y

sama 68 k m ! >

N a p ó łk a c h ks ię g a rs k ic h zaczynają się pokazyw ać d z ie ła p o ls k ic h a u to ró w dotyczące s p ra w m o rskich , żeglugi, b u d o w n ic tw a okręeow ego, ja c h tin g u itd . A le wówczas o ka zu je się, że n ie p osiadam y u sta lo ­ n y c h p o ls k ic h słó w dotyczących m o rza i że g la rstw a ; je d n i z a u to ró w u ż y w a ją te rm in o lo g ii - n ie m ie c k o - h o le n d e rs k ie j, k tó r y p rz y n ie ś li do nas P o la cy „p o ­ w ra c a ją c z ca rs k ie j m a ry n a rk i, in n i zaś ro z u m ie ją c niedorzeczność p o s łu g iw a n ia się ty m żargonem u s i­

łu ją stw o rzyć p o ls k ie s ło w n ic tw o . W re z u lta c ie k o ń ­ czy się na ty m , że m n ó stw o p rz e d m io tó w czy po­

ję ć posiada po parę nazw , zam iast je d n y c h ściśle i n ie d w u zn a czn ie je o kre śla ją cych .

Słusznie nasz n a jw ię k s z y p ro p agandzista m orza i w y c h o w a w c a m ło d z ie ż y m o rs k ie j ś. p. g e n e ra ł M a ­ riu s z Z a ru s k i w p rz e d m o w ie do sw ego d z ie łk a p. t.

„W spółczesna Żegluga M o rs k a “ (r. 1920) stw ierdza, że pisząc pow yższe d z ie łk o s p o tk a ł się z zu p e łn y m n ie m a l b ra k ie m p o ls k ie j te rm in o lo g ii że g la rs k ie j. D a­

le j p rz y z n a je się, że n ie c h c ia ł z a im p ro w iz o w a ć n ie ­ m a l zu p e łn ie nowego, czysto polskiego s ło w n ic tw a , w o la ł w ię c spolszczyć cudzoziem skie n a zw y.

N a sw oje u s p ra w ie d liw ie n ie podaje, że te rm in o lo ­ g ia ja k o b y m ia ła b y ć m ię d z y n a ro d o w y m ję z y k ie m m a ry n a rz y , n ie s te ty p o g lą d te n n ie w y trz y m u je k r y ­ ty k i, gdyż n ie m a i n ie było- n ig d y żadnego „ję z y k a m ię d zyn a ro d o w e g o “ na s zla ku m a rs k im ; n a w e t lu d y ro m a ń s k ie : F ra n cu zi, W ło s i, H iszpanie— czy G erm ano­

w ie ; A n g lic y , N ie m cy, H o le n d rz y , D u ń czycy, N o rw e ­ gow ie, Szw edzi — n ie m ogą ze sobą p o ro zu m ie ć się na m o rzu !

O fic e ro w ie S z k o ły M o rs k ie j ( w T czew ie) poszli ś la d a m i Z a ru skie g o i w y c h o w a li w duchu tego ża r­

g onu p ie rw sze k a d ry o fic e ró w .

W te n sposób zaczęły się rozpow szechniać: gafie, bom y, b e jfu ty , ta ke lu n iki, - atengi, sztaksle, halsy, szkoty, d a lb y, pe le ng i, g o rd in g i, b o m b ra m y , k a b e lta - w y , w a te rw e js y , tra js le itp .

Jedynym atutem żargonu jest to, że terminy są krótkie i można je na wzór języka niemieckiego

#2

„ A n ie ch aj n a ro d o w ie w ż d y p o s tro n n i znają, Iż P o la cy riie gęsi, iż sw ój ję z y k m a ją “ . ' składać w złożone w y ra z y , np. fo k b o m b ra m re ja , albo k r ó j cbomibramsteUigesztafcseldaunholerlaj te r b lo k !

N ie posiadając w ła s n e j tr a d y c ji m o rs k ie j, trze b a b y ło sztucznie stw o rz y ć p o ls k ie s ło w n ic tw o . P ierw sze k r o k i b y ły tru d n e i.n ie z b y t fo rtu n n e ; w 1921 r. U ka­

zuje się S ło w n ik O k rę to w y o p ra co w a n y przez inż. K a ­ ro la S ta d tm iille ra .

D o p ie ro w 1927 r. pow sta je K o m is ja T e rm in o lo ­ giczna M o rs k a , p ra c u ją c a p rz y L id z e M o rs k ie j i Rzecznej w W arszaw ie, a od 1931 r. pod egidą PoL- skie j A k a d e m ii U m ie ję tn o ś c i w K ra k o w ie . K o m is ja ta do czasu o sta tn ie j w o jn y w y d a w a ła zeszytam i p ię - cio ję zyczn y s ło w n ik będący d zie łe m z b io ro w y m a za­

w ie ra ją c y o ko ło 10 ty s ię c y te rm in ó w m o rs k ic h . M o - żnaby i w ty m s ło w n ik u d o p a trzyć się lic z n y c h n ie ści­

słości i k ry ty k o w a ć te i owe n ie z b y t udane te rm in y , je dnakże fu n d a m e n t pod s ło w n ic tw o m o rs k ie został położony. N a le ża ło b y go ty lk o jeszcze raz p rz e d y s k u ­ tow ać, sko ryg o w a ć, u z u p e łn ić, zapoznać z n im społe­

czeństwo, a d o p ie ro życie i p ra k ty k a ostatecznie go u k s z ta łtu je , w y g ła d z i i p rzysw o i.

W o jn a 1939 ro k u i p ra w ie sześcioletni okres n ie w o li u k rw a w e g o o k u p a n ta p o w o d u je z m a rn ie n ie całego naszego d o ro b k u m orskiego, zaś fa c h o w c y m orscy ro z ­ p ro s z y li się, bądź g in ą w obozach k o n c e n tra c y jn y c h . B ra k w s z e lk ie j lite r a tu r y m o rs k ie j zmusza nas do o d tw o rz e n ia je j n ie ty lk o w ro z m ia ra c h p rz e d w o je n ­ nych, a le w znacznie w iększych, gdyż — oo zaledw o w y s ta rc z a ło d la p o trze b p a ń stw a o 1 4 0 -k ilo m e tro w e j g ra n ic y m o rs k ie j, to okazuje się n iedostatecznym d la p a ń stw a o 5 0 0 -k ilo m e tro w e j g ra n ic y m o r s k ie j! P ra ­ w ie c z te ro k ro tn ie dłuższe w ybrzeże, now e p o rty i szersze h o ry z o n ty zm uszają nas do w iększego ro z ­ m achu w te j dziedzinie. Trzeba pospiesznie szkolić .k a d ry p ra c o w n ik ó w m orza i' to w p o ls k im duchu, na

z d ro w e j p o ls k ie j m y ś li, na p o ls k ie j te rm in o lo g ii!

P o ś re d n ik a m i m ię d z y p o ls k im s ło w n ic tw e m m o r­

s k im a społeczeństwem są k s ią ż k i i czasopisma, k tó ­ ry c h to a u to ró w L ig a M o rs k a s w o im a u to ry te te m w in n a n a k ło n ić do n ie u ż y w a n ia żargonu, ale do p o d ­ p o rz ą d k o w a n ia się i u ży w a n ia je d n e j ty lk o te rm in o ­

lo g ii m o rs k ie j.

N ie jed e n d o w ie się wówczas, że n ie n ależy m ó w ić n p ..s ta te k w o je n n y , lecz o k rę t w o je n n y , n ie k a p ita n o k rę tu (w m a ry n a rc e w o je n n e j), lecz dow ódca o k rę ­ tu, n ie m ajltek, lecz m a ry n a rz , nie m ostek k a p ita ń ­ ski, lecz pom ost n a w ig a c y jn y itd .; może wreszcie z n ik n ą w naszej lite ra tu rz e na masztach s ta tk ó w

„b o c ia n ie gn ia zdą “ i in n e p o m y s ły szczurów lą d o ­ w y c h !

A pow ra ca ją c do żargonu, ito ja k w fa b ry k a c h i w a rszta ta ch zanikalją śrubsztaiki, h o la jz y , bandze.

gi, mesie, szta m a jzy i inne cu d a ki, to ró w n ie ż niech w reszcie zginą: b u k s z p ry ty , g ro tm a szty, ru m b y , w a n ­ ty , b e jd e w in d y , k ra js p e le n g i, sztorm y, g a fe lg a je i in ­ ne „m a ry n a rs k ie “ w yra że n ia .

Co do te rm in o lo g ii ż e g lu gi śró d lą d o w e j, to je s t ona ściśle zw iązana z m orską, a chyba t y lk o tro ch ę u boż­

szą — oo do treści, zaś ję z y k flis a k ó w , c zy t. z w . o ry ló w n ie w y s ta rc z a d zisie jszym je j potrzebom .

Jan Gajewski.

i

(13)

Jan R. Rąbca

Głosi czyjaś teorja, że bursztyn to skamienia­

ła żywica lasów sosnowych, które w odległych mrokach przedhistorii nadmorską ziemię naszą łączyły z brzegami Skandynawii. Czas i kata­

klizm y przeróżne zrobiły swoje. Runął ten piękny niegdyś las, a ponad nim przewaliły się wody Bałtyku, A dziś, przechodząc jego brze­

giem, rzuca nam fala niespokojna pod stopy skamieniałe łzy żywicznych pniów. Wdzięczna i cenna bursztynowa jałmużna.

Drzewa tych lasów*) były jakimś przejściem od sosny naszej do choiny. Wskazują to wyraź­

nie resztki drzewa i igliwia zachowane w bur­

sztynowych bryłach. Żywica gromadziła się w tych drzewach częściowo na zewnątrz korze­

ni, częściowo znów kapała z gałęzi. Po dzień dzi­

siejszy podobne drzewo bursztynowe rośnie jeszcze w lasach Nowej Zelandii, t. zw. Dam- mara Australis. Z jego. to gałązek kapie żywica i tężejąc, zwisa w długich soplach. Na podsta­

wie resztek zwierząt i roślin zachowanych często w bursztynie przedstawić sobie można florę i faunę tych bursztynowych lasów. Żywica, ściekając z gałęzi na ziemię, wchłaniała liście drzew, mech, ten i ów kwiat i paproć, rosnącą gdzieś nad ruczajem. Przywabiony jej specyficz­

nym zapachem sunął ku niej ślimak, pająk szedł ostrożnie na swych długich nogach, ten i ów nie­

znany owad lub chrabąszcz lotarł się o nią, pró­

bował ją zbadać i swą ciekawość przypłacał ży­

ciem. Przylepił się do niej i już pozostał; spadły na niego nowe krople, stężały i w ten to sposób zachował nam bursztyn fragmenty flory i drob­

nej fauny owych lasów.

Nie sądźmy jednak, że bursztyn .tylko u nas, na naszym wybrzeżu znaleźć można, gdzie go morze, oderwawszy od dna swego i otuliwszy

w powikłane wodorosty, falą na brzeg wyrzuca.

Przy pracach ziemnych, nawet przestrzennie da­

leko, od morskiego brzegu, natrafiono ua bur­

sztyn. Twierdzącego, że bursztyn spotkać można w północnej Afryce, w Portugalii, Hiszpanii, Francji, Danii, Holandii, na Sybirze, Kamczatce, w Dalmacji i na Węgrzech, nie będziemy bynaj­

mniej uważać za opowiadacza bajek z tysiąca i jednej nocy. Bezsprzecznie największe złoża bursztynu leżą w byłych Prusach Wschodnich, koło Piławy, w miejscowości Palmnickeu. Pod­

czas jednej nocy jesiennej r. 1862 morze wyrzu­

ciło na tamtejszy brzeg 2.000 kg bursztynu.

Tamże to; ~ uzyskiwano,—przed (ostatnią wojną 400.000 kg bursztynu rocznie, a metr kubiczny ziemi zawierał przeciętnie 2 kg bursztynu.

Bursztyn jest minerałem przezroczystym lub nieprzezroczystym. Barwa jego bywa jasno żół­

ta, żółtawo - biała i brązowa. Na Sycylii jawi się on pod barwą niebieskawą, szmaragdowo­

zieloną i fioletową. Co do jego chemicznych wła­

sności zapamiętajmy sobie to, iż nie rozpuszcza się w wodzie, rozpuszcza się natomiast w benzo­

lu, chloroformie i alkoholu. Temperatura jego topnienia wynj;si 230 st. C. Co do sposobów obrobienia bursztynu to istnieją dwa zasadni­

cze: p iln ik i tokarka. Bursztyn polerowany by wa za pomocą wody i kredy. Naturalnie posia­

da miejsca, gdzie polerowanie go się nie ima i wtedy powleka się to miejsce pokostem bur­

sztynowym. Rozgrzany w oleju bursztyn mięk- czeje i wtedy nadać mu można dowolne kształ­

ty.

Sposoby uzyskania .bursztynu są następujące:

najprostszy sposób to zbieranie go na brzegu po wyrzuceniu przez fale. Niekoniecznie zostaje wyrzucony w nagiej swej postaci; bardzo czę-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Współpraca Ligi Morskiej z rządem datuje .się nie od dlziś, nie od chwili kampanii wyborczej, ale ma już swą tradycję.. Liga Morska i Kolonialna prowadziła

teriału roślinnego, który przy podnoszeniu się wody zostaje porwany dalej i wypchnięty na ocean.. W ten sposób, kłody powiązane lianami i zbite przez napór

Kanał Moskwa — Wołga ożywiają nowoczesne statki

Zadania dzisiejszego Trzeciego Zjazdu Przemysłu Z em Odzyskanych podobnie jak i dwu poprzednich Zjazdów, sprowadzają s ę do wzmożenia powszechne, go wysiłku narodu

Czyn pracy jest dalszym ciągiem w alki o niezależność polityczną i gospodarczą, o właścwe miejsce w rodzime inarodów i w świecie, jakie należy się Polsce.. W

renach nadmorskich z pracy na morzu i przy morzu. Ten milion pracowników morskich dawał utrzyma­. nie swym rodzinom, zapewniając w ten sposób

niewa, leży przystań rybacka Stara Pasłęka. Głębokość rzeki uzależniona jest od stanu wody w Zalewie, jak również od zapory wodnej w Petelkowie i

wu owych zdobnych, drobniutkich pływaków morza, wychodzących na powitanie słońca, sami dzielili się materiałem połowu i zamieniali się na okazy, z którym i nié