• Nie Znaleziono Wyników

Dzwonek, 21 grudnia 1926

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dzwonek, 21 grudnia 1926"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

21-go grudnia 1926,

ZWONE

Gazetka dla dzieci

Bezpłatny dodatek tygodniowy. * I

Wigilijna cicha noc . . , Wigilijna cicha noc . . .

Drży na niebie gwiazdek moc, Jezus się narodził nam!

Nad wierzchołki nagich drzew Już aniołów płynie śpiew Do niebieskich bram.

Mały Jezus cicho śpi,

O ziemianach — braciach śni, Kolebka Mu prosty żłób.

Pastuszkowie niosą dar:

Jagnie, mąki parę miar Do maleńkich stóp.

Wigilijna cicha noc . . ,

Drży na niebie gwiazdek moc . » . Jezus się narodził nam!

Każdy dar mu przyniósł swój, I cóż ja Ci Jezu mój,

Ja maluczki dam?

Nie mam lśniących złota brył, Ni diamentu, coby lśnił,

Jak jutrzennych spojrzeń czar . . . Nie mam lilii, nie mam róż,

Perły moje w głębi mórz,

Nie mam drogich, barwnych szat . . . Chyba Ci się oddam sam

Chyba serce moje dam,

Jak ntonacv kwiat z. %

(2)

«Ti! cł ii • p ^ .V '»■ 3D (5 »T^5 »V5 cł ■','f»Ä1 j£^. Ö»T.CJ {*> o •Y«Üj V? •T*. &

I

Przemyślny chłopiec*

W powiastce tej zachodzi wszystko to, co należy do praw- d.zjwej;.powiastki gwiazdkowej: mianowicie jest chłopczyk, matka jego i choinka. Pomimo tego powiastka ta jest w innym rodzaju, liż zwykle bajki gwiazdkowe. Więc uważajcie pilnie.

„Matusiu, czy dostano choinkę? zapyta? Włodja, po polsku . .Włodek, swej matki, popijając herbatę gorącą.

„Czego ci się zachciewa? Choinki mu się zachciewa! Pra­

wie nic nic mamy, ani chicha, ani masła, lub czegoś podobnego. Ja nawet rękawiczek nie mam, na taki mróz“ odparła matka.

„Wszak inne dzieci mają choinkę, a ją sam tylko nie mam?

Czyz i ja nie jestem dzieckiem jeszcze?“

: „Spróbuj sam sobie zrobić choinkę.“

„Dobrze“, odparł Włodek, „ja się już postaram o choinkę, fo wcale nie tak trudno, a ładniejszą będzie od zeszłych. Gzież I mora czapka?“

, „Już znów wybiegasz na ulicę. Istne utrapienie z tobą“, bia- . dała matka. „Oj, gdyby żył jeszcze twój.ojciec, ten by ci sprawił...**

Ale Włodek już nie dosłyszał, coby mu ojciec sprawił, gdyż zanim matka dokończyła zdania, syn długiem i susami zbiegał ze schodów. Na ulicy wyjął z kieszeni duży brylant świecący, zna- iziouy dnia poprzedniego na ułfcy. Brylant ten stanowił całą nadziej' Włodka, spodziewał się po nim nietylko choinki, ale i ży­

cia dalszego bez treski dla swej matki. Wszedł więc do sklepu złotnika, ręce włoży? do kieszeni i śmiało zapytał kupca:

I ", „Czy par, kupuje brylänty?“

„Owszem, .a czy maż jaki na sprzedaż?“

< „Niech pan teil odważy i powie mi, ile pan za niego da?“

, „Przecież to najzwyklejsze szkło?“ rozśmiał się złotnik, spoj- - zawszy na rzekomy brylant.

„Tak wszyscy zwykle mówią!“ odparł z powagą chłopiec.

„Ty śmiałku, wynoś mi się zaraz. Zrozumiałeś, urwiszu!**

| krzyknął kupiec, rzucając cenny kamień chłopcu pod nogi.

i „Oj, ci oszuści!“ westchnął Włodek, podnosząc swój skarb zapoznany. „Czyż ktoś nie mógł zgubić prawdziwego bryłanta?

— Ale to nic! —•— Spróbuję dostać się do teatru . .

., Dawno już myśl ta go prześladowała. Słyszał bowiem, że

| chłopcy także występują w teatrze, tylko nie wiedział, jak się

(3)

S*SSX©6X®67rS<DX3SXe)6XasXc> 3 GMT5SXSSXe)SXaSXBSrKe)G7r®6Xł: ,

dostać do niego. — Nie namyślając się długo, zaszedł przed bramę teatru, tam chwilkę postal, aż wreszcie śmiało ale. spokojnie wkro­

czył dc. przedsionka. Przystąpił do kasy, w której sprzedawano bilety i zapytał jednym tchem: „Czy nie potrzeba panu chłopca do występu?“

„Idź sobie, nie potrzebnyś tutaj, tylko przeszkadzasz innym“,, rzekł urzędnik kasowy i odwrócił się, z czego skorzysta! Włodek, aby wsunąć się z kilka osobami za zasłonę, z za której dochodziła muzyka.

..Proszę o bilet, kawalerze?“' zapytał go się kontroler bile­

tów.

„Proszę pana, tu w teatrze znajduje się pewien pań z długą brodą. W domu u niego stało się nieszczęście“, skłamał na pocze­

kaniu urwis Włodek, „żona jego nagle umarła.“

„Nie mam czasu, aby szukać owego pana z czarną brodą, Wnijdź do środka i poszukaj go sam.“

Włodek wsunął obie ręce do kieszeni spodni i wszedł z zwy- , eięskiem uśmiechem do wielkiej sali, a spostrzegłszy niezajętą loż.

usiadł w niej w pierwszym rzędzie. Z zaciekawieniem spoglądał na widownię. W tej. chwili ktoś trącił w ramię Włodka. Był to pewien pan z ową żoną, który kupił właśnie bilety na miejsca w loży.

„Loża jest zajęta“, rzekł Włodek spokojnie, „i to przezemnie“

Pan chciał pójść po kontrolera, ale żona jego zawołała ze śmiechem:

„Niech tu z nami posiedzi. Taki mały i już taki zaradny.

Czy chcesz z nami pozostać?“ odezwała się do chłopca.

„Niech pani spokojnie usiądzie“, łaskawie pozwolił Włodek.

„A co pani tam trzyma w ręku? Ach to program? Pani mi po- zwoli przeczytać?“

Siedzieli razem do końca przedstawienia.

„Czy program pani jeszcze potrzebny?“ zapytał jeszcze Wło­

dek.

„Nie, możesz go sobie zabrać na pamiątkę naszej znają-, mości“, odpowiedziała ze śmiechem.

„A ile pani za niego zapłaciła?“ pospiesznie zapytał chłopiec,

„Rubla.“

„Sprzedam program na następnem przedstawieniu.!“ pomy­

ślał sprytny chłopiec i zaszedł jeszcze do następne! łoży. w której

- 1 --- —

(4)

pozostawiono program, który też zabrał, i rozradowany wyszedł z teatru, i stanął przed nim, aby sprzedać nowe dwa programy.

Wrócił do domu zmęczony i głodny, ale zadowolony — gdyż zamiast nieprawdziwego brylantu miał w kieszeni dwa ruble pa­

pierowe. '

. Nazajutrz Włodek błądził po mieście. Dwa ruble mocno trzymał w garści, a okiem bystrem szukał sposobności do pomno­

żenia swych pieniędzy. Przystanął przy oknie dużej kawiarni i nie namyślając się długo wszedł, pomny na słowa: ..Odwaga to pół zwycięstwa.“

„Czego chcesz, malcze?“ dopytywał się go oddźwiemy.

.Czy pan nie zauważył tutaj pewnej pani w szarem futrze i z złotą kieszonką?“ zapytał na poczekaniu Włodek.

„Nie“, odparł oddźwiemy.

„W takim razie poczekam tutaj na nią“, odpowiedział chło­

piec i usiadł przy stole. Dwa stoły dalej siedział starszy pan, który właśnie odłożył gazetę przeczytaną i zaczął pić kawę.

„Proszę pana“, szepną! Włodek, przystąpiwszy do niego.

„Ile kosztowała ta gazeta?“

„Rubla, chłopcze.“

„A nie odstąpiłby mi jej pan za pół rubla. Pan ją przecież tut przeczytał.“

A co zrobisz z gazetą?“ badał dalej gość.

..Sprzedam, aby coś zarobić“, rzekł malec.

„Ej, to z ciebie kupiec! Dodam ci jeszcze trzy ruble. Może- byś też zjadł kawałek placka?“

„Nie jestem żebrakiem, proszę pana“, brzmiała dumna odpo­

wiedź. Chciałbym tylko cośkolwiek zarobić do Gwiazdki, aby so­

bie sprawić choinkę — potem już koniec. Nie chodzi mi o zbytki ani łakocie!“

W przeciągu niespełna pół godziny w ten sam sposób nabył Pięć gazet. Były one coprawda trochę pogniecione, ale świeże, z dnia bieżącego. Z trudem przeczytał nagłówki w swoich gaze­

tach, które potem głośno wywoływał na ulicy, jak to nieraz słyszał od zawodowych sprzedawaczy gazet.

„Ostatnie wiadomości! Zmiana ministerstwa w Anglji. Cena zet gazetę rubla. Nowe ministerstwo za rubla!“

Po kilku podobnych jeszcze kumach i sprzedażach gazet w

(5)

SX®6X86!t®6?K36!T!SXe!f!3S!Ti3)63K3 5 6!'K®6X36X56X361f!3>GiTS6ił!8®!i5^

przeciągu popołudnia Włodek z czapką na bakier przebiegał ulice wielkiego miasta ze skrzyneczką cukierków w ręku. Na ławęe przydrożnej zauważył pewnego pana, palącego papierosa. Włodek przystąpił do niego i odezwał się skromnie:

„Czy mógłbym pana o coś zapytać?“

„No dalej, o co ci chodzi?“

„Jeśli pół funta cukierków zawiera 27 kawałków, które kosztowały 25 rubli, to ile wypada na sztukę?“ zapytał chłopiec

„To nie był łatwy rachunek, tak coś około jednego rubla . . A r-a co ci tego potrzeba?“

„Jeśli więc będę sprzedawał sztukę po 2 ruble, to chyba będę miał z tego zysk jaki? Może pan weźmie kilka odemnie?"

„Owszem, ale ty je zjesz?“ odezwał się wesoło zapytany.

„Nie, ponieważ nie jestem żebrakiem! Ja tylko je sprze.

daje, aby . . . Kup pan. Może je pan podarować znajomemu chłop, cu!“ prosił Włodek.

„Daj już! Wezmę całą skrzyneczkę“, oświadczył po krót.

kim namyśle starszy pan.

zmęczona d0 Późnym wieczorem matka Włodka- wróciła

domu po całodziennem szyciu w rodzinach.

Na stole na którym Włodek spał z opartą na ręku główką stała choinka, ubrana kilkoma jabłkami, dwoma świeczkami i kilką’

gwiazdkami złotemi. Pod nią leżały podarki, i aby nie było niepo, rozumienia, dla kogo były przeznaczone, znajdowały się dwje kartki ołówkiem napisane. Przy skrzyneczce z ołówkami kolo.

rowerai była kartka: „dla Włodka“, a parę rękawiczek zakrywa}»

kartka: „dla Matusi“.

Mocno zasnął przebiegły chopiec myśli kupieckie zaprzątały jego głowę?

Bogu wiadomo, jak%

(Z rosyjskiego.)

Zwgczaje wigilijne na Śląsku.

Na Śląsku utrzymały się tradycje, t. j. z pokolenia na poifj%. I nie przechodzące zwyczaje wigilijne obchodzone z wielką uroczy I stością powagą i skupieniem. Pani domu, gospodyni wraz z słą, * żbą krząta się już od rana, bv przystroić pięknie dom. ubrać choi6

(6)

j,ę i przygotować wieczerzę, składającą >się obowiązkowo z 7—9 potraw. W wieczór wigilijny, gdy pierwsza gwiazdka na niebie zaświeci w izbie około stołu przy żarzącej się choince, zgromadza się i zas ada cała rodzina wraz ze służbą.

Na stole wigilijnym palą się podczas wieczerzy świece. Stół Ulało nakryty a pod obrusem usłano siano albo słoma na znak. że pzieciątko“ narodziło się w ubogiej stajence a za posłanie słu- 'iylo mu siano i słoma, któremi to gospodarze okręcają drzewa owocowe, aby rok przyszły w dobry owoc był bogaty. Wszyscy

%aC%ą pilnie, aby do wieczerzy wigilijnej zasiąść w liczbie parzy­

stej.- Istnieje bowiem przesąd, że w razie nieparzystej liczby, ktoś z obecnych w przeciągu roku umrze.

Zwyczaj łamania się opłatkiem i składania sobie życzeń utrzymał się w staropolskich rodzinach a obecnie zaprowadza się W każ 'ym domu na Śląsku. Potrawy wigilijne są obfite, lecz pro­

ste, niewyszukane. Odwieczną wprost na Śląsku, zwłaszcza Gór­

nym, jest zupa sporządzona z konopi tak zwana „siemieniatka“, która podaje się wraz z kaszą tatarczaną. W niektórych rodzinach tylko zamiast „siemieniatki“ podają zupę grzybową lub owocową z kluseczkami. Z ryb najczęściej zjawia się na stole wigilijny*#' karP pieczony albo gotowany. Na wsi jednakże zwłaszcza w oko­

licach rolniczych podają ryby bardzo rzadko przy wieczerzy wi­

gilijnej. Z rzędu idą kartofelki, kwaśna kapusta, makówki (zrobio­

ne z bułki), słodzone cukrem lub miodem, polane mlekiem i gęsto osypane makiem, kluski z miodem, komput ze śliwek, gruszek, ja­

błek suszonych itd. Po wieczerzy, w czasie której rozmowa toczy się przeważnie-o dawnych dziejach i zwyczajach — obdziela matka dorosłych, dzieci, domowników i służbę piernikami, orzechami i cu­

kierkami ■ -

W Cieszyńskiej części Śląska jest zwyczaj, że każdy otrzy­

muje po 4 orzechy na znak czterech pór w roku. Otwiera się je pj kolei. Oznaczają one, jakie będą pory roku. dobre, czy złe.

Dzieci odbierają podarki od gwiazdora, który oznajmia swoje przy­

bycie głośnym dzwonkiem. Ma długą białą brodę, długi kij i dźwi­

ga wielki wór z podarkami na piecach. Poprzednio wypytuje je­

dnakże, czy dzieci są dobre, grzeczne, posłuszne, czy się dobrze uczą i mówią paciorek, po krótkim egzaminie dopiero obdarza tak.

te i dorosłych.

Par.me również zwyczaj, że niewidzialne „Dzieciątko“ sod-

(7)

w

7 <SXö<5Tf^6^f?8)6X5><3XE>51f55)<S5f2ö5«^

kfada pod choinkę podarki gwiazdkowe. Ozdoby choinkowe ^ Śląsku są już przeważnie polskie. Wycinanki z kolorowego Pa' picru, łańcuszki, cacanki, ozdoby ze skorup jajkowych i z pierz3, wykonują pracowite rączki naszej młodzieży, wypierając. prawi6 zupełnie liche wyroby fabryczne niemieckie w postaci drogi#1 świecidełek z blachy lub szkła. Po obdarowaniu zbierają- s’e wszyscy przy choince i wspólnie śpiewają przepiękne nasze k0' led)*.

Należy jednak zganić zwyczaj, który na Śląsku zaprowadzi!1 niemcy i austrjacy, t. j. strzelanie w powietrze z rewolwerów wiwat“. Zdarzają się przytem nieszczęśliwe wypadki, które ni3*

jednego młodzieńca, nie umiejącego się należycie obchodzić z brO' nią, przyprawiły o dożywotne kalectwo. Od czasu przynależę#3 Śląska do Polski odbywają się w niektórych kościołach o północ)' nabożeństwa, zwane Pasterkami, na które wierni dążą gromadni#

Dawniej chodzili na „Jurznie“. Tak nazywa się pierwsza msza ś*'- odprawiana w pierwsze święto Bożego Narodzenia.

Br. S.

lak świerczek stał

się

choinką.

Ną ttkiytej łączce leśnej rósł ładny, młody świerczek. Ptaszkł

!eśne skakały po jego gałęziach i modre kwiaty dzwonków rosły * kwitły w około niego. Nieraz zajączek wyskakiwał z gęszczu las#

siada? pod jego gałęziami i strzyga? uszami. Byli to świerczka, do­

brzy przyjaciele.

Pewnego razu gromadka dzieci przy zbieraniu poziomek do­

tarła aż do cichego zakątka leśnego ,w którym rósł świerczyk*

raze pełno życia i wesołego gwaru było w zakątku.

Patrzcie! Choinka gwiazdkowa!“ zawołały dzieci. Schw.V' city Się za ręce i zaczęły tańczyć naokoło świerczka, który ze zdß"

mienia nie wiedział, co się dzieję, a modre dzwonki schylały s#

głęboko w zielonej trawie, aby dziecięce nóżki nie podeptały p główek. Gdy słońce zaszło, dzieci pobiegły ku domowi, ale świef' czek jeszcze myślał o wesołych dzieciach, o ich twarzyczkach ro­

ześmianych, a więc słyszał ich miłe głosiki i czekał z dnia 'o*

fczień na nłch w nadziei, że jeszcze raz zabłądzą na łączkę w Iesi#

Tymczasem nie zjawiły się już ani razu, A, łato minęło i dnie st*' wały się coraz zhnnieisze i krótsze. .

(8)

„Nie widziałyście dzieci?“ pytało drzewko ptaszki leśne, które tedy owędy je odwiedzały. Atoli ptaszki nic o nich nie wie­

wały, a jeszcze mniej płochliwy zajączek, który nigdy się nic odwa Przebywać w pobliżu ludzi.

“, szumiał wiatr.

Aż pewnego poranka — śnieg już prószył i okrył nasze arzewko białym kożuszkiem od stóp do głów — usiadła kawka na bezlistnym dębie, który rósł blisko świerczka.

„Oj, tam oto stoi mała choinka“, rzekła kawka dojrzawszy drzewko, strząsając sobie śnieg ze skrzydeł.

„Dzieci mnie też nazwały choinką“, odparł świerczek ra­

dośnie.

„Może ty widziałeś dzieci, ty obcy, czarny ptaku?“

„Widuję je codziennie,“ odparła kawka, „i znam wszystkich Udzi w mieście, gdyż mieszkam wysoko na wieży kościelnej.

Wkrótce będą obchodzili Boże Narodzenie, to im będą potrzebne t^kle właśnie jak ty ładne świerki.“

„Czy po mnie aby przyjdą?“ zapytało drzewko pospiesznie.

„Poczekaj trochę, poczekaj“, odrzekła kawka i odfrunęła.

Pewnego wieczora wielki człowiek starszy z bielutką jak brodą przyszedł na odległą łączkę leśną, okrytą śniegiem, niego szło maleńkie, śliczne dziecię o dwóch srebrnych skrzy­

nek na ramionach.

. „Spojrzyj, wszakże tu jest jeszcze mała choinka“, rzekło ,'Wskazało na nasz świerczek. 1 siwowłosy staruszek podniósł säe- lerę, aby ściąć drzewko, które zadrżało z radości pod cieciem,

?dyż ono go wcale nie zabolało.

Tym sposobem drzewko nasze dostało się do miasta, w któ- ren? wszyscy przygotowywali się do Gwiazdki. Aniół gwiazdko­

wy ubrał je śrebmemi i złotemi włoskami i małemi czerwonemi

^uszkami.

„Uspokój się, świerczku świerczek czekał cierpliwie.

czekaj spokojnie

„Czy teraz jestem choinką gwiazdkową?“ zapytał s$ę śwfer- radośnie aniołka.

„Przecież, teraz jesteś piękną choinką i sprawisz sobą Ręcznym dzieciom dużo radości.“

Wieczorem zapalono na niem dużo pachnących świeczek a ask ich odbijał się w oczkach dzieci uszczęśliwionych, które tnt-

głosikami swemi śpiewały mu za to najpiękniejsze kolendy.

zabawie na gwiazdkę.

Cytaty

Powiązane dokumenty

wiadajcie się jeszcze przed świętami, bo inaczej nie możecie się .cieszyć na ^święta Bożego Narodzenia, a powinniście się na nie cieszyć, gdyż wtedy samo przyjdzie jako

I Wandzia: Czy też wszystkie dzieci tyle dostały.. Stasia:

wych wywiązują się z czasem owoce kształtu ogórka, w których znajduje się od 20 do 70 ziaren, leżących na poprzek t.. Ziarna te pali się jak kawę i rozciera na proszek

Póki mnie się opieracie, opieracie się też woli Bożej.“. e „Mój mężu“, wtrąciła się błagalnie żona margrabiegp, „nie zatwardzajcie serca waszego wobec woli

Młody Edison — bo to on był — jeszcze nieraz doczekał frię, że ludzie pukali palcem w czoło jego, jak ten oto robotnik, który chłopca rozczytującego się w podręczniku

Jeśli chłopcy są przyjaciółmi, przyjaźń ich nie # 4 długo, gdyż o byle cc się zaraz pobiją, lub pokłócą się, tak, po raz muszą się znowu godzić, tym czasem nasze

Potem bawiły się w teatrzyk dłoni i okazało się, że palcami można pokazać wiele rzeczy.. Czasami Ada się myliła i nie potrafiła czegoś zrozumieć, ale to było

Najważniejsze jest nie to, jak długo się siedzi, ale jak się to przyjmuje, jakie temu towarzyszą motywacje i jaki widzi się sens własnych działań.. Sytuacja rodzin i bliskich