7-go grudnia 1926
ZWONEK
Gazetka dla dzieci
Bezpłatny dodatek tygodniowy.
Miłość matki.
Wszystko mija, wszystko ginie, Przejdzie młodość, zwiędną kwiatki, Jedno tylko nie przeminie,
Jedno tylko: miłość matki.
Dziecko zaś w jej obecności, Choć jest nawet jeszcze małe, Już nie czuje swej słabości:
Jest odważne, nawet śmiałe.
Matka z dzieckiem razem czuje, Bardziej je niż swoje ciało Kocha, szczerze opatruje — Od przypadku broni śmiało.
Miłość matki najmocniejsza.
Niczem się zastąpić nie da:
Dziecku przeto jest najświętsza, Gdy jej nie zna, to mu bieda.
O, me dziecię ukocha '' • Zawsze wdzięczne bądź ma matki:
Będziesz za to szanowane, — Bóg ci w świecie da dostaki.
Cd »t1» zi'O»y» c) »Tic) Cs »X c!) Cs «t» c^ Cs »v» 2 Cs »y» cJ Cd »t1ic)\3«7ic)b «vlc) to»Y»c) (9«v* c) Si^c) ö»Vtö)
fatum sposobem dostała się czekolada do Europy ?
Powiastka.
0 tem. że czekoladę wyrabia się z ziaren drzewa kakaowego, to pewnie wszyscy wiedzą, ale nie wszystkim wiadomo, skąd to ziarno pochodzi. Dziś wam o tem zajmującą powiastkę opo
wiem.
Drzewo kakaowe czyli czekoladowe rośnie w południowej Ameryce. Jest to rozłożyste drzewo, które dochodzi do ośmiu metrów wysokości. Z kwiatów żółtawych, o brzegach czerwona
wych wywiązują się z czasem owoce kształtu ogórka, w których znajduje się od 20 do 70 ziaren, leżących na poprzek t. zw. ziaren kakaowych. Ziarna te pali się jak kawę i rozciera na proszek miałki. Zbiera się je dwa razy do roku, a drzewo 10-letnie do
starcza za każdym radem £0 do 30 owoców ogórkowatych. Hiszpa
nie pierwsi z Europejczyków zaznali kakao i to w Meksyku, któ
ry to kraj podbili po odkryciu Ameryki.
U krajowców, zwanych aztekami, drzewo kakaowe i owoce jego były w wielkiem poszanowaniu. Szczep ten Indjan wysoką miał kulturę, miał swój własny sposób rządu, stałe siedziby, pięknie zbudowane świątynie, o czem świadczą wykopaliska, poczynione przez badaczy w Meksyku.
Krajowcy ci, ziarna kakao używali jako pieniędzy, za które brah' od innych narodów towary. Robili sobie jednak z nich też smakołyki, o czem nie powiadali Hiszpanom, gdyż nienawidzili ich jako obcokrajowców i ciemiężycieli. Z tego też powodu Indjanie wzbraniali się od przyjęcia chrześcijaństwa. Hiszpanie bowiem nie obchodzili się z nimi dobrze, jak gdyby z braćmi w Chrystusie, tylko męczyli ich nieludzką srogością, brali ich w niewolę 1 wyzy
skiwali w okrutny sposób. Wtedy to Indjanie uciekali do lasów nieprzebytych i wyrządzali szkodę najeźdcom, gdzie tylko mogli.
Oczywiście nie wszyscy Hiszpanie byli tak okrutnymi i bez
litosnymi, ale oi lepsi właśnie nie mieli wpływu, choć radzili po
zyskiwać sobie czerwonoskórców łagodnością i cierpliwością.
Pewien młody ksia*żę hiszpański zabrał ze sobą dwoje dzieci indiańskich do swej ojczyzny. Było to rodzeństwo chłopczyk 1 dziewczynka, które w niewoli wkrótce przyjęło chrześcijaństwo i na chrzcie świętym nadano im imiona Juan (Huan) i Juanita (Hua- aita), tj- Jan i Janina. Pan ich dobrze się obchodził z dziećmi«
ęx5S4T?36X5G7Fi564Tf5>GiTT36X3<57K3 3 6Xć)6^C5G4łrE>G7FT367Ke>G4l45SSiBS7K<ł nie uważa! ich za służących, raczej na pokaz, którym chełpi! się przed swymi przyjaciółmi. Juan miał za zadanie być współtowa
rzyszem synów księcia, a Juanita była zajęta łatwcmi pracami w pokojach księżnej. Usługiwała przy gościach, wybierała pani różnokolorowe jedwabie do ręcznych robótek i grała na gitarze, czego się szybko nauczyła. W zamian za to dzieci nosiły piękną odzież i dostawały obfitego jedzenia, ile tylko zechciały. Pomimo tego nie były szczęśliwe, gdyż brak im było rodziców, wolności i ojczyzny!
Chłopiec, Juan, bardziej jeszcze odczuwał stratę swoją ani
żeli siostra. Tęsknota za piękną ojczyzną — wprost trawiła go i nie mógł znieść tego, że on, syn dumnego naczelnika azteków, zniewolonym był znosić w obcym kraju zachcianki dwóch chłop
ców, którzy nie byli wiele starsi od niego.
Dzięki wpływowi kapłana, który go przygotował do chrze
ścijaństwa młodzieniec starał się przytłumić w sobie tęsknotę, ale wkrótce już smutek brał znowu górę. Tak kapłan, ksiądz Diego, jak i siostra Juanita spostrzegli, że pod wpływem strapienia Juan na zdrowiu zaczął podupadać. W oczach niknął i należało się obawiać, że tęsknota go zabije, jeśli go książę na czas nie odeśle do Ameryki.
Juanita nad życie kochała swego brata i los jego bardziej ją obchodził od własnego ,choć i jej powietrze w Hiszpanii nie słu
żyło. Co wieczór modliła się na kolanach przed swem łóżkiem.
„Panie Boże, chętnie w ofierze oddam Ci moją wolność i życie moje, jeśli to się zgadza z Twojemi zamiarami. Ale ratuj tnego brata, spraw by powrócił do rodziców, którzy też tęsknią za swem^dziećmi. Wszak ksiądz Diego nam mówił, żeś jest dobry i miłosierny! Błagam Cię, wysłuchaj mej prośby!“
A czas uchodził i Juan i ty prośba nie została wysłuchana.
(Juan z każdym dniem stawał się bledszym i szczuplejszym; siostra jednak mimo to nie traciła nadziei i ni£ przestawała w modlitwie.
Wtem zachorował najstarszy syn księcia i to ten właśnie, który miał odziedziczyć tytuł księcia. Zapadł na chorobę żołądka i kiszek i lekarze jakoś nie mogli jej wyleczyć. Siły go opadały, po
nieważ żołądek nie zatrzymywał pożywienia. Zalecali picie mleka, lecz tego chory nie lubił i ani kucharze ani lekarze nie umieli go smaczniej doprawiać. Chory beznadziejnie w oczach zanikał.
Rodzice młodego księcia zrozpaczeni przywoływali lekarzy znanych z wiedzy wielkiej i z dalekich stron i przyobiecywali wy-
yS%l <2X96X90X30X9(2X95X96X9 4 <2x9 <?xsex90X9 <2x9 <2x00x90x9
soką nagrodę temu ,ktoby uzdrowi! ich dziecko. Ale nikt nie zdo
ła! pomóc!
Juanita oczywiście też dowiedziała się o chorobie młodego księcia. Myśl pewna przebiegła jej głowę i nagle prosiła, aby ksią
żę ją przyjął, gdyż chce mu coś powiedzieć.
„Panie — rzekła — umiem mleko tak przyprawić, że chory żołądek je zniesie, a przytem stanie się bardzo smacznemu Może i waszemu choremu synowi będzie smakowało. Czy pozwolicie, abym je doprawiła?“
Książę wiedział, że dzikie narody nowej części świata znały różu. moce natury, o których białoskórcy nie wiedzieli. Dlaczego i to dziewczę indiańskie nie miałoby ich znać? A jeśliby pomogło jego dziecku — błogosławiłby Juan i tę przez całe życie swoje i wynagrodziłby jej szczerze.
Juanity oczy zaświeciły z radości, gdy usłyszała przyrzecze
nie nagrody.
„Dla mnie panie niczego nie żądam — odparła. — Ale jeśli Bóg Wszechmocny synowi waszemu podaruje po raz drugi życie, wtedy zlitujcie się nad smutkiem pewnego ojca i pewnej matki, któ
rzy tęsknią za swym synem i pozwólcie wrócić do nich memu bratu, la sama pozostanę waszą niewolnicą, ale on tu umrze z tęsknoty. Przyzwyczajony do wolności w naszych lasach dzie
wiczych. nie może przywyknąć do przepychu w zamkniętym pała
cu/' — Kucharz hiszpański niechętnie zgodził się na to, gdy go Juanita prosiła, aby na godzinę jej odstąpił kuchnię. Wymagała, aby sobie wyszedł, gdyż sama tylko chciała przyrządzić napój, a książę nakazał słuchać jej zarządzeń.
Juanita wzięła ziarna kakaowe, które Hiszpanie w wielkich ilościach przywieźli, ostrwgała je, upaliła t utarła na 'proszek.
Mleko doprawiła tym proszkiem, zagotowała je, osłodziła i zaniosła choremu.
„Napij się — rzekła uprzejmie, — napój ten wzmocni cię i uleczy zarazem.“'
„Co to jest?" — zapytał chory podejrzliwie.
„SzokÓlail, tj. szumiąca woda. My dzieci Zachodu dopra
wiamy napój ten wodą. Woda w naszej mowie znaczy „la<tl", a szumieć . szoko“. Chłopiec nieufnie spoglądał na brunatny napój i z odraza go spróbował. Atoli nadspodziewanie zasmakował mu do tego stopnia, że więcej z niego zażądał. Ku wielkiemu zdzi
wieniu lekarzy i dworu, chory pożywienie zatrzymał. Odtąd po kilka razy na dzień wypijał po małym kubku i to, co mala Indian-
ka przepowiedziała, nastąpiło, bo pod wpływem tego płynu, §jj przybywało coraz więcej i wyzdrowienie raźnie postępowało na>
przód.
Rodzice książęcy uszczęśliwieni byli zmianą i książę ociągał się z dotrzymaniem przyrzeczenia; nawet zrobił więcej nj&
by przyrzekł. Nietylko Juana zwolnił, ale i siostrę jego i ich oboje odesłał najbliższym statkiem do ojczyzny.
Serca rodzeństwa wesoło biły, gdy znajdowali się znowu tia pokładzie żaglowca i gdy znikały im z ócz brzegi Hiszpanii,
mo tej radości łzy smutku spływały im po twarzy. Księstwo w!%.
ściwie dobrze się z nimi obchodzili, a przytem dzieci pozostawiaj w Hiszpanji ukochanego księdza Diegę .który był dla nich praw dziwym ojcem duchownym. Przyrzekli mu, że będą rozszerza], wśród ich szczepu religję chrześcijańską, której ich nauczał i ^ myśl znów łagodziła rozstanie.
Juan i Juanita dotrzymali przyrzeczenia. . Rodzice z
ich powitali. Dzieci pouczały ich o zasadach wiary, tak, te wkrfc, ce wielka część szczepu przyjęła chrześcijaństwo .
Przepis na przyrządzanie kakao Juanita pozostawiła w panji. Zachowywano go tam w wielkiej tajemnicy, gdyż kakaQ nietylko ceniono jako środek uzdrawiający, ale i jako przysmak który wkrótce pojawiał się tylko na ucztach książąt i królów' W roku 1606 dopiero tajemnica przedostała się do ogólnej wia^
mości i hiszpańskie fabryki czekolady wielkie zdobywały boga.
etwa. W całej Europie wkrótce wielu ludzi znalazło przez Ü źródło dochodu.
A co było właściwie powodem, że cały szczep ludzi zapo.
znał się z prawdziwą wiarą chrześcijańską, a inna część świat;
znalazła nowy rodzaj pracy?
Oto niewolnictwo dwojga dzieci i krótki, ale ciężki smutek który znieść musiały w obcym kraju. Tak to nieraz strapignie' i smutek zamienia się w błogosławieństwo i radość bądź dla jedn() stek, bądź dla całych narodów.
Ku zabawie.
Ojciec pewien mówi do swego syna: „Jestem dziś 4 razv starszym od ciebie. Po czterech latach będę „tylko 3 razy tyj miał lat, ile ty“. — Ile lat ma ojciec, a ile syn?
\z\
UÄS b *ł«I 9£ }B?m a&So capto qonmr ipajajzo oj 'vs\ § uäs a ‘bibi ge eiu oajofof ^D ZWO NEC ZE
przyjaciele.
(Bajka leśna.)
przed wielu, wielb laty, gdy jeszcze nie było kolei i myśliwi ejali luków strzałami, żyły w pewnym ciepłym kraju na brzegu sifczUiki w szczerej przyjaźni kruk, mysz i żółw.
pewnego dnia rozmawiali z sobą ci trzej przyjaciele o^rym wielkim łesie, w którym żyli.
^ t>Nie zamieniłbym się z żadnym królem“, rzekł kruk, „takim szczęśliwy, gdy stoję na brzegu rzeczki, w której wodzie pragnie- iu zaSpakajam i w której przeglądać się mogę.“
Całkiem słusznie“, odparł żółw, „żyjemy tu jak w raju. Gdy nocy przysłuchuję się szumowi liści i drzewa, z lubością zamy*
fäm pi<*ne moje oczy-“
* (|A ja“, dodała myszka, „zatęskniłabym się za tobą, mój miły uku, gdyby ciebie nie było! Tak zawsze podziwiasz mój ładny,
kożuszek? — A któż to tam nadchodzi? Patrzcie, oto sa-
^pka zbliża się ku nam!“
re Wszyscy troje spostrzegli teraz, że nadbiegała hyża sarenka , Mgein zdyszana: Czyżby strzelec był w pobliżu? Żółw szybko
•3 się do wody, mysz wskoczyła do dziury w ziemi, a kruk na drzew'o. — Sarenka trzęsąc się cała, stała nad brzegiem
^ Z^z-ł-rr VniL' ł"rn ł Q nianio n-n z*1ri nrrz\
.Chodźcie, przyjaciele, przy- naj znowu na ziemię i zawołał:
Sl!;ać gościa miłego!“
* ‘ przybliżyła się szybko myszka, potem powolutka żółw i
„oglądaii zdumieni na sarenkę, która jakby skamieniała wpatry- s\ja w wodę, co z niej nie piła.
W' Ujrzawszy trzech przyjaciół, uprzejmym głosem zapytała ich sarenka:
„Czy pozwolicie mi odpocząć w waszem gronie?“
„Bardzo chętnie“, odparł żółw, „ale dlaczego tak drżysz?
v nij sie przecież, jeśliś spragniona! Tu się niczego nie obawiaj? —
^ których stronach przebywałaś, że dotąd nie widzieliśmy ciebie 0 ra „2yję ja tu już od dłuższego czasu i nie obawiałam się ani pętliny ani strzał? Strzelca. Don:ero dziś ujrzałam w gęstwinie
starszego człowieka, który się czaił z lukiem : strzała i "L*
starach ogarnął, że uciekałam przed nim przez przepaść i
„No i tu jesteś w bezpiecznem miejscu“, uspakajał ja * ^
„tu dotąd nie zajdzie żaden myśliwy. Jeśli chcesz z nami P°z?S-est przyjmiemy cię do naszego grona przyjacielskiego. Tu bęc#
miała życie spokojne-“ , $
„Tak“, dodał kruk, „im więcej przyjaciół, tern więcej ł zabawy.“
Myszka tylko główką dała znak przyzwolenia. , ^ A sarenka w duchu sobie pomyślała: „A to mi udało si6
stać do serdecznego towarzystwa.“ .ßy
„Nie wolno ci jednak zbyt daleko się oddalać od tego # sca“, pouczał ją jeszcze kruk przezorny.
„Posłucham waszej rady, moi przyjaciele“, odparła sare J z radością przyłączam się do waszego kółka.“ ^
I tak wszyscy czworo żyli w pięknej zgodzie. Sarenka największa z nich chętnie chodziła na przechadzki, poszukując = źych roślin na strawę, aż pewnego dnia nazbyt długo nie wra py tak, że przyjaciele obawiali się, że jej się coś przytrafiło- _3, rozchodzili się na różne strony lasu i nigdzie owej nowej prZZać, ciółki znaleźć nie mogli. Kruk jeszcze raz sam poszedł szk wskakując na drzewa, skąd dalej mógł dojrzeć. Po dłuższe#
niu dostrzegł ją też przy wielkim dębie, zawieszoną na pętlicy f szyi! Szybko pofrunął kruk do swych zasmuconych przyiaCl opowiedział im, co widział. —
„Ty, myszko, musisz wybawić nasza przyjaciółkę, prze^
zając powróz gruby!“ ,
. Zaraz pobiegnę za krukiem“, kiwnęła myszka. Pobieg ^ do uwięzionej sarenki ,szybko zabrała się do przegryzenia P.ęj'Vj która sarenkę przytrzymywała do dębu. W czasie tym poWO# ^ żółw też doszedł do sarenki, którą serdecznie pożałował. ZaraZ
jednak powiedział jej: ^
„Niebacznie sobie postąpiłaś, oddalając się od nas zbył leko.“
„Mnie się zdaje, że niebaczniejszym jesteś ty“, odparła $a i%.
ka, „że tu dotąd odważyłeś się przyjść. Gdyby teraz tu *ai\c?y szedł strzelec? Nie zbyt szybkie masz nogi. Myszka przegry#;^
powróz, skryje się w lada dziurze, ja sama szybkiem krok ^ ocieknę, a kruk pofrunie wysoko, tylko ty biedaku nie uciel# - ani się bronić nie umiesz,
domu, panie żółwiu!“
Lepiejby było, gdybyś był pozost
„Takim byłem niespokojny o ciebie“, westchnął żółw, zastanawiałem się wielce nad tą sprawą. Tęsknota za tobą 1,1
^tłumaczy moją nieoględność. Cieszę się, że nasza mila myszka, mała, mogła ciebie uwolnić, a za nim strzelec się zjawi, wszy- y dostaniemy sie szczęśliwie do domu“.
Zaledwie te słowa wypowiedział, aż tu dojrzeli w krzakach
*<*tać człowieka.
„Strzelec“, zakrakał kruk i uleciał. Myszka właśnie dokoń-
■tyła swej roboty i uciekła do dziury, za nią sarna w wielkich sko- dobiegła do lasu gęstego, tylko biedny żółw samuteniek po- sta! na miejscu. Przerażenie go tak ubezwładniło, że nie mógł S ani na krok ruszyć.
u. Człowiek, który nie był wcale strzelcem, ale rabczykiem, 0r7 zwierzynę chwytał pętlicami przybliżył się do drzewa i ze . o^ieriem spostrzegł, że powróz był przerwany, a sarenka zdo- y*a uciec. Któż to dopomógł sarence? Wtem zauważył żółwia trawie. Nie dostał sarenki, więc zabrał żółwia, choć nie o niego u chodziło i poszedł ku domowi.
. Gdy się oddalił, trzej uciekinierzy wrócili i już nie zastali pod dębem. Domyślili się, że go rabczyk zabrał. Ponie- o-i nię chcieli utracić przyjaciela, odbyli naradę, po której na miej-
11 Pozostali na czatach.
Jak przypuszczali, tak się też stało,
g , Rabczykowi żal było utracić sarnę, więc powrócił i dokła- ,e Przyglądał się pętlicy, aby dojść przyczyny zerwania się po- 0.r^zu- Naraz usłyszał chrzęst jakiś i— co to było? — W pewnem daleniu wszakże była sarna, która zamierzała uciec; powłóczyła koś jedną nogą, a kruk jakiś ją gonił, który widocznie chciał jej r Wydziobać. Zaraz też rabczyk pobiegł za sarną, która skie- . v ała się ku gęstwinie. Nie mógł się jednakże do niej przedostać, 0 niu przeszkadzała torba z żółwiem. Zrzucił więc torbę i pobiegł sarna, która od razu jakoś ostro pobiegła, nie utykając już na no- ę I znikła mu wkrótce w oddali. Rozgniewany o to powrócił rab- . yk po pewnym czasie do swej torby, z której tymczasem znowu
ó{* uciekł.
. Jak długo był rabczykiem, coś podobnego mu się jeszcze nie
$ ^trafiło. Raz i drugi przetrząsnął torbę, bo nie mógł pojąć całej j'raxvy. „To, com dziś przeżył“, szepnął do siebie, „to nie spotkało
^zcze pewnie nikogo na świecie. Pętlica przemocna, w której Ch\vyCj}a się sarna, która następnie udaje, jakoby ją bolała noga, a jej niby to oczy wydziobie. — Żółw przegryzł sobie torbę i Szed! za dziesiąta granicę. Nie, to jakaś nieczysta sprawa.“
* Nasi czterej przyjaciele cieszyli się, że im się w ten sposób
^*1 udał; żyli oni długo i szczęśliwie w pobliżu rzeczki i nikt już
** zaniepokoił ich w samotnym lesie.