• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: WSPÓLNA

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: WSPÓLNA"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M>. 4 2 (1428). W a rsz a w a , dnia 17 październ ika 1909 r.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n iach w k ra ju i za g ra n ic ą .

R e d a k to r „W szech św iata'* p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A JsTa. 37. T elefo n u 83-14.

L. J . S I M O N .

S Y N T E Z A K A M F O R Y .

Słowo „ s y n te z a “ j e s t j e d n e m z tych, k tó ry c h sporo u ż y w a m y w chemii, w n a u ­ kach wogóle i gdzieindziej, chociaż mo­

żnaby z powodzeniem użyć innych; sło­

w a te, uśw ietn ion e wielkiemi imionami, lub głoszone ongi j a k o wcielenie nowej i d e i—są uży w ane ch ętn iej niż inne, d o ­ k ład n ie jsz e lecz skrom niejsze, przez l u ­ dzi a m b itn y c h , ch cąc y c h zapożyczyć t r o ­ chę ich św ietności. E tym ologicznie sło­

wo „ s y n te z a “, j e s t tylk o „odtw orzeniem ".

Lecz to znaczenie uległo n ieb a w em o g r a ­ niczeniu, u s ta lo n e m u przez w y tw o rzen ie się w głowie uczonego genialnego p o ­ m ysłu, k t ó r y inni mieli bogato użyźnić.

Słowo „ s y n te z a 14 przy jęło znaczenie b a r ­ dziej specy aln e dzięki B ertheloto w i i t a ­ kie po sia d a od ro k u 1 8 6 0 po dzień dzi­

siejszy. A naliza w y k a z a ła daw niej już, że s u b s ta n c y e pochodzące z organizm ów , w e d łu g te rm in o lo g ii współczesnej s u b ­ s tancye organ iczn e, z a w ie ra ją w sobie

ogólnie węgiel, wodór i tlen, często azot, n iek ie d y sia rk ę i fosfór; zn aczy to, że s u b s ta n c y e owe są związkam i ty ch p ier­

w iastków . W ied ział już n a w e t o tem Lavoisier !), założyciel chem ii nowocze­

snej. Zagadn ieniem je d n a k zupełnie od- m iennem była sy n te z a ty c h związków z p ierw ia stk ó w składow ych; będąc pod w ra ż enie m pochodzenia biologicznego tych s u b s ta n c y j, uczeni z początk u wie­

ku ubiegłego rzu cali na ich genezę t a ­ jem n ic z ą zasłonę, poprzez k tó rą u k a z y ­ wały się im zja w isk a życiowe. Życie, k tó re g o p rzy c z y n y i s k u tk i w y n ik a ły z praw czy też woli boskiej, n ie d o s tę p ­ nej dla b a d a ń ludzkich, było je d y n i e , zdolne do w y praco w ania zasad syntezy.

W re sz c ie wobec złożoności m atery j o r g a ­ n icz n y c h — uwidocznionej we wzorach

c hem icznych t y c h zw iązków —i je d n o c z e ­ śnie wobec p r o s to ty innych wrówczas z n a ­ n y c h połączeń, słusznem było oddzielić j e d n e g o rodzaju ciała od drugich i u c z y ­ nić z pierw szych g ru p ę specyalną, nie p o ddającą się praw o m ogólnym. Kilka oddzielnych faktó w takich , j a k o trz y m a , nie przez W o e h le ra m ocznika identycz-

') D z ie ła L a y o isiera t. I I I , etr. 773,

(2)

658 W SZ E C H SW IA T JMe 42

nego ze związkiem, z n a jd u ją c y m się w moczu zw ierzęcym , nie w y sta rc z a ło jeszcze, by zb u rz y ć owo rozróżnienie, tem potężniejsze, że s p o c zy w a ją c e n a prze- sądnem przyzw yczajeniu. Bo ju ż j a k do ­ brze pow iedział Berzelius, „ p rz y z w y c z a ­ je n ie się do pew nego m n ie m a n ia w y w o ­ łuje często p rze k o n a n ie o zupełnej je g o słuszności". S y n te z a z p ie r w ia s tk ó w s u b ­ sta nc yj pochodzenia organ iczn eg o była z agadnieniem , k tó re g o ro zw iązan ie nie p rze d s ta w ia ło się j a k o możliw e koniecz­

nie, lecz p rze c iw n ie j a k o n a c ec h o w a n e niem ożnością w y p ły w a ją c ą z sam ej n a ­ t u r y rzeczy. P a m ię tn e b a d a n ia Berthe- lota nad k w a s e m m ró w k o w y m , w ę g lo ­ wodoram i, alkoholem , a p r z e d e w s z y s t- k iem ś w ie tn e dośw iadczenie, k tó re dało m u acetylen, obaliły ów p r ze są d i o d s u ­ n ęły granice, s ta w ia n e potędze ludzkiej przez nieśw iadom ość. Za to zw ycięstw o filozoficzne ludzkość w in n a wdzięczność i podziw w ielk iem u Fra n cu z o w i.

S y n te z ą określonej s u b s ta n c y j n a z w a ­ no z a te m r e a k c y ę albo zespół rea k c y j g e n e ty c z n y c h , w iążący j ą z s u b s ta n c y a - mi p o w stałem i w p ro s t z p ierw ia s tk ó w , zespół p o zw alający uw a ż a ć w y tw o rz e n ie s u b s ta n c y i danej j a k o coś do u rze c z y ­ w is tn ie n ia możliwego, jeż e li nie u rz e c z y ­ w istnionego. Z p ierw ia stk ó w : w ęgla, w o ­ doru, tle n u , azotu i t. d. c h e m ic y z k o ń ­ ca u b iegłego wieku, r o zp o rz ą d za jąc te- oryą, k t ó r ą m ożna n a z w a ć dosk o n ałą, bo p rze ż y ła swoje dzieło, za G e rh a rd te m , Kekulem, W iirtzem , g o rąc z k o w o u p r a ­ wiali niw ę chem ii o rganicznej, o b m y ś la ­ ją c nowe m etody, u o gólniając s ta r e , od­

k r y w a ją c nowe p o sta c i ciał n ie z n a n y c h , m no żą c związki z g a tu n k a m i z n a n em i i rozróżniając ro zgałęzien ia m iędzy je- dnem i a d ru g ie m i, u k a z u ją c w reszcie cie­

kaw ości pokoleń w sp ó łczesn y ch nieprze- w id y w a n e w idokręgi. W o k resie, k t ó r y się jesz c ze nie skończył, z a in tere so w a n ie do poszukiw ań, e n tu z y a z m uczniów, j a k również ufność w te o r y ę i sy m b o lik ę zy­

s k a ły c e n n ą podporę w z e tk n ię c iu się przypadk ow em , czy też cierpliw ie poszu- kiw anem z zasa d a m i w ażnem i w s k u t e k ich ro zp ow szechnienia, lub też ich roli biologicznej. S y n te z y ta k ie jak : alkoholu

(Berthelot), g lic e ry n y (Friedel), chinoliny (W urtz), a liz ary n y (Graebe i L ieberm ann), in d y g a (Baeyer) i najnow sze cuk rów (Fischer) i alkaloidów, a tro p in y (Will- s ta tte r ) i n ik o ty n y (A m adeusz P ic te t) — oznaczyły zdobyty teren, u spraw ied liw iły p o k ładane nadzieje i p rzy n io sły s w y m tw órcom , jako zasłużoną nagrodę, s z a c u ­ nek i sławę.

Dzisiaj, dzięki poprzednikom naszym , czasy się zmieniły. S y n te zy c u k ru trz c i­

nowego, c h ininy lub białka b udzą wciąż zain tere so w a n ie che m ik a i będą m iały n a d to dla filozofa - ek ono m isty znaczenie tru d n e do przew idzenia, są to je d n a k zdobycze, które prędzej czy później będą u rzeczy w istnion e ja k o n a stę p s tw o i n te li­

g e n tn y c h i w y tr w a ły c h wysiłków, może ja k o s k u te k nowoczesnej tech n ik i, a m o­

że — w p ro s t s k u tk ie m nieoczekiw anego a szczęśliwego zbieg u okoliczności.

Okres w alki ju ż ukończony. Tajem nica tw o rz e n ia su b sta n c y j org aniczny ch j e s t całkow icie rozw ikłan a i niem a dziś m o ­ w y o tem , by tw orzenie sy n te ty c z n e j a ­ k iejk o lw ie k s u b s ta n c y i znanej lub m a j ą ­ cej być poznaną było dziś rzeczą n iem o­

żliwą. D o k t r y n a atom istyczna, któ rej B e rth e lo t t a k długo był przeciw nikiem , okazała mu sw ą pomoc i może dlatego, że niesłusznie ograniczał to zw ycięstw o filozoficzne polem dz ia łania chem ii o r g a ­ nicznej— te n wielki um y sł przypuszczał, że ta te o r y a ju ż uko ńczyła sw oje z ad a­

nie.

S y n te z a s u b s ta n c y i organicznej, roz­

w a ż a n a j a k o głów ny rozdział je j historyi, j a k o najw yż sz a g w a r a n c y a dokładności w zoru budowy, s tra c iła część sw ego z n a ­ czenia. Obecnie j e s t ona u w a ż a n a przez rozsądn e u m y sły j a k o re a k c y a lub g r u p a rea k c y j, różniących się od in n y c h tem tylko, że ich w ynalazca j a k ojciec w ła ­ sne dzieci ceni je więcej niż inne, cudze.

Słowo s y n te z a nie posiada z a te m spe- cyalnie u przyw ilejo w an eg o znaczenia, lecz g r a ta k ą rolę w słow n ictw ie che- m icznem jak reakcya, p reparow anie, p r o ­ du ko w anie, tw orzenie się —słowa, k tó rem i chem icy zwykli oznaczać obserw ow ane lub w yw oływ ane przez siebie zjaw iska.

Ta ew o lucya pojęcia „syntezy" j e s t w pe­

(3)

M 42 W SZEC H ŚW IA T 659

w n y m sto p n iu p o w ro tem do znaczenia etymologicznego, j a k i e B e rth e lo t nadał te m u słowu.

Ja k ie ż znaczenie n a d a ć n ależy w y r a ­ zom „sy n te z a p r z e m y s ło w a 1* albo „pro­

d u k t s y n te ty c z n y " ? W y k o n a ć s y n tezę przem ysłow ą ja k ie g o ś prod u k tu n a tu r a l ­ nego,—znaczy o trz y m a ć z s u b s ta n c y i n a ­ tura ln ej lub sztucznej p ro d u k t, id e n ty c z ­ n y z p r o d u k te m pochodzenia n a tu r a ln e ­ go, p r o d u k t m ogący ekonomicznie w y r u ­ gow ać n a tu r a ln y w je g o zastosow aniach.

J e s t rzeczą obojętną, czy m a te ry a ł pier­

w o tn y był rów nież s y n te ty c z n ie w y t w o ­ r zon y w zn aczeniu wyżej określonem;

prócz tego, nie chodzi ju ż o to, czy j e s t on bardziej lub mniej złożony niż p ro ­ d u k t, k tó ry się o trz y m u je ostatecznie.

Rzecz j a s n a , że słowo s y n te z a jest w p rzy p a d k u po do bn y m bezużyteczne, że słowo „ sy n te ty c z n y " — źle dob ran e i że słowu „ sztu czny " należy się pierw sz e ń­

stwo. N ie ste ty , słowo to s k u tk ie m nie- p o p raw n o ści j ę z y k a handlow ego p r z y ­ brało ju ż inne nieodpow iednie znacze­

nie — n a o kreślen ie n iedoskonałych lub n iezupełn ych n a śla d o w n ic tw lub j e d n o ­ s tr o n n y c h su ro g a tó w . Sztuczne piżmo, sz tu c z n y je d w a b , sz tu c z n a kam fora nie są chemicznie id en tyczne z piżmem, j e ­ dw abiem , k a m fo rą p ochodzenia roślin n e­

go lub zwierzęcego. S z tu cz n y zapach fiołka nie j e s t również id e n ty c z n y z z a ­ pachem k w ia tu , ja k k o lw ie k ju ż bardziej zbliżony do niego. Odwrotnie, p rzem ysł chem iczn y w y tw a r z a wanilinę, alizarynę, indygo, id en ty c zn e z wanilią n a tu ra ln ą , z b a rw n ik ie m m a rz a n y , z in dygiem ro- ślinnem . Są to su b sta n c y e , k tó re p r z y ­ zwyczajono się oznaczać m ian em zapa­

chów i b a rw n ik ó w s y n te ty c z n y c h . W a ­ nilinę, s u b s ta n c y ę p achnącą, z a w a rtą w s tr ą c z k a c h wanilii, o trz y m u je się z olej­

ku goździków tan ieg o i łatw ego do n a ­ bycia. Olejek te n zawiera w sobie w zna­

czniejszej części s u b s ta n c y ę fenolową—

eugenol, z k tó re g o przez utlenien ie o trz y ­ m uje się wanilinę. I g d y b y n a w e t nie udało się osięg nąć s y n te z y eugenolu, to przecież wanilinę uw a ż a n o b y j a k o zapach s y n te ty c z n y . A lizary na, k tó r a zruinowa- ła k u l tu r ę p ro w a n s a ls k ą m arzany , j a k

również indygo, k tó re zrobi p raw d o p o ­ dobnie to samo z k u l tu r ą in dy go w ca w I n d y a c h — n a zy w an e są b a rw n ik a m i s y n te ty c zn e m i, poniew aż o trz y m u je się j e s k u tk ie m przem ian, j a k i m p od daw any j e s t a n tr a c e n i naftalin, odpadki d o ty c h ­ czas niezużyte, a n a w e t uciążliwe w za­

kładach w y tw a rz ają cy c h gaz św ie tln y z w ęgla kam iennego. J a k ie ż ted y są po­

budki, k tó re popchnęły p rzem ysł do w y ­ tw a rz a n ia k a m fo ry s y n te ty c zn e j i j a k ą drogą do niej przem ysł t e n doszedł?

II.

K am fora j e s t to s u b s ta n c y a biała, k r u ­ cha, o zapachu dość p r z y je m n y m i swo­

istym , znanym każdemu. Głównem jej zastosow aniem n ie j e s t użycie w walce z molami z a g n ieżd żającem i się w ma- te r y a c h w ełnianych, ani rola, j a k ą o d g ry ­ wa ja k o część składo w a w śro d k a c h le­

k a rs k ic h za ch w a la n y c h przez Raspaila ]).

N ajw ięk sza część kam fory zużyw an a j e s t dziś w fab ry k a c y i celuloidu, m ate ry a łu m ającego niezliczone zastosow ania. N iem ­ cy do swej wielkiej p rodukcyi celuloidu z używ ają trzecią część kamfory w y t w a ­ rzanej na cały m świecie; P r a n c y a w ty m s a m y m celu spotrzeb o w uje dwie to n n y dziennie. W s k u t e k zdolności r o z p u s z ­ czania się nitrocelulozy w kam forze o trz y m u je się m a te ry a ł n iesły c h an ie p la­

styczny, m ogący przy bierać w sz ystk ie ksz ta łty , wszelkie zabarw ienia, być p r z e ­ św iecającym , a n a w e t przezroczystym . Zdolność ta czyni z celuloidu m ate ry a ł cenny, a kamforze n a d a je ta k w y ją tk o ­ we znaczenie; i chociaż kam fora nie j e s t j e d y n y m rozpuszczalnikiem n itrocelulo­

zy, nie dało się je j do dziś dnia z a s t ą ­ pić niczem in n em w tym stopniu, by ta z a m ian a nie pow odow ała zaniku, a p rz y ­ najm niej znacznego zm niejszenia się

*) N ie m ożna p o w ie d z ie ć , b y m etoda R asp ai­

la w y s z ła c a łk o w ic ie z u życia; kam fora u ż y w a ­ na j e s t prócz te g o , ja k o część sk ła d o w a do tak zw an ej w o d y u śm ierzającej i elik sy ru k ojącego;

pom ada, a zw ła szcza alk oh ol k a m fo ro w y , są też je s z c z e w u ż y c iu , m ożn a w ię c o cen iać conaj- m niej na 50 to n n ilo ś ć kam fory zu ży w a n ej rocz­

n ie p rzez farm acyę francuską.

(4)

6 6 0 W S Z E C H Ś W IA T 42

plastyczn ości m ie s z a n in y ; liczne p róby czynione w celu z a s tą p ie n ia k a m fo ry i n ­ n y m rozpuszczalnikiem d a ły w y n ik u j e ­ m n y i u trw a liły w yższość i monopol kamfory.

Za ten n iez a s tą p io n y to w a r Zachód płaci znaczne s u m y D ale k ie m u W s c h o ­ dowi, a głównie Chinom , Japonii i w y ­ spie Formozie.

Krótko pow iedziaw szy, m o żn a bez wiel­

kiej pomyłki oszacow ać zap o trze b o w an ie kam fo ry przez A m e ry k ę i E uro p ę na

60 0 0

to n n rocznie;

2/ 5

tej ilości d o s t a r ­ cza Formoza, a Vs Japo n ia. W o jn a ros- syjsk o - j a p o ń s k a była pow odem z m n ie j­

szenia się dowozu z Japo n ii o 450 to n n J);

okoliczność t a d a ła odczuć niezbędność p r o d u k tu i pow agę j e g o w y tw ó rc y .

Kamforę o trz y m u je się z korzeni, pn ia i g r u b y c h gałęzi d rze w a z rodziny wa- w rzynow ców , L a u r u s C am phora; o t r z y ­ m yw an ie jej z liści i d r o b n y c h gałęzi nie j e s t zyskow nem , nie opłaca się również z drzew nie docho d zących 60-ciu lat.

S tu le tn ie d rzew a kam forow e m ają

1 0

do 15 m etró w w y sokości i 2 do 3 m e tró w śred nicy. Drzewo kam forow e rośnie na z n aczn y ch w ysokościach w C hinach, J a ­ ponii i n a Formozie, daleko od morza;

z aaklim atyzo w anie go w in n y c h k r a j a c h gorący ch nie zdaje się być niem ożebnem : p ró b y czyniono w ty m k i e r u n k u w In- d y a c h i n a Florydzie. „Kam fora z B or­

neo", n ajdaw niej znana, o trz y m y w a n a j e s t z D ry o b a la n o p s C a m p h o ra z ro d zi­

n y D ipterocarpeae, d rze w r o s n ą c y c h p r z e ­ d e w sz y stk ie m n a S u m a trz e. J e s t to sub- s ta n c y a rów nież j a k kam fora, stała, c h e ­ m icznie z n ią spo k rew nion a.

Borneol, C

1 0

H

1 8

O, j e s t do kam fory, C

10

H

16

O,

w

t a k im s to s u n k u j a k aceton do alkoholu dru g orzęd ow eg o , n a p rz y k lad , j a k zw y czajny aceton CH

3

— CO — CH

3

do alkoholu izopropylowego:

CH

3

— CH (OH) — CH3. K am fora od bor- neolu j e s t uboższa o d w a a to m y wodoru,

') Cena c z y ste j k a m fo ry przed d w u d z ie stu la t y p o d n io sła się z 3 '/2 fra n k ó w za k ilo g ra m w roku 1904 do w y s o k o ś c i 18 franków ; n ie d a w n o n a stą p ił zn a c z n ie jsz y sp ad ek ceny: o b ecn ie cen a k a m fo ry w y n o s i 9 fra n k ó w za k ilogram .

o trz y m u je się zatem przez u tle n ie n ie bor- neolu, przez odjęcie d w u ato m ów wodo­

ru. Kam forę o trz y m u je się dzisiaj przez desty low anie m a te ry a łu p ierw otn e g o w s tr u m ie n iu p a ry w odnej, k tó ry p o ry w a ze sobą s u b s ta n c y e lotne, po sk ro p le n iu zbierające się n a pow ierzchni w ody w d w u postaciach, ciekłej i stałej. P o ­ sta ć s ta ła j e s t właśnie kam forą; po w y ­ ciśnięciu o trz y m u je się p r o d u k t h a n d lo ­ wy n ieczy sty. Ten o sta tn i podlega oczy­

szczeniu i rafinowaniu. Z a w a rtość k a m ­ fory czystej w produkcie niec z y stym za­

leży od pochodzenia: k am fo ra c h iń s k a podczas rafinow ania tra c i 7%, ja p o ń s k a c z y sta 0,25% x)-

P o s ta ć ciekła albo olej kam forow y j e s t ro ztw o re m kam fory w m ieszaninie złożo­

nej z terp e n ó w 2),' alkoholów te r p e n o ­ w ych 3) i fenolów 4); przez w ym rożenie m ożna z nich częściowo (25%) p o zy sk ać jeszcze kamforę. P o s ta ć ciekła p o w staje j e d n a k w znacznie m nie jsz y m s to s u n k u , kiedy m a te ry a ł p ie r w o tn y pochodzi z drzew sta rszy c h . D la tej samej p r z y ­ czyny nie opłaca się eksploatow ać d rzew młodych, r u in u ją c bowiem przyszłość k u ltu r y d rze w kamforowych, nie z n a j­

duje się dostatecznej k o m p en sa ty w chw ili obecnej. A klim atyzow anie d rzew a k a m ­ forowego w celach przem y słow ych j e s t więc przedsiębiorstw om n a daleki te r m in w y p ła ty , w y m a g a ją c e m na dłużej niż

x/ 2

w ie k u u n ieru c h o m ie n ia znacznego k a p i­

tału, k tó re g o zatem nie m ogą d o starczy ć ludzie pojedyńczy. Rząd japoń sk i, k tó ry na m ocy t r a k t a t u w Simonoseki (1895 r.) n a by ł Formozę, u t r z y m u je od 1899 roku monopol kam fory o trz y m y w a n ej z ol­

b rzym ich lasów

( 1 0

do

2 0

ty się c y kilo­

m etró w kw adr.) i długo może się jeszcze nie obaw iać k o n k u re n c y i poważnej. Mo­

nopol i surow e przepisy, idące z nim w parze, zjaw iły się t e d y w sam czas, by p o w strz y m a ć gospod ark ę rab unk o w ą ,

*) R zą d jap o ń sk i d ostarcza n ad to k am fory c z y ste j (m arka A ), kam fory 97% (m arka B B ), k a m fo ry p rasow an ej 95% (m arka B ).

'■>) P in e n , kam fen , felan d ren , d w u p en ten . 3) T erp in eol, c y n e o l.

4) K ar wakroJ, safrol, eu g e n o l.

(5)

JMa 42 W SZEC H ŚW IA T 661

op a rtą n a wolnej eksploatacyi, dbałej b ardziej o z y s k i doraźne niż o przysz­

łość. N adzór leśny, planowe sadzenie drzew, o graniczenie p ro d u k c y i rocznej i oznaczenie „m inim um " taryfy; w p ro w a ­ dzenie te c h n ik i i urządzeń, zabezpiecza­

j ą c y c h n a jle p szą w y dajn o ść, in sta la c y a raflneryi p ań stw o w e j w Taipeh, d o s ta r­

czającej to w a ru po c e n ac h oznaczonych i je d n o s t a jn y c h : —w sz y stk o to było zor­

ganizow ane zręcznie i energicznie przez rząd ja p o ń s k i dla zapobieżenia g rab ieży i łupiestw u, dla w s trz y m a n ia m a r n o ­ tra w s tw a , u n ik nięcia w ypadków n ie p rz e ­ w idzian y ch i w reszcie w ty m celu, by stw o rzy ć z k u l t u r y i ek sp lo a tac y i wa- wrzynow ców n a Formozie stałe i r e g u ­ larne źródło budżetowe. Rząd ja p o ń s k i k u p u je kamforę, płacąc 160 franków i wię­

cej za 100 cenę przez siebie n a z n a ­ czoną; dom pośredniczący, k tó re m u po­

wierzono z a o p a try w a n ie ry n k ó w zachod­

nich n a b y w a j ą od rządu po cenie 650 do 750 fra n kó w za 100 kq zależnie od g a tu n k u ; wobec tego rząd ja p o ń s k i po o d trą c en iu kosztów, ma dochód w yn o ­ sz ąc y 8 do 10 milionów, pomimo o g ran i­

czenia e k sp lo a tac y i rocznej do 2 500 ton.

Jeżeli o g raniczenie p ro duk cy i w yspow ej m ożna nazwać środ k iem ro zu m n y m i tro ­ s kliw y m o p rzyszłość i jeżeli monopol kam fo ry j e s t t a k ą pomocą dla bu d ż e tu jap o ń sk ie g o , to j e d n a k okoliczności te ani tro c h ę nie zm n iejszają kłopotliw ego położenia, w j a k ie m z n a jd uje się przem ysł zachodni: z konieczności ucieka się on do pomocy je d y n e g o dostaw cy, którego dobra wola okazać się może zawodną n a ­ w e t w tedy, g d y potrafi się oprzeć poku­

sie spe k u la c y jn e j. W z ra s ta ją c e zapotrze­

bow an ie k a m fo ry i w yso ka je j cena, a p rz e d e w sz y stk ie m w z ględ n y b r a k w y ­ w ołany przez o s ta tn ią wojnę, pobudził zapał poszu kiw aczy i doprowadził o s ta ­ tecznie do rozw iązania zagadnienia: spo­

sobu w y tw o rz e n ia k am fo ry syn tety czn ej.

Tłum. M. S.

(D o k . n ast.)

O Z A D A N I A C H I C E L A C H G E O G R A F I I R O Ś L I N .

(D o k o ń cżen ie).

Idąc dalej w k ie r u n k u w skazanym , w y ­ j a ś n i a m y cały s zereg z a gad k ow ych zn a j­

dowali się roślin obcych wśród flory dzi­

siejszej, d o k u m e n tu ją c y c h swem powino­

w actw em florystycznem , a często także s w ą budow ą morfologiczną, nie licującą zgoła z dzisiaj pan ującem i w a ru n k a m i klim atycznem i, przynależność sw ą do flo­

r y minionej, która, w y p a r ta przez zmie­

niony klim at, zesunęła się na południe.

Nie t u jed n a k miejsce wym ieniać te w szystkie, często nadzwyczaj zajm ujące znajdow ania się roślinne, które ty lk o t e ­ go rodzaju rozum owanie może wyjaśnić, wspom nę tylko, że o grom ny problem g e ­ nezy flory Alp powoli poczyna się wyła­

niać i czynić d o stę p n y m wiedzy, w d u ­ żej części przez w ysz u k iw a n ie tego r o ­ dzaju p rzeżytków florystycznych. W śród roślinności P o lsk i nie b ra k także podo­

bn y c h św iadków okresów m inionych.

Mamy j e w Pieninach, m am y w dolinach Ojcowa pod Krakowem , m am y w g órach Sandom ierskich, m am y w Miodoborach na Podolu i w w ielu in ny ch miejscach.

W szy stk ie te p u n k t y —rzecz z n am ienn a — d o ty cz ą terenów, k tó re c h a ra k te ry z u ją się przedew szystkiem tem , że są uprzy­

wilejowane we względzie pa n ują c e j tu te m p e ra tu ry , o czem z reg u ły stanow i ich podkład wapienny. T uta j zachow ały się re lik ty z epoki stepow ej, k tó ra p an o­

w ała po u stą p ie n iu lodów z dalekiej P ół­

nocy ze su n ię ty c h w czasie o kresu lo­

dowcowego. Ci rep re z en ta n ci ste p u wśród nizin Mało - i W ielko - Polskich, p o k ry ­ ty c h pierwotnie puszczą l e ś n ą —to j e d n a gru p a, wcale liczna, sta n ow ią c a wśród roślinności Polski zachodniej obcy, cofa­

ją c y się ele m en t florystyczny. Na m ie j­

scach obdarzonych wręcz przeciwnemi

cecham i klim atycznem i, b y tu ją ś w iad ko ­

wie okresu t u n d r y północnej, rozw iniętej

bujnie w czasie trw a n ia epoki lodowej

u ogrom nego czoła lodowca Skandynaw ­

(6)

662 W SZ E C H SW IA T .Ne 42

skiego. Żyją oni w ś ro d o w isk a c h , j a k mówimy, zim nych, więc wśród n a s z y c h b a g n is k i torfo w isk, k tó r y c h początk i p ow sta n ia się g a ją w ową d a le k ą p rzesz­

łość, g d y cały p raw ie obszar Polski s p o ­ czyw ał pod lodem. Z n a jd u je m y j e tu w formie s k a rla ły c h , półno cn ych wierzb i brzóz (Salix livida, m yrty llo id e s, B etu la nana) lub d r o b n y c h ło m ik a m ie n i i in n y c h roślin z ielnych ( S a x ifra g a Hirculus, Swer- tia p e re n n is i t. p.), ż y ją c y c h w b ardzo n ieraz c h a r a k te r y s ty c z n y c h zespołach w ś ro d o w is k a c h ubogich w pożywienie, gdzie w a lk a o b y t — ów c z y n n ik bez p rz e r w y r e g u lu ją c y s ta n roślinności w k ażdem zb io ro w isk u — wre b a rd z o słabo, w śród n ieliczn ych m ie s z k ań c ó w ty ch m iejsc n iego ścin ny ch.

Prócz ty c h d w u grup, ś w ia d k ó w p r a ­ s ta r y c h czasów polodowcowych, p o s ia d a ­ m y jeszcze w naszej florze e le m en ty , k t ó r y c h nie zdołały w y przeć z m iejsc d a ­ w nego m ie sz k an ia r.aw et t a k zm ienione w a ru nk i, j a k i e sp ro w a d ził fen om en zlo­

dow acenia E u ro p y północnej w czasie epoki lodowej. Te t y p y —p ra w d z iw ą ary- s to k ra c y ę w śró d naszej flory—o d n a jd u j e ­ m y w tere n a c h , któ re , odległe od w p ły ­ wów lodowcowych, nie z m ie n iły z b y tn io sw y c h w a ru n k ó w k lim aty c z n y ch , więc na W oły n iu , Podolu i w śró d roślinności karpackiej. Do ta k i c h reliktówr, j a k m ó­

w im y trzeciorzędow ych (bo żyją t u od trzeciorzędu), obok bardzo liczny ch s k ła d ­ n ik ó w flory K a rp a t i Podola, np. owej m iodoborskiej: S c h iw e re c k ia podolica A ndrz., p rz e d staw ia jąc e j m o n o typ o w y , w y m ie r a ją c y g a tu n e k ro ślin n y , należą ta k ie ty p y , j a k ow a n iezw y k le dziw nie od naszej roślinności o d b ija ją c a „zieleni- c a “, R h o dodendron flayum (A zalea ponti- ca), z n a n a z borów poleskich, a świeżo o d k r y ta w s z c z ą tk a c h pu szczy s a n d o ­ m ierskiej n a t e r y t o r y u m g a lic y js k ie m przez prof. M. Raciborskiego.

P ow ró ćm y j e d n a k do rzeczy, k t ó r y c h n a u k o w e j w a rto śc i dowieść p r a g n i e m y — do m eto d b a d a n ia geografii h isto ry c z n e j roślin.

W yżej przytoczone, nieliczne z re s z tą w p oró w n an iu z obszarem dzisiejszych n a szy c h w iadom ości w ty m k i e r u n k u , —

p r z y k ła d y ważności stu d y ó w florystycz- no-porów naw czych wśród dzisiejszej s z a ­ ty roślinnej, k tó ry c h rez u lta tem j e s t w y ­ szukiw an ie obcych, s ta r y c h elem entów , pouczają n a s dokładnie o ogrom nej d o ­ niosłości te g o ro d za ju b a d a ń w geografii roślin. D r u g ie m źródłem , z k tó re g o g e ­ ografia h is to r y c z n a roślin czerpie m a t e ­ ryał, są d o k u m e n ty zaw arte w formie szczątków sk a m ie n ia ły c h w śród osadów w od ny c h złożonych w odległych peryo- dach. Ich fra g m e n ta ry c z n o ś ć i niedo­

k ładność spraw ia, że tylk o szczątk i r o ­ ślinne osadów m łodszych i obfitszych w skam ieniałości, a pozostające w b ez­

p ośrednim związku z dzisiaj żyją c ą florą, geografia roślin w y z y sk a ła dla w y ś w ie ­ t le n ia g en ezy dzisiejszej s z aty roślinnej ziemi. J a k bardzo w ażnem źródłem dla ge og ra fa roślin są wiadomości o rośli­

na c h k opalnych, najlepiej św ia d cz ą r e ­ zultaty, k tó re n a tej drodze osiągnęli uczeni w Szw ecyi i Norwegii, a także w D anii i Niemczech. Dzisiejsze nasze w iadom ości z dziedziny rodzenia się flo­

ry pó łw yspu S k a n d y n a w s k ie g o po u s t ą ­ p ieniu lodów północnych u sc h y łk u epo ­ ki lodowej, z k tó ry c h d u m n ą być może n a u k a , są przecież wyłącznie praw ie oparte n a w y k o p a lis k a c h ro ślin ny ch z p r a ­ s ta r y c h torfow isk s k a n d y n a w s k ic h . Te klasyc z ne w p ro st b a d a n ia s k a n d y n a w s k ie i d uń skie pozostaną na zawsze wzorem dla dalszych p osz u k iw ań w dziedzinie w y ś w ie tle n ia g enezy flory europ ejskiej.

Zdobycze te zw iązane z n a z w isk a m i S t e e n s tr u p a (1888), N a th o rs ta (1892), A n ­ d e rs s o n a (1897) i in n y c h w E uro pie pó ł­

nocnej i zachodniej, W eb era (od 1891), C o n v e n tz a i inn ych w Niemczech, Heera (1879 i 1885), C h rista (1882), W e t t s t e i n a (1892) w A lp a c h —stw o rz y ły szerokie pod­

s ta w y pod dalszy rozwój tego wielce pro­

d u k c y jn e g o k i e r u n k u h isto ry cznej g e ­ ografii roślin, o pierającego się na florze kopalnej.

Podobnie j a k fenom en epoki lodowej w E uropie północnej i środkow ej by ł n a j ­ w ażniejszym m otyw em , m o dyfikującym sk ła d roślinności po epoce trzeciorzędo­

wej i, j a k o taki, stanow i z w ykle g r a n i ­

cę, od k tó re j geografia h is to r y c z n a r o ­

(7)

JSJa 42 W SZBCHS W IAT 663

ślin poczyna swoje badania, ta k w in ­ n y ch częściach ś w ia ta ów p u n k t w yjścia sta n o w ią inne p rz e w ro ty klim atyczne, bądź to w yw ołan e przez w y n u rz a n ie się n ow ych kom pleksów ląd u z morza (np.

p ow stan ie S a h a ry w śród roślinności a f r y ­ kań skiej), bądź to podnoszeniem się gór (przykładem , wzniesienie się Himalajów dla flory c e n tra ln e j Azyi) i t. p. Mimo j e d n a k różnych p u n k tó w w y jśc ia dla g e ­ ografii roślin w różnych częściach zie­

m i —w sz y stkie je j b a dania zdążają do j e ­ dnego celu i w sz y s tk ie dają — dziś j e s z ­ cze często bezładnie obok siebie leżące — f ra g m e n ty do je d n e g o obrazu genezy flo­

r y ziemskiej. Rozumiemy, że od chwili, g d y obraz ta k i pow stanie, oddziela nas okres czasu niemały, okres wielkiej p r a ­ cy i s k rz ę tn y c h poszuk iw ań w obszarach w s z y s tk ic h 5-ciu części św iata. Dzisiaj zadowolić się m u sim y ty m czasow em i s y n ­ tezami, k tó re j e d n a k o brazu całości dać nam nie mogą. Najśmielszą, a zarazem p ierw szą w t y m k ie r u n k u syntezą j e s t próba A. E n g l e r a pod tytułem : „Versuch einer E n tw ic k lu n g s g e s c h ic h te der Pflan- zenwelt, in sb e so n d e re der P lo re n g e b iete seit d er T e r tia r p e rio d e “, 1879 i 1882.

W niej z n a jd u je m y poraź pierw szy ze­

staw ien ie poszczególnych zdobyczy b a ­ d a ń z z a k re s u geografii histo ry czn ej ro ­ ślin w j e d e n całokształt, k tó ry obejm uje za ry s g e n etyczneg o rozwoju flory półkuli północnej w ogólnych w nio ska ch i dziś jeszcze słuszny. Po E n g le rz e n ik t po ­ dobnej s y n te z y całości w geografii roślin nie stw orzył.

Krótko z b ie ra ją c wyżej określone za­

dania, które geografia h isto ry c z n a roślin m a rozw iązać, i r o z p a tru ją c w arto ść r z e ­ cz y w istą je j m etod badania, k tó re m i do rozw iązania sw ych t ru d n y c h problem ów zdąża, powiedzieć trzeba, że w s to s u n k u do ważności i ogólnej doniosłości z a g a d ­ nień, n a s trę c z a ją c y c h się je j do ro zw ią ­ zania, geografia h isto ry c z n a roślin po­

słu g uje się m etod am i n a u k o w o ścisłemi wprawdzie, lecz w dzisiejszym stanie wiedzy często przecież n iew ystarczające- mi. W y n ik a to ze zrozum iałej f ra g m e n ­ taryczności szczątk ów roślinnych kopal­

n y c h z j e d n e j, a niepew ności b a d a ń flo-

rystyczno-porów naw czych z drugiej s t r o ­ ny. Nie trzeba je d n a k m niem ać j a k o b y przez powyższe, k ry ty c z n e zdania m iały być zachw iane u sw ych p o d sta w w sz e l­

kie zdobycze historycznej geografii ro ­ ślin, tem i właśnie m etodam i dokonane;

m ają one je d y n ie zwrócić u w a g ę n a to, że należy j e tylko ostrożnie i w w ła ś c i­

wej mierze stosow ać. Prz ykła de m , j a k często napozór w ażne dla geografii ro ­ ślin znalezienie florystyczne w rzeczyw i­

stości zupełnie przyczynić się nie może do w y ja ś n ie n ia p ro b le m u g enezy flory, może być zdarzenie następ ujące:

Zbiorniki wody pod m iejscow ościam i Beriers, Agde i St. R aphael we F ra n c y i, pow stałe w czasie n ie d a w n y m przez w y ­ eksploatow an ie w ty c h m iejscow ościach kamieniołomów, p osiad ają bardzo dziwne k o n sorcyu m florystyczne. Rosną t u obok siebie: Pilu laria m inuta, Riella B a tta n - dierii, Marsilia pubescens, Isoetes seta- cea, adpressa, R a n u n c u lu s lateriflorus, E la tine m acropoda, D am osonium poly- s p e rm u m ,—wszystko typowi p r z e d s ta w i­

ciele algerskiej flory błotnej. W s p o m n ia ­ ne t y p y florystyczne, zebrane raz e m w zespół n a tu ra ln y , m og ły by łatw o w p ro ­ wadzić w błąd g eografa roślin, k tó ry b y w nich widział może ja k iś p r a s ta ry r e ­ lik t z m inionych okresów rozw oju flory francuskiej, g d y b y nie miał o czy w isty ch dowodów w ręku , w skazujących, że owo ko n sorcyu m roślin a lg e rsk ię h j e s t w śró d flory e uropejskiej obcym przy by szem , przeniesionym przez p taki przelo tne w n i e ­ da w n y m czasie.

Albo g d y b y nie dość dobrze znano przeszłość naszych pospolitych dziś o g ro­

mnie chw astów , j a k E r i g e r o n canadensis,

X.antium spinosum, Im p a tie n s parviflora,

Rudbeckia Iaciniata, Galinsoga parviflora

i t. d.— czyby te napozór do flory e u ro ­

pejskiej należące rośliny, nie mogły być

wzięte za bardzo ciekawe i ważne s k ła d ­

niki florystyczne naszej roślinności? W i e ­

my przecież, j a k doniosły w pływ w y w ie ­

ra ją przeróżne czy nn iki ś w ia ta z e w n ę trz ­

nego n a przenoszenie roślin w okolice

bardzo n a w e t odległe i obce. B adania

nowsze, przez n ieuprzedzonych badaczów

wprowadzone, o d k r y w a ją coraz to częś­

(8)

664 WSZECHŚWIAT JM® 42

ciej podobne, p r z y k r e om yłki, doty czące pe w n y c h w a ż n y c h e le m e n tó w florystycz- nych, k tó re do n ie d a w n a może bardzo n a w e t doniosłą rolę o d g r y w a ły w g e o g r a ­ fii h isto ryczn ej roślin. W y s ta r c z y tu ta j w sp om nieć choćby ty lk o o tem , że w o s ta ­ tn ic h c z asach (1908) t a k g r u n to w n y zna w c a ro z b ie ra n y c h k w e sty j, j a k i m j e s t bezsprzecznie W e b e r , p odał w w ą tp li­

wość n a tu r a ln o ś ć s ta n o w is k roślin dylu- w ia ln y c h n a n iżu północno-niem ieckim — rzeczy, j a k się zdaw ało — niezbicie ju ż dowiedzionej. W ątpliw o ści podobnej n a ­ t u r y n a s u w a się w geografii roślin nie mało. Mimo to, m ożem y j e d n a k z całą stan o w czością tw ierd zić, że one nie n a ­ ru s z a ją ogólnych r e z u lta tó w b a d a ń h i ­ sto ry c z n o - geograficznych i że s ą tylko, bard zo z re s z tą p o ż y te c z n em „ m e m e n to “ dla w s z y s tk ic h badaczów, k tó r y c h c h ro ­ n ią p rz e d z b y tn ią p ochopnością o d k r y ­ w a n ia „reliktów ". Nie m ożna j e d n a k z dru g ie j s tr o n y nie przy z n a ć pewnej słabości i niepew ności, s k u tk i e m u ż y w a ­ n ia m etod y florystyczno • porów n aw czej, tk w iącej w h isto ry cz n e j geografii roślin, a choć przez to w zasadzie w y n ik i b a ­ dań tej n a u k i nie t r a c ą swej wartości, to przecież w in n y b y ć zawsze k r y ty c z ­ nie p rzyjm ow ane. W przyszłości, g d y doniosłość albo lepiej w y r a ż a ją c się e fe k t w s z y s tk ic h c z y n n ik ó w p r zy ro d y , p r z e n o ­ szących szybko i daleko p ew ne rośliny, dok ładn ie z b a d a n y zo sta n ie i za k aż d em pojed y ń czem o d k ry cie m d o k ła d n e j u l e ­ gnie analizie, z o s ta n ą u s u n ię te z g e o g r a ­ fii roślin teg o ro d za ju pom yłki.

W te n sposób poznaliśm y w kró tko ści z a d a n ia i w y tk n ę liś m y cele, do k tó ry c h d ąży g e o g ra fia h isto ry c z n a roślin j a k o n a u k a o drębna, z a p a t r u j ą c a się na dzi­

s ie jszą szatę ro ś lin n ą globu ziem sk ieg o ja k o n a w y n ik d ług ie g o s z e re g u p rz e ­

m ia n n a tu ra ln y c h , p o d leg a jąc y c h je j o k r e ­ śle n iu i w yja śn ie n iu .

W y p a d a n am w s k a z a ć jesz c ze je d n o zadan ie ogrom nej doniosłości, k tó re s p e ł­

nia g e o g ra fia roślin. Mam n a m y śli je j znaczen ie dla z a g ad n ie ń d e sce n d e n c y j- ny ch , dla k w e s t y i p o w s ta w a n ia n o w y ch form w n a tu rz e.

Znaczenie rozm ieszczen ia ro ślin i z w ie ­

rz ą t n a ziemi dla k w e s ty i p o w s ta w a n ia g a tu n k ó w w y z y s k a li ju ż D a rw in i Wal- lace, a M aurycy W a g n e r w swej te o r y i m ig ra cy i uczynił j e n a w e t osią sw y c h dociekań te o r e ty c z n y c h nad zm ien no ścią organizm ów . Na w łaściw y je d n a k , bo bardzo p r o d u k ty w n y to r w eszły poszuki­

w ania w ty m k i e r u n k u dopiero w o s t a t ­ nich czasach przez szczegółowe, m o n o ­ g raficzne prace dotyczące rozm ieszczenia p ew n ych grup z w ierzęcych i ro ślin n y ch . T a należą p rz e d e w sz y stk ie m b a d an ia b r a ­ ci S a rasin ó w nad rozm ieszczeniem m ię ­ czaków n a w y sp ie Celebes, k tó re m ożna nazw ać klasycznem i, ze s tr o n y zaś b o ­ tanicznej na czele bodaj w in n y być w y ­ m ienione p race B r ią u e ta oraz W e t t s t e i n a i j e g o szkoły. W y k ry c ie wielu u z a s a d ­ n ion ych pow in ow actw pom iędzy blizko sp ok rew nionem i g a tu n k a m i ( g atu n k i „ko­

resp on du ją ce " W e tt s te in a ) i praw d o p o ­ dobne w ska z a nie drogi, n a k tórej nowe zm ia n y zo sta ły osiągnięte,— to są bardzo ważne zdobycze, z y s k a n e przez geografię r o ślin n ą dla k w e s ty i d e scend en cyi o r g a ­ nizmów.

Zdążając do k o ńca naszego szkicu, w y ­ p a d a nam oba k ie ru n k i g eografii roślin, h isto ry c z n y i ekologiczny, obok siebie postaw ić i porów nać j e we względzie d o ­ niosłości problemów, k tó re rozw iązać m a ­ j ą i w a rto ś c i ich z a g ad n ień d la n a u k i

wogóle. Odpowiadając n a te p y tan ia , po­

w iedzieć trzeba, że doniosłość problemów obu k ie r u n k ó w w geografii roślin nie j e s t je d n a k o w a . Rozwiązanie k w e s ty i rozm ieszczenia roślin n a ziemi z p u n k t u widzenia ekologicznego pro w ad zi n a s do zrozum ienia zbiorowisk ro ślin n y ch j a k o s k u p ie ń biologicznych, a przez to rozsze­

rz a na sze wiadomości biologiczne w ogól­

ności. Czyniąc to, ekologiczna geo grafia roślin zbliża się bardzo do biologii r o ­ ślin, a n a w e t — powiedzieć m o żn a —s ta je się jej częścią, bo s tw a rz a p odstaw ę pod sp e cy a ln e b a dan ia pew nych, w s k a z y w a ­ n y c h przez siebie typó w biologicznych.

Z d ru g ie j stro n y s a m a opiera się praw ie

w yłącznie n a ob se rw ac y a c h z z a k re su

biologii i fizyologii roślin i ty lk o b a d a ­

nia te rozszerza, w pro w a dz a ją c j e n a

a re n ę o bsz ern iejszą — bo do z biorow isk

(9)

M 42 WSZECHSWIAT

roślinn y ch całej ziemi. Geografia ekolo­

giczna roślin j e s t więc o d rębn ą przez swój o b sz ern y zakres, ale przecież ściśle p rzy n a le ż n ą g ałęzią ogólnej biologii o rg a ­ nizmów.

Inaczej h isto ry c z n a g e o g ra fia roślin.

Tu ju ż n ietylko pojedyncze zag ad n ienia ale cała m eto d a b a d a n ia różni się za sa d ­ niczo od k ie r u n k u biologicznego. Zada­

niem je j, k tó re rozwikłać pragnie, j e s t zrozum ienie rozm ieszczenia roślin n a zie­

mi ja k o p ro ble m u h istorycznego, j a k o fe­

nom enu, k tó ry się staw ał, rodził, p rzecho ­ dząc wszelakie fazy rozwoju i p ozosta­

wiał ślady, z odległej przeszłości pocho­

dzące, wśród teraźniejszej roślinności. Te ś lady — owe przeży tki, o których była mowa poprzednio, to j e d e n d o k u m e n t h i­

storyczny; d rug im j e s t miniona przesz­

łość, owe ś w ia ty w ym a rłe , o k tó ry c h uczy n a s paleontologia. Geografia histo­

r y c z n a roślin w y z y s k u je do sw y ch celów oba te źródła, s tw a rz a ją c g ig a n ty c z n y obraz rozwoju szaty roślinnej ziemi, obraz, o p a rty n a olbrzym im m ate ry a le spostrzeżeń, a stw orzony olbrzym ią pracą um ysłu, obraz, b ę d ą c y w iernem we w szy­

s tk ic h szczegółach odtw orzeniem o s ta t ­ niej fazy n a tu r a ln y c h przeobrażeń roślin­

ności ziemskiej. Z ry w a jąc zasłonę, k tó rą przeszłość z a k ry ła owe wielkie p rzem ia­

n y n a tu r a ln e wśród s z aty roślinnej, przez ciągle trw a ją c e p rze w ro ty k lim atyczne w yw oły w ane, w skazując, n am ich p r z e ­ bieg i p rz y c z y n y j e powodujące, g e o g ra ­ fia h is to r y c z n a roślin s ta w ia nas wobec problem ów olbrzymiej doniosłości n a u k o ­ wej, i otw arcie w yznać trzeba, że w p o ­ ró w n a n iu z b lask ie m ty ch z a g adn ie ń m a­

leje bardzo doniosłość pytań, k tó re roz­

wiązać u siłu je ekologiczna geo g rafia ro­

ślin.

W ładysław Szafer.

Z A G A D N I E N I A Z A S A D N I C Z E E L E K T R Y C Z N O Ś C I A T M O S F E ­

R Y C Z N E .! .

(D o k o ń czen ie).

IH. Pionowe prądy elektryczne w atmo­

sferze. Kwestya regeneracyi pola elektrycz­

nego atmosfery.

W idzieliśmy w rozdz. I tego re fe ra tu , że w atm osferze ziemskiej istnieje za­

wsze pole elektryczn e, w y tw orzo ne przez odjerriny ładu nek ziemi z jednej a prze­

s tr z e n n y do datni ład u n e k atm o sfery z d r u ­ giej strony; w idzieliśm y w rozdz. II, że pow ietrze atm osferyczne posiada w pe­

w nym stopniu zdolność p rzew od zen ia elektryczności; s tą d wniosek, że w kie­

r u n k u linij siły elektrycznej, a więc w k ieru n k u pionowym, od dodatn ich ła ­ dunków p o w ie trz a ku o d jem n e m u ła d u n ­ kowi ziemi m usi wciąż płyn ąć p rąd elek ­ try c z n y ; oznaczmy przez $ natężenie pola elektrycznego, przez X zdolność przew o­

dzenia e lek tryczn o ści przez powietrze, a w te d y wciąż płynie prąd o sile równej iloczynowi eX. Jak oż m ożna się o istn ie ­ niu i wielkości tego p rąd u przekonać w p ro st w sposób n a stę p u jąc y w edług E b e rta . Uczony te n um ieścił w ielką pły­

tę blasznną o

2

m

2

pow. poziomo na s łu ­ p ach izolujących i pokrył j ą ziemią po­

rosłą traw ą. W ten sposób został n ie ja ­ ko izolowany k a w a ł powierzchni ziemi pokrytej w egetacyą. P ły tę tę n ajpierw łączono z ziemią, by jej nadać potencyał ziemi, a n astę p n ie połączenie z ziemią p rzeryw ano i pozostawiono płytę na kil­

k a m in u t izolowaną. Gdy j ą potem ł ą ­ czono poprzez g a lw a n o m e tr ba listyczny z ziemią, g a lw a n o m e tr w norm alny ch w a ru n k a c h atm o sfe ry cz n y c h okazyw ał zawsze p rąd w k ieru n k u od pły ty k u zie­

mi. Na ziemię zatem odjemnie n a ła d o ­ w a n ą spły w a u staw icznie e le k try c z no ść d o d a tn ia z powietrza i zobojętnia jej ła­

d unek. Dlaczegóż j e d n a k mimo to, ani

ziemia, ani powietrze nie tra c ą sw ych

ładunków ? Skąd się wciąż odnaw iają

ład u n k i ziemi i powietrza, neu tra liz o w a n e

(10)

6 6 6 WSZECHS WIAT j M® 42

ciągle przez pionowy prąd e le k try c z n y ? Ja k ie ż to s p ra w y s ta n o w ią źródło rege- n era c y i e le k try c z n e g o pola a tm o s fe ry ? I to je s t trz e cia zasa d n icz a k w e s t y a e le k ­ try c z n o ści a tm o sfe ry cz n e j. Z licznych teo ry j, m ają cy c h n a celu ro zw iązan ie tej k w e sty i, dwie ty lk o w y t r z y m u j ą k r y t y ­ kę, choć i one nie są jeszcze d o s ta te c z ­ nie przez o b se rw ac y e poparte. Są to:

te o ry a k o n d e n s a c y jn a C. T. R. W ilsona i teo ry a adso rp cy i jonó w E ls te ra, Geitela i E b e r ta . P ie rw sz a o p iera się n a fakcie, że w pow ietrzu, p rz e s y c o n e m p a r ą wo­

d n ą a w olnem od k u rzu , j o n y s ta ją się j ą d r a m i je j k o n den sacy i, i to ty lk o j n n y odjem ne, jeś li p rzesy cenie p a r ą wodną nie p rz e k ra c z a pewnej granicy . W po ­ w ietrzu, z a w ie r a ją c e m kurz a p r z e s y c o ­ nem parą wodną, c z ą s te c z k i k u r z u s ta j ą się j ą d r a m i k o n d e n s ac y i; że w p o w ie trz u zupełnie w olnem od k u rz u w razie p r z e s y ­ ce n ia p a r ą w o d n ą tw o rzy się g ę s ta mgła, j e ś l i po w ietrze j e s t jonizo w an e, dowiódł W ilson w sposób n a s tę p u ją c y : N iechaj N — fig. 3—oznacza naczy n ie z a w iera ją c e

(F ig . 3).

w ilg otn e wolne od k u r z u pow ietrze 1), A i K to

2

e le k tro d y , k tó re m ożna p o ­

łączyć z b ieg u n a m i źródła e le k try c z n o ­ ści (bateryi); zapomocą pompy można n a ­ gle rozrzedzić powietrze w naczyniu, a t a k a e k s p a n s y a a d y a b a ty c z n a powo­

d u je oziębienie pow ietrza i co za te m idzie przesycenie go parą wodną (w owej t e m p e ra tu rz e ). Objętość powif trz a przed e k s p a n s y ą oznaczmy przez v , , po ekspan- syi przez v.2 , oświetlmy naczynie prom ie­

n ia m i R ontge na lub y i e k s p an d u jm y kolejno do coraz większych v2: dopóki

—v-2 -- < 1,25, nie n a s tę p u je k o n d e n sac y a (mimo promieni), aż g d y

2

■«! = 1,25, tw o rzy się silna mgła; że kropelki m gły zaw iera ją ja k o j ą d r a tylko j o n y odjemne, dowodzi to, że m gła w polu e le k try c z n e m p orusza się od k a to d y K do anody A (przeciw sile ciężkości) i dopóki — j e s t

vi w ięk sze niż 1,25 ale m niejsze niż 1,31 krople m g ły osiadają tylko na jo n a c h od­

je m n y c h ; dopiero g d y osiągnie war-

l ’ i

tość 1,31 k o n d e n s a c y a n a s tę p u je także n a jo n a c h dodatnich. W te d y m g la dzieli się n a

2

części, z k tó ry c h j e d n a porusza się k u anodzie, d r u g a ku katodzie. Za­

s to s u jm y te re z u lta ty do a tm osfery i po­

w s t a w a n ia w niej c h m u r i deszczów.

W niższych w a r s tw a c h a tm o sfe ry z n a j­

duje się do s ta te cz n a ilość cząsteczek k u ­ rzu, k tó re dla p o w s ta ją c y ch w ty ch w a r ­ stw a c h deszczów służą za j ą d r a k o n d e n ­ sa cyjne ; im wyżej się j e d n a k wznosimy, te m mniej takieg o k u r z u pow ietrze z a ­ w ie ra i j u ż w w ysokościach ponad

1 0 0 0

m z a w a rto ść je g o w p o w ie trz u j e s t z n i­

kom o mała. Dla deszczów więc, k tó re p o w s ta ją w ty c h w ysokościach, za j ą d r a k o n d e n s ac y i mogą służyć ty lk o jony , i to tylko jo n y o djem ne — o ile p r z e s y ­ cenie p a r ą w odną nie przenosi w artości

') P o w ie tr z e u w a ln ia się od k u rzu w tak i sposób, że p rzez e k sp a n sy ę a d y a b a ty czn ą spro- | w a d za się p r z e sy c e n ie p o w ie tr z a parą w o d n ą i — co za te m id z ie — k o n d sn sa c y ę n a c zą stk a ch | kurzu; czek a się aż p o w sta ła m g ła op ad n ie (ra­

zem z czą stk a m i kurzu) n a d ó ł, a p o tem n a n o w o I się ek sp an d u je, aż w r e sz c ie p o w ie tr z e z o sta n ie

j

z u p e łn ie z kurzu u w o ln io n e i p rzez e k sp a n sy ę m g ła p r z e sta n ie ju ż p o w s ta w a ć .

o dpow iadającej e k span syi = 1,31,

co j e d n a k zdarza się rza d k o (skoro bo ­

w iem przesycenie odpo w iadające ekspan-

syi = 1,25 zostaje osiągnięte,

k o n d e n s a c y a n a s tę p u ją c a na jo n ac h o d ­

j e m n y c h p rze sz k a d za dalszem u p rz e s y ­

(11)

WSZECHSWIAT (>67

ceniu). W s k u te k osiadania k ro p elk i m gły n a jonie o d jem n y m ja k o ją d r z e pow staje e le m e n t c h m u r y o średniej średnicy lO

--3

cm; w s k u t e k zlania się około milio­

n a ta k ic h ele m en tó w p o w sta je kropla deszczu o śre d n ic y około

2

mm; ponie­

waż k ażd y j o n (za w arty w elemencie ch m u ry ) jest obłado w an y e le m e n ta rn ą ilością e le k try c z n o ści ( = około 4 . 1 0

- 10

je d n . elektrost.), k rop la więc deszczu po- w in n a b y być n a ła d o w a n a ład u n k ie m od­

je m n y m o wielkości rzęd u

1 0 ~ 4

jed n . ele k trost.

D oty ch czasow e nieliczne szeregi po­

m iarów ła d u n k u deszczów i śniegów s tw ie rd z a ją te wnioski. A by zmierzyć ła d u n e k kropli deszczu, w y s ta w ia się po- p ro stu m iseczkę n a deszcz i równocześ­

nie m ierzy się wielkość kropli; ładunek m iseczki z deszczem m ierzy się zapomo­

cą e le k tro m e tru . W zasadzie p o m ia ry te są bardzo proste, w rzeczy w isto ści j e ­ d n a k k o m p lik ują się i w y m a g a ją wielu środ ków ostrożności z powodu ro z p ry s k i­

w ania się kropel podczas sp ad ania na m iseczkę (lub s ia tk ę c hroniącą m iseczkę przed polem e le k try c z n e m atmosfery).

W e iss u n ik a ro z p ry sk iw a n ia w ten spo ­ sób, że c h w y ta deszcz nie do miseczki ale zapomocą szczotki; na je j tw a rd e w ło­

sy krople deszczu niejako się w ty k a ją . C ztery szeregi p om ia ró w w W olfenbiittel (E lste r i Geitel), w G etyndze (Gerdien), w W iedniu (Weiss) i w Poczdamie (Kith- ler) okazały zgodnie, że w ięk sza część deszczów posiada ła d u n e k o d jem n y J) i że wielkość ła d u n k u kropli je s t wielko­

ści rzę d u

1 0 ~ 4

j e d n . el.—j a k tego te o ry a w ym aga. Deszcze sp ro w a d za ją zatem na ziemię j o n y o d jem n e i w y n a g r a d z a ją u t r a t y ł a d u n k u ziem i spow odow ane przez pionowy p rą d e le k try c z n y ; w atm osferze zaś przez zab ie ra n ie jo n ó w odjem n y ch p o w o d u ją p rze w ag ę 'jo n ó w d o d a tn ic h i w te n sposób również odnaw iają d od a­

tni ła d u n e k atm osfery, zobojętn ian y wciąż przez p r ą d pionowy. Je śli więc przyszłe

*) Zdarzają się cz ę sto i d esz c z e z ładunkiem d od atn im , ale sum a algeb raiczn a ła d u n k ó w sp ro­

w a d z o n y c h na z iem ię p rzez d esz c z e i śn ie g i w cią g u roku j«st odjemna.

p o m iary ład u n k ó w deszczów nie przy­

niosą zm iany, to można powiedzieć, że teorya k o n d e n s a c y jn a W ilson a ja k o ś c i o ­ wo i ilościowo dosyć dobrze odpow iada faktom .

D r u g a teorya, to teo ry a adsorpcyi j o ­ nów E ls te ra, Geitela i E b e rta . Opiera się ona na fakcie, że z przestrzeni po­

w ietrza o j e d n o s ta jn e j jonizacyi przez ad sorpcyę u ścian z a m y k a ją c y c h prze­

strzeń znika więcej jo n ó w odjem nych niż dodatn ich (z powodu większej r u ­ chliwości pierwszych). Niechaj przez r u ­ rę o znacznej długości p rzepływ a s t r u ­ mień pow ietrza jonizow anego, to na ś c ia ­ nie w e w n ętrzn e j r u r y będą osiadać w z n a ­ cznej przew adze j o n y odjem ne, tak, że r u r a w tem m iejscu o trz y m a ła d u n e k odjem ny. W praw dzie ostatecznie o dje­

mne j o n y się w yczerpią i w ostatniej części r u r y będą osiadały n a ścianie j o ­ ny dodatnie, w yob raźm y sobie jed n a k , że j a k i ś jo n iz a to r jo n iz u je powietrze w rurze wciąż nanow o i w y tw a r z a tyle par jonów, że liczba jo n ó w dodatnich, choć w przew adze n a d liczbą jonów od­

je m n y c h , nie o siąg a j e d n a k tej p rz e w a ­ gi, k tó ra j e s t konieczną, b y przez a d ­ sorpcyę więcej dodatn ich niż odjem nych jo n ó w osiadło n a ścianie rury ; w te d y r u ­ ra we w szystk ich swoich częściach przy­

bierze ład u n e k odjem ny. S to sunk i te u rzeczy w istnione są w ziemi: r u ra m i są k analik i w łoskow ate g r u n tu , przez któ re przepły w a powietrze, jonizow ane wciąż przez e m a nacyę i ciała promieniotwórcze, w ziemi z a w a rte bądźto podczas zniżki b a rom etrycznej, bądźto z powodu inso- lacyi. W s k u te k adsorpcyi jon ów od je­

m nych, n a s tę p u ją c e j podczas p rze p ły w a ­ n ia p ow ietrza przez owe kanaliki, ziemia n a b ie ra ła d u n k u odjem nego *) i w ten sposób w y n a g ra d z a się jej s tr a ta s p o w o ­ dow ana przez pionowy p rą d elektryczny.

W atm osferę zaś owo powietrze w y p ł y ­ w ające z ziemi unosi n a d m ia r jonów do­

d a tn ic h i w t e n sposób reg e n e ru je ładu-

') S tw ie r d z iły to d o św ia d czen ia lab orato­

r y jn e w y k o n a n e p rzez E berta, a naślad u jące

stosu n k i zach od zące w przyrodzie.

(12)

668 WSZECHŚWIAT JNTe 42

n e k d o datn i atm osfe ry. P r a w d a , że nad m orzami nie może się o d b y w a ć w te n sposób r e g e n e r a c y a pola e le k try c z n e g o atm osfery, ale E b e r t p rz y jm u je , że p o ­ ziome p rą d y p o w ie trz n e w y r ó w n y w a ją k o n c e n tr a c y ę jo n ó w nad całą p o w ierz­

chn ią ziemi. Toż samo m u si p rz y jm o ­ w ać i t e o r y a k o n d e n s a c y jn a , by w y t ł u ­ m aczyć r e g e n e r a c y ę pola e le k try c z n e g o w ty c h m iejscach, gdzie deszcze wcale nie p a d a ją lub ty lk o w rzadkich p rz y ­ p a d k a ch .

Naogół rozp orząd zam y do ty ch c z a s za m ałą liczbą spo strzeżeń , by n a nich mo­

żna z w szelką pew nością opierać teo rye e le k try c z n o ś ci atm o sfe ry cz n e j. N iniejszy r e f e ra t nie podał też go tow ego ro zw iąza­

n ia k w e s ty j z a sad n iczych , a raczej w s k a ­ zówki i drogi, j a k ie m i b a dania kroczyć będą d la ich rozw iązania; n a u k a o e le k ­ try c z n o ś c i a tm o s fe ry cz n e j — choć w o s ta ­ tn ic h latach, dzięki postępom w nauce o przew odzeniu e le k try c z n o ś c i w g a ­ zach i o p ro m ieniotw órczości, b a d a n ia znacznie się w zm ogły-—z n a jd u je się dziś jeszcze w sta d y u m , r z e c b y m ożna, po- czątkowem . Toć g d y przed kilku l a t y miano zo rganizow ać m ięd zy n aro d o w ą , j e ­ dn olitą służbę o b s e rw a c y jn ą , plan ten dla b ra k u w yk ończonych m eto d e k s p e ­ r y m e n ta ln y c h i założeń t e o r e ty c z n y c h m usiano odłożyć do po ry sto so w n ie jsz e j.

Sp raw ę org anizacy i m ię d z y n aro d o w e j dla u rz ą d z e n ia o b s e rw ato ry ó w a tm osferycz- n o-ele ktry c zn yc h, bez k tó ry c h dalsze po­

stę p y są niemożliwe, p odejm ie p r a w d o ­ podobnie n anow o m ię d z y n aro d o w y k o n ­ g re s e le k try c z n o ś ci i p ro m ie n io tw ó rcz o ­ ści m a ją c y się odbyć w B rukseli w r o ­ k u 1910.

J . L . Salpełer.

P is z ą c te n referat, k o r z y sta łe m g łó w n ie z n a­

stęp u ją cy ch d w u dzieł:

A . Gockel: D ie L n ftelek t r iz ita t, L ip sk 1908.

H . M ache i E . v. S ch w eid ler: D ie a tm osp h a- r isch e E le k tr iz ita t, B r u n św ik 1909.

O B J A W Y S Z C Z Ą T K O W E I A T A ­ W I S T Y C Z N E W Z A K R E S I E U C H A

L U D Z K I E G O .

C ie k a w y m p rze d m io te m b ad ań a n t r o ­ pologicznych było i j e s t ucho ludzkie, zarów no ze względu na różnice rasow e, j a k na k w e s ty ę rozwoju rodowego czło­

w ieka.

Na uw zględ nienie szczególne zasłu g u je k o n c h a uszna, będąca nowym n a b y tk ie m w s z ere g u ssaków. J u ż s am a okolicz­

ność, że ludzka k o n ch a u sz n a j e s t tak k u n sz to w n ie modelowana, u s u w a p rz y ­ puszczenie, by m ogła być n a rz ą d e m szczątkow ym .

W budowie konchy usznej zachodzą różnorodne w ahania u ras i osobników ro zm aity ch, a tak ż e w y s tę p u ją różnice zależne od wieku. B adan ia j e d n a k ś c i­

ślejsze w y k a z u ją , że w a h a n ia te o g r a n i­

czają się je d y n ie do tej części konchy, k tó ra o d sta je swobodnie w ty ł i ku g ó ­ rze. S c hw albe zowie j ą fałdą uszną, a okolicę podstaw ow ą ucha — p a g órk ie m usznym. Okolica p a g ó rk a usznego odpo­

w iada u człow ieka sześciu w ygórow a- niom, w y s tę p u ją c y m u zaro d k a w o k o li­

cy l-ej sz p ary skrzelowej, czyli t a k z w a ­ n y m z arod ko w y m pagórkom u szny m . Ta część u c h a w p orów naniu z uc he m mał- piem nie j e s t z red uk ow an a. Prz ec iw n ie fałda uszn a w yk a z uje silną red u k c y ę , a w szczególności u leg a zwinięciu.

Budow a konchy usznej u z w ie rz ą t s s ą ­ cych j e s t odm ienna, m ianowicie k o nch a j e s t niezw inięta, m a k s z ta łt lejk o w a ty , i zakończony o s try m końcem, n a d to ucho na stron ie zewnętrznej j e s t uwłosione

! i wogóle z n a jd uje się jeszcze pod silnym w pły w em mięśni, czyli j e s t ruchom e.

U licznych zw ierząt s sąc y c h istn ieją silne odchylenia od tego k sz ta łtu pier- i w otnego, zarówno w k ie r u n k u progre-

| sy w n y m j a k i r e g r e s y w n y m .

U człowieka, podobnie j a k u m ałp człe­

k o k s z ta łtn y c h zachodzi w t y m zak re sie

m etam o rfo za re g re s y w n a , zarów no pod

w zględem ruchomości, j a k zakończenia

śpiczastego i uw ło sienia ucha. U an-

(13)

M 42 WSZECHSWIAT

tropoidów j e d n a k objaw te n w y stępu je słabiej, aniżeli u człowieka.

Ruchom ość u c h a została p o stra d a n a przez w iększość ludzi, aczkolwiek u w szy­

stk ic h w y k a z a ć m ożna jeszcze szczątki w łaściw ych m ięśni (m. attolen s, m. att,ra- hens, m. r e t r a h e n s i t. d.), k tó ry c h zdol­

ność czynnościowa j e s t j e d n a k bardzo różna, in d y w id u aln a . Z n a jd u je m y rów ­ nież u człowieka m ięśnie j a m y b ę b e n k o ­ wej, które w p rze c iw ie ń stw ie do mięśni poprzednich są ju ż zupełnie u n ieru c h o ­ mione. S ta n o w ią one d a w n ą pozostałość a p a ra tu służącego do z a m y k a n ia i o tw ie ­ rania, t. j. zw ężania i rozszerzania z e ­ w nę trz n e g o p rze w o du słuchow ego.

D a rw in w y p ro w a d z a k s z ta łt ludzkiej k o nchy usznej od k sz ta łtó w w łaściw ych dwom m ałpom niższym : Macacus i Cer- copithecus. U M acacus w y ro s te k uszny sk ie ro w a n y j e s t silniej do góry, u Cer- cop ithecus zaś silniej wtyl; u człowieka j e s t on j e d n o s t a jn i e zaw inięty.

Po D arw inie W ie d e rsh e im , Ammon, a zw łaszcza Sch w alb e badali szczegóło­

wo k s z ta ł t u c h a z e w n ętrzneg o , osobliwie zaś fałdę uszn ą, podlegającą silnym zmia­

nom in d y w id u a ln y m . W e d łu g t y c h b a ­ dań k s z ta łt w łaściw y zaro d ko w i ludzkie­

mu w 4—6 m iesiącu e m b ry o n a ln y m w y ­ kazuje zbliżenie do stosun k ów is tn ie ją ­ cych u Macacus lub Inuus. Rozróżniamy tu kraw ę d ź o b r ą b k a (helix) niezw iniętą zupełnie w ty ln y m i g ó rn y m koń cu i w y ­ raź ny, o stry koniec u c h a w y s tę p u ją c y zawsze w p e w n y m pu n kcie określonym .

P oczy n ając od

8

-go m iesiąca łonowego rozpoczyna się re d u k c y a fałdy usznej, a raczej zw ijanie się j e j, z jedn o czesnem silniejszem k s z ta łto w a n ie m się g robelki (anthelix). P r z y te m koniec u c h a cofa się wdół, wzdłuż k ra w ę d z i ty ln e j o b r ą b ­ k a (helix), lecz nie /Zawija się jeszcze.

W s k u te k tego n a s tę p u je w rozw oju lu d z ­ kim s ta d y u m u c h a należącego do ty p u C ercopithecus.

Z chwilą g d y n a s tę p u je zawinięcie końca usznego ku przodow i, w y tw a r z a się k s z ta łt 3-ci, pow szechn ie właściwy człowiekowi. W obrębie k s z ta ł tu 3-go z n a jd u je m y najróżn oro d niejsze odmiany, p rzyczem koniec u szny , z w an y w y ro s t­

669

kiem D a rw in a bądź w y stęp ow ać może w silnym sto p n iu rozwoju, bądź też u le ­ ga z upełnem u zanikowi.

W y r o s te k te n pojaw ia się n a obu uszach, lub je d n o s tro n n ie , p rzy te m o b s e r­

wowano, że w y s tę p u je on czterokrotnie częściej ze stro n y praw ej niż z lewej.

Również rzadziej spotykano go u kobiet, aniżeli u mężczyzn, gdyż u pierw szych k o n cha uszn a wogóle posunęła się dalej na drodze rozwoju ludzkiego. Niemniej c ie k a w e jest, że u ras niższych w y rostek D a r w in a w y s tę p u je rzadziej, niż u w yż­

szych. Np. u B uszm anów i Negrów ko­

niec o b rą b k a j e s t z w in ię ty specyalnie silnie.

W cz w a rtym m iesiącu płodow ym czło­

w ieka s p o s trz eg a m y na pow ierzchni wol­

nej fałd y usznej 4 — 5 fałdek posiadają­

cych ciekawe znaczenie filogenetyczne.

Mianowicie o dpow iadają one listw o m po­

dłużnym , w łaściw ym n ie k tó ry m ssakom, np. bydłu, świniom, służącym za podporę dla u c h a n iezw ykle wzdłuż rozw iniętego.

U tw o ry te j e d n a k z a n ik a ją u człowieka ju ż w 5-ym m iesiącu płodowym.

Oprócz red u k c y i fałdy usznej konch a lu d z k a w y k a z u je rów nież u w i e c z n i e n i e c h rz ą s tk i przew odu słuchowego, k tóra p ierw o tn ie m usiała się sk ła d a ć z 3 eh r u ­ chom ych i zupełnie oddzielnych części, podobnie j a k w idzim y u zw ierząt worko­

w atych. Dziecięca c h r z ą s tk a przewodu słuchow ego zdaje się w yk azy w ać ta k ą w łaśnie budowę, aczkolwiek podziału z u ­ pełnego niem ożna stw ierdzić z p e w n o ś ­ cią.

Co do uwłosienia ucha ludzkiego, aż do czasów o s ta tn ic h tylko u Schw albego z n ajdow aliśm y spostrzeżenie, że n a w y ­ ro s tk u D a rw in a w późniejszych m iesią­

cach em b ry o n a ln y c h , j a k również u no­

w orodka zjawia się czasem zbieżny pę­

czek włosów. Schw albe w rozpraw ie swej podaje w iz e ru n e k z a o b se rw o w an e ­ go przez siebie p r zy p a d k u u noworodka, u k tó re g o zachodzi połączenie k s z ta łtu k o n c h y usznej o typie Macacus złago­

dzonym, z obecnością pęczka włosów d ługiego na 4 mm.

W ie d e rs h e im ogranicza się do p r z y to ­

czenia ob se rw ac y i Schw albeg o, a Prie-

Cytaty

Powiązane dokumenty

wodory wysokocząsteczkowe, topniejące w tem p eratu rze wyższej niż 300°C; ta ostatnia przemiana jest, zdaje się, wynikiem pyroge- nicznego przekształcenia się

niach swych musi on zwracać szczególną uwagę na ciała przejściowe, znajdujące się w stanie przeobrażania się, gdyż poznanie ich da mu wskazówki o procesach

wań było oznaczenie p ochłaniania przez atm osferę ziem ską.. Rok bieżący 1913 pozostanie zapisany w rocznikach m eteoro­.. logii jako niezw ykły p rzy k ład

Lecz jeżeli są słabe i źle pływają, m ogą pozostaw ać w wodzie tylko przyczepione do roślin (większość hydrofilidów)... podlegają tem u

Ze skał facyi reglowej uw zględnia następujące: wapienie i dolom ity tryasow e, łup ki kajprow e, wapienie i piaskowce rety c- kie, m argle plam iste (jurajskie),

Co dotyczę tracenia masy przez komety, to w rozprawie naszej rozpatrzyliśmy tylko jedno jego następstwo: zmniejszenie ciążenia kom ety k u słońcu. Możliwe i

opisuje, po Części na podstawie m a tery ału zielnikowego, osobliwy sposób czepiania się zapomocą odrębnych pędów, k tó ry c h właściwości są pośrednie

nych badaniach Severiego, odnoszącyoh się do powierzchni algebraicznych regularnych, k tóre zezwalają na nieciągłą g ru p ę prze­.. kształceń