• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: WSPÓLNA 37. Telefonu 83-14.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: WSPÓLNA 37. Telefonu 83-14."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Nb. 4 7 (1641). W a r s z a w a , d n ia 23 l i s t o p a d a 1913 r. T om X X X I I .

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A 37. T elefon u 83-14.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: ro c z n ic r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W s z e c h ś w ia ta " 1 w e w s z y stk ic h księgar*

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k a lu re d a k c y i.

E B E R H A R B W ALTER.

T E O R Y A I Z O S T A T Y C Z N A 1).

K ażdy z a k ą te k ziem i d o sta rc za sposob­

ności do z e b ra n ia n ie w y c ze rp an e g o p r a ­ wie fak tyczn eg o m a t e r y a ł u geologiczne­

go. Lecz niedo sta te c zn o ść sa m y c h tylko taktó w , wogóle niezdolność d u c h a lu d z ­ kiego do zadow olenia się szeregiem po­

szczególnych zjaw isk, n iezw iązany ch w je- dnę całość, spow odow ała ju ż w p ie r w ­ szych z a c z ą tk a c h każdej n a u k i p o w stanie g e n e ty c z n e g o połączenia fak tó w . Po n ie­

waż w n a s tę p n y m w y kładzie m am y roz­

trz ą s a ć je d n o z ta k ic h pow iązań ge n e ­ t y c z n y c h , rozc iąg a ją ce się poza n a js z e r ­ sze z a k re s y , m ianow icie te o ry ę izo s ta ty ­ czną, m u sim y się więc zastrzedz, że w szy­

s tk im ty m teoryo m zawsze m ożem y p rz y ­ p isyw a ć je d y n i e ty lk o w a rto ś ć h y p o tez y roboczej albo „w yob rażen ia odpoczynko-

]) Odczyt, w ygłoszony w kolokw ium geolo­

giczno - paleontologicznem u n iw ersy tetu berliń­

skiego w lutym r. b.

w e g o “, j a k się mówi w psychologii, t. j.

w yobrażenia, k tó re m u je d y n ie w a r u n k o ­ wo p rzyznajem y p ra w o do istnienia, m ia ­ nowicie, dopóki nie będzie m ożna go za­

stąpić przez inne, bardziej użyteczne.

W t e n sposób w y c ią g a m y ty lko wnio­

sek osta te cz n y z te o r y i rozwoju, sto su ją c j ą do niej samej, czyli raczej do poszcze­

gólnych jej w yw odów i widząc się z m u ­ szonymi zgóry p rzy p isy w a ć w s z y s tk im ty m rozum ow anio m czasow ym w yłącznie w arto ść względną. N astęp nie m u sim y 0 ile m ożn a odrzucić tak ie p rz y p u sz c z e ­ nia, k tó ry c h codzienne użycie zatarło p o ­ woli ich c h a r a k te r h y p o te ty c z n y , inaczej bowiem p o ru sz a lib y ś m y się ty lk o w błęd- n em kole.

J e d n e m z ty c h ciągłe u ż y w a n y c h p rz y ­ puszczeń był przez czas d łu g i d o g m a t k u rc z e n ia się ziemi. W e d łu g z n a n e g ) s c h e m a tu rozw oju ciał n iebieskich ziem ia p o w in n a nieprzerw anie się ochładzać, 1 dla każdego z ja w isk a tekton iczn eg o n a ­ suwało się pożądane w y tłu m a c ze n ie w po­

staci m arszczenia się sk o ru p y ziemskiej.

W o s ta tn im j e d n a k czasie w rozkładzie su b s ta n c y j p r o m ie n io tw ó r c z y c h 1) zostało

i) E. R utherford, Radioaktiye Umwaudluu- gen. Brunświk, 1907.

(2)

738 W SZECHSWIAT JMe 47

w y k r y t e t a k potężne źródło ciepła, że już obecność we w n ę t r z u ziemi s to s u n ­ kowo m a ły c h ilości ta k ic h s u b s ta n c y j w y s t a r c z a ła b y do w y r ó w n a n ia całk ow itej s t r a t y ciepła przez ziemię.

O rzeczyw istej z a w a rto śc i su b sta n c y j p ro m ie n io tw ó rc z y c h w ziemi w ie m y , co p raw d a , je s z c z e bardzo mało. P e w ie n p u n k t oparcia daje n a m w tej k w e s ty i z a w a rto ś ć w a tm o sferze e m a n a c y i radu.

P o niew aż ta o s ta tn ia u s ta w ic z n ie się roz­

p a d a , m a ją c okres p r z e m ia n y T = 3,85 dnia, w c ią g u k tó re g o to czasu ilość jej zm niejsza się o połowę, p rz e to z a w a r ­ tość e m a n a c y i w atm osferze może być s ta ł a je d y n i e tylk o w s k u t e k ciągłego a j e d n o s t a jn e g o d o sta rc z a n ia n o w y c h jej zapasów z ziemi. Dla tejże p rzy c z y n y e m a n a c y a ra d u , z a w a r t a w p ow ietrzu, nie może p rz e są c za ć się z głębokości zn a c z n y c h do pow ierzch n i ziemi. P r z e ­ w a ż n a ilość e m a n a c y i m u si z a te m poch o­

dzić z w a r s tw y pow ierzchow nej, o g r u ­ bości zaledwie k ilku m etrów .

A. S. E ve 1) obliczył w ro k u 1905, że e m a n a c y a ra d u , z a w a r t a w a tm o sferze, od pow iad a 610 to n n o m b r o m k u ra d u . Że­

by zaś w y ró w n a ć s t r a t ę ciepła przez zie­

mię, p r z y p u s z c z a ją c j e d n o s t a j n ą z a w a r ­ to ść r a d u w całej kuli z ie m sk ie j, n ie ­ z b ę d n y j e s t za p as 270 m ilionów tonn.

W razie ta k ie g o zaso bu r a d u w ziem i ilość je g o , p o trz e b n a do p o d tr z y m a n ia z a w a rto ś c i e m a n a c y i w atm osferze, p r z y ­ p a d a ła b y n a n a jw y ż sz ą w a r s tw ę ziemi o g ru b o śc i 18 m etró w , co b a rd z o się z g a ­ dza z r e z u lta te m pow yższym .

J e s t to, jed n a k o w o ż , ty lk o j e d e n z w ie ­ lu, po części b ardzo ro zb ie żn y c h r e z u l­

ta t ó w b a d a ń rad yo lo g iczny ch . S t r u t t 2) znalazł, n a p rz y k ła d , że z a w a rto ś ć r a d u w s k a ła c h w p rz y p a d k a c h poszczegól­

n y c h j e s t bardzo rozm aita, ogólnie biorąc, j e s t sto raz y w iększa od te j, któ ra , w p rz y p a d k u je d n o s t a jn e g o r o z p o w s z e c h ­ n ie n ia r a d u w całej k uli z iem sk iej, b y ­ ła b y n iez bę dn a do ścisłego w y r ó w n a n ia tej ilości ciepła, j a k ą z iem ia traci. W y ­

Phil. Mag. lipiec 1905.

"■) Proc. Roy Śoc. A 77 (1906).

w n io sk o w a ł on stąd , że r a d istn ieje t y l ­ ko w cienkiej w a r s tw ie powierzchownej.

W k a ż d y m razie b a d a n ia radyologicz- ne dowodzą, że t e m p e r a t u r a ziemi może bardzo łatw o po sia d a ć w a rto ś ć n iez m ie n ­ n ą w ciągu milionów la t, że więc k u r c z e ­ nie się ziem i wcale niekoniecznie m usi być przypuszczan e, p rz y n a jm n ie j d la tr z e ­ ciorzędu, w k tó ry m się j e d n a k odb yw ały t a k z n a czne p ro cesy górotw órcze.

W o b e c teg o je s te ś m y zm uszeni o d rz u ­ cić w s z y s tk ie teorye, m ają ce za p o d s ta ­ wy k u rcz e n ie się ziemi, j a k o n ie d o s t a te ­ cznie uzasadnione.

N iezależnie od teg o jeszcze in ne roz­

w ażan ie prow a d z i do od rzucenia zwykłej te o r y i k u rc z e n ia x). A lbow iem w e d łu g niej napięcia, p o w s ta ją c e w k a ż dem m iej­

sc u m arszczącej się sk o ru p y ziem skiej, p o w in n y się p rzejaw iać ty lk o w zupełnie p o jed y n c z y c h okolicach. Poniew aż zaś ciśnienie s k lepien ia ró w n a się iloczyno­

wi z ciężaru przez prom ień, więc daje się łatw o obliczyć, że s k o ru p a ziem ska j e s t conajm niej 1 700 razy zasłaba do w y tr z y m a n ia ciśn ie n ia swego w łasnego sklepienia, j a k o też do p rz e w id z e n ia ci­

ś n ie n ia bocznego n a ty sią c e kilom etrów , j a k o ciało tw a rd e .

Dalej wykazano, że wielkie p r z e s u n i ę ­ cia n a sw em podłożu, j a k i m m usia ły by ulegać części sk o ru p y ziem skiej wobec m ie jsc o w y ch zaledw ie odchyleń, b y ły b y z ja w is k a m i zupełnie niem ożliwem i.

W reszcie n a le ż y s tw ie rd z ić p r z y p u s z ­ czenia, n a k tó ry c h się o p iera ją p o g lą d y n a zm iany poziomu pow ierzchni m orskiej.

W ychodząc z założenia, możliwego t a k ­ że i dziś jeszcze, że ilość wody m orskiej pozostaw ała, ogólnie biorąc, niezm ienną w ciągu n a jw a ż n ie js z y c h epok geologicz­

n y c h , zw olennicy teo ry i k u rc z e n ia się ziemi doszli do całkiem różny ch w n io s ­ kó w w z g lę d em zm ian poziomu p ow ierz­

chni m orskiej.

l. Poniew aż w razie s k ró c e n ia się p r o ­ m ienia ziemi pow ierzchn ia j e j ta k ż e się zm niejsza, więc p o w ie rz c h n ia morza, stła-

’) Ampferer, Uber das Bew egungsbild von Faltengebirgen. Jah rb u ch der k. k. geol. Reichs- anstalt, 1906, str, 539 — 620, str. 546 i następne.

(3)

Ne 47 WSZECHŚWIAT 739

czanego n a m niejszej p rze strz e n i, m usi się podnieść 1).

2. I n n i ‘2) k ładą n a c isk głównie na r u ­ chach pionow ych s k o ru p y ziem skiej. Ob­

niżenia w morzu ozn a cz a ją p rzy te m p r z y ­ ro st lądów, g d y ty m c z a s e m obniżenia l ą ­ dów związane są ze s t r a t ą lądu stałego.

P rz y pu szczając, że obniżenia są rozpo­

w szechnio n e j e d n o s ta jn ie po całej po­

w ierzchni ziemi, obniżenia w morzu będą znacznie p rzew ażały , ląd y zatem będą się w y n u r z a ły z mórz.

Obie te te o ry e o p iera ją się n a założe­

niach zu pełnie dowolnych. P rzyjąw szy, że p ro m ień ziem ski się skraca, trzeba w y w n io sk o w ać , że po w ie rz c h n ia m orska p o z o sta w a łab y n a j e d n y m i ty m sa m y m poziomie wów czas, g d y b y różnice w y s o ­ k ości p ow ie rz c h n i lito sfe ry w zrosły w s to ­ pniu, odpow iednim do s krócen ia p ro m ie ­ nia ziem skiego. J e że lib y n a to m ia s t r ó ­ żnice w ysokości zachow ały sw ą wielkość bez zm iany, t. j. g d y b y rzeźba s k oru p y ziemskiej nie zm ieniła sw ego c h a r a k t e ­ r u — przyp u szczen ie, będ ące p o d s ta w ą pierwszej z wyżej w sp o m n ia n y c h teoryj, w tenczas p o w ierzchnia m orza m u sia ła b y się podnieść; jeszcze b a rd z iejb y się pod­

niosła n a tu r a ln ie w tedy , g d y b y różnice w ysokości się zm niejszyły. Jeżeliby w r e ­ szcie rze ź b a ta rozw ijała się bardziej w s tro n ę k rańc ow ośc i, j a k to może działo się podczas z ap adn ięć wielkich, to s k u t ­ kiem teg o b yłoby obniżanie się p o w ie rz ­ chni m orskiej.

Do ro z s trz y g n ię c ia tej k w e s ty i b r a k u je nam j e d n a k wszelkiego p raw ie p u n k t u oparcia.

T a k samo rzecz się będzie m iała, jeżeli p rzyp u śc im y , że o b jętość ziemi się nie zmieniła w c i ą g u n a jw a żn ie jsz y c h dla nas epok geologicznych. P o z o sta ją n a m w ów ­ czas do w y b o ru dw a przypuszczenia: a l­

bo t r a n s g r e s y e i r e g r e s y e w y r ó w n y w a ­ ły b y się wzajem nie, albo t r a n s g r e s y e

J) A. Penck, Schw ankungen des Meeresspie- gels. Jahrb. d. Geogr. Ges. zu Munchen, V II 1882, str. 21.

2) W. Kranz, H ebung oder Senkung beim rheinischen Schiefergebirge? Zeitschr. d. D eutsch.

Geolog, Gesellschaft, 1911, str. 470 i następne.

b y łyby okresam i osłabionej, re g r e s y e zaś okresam i wzmożonej rzeźby pow ierzchni ziem skiej. Dowód p rzek o nyw ający , że k tó rą ś z t y c h grup lub n a w e t poszcze­

gólnych możliwości należy uw ażać za p o ­ zbawioną c h a r a k te r u h y p o tety c zn e g o, j e s t od nas bardzo jeszcze daleki i jeżeli obecnie w ro zp ra w a c h g eologicznych m o­

żna znaleźć tw ierd z en ia t a k stanow cze, j a k n a p rz y k ład : „ W okresie j u r a j s k i m powierzchnia morza p rzew y ższała o 2 000 m etró w j e j poziom dzisiejszy" x), to za­

pew nieniom tego rodzaju b r a k u j e całko­

wicie u z n a n ia pow szechnego.

Podobnież fa n ta s ty c z n e m i okazały się poglądy, p rzy p is u ją c e p r z y c ią g a n iu gór i lądów ogromne podniesienie p ow ie rz c h­

ni m orskiej w ich sąsiedztw ie. Dzisiaj uchodzi za pewne, że w pły w p rz y c ią g a ­ n ia na p ow ierzchnię morza, w s k u t e k n ie­

znacznej g ęstości lądów, może być z a ­ ledw ie bardzo m ały i w yw ołu je w ahania, niem ające znaczenia geologicznego. W epo­

kach lodowych m asy lodu, leżące n a lą­

dach, powodowały przejściowe obniżenia się pow ierzchni m orskiej. Lecz niepe­

wność n a szy c h wiadomości, szczególnie co do w ielkości lodu lądowego, nie po­

zwala nam wcale obliczyć ż a d n y ch o k r e ­ ślonych rozm iarów zniżki. Również i związanie chem iczne wody w śró d możli­

wych prze m ia n s k a ł nie może n ig d y po ­ chłonąć tyle wody m orskiej, żeby p o ­ wierzchnia m orza z o sta ła przez to obni­

żona w sto p n iu znacznym lub chociażby d a ją c y m się w ykazać.

Ponieważ j e s t niem ożliwe znaleźć inny w skaźnik dla podniesień i obniżań się lądu stałego, zarów no dzisiejszych, j a k i przeszłych, j a k w spółczesna p o w ie rz c h ­ nia m orska, poniew aż dalej o zm ianach jej położenia bezwzględnego, t. j . j e j od ­ ległości od ś ro d k a ziemi, któ re mogły zajść w c ią g u o s ta tn ic h epok geologicz­

nych, niew iadom o nic określonego, prze­

to dozwolone j e s t ty m czaso w e p r z y p u s z ­ czenie, że w ysokość pow ierzchni m or­

skiej j e s t stała.

Jeżeli te o r y a k u r c z e n ia się ziemi w y ­ chodzi z założenia, k tó re b y n ajm niej nie

>) W. K ranz, 1. c.

(4)

740 W SZECHSW IAT .Na 47

może być uz n a n e za f a k t n iezap rzeczo ny , to przeciwnie, n a jw ię k s z ą z a le tą j a k i e j ­ k olw iek teo ryi j e s t to, je ż e li ona może w y jś ć z fa k tu , b ezp ośred nio do strz e żo ­ nego.

T e g o ro d z a ju fa k te m są anomalie, w y ­ k r y te w sko ru pie ziem skiej podczas po­

m ia ró w ciężkości a p o le g a ją c e n a tem, że niziny w y k a z u ją n a d m i a r ciężkości w p oró w n a n iu z okolicam i g ó rzy ste m i, b r y ły zaś oceaniczne — w p o ró w n a n iu z b ry ła m i lądow em i. Siła ciężkości nie we w s z y s tk ic h p u n k t a c h ziemi o d p o w ia ­ da wielkości, p rzew idzian ej teo re ty c z n ie ; różnice objętości n i e je d n o s ta jn ie g ru b e j sk o ru p y ziem skiej w y r ó w n y w a ją się przez o d w ro tn e różnice g ęstości, t. j. w s k o r u ­ pie ziem skiej p a n u je r ó w n o w a g a („isosta- tic c o m p e n s a tio n “) 1). F a k t t e n t e m b a r- dziej z w raca n a siebie uw a g ę , że ciągle w id z im y na pow ierzchni ziemi działanie sił, k tó re m u sia ły b y , j a k się zdaje, s p o ­ w odow ać zakłócenie ró w n ow ag i. Z a k łó ­ cenie tak ie j e s t j e d n a k sprz e c z ne z w n i o s ­ kiem od w ro tn y m , k t ó r y w y c ią g a m y b e z ­ p o śre d n io z obecnego s t a n u r ó w n o w a g i ziemi, że, m ianowicie, w e w s z y s tk ic h c z a ­ sach d a w n ie js z y c h t a k samo, j a k i tera z, w s k o ru p ie ziem skiej p a n o w a ła r ó w n o ­ w a g a k o m p le tn a . G d y b y te n w niosek o d w ro tn y , r o z s tr z y g a ją c y d la całej teo ry i izo sta ty c z n ej, b ył w rze c z y w isto śc i b ł ę d ­ ny, to ró w n o w a g a dzisiejsza, i s tn ie ją c a w ziemi, b y łab y tylko p rz y p a d k ie m ; p o ­ n iew aż j e d n a k nie m ożem y w ie rz y ć w p r z y p a d e k t a k p r a w id ło w y , j e s t e ś m y w ięc zm uszeni u c z y n ić w n io s e k nowy, że w całej przeszłości g eologicznej w s z y ­ s tk ie zakłócenia ró w n ow ag i, k t ó r y c h lic z ­ ne dow ody z n a jd u je m y je s z c z e obecnie,

') C. E. D utton. On some of th e g re a te r pro- blems of physical geology. Bul], o f the Philos.

Soe. of Wash. Vol. XI, 51 — 64, 1889. A czkol­

w iek system atyczne pom iary ciężkości na ziemi, k tó ry ch re zu ltaty stanow ią dziś głów ną podw a­

linę te o ry i izostatycznej, w szy stk ie praw ie są d a ty znacznie późniejszej, to jed n ak pojęcie w y ­ rów nania izostatycznego było ju ż w ów czas bro­

nione przez D u tto n a w sposób tak ja sn y i po­

niekąd proroczy, że byłoby słusznie, ażeby te- orya izostazyi nazaw sze pozostała zw iązana z je g o imieniem.

z o s ta ł y w y ró w n a n e przez odpowiednie p r z e c iw d z ia ła n ia („ iso s ta tic ad ju s te m e n t" ).

Słuszność teoryi izostatycznej zależy z a te m od stopnia, w j a k im s ta n obecny daje się rozszerzyć w p raw o rozw oju s k o ­ r u p y z iem skiej.

P rz y p u śc iw s z y , że m am y do tego p eł­

n e praw o, iz o sta zy a w y ra z iła b y się w ró w n y sposób w z ja w is k a c h geofizycznych, te k to n ic z n y c h , s tr a ty g r a f i c z n y c h i m o r ­ fologicznych. D latego w dalszym ciągu r o z p a trz y m y kolejno ró w now ażniki izo­

s ta z y i geofizyczny, tek to n ic z n y , s t r a t y ­ g ra fic z n y i m orfologiczny, przyczem w k a ż d y m p r z y p a d k u poszczególnym z w r ó ­ c im y u w a g ę n a to, o ile sto su n k i s p o ­ strz e żo n e z g a d z a ją się ze s c h e m a te m t e ­ oryi.

R ów no w ażn ik geofizyczny izostazyi po­

le g a p r z e d e w s z y s tk ie m na w s p o m n ia n y m j u ż fakcie ró w n o w a g i. W t e n sposób d o ­ c h od z im y do p ojęcia p o w ierzchni h y d r o ­ s ta ty c z n e j pod litosferą, do k tórej g łę b o ­ ko się z a n u r z a ją g e o sy n k lin a le , s k ł a d a ­ j ą c e się z m a t e r y a ł u ciężkiego, g d y t y m ­ c zasem lą d y lżejsze w y s u w a ją się daleko pon a d nią. Głębokość tej pow ierzchn i w y ró w n a n ia , położonej zapew ne w n a j ­ w yższej części b a ry s fe ry , H e lm e r t obli­

czył na 124 k ilo m etry . In n e obliczenia d a ły r e z u l ta t y podobne *). W ob ec g łę ­ bokości w y r ó w n a n ia rów nej 120 k ilo m e ­ tr o m g ę s to ś ć brył lądo w y ch m iałab y się, w e d łu g H e lm e rta , do g ę s to ś c i brył o c e a ­ nicznych, j a k 2,8 do 2,9. P rz y c z y n ę n i e ­ je d n o s t a jn e j g ę sto śc i ró ż n y c h części s k o ­ r u p y F a y e 3) znalazł w ró żn ych t e m p e ­ r a t u r a c h lito sfe ry n a tych s a m y c h g ł ę ­ bokościach pod oc e ana m i i pod ląd am i, pod k tó re m i n a głębokości 3 500 m e tró w p o w in n a ona być o 100°C gorętsz a, niż pod oceanam i. W ię k sz em u zaś ciepłu p o w in n a o dpow iadać m niejsza g ęstość.

T e o ry a ta zawodzi je d n a k , jeż e li s p r ó b u ­ j e m y j ą zasto so w a ć do różnic g ęstości

!) John. P. H ayford (The figurę o f the earth and isostasy from m easurem ents in th e U. S.

W ash. 1909) przyjm uje głębokość w yrów nania za 114 kilom etrów .

2) Com ptes-rendus de l ‘Acad. des Sciences, XC, 1880.

(5)

JSTo 47 WSZECHSWIAT 741

w e w n ą trz lądów. Heim 1) u siłow ał w y ­ tłu m ac z y ć m nie js z ą m as ę gór fałdow ych zapomocą przyp uszczenia, że pok ład y l e k ­ kie, wogóle lżejsza litosfera, której g r u ­ bość j e s t w ty c h m ie jsc a c h zwiększona, u s u w a b a ry s fe rę na bok, w s k u te k czego p odnosi się ona do g ó ry pod nizinami i morzami. D eecke sądzi, że ju ż samo fałdow anie spu lch nia pokład y i że naod- w rót, w iększą ciężkość nizin i k otlin m o r­

skich, pól zapadnięć i obniżeń, należy tłu m aczy ć ściśn ięciem s k a ł podczas opu­

szczania się ich.

T ru d n o w y tłu m a c zy ć nieliczne, copraw- da, w y ją tk i. T a k na p rz y k ład , głęboko obnażona b ry ła paleozoiczna H artzu w y ­ k azu je n a d m ia r ciężkości w poró w nan iu z jego otoczeniem . Możnaby t u było, może, przypuścić, że H a rtz p osiad a w ła­

śnie obecnie ciężkość, j a k ą miał wówczas, g d y by ł jeszcze głębok o zak lin ow an y w g r u n c ie Niemiec, i że spulchnienie, od ­ pow ia da ją c e je g o poziomowi te ra źn ie jsz e ­ mu, j e s t tak ż e f u n k c y ą czasu.

P r ó b y w y tłu m a c z e n ia różnic gęstości w sk o ru p ie ziem skiej są o tyle szczegól­

nie ważne, że p o w in n y zostać włączone do s c h e m a tu rozw oju sk o ru p y ziemskiej, j a k o zjaw isko n a stęp cze p rze k sz ta łce ń m ec h a n ic z n y c h , k tó ry m ziemia ulega w s k u te k zakłócenia j e j s ta n u rów now agi.

P rz e k s z ta łc e n ia zaś m ec ha nic z n e p o w s ta ją w s k u te k obciążenia lub z m n ie jsz e n ia c ię ­ żaru b r y ł poszczególnych, j a k o n a s t ę p ­ stw o poziom ych p rz e s u n ię ć m as wzdłuż pow ierzchni ziemi. C z y n n ik ie m głów nym , praw ie je d y n y m , j e s t p rzy te m e n e rg ia słoneczna.

J e d n o c z e ś n ie z niszczeniem się lądów i z a p ełn ia n ie m się g e o s y n k lin a li odbyw a się n ie p rz e rw a n e podnoszenie się lądów, k tó re się s ta ły lżejszem i i opuszczanie się o b c ią ż a n y ch g e o synklinali. N a lądach w ych o d z ą p r z y te m z coraz w ięk szy ch g łę ­ bokości n a p o w ierzchn ię s k a ły ciężkie, gdy tym c z ase m w m a te ry a le p e tr o g r a ­ ficznym g e o sy n k lin a li coraz bardziej p r z e ­ w a ż a ją p o k ła d y lekkie. W t e n sposób z o stałby z c zasem o sią g n ię ty osta te cz n y

s ta n spoczynku, g d y b y gęstość m as s k a l­

n y c h nie zm ieniała się podczas ich p rze­

sunięć pionowych. Pon iew aż zaś trw ały s ta n sp o c z y n k u j e s t sprzeczny z fak ta m i geologii h isto ry cz n e j, przeto proces w y ­ ró w n a n ia izostatyczneg o j e s t trw a le m o­

żliwy t y lk o wówczas, jeż e li p rzy pu ścim y , że przesunięcia się pionowe połączone są ze zm ianam i gęstości. Przy pu szczen ie to schodzi się w swej tre śc i z różnem i p r ó ­ bam i w y tłu m a c ze n ia anomalij ciężkości.

Dalszem ważnem założeniem podstaw o- wem teoryi izostatycznej j e s t w y r ó w n a ­ nie pow ierzchow nego przesun ięcia się m as przez przeciw ległe sk ie ro w a ne r u c h y m ag n e ty c z n e . Iz o s ta z y a oznacza zatem z a m k n ię ty w sobie ru ch, niep rz erw an e p rzesuw anie się mas.

Z te m w łaśnie A m pferer : ) związuje swe, j a k on sądzi, najcięższe zarzuty przeciw teoryi izostatycznej. J e g o p r z e d ­ staw ienie rzeczy j e s t takie, j a k g d y b y proces izostaty czn y by ł j a k i e m ś perpe- tu u m mobile, w k tó re m te sam e d z ia ła ­ nia pow inny być w y w ie ra n e ciągle na- nowo, pomimo u sta w ic z nego z u ż y w a n ia się sił w s k u te k oporu tarc ia z n a jd u jąc e j się w r u c h u masy po w ierzchow nej i mag- m atycznej. W e d łu g A m p fere ra uw ol­

nienie iz o sta ty c z n e n ig d y b y nie mogło podnieść ląd u obniżonego do wysokości daw nej, przeciw nie, s t r a t a sił w s k u te k tarc ia m u sia ła b y działać na w y ró w n a n ie ta k przytępiająco, że p o w s ta ją c e n a d z w y ­ czaj nieznaczne w y ró w n a n ie w rze c z y w i­

stości n ig d y b y nie mogło n a b ra ć z nacze­

nia zasadniczego faktu geologicznego.

A m p fere r przem ilcza je d n a k przytem , że w energii słonecznej spły w a na ziemię potok siły, k t ó r y śm iało m ożem y uważać za m otor c y rk u la c y i izo s ta ty c z n ej. P u n k ­ ty, w k tó ry c h ene rg ia słoneczna w kra c za w obręb c y rk u la c y i izo sta ty c z n ej z n a j ­ dują się wszędzie n a pow ierzch ni ziemi, gdzie m asy m ag m a ty c z n e , w y s ta w io n e n a działanie sil egzog en ic zn y c h , z o stają zm ieniane i p rze su w a n e w e d łu g znanego s c h e m a tu pracy. A lbow iem e n e rg ia po- te n c y a ln a , p o leg a jąc a n a różnicach w y ­ sokości pow ierzchni, ty lk o przez ta k ro z ­

!) G-eologische N achlese JYa 1, 1892. VierteL

ja h rssch rift der naturf. Gres. Ziitich. *) Ampferer, 1. c,, str. 578.

(6)

742 W SZECHSW IAT J\To 47

m aicie p r z e k s z ta łc a n ą e n e r g i ę słoneczną z o sta je uzdolniona do pozio m y ch p r z e s u ­ n ię ć m as, r e z u lta t, k tó re g o ona nie m o ­ g ła b y n ig d y o s ią g n ą ć s a m a przez się, j a k te g o w y m a g a A m pferer, wobec t w a r d o ­ ści s k a ł i bez trw a łe j a d a le k o w a ż n i e j ­ szej pom ocy w ody, sp a d ają ce j do nizin.

W te n więc sposób w y ró w n a n ie izo sta ­ ty c z n e może u leg a ć p rzy tę p ie n iu je d y n ie w s k u t e k s t r a t y sił z po w o du ta rc ia w t ó r ­ n ego m a g m a ty c z n e g o p r ą d u dolnego. W ę ­ d r ó w k a m as m a g m a ty c z n y c h n a s tę p u j e ty lk o wów czas, kied y n a d m i a r ciężkości w g e o s y u k lin a la c h n ie ty lk o w y r ó w n y w a w spółczy n nik t a r c ia m ającej się p r z e s u ­ w a ć m ag m y , lecz go przew yższa. Kiedy w y ró w n a n ie i z o s ta ty c z n e do teg o p u n k t u nie zachodzi, poza tą g r a n ic ą w szelkie z a k łócen ie dalsze zostaje całk o w icie z r ó ­ w now ażone. Poniew aż, co p ra w d a, o b e c ­ nie is tn ie ją n a jro z m a its z e je s z c z e p o g l ą ­ dy n a le p k o ś ć m ag m y , pozostaje więc p o n ie k ą d dowolnem, um ie ś c ić p u n k t , od k tó re g o zaczyn a się w y ró w n a n ie , n a s a ­ m ym p o c z ą tk u albo z up e łn ie n a k o ń c u p rze su n ięc ia się p o w ie rz c h o w n e g o m as i s tą d w y w n io s k o w a ć o w iększej lub m nie jsz e j ścisłości w y r ó w n a n i a iz o s ta ­ tycznego .

W p r z y p a d k u p ie r w s z y m rzeźb a po ­ w ie rz c h n i ziem i z a c h o w y w a ła b y w ciągu p r z e b ie g u p rocesó w iz o s ta ty c z n y c h z a ­ wsze te n sam c h a r a k t e r pod w zględ em p o działu w y ż y n i głębin, p ow ierzchnia zaś m o rs k a w o b e c n iezm ien n ości p r o m i e ­ n ia ziemi p o s ia d a ła b y w ięc tak ż e położe­

n ie stałe. I n a w e t w razie s k r a c a n ia się p r o m ie n ia z ie m sk ie g o ta s ta ło ś ć je j po ­ łożenia w z g lę d em poziom u ś re d n ie g o s k o ­ r u p y tw a rd e j b y ła b y p ra w d op o d o bn a , g d y ż w ów czas, w s k u t e k w z ro stu ciężko­

ści, p r z e s u n ię c ia się poziome m as s p o ­ w o d o w a ły b y z a p e w n e ta k ż e s k ra jn ie js z e p r z e s u n ię c ia się pionowe brył.

Tłum . Jan Oziębłowsld.

(Dok. nast.).

Z B A D A Ń N A D P R Z E S Z C Z E P I A ­ N I E M O C Z Ó W .

E. U h l e n h u th w o sta tn ic h czasach ogło­

sił ro zp ra w ę o p rzeszczepianiu oczów w ró żn y c h o kresach życia s a la m an d ry , p rz y c z e m ro z p a tru je ogólną k w e s ty ę za­

leżności części o rg a n iz m u od całości. B a­

d a zaś tę k w e s ty ę ogólną, o p iera ją c się n a f a k ta c h hom oplastycznej tra n s p la n ta - cyi oka z l a r w y je d n e j s a la m a n d ry w z a ­ g łęb ie n ie m u sc u lu s lo n g issim u s dorsi w k a r k u in n ej, a to podczas jej m e t a ­ morfozy.

W obec c hw iejn ej term ino log ii U h l e n ­ h u t h podaje w łasn e definicye. Okres l a r ­ w a ln y k o ń czy się z chwilą, kiedy zw ie­

rzę opuszcza wodę. N a s tę p n e sta d y u m , aż do chwili, k ie d y zwierzę zm ienia b a r ­ w ę s k ó ry n a lśniącą, czarno-żółtą, zaczy­

n a nanow o p rz y jm o w a ć pokarm i ruszać się żywo, o k re ś la pojęciem: „ trw an ie w m etam orfozie". Z chw ilą ukończenia d r u g ie g o s ta d y u m , zwierzę j e s t ju ż z m ie ­ nione.

P odc z a s życia larw a ln eg o s a la m a n d r y t w a r d ó w k a j e s t z p o c z ą tk u koloru s z a r e ­ go, ciem niejszeg o, niż r e s z ta ciała, w k r ó t ­ ce j e d n a k s ta je się p raw ie czarną, t ę ­ czów ka zaś zach ow u je kolor żółty. Z c h w i­

lą je d n a k , k ie d y s a la m a n d r a w ycho d zi n a ląd, tę c z ó w k a s ta je się zupełnie c z ar­

ną. Od tego m o m e n tu oko u w a ż a się za zm ienione, mimo, że b r a k jeszcze in n y c h z e w n ę tr z n y c h znam ion u k o ń c z e n ia m e t a ­ morfozy.

P o n ie w a ż U h le n h u th , n iesp u s z c z a ją c z oka tez y zasadniczej, szuka odpow ie­

dzi n a t r z y szczegółowe k w e s ty e — a) w p ły w żyw iciela n a t r a n s p la n t a t , b) m e ­ tam o rfo z a w sp ółczesna i c) niew spółcze- s n a — przeto dzieli swój m a t e r y a ł do­

ś w ia d c z a ln y odpow iednio do tego na trz y g ru p y .

I. P ie rw sz a s e ry a dośw iadczeń w licz­

bie d w u n a s t u w y k a z u je, że oko młodej la r w y p rze n ies io n e na s t a r ą ro zw ija się p ręd zej, niż w n o r m a ln y c h w a r u n k a c h .

T rzy osobniki w ró żn y c h s ta d y a c h roz­

w o jo w y c h słu ż y ły do obserw acyi: A — ż y­

(7)

jYo 47 W SZECHSWIAT 743

wiciel w dosyć p o s u n ię ty m s ta n ie l a r ­ w alnym , B — m łoda larwa, k tó ra d o s ta r ­ czała oka do t r a n s p l a n t a c y i i C— k tó reg o oko służyło j a k o zastę p cz e dla B w celu u t rz y m a n ia tegoż p r z y życiu.

W trzech p rz y p a d k a c h tra n s p la n to w a n e z B oko uległo przem ianie o 2, 4 do 7 m iesięcy wcześniej, niż d rugie oko tegoż B. P rz e b ie g m eta m o rfo z y w oku tra n s - p lan to w a n e m i w n o rm a ln em zw ierzęcia B j e s t więc t u ta j ró żn y co do czasu.

P rz y p isa ć to należy tem u, że oko t r a n s ­ plan to w a n e , podlegało w pływ ow i ż y w i­

ciela, będącego w późniejszem, niż ono, s ta d y u m rozw ojow em . W pozostałych dziewięciu dośw iadczeniach zwierzę B przew ażnie p rze d w cz e śn ie żyć p r z e s ta ­ wało. Pon iew aż j e d n a k z poprzednich dośw iadczeń znany j e s t czas p rze m ia n y n o rm a ln eg o oka ty c h zwierząt, a w s z y s t ­ kie są je d n e g o pochodzenia, więc i te doświadczenia m o gą znaleźć z a sto s o w a ­ nie, o ile tylko zw ierzę przeżyło d o k o n a ­ nie m etam orfozy.

D r u g a s e ry a dośw iadczeń polegała na tra n s p la n ta c y i oka sta re j la rw y n a m ło ­ dą. Z d w u n a s tu do św iad czeń tylko je d n o się udało, resz ta ty lk o p rzez porównanie, podobnie j a k poprzednio, daje się z u ż y t­

kować.

N a ty c h d ośw iad czeniach, U h le n h u th opiera swe tw ierdzenie, że w p ły w młodej la r w y na t r a n s p l a n t a t pochodzący ze sta rsze j o b jaw ia się w opóźnieniu je g o m etam orfozy.

II. W d alszy m c ią g u badacz nasz z a ­ sta n a w ia się n a d tem , czy te n s tw ie rd z o ­ ny w pływ j e s t t a k silny, że pow oduje rów noczesne czernien ie tęczów ki w oku tra n s p la n to w a n e m i w n o rm a ln e m ż y w i­

ciela. Do dośw iadczeń, cz y n io n y c h w tym celu, u ż y w a z w ie rz ą t różniących się w ie ­ kiem, a ta k ż e ta k ic h , k tó re wiekiem się nie różnią, lecz po cho d zą od ro z m a ity c h osobników, a tem sam em m ogą się z n a j­

dować w różnych s ta d y a c h rozwojowych.

Z w ierzęta b y ły b a d a n e p raw ie c odzien­

nie i stw ierdzono, że w obud w u oczach, w t r a n s p la n to w a n e m i w n o rm a ln e m ży­

wiciela, z a n ik a n ie żółtej tęczów k i o d b y ­ wało się zupełnie w spółbieżnie. N a jw a ż ­ niejsze są te dośw iadczenia, w k tó ry c h

e k s p e ry m e n to w a n o n a larw ach, b ę d ą cy c h tuż przed dokonaniem się m eta m o rfo z y i na larw a c h bardzo m łodych, w y ję ty c h z m acicy 2 do 3 ty g o d n i przed operacyą.

P ra w ie we w szystk ich razach z zadzi­

w ia ją c ą dokładnością m etam orfoza prze­

biegała zgodnie w o bu d w u oczach.

Na tej podstaw ie U h le n h u th dochodzi do w niosku, że oko p rz e tra n s p la n to w a n e n a in n y tego sam ego rod zaju organizm, zostaje zupełnie poddane pod władzę n o ­ wego organizmu, uży te g o za podłoże, tak, że przem iana w niem odbyw a się a b s o ­ lu tn ie w te m samem tem pie, co w oku n o rm a ln em żywiciela, a więc zachodzi tu ta j m etamorfoza w spółczesna.

III. W p ły w żywiciela na t r a n s p l a n t a t j e s t ograniczony; g ran ic ą je g o j e s t s t a ­

d y u m tuż przed końcem ok resu l a r w a l ­ nego.

Z e sta w ia ją c w d o św iadczeniach zw ie­

r z ę ta j a k n a j s ta r s z e , z n a jd u jąc e się tuż przed lub w m etam orfozie z bard zo mło- demi, a więc zw ierzęta najbardziej o d d a ­ lone od siebie na linii rozwojowej, U h le n ­ h u t h w yk azu je, że k ied y tęczó w ka sta re j larw y j e s t ju ż czarna, tęczówka młodej pozostaje jeszcze n a d a l żółtą, czyli, że m etam o rfo za j e s t w t y c h p rz y p a d k a c h niew spółczesna.

Stw ierdzono, że oddzielne części o r g a ­ nizm u m ożna przenosić na odpow iednie­

go żyw iciela i że one tam żyją. J a k i j e s t je d n a k sto s u n e k pom iędzy tem i o sob ni­

kam i, czy żywiciel j e s t ty lk o podłożem odżywczem dla tra n s p la n t a t u , czy też t r a n s p l a n t a t łączy się z nim w całość, d o ty ch c z a s j e s t k w e s t y ą n iew y jaśnio ną.

B adania doko n y w a n e n a g u z a c h w y k a ­ zały ich zupełną sam odzielność na no- wem podłożu. W ia d o m ą j e d n a k j e s t r z e ­ czą, że i w m a c ie r z y s ty m organizm ie g u ­ zy ro zw ija ją się niezależnie od całego org anizm u. A więc w y n ik i ty c h b a d a ń nie m ogą mieć zn a cz e n ia dla t r a n s p la n ­ ta c y i o rg an ó w n o rm a ln y ch .

U h le n h u th w ro zp a try w a n e j rozprawie doszedł do kon k lu zy j odm ien ny ch , a m ia ­ nowicie, że t r a n s p l a n t a t z żyw icielem tw orzy je d n o litą całość. U p ra w n ia ją go

(8)

744 W SZECHSW IAT JM*® 47

do t y c h wniosków: 1) t a k t y zależności p rze b ieg u m eta m o rfo z y w t r a n s p la n t a c j e od o rg a n iz m u żywiciela; 2) w s p ó łc z e s ­ ność m eta m orfoz y.

U h le n h u th u w a ż a m eta m o rfo z ę za k o m ­ plek s p rze m ia n fizyologicznych, k t ó r y m o d p o w ia d a ją z m ia n y m orfologiczne. C z e r­

n ienie tęc z ó w k i j e s t rów n ież z m ia n ą m o r ­ fologiczną, k t ó r a j e s t n a s tę p s tw e m s p r a ­ w y fizyologicznej, p o s ia d a ją c e j t r z y w ł a ­ sności:

]) Pro c es fizyologiczny ro zp o c z y n a się wcześniej, niż o d p o w ia d a ją c e m u z m ia n y m orfologiczne. Przy kład : tęc z ó w k a oka b ardzo sta re j larw y , t r a n s p la n t o w a n e g o n a młodą, czernieje w cześniej, niż tęczów ­ k a żywiciela. W id ocznie proces fizyolo­

g icz n y w t r a n s p l a n t a c i e rozpoczął się w cześniej, niż w ż yw icielu i to jeszcze w organizm ie m a c ie rz y s ty m , gdzie j e d n a k z m ia n y m orfologiczne n ie b y ły jesz c ze widoczne.

2) Raz rozp oczęta s p r a w a fizyologicz- n a p r ze b ieg a n iezależnie od czy n n ik ó w z e w n ę tr z n y c h , leż ą c y ch poza okiem. W y ­ n i k a to z tego sam ego dośw iadczenia.

3) P ro c es fizyologiczny w oku prze- niesion em z młodej l a r w y n a nieco s t a r ­ szą, z o sta je w y zw olon y przez c z y n n ik i z e w n ę trz n e , leżące poza okiem w o r g a n i ­ zmie żywiciela. D o w odem tego j e s t , że w t a k i m tra n s p la n t a c i e czernien ie t ę ­ czów ki o d b y w a się je d n o c z e ś n ie z c z e r ­ n ie n ie m tęczów ki żywiciela.

Po w y c z e rp u ją ce m r o z p a trz e n iu m ate- r y a l u dośw iadczaln ego U h l e n h u th p r z y ­ ta c z a d o ty chczasow e b a d a n ia z d z ie d z in y tra n s p la n ta c y i, k tó ry c h w y n ik i n iez a w sz e s ą zgodne z w y n ik a m i ro zp ra w y , o k t ó ­ rej m ówiliśmy.

A n n a Oottliebowa.

P. D U H E M.

P A R Y S C Y P O P R Z E D N I C Y G A L I L E U S Z A .

Badacze, k t ó r z y o c e n ia ją działalność tw ó rcó w d y n a m ik i dzisiejszej, a więc np.

d ziałaln ość Galileusza, m ają zwyczaj p r z e ­ c iw s ta w ia n ia d o k try n tej d y n a m ik i d ok ­ try n o m A ry sto te le sa , a u w a ż a ją c całe w ieki śred ni za zniew olone n ieja k o przez fizykę p e ry p a te ty c z n ą , sądzą, że istn ie je j a k a ś niezgłębiona p rze p a ść pomiędzy wiedzą śre d n io w ie c z n ą a n a u k ą now o­

czesną; pojaw ienie się tej o sta tn ie j zdaje się być j a k i m ś r a p to w n y m a k te m s tw o ­ rzenia, a k te m , k tó re g o w przeszłości nic n ie zapowiedziało i nie przygotow ało.

D o k ła d n ie js z a zn ajom o ść d o k try n , k t ó ­ re b yły w y k ła d a n e po ró żn y c h szkołach śre d n io w ie cz n y c h , zm u sza n a s do zm iany te g o poglądu. D o w ia d u je m y się, że w w ie­

k u X IV m istrzow ie p a ry sc y , z b u n to w a w ­ s z y się przeciw ko powadze A ry s to te le s a , z b u d o w a li byli d y n a m ik ę , całkiem różną od d y n a m ik i wielkiego S ta g ir y ty ; że d y ­ n a m i k a ta, jeżeli chodzi o istotę rzeczy, z a w ie ra ła ju ż te naczeln e zasady , k tó re od G alileusza i K a rte z y u s z a m iały o trz y ­ m ać ścisłą form ę oraz p otw ierd z en ie d o ­ św ia d cz a ln e ; że te d o k tr y n y p a ry s k ie ju ż z p o c z ą tk ie m w ie k u X V rozpow szechniły się we W łoszech, gdzie n a p o tk a ły żywy opór ze s tr o n y A w e rro is tó w j a k o za­

z d ro s n y c h stróżów tra d y c y i A r y s to te le s a oraz „wielkiego k o m e n ta to r a " ; że zostały one p rz y ję te w ciągu X V I s tu le c ia przez w iększość m a te m a ty k ó w , i że wreszcie G alileusz w młodości swej p rze c z y ta ł p e ­ w n ą liczbę ta k ic h t r a k t a t ó w i zn a la z ł w n ich w y k ła d teoryj, k tó re m iał p o tem sa m rozw inąć t a k w spaniale.

W ś r o d k u w ie k u X I V wcieleniem d y ­ n a m ik i szkoły pary sk ie j było w s z c z e ­ gólności t rz e c h ludzi: J a n B uridan , A l ­ b e r t S a s k i i Nikol Oresme.

J a n B u rid a n w y pow iada praw o b ez­

w ładności, n a d a ją c m u formę, k t ó r ą Ga­

lileusz za ch o w a bez zm iany, a któ rej do­

piero K a rte z y u s z n a d a w ię k s z ą ścisłość.

Osoba, k t ó r a rzu ca pocisk, n a d a je m u

„ im petu s"; t e n im p e tu s po cisku po został­

b y stały, g d y b y nie z m n ie jsz a ły go u s ta ­ wicznie: ciężar pocisku i opór ośrodka.

T e n im p e tu s j e s t iloczynem z m a s y po­

cisku, k tó rą B u rid a n ok reśla ta k , j a k j ą określi później N ew ton, oraz rosnącej f u n k cy i p rędkości.

Z tego im p e tu s u p o w s ta n ie później

(9)

Xa 47 WSZECHSWIAT

„impeto" czyli „iorza“ L e o n a rd a da Vin- ci. O k reślając w sposób nieścisły ową tu n k c y ę p rędkości, k t ó r ą B u ridan przez c h w a le b n ą ostrożność pozostaw ił n ie o k re ­ śloną, Galileusz i K a rte z y u s z w ypow ie­

dzą zdanie?błędne, że im p e tu s j e s t pro p o rcyonalny do prędkości; u c zy nią oni z tego im petus: p ierw szy swój „ im p e to “ czyli „ m o m e n to “, d r u g i— sw oję ilość r u ­ chu; pop raw iw szy to błędne 'o k reślen ie, Leibnitz znajdzie w swojej „sile żywej"

w y ra z ilościowy tego sam ego im petus, k tó ry B u rid a n opisał w sposób ty lk o ja­

kościowy.

Ciało ciężkie, w y rz u c o u e w górę, w z n o ­ si się coraz to wolniej dlatego, że ciężar, zw ró cony w k i e r u n k u p r ze c iw n y m r u ­ chowi pocisku, łagodzi im p etus, k tó ry w reszcie z a n ik a zupełnie w chwili, gdy p ocisk o s ię g a n a jw y ż sz y p u n k t swej d r o ­ gi. P rz ec iw n ie, g d y b r y ła w a ż k a 's p a d a , ciężar, k t ó r y m a te n sa m k ieru n e k , co i prędkość pocisku, po w ię k sza im petus, a s k u tk ie m tego i p ręd k ość.

Pow yższe m yśli B u r id a n a są t a k d a le ­ ce zgodne z p oglądam i Galileusza, że Torricelli, chcąc s p o p u la ry z o w a ć te o s ta t ­ nie, pow tó rzy w swoich „ L e k c y a c h a k a ­ d em ickich" n ie ty lk o r o zu m o w a n ia m istrz a p a ry sk ie g o , ale ta k ż e je g o p rzy k ła d y , a n a w e t w yrażenia.

Tam, gdzie r u ch o w i nie sprzeciw iają się ani dążność n a tu r a ln a pocisku, ani opór ośrodku, im p e tu s po zostaje stały-' ru ch j e s t j e d n o s t a j n y i wieczny. To p r a ­ wo b e z w ład n o śc i B u rid a n s to s u je do brył niebieskich; w m yśl tego praw a, c ia ła te z a ch o w u ją nieo graniczenie ruch, k tó ry został im n a d a n y w m om encie stw o rz e n ia zapom ocą p o c z ątk o w e g o pstryczka (sic!)-

Powyższe tw ie rd z e n ie B u r id a n a j e s t jedn em z n a jw a żn ie jsz y c h , ja k ie w bieg u stuleci sform ułow ano w fizyce; poraź p ie rw s z y p rze s ta n o p r z y p is y w a ć r u c h ciał n ieb ie skic h d z ia ła n iu is to t d u c h o ­ w ych, in te li g e n c y j, oddzielonych od m a- teryi; poraź p ierw sz y oświadczono, że je d n e i te sam e z a sa d y £ rz ą d z ą m e c h a n i­

k ą n ie b ie s k ą i m e c h a n ik ą ziem ską. Mo­

żna powiedzieć, że w dniu, w k tó ry m w ygłoszono to tw ie rd z e n ie , naro d ziła się wiedza now o ży tna.

A lbert Saski p rzy jm u je całą m echan ikę Buridana; niezadow alając się wyłożeniem j e j w sposób nadzw yczaj ja s n y , nadaje n iek tó ry m je j p u n k to m w iększą ścisłość:

zadaje sobie pytanie, wedle ja k ie g o p r a ­ wa przyśpiesza się s p a d e k b ry ły w a ż ­ kiej; proponuje dwie postaci tego-praw a:

p rędkość j e s t proporcyonalna do d rogi p rze b y tej, albo też j e s t proporcyonalna do czasu sp ad ania. S p ra w ę w yboru po­

między tem i dw om a p raw a m i pozostaw ia n iero z strzy g n ię tą . Leonardo d a Vinci i Galileusz, k tó ry m znane było to w a h a ­ nie, ośw iad czą się, j a k wiadomo, za dru- giem z ty ch praw .

Nikol Oresme w swoim „T rak ta cie o Niebie", po bardzo subteln ej d y sk u sy i, oddaje p ierw szeństw o d zien nem u r u c h o ­ wi Ziemi przed ru ch e m Nieba. P r z y j ­ m u je także dyn am ik ę J a n a B uridan a.

W inn em sw em dziele, w k tó re m ja k o po p rze d n ik K arte z y u sz a, po słu guje się s ta le w spółrzędn em i i ja s n o fo rm ułu je m yśl zasa d n icz ą g e o m e try i analitycznej, Oresme proponuje u s ta le n ie p ra w a drogi, p rze b y w an e j ruchem je d n o s ta jn ie z m ie n ­ nym, przyczem , ja k o a rg u m e n tu , używ a tego sam ego dow odu z pomocą tró jk ą ta , k tó reg o potem u żyją Galileusz i K a r t e ­ zyusz. Z re sz tą re g u ła ta była, zdaje się, z n a n a w P a r y ż u i Oksfordzie, zan im j e ­ szcze Oresme podał dowód jej słuszności.

Z e s ta w ia ją c m yśli Buridana, A lb e rta S askiego i Oresmea, o trz y m a lib y ś m y po­

w ażną część d o k t r y n y m echanicznej, k t ó ­ rą, wedle powszechnego m niem ania, w y ­ nalazł w całości Galileusz.

Zresztą, n a w e t z tą s y n te z ą P a r y ż a n ie nie czekali na Galileusza. J e sz c z e przed p o czątkiem w iek u X V I je d e n z ich u c z ­ niów, dom inik anin hiszpański, D om inik Soto, uw a ż a ta k ą sy n te z ę za f a k t do k o ­ n any. B ędąc zw olen nik iem d y n a m ik i B uridana, Soto naucza, że s p a d e k b r y ły ważkiej j e s t j e d n o s ta jn ie przyśpieszo ny, że w znoszenie się p o cisku j e s t j e d n o s t a j ­ nie opóźnione i dla obliczenia drogi, p r z e b y w an e j w obu t y c h ru chach, p o słu ­ gu je się reg u łą , dow iedzioną przez O re s ­ mea.

Tłum. S. B . (Rev. scient.).

(10)

746 W SZECHSW IAT JM» 47

N O W Y G A Z X 3.

W to k u sw y c h p o sz u k iw ań n a d p r o ­ m ieniam i e le k try c z n o ś c i d o d a tn ie j, p r o ­ w a d z o n y c h od la t kilku, sir J. J. T h o m ­ son w y k r y ł nowy gaz, k tó reg o ciężar a to m o w y = 3. Thom son ochrzcił go n a ­ zw ą X 3. Gaz ten, praw d o p o do b nie, j e s t p ie r w ia s tk ie m zupełnie n o w ym , albo po- lim ery c z n ą o d m ianą w od o ru (H3). W a ­ runk i, w k t ó r y c h w y k r y t o i z b a d a n o ten gaz, u s u w a ją na razie m ożność ścisłego o k reśle n ia i u to żsa m ie n ia j e g o osobow o­

ści chemicznej. J e d n a k ż e s ir J. J. T h o m ­ son, w swojej r o z p ra w ie pod t y tu ł e m

„O k ilk u n o w y c h z a sto s o w a n ia c h p ro ­ m ieni d o d a tn i c h " — w ygłoszonej w „Royal I n s t i t u t i o n " — podaje d o ś w iad czen ia w s tę p ­ ne przez siebie w ty m k ie r u n k u p r o w a ­ dzone.

X 3 został w y k r y t y dzięki prom ieniom d od a tn im , k tó re wy tw a rz a w r u rc e Croo- k e sa i k tó ry c h linie p rze b ieg u po o d ­ c h y le n iu przez pole e le k try c z n e i m a g n e ­ t y c z n e —dają na płycie fo tog raficzn ej p a ­ rabolę, o dpow iadającą ciężarow i a to m o ­ w e m u 3. S ir Th om so n w ykazał, że p r o ­ m ienie d o d a tn ie r u rk i C r o o k e sa d a ją w i ­ dmo linij p a rabo liczny ch, c h a r a k t e r y z u ­ j ą c y c h s to s u n e k e/m ( s to s u n e k ł a d u n k u do m asy atom ów lub c z ą s te c z e k ró żn eg o rod zaju , z n a jd u ją c y c h się w rurce).

W tra k c ie pierw sz y c h p o s z u k iw a ń X 3 objaw ił się w n a c z y n ia c h w sposób z u ­ pe łn ie z a gad k ow y. P ie rw sz e m więc z a ­ d a n ie m T h o m so n a było znalezienie w a ­ ru n k ó w , w k t ó r y c h gaz t e n d a łb y się o trz y m y w a ć w sposób zu pełnie pew ny.

S p ró b o w a w sz y b e z sk u te c z n ie w y p e łn ia ć n a c z y n ia w s z y s tk ie m i i s tn ie ją c e m i g a z a ­ mi, zauw ażył on, że X3 w ydzielał się szczególnie obficie podczas b o m b a r d o w a ­ nia ciał s ta ł y c h przez c z ą s tk i prom ieni k a to d a ln y c h . W t y c h w a r u n k a c h ciała s ta łe w y d z ie la ją znaczne ilości g azu , zło ­ żonego z wodoru, b e z w o d nika w ę g lo w e ­ go i tle n k u w ę g la —lecz sz czeg óło w a a n a ­ liza, z pom ocą pro m ien i d o d a tn ic h w y ­ ko n a n a , w y k r y ł a 'c z ę s t ą obecność helu i X 3.

W iadom o, że ciała s ta łe są niejak o nie- w y c z e rp a n e m i zbiornik am i gazów. Gazy te w ydzielają się częściowo pod w p ły ­ w e m po dw yż sz e n ia te m p e ra tu ry . W c h w i­

li, g d y w ydzielanie się g a z u w pew nej t e m p e r a t u r z e usta je , w y s ta rc z y podnieść t° o pew ną liczbę stopni, b y wydzielanie g a z u rozpoczęło się n a nowo, a g d y n a ­ s tę p n e podwyższenie nie da pożądanego w yniku, to działanie promieni k a to d a l­

n y c h powoduje na nowo w ydzielan ie się gazu. S ir Thom son uw aża to zjaw isko za a nalogiczne ze z ja w is k ie m u t r a t y wo­

dy k ry s ta liz a c y jn e j przez n ie k tó r e sole (SO.tCn). P o c h łan ia n ie gazów przez m e ­ tale j e s t w te d y zja w iskiem n a t u r y c h e ­ m icznej. B om bard o w anie k a to d a ln e nie­

k tó r y c h m etali (żelazo, nikeł, miedź, ołów, cynk) j e s t s ta łe m źródłem o trz y ­ m y w a n ia X 3. Podczas p ierw szego bom­

b a rd o w a n ia o trz y m u je m y zawsze p ew n e ilości helu, lecz podczas d ru g ie g o bom ­ b ard o w a n ia hel się nie wydziela; obec­

ność X 3 m ożem y stw ie rd z ić w obu r a ­ zach.

Znaleziono też X 3 w dw u próbkach m e te o ry tó w zapom ocą wyżej w ym ienio ­ nej m etody. D ośw iadczenia, poczynione n a d p iaskie m m o n acy tow y m , z a w i e r a ją ­ cym znaczne ilości ro z m a ity c h p i e r w i a s t ­ ków, nie d ały p o ż ą d an y c h wyników: d u ­ że ilości helu, k tó re p o w s ta ją podczas

„ b o m b a rd o w a n ia " p ia s k u m on acy tow eg o u t r u d n i a j ą bow iem zn acznie w y k ry c ie X 3.

I n te n s y w n o ś ć p r ą ż k a widm owego tego gazu zdaje się być całkow icie niezależną od czasu b o m b ard o w a n ia: w c ią g u . 20 godz. dośw iadczenia i n te n s y w n o ś ć p rąż­

k a pozostała jed n a k o w ą. Z tego w y s n u ­ w a m y przypuszczenie, że X 3 nie j e s t u w a ln ia n y przez m etal, lecz p o w staje w tra k c ie b o m b ard o w a n ia m etalu. Za p rzy p u sz c z en ie m tem prze m aw ia fak t, że p rze z samo o g rze w an ie m etalu (ołów po­

wyżej 1000°) o trz y m u je m y m inim alne ilości tego gazu.

Dla ołowiu j e d n a k o bjaśn ie n ie owo nie m a w artości, j a k to w y k a z a ły późniejsze do ś w iadczenia T hom sona. Brał on k a ­ w a łe k ołowiu i rozdzieliw szy go na dwie części p rze is ta c z a ł j e d n ę z n ich w t l e ­ n e k ołowiu przez rozpuszczenie we wrą-

(11)

■Ni- 47 WSZECHSWIAT 747

cym k w a s ie azotow ym i odpowiednie działanie t e m p e r a t u r y . Obie części były poddane n a s tę p n ie b o m b a r d o w a n iu kato- dalnem u. P ie rw sz y k a w a łe k (ołów c zy ­ sty) dostarczył X 3, w widm ie zaś d r u ­ giego (tle n ek ołowiu) prążek c h a r a k t e ­ r y s ty c z n y X s nie został w y k r y t y . Stąd Thom son w yciąga wniosek, że X 3 nie p ow staje n a s k u te k ro zszczepiania się (dy- socyacyi) m sta lu , lecz pochodzi z sub- s tan cyi, zaw a rte j w ołowiu, k tó ra zostaje w yelim in o w a n a w t ra k c ie rozpuszczania w kw asie azotow ym. Żelazo zachowuje się w sposób an alogiczny.

W ziąw szy pod u w a g ę ciężar a to m o w y nowego gazu — m o glib yśm y p rzypuścić (i ta h y p o tez a by łab y najpro stsz a ), że X 3 j e s t zgęszczeniem cząsteczkow ym wo­

d o ru — H3—p o d o b n e m do ozonu—0 3. X 3 będzie więc po c h o d n ą w o doru z a w a rte g o w m etalach . J e d n a k T ho m sonow i nie udało się znaleźć śladów X 3 w wodorze, pochodzącym z o g rze w an ia palladu, ani w wodorze, p rze p u s z c z a n y m nad niklem, o grzanym do 355° (podług m eto d y Saba- tiera), ani nareszcie w wodorze, p o d d a ­ n y m b o m b a rd o w a n iu k a to d a ln e m u D o ­ dan ie tlen u do n a c zy n ia , zaw ierającego X 3 wraz z m ieszaniną in n y c h gazów, nie pow oduje b y n a jm n ie j osłabienia prążka, c h a ra k te r y s ty c z n e g o w widmie prom ieni dodatnich. Stąd sir Th om so n w nioskuje, że „jeśli X 3 j e s t odm ian ą po lim ery c z n ą wodoru, to m usi posiadać n a s tę p u ją c e własności: i) m usi być bardzo trw ały ; 2) bard zo oporny na d ziałanie tlenu; 3) poddany działaniu w y ła d o w a ń e le k t r y c z ­ n y c h —nie powinien się rozkładać. Są to własności, k tó re a priori byłoby dość tru d n o p rzy p isa ć a lo tropijnej odm ianie w o d o r u 11. Je śli zaś X 3 j e s t no w y m p ie r­

w ia stk ie m o ciężarze atom ow y m 3, to M endelejew w swoim układzie peryody- cznym p rzew idu je, że pow inien by ć w y ­ soce e le k tro -od je m ny (ele k tro - n e g a t y w ­ ny) i je s z c z e bardziej chemicznie czy nn y niż fluor. S tw ierdzono j e d n a k , że X 3 nie wiąże się ze szkłem . W każdym razie now y gaz j e s t ciałem n iez m ie rn ie cieka- w em i w zb u d z a ją c e m obecnie w świecie n a u k o w y m wielkie z a in tere so w a n ie .

(Rev. 3cient.) E a g , Med.

f\l<adernia Umiejętności.

III. Wydział matematyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia października 1 9 1 3 r.

P rz e w o d n ic z ą c y : C z ł. N a p . C y b u ls k i.

Sekretarz przedstawia w ydaw nictw a W y­

działu, które ukazały sig od czasu ostatnie­

go posiedzenia:

1) Bulletin International de 1’Aeademie des Sciences de Cracovie, 'Classe des Scien­

ces m athóm atiąues et naturelle, sórie A, J\° 7 (Juillet). Zawiera rozprawy pp. M.

Limanowskiego, St. Zaremby, M. Smolu- cliowskiego, H. Steinhausa, T. E s tre ic h e ra i J . Bobotka, K. Dziewońskiego, S t. Kreutza.

2) Bulletin International de 1’Academie des Sciences de Cracovie, Classe des Scien­

ces m athem atiąues et naturelles, sórie B, JVs 6 (Juin). Zawiera rozprawy pp. J . Wil­

czyńskiego, Z. Fedorowicza, K. Roupperba, X. B. Strzeszewskiego, .1. Nowaka.

3) Toż samo, J\° 7 (Juillet). Zawiera roz­

praw y p. J . Zielińskiej, pp. J. Czarnookiego i J. Samsonowicza, X. B. Strzeszewskiego, Nap. Cybulskiego, H. Zapałuwicza, E . Kier- nika, T. Klimowicza, J . B runnera, J. Groch - malickiego, B. Rydzewskiego, A. L i t y ń ­ skiego.

Sekretarz przedstawia nadesłane A k a d e ­ mii przez członka czynnego zagranicznego prof. P. Duhema z B ordeaus dzieło jego p. t. E t u d e s s u r L śonard de Vinci; troisie- rae serie. Les P recurseurs parisiens de Ga­

lilee. P aryż 1913, str. X IV i 605.

Czł. E . Janczewski przesyła rozprawę wła­

sną p. t.: „Uzupełnienia monografii Porze­

czek. V. Uwagi i zmiany dyagnoz".

Na podstawie nowych materyałów zielni­

kowych i wyników hodowli prof. J . podaje nowy klucz analityczny dla sekcyi Heritiera i podrodzaju Berisia i zmienia lub uzupełnia dawniejsze dyagnozy gatunków i odmian:

Ribes multiflorum Kitaibel, R. m anshuricum P subglabrum Komarow, R. ru l g a r e Latnarck, R. petra eu m Wulfen, R. tom entosum Ma- xim., R. latifolium Jancz., R. Meyeri Ma- xim., R. laxiflorum P u rsh , R. bracteosum Dougl., R. viburnifolium A. Gray, R. sar- doutn Martelli, R. magellanicum Poiret, R.

Yilmorini Jancz., R. ten u e Jancz., R. coele- ste J a n c z , R. glaciale Wallich, R. Henryi F ra n c h e t, R. laurifolium J a n c z.— Z opisa­

nych dotychczas g atu n k ó w rodzaju Ribes R. coloradense i R. Rosthornii okazały się odmianami g atu n k ó w R. laxiflorum i R. gla­

ciale; pomiędzy R. sechuense i R. moupi- nense istnieją, formy przejściowe; liczba ga-

(12)

748 W SZECHSW IAT JSTo 47

tu n k ó w tego rodzaju spada zatem ze 138 na 135.

Czł. M. Siedlecki przedstawia rozprawę p.

Rom. Minkiewicza p. t.: „ S tu d y a nad wy­

moczkami o konjugacyi łańcuchow ej". W i a ­ domość tymczasowa.

P. M. w y k ry ł k o n jugacyę łańcuchową u Gymnodinioides. Większość jej stadyów odbywa się w cyście, z której wychodzą do­

piero gotowe parki merozoitów. To spo­

strzeżenie pozwala mówić o g am o n tac h i g a ­ m etach, ja k u Sporozoa. Podziały gamogo- niczne Polyspiry należą, j a k i podziały schi- zogoniczne, do t y p u liniowego. Tegoż t y ­ p u jest gamogonia Gymnodinioides, gdy schi- zogonia jego je s t t y p u raczej promienistego.

Podziały nieregularne i o wahnięciach w licz­

bie merozoitów spotykają się równie często u incystującego się Gymnodinioides ja k u dzielącej się w stanie wrolności Polyspiry.

P rzy c zy n a więc zjawiska nie leży w waha­

niach wpływów środowiska. Jądra wielkie okazują w czasie podziału skomplikowane zjawiska rozwełniania się nitkow atego. To

„m etamorfoza m itotyczna". S znury rzęsek są opatrzone z dołu sznurami plazmatyoz- nemi, odcinającemi się jaskraw o na p r e p a ­ ra ta ch od „m asy ch ro m a ty czn e j14. Polyspira okazuje specyalne sznurki „przygębow e“.

J ą d e rk o jest w swych zmianach i migra- cyach podziałowych ściśle związane funkcyo- nalnie z otaczającą je bry łk ą zarodzi, prze­

chodzącej wraz z nietn szereg zmian. Osi j ą d e r (wielkiego i małego) podczas podzia­

łów nie są równoległe do siebie. Podziały więc te nie są bezpośrednio wzajem przez siebie kierowane, lecz zależne są od tejże przyczyny, od wpływów biodynamicznych, zachodzących wzajemnie pomiędzy częścia­

mi składowemi komórki. W ostatniem s ta ­ d y u m konjugacyi cztery ją d e rk a , m ające się połączyć, otoczone są każde aureolą plazma- tyczną, której promieniowanie odbija się na jądrze. Zachodzi więc pomiędzy k o m ó rk a­

mi w zespole ogólny biodynamiczny wpływ wzajemny. T a in te ra k c y a zobopólna poczy­

na się z chwilą zespalania się gam ontów i u w ydatnia się, jakościowo i iłośoiowo, we wszystkich stadyac h syndesmogamii. Z ja ­ wisku te m u p. M. nadaje miano „korelacyi cj-togam icznej“. Gymnodinioides incystans byw a często gospodarzem pewnego pełzaka, tam ującego zazwyczaj jego rozwój.' W za­

rodzi zaś pełzaka rozwija się niekiedy inny pasorzyt.

Ozł. L. Marchlewski przedstawia rozprawę w ykonaną wspólnie z p. H. Malarskim p. t.:

„O filocyaninie i filuksantynie S ch u n ck a ".

W rzeczy niniejszej pp. M. i M. podają wzór filocyaniny i opisują jej przem ianę pod wpływem alkaliów. Przem iany te może c h a ­

ra kteryzow ać między innemi następujący szereg równań:

C34H33N404(0 C H 3) + HOH =

= C34035N405( 0 C H 3) C34H35N405(0 C H 3) + HOH =

= 0 ł4HaiN4O5(OH) + HOCH8 P-ftlotaonina

C34H35N405( 0 H ) - H 20 = C3, H34N405 anhydrofdotaonina C34H34N405 -j- H 20 = G32H3gN402- f - 2 0 02

a filoporfiryna.

Co do filoksantyny S chuncka badacze nasi udawadniają, że jest ona identyczna z allo- chlorofilanem.

,Czł. M. Smoluchowski przedstawia roz­

praw ę pp. St. Lorii i J . Patkowskiego p. t.:

„Badania nad dyspersyą światła w gazach.

Część III. Amoniak".

Pp. L. i P. podają wyniki pomiarów dy- spersyi w amoniaku w zakresie widma wi­

dzialnego (od 435,8 [i[). do 656,3 P o ­ miarów dokonano zapomocą interferom etru Jamina. Używając stosunkowo niewielkiej ilości dobrze oczyszczonego gazu, można w y­

konać dowolną liczbę pomiarów spółczynni- ka załamania. P. L. i P. wy próbowali swoję metodę przez pomiar refrakcyi powietrza, k tó ry dał dla fali 546,1 [A|A, liczbę, zgodną z wynikami J . Kocha, Outhbertsonów, K ay- sera i R un g ęg o i innych. Silna adsorpeya am oniaku do szkła stanowi źródło błędów, k tóre w znacznej części zdołali usunąć. O k a ­ zało się przy tem , że można użyć interfero­

m e tru do zbadania przebiegu zjawiska ad- sorpcyi. Porównanie wyników pomiaru r e ­ frakcyi z wynikami nowszych badali C. i M.

O uthbertsonów okazało dobrą zgodność.

Czł. Wł. R o th ert przedstawia rozprawę własną p. t.: „Spostrzeżenia nad lianam i11.

Podczas swego p o b y tu na Jawie i na Cey- lonie p. R. zajął się lianami, zarówno hodo- wanemi w ogrodzie botaniczny^m w Buiten- zorgu, ja k dziko rosnącemi, zwracając u w a ­ gę zwłaszcza na sposób ich pięcia się; albo­

wiem, chociaż znamy bardzo znaczną liczbę lian tropikalnych, ale co do wielu z nich niewiadomo, w jaki sposób one się pną.

W pierwszej części rozprawy prof. R. wyli­

cza w porządku sy stem atycz nym szereg lian, co do k tó ry c h udało m u się uzupełnić łub sprostować dotychczasowe nasze wiadomo­

ści; wymienia m. i. pew ną liczbę gatunków , a n aw et rodzin, wśród k tó ry c h lian wogóle dotychczas nie znano. Dla niek tó ry c h lian ogranicza się do krótkiego stwierdzenia ich sposobu pięcia się; przy innych podaje mniej lub więcej szczegółowy opis spostrzeżeń, k t ó ­ re nad niemi wykonał. Druga, ogólna część rozpraw y zawiera zestawienie dokonanych spostrzeżeń i rozpatrzenie ich z ogólniej­

szych p u n k tó w widzenia. Oto są ważniej­

sze spostrzeżenia i uwagi: Nowe przypadki

Cytaty

Powiązane dokumenty

wodory wysokocząsteczkowe, topniejące w tem p eratu rze wyższej niż 300°C; ta ostatnia przemiana jest, zdaje się, wynikiem pyroge- nicznego przekształcenia się

niach swych musi on zwracać szczególną uwagę na ciała przejściowe, znajdujące się w stanie przeobrażania się, gdyż poznanie ich da mu wskazówki o procesach

wań było oznaczenie p ochłaniania przez atm osferę ziem ską.. Rok bieżący 1913 pozostanie zapisany w rocznikach m eteoro­.. logii jako niezw ykły p rzy k ład

M esothorium yersuche an tierischen Keimzellen, ein exp erim enteller Beweis fur die Idio plasm anatu r der K ernsubstanzen.. Allgem eine

Lecz jeżeli są słabe i źle pływają, m ogą pozostaw ać w wodzie tylko przyczepione do roślin (większość hydrofilidów)... podlegają tem u

Ze skał facyi reglowej uw zględnia następujące: wapienie i dolom ity tryasow e, łup ki kajprow e, wapienie i piaskowce rety c- kie, m argle plam iste (jurajskie),

Co dotyczę tracenia masy przez komety, to w rozprawie naszej rozpatrzyliśmy tylko jedno jego następstwo: zmniejszenie ciążenia kom ety k u słońcu. Możliwe i

nych badaniach Severiego, odnoszącyoh się do powierzchni algebraicznych regularnych, k tóre zezwalają na nieciągłą g ru p ę prze­.. kształceń