• Nie Znaleziono Wyników

Mówię swobodnie po polsku - Henrika Shvefel - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Mówię swobodnie po polsku - Henrika Shvefel - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
1
0
0

Pełen tekst

(1)

HENRIKA SHVEFEL

ur. 1931; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń współczesność

Słowa kluczowe życie codzienne, język ojczysty, język polski

„Mówię swobodnie po polsku”

[Jak mi się udało zachować język polski?] Widocznie jak człowiek coś umie, to wyciąga to wtedy, kiedy trzeba. Bo jak się nie umie, to się nie umie. A jak się umie, to się umie. Ja skończyłam gimnazjum w Polsce, tak że ja… ale później przy pracy to było nas kilka koleżanek, ale przeważnie się mówiło po hebrajsku. Dlaczego? Bo nieprzyjemnie jest rozmawiać wśród ludzi obcojęzycznych po polsku. Teraz ja mam jedną koleżankę, ja jestem w takim domu opieki, ja tam już jestem trzy lata, ale w tym roku przyszła koleżanka, z którą byłam na koloniach w Polsce w czterdziestym siódmym czy ósmym roku, i my nie rozmawiamy po polsku jak jeszcze ktoś jest przy stole, staramy się. Ale między sobą mówimy czasem po polsku, mówimy czasem, ale bardzo rzadko. Bo jest się w towarzystwie, przecież znamy obie hebrajski, tak że staramy się być kulturalne.

[Jak przyjechaliśmy do Izraela, to z rodzicami rozmawiałam] po polsku. Pewnie. Nim się nauczyłam [hebrajskiego], to mówiłam po polsku z rodzicami. Brakuje mi słów tu i tam, ale ja mówię po polsku swobodnie. Ja rozumiem swobodnie.

Data i miejsce nagrania 2017-07-04, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Maria Radek

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

To ja pamiętam, że była godzina policyjna i nie wolno, oni w ogóle nie pytali, jak ktoś się zjawiał z opaską, bo nie wolno było bez, po policyjnej godzinie, to od

I później jakoś tatusia wzięli na Majdanek, on widocznie ją zostawił na chwilę, żeby zobaczyć co będzie, i poszedł na główną ulicę i stamtąd już nie wrócił, bo go

Nie tylko jego, zwolnili wtedy kilka osób, do garbarni, ale w ogóle w ważnych miejscach, którzy pracowali dla Niemców, zwalniali ludzi na jakiś czas. Żeby to,

Jak ja już byłam w Warszawie, to ja widziałam, że trzeba było uciekać, schować się do bramy, bo oni łapali, były łapanki i wtedy ludzie stawali, robili rząd, stali w

Myśmy gospodarzyli, tośmy mieli i krowy, i dwa konie było, i świń było po sześć, po osiem w oborze. On [mąż] do pracy jeździł, a ja tu wszystko

Hermaszewski był wtedy bardzo fair; pamiętam, że w pewnym momencie (chyba to było w Puławach) podszedł do nas i powiedział: „Ja tu nie mam co robić, gratuluję wam zwycięstwa,

Pamiętam, gdzie mieszkała moja babcia, nie pamiętam na jakiej ulicy, ale wiem, że niedaleko było kino, kino Corso było kiedyś w Lublinie, i to było niedaleko, i tam na podwórku

Ale pamiętam tylko tych ludzi tak, bo jeden to wiem, że on był właśnie w sanitarnej policji, to była jego żona z dwojgiem dzieci, i on, i była właśnie moja ta kuzynka, która