Aleksander Brückner
"Pisma polityczne z czasów
pierwszego bezkrólewia", wyd. Jan
Czubek, Kraków 1906 : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 6/1/4, 402-413
R e c e n z y e i S p r a w o z d a n i a .
Jan Czubek:
P i s m a p o l i t y c z n e z c z a s ó w p i e r w s z e g o
b e z k r ó l e w i a . W y d a ł... Kraków, nakładem Akad. Umiej. 1906.
XXXVII i 765 str. 8°.
P ism a p o l i t y c z n e : sam ty tu ł, zdaw ałoby s i ę , uchyla ich om ówienie obszerniejsze w piśm ie l i t e r a c k i m . A leż na 8 4 nume rów ca łeg o ich zbioru, je st 19 w ierszow anych, a m ięd zy prozaicznym i są d yalogi, należące do n ajcelniejszych, jak ie po całej dawnej litera turze z o s ta ły ; w ięc słu sz n ie się w ydaw n ictw u ocena literacka na leży. Do oceny tej cech y p olityczn e nie w chodzą; nie m yślim y w ięc rozw ażać sam ych argum entów p olityczn ych , praktyk i fak cyi, całego h istoryczn ego tła i momentu ; w dalszym ciągu i rzeczy łacińskie, d z iś jed y n ie treścią sw ą w ażne, opuścić nam w ypadnie ; zajmą nas ty lk o polskie, z pretensyam i do formy literackiej.
P odn ietę tej do p u b lik acyi dał prof. U l a n o w s k i a dokonał jej prof. C z u b e k . Żadna z publikacyi na jub ileusz R ejow y nie zboga- ciła w równej mierze literatu ry ; n ig d y odrazu nie nagromadzono ty le n ie zn an ych rzeczy w ierszem i p ro zą , n ie odkryto tylu pisarzy ; n ig d y przedtem n ie przyłożono ty le s ta r a ń , pracy i w ied zy, nie dokonano równie sum iennej , w szech stron nie obm yślanej a znakomicie przepro wadzonej p u b lik acyi daw nych źródeł ; stworzono nią is tn y wzór dla w szelk ich podobnych w p rzyszłości.
Na parę la t ( 1 5 7 2 — 1 5 7 4 ) , w jednej m ateryi (obioru królew sk iego i naprawy rządowej), zebrał w ydaw ca 8 4 numerów, przeważnie z rękopisów , nieraz liczn ych ; najlepszy to dowód rozbudzonej umy- s ło w o ś c i, bogatego ży c ia duchowego i p olitycznego , w praw y i bie g ło śc i literack iej w ow ych czasach. I n aw et tym zbiorem bogatym nie w yczerp ał w ydaw ca w szy stk ieg o i zwraca się (str X I I I ) z g o rącą proźbą do m iłośników i znaw ców dawnej literatury, aby poda w ali do ogólnej w iadom ości notatki o podobnych utw orach , rozsia
ïtecenzye i Sprawozdania. 403 n ych po b ibliotekach i archiwach. Podajmyź w ięc najpierw, o czym sam iśm y lub od innych się w yw iedzieli.
W ydawca szuk ał w szędzie, trafiał do B ritish Museum, do Atn- brozjany i do P a ry ża , om inął jednak niemal zupełnie W ie d e ń , któ rego archiwa w łaśn ie dla tych przejść i czasów w polonica najbo gatsze. W ym ien ił niektóre z nich E. D e i c h e s , Z czasów ucieczki W alezego, B ib l. warsz. 1892, I, 197 — 2 2 3 ; om ówił tu dwa p aszkw ile na W alezego, „Lam entatio in Henricum regem Poloniae“, i „Proso- pographię1', strasznie ciętą, przeciw biskupowi M yszkowskiem u g łó w nie , wraz z obroną M yszkow skiego , w leoninach średniowiecznej faktury ; te trzy czy cztery utwory (są i w odpisach w Tekach Na- ru sz ew ic zo w y ch ), należałoby w ydać w całości. Z odpisu tegoż ar- chiw u streszcza D e i c h e s i paszkw il p rozą, grubo m akaronizujący (przy końcu całkiem ła c iń sk i), rozmowę B ibraka, powiernika Wale- zyuszow ego, w W iedniu z „Miemcami“ po ucieczce królewskiej, w y daną z rękopisu O solińskiego przez prof. C z u b k a , str. 5 8 8 — 5 9 1 ; odmianki tek stu w obu odpisach drobne. Autora tych aż nadto do tk liw ych przeciw panom polskim, ba przeciw całej Polsce, w yrzutów u p atryw ałb y D e i c h e s w samym B ib r a k u , wedle nagłów ku całego utworu sądząc ; polski tek st m usiałby być w takim razie tłum acze niem, o czym jednak nagłów ek m ilczy. Mnie się zdaje, źe to polak- partyzant H enryków, w rodzaju Solikowskiego czy W arszew ickiego, chcąc w inę szkandalicznej ucieczki zamazać, te zarzuty w duchu Bi- brakowym sk lecił i jem u w usta w ło ży ł. Tamże przedrukował D e i c h e s i tłum aczenie polskie wierszu D ep orta, A dieu à la Pologne, i d łu gą nań odpowiedź , w iersz polski nienazwanego autora - prote stanta, z rękopisu C zartoryskich, co C z u b e k powtarza; jeg o prze druk (w pisow ni zm odernizowanej, jak w szy stk ie tek sty polskie, co bardzo c h w a lim y ), poprawniejszy. N ie spostrzegli jednak obaj w y daw cy, źe przepisyw acz (z początku X V I I w.) na jednym miejscu sz y k w ierszów grubo pom ylił. Przyznaje bowiem ów anonim , że zimna w Polsce niemałe, w ięc i drzewa B óg nie poskąpił (w. 53 — 56), leży i śn ieg na polach, by ziem ia nabrała w ilgotności na lato (w. 101 nn.), dał B óg staw ów i jezior d osyć, w nich ryb m nóstwo (w. 57, 58) , czego iż u w as (Francuzów) niem asz , przeto ryb itd. (w 1 0 3 , 104). Tym czasem u obu wydawców wiersz o śn iegu pol skim następuje po rzezi nocy bartłom iejskiej i cały sens rozrywa. Przypuszczam , źe kopista przełożył m ylnie całą stronę ; po w. 58 n astęp y w a ły pierwotnie ww. 101 — 128 ( B a r b a r u s n i e d o p u s z c z a i t d ) a potym dopiero ww 59. ( T o ć m i j e s t p r a w y b a r - b a r itd.) — 100. W . 185 należy inaczej przecinkować : -Francuzi zajęli M etz, Calais — w z d r a d z i e i k t o r a z u b i e ź y ? t. z. bo któż się zdrady ustrzeże ?
W rękopisach peterbuskich znalazłem w Polskich, X V I I Folio rrr. 12, f. 6 1 — 66 nowy odpis P o k a z a n i a „bledow i naprawi ich w naszey R P p olskiey in hoc interregno gd isz pothim iu sz czaszu n ieb en d zieu (przedrukowane u C z u b k a z innych rękopisów str.
404 Ee^enzye i Sprawozdania.
1 6 0 — 171). Miałem i w rękach nr. R óźnojęzykow ych IV Folio 105, z którego w ydaw ca obficie k o rzy sta ł ; rękopis to k ap itu ln y krakow sk i chyba ; wspom inam o nim d la te g o , źe w rękopis X V I w ieku w sun ięto in n y z X V , f. 3 7 0 — 5 0 2 , w cale bogatej treści, m ieszczący np. reg estr w yd atk ów królew skich od r. 1483, g d zie n. p. czytam y „ducenti floreni ad Iudeos C racoviensis pro S t o s z ad racionem ser- v ic ii s u i“ i zaraz niżej znowu dla sły n n eg o rzeźbiarza: „ S t o s z decem bancas sa lis ad L u b ra n sk y “ i i. ; są tam i lis ty i mowy, nie w sz y s tk ie chyba zu żytkow ane dla naszych w yd aw n ictw X V wieku. Skoro w ydaw ca o g ło sił na czele „Ż egnanie Króla P olsk iego (Z y g m unta A u gu sta) z K rólestw em “, toć m ógł i przedrukować „P ieśń o tym że ś. p. Królu w tym roku którego umarł złożon ą“, C hristofa Okunia z G rodziska (syn a kasztelana i w iernego s łu g i królew skiego), dodaną do tegoż autora „C hw ał Z ygm u nta A u g u sta “ (Kraków 1609, por. Pam iętnik L iterack i III, str. 84). G dy dalej mowa o Giźance a w p rzyp isk u i o K s. W oronieckim , za którego się w ydała , moź- naby przedrukować i częstą po rękopisach chryję , w jakiej W oro- n iecki nietrefn ego ożenku sw ego b r o n i, nie najgorszy wzór retoryki k azu istyczn ej. Oto i w s z y s tk o , cobym m ógł dodać. Przechodzę do autorów i pism, o jakich nas zbiór prof. C z u b k a poucza.
N ajw ięk szą niespodziankę zgotow ał nam S o l i k o w s k i , w y ła niając się jako autor trzech znakom itych d yalogów p olityczn ych : „Rozm owy K ru szw ick iej“ ; „R ozm owy ś. Bartłom ieja z G ąsk ą“ t. j. S tańczykiem sły n n y m ; „Rozm ow y komornika z B urm istrzem “, praw d ziw ych pereł daw nej literatury. Chociaż Solik ow sk i w iersze polskie niezgorsze k l e c i ł , czego dowodem n. p. je g o „Lukrecya“ , parafraza poetycka z L iw iu sz a , u str ze g ł się w abiącego przykładu in n y c h , co rzeczy popularne, polskie, w ierszam i układali (np. „Rozmowa Lecha z P ia stem “ ; czy nie stąd d ostał się „ P ia s t “ i do „Rozm owy K ru sz w ick iej“ ?), i za przykładem tak iego O rzechowskiego w dowcipnej, jędrnej prozie najpierw m isterne zalecania kandydatury francuskiej ; potym w ym owną obronę praw H enry ko w ych do tronu polskiego i po ucieczce ; a nakoniec sm utne, praw dziw ie polskie Non putaram t. j. n ie spodziew ałem się , naturalnie tego , co przyjść nieodzownie mu siało , w y ło ży ł. W zorową p olszczyznę S olik ow sk iego m ogliśm y już dawniej podziw iać, np. w d ziełku p. t. „Do obyw atelow inflantckich oycow skie napom nienie“, Lw ów 1 6 0 0 ) , ale tam ton kaznodziejski, nam aszczony, g ó rn y ; tu zaś dosadny, drw iący, potoczny, isk rzący się przysłow iam i, docinkam i, aluzyam i — nie przepom niał nawet se kretarz królew ski K ochanow skiego , co to w niebie P iasta w id ział, g d y tam na P eg a z ie po olej przyjechał. D ow cipniejszej, trafniejszej, zarazem n aiw niejszej prozy polskiej nie znajdziesz, i w szystk im , co w y p isy dla szkół itp. układają , gorąco w ybór z tych w łaśnie d ya logów polecamy. Są term iny obce, głów n ie łacińskie, ale zresztą pol szczyzn a to z ł o t a , wyborowa. R ozbierać bliżej ty ch dyalogów nie m yślę ; zręczność autorską w układzie i grupow aniu argum entów już w ydaw ca w przedmowie w n ależytym w y sta w ił św ietle. Na str. 4 7 4
Recenzye i Sprawozdania. 405 niezrozum iał w ydaw ca p rzysłow ia ; gość , sła w etn y mazur, D ąbrow sk i Bartosz, wspomina, że nie tylko duchowni, ale i św ieccy, niera- dzijby zupełnej wolności w wierze p ozw olili; na to odpowiada P ia st: n i z g o ś c i a (t. z. nic z teg o ; całe przysłow ie było: n i z g o ś c i a k o r z y ś c i , skracano je c z ę s to ); jeżeli Bartosz o d n e s mówi, śm ieje się P i a s t , bo poznał po w ym ow ie (e zam iast a) Mazura. N a str. 646 m ylnie K o m o r n i k o w i oba ustępy, zam iast drugiego t y l k o , przypisano. Rozmowę K ruszw icką znaliśm y już z lichego przedruku u P la tera ^ n ie znaliśm y jednak jej autora. Jawrnych, w y raźnych dowodów, źe to są dyalogi Solikowskiego, niema w prawdzie, ale w ystarczają zupełnie w skazów ki uboczne , i z samej treści w y pływ ające i z wzm ianek zew nętrznych. Jednego nie rozumiem: źe autor nie sp ie sz y ł z tym do druku — skuteczniej nikt W alezego ani polecać ani usprawiedliw iać nie potrafił i w rzędzie tych , co Walezemu takie gorące zgotow ali przyjęcie a tym samym siebie naj gorzej zbłaźnili, Solikow ski chyba pierwsze zajmie miejsce. Może się jednak k ied yś jeszcze i druki odnajdą. Inne elekcyjne pisma i druki Solikow skiego pomijamy ; nie odszukał wydawca tegoż „scriptum po pulare“, polecenie k sięcia ferarskiego osieroconej koronie, co chyba z owymi dyalogam i m ierzyć się mogło, i dowcipem i wyborem rów n ie trafnym !
Z Solikowskim i jego nowym i wawrzynam i innych równać już nie możemy. P rzybyw a ks. G ł u c h o w s k i ; znaliśm y go z wierszów, d opisyw an ych do „icones“, do w izerunków królów p o ls k ic h , jakie Januszow ski , po trzyd ziestu leciech z g ó r ą , 1604 r. w y d a ł; przy b yw a d łu ż szy jego w iersz na bozkrólewie , pretensyonalny, em faty- czn y a lich y, zaw ierający juź w zarodku owe Icones , gd y ż w ylicza w chronologicznym porządku, jakich to królów Polacy dawniej juź opłakiw ali , przed Z. A ugu stem ; ciekaw y podkreślaniem znaczenia duchownych , zrozumiałym aż nadto w ustach duchownego , i mniej zw yk łą nienaw iścią przeciw Habsburgom , których gospodarki pra skiej G łuchow ski się podczas trzechletniego pobytu w Pradze do w oli n apatrzył. O statni dwuw iersz w rękopisie biskupa K onarskiego (dziś u B aw orow sk ich ), obcy innym odpisom , nie odnosi się może w cale do G łuchow skiego a pewnie nie do protestantów hrabiów z Gorki ; b y liż i in ni w tedy hrabiow ie np. R y d zy ń scy , T ęczyń scy itd .
Temuż G ł u c h o w s k i e m u p rzyp isał wydaw ca autorstw o na stęp nego w iersza , id y li politycznej p. t. „T ymatas skotopas do ry cerstw a“ itd Przeczę temu stanowczo ; źe w rękopisie gnieźnieńskim ów „T ym atas“ zaraz po „Interregnum “ G łuchow skiego n astąp ił, nie dowodzi niczego. G łuchow ski b ył takim niezdarą, kroczył w yłączn ie tak ubitym i torami , że na jego rachunek idyli tej , utrzymanej zu p ełn ie w sty lu sielankowym a w ięc bardzo oryginalnej , n igdyb ym n ie położył ; i w ysłow ien ie jej o w iele żyw sze , bardziej obrazowe, dosadne i d o w c ip n e, niż w m dłych G łuchow skiego w ierszydłach. W trzystu wierszach „T y m a ty “ ileż zn ak om itych , obszernych po równań, obrazów, metafor ! ani się um ył nudny, prozaiczny
Głuchów-406 Becenzye i Sprawozdania.
ski do zręcznego autora „T yrnaty“ , co n aw et i w politycznej ma· ter y i w enie praw dziw ie poetyckiej pofolgował. A utor „ T ym aty“ ka tolik , bo praw prym asa jako interrexa broni (przeciw kalw inow i, m arszałkow i w . kor. F irlejow i), ale nie d uchow ny; H absburgów n ie naw idzi — któż , prócz K ochanow skiego , m iędzy „równą“ szlach tą b y ł za n im i? Zdaje m i się, źe mogę naw et w ym ienić autora tej zna komitej , najdaw niejszej polskiej s ie la n k i, nie ustępującej miejscami SymoDidowej, równie zresztą konw encyonalnej, w yszukanej.
S ty l i manierę bukoliczną w całym „T ym acie“ przeprowadzono tak jed nolicie, iż m imowoli nastręcza się dom ysł, źe to ani pierwsza ani jed yn a próba w tym , zupełnie nowym , niezw yk łym (nie próbo w ał go ani K ochanow ski przecież !) w literaturze polskiej , rodzaju. U derza rów nież sta łe u żyw anie w yrazu : s k o t o p a s , s ko t a k itd . i przypom ina się nam n atych m iast autor tak przez K ochanow skiego cenionych s k o t o p a s e k , P o r ę b s k i S t a n i s ł a w złoty, którego „sk otop ask i“ w tej w adze u K ochanow skiego, żeby się m ógł do nich T eokryt przyznać. „T ym atas“ zu p ełn ie na taką ocenę za słu ż y ł. Jeżeli moje p rzypuszczenie tym razem (kto się na ukropie s p a r z y ł, i na zim ne dmucha) trafne , dowiadujem y się najpierw, że Porębski b y ł katolikiem , w ięc fra szk i Anonim a protestanta nie mogą być jego pióra (przeciw dom ysłom moim w B ibliot. w arsz. 1 8 9 2 I I str. 296 i 29 7 , od których ju ż dawno odstąpiłem ) ; dalej , że skotopaski pi sy w a ł przed i około r. 1 5 7 2 , a , co n ajw ażn iejsze, otrzym yw am y próbę dostateczną sam ych skotopasek , które dotąd u ch odziły za zu p ełn ie stracone. T ek st tej skotopaski można tu i ów dzie poprawić : pasterz g in ie w s z e l i n i e (g ę s tw in ie ;, nie w s z c z e l i n i e (w. 1 0 ); zam iast u j m i e , czytaj u j d z i e (w. 4 5 ) ; w. 2 4 2 n ależy czy ta ć: t o w o n e j b a r b a r y j e j (tak w tedy b y ło ); c ó ż d z i ś ? j e s t t a k o w y c h p o b o ż n y c h m ą d r y c h i t d. , należy w ięc zachować brzm ienie rękopisu. „ T ym atas“, naw et bez autorstw a Forębskiego, pozostanie ce n n y m , ciekaw ym n abytkiem dawnej poezyi naszej , już przez t o , że o czterdzieści lat Sim onidesa w yprzedza i porównania z nim bynajmniej się nie sr o m a , ale nie tu m iejsce na obszerny, w yczerpu jący rozbiór tej id yli.
Trzecią niespodziankę sp raw ił nam prof. C z u b e k , wprowa dzając do literatu ry zu pełnie nieznaną o so b isto ść , P i o t r a T o m a - s z o w i c a M y c i e l s k i e g o ; bo tak, już z rosyjsk a, zanim jeszcze „k nu cie“ Groźnego nad P olsk ą z a w is ło , przezwał się k alisk i szla c h c i c , dopraszający się owego „knucia“, i tak samo ochrzcił mło d ego R y d zyń sk iego — o znakom itym tym , dawno w ygasłym rodzie w ielkopolskim , w ziem i w schow skiej prym d zierżącym , por. Z y c h - l i ń s k i e g o , Z łota K sięg a X , i dodatki ks. M i a s k o w s k i e g o w cennej monografii o Piotrze R y d z y ń sk im , P rzegląd k ościeln y po zn ań ski 1 9 0 5 , K w iecień - Listopad ; przezyw ał go bowiem w „dedy- k acyi op eris“ S tanisław em S tanisław ow icem ! Prawda i to, źe pan P iotr Tom asowie do literatu ry samej nie wejdzie, zaw sze w jej przed sionku tylk o zostanie, mimoto postać i d ziełk a ciekawe, jako oznaka
Recenzye i Sprawozdania. 407 czasu i k ultury. M ycielski, K alw in, je st autorem dwu d ziełek (dru kowanych), „ P rz estro g i“ (wierszem i prozą — tu się w ym ien ił autor w akrostychu początkowym ), i „Sentencia e tc .“ (ty tu ł łaciński, rzecz polska) : autor nie w ym ieniony, lecz z treści , sty lu i in nych okoli czności dowodzi prof, C z u b e k jak najtrafniej, źe to również dziełko owego k alisk iego szlachcica. W ydaw ca skrzyw dził go n iec o , zb yt ostro potępił sty l a raczej brak tegoż zupełny ; p raw da, w ierszów jeg o bronić nie m yślę, zb yt na to podłe, ale proza, m ianowicie a ra
czej jed y n ie w „S en tencyi“, taka jędrna i soczysta, staropolska jed nym słowem , w gu ście Rejowym , źe czyta się ją z zadowoleniem sz c z e r y m , na jakie treść sama bynajmniej nie zasłużyła. Inaczej nieco sąd zili spółcześni ; zdaje mi się b ow iem , że autor „Pokazania błędów e tc .“ na M ycielskiego „S en tencyę“ się powoływa (str. 171 ; prof. C z u b e k odnosi ten cytat do innego dziełka, przedrukowanego str. 447 — 450, ale to zostało na piśmie, podczas g d y cytacya w „Po kazan iu “ widocznie do druku się ściąga , mówi bowiem o „trakta ciku m iędzy ludzie podanym“ t. j. drukowanym ? lecz nie m yślę się 0 to spierać). Treść obu dziełek następn a: „Sentencya“ z r. 1572 omawia, jak ie niepoźytki przypadłyby na nas, gd ybyśm y obrali księ-, cia zachodniego t. j. francuskiegoksię-, jakich zaś pożytków dorw alibyśm y
się przez obiór Groźnego. „P rzestroga“ z r. 1 573 dowodzi znowu, na jakie n ieszczęścia się narażamy, w ybierając P i a s t a , bo o tym coraz w ięcej mówiono; rozwija to najpierw wierszam i, potym w pro zie , najpierw pericula „interna“, potym „extranea“, kręcąc się w kółku i powtarzając nieznośnie. Język ma niektóre osobliwości, r o z m i e m zam iast r o z u m i e m , dla w ierszu; używ a nieraz russy- zmów, ale nieraz św ietny, i z Rejowym zrówna , n. p. „nuż zasię w ejrzy w m iasta , w którychby też tych łazęków zachodnich było n ie m ało: ju ż się nie dociśniesz kurczątka, już cię ubieźą do w itele (cielęciny, w łosk ie v i t e l l a ) , już do g ą s k i, już do p ta sz k a , już do cudnego chleba et id genus ; ali wnet zdroźy, ali p rze p ła ci, ali chłopka nam ów i, żeby nigdziej nie w oził jedno do niego. Abo w ięc 1 na targach m usisz to dać , co chłopek chce , choć za to nie stoi (ty le nie wart), bo cię tym w net zagad n ie: je śli ty tak nie kupisz, ted y kupi p. H anus abo senior Francisco , bo mi tam kazał przy n ieść. A li w net z onego natańszego kraju polskiego stanie się tak drogo, jako w Miemczech abo we W łoszech “ i t. d. Kto tak pisze, chociaż tylk o w prozie (w iersze znacznie lichsze ; rymy, a i sens n ie raz niżej w szelkiej k r y t y k i) , liczy ć się już może do sty listó w ; a było i w yk ształcen ie nie najgorsze, czego cytacye z autorów i p i sma św. dowodzą.
Tym nie w yczerpały się bynajmniej zasoby prof. C z u b k a . Zwracam uw agę na trzy p a sz k w ile , po wyborze H enrykowym , str. 5 1 4 — 5 2 6 , z cytat pisma św . złożone, znakomite specimen dowcipu polskiego ; w ydaw ca nie żałow ał zachodów i w szy stk ie miejsca z pi sma św . p ow yszuk iw ał. W arto tu przypomnieć źe spółcześnie K w iat kow ski w „L ibellus aureus“ (z r. 1569) Zygm unta Starego chw alił,
408 Recenzye i Sprawozdania.
źe cytow ał nieraz pismo św . , nie dla żartów jednak i przekręcania, jak i karygodny zw yczaj teraz pow szechnie n a sta ł — juź z r. 1548 podamy podobne próbki. J e s t i podwójne „E cho“ na ten obiór, ew an gelick ie i k a to lic k ie , to ostatn ie pióra k s. S t . G r o c h o w s k i e g o i już w Jagielon k ach P olsk ich , Y, z archiwum we W olfen bü ttel prze drukowane (w zbiorze prof. C z u b k a str. 6 9 — 71). Dalej dwa bar dzo udatne d yalogi, chociaż nie z pod pióra S olikow skiego w y szły , oba prozą. Jeden zaleca kandydaturę sz w e d z k ą , zgrom iw szy ostro P ia sta i H absburgów a u su n ą w szy m o sk ie w sk ą , tocząc się żyw o i dowcipnie m iędzy wojewodą, biskupem, dworzaninem i ziem ianinem na „ cz cie“ bisku p iej, zdradzając pióro wcale w ytraw ne; nie p ow sty d ziłb y się go ani sam G ó r n ic k i, cytu jący również , jak i D yalog, B iałobockiego żarty i przym ówki. Drugi d yalog , wcale nie słab szy, m iędzy senatorem a szlach cicem , uderza g łów n ie na senatorów i na pryw atę ; ostro panom prawdę mówi ; o autorze n iczego się dom yślić nie m ogę ; w ydaw ca przedrukował go z rękopisu, ale celna ta rzecz w y szła pew nie sp ółcześn ie w d ru k u , nieodszukanym dotąd, jak ty le innych. N astępny, krótki tr a k ta c ik , w y sze d ł z pióra J a k u b a L a s k o w s k i e g o , sły n n iejsze g o z relacyi o bóstw ach żm udzkich, w y danej przez Ł asick iego ; pisemko zaw iera program ogólnej reformy, jakiej m ia ły b y dokonać osobno w ybierane kom isye (dla obrony gra n ic ; dla karności „głów n ik ów u t. j. morderców itd.) i w ystaw ia pa- tryotyzm ow i i rozumowi lustratora źm udzkiego bardzo korzystne św iadectw o, dodając nowe, ciekawe r y sy do n iezw yk łej tej fizyognom ii. In n i autorowie juź nie przedstaw iają się równie k orzystnie, np. C i e s i e l s k i A n d r z e j , polecający w dwu przemowach, naturalnie łaciń sk ich , n a p u szo n y ch , do senatu i do stanu rycerskiego, spółpo- w ietn ik a , Ł ask iego O lbrychta , na króla; że obie przem owy z pod pióra jego w y sz ły , dowiódł jasno w ydaw ca ; zdobył się C i e s i e l s k i i na prozopopeję w w ierszach łacińskich — polskie jeg o w iersze zna liśm y juź z kroniki B ielsk iego. B liżej nie w chodzim y, bo to ła c iń sk ie, jak i d yalogi D u d y c z a : D udycza uspraw iedliw ia w w yborze łacin y samo obce p o ch o d zen ie, czym się C iesielsk i zasłan iać nie może ; stokroć gorsza rzecz sama ; zalecanie awanturnika zadłużonego do korony sm utnie św iad czy o rozumie i takcie p olitycznym autora. Po ow ych w ierszach C iesielskiego następuje „Zdanie o obieraniu no w ego k róla“ (str. 34 9 — 8 5 5 ) , an onim ow e, jak niemal w szy stk ie te utw ory : p rzyczyn y tej anonim owości w y ło ż y ł trafnie w ydaw ca na str. X IV . Przem aw ia anonim za m oskiew skim kandydatem , jak M y- cielski, ale to ciekawe, że w y szło to z pod pióra L itw in a, katolika, g d y w szelk ie inne pisma pochodzą z Korony, górującej nad L itw ą i w ykształceniem i ruchem politycznym . K tóż ten n ie z w y k ły ano nim — L itw in ? M n iem ałb ym , że to sły n n y w ójt w ileń sk i , R otun dus, któremum n ie g d y ś i „Rozmowę Polaka z L itw in em “ (1 5 6 4 r.), tym razem słu szn ie, przyp isał. I tutaj bowiem znajdujemy wzm iankę : czytam y z k r o n i k s t a r y c h l i t e w s k i c h (a n ikt ich w ted y tak nie z n a ł, jak R otu n d u s; któż in n y 15 7 2 r. na nie b y się
po-Recenzye i Sprawozdania. 409 w o ły w a ł? ), i tę samę skargę na plądrujące L itw ę w ojsko Polskie, którąśm y w owej „Rozmowie Polaka z L itw in em “ znaleźli : „Pano w ie Polacy, bracia nasza, za nasze pieniądze n a s ź e ( n a s z e czyta m ylnie w ydaw ca) z w o jo w a li, nie ujmując tej dobrej sła w y i lite w skim żołnierzom, bo teź i oni nie próżnowali“ (str. 351 ; por. w „R oz m ow ie“ z r. 1564, str. 4 5 : „czyście nas ratują w aszy (t. j. koronni żołnierze), któreście nam na pomoc naprzeciwko n ieprzyjacielow i po sła li ; p osłaliście je jako przeciwko w ilkow i a oni sami trzodę naszę mizerną bardziej niż w ilc y mordują“). I w in nych sprawach , n. p. co do unii i co do egzekucyi, można w obu pismach te same zdania odnaleść ; ta sama in te lig e n c y a , równowaga , spokój ; tylk o język w pisem ku elek cy jn y m , p óźn iejszym , czyściejszy, mniej makaroni- zuje. Zam iast w y k o r z o n e j (R zeczyp osp olitej, str. 851) czytaj w y i k r z o n e j (mawiano w tedy o g ó ln ie, np. m ieszek w y i k r z o n y , w y i k r z y ł e m się t. j. w ydałem w szy stk o ); na str. 354 czytaj z a s t a w y , ni e z a s t a w i (rękopisy p iszą jeszcze i zam iast y, tak np. s t r a d z i : czytaj s t r a d z y od s t r a d z a i i . ) ; lud rycersk i... h a ń b i ć , czytaj : n a b y ć . Jeżeli i ten mój dom ysł trafny, to Rotundus i jako pisarz i jako polityk w naszym sądzie jeszcze bardziej uro śn ie: broszura i treścią mądra i stylem znakomita. Jakich zwolen ników w łaśn ie na L itw ie m iał pierwotnie kandydat m oskiew ski, w iem y dobrze ; tu najmniej Francuza ceniono i przeciw niemu też R otundus się zwraca, szydząc niem iłosiernie z ty tu łu jogo „christia- ń issim u s“, tak mało z postępkam i francuskimi , z rzezią bartłomiej- sk ą i z lig ą turecką , zgodnego. L ecz tyłem już w tej recenzyi na- p łod ził dom ysłów, że obawiam się zarzutów i co do Rotunda.
Możnaby tu i owdzie coś dodać do lepszego wyrozum ienia pism ow ych i w ierszy, np. je śli „Rak do Polaków o obieraniu k róla“ (str. 32) odsuwa i grom i w szelkich cudzoziemców a bracha-Polaka zaleca, toć wiem y, dlaczego na tytu le mu dopisano : „z Piaskowej S k a ły “ : p rzytyk to do n ajgorliw szego patryoty - polonusa , do znakom itego ucznia Rejowego , do kalw ina Szafrańca z Pieskow ej Skały, k aszte lana na ów czas bieckiego, któremu jeden paszkw il (str. 5 1 5 ) w kłada w u sta ; „Polonus su m , g a llice loqui nescio“, a drugi (str. 5 2 0 ) : „N olite flere super me, sed super vosm et ip so s“ . Albo co do n iek tó rych w yrazów : U ł о g a znaczy b łą d , niedostatek , wina , zkaza — n ie układność , chytrość ; zam iast p o d m a m i ć , czytaj p o d m a n i ć (t. j. zw ojow ać, zhołdować , manami p oczyn ić); o s o c z у ć daw ny termin prawniczy, oskarżyć ; m i ą ż s z у znaczy gru b y. M ożnaby się z w ydaw cą nieraz i spierać o lekcyę — lecz cóż to w szystk o znaczy w obec całości imponującej ? Poruszałem tu , z obowiązku krytyka, rzeczy, w których mam sąd odmienny, ale powtarzam, tak znakomi tego w ydaw nictw a dotąd nie m ieliśm y : ile to rzeczy w ydawca b y stro odgadł, poprawił, jak porównywał starannie w szystko, co w s z y stk o objaśnił, szczególniej w regestach, co odszukał (np. cytacye l i czne), tego w recenzyi nie podnosiłem wcale.
410 Recenzye i Sprawozdania.
R ów nież unikałem sądów ogólnych , do których to w ydaw ni ctw o ty le nastręcza m ateryału. Jak się np. argum enty wówczas po w tarzają ! k toby pobieżnie są d z ił , dow odziłby z takich powtarzań id en tyczn ości autorów, g d y to tym czasem loci communes niemal, w nieskończonych d y sk u syach u stn ych coraz w ytaczane, zanim się do pism i traktatów d o sta ły . J eżeli jednak w szy scy jednozgodnie np. żonę W ład ysław a I I K ry sty n ą , nie A gnieszką, zow ią, cią g le ją jako od straszający przykład hardości „m iem ieckiej“ przytaczając, mniej słu sz n ie w ydaw ca im to n ib y w y ty k a : źródła isto tn ie ją tak nazyw ają ; w innikam i i łyczakam i też L itw a dań n ieg d y ś R u si pła ciła ; tak przynajmniej szydzono z jej pierwotnego ubóstwa. K ażdy z pięciu dyalogów , nie licząc in nych rzeczy, nastręczałb y dla uw ag i w yw odów bogate pole popisu i r e c e n z y a , ocena lit e r a c k a , uro sła b y w sz k ic obyczajow y, h isto ry czn y czy polityczny, czego umy ślnie unikałem . Ź y czy ćb y tylko należało , iż b y in ni w ydaw cy pism dawnych (wliczam i siebie do nich), tyleż w iedzy, pracy, dom yślno ści , b ystrości na te k sty ło ż y li ; prof. C z u b e k , po w ydaniu Piotra K ochanow skiego, dał nam nowy, św ietn y wzór i przykład , jak w y dawać n a leży ; zb o g a cił zarazem literaturę dawną o p ism a , jedno ciek aw sze n iż d rugie , choćby wzm iankam i i o p rzeszłych dziejach, 0 dawnym ż y c iu ; tylk o jedno z tych p is m , druk z r. 1573 p. t. E lekcya króla chrześcijańska , n iestety bardzo obszerny (str. 2 8 9 — 3 3 2 ) , zupełnie nieciek aw y, bo ogólnikowo moralizujący, budujący, pełen nam aszczenia religijn ego , n ib y z pod pióra kaznodziejskiego w y sz ły , nie p olityczny, unika w szy stk ich rysów ciek aw ych i nuży jednostajnością. Z tym jednym w yjątk iem — w szystk o inne ciekawe 1 w ażne i w dzięczn ie w spom inać będą dzieje naszej literatury tego, co staraniem swoim i pracą nieznużoną lu kę dawnej literatu ry wzo rowo zap ełn ił.
Po uw agach ogóln ych przechodzim y do kilku szczegółów , sa mego układu całego zbioru d otyczących. M ateryę najróżnorodniejszą, w iersze i prozę, łacinę i polszczyznę, d yalogi i traktaty, u ło ży ł w y dawca jak najtrafniej : w iersze w y łą c z y ł osobno a prozę w edle treści i chronologicznie rozm ieścił; dał w ięc najpierw rzeczy o naprawie całej R zeczyposp olitej , potym rzeczy o kandydatach, o P iaście, Ra- k uszanin ie, Francuzie, dalej o konfederacyi w arszaw skiej i o sporach po odjeździe W alezyuszow ym . L epszego podziału w y m y ślić ani spo sób ; zarzucono, że w ydaw ca nie rozm ieścił w ierszów w tych sam ych rubrykach, co i prozę, z n ią ra zem , ale moim zdaniem słu szn ie tak u czyn ił, bo sama forma w ierszowana nadaje tym utworom osobliw szą cechę , zazw yczaj bardziej ogólnikową. Z traktatów prozaicznych przełożyłbym tylk o V I I I na m iejsce d rugie , po C iesielskim , gd yż n apisan y jeszcze przed zgonem Z yg. A u g u sta , jak z treści w ynika. Powtarzam , podział to najlepszy m ożliw y, chociaż w zastosow aniu praktycznym kilka niedogodności się okazało, np. pism o drugie My- cielsk iego z w ierszów i prozy się składa (wydawca dostał owych w ierszów dopiero po w ydrukow aniu prozy), w ięc gd zież należy ? albo
Recenzye i Sprawozdania. 4 1 1 .
jeden z traktatów reformy ogólnej, w ydrukowany w ięc w yżej, powo- ły w a pismo o kandydatach, wydrukowane dopiero w dalszym ciągu — lecz n ig d y podobnych drobnych sprzeczności u niknąć się nieda.
Z 8 4 numerów całego zbioru przedrukowano 74 z rękopisów (1 0 z druków spółczesnych) , z tych 12 znaliśm y już z przedruku (arcylich ego) w zbiorze Pam iętników W łodz. Platera. L w ia ich część, bo aż 19 numerów, przypada na autorstwo Solikow skiego : najlepszą tegoż poręką je st rękopis zaw ierający 12 numerów, przełożonych do słow n ie z polskiego na łacinę dla księcia de N evers , tow arzysza H enrykow ego, i w ym ieniający je jako prace Solikow skiego. Trzy nu mery przypadają na C iesielskiego ; dwa na M ycielskiego ; po jednemu na Laskow skiego, R eszkę (tłum aczenie z H ozyusza), G łuchowskiego, D udycza, W olana, G rochowskiego (Echo). W ydaw ca Głuchowskiem u i skotopaskę, „T ym atę“, chciał przypisać, co Porębskiemu przyznali śm y, a D udyczow i drugą broszurę, zamieszczoną przy w ierszach w i leńsk ich . o rzezi B artłom iejskiej , czego nie rozstrzygam y: i wileń skich kalw inów stać na nią było. Dodać należy nazwisko słyn n ego wojownika, J a n a M i e l e c k i g o , wojewody podolskiego, co przeciw Solikowskiem u „Incommoda G a lii“ po polsku w yliczał, na co mu So- lik ow sk i odpisał (nr. X L V I ; wyraźnej wzmiance rękopisu niema po wodu nie w ierzyć). Nr. X L II, Commoda Henrici, pióra jak iegoś pro testanta, m oźnaby przypisać C y p r y a n o w i B a z y l i k o w i , na tej arcykruchej, jak sam przyznaję, podstaw ie, źe powoływa w iersze pol sk ie francuza S ta to r y u sa , zamieszczone w „P roteu sie“ 1 5 6 4 roku, o czym po dziew ięciu latach chyba tylko autor „P roteusa“, moim zdaniem w łaśn ie B azylik, m ógł jeszcze pam iętać. „C onsultatio“ (nr. X V II), acz przypisana pióru „nobilissim i cuiusdam P olon i“ , wydaje mi się czysto teoretyczną, d yalek tyczn ą zabawką, może jak iegoś ob cego, w każdy sposób chryją szkolną, może i znacznie później (po r. 1 5 7 2 ) , choćby w X V I I w. ukleconą — spółcześni z pew nością jej nie znali. „Z danie“ etc. (nr. X X I I I ) przypisaliśm y wójtowi w ileń skiem u. T raktat polski, De electione novi regis (nr. X V III), w ym ie nia jako autora sw ego „syna koronnego a radę w ierną“ t. j. sena tora polskiego, ale to fikcya ; ponieważ traktat poleca gorąco kandy daturę k sięcia pruskiego , w ięc w yszed ł od polskich dworzan i jur- gieltn ik ów A lbrechta F ryd ryk a; odznacza się też osobliw szą nieco p o lszczy zn ą , sty l zdradza nieco m inistra protestanckiego, potępiają- cego już dla samej w iary H absburgów . M yślałem z początku, źe to robótka pruskiego ju r g ie itn ik a , Marcina K w iatkow sk iego , zajmują cego się ówczas żyw o sprawami p o lsk im i, w itającego u. p. r. 1577 Batorego (!) wierszam i polskim i (!), poufałego z Solikowskim, o czem r. 1569 sam donosi ; język jednak niczem prawie K w iatkow sk iego n ie przypom ina, w ięc uchylam ten dom ysł. T raktaty II i I I I w y sz ły z pod pióra jednego z dworzan Zygm unta A ugu sta, są w g u ście So lik ow sk iego : traktat II I je st niemal tylko szerszym powtarzaniem czy przeróbką traktatu II, te same m yśli, cytacye, przysłow ia w tym samym naw et porządku. Rów nież oba druki spółczesne , „Naprawa
412 Recenzye i Sprawozdania.
R zeczyp osp olitej“ (nr.
VIII)
i „E lek cya“ (nr. X X ) z jednej k uźni w y sz ły : s t y l i ton nam aszczony i g ę s te cytacye z pism a św . i z an egd ot staro ż ytn ych są tego zew nętrzn ym i oznakami ; autor ich ja k iś duchow ny ;„Naprawa“ zresztą , dla treści sa m ej, bardziej niź „E lek cya“ trak tat p olity czn y przypom ina. Oto już i w szy stk o , zdaje się, co możnaby o autorach przypuszczać ; b yłob y w ygodniej, g d y b y w ydaw ca, nie ty lk o w obszernym w stępie, ale i przy każdym numerze z osobna to krótko zaznaczał, np. „au tor-S olik ow ski“, albo ,,-n iezn an y“ itd .
Popraw ności tek stu d osyć w ych w alić nie m ogliśm y i za w zór innym w ydaw com p ostaw iliśm y ; k ilka razy tylko inaczej od czytali śm y czy zrozum ieli tek st. Jeszcze kilka odm ianek: na str. 456 „ g d y ż s ą na morzu arm aty (t. j. floty) i portowych m iast niem a“ — czy taj : s a m (t. j. cesarz) ; str. 6 4 0 „nam tą w ołoską i tatarską c z a s s ą groźn ego“, poprawia w ydaw ca na c z a t ą , czy ta j: c h a s ą (t. j. mo- tłochem , w X V I w . c z ę s ty to czechizm ) — traktat ten pow oływ a inne, należało wspom nieć , źe cytacye str. 631 (pierwsza) i 641 od noszą się do nr. X V I I I ; na str. 632 popraw p r z y ł ą c z e l i t e g o na p r z y p ł a c i l i t e g o ; c h o w a n i e ż o n str. 641 należy zosta w ić ; na str. 7 0 5 (w akrostychu M ycielskiego) : w i c t o w s z a k n a j w i ę k s z a pierwodruku rozumie i czyta w ydaw ca w i ć (rzecz, sprawa) t o w s z a k t a n a j w i ę t s z a ; czytaj raczej w i e d z to (albo w i d z t o ) , w s z a k o n a j w i ę t s z a itd .; 'wolę dowolną orto grafię M ycielsk iego , nie rzadką naówczas, przypuścić , niź zupełnie nieznan y termin polski (w tym sensie przynajm niej) stw orzyć. Parę drobniejszych rzeczy (np. a l i ż str. 134 = a ż , ni e a n i ź ; ni e b ł a - w y , ale b ł a h y ; b o b o czytaj b o , b o itd .) pomijamy.
K ończą w ydaw n ictw o dwa sło w n ic z k i, jeden nazw i rzeczy, dru gi rzadszych term inów p o ls k ic h , oba jak najstaranniej opraco wane ; w pierw szym dodałbym chyba objaśnienie co do Tabula Ce- b etis, tłum aczonej i na p olskie r. 1581, albo co do owego pana cze sk iego, Lw a, nie Iwa, w ym ienionego na str. 632 ; w drugim dodał bym formę n i k o g o j , zam iast n i k o g o , charak terystyczn ą dla dya- logu Senatora z szlachcicem (str. 5 3 3 — 5 4 7 ) , nierzadką wówczas, je st np. u R eja i i.
U w a g i nasze , co do w y d a w n ic tw a , co do autorstw a itp. , acz d oryw cze i krótkie, u rosły nadm iernie, cóż gd yb yśm y do rzeczy sa mej p rzeszli , do źródeł i argum entów, do oceny w ierszów i dyalo- gów szczegółow ej, do w ied zy i wzorów, do wzajemnej zaw isłości, do tej starop olszczyzn y i jej przysłów n. p., czego niesposób wyczerpać w obrębie recenzyi. N astręczają się nieraz i trudności albo w ą tp li w ości. W spom nę jedno: w „R esp on sie“ (S olikow sk iego) str. 462 c z y tam y w rękopisie: ten cesarz b y łb y j a k M a y k o w k o ń na jednę stronę p atrzył... a na drugą stronę n ic; w ydaw ca poprawił na: j a k ó w k o ń c o itd . — czy słu sz n ie ? może tu raczej jakaś w tedy znana anegdota p rzysłow iu początek d a ła , coś w rodzaju pieska Pępow- sk iego albo tańcu pana Sandereckiego ? Są i liczne inne przysłow ia, np. n i e m i e ń o c t u p i w o w a r z ą c ; t r z e b a b y t o b a b c e d a ć
Recenzye i Sprawozdania. 4 1 3
n a c z e r w o n e b u t y (dobrze opłacić pożądaną, rzecz) ; w e ź m i e b y i z o ł t a r z a ; s p a r z y l i s i ę n a u k r o p i e , w i ę c n a z i m n ą w o d ę d m u c h a j ą i i. A ileż to ustępów, szczególniej w dyalo- gach Solikow skiego, drga życiem , isk rzy się dowcipem, np. „częstoby m usiał w oźny jeść a pomyj się na nie n a p ija ć , sędzia na sąd zie g ło w y uchylać albo pod ław ę na poradę sobie brać“ itd. (str. 648). Z takich naw et prób można ocenić doniosłość całego w ydaw n ictw a : w ydaw ca za trudy podjęte na najw dzięczniejsze za słu ży ł u zn an ie; wyrazem tego niech będzie i zdanie sprawy niniejsze.
A. Brückner.
J a c e k K o s t k a : F r a g m e n t l o z a ń s k i D z i a d ó w (Biblioteka
W arszawska, r. 1905, tom IV, str. 507 — 524).
Studyum p. Jacka K ostk i podnosi k w esty e bardzo w ażne; w badaniach nad pierw szą częścią Dziadów ma znaczenie pierwszo rzędne, rozpoczynając te badania na prawdę i w ytyczając im kieru nek. W pierwszej swej części je st ono ogólnym obrazem stanu du cha, usposobienia poety w latach 1835 do 1841, w szczególności zaś w czasie pobytu w Lozannie ; zwraca uwagę na zanik twórczości, uderzający w porównaniu z epoką dawniejszą , kiedy to poeta „po siad ał zaw sze pewność siebie, znajomość s ił tw órczych i przedm iotu“, podczas g d y obecnie „pierw szy raz zabiera się do rzeczy, które mu się nie u d ają, w których „zawisa i staje na m iejscu“, i o których, po długiem borykaniu się z m ateryałem , powiada: wdałem się po dobno w niesw oje rzeczy, niedojrzała idea i t. d .“ „Jest to “ — jak się autor wyraża — „okres zapadania w letarg jednego z n ajw ięk szych gen iu szów p oetyck ich “. Obraz tej epoki je st tu ży w sz y i g łę b szy , aniżeli w dotychczasow ych przedstaw ieniach , w szczeg ó ły się jednak nie wdaje, szkicuje tylko. Ale też ta część studyum ma b yć jedynie przygotow aniem do następnej, w ażniejszej pod w zględem ma-
teryalnym , faktycznym .
Zajmuje się w niej autor jednym z fragm entów pierwszej czę ści D ziadów , m ianowicie rozmową starca z dziecięciem . Tłum aczy tę scenę , kreśli jej powstanie, oznacza datę. Interesujących w yw odów szczegółow o streszczać nie możemy, zaznaczm y chociaż ich w y n ik i. Zastanawiając się nad słow am i starca, autor sp ostrzegł w nich ude rzające podobieństwo do w ierszy lozańskich, podobieństwo dochodzące czasem prawie do teźsam ości w yrażeń. Zestawiając dalej ten fakt z usposobieniem poety w tym czasie, wyrażającem się nieraz w jego k oresp on d en eyi, dochodzi do przekonania . źe w postaci starca Mi ck iew icz siebie przedstaw ił. A by zaś stan ten przedstaw ić jeszcze dokładniej , u ło ży ł balladę o zaklętym m łod zień cu , przemienionym w kamień, w której uzm ysław iał swoje obumieranie twórczości. D la postaci d ziecięcia również znajdziem y „model“ w w ypadkach i oso