• Nie Znaleziono Wyników

Wspominkowy cykl sachsenhausenowski Stanisława Pigonia : część II

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wspominkowy cykl sachsenhausenowski Stanisława Pigonia : część II"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Dąbrowski

Wspominkowy cykl

sachsenhausenowski Stanisława

Pigonia : część II

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 82/3, 120-134

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X I I , 1991, z. 3 P L IS S N 0031-0514

S T A N ISŁ A W DĄBRO W SK I

WSPOMINKOWY CYKL SACHSENHAUSENOWSKI STANISŁAWA PIGONIA

CZĘŚĆ II *

Przygodne wspominki i Pigoniowski kompozycjonizm

Pigoń bardzo uporczywie podkreśla przygodność i osobność każdego ze swoich wspomnień, ich okolicznościowość. Wspominek Pobratymiec powstał, jako uzupełnienie, na marginesie — mówi autor — iście doku- m entarnych wspomnień obozowych prof. Konopczyńskiego, kiedy uka­ zyw ały się one w odcinkach w „Tygodniku Powszechnym” w r. 1945, i był w owym czasopiśmienniczym pierw odruku opatrzony kom entują­ cym jego w arstw ę anegdotyczną erudycyjnym przypisem polonistycz­ nym. Nie należący formalnie do zbiorku Z przędziwa pamięci, ale w oczy­ w isty sposób należący doń merytorycznie, szkic na 600-lecie U niw er­ sytetu Jagiellońskiego, a więc szkic okolicznościowy, nazwano i u jego początku, i u jego końca „przygodną notatką”. Pigoń dostrzega m om ent przygodności także we wspominaniu cudzym, np. zauważa, że Ignacemu Chrzanowskiemu łatwo było „pochwycić końce nitki w bogatym kłębku jego wspomnień”, gdyż w więzieniu wrocławskim opadły go wspomnie­ nia z czasów jego właśnie wrocławskiej młodości naukowej: zbieg oko­ liczności spełnił rolę jednego z impulsów 1.

Pora teraz na dopełniające zastrzeżenie, że Pigoń odróżnia to, co przygodne w aspekcie okolicznościowym, od tego, co przypadkowe, tj.

* Część 1 tej pracy u kazała się w „P am iętn ik u L iterackim ” w r. 1990 (z. 1). T ek st ob ecn ie dru k ow an y sta n o w i referat w y g ło szo n y 12 k w ie tn ia 1986 na s e s ji n a u k o w ej zorgan izow an ej w stu lecie urodzin J u liu sza K lein era i S ta n isła w a P ig o n ia p rzez In stytu t F ilo lo g ii P o lsk iej U n iw ersy tetu J a g ielloń sk iego.

1 S. P i g o ń : D r z e w i e j i w c zo ra j. W ś ró d za g a d n ie ń k u l t u r y i li te r a tu r y . K ra ­ k ó w 1966, s. 316, 327; P o b r a ty m ie c . „T ygodnik P o w szech n y ” 1945, nr 14, s. 3; Z p r z ę d z i w a pamięci. U r y w k i w s p o m n i e ń . W arszaw a 1968, s. 105, 179. D a lej do tej k sią żk i od syłam skrótem P lub ty lk o liczb am i n iem ia n o w a n y m i o zn a cza ją cy m i stron ice. P onadto stosu ję n astęp u jące skróty lok alizacyjn e: К = S. P i g o ń , Z k o m -

b o r n i w św ia t. W s p o m n ie n ia młodości. W yd. 4, rozszerzone. K raków 1957. — S P *=

= S ta n i s ł a w Pigoń. C z ł o w i e k i dzieło . K raków 1972 (s. 115— 124: M. G ł o w i ń s k i ,

S t a n i s ł a w a P ig onia r e l a c ja o Sach sen h au se n; s. 183— 194: H. M a r k i e w i c z , S t a n i s ł a w P ig o ń w kręg u M ło d e j Polski). L iczby po skrótach ozn aczają stro n ice.

(3)

W S P O M IN K O W Y C Y K L S A C H S E N H A U S E N O W S K I S. P I G O N I A 121

wyzbyte własnej celowości2. Przygodne wspominki Pigonia nie są przy­ padkowe. Są stopniowo realizującym się w czasie wynikiem trw ającego przez ćwierćwiecze rozmyślania nad „makabrycznym koszmarem, tru d ­ nym do pojęcia”, są przypomnieniowym powrotem w odmęty zbrodni­ czej o h y d y 3. Ta czasowa stopniowość to zarazem n a r a s t a n i e „dy­ stansu czasowego” (dystansu nie nieruchomego, lecz — wzmagającego się), odróżnianego przeze mnie od dość stabilnego u Pigonia „dystansu n arra- torskiego”, czyli — jak on sam to określał — „rezerwy” (179). Odróżnia Pigoń minione od przemijającego i doświadczenie obozowe zalicza do doświadczeń minionych, ale nieprzemijających. W tym upatruje ich sed­ no. I tym usprawiedliwia swą znaczną nieskwapliwość w ich zrelacjo­ nowaniu (178). Kto jest ogarnięty przeraźliwością, ten nie może jej re ­ lacjonować ani nad nią przemyśliwać: „potrzeba było dystansu czaso­ wego” (179). Jednak oprócz względu ogólnopsychologicznej n atu ry wcho­ dzi w grę wzgląd charakterologiczny. Cały Pigoń jest w tym, że bezpo­ średnio po przejściach obozowych spisał nie wspominki obozowe, lecz wspomnienia odległej o niemal 30 la t młodości, a wspominki obozowe w ydał dopiero po kolejnych niemal 30 latach.

2 S. P i g o ń , Z d a w n e g o Wilna. S zk ic e o b y c z a j o w e i lite rackie . W ilno 1929, s. VIII.

8 O obozie, jego k om en d zie i jego w aru n k ach P igoń m ó w ił sło w a m i „ p iek ło ” (177, 180), „b estialsk ie o k ru cień stw o ”, „zbójeckie ro zb estw ien ie” (178), „m akabryczny koszm ar”, „odm ęty o h y d y ” (179), „jaskinia zb ójców ”, „szatani w m u n d u rach ”, „łotry” (188), „kaci”, „opraw cy” (195), „terror” (196), „trium fujące b e z e c e ń stw o ” (197), „m ordow nia” (199), „szatan o k ru cień stw a ” „furia rozb estw ion a” (205), „n a­ w a ła zła” (206), „bezprzykładny d op u st” (217), „dno p on iżen ia i u cisk u ” „.lu d ob ój­ s tw o ” (227), „potw orność” (227— 228, 231), „dzika rep resja”, „przeraźliw ość d e h u ­ m an izacji”, „zagłada” (231), „kom binat za g ła d y ”, „w ysłu gu sy o k ru cień stw a ”, „zd ia- b le n ie ”, „otchłań”, „ostępy rozw ścieczon ego zła ” (135). P odkreślam to w sz y stk o (przez w y liczen ie), aby w p ew n ej m ierze za k w estion ow ać opinię M. G ł o w i ń ­ s k i e g o , że podobne ok reślen ia n ie przylegają do op isy w a n ej sy tu a cji, że m ogą być tylko k on w en cjon aln ą (tradycyjną) p ołajanką n ieprzydatną w sw ej p e r sw a z y j- ności i retoryczn ości, że w reszcie tak ie ok reślen ia u P igon ia „poza n ie lic z n y m i w y ją tk a m i” n ie w y stęp u ją , bo o n jest św iadom zbędności ocen b ezp ośred n ich (SP 118— 120). Otóż n ależy etyczn ą potrzebę (i akt) potęp ien ia w n o r m a l n y m języku, o p isu jącym trw a ły porządek w artości, odróżnić od p o ła ja n k i (zw łaszcza jeśli — jak u P igon ia — w y k lu czo n e są „sen tym en taln e sch em a ty ”). N a leży a k s jo ­ logiczne odróżnić od k on w en cjon aln ego, potęp iające (osądzające) od p ersw a zy jn eg o . Obóz b y n ajm n iej n ie zn iw eczy ł P ig o n io w eg o św iata w artości (na którym p rzecież w sp arł sw ój sam oobronny „w yższy zam ek ” psych iczn ej n iezło m n o ści; 204). P ig o ń i p o p r z e b y c i u o b o z u (w od n iesien iu do ludzi jego form atu i ch a rak teru m ożna by bez ryzyk a p o w ied zieć : z w ł a s z c z a po przebyciu obozu) p ozostał a b so - lu tystą ety czn y m i człow iek iem w ierzącym , a ta p odw ójna fak tyczn ość p rzesąd za o tym , że dlań w yrażen ia „dopust [B oży]” czy „piec o g n isty ” (próby o czyszczen ia) n ie były w y ra żen ia m i an i k o n w en cjo n a ln y m i, a n i retoryczn o-orn am en taln ym i. G ło ­ w iń sk i w zb yt dużym stopniu trak tu je w yb ory sty listy czn e P igon ia jako str a te g ie kierow an e w zg lęd em na ek sp resyw n ość („im relacja surow sza [...], tym b ard ziej przejm ujący sta n o w i przekaz”; S P 120), a w zb yt n iskim stopniu w id zi w w y b o rze sty listy czn y m pochodną P ig o n io w y ch w yb orów — czy op cji — znacznie b ard ziej p od staw ow ych . Ś w ia d czy o tym m .in. zbyt bezpośrednie zesta w ia n ie sty lu P ig o n ia ze sty lem B oro w sk ieg o (co zdarzyło się także K a zim ierzo w i W yce, acz to W yka

(4)

1 2 2 S T A N I S Ł A W D Ą B R O W S K I

Te przygodnie spisywane wspominki redagowane są w dużej mierze jako relacjonowanie „przygód” („wypadków”, epizodów, wyodrębnio­ nych zdarzeń), i to jest jeden z niebłahych powodów tego, co Michał Głowiński nazwał założoną fragmentarycznością Pigoniowych opowieści (SP 115). Chociaż sprawy charakterologiczne są we wspominkach do­ nioślejsze od anegdotycznych 4, to jednak ukazywane są na anegdotycz­ nych exemplach, epizodach, „wypadkach”. Stopień szczegółowości owych „przygód” jest bardzo różny. Jako epizod („przygoda”) opowiedziana zo­ stała cała spraw a dra Cyża (179). „Przygodą” jest u tra ta — w wyniku donosu — chroniącej przed zimnem, a wsuwanej pod pasiak obozowy, gazety (192— 193). Jako „wypadek” („przygodę”) przedstawiono omdle­ nie od mrozu prof. Wachholza na placu apelowym i hum anitarne przy­ zwolenie Dobschatta na uratowanie omdlałego po przeniesieniu go do baraku (194). Jako „przygodę” („wypadek”) zrelacjonowano i to, jak ka­ towaniem zmuszono bawarskiego „Grossbauer’a” do samobójstwa, i to, jak skatowano więźnia za kradzież (195—196). Wigilia obozowa okazała się „przygodą” : organizacyjną i uczuciową — dla uczestników (w tym: szokiem uczuciowym dla prof. Nowaka), a poznawczą — dla obserw ują­ cego ją (we wspomnieniu) Pigonia (209—210). „Przygodą” jest i sprzecz­ ka Niemca-berlińczyka z Polakiem z Westfalii, który okazawszy dumę narodową został za to skatowany (215), i Pigoniowe pokonanie biegunki przy pomocy narzuconej sobie w głodowych w arunkach obozu — trzy ­ dniowej głodówki (221). Całość doświadczenia obozowego także nazwano ponurą przygodą (218).

Owe przygody-anegdoty już to przynależą do czasowego planu tego, co relacjonuje dany wspominek jako całość, już to są innoczasowe (np. te, które Pigoń ukazuje jako opowiadane przez Chrzanowskiego w obo­ zie, a dotyczące czasów międzywojennych i jeszcze wcześniejszych). Jako innoczasowa — włączona jest w narrację obozową daw na (bo z czasów gimnazjalnych) przygoda Kołaczkowskiego. Nie wszystkie epizody w y­ odrębnia Pigoń takim zapowiednim nazwaniem („przygoda”, „w ypadek”) i te nazwowo nie wyodrębnione epizody tkw ią jakby ściślej w potoku narracji (np. epizod obecności wdowy po prof. Rogozińskim przy zwło­ kach męża albo epizod pobicia prof. Heydla przez rozwydrzonych k u ­ charzy; 189). Wspomniana przygoda Kołaczkowskiego sprowadzała się do tego, że jako uczeń czwartej klasy gim nazjalnej w upalny dzień w dusz-d ał p rzen ik liw y opis osob ow ości Pigonia), chociaż k ażdusz-d y z ty ch pisarzy m ia ł in n ą w iz ję św iata, w ię c też i inne zadania w yzn aczał organ izacji sty listy c z n e j sw o je j prozy. Jak u trzym uje N. M. W ildiers, że nie da się p om yśleć te o lo g ii bez obrazu św ia ta (zob. M. S a w i c k i , Od obra z u ś w ia t a do o b r a z u te ologii. „P rzegląd P o ­ w sz e c h n y ” 1986, nr 3, s. 432), tak m ożna u trzym yw ać, że n ie da s ię o d erw a ć sty liz m u a u to rsk ieg o od au torsk iego „św iatoobrazu”. P onad 30 lat tem u tę m y ś l w y r a ż a ła S. S k w a r c z y ń s k a (W s t ę p do n a u k i o li te r a tu r z e . Tom 2. W arszaw a 1954, s. 69), m ów iąc o „ideologicznym u w aru n k ow an iu k ry terió w w y b o ru i doboru śr o d ­ k ó w język ow ych w w y p o w ied zen iu ”.

4 P od ob n y porządek w a żn o ści b y ł i w Z K o m b o r n i w ś w i a t (K 19). — Do o w y c h an eg d o ty czn y ch ex e m p lô w m ożna zastosow ać sło w a P iotra S kargi: „P rzy k ła d y są ja k o n iem a retoryka, które bez m ow y będąc tak m ó w ią , iż n a m ó w ią ”. Cyt. za: M. K o r o l k o , O pro z ie „K a z a ń s e j m o w y c h ” P io t r a S kargi. W arszaw a 1971, s. 8 5 .— S a m K o r o l k o (op. cit., s. 94; zob. też s. 131) p o w ie, że e x e m p l u m je s t o d p o w ie d ­ n ik iem in d u k cji w logice.

(5)

W S P O M IN K O W Y CYKL, S A C H S E N H A U S E N O W S K I S. P I G O N I A 123

nej klasie wybił szybę, kiedy nauczyciel nie pozwolił otworzyć lufcika (213). Otóż innoczasowe anegdoty Pigoniowych wspominków są takim nieustannym w ybijaniem wylotów poza zamkniętą przestrzeń obozu, od­ świeżaniem jego dławiącej atmosfery. Wolno by zatem ów chw yt n a rra ­ cyjny nazwać „kołaczkowskim” chwytem Pigonia, gdyby nie to, że już i Dante nie innym sposobem snuł swoją opowieść o Piekle i Czyśćcu.

K om entując przedwczesną śmierć Tadeusza Mikulskiego Kazimierz Wyka napisał, że wszystko, co nie przybrało formy zredagowanego tek ­ stu, „przepada, chociażby było przygotowane, chociażby pozostało b iu r­ kiem czy szafą pełną tek i wypisów” 5. Pigoń miał ostrą świadomość tego, że przepadają także teksty opublikowane, ale rozproszone po czasopi­ smach i różnych publikacjach zbiorowych. Właściwa mu była stała usil- ność ocalania przez scalanie. Taka przecież była już geneza jego debiutu książkowego. I taka była geneza zbiorku Z przędziwa pamięci, a wcześ­ niej — samego cyklu obozowego. Pigoń „wiąże te rozrzucone wspominki w jaki taki ład” (179). W ynikający z „przygodności” fragm entaryzm odnajduje swą przeciwwagę w kompozycjonizmie. Uzupełniając pam ięt­ nik komborski, pam iętnikarz przeżywał skrupuły filologiczno-tekstolo- giczne, wzdragał się przed naruszaniem integralności pamiętnikarskiego dokumentu: „Doszywki na dawnym postawie płótna — czy to nie łata­ nina?” (K 7). Przy Przędziwie dopełnianie dokumentów, jakimi są po­ szczególne wspominki, wydaje się Pigoniowi właśnie niezbędne: „uzu­ pełniam je, już to włączając ustępy nowe, już to wprowadzając do daw ­ niejszych mniejsze lub większe interpolacje” (179). Trzeba włączyć, sko­ ro coś „mam do włączenia” (K 7). Rozrastają się rzeczy cząstkowe, a nad nimi w yrasta — przez scalanie — rzecz nadrzędna. Zwykła metoda pi­ sarska Pigonia w każdej z dziedzin jego aktywności twórczej.

Wspominki obozowe były przy scalaniu u z u p e ł n i a n e . Ale np. szkic o „pobratym cu” jest wyraźnie p r z y s t o s o w a n y do włączenia w cykl obozowy (inne wprowadzenie, inne uwagi końcowe). Przemó­

wienie. Z odległości ćwierćwiecza to przedruk z tomu Z ogniw życia i lite­ ratury, w którym tekst ten miał inny tytuł: W dwudziestolecie skryto ­ bójczego zamachu na U niw ersytet Jagielloński. Przypis do dedykacji.

Ta podtytułow a wzmianka o przypisie tłumaczyła się tym, że tom cały był opatrzony jubileuszową dedykacją łasińską: „ALM AE M ATRI JA G IE L - LONICAE [...]”. Znikła także, obecna w tym tomie, nota bibliograficzna inform ująca o jeszcze wcześniejszych, czasopiśmiennych drukach tego

Przemówienia. W samym jego tekście, po słowach „poszept trwożnego

popłochu” (235), znikły słowa: „i pokusa małostkowego konformizmu”, znajdujące się w owym dedykowanym tomie na stronicy 455. Ten ostat­ ni zabieg wypadłoby nazwać... tuszującym retuszem, trochę mnie — przy­ znam — u Pigonia zaskakującym 6. Z myślą o Komborni jeszcze Pigoń

5 K. W y k a , Odeszli. W arszaw a 1983, s. 100.

e T u szu ją cy m retu szem są w dużej m ierze zm iany tek stu w p row ad zon e w k siążk ow ym przedruku w sp om in k u P o b r a ty m ie c , którego drobiny tra fiły zresztą — w przedruku — do w sp om in k u o D ob sch atcie (i w o ln o je „gen ety czn ie” trak tow ać jako tego w sp o m in k u zalążek). Z nikły słow a „O ranienburg”, „ B isch ofsw erd a”, „ gren cw ach ” ; zn ik ły zdania o potrzeb ie pod trzym yw an ia „ k rew ień stw ” p le m ie n ­ nych i u w a g a , ż e „z K rakow a do B u d zyszyn a nie tak d a lek o ”. Z n ik ły słow a o D o b ­ sch atcie jako o „białym k ru k u ” m iędzy blok ow ym i, o „ tw arzyczce” D o b sch attow ego syn a, o tym , że „w p iek le o d ezw ał się głos a n ie lsk i”, w reszcie o tym . że D ob sch att

(6)

124 S T A N I S L A W D Ą B R O W S K I

przypominał, że pam iętnik to nie tylko wspomnienia, ale też ich wybór i dobór, więc i pomijanie „niejednej sprawy, niejednego szczegółu” (K 7). Teraz widzimy, że i scalaniu towarzyszy po trosze to „pomijanie”.

Ale i scaleniowy adaptacjonizm natyka się na własne przeciwieństwo. Scalając wspominki, Pigoń zachowuje jednak w każdym z nich znamiona jego doraźnej genezy, a więc i znamię różnoczasowości wspominków jako cyklu. Czas narracji staje się przeto — w cyklu — jakby empirycznie różnopłaszczyznowy w sposób wyraźnie rozpoznawalny, całkiem nieza­ leżnie od dostrzeżonego przez Głowińskiego — w całości cyklu sachsen- hausenowskiego — s t a b i l n e g o d y s t a n s u („postawy orientacyj­ n e j” ; SP 117)7. Ten dystans jest wynikiem konsekwentnie przestrzeganej p o s t a w y narratorskiej, a zatem jest zjawiskiem z zupełnie innego porządku niż tamto pozostawienie w treści relacji śladów okolicznościo­ wego powstawania wspominków. Takim śladem etapu przedintegracyj- nego jest też np. to, że prawie każdy wspominek posiada własną „uwagę w stępną” o niezmiennym właściwie schemacie (geneza wspominku, usprawiedliwienie i obrona drobiazgowości podjętej sprawy, refleksja 0 naturze wspominania — zob. np. 179— 180, 185— 186, 197— 198, 217— 218). Istniejący w każdym wspominku p r ó g uwagi w stępnej uniemo­ żliwia szczelną integrację cyklu, a zarazem rzutuje na stru ktu raln y aspekt tej, mimo wszystko zintegrowanej, całości wspomnieniowej. Taka częstokrotna „uwaga” wprowadzająca nabiera cech inicjalnego refrenu, cech nieomal obrzędowych. Staje się swoistością kompozycyjną tej od- m ianki gatunku wspomnieniowego, jaką stw arza Pigoń.

Zgarnięte w cykl, nie są jednakowoż te wspominki całkowicie osobne, całkowicie oboksobne. Są między nimi w yjaśniające nawiązania. Tak np. dopiero z opowieści o Dobschatcie dowiadujemy się, że to jemu grupa więźniów-profesorów zawdzięczała przydzielenie „tak życzliwego opieku­ na, jakim był Cyż” (194), o którym powiadał wspominek poprzedni. Innym wiązadłem okazuje się przebiegająca przez całość cyklu inw ersja inform acyjna: o głównych etapach poniewierki krakowskich profesorów (aresztowanie w Krakowie, więzienie we Wrocławiu, obóz w Sachsen­ hausen) dowiadujemy się z cyklu w ich kolejności odwrotnej: najpierw ukazano nam obóz (179 n.), potem — i to dosyć późno — pada pierw sza wzmianka o Wrocławiu i groźbie obozu (199), a dopiero w ostatnim wspominku (Z samarytanami na »ty«) pojawia się wzmianka o najwcześ­ niejszym etapie poniewierki: o drodze z K rakowa do Wrocławia (218). Jeszcze inne wiązadło: przecież dr Cyż i wrocławski prof os w ięzienny 1 blokowy Dobschatt to w arianty tego samego motywu, przebiegające „na przyjazny n asz szacu n ek dobrze sob ie za słu ży ł”, że b ył „ w c a le św ia tły , z r ó w ­ n o w a żo n y i u czciw y ”. W praw dzie część tego, co zn ik ło jako słow a, trw a n ad al, w yra żo n a całością w sp om in k u, a le w ła śn ie dlatego to, co znikło, n a leża ło tu od n o­ tow ać. — M im ochodem odnotujm y, że tu szu jące p rzem ilczen ie (w ch a ra k tery sty ce m o w y P igon ia w dniu pogrzebu K leinera) w y tk n ą ł J. S tarn aw sk iem u Cz. K ł a k — zob. tom zbiorow y: W o k ó ł S ta n i s ł a w a Pigonia. N ad w a r s z t a t e m n a u k o w y m i l i t e ­

rackim, Uczonego. R zeszów 1983, s. 22 i 89 (przypis 18).

7 Ó w d ystan s jest w ła śc iw ie jedną z norm g atu n k ow ych p am iętn ik a, k tóry „w p rzeciw ień stw ie do d ziennika opow iada o zdarzeniach z p ew n eg o d y sta n su (d ystan s narratora), w zw iązk u z czym k szta łtu je się d w u p ła szczy zn o w o ść n a r r a c ji” ( m g [M. G ł o w i ń s k i ] , P a m i ę tn i k . W: M. G ł o w i ń s k i , T. K o s t k i e w i c z o - w a , A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , J. S ł a w i ń s k i , S ł o w n i k t e r m i n ó w l i te r a c k ic h .

(7)

W S P O M IN K O W Y C Y K L S A C H S E N H A U S E N O W S K I S . P I G O N I A 125

przez cały cykl. Cyż to biegła i poprawna polszczyzna, świadomość łu ­ życkiej narodowości, sprzyjanie kacetowej grupie profesorów; profos to ,iuż ułomna polszczyzna, jeszcze początkowo pamiętana, lecz już grun­ townie zgermanizowana polskość i sympatia narodowa jeszcze się ujaw ­ niająca mimo trwogi; a Dobschatt „pochodził z rodziny zgermanizowanych Prusów i zachował naw et niejakie poczucie swojej odmienności plemien­ nej” (190), grupie profesorów też okazywał ostrożną przychylność (191). Jak każdy prawie wspominek zaczyna się własnym wstępem, tak też każdy prawie się kończy — sentencjonalnie. Pierwszy — słowami o pobratym stw ie obozowym z Łużyczaninem jako o uczestnictwie w po- bratym stw ie plemiennym i jako o „znaku poświadczającym historyczne przekleństwo złego czynu” (185)8. Drugi — słowami o wierze w we­ w nętrzną prawość człowieka, która może się okazać niezniszczalna naw et w odmętach obozowej ohydy (197). Trzeci — obrazem, świadczących 0 bezprzykładności koszmarnego doświadczenia, oczu w ekstatycznej tw a­ rzy konającego Kołaczkowskiego (217). Czwarty — myślą, że obóz był piecem, w którym poddano próbie płomienia ludzki m ateriał psychiczny 1 duchowy, i że taka potworna próba to — wbrew wszystkiemu — „wiel­ ki zysk życiowy” (227).

Opisane powyżej (chyba jednak tylko przykładowo) zabiegi konsoli­ dacyjne, służące ciągłości w ątku — i ciągłości snucia — narracyjnego, nie są wspierane przestrzeganiem czasowego następstwa opowiadanych zdarzeń. Chodzi tu nie tylko o wspomnianą inwersję informacyjną, lecz także o — również już wspomniane, ale w innym swoim aspekcie — zjawisko narracyjnych egzorbitancyj (odskoków). Od głównego toru cza­ sowego i zdarzeniowego (czas uwięzienia) Pigoń odbija — to wspomnie­ niem własnym, to referowaniem losów cudzych, to wreszcie informacją historyczną — i w okres sprzed r. 1939, i we własną młodość, i (nawet) w wiek XIX, a także w okres po 1945 roku. Można by powiedzieć, że główny czas opowiadanych zdarzeń bywa okrążany węższymi i szer­ szymi „zakolami”, niekiedy opierającym i się aż o czas snucia opowieści. Prowadzi to do tego, że każdy wspominek — w zasadzie skoncentro­ w any tematycznie — posiada wszelako w swym obrębie cząstki innote- matyczne, nie zawsze tożsame z omówionymi wcześniej „przygodami” — epizodami, dość zautonomizowane, acz włączone w kontekst narracyjny bardzo funkcjonalnie. Tak więc cząstka lenartowiczowska jest w opo­ wieści o Cyżu 9, relacja a zakatowaniu bawarskiego „Grossbauer’a” — w opowieści o Dobschatcie, opowieść (odważę się powiedzieć: kontrew an- geliczna przypowieść) o „m uzułmanie” — w opowieści o rodzajach ducho­ wej odporności więźniów. Autonomiczność niejaka tych wtrąceń, obli­ czonych m.in. na działanie praw a kontrastu, potwierdzana jest także dość mechanicznie, bo narrator się od takiej treści w trąconej odrywa

8 D aję tu p rzytoczenie, p o n iew a ż w ła sn y m i sło w a m i byłob y trudno ująć to, с. co w nim chodzi.

9 T reścią cząstk ow ą w sp o m n ien ia o C hrzanow skim staje się w sp om n ien ie o j e ­ go w ięzien n y ch op ow iad an iach w sp om n ien iow ych . P igoń uznał, że trzeba (przy braku zapisków ) za w ierzy ć zaw od n ej p a m ięci i p ozbierać to czy ow o z tam tych w ię ­

ziennych o p o w ieści (165). — N a poznanego w „koncentraku” Ł użyczanina Cyża spojrzał P igoń oczym a h isto ry k a literatury: poprzez śred n iow ieczn ą zapiskę k ro­ nikarską i poprzez podróżnicze w sp o m n ien ie L en artow icza, a w ię c w ten sam sposób, w jak i w E k s k u r s ie spojrzał na ziem ię k rośn ień sk ą — poprzez w zm ian k ę o antenatach Fredry i poprzez u w a g i o jego arcykom edii.

(8)

126 S T A N I S Ł A W D Ą B R O W S K I

oświadczeniem: „Lecz nie w tę stronę chciałem, żeby się potoczył dzi­ siaj kłębek wspomnień” (206) 10.

Następstwem w trąceń jest niejaka dyskontynuacyjność. Niejaka, a więc nieradykalna, a przecież faktyczna. Jak opowieść o Chrzanowskim zo­ stała — tak to wypada określić — kontynuacyjnie przerw ana (kontynua- cyjne jest mówienie na tem at Chrzanowskiego, a przerw aniu ulega opo­ wieść o tym, co Chrzanowskiego dotyczyło obiektywnie) przez opowie­ dzenie własnego proroczego snu (221—222), tak opowieść o wyrzuconych na „śmietnik zagłady” Polakach z Niemiec, pokazanych jako gromada dumnych, hardych nieustępliwców, której „jako wspaniałemu kapita­ łowi narodowemu” okazał żywe zainteresowanie Kołaczkowski (215— 216).

Tok refleksyjnej narracji o wytrzymałości więźniów Pigoń raz prze­ rw ał w połowie (opisem postawy „m uzułm ana”) i podjął go na nowo, aby go znów (po opisie wieczoru wigilijnego) przeciąć słowami: „Roz­ wiodłem się szeroko o tym i owym, choć właściwie chciałem powiedzieć o najbliższych mi kolegach polonistach. Któż mnie w tym zastąpi? Sami zam ilkli na zawsze” (210). Mogłoby się więc wydawać, że opowiaaaczo- wi ów kłębek wspomnień potoczył się jakoś pomimowolnie. Nic błęd- niejszego, acz autor własną uwagą stw arza takie pozory. W tym opowia­ daniu 11 (w czynnościowym, nie w genelogicznym sensie słowa: opowiada­ nie) opowiadacz swoim bocianim sposobem (213) coraz węższymi zako­ lam i opada, by osiąść na zamierzonej z góry sprawie losu polonistów, o których zresztą wspominał już i we wcześniejszych partiach opowieści. Opada coraz węższymi zakolami t e m a t y c z n y m i : 1) przystosowanie jako przedmiot refleksji wspomnieniowej (i wzmianka o etapie wrocław­ skim), 2) różne rodzaje przystosowania jako fenomen życia obozowego (i wzmianka o etapie do-bożonarodzeniowym), 3) poloniści wobec próby psychicznego przystosowania do w arunków obozu (i wzmianka o po-bo- zonarodzeniowym załamaniu się psychicznym Chrzanowskiego, zresztą w zm ianka trzykrotna (170, 210—211)). Między „zakolem” drugim a trze­ cim jest sym etria rozpatryw ania tych samych postaw duchowych (raz ogólnie, a raz na indyw idualnym przykładzie): zjawisko załamywania

10 S tała naw rotność w a ria n tó w tego gaw ęd o w eg o , w k lim acie sw y m łagodnego, sp ok ojn ego, zrytu alizow an ego (a m oże lepiej: obrządkow ego) „ośw iad czen ia” także jest jednym ze sposobów u śm ierzania grozy tego, co relacjon ow an e.

11 O pow iadanie Pod zm o r ą z a g ł a d y w y d a je się ośrodkow e w zbiorku w sp o ­ m in k ó w . S y g n a ł au torsk i takiej p ozycji tego tek stu upatruję w tym , że w stęp n e d w a ak a p ity (a n a w e t cała p ierw sza cząstka) tego op ow iad an ia pow tarza i u zu p eł­ n ia te treści, k tóre za w iera U w a g a w s t ę p n a odnosząca się do całości zbiorku: u sta ­ le n ie i u zasad n ien ie w yb oru w sp o m n ien io w eg o „kąta p a trzen ia ” i przedm iotu za in tereso w a n ia (etyczn o-ch arak terologiczn ego). T akie „p atrzenie” w y d o b y ło jednak n a jp ierw i w yróżn iło Cyża i D ob sch atta z obozow ej w a rstw y „p od w ład ców ”, a d o ­ p iero p otem spoczęło na w ięźn iach -p rofesorach . W tym , że o p ow ieść o k o leg a ch - -p rofesorach n ie trafiła na p ierw sze — zd aw ałob y się, tak natu raln e — m iejsce w zbiorku, przejaw ia się n ie ty lk o p rzem yśln ość k om pozycyjna, a le i ta uzyskana z p ersp ek ty w y czasow ego oddalenia autonom ia narratora w ob ec „przeżyć d ru zgo­ c ą c y c h ” obozow ego pandem onium . A ponadto: Cyż i D obschatt n a leżeli do ła g o ­ dzących u w aru n k ow ań obozow ego losu profesorów , a P igoń opisem u w a ru n k o w a ń poprzedza z reg u ły opis rozp atryw an ego zjaw isk a. — W e w sp om in k u Pod z m o r ą

z a g ł a d y dochodzi do szczególn ie siln ego p rzeplotu i rozbudow ania rela c ji obozow ej,

(9)

W S P O M IN K O W Y C Y K L S A C H S E N H A U S E N O W S K I S . P I G O N I A 127

się i ostateczny los Chrzanowskiego, zjawisko wytrwałości rozpaczliwej i postawa Kamykowskiego, zjawisko wytrwałości żywotnej i postawa Ko­ łaczkowskiego.

Ale — ujrzana poza sugestiami narratora — sprawa losu polonistów jest może rzeczywiście sprawą w obrębie narracji docelową, ale nie jest sprawą centralną (centrum wspominku mieści się w zakolu drugim). Przecież doszedłszy do tej sprawy, Pigoń prostracji Chrzanowskiego po­ święcił krótki akapit (i oderwał się od niej opowiadaniem symbolicznego snu), desperacji Kamykowskiego też poświęcił krótki akapit (i oderwał się od niej prawie symbolicznie, skoro z tego akapitu wynika, że K a- mykowski trw ał w psychicznym oderwaniu od otoczenia, które chyba jako całość — więc: Pigonia nie wyłączając — nie przyszło desperatowi z pomocą), a całą resztę wspominku szczodrze poświęcił Kołaczkowskie­ mu i obozowej grupie Polaków z Niemiec. Można w tym widzieć psy­ chiczną gotowość — i potrzebę — sprzymierzania się z tym, co pozy­ tyw nie żywotne. Pigoń w młodości ostrzegał przed patriotyzm em styg- matycznym, a w starości nie chciał uprawiać w spom inkarstwa stygma- tycznego. Taka jak powyższa rozbieżność między ważnością deklarowaną a ważnością dającą się rozpoznać w ystępuje też w trójczłonowym wspo­ minku Pobratymiec. W nim obozowa jest tylko cząstka pierwsza, w pro­ wadzająca, i wcale nie na niej i nie na problemie obozu spoczywa akcent główny. W centrum ważnościowym, chociaż konstrukcyjnie na skraju (w cząstce trzeciej), jest o cały wiek się cofająca, pełna słonecznej po­ gody ekskursja historyczna i historycznoliteracka.

Możliwy jest jeszcze jeden w ariant wyjaśnienia tego, że ku sprawie losu więźniów-polonistów podchodzi Pigoń coraz węższymi zakolami. On w ogóle utrzym ywał, że na to, aby ujrzeć właściwie i zrozumieć jakiekolwiek zjawisko, „trzeba wziąć pod uwagę szerszy teren i cofnąć się nieco w przeszłość. Korzenie [...] sięgają bowiem głęboko w pokłady procesu historyczno-ekonomicznego i obyczajowego” (70). Jako pam iętni- karz opinii tej nie zmieniał i ona — obok innych czynników — ukształ­ towała samo to pam iętnikarstwo. Aby wypadki, które ukaże wspominek

Ludzki glos w jaskini zbójców, nabrały jasności, Pigoń czuje się zmu­

szony „uczynić uwagę ogólniejszą”, w której mówi o genezie obozu, jego składzie osobowym, liczebności, organizacji, w arunkach egzysten­ cji (187— 189). Uwaga ta przeryw a opowieść o początkach osadzenia pro­ fesorów w obozie i rozpina tło kontrastowe (negatywne) dla pozytywnego zjawiska, którego ukazanie jest zadeklarowanym w tytule celem wspo­ minku. Pigoń stw arza pozór (210), że mówiąc o odczytach i obozowej Wigilii „rozwiódł się” nie o tym, o czym chciał mówić, bo w rzeczywi­ stości to „rozwiedzenie się” było budowaniem tła dla opowieści o kole­ gach. Podobnie i wcześniej (w tymże wspominku): opowiedziawszy już 0 wrocławskim i sachsenhausenowskim etapie udręki i nadziei, załamań 1 w ytrw ań, niby zastrzega, że nie tam, gdzie on zamierzył, potoczył m u się „kłębek wspomnień” (206), a w rzeczywistości stworzył tło ogólniej­ sze dla podjętych następnie relacji o postawach duchowych poszczegól­ nych profesorów. I relacje o nich także się osuną w ogólniejsze relacjo­ nowanie organizacji odczytów i przygotowania Wigilii, więc też autor znów zastrzeże (niemal mistyfikacyjnie), że i tym razem „właściwie chciał powiedzieć” tylko o kolegach polonistach (210).

Uwagi niniejszego podrozdziału zmierzają ku końcowi. Pigoń wie, że „ujać” we wspomnieniu to zarazem „uporządkować” to, co wspomi­ nane, zapewnić celowość strukturalną elementów, zadbać o to, aby „spa­

(10)

128 S T A N I S Ł A W D Ą B R O W S K I

wanie formalnie się powiodło”. Wielokrotnie też rozpoznawano u Pigonia zmysł konstrukcyjny, troskę o kunszt m ikrokonstrukcji, w irtuozerię kon­ strukcyjną — naw et tam, gdzie doszło do scalenia „tekstów o odmien­ nym pierwotnie przeznaczeniu” (jak w książce o O rk an ie)12. Podobnie stało się ze W spominkami. Ich czytelnik spotyka się z rzeczywistością w tórną, bo poddaną indywidualnem u autorskiem u zabiegowi porządko­ w ania i hierarchizowania 13. Wprawdzie sam Pigoń pisał o Wspominkach (w liście do wydawcy w r. 1965:

J est to — jak u m n ie często — sk ład an k a różnoczasow a, doraźnie zle­ piona w jakąś całość. [...] G aw ęda jest targana i doraźna, m ożna by m yśleć o jej u zu p ełn ien iu czy w yrów n an iu , ale już n ie m am czasu. S it u t e s t 14. — ale wolno w tych słowach rozpoznać śladowy przejaw tego, co Sta­ nisław Adamczewski nazwał odwiecznym konwenansem autorskiej skrom­ ności, obłudną, zwyczajem uświęconą pozą samounicestwienia 15, a wiarę dawać raczej badaniom prozy Pigonia, którzy utrzym ują, że z drobnych studiów komponowane książki tego autora „nigdy nie czynią wrażenia składanki” 16. Całość cyklu góruje nad poszczególnymi jego fazami czy częściami.

Świadomość pisarska Pigonia jest wielopoziomowa. Był arty stą ję­ zyka, ale był i arty stą kompozycji, więc jeśliby naw et za Stanisławem Skorupką przypomnieć, że artyzm języka to jeszcze nie pisarstwo 17, to

12 P 42. — S. P i g o ń , Z o g n i w ż y c i a i li te r a tu ry . R o z p r a w y . W rocław 1961, s. 355. — SP 189. — J. S t a r n a w s k i , Z w il e ń s k ic h a r c h i w a l i ó w d o t y c z ą c y c h

S t a n i s ł a w a Pigonia. „R uch L ite r a c k i” 1971, nr 4, s. 44 (opinia S. R o sso w sk ieg o

z r. 1922). — H. M a r k i e w i c z , Filologia, „nescio qu id b l a n d u m sp i r a n s ”. Jw ., 1969, nr 5, s. 237. — Sam P i g o ń (Julian K r z y ż a n o w s k i . W z r o s t i w y m i a r y . W : L itera tu r a . K o m p a r a t y s t y k a . Folklor. K s ię g a p a m i ą t k o w a p o ś w ię c o n a J u li a n o w i

K r z y ż a n o w s k i e m u . W arszaw a 1968, s. 9) podobną d b ałość rozpoznał u K rzy ż a n o w ­

sk iego.

18 Zob. M. J a s i ń s k a , N a r r a t o r w pow ieści. ( Z a ry s p r o b l e m a t y k i badań). „Za­ g a d n ien ia R odzajów L itera c k ich ” 1962, nr 1, s. 115.

14 Cyt. za: M. B i z a n, „Co m a s z czyn ić, c z y ń prędzej...". W d zi e s ią t ą rocznic ę

ś m i e r c i S ta n i s ł a w a Pig onia. „T ygodnik P o w szech n y ” 1978, nr 52/43, s. 6.

15 S. A d a m c z e w s k i , O b lic z e p o e t y c k i e B a r tł o m i e ja Z im o ro w ic za . W arszaw a 1928, s. 44.

i e K. W y k a , S t a n i s ł a w Pigoń . 18851968. „N auka P o lsk a ” 1970, nr 4, s. 169.

N ie w arto nam , czy teln ik o m P igonia, u żyw ać w od n iesien iu do cy k lu sa c h se n - h a u sen o w sk ie g o (czy szerzej: do P r z ę d z i w a ) n a zw y „sk ład an k a”, póki się tej n a zw y n ie z red efin iu je e ty m o lo g iz u ją co : jak o tego, co w y p o sa żo n e w w e w n ę tr z n y „ sk ła d ”, a w ięc jako to, co już „ sk ła d n e”. P od ob n ie jak n ie w arto n azyw ać P ig o n ia „przy- czy n k a rzem ”, n aw et „ zn ak om itym ”, póki rozu m iem y przezeń tego „od p o p ra w ek i u zu p ełn ień ” (zob. J. S t a r n a w s k i , S ta n i s ł a w P ig oń — J u liu sz K l e i n e r ( p a r a ­

lela). W zbiorze: W o k ó ł S t a n i s ł a w a Pig onia, s. 14), a n ie tego, co s ię is to tn ie

p r z y c z y n i a do ro zw ią za n ia w ażn ych p rob lem ów sw ej d y scy p lin y (zob. M a r ­ k i e w i c z , Filologia, „nesc io q u id b la n d u m s p i r a n s ”, s. 238. — Cz. K ł a k , N a d

p a m i ę t n i k i e m S ta n i s ł a w a Pigonia. W stęp w: S. P i g o ń, Z K o m b o r n i w ś w ia t . W s p o m n ie n i a młodości. W arszaw a 1983, s. 13). — Sam także, przed 20 z górą laty,

u p o m in a łem się o ta k ie ety m o lo g izu ją ce (a zarazem n aw iązu jące do zn a k o m itej tra d y cji n iem ieck iej gru n to w n o ści) rozu m ien ie n azw y „przyczynek”.

17 H. К u г к o w s к a, S. S k o r u p k a , S t y l i s t y k a polska. Za rys. W arszaw a 1959, s. 16.

(11)

W S P O M IN K O W Y C Y K L S A C H S E N H A U S E N O W S K I S. P IG O N IA 129

i tak przypomnienia takiego nie sposób by obrócić w zarzut przeciw Pigoniowi, a można je obrócić w pochwałę Pigoniowego pisania, przy­ pomniawszy, że Skorupka parafrazuje opinię Dionizjusza z Halikarnasu, iż układ jest ważniejszym i doskonalszym kunsztem od doboru w yra­ zów 18. Mówi się, że już jednolitość tem atyczna czyni z cyklu poety­ ckiego poemat, ale we W spominkach oprócz zasadniczej jednolitości te­ m atycznej wchodziło w grę zorganizowanie scalające, dzięki którem u mamy do czynienia nie z ich „szeregiem”, lecz z ciągiem, nie z zesta­ wieniem różnych spostrzeżeń, lecz spoistym wywodem zmierzającym — poprzez własne „przygodności” — ku w yraźnym celom 19. Powiedzia­ no, że — w odróżnieniu od rzeczywistego pamiętnika, rzeczywistego dziennika i rzeczywistego bloku listów — od utw oru literackiego ocze­ kiwano zawsze pewnego s e n s u g l o b a l n e g o , który by się w yrażał w kompozycji (np. w klamrze początku i końca utworu, w aksjologicz­ nym hierarchizowaniu zjaw isk )20. I opinia ta granicę swej słuszności napotyka, jak się zdaje, we W spom inkach, które będąc rzeczywistym pamiętnikiem , wyposażone są w zagw arantow any kompozycyjnie sens globalny, w ogarniającą cały cykl „złotą myśl kierowniczą” 21.

To, co Michał Głowiński nazwał Pigoniową techniką „swoistego mon­ tażu”, swoistego „zestawienia poszczególnych epizodów” (SP 117), może być obserwowane i od w nętrza (jako kompozycja), i od strony swoich następstw, z których tylko jednym jest efekt stabilności dystansu nar- ratorskiego, „rezerw y” (178). Napisał Roman Zimand o Dzienniku T yr­ manda: „Można potraktować tek st drukow any t a k j a k g d y b y całość

Dziennika w sensie dosłownym powstała w 1954 r. I tak też będę postę­

pował” 22. To, że podobnie scalającym spojrzeniem objąć możemy Wspo­

m inki, zawdzięczamy ich autorowi. I właśnie ten moment kompozycyjnego

spojenia w dzieło sztuki różni obozowe wspominki Pigonia od np. obo­ zowych wspomnień Gwiazdomorskiego. Rozstrzygnęło o tym to, że w ukształtow aniu — i wspominków, i ich scalenia — sprzymierzyły się szczęśliwie i n g e n i u m e t a r s 23.

„Przemówienie na Akademii Żałobnej”

Aż do tej pory — wbrew kompozycyjnej decyzji autora — nie w li­ czałem do cyklu wspominków ostatniego z jego ogniw (Z odległości

ćwierćwiecza). Robiłem tak dlatego, że ono jedno ma wciągu sachsen-

hausenowskim i genezę, i postać literacką24: p r z e m ó w i e n i o w ą . 18 D i o n i z j u s z, O z e s t a w i e n i u w y r a z ó w . W antologii: T r z y s t y l i s t y k i g r e c ­

kie. A r y s t o t e l e s — D e m e t r i u s z — D io n iz ju sz . P rzeło ży ł i op racow ał W. M a d y d a.

W rocław 1953, s. 174. B N II 75.

19 M ów ię w sposób podobny do tego, w jak i Cz. Z g o r z e l s k i (Ł a d w y ­

w o d u na u k o w eg o . W: M i s tr z o w ie i ich dzieła . K rak ów 1983, s. 88) ch arak teryzow ał

p isa rstw o n au k ow e K onrada G órskiego.

20 M. G ł o w i ń s k i , O p o w ie ś c i w p i e r w s z e j osobie. „N urt” 1969, nr 1, s. 40. 21 P i g o ń , D r z e w i e j i w c z o r a j , s. 317— 318. 22 R. Z i m a n d , T y r m a n d ’54. W: „ W o jn a i s p o k ó j ”. S zk ic e trzecie. L on d yn 1984, s. 31. 28 S. P i g o ń , W i ą z a n k a h is to r y c z n o li te r a c k a . S tu d ia i szkice. W arszaw a 1969, s. 330. Zob. też S. P i g o ń , U p r z y c i e s i „ S y z y f o w y c h p r a c ’’ (S t e fa n Ż e r o m s k i —

h'oman D m o w sk i) . W: Miłe ż y c i a d robiazgi. P okłosie. W arszaw a 1964, s. 344.

24 Oto przykład k o n trsy m etry zm ó w i p aralelizm ów retoryczn ych w P r z e m ó

(12)

130 S T A N IS Ł A W D Ą B R O W S K I

Jest przemówieniem okolicznościowym. Jest przy tym szczególnie wy­ różnione przez autora, skoro prócz ty tułu ma podtytulik.

Zachowanie integralnego tekstu przemówienia spowodowało, że w nim pow tarzają się momenty treściowe już znane z poprzednich cząstek cyklu: odesłanie do wspomnień innych współwięźniów (jak w Uwadze

wstępnej), charakterystyka „dozorców obozowych” (jak w L u dzkim glosie w jaskini zbójców), charakterystyka warunków obozowych, za­

chorowań i w ym ierania grupy więźniów-profesorów, napiętnow anie „zdiablenia człowieka”, pochwała wybłyskującego w tym piekle obozo­ wym człowieczeństwa (wielkoduszności, sam arytańskiej troski, hartu, heroicznej pogody), wezwanie do zapamiętania testam entu zamordowa­ nych (tu wyczytanego ze słów odchodzącego do „rew iru” Stanisław a Estreichera, wcześniej — ze spojrzenia umierającego Stefana Kołacz­ kowskiego), uznanie doświadczenia obozowego za „zdobycz bezcenną” (jak w zakończeniu wspominku Z samarytanami na »ty«), podkreślanie „nieugiętego oporu przeciw zaborczości niemieckiego im perializm u” (na­ leżące do tego szeregu motywicznego [czy też inw ariantu motywicznego], co wspominek o Cyżu, wzmianka o wrocławskim profosie, relacja o pol­ skich „W estfalczykach”). Jest zatem owo Przemówienie w znacznej czę­ ści nieomal rekapitulacją zawartości problemowej cyklu.

Ale ani ta rekapitulacyjność, ani okolicznościowość, ani przemówie- niowość nie mogą zmienić kompozycyjnej decyzji Pigonia, który „zebrał w jedno” (uczynił więc jednym) te „luźne i różnymi czasy szkicowa­ ne rozdziałki” (179). Jest to teraz — z decyzji Pigonia — rekapitulacyj- ny wspominek końcowy. Takie jego włączenie w cykl pozwala uzupeł­ nić uwagi dotyczące inwersyjnego porządku inform owania o chronolo­ gicznym następstwie zdarzeń relacjonowanych: najpierw jest mowa o Sa­ chsenhausen (179 n.), potem o więzieniu wrocławskim (199), we wspo­ minku o sam arytanach-lekarzach jest wzmianka o drodze z K rakow a do Wrocławia, wreszcie w Przemówieniu jest rozbudowany opis samego aresztowania i jego okoliczności. Ponieważ chodzi o p r z e m ó w i e n i e , to wolno utrzymywać, że ten opis to jakby wielki „poprzednik” w ra ­ mach okresu retorycznego, którego „następnikiem ” stało się to, co na­ zwałem rekapitulacyjną relacją. Włączenie Przemówienia w cykl ma więc nie tylko status kompozycyjnej d e c y z j i autorskiej, ale też ma za sobą istotną r a c j ę kompozycyjną. Decyzja, ustanaw iając przy­ należność, pozwala zarazem rozpoznać ową motywację.

Za moment scalający może być też uznana p a r a l e l a a n t r o p o - a n t o n i m i c z n a w ystępująca między ostanim ze wspominków a Prze­

mówieniem. Dostrzegam ją w tym, że w e w s p o m i n k a c h dokonuje

w i e n i u : „Za drutam i k olczastym i p a stw ił się człow iek sy ty nad osłab ion ym z głodu,

człow iek uzbrojony nad bezbronnym , przem ożny nad poniżonym , p a stw ił się w y ­ m y śln ie [...]. J est czym się przerazić — w ob ec czego się w zd rygn ąć, przed u pod­ len iem takim m oże przystanąć ze zgrozą, m oże się cofnąć...” [233]. J est to s t y ­ listy k a uderzająco podobna do sty listy k i m o d litw y ś w . T o m a s z a z A k w i n u

(M o d litw a p r z e z K o m u n i ą Ś w ię tą . W: M s za ł n ie d z ie l n y (O lszty n 1959), s. 510):

„P rzystęp u ję jak o chory do lekarza po życie, n ieczy sty do źródła m iłości, ślep y do św ia tła w ieczn ej jasności, ubogi i b ied n y do P ana nieba i ziem i. B ła g a m w ię c с niezm ierzoną obfitość T w ej hojności, iżb yś raczył u leczyć niem oc m oją, o św iecić ślepotę, ubogacić ubóstw o, przyodziać nagość [...]”. — O a n ty tety czn y ch stru k tu ­ rach retoryczn ych zob. К o r o 1 к o, op. cit., s. VI.

(13)

W S P O M IN K O W Y C Y K L S A C H S E N H A U S E N O W S K I S . P I G O N I A 131

się p r z e c i w s t a w i e n i a : między grasującym i w rewirze dobra­ nym i łotram i-sanitariuszam i, licytującym i się w okrucieństwie wobec chorych więźniów (188), a narzucającym się (w roli „poszturchiwanego pomocnika sanitarnego”) ze swą pełną pociechy i troskliwości posługą sam arytańską lekarzem Eugeniuszem Brzezickim; a także p r z e c i w ­ s t a w i e n i a : między niemieckim „lekarzem”, który sądził, iż cięższe przypadki chorobowe u więźniów należy „leczyć” odrobiną fenolu w strzykawce, a lekarzami Aleksandrem Oszackim i Leonem Tochowiczem, którzy ze wszystkich sił bronili chorego przed „napastliwością” śmierci. Natomiast w Przemówieniu dokonuje się p r z e c i w s t a w i e n i a : mię­ dzy nieprzeliczonymi „ludźmi z dyplomem akademickim”, którzy „po krótkiej tresurze p arty jn ej” stali się biegłymi współwykonawcami po­ tworności ludobójstwa, a grupą profesorów-męczenników, z których wielu dało przykład dozgonnej niezłomności, godności, wielkoduszności i czynnej dobroci; a także p r z e c i w s t a w i e n i a : między słowem na gorliwych usługach propagandy zbrodniczej władzy a słowem, które „krzewi wiedzę, utw ierdza kulturę umysłową, moralną narodu, służy nauce” (237). Wreszcie — spaja Przemówienie z Cyklem i to, że w Prze­

m ów ieniu ule£a rozwinięciu i natężeniu motyw, który we wspominku Pod zmorą zagłady pojawił się ukradkowo: dopuszczenie myśli o tym,

że po ćwierćwieczu opowieść obozowa wyda się w swojej straszliwości niewiarygodna (197, 231).

Szkice o Kołaczkowskim i Chrzanowskim ujrzane ex post

Właśnie teraz — już po rozpatrzeniu Wspominków, w których tak znaczną rolę odgrywały wspominania o Kołaczkowskim i Chrzanow­ skim — pora spytać, jaką rolę w obrębie tomu Z przędziwa pamięci odgryw ają — ujrzane wTstecz, ponownie, bo poprzez W spominki — oba poprzedzające Cykl szkice: i ten o Kołaczkowskim (będący raczej roz­ prawką), i ten o Chrzanowskim (rzeczywiste w spom nienie)25. Otóż treści i fakty r o z p r a w k i czerpał Pigoń wyłącznie z przedwojnia, zatem jest ona całkowicie — z punktu widzenia Cyklu — przed-Wspominkowa (dlatego mógł po niej nastąpić opis Audiencji, której zdarzenie tylko o sześć miesięcy wyprzedziło wybuch wojny, a o 8 miesięcy — gesta­ powski eksces w auli U niw ersytetu Jagiellońskiego). A w s p o m n i e ­ n i e o Chrzanowskim pełni tuż przed Cyklem podobną rolę, co Prze­

m ówienie jako zamknięcie Cyklu; chociaż jest ponadto organicznym

spojeniem między przedokupacyjnymi a okupacyjnymi cząstkami Przę­

dziwa, gdyż granica między przedwojniem a okupacją przebiega p o-

p r z e z wspominek Ostatnie chwile Ignacego Chrzanowskiego 26.

To wspomnienie jest t a k ż e — na jednoosobowym przykładzie zegzemplifikowaną — rekapitulacją Cyklu, ale... rekapitulacją wyprzedza­ jącą to, co rekapitulow ane. W niej — tak jak i w Przemówieniu tok zda­ rzeniowy ukazany jest w porządku naturalnym (a nie in wersyjnym): 25 C hrzanow skiem u i K ołaczk ow sk iem u — jako zam ord ow an ym za służbę N aro­ d ow i i N au ce — p o św ięcił P igoń tom stu d ió w i szk icó w W ś ró d t w ó r c ó w (K raków 1947).

26 S ło w em „ ch w ila ” ok reślon o o sta tn ie m iesiące, k tóre ju ż b y ły m iesią ca m i różnych udręk, oraz rzeczy w iste ostatn ie ch w ile: jedną „niedługą c h w ilę ” przy zw łok ach P rofesora, drugą — w czas jego pogrzebu.

(14)

132 S T A N IS Ł A W D Ą B R O W S K I

krzywdy z czasu przedwojnia, aresztowanie podczas „w ykładu” Ober­ stu rm b a n n fü h re r, „wieczory wrocławskie” (tu zrelacjonowane najob­ szerniej), sachsenhausenowskie załamanie się Profesora, śmierć, obraz wdowy z córką przy jego trum nie, obraz pogrzebu w Krakowie, reto­ ryczna refleksja moralna finału opowieści. Między tym wspomnieniem a Cyklem zachodzi odwrotna paradoksalność (mówię to trochę tak, jak się w m atematyce mówi o odwrotnej proporcjonalności): w Ostatnich

chwilach Ignacego Chrzanowskiego inw ersyjne jest — w stosunku do

Cyklu — to, że relację wyprzedza jej rekapitulacja, a w samym Cyklu m w ersyjny jest porządek relacjonowania chronologicznej faktyczności, mimo że jest to relacjonowanie (informowanie) podstawowe, główne. A zatem w Ostatnich chwilach Ignacego Chrzanowskiego w ystępuje pa­ radoks rekapitulacji antycypacyjnej, a w Cyklu — paradoks informo­ wania retrogresywnego 27.

W ten sposób Pigoń, nie ufający relacjom i obserwacjom tych, co patrzą z zewnątrz (107), powiązał ze sprawozdaniem z obozu zagłady opowieść (opowieść świadka-uczestnika) o męczeństwie i śmierci człowie­ ka, o którym napisał: „dokończył moje formowanie i — powiedzmy — w charakterze niewątpliwie, i w nauce [...]. Wszystko mu w inienem ” 28.

A dodajmy jeszcze jedno. Są analogie konstruowane, ale też są i — przydarzające się. Pigoń w 1949 r. napisał, że Chrzanowski — wchodząc w śm iertelną pułapkę „wykładu z dem onstracjam i” —

zostaw ił na sw ym biurku niem al w p o ło w ie zdania przerw an y jed en ze środ ­ k ow ych rozdziałów II tom u H istorii l i te r a tu r y p o ls k ie j, by już do n iego n igd y n ie pow rócić. [164]

Kazimierz Wyka w 1970 roku opisał, jak to Pigoń, pisząc wstęp do fototypicznego wydania brulionu Dziadów, przerw ał pisanie, w stał od biurka. I „już do niego nie zasiadł ponownie” 29. Powiem o tej paraleli, jak Pigoń o zawartości Przędziwa: „Sit ut est”.

Aneks o aneksie

Aneks Cyklu składa się z informacyjnego wprowadzenia odautor­ skiego i z przytoczonych „we fragm entach” listów od czytelników 30. Sa­ mo wprowadzenie (ale przytoczone listy — także) znów okazuje się swego rodzaju przedłużeniem tego, co Pigoń jako wspominkarz mówił wielo­ krotnie.

Zauważono, że Pigoń-gawędziarz zawsze wyobraża sobie dość kon­ kretnie swego zbiorowego czy jednostkowego adresata (słuchacza-czy- te ln ik a)31. Ale skądinąd jest przecież prawdą, że Pigoń odczuwał żywą

27 O ryginalnością an ek su W a r s z a w a na w a l e t ę Ign a c e m u C h r z a n o w s k i e m u jest rozpoczęcie szkicu, m ów iącego przecież o W arszaw ie, obrazem C h rzan ow sk iego w a u li W szech n icy K rak ow sk iej (174).

28 P i g o ń , W ią za n k a h is to ry c z n o lite ra c k a , s. 367.

29 K. W y k a , S ta n i s l a w Pig oń ja k o uczony. „P am iętn ik L itera c k i” 1970, nr 1, s. 52—53. — W ydaje się, że jednak w cześn iej m om en t ten o p isa ł T. U l e w i c z (S ta n i s ł a w Pig oń w K r a k o w i e i w „Ruchu L i t e r a c k i m ”. „Ruch L itera c k i” 1969, nr 5, s. 254).

80 W obrębie P r z ę d z i w a m ożna by O sta tn ie ch w ile Ignacego C h r z a n o w s k i e g o n azw ać a n ty cy p a cy jn y m a n ek sem do C yklu w sp om in k ów .

(15)

-W S P O M IN K O -W Y C Y K L S A C H S E N H A U S E N O -W 'S K I S. P IG O N IA 133

potrzebę szerokiej popularności, przy której wyobrażenie autorskie na tem at odbiorcy musi ulec odkonkretnieniu. Zapewniwszy, że popularność

Komborni cieszy go „szczerze i głęboko” (K 5), pisał w słowie odautor­

skim do jej w ydania 4:

P ierw sze w y d a n ia książeczk i, przyjęte nader życzliw ie, przysporzyły m i trochę przyjaciół — d alekich, niezn an ych , sp ow od ow ały nierzadkie w y m ia n y listó w , rozm ow y [...]. Przez w zn o w ien ie k siążk i rad bym pozyskać przyjaciół dalszych, w ejść w ich pam ięć, ich ży czliw ość sob ie zaskarbić. Jakiż m oże być w ięk szy trium f p am iętn ik arza? [K 8—9]

A w udzielonym później wywiadzie powiedział:

T em atyka „ w sp o m n ien io w a ” cieszy się dużym za in tereso w a n iem [...]. I m ojej k sią żk i czw arte w y d a n ie rozeszło się m igiem 8*.

cow an e przez K łaka w y d a n ie 5 K o m b o r n i m ech an iczn ie pow tarza (s. 319, p rzy­ p is 64) b łąd d rukarski w y d a n ia 4 (K 241, p rzy p is* ): Vitrix... zam iast V ictrix...”

82 Zob. J. J e d l i ń s k i , R o z m o w a z prof. dr. S t a n i s ł a w e m P ig on iem , z o k a z j i R o k u Z i e m i K ie l e c k ie j . „Za i p rzeciw ” 1962, nr 50, s. 9. — P od ob n ie jeszcze

w P r z ę d z i w i e : „N ie m ogę narzekać. K siążk a zaw ierająca w sp om n ien ia m ojej m ło ­ d o ści p rzyjęta została życzliw ie. W yrazów uznania doczekałem się w w ie lu listach tu d zież w recencjach, zarów no drukow anych, jak i tych, co m ię d oszły w ręk o p i­ sa ch ” (35). P igoń przem ilcza ataki, z jakim i spotkała się ta książka. Podobnie jak w e w sp om n ien iu T r z y m o m e n t y . Na p o c h w a łę B ib lio te k i Jagiello ń s k iej (w: Z p r z ę ­

d z i w a pa mięci), w zm ian k u jąc o sw ym Z a r y s ie n o w s z e j l i te r a tu r y l u d o w e j (tom

w stęp n y . K raków 1946), n ie n ad m ienił, z jaką w rogością b yw ał p rzyjm ow an y ten jego „k aw ałek dorobku” (251). To też n ależy do P igon iow ych „pom inięć”. A le jest p ew n a spraw a, której bad aczow i P ig o n io w y ch W s p o m i n k ó w pom inąć nie w7olno, ch ociaż to sp raw a drobna. N ie w oln o, bo sam P igoń był b ezw zględ n ym rzeczn i­ k iem w ierzy teln eg o rozpoznaw ania tek sto lo g iczn ie rozum ianych i d o k u m en to w a ­ nych fa k tó w literack ich i w y n ik a ją cy ch z nich w n io sk ó w (zob. np. K. W y k a ,

M o w a na cześć S ta n i s ł a w a Pigonia. „Ż ycie L itera ck ie” 1969, nr 1, s. 3).

O tóż w e w stę p ie do C yklu P igoń n ap isał, że w p ra w d zie i on, i ks. K on stan ty M ich alsk i bardziej za jm o w a li się reak cjam i lu d zi w ob ozie n iż w yp ad k am i ob o­ z ow ym i, a le on, P ig o ń , tym się różn ił od ks. M ich alsk iego, że zajął się n ie „prze­ jaw am i rozpętanego o k ru cień stw a ”, nie jego „m otoram i i w y m ia ra m i”, i „natężeniem iście p rzerażającym ”, nie „furią rozw rzeszczanego o k ru cień stw a ”, której „nie m oż­ na b yło o czy w iście zign orow ać”, n ie „zbójeckim ro zb estw ien iem ” (czym w szystk im za jm o w a ł się jakoby ks. M ich alsk i), lecz — „cichą siłą ” n ieo sten ta cy jn eg o oporu, jak i ow em u pan d em on iu m sta w ia ło czło w ieczeń stw o (178). T w ierdzę, że z tej op in ii P ig o n ia w y n ik a , iż k sią żk ę ks. M i c h a l s k i e g o (M i ę d z y h e r o i z m e m a b e s t ia l s tw e m . K rak ów 1949) znał jed y n ie z tytu łu i z niego jej ch arak terystyk ę w yp row ad ził. G dyby znał bodaj p rzedm ow ę ks. A. U s o w i c z a — n ie w iem , czy edytora tej fa ta ln ej edytorsko p ozycji W yd aw n ictw a M ariackiego z r. 1949 (przykłady tej „ fa ta ln o ści” : „m iłość z b ojaźn i n ie grozi” (s. 125) za m ia st „m iłość z b ojaźni się rod zi”; o św . A u gu styn ie: że czy ta ł „K artezjusza, C yceron a” (s. 139) zam iast: że czy ta ł H o r te n sju sza Cycerona; na s. 136 m ów i się o „w ielk ich p olem ik ach ” za ­ m ia st o „ w ielk ich p ok u tn ik ach ”, itp.), to już by się z tej przed m ow y d ow ied ział, że autor tego — p o w ied zm y ż to sobie otw arcie: pod bardzo w ielo m a w zg lęd a m i m ocno an ach ron iczn ego (i to już w czasie jego p isan ia i publikacji) — traktatu ,,o b estia lstw ie m ó w ił ty lk o u b oczn ie”, i to w cale n ie na przykładach obozow ych. J ed y n ą w zm ia n k ą u a k tu a ln ia ją cą je st zrobiona przez ks. M i c h a l s k i e g o (w e wrstęp ie) uw aga, że N o w y T e s ta m e n t, P latona, A rystotelesa, T om asza, D antego, M ar­ ka A u reliu sza czy S en ek ę czy ta ł na u żytek tego trak tatu „w św ie tle pożogi w o

(16)

-134 S T A N IS Ł A W D Ą B R O W S K I

Pigoń oczekuje oceny trafności swych opinii i ocen pamiętnikarskich. Odczuwa zawód, kiedy jej nie spotyka (37), kiedy coś dlań ważnego nie zostało przez jego czytelników należycie dostrzeżone (35). Liczy na to, że w międzyludzkim „wspomnień obcowaniu” (piszę to na wzór wy­ rażenia: świętych obcowanie) człowiek okazując życzliwość pamięci in­ nych może ją sobie samemu jakby wysłużyć, zaskarbić u innych; że tak odbywa się zachowywanie i w ymiana skarbów największych: osobowoś­ ciowych. Czytamy przecież:

K ażdy człow iek rad by sobie zap ew n ić tę odrobinę ziem sk iej trw ałości, którą m u się udało osadzić w lu d zk im dobrym w sp om n ien iu , w ięc i sam o k a ­ p ita le doznanej ży czliw o ści nigdy jakoś zapom nieć n ie m oże i rad doń w ra ­ ca. [128]

Nawet na samo snucie wspominków miała niejaki wpływ zachęta ze strony innych, np. tych, z którym i dzielił obozową próbę (217).

A zatem Pigoń jako pam iętnikarz — ale przecież, nieuchronnie, także jako pisarz — czuje się (oraz: chce być) akceptowany i potrzebny. Za­ łączony do Cyklu A neks jest tego fragm entarycznym zasygnalizowa­ niem. Pigoń jako przekaziciel testam entu pomordowanych, testam entu Kołaczkowskiego (217) i Estreichera (235) — otrzym uje w Aneksie po­ twierdzenie odbioru i niezmarnowania się tego przekazu. Pigoń jako jeden z tych, co usiłkują skłonić „niewiernych Tomaszów”, aby odwa­ żyli się „bezpośrednio położyć rękę na rzeczywistej ran ie” (231), prze­ konuje się zapewne, że niektórych przekonać chyba zdołał. Z punktu widzenia pozycji Cyklu w autorsko-czytelniczym obiegu pam iętnikarskim i zgodnie z dostrzeżoną przez Głowińskiego Pigoniową zasadą wspisy- wania wspominków w kontekst wypowiedzi już istniejących, można by tam te wcześniejsze od W spominków publikacje na tem at losu krakow ­ skich profesorów nazwać (z punktu widzenia W spom inków): przedgło- sem, samą relację Pigonia nazwać (z punktu widzenia owych wcześniej­ szych publikacji): przygłosem, a reakcje czytelników (Aneks) nazwać tak, jak on je nazwał: pogłosem.

Może się mylę, ale ze sformułowań wprowadzenia do A neksu zdaje się wynikać, że owe liczne listy, reakcje na fragm ent wspominków za­ w ierały treści wrogie obok przyjaznych, złe obok dobrych, nieprzejed­ nane obok w yrażających przeżycie zgrozy i pokutnych, i że Pigoń z tego różnogłosu w y b r a ł — jak sam napisał — „głosy ludzkie”. Ta oko­ liczność czyniłaby i A neks integralnym elementem Cyklu, w którym cały jeden wspominek poświęcono ocaleniu od zapomnienia jednego ludz­ kiego głosu posłyszanego tam, gdzie był on już prawie nieprawdopo­ dobny.

je n n e j”, pożogi d ziejow ej, „kiedy się św ia t p a li” (s. 11, 16, 20— 21), k ied y w k o ło się palą lasy, „ w iek ow e la s y ” (s. 9— 11). I chyba ani razu nie pada — w tym , co autor zdążył napisać — sło w o „okupacja” czy „obóz”; chyba ty lk o dw a razy n a ­ p om k n ięto o drugiej w o jn ie św ia to w ej (s. 157, 216), a raz (w 416 stronic liczącej książce) o narodow ym so cja lizm ie (170). M ichalski w ca le nie daw ał w tej k siążce rep rod u k tyw n ego obrazu p rzejaw ów rozpętanego ok ru cień stw a, chociaż k siążk ę sw ą n ap isał p rzeciw niem u. Tem u, kto by w pow yższych m oich stw ierd zen ia ch u p a ­ try w a ł p rofan acyjn e zu ch w alstw o, przypom nę p on ow n ie, że to P igoń za leca ł trzy ­ m a n ie się tek stu (SP 79, 81), a od p ow iem sło w a m i ks. M i c h a l s k i e g o (op. cit.,

s. 240): „Kto by się jeszcze chciał praw ow ać, niech raczej raz jeszcze p rzyjrzy się

Cytaty

Powiązane dokumenty

Using this approach, a user can compute 6-h changes in hurricane heading, translation speed, and wind speed along this track as linear functions of previous values of those

W zawikłanym kłębku najtrudniej znaleźć koniec nitki ; jeśli się go pochwyci, a kłębek z rąk wypadnie, w nitce jakby się wyzwoliła chęć wywinięcia się

W maju odmawiamy albo śpiewamy modlitwę, która się nazywa Litania Loretańska do Najświętszej Maryi Panny.. Ludzie przychodzą na nabożeństwa majowe do kościoła, a czasem do

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 16/1/2, 127-130. 1918.. Prace historyczno-literackie nr.. M ian ow

Teraz Judith i Lisa uczyły się także, że są dobrzy ludzie, którzy prawie zawszy są blondynami, silnymi, wierzącymi w Boga i są na pewno Niemcami.. Źli ludzie -

Na spotkaniu jego z przedstawi­ cielami sądownictwa polskiego w Wielkiej Brytanii padło stwierdzenie, że resort sprawiedliwości znalazł się w rękach bojownika o

Ponadto błędnie podano imię, a na odwrocie okładki również pisownię nazwiska jednego z członków Kolegium Redakcyjne­ go. 168 należy skreślić zamieszczone

W pierw jed n ak należy nieco m iejsca poświęcić pod­ staw ow ym założeniom politycznym tych trzech organizm ów państw ow ych... To wszystko odpow iadałoby