• Nie Znaleziono Wyników

Nazywanie "bezimiennego dzieła"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nazywanie "bezimiennego dzieła""

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Henryk Markiewicz

Nazywanie "bezimiennego dzieła"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 94/1, 45-69

2003

(2)

Pam iętnik Literacki XCIV, 2003, z. I PL ISSN 0031-0514

HENRYK M ARKIEW ICZ

N AZY W ANIE „B EZIM IEN N EG O D ZIEŁA ”

1

Żadne chyba dzieło literackie nie zostało przez autora w yposażone w tak roz­

ległe i w szechstronne wskazów ki interpretacyjne, ja k Pałuba K arola Irzykow skie­

go; on sam pisał, że w ysyła je w świat „zaw czasu opancerzone, a naw et w broń zaczepną zbrojne” (576)'. Nie tylko „studium biograficzne” o Strum ieńskim prze­

platał uw agam i, które definiow ały i w yjaśniały postaw y i sytuacje duchow e boha­

terów utw oru, zaw ierały wnioski uogólniające, a także uzasadniały zastosow aną tu technikę pisarską, ale do tekstu głównego powieści dołączył dodatkowe kom en­

tarze w osobnych Uwagach i finalnym Szańcu „ P a łu b y”. Swoistym kom entarzem miały być także Sny M arii Dunin, z kolei opatrzone Wyjaśnieniem „Snów M arii Dunin ” i zw iązku ich z ,, Pałubą

A utokom entarze Irzykow skiego po części były rzeczyw iście sterow niczym ułatw ieniem dla czytelników i krytyków, po części jednak w yw oływ ały nowe trud­

ności. U żyte tu term iny są m etaforyczne, pojęcia, do których się odnoszą - krzy­

żują się swoim i zakresam i, są przy tym workow ate: obejm ują, na zasadzie cząst­

kowej tylko przyległości czy podobieństw a, zjaw iska z gruntu heterogeniczne.

W dodatku autor często m odyfikuje swe poglądy, a w każdym razie przestrzega, że są to tylko „przejściow e ukształtow ania się [...] sposobu patrzenia na św iat”

(483), otw ierające za każdym osiągniętym horyzontem horyzont nowy. Sam po­

rów nuje się przy tym do profesora, który łatw iejszą część prelekcji w ypow iada głośno i przystępnie, a tę trudniejszą - „mówi obrócony do ściany, czasem m ru­

cząc pod nosem ” (579)...

W ow ych kom entarzach w ysuw ają się na plan pierw szy cztery kręgi proble­

mowe. Przede w szystkim - świat ludzki jako teren konfliktu m iędzy pierw iast­

kiem konstrukcyjnym a pałubicznym . Pierw iastek konstrukcyjny tw orzy hiposta- zy (549), upraszczające szablony i formuły, tyranizujące ludzi „słow a-postulaty”

(440), „urojone linie w ypadków ” (483), pseudozw iązki m iędzy przypadkow ym i zjaw iskam i (489), pozorne tylko „sym etryczności”, tj. regularności (441). W nie-

1 W ypow iedzi K. I r z y k o w s k i e g o przytoczono tu z wydania je g o P ism pod redakcją A. L a m a (Kraków 1 9 7 6 -2 0 0 1 ). Sama cyfra w naw iasie odsyła do tomu: Pałuba. - Sny M arii Dunin; dla innych tom ów zastosow ano skróty: C/F = C zyn i sło w o . - F ryd eryk H eb b e l ja k o p o e ta k o n ieczn o ści; D = D zienn ik, t. 2; L = L isty, PT = P ism a tea tra ln e, t. 1; S/L = Słoń w śró d porcelan y.

- L żejszy k a lib er, W /B = Walka o treść. - Beniaminek.

(3)

których sform ułow aniach pierw iastek konstrukcyjny m a zasięg jeszc ze szerszy - w yraża się we w szelkich „planach pojm ow ania lub kształtow ania” życia (254), we w szelkich abstrakcjach i uogólnieniach (185), „wszelkiej tem atyczności w ogó­

le” (574).

Pierw iastek pałubiczny obniża w zniosłość i tragizm dysonansow ym i, „zgrzy- tliw ym i” elem entam i kom icznym i i groteskow ym i, podw aża i „rektyfikuje” owe konstrukcje, czasem je całkow icie obala. D zieje się tak za spraw ą instynktu sam o­

zachow aw czego u ludzi, ich dążenia do kom fortu psychicznego, ale przede w szyst­

kim - za spraw ą samej rzeczyw istości, „tych w arstw życia, gdzie ono abstrakcji urąga, spod uogólnień się usuw a i objawia się jako trudne do rozw ikłania, roz­

paczliw e, w yjątkow e” (185), niepow tarzalne, a więc „bezim ienne” , tj. nienazy- w alne (186). M ożna by pow iedzieć, że w najszerszym znaczeniu przeciw staw ie­

nie: pierw iastek konstrukcyjny - pierw iastek pałubiczny, daje się sprow adzić do przeciw staw ienia, którego jednym członem byłby logos w różnych swoich zna­

czeniach, drugim - bios, chaos, mythos, anonym a...

Sam Irzykow ski zinterpretow ał dzieje Strum ieńskiego nie ja k o kom prom ita­

cję bohatera w obec idei, ale kom prom itację idei, a więc pierw iastka konstruk­

cyjnego, i w obec bohatera (429), i wobec nakazów Bogini R zeczyw istości. Zara­

zem określił P ałubę jak o dzieło apoteozujące pierw iastek pałubiczny (451). Ale i ow a apoteoza podlega zakw estionow aniu: w praw dzie pierw iastek ten obdarza człow ieka chw ilam i „najlepszym i i najbardziej w artościow ym i w życiu”, ale n a­

w iedza go „w form ie brutalnej i niebezpiecznej albo w stydliw ej i zaw stydzającej”

(483). Irzykow ski cofa się też przed poddaniem w łasnego utw oru działaniu pier­

w iastka pałubicznego, bo byłby to nadm iar rzetelności w obec nielojalnego środo­

w iska literackiego (451).

Co w ięcej, pisarz gloryfikując frontalnie pierw iastek pałubiczny, chyłkiem , naw iasow o rehabilituje pierw iastek konstrukcyjny. M niej istotne w ydaje się to, że

„odnosi [on] w końcu nad Strum ieńskim zw ycięstw o” (555). W ięcej daje do m y­

ślenia zarzut postaw iony obojgu bohaterom - nie, że budow ali „w ieżyczki non­

sensu”, ale że wieżyczki te nie były silniejsze, lepiej przystosow ane do rzeczywisto­

ści, tzn. z m ateriału lepiej poznanej rzeczyw istości nie czerpali tem atów do swych planów (434). G dyby więc konstrukcje te były zakorzenione w rzeczyw istości, m iałyby rację bytu. Sam autor zresztą przyznaje się, że w pow ieści swej posługuje się abstrakcjam i, postuluje zam iast w yszukiw ania „pseud ozw iązk ów ” badanie zw iązków praw dziw ych, w Trio autora staje naw et po stronie „postulatow ców ” i usiłuje bronić „kom edii charakteru” . Prow izorycznie, ale aprobatyw nie definiu­

je poezję jak o koronę m yślenia, „inżynierię rzeczyw istych zam ków na lodzie i błę­

kitnych m ostów m iędzy ludźm i” (516). Okazuje się w ięc, że pierw iastek kon­

strukcyjny w ytw arza iluzje i zafałszow ania, ale też działa w kierunku celów nie dających się w praw dzie w pełni urzeczyw istnić, lecz autentycznych, godnych afir- macji.

N iejako w ycinek om aw ianych tu kwestii stanowi w Pałubie, z jednej strony, problem stosunku języ k a do rzeczyw istości i w konsekw encji - granic jej pozna- walności, z drugiej - problem zafałszow ań w ystępujących w życiu psychicznym jednostki.

Zdaniem Irzykow skiego, „w świecie zew nętrznym jeszcze ja k o tako przystają określniki do rzeczy”, natom iast jeśli chodzi o zjaw iska psychiczne, określniki te

46 H E N R Y K M A R K IE W IC Z

(4)

są niezadow alające - scalają zjaw iska heterogeniczne, są je d n ą form ą na różne treści (437), etykietką nakładaną na różne „ p r z e s u w a l n e kom pleksy kw e­

stii” (549), kreują desygnaty urojone, nie dające się zrealizow ać, które alienują się i nabierają siły sprawczej w życiu psychicznym człow ieka. B ezim iennym i, tj. nie­

nazw anym i, pozostają natom iast rzeczyw iste atom y rzeczyw istości psychicznej.

Taki stan rzeczy nie jest nieuchronny. M ając św iadom ość w zględności uży­

wanej aparatury językow ej, m ożna i trzeba dążyć do jej „ulepszenia, zróżniczko­

wania, spotęgow ania” (446), co czyni zarów no nauka, ja k i poezja. Dzięki temu m ożliw e je st „przybliżenie się do niej [tj. praw dy], uw zględnianie i w yliczanie coraz to now ych okoliczności i relacji zacieśniających pole praw dy” (438), choć oczyw iście „każda teoria jest tylko przybliżeniem ” (445).

W zw iązku z pierw iastkiem konstrukcyjnym znajdują się - choć tego Irzy­

kowski w prost nie mówi - rozm aite „przesunięcia się pobudek” (257) i celów działania oraz uznaw anych wartości, czasowe lub stałe zepchnięcie „punktów w sty­

dliw ych” (212), niem iłych, kom prom itujących, upokarzających w „toń nieśw ia­

dom ości” (3 5 7 -3 5 8 ) i zastępow anie ich w „garderobie duszy” (213) „punktam i fałszyw ym i” (530) - m otyw acjam i społecznie akceptow anym i; tu należy także ignorow anie „nie poprzebijanych ścianek” (184), tj. sprzeczności m iędzy różny­

mi nastaw ieniam i i odczuciam i.

Procesy te zachodzą po części „nieśw iadom ie” (217), czasem „na pograniczu św iadom ości i nieśw iadom ości” (246), niekiedy w reszcie są „dość św iadom ą sza- cherką” (218). W zasadzie ocenia je więc Irzykow ski negatyw nie; zarazem przy­

znaje jed nak , że w ybierając w yższe form y życia, trzeba w ejść w pew n ą rolę, od­

grywać „kom edię charakteru” (346). Toteż akceptuje G oetheańską m aksym ę „So lasst mich scheinen, bis ich werde! [Pozwólcie mi na ten pozór, aż się przem ieni w praw dę!]” (430), podw aża naw et kontrastow anie pozoru i istoty, niem niej za naczelny w arunek popraw y stosunków m iędzyludzkich uw aża kulturę szczerości pojm ow anej jak o „kw estia intelektualna” (434), tj. sam orozpoznanie jednostki.

C zw arty w reszcie sektor autokom entarzy P ałuby dotyczy jej poetyki. A utor przeciw staw ił się tu poetyce m odernistycznej, zw łaszcza m łodopolskiem u stylo­

wi, obliczonem u na efekty em ocjonalne, przyznaw ał jed nak , że zachow ało się w książce sporo jeg o pozostałości. Ideałem byłoby „opisyw ać bezpośrednią rze­

czyw istość, w czasie teraźniejszym , ze wszystkim szczegółam i - i na takim m ate­

riale w ypow iadać swe spostrzeżenia i uw agi” (185); byłby to w ięc - m ów iąc dzi­

siejszą term inologią - kom entow any zapis strum ienia św iadom ości. A le m etodę taką uw aża pisarz za nazbyt skom plikow aną, gdyż przebiegi życia psychicznego rzadko dają się zaobserwow ać i są trudne do przekazania; przeszkadzają też pisa­

rzowi narzucające się konwencje literackie. Aby ich uniknąć, postępuje wręcz prze­

ciwnie: opowiada fakty ta k ,, ja k się one przedstaw iają a posteriori, dla rozważają­

cej pamięci, nie dla w yobraźni”, w sposób zbliżony do pam iętnika i autobiografii, co pozwoli ujaw nić „psychologiczny przekrój” czy też „esencję” ow ych faktów (220-221). N arracja taka pow inna być zaopatrzona w kom entarz intelektualnie w ychow ujący czytelnika, kom entarz w ielopiętrow y - nie tylko filozoficzny i psy­

chologiczny, ale także estetyczny.

Zarazem Irzykow ski zm ierza do „przeniesienia punktu ciężkości z utw oru do warsztatu poetyckiego” (575), co nazyw a też m etaforycznie „w idzeniem własnych oczu” (450), i dalej jeszcze - do „aktu pow staw ania utw oru” (559). W myśl po­

N A Z Y W A N IE „ B E Z IM I E N N E G O D Z IE Ł A ” 47

(5)

48 H E N R Y K M A R K IE W IC Z

stulatów Em ila G rossa chciałby więc włączyć do swego dzieła nie tylko rezultaty m yślowe, ale całokształt w spółw ystępujących z tw orzeniem stanów uczuciow ych, chciałby pisać „całym sobą” (450). Program ten - Irzykow ski przyznaje - został tylko częściow o urzeczyw istniony2. W rezultacie Pałuba stała się - ja k pisze - zlepkiem pięciu warstw. Są to: przedstaw ione fakty, opinie postaci o nich, inne interpretacje owych faktów, autorski stosunek do w ym ienionych poprzednio skład­

ników, w reszcie ogólne zapatryw ania filozoficzne i estetyczne autora.

Irzykow ski zdaw ał sobie sprawę, że fabuła P ałuby je s t „ekstraw agancko-po- etyczna” i zarazem prow okacyjna wobec „filistrów ” (574), oświadczał: „nie umiem rozwijać akcji [...], nie potrafię charakteryzow ać osób, nie m am stylu, piszę roz­

wlekle i sucho, nie m am poczucia przyrody, rozm achu, zm ysłu architektoniczne­

go, itp.” Przytacza takie zarzuty, ale ich nie zbija, poprzestając na zaleceniu dla krytyków, by zastanow ili się, „czego im się w skutek rezultatów P a łub y przeuczyć w ypada” (576). Kończy jedn ak ten autokom entarz enigm atycznym stw ierdzeniem , że Pałuba jest „m onstrualną ruiną - a i to tylko stylizow aną” , i zastrzeżeniem , że program jej je st jednorazow y, „dotyczy tylko jej sam ej” (586).

Takie są, ja k się w ydaje, głów ne tezy autokom entarzy Irzykow skiego, odczy­

tane z intencją znalezienia spójności tam, gdzie - z pozoru przynajm niej - prze­

waża w rażenie sprzeczności i niekonsekw encji.

U m ieścił rów nież Irzykow ski w swej książce osobny szkic pt. Wyjaśnienie

„Snów M arii D unin ” i zw iązek ich z „Pałubą ”. Jednak W yjaśnienie to w równym stopniu now elę tłumaczy, co w yw ołuje nowe w ątpliw ości; tylko najw ażniejsze z nich m ożna tu pom ieścić. N ajpierw: Wyjaśnienie - jak zaznacza autor - w pro­

wadza do fabuły różne istotne uzupełnienia faktyczne, których z sam ego tekstu dom yślić się nie m ożna (np. skazanie M arii na śm ierć przez B ractw o W ielkiego Dzwonu, treść roty przysięgi Bractw a, itp.). U zupełnienia te - co gorsza - są z so­

bą sprzeczne: z jednej strony Bractw o W ielkiego Dzwonu to idealiści, ale ideali­

ści połowiczni, bo m iotają się między w iarą a niew iarą w istnienie W ielkiego Dzwo­

nu, sym bolizującego ideał (w tekście Snów A cheronta M ovebo w yznaje nawet:

Je s te ś m y bractw em takiego dzw onu, którego nie było i nie m a”, 44), z drugiej strony m ow a je st o tym, że członkow ie Bractw a, św iadom ie działając w imię in­

stynktu sam ozachow aw czego natury ludzkiej, urucham iają różnego rodzaju „kla­

py bezpieczeństw a”, by przeciw działać realnem u niebezpieczeństw u, m ogącem u doprow adzić do zniszczenia świata, jakim byłoby konsekw entne urzeczyw istnie­

nie się ideałów.

Z kolei M aria m a być sym bolem pierw iastka odśrodkow ego - niszczącej siły ideału (na co jed n ak treść jej snów bynajm niej nie naprow adza), a zarazem szpie­

giem, którego B ractw o W ielkiego Dzwonu używ a, by się dow iedzieć, czy „poza światem przygotow uje się jakiś zamach na św iat” (563). K om entator n a z y w a ją także „przem ytnikiem ” i „łącznikiem obu św iatów ” (565); w Snach określenie

„przem ytnicy” pojaw ia się, obok „zdrajców” Bractwa W ielkiego Dzwonu, w ustach A cheronty M ovebo (44).

Nie dosyć na tym. K om entator arbitralnie każe nam rozum ieć słow o „palim p- sest” w podtytule Snów jak o rów noznaczne z „m istyfikacją” : „A utor w ypow iada

2 Później w Walce o treść Irzykow ski napisał, że P a lu b a była „narodzona z ducha eks­

hibicjonizm u” (W /B 4 4 3 ), a w Dzienniku - że utworzona została na podstaw ie pam iętnika pisanego w r. 1898 dla Ew y Brandów ny (D 558).

(6)

N A Z Y W A N IE „ B E Z IM IE N N E G O D Z IE Ł A ” 49 oficjalnie przekonania, pod którym i należy dopatryw ać się innych jeg o przeko­

nań, w ręcz przeciw nych tam tym ” (560), przy czym „autor” oznacza tu także nar­

ratora kreow anego (doktora). M istyfikacja jest więc dw upiętrow a: kreow any nar­

rator jest narratorem niew iarygodnym - popada w sprzeczności, opuszcza pewne szczegóły, przekręca inne. Ale m istyfikuje także autor: pozornie stoi po stronie M arii Dunin, a potępia Bractwo, w rzeczywistości stanow isko jeg o je st wręcz prze­

ciwne. W zakończeniu, gdzie „autor sam odsłania swój stosunek do całego dzie­

ła” (562) i przyznaje się, że rów nież należy do B ractw a W ielkiego D zw onu - to stanow isko „przeciw ne” także ujęte zostało w cudzysłów (560). Jeszcze większy kłopot w tym tkwi, że wbrew ustawicznemu odw oływaniu się kom entatora do in­

stancji autorskiej Snów, ów ostatni ustęp jest w yznaniem w iary nie jego, lecz ow e­

go niew iarygodnego narratora.

I na tym nie koniec: w brew w ielokrotnie akcentow anej solidarności z „kla- piarstw em ” kom entator zaskakuje nas opinią, że w Snach doszła do głosu „ibse- now ska surow ość” (569), a więc idealistyczny m aksym alizm , odrzucony dopiero w późniejszej Pałubie. Niem niej dziwi uwaga, że dow odem ow ego odrzucenia m a być ujaw niająca się w Trio autora aprobata dla „postulatow ców ” , bo przecież ow ych „postulatow ców ” um ieścić chyba trzeba po stronie idealistycznego maksy- m alizm u.

Łączność Snów z Pałubą polegać ma w edług kom entarza na tym, że drugi z tych utworów je st „w ypełnieniem ram mglisto [tylko] zarysowujących się w M arii D unin” na skutek zastosow ania tam ogólnikow ych sym boli, gdy tym czasem Pa- łuba znacznie bliższa je st praktycznego życia, ukazuje konkretnie „klapiarstw o”

jako konieczną funkcję psychologiczną (569). Zauw ażm y jednak, że systematycznie przez Bractw o praktykow ane „klapiarstw o” należałoby uznać za p ew ną odm ianę pierw iastka konstrukcyjnego, a nie pałubicznego. Nie dow iadujem y się też, dla­

czego autor zdając sobie spraw ę z usterek Snów uw ażał, że w arto je um ieścić jako w prow adzenie do „studium biograficznego” .

Dodać jeszc ze trzeba, że autokom entarze Irzykow skiego lojalnie, a naw et z pew ną pedanterią w ym ieniają różne inspiracje jeg o dzieła - filozoficzne (Scho­

penhauer, Hebbel, M ach, Holzapfel) i artystyczne (Poe, M orelia; Kleist, M ichael K o h lh a a s; G oethe, P ow inow actw a z w yboru; G oszczyński, Z a m ek ka n io w ski;

H ebbel, H erodes und M ariam ne\ Ibsen, Brand; H am erling, H o m u ncu lu s; Jacob­

sen, N iels Lyhne; i inni).

N ie pada tu nazw isko Freuda (w r. 1903 ju ż autora Studiów o h isterii, Tłum a­

czenia snów i Psychopatologii życia codziennego), choć takie w yrażenia, jak „kom ­ pleks duchow y dotyczący A ngeliki”, „zepchnąć w głębiny duszy” (391), „przesu­

nięcie się pobudek” (257), są zastanaw iające. Później (w artykule Freudyzm i fre u - dyści z r. 1913 i w liście do Karola Ludwika K onińskiego z 5 VII 1931) Irzykowski w yraźnie podkreślał, że pisząc Pałubą nie znał jeszcze prac Freuda; w Beniam in- ku przyznał się, że oddziałały na niego w tym w zględzie pom ysły Stanisław a W omeli (W /B 445).

2

Jak na książkę nieznanego debiutanta, a przy tym dzieło trudne i sprzeczne z oczekiwaniam i odbiorców, Pałuba spotkała się z dużym zainteresow aniem i uzna-

(7)

50 H E N R Y K M A R K IE W IC Z

niem 3. N ie przem aw iała oczyw iście przekonyw ająco do starszego pokolenia. Eli­

za O rzeszkow a, dziw iąc się, że to „ogrom nie sławna rzecz”, uw ażała Pałubą za

„okropność” (list to A urelego D rogoszew skiego z listopada 1903. Cyt. z: Listy zebrane. Oprać. E. Jankow ski. T. 4. W rocław 1958, s. 160). Teodor Jeske-C hoiń- ski („K urier W arszaw ski” 1903, nr 278) orzekał: „psycholog pow inien być ja ­ snym, zw ięzłym , logicznym , pow inien być dobrym kom pozytorem , a tej sztuki nie zna dotąd autor P a łuby”.

W śród m łodszych jednak zdecydow anie zdyskw alifikow ali j ą tylko niejaki Z. M. i W ilhelm Feldm an. Pierw szy narzekał: „tak m azać, rozw lekać, nudzić i m a­

rudzić, jak to robi p. Irzykowski, to wprost okrucieństw o” („A teneum ” 1904, z. 4/5, s. 170). Drugi - w przypisku, dodanym zapewne w ostatniej chwili do tom u 3 Piś­

miennictwa polskiego 1880-1904 (wyd. 3. Lwów 1905, s. 231-232), ironizując nad zachw ytam i niektórych jednostek dla gw iazdy „pałubicznej” , która zabłysła nad Lwowem , schlastał Irzykow skiego niem iłosiernie: jeg o program literacki uznał za nienowy, a „rezultaty duszoznaw cze tu osiągnięte za ubogie” .

[...] P a łu b y [...] do dziedziny artyzmu zaliczać niepodobna. O brzydliw ym szwargotem gazeciarskim drobiazgow o opow iedziana tu pewna historia, nudna i pretensjonalna, nie speł­

niająca nawet założenia autora, jako pseudogłęboka analiza psychologiczna: żaden wypadek nie następuje tu jako konieczność nieodwołalna, na każdym kroku rządzi d ow oln ość, najważ­

niejsze zaw ikłania rozw iązuje przypadek. Całość św iad czy o niskim p o zio m ie duchowym i o barbarzyństwie formy, z tej strony dziedzic lub „odn ow iciel” sztuki nie nadciąga.

R ów nież Jan K asprow icz należał do przeciw ników Pałuby; w edług relacji O stapa O rtw ina (przekazanej W łodzim ierzow i Pietrzakow i w w yw iadzie R ozm o­

wy patetyczn e („C zas” 1936, nr 3 5 4 » poeta nie m ógł m u nigdy przebaczyć, że jak o opiniodaw ca lw ow skiej K sięgam i B. Połonieckiego przyczynił się decydują­

co do w ydania tej książki. W rozm ow ie z Irzykowskim w r. 1910 atakow ała go za

„brzydotę” P ałuby Zofia N ałkow ska (W /B 88).

Ale ju ż W łast, czyli M aria K om ornicka4, w „C him erze” (t. 9 (1904), s. 3 31 - 332) uznała Pałubę za „dzieło nieodw ołalnie poronione jak o całość artystyczna, lecz nader w ażne i ciekaw e jako sam odzielna próba s t e n o g r a f i i i m i k r o - g r a f i i d u c h ó w e j ” . Zapew ne autor osiągnąłby silniejszy w yraz artystyczny, gdyby dla takiej analizy zastosow ał „im presjonizm ” , niem niej spostrzeżenia są tu subtelne, ośw ietlone „genialnym i błyskam i intuicji” ; nade w szystko zaś:

św ietne aforyzmy, niesłychane skojarzenia m yśii, olśniew ające uwagi robią z tej niezdarnej p o w i e ś c i k sięgę pochłaniającą i niezapomnianą; w ich im ieniu przebacza się autorowi w szystkie je g o pedanterie, a nawet i snobizmy...

W adą Snów M arii D unin - czytam y - jest „absolutny brak kom pozycji i opo­

w iadania (ujm ow ania życia)” , niem niej i tu „uderza i olśniew a zdolność uogól­

nień spekulatyw nych i przem ożny instynkt rzeczy utajonych” .

R ów nież w redagow anej przez Feldm ana „K rytyce” (1904, z. 7, s. 86-88 ) recenzent, W acław M oraczew ski, potraktow ał P ałubę z respektem ja k o „książkę je d y n ą w sw oim rodzaju i zasługującą na ja k najszczegółow sze zb ad anie”. Zarzu­

3 Recenzje P ału by om ów iła, z innym jednak rozkładem akcentów, B. W i n k l o w a w książce K a ro l Irzykow ski. Ż ycie i tw ó rc zo ść (t. 1. Kraków 1987, s. 2 8 6 -2 9 1 . 2 9 6 -2 9 8 ).

4 Irzykowski m ylnie sądził, że pod tym kryptonimem pisał W acław Berent (zob. S/L 87).

(8)

N A Z Y W A N IE „ B E Z IM IE N N E G O D Z IE Ł A ” 51 cając Irzykow skiem u lekcew ażenie okazyw ane innym , przyznaw ał mu „w ielkość, szczerość, prostotę, sum ienność” . N arzekał tylko, że „pisze [on] nie po polsku, lecz lw ow skim żargonem ” .

N aw et w jezu ickim „Przeglądzie Pow szechnym ” (t. 82 (1904), z. 4, s. 143) Antoni Beaupre, w tonie, co prawda, protekcjonalnym , stw ierdzał, że w Palubie m imo braku lekkości form y i niepotrzebnych interw encji sam ego autora znaleźć m ożna „rzeczy w w ysokim stopniu oryginalne”, zw łaszcza „w cale trafną analizę psychologiczną” .

C ałkow icie aprobatyw na była anonim ow a recenzja w lw ow skim „Przeglądzie Politycznym , Społecznym i Literackim ” (1904, nr 206); krytyk nazw ał tu Pałubę

„dziełem jednym z naj niezw ykłej szych, jakie się pojaw iły w naszej literaturze”, chw alił styl, którym autor potrafi wyrazić spraw y trudne w sposób zrozum iały - niekiedy naw et pisze z polotem , ujaw niając „szczególną jak ąś spekulatyw ną fan­

tazję w rozum ow aniu” .

W dw ukrotnie publikow anej recenzji („K siążka” 1903, nr 11, cyt. ze s. 407;

„Słow o Polskie” 1904, nr 57) W ładysław Jabłonow ski, przyznając w iększe zna­

czenie kom entarzow i niż w arstw ie fabularnej P ałuby, pisał o niej:

jest utworem głęboko oryginalnym , [...] jest dziełem m yśli głębokiej, tak bogatej w dośw iad­

czenie ży ciow e, tak sam orodnie przenikliwej, a przy tym wspartej dużym w ykształceniem , że jednej małej cząstki tego w szystk iego w ystarczyłoby w ielu naszym autorom na napisanie przy­

zwoitej pow ieści rodzaju „rozm ów kow o-anegdotyczno-sentym entalnego”.

C zesław H alicz (pseudonim C zesław y R osenblattow ej) w „Przeglądzie Tygo­

dniow ym ” (1904, nr 6) w ykorzystał Szekspirow skie w yrażenie „bezim ienne dzie­

ło ”, pojaw iające się w zakończeniu Pałuby dla określenia jej sam ej, bo uważał, że nie m ieści się ona w żadnej kategorii gatunkowej: na pew no nie je st dziełem praw ­ dziwej poezji, nie je s t też utw orem beletrystycznym , choć opiera się na fikcji lite­

rackiej. Z arzucał w praw dzie Irzykow skiem u m anierę „sztucznej oschłości” stylu, w ysoko jed n ak ocenił głębię analizy psychologicznej, odw agę w ujaw nianiu „gar­

deroby duszy” . Za szczególnie doniosłe uw ażał „rusztow anie utw oru”, tj. w ar­

stw ę dyskursyw ną, choć odradzał innym autorom naśladow anie w tym Irzykow ­ skiego.

W iktora Strusińskiego (Spraw a „ P a łu b y”. „G łos” 1903, nr 31) nie zadow alał sceptycyzm i jednostronnie destruktyw ny charakter Pałuby, sądził jednak, że może ona zreform ow ać św iadom ość pokolenia i utorow ać drogę do przyszłej „idealnej P ałuby”, aprobującej ju ż „m ożliw ość ideałów ”, toteż zjaw ienie się tej książki uw ażał za epokow e dla historii literatury. K apryśny w sw ych sądach Jan A ugust K isielew ski (K arol Irzykow ski. „M yśl Polska” 1906, nr 22) określił P ałubę jako dzieło „nieznośne, ale w ielce oryginalne” .

O bszerne, nie dokończone studium Stanisław a Lacka O doktrynerach („Nowe S łow o” 1903, nry 15-20. Cyt. z: Wybór pism krytycznych. Oprać. W. Głowala.

K raków 1980) trudne je st do om ów ienia, ze w zględu na enigm atyczność i para- doksalność, dygresyjność, a zarazem eliptyczność w yw odów autora. D eklarow ał on, że ceni P ałubę jak o książkę „zajm ującą i dobrą” (s. 335), zw racał jedn ak uw a­

gę, że Irzykow ski to „um ysł zbyt skory do przeciw staw ień, a św iadom niedorzecz­

ności w szelkich przeciw staw ień, skory do uogólnień, a św iadom wagi i powagi szczególnego w ypadku” (s. 392). Zarzucał mu, że krytykując Strum ieńskiego za

(9)

52 H E N R Y K M A R K I E W I C Z

system ow ość jeg o m yślenia, sam rów nież system tworzy: „Z am iast system u sy­

m etrycznego pow stał system łamany, zygzak” (s. 377). Jest przy tym „doktryne- rem rzeczyw istości” (s. 341), w skutek czego P ałuba staje się „now ym terrorem ” (s. 357), w ym ierzonym przeciw w szelkiej przesadzie, przeciw w szelkim formom transgresji w ykraczającym poza ow ą rzeczyw istość. Zaznaczał przy tym Lack - stanow isko odosobnione w ówczesnej krytyce - że chodzi mu nie o autora jako rzeczyw istą osobę, lecz o Irzykow skiego jako kreację literacką, która obok Stru- m ieńskiego w tej książce w ystępuje (s. 337). M etoda analityczna, ja k ą Irzykowski wybrał, w iedzie do atom ów psychicznych nie „bezim iennych”, ale „jednoim ien- nych” , tj. jednakow ych dla każdego człow ieka, nie pozw ala natom iast dotrzeć do indyw idualnej tożsam ości postaci, a przy tym zniekształca je przez zastosow anie

„gotow ych form ułek” językow ych (jak np. egoizm czy szacherka); autor tylko

„w skazuje, nie przedstaw ia” (s. 376).

Niem niej jed n ak Lack cenił P ałubę wysoko i w artykule Luźne uw agi o kryty­

ce literackiej („N ow e Słow o” 1905, nr 4), grom iąc Feldm ana za je g o opinię o tej pow ieści, podkreślał now atorskie jej wartości: „(chociaż jeszcze nie je s t pow ie­

ścią now ą zupełnie)”, to przecież „do nowej pow ieści zdąża praw d ziw ie” . Stanisław B rzozow ski w recenzji pt. C ogitationes m orosae („G ło s” 1903, nr 47/48. Cyt. z: E seje i studia o literaturze. Oprać. H. M arkiew icz. T. 1. W rocław 1990. BN I 258) charakteryzow ał Pałubę jako książkę „zaciekłą i system atyczną”

w „dem askow aniu w szystkiego, co piękne i w zniosłe”, ale pod pozoram i cynizmu,

„złośliwego, m ściwego uczucia”, „potrzeby um azania w szystkiego w błocie” do­

myślał się „niem ocy wydobycia z życia ideału i niem ożności obejścia się bez nie­

go” (s. 150). D obitną ekspresję tej właśnie postawy „człowieka przedm iotow ego”

(s. 154), niezdolnego do identyfikacji z żadnym i w artościam i, uw ażał Brzozowski za naczelną i najbardziej cenną cechę Pałuby. Znajdow ał w niej rów nież „niezm ier­

ną moc subtelnych spostrzeżeń i rozbiorów psychologicznych” (s. 157, przypis), które zam ierzał om ów ić w osobnym artykule Psychologia w łoskow ata, artykułu tego jednak nie napisał.

Żadna z tych recenzji Irzykow skiego nie zadow oliła. W liście z 23 IV 1905 żalił się sw em u entuzjaście Feliksowi Kuczkow skiem u, iż Pałuba „m a przew aż­

nie tylko tę sm utną sławę, że je st ścisła, sum ienna, drobiazgow a, nudna” (L 65).

Po latach uznał recenzje Lacka i B rzozow skiego za najw ażniejsze, pierw sza je d ­ nak ich lektura w yw ołała w nim silny sprzeciw. Z Łąckiem zam ierzał polem izo­

wać ju ż po ukazaniu się początkow ych odcinków jeg o eseju; nie w iadom o, dla­

czego z zam iaru tego zrezygnow ał. Brzozowskiemu ostro replikow ał w Glosach do współczesnej literatury polskiej („Głos” 1905, nr 31, potem w książce Czyn i sło­

wo). Interpretację jego odrzucił jako powierzchowną, a nawet m ałoduszną w swoim

„doktrynerskim zacietrzew ieniu” . Nie godził się z traktowaniem P ałuby jako prze­

jaw u „epoki na wskroś zarażonej niem ocą i niezdolnej do w ytw orzenia ideałów” ; twierdził, że ideały owe zostały tam wym ienione „wyraźnie, konkretnie” (C/F 381), zresztą książka „sama jest czynem, cząstkowym spełnieniem ideału” , dostarczając

„narzędzi praw dziw ego idealizmu przyszłości, opartego na szczerości względem [samego] siebie przede w szystkim ” . Wreszcie przypom inał wręcz przeciw ną opinię Lacka, który ganił go za doktrynerstw o, czyli przecenianie idei.

w ięc diagnoza stoi przeciw diagnozie: cóż ma zrobić biedny pacjent? N ie robić sobie nic z je d ­ nej i drugiej i pójść dalej sw oją drogą. [C/F 3 7 9 -3 8 0 ]

(10)

N A Z Y W A N I E „ B E Z I M I E N N E G O D Z I E Ł A " 53 M im o cytow anych tu zgryźliw ości Brzozowski dedykow ał w łaśnie „autorowi Pałuby w hołdzie” o rok późniejszą książkę W spółczesna p o w ieść p olska (1906), a w tekście nazw ał go pisarzem „nieskończenie drogim , nieskończenie cennym ” . R ozpatrując w ów czas literaturę z punktu w idzenia m arksizm u, interpretow ał Pa- łubę jak o bezw zględną krytykę w szelkich „m itów o oczyszczeniu w śród gnoju nie poruszanego” (E seje i studia o literaturze, t. 1, s. 463), czyli w szelkich form życia duchow ego oderw anych od czynnej walki o przekształcenie ustroju spo­

łecznego. Ku w nioskow i o konieczności takiej walki P ałuba - zdaniem B rzozow ­ skiego - prow adzi, nie jest to jedn ak wniosek sam ego autora, który postuluje tyl­

ko „pryw atną sum ienność” jednostki; atm osfera życia galicyjskiego „odebrała mu w iarę w szczerość i rzetelność historycznych perspektyw ” , toteż nie zdołał on uj­

rzeć w człow ieku - „działacza historii” (s. 465).

B rzozow ski dodaje tu słowo „dotychczas” , co św iadczyłoby o jeg o nadzie­

jach na kierunek dalszej ew olucji poglądów Irzykow skiego. N adzieje te nie zosta­

ły spełnione - i pod w pływ em doznanego zaw odu ocenę P a łub y diam etralnie zm ienił. W P am iętniku (wyd. 1: 1913. Cyt. z wyd.: W arszawa 2000) drwi z „mu- chołapstw a duszy” (s. 119), w gloryfikacji „pałubizm u” dopatruje się „niezdolno­

ści decyzji, woli, stanow czości, jasneg o życia”, braku zrozum ienia dla „wielkich upraszczających i syntetyzujących interesów życiow ych ludzkości” (s. 131).

Jak w idać jed n ak z przedstaw ionego tu przeglądu, Pałuba - w brew żalom Irzykow skiego - spotkała się z szerokim i przew ażnie pozytyw nym rezonansem . Toteż Feldm an w now ym w ydaniu swej pracy ( W spółczesna literatura polska.

L w ów -W arszaw a 1908, s. 548), nie w ycofując uprzednich zarzutów (utw ór „po­

zbaw iony w szelkich cech artyzm u”), dodać m usiał, że część pokolenia uznała Palubę za „atak na kłam stw o [...] w wielkim stylu pom yślany” i dlatego „bliski i drogi” w ielu czytelnikom .

Z Feldm anem polem izow ał Antoni Potocki w P olskiej literaturze w spółczes­

nej (cz. 2. W arszawa 1912, s. 278-279). Wywód jeg o je st paradoksalny i - jak się w ydaje - nie w olny od niekonsekw encji. Potocki uw aża P ałubę za je d n ą z najcen­

niejszych książek ostatnich lat. W brew zgodnej opinii poprzedników rehabilituje jej w arstw ę fabularną, przyznając autorowi „w ielką spraw ność artystyczną”, „dużą skalę odczuw ania i w yrazu”, choć zarzuca mu, że m istyfikuje czytelnika (i siebie)

„rebusam i m yśli, stylu, rysunku” . N atom iast krytycznie ocenia napastliw ość auto­

ra, jak o sam ozw ańczego „stójkow ego prawdy, a przede w szystkim - filozofię Pałuby. Interpretuje j ą jako absolutyzację pierw iastka logicznego, przeciw staw io­

nego tw órczości, z czym trudno się zgodzić, m ając w pam ięci choćby ostatnie zdanie Szańca „ P a łu b y ”, głoszące pochw ałę „każdego śm iałego [...] lotu w po d­

biegunow e krainy ducha” (587).

Z takim i czy innym i zastrzeżeniam i - Feldm an i Potocki przyznaw ali Pałubie doniosłe znaczenie literackie. N atom iast w ów czesnych syntezach „profesorskich”

była ona przew ażnie pom ijana. N aw et nie w spom nieli o niej Stanisław Tarnowski (1907), A leksander B ruckner (1908), B ronisław C hlebow ski (1914, wyd. 1923), M aurycy M ann (w zb.: D zieje literatury p iękn ej w Polsce. 1918). B ruckner w w y­

daniu 3 D ziejów literatury po lskiej w zarysie (t. 2. W arszawa 1924, s. 459) dopisał jedno, lekcew ażące zdanie o „pretensjonalnym , niby na um iejętnej psychologii (dośw iadczalnej) opartym Palubie'"; użyciem rodzaju m ęskiego zdradzał, że książki tej chyba nie czytał... M arian Szyjkowski w krótkiej w zm iance um ieszczonej we

(11)

54 H E N R Y K M A R K I E W I C Z

W spółczesnej literaturze p o lskiej (Poznań 1924, s. 507) nazw ał P ałubę „głośną ongiś”, co im plikow ało, że sukces jej był tylko chwilowy.

3

Istotnie, w pierw szym dziesięcioleciu pow ojennym Pałuba nie budziła w ięk­

szego zainteresow ania. Stanisław Baczyński w Losach romansu (W arszawa 1927, s. 93) skw itow ał j ą jed nym zdaniem , które zaczynając się jak o pochw ała, prze­

kształcało się nieoczekiw anie i niezrozum iale w naganę: pow ieść tę nazw ał głę­

boko ironiczną, pozbaw ioną przeto szczerości. A dam Ważyk, relacjonując po la­

tach w książce K w estia gustu (W arszawa 1966, s. 3 3 -3 8 ) swe w rażenia z m ło­

dzieńczej lektury (ok. r. 1925), pisał, że to, co Pałuba m ówiła mu o sferze podświa­

domości, było „bladym , wątłym , lękliwym sygnałem w porównaniu z rewelacjami Freuda”, dem askatorstw o Irzykowskiego wydawało mu się natrętne i prostackie, niecierpliw ił go „brak konkretnej wizji literackiej” , polem ika z M łodą Polską nie­

wiele go obchodziła. Przyznaw ał jednak, że znalazł u Irzykow skiego pew ne bodźce intelektualne: przyszłego autora M itów rodzinnych zainteresow ał zw łaszcza pro­

ces pow staw ania pryw atnej m itologii w psychice Strum ieńskiego, a bardziej je sz ­ cze jeg o syna, nadto zaś - zarysow ana tu filozofia życiow a, eksponująca ironię losu, rozbieżność m iędzy m arzeniam i a realizm em .

Sam Irzykow ski stw ierdzał w Beniam inku (W /B 447), że Pałubą w krótce po jej ukazaniu przestano się interesow ać; „w eszła ona do literatury tylko jako pe­

wien liczm an, który m ożna czasem zacytow ać” . On także do niej pow racał we w zm iankach rozsianych w różnych swoich tekstach. W artykule W odpow iedzi St. I. W itkiewiczowi („Ekran i Scena” 1924, nr 7) przypom inał, pow ołując się na opinię Leona C hw istka, że „pierw szą polską prób ą form izm u podjętą na w ielką skalę była w łaśnie P ałuba” (PT 737; pow tórzył to stw ierdzenie w Wywiadzie na księżycu K arola Irzykow skiego z sam ym sobą („W iadom ości L iterackie” 1925, nr 5)). W Walce o treść - że atakując pisanie „na w rażenie” , podjął pierw szy „an- tybebechow y” bunt w naszej literaturze (W /B 120). W Beniam inku - że w yprze­

dził kam panię antybrązow niczą Boya (W /B 447).

Z apow iedzią renesansu P ałuby był z entuzjastycznym polotem napisany arty­

kuł Jana Topassa Un P récurseur de F reud et de Proust w „Pologne Littéraire”

(1927, nr 4). Freuda dotyczyć m iało prekursorstw o w sposobie pojm ow ania m e­

chanizm u snów i ich zw iązku z „życiem podziem nym ” . Zw iązki z Proustem do­

strzegł autor w zakresie stylu:

Proza Irzykow skiego jest rozciągła, podchw ytliw a, z zakrętami i meandrami, już to sp i­

ralna, ju ż to zygzakow ata, i chociaż toczy się w rytmie bardziej pospiesznym lub, lepiej m ó­

w iąc, bardziej urywanym, bardziej zdyszanym , podobna jest do okrężnego pisania Prousta5.

W Polsce jednak Topass był autorem m ało znanym , zasięg czytelników „Po­

logne Littéraire” - wąski. Toteż nieporów nanie w iększe znaczenie od jeg o artyku­

5 J. T o p a s s przedrukował potem swój artykuł w k siążce Visages d ’écrivain s. L es a sp ec ts du roman p o lo n a is ( 1930). Być m oże, pod je g o w pływ em z uznaniem pisał potem o P ału bie Edward K r a k o w s k i w La P o lo g n e co n tem p o ra in e ou le g é n ie d ’un p e u p le ( 1937).

(12)

N A Z Y W A N I E „ B E Z I M I E N N E G O D Z I E Ł A ” 55 łu m iał esej K arola Ludw ika K onińskiego K atastrofa wierności. Uwagi o „ Pału- b ie ” Karola Irzykow skiego („Przegląd W spółczesny” 1931, nr 5. Cyt. z: Pisma wybrane. W arszawa 1955). Na wstępie deklarował on, że czyta książkę jako „t r a k- t a t p s y c h o l o g i c z n y operujący przykładem ciągłym jedn ego żyw ota ludz­

kiego” (s. 115), trafniej jednak określił swe zainteresow ania w przypisku końco­

wym, m ówiąc, że chodzi mu o zagadnienia m oralne zaw arte w fabule. Z tej per­

spektyw y „absolutnie nieufny stosunek do w szystkiego, co w życiu duchow ym chce być kierunkow ością i określonością” (s. 137), w ydał mu się w ręcz niebez­

pieczny, a sam postulat pogłębienia szczerości w ew nętrznej - ubogi i m ało obie­

cujący. Polem izując z tezam i i sugestiam i Irzykow skiego, K oniński odrzucał ter­

ror uroszczeń niew spółm iernych z realnym i m ożliw ościam i życia duchow ego je d ­ nostki, uznaw ał praw om ocność mitu „produktyw nego”, tj. zw iązanego pozytywnie z życiem . Szczerość tylko destruktyw ną oceniał jak o niew ystarczającą. Dom agał się szczerości „dla jakiegoś c e l u , w ja k im ś k i e r u n k u , ku n orm ie” (s. 141).

W inę Strum ieńskiego nazw ał tragiczną, bo podejm uje on zadanie, którego nie m oże urzeczyw istnić ze w zględu na swoje indyw idualne dyspozycje psychiczne i brak oparcia w religii.

Zarazem K oniński, obok intelektualnego w yrafinow ania, znajdow ał w Pału- bie urok m łodości, która potrafi podejm ow ać „z t a k ą zaw ziętością sprawy tak n a i w n e, a tak zasadnicze” (s. 117). Trochę sofistycznie w yrażał też uznanie dla formy pow ieści - dziw acznej, a w istocie niesam ow itej, ale dzięki tem u adekw at­

nej do naczelnego jej tem atu - „niezgodności wzajem nej w szystkiego, co się dzie­

j e ” ; naw iasow o ubolew ał tylko, że język jest czasem „niedbały aż do niezrozu- m iałości” (s. 138).

R ozpraw a K onińskiego spraw iła Irzykow skiem u ogrom ną satysfakcję, której dał w yraz w liście do krytyka z 5 VII 1931, pisząc m .in.: „Takiej recenzji, jakiej się ja doczekałem od Pana, nie m iał chyba żaden polski literat” (L 214). Przyzna­

wał mu rację w sprawie oceny postaci Strumieńskiego i sposobu pojm ow ania szcze­

rości. M oże w łaśnie pod wpływ em Konińskiego ubolew ał w Beniam inku, że w Pa- lubie dostrzeżono tylko dem askatorstw o wobec ideałów, gdy on tym czasem do­

rzucił „o d pow iedn ią ilość ciężarków na drugą stronę” , deklarow ał, że niem al całkow icie solidaryzuje się ze Strum ieńskim , przyznaw ał, że „tzw. kom edia, gest, pozór, obłuda itp. m ają sw oje głębokie upraw n ien ie” , i znów przytaczał sło ­ wa G oethego „So lasst mich scheinen, bis ich w erde!” jak o w yraz w łasnych naj­

istotniejszych przekonań (W /B 447).

Wartości książki nie był jednak pewny. Może ironizował, gdy w Beniaminku nazywał Palubę pow ieścią „słusznie zapom nianą” (W /B 443). Ale chyba nie krygo­

wał się, gdy pisał Konińskiemu, że nie w znaw ia Paluby, choć mu to kilkakrotnie proponow ano, ze w zględu na jej naiw ność fabularną (L 215, 307), a K azim ierzo­

wi W yce - że przed w znow ieniem m usiałby j ą całkow icie przerobić6.

Koniński w yznaw ał w zakończeniu K atastrofy w iern ości, że chciałby sw ą rozpraw ą zw rócić uw agę m łodych na dzieło Irzykow skiego. Trudno pow iedzieć, w jakim zasięgu spełniła ona to zadanie. W każdym jed nak razie życzenie autora

6 W spom inał o tym K. W y k a w e W stępie do „ P a lu b y ” (w: M ło d a P olska. T. 2. Kraków 1977, s. 176).

(13)

zaczęło się ziszczać: w ybitni przedstaw iciele młodej polonistyki literackiej od­

kryli dla siebie P ałubę jak o zjaw isko doniosłe.

N ajw cześniej zam an ifestow ał to K onstanty T roczyński dw om a artykułam i:

O a rtystyczn e j d yrektyw ie. W yjaśnienia w stępn e do p r ó b y k ry ty ki „ P a łu b y ” („P rom ” 1932, nr 4) i P róba krytyki „ P a łu b y ” (jw., nr 5), przedrukow anym i w krótce w tom ie O d fo rm izm u do m oralizm u (Poznań 1934). P arafrazując Irzy­

kow skiego, autor p rzypom ina tu, że P ałuba je st w ytw orem czynności arty sty cz­

nej, celow o in strum entalnej, tzn. że nacisk celow y intencji tw órczej przenosi się tu z sam ego w ytw oru na czynność jeg o w ytw arzania. W dalszym ciągu swych wywodów odbiega od tej formuły i pisze nie o czynności wytwarzania, lecz o w arsz­

tacie poetyckim , tj. zespole form literackich, którym i tw órca rozpoczynając ów proces dysponuje. W końcu pow raca do pojęcia „procesu kreacyjnego”, by stw ier­

dzić - bez dow odów - że autorska przyjem ność kontem placji tego procesu była jed n y m z głów nych m otyw ów pow stania P ałuby, co ok reśla ja k o „h edonizację czynności arty sty czn ej” . A naliza jednak tego w arsztatu jest czynnością poznaw ­ czą, więc wartości poznawcze obok artystycznych stanow ią istotne składniki dzieła.

W rezultacie P ałuba okazuje się tw orem skom plikow anym i „granicznym ” w tym sensie, że łączy w sobie dw ie „graniczności” sztuki - w iedzę i hedonistykę.

Po takiej charakterystyce „przebiegu w ykonaw czego” Pałuby Troczyński sta­

w ia pytanie o jakość zrealizow anej w niej dyrektyw y artystycznej - centralnej, jego zdaniem , kategorii krytyki artystycznej. W ykluczając m ożliw ość dyrektyw y rów now agi osiągniętej (znam ionuje ona utw ory w ynikłe z całkow icie konfirm u- jącego stosunku poety do tw orzyw a), znajduje tu w spółistnienie dyrektyw rów ­ nowagi straconej i rów now agi poszukiw anej. Pierw sza z nich urzeczyw istnia się w groteskow ej kom prom itacji tradycyjnych schem atów budow y pow ieściow ej, druga - w próbie dem onstracji nowej m etody pisarskiej. Jednym z głów nych jej założeń jest utrzym anie rów now agi m iędzy „ultrarealistyczną techniką w yjaśnień psychologicznych zdarzeń fabularnych a sym bolicznością zasadniczą pom ysłu fabuły” . Tego założenia nie udało się Irzykow skiem u urzeczyw istnić - zbyt dro­

biazgow a analiza psychologiczna uniem ożliw iła odbiór fabuły jako sym bolicz­

nej, co spow odow ało zw ichnięcie artystyczne całego utworu.

A rtykuł spraw ia w rażenie, jakby autorowi bardziej chodziło o egzem plifika- cję w łasnych założeń teoretycznych niż o analizow any utwór. Egzem plifikacja ta niezbyt się pow iodła, skoro sam Irzykowski tw ierdził, że niezupełnie j ą rozum ie (L 249)... Przy tym konkluzja nie była dla powieści korzystna. O doniosłości lite­

rackiej, ja k ą Troczyński P ałubie przypisyw ał, św iadczyła jed n ak końcow a uw a­

ga, że o pow ieści tej pow inna być napisana cała książka.

O doniosłości tej w prost w ypow iedział się Troczyński najpierw w artyku­

le T hom as M ann. U w agi p o ró w n a w c ze o lite ra tu rze p o ls k ie j i n ie m ie c k ie j („Prom ” 1933, nr 67), gdzie nie w ahał się zestaw ić P ałuby z C zarodziejską górą pod w zględem „rzetelności m yślenia tw órczego”, a następnie - w felietonie K a­

rol Irzykow ski zam ieszczonym w „D zienniku P oznańskim ” (1936, nr 47. Cyt. z:

Pism a w ybrane. Oprać. S. Dąbrowski. T. 2. K raków 1998, s. 165-166) w zw iązku z ów czesnym odczytem pisarza o charakterologii. N azw ał tu P ałubę utw orem niedocenionym , a zupełnie w yjątkow ym , jednym z nielicznych w literaturze pol­

skiej, które „znaczą coś w literaturze europejskiej” . U zasadniał ten sąd, po pierw ­ sze, „u porczyw ym płynięciem [Pałuby] pod p rąd ” m łodopolskich w yobrażeń

56 H E N R Y K M A R K I E W I C Z

(14)

N A Z Y W A N I E „ B E Z I M I E N N E G O D Z I E Ł A ” 57 0 tw órczości artystycznej, po drugie - przezw yciężeniem kultu spontaniczności na rzecz roli intelektu, rzetelności myślowej w tw órczości literackiej. „Patos praw ­ dziw ie w ielkiego czynu tw órczego” - takim stylem dotąd o P ałubie nie pisano.

Jak dla Troczyńskiego Pałuba stanow iła dogodny m ateriał do zastosow ania teorii czynności artystycznej, tak K azim ierzow i W yce um ożliw iła przem yślenie interesujących go problem ów dynam iki w ew nętrznej okresu literackiego w ogó­

le, a Młodej Polski w szczególności. Jego rozpraw a pt. „ P a łu b a ” a „P ró c h n o ” („M archołt” 1937/38, nr 1. Cyt. z: M łoda Polska. T. 2. K raków 1977) kontrasto­

w ała te dwie pow ieści: Próchno interpretow ał badacz jak o nieszczerą, cząstkow ą 1 „zw iązaną” reakcję przeciw panującem u w ów czas ideałow i sztuki sym boliczno- -nastrojow ej (s. 167), P a lu b ę - jak o reakcję autentyczną, całkow itą, absolutną, za którą stoi typ tw órcy odm ienny od panującego w danym pokoleniu, a przeto „uci­

śniony” (s. 173). N iem niej jednak rów nież Pałuba m im o skrajnej odm ienności artystycznej nie zryw a całkow icie ze sw ą e p o k ą - j e s t także w yrazem dekadenty­

zm u, ale „takiego, jak im być m ógł, być pow inien” , tj. „w yrafinow ania intelektual­

nego, które nie lęka się swojej sam oistności i sam otności” (s. 171).

W zakończeniu W yka, uzupełniając swe wywody, przytaczał z aprobatą zda­

nie K onińskiego o ukrytym w Pałubie zaangażow aniu em ocjonalnym autora. Za tym cytatem kryła się im plikow ana ocena książki - entuzjastyczna jej afirmacja.

Trudno było ujaw nić j ą bezpośrednio w rozpraw ie naukow ej. Dał jej natom iast W yka w yraz kilka m iesięcy później jak o w spółautor specjalnego num eru „Pionu”

(1938, nr 24/25), w którym pisarze i krytycy, głów nie m łodzi, składali zbiorow y hołd Irzykow skiem u. W yka zam ieścił tu R ecenzję z „ P a łu b y ” (cyt. z: Stara szu­

fla d a i inne szkice z lat 1932-1939. Oprać. M. U rbanow ski. K raków 2000, s. 553—

562): by uw ydatnić jej aktualność, potraktow ał pow ieść tak, jak b y była now ością w ydaw niczą. Jako „przełom ow e zdobycze” P ałuby w ym ienił przede wszystkim now oczesność analizy psychologicznej, która nie tylko rozbija szablony, uw zględ­

nia niespodziankę, niepew ność, „w zniosły nieporządek życia” , ale pam ięta o po­

trzebie jasności i w ytłum aczenia; dalej - „antyrutyniarstw o” w zakresie techniki pow ieściow ej, traktow anie czasu (a w łaściw ie pam ięci) jak o „funkcji naszej woli i pragnień” . Przede w szystkim zaś - orzekał krytyk - kom prom itując pozory i za­

kłam anie, autor afirm uje wartości „nadbudow y idealistycznej” , m arzenia. Zw róć­

my uw agę na radykalne przesunięcie akcentów: W yka zgodnie ze swym ów cze­

snym św iatopoglądem artystycznym uw ydatnia to w szystko, co m ożna z Paluby w yczytać jak o uznanie praw om ocności pierw iastka konstrukcyjnego.

Porzucając fikcję recenzyjną W yka stwierdza, że Pałuba je s t w yprzedzeniem i rozw iązaniem problem ów artystycznych, które w niedojrzałej form ie w ystępują w najnow szej pow ieści polskiej: Irzykowski - autor Pałuby, to nie tylko prekur­

sor, ale rów nież „przew odnik na przyszłość” .

Podpisuje się też W yka pod opinią W acława K ubackiego (Spraw a ferd ydu r- kizm u. „A teneum ” 1938, nr 1), w yrażoną nieco w cześniej w recenzji F erdydurke:

O becność intelektualizmu i fantastyki, literatury i dokumentu, autokontroli i bezpośred­

niości, w ielow arstw ow ość dzieła, skom plikowane przekroje - znajdują w P a łu b ie wzór w y so ­ kiej miary.

Warto nadm ienić, że Bruno Schulz w recenzji Ferdydurke („Skam ander” z. 9 6 - 98 (1938). Cyt. z: B. Schulz, Proza. K raków 1964, s. 491) w skazał jak o po ­

(15)

58 H E N R Y K M A R K I E W I C Z

przedniczkę książki G om brow icza „przedw czesn ą i dlatego n iesk u teczn ą P a ­ łubę” .

Bardziej krytyczna była opinia Artura Sandauera zaw arta w liście do Brunona Schulza z 11 VII 1938 (cyt. z: B. Schulz, K sięga listów. Wyd. J. Ficow ski. Gdańsk 2002, s. 287-288). N azw ał on tu Pałubę książką „znakom itą” , a jej a u to ra -„ o jc e m eksperym entatorów polskich”. Zarzucał mu jednak uw ikłanie w anachroniczną pro­

blem atykę m odernistyczną i poprzestawanie na negacji. W konkluzji pisał, że Irzy­

kowskiem u należy się w dzięczność za „odkrycie polityki duszy” , całkow icie od­

m ienne od freudyzm u.

Spośród starszych w tórow ał krytykom m łodym K azim ierz C zachow ski w Ob­

razie w spółczesnej literatury polskiej 188 4-1934 (t. 2. Lw ów 1934, s. 322-333).

Podkreślał pierw szeństw o Irzykow skiego wobec Prousta w zakresie „m ikrosko- pizm u psychologicznego” połączonego z w nikliw ą analizą logiczno-poznaw czą, wobec Jo y ce’a - ze w zględu na „sposób [...] pojm ow ania rzeczyw istości, natura­

lizm widoków psychicznych” i nie zrealizowany pom ysł zastosow ania „strumienia świadom ości” (Czachowski nie używa tego terminu), wobec G ide’a - dzięki wpro­

wadzeniu czytelnika do warsztatu pisarskiego, zresztą bardziej pogłębione, niż dzieje się to w Fałszerzach.

W innych ow oczesnych próbach syntezy traktow ano P ałubę rozm aicie. Hen­

ryk Stein-K am ieński w wydanej w M oskw ie książce P ó ł w ieku literatury polskiej (t. 1. 1934, s. 174) doceniał zaw artą tu „subtelną i w nikliw ą analizę jed no stk i”, sądził jednak, podobnie ja k Brzozowski, że autor, cofając się przed obnażeniem podstaw klasow ych społeczeństw a, ograniczył szczerość do zakresu bardzo cia­

snego. Inny krytyk m arksistow ski, Ignacy Fik, charakteryzując w 20 latach litera­

tury po lskiej 1 9 18 -193 8 (1939. Cyt. z wyd.: K raków 1949, s. 23) „pisarzy łączno­

ści” tego okresu z M łodą Polską, przyznaw ał, że Paluba, w y przedzająca „o duży dystans” późniejsze zastosow ania psychoanalizy do literatury, była rzeczą odkryw ­ czą i precyzyjną, ale próba ta dokonana została „na m ateriale oderw anym od gle­

by i struktury społecznej” , co p o z b a w ia ją „racji życiow ej” .

A probata m arksistów była więc tylko połow iczna, przynajm niej jed n ak Pału- bę zauważyli. C ałkow icie przem ilczeli ją natom iast Tadeusz G rabow ski (.Historia literatury p o lskiej, 1936), Zygm unt Szweykowski w D ziejach p o w ieści polskiej (w zb.: Dzieje literatury pięknej w Polsce, 1936), a nawet Leon Pomirowski w książ­

ce Walka o now y realizm (1933), która m iała m.in. ukazać oddziaływ anie tradycji literatury m łodopolskiej na tw órczość m iędzyw ojenną. Jan L orentow icz (Historia literatury p o lskiej o d roku 1863 do chw ili obecnej. W zb.: Wiedza o Polsce. T. 2, cz. 2. W arszawa [1932], s. 207) znalazł w Palubie „próbę śm iałej analizy psycho­

logicznej”, za nieporozum ienie jednak uznał rozw ażanie jej jak o dzieła sztuki. Ju­

liusz K leiner prezentując czytelnikom zagranicznym zw ięzły zarys pt. D ie Polni­

sche L iteratur w serii „H andbuch der Literaturw issenschaft” (1929) pośw ięcił Pa­

lubie zaledw ie jedn o, przychylne zresztą zdanie (podczas gdy np. om ów ienie po­

wieści M akuszyńskiego zajęło obszerny akapit); w podręczniku licealnym Zarys dziejów literatury polskiej (t. 2. Warszawa 1939) zdanie to w pew nym rozszerze­

niu powtórzył. Do określenia „ciekawe studium pow ieściow e” ograniczył się M an­

fred Kridl w Literaturze polskiej wieku X IX (cz. 5, t. 2. W arszawa 1933, s. 177).

Obszerniej, ale z lekcew ażącą niechęcią w ypow iadał się o P alubie Julian Krzy­

żanow ski w N eorom antyzm ie polskim 1890-1918, pisanym w r. 1942, ale ogło­

(16)

N A Z Y W A N I E „ B E Z I M I E N N E G O D Z I E Ł A ” 59 szonym dopiero w r. 1963 (cyt. z wyd. 3: W rocław 1986, s. 2 7 8-2 79 ). Określił j ą jako „dziw aczną hybrydę pow ieści i traktatu psychologicznego” . Swoich pom y­

słów pow ieściow ych Irzykowski nie potrafił bow iem przetw orzyć w plastyczne obrazy, a rozważaniom teoretycznym - nadać precyzji traktatu naukowego. Jaw ­ nym nieporozum ieniem było tu przypisanie Irzykowskiem u zarówno poglądu, że za pom ocą poznania rozumowego żadnych wyników osiągnąć się nie da, jak i zamiaru narzucenia w szystkim pisarzom swej metody jako jedynie słusznej i owocnej.

4

N ow ą fazę w losach P aluby rozpoczyna jej reedycja z r. 1948, która udostęp­

niła szerszem u gronu czytelników tę książkę, stanow iącą ju ż w ów czas trudno osią­

galną rzadkość antykw aryczną7. Do należytego zrozum ienia pow ieści przygoto­

wywać m iał Wstęp pióra krytyka najlepiej wówczas do tej roli predestynowanego - Kazimierza Wyki (cyt. z: M łoda Polska, t. 2). Dzisiaj odczytany - w porównaniu z w cześniejszą Recenzją z „ P a łu b y” spraw ia pew ien zawód.

Tem atem nadrzędnym pow ieści nazw ał W yka początkow o „odw ieczny dra­

m at idealizm u” (s. 184), polegający na tym, że dążenie człow ieka do ideału nie może się urzeczyw istnić w skutek jego własnych w ykrętów i uników, a także w sku­

tek oporu samej rzeczyw istości (s. 185). W dalszych jed n ak w yw odach opozycja ta ulega stylistycznem u przem ianow aniu, pow odującem u przew artościow anie jej członów: czytam y teraz o „sporze pom iędzy w m ów ieniam i i pretensjam i ideali­

zmu a praw am i rzeczyw istości” (s. 202) - i po takim przem ianow aniu Irzykowski ukazany zostaje jak o zdecydow any rzecznik praw tej rzeczyw istości. O bronę ich prow adzi on, co praw da, „narzędziam i pożyczonym i raczej z idealistycznej re­

kwizytorni”, ale często się w niej „zaplątuje”, broni jedn ak sprawy słusznej - i obro­

na ta stanowi je d n ą z naczelnych w artości książki.

W yjaśniwszy, że Sny M arii D unin są sym bolicznym , a przeto ogólnikow ym tylko ekw iw alentem studium biograficznego o Strum ieńskim , W yka skupia uw a­

gę na prekursorstw ie Irzykow skiego wobec Freudow skiej psychoanalizy m arzeń sennych. Polegać m a ono na tym, że uw ydatnia ich erotyczne treści, zastępcze spełnienie w nich życzeń, zw iązki z przeżyciam i dzieciństw a. Z kolei „studium biograficzne” w yprzedza psychologię indyw idualną A lfreda A dlera, bo zw raca uw agę na znaczenie celów, które sobie człow iek nakreśla w sw ym życiu ducho­

wym, oraz zależność owych celów od obrazu św iata, jak i sobie w ytw orzył.

C ały ten w yw ód budzi pew ne w ątpliw ości - w skazane cechy m arzenia senne­

go nie są przecież sw oiste dla teorii Freuda, nie im plikują jeg o sym boliczności oraz odw ołania się do sfery nieśw iadom ego czy podśw iadom ego, a m otyw y rze­

kom o A dlerow skie sprow adzają się w gruncie rzeczy do zdrow orozsądkow ych truizmów.

O fabularnej w arstw ie Pałuby W yka był - podobnie ja k niem al w szyscy jego poprzednicy - niew ysokiego m niem ania; słabość jej w yjaśniał m ałą znajom ością życia u m łodego pisarza. W ysoko natom iast ocenił „analityczny traktat odautor­

ski na tem at tej pow ieści” (chodziło tu zarów no o interpretacje psychologiczne,

7 Następne wydania ukazały się w latach 1957, 1971 i 1982.

(17)

jak i o rozw ażania treści ogólniejszej, np. o pierw iastku pałubicznym ) oraz „książkę w arsztatow ą o pisaniu utw oru” . N azw ał te w arstw y „gwasZ-powieścią analitycz­

ną” i „gwosZ-powieścią o pow ieści” (s. 194). Oba te określenia - Ingardenow skiej zapew ne prow eniencji - nie w ydają się fortunne: psychologiczne analizy postę­

pow ania bohaterów były przecież pełnopraw ną dom eną w łaśnie tradycyjnej po­

wieści, uogólnienia zaś Irzykow skiego z tej dziedziny dotyczące ludzi realnych, ja k rów nież rozw ażania w arsztatow e bynajm niej swej „p ow ieścio w o ści” (w sen­

sie narracji fikcjonalnej) nie pozorowały, w yraz „quasi” był w ięc mylny.

W yka m ocno podkreślił bogactw o i w nikliw ość refleksji psychologicznych Irzykow skiego, choć zastrzegał się, że psychoanalityczne zapow iedzi stały się już

„w yeksploatow anym i i m ało aktualnym i m arginesam i laboratoryjnym i” (s. 202).

Bez zastrzeżeń natom iast podnosił w artość wyznań w arsztatow ych Irzykow skie­

go, zw racając uw agę, że autor w prow adził je nie dla efektow nej gry z czytelni­

kiem , lecz w pełni na serio, dla rzetelnego w yjaśnienia i uzasadnienia swych de­

cyzji pisarskich.

W ydanie P ałuby nie w yw ołało szerszego rezonansu poza artykułem Marii Rzeuskiej (Pozorna krzyw da „ P a łu b y”. „O drodzenie” 1949, n r 21). W gruncie rzeczy konstatacje jej niew iele różniły się od tego, co pisał W yka, ale wnioski oceniające były całkow icie odm ienne. Przyznaw ała Irzykow skiem u dociekliw ość i odkryw czość w zakresie problem atyki psychologicznej i teoretycznoliterackiej;

z uwagi na używ aną term inologię - mimo zaprzeczeń sam ego Irzykow skiego - nie m iała pew ności, czy był on całkow icie niezależny od Freuda. C ałość utworu rozw ażanego jak o pow ieść - ze w zględu na „analityczny pedantyzm , nużącą jed- nostajność” i ubóstw o ekspresji oceniła jako pozycję w ręcz „m ałej w agi” . U w aża­

ła więc, że pierw si krytycy P ałuby jej nie skrzyw dzili. Od siebie dodała jeszcze ten zarzut, że Strum ieński żyje w próżni społecznej, psychika jeg o nie została po­

w iązana z realnością, a praw da psychologiczna w pow ieści zaw arta m a charakter

„najoczyw iściej pesym istyczno-naturalistyczny, nie realistyczny” .

W roku 1949 zabrzm iało to ja k zarzut zbieżny - zapew ne w brew intencjom Rzeuskiej - z zarzutam i, jak ie Pałubie m ożna było w ów czas staw iać z pozycji m arksistow skich. Tak się jedn ak złożyło, że m arksiści na jej tem at się nie w ypo­

wiadali. Tylko m łody w ów czas polonista, Jacek Lipiński, w artykule „ P a łu b a ” ja k o program literacki K arola Irzykow skiego („Prace P olonistyczne” t. 7 (1949), s. 151) napom knął: „W idząc dokładnie - ja k mało kto u nas - nadbudow ę psy­

chiczną rzeczyw istości, Irzykow ski nie dostrzegał niem alże »program ow o« jej ekonom icznej podbudow y i uw arunkow ania”. W yka w swym pospiesznie skre­

ślonym skrypcie Zarys współczesnej literatury polskiej (1884-1925) (Kraków 1951, s. 262) zaznaczył, że eksperym ent pow ieściow y Irzykow skiego był w praw dzie

„daleki od formal i stycznej zabaw ki”, zm ierzał jedn ak ku „tym form om rozkładu pow ieści, jak ie epoka im perializm u uznaw ała błędnie za postęp w tej dziedzinie” . Poza tym w krytyce i literaturoznaw stw ie krajow ym zapanow ało na kilka lat całkow ite m ilczenie na tem at Pałuby. Za granicą ukazał się artykuł Jerzego Pietr- kiew icza/4 Polish P sychoanalytical N ovel o f 1902 („The Slavonic and East Euro­

pean R eview ” nr 74 (1951). Przekład: Polska p ow ieść psychoa na lityczna z 1902 r.

W: J. Pietrkiewicz, Literatura polska w perspektyw ie europejskiej. W arszawa 1986).

A utor połączył tu zadania inform acyjne w stosunku do zagranicznych czytelni­

ków, nie znających oczyw iście książki Irzykowskiego, z polem iką w obec tez Wyki.

60 H E N R Y K M A R K I E W I C Z

(18)

N A Z Y W A N I E „ B E Z I M I E N N E G O D Z I E Ł A ” 61 Pałubę charakteryzow ał ogólnie jako „żarliw ą pow ieść eseistyczną, napisaną przez poetę o skłonnościach naukow ych” (s. 290); m echanizm jej ocenił jak o nazbyt skomplikowany, ale logiczny i celowy. Zakw estionow ał natom iast niemal wszystkie w cześniejsze opinie reklam ujące Irzykow skiego jak o prekursora Prousta, Freuda i Adlera. Z Proustem nie ma Irzykowski nic w spólnego, bo nie był „m alarzem społeczeństw a” . W przeciw ieństw ie do Freuda interesow ał się autonom icznym generow aniem znaczeń („sam orództw em słów ”), nie ich psychologicznym i uw a­

runkow aniam i, porów nanie jeg o m etody psychoanalitycznej z m etodą Freuda jest szczególnie chybione, bo spraw y płci nie stanow ią w P ałubie „naczelnego skład­

nika analizy” (s. 301). O drzuca też Pietrkiew icz porów nyw anie Irzykow skiego z Adlerem .

A rgum enty Pietrkiew icza były sporne (w ręcz niefortunna zaś uwaga, że gdy­

by Irzykow ski znał teorię A dlera, toby się na n ią pow ołał), zasadnie natom iast tw ierdził on, że „bezpieczniej [...] i stosowniej będzie utrzym ać się na w skaza­

nej przez autora płaszczyźnie odniesień” ; chodziło tu o poglądy Ernesta Macha, a przede w szystkim Friedricha Hebbla. Przytoczone przez Pietrkiew icza cytaty m ów iły o „splątaniu m otyw ów ” w postępow aniu człow ieka, inkongruencji idei i zjawiska, a także o „nieum iarkowaniu”, które znikając w zjawisku, znosi je i uwal­

nia w ten sposób ideę od jej niedoskonałej form y (s. 303).

A utentyczne parantele literackie Pałuby, zdaniem Pietrkiew icza, to tw órczość E. Th. A. H offm anna, E. A. Poego, Jean Paula, L aurence’a S te m e ’a - a więc pro­

za fantastyczna i autotem atyczna, jeśli zaś chodzi o w spółczesną pow ieść psycho­

logiczną, to utw ory późniejsze od Pałuby, m ianow icie Panna Elza (1924) Artura Schnitzlera i zw łaszcza Tigre Juan (1926) Ram ona Pereza de Ayala, ze względu na uw ydatnienie procesów intelektualnych i dystansow anie się w obec skrajnego irracjonalizm u. N iem niej - jak o pow ieść psychoanalityczna była Paluba odosob­

nionym eksperym entem , pozw alającym dom yślić się, ja k m ogłaby się rozwinąć analiza charakteru w pow ieści, gdyby nie ulegano w pływ om „zw ulgaryzow anego freudyzm u” .

5

Drugi renesans P ałuby rozpoczyna się około r. 1957 i następuje znow u głów ­ nie za spraw ą m łodego pokolenia badaczy i krytyków. Starsi uczestniczą w nim w niew ielkim tylko stopniu. W yka poprzestał na w znow ieniu w Starej szufladzie i dalszych w ydaniach M odernizm u polskiego sw ych prac daw niejszych. We w pro­

w adzeniach syntetycznych do serii młodopolskiej „O brazu Literatury Polskiej XIX i XX W ieku” (1968) o P ałubie ledwie napom knął. Pałuba intrygow ała Adam a Ważyka. Przeczytał j ą w ów czas ponow nie i pośw ięcił jej kilka stronic w Kw estii gustu (W arszawa 1966), a potem w Cudownym kantorku (W arszaw a 1979). Nie był jej entuzjastą. Zarzucał Irzykow skiem u, że nie docenia porządkującej funkcji

„narracji” (chodziło tu, zdaje się, o fabułę) i nie potrafi zrobić należytego użytku z tonu ironicznego. Uw ażał, że pisarz dokonał „złego w yboru” eksponując w pły­

wy literatury i sztuki, a nie dośw iadczenia życiow ego, na „życie głębinow e je d ­ nostki” , w obrębie zaś tej orientacji - na tajem nice intelektualne, a nie seksualne, które były w ażniejszą „potrzebą poznaw czą” następnej generacji {Kwestia gustu, s. 38). W sprawie punktów stycznych Pałuby z freudyzm em w ypow iadał się ostroż­

Cytaty

Powiązane dokumenty

- wystąpiła ciężka reakcja uczuleniowa na substancję czynną lub pomocniczą lub - wystąpiły ciężkie działania niepożądane uniemożliwiające kontynuowanie terapii, które

„Budowlani” w Warszawie, 03-571 Warszawa ul. Tadeusza Korzona 111. Zapłata należności nastąpi przelewem na konto Wykonawcy wskazane na wystawionej fakturze, w terminie 14 dni

Zagęszczanie spy- charkami warstwy luźnej grub.. Licencja: 37337 dla Urz ąd

„Koryto wraz z profilowaniem i zagęszczeniem podłoŜa” i SST D-02.00.00 „Roboty ziemne”. Paliki lub szpilki do prawidłowego ukształtowania podbudowy i ulepszonego

http://rcin.org.pl.. Na- miętności duchowne nie zamieniły nas zupełnie na austryaków. Zwycięztwo pod Morgarten jest owo- cem ohydnej kradzieży i niegodnego napadu. Ci ludzie

Kalkulacja własna konserwacja węzłów cieplnych strona niska i wysoka konserwacja polega na: 1.. przeglądzie węzłów cieplnych przed sezonem

Tenis stołowy - zawody indywidualne

W 2013 roku gmina Wołomin miała obszar 62 km², co stanowi blisko 6,5% powierzchni powiatu oraz była najgęściej zaludnioną gminą.. miejsko-wiejską – na jeden kilometr