• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, dnia 25 listopada 1912 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Warszawa, dnia 25 listopada 1912 r."

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Za Jez u se m .

Z«viaHtun E w a n g e lic z n y w y c h o d z i w k o ń c a k a ż d e g o m ie s ią c a , z a w y ją tk ie m m ie s ię c y l e tn ic h : lip c a i s ie r p n ia . P r z e d ­ p ł a t a w y n o s i r o c z n ie w W a rs z a w ie rb . 1 k o p . 50, z p r z e s y łk ą p o c z to w ą w k r a ju r b . 2 ; w A n s tr ji 5 k o r. 50 h a l.;

w N ie m c z e c h 4 m. 5 0 f. D z ie s ię ć e g z e m p la rz y pod je d n y m a d r e s e m r b . 16. O g ło s z e n ia p o k o p . 80 o d w ie rs z a . P r e ­ n u m e r a tę i o g ł o s z e n i a p r z y jm u je S k ł a d g ł ó w n y : k s ię g a r n ia W . M ł e t k e g o w W a rs z a w ie , E l e k to r a ln a N r. 32.

L isty w s p ra w a c h red a k c y jn y ch , a rty k u ły I o fia ry pro sim y a d re s o w a ć do r e d a k c ji: W a rs z a w a , K ró lew sk a M 10.

T K E Ś Ć :

Z a /J e z u s e m .—P o g lą d y r e lig ijn e Z y g m u n ta K ra siń sk ieg o .— S yn od teg o ro czn y .— N a B ałk an ach .—

Instalacja w C zęstoch ow ie. N o w e org a n y w k o ście le e w a n g elick im św . T r ó jc y w L u b lin ie .—

P o g o d a .— Z prasy: N a jb ie d n ie js i! — W iadom ości z k ościoła i ze św ia ta . — Ofiary. — P orządek n a b o żeń stw . — O d pow iedzi redakcji. — O głoszenie.

W arszaw a, d n ia 25 listo p ad a 1912 r.

Ł u k . t), 6 7 — 6 2 : ,,A s ta ło się, gd y szli żo w drodze rzekł k to ś do .Jezusa: P ójdę za T obą, d o k ą d k o lw iek pójdziesz, P a n ie! I rzekł mu .Jezu»: lisy m ają ja m y i ptaki n ieb iesk ie

■ gniazda, a le S y n c z ło w ie c z y n ie ma, gdzioby g ło w ę sk ło n ił. I rzekł do d ru g ieg o : P ójdź za M ną! A le on r z e k ł: P a n ie, pozw ól mi p ierw ej odejść i p o grzcść ojca m ego. A le J e z u s r z e k ł:

N iechaj um arli grzebią um arłych sw o ic h , a ty , p o sze d łszy , opow iadaj k r ó le stw o B oże. R zek ł te ż i d ru gi: P ójd ę za Tobą, P a n ie, a le mi pierw ej pozw ól p ożegn ać się z tym i, k tórzy są w domu m oim. A rzeki do n ieg o J e z u s : Żaden, któryby p rzyłożył rękę s w o ją do p łu g a i oglądał się nazad, nic j e s t sposobnym do k ró lestw a B o ż e g o . “

Jezus pielgrzymował z uczniami do Jerozolimy. Gorycz przejmo­

wała dusze uczniów pod wrażeniem zniewagi, doznanej od mieszkańców miasta samarytańskiego: odmówili gościnności Temu, który mógł ich dusze wzbogacić w Panu, który tyle wyrządził im dobrego, któremu niegdyś otworzyli byli serca, prosząc, aby u nich pozostał. Zapłonąwszy nienawiścią, wszystko dobre puścili w niepamięć, zamknęli przed J ezu ­ sem serca i wrota. Dużo-li będzie jeszcze takich niewdzięcznych, któ­

rzy za dobrodziejstwa odpłacą zniewagą? pytali się uczniowie.

(2)

Lecz oto mąż pewien zabieży im drogę i rzecze do Mistrza: „Pójdę za Tobą, dokądkolwiek pójdziesz, P an ie !0 A więc są jeszcze w Izraelu dusze, łaknące wuijść do królestwa Bożego! A on mąż był ze zgro­

madzenia uczonych w Piśmie, którzy lekce sobie ważyli Jezusa z N a ­ zaretu, a uczniów Jego, biednych rybaków i celników, mieli w po­

gardzie. Rozradowały się przeto serca apostołów na myśl, że ubogą ich gromadkę ma powiększyć osoba, która w mniemaniu świata waży coś więcej niż oni. I raźniej im się stało, gdy ujrzeli, ja k padł pier­

wszy wyłom w nieprzebytym dotychczas murze, którym odgrodzili się od Jezusa uczeni w Piśmie i taryzeuszowie.

Ale czemu to Mistrz nie otwiera ramion na przyjęcie sługi no­

wego, który Mu się sam z siebie oddaje na życie? Co więcej: toć J e ­ zus, zda się, odtrąca go od Siebie, gdy rzecze: „Lisy mają jamy i ptaki niebieskie gniazda, ale Syn człowieczy nie ma, gdzieby głowę skłonił."

Czemu Jezus nie ma dlań ani jednego słowa zachęty, lecz raczej jakby rozmyślnie mroził żar świętego zapału, który go doń przywiódł?

Jezus nie potrzebował, aby Mu kto świadczył o człowieku; albo­

wiem wiedział, co jest w człowieku. Wiedział też, że w owym czło­

wieku były ziemskie marzenia i ziemskie pożądania. Uczony w Piśmie myślał o Mesjaszu, wyciągającym ręce po berło ziemskiego panowania;

roiły mu się sny o odnowionem królestwie Dawidowem, w którem wespół z innymi uczniami posiądzie dostojeństwa najwyższe. A Jezus to wiedział. W ięc wiedział, że mąż ów nie jest sposobny do króle­

stwa Bożego.

Któżby nie znał ludzi, do owego faryzeusza podobnych? Idą za Jezusem na swój sposób: przychodzą na każde nabożeństwo, nie brak ich w zgromadzeniach pobożnych, wypełniają wszystkie obrzędy ko­

ścielne, obcują najchętniej z wierzącymi. Ale zapisują w pamięci skrzę­

tnie wszystkie nabożeństwa i wszystkie dobre uczynki i co dnia w du­

chu czynią obrachunek z Bogiem swoim, ufni, że obrachunek ten na ich korzyść wypadnie; podczas suszy ogólnej spodziewają się, że ulewa spadnie na ich właśnie pola, w czasie deszczów nadmiernych wyglądają dla siebie słońca, słowem, są pewni, że za pobożność należy im się na­

groda od Boga jeszcze za życia na ziemi, w sprawach powszednich, a kiedyś, w przyszłości,— szczęśliwość wieczna. Gdy ich doczesna na­

dzieja zawiedzie, tracą wiarę zupełnie, albo pocieszają się, że Bóg im za zwłokę taką sprawi zadośćuczynienie w życiu przy szlem. Choć wo­

leliby zapłatę doczesną. Taki był on faryzeusz.

Człowiek ów pragnął pójść za Jezusem, aby przez to mieć na ziemi dobre dni. Czy miłość i pokora Jezusa zdobyły jego serce?

O n i e ! przywidziała mu się miłość, szukająca własnej korzyści; maja­

czyła mu pokora, której do stóp ściele się w bogactwie i grzechu pyszny ten świat.

Spotkałyby go w naśladowaniu Jezusa same zawody. Szaty zło­

ciste, wysokie godności, zaszczyty, majątek i sława nic nie ważą w królestwie niebieskiem. Więc i Jezus nie mógł ich uczniom Swoim przychylić. Nie mając miejsca stałego, w bezustannych wędrówkach,

(3)

w pracy i trudach terał Swe siły, za zapłatę zbierając zapoznanie, prześladowanie i wzgardę. Jedyne, przez możnych tego świata wy­

znaczone mu miejsce, było — na krzyżu. I wiedział Jezus, że onemu człowiekowi, stojącemu podle drogi, bynajmniej nie uśmiecha się udział w poniżeniu i nędzy. Choć go nie odpycha, daje mu czas do namysłu, aby potem nie odpadł tak prędko, jak teraz pragnie się przyłączyć.

Pójść za Jezusem— to znaczy w ziemskiej Jego niedoli brać udział.

Pójść za Jezusem — to znaczy wyrzekać się, walczyć, prowadzić życie w zaparciu się i cierpieć. Niekiedy łaknąć i pragnąć, oddać grosz ostatni, wyrzec się zarobku. Doznać złości ludzkiej, krzywdy i znie­

wagi, zachowując ręce, krzywdą nieskalane. Cierpieć, a dobrem płacić za zło. Nic nie ma do wygrania przezeń, kto szuka rzeczy mających chwałę w tym świecie. Bo Chrystus wzgardził wszystkiemu królestwy świata tego i ich chwałą. Niedostaje Mu tego, co mają nawet lisy i ptaki niebieskie.

On pierwszy mąż, który rzekł: „Pójdę za Tobą, dokądkolwiek pójdziesz, Panie!" nie był sposobny na ucznia Chrystusowego.

A ten drugi gotów był iść na wezwanie Chrystusa: „Pójdź za M ną!" Ale rzecze: „Panie, pozwól mi pierwej odejść i pogrześć ojca mego." W domu leżał mu ojciec na marach. Musiał przeto zamówić księdza, śpiewaków, karawan, wieńcami z kwiatów ubrać wieko trumny.

Cóżby ludzie na to rzekli, gdyby po pogrzebie stypa nie była gotowa?

Że ojca nie kochał, że był nadto skąpy. Więc wzywał go święty obowiązek synowski, by wyprawił pogrzeb rodzicowi zmarłemu.

Czyż Jezus nie uznaje tego obowiązku? Oto napisano: „Ale mu Jezus rzekł: „niechaj umarli grzebią umarłych swoich, a ty, poszedłszy, opowiadaj królestwo Boże." Gorzkie to słowo, ale pełne prawdy. Gdy wojna wybuchnie, muszą się stawić powołani pod broń na oznaczoną godzinę, a nieraz pozostawiają innym grzebanie umarłych. 1 to na we­

zwanie zwierzchności, która w imieniu władcy ziemskiego przemawia.

On młodzian stał przed Tym, przed którym nawet i władcy tej ziemi uginają swych kolan. Chrystus Pan rzecze do niego: „Pójdź za Mną!“

Spełnić ten rozkaz natychmiast—to obowiązek, nie cierpiący zwłoki.

Wielu zwleka. Oto człowiek zawinił, odczuwa wyrzut sumienia;

ten wyrzut sumienia — to głos Chrystusa, wołającego do pokuty. Ale człowiek zwleka z naprawieniem wyrządzonej krzywdy, lub ociąga się z przyznaniem i przeproszeniem. Wstyd mu przed ludźmi. Sam z wła­

snej woli nie odrzeka się grzechu; a potem grzech trzyma go już mo­

cno w swych więzach. Dlatego, że nie poszedł na wezwanie Chrystusa.

Albo człek poznał, że życie jego jest złe, i że winien je naprawić.

T ak a świadomość, która się w sercu zrodziła, to głos Chrystusa woła­

jącego: „Pójdź za Mną!" Ale człowiek odkłada poprawę na później.

Wpierw chce jeszcze użyć rozkoszy. 1 tak to ludzie zwlekają w mło­

dości, zwlekają też i na starość. I stają się grzechu sługami. Czyż wolno tak zwlekać? Gdy Chrystus wola do p o k u ty ; „Upamiętajcie się!"

gdy woła strapionych i obciążonych: „Pójdźcie, sprawię wam odpocznie­

cie!" słowem, gdy zawoła: „Pójdź za M ną!" niema obowiązku świtę-

(4)

tszego na ziemi, jak iść za głosem Zbawiciela. Mimo obowiązki świa­

towe, mimo węzły rodzinne, mimo obowiązki synowskie, niema nic pilniejszego na świecie nad posłuszeństwo słowu C h ry s tu s a : „Pójdź za Mną!"

A był jeszcze jeden, który zwlekał podobnie. R z e k i: „Pójdę za Tobą, Panie, ale mi pierwej pozwól pożegnać się z tymi, którzy są w domu moim." Zwlekał. Chciał serce podzielić między świat i Chry­

stusa. Takich jest wielu.

Niedzielę poświęcają Bogu, a w dzień powszedni życiem zapierają się Boga. Albo w niedzielę przed południem służą Panu w zgroma­

dzeniu wiernych, a po południu oddają grzechowi daninę. Jeśli czło­

wiek część serca oddaje na usługi świata, napróżno resztę ofiarować próbuje Chrystusowi. Takiej jałmużny Pan przyjąć się wzbrania. J a k nie może pługiem orać ten, który się poza się ogląda, bo bruzdę wnet krzywo wyciągnie, tak też do królestwa Bożego nie jest sposobny, kto się ogląda na świat, kto chce zostać uczniem Chrystusowym z za­

strzeżeniami.

Nie szczędzi trudów Chrystus Pan, by każdemu rzec słowo wła­

ściwe; każdego rad On ująć w odpowiedni sposób. Jezus każdego, dziś zwłaszcza, w końcu roku kościelnego, woła: „Pójdź za M ną!"

Miałożby i to być napróżno ? Idźmy za tern wołaniem szczerze, bez zwłoki, oddajmy Mu serce na własność, my wszyscy, i młodzi, którym droga z Chrystusem jeszcze daleka, i starzy, którzy niebawem już staną

u kresu. u.

P ogląd y religijne Z ygm unta K rasiń sk ieg o.

( 1 8 1 2 - 1 8 5 0 ) .

Na rok obecny, tak obfity w jubileusze, przypada setna rocznica urodzin jednego z trójcy największych naszych wieszczów, Zygmunta K rasińskiego; 19-go lutego „roku wojny, roku urodzaju" ujrzał on światło dzienne jako syn znanego w dziejach kraju naszego generała Wincentego. Obok Mickiewicza i Słowackiego Krasiński stoi na w y­

żynach myśli i twórczości polskiej w dobie romantyzmu. Dziełami swemi, polotem wyobraźni i bogactwem myśli i poglądów, odznaczają­

cych się czystością i wzniosłością etyczną, oddał wielkie usługi naro­

dowi, pozostawiając mu niezliczone nakazy szlachetne i wysoce mo­

ralne w dziedzinie wierzeń i życia narodowo-społecznego. Zasłużył sobie słuszne uznanie narodu, darzącego go mianem „poety myśli" i „orła,"

poruszył bowiem wiele zagadnień życiowych i idealnych, a żaden z ro­

mantyków naszych nie był w tak znacznej mierze historjozofem i filo­

zofem, jak Krasiński. Pomijając znaczenie Krasińskiego pod względem językowym i społecznym, zajmiemy się poznaniem jego wierzeń religij­

nych, jego poglądów na religję i łączności jej z bytem narodu pol­

skiego i ludzkości całej.

(5)

W rozwoju pojęć religijnych możemy rozróżnić w życiu poety trzy okresy. Pierwszy znamionuje silna wiara i trzymanie się zasad chry- stjanizmu w duchu kościoła rzymsko-katolickiego; nie znajdujemy u nie­

go zwątpień, ani silnych walk duchowych. Z tego okresu pochodzą utw ory: „Nieboska Komedja" i „Irydjon." Wkrótce jednak zapozna­

nie się z zasadami panteizmu i napływ nowych pojęć religijnych powo­

dują u poety utratę wiary; ogarnia go rozterka wewnętrzna, granicząca niemal z rozpaczą. W alka duchowa wypełnia okres drugi. Niedługo jednak zostaje poeta na bezdrożach, chwiejny w wierze i poglądach, bez systemu religijno-etycznego. W okresie trzecim dochodzi Krasiński do równowagi. Stwarza sobie nowy system religijny, który wyłonił się z połączenia cbrystjanizmu z pauteizmem. Odtąd już nie zmienia swych wierzeń, lecz trzyma się ich wiernie do końca życia. Odzyskał przez to równowagę duchową i pokój wewnętrzny.

Wolą ojca usunięty z kraju w r. 1829, nie brał udziału w wy­

padkach roku trzydziestego. Bawiąc poza granicami kraju, przyglądał się bacznie i pilnie prądom, nurtującym ówczesne społeczeństwa Za­

chodu, śledził uważnie ruchy robotnicze i propagandę modnego nad wczas saint-simonizmu. Widział w nich niebezpieczeństwo dla cywilizacji i społecznej organizacji ludów Zachodu; świadomość ta, a przytem trwoga o przyszłość Polski zniewoliły go do napisania „Irydjona"

i „Nieboskiej."

W latach 1830 — 31 zwiedził Krasiński Rzym. Cienie cezarów, przedstawicieli starego świata, stojącego u skraju upadku moralnego i społecznego, chwiejącego się i wkrótce mającego zapaść się w gru­

zach, i męczennikuw-chrześćijan, torujących drogę nowej erze, głoszą­

cych zasady przebaczenia, miłości i braterstwa, stanęły ja k żywe przed wyobraźnią poety. Zestawia też w myśli obraz upadku Rzymu z obra­

zem życia ludów europejskich, pędzących życie w nieustannej trwodze i walce niepewnej o jutro, i daje w „Nieboskiej Komedji" obraz walki dwóch prądów, ścierających się wonczas i dziś w społeczeństwach, i ostateczny wynik walki. H rabia Henryk i Pankracy są to dwa wiel­

kie duchy tragedji przyszłości, wcielenia dwóch przeciwnych, a wrogich sobie dążeń i prądów społecznych, ziejących ku sobie nienawiścią i dą­

żących do wzajemnej zagłady. J e s t to walka starego świata, starej wiary, z światem nowym, światem postępu, wyzbywającego się Boga i obowiązków względem Niego. "Wynikiem tej walki będzie unicestwie­

nie się wzajemne walczących s tro n : na rumowiskach i zgliszczach pychy i nienawiści wzniesie się nowy gmach, zbudowany ręką „Mściciela,"

Chrystusa galilejczyka. Padł hr. H e n ry k ; płomienne spojrzenie Chry­

stusa „rozkłada w proch“ Pankracego, demokratę. Zaginie pycha i nienawiść, a zakwitnie religja braterstwa i przebaczenia, zwycięży miłość, objawiona w Chrystusie, i nastanie nowa era w życiu ludów:

miast nawzajem pożerających się bestyj będą bracia i siostry w miłości.

Zbliżanie się tej chwili widzi Pankracy: „ Plotły kobiety i dzieci, że się tak zjawić ma, lecz dopiero w ostatni dzień.— J a k słup śnieżnej jasności stoi ponad przepaściami oburącz wspart na krzyżu, jak na

(6)

szabli Mściciel. — Ze splecionych piorunów korona cierniowa.“ I ko­

nając, powtarza Pankracy przedśmiertny okrzyk cesarza rzymskiego Jul- jaua Odstępcy, chcącego unicestwić chrystjanizm a przywrócić pogań­

stwo : „Galilaee, vicisti (zwyciężyłeś, Galilejczyku!)

Po roku 30-ym dwa dążenia, dwie myśli nurtują duszę poety, a sprzeczne w istocie swojej, walczą między sobą: pogańska żądza zemsty nad wrogiem, połączona ze ślepą nienawiścią, i idea chrześcijańska prze­

baczenia i miłości względem wrogów i krzywdzicieli. Obraz tej walki daje nam Krasiński w „Irydjonie." 1 tu zwycięża miłość: Jrydjon zo­

staje zbawiony przez miłość Grecji, modlitwami Metelli, chrześcijanki.

P ała Irydjon zemstą ku Rzymowi za ucisk i poniżenie Hellady, po­

święca tej zemście życie cale, lecz nie doczekał się owoców swych usi­

łowań, gdyż ich doczekać nic m ógł: ślepa nienawiść nic zbudować nie może, gdyż jest siłą niszczącą, nigdy zaś twórczą. Zwyciężyć może tylko miłość. Irydjon jest wcieleniem duszy polskiej, dążeń narodu, jego mi­

łości i nienawiści, dlatego też Sędzia posyła go „na ziemię mogił i krzy­

żów," by miłość jego wyszlachetniała, a pozbywszy się ujemnych pier­

wiastków nienawiści i zemsty, stała się godną wolności.

Krasiński w obu wymienionych utworach stoi silnie w wierze w Chrystusa i Jego posłannictwo na ziemi, wałczy za ideę chrystja- nizmu, pojętą w duchu katolickim. Niebawem jednak dawne wierzenia i poglądy upadły, a poeta wpada w rozterkę duchową. W czasie owym zapoznał się (1832 — 33) z przedstawicielami tilozotji pauteistyczncj, Heglem i Spinozą, i stał się zwolennikiem ich zasad. Panteizm stwierdza tożsamość Boga i natury, Stwórcy i jego tworu i głosi, że wszystkie twory, począwszy od martwych przedmiotów, a kończąc na człowieku, są tylko kolejnem, bezustannie rozwijającem się, coraz wyższem wciela­

niem się ducha. Duch ludzki po śmierci człowieka, doskonaląc i -oczy­

szczając się od pierwiastków nieducłiowych, przechodzi jeszcze wyższe wcielenia, aż, doskonały pod każdym względem, połączy się z duchem natury. Przejęty takiemi pojęciami, poeta nie może pozostać w zgodzie z chrystjanizmem, to też w utworach jego z tego okresu wahania i walki pojęcia pauteistyczne górują nad chrześcijańskiemi, a z wierzeń dawniej­

szych pozostały jeno strzępy. W dobie on ej napisał Krasiński „Trzy myśli Ligenzy," w których wyraził swe poglądy. Pierwsza część tego utw o ru ,, „Syn cieniów," zawiera w sobie wyznanie wiary pauteistyczncj z niewielką przymieszką pojęć chrześcijańskich. „Syn cieniów" według tej nauki, „mocą nieznaną z ciemni wyrzucony,- przeszedłszy różne formy wcielenia materjalnego, staje się „synem światłości," to jest człowie­

kiem. A gdy „jako syn światłości" porzuci ziemię, gdy „przez długą pracę ludzkiego męczeństwa znów się rozbierze z szaty człowieczeństwa,"

to i wtedy nie przestaje się doskonalić, przechodzi przez coraz wyższe, coraz doskonalsze byty,

„Aż kiedyś ujrzysz, jak z lazurów łona Jasność jasności, Bóg Bogów powstaje,

1 znów do niego wyciągniesz ramiona, 1 on cię porwie w inne—dalsze raje.

(7)

Znów za nim pójdziesz ty, anioł, ty, święty, Lecz on ci jeszcze będzie niepojęty.“

Wreszcie duch człowieka, „syna światłości" po najrozmaitszych wcieleniach powraca tam, skąd wyszedł, połączy się z Duchem natury:

„Tern są na końcu, czem w początku były:

„Świat jeden ducha z twoim duchem zlany."

J a k widzimy, poeta rozwija tu indywidualizm człowieczy, wycho­

dzący i powracający do Wszechducha. W następnej części „Myśli,"

w „Śnie Cezary," porusza indywidualizm narodowy t. j. Polski. Duch jej musi przechodzić przez fazy przejściowe do doskonałości; Polska wraz z Chrystusem zstępuje do grobu, by następnie zmartwychwstać.

W trzeciej z „Myśli." w „Legendzie," w sposób dość niejasny wypo­

wiada poeta swe poglądy na rozwój kościoła i rozróżnia trzy okresy:

kościół św. Piotra czyli kościół pierwotny, kościół (św. Pawła) od K on­

stantyna do naszych czasów, stanowiący epokę polemik i propagandy, i wreszcie kościół św. Jana, kościół miłości, którego zaranie poeta przedstawia. Myśl ta, nieobca ówczesnej teologji protestanckiej, i dziś nie straciła swego znaczenia. W pojęciach religijnych poety z tego czasu panuje chaos, stanowisko jego słabo zaznaczone i chwiejne.

Po roku 1840 w wierzeniach poety zachodzi stanowcza zmiana.

J a k już zaznaczyliśmy, stworzył on w tym czasie nowy system, polega­

jący na połączeniu pan teizmu z chrystjanizmem. Wyrazem tych wTie:

rżeń jest rozprawa: „O Trójcy w Bogu i o trójcy w człowieku."

Krasiński rozróżnia w Bogu trzy siły: łaskę, rozum z logiką i miłość.

„Łaska" Boża objawia się w tern, że Bóg nas stworzył, że „nam bytu udzielił;" „rozum i logika" sprawiły, że stworzył nas niedoskonałymi, dając nam przez to możność postępowego rozwoju, i wolnymi, zmuszo­

nymi „siebie samych dotwarzać, rość ku Niemu;" „miłość" wreszcie Boża zbawi nas ostatecznie i doprowadzi do żywota wiecznego, który ..jest niebiańską wszystkich władz naszych harmonją." „Łaska" daje nam byt. którego wyrazem jest ciało; „rozum"— świadomość tego bytu i wiedzę warunków jego istnienia, czyli duszę, która przeto jest „myślą i wiedzą;" „miłość14 zaś prowadzić nas ma do najściślejszego połączenia bytu z myślą, ciała z duszą i uczynić nas „duchami żywymi, nieśmier­

telnymi," gdyż przeznaczeni jesteśmy do „anielstwa," „do przetworzeń się duchowych w nieskończoności żywota." Z takiego trojakiego sto­

sunku Boga do nas powstaje Trójca św. „Pierwsza Jej osoba odpo­

wiada Wszechbytowi, którego przymiotem Wszechmoc; druga —Wszech- myśli, której przymiotem Wszechświadomość, czyli Wszech rozum; trze­

cia — Wszechżyciu czyli Wszechduchowi, którego przymiotem Wszech- miłość." N a podobieństwo tej Trójcy Bożej każdy człowiek jest ró­

wnież trójcą, gdyż jest bytem, myślą i życiem. Osobę „łaski" w Trójcy św. przedstawia Ojciec, Stworzyciel, Jehow a; osobę „rozumu"— Słowo odwieczne, logos, które, wcielone, zwie się Chrystus; osobę „miłości"

wreszcie— Duch Święty, spójnia najdoskonalsza „łaski" z „rozumem,"

Wszechżycie Boże, kojarzące Wszechbyt z Wszechmyślą. Zgodnie z dogmatem kościołów chrześcijańskich Chrystus, spowodowany upadkiem

(8)

ludzi, zstępuje w świat, by ich wyzwolić, odkupić i zbawić. Duch św., podług poety, wyrażający Wszechżycie w Bogu, jest dla nas Wszecli- miłością i zbawieniem i pochodzić musi z Ojca i z Syna, z Wszech­

bytu i Wszechmyśli, z Jehowy i Słowa, bo jest ich „zlewem, prze- pajauiem się wiecznem, ich wzajemną jednią," również jak duch nasz jest przepojeniem bytu i myśli, ciała i duszy naszej. Żywot wieczny będzie „przepojeniem się najwyższem Laski, którą od Ojca wzięliśmy, i własnej zasługi naszej, której konieczność Syn nam wskazał." P o ­ wołuje się tu poeta na sobór nicejski, który w wyznaniu wiary umie­

ścił wszystkie nadziemskie nadzieje ludzkości: uświęcenie dusz ludzkich, natchnienie proroków, jedność kościoła powszechnego, zmartwychwsta­

nie ciał, żywot wieczny i świętych obcowanie. Z początku więc istnie­

je „łaska," a wkoucu dopiero „miłość," pośrodku zaś, jako przejście od łaski do miłości, od bytu pierwszego do najwyższego życia, znajduje się „rozum Boży;" ten ostatni musi wyjawić ludziom, stworzonym z laski, że niezbędna jest ich zasługa, a jest nią praca, cierpienie i mę­

czeństwo, aby mogli być doprowadzeni do „godności* duchów niebie­

skich," do „anielstwa," do żywota wiecznego. Gdyby tego nie było,

„łaska" byłaby bezrozumna, i „miłość w końcu tylko ślepa, “ nie byłoby życia, ni dziejów ludzkich lub jakichkolwiek innych. Bóg jest B o­

giem nie martwych, ale żywych, przeto stać się musiał pośrednikiem w tein przejściu między „łaską" i „miłością," „rajem" i „niebem,"

między stanem pełni żywotnej, duchowej i bytu cielesnego. Łączni­

kiem tych stanów musiał być „rozum Boży," który, wcielony i obja­

wiony w rodzie ludzkim, duszę i rozum ludzki obudził. Dlatego Chry­

stus jest zbawcą, odkupicielem i pośrednikiem, i tylko przechodząc przez Niego, można dostąpić zbawienia. Chrystus jest „drogą," którą jedy­

nie dostać się można do „miłości ostatecznej." W Nim przedstawiony wszystek trud i ból przejścia od łaski do miłości, od „raju," niepo- wrotnego już, do „nieba," nie nadeszłego jeszcze; wszędzie w Nim, w każdym Jego czynie i słowie znać połączenie obu natur: ludzkiej i boskiej, znać przejście „od cielesności do pełni ducha," czyli od na­

tury ludzkiej do boskiej. Za daleko zaprowadziłoby nas przytaczanie dalszych określeń C hrystusa; dodajmy tylko, że Krasiński uznaje zmar­

twychwstanie Jego i życie po prawicy Ojca. Zadaniem Chrystusa jest wstępować coraz wyżej, ciągnąć za Sobą wszystkie duchy i światy, by wraz z Nim wniebowstępowały. Bez Chrystusa niema zbawienia, to znaczy, że człowiek nie może wrócić do Wszech ducha i zlać się z Nim, o ile nie

„przejdzie przez Chrystusa." Cóż się stanie z tym, co przezeń nie przeszedł? Krasiński odpowiedzi pewnej nie daje. Mniema on, że taki człowiek, czyli duch stworzony, o ile nie dopełnił warunku tego na zie­

mi, musi go dopełnić „gdziebądź i jak bądź — może przez kilkakrotną śmierć i przez kilkakrotny nawrót do żywota na ziemi —może w stanie pośmiertnym, przegradzającym żywot ziemski czy to od innych ziemskich, czy też od żywota wiecznego." W każdymbądź razie każdy przed są­

dem ostatecznym będzie musiał się dorabiać swej „chrystusowości."

(9)

Poglądy powyżej omawiane pragnie poeta zastosować do życia ludzkości i narodu polskiego. Ludzkość przechodzi trzy fazy rozwoju:

pogaństwo — byt nieuświadomiony, jak ciało u człowieka, świat chrze­

ścijański — walka między materją a sumieniem na podobieństwo walki między ciałem i duszą ludzką, i wreszcie zespolenie harmonijne bytu z sumieniem przez wolę, poddającą się dobrowolnie woli Bożej. O sta­

tnia epoka — to okres przyszłości, czas Ducha św., kiedy Duch nas oświeci, iż chętnie dopełnimy nauki Chrystusowej na ziemi; a wtedy uietylko oddzielni ludzie, lecz narody cale staną obok siebie jak bracia miłujący się w Chrystusie. W stosunkach między ludźmi przewrotu tego dokonał Chrystus, poniósł bowiem śmierć krzyżową za ludzkość a potem dla niej zmartwychwstał, by Swą dobrowolną i niewinną męką zbawić ludzkość i wskazać jej ideały braterstwa i miłości. Takież męczeństwo zajść musi i w stosunkach ludów między sobą: z pośród narodów musi się poświęcić jeden wybrany. N a podobieństwo Chrystusa musi naród ów przyjąć o tiarę dobrowolnie i niewinnie, ponieść śmierć za inne.

Właściwie ludzkość cała powinna ponieść śmierć i przez nią przejść do wyższego, doskonałego życia; jest to jednak niemożebne, gdyż ludzkość ani na chwilę umrzeć nie może, przeto musi jedna jej cząstka, jeden naród, przyjąć na się posłannictwo Chrystusowe i stać się „Chrystusem narodów." Tym narodem miał być naród polski. Mamy tu do czy­

nienia z mesjanizmem, który opanował Mickiewicza i Słowackiego i wielu współczesnych. J a k Chrystus po trzech dniach zmartwychwstał i stworzył dla świata nową erę, tak i Polska powstanie z grobu, a wtedy wybije godzina wyzwolenia ludzkości: nastanie nowa epoka, do której na­

ród polski poprowadzi wszystkie ludy, pełna Tdasku, pełna chwały Chrystusowej. Upadek polityczny Polski nazywa Krasiński „próbą grobu," pokrzepiając się nadzieją jej zmartwychwstania dla dobra całej ludzkości.

Postaraliśmy się w krótkim i pobieżnym zarysie dać czytelnikom obraz wierzeń wielkiego wieszcza. Na tle pojęć panteistyczuych roz­

snuwa on umiejętną ręką złote nici prawd chrześcijańskich, łącząc je w misterną całość. Mimo to Krasiński jest wiernym synem kościoła rzymskiego, a protestantyzm nie przypada mu do smaku. Idealizuje kato­

licyzm, jak wiele innych szlachetnych dusz, i marzy, że w przyszłości rozwinie się w kościół nowy, który obejmie wszystkie ludy chrześcijańskie.

T a religja przyszłości będzie udziałem słowian, gdyż plemię to „wszę­

dzie zatrudnia uprawa roli, od wieków uciska je przemoc obcego czy swojskiego jarzma", gdyż wreszcie „głęboko wierzy w bezpośredni, nieustanny związek Wszechducha z Wszechświatem." Wszystkie naj­

starsze ustawy i obyczaje tego plemienia noszą znamię braterstwa.

Ju ż przed przyjęciem chrześcijaństwa mieli słowianie w sobie coś chrze­

ścijańskiego: cechuje ich wielka cierpliwość, brak mściwości, przebacza­

nie uraz. Choć bitni i dziarscy, pozbawieni są zupełnie chęci zdobyczy.

Obdarzeni zmysłem „zawiązywania się w braterstwa zbiorowe," jak również wiarą w opiekę Bożą i ciągłe obcowanie potęg niebieskich z ziemskiemi, przejęci są słowianie głęboką religijnością i bogohojnością.

(10)

Narody romańskie muszą pozostać przy obecnym katolicyzmie, gdyż plemię to „sięga celów doczesnych;" ludy germańskie zaś zadowolić się muszą protestantyzmem. Na ostatni Krasiński niebardzo łaskaw.

„Protestantyzm— mówi on— w tej samej chwili, w której się z pod du­

chownej przemocy Rzymu wydzierał, w której ogłaszał wolność myśli człowieczej, dał się ułowić władzy świeckiej, uznał królów i książąt p a ­ pieżami swymi." Dziwić się jeno możemy, że osobistość tak światła i umysł tak pogłębiony nie mógł pojąć i zgłębić protestantyzmu i na­

leżycie go ocenić. Pomimo marzeń o kościele przyszłości, pomimo panteistycznych swych poglądów Krasiński w głębi duszy pozostał oddany Rzymowi i nie zerwał z tein, czem „syn szlachecki" w młodości się przejął.

Nie przeszkadza to bynajmniej Krasińskiemu prawić o kościele przyszłości, o odrodzeniu się ludzkości przez Chrystusa i połączeniu się

„duchów stworzonych" z Wszechduchem wiecznie żywym. Mimo wszystko Krasiński pozostanie wieszczem miłości i braterstwa ludów, wieszczem silnej wiary w odrodzenie ludzkości.

„I ty, ludzkości, będziesz przemieniona!

Zostawisz w dole u stóp ciemnych wzgórzy Wszystko, co zwodzi, i wszystko, co boli;

Zostawisz w dole szataństwo niewoli, Zostawisz w dole kłamstwa opętanie, Zostawisz w dole tajemnic zawiłość, A weźmiesz z sobą duchowe poznanie 1 serca wieczną, nieskończoną miłość."

E.

Synod te g o ro czn y .

23-go i 24-go października r. b. odbył się synod tegoroczny, X X X [ z rzędu, tym razem w Łodzi. Poprzedził go kurs instrukcyjny o misji wewnętrznej, urządzony przez rektora Domu miłosierdzia, ks.

radcy E. Holtza. Wyrażona na zeszłym synodzie chęć bliższego po­

znania Domu miłosierdzia znalazła w ten sposób prędkie i piękne urze­

czywistnienie, za które wykonawcy należy się serdeczne podziękowanie.

Kurs in stru k cyjn y rozpoczął się niezwykłą uroczystością: wy­

święceniem siostry próbnej. W małej, lecz miłej kapliczce Domu miło­

sierdzia zebrali się 21-go października przybyli uczestnicy synodu wraz z zarządem Domu miłosierdzia na nabożeństwo. Po śpiewach i pięknej, wespół z siostrami odśpiewanej liturgji, przemówił ks. Holtz na słowa z II listu do Koryntów 4, 1: „Dlatego, mając to posługiwanie według doznanego miłosierdzia, nie słabiejemy." Wspomniawszy o uroczystej chwili,— była to bowiem też czwarta rocznica poświęcenia Domu miło­

sierdzia—mówca kazał o wzniosłym urzędzie djakonisy, podkreślając wo­

bec słuchaczów, iż jest to urząd, oparty na Piśmie św., i sięgający czasów apostolskich, a wobec sióstr, zwłaszcza siostry próbnej, jego

(11)

wzniosłość, godną największego poświęcenia ze strony doń powołanych.

Po odmówieniu prastarej, z II wieku pochodzącej modlitwy, i złożeniu ślubu, nastąpił akt wyświęcenia.

Po wspólnej wieczerzy w Domu djakonis, ks. Holtz wygłosił pierwszy odczyt p. t. „Dzieje djakonji." Wyszedłszy z założenia, że

„Syn człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, ale aby służył i aby dal życie Swe na okup za wielu,“ prelegent wykazał, że djakonat wy­

pływa z samej zasady chrystjanizmu. To też w samem zaraniu jego powstaje w kościele urząd djakonis, mający na celu pomoc przy nau­

czaniu i posługiwaniu w zborze. T aka była Feba, o której jako słu­

żebnicy zboru pisze apostoł Paweł, takiemi też Lidja, Pryscylla i inne.

Urząd ten rozwijał się pomyślnie do V wieku, a cel jego odpowiadał djakonji naszych czasów z tą tylko różnicą, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa przeważał pierwiastek nauczania, podczas gdy obecnie przeważa pierwiastek posługiwania. Od V wieku rozwój djakonatu ustaje wskutek powstającego życia zakonnego i nauki o dobrych uczyn­

kach. Z wyschnięciem źródła wiary wysycha też głęboki zdrój miło­

sierdzia. Dopiero w wieku X I I , wskutek wojen krzyżowych, budzi się myśl powoływania niewiast do pieczy nad rannymi i opuszczonymi.

Myśl ta po 200 łatach doznaje szerokiego zastosowania przez powsta­

nie zakonu szarytek, założonego przez Wincentego a Paulo. Otoczony, opieką papieży, zakon szarytek doczekał się wielkiego rozwoju, ten­

dencja jednak, z ja k ą kościół rzymsko-katolicki łączy uczynek miło­

sierdzia, odbiega od czystości djakonji biblijnej. Z reformacją nastąpił powrót do Pisma św. i wzorów biblijnych. Przez oczyszczenie nauki reformacja stworzyła podłoże do nowego rozwoju djakonji. Pomimo przychylnego stanowiska Lutra, czasy reform acyjne nie powołały jednak do życia większej organizacji na polu miłosierdzia: zbyt wypełnione były walką o czystość nauki, zresztą i brakło ludzi po temu. Nie uczyniły tego i czasy poretormacyjne, wypełnione wojnami rełigijnemi, ani czasy panowania racjonalizmu w kościele. Dopiero z chwilą zbudzenia się życia religijnego nastaje nowy rozwój djakonji. Zjawia się odezwa pa­

stora IClonne o wskrzeszeniu djakonis starochrześcijańskich. Ainelja Sieveking zakłada w Hamburgu stowarzyszenie pielęgnowania chorych i ubogich na wzór sióstr miłosierdzia. Aż wreszcie powstaje mąż, ze­

słany przez Opatrzność, który miał urzeczywistnić wszystkie te dą­

żenia, wskrzesić djakonat biblijny na podstawie nowej organizacji i po­

wołać tysiące rąk i serc niewieścich do miłosierdzia w czynie. Był to Teodor Fliedner, urodzony w r. 1800, pastor w Kaiserswercie. Zało­

żenie przezeń Domu djakonis w roku 1836 staje się początkiem nowego okresu djakonji, która, odrodzona i odnowiona, popłynęła szerokim stru­

mieniem w kościele ewangelickim. Do śmierci Fliednera w r. 1864 powstało już 30 domów djakonis i przeszło 400 placówek stałej pracy, a przedstawiciele tych domów jednoczą się pod przewodnictwem Kaisers- wertu w wspólnym związku, do którego obecnie przystąpiło 87 do­

mów djakonis z całego świata.

(12)

Następnego dnia, po nabożeństwie poranuem, odprawionem przez ks. Schmidta z Pabjanic, ks. Holtz wygłosił drugi odczyt: „Djakonisa jako pielęgniarka." Przedstawiwszy powstanie szpitali i pielęgniarstwa, prelegent zaznaczył, że pielęgniarstwo nie jest wprawdzie jedynem, ale zato najważniejszem zadaniem djakouisy. Kościołowi winno zależeć na tern, aby piecza nad chorymi spoczywała w rękach wierzących. Djako­

nisa jest pośredniczką między chorym a duszpasterzem, przygotowuje serca do przyjęcia pociechy religijnej. Wobec niewierzących lub ino- wierców zachowanie jej powinno być pełne taktu, łagodności, ale i go­

dności,- przyczem strzedz się winna przejawiającej się śród sióstr katoli­

ckich chęci nawracania. Wreszcie prelegent mówił o jej zadaniu w przytułkach dla starców, epileptyków i idjotów. Praca djakouisy wypływa nie z pobudek materjalnych, jak to ma miejsce śród pielęgnia­

rek zawodowych, ani z chęci zadośćuczynienia za grzechy, jak u sza­

rytek. Jej źródłem— doznana łaska, jej siłą— miłość Boża, jej celem—

służenie Bogu w bliźnich.

Po odczycie zebrani zwiedzili Dom djakonis w Łodzi, połączony z nim szpital, podziwiając piękne sale operacyjne, gabinet Roentgonoski, wreszcie zakład dla epileptyków i idjotów. Po południu odbył się trzeci odczyt ks. H o ltz a : „O pracy djakouisy w zborze." P raca djakouisy w zborze obejmuje najrozmaitsze rodzaje pracy kobiecej, a więc pielę­

gnowanie ubogich i chorych, pracę w ochronach i stowarzyszeniach kobiecych. Praca ta powinna zostawać w ścisłym związku z pracą pastora i być wykonywana pod jego kierunkiem. Wzorem pięknej organizacji tej pracy jest Milhuza. Miasto podzielone na rewiry, w ka­

żdym mieszka djakonisa. Przy jej mieszkaniu znajduje się pokój przy­

jęć, malutkie ambulatorjum dla jej chorych, apteczka, szwalnia dla za­

jęcia ubogich kobiet. Djakonisa ma też przygotowane stale 2 wypra­

wy połogowe, wreszcie zapasy żywnościowe dla uboższych. Nad jej pracą czuwa komitet z 15 pań i 3 panów, dostarczający jej środków do wypełnienia powyższych zadań, ileż u nas jeszcze jest do zrobienia w tym kierunku! Obyż nasz Dom djakonis mógł nam w przyszłości dostarczyć rąk i zachęty do podobnej pracy!

Po krótkiej dyskusji ks. radca Guudlach zakończył kurs instrle­

kcyjny nabożeństwem, przemawiając na tekst I listu do Koryntów 13, 1 — 7 i napominając księży i pracujących w Domu djakonis do miłości, która jest warunkiem i duszą wszelkiej pracy, zwłaszcza w misji we­

wnętrznej.

Następnego dnia rozpoczął się synod nabożeństwem w kościele św. J a n a . Mowę spowiednią wypowiedział ks. Wernitz z Kamienia, liturgję odprawił ks. Knothe, kazanie wygłosił N P W. ks. superinten­

dent generalny na tekst II ks. Kroniki 14, 10 i 11. Mówca kazał o walkach kościoła i pomocy, ja ką kościół ma w Bogu. Czasy nasze—

to czasy walki, zwłaszcza dla kościoła. Teologja liberalna grozi mu odcięciem źródeł wiary, sekciarstwo— ich zamąceniem. Przeciwko nim jednak kościół wciąż toczył walki, tężejąc i wzrastając przez nie. N a j­

większym wrogiem—to nowoczesny materjalizm, przenikający wszystkie

(13)

warstwy: hoduje on pokolenie, któremu braknie zmysłu dla spraw wiary. W walkach takich ufnością, pomocą i zwycięstwem jest nasz Bóg w Jezusie Chrystusie, gdyż „przeciwko Bogu żaden człowiek nic nie zmoże."

Po południu rozpoczęły się obrady, które trwały prawie do północy.

Przywitawszy zebranych, N P W. ks. superintendent generalny rozpoczął obrady modlitwą, poczem powołał na sekretarzy ks. ks. Rondtbalera z Lipna i Geislera z Nowosolnej. Przybyło 40 księży prócz gości, a śród nich prezes Konsystorza, baron von der Ropp. N a wstępie przewodniczący odczytał sprawozdanie za rok ubiegły. Sprawozdania nie umieszczamy, gdyż zawiera ważniejsze wypadki z życia i pracy ko­

ścielnej, omawiane swego czasu na szpaltach „Zwiastuna."

Ks. Hadrian, jako referent misyjny, odczytał spraw ozdanie m i­

syjne. Przypomniał, że sprawozdanie drukowane ukaże się, zgodnie z życzeniem kolegów, w styczniu, że dotąd od lipca 1911 r. wpłynęło na misję 12,719 rb., prosił o przyznanie specjalnej zapomogi misji lipskiej z powodu powiększenia zakładu misyjnego i o dalszą zapomogę dla kandydata misyjnego Schultza, pochodzącego z naszego kraju. Sy­

nod przychylił się do wniosków referenta, przeznaczając na misję lipską, prócz ofiar specjalnych, 1,000 rb., a dla kandydata Schultza — 800 rb.

Sprawozdawca m isji żydoioskiej mówił o pracy w naszym kraju w łączności z towarzystwem misyjnem lipskiem, wytykał skąpo wpły­

wające ofiary— dotąd 1,079 rubli,— prosił o większą dla sprawy gorliwość.

Wreszcie sprawozdawca m isji wewnętrznej, ks. Holtz, wspomniał, że ofiary za rok ubiegły wynoszą 2,600 rb., i poruszył omawianą już w roku zeszłym i w zasadzie zdecydowaną sprawę kolekty domowej w zborach na rozszerzenie przytułku dla epileptyków i idjotów. Zgodnie z uchwałą zeszłoroczną synod kolektę zatwierdził, wzywając księży pa­

storów do jej zbierania w tym lub przyszłym roku. Ks. Holtzowi sy­

nod wyraził podziękowanie za urządzenie kursu instrukcyjnego i prosił o częstsze poruszanie spraw Domu miłosierdzia w prasie łódzkiej i sta­

ranie się wpłynięcia na opinję publiczną.

Następnie ks. Schmidt z Pabjanic wygłosił odczyt: „O zyska n iu niew ierzących dla chrześcijaństw a. “ Referent odmalował w ciemnych barwach stan kościoła, zwłaszcza szerzącą się. niewiarę śród wykształ­

ceń szych i zdziczenie obyczajów śród młodzieży. Przyczynę smutnych tych objawów widzi po części w rozłamie między nauką i wiarą, po części w szerzącym się socjalizmie, patrzącym na kościół jako na insty­

tucję kapitalistyczną. J a k o środki przeciwdziałania proponował urzą­

dzanie odczytów i pogadanek o kwestjach palących z dziedziny wiary, zabieranie głosu w prasie, wpływ osobisty księży, oraz modlitwę. W dy­

skusji kładzono szczególny nacisk na pogłębienie kazań i podniesienie nabożeństw pod względem estetycznym dla przyciągania inteligentniej­

szych zborowników.

Tegoż dnia wygłosił odczyt ks. superintendent Angersteiu o J u ­ bileuszu refo rm a cji w r. 1917.“ Ks. Angerstein zdołał zebrać nad­

zwyczaj interesujący i cenny materjał o dotychczasowych jubileuszach

(14)

w latach 1617, 1717, 1817, który przedstawi! zebranym. Następnie wystąpił z projektem jubileuszu w r. 1917, proponując: 1) zakupienie przez większe zbory amerykańskiego wydania zbiorowych dzieł L utra (cena około 200 rb.), by pastorom i wykształconym zborownikom dać możność studjowania dzieł Lutra, 2) utworzenie w Łodzi seminarjum teologicznego dla powracających z uniwersytetu kandydatów w celu wzmocnienia ich w wyznaniu naszem i 3) doprowadzenie do skutku nowej ustawy kościelnej, rozpoczętej przed kilku laty. Synod wyraził prelegentowi podziękowanie za interesujący jego odczyt, przychylił się do pierwszej propozycji, co do innych nie powziął żadnej decyzji, po­

stanawiając jedynie, by przedmiot ten poruszono na przyszłych synodach.

Następnego dnia po modlitwie porannej ks. Senni wygłosił od­

czyt o „pracy iv z b o r a c h Zaznaczywszy, że celowa praca możliwa jest tylko w zborach małych, prelegent wyszczególniał rozmaite rodzaje tej pracy na polu religijnem, dobroczynnem, socjalnem i wychowawczem.

W tejże sprawie wygłosił odczyt ks. radca Gundlach „o p racy i pra- coicnikach zborowych g dzieindziej i u nas." Ks. Gundlach mówił o po­

wstaniu kościoła i o prądach, zdążających do jego ożywienia, o prą­

dach sekciarskich i o gromadkarstwie. Mówca wytykał niebezpieczeń­

stwa gromadkąrstwa, przejawiające się w lekceważeniu nauki, zacieraniu różnic wyznaniowych, niechęci do kościoła i księży i w dążnościach separatystycznych, jako to w życzeniu oddzielnej komunji. Dodatnią stronę gromadkarstwa widzi w tern, że budzi zrozumienie gorliwszej pracy zborowej. W drugiej części odczytu mówił o wychowaniu po­

mocników zborowych w Pozuańskiem, o osiedlaniu ich na małych par­

celach i rodzaju ich pracy. Przeszedłszy do naszych stosunków, zazna­

czył konieczność powiększenia kontroli nad pracą naszych pomocników zborowych i troski nad ich dalszem kształceniem. Propozycje te synod jednogłośnie poparł.

Ks. Angerstein podniósł kwestię, czy pożądana jest poprawa śpiew nika niemieckiego. Zgodnie z wnioskaipi jego synod zaopinjo- wał, że potrzeby tej nie widzi, natomiast uznaje potrzebę poprawienia pisowni i ujednostajnienia melodij w obu wydaniach śpiewnika, ku cze­

mu wybrani ks. ks. Angerstein, Holtz, Hadrian, Loth i Wosch.

W następstwie omawiano jeszcze szereg w a żnych dla kościoła spraw , mianowicie sprawę szkół i kantoratów, których zalecano strzedz wszelkimi środkami, sprawę kasy zapomogowej dla zborów, której pro­

jekt dotąd nie uzyskał zatwierdzenia właściwej władzy, przez co nie- tylko wydawanie zapomóg pomniejszym zborom i kantoratom, ale i po­

wstanie szkoły kantorskiej dla kształcenia kantorów i pomocników zbo­

rowych zostały wstrzymane, sprawę kasy emerytalnej dla kantorów i oficjalistów zborowych, którą polecono pieczy pastorów, sprawę kon- ferenoyj kantorskich, utrudnionych wskutek konieczności wyjednywania pozwoleń ministerialnych, sprawę organizacji kolporterów, którą oddano w ręce ks. Seriniego, wreszcie poruszoną przez ks. Wendego sprawę rewizji polskiej agendy kościelnej pod względem językowym i przejrze­

nia tekstu polskiego Starego Testamentu, którą odłożono do następnego

(15)

synodu. Późnym wieczorem zakończono obrady, tak obfite pod wzglę­

dem ilości odczytów i omawianych spraw.

N a zakończenie synodu odbyło się nabożeństwo w kościele św.

Trójcy, odprawione przez ks. superintendenta Angersteina. J a k o tekst pożegnalny .ks. Angerstein wybrał słowa I listu do Tymoteusza 4, 16:

„Pilnuj siebie samego i nauki, trwaj w tern; bo to czyniąc, zbawisz i siebie samego i tych, którzy cię słuchają." Wspomniawszy, że się żegnamy i rozchodzimy po męczącej pracy, której oby Bóg pobłogo­

sławił, że nie wiemy, czy się wszyscy zbierzemy po roku, mówca na­

pominał słowami apostola, byśmy pilnowali siebie przez poświęcenie ży­

cia, ale i nauki, nam powierzonej, a zawartej w zbawieniu przez J e ­ zusa Chrystusa, nauki tak wiernie pojętej i przekazanej przez Marcina Lutra. Czyniąc to, zbawimy i siebie i tych, którzy nas słuchają.

Niechże Bóg błogosławi pracy sług Swoich!

Ks. li. Woach.

Na B ałk an ach .

N a półwyspie Bałkańskim wre wojna. Cztery małe państewka, Czarnogórze, Bulgarja, Serbja i Grecja, chwyciły za broń i rzuciły się na państwo otomańskie, stając w obronie swych braci, krwią ocieka­

jących pod jarzmem tureckiem. Przed wojną postawiły ultimatum, do­

magając się od Turcji nadania samorządu Macedonji i Albanji. Jeśli im dalej będzie służyło zwycięstwo, nie poprzestaną już na autonomji, lecz będą szukały co najmniej zdobyczy terytorjalnych. Wolałyby oczy­

wiście wyprzeć turków z Europy. Lecz to byłoby zapewne dla nich za trudne do wykonania.

J a k wypadnie obrachunek krzyża z półksiężycem, dziś przesądzać trudno. Ale obydwie strony walczące uważają rozpoczynającą się woj­

nę za świętą. Nasze sympatje są po stronie słowian, sprzymierzonych z grekami.

Pięćset Jat panowania religji Mahometa było dla ludów zamie­

szkujących półwysep Bałkański przekleństwem. Nędza jest wszędzie i wszędzie jest jej za wiele. Ale nigdzie w Europie niema nędzy tak bezbrzeżnej, ja k na Bałkanach. Najróżnorodniejsze okrucieństwa, które się działy na tym nieszczęsnym półwyspie od setek lat, przewyższają wszystko, co sobie mieszkańcy innych krajów Europy wyobrazić mogą.

Przytem częste trzęsienia ziemi szerzyły spustoszenie na półwyspie i przy­

czyniły się również do tego, że stał się podobnym do pustyni. To też krajobraz przedstawia się tu najczęściej jak przerażające piekło z ka­

mienia, przynajmniej w łecie, gdy wypalona od słońca trawa stanowi jedyny niemal okaz wegetacji. W łecie miesiącami całymi brak zu­

pełnie opadów wilgotnych; w zimie boreasz wyprawia harce zabójcze na ziemi, pozbawionej prawie zupełnie lasów ochronnych. W ciągu je ­ dnego dnia zdarzają się kilkakrotnie znaczne zmiany temperatury: po

(16)

upale iście tropikalnym bywają często chłodne wieczory. Zdaje się, że w charakterze ludności i w klimacie ziemi sprzymierzyły się czynniki złego, by stworzyć krainę niedoli.

To islam, ta najbardziej złowroga religja, przemienił niegdyś bło­

gosławione kraje w pustynię. Gdzie turelc nogą stąpnie, traw a nie porośnie. Gdzie nic nie rośnie, tam następuje zmiana klimatu, ja k ta, 0 której mówiliśmy powyżej. Islam stworzył też ową obojętność wzglę­

dem życia ludzkiego, tyle znamienną dla tego południowego wschodu Europy. W sierpniu roku zeszłego tysiące ludzi zginęło skutkiem straszliwego trzęsienia ziemi. Znawca spraw bałkańskich, Max Kienast, przedstawiciel znanego dziennika „Neue Freie Presse," słusznie mógł wtedy powiedzieć: „Gdyby się coś podobnego stało np. w Niemczech, byłoby to zdarzeniem pierwszorzędnej doniosłości; ale na Bałkanach— co to może obchodzić turka? Z tępą apatją przygląda się takim wypadkom.

Do energicznej akcji ratunkowej wzięły się tylko ludy chrześcijańskie, ciemiężone yrzez turków. Wobec takiej katastrofy turek nie może się zdobyć na żaden czyn; wszak nie poczuwa się on do żadnej narodo­

wości, nie jest przedstawicielem żadnej czystej rasy, nie ma nawet ro­

dziny w prawdziwem słowa tego znaczeniu." Trzeba bowiem nadmie­

nić, że stosunki rodzinne turków są pozbawione wszelkiego pietyzmu;

nazwiska rodzinne nie są tam znane zupełnie.

A jednak turcy zażywają opinji jedynych „ludzi honorowych" śród ludów bałkańskich. Opinja ta ka jest uzasadniona w pewnym stopniu.

„Możecie postawić turka przy stosie drogocennych kamieni i powierzyć mu pieczę nad nimi,— powiada p. K ienast—a przekonacie się, że turek wytrwa na stanowisku i nawet nie przyjdzie mu do głowy myśl, że mógłby być nieuczciwy; nie ustąpi z miejsca, chyba że padnie martwy.

Ale z drugiej strony trzeba znowu przyznać, że łotr zaczyna się od effendiego." Tytuł „etfendi" przysługuje jednako następcy tronu jak 1 każdemu najpospolitszemu „panu;" społeczeństwo tureckie jest pod wielu względami wielce demokratyczne.

Islam urabia ludzi zależnych, pozbawia ich zdolności kierowania się własną wolą, własnemi zasadami. Prawowierny muzułmanin, „mo- slim," korzy się wobec wskazań koranu jako księgi świętej i zapa­

truje się na obowiązki swoje jako na przykazanie Boże. Imię Boga, Allali, to dlań cudowne słowo czarodziejskie, wobec którego gotów jest na wszystko. Takiego „moslima" cechuje prawdomówność, uczciwość i wierność. Ale „etfendi" wyzbył się tych cech, ja k sukni niepotrze­

bnej. Religja Mahometa dawno już skostniała i stała się powierzchowną.

Stąd masa ludzi bez zasad. Chrześcijanin, który wiarę utracił, nie wy- zuwa się jeszcze całkiem z zasad moralnych. Muzułmanin, zrzuciwszy kajdany religijne niewolniczej zależności, nie ma żadnej podpory ety­

cznej. Stąd pochodzi korupcja i zgnilizna moralna, szerzące się we wszystkich dziedzinach życia w Turcji. Ona popycha Turcję do upadku wewnętrznego, z którego nic już ocalić jej nie może. Objawem tej nie­

wolniczej zależności, jakiej żąda islam od swoich wyznawców, są np.

owe niezliczone pokłony, które muzułmanie biją przed Bogiem, czołem

(17)

dotykając ziemi: czczą Boga jako potęgę zewnętrzną, człowiekowi obcą.

Wierzący muzułmanin jest niewolnikiem, wiedzionym na łańcuchu rcligji, i wtedy jest w oczach Europy człowiekiem honorowym. Ale gdy opadną okowy niewolnika, rozgrywa się dramatycznie to, co Paweł apostoł tak jaskrawo opisuje w V II rozdziale listu do Rzymian: „Grzech, wziąwszy przyczynę przez przykazanie, sprawił we mnie wszelaką po­

żądliwość; albowiem bez zakonu grzech jest martwy... 1 to przykaza­

nie, które miało być ku żywotowi, jest mi ku śmierci. “ Historja T ur­

cji od początku po dziś dzień, obfitująca w krwawe czyny, grę na­

miętności i nawet pijaństwo na dworze sułtana, jest wstrząsającym do­

wodem na poparcie slow Pawła, że zakon i religja przymusu są przy­

czyną złego.

Islam przyniósł wielożeństwo, poniżające kobietę do roli zwierzę­

cia, poddanego bezwzględnie mężczyźnie. Nieszczęsna ta religja wywarła szkodliwy wpływ na ukształtowanie się wszystkich stosunków politycznych i kulturalnych. Boć nie może przecież być bez znaczenia, czy przez wieki całe ludowi przyświeca jako ideał Chrystus, Zbawiciel świata, czy też lud ten czci Mahometa, który się uciekał do wiarołom- stwa i zdrady, i nie wzdragał się przed cudzołóstwem i mordem. Ina­

czej musi się ukształtować charakter narodu, którego celem najwyż­

szym jest uduchowione królestwo niebieskie: w innym kierunku rozwiną się ideały ludu, który tęskni za „niebem" pełnem uciech zmysłowych, gdzie jedzenie, picie i rozkosze cielesne mają być nagrodą cnót muzuł­

mańskich. Religja chrześcijan wskazuje pokój wieczny jako kres dążeń najwznioślejszych. Islam zaleca dziką, bezwzględną, krwawą wojnę reli­

gijną. Religja Chrystusa uznaje w niewieście godność człowieczeństwa;

religja Mahometa poniża kobietę, niewolnika, rzezańca do poziomu bez­

dusznej rzeczy, znaczącej coś jedynie jako środek do osiągnięcia zamie­

rzonego celu. Stąd przepaść, dzieląca te dwie religje. Stąd też po­

chodzi zgubny, destrukcyjny wpływ muzułmaństwa.

Mimo liczne sympatyczne cechy charakteru turków, stosunki, pa­

nujące w Turcji, są iście barbarzyńskie i wstrętne. Istnienie państwa osmanów jest może dla mężów stanu, kierujących polityką pewnych mocarstw, pożądane i nieodzownie konieczne. Ale cztery małe pań­

stewka bałkańskie, które Turcji wypowiedziały wojnę, są przeświadczo­

ne, że nie będzie na Bałkanach pokoju, póki nie zostanie złamana po­

tęga otomanów. Ktokolwiek zna Bałkany i słyszał conieco o ucisku chrześcijan pod berłem tureckiem, ktokolwiek podziwiał wspaniale linje architektoniczne „H agia Sofia," zaanektowanej przez turków świątyni chrześcijańskiej, wspanialszej od św. Piotra w Rzymie, ten pragnąć musi, aby co rychlej wydzwoniła godzina, kiedy strącony będzie pół­

księżyc, panoszący się nad tym kościołem od pięciuset lat, kiedy za­

malowane ręką barbarzyńców krzyże ukażą się w całym blasku na mu- rach świątyni. Takie tęskne pragnienia żywią wschodni chrześcijanie, przekazując je z pokolenia na pokolenie. Wtóruje im głos prawdzi­

wego człowieczeństwa i postępu. Pod panowaniem turków bowiem nie­

ma miejsca dla ideałów ludzkości i dla postępu.

(18)

Po tysiącletniej sromotnej niewoli słowianie południowi podejmują walkę / resztkami tyranji półksiężyca w Europie. J e s t to wojna spra­

wiedliwa i święta.

In stalacja w C z ę sto ch o w ie.

Dzień 1 listopada r. b. niezatarte zostawi po sobie w parafji Czę­

stochowskiej wspomnienia.

Rozradowane są serca paraljan, którzy, acz stale mają własnego duszpasterza, po chwilowem tylko osieroceniu przez śmierć lub przejście jego do innej paratji, otrzymują nowego księdza. Jeżeli już w takiej parafji panuje radość, cóż dopiero mówić o parafji w Częstochowie, która po raz pierwszy otrzymała i była świadkiem instalacji własnego duszpasterza, ks. Wojaka. Spodziewamy się, że i czytelnicy „Zwia­

stuna “ wraz ż nami radować się będą, gdyż Częstochowa wszak to serce katolicyzmu, znane w całym Bożym świecie, i ofiary, które złożone zostały na budowę naszej świątyni, świadczą, że współwiercy w kraju całym nas miłują, więc też z nami radować się będą. Z radością też witali członkowie kolegjum kościelnego przybyłych 4 księży z ks. super­

intendentem generalnym na czele;-tylu księży ewangelickich naraz w Czę­

stochowie jeszcze nie widziano.

Dom modlitwy nasz przywdział na ten dzień szatę świąteczną, gdyż został przez ogrodników efektownie udekorowany. W dniu instalacji, przed samem nabożeństwem, N P W . ks. superintendent generalny zwiedził budujący się kościół i był zadowolony, że budowa tak szybko postępuje naprzód, co też wyraził w swej mowie instalacyjnej.

Pieśnią „O Duchu Święty, Boże, przyjdź" rozpoczęło się nabo­

żeństwo instalacyjne o godzinie 1 0 i zrana. Liturgję odśpiewał ks.

Hadrian, II pastor paratji św. Trójcy w Łodzi, odczytując jako lekcję z przed ołtarza ew. św. J a n a 10, 12— 15. Po credo chór męski przy­

witał swego księdza kantatą: „Bóg wita Cię!" Po odśpiewaniu pieśni instalacyjnej przed ołtarzem stanęli: N P W. ks. superintendent generalny, któremu asystowali administrator nasz, ks. Buse z Piotrkowa, i wyżej wspomniany ks. Hadrian, a przed nimi ks. Wojak, dotychczasowy pa­

sterz zboru w Brzezinach, obrany w dniu 23 lipca r. b. do Częstochowy.

Instalujący zwrócił się do paraljan, zaznaczając, że radość ich jest wielka, gdyż to, czego tak długo pragnęli, nareszcie się spełniło, i dziś po raz pierwszy mogą obchodzić instalację własnego pasterza; że ks.

Wojak przybywa do Częstochowy nie dla zysku, lecz ponieważ B óg tak zrządził i na tę placówkę go postawił. Obrawszy sobie ża tekst sło­

wa z księgi Nehemjaszowej 4, 16 i 17, mówił o tein, ja k a powinna być praca pasterska, i dał odpowiedź, że w jednej ręce pasterz powinien trzymać kieluię, a w drugiej broń. Mówca pouczał, że pracę w zborze Częstochowskim pasterz podjąć musi od samych podwalin, gdyż, mimo gorliwą pracę administratorów, obecny stały pasterz zmuszony będzie

(19)

.

rozpocząć organizację parafji, tudzież budowanie jej na zewnątrz i we­

wnątrz— to będzie stanowiło pracę jednej r ę k i; w drugiej zaś musi trzymać broń, którą nie będzie ani włócznia ani tarcza, lecz jedynie czyste słowo Boże. W końcu dodał nowemu pasterzowi otuchy, zapewniając,

■że „szczerym Bóg pomaga." Wreszcie napominał go, by ufał w Panu, a wtedy sprosta zadaniu. Po odbytej według agendy ceremonji instala­

cyjnej, przemawiał ks. Buse i zaznaczył, że dzień ten jest dla zbo- rowników częstochowskich dniem radości, dla niego zaś dniem smutku, gdyż żegna zbór, który administrował przez lat 7, życzył błogosławień­

stwa Bożego niedawno otworzonej szkole ewangelickiej, tej najmłodszej córze paratji Częstochowskiej, nawoływał zbór, by posłuszny był swym nauczycielom (Hebr. 13, 7j, wreszcie wlał otuchę w serce nowoinstalo- wanego księdza, napominając go, by pomimo ciężkiej pracy, jaka go czeka w młodej parafji, nie dał się ogarnąć lękowi. Ks. Hadrian na pod­

stawie słów z Dziejów ap. 1, 12 zwrócił się do nowoinstalowanego mniej więcej w ten sposób: Instalacja nie jest dla ciebie nowością, gdyż, urzędując z górą lat 21, kilkakrotnie już byłeś instalowany, a jednak instalacja dzisiejsza jest czemś nowem, gdyż obejmujesz trudną placówkę w młodej parafji, którą dopiero masz zorganizować. Jak o przyjaciela mnie na tę uroczystość zaprosiłeś, jako przyjaciel do ciebie przemawiam. Obiecujesz być wiernym pasterzem w tej nowej parafji nie dla widoków materjalnych, lecz idąc za głosem Boga, który po­

wierza ci ster tej młodej parafji. Zapewne powtarzasz sobie w duchu:

„Panie, nie puszczę Cię, póki mi nie pobłogosławisz!" Będziesz głosił Słowo Boże z kazalnicy, przy chrzcie, przy łożach boleści i nad gro­

bami, będziesz pocieszał szukających pociechy. Bóg niechaj ci błogo­

sławi, byś się stał błogosławieństwem dla wielu! N a zakończenie N P W.

ks. superintendent generalny napominał parafjan, by okazywali paste­

rzowi swemu zaufanie, miłość i szacunek; członków kolegjum, by mu byli wiernymi doradcami; nauczycieli i kantorów, by okazywali swemu księdzu szacunek i wespół z nim czuwali nad wychowaniem dziatek.

Modlitwą i błogosławieństwem zakończyła się uroczystość instalacji.

Po odśpiewaniu przez jedną z pań pieśni solowej: „Błogosław, duszo moja, Panu" (Psalm 103, 1— 2) i przez zbór pieśni reformacyj- nej: „Warownym grodem jest nasz Bóg" wszedł na ambonę nowoin- stalowauy ks. Wojak i, wziąwszy za tekst słowa 1 J a n a r. 1, pozdro­

wił przybyłych księży, członków kolegjum, nauczycieli i parafjan, nastę­

pnie rzekł, że parafja wiele się spodziewa od nowego swego duszpaste­

rza. „Takim posłannikiem, jakim był J a n Chrzciciel, pragnąłbym i ja być, “ i na podstawie obranego tekstu mówił 1) o treści, 2) o mocy i 3) o błogosławieństwie wiary. Kaznodzieja dowiódł, że treścią wiary jest Chrystus, mocą wiary jest zwiastowanie, błogosławieństwem wiary

— społeczność. Modlitwą, udzieleniem błogosławieństwa i pieśnią: „Dzię­

kujmy Bogu wraz" zakończyło się nabożeństwo o godzinie l i z po­

łudnia. Nabożeństwo odbyło się w języku niemieckim, instalacja zaś w języku polskim.

(20)

W tygodniu po instalacji ks. W ojak przeprowadził się do Często­

chowy, a w niedzielę 10-go b. m. odprawił po raz pierwszy nabożeń­

stwo w języku polskim. Oświadczył on, że, jakkolwiek lękał się objąć parafję Częstochowską, to przyjęcie zgotowane mu dodało otuchy, tak że śmiele obejmuje ster parafji. N a podstawie 2 Kor. 12, 0 mówił o tern, 1) co nam przynosi i 2) o co nas prosi. Przynosi zwiastowa­

nie łaski Bożej, a prosi, byśmy je przyjęli, aby słowa jego padły na glebę urodzajną.

Podzielić się jeszcze możemy z czytelnikami wiadomością, iż bu­

dowa kościoła naszego postępuje raźno naprzód; da Bóg, na rok przy­

szły świątynia będzie mogła być poświęcona. A zarazem udajemy się do was, współwyznawcy, z prośbą. Ministerjum zezwoliło na zbieranie ofiar w Królestwie na budowę kościoła w Częstochowie do wysokości 25,000 rubli. Dotychczas z tego źródła wpłynęło rb. 12,291 kop. 89;

to dopiero połowa! Zwracamy się więc do serc waszych i błagamy o pomoc. Przeczytajcie, czytelnicy, korespondencję z Częstochowy w „Zwiastunie' (r. 1903 str. 360), przeczytajcie .prośbę naszą (r. 1909 str. 317), a przekonani jesteśmy, że pomożecie nam wybudować świą­

tynię na cześć Panu naszemu. Każdy wprawdzie powinien mieć na oku potrzeby własnej swej parafji, lecz spodziewamy się, że przy do­

brej chęci głos nasz nie będzie głosem wołającego na puszczy. Ofiary przyjmuje ks. Wojak w Częstochowie.

E. S. Znajkus.

N o w e o rg a n y w k o ś c ie le ew a n g elick im ś w . Trójcy w Lublinie.

Kościół ewangelicki św. Trójcy w Lublinie należy do najpiękniej­

szych świątyń w naszym kraju. Położenie tego rozmiarami niewielkiego kościółka jest urocze. Wokoło otoczony drzewami i ogrodami, przy najpiękniejszej i najruchliwszej ulicy, jest prawdziwą ozdobą Lublina.

W ewnątrz cały malowany jest na biało, i t o nadaje mu szczególny urok; posiada wspaniały ołtarz i rzeźbioną ambonę w stylu Ludwika X IV , na ołtarzu zawieszony obraz z 1618 roku, który w górnej części przedstawia Chrystusa na krzyżu, w dolnej zaś Wieczerzę Pańską.

Obraz ten ma swoją historję. Został on zawieszony na ołtarzu w Piaskach Luterskich przez ówczesnego pastora Samuela Hermsona, którego wskutek tego skazał na śmierć biskup krakowski, zabraniający wszelkich krzyżów, dzwonów i ozdób w kościołach ewangelickich.

Dzięki tylko interwencji króla J a n a Sobieskiego ks. Hermson uniknął śmierci, a obraz po upadku zboru w Piaskach od roku 1784 zdobi ołtarz w kościele lubelskim. J e s t to piękna i cenna pamiątka; takich pamiątek posiada kościół lubelski wiele w postaci starych kielichów, paten, naczyń do wina i rękopisów. Ławki w kościele, tablice parnią-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uchwała podlega publikacji w Dzienniku Urzędowym Województwa Mazowieckiego oraz na tablicy ogłoszeń Urzędu Gminy Dąbrówka.. Przewodnicząca Rady

Na postanowienie służy skarga do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Mieście, za pośrednictwem Prezydenta Miasta w terminie miesiąca od dnia doręczenia postanowienia stronie.

Nie takim je d n a k torem potoczyły się spraw y zainicyowanej ochrony przyrody w innych krajach Europy. Różnica j e ­ dnak między obcymi a nami w ytw orzyła

A jednak nie trzeba przesadzać w ni- czem; jeżeli poznanie nauk ścisłych nie jest wystarczające samo przez się, to je ­. dnak posiada ono wysoki stopień

szaninie rozrzedzonych gazów z tru d n o ­ ścią daje się wytłumaczyć w obecnym stanie naszych wiadomości, poniewraż nie je st nam znany mechanizm elektrolumi-

stkich; nareszcie m iędzy temi dwoma wiszą niedbale organy, których rola użyteczna polega na w ytw arzan iu przyszłych pokoleń yelelli... S chm idt, dwu gieologów

Zwiększenia wysokości subwencji przyznano 92 uczelniom publicznym nadzorowanym przez ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego i nauki oraz 6 uczelniom prowadzonym przez

§ 5.. 1) teren zabudowy mieszkaniowej i usługowej, symbol literowy przeznaczenia MU - to teren, dla którego ustala się możliwość zachowania istniejących,