• Nie Znaleziono Wyników

jsft. 35 (1578). Warszawa, dnia 1 września 1912 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "jsft. 35 (1578). Warszawa, dnia 1 września 1912 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

jsft. 35 (1578). Warszawa, dnia 1 września 1912 r. T om X X X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZEC H ŚW IA TA".

W Warszawie: roczn ic rb. 8, kw artalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową r o czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sz e c h św ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n iach w k ra ju i za g ra n ic ą .

R e d a k to r „W szech św iata* 4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k a lu re d a k c y i.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A Jsfe. 37. T elefon u 83-14.

F . A. F O R E L .

(Wspomnienie pozgonne).

Dnia 8 sierpnia r. b. w Morges pod Lozanną zakończy! życie jeden z n a jb ar­

dziej zasłużonych przyrodników szw aj­

carskich, Franciszek Armand Forel (ur.

w 1841 roku w Morges). Rzadko zdarza się spotkać umysł tak wszechstronny;

rozmiłowany w przyrodzie, zwracał bacz­

ną uwagę na wszystkie je j przejawy, dzięki czemu mógł dokonać dzieła, z k tó ­ rym imię jego zostanie związanem na- zawsze: stworzyć nowy kierunek badań przyrodniczych, naukę o jeziorach, czyli limpologię. Oddzielne próby badań nad jeziorami były przedsiębrane oddawna;

oddawna poszczególni badacze zajmowali się fauną wód słodkich, nie widziano j e ­ dnak w tych badaniach wielkiego in te ­ resu, nie przypuszczając nawet, że mogą się one przyczynić do rozw;ązania za­

gadnień szerszych, ogólniejszych.

Odkrył to dopiero Forel. „Urodzony i w ychowany w Morges, nad brzegiem Lem anu — powiada on we wstępie do monografii „Le L em an “ — żyłem lat 50

w najściślejszej zażyłości z tym pięknym jeziorem, które chcę dzisiaj opisać. Wska­

zówki mego czcigodnego ojca wprowa­

dziły mię w badania naukowe; nie mia­

łem więcej jak 13 lat, gdy, z powodu archeologicznych odkryć budowli jezior­

nych kolo Morges, zaczął on mnie w ta ­ jemniczać w sztukę obserwowania i za­

dawania pytań przyrodzie; pod kierun­

kiem tego drogiego mistrza pracowałem dalej nad licznemi i różnorodnemi zagad­

nieniami, które jezioro, ten istny mikro- kosmos, stawia ciekawości ludzkiej; za­

chęcony i kierowany przez jego rady, po­

święciłem tym badaniom najlepszą część mej działalności na polu n auk przyrod­

niczych".

Z zapałem oddał się Forel badaniu ukochanego przez siebie jeziora, rozsze­

rzywszy następnie swe badania na inne jeziora Szwajcaryi i sąsiedniej Sabaudyi;

badał on nietylko florę i taunę tych j e ­ zior, lecz starał się również poznać fizy­

czne własności środowiska, w którym ta fauna i flora przebywa. J a k wszechstron­

nym był plan jego poszukiwań, wykaże najlepiej spis działów, zawartych w dziele

„Le L ćm an “ (3 tomy. Lozanna 1892,

1895 i 1904): geografia, hydrografia, g e­

(2)

596 WSZECHŚWIAT JMś 35 ologia, klimatologia, hydrologia, h y d ra u ­

lika, termika, optyka, akustyka, chemia, biologia, archeologia, nawigacya, rybo- łóstwo. Wiele z tych dziedzin było do­

tychczas nietkniętych, Porel więc musiał w tych w ypadkach sam w szystkie bada­

nia przeprowadzić. I w tych je d n a k działach, gdzie miał poprzedników, nie opierał się wyłącznie na w ynikach ich badań, lecz wszędzie podawał własne obserwacye i badania, wykazujące, że we w szystkich tych dziedzinach wiedzy czuł się ja k u siebie. Dzieło to stanowi wzo­

rową monografię limnologiczną, jakiej żadne inne jezioro nie posiada.

Dwie prace poprzedzające tę m onogra­

fię: „Materiaux pour servir a l’etude de la faunę profonde du lac L e m a n “ ogło­

szone w Bulletin de la societe vandoise des sciences naturelles (1874, 75, 76, 78 i 79), oraz „La faunę profonde des lacs suisses“ (Nouv. Mem. Soc. Helv. 1885), w których program w szechstronnych b a­

dań został poraź pierw szy przeprowadzo­

ny, stanowią epokę w dziedzinie limno- logii, gdyż od daty ich ogłoszenia ten kierunek badań zwrócił na siebie uwagę badaczów. „Nowej nauce, limnologii, dro­

ga została utorowaną, powiada Lam- p ert !) — mogła się ona rozwijać dalej i wkrótce zaczęła szybko i zdrowo w zra­

stać... Rzadko się znajdzie je d n a k czł>

wiek, k tó ry b y w tak genialny sposób w zrastający wciąż obszar n au k i o jezio­

rach mógł objąć i na nim we wszystkich k ierunkach sam pracować, j a k Forel. Po­

dział limnologii na k ieru n k i geograficz­

no fizyczny i biologiczny musiał wkrótce nastąpić".

Lecz limnologia nie w yczerpyw ała ca­

łej działalności naukowej Forela. Leży przedemną bibliografia jeg o prac aż do roku 1896 2), zawierająca ty tu ły 171 prac z najrozmaitszych dziedzin. Widzi­

my tu prace z zoologii (Beitrage zur Entw icklungsgeschichte der Najaden),

!) Lamport. Das Leben der Binnengewasser.

Lipsk, 2 -wyd. 1910.

2) Universite de Lausanne. Index biblio- graphique de la faculte des sciences, Lozanna.

1896.

j fizyologii (Experiences sur la temperatu- re du corps humain dans 1’acte de l’as- cension sur les montagnes), parazytologii (liczne prace o Phylloxera v astatrix oraz o pasorzytach zwierząt domowych), me­

teorologii (prace o trąbie powietrznej, huraganach, deszczach), glacyologii (licz­

ne i wysoko cenione prace o lodowcach alpejskich), sejsmologii (liczne prace o trzęsieniach ziemi), astronomii (prace 0 czasie francuskim i środkowo-europej- skim) i wielu innych dziedzin. Bystry 1 uważny obserwator nie ominął obojętnie żadnego zjawiska w przyrodzie. W szy st­

ko zajmowało jego wszechstronny umysł.

N auka przez śmierć Forela poniosła nieodżałowaną stratę. Pomimo swego podeszłego wieku nie przestał on praco­

wać aż do chwili, gdy niemoc z nóg go zwaliła.

Patrząc przed rokiem na tego żywego i doskonale trzymającego się starca, bio­

rącego z żywością i zaciekawieniem mło­

dzieńca udział w dyskusyach w semina- ryum zoologicznym uniw ersytetu lozań­

skiego, nigdym nie przypuszczał, że w tak k ró tkim czasie go stracimy. Jednak na- wret w czasie swej półrocznej choroby nie przestał on się jeziorem interesować.

Ciągle się dopytywał o postępy i wyniki badań prowadzonych przez doktorantów zoologii lozańskiego un iw ersy tetu nad fauną Lemanu, tego Lemanu, którego poznaniu największą część swego życia poświęcił.

W acław Roszkowski.

H I P O P O T A M Y K A R Ł O W A T E Z L IB E R Y I.

Istnieje w Niemczech, koło Hamburga, w miejscowości Steliingen, słynny park zwierzęcy Karola Hagenbecka. Powie­

trze, światło i możliwie największy obszar ziemi, ażeby zwierzętom umożliwić zu­

pełną swobodę ruchów, te główne w a­

ru n k i istnienia zwierząt, znalazły tu swe

urzeczywistnienie w przeciwieństwie do

wszystkich innych parków zoologicznych,

(3)

N i 35

WSZECHSWIAT

597

gdzie jeńców trzym a się w klatkach me- nażeryjnych. P ark Hagenbecka, to in- stytucya, obok której co do jej wartości pedagogicznej i naukowej, niemożna po­

stawić innej na globie całym. J e s t ona wykwitem najwspanialszym dzisiejszej nauki i kultury człowieka, stanowiąc chlubę wielką i świadectwo prawdziwe­

go postępu czasów obecnych. Obok zna­

nych już powszechnie w świecie nauko­

wym rekonstrukcyi w naturalnych wy­

miarach potworów trzeciorzędowych, od­

tworzonych wspaniale przez rzeźbiarzy, oglądać tam można galeryę ogromną naj­

rozmaitszych zwierząt rzadkich lub zna­

nych dotychczas tylko w muzeach.

Do bardzo rzadkich, ledwie z opisów niedokładnych znanych zwierząt, należy ciekawe stworzenie, zwane karłowatym hipopotamem liberyjskim (Choeropsis li- beriensis, Morton), o którem poraź pierw­

szy podał wiadomość lekarz kolonialny Morton w Monrowii w

1844

roku. Opis jego opierał się jed n ak wyłącznie na zba­

daniu czaszki; z wielu stron kwestyono- wano też wiarogodność jego mimo, że polegał na dokładnem zbadaniu. Od te ­ go czasu do zbiorów muzeów europej­

skich i amerykańskich dostało się nieco szkieletów i czaszek, należących do j a ­ kichś dwudziestu osobników. Raz tylko w

1873

roku udało się schw ytać żywego hipopotama karłowatego, ale martwego ju ż badać należało go w Dublinie. Biit- tikofer, o którego wyprawach pisał w r.

1888

Jentink, a któremu zawdzięczamy cenne spostrzeżenia, widział zwierzę to świeżo upolowane, ale nie w' stanie ży­

wym.

Z wiosną

1910

roku wyprawę do Li- beryi podjął auto r dzieła „Wild und W il­

de im Herzen A frik as“, znany ze swych podróży po wnętrzu Afryki, H. Schom- burgk. Hagenbeck, właściciel wspomnia­

nego parku zwierzęcego, wyekwipował tę ekspedycyę, mającą na celu przede- w szystkiem zdobycie dlań żywych oka­

zów ciekawTego hipopotama—karła. Z la­

tem zaniechać musiano pobytu w L ib ery i z powodu nastania pory deszczowej: z po­

czątkiem je d n a k grudnia tego samego roku w yprawa udała się jeszcze raz na

miejsce, gdzie rzekami nadmorskiemi do­

tarła do głębi puszcz dziewiczych. Na ogromnym obszarze, na którym każdą ścieżkę wycinać dopiero trzeba było, w y ­ kopano więcej niż 200 wilczych dołów, kontrolowanych wciąż starannie. W r e ­ zultacie udało się przesłać do Stellingen pierwrsze wyniki; zwierzę jedno zostało schwytane i w koszu przeniesione przez murzynów w marszu tryum falnym na miejsce zborne. Zadziwiająco szybko oswoił się ze swym losem pierwszy h i­

popotam — karzeł z Liberyi, chociaż był już wcale dojrzałego wieku. „Niedługo przed zachodem słońca dotarliśmy do k r a lu “ pisał Schomburgk „i mogliśmy wypuścić hipopotama. Zamiast, ja k to każde dzikie zwierzę czyni, przebiegać w złości i próbować gdzie tylko można doniosłości swej siły, krążył całkiem do­

brodusznie w swem zamknięciu, pił wo­

dę z wiadra, zjadł nieco i usadowił się znów w dole, skąd dochodziło mię zado­

wolone jego mruczenie". Za dobrym tym przykładem poszły i cztery inne zwie­

rzęta, chwytane jedno po drugiem i w uciążliwym marszu przeprowadzane do obozu. Najwięcej starania łożyć trzeba było na zaopatrzenie ich w wodę na ką­

piel, albowiem, chociaż hipopotam karło­

waty, przeciwnie ja k hipopotam wielki (Hippopotamus amphibius), nie je s t zde- cydowanem zwierzęciem wodnem, mimo to musi często zwilżać swą skórą, nie- mogąc znosić suchości.

Długość dojrzałej sztuki wynosi od nosa do nasady ogona

180 cm, gdy sama

głowa hipopotama wielkiego dochodzi

80 cm. Kolorem różni się od swego kre­

wniaka wielkiego, z góry jasno b ru n a t­

nego, z dołu różowego. Kolor jego s ta ­ nowi mieszaninę barwy ciemno - szarej, brunatnej ; oliwkowej. Spód nie je s t j a ­ śniejszy od góry; głowa i nogi są naj­

ciemniejsze, a tylko gardziel i dolne czę­

ści pyska są u niektórych okazów różo­

wo zabarwione. K ształt ciała hipopota­

ma karłowatego je s t daleko zgrabniejszy od kształtu hipopotama zwykłego. Na stosunkowo wysokich i silnych nogach z długiemi palcami spoczywa muskular­

ny, tęgi tułów; w postawie stojącej,

(4)

598 W SZECHSW IAT

jMś 35

wszystkie cztery palce d otykają ziemi, w czasie szybszego chodu tylko dwa środkowe, które też tylko zostaw iają śla­

dy na ziemi. N ajw ybitniejsze różnice od hipopotama zwykłego wskazuje głowa.

Brakuje jej potężnych, w ystających pier­

ścieni ocznych i wypukleń nosowych, nadających profilowi hipopotama k ształt wklęsły. U hipopotama z Liberyi oczy tk w ią dobrze w głowie, a otwory noso­

we nie są górne, lecz końcowe, a zatem doskonale przystosowane do pob y tu na lądzie. Kły szczęki dolnej są sto su nk o ­ wo ta k samo wielkie, j a k u hipopotama zwykłego. Ogon tego ostatniego nie ma prawie wcale włosów, u karłowatego zaś j e s t przeciwnie opatrzony tę g ą kiścią włosów kędzierzawych.

O sposobie życia zwierząt tych Schem- burgk podaje, że przebywają one stale w lasach, unikając światła i słońca. Naj­

prawdopodobniej są zatem zwierzętami nocnemi, przepędzającemi dzień w wy­

kopanych przez się dołach. Nie znają współżycia towarzyskiego, ja k hipopota­

my zwykłe, lecz każdy osobnik żyje sam dla siebie, zmieniając codziennie miejsce pobytu i zajmując w ten sposób obszary olbrzymie. P rzebyw ania w w iększych rzekach unikają, lubują się natom iast w kąpielach w czystych potokach. Za przybyciem do Stellingen weszły zaraz z najwidoczniejszem upragnieniem do ; przygotow anego basenu, w k tó ry m pozo­

stały kilka godzin.

Hipopotamy karłow ate są zwierzętami spokojnemi. Nie wydają, właściwego h i­

popotamowi wielkiemu, doniosłego, gło­

śnego ry k u rżącego. Krząkanie ich brzmi ja k skrzypienie drzwi zardzewiałych, po­

ruszanych szybko tam i nazad. Kiedy się gniewają, ostrzą zęby jed n e o drugie, w ydając w te n sposób świst doniosły.

Z dw u więc, niedokładnie dotąd zna­

nych ssaków afrykańskich, udiiło się ty m ­ czasem zdobyć żywcem hipopotama .kar­

łowatego, na okapi zaś i nadal jeszcze czekać musimy cierpliwie do chwili przy- jąźniejszej. W muzeach n iek tó ry ch po­

siadają ju ż części różne ciała okapi, ale żywych nie udało się dotychczas zdobyć.

Spodziewać się je d n a k można, że i na

nie niedługo już czekać będziemy, wo­

bec tak licznych w czasach ostatnich w ypraw do wnętrza Afryki.

B. Janusz.

P O W S T A W A N I E K A S T U T E R M 1 T Ó W .

Zawiłe zagadnienie, dotyczące zróżni­

cowania osobników w społeczeństwie ter- mitów, zyskało pewne wyjaśnienie w p ra­

cy p. E. Bugniona 1), którego zdaniem układ socyologiczny ty ch zwierząt uw a­

runkow any je s t przez ich rozwój embryo- nalny. Różnice w powstawaniu osobni­

ków płciowych, żołnierzy i robotników spostrzedz można już w pierwszych sta- dyach rozwoju ja jk a , a więc istnieje tu determ inacya podobna niejako do deter- minacyi płci. Grazzi, k tó ry obserwował dwa gatunki europejskie, Leucotermes lucifugus i Calotermes flavicolis, stw o­

rzył ciekawą hypotezę różnicowania się kast, staw iając ją w związku z obecno­

ścią wymoczka (Trichonymphides) paso- rzytującego w przewodzie pokarmowym.

W ymoczek ten miał powodować kastra- cyę pasorzytniczą, skutkiem której po­

w staw ała k ategorya żołnierzy. Osobniki zaś płciowe dzięki swoistym pokarmom pozbawiały się pasorzyta i skutkiem te­

go ich organy płciowe rozwijały się nor­

malnie.

Bugnion nie potwierdza tej ciekawej hypotezy. Uważa on również że różni­

cowanie się k ast nie ma nic wspólnego z lenieniem. Obserwował osobniki Euter- mes, które już we wczesnych stadyach larw alnych rozwijały rogi czołowe, a w głowie ju ż widoczny był pęcherzyk z prze­

wodem zew nętrznym charakterystyczny dla żołnierzy. Jakkolw iek trudniej, lecz udało się toż samo stwierdzić dla „pra­

wdziwych" term itów (Termes obscuriceps, Homi i t. d.), gdzie w chwili w yklucia się z ja jk a larw a żołnierza posiadała wy-

!) C. R. S oc, Biol. Tom 72, 1912.

(5)

Ali 35 WSZECHSWIAT 599 dłużone żuwaczki, zakrzywione na kształt

szabli, przyczem ząb na stronie lewej był dokładnie widoczny. Larw a robotni­

ka zaś manifestowała się wyraźnie obec­

nością wielu asym etrycznych zębów i krótkiem i żuwaczkami. Jajko tych dwu kast ma więc już inny charakter i ina­

czej przebiegać tu musi rozwój embryo- nalny.

Osobniki bezpłciowe termitów (robot­

nicy i żołnierze) lenieją raz je d en tylko.

Lenienie to je s t nader ważne, i łączy się ze stanem zupełnego odrętwienia czy też hypnozy. Larw a przez 7—8 dni spoczy­

wa nieruchomo na jednym boku, z gło­

wą podwiniętą pod tułów, z odnóżami w yciągniętemi wzdłuż ciała. Powoli od­

ryw a się oskórek. W ew nętrzna w arstw a je lita (intima) pęka na wysokości naczyń Malpighiego i je s t wyrzucona częściowo przez otwór ustny, częściowo zaś przez odbyt. Ciało staje się n ader przezroczy­

ste w porównaniu z tk an k ą tłuszczową.

U żołnierzy g atu n k u Enterm es widocz- nem je st powstawanie nowego różka czo­

łowego, który je d n a k powstaje wewnątrz starego, embryonalnego. Być może, że ta okoliczność dała impuls do pierwot­

nych przypuszczeń o powstawaniu k ast termitów dopiero podczas lenienia. A n ­ ten y powstają niezależnie od procesu le­

nienia, jeszcze przed stanem odrętwie­

nia, przez podział stopniowy członka trz e ­ ciej kończyny. Okres lenienia zbiega się u term itów z okresem zmiany sposobu życia. Miękka przed okresem odrętw ie­

nia chityna, staje się teraz tw ardą, n a­

biera właściwego koloru, a robotnik staje się skłonnym do gryzenia drzewa (ksy- lophagizm). W tym też czasie następuje wydoskonalenie mięśni, skutkiem czego zwierzęta nabierają właściwej im zręcz­

ności. Lenienie termitów dałoby się po­

równać z nymphosą: nie przekształca się tu bowiem forma ciała, nie pGwstają ża­

dne nowe organy, lecz faza ta przezna­

czona je s t na doskonalenie się organi­

zmu, którego tk an k i (przedewszystkiem mięśniowa i nerwowa) nabierają o state­

cznej sprawności. Je s t to kryzys, przez który term ity przechodzą raz jed en wr cią­

gu całego życia. U gatunków Caloter-

mes i Glyptotermes lenienie zewnętrzne przypada jednocześnie z wewnętrznem, w ciągu którego jelito odbytowe z paso rzytującym tam wymoczkiem (Trycho- nymphides) wydalone zostaje nazewnątrz.

Skutkiem tego, nowotworzące się jelito je st czyste, jasn e i przejrzyste.

Rozwój osobników płciowych kształ­

tuje się nieco odmiennie. Osobniki te, posiadające skrzydła, oczy, rozwijające organy płciowe, muszą oczywiście prze­

chodzić przez okres drugiego lenienia.

Są to osobniki zupełnie wydoskonalone, gdy tymczasem żołnierzy i robotników możnaby uważać jako organizmy, któ­

rych rozwój wstrzymany został w poło­

wie drogi. Niepretendując do czynności rozrodczych, prędzej też stają się one dojrzałemi. Drugie lenienie osobników płciowych, je s t znacznie krótsze od pierw­

szego, poprzedzonego opisanym stanem hypnotycznym. Chodzi tu tylko o odno­

wienie skóry, czego zakończeniem i ce­

lem ostatecznym je s t oswobodzenie sk rzy ­ deł, dotychczas zawartych w swoistych pochewkach błonkowych.

Przyczyny różnego sposobu pow staw a­

nia kast szukać więc należy w stadyach rozwoju bardzo wczesnych (w zapłodnie­

niu, w obecności specyalnych chromozo- mów (?)). Wobec tego, że robotnik je st w budowie swej zasadniczo bardzo zbli­

żony do osobnika płciowego i tylko sła­

biej rozwinięty, główna trudność polegać będzie na wyszukaniu przyczyn determi- nacyjnych w powstawaniu odmiennie zbudowanego żołnierza. Bądź co bądź trzeba jej będzie szukać w ja jk u i w em- bryonie, nigdy zaś w barwie i później­

szym okresie lenienia.

R . B .

Z J A W IS K A P A T O L O G I C Z N E O C H A R A K T E R Z E A T A W I S ­

T Y C Z N Y M .

„Wpływy patologiczne wywołują czę­

sto zjawiska atawistyczne, t. j. zjawiska,

w których przejawia się tendencya do

(6)

600 W SZECHSW IAT

j\ó 35

mniej lub bardziej wiernego odtworzenia stosunków, panujących u przodków d a­

nego indywiduum " — je s t to teza, którą H. Potonić podał i poparł odpowiedniemi przykładami w roku 1898 i którą obec­

nie na łamach „Naturwissenschaftliche W o c h e n sc h ritt“ umacnia jeszcze szere­

giem dalszych przykładów. Oto niektóre z pośród tych przykładów, mających do­

wodzić słuszności tej tezy.

1) Przedewszystkiem przykład, ktore- go nam dostarcza bniec biały (Melan- dryurn album). Melandryum album jest, ja k wiadomo, rośliną dwudomową, to znaczy, że je g o kw iaty pręcikowe zn aj­

d u ją się na jedn y ch , kwiaty zaś słupko­

we na innych osobnikach. W edług wszel­

kiego prawdopodobieństwa przodkowie wspomnianego g atu n k u posiadali kw iaty obupłciowe; za przypuszczeniem tem prze­

mawia fakt, że najbliżej spokrewnione z Melandryum album g a tu n k i mają is to t­

nie kw iaty obupłciowe. Otóż okazuje się, że gdy żeńskie indyw iduum Melan­

dryum album zostanie napadnięte lub też sztucznie zarażone przez grzyb Usti- lago a n th eraru m ( = U. violacea), k tó r e ­ go chlamidospory mogą dojrzewać tylko w pylnikach, wówczas w żeńskiem k w ie­

cie rozwijają się n ask u tek tej infekcyi również i pręciki, dotychczas zaledwie zlekka zaznaczone, jako drobniutkie w y­

rostki. A więc proces patologiczny ma tu c h ara k ter wyraźnie atawistyczny.

2) Grupy roślinne, k tórych kw iaty skupione są w główki lub koszyczki, ja k to je s t u większości roślin, należących do rodziny złożonych, szczeciowatych i t. p., pochodzą od takich g atu n k ó w ro­

ślinnych, u k tórych ongi panował układ kwiatów baldaszkowaty, gdzie poszcze­

gólne kw iaty były osadzone na oddziel­

nych szypułkach, lub też baldaszkow aty złożony, gdzie oddzielne szypułki k w ia­

towe były zakończone małemi baldasze- czkami. Otóż, gdy roślina o kwiatostanie główkowym lub koszyczkowym ulegnie infekcyi (np. ze strony g atu n k ó w Erio- phyes), wówczas nierzadko główka lub koszyczek w yradza się w baldaszek. Zda­

rza się to np. u d ryak w i (Scabiosa), u pę- pawy szorstkiej (Crepis biennis) i t. p.,

przyczem zazwyczaj jeszcze występuje zwyrodnienie kwiatu, najczęściej jego zzielenienie.

3) Kształt liści nask u tek wpływów ch arak teru patologicznego często również wykazuje tendencye atawistyczne. Pod tym względem na szczególną uw agę z a ­ sługuje modrzewnica nizka (Andromeda polifolia), która zaatakowana przez grzyb Exobasidium Androinedae, wydaje na za­

rażonych pędach liście znacznie szersze od zwykłych swych liści. Andromedae polifolia, jako roślina, w egetująca na po­

dłożu, nieobfitującem w wodę, posiada, ja k wiadomo, normalnie liście skórzaste, wązkie i łatwo zwijające się w kieru n k u swej długiej osi, lecz wszystkie te cechy liści są bezsprzecznie wynikiem względ­

nie późniejszego już przystosowania się rośliny do warunków życia; i w tym też przypadku niema żadnej przeszkody, któ- raby nie pozwalała przypuszczać, że przod­

kowie tej rośliny mieli liście szerokie, takie właśnie, jak ie w ystępują obecnie w razie infekcyi,, spowodowanej przez grzyb Esobasidium.

4) Przykładów, dosadnie ilustrujących słuszność tezy Potonićgo, dostarczają ró­

wnież zmiany, zachodzące w liściach p a ­ proci naszej, orlicy zgasiewki (Pteridium aąuilinum), w skutek wpływów patolo­

gicznych. Gdy wspomniana paproć zosta­

nie n apadnięta przez nowoodkryty g a t u ­ nek Phytoptusa, P. Pteridis, wówczas w liściach paproci występuje zwyrodnie­

nie, polegające na tem, że pierzaste wcię­

cia znacznie się pogłębiają, oprócz tego zaś w y stęp u ją pierzaste wcięcia jeszcze jednego rzędu, przytem w ykazują one niezwykłą rozmaitość i nieregularność.

Taki liść, zdeformowany w skutek pato­

logicznego wpływu pasorzytującego na nim pleśniaka, przypomina w sposób ude- rzający normalnie ukształtow ane liście paproci kopalnych z okresu pierwszorzę- dowego. Okazuje się, że takie nierówne wcięcia są cechą charak tery sty czn ą dla rodzajów Pecopteridów, do których za­

liczyć należy właśnie Pteridium aąuili­

num w stanie kopalnym. Jeżelibyśmy zechcieli, idąc za Sachsem, objaśnić zmia­

ny, zachodzące w liściach opisywanej p a ­

(7)

Na 35 WSZECHSW IAT 601 proci pod wpływem działania Phytoptu-

sa, w ten sposób, że Phytoptus odbiera liściom pewne substancye i przez to wy- wyłuje ową anormalność, wtedy przeko­

nalibyśm y się natychm iast, że takie obja­

śnienie tego zjawiska utrzym ać się nie daje, gdyż chodzi tu tylko o pewien anor­

malny stosunek w ukształtowaniu je d n e­

go i tego samego organu; niema w tym przypadku żadnej „metamorfozy, żadne­

go ukazania się organu b na miejscu do­

tychczasowego organu a, k tó ry nie mógł się uformować n ask u tek pewnego ham u ­ jącego ten rozwój czynnika.

5) Peyritsch przeprowadził szereg cie­

kaw ych doświadczeń na polu sztucznego zarażania roślin zapomocą Phytoptusa, przyczem zaobserwował znaczną ilość różnorodnych odchyleń od normy, po­

między którem i występowało też zziele- nienie części kwiatowych. Jedna zmiana je s t szczególnie dla nas ważna, jako po­

twierdzająca wygłoszoną przez Potoniego tezę, mianowicie zmiana, zaobserwowana u 9-ciu gatunków roślin krzyżowych, któ­

rych Peyritsch między innemi używał do doświadczeń. U roślin tych pod wpły­

wem wspomnianej infekcyi tworzyły się przykwiatki, których dawniej nie było.

P a k t ten ma znaczenie pierwszorzędne, je st bowiem rzeczą przez morfologów ustaloną, że ogólny niemal brak przy- kwiatków w k w iatostanach roślin k rzy ­ żowych przedstawia uwstecznienie; inne­

mi słowy, je s t ustalone, że wszystkie, bez wyjątku, rośliny krzyżowe, będące przod­

kami obecnie istniejących przedstawicieli tej rodziny, posiadały przykwiatki, które z czasem dopiero u większości gatunków uległy zanikowi. Pod wpływem infekcyi przykwiatki na nowo powstają i dlatego przykład ten stanowi jeszcze jednę do­

sadną ilustracyę słuszności tezy Poto­

niego.

6) Dalszy przykład, popierający tezę, o której mówimy: jałowiec Sabina (Juni- perus Sabina). Krzew ten ma pędy dwo­

jakie: jedne o liściach bardziej łuskowa- tych, inne o liściach bardziej iglastych;

a należy pamiętać, że wszystkie gatunki jałow ca i żywotnika (Thuja), naw et te, które w stad y u m dorosłem posiadają wy­

łącznie liście łuskowate, w stadyum mło- docianem mają liście iglaste. Juniperus Sabina w miarę starzenia się okrywa się przeważnie liśćmi łuskowatemi; lecz nie­

chaj tylko owady zaatakują wierzchołki wzrostu jałowca, w skutek czego formują się na nich narośle, a wnet roślina po­

krywa się w tych miejscach liśćmi igla- stemi. Innemi słowy, występuje tu mło­

dociana forma liści w mniej lub bardzie]

ścisłem odtworzeniu. Botanicy pozatem uważają liście iglaste u jałowca, żywot­

nika i t. d. za starszą formę liściową, co je s t też stwierdzone przez paleontologię.

Albowiem najstarsze rośliny iglaste, Wal- chia i Voltzia, mają liście o kształcie szpilkowym lub równowązkim, albo też, ja k u Ullmannii, mniej lub więcej języ- czkowTatym; dopiero w środkowej forma­

cyi okresu drugorzędowego zaczęły w y­

stępować także zupełnie krótkie, typowo łuskokształtne liście. Należy przytem za­

znaczyć, że u roślin, należących do rzę­

du Voltzicae, gatunki najstarsze (Yoltzia) posiadały liście dłuższe, gatunki młodsze (Voltziopsis) liście krótsze, wreszcie zaś gatunek najmłodszy (V. Leptostrobus) miał już liście łuskowate. Oczywista więc, że liście łuskowate w ystępują tu, jako utwory pod względem filogenetycz­

nym młodsze i pochodne. Gdy więc na jałowcu, pokrytym liśćmi łuskowratemi, pojawiają się w skutek wpływów szkodli­

wych liście iglaste, to mamy tu do czy­

nienia z widocznem zjawiskiem atawi- stycznem.

7) Do szeregu podanych wyżej przy­

kładów możnaby, ja k się wydaje, dołą­

czyć jeszcze jed en z innej dziedziny. Ma­

my tu na myśli tak gorąco dyskutowaną kwestyę mikrocefalów. Karol Yogt okre­

ślił mikrocefalów, jako twory ataw istycz­

ne, „małpoludy11. Rudolf Virchow w yja­

śnił, że mikrocefalia rozwija się w skutek chorób mózgowych w czasie życia em- bryonalnego, i mniemał, że wyjaśnienie to stanowi przeciwieństwo do vogtow- skiego pojmowania jej, jako atawizmu.

P ak t jednak, że w mikrocefalii chodzi o formę, wywrołaną przez wpływy pato­

logiczne, nie wyłącza absolutnie tego, że

forma ta posiada momenty atawistyczne;

(8)

602 W SZECHSW IAT JV» 35 przeciwnie, mikrocefalia n ask u tek stw ie r­

dzenia w niej c h a ra k teru patologicznego je s t właśnie jeszcze je d n y m przykładem,

potw ierdzającym tezę Potoniógo.

J . B .

O C H R O N A P R Z Y R O D Y W G ALICYI.

(Zanikanie fauny i flory krajowej. Projekt re- zerwaoyi. M yśliw stw o na usługach ochrony

przyrody).

(Dokończenie).

W dw utygodniku lwowskim „Łowcu“, organie poważnego i dobrze w kraju r e ­ nomowanego Galie. T-wa Łowieckiego, ukazują się od lat całych liczne a r ty k u ­ ły, trak tu jąc e o najrozmaitszych zag ad­

nieniach z dziedziny ochrony przyrody.

W czasach ostatnich znajdujem y tam niezmiernie ciekawą rzecz in spek to ra le­

śnictw a d-ra W. Burzyńskiego, który w niej poniekąd przedstaw ił właśnie w spom niany elaborat, rozwijający rze­

czowo plan stw orzenia rezerw acyi w K ar­

patach !). J a k autorowi, ta k i redakcyi

„Łowca“, należy się specyalne uznanie za rzecz tę cenną, a również za popula­

ryzowanie — czy nie najpierwsze w lite­

ratu rze polskiej—idei ochrony przyrody, ta k mało dotychczas jeszcze uw zględnia­

nej przez inne pisma nasze. Dawne ro ­ czniki „Łowca" mieszczą mnóstwo a r t y ­ kułów, przyczynków i zapisek, które z pewnością ciekaw e i pożądane będą przez ludzi, zajm ujących się ochroną fa­

u ny naszej. Opłaci się też zajrzeć do nich w poszukiwaniu danych i szczegó­

łów, potrzebnych do rozwinięcia całego planu akcyi w celu zorganizowania ochro­

ny przyrody.

Ponieważ pożądaną byłoby rzeczą, że­

by nad projektem p. Burzyńskiego roz­

winęła się żywsza dyskusya, więc przed­

s taw im y poniżej cały jego plan, dokład-

’ *) Dr. W. Burzyński. Park przyrody w Kar­

patach. Łowiec. L w ów 1912, 13.

nie kreślący punkty zasadnicze działania w celu założenia rezerwacyi w K arp a­

tach.

Ręka ludzka — powiada nasz au to r — psuje harmonię n atu ra ln ą między florą a fauną, której rezultatem je s t doskona­

łość form poszczególnych ich p rzed sta­

wicieli. Przyw rócenie i następnie stałe zabezpieczenie w przyszłości choćby dla małej cząstki K arpat tej harmonii, po­

kąd jeszcze bez nadzwyczajnych wysił­

ków możliwe — oto doniosłe zadanie n a ­ sze.

Zważmy w ja k stosunkowo krótkim czasie utraciliśm y już z pośród naszej fauny i to według rachuby ludzkiej bez­

powrotnie, takie typowe gatu n k i ssaków, j a k żubry, łosie, bobry — a inne są w drodze ku temu. Chciwość ludzka ta rg a się już i na bogactwa leśne w ser­

cu samem Karpat. Świetne do niedawna dziewiczością swą rewiry, pokryw ają się siecią parceli. A w rezultacie tego wr miejscu dawnych kniei stan ą pruskim porządkiem w rzędy sadzone świerki, a św istaw ki parowe tartaków zgłuszą po stokach gór ryk skarłowacialych jeleni.

Ponieważ gospodarka ta k a wcześniej czy później znajdzie naśladowców u w szyst­

kich właścicieli karpackich, więc dzieci naszych dzieci będą z książek tylko i ze zmurszałych preparatów muzealnych do­

wiadywać się, j a k wyglądały K arpaty pierwotne. Musimy zatem, z obowiązku wobec pokoleń przyszłych, postarać się póki czas o wyłączenie szm atu ziemi k a r ­ packiej z tem, co ona dzisiaj jeszcze za­

wiera.

Rozejrzyjmy się, gdzie możnaby p o ­ myśleć o założeniu świętego gaju ta k ie­

go w Karpatach.

Mamy dwa typy gór; na zachodzie T a ­ t r y tworzą ich koronę — to typ jeden, zupełnie samoistny, choć niewielki p rze­

strzenią, imponujący swemi w chmury sięgającemi skalnemi iglicami o dzikiej piękności. Nie o nim je d n ak mówić nam przedewszystkiem wypada, gdyż p a n u ­ jące tam, co do ochrony przyrody s to ­ sunki, są względnie możliwe. Posuwając się górami od T atr na wschód, wchodzi­

my w drugi, właści wy typ karpacki, k tó ­

(9)

No 35 WSZECHSWIAT 603 ry, ciągnąc się setkam i kilometrów, s ta ­

nowi południową podstawę kraju. Im dalej na wschód, góry te stopniowo po­

tężnieją, coraz wspanialszy płaszcz flory leśnej je obejmuje i coraz dziksze, a śliczniejsze, w kotlinach swych kryją środowiska. J a k Tatry na zachodzie, tak gniazdo Czarnoborskie najpiękniej­

szym je s t w ich dyademie wschod­

nim klejnotem. W tej to wschodniej stronie żyją najtęższe okazy fauny n a ­ szej, w w arun k ach najbardziej do pier­

w otnych zbliżonych i dlatego w tej stronie, zdaniem d-ra Burzyńskiego, n a­

leżałoby założyć ów rezerw at karpacki.

Terytoryów bezpańskich, ani nieużyt­

ków na większą skalę niema u nas.

Żadne z pryw atnych latyfundyów k ar­

packich nie obejmuje w złączonym kom­

pleksie przestrzeni takiej, by można ch arak ter swój, zwłaszcza co do fauny, dość samodzielnie utrzymać, a to je s t najistotniejszy w arunek rezerwatu. Wy­

maganiu zaś temu mogłyby odpowiedzieć jedne tylko dobra państwowe w części swej, niedawno nabytej. Bez żadnej też wątpliwości, po nikim, jak o właścicielu, niemożna się spodziewać w tej mierze zrozumienia, jakie stanowisko zająć w y­

pada wobec myśli niniejszej, — gdyby uróść miała ona w projekt k o n tretn y — ja k po obecnym właścicielu dominium nadwórniańskiego, t. j. rządzić, a to ze względu n a kulturalne zadania jego.

Kompleks ten w ymagałby w każdym razie uzupełnienia.

D aw ny klucz nadw órniański obejmuje w swem tery tory u m źródła i pierwsze zlewiska rzek: Bystrzycy Czarnej i Prutu, a stanowi, z pewnemi lukami w środku, całą południową, czyli górską część po­

w iatu nadwórniańskiego. Liczne i po­

tężne grzbiety gór, pokryte nieprzerwa- nemi , lasami pierwotnego pochodzenia, w zlewisku B ystrzycy g ru p u ją się koło n aj­

wyższego szczytu „Doboszanka" (1

757 wk

p. p. m.), zaś w zlewisku Prutu, koło' grzbietu Gorganów i stoków gniazda Czarnohory ze szczytem Spyci (1 866 m).

Najwyższe, szczytowe tylko grzbiety, po­

zbawione wegetacyi. sterczą ku niebu odłamami skalnemi, zresztą całe te.okiem

niezmierzone przestrzenie pokrywa naj­

bujniejsza pierwotna wegetacya k arp ac­

ka. Zupełnie młody system odnawiania zrębów drogą k u ltu ry sztucznej, ogólne­

go charakteru kniei pierwotnej wcale tu jeszcze nie zatarł. Knieja ta, jako typowa wysoko - karpacka, szpilkowa (świerk w przewadze naci jodłą, tylko w niższych swych ekspozycyach je st mieszana lub n aw et przeważnie bukowa z przymieszką innych gatunków drzew, właściwych Kar­

patom. Żywi ona, jako n atu raln ą swą faunę w najtęższych okazach jelenie, sar­

ny, dziki, głuszce, cietrzewie, jarząbki, dalej niedźwiedzie, rysie, wilki, żbiki, wydry, kuny i t. d., orły, sępy, orliki, puhacze i t. p.,—cały drobriy świat zwie­

rzęcy, typowy dla Karpat; strumienie za­

ludnia najszlachetniejsza ryba, pstrąg, lipień i inne drobniejsze.

Granicę całokształtu opisywanego te ­ renu stanowią na południe W ęgry (prze­

ważnie dobra państwowe), od południo­

wego wschodu dobra państwowe galicyj­

skie i fundacyi hr. Skarbka; na wschód i północ dobra państw ow e galicyjskie, albo, dzierżawione przez Skarb polowa­

nia, gminne; od zachodu dobra br. Lie- bigów i dobra państwowe galicyjskie.

Z kompleksem graniczą zatem — co ja k wiadomo je s t pod względem utrzym ania fauny postulatem pierwszorzędnej wagi—

sami sąsiedzi, dający rękojmię należytą.

Kompleks ten obejmuje dzisiejsze okrę­

gi skarbowe, dawne państwo Nadwór- niańskie:

a) nad Bystrzycą: Nadworna (część), Zielona i Rafajłowa;

b) nad Prutem: Tatarów, Jabłonica i Worochła;

c) okręgi nad Prutem, któreby dla za­

okrąglenia wcielić należało, t. j. Delatyn (część), Dora i Mikuliczyn;

d) objęte tą przestrzenią, ja k o erk la­

wy (w a — c) polowania gminne.

Całość nie imponowałaby tysiącami k i ­ lometrów kwadratowych, ale, j a k na n a­

sze skromne stosunki, byłby to kompleks dostateczny, gdyż około

125 000

hek ta­

rów mierzący; w odpowiednich okolicz­

nościach mógłby już utrzym ać swoję fa­

unę indywidualną. W kwrestyi rozwoju

(10)

604 W SZECHSW IAT JN° 35 tego parku, rozróżnićby należało przede- |

wszystkiem dwa p u nk ty , dotyczące flory i fauny.

Wzgląd na utrzymanie; tylko natural- j ny rozwój flory mógłby istnieć wogóle i jedynie na terytoryum , administrowa- j nem obecnie przez Skarb; przestrzenie te stanowią 4/5 całości. Rozumie się j e ­ dnak, że zadania, a tem samem i sposób gospodarki w rezerwacie takim, są tak różne, że się absolutnie pogodzić nie d a­

dzą, a wszelkie kompromisy, niedopro- w adzając do n astęp stw realnych, śmier­

telnie by tylko rzecz całą spaczyły. D la­

tego, k w esty ą prowadzenia flory w re ­ zerwacie, musiałaby spoczywać aż do czasu objęcia* domen galicyjskich przez adm inistracyę krajową. Dochody zaś z nie­

go zależą przedewszystkiem od udania się sprawy, t. j. od tego, by był atra k - cyą dla wszystkich, a także od racyonal- nego spieniężenia w szystkiego, co można bez żadnego uszczerbku dla zadań parku pozbywać.

Czasu przejściowego od założenia do zrealizowania, należałoby użyć na poucze­

nie się przez studya na miejscu, ja k te­

go rodzaju p ark i są gdzieindziej p ro w a­

dzone. Obecne zaś zadanie nasze d o ty ­ czyłoby zatem ubezpieczenia fauny. S p ra ­ wa ta pilna j e s t nietylko z powodów na początku wymienionych, ale i ze w zglę­

du na to, że utracilibyśm y pierw szorzęd­

ną sposobność założenia fundam entu ca­

łej instytucyi, nieczyniąc w czasie n a j­

bliższym kroków właściwych.

Możności trak to w ania spraw y założe­

nia rezerwacyi sprzyja obecnie okolicz­

ność, którą wyzyskać należałoby w chwili odpowiedniej. Oto z dniem 1 listopada b. r. gaśnie dzierżawa polowań przez ks.

H enryka Liechtensteina na głównej czę­

ści powyższych terytoryów skarbowych, t. j. w Zielonej, Pasiecznej, Tatarowie, Jabłonicy i Worochcie, razem na prze­

szło

50 000

hektarów, z doliczeniem od­

powiednich polowań gminnych, n aw et i więcej. Zaznaczyć zaś należy, że także w dalszych, należących tu okręgach skarbow ych t.'j. w Mikuliczynie, Pasiecz­

nej i Rafajłowej nie wydzierżawiono po­

lowań skarbowych, ubiegającym się o nie.

Ponieważ polowanie w gospodarczych okręgach skarbowych Dora i Delatyn nie j e s t wcale przez skarb wypuszczone, zatem obecnie dla idei tu poruszonej je s t tak wyjątkowa chwila, że na bardzo dro­

bnej stosunkowo części, t. j. Dora (część) i D elatyn (część), której dzierżawa na sześć lat najbliższych je s t zapewniona szczęśliwie dla nas tęgiemu myśliwemu—

hodowcy i to krajowemu, br. Gotzowi z Okocimia, zresztą cały kompleks m ógł­

by obecnie być do dyspozycyi, jeżeli bez

| zwłoki, właściwemi drogami umielibyśmy zająć się sprawą natychmiast.

P iętą achillesową przedsięwzięcia po­

dobnego je s t oczywiście finansowa jego strona. Dr. Burzyński rozgląda też ją i pod tym względem, oczywiście pobież­

nie na razie i w kilku tylko p unktach zasadniczych. Zapoznajmy się więc i z tą kw estyą, wym agającą jeszcze dokładniej­

szej dyskusyi w chwili przystąpienia do zrealizowania projektu.

Skoro ks. Liechtenstein płacił S karbo­

wi za przeszło połowę powyższego tery- toryum

5 000

koron rocznie, to należy przypuścić, że dla celów kulturalnych.

Skarb ceny tej nie podniesie i że całość nie przekroczy 10 000 koron. Przyjm u­

jąc, że dzierżawy gminne wraz z odszko­

dowaniem nie przekroczą drugich 10 000 kor. rocznie, adm inistracya zaś całości

15 000

koron — nadzwyczajne wydatki, zwłaszcza z początku konieczne, także

15 000

kor., to całość mogłaby wynieść rocznie około

50 000,

zanim będzie mo­

żna uzyskać ja kieś dochody.

Skąd wziąć n a to pieniędzy? Mógłby ich dostarczyć np. fundusz pokrewnego pochodzenia, uzyskany z k a rt łowieckich.

Źródło to możnaby uczynić wydatniej- szem jeszcze przez kategoryczny zakaz sprzedaży jakiejkolw iek broni myśliw­

skiej osobnikom nieposiadającym k a rty takiej, oraz obostrzenie kontroli noszenia k a rt przez myśliwych. Zresztą p ark t a ­ ki, poważnie prowadzony, dając podsta­

wę do badań biologicznych, ma prawo do pomocy finansowej kraju.

Na tem kończę — powiada p. B urzyń­

ski — co do myśli samej, którą oddaję

w ręce Wydziału Towarzystwa Łowiec-

(11)

WSZECHSWIAT 605 M 35

kiego, nie gdzieindziej, dlatego, że w ła­

śnie nam, jako najwięcej z fauną się sty ­ kającym, a prawdziwym myśliwym — dbać przystoi, by ta fauna nie zmarnia­

ła. Przedewszystkiem więc byłoby po­

trzebne zabezpieczenie się przed dalszem wydzierżawianiem terenów, jeszcze nie- wypuszczonych i w najbliższych miesią­

cach po księciu Liechtensteinie z dzier­

żawy wychodzących. Polowanie na ca­

łym tym kompleksie Skarb powinienby do czasu, zatrzym ać we własnych ręku.

Apelem do galic. Tow. Łowieckiego p. Burzyński kończy swój projekt, przy­

ję ty bardzo życzliwie przez Wydział To­

warzystwa, które chętnie podjęło się wdrożenia akcyi w tym kierunku. O ile też dowiedzieć się mogłem, Towarzystwo zamierza w najkrótszym czasie urządzić wspólną naradę rozmaitych towarzystw gospodarczych i naukowych, na której- by ustanowiono zgodną współdziałalność i w ytknięto do celu wiodącą drjgę.

* * *

Ponieważ myśliwstwo wogóle, a zatem i Tow. łowieckie nie cieszy się zbytniem uznaniem w szerszych kołach społeczeń­

stwa, więc nie od rzeczy będzie — ze względu na podjęcie a ‘<cyi właśnie przez to Towarzystwo — wykazać całą bezpod­

stawność zarzutów, czynionych myśliw- stwu, niby to z powodu jego szkodliwo­

ści i krwiożerczości. Gdybyśmy stanęli na stanowisku, potwierdzającem zarzuty podobne, wówczas, bez kwestyi, zagad­

kowej wTartości zdaćby się musiała nam akcya Tow. Łowieckiego właśnie w kie­

ru n ku ochrony przyrody. Kiedy jednak bliżej rozpatrzymy sprawę, to zobaczy­

my, że tow arzystw a łowieckie całkowi­

cie powołane są do ochrony przyrody i zakładania rezerwacyj. Celem też roz­

proszenia podejrzeń i zarzutów' niesłusz­

nych przyjrzym y się bliżej ważnej kwre- styi znaczenia polowań dla ochrony p rzy­

rody.

J a k wiele innych rzeczy, które z po­

lityką niemają całkowicie związku żadne­

go, tak i polowanie staje się dziś w E u ­ ropie hasłem politycznem. Zwalczaniem

istniejących ustaw łowieckich, oraz gwał- townem domaganiem się uprzystępnienia polowania wszystkim, jedni usiłują oka­

zać swój demokratyzm, inni zaś postę­

powaniem podobnem spodziewają się naj- niezawodniej zjednać sobie głosy ludu wiejskiego. P ytanie jednak, czy przez osiągnięcie celu podobnego wygodzi się dobru ogółu—o co idzie właściwie — czy też korzyściom jednostek.

Bezpośrednie następstwo spopularyzo­

wania polowania i usunięcia istniejących ograniczeń równałoby s i ę —ja k tego do­

wiódł już rok 1848 — całkowitemu pra­

wie wyniszczeniu zwierzostanu, a p ra­

wdopodobnie i wogóle całej swobodnie żyjącej zwierzyny, a co zatem idzie zru­

jnowaniu dobra, należącego do społe­

czeństwa całego. Wielka bowiem część ludzkości, naprzekór autoadoracyi, wy­

pływającej z chęci wywyższenia się, nie stoi jeszcze na takiej wyżynie k ultural­

nej, by w razie nieistnienia kar suro­

wych, zdolna była poskromić samolubne swe żądze, szanując własność ogółu. O ile u staw y surowe nie chronią własności ogólnej, to staje się ona łupem pożądli­

wości jednostek, które bez skrupułu mo­

żliwie najwięcej usiłują z niej uszczknąć.

Zwierzostan je s t jednak kapitałem, który rok rocznie powinien przynosić swoje od­

setki, niebędąc sam naruszonym. Kapi­

tałem tym należycie gospodarować, od­

setki zeń użytecznemi czynić dla ogółu, potrafi jedynie fachowo wykształcony myśliwy. Polować, zwierzęta zabijać, nie je s t już dzisiaj sztuką żadną, każdy tego nauczyć się może. Zachodzi jed n ak wiel­

kie niebezpieczeństwo, że człowiek taki, niechcąc bynajmniej tego, ani niewie- dząc o tem, zamiast w miarę używać darów przyrody, zniszczy je nieoględnie, czyniąc tem uszczerbek społeczeństwu.

Wielka część ludzi żyje przecież dzisiaj w tem błędnem mniemaniu, że z zasobów przyrody brać można, ile się pragnie, a nieprzebrane jej siły twórcze same uzupełnią braki. Stosunki w krajach romańskich dowodzą nam, do czego pro­

wadzi uogólnienie polowania, albo też

niedostateczna jego ochrona prawma. Nie

dla korzyści amatorów polowania, lecz

(12)

606

WSZECHSWIAT

M 35 dla ochrony zwierzyny wolnej istnieć

muszą ustaw y łowieckie, jeżeli lasy i łą­

ki nie m ają całkiem opustoszeć. Czło­

wiek nie je s t jeszcze umysłowo ta k roz­

winięty, aby przystępna dlań być mogła nieograniczona swoboda polowania i k o ­ rzystania z wolno żyjącej zw ierzyny szla­

chetnej. Zwierzyna ta musi być chro­

niona i zachowana nietylko dlatego, żeby

„wielcy panowie" albo „kapitaliści" mieli się czem zabawić, ja k się to często dzi­

siaj ze strony nieświadomych słyszy.

Nie, czasy te ju ż bezpowrotnie minęły.

Liczne bowiem względy idealnej, a po części praktycznej n atu ry , wywołują energiczne p ro testy przeciw niszczeniu zwierzyny. W zględy idealne są jasne;

czyż m ają być na zagładę skazane w szy­

stkie te zwierzęta, które z dawien dawna ta k ściśle związane są z istnieniem i b y ­ tem ludzi i to z rzekomo u ty lita rn y ch względów? Czyż oko nasze nie ma się w przyszłości bawić widokiem ich pię­

kna, siły i powabu? Istotnie, następcy nasi wstydzić będą się musieli kiedyś jeszcze za małoduszność i krótkowzrocz­

ność swych przodków, którzy wśród ob­

fitej zwierzyny ojczystej z ta k ą b a r b a ­ rzyńską brutalnością i brakiem serca go­

spodarowali! Przyroda żywa je s t krynicą, z której ciągle otrzym ujem y świeże siły żywotne. Czyż ugrząść mamy całkiem w grubym m ateryalizmie i dla zdobycia marnego grosza ofiarować wszystko, co najpiękniejsze?

Nietylko je d n a k względy n a tu ry ideal­

nej przemawiają za zachowaniem i ochro­

ną zwierzyny; ważniejsze są niezawod­

nie względy praktyczne. Arm ia cała m y ­ śliwych zawodowych zawdzięcza dziś chleb swój i utrzym anie pracy koło r e ­ wirów i pomocy, udzielanej swoim chle­

bodawcom; liczne gałęzi przemysłu cią­

gną z polowania bezpośrednio i pośred­

nio korzyści znaczne i zarobki; wielka część ludności wiejskiej zarabia w cza­

sach, kiedy trudno znaleźć inne zajęcie, za najrozmaitsze prace, związane z polo­

waniem, a nie je d n em u góralowi oddzier- żawienie praw a jeg o łowiectwa większy przynosi dochód, niż upraw a jeg o posia­

dłości. Znaczne wreszcie sum y pozosta­

wiają w k raju cudzoziemcy, którzy spe- cyalnie przyjeżdżają, by zabawić się p o ­ lowaniem. Czyż dla hasła samego, po­

zbawiać ma się ludność tych zarobków?

Czy tysiące ojców rodzin pozostać ma bez chleba jedynie dlatego, że ja k iś po­

lityk krótkowzroczny dostać się pragnie do sejm u lub parlamentu? Nie w ludzie bowiem samym — powiedzmy to otw ar­

cie—powstało niezadowolenie ze stosun­

ków łowieckich, lecz sztucznie — gdzie istnieje — wzniecone zostało przez ludzi, potrzebujących niezadowolenia tego dla własnych celów osobistych. P ostępow a­

nie takie nazwać należy niesumiennem, ponieważ przezeń naraża się nietylko egzystencyę mnóstwa ludzi, lecz zagraża się poważnie cennemu posiadaniu ogól­

nemu. Usprawiedliwieniem dla podob­

nych nieprzyjaciół polowania może być jedynie to, że nie znają wartości zwie­

rzyny i polowania dla dobra społeczeń­

stwa; ciemni są zupełnie wobec sprawy, którą zwalczają.

Jeszcze raz zaznaczyć należy, że nie dla przyjemności ludzi możnych polowa­

nie i zwierzyna zasługuje na ochronę ustaw, lecz ponieważ ochrona ta j e s t j e ­ dynym środkiem zachowania zwierzyny szlachetnej, ogólnego dobra narodu ca­

łego.

Zachowanie zwierzyny nie polega oczy­

wiście na tem, że hoduje się ją w m a­

sach, ażeby potem w przeciągu godzin kilku wybić co do nogi ogniem z dubel­

tówek. Nie je s t to żadne polowanie, lecz zwyrodnienie polowania, które dzi­

siaj w czasach sportów i rekordów, nie­

stety, nie należy wcale do rzadkości.

Chowanie w celu rzezi gromadnej sprze­

ciwia się pojęciu, jakie ma myśliwiec fa­

chowy o prowadzeniu łowów, ja k nie­

mniej upodobaniom ludności. Hodowla nadm ierna pociąga zawsze za sobą dege- neracyę rasy zwierzęcej, rozpacz myśli­

wych i przyjaciół przyrody. Celem ich je s t bowiem chronienie w ograniczonej ilości zwierzyny zdrowej, silnej i odpor­

nej, której nadm iar usuwa się przez ra- cyonalne polowanie. Dlatego też prow a­

dzenie polowań stosownie do reguł umie­

(13)

JMa 35

WSZECHSWIAT

607 jętn eg o m yśliwstw a godzi się doskonale

z gospodarstwem leśnem.

Wszyscy prawdziwie kulturalni ludzie zgadzają się na to, że bezwarunkowo za­

chować należy te resztki zwierzyny, k tó ­ re cywilizacya ludzka pozostawiła jesz­

cze przy życiu. N ikt nie je st bardziej kom petentny do przeprowadzenia tego zadania, j a k właśnie doskonale obyty z wszelkiemi w arunkam i życia zwierzy­

ny myśliwy; on też z narażeniem życia swego i zdrowia spełnia chętnie ten obo­

wiązek. Chcąc jed n ak należycie temu podołać, potrzebuje moralnego poparcia ogółu, w którego interesie właśnie działa.

Dlatego chybione i wprost zgubne z wielu względów dla ludności je s t zwalczanie polowań i ochrony zwierząt. Rozsądne prawodawstwo powinno też nad tem po­

pracować, by przez stosowne uregulowa­

nie polowania położyć kres całkowitemu w ytępieniu szlachetnych gatunków zwie­

rzyny, a równocześnie zapobiedz nadm ier­

nemu wzrostowi tejże i powinno ono za­

tem wziąć sobie za cel ochronę prawdzi­

wego, szlachetnego polowania, a w ytę­

pienie m asakry i wszelkich innych zwy­

rodnień łowiectwa. W tedy zniknie n ie­

jednokrotnie wrogie u ludu usposobienie dla polowań, u stępując miejsca zrozumie­

niu, że w bogatej zwierzynie naszej po­

siadamy skarb wielki, którego nam z pe­

wnością sąsiedzi zawsze zazdrościć będą.

B . J a n u s z .

B A D A N IE S K Ł A D U S K O R U P Y Z I E M S K I E J Z A P O M O C Ą F A L

E L E K T R Y C Z N Y C H .

J a k dla fal optycznych rozróżniamy ciała przezroczyste i nieprzezroczyste, ta k też i dla fal elektrycznych pewne ciała są przejrzyste, inne nie. Dobre przewodniki elektryczności, jako to m e ­ tale, woda. ziemia wilgotna nie przepusz­

czają fal elektrycznych; złe przewodniki, jako to suche powietrze, szkło i t. d. są dla fal elektrycznych przezroczyste. Skład­

niki skorupy ziemskiej są częściowo złe- mi — a przynajmniej — miernemi prze­

wodnikami elektryczności, jako to suche piaski, skały i t. d. Wśród odpowiednich okoliczności je s t zatem możliwe, że fale elektryczne przenikną część skorupy ziem­

skiej. A ja k rozchodzenie się fal elas­

tycznych po skorupie ziemskiej (wskutek trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów) da­

je cenne przyczynki do znajomości wła­

sności fizycznych (elastycznych) składni­

ków skorupy ziemskiej, ta k i fale elek­

tryczne mogłyby ewentualnie posłużyć do zbadania własności elektrycznych (prze­

wodnictwo, stała dielektryczna) składni­

ków ziemi. Projekt badania wnętrza zie­

mi zapomocą telegrafii bez drutu podaje p. H. Łowy (Jahrbuch der drahtlosen te- legraphie und Telephonie 1912). W yw ierć­

my w 3 miejscach A, B , C trzy otwory (fig. 1), przyczem odległość B A niechaj

A 3 c

/ / e 711/4

(F ig . 1).

będzie równa odległości

B C,

i umieśćmy w nich 3 anteny. Niechaj antena

B

wy­

syła fale elektryczne, a anteny

A

i

C

niechaj będą połączone z przyrządami odbiorczemi dla telegrafii bez drutu. J e ­ śli pomiędzy

B

a

C

znajdują się np. zło­

ża kruszców

M

(dobrze przewodzących elektryczność), to fale elektryczne z

B

dojdą do

C

bardzo osłabione albo wcale nie dojdą. Z porównania intensywności odbieranych fal w

A

i

C

można wnio­

skować, ja k ie m ateryały przegradzają miejsca

A

i

B ,

a jakie —

B i C.

Inny sposób je s t następujący. Niechaj

w

A

i

B

(fig.

2

) znajdują się anteny dla

telegrafii bez drutu kierowanej. Niechaj

antena A w ysyła fale elektryczne. Jeśli

w ziemi pomiędzy

A

a

B

znajduje się

(14)

608

WSZECHSWIAT

powierzchnia odbijająca fale elektryczne

(np. woda gruntow a), to można będzie

(Fig. 2).

zauważyć, że fale odbierane przez a n te ­ nę B osiągną maximum w razie pewnej oryentacyi an ten y B (zob. fig. 2). Z po­

łożenia anteny A i B podczas owego raa- ximum możnaby wyciągnąć pewne wnio­

ski o poiożeniu (głębokości) owej w ar­

stwy odbijającej. Należy zważyć nadto jeszcze okoliczność następującą. Z an te ­

ny A dochodzą fale elektryczne nietylko poprzez ziemię (droga na fig. k resk o w a­

na) ale i w prost przez powietrze. W s k u ­ tek tego nastąpi interferencya fal idą­

cych powietrzem a fal nadchodzących z ziemi (po odbiciu); dlatego należy się spodziewać, że wobec danej odległości

A B i danej głębokości w arstw y odbija­

jącej, intensywność oscylacyj elek try cz­

nych w odbierającej antenie B osiągnie maximum dla pewnej długości tal w y­

syłanych przez A, i minimum dla innej długości tal. Z długości owych fal, dla których n astęp u je maximum lub mini­

mum, możnaby dokładnie oznaczyć głę­

bokość powierzchni odbijającej. Pan Ło­

wy spodziewa się że w ten sposób mo­

żnaby w p u sty n iach szukać miejsc odpo­

wiednich do wiercenia studzien. Bez k w estyi j e s t to metoda bardziej racyo- nalna, niż szukanie wody zapomocą róż­

dżki czarodziejskiej metody, p rak ty k o w a­

nej na seryo w niemieckich koloniach afrykańskich); czy je d n a k dzięki tej me­

todzie Włochom się opłaci w^ojna trypo- litańska — j a k to twierdzi p. Kareis w dzienniku „Neue Freie P re s se “ — do­

piero przyszłość okaże. Nieco sceptycy^

zmu w podobnych sprawach nigdy nie zawadzi.

Dr. J. S.

W P Ł Y W JO N IZ A C Y 1 NA S T O S U ­ N E K C I E P Ł A W Ł A Ś C I W E G O G A ­ Z U P O D S T A Ł E M C IŚ N IE N IE M DO C I E P Ł A W Ł A Ś C I W E G O W S T A Ł E J

O B J Ę T O Ś C I .

Wiadomo, że ciepło właściwego gazu pod stałem ciśnieniem je s t większe, niż ciepło właściwe w stałej objętości. Gdy ogrzewamy pewną ilość gazu w taki spo­

sób, żeby objętość pozostawała niezmie­

nioną, to dostarczane ciepło zużywa się je d y n ie na podniesieniu tem p eratu ry owej m asy gazu; gdy je d n a k gaz ogrzewamy pod stałem ciśnieniem, to objętość gazu zwiększa się podczas ogrzewania, a d o ­ starczane ciepło zużywa się nietylko na podniesienie tem peratury gazu, ale i na wykonanie pracy zewnętrznej podczas rozszerzania się gazu. Jeśli tedy chce­

my podnieść tem peraturę 1 g gazu pod stałem ciśnieniem o l°C, to musimy na to zużyć więcej ciepła, niż na podniesie­

nie te m p eratu ry tegoż gazu o l°C w sta­

łej objętości; oznaczmy przez Cp ciepło właściwe pod stałem ciśnieniem, a Ca — w stałej objętości, to różnica Cp— C0 od­

powiada pracy, ja k ą 1 g gazu wykony­

wa, rozszerzając się w skutek podniesie­

nia tem p eratu ry o l°C. Według cyne- tycznej teoryi gazów tem peratura gazu je s t wyznaczana przez średnią energię cynetyczną cząsteczek gazu. Podnosze­

nie się tem peratu ry gazu należy tedy sobie tak wyobrażać, że dostarczane cie­

pło zwiększa energię cynetyczną (siłę ży­

wą) cząsteczek gazu. Cząsteczka gazowa je d n a k w regule obok energii cynetycz- nej posiada także energię wewnętrzną;

w szak cząsteczka składa się z atomów, a te nie są względem siebie nieruchome.

Niechaj m oznacza masę cząsteczki, a c szybkość jej jako całości, to energia cy- netyczna cząsteczki równa się

ale w ew nątrz cząsteczki atomy też się poruszają, i oto suma żywych sił ato­

mów, poruszających się w ew nątrz czą­

steczki stanowią jej energię wewnętrzną.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Etap ten jest dosyć skomplikowany, ponieważ wymaga bardzo szczegółowej analizy konkretnego procesu spedycyjnego pod względem ryzyka związanego z innymi zdarzeniami;.. - pom

Obowiązkowe ubezpieczenie AC oraz Bezpieczny Kredyt lub GAP oraz zawarcie umowy odkupu przez dealera.. Przedstawione parametry nie uwzględniają

cyjnej. Informacji można uzyskać dużo. Do udzielania tych informacji utworzony je st specjalny dział tzw. pierwszy kontakt, w którym pracują dwie osoby, które tylko i

Reasumując, Dwie rocznice… są pozycją, którą można polecić wszystkim miłośnikom historii Polski XX wieku, ale także uczniom i studentom kie- runków takich jak historia

Do łańcucha karpackiego należą najwyższe góry w Polsce: Tatry, ciągnące się około 60 kilometrów wzdłuż od zachodu na wschód, a w szerz liczą około 20

Lp Numer działania lub poddziałania Tytuł lub zakres projektu3 Podmiot zgłaszający4 Data identyfikacji5 Podmiot, który będzie wnioskodawcą6 Szacowana11 całkowita wartość

 rozpropagowanie konkursu wśród uczniów oraz zebranie zgłoszeń od rodziców,1.  sporządzenie i wysłanie do organizatorów

Na przełomie grudnia i stycznia mieszkańcy Dziećkowic będą mogli się podłączyć do kanalizacji.. Cena za odprow adzenie ścieków do miejskiej kanalizacji ma być