• Nie Znaleziono Wyników

Kultura, umysł, mózg

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kultura, umysł, mózg"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Clifford Geertz

Kultura, umysł, mózg

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (127-128), 31-42

(2)

Kultura, umysł, mózg

1

A ntropologia i Psychologia postanow iły w znieść nau k ę pozytyw ną, w ybierając jako podstaw ę dwa obiekty, spośród najgłębiej skrytych: w w ersji angielskiej to Culture i M ind, w niem ieckiej K ultur i Geist, we francuskiej Culture i Esprit. Twory te odziedziczyliśm y po m artw ych już filozofiach, doświadczyły one w zlotów i u p ad ­ ków, naznaczyła je zarów no h isto ria in flacji ideologicznej, jak i retoryczne n a d ­ użycia. M ają rozległe i ró żn o ro d n e zastosow ania, co u niem ożliw ia stab ilizację znaczeń lub p rzekształcenie w swoiste p rzed m io ty n atu ra ln e. Choć n ie jed e n raz oskarżano U m ysł i K u ltu rę o zbliżanie się do m istyki czy m etafizyki, w ielokrotnie skazyw ano na w ygnanie poza granice rygorystycznie pojm ow anej n a u k i, wciąż pow racają, gotowe do użycia.

G dy pojęcia są ściśle pow iązane, p roblem y nie tylko n ara stają, lecz grożą wy­ buchem . P roponuje się więc i rozw ija m niej lub bard ziej skom plikow ane i rów nie n iepraw dopodobne ograniczenia albo opisuje się jeden system o bardzo ścisłych („nasyconych”) relacjach w ew nętrznych. O statnio, w raz z rozw ojem n a u k k ogni­ tyw nych, dała się zaobserwow ać te n d en cja, by u nikać stosow ania tych term inów , zastępując je innym i: obw odam i n eu ro n a ln y m i, przetw arzan iem in form acji czy system am i program ow ania. T aktyka ta polega z jednej strony na u n ik ach , a z d ru ­ giej - na u trw ala n iu sta n u zastanego, zarów no w kw estii uw arunkow ania m yśli przez społeczny ko n tek st, jak i podm iotow ych podstaw znaczenia.

Jeśli zaś chodzi o antropologię, to od sam ego początku prześladow ały ją dwa problem y: m entalnej n a tu ry k u ltu ry i kulturow ej n a tu ry um ysłu, źle form ułow

a-C. Geertz Culture, esprit, cerveau, w: Une introduction aux sciences de la culture,

(3)

32

ne czy też po p ro stu odsuw ane na bok. O d rozw ażań Tylora na te m at braków p o ­ znaw czych prym ityw nej religii, refleksji snutej w la tac h 70. X IX w ieku, poprzez pojęcie partycypacji i m yśli prelogicznej Lévy-Bruhla, aż do refleksji L évi-Straussa 0 bricolage’u, m item a ch i „m yśli nieosw ojonej” w la tac h 60. X X w ieku, p roblem m en taln o ści prym ityw nej (pytania, do jakiego stopnia tzw. tubylcy m yślą inaczej od tzw. „cyw ilizow anych”, „racjo n aln y ch ” i „naukow ych” ludów ) w prow adził do teo rii etnografii podziały i niejasność. Boas w The mind o f prim itive man, M alinow ­ ski w Micie, magii religii i D ouglas w Czystości i zmazie zm agali się ciągle z tym sa­ m ym problem em : ustanow ienia czytelnej relacji pom iędzy tym , co zew nętrzne, 1 tym , co w ew nętrzne; tym , co pryw atne, i tym , co p u b lic zn e ; tym , co osobowe, i tym , co społeczne; tym , co psychologiczne, i tym , co historyczne, zw iązane z do­ św iadczeniem i zachow aniem .

Być m oże jed n ak w łaśnie przypuszczenie, że chodzi tu o określenie relacji łą ­ czącej świat m ózgu ze św iatem zew nętrznym , zadecydow ało o w yłonieniu się p ro ­ blem u. O d czasu unicestw ienia przez W ittg en stein a samej idei języka pry w atn e­ go, a także idei socjalizacji dyskursu oraz znaczenia, któ ra z tej pierw szej w ynika­ ła, sytuow anie um ysłu w głowie a k u ltu ry na zew nątrz nie odw ołuje się już, jak się zdaje, do bezsprzecznych, zdrow orozsądkow ych oczywistości. Tym , co zn a jd u je się w głowie, jest m ózg oraz cały ap a rat biologiczny. N a zew nątrz są uprzejm ości, królow ie i w iele innych rzeczy. N ie m a odpow iedzi na przew rotne p y tan ie p o sta ­ w ione przez A n d y ’ego C larka (filozofa kognityw nego): „G dzie kończy się um ysł, a gdzie zaczyna się reszta św iata?”, podobnie, jak na rów nie zniechęcające pytanie z przeciw ległej perspektyw y: „Gdzie kończy się k u ltu ra , a gdzie się zaczyna reszta św iata?” [1997, s. 213].

W iele ostatnich prac z dyscypliny, którą nazw ano „psychologią k u ltu ry ”, opie­ rało się na bardziej lub m niej przekonujących, w ykorzystujących m ateriał pocho­ dzący z różnych dyscyplin, próbach ogarnięcia w skazanego wyżej podwójnego dyle­ m a tu przez ponow ne przem yślenie tego, co m entalne, i kw estii znaczenia, stosując term in y m niej restryktyw ne niż „to jest tu, a tam to - ta m ”. Same tytuły prac sygna­ lizujących w yłonienie się tego g atu n k u - Culture in mind [Shore 1996], Actual minds. Possible worlds [B runner 1986], Thinking through cultures [Shweder 1991], The discur­ sive mind [H arre 1994], The inner life. The outer mind [Toulm in 1985], H ow institutions think [Douglas 1986], Steps toward in ecology o f mind [Bateson 1972], Ways o f world making [G oodm an 1978] - sugerują, że psychologia ta ogarnia wiele spraw, ale żad­ nej z n ich nie zam yka w ostatecznej form ule. Ponowne składanie - by raz jeszcze zacytować C larka, parafrazując ty tu ł jego książki [Beeing there. Putting brain, body and world together again, 1997] - „m ózgu, ciała i św iata” nie jest jakąś synekurą, ale am bitnym i ogrom nym zadaniem . W dużej m ierze jest ono już realizow ane, a n a­ wet, jak sugeruje niedaw ny przegląd tej zróżnicow anej m a te rii dokonany przez M ichaela Cole’a [1996], m am y do czynienia z pow tórną inauguracją.

Jak zwykle, gdy zm uszeni jesteśm y odejść od przyjętych procedur, pierwszy etap prac należało poświęcić pow iązaniu tego, co psychologowie zajm ujący się św iatem w ew nętrznym dow iedzieli się na tem at ludzkiego rozum ow ania, uczuć, pam ięci,

(4)

w yobraźni i procesów decyzyjnych, z tym , co zatroskani o świat zew nętrzny an tro ­ pologowie dowiedzieli się na tem at kreacji sensu, pojm owania go, zastosowania i prze­ kształcania. Wymóg ten przez jakiś czas wydawał się oczywisty, choć okazał się w za­ dziwiający sposób tru d n y w realizacji. C hcem y mówić o porzuceniu idei, że mózg Homo sapiens jest zdolny do autonom icznego funkcjonow ania, że może skutecznie działać jako system kierow any w sposób endogenny i niezależny od kontekstu. Co najm niej od m om entu, kiedy (około pół w ieku tem u) wraz z odkryciem skam ienia­ łości P itekantropa i stanow isk z początków plejstocenu zaczęto tworzyć szczegóło­ wy opis przedjęzykowych etapów hom inizacji (powstania g atunku Homo sapiens z jego najw ażniejszym i atrybutam i: m ałą czaszką, postaw ą wyprostowaną, um iejętnością w ytw arzania narzędzi), fakt, że mózg i k u ltu ra ewoluowały w spólnie, że ich istnie­ nie w zajem nie się w arunkow ało, zm usił nas do odrzucenia koncepcji, w myśl której m ózg um ożliw ia, określa, wzbogaca proces m entalnego funkcjonow ania człowieka i nie m a nic wspólnego z tak im i artefaktam i kulturow ym i, jak język, rytuał, techno­ logia, nauczanie i tabu kazirodztw a. N asze mózgi nie zn ajdują się w naczyniu, lecz w ciele. N asze um ysły nie zn ajdują się w ciele, ale w świecie. Świat bow iem nie zn aj­ duje się w naszych m ózgach, ciałach czy um ysłach, to one w n im się znajdują, po­ dobnie jak bogowie, słowa, skały, polityka.

W szystko to - w spólna ewolucja ciała i kultury, fu n k cjo n a ln ie n ie k o m p le tn y c h a ra k te r ludzkiego system u nerw ow ego, in g e re n cja znaczenia w m yśl i m yśli w praxis - sugeruje, że nie zrozum iem y lepiej tego, co biologiczne, psychologiczne i socjokulturow e, gdy układać je b ędziem y w pew nego ro d za ju h ie ra rc h ic zn y ła ń ­ cuch b ytu , rozciągający się od tego, co fizyczne i biologiczne, ku społecznem u i se- m iotycznem u, gdzie każdy poziom w yłaniający się z niższego i od niego zależny p rzy odrobinie szczęścia m ógłby zostać do niego zredukow any. Postęp nie dokona się także wtedy, gdy ogniwa łańcucha będzie się uznaw ać za realności nieciągłe, niezależne, zam k n ięte i izolowane, choć pow iązane w sposób zew nętrzny („in ter­ fejsem ”, jeśli posłużyć się żargonem ) przez różne siły czy przypadkow e i niejasne przyczyny. C hodzi raczej o w zajem ne ustan aw ian ie się, w spółkonstruow anie, tra k ­ tow anie poszczególnych ogniw jako k om p lem en tarn y ch , a nie jako poziom ów; jako aspektów, nie jako całości; chodzi więc o pejzaże, a nie - o zam k n ięte królestwa.

O to właściw y p rze d m io t dyskusji. W m n iejszym zakresie in te resu je nas, że lepiej rozum iem y m echanizm y m ózgu, a więc p rzetw arzanie inform acji, rozwój indyw idualny, kom unikację i zachow ania zbiorowe, postrzeganie, emocje, w yobraź­ nię, pam ięć i kształtow anie pojęć, ale też odniesienia, sens, rep rezen tację i dys­ kurs, choć w rozproszonym p o rzą d k u i tylko m im ochodem (a także z pew ną p o ­ dejrzliw ością, biorąc p o d uwagę ich rów noczesną obecność) b ardziej istotne jest bow iem , iż m ożliw ość zredukow ania tych m echanizm ów do jednego, pogrupow a­ nia ich w osobnych przeg ró d k ach bądź połączenia w zunifikow aną Teorię wciąż się oddala. W ydaje się, że nie zm ierzam y do w yznaczonego celu, gdzie wszystko łączyłoby się ze sobą: Babel m a się dobrze, a Ja w raz ze Społeczeństw em nie.

U czestniczym y n ato m ia st w coraz szybszym upow szech n ian iu się, a praw dę powiedziawszy, w ręcz w zm asow anym atak u tego, co T h o m as K uhn nazw ał m a try ­

33

(5)

3

4

cam i dyscyplinarnym i (to niejasne n agrom adzenie tech n ik , słownictw a, hipotez, in stru m e n tó w i egzem plarycznych rezultatów ), z których każda, w brew swej spe­ cyficzności i oryginalności czy naw et niew spółm ierności, m a coraz silniejszy i ściś­ lejszy wpływ na prędkość, k ie ru n e k i k ształt innych. Z n ajd u jem y się i zgodnie z przew idyw aniam i będziem y się znajdow ać w p o lu coraz silniej zróżnicow anym przez na pół niezależne a na pół interaktyw ne dyscypliny czy m atryce dyscypli­ n a rn e (podobnie jak w spólnoty badaczy kładących na nie nacisk, celebrujących, k rytykujących i rozw ijających je), ad ap tu jące takie czy in n e podejście do b ad a ń pośw ięconych sam em u m yśleniu i jego źródłom . W łaśnie w tym polu - p o p ęk a­ nym , heterogenicznym , podlegającym ciągłym zm ianom - m u sim y nauczyć się realizow ać coś, co nie będzie w spólnym p ro jek tem (F reu d i Chom sky, M arsh all Sahlins i E dw ard O. W ilson, G erald E d elm an i P atricia C h u rch lan d , C h arles Tay­ lor i D an iel D e n n e tt n igdy nie zbliżą się na tyle, aby m ogło do tego dojść), ale agregatem w zajem nie uw arunkow anych projektów , połow icznie uporządkow anym i policentrycznym .

To w łaśnie sugerują powyższe rozw ażania każdem u, kto pró b u je (jak ja czynię to teraz) pow iązać pew ne odkrycia, oszacować n ie zm iern ie interesu jące hipotezy, by objąć całość d ziedziny ta k podzielonej, n iereg u larn ej i opornej wobec jak iej­ kolw iek syntezy. W o statn ich la tac h przyw ykliśm y posługiwać się pojęciem syste­ m ów złożonych, częściowo tylko połączonych oraz sam oorganizujących się, w yko­ rzystyw anym p rzede w szystkim w in ż y n ierii i biologii, a także w ta k im m odelo­ w aniu inform atycznym , które tw orzy sym ulacje zarów no m row iska, jak i układów neuronów , rozw oju em b rio n u czy postrzegania przedm iotów . N ie jesteśm y n a to ­ m iast jeszcze przyzw yczajeni do rozw ażania w te n sposób m atryc dyscyplinarnych czy in te rak cji m iędzy nim i. Taka dziedzina, jak „psychologia k u ltu ry ”, w łączona już (bądź - w przyszłości) w interakcje m iędzy o dm iennym i, p ełnym i n a m ię tn o ­ ści, a naw et zazdrosnym i i niep rzy jazn y m i p odejściam i w opisie naszych „trybów m yślenia jako tubylców ”, które przeciw staw iają gorliw ych prom otorów w łasnych dyscyplin, pow inna być głęboko zainteresow ana w przysw ojeniu podobnej p o sta­ wy. N ie p o szukujem y ścisłej koordynacji działań (i nie zn a jd u je m y jej) an i też ich rozdzielenia na dyscypliny p iln u jąc e swego za w szelką cenę. P oszukujem y n a to ­ m iast płaszczyzny debaty (i zn ajd u jem y ją), która w yostrzy naszą m yśl i stanie się źródłem pogłębionej refleksji. Jeśli jed n ak m yślicie, że obecna sytuacja jest n ie p o ­ kojąca, przygotujcie się na najgorsze.

A by nadać spraw om k o n k retn y obrót, nieograniczający się do p ro g ra m u czy z b io ru postulatów , pozw olę sobie zacytować kilka przykładów z dyskusji, jakie toczyły się o statnio w antropologii, psychologii i neurologii, a dotyczyły tej jakże nieuchw ytnej i heterogenicznej w łaściw ości naszego bezpośredniego dośw iadcze­ n ia (o którym H um e m yślał, że było i zawsze pow inno być podporządkow ane ro ­ zum ow i), k tó rą jest „n am iętn o ść” - „em ocja”, „uczucie”, „afekt”, „postaw a”, „na­ stró j”, „p o żąd an ie”, „ c h a ra k te r”, „w rażliw ość”.

Słowa te określają pew ną przestrzeń , a nie oddzielne byty. Z achodzą na siebie, różnicują, k o n tra stu ją i p o rzą d k u ją nie w prost, lecz jako podobieństw a rodzinne,

(6)

zgodnie z uśw ięconym w yrażeniem - w trybie politetycznym ; pro b lem polega nie tyle na u sta le n iu odniesień (zadanie zawsze tru d n e: gdzie sytuuje się „p rag n ie­ n ie ”? Co to jest „no stalg ia”?), ile zasięgu i użycia. Zacznę od an tropologii, nie tylko dlatego, że w tej dzied zin ie dysponuję w iedzą n ajb ard zie j d okładną, lecz także dlatego, że mój w kład w tę dyscyplinę doczekał się oskarżenia o „przyczy­ n ie n ie się do przy zn an ia antropologom k u ltu ry i sym boliczności praw a do rozw i­ jania an tropologii Ja i uczu cia”, co - jak się w ydaje - jest rzeczą godną pożałow a­ nia [C hodorow 1999, s. 144]. Jednakże nie chciałbym rozm aw iać o m oich d okona­ niach, k tóre w tym k o n k retn y m p rzy p a d k u jakby m im ochodem sugerow ały takie podejście, a n ie autoryzow ały je w akcie błogosław ieństw a lub dyspensy. In te re s u ­ ją m n ie prace tych teoretyków n am iętn o ści i uczuć, których zwie się „ k u ltu ralista- m i” lub bad aczam i skup io n y m i na „d z ia łan iu sym bolicznym ”.

T eoretycy ci, wszyscy p row adzący także b ad a n ia terenow e, w ym ieńm y M ich el­ le R osaldo, C a th e rin e L utz, Jean Briggs, R ich ard a Shwedera, R oberta Levy i A nnę W ierzbicką, są w ta k i czy in n y sposób re p re z e n ta n ta m i zasadniczo sem iotycznego podejścia do em ocji, podejścia ujm ującego je poprzez zn ak i i znakow e k o n stru k ­ cje n adające im - em ocjom - form ę, znaczenie i funkcję w k o m u n ik a cji społecz­ nej. Słowa, obrazy, gesty, zn ak i na ciele, term inologie, h isto rie, rytuały, zwyczaje, pouczenia, m elodie i rozm ow y nie są tylko n o śn ik a m i (odbiciam i, sym ptom am i, em anacjam i) kryjących się gdzie indziej uczuć, lecz także m iejscem , sam ym ich m echanizm em .

[Jeśli] pragniemy - niezręcznie pisze Rosaldo, wahając się, ponieważ koncepcje tego typu bywają prowokacyjne, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę nasycenie naszego języka psychologicznego kartezjanizmem - zrozumieć, w jaki sposób piosenki, zniewagi czy zabójstwa potrafią poruszyć ludzkie serca, to musimy opracować ich interpretację, wy­ chodząc od uchwycenia relacji między formami ekspresji a uczuciami, wiązanymi z kul­ turą i uzyskującymi określone znaczenie w przeżytym doświadczeniu tych właśnie lu­ dzi, z tego właśnie społeczeństwa. [Rosaldo 1980, s. 222]

G niew -mènis A chillesa i w ściekłość-liget filip iń sk ic h łowców głów, ta k podobne w aspektach ogólnych i tak użyteczne przy porów naniu, u Rosaldo zyskują w ła­ ściwą im substancję z „odm iennych kontekstów i [...] o dm iennych form życia” . C hodzi o „m odele lokalne ro zu m ien ia za pośredniczone przez form y k ulturow e i logikę społeczną” [tam że].

O pierając się na takiej podstaw ie, b ad a n ia m ogą się rozw ijać w w ielu innych k ie ru n k a ch , których w iększość była już p rze d m io te m p ró bnych analiz. Istn ie ją studia n a d „słow nikiem em ocji”, którego celem jest odnalezienie znaczenia spe­ cyficznych dla danej k u ltu ry term in ó w używ anych do określania uczuć, postaw i m entalności. Tak p o stęp u je Rosaldo z pojęciem liget pochodzącym z języka ilon- go (w rzeczyw istości p rze k ład „w ściekłość” jest nieadekw atny; bliższe, choć rów ­ nież niew ystarczające są takie znaczenia, jak „en erg ia” czy „siła w ita ln a ”). P odob­ nie m a się rzecz z mènis w Iliadzie, w p rzy p a d k u którego p otrzebne są rozw inięte k o m entarze, p rzykłady użycia, odm iany kontekstow e, im plikacje w sferze zacho­ w ań, te rm in y w ym ienne. W ielu antropologów , także ja sam , w podobny sposób

35

(7)

3

6

przekładało słowa danego języka na angielski, czyniąc to w sposób etnocentrycz- ny, te n d en cy jn y lub po p ro stu z lenistw a, jako te rm iny-klisze afektów guilt [wina] i shame [hańba]. A nna W ierzbicka, lingw ista kulturow y, zauw ażając, że takie ja­ pońskie term iny, jak „enryo (grosso modo dystans w relacji in te rp erso n aln e j), on (grossomodo d ług w dzięczności) i omoiyari (grossomodo życzliwa em patia) [...] m ogą nas doprow adzić do sam ego rdzenia system u w artości i postaw kulturow ych [...], ujaw niając całą specyficzną dla danej k u ltu ry sieć zależności [...] do jej sc en a riu ­ szy [scripts]”, w skazuje, że podobnie jest w p rzy p a d k u rosyjskiego (toska, „tęskna m e lan c h o lia”), niem ieckiego (Heimatliebe, „m iłość do m iejsca n a ro d z in ”), a także tego, co nazywa „w ielkim p rzy m io tn ik ie m a u stra lijsk im ” - bloody [1997, s. 16-17, 157, 218]. Także in n i badacze doszli do podobnych objaśn ien ień uszczegółow iają­ cych w p rzy p a d k u sam oańskiego alofa - „m iłość lu b em patia [...] kierow ana od dołu do góry, od jednostek o n isk im statu sie do indyw iduów o statu sie w ysokim ” [Shore 1996, s. 301-302]; arabskiego niya - „«zam iar» [...], «pożądanie» [...], «bez złośliwości» [...], «bez pom ieszania« [...], «szczery»” [Rosen 1984, s. 48] i jawaj- skiego rasa - „percepcja - uczucie - sm ak - treść - zm ysł” [Geertz 1960, s. 238­ 241; w G eertz 1959 - zw ięzłe om ów ienie ogólnego podejścia].

O prócz tych studiów n a d słow nictw em p odjęto szerokie b ad a n ia n a d znacze­ n ia m i przypisyw anym i em ocjom oraz - na ile to m ożliwe - n a d zarysem p rze strze­ n i pojęciow ej, w której się one rozw ijają. M am y więc b ad a n ia etnom edyczne n ad p ojęciam i określającym i chorobę, cierp ien ie, ból, ozdrow ienie i zdrow ie. M am y b ad a n ia etnom etaforyczne n a d p o rzą d k am i figuratyw nym i, jak o p ętan ie przez duchy, sprow adzanie czarów, ry tu ały przejścia, które wywołują takie uczucia, jak „o p ętan ie”, „czary” i „p rzejścia”, by odwrócić klasyczną p ro ced u rę Tarskiego. Is t­ nieją badania etnopsychologiczne dotyczące ważności poszczególnych em ocji w róż­ nych k u ltu ra c h oraz i tego, jak dzieci uczą się je odczuwać. Istn ie ją w reszcie b a d a ­ nia etnoestetyczne m itu , m uzyki, sztuki oraz odcieni i subtelnej rzeźby życia co­ dziennego. K ażde z tych b ad a ń czy raczej każdy typ b ad a ń m a w artość tylko jako eksploracja bądź inspiracja. M ożna n iektórym zarzucić, że w prow adzają tylko za­ m ieszanie, zam iast w yjaśnienia. Lecz ich wielość, różnorodność, zakres podejm o­ w anych tem atów , a zw łaszcza stale rosnąca subtelność obserw acji p o tw ierdzają w sposób zadow alający, przy n ajm n iej w m oim odczuciu, zasadność kulturow ych podstaw em ocji.

N ajsilniejsze i najbardziej rozw inięte zarzuty po d adresem teorii kulturalistycz- nych czy te o rii działań sym bolicznych zajm ujących się b ad a n ie m em ocji, uczuć czy n am iętności, nie p rzy b ierają form y w ątpliw ości co do em pirycznej adekw at­ ności ujęć; to nie kw estia niewłaściwej in te rp re tac ji, rozstrzygalna na drodze d o ­ k ładniejszych obserw acji. Z arzu ty p rzy jm u ją raczej postać oskarżeń w ym ierzo­ nych w podstaw ową, w ręcz fata ln ą słabość teorii, m ogącą je całkow icie podważyć: chodzi o do m n iem an e z a n ie d b an ie d y n am ik i „in trap sy c h ic z n e j”, a tym sam ym o ich dom n iem an y b ra k zainteresow ania i niezdolność do zajm ow ania się spraw ­ stwem, indyw idualnością i podm iotow ością. Teorie, pisze szczególnie wyczulona w tej kw estii psychoanalityczka N ancy Chodorow ,

(8)

nie są w stanie ująć w trybie teoretycznym indywidualnych procesów psychologicznych tworzenia sensu, nawet jeśli czynią to z perspektywy etnograficznej [...]. Uchylają się one przed idiosynkratycznymi i odmiennymi sposobami rozwijania się i postrzegania emocji [...]. Przede wszystkim zaś można zapytać o to, w którym momencie dziecko na­ bywa zdolności czy też nawyku „czytania” cial danych w wymiarze kulturowym, jeśli nie dokonuje się to w wewnętrznych i psychobiologicznych obszarach jego istoty? [Chodo- row 1999, s. 161]

W k oncepcji Chodorow , która w pisuje się w n u rt analityczny i tradycję b liższą raczej M elanie K lein, H ansow i Loew aldow i czy w czesnem u D.S. W innicottow i, głębia nieśw iadom ości i „życie in ty m n e” w aru n k u ją tryby, w jakich m ałe dzieci ze skłonnościam i do halu cy n acji stają się opanow anym i przez fan tazm aty dorosły­ m i. Poza królestw am i k u ltu ry i biologii, jak m ówi, istn ieje „trzecie królestw o”, którego nie da się n apraw dę pojąć (tu au to rk a cytuje Rosaldo, będącej w raz ze m n ą głów nym celem ataku), „odw ołując się do scenariuszy k u lturow ych i asocja­ cji, jakie w yw ołują” czy do „scen k u lturow ych pow iązanych ze szczególnym i em o­ cja m i” [C hodorow 1999, s. 164].

W podejściu dążącym do reifikacji emocji - pisze dalej - brakuje zrozumienia tego, co oddziela uniwersalną instynktowność człowieka czy kulturę ogólnoludzką od jej równie uniwersalnej partykularności, a także tego, w jaki sposób to swoiste „pomiędzy” nimi rozwija się i jest przeżywane w sytuacjach interpersonalnych oraz szczególnych - intrap- sychicznych, którym projekcje i introjekcje, transfer i kontrtransfer nadają sens perso­ nalny. [...] [To, co] psychologiczne [jest] porządkiem swoistym, [jest] sui generis [...]. [Tamże, s. 166, 218]

Je d n a k ta sam opogłębiająca się dyscyplina, sam ow ystarczalna, jak wszyscy wiemy, której despotyczne roszczenia m ogą naw et życzliwego obserw atora w uza­ sa dniony sposób skłaniać do rezerwy, nie m a m onopolu na te n typ krytyki. Każdy, kto in te resu je się rozw ojem indyw iduum , od Jeana Piageta i Lwa W ygotskiego do Je ro m e’a B runera i Rom a H arrego, żywi p odobny niepokój w o d n iesien iu do ko n ­ cepcji, k tóra pozostaje obojętna na ontogenetyczną przeszłość jednostki. P roblem nie polega na tym , że k ulturow e analizy em ocji nie p o trafią oddać tego, jak daje do zrozum ienia Chodorow , („swoisty p o rzą d ek ”, „coś p o m ięd zy ”, „sui generis”), na czym n apraw dę polega przeżyw anie w głębi duszy takiego bąd ź innego afektu. P y tanie sform ułow ane w te n sposób m u si pozostać bez odpow iedzi; w p rzy p ad k u b ó lu (lub „bólu”) dzieje się to, co się dzieje. P roblem polega na tym , aby dow ie­ dzieć się, w jaki sposób mènis, liget, courroux, rage, toska, Heimatliebe, on, enryo czy omoyari (a także bloody) zyskują tak ą moc, w yw ołują w strząs i takie, a nie inne konsekw encje.

N iedaw ne b ad a n ia prow adzone zarów no przez psychologów, rozwojowych i po ­ rów naw czych (Bruner, Ja n et A stington, D avid P rem ack), jak językoznawców i an ­ tropologów zajm ujących się psychologią (George Lakoff, C arol F eldm an, W illiam Frawley, Roy D ’A ndrade), przyczyniły się do szybkich postępów w tej dziedzinie. Zauw ażm y p rzede w szystkim , że w yłoniła się skorygow ana koncepcja dziecięcego um ysłu - nie chodzi już o rozkw it pełen szum u i konfuzji, zach łan n ą w yobraźnię

37

(9)

3

8

poryw aną w brew sobie przez w ir ślepych p o żąd ań czy endogenne algorytm y p ro ­ dukujące łań cu ch kateg o rii syntaktycznych i pojęć gotowych do użycia, ale o k o n ­ cepcję um ysłu w ytw arzającego sens, poszukującego sensu, grom adzącego sens, używ ającego go, czyli, jak m ów ił N elson G oodm an, k onstruującego świat [Good­ m a n 1978, B ru n er 1996]. B adania n a d kom p eten cją i n a tu ra ln y m i zdolnościam i dzieci do kreacji m odeli społeczeństw a, innych, natury, siebie, procesu m yślenia jako takiego (i oczywiście uczuć) oraz posługiw ania się n im i, aby być w zgodzie z otoczeniem , zostały rozw inięte i zyskały przewagę. B adania ukazujące autyzm jako niepow odzenie (bez w zględu na jego przyczyny) dziecka w k o n stru k cji spraw ­ n ie działającej te o rii „innych um ysłów ”, re p rez en ta cji w yobraźniow ych oraz reguł przysw ajania rzeczyw istości, k o n stru k cji Ja, p o d ziału ról jako p rak ty k społecz­ nych, a także podm iotow ości ukształtow anej na sposób intersu b iek ty w n y , ergo kontekstow ej, ergo k ulturow ej, nie p rzek azu ją w izeru n k u um ysłu jako „reifikują- cej potęgi term in ó w określających em ocje”, a „podm iotow ych m echanizm ów k re ­ acji sen su ” jako odrębnego „swoistego p o rz ą d k u ”.

Rozwój myśli u dziecka - pisał Wygotski, można by powiedzieć, ojciec chrzestny kierun­ ku - zależy od opanowania narzędzi myśli społecznej. [...] Używanie znaków prowadzi istoty ludzkie do pewnej struktury zachowania, która zrywa z zachowaniami biologicz­ nymi i tworzy nowe formy procesów psychologicznych o kulturowej podstawie. [cyt. za: Frawley 1997, s. 143]

To sam o dotyczy uczuć. Jak zauw ażył R ich a rd Shweder,

między uszkodzeniem mózgu a tropem literackim jest wiele miejsca dla złamanego ser­ ca. [...] Wyrażenia typu kłębek nerwów, zmrożona w żyłach krew, pękająca głowa, zła­ mane serca [są] metonimiami cierpienia; pozwalają wyrazić [...] za pomocą metafor od­ noszących się do części ciała formy cierpienia fizycznego doświadczanego za pośrednic­ twem części ciała służących do wyrażania [...]. [Jednakże] głowa, która pęka, nie pęka, złamane serca - nie lamią się, zmrożona krew nadal skutecznie krąży, a kłębków nerwów nie dotyka żadna strukturalna patologia. [Shweder 1991, s. 324]

In n e stany em ocjonalne m ają jed n ak cielesne odpow iedniki lub p rzynajm niej im p lik u ją obserw ow alne (i odczuw alne) m odyfikacje procesów som atycznych. Przyw ołanie to p ik i części ciała w celu scharakteryzow ania nie tylko cierp ien ia, ale em ocji w ogóle (jeśli serca łam ią się ze sm u tk u , to radość je rozpala) przy p o m i­ na o tym , że uczucia są odczuw ane bez w w zględu na to, w jaki sposób się je o dda­ je czy jak się ich dośw iadcza: krew uderza do głowy, k tóra staje się ciepła i czer­ w ienieje, ale głowa w ychładza się i b le d n ie, k iedy krew z niej odpływa; żołądek się skręca, dłonie w ilgotnieją, oddech staje się nierów ny, ręce opadają, by n ie w spo­ m nieć o p ertu rb a c ja c h czy p alp ita cja ch w yw ołanych przez Erosa. N aw et praw d zi­ we urazy, k tó re u sz k o d z iły m ózg, d o ty k a ją c w te n sposób rze czy w istą osobę i w szczególny sposób zm ieniając jej życie, nie są bóstw am i pochodzącym i z m ó­ zgu, a więc spoza k u ltu ry i zasługują na w nikliw ą uwagę.

N eurolodzy od daw na b ad a li w pływ lezji różnych obszarów m ózgu na fu n k cjo ­ now anie um ysłu. Jednakże praw ie do dziś w w iększości prac, ujm ujących m echa­

(10)

n izm y poznaw cze jako aktywność in te le k tu w bardzo w ąskim znaczeniu, chodziło o deficyty i anom alie postrzegania, w erbalne, pam ięciow e i m otoryczne; tak było w p rzy p a d k u uszkodzenia ośrodka W ernickego (rozpoznaw anie mowy) czy ośrod­ ka Broki (wytw arzanie mowy). N ato m iast p e rtu rb ac je em ocjonalne, być m oże d la­ tego, że ich form y są m niej określone i tru d n ie jsze do oszacowania (być m oże też dlatego, że z tru d e m dają się scharakteryzow ać w te rm in a c h deficytu), były raczej p rze d m io te m - od W illiam a Jam esa do O livera Sacksa - błyskotliw ych opisów fenom enologicznych, a nie w yjaśnień skupionych na w ym iarach som atycznych.

Także i w tym w ypadku rzeczy uległy zm ianie, jak pokazuje chociażby książka A ntonia D am asio B łąd Kartezjusza, jedna z licznych o statnio prac trak tu jąc y ch o tym , co zaczęto określać m ia n em „wcielonego u m y słu ” . D am asio pow raca w niej do b ad a ń osób konkretn y ch , a w yodrębnionych ze w zględu na szczególny uraz: uszkodzenia p ła ta czołowego (przebicie go tępym n arzędziem , usunięcie oponia- ka, udar, lobotom ia). P rzygląda się ich w ysiłkom , subiektyw nym dośw iadczeniom , osobowości, i na tej podstaw ie grom adzi inform acje na te m at roli uczucia w k o n ­ stru k cji ludzkiej egzystencji:

Uczucia pozwalają nam uchwycić choć skrawek obrazu organizmu w pełni jego biolo­ gicznej żywotności - przejawu działania mechanizmów życiowych. Gdyby nie możliwość odczuwania stanów ciała, które z natury przyjmowane są jako bolesne lub przyjemne, nie byłoby cierpienia i rozkoszy, tęsknoty i litości, a ludzka egzystencja pozbawiona by­ łaby tragizmu i chwały. [Damasio 1999, s. 12]

I trac i sens. Jego pzry p ad k i, lu d z i z urazam i płatów czołowych, począwszy od opisanego w lite ra tu rz e p rze d m io tu , żyjącego w X IX w ieku brygadzisty budow la­ nego z Nowej A nglii, a n astępnie: księgowego, agenta giełdow ego czy człowieka, k tó ry n ig d y nie doszedł do siebie po urazie w trak c ie p o ro d u - w sum ie około dw u n astu - cechuje nieobecność afektu, pow ierzchow ność, obojętność, niepew ­ ność, niestałość w w yborze celu, niezdolność do podjęcia decyzji, przew idzenia ich konsekw encji, w yciągnięcia n a u k i z popełn io n y ch błędów, postępow ania zgod­ nie z konw encją, w ybiegania w przyszłość czy w reszcie odpow iadania in n y m w ja­ sny sposób. W szystko to jed n ak w spóistnieje z n orm alnym i, czasam i w ręcz n a d ­ zw yczajnym i zdolnościam i m otorycznym i, p ercepcyjnym i, in te le k tu a ln y m i czy językowymi.

„Zespół Gage’a”, eponim stworzony przez D am asio od nazw iska Phineasa Ga- ge’a, nieszczęsnego brygadzisty budow lanego z d ziurą w przedniej części m ózgu, jest zasadniczo dolegliwością afektywną, osłabieniem zdolności em ocjonalnych, które tym sam ym zakłóca zdolność sądzenia, wolę i wrażliwość na więzi społeczne:

w każdym z przypadków [w zespole Gage’a] natrafiliśmy na kombinację zaburzeń proce­ sów decyzyjnych oraz spłycenie emocjonalności i uczuciowości. Siły intelektualne i do­ świadczanie stanów emocjonalnych podupadają razem, a ich upośledzenie może pojawić się w profilu neuropsychologicznym, w którym zdolność skupienia uwagi, pamięć, inte­ ligencja i zdolności językowe zdają się być w tak dobrym stanie, że trudno byłoby w jaki­ kolwiek sposób obciążać je winą za porażki życiowe pacjenta. [Tamże, s. 72]

3

(11)

4

0

D am asio w ychodzi w ięc od zespołu objawów przyjm ujących form ę u kieruko- w anej ab strakcyjnie parab o li, aby rozw inąć teorię o funkcjonow aniu em ocji w ży­ ciu um ysłu - m am y zn aczn ik i som atyczne, dane percepcji, stany ciała gotowego do d ziałania, Ja n eu ro n a ln e etc. N ie b ędziem y dalej śledzić koncepcji D am asio (pozostaje ona na razie hip o tezą badaw czą); niem niej jed n ak m ożem y na tej p o d ­ staw ie uznać, że lakoniczna sentencja F rancisa Bacona - „in telek t człowieka nie m a nic z błysku św iatła” - zyskuje nowe i m ocne potw ierdzenie em piryczne. „E m o­ cje i uczucia - m ówi D am asio w podsum ow aniu swoich b ad a ń i swojego p u n k tu w idzenia - uczestniczą w tw o rzen iu um ysłu, [...] a n ajp ro stsze funkcje org an i­ zm u sp latają się z najbardziej w yrafinow anym i poziom am i in te le k tu ” [tam że, s. 9]. N am iętn o ści - m iłość, nienaw iść i w szelkie p o ruszenia duszy - m ogą zniszczyć nasze życie. Ale ich u tra ta czy nieobecność m ogą uczynić to sam o i to całkow icie.

I ta k kończę k ró tk ie w ystąpienie na jakże in sp iru ją cy tem at: em ocje w k u ltu ­ rze, um ysł i m ó z g . m ózg, um ysł i k u ltu ra . W ierzę, że to zwięzłe i sw obodne p o d ­ sum ow anie b ad a ń n a d życiem em ocjonalnym (choć m ogłem rów nie dobrze p o d ­ jąć kw estię uczenia, p am ięci albo szaleństw a), zróżnicow anych p o d w zględem k o n ­ cepcji i sposobów ich w ykorzystania, pozw ala, jeszcze niezbyt co praw da w yraź­ nie, odsłonić rzecz następującą: b ez u sta n n y i w nikliw y przegląd równow ażących się m atryc dyscyplinarnych oraz fakt zm ien ian ia ogniskowej w przejściu od jed­ nego p rogram u, jednej w spólnoty badawczej do ryw alizujących z n im i, m ogą w ska­ zać n am dobry k ie ru n e k w obszarze b a d a ń rozproszonych i rozczłonkow anych. A taki fro n ta ln e , energiczne zw roty k u jedności pojęciowej i m etodologicznej zd a­ rzają się okazjonalnie i tylko wtedy, kiedy pozw ala na to sytuacja. To sam o doty­ czy stałego doskonalenia specjalnych tech n ik badawczych, u stalania faktów, oczysz­ czonych z pasożytujących na n ic h spekulacji, zam kniętych w ścisłych granicach. Bez tych czynników żadna n au k a, naw et społeczna, nie m oże się rozwijać. Jed n ak one sam e nie w ytw arzają i nie w ytworzą scalonej wizji, której, każdy na swój spo­ sób, szukam y, za któ rą tę sk n i nasz umysł.

W ta k ich okolicznościach obiekt naszych b ad a ń i sposób postępow ania (jak to, czego dokonam y w obliczu siebie sam ych i naszego życia) został, jak m i się wydaje, precyzyjnie, choć figuratyw nie w yrażony przez R icharda W ilb u ra w gę­ stym od znaczeń w ierszu zatytułow anym , no w łaśnie, zatytułow anym .

Umysł

Umysł w swej grze najczystszej jest do nietoperza podobny, co samotnie w jaskini trzepoce, próbując się ze ścianą kamienia nie zderzać, nieświadomym rozumem wiedziony w pomroce. Nie musi wiele błądzić czy sondować,

niejasno rozpoznaje, gdzie jaka zapora,

może więc kluczyć, wzlatać, nurkować, szybować w najczarniejszej przestrzeni po właściwych torach.

(12)

I czyż to porównanie nie jest doskonałe? Umysł jest jak nietoperz. Dokładnie. Jedynie z tą różnicą, że intelekt najbardziej wspaniały wdzięczną omyłką może sprostować jaskinię.2

P r z e ło ż y ł A d a m D zia d ek P rz e k ła d z w e ry fik o w a ł J a n K ordys

Cytowana literatura przedmiotu

B ateson G., 1972, Steps to an ecology o f mind, N ovato (Calif.): C handler.

B ru n n er J., 1986, Actual minds,possible words, C am bridge (Mass.): H arv ard U niver­ sity Press.

B runner J., 1996, The culture od education, C am bridge (Mass.): H arvard U niversity Press.

C hodorov N .J., 1999, The power o f feelings. Personal meaning in Psychoanalysis, gender and culture, N ew Haven: Yale U niversity Press.

C lark A., 1997, Beeing there. Putting brain, body and world together again, C am bridge (Mass.): M IT Press.

Cole M ., 1996, Cultural psychology. The once and future science, C am bridge (Mass.): H arv ard U niversity Press.

D am asio A.R, 1999, B łąd Kartezjusza. Emocje, rozum i ludzki mózg, przeł. M. K ar­ p iń sk i, Poznań: D om W ydaw niczy Rebis.

D ouglas M ., 1986, H ow institution think, Syracuse (NY): Syracuse U niversity Press. F raw ley W., 1997, Vygotsky and cognitive science. Language and the unification o f the

social and Computational M ind, C am bridge (Mass.): H arv ard U niversity Press. G eertz H ., 1959, The vocabulary o f emotion. A study o f Javanese socialization process,

„P sychiatry” 22, s. 225-237.

G eertz C., 1960, The religion o f J a v a , G lencoe (Ill.): T h e F ree Press. G oodm an N ., 1978, Ways o f world making, N ew York: H ackett.

H arre R., 1994, The discursive mind, T h o u sa n d O aks (Calif.): Sage P ublication. R osaldo M ., 1980, Knowledge and passion. Ilongot notions o f self and social life, C am ­

bridge: C am bridge U niversity Press.

R osen L., 1984, Bargaining fo r reality. The construction o f social relation in a Muslin community, Chicago: U niversity of C hicago Press.

Shore B., 1996, Culture in mind, cognition and the problem o f meaning, N ew York: O xford U niversity Press.

S hw eder R.A., 1991, Thinking through cultures. Expeditions in cultural psychology, C am bridge (Mass.): H arv ard U niversity Press.

T oulm in S., 1985, The inner life. The outer m ind, W orcester (Mass.): C lark U niversi­ ty Press.

W ierzbicka A., 1997, Understanding cultures through their keyword, Oxford: O xford U niversity Press.

R. Wilbur Jasnowidz i inne wiersze, wyb., przekł. i wstęp. L. Marjańska,

(13)

4

2

Abstract

Clifford GEERTZ (1926-2006)

Culture, mind, brain

This article, which tackles many of the issues of the present volume of Teksty Drugie, concerns fundamental principles of interdisciplinary research. Geertz focuses on three concepts - culture, the mind, and the brain - that had a significant impact on the disciplines of anthropology and psychology. While discussing the relativity of these notions and their various interpretations, which are often convoluted and indistinct, Geertz also also points out possible overlaps of those disciplines.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W tej sytuacji zaburzeniu ulega zdolność mózgu do aktywnej, dynamicznej i skoordynowanej przebudowy, co objawia się między innymi zwiększeniem się ilości komórek glejowych

Z uwagi jednak na fakt, że w łodziach próbujących pokonać Morze Śródziemne znajdują się obok Erytrejczyków, Sudańczyków i Somalijczyków również Gambijczycy, Senegalczycy

Udowodnić, że średnia arytmetyczna tych liczb jest równa n+1 r

Ku radości jednych, ku zgorszeniu innych - wprowadzono do pomieszczeń Miejskiego Domu Kultury amerykańskie automaty, przy których pomocy można wygrywać

nanie, że coś jest w ogóle dosytem, powinnością lub dobrem. dosytach lub powinnoś ­ ciach) uniwersalnych łub absolutnych, to można mieć na myśli takie właśnie

Skoro tu mowa o możliwości odtwarzania, to ma to zarazem znaczyć, że przy „automatycznym ” rozumieniu nie może natu ­ ralnie być mowy o jakimś (psychologicznym)

Dane są dodatnio (prawostronnie) asymetryczne wtedy i tylko wtedy gdy ich funkcja symetrii jest niemalejąca.. Wykres dowolnej funkcji symetrii leży w pewnym

[r]