Zofia Trojanowicz
"Dzieła zebrane", tom 1: "Wiersze.
Tekst"; tom 2: "Wiersze. Dodatek
krytyczny", Cyprian Norwid,
opracował Juliusz Wiktor Gomulicki,
indeksy zestawiła Maria Gomulicka,
Warszawa 1966... : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 59/1, 288-308
sp ek tyw y badań już ściśle parem iologicznych, które by dążyły do ustalen ia genezy niejednego przysłow ia użytego przez Słow ackiego, zwłaszcza zaś gen ezy społecz nej. Bo — jak słusznie przypomina S tan isław Swirko — „trzeba w id zieć w nich [tj. w przysłowiach] nie tylko taki czy in ny zwrot literacki, ale, i to p rzede w szyst kim, ich w artość społeczną, kształtującą żyw ą opinię publiczną i w pływ ającą bez pośrednio na jakość ludzkiego życia” 8. Można by więc, idąc tym śladem , wyróżnić w przysłow iach poety takie, które w yw odzą się ze sfery ludow ej, szlacheckiej, m yśliw skiej, z Biblii itd. A le trudno m ieć do K asjana pretensję, że n ie zapuścił się w badania genetyczne: bo jego m etoda — programowo! — była m etodą w stęp nej konstatacji i opisu. Trzeba jednak podkreślić, że autor m iał nieraz św iado mość tej w łaśnie problem atyki, np. gdy zwrot porównawczy z S am ue la Z b o ro w skiego („szedł w gniew ie j a k d z i k n a o s z c z e p y ”) interpretow ał jako star szą w ersję m yśliw skiego zwrotu: „iść na dym ” (s. 114).
Badania nad stylem Słow ackiego ■— jeśli n ie liczyć drobnych w yjątk ów ■— od dłuższego czasu leżały od ło g iem 9. Toteż na tle dotychczasowej literatury p rzed miotu rozprawę Kasjana trzeba ocenić pozytyw nie, bo dzięki niej poznaliśm y jeden z ważnych składników stylu poety. A rów nocześnie uzyskaliśm y dostęp do in tere sującego m ateriału (jakkolwiek dalekiego od kompletności!), który um ożliw ia orientację w szczegółowym zagadnieniu w iążącym się z obszerną problem atyką ludow ości u Słowackiego. Podkreślić też trzeba sporą sam odzielność autora roz prawy, przejawiającą się zarówno w ciekaw ych propozycjach klasyfikacyjnych, jak i w sprawnej analizie, której w yniki przedstaw iono zwięźle, językiem schludnym , z niew ątpliw ą kulturą literacką, p ow stałą — jak wolno się dom yślać — m. in. także jako w ynik próby sił na polu poetyckim 10.
Rozprawę (jak w ogóle w szelkie publikacje Tow arzystw a N aukow ego w To runiu) wydano starannie, toteż errata są nieliczne. A le trzeba by jeszcze dołączyć do nich sprostow anie om yłki w streszczeniu angielskim na s. 171: m ianow icie m a ksym y stanowią tylko 2,77% ogólnego zasobu przysłów u Słow ackiego, a n ie aż 27%. Zabrakło ponadto odsyłacza do cytatu z Żeromskiego na s. 72; a na s. 49 ■— do studium Konrada Górskiego, który pierw szy zwrócił uwagę na to, co w łaściw ie znaczył dla Polaków z obszaru dawnego W ielkiego K sięstw a L itew skiego w yraz „kasza”: m ianow icie papkowatą potraw ę n . Szkoda również, że rozprawy n ie za opatrzono w indeks nazwisk.
Zbigniew Jer zy Nowak
C y p r i a n N o r w i d , DZIEŁA ZEBRANE. Opracował J u l i u s z W. G o m u - l i c k i . (Indeksy zestaw iła M a r i a G o m u l i c k a ) . Tom 1: WIERSZE. TEKST. Tom 2: WIERSZE. DODATEK KRYTYCZNY. (Warszawa 1966). P aństw ow y In sty tut W ydawniczy, ss. XCVI, 996; 1088 + errata na wklejce. „Biblioteka Poezji
i Prozy”.
Dwa pierw sze tom y Dzieł zebranych Cypriana Norwida w opracowaniu Ju liu sza W. Gom ulickiego są wydarzeniem w ybitnym , znaczącym w dziejach kultury narodowej. Badacze i m iłośnicy tw órczości poety otrzym ali po raz pierwszy tak
8 Ibidem, s. 400.
9 Zob. M. T a t a r a , Stan badań nad twórczością Juliusza Słowackiego w la tach 1945— 1960. „Pamiętnik Literacki” 1964, z. 1, s. 284—286; z. 2, s. 559.
10 Zob. tom ik poetycki: M. K a s j a n , Ognisko i ciemny wiatr. G dynia 1962. 11 K. G ó r s k i , Staropolszczyzna w j ę z y k u A dam a Mickiewicza. W: Z historii i teorii literatury. [Т. 1]. W rocław 1959, s. 273.
bogaty zespół jego w ierszy, otrzym ali także zapowiedź dalszych tomów, które obejmą n ie tylko w szystk ie znane do dziś tek sty literackie, filozoficzne i polityczne Norwida, ale i listy poety, uzupełnione po raz pierwszy listam i doń pisanym i, i miscellanea, udostępniające nigdy dotąd n ie drukowane różnego typu notatki N orwida h
W ydania tego oczekiw aliśm y od lat, jakże w tym bliscy poprzednim pokole niom. Z m ienił się jednak charakter oczekiwania. Dawniej — było ono oczekiw a niem na inedita, dzisiaj ■— przede w szystkim — na dobrze wyposażone, pełne i kry tyczne w ydanie znanych już tek stów Norwida. Im dłuższe było w yczekiw anie, tym w ięk sze są obecnie ■— to zrozum iałe — wym agania. Czy dwa pierw sze tomy, in i cjujące p ełn e i, jak tw ierdzi edytor, krytyczne w ydanie dzieł poety, spełniły te w ym agania? Sądzę, że i tak, i — nie.
Tak — bo dzieło N orw ida nigdy jeszcze n ie m iało edytora dysponującego, jak Gom ulicki, takim zasobem w iadom ości o tym autorze i tak niezwykłym , kształ conym przez lata całe, talen tem w dochodzeniu sensu nieczytelnych często, po gm atw anych rękopisów poety. Otrzym aliśm y dzięki tem u obfitujące w now e u sta lenia tekstologiczne pełne w ydanie w ierszy Norwida, a również — małą kronikę biograficzną, bibliografię w ierszy oraz przynoszące w iele bardzo cennych m ateria łó w m etryki i komentarze.
Nie ■— bo edytor pozbaw ił w iększość w ierszy Norwida najważniejszej części aparatu krytycznego, tej, która um ożliw ia odtworzenie w szystkich autentycznych postaci tekstu i która ex dejinitione do w ydania krytycznego należy. Nadto — czy telnik Dzieł zebranych został postaw iony niejednokrotnie w obliczu decyzji i są dów arbitralnych, a n ie zawsze, jak się zdaje, w pełni uzasadnionych. N ie bez zna czenia jest i to, że G om ulicki uczynił ową edycję terenem osobistych dygresji i porachunków, czym m oże zw iększył popularnie rozumiane w alory czytelnicze w ydania, ale i osłabił jego rangę naukową.
Sform ułow ane tu w stęp n ie zastrzeżenia, czy m oże ■— jak kto w oli — zaw ie dzione nadzieje, n ie przekreślają przecież, przekreślić nie mogą, niezw ykłości i w y- bitności wydarzenia, jakim jest p e ł n e w ydanie w ierszy Norwida. N ie ulega w ątpliw ości: w całym dziele w ysuw ają się na pierwszy plan św ietne, budzące po dziw osiągnięcia, edytorskie i n ie tylko edytorskie, otwierające now e zupełnie per sp ek tyw y badaczom i m iłośnikom poety. Jeśli recenzja m oja tej proporcji nie uw zględni w sposób dostateczny, jeśli znaczną część rozważań w ypełnią uwagi kry tyczne — to przyczyną n ie jest niedostrzeganie wartości, jakim i hojnie obdarzył nas edytor, ale prześw iadczenie, że w łaśn ie te uwagi okażą się w jakiejś części przydatne. I jeszcze jedno w yjaśnienie dotyczące charakteru recenzji. Ograniczone jej rozmiary n ie pozw alają na podjęcie szczegółów, także tych, które wymagają sprostowań i uzupełnień. Próbuje ona raczej sygnalizować pew ną problematykę ogólną, dyskutow ać z niektórym i założeniam i i m etodam i dem onstrowanymi w Dziełach zebranych. Polem izując — odwołuje się do szczegółów, ale szczegóły te przyw ołuje na prawach przykładu.
Dwa pierw sze tom y Dzieł zebranych liczą razem stron 2180. N a tekst poety przypada z tego 31°/o, reszta, a w ięc 69% — na tekst i aparat edytora: 35% — ko mentarz, 10% — m etryki, 5% — źródła i zasady wydania. Pozostałe 19% w ypeł-1 Całość ma się składać z sześciu części (zob. Dzieła zebrane. I, 890): A (t. ypeł-1—2 — Wiersze); В (t. 3—4 •— P o em a ty i u tw o r y cykliczne); С (t. 5— 6 — U tw o r y d ra
matyczne); D (t. 7—8 — P ism a prozą); E (t. 9— 10 — Pism a różne); F (t. 11—12 — Korespondencja).
Podawane w naw iasach liczby oznaczają kolejno tom i stronicę. 39 — P a m ię tn ik L itera ck i 1968, z. 1
niają: dw ie przedm owy (do całości Dzieł zebranych i do tom u 2), Mała kronika życia i tw órczości Cypriana Norwida wraz z bibliografią źródeł drukow anych i opracowań, bibliografia w ierszy Norwida (osobne edycje w ierszy i zbiorków poetyckich za życia Norwida, dzieła zbiorowe i antologie z w ierszam i poety w ydane za jego życia, osobne edycje w ierszy i zbiorków pośm iertne, pierw odruki w ierszy w kolejności ich publikacji), siedem indeksów (imion w łasnych do tekstu wierszy, osobowy, dzieł literackich, dzieł plastycznych do tek stów tow arzyszących tom u 1, osobowy i utw orów Norwida do tomu 2, alfabetyczny spis tytu łów i incipitów wierszy), A d d e n d a et corrigenda, spisy rzeczy tom ów 1 i 2.
Pierw sze tom y Dzieł zebranych zwracają uwagę niebyw ałym , przechodzącym dotychczasową praktykę edytorską przy wydaniach tego typu i przeznaczenia, roz budowaniem tek stów pochodzących od edytora. W tej sytuacji obowiązkiem recen zenta jest pytać zarówno o wartość naukową wydania, jak o przejrzystość i uży teczność kształtu edytorskiego Dzieł.
Gom ulicki w yposażył szczodrze w iersze Norwida w pew ne działy czy zespoły informacji, które nie pojaw iały się dotąd (a przynajm niej n ie w takich rozm ia rach) w innych, podobnych w ydaniach. Wskazać tu przede w szystkim trzeba Małą kronikę ży cia i twórczości, om ówienie edytorskich losów dzieła N orw idow ego za ż y cia i po śm ierci poety, system rozbudowanych indeksów. Znacznemu też p ow ięk sze niu u legły p ew ne tradycyjne działy dodatku krytycznego, zw łaszcza komentarz. Objętość pierwszych tom ów Dzieł zebranych n ie zaw sze jednak w iąże się b ez pośrednio z naukowym w yposażeniem edycji. Można zauważyć, że edytor w ielo krotnie, w różnych m iejscach, powtarza te sam e inform acje. Pow tarzalność ta jest w szczególności udziałem m etryk i komentarza. Metryki w przytłaczającej w ięk szości wypadków są pozbawione opisu autografów, zestaw ień w ariantów , m oty w acji wyboru tekstu, a w ięc tej części aparatu, która nadaje inform acjom tego
działu odrębny, stricte specjalistyczny charakter. Obejmują — jak w yjaśnia ed y tor — „aparat skrócony, złożony (przynajmniej w m iarę potrzeby) z n astęp u ją cych elem entów : 1. podstaw a tekstu i jego prow eniencja; 2. podobizna autografu; 3. pierwodruki; 4. uw agi o tekście; 5. dowody autorstw a ( przy tekstach anonim o wych itp.); 6. ustalenie daty w iersza” (II, 59). Dzięki takiem u p rofilow i ciążą one w yraźnie — nie ku tek stow i w ydawanego poety, jak to jest zazwyczaj, ale ku k o m entarzowi. Ten znów, z racji swojego genetycznego charakteru, niejednokrotnie m usi się odw oływać do inform acji podanych w m etrykach, m usi •— jak pokażą to przykłady w skazane w dalszym ciągu recenzji — w iadom ości m etryk raz jeszcze powtarzać. A dałoby się tego uniknąć, gdyby zlikw idow ać m ało funkcjonalny p o dział dodatku krytycznego, gdyby m etryki i kom entarz połączyć razem, w yodręb niając ew entualnie w zgromadzonych w jednym m iejscu uwagach o utw orze część m etrykalną i komentującą. Dla czytelników korzystających z dodatku krytycznego połączenie takie byłoby, moim zdaniem, w ygodniejsze. Podobne zastrzeżenia można zgłosić do nadm iernie rozbudowanych indeksów, które w takiej liczbie — przestają być nieraz ułatwieniem .
Godzi się też wspom nieć, że na rozmiary pierwszej części Dzieł zebranych w płynął w ydatnie osobisty, polem iczny wątek całej edycji, w yraźnie przez G om u lickiego eksponow any i stanow iący — obok m otyw u norw idow skiego — drugi, n ie mal głów ny m otyw wydania. Motyw ten przew ija się konsekw entnie przez oba tomy, zaczyna na pierwszych stronach przedm owy, a kończy w dziale A d d e n d a et corrigenda. Czytelnik m usi się w ięc dowiedzieć nie tylko, jaka była droga edytora do tw órczości Norwida i co edytor dla poety uczynił, ale i do jakich granic obni żali swój poziom naukowy „początkujący norw idyści” tropiący „mikroskopijne p o m yłki” G om ulickiego, i kto się przed czym „nie zaw ahał” polem izując z nim
(I, L X X X V II; II, 197). Jak każda osobliwość, i ta warta zastanowienia. A le czy nie odwraca ona u w agi od sam ego Norwida ■— n ie wiem .
W yposażenie naukow e dwu pierwszych tom ów Dzieł zebranych jest, ze w zglę du na ich inicjalny charakter, dwojakiego typu. Są w ięc działy w yłącznie podpo rządkow ane w ierszom i są działy służące całości wydania. Wśród tych ostatnich w yodrębnia się w yraźnie Mała kro nik a życia i tw órczości poety, w ydana również w osobnej, uzupełnionej o d b itc e 2.
Pom ysł przydania dziełu Norw ida kroniki biograficznej jest pom ysłem znako m itym . W w ypadku tw órczości tak niełatw ej jak Norwidowa trzeba brać pod uw agę m aksym alną ilość płaszczyzn i kontekstów , do których m ożna ją odnieść, w śród których m ożna ją odnaleźć. N ie twierdzę, że życiorys poety jest tu jedyną i w szystko w yjaśniającą perspektyw ą; jest jedną z w ielu, które można przywołać. Wybór zależy i od rodzaju utworu, i od orientacji badacza czy zainteresow ań m iło śnika Norwida. Rzecz jednak w tym, że zam ieszczając w Dziełach zebranych ów biogram, Gom ulicki stw orzył m ożliw ość takiego wyboru. I stw orzył ją — w odnie sieniu do całokształtu życia i twórczości Norwida — w łaściw ie po raz pierwszy. W szelka argum entacja jest tu zbędna: w ystarczy porównać kalendarium Dzieł zebra
nych z inform acjam i biograficznym i zam ieszczonym i przez Gom ulickiego dw a dzieścia przeszło lat tem u w k siążce Pamięci Cypriana Norwida. Przekonam y się, jak dalece zw ielokrotniły się w iadom ości o poecie, jak fakty, dotąd często nie powiązane, skom ponow ały się w logiczne układy i całości, jak w reszcie w ypełniły się niektóre, dotychczas niem al p uste — już nie lata, ale m iesiące tego życiorysu. Czy jednak zaw sze w ypełn iły się m aterią nie budzącą zastrzeżeń?
Przed sform ułowaniem w ątp liw ości chcę przypom nieć, że kalendarium nie zo stało zaopatrzone przez Gom ulickiego w pełną dokum entację — w ykaz źródeł nie obejm uje źródeł rękopiśm iennych, co w sposób oczyw isty utrudnia w szelką pole m ikę i zw iększa ryzyko błędu ze strony polem isty.
Już przy pierw szej lekturze Małej kroniki uderza w ielka ilość inform acji bio graficznych w prowadzonych na domysł. Kto kiedykolwiek podejm ow ał jakieś prace zw iązane z życiorysem Norwida, w ie dobrze, że bez licznych znaków zapytania n ie m ożna się tutaj obejść. W ydaje się jednak, że Gom ulicki popadł w tym zakre sie w pew ną przesadę, żeby n ie pow iedzieć — m anierę. Zbyt w iele stw ierdzeń oparł na bardzo w ątłych przesłankach, nieraz chyba mało krytycznie rozpatrzonych, zbyt w iele stw ierdzeń w prow adził — jak się zdaje •— głów nie dlatego, że odpowia dały jego koncepcji biografii czy twórczości Norwida. Pół biedy zresztą, jeśli do m ysły są opatrzone sygnałem przypuszczenia, gorzej — jeżeli nie, bo w tedy czy telnik zostaje w prow adzony w błąd. Sama konfrontacja kroniki z m etrykam i i ko m entarzam i do w ierszy pozw ala w yłow ić pokaźną porcję informacji, sform ułow a nych w kronice w sposób n ie dopuszczający w ątpliw ości, a w rzeczy samej sta nowiących n ie zaw sze przekonyw ający dom ysł Gom ulickiego. Dla uniknięcia goło- słow ności — kilka przykładów . Ich om ówienie zajm ie trochę m iejsca, ale — jak pisałam — brak pełnej dokum entacji stwierdzeń Gom ulickiego utrudnia polemikę, zm usza do hipotetycznej rekonstrukcji podstaw y m ateriałowej, na której się oparł.
Pod listopadem 1841 Mała kronika notuje: „Uroczyste odsłonięcie na placu Saskim obelisku w ystaw ionego przez w ładze carskie ku uczczeniu generałów p ol skich, którzy p olegli z rąk pow stańców w nocy 29 X I 1830 r. U roczystość ta prowo kuje Cypriana do napisania w iersza Burza, stanowiącego zaszyfrow aną pochwałę
2 J. W. G o m u l i c k i , W prow adzen ie do biografii Norwida Warszawa 1965. U zupełniona odbitka z t. 1 Dzieł zebranych C. N o r w i d a .
młodego patrioty-m ęczennika i w yraźnie aludującego do samobójczego zgonu Ka rola L evittou x” (I, 14).
Sform ułow anie notatki każe przypuścić, że jej autor dysponuje jakim ś m ate riałem wiążącym niezbicie Burzę i z osobą L evittoux, i z odsłonięciem obelisku na placu Saskim. A jednak m etryka i komentarz do B u rzy (a także lektura artykułu Norw id w cieniu C y t a d e l i 3) przekonują, że tak n ie jest. D om ysłem jest stw ierdze nie, że Burza to w iersz „w yraźnie aludujący do sam obójczego zgonu Karola Le vittou x”, i dom ysłem jest konstatacja, że odsłonięcie obelisku sprowokowało Nor wida do napisania wiersza. A le o ile dom ysł pierw szy — sugerow any już poprzed nio przez Marię S tra szew sk ą 4 •— w ygląda w ielce prawdopodobnie, o ty le drugi podlega w ątpliw ości. Dom ysł drugi oparty jest bowiem na kruchej przesłance, a m ianowicie, że N orw idow ski m otyw czynów kam ieniejących w posąg mógł być aluzją do innego posągu, tego z listopada 1841, w którym utrwalono czyny o zupeł n ie innej w ym ow ie, niepatriotycznej. Mógł być, ale czy był? Zwrot Norwida należy przecież do pow szechnie znanej topiki, a dodatkowo tłum aczy się klasycystycznym zakrojem Burzy. Trzeba też w ziąć pod uwagę, że obelisk na placu Saskim został odsłonięty 29 listopada 1841, a już 6 grudnia (a w ięc chyba zbyt szybko, jeśliby Burza pow stała dopiero po 29 listopada) poeta donosi K raszew skiem u, że wiersz „dla okolicznościowych przyczyn n ie znalazł m iejsca w n a s z y c h pism ach” 5. Wreszcie ■— pod tekstem Burzy w pisanym jeszcze w W arszawie do albumu Tyszyń- skiego figuruje data: „1841 lata w W arszawie”. Tę form ułę datow ania znamy także z innych utw orów Norwida, np. „było to 1844 w iosn y” (Menego), „W Pompei, 1844 la ta ” (To rzecz ludzka!...), „1850 lata” (P s a lm ó w -p s a lm ), i n ie m ożna tak arbitralnie staw iać sprawy, jak czyni to Gom ulicki w m etryce wiersza: „»lata« znaczy »roku«”. W szystko to razem zdaje się w skazywać, że w iersz Burza n ie powstał na przeło m ie listopada i grudnia 1841, ale w lecie tego roku, prawdopodobnie w związku z nastrojam i w yw ołanym i śm iercią Levittoux, którego Norwid „znał doskonale” 6. W takim razie inform acje o B u rzy pow inny się znaleźć albo w innym miejscu kroniki, albo przynajm niej — w yglądać inaczej. U w aga ta dotyczy także m etryki i komentarza. A na m arginesie poruszanej tu spraw y Norwid — L evittoux warto m oże zasygnalizować, że i powiązanie przyczynow e N orw idow ego podania o zw ol n ienie z Heroldii z wykryciem organizacji w arszaw sko-łukow skiej i aresztowania m i wśród jej członków (kwiecień 1841 (I, 13)) spraw ia również wrażenie domysłu, tym niebezpieczniejszego, że prowadzącego do w niosków dla m łodzieńczej biografii N orwida zasadniczych, a dotąd nigdzie n ie potwierdzonych.
Innym przykładem domysłu figurującego w kalendarium jako pewnik może być wiadom ość o pobycie Norwida w W enecji w kw ietniu 1844. W kronice pod tą datą czytamy: „Ponowny wyjazd do Wenecji, gdzie zastaje nie tylk o panią Gościm - ską, ale i panią L., m atkę swojej narzeczonej. Pani L. kom unikuje mu list Kamili, w którym ta zrywa narzeczeństwo z Norwidem i donosi mu o swoich zaręczynach (a m oże i o bliskim ślubie?) z panem M. Zrozpaczony poeta w ypłakuje sw oje cier pienia przed G ościm ską” (I, 17).
Nieco inaczej na ten sam tem at pisze G om ulicki w m etryce do w iersza Tu 3 J. W. G o m u l i c k i , Norw id w cieniu Cytadeli. „Stolica” 1961, nry 38/39—40. 4 M. S t r a s z e w s k a , Czasopism a literackie w K r ó lestw ie Polskim w latach 1832—1848. Cz. 2. W rocław 1959, s. 33—34.
5 C. N o r w i d , W szy stk ie pism a po dziś w całości lub fragmentach odszu kane. W ydanie i nakład Z. P r z e s m y c k i e g o . T. 8. W arszawa 1937, s. 1.
6 P isał o tej znajom ości — na podstaw ie inform acji N orw ida ■— Z. K r a s i ń s k i (Listy do Delfiny Potockiej. 1846—1848. Poznań 1938, s. 524).
K o lu m b o w e m iałem sta n o w isk o : „Data: n a j p r a w d o p o d o b n i e j kwiecień 1844 r., Norwid w tedy bowiem odwiedził z a p e w n e Wenecję, gdzie spotkał się z A leftyną Gościm ską oraz panią L., matką sw ojej narzeczonej, która doręczyła m u w tedy jej list zryw ający zaręczyny” (II, 70, podkreślenia Z. T.). I jeszcze raz w komentarzu do tego samego wiersza: „Wiersz pisany w Wenecji, najprawdopo dobniej na w iosnę 1844 r. (zob. m etryki, nr 21), gdzie Norwid zastał nie tylko bliską w arszaw ską znajomą, A leftyn ę Gościm ską [...], ale i jej przyjaciółkę (?) panią L., m atkę sw ojej narzeczonej Kam ili. Tam też w łaśn ie m iał otrzymać list od K am ili (przesłany bodaj na ręce matki), która zryw ała narzeczeństwo, a równocześnie za w iadam iała poetę o zaręczynach-z kim innym ” (II, 328). Pom ijając inne w ątpliw ości, które rodzi lektura zam ieszczonych w yżej w ypisów oraz fakt trzykrotnego powtórze n ia tych sam ych bądź podobnych wiadomości, m usim y przecież w końcu n iecierpli w ie zapytać: czy N orwid był w W enecji w kw ietniu 1844, czy też ■— zapew ne był? Jeżeli zaś dodamy, że w Okruchach poetyckich i dram atycznych pisał Gomulicki z okazji daty w iersza Tu K o lu m b o w e m iałem stanowisko: „oczywiście rok 1843” 7 — to niezachwiana pewność, w jaką w yposaża niektóre domysły, m usi budzić zrozu m iały niepokój.
Na osobną uw agę zasługują te fakty, które edytor Dzieł ze branych w prow a dza — jak m ożna m niem ać ■— na podstaw ie inform acji sam ego Norwida. W ypowie dzi poety, zaw ierające inform acje o nim sam ym, są dla ustaleń biograficznych ty l ko źródłem i ■— jak każde źródło — w inny podlegać krytyce. A już szczególnie kry tycznego stosunku w ym agają w ypow iedzi z lat późniejszych, w których, jak w ia domo, Norwid niejednokrotnie przeinaczał zdarzenia, m ylnie przedstaw iał ich prze bieg. W ydaje się tym czasem , że autor Małej kroniki n ie zaw sze dostrzegał tę potrzebę. Oto ■— dla przykładu ■— stwierdza Gomulicki, że Norwid „9 III [1848] uczestniczy, w tow arzystw ie margrabiego M assima d’Azeglio, Krasińskiego, Orpi- szew skiego i gen. W ładysław a Zam oyskiego, w delegacji Polaków do demokratycz nego trybuna rzym skiego Ciceruacchio (Angelo Brunetti)” (I, 28). Przypuszczam, że podstawą tej notatki jest list Norwida do Bronisława Zaleskiego z roku 1870. Pisał w nim poeta m. in.:
„Kiedy Francuzi szli na Rzym, i zrobiło się m ętno w m ieście wiecznym , a w e w odach m ętnych rozkłady są pierw iastków żywotnych, — tedy z nieznanej przy czyny poczęto P olak ów tam będących utrapiać, aż powoli, pow oli w yszedł głos, że byłoby dla rzeczy użyteczne, żeby w yjątkow o istn e ciało regularnie wytrzebić, a następnie od dołu poszedł głos, »aby w y r ż n ą ć « .
„Wtedy śp. Generał Zam oyski, hr. Zygmunt Krasiński, Ludwik Orpiszewski, Margrabia Azeglio i Cyprian Norwid — udali się w p oselstw ie do trybuna L u du (jedynej na on czas w ładzy w Rzymie). B ył to drwal, kupiec, drzewo i w ęgle sprzedający, ale był trybunem Ludu, a oni zaś byli Polacy” 8.
Czy Norwid n ie popełnił tutaj omyłki? Delegacja polska udała się do Cice-ruacchia 9 marca 1848. Francuzi jeszcze w tedy nie szli na Rzym, a znów wtedy, kiedy szli ■— Norw ida w R zym ie nie było. W tej sytuacji możemy podejrzewać, że i druga informacja, o składzie osobowym delegacji polskiej, jest nieścisła. Podej rzenie to okazuje się uzasadnione w św ietle listów Krasińskiego do Potockiej.
10 marca 1848, z Rzym u, K rasiński pisał:
„Wczoraj donieśli mi, że Ciceruacchio był tu z kilkom a u kapelusznika Polaka i pytał, którzy Polacy b u o n i , którzy с a t t i v i, — domagał się ich nazwisk. ■— 7 C. N o r w i d , Okruchy poetyckie i dramatyczne. Zebrał i opracował J. W. G o m u l i c k i . W arszawa 1956, s. 202.
K saw [ery Branicki] też, najszaleńszy z głupców, wpada i m ówi, że chcą w yrżnąć w szystkich M oskali i Polaków. — [...] Poszedłem w ięc do W ładysł[aw a Zam oyskiego]. <— On kazał prosić do siebie A zeglia, — przyszedł A zeglio, — zapo znałem się z nim, — piękna, zacna, spokojna postać. — We trzech w yszliśm y szu kać Ciceruacchia. — B ył w trattorii na Piazza di Spagna. — A zeglio go w yw o łał, — z nim nieco pomówił, — potem Wład. i ja przystąpiliśm y i w im ieniu P o la ków tu będących ośw iadczyliśm y mu serc naszych polskich oburzenie, że kto bądź śm ie rozsiewać m niemanie, jakoby m ogli być Polacy przeciw Piusow i. [...] K iedyśm y tak rozm awiali z Ciceruacchiem na środku placu, pod Scalinatą, lud zaczął nas otaczać, zbierać się, przysłuchiwać, ■— skończyło się na serdecznym przymierzu z Ciceruacchiem i na zobopólnych zaręczeniach” 9.
Być może, Norwid był świadkiem całego w ydarzenia, być może, znajdował się wśród zgromadzonych, ale delegację stanowiło chyba trzech ludzi: Krasiński, Za moyski, Azeglio. Krasiński w swoim liście nic nie w spom ina o N orw idzie. A osta tecznie jego relacja, spisana w dniu następnym po fakcie, jest bardziej w iary godna niż w ersja Norw ida form ułowana dwadzieścia przeszło lat później.
I jeszcze jeden przykład informacji budzącej zastrzeżenia, a opartej na do m yśle zbyt słabo jako dom ysł zaakcentowanym . Jest nią w iadom ość o pobycie Norwida w W ielkopolsce w lipcu 1848. P isze G om ulicki przy tej dacie:
„Norwid, wykorzystując resztkę zostaw ionych mu przez K rasińskiego p ien ię dzy (razem 1300 fr. od kwietnia), wyjeżdża potajem nie, n ie znaną trasą (może ńaw et przez Weronę), do K sięstw a Poznańskiego, gdzie osiada na kilka tygodni (?) u W ło dzim ierza Łubieńskiego w Pudliszkach koło Leszna, w ysyłając sw oje listy z Leszna albo z niedalekiej Krobi, ale dla ostrożności datując je z Rzymu, z Via San Felice. W trakcie tej w łaśn ie w ypraw y (albo bezpośrednio przed nią) dowiaduje się o gw a ł tow nej m iłości, jaką w pani Kalergis wzbudził gen. Cavaignac, osław iony dyktator Paryża w dniach czerwcowych, co powoduje, że w liście do Marii Trębickiej pisze o »kłam stw ie na ustach opiew ających rzecz anielską« i o »skrzydłach z pawich piór szatańskich do najpiękniejszych w piętych ramion«. W ielkopolskę opuszcza bodaj na przełom ie lipca i sierpnia, w yw ożąc stąd (jak się wydaje) now y zapas pieniężny, um ożliw iający mu dalszy pobyt w e W łoszech” (I, 29).
„Kłam stwo na ustach opiew ających rzecz anielską” i „skrzydła z pawich piór szatańskie do najpiękniejszych w pięte ramion” — dają się również w yjaśnić jako aluzja do polityki z okresu Wiosny Ludów. Podsuw a takie w yjaśnienie pisana przed lipcem 1848 Wigilia, w której konkordancje z listem do Trębickiej są uderzające („Szatan przybiegł i prawi: / Oto ogon mam pawi, /Cały z ognia, co słońce zapala”). A le to jest w tej chw ili sprawą uboczną. Źródła całej notatki, o ile można w nosić z jej kształtu, są zasadniczo dwa: 1) fragm ent heidelberskiego listu Krasińskiego do Stanisław a Egberta K oźmiana z 30 lipca 1848 („Co do onego, o którym m ówisz, że w Rzym ie w w ielkiej biedzie, to wyjeżdżając zostaw iłem mu ■— ogółem 1300 fr. od k w ietnia” 10); 2) dwa listy Norwida do Trębickiej, których autografy znajdują się w B ibliotece Jagiellońskiej (pod sygnaturą 4285). Na pierwszym z listów, zao patrzonym przez poetę w datę: „Rzym. Via F elice № 123. Lipiec 3. 1848” i podpis: „Cyprian Kam il N.”, figurują m. in. dwa stem ple pocztowe: „Lissa 15/7” i „Posen 19. 7”. Na liście drugim, bez daty i z podpisem: „Cypr. Kam il N.”, w idnieje stem pel: „Kroben 23 V II” n .
Fakt w ysłania obu listów Norw ida z Krobi i z Leszna, m iejscow ości leżących 9 K r a s i ń s k i , op. cit., s. 633—634.
10 Z. K r a s i ń s k i , L isty do St. E. Koźmiana. L w ów 1912, s. 94. 11 N o r w i d , W szy stkie pisma..., t. 8, listy nr 30 i 31.
w pobliżu P udliszek Łubieńskich, n ie podlega najm niejszej w ątpliw ości. Pytanie jednak, czy listy te w ysy ła ł stam tąd sam Norwid, czy też m oże W łodzimierz Łu bieński, traktow any przez poetą jako pośrednik w jego korespondencji z krajem. W iele przem aw ia za tym , że Norwid oba listy pisał w Rzymie.
L ist pierwszy, z 3 lipca, n ie potrąca o żadne rzym skie realia, jest jednak opa trzony w nagłów ku przy dacie rzym skim adresem Norwida. G om ulicki — jak pa m iętam y — pisze, że N orwid dla ostrożności datuje list z Rzymu. Dla jakiejż to ostrożności! Przecież w łaśn ie takie datowanie, przez sw oją niezgodność z m iejscem w ysłania listu, m ogłoby zwrócić uw agę osób niepowołanych, mogłoby być dla N or w ida niebezpieczne, oczyw iście w tedy, gdyby przebyw ał wów czas nielegalnie w W ielkopolsce. W ewnątrz listu znajduje się uwaga poety: „adres jego tak jak daw niej”. Co znaczy „jak daw niej”? W poprzednim znanym liście do Trębickiej, z 8 kw ietnia 1848, podobna uwaga: „adres mój jak zaw sze”, w jeszcze w cześn iej szym, z 17 czerw ca 1847, adres: „Rome •— Via F elice № 123. A telier № 12. Mr. Ciprien Camille, paintre français; albo jak dawniej, jak ostatni, przez Berlin. [Dopisane ołówkiem :] najlepiej przez B erliń”. A jeszcze w cześniej, w liście z 11 sierpnia 1846 z Brukseli: „Mój adres: à Monsieur Mr. de Bolmin [tu Norwid podaje adres brukselski]. — Albo jeszcze lepszy i, ja sądzę, wygodniejszy, do B erli na, gdzie kierunek podróży m ojej zaw sze będzie wiadomy: à Monsieur le Comte Vlodim ire Łubieński Schadow strasse № 4 — pour rem ettre à Mr. Ciprien Camille. Proszę użyć drugiego — sądzę bowiem , że będzie w ygodniejszy” 1Z. Jak w idać z te go, Norwid w korespondencji z Trębicką posługiwał się dwoma adresami: własnym i Łubieńskiego.
Drugi z om aw ianych tu listów treścią swoją jest bardziej „rzymski” niż pierwszy („Pewno panią zadziwi, że oto, pędzle położyw szy, przy zachodzie połud niow ego słońca nad k lasycznym i ruinam i takie prozaiczne rzeczy piszę. Że w ate lier moim, od zorzy p raw ie do południa i od południa znowu do wieczora, taką
dziś drobną rzeczą: sztuką (!) życie m oje zapełniam ”). W zakończeniu listu dopisek: „Adres się zm ienia n ie co do osoby i imienia, bo zaw sze jak dawniej, tylko par Berlin à Pudliszki près Polnisch L issa”. Sygnalizow ana wyżej sytuacja adresowa poety m otyw uje w cale jasno ten dopisek; zdaje się, że to n ie Norwid zm ienił m iej sce pobytu, lecz Łubieński.
A le nie tylko Trębicka pisyw ała do Norwida na adres przyjaciela poety. Także Norwid w ysyłał do niej listy przez Łubieńskiego (albo przez jakiegoś innego po średnika czy pośredników). Jak bowiem inaczej w yjaśnić stem ple pocztowe Trieru i Berlina na brukselskich listach poety do T ręb ick iej13? Czy od razu w izytą N or w ida w tych m iastach? N orw idow i w ydaw ało się widać, że taka droga listu jest pew niejsza niż bezpośrednia. Możliwe, że brał również pod uw agę bezpieczeństwo adresatki. Stem p le pocztow e Leszna i Krobi pojaw iły się na listach poety z lipca 1848 zapew ne dzięki tej samej przezorności, tłum aczącej się dodatkowo — w roku 1848 — i sytuacją polityczną, i w yjątkow o złym funkcjonow aniem poczty. R zym skie listy K rasińskiego z tego czasu wprost roją się od narzekań na niedocieranie korespondencji, na przetrzym yw anie listów przez A ustrię.
Zarysowane tu okoliczności, jeśli naw et nie pozwalają p ew nie odrzucić stw ier dzenia o przyjeździe N orw ida w Poznańskie w lipcu 1848, to w każdym razie sta wiają je pod znakiem zapytania. W tej sytuacji bezapelacyjna konstatacja Gomu- lickiego, że Norwid w lipcu 1848 przebyw ał w W ielkopolsce (pytajnikiem opatrzona
12 Ibidem, listy nr 19, 21, 25.
13 Ibidem, listy nr 19 (stem pel pocztowy: Trier 15. 8) i 20 (stem pel pocztowy: Berlin 27. 12). Bibl. Jagiellońska, rkps 4285.
jest tylko wiadomość, że osiadł „na kilka tygodni”), jest zbyt pochopna. Bezapela- cyjność tę osłabia nieco komentarz do w iersza Z listu (do W łodzim ierza Ł ubień skiego), w którym m ożemy wyczytać, że „Łubieński znajdow ał się w chw ili pisania tego w iersza-listu w kraju, zapew ne w rodzinnych Pudliszkach pod Lesznem , gdzie też ■— jak wskazują na to pew ne przesłanki •— Norwid odw iedził go w lipcu 1848 r.” (II, 352). A le tu znów n ie wiem y, czy „pewne przesłanki” znaczy — niektóre, czy też ■— aż tak pewne, że pozwalają na w yciągn ięcie wniosku n ie podlegającego w ątpliw ości. Może w ięc edytor Dzieł zebranych dysponuje jakim iś dodatkowym i, w ażkim i argumentami, których n ie znam?
Co ma zrobić badacz, który dla takich czy innych celów chce przedstaw ić w sw ojej pracy biografię Norwida w okresie W iosny Ludów? Zgłoszone w yżej za strzeżenia zmuszają go do uzbrojenia się w sceptycyzm w obec stw ierdzeń znanego norwidysty. Zmuszają do podjęcia badań na w łasną rękę, przy czym znaczną część tych badań stanow ić m usi żmudna nieraz rekonstrukcja m ateriałow ej podstaw y w ypow iedzi Gom ulickiego. A jeśli dochodzi do innych niż Gom ulicki wniosków? To co w tedy? Wtedy powinien ustosunkować się polem icznie do stwierdzeń Gom u lickiego. Jakże ma jednak polem izować, skoro n ie m oże być pew ien, że poprawnie zrekonstruował jego argumentację. Zaiste, że jest to błędne koło, w którym łatw o zgubić to, co w całej spraw ie najważniejsze: Norwida. A problem n ie ry sow ałby się tak ostro, gdyby inform acje zaw arte w Dziełach zebranych były 'pod tym względem czym ś w yjątkow ym w twórczości norwidowskiej Gomulickiego.
Lektura Małej kroniki rodzi ponadto zastrzeżenia innego typu. Obok w iad o m ości ważnych zdarzają się w kalendarium w iadom ości zgoła bagatelne (jak m ó wiąca, że w listopadzie 1845 Maria Trębicka n ie tylko zw ichnęła, ale i „po części złam ała” prawą rękę I, 21), czy też n ie harm onizujące z tym , czego zw ykliśm y się po kalendariach spodziew ać (zwłaszcza pochodzące od autora Małej kroniki oceny postępowania Krasińskiego, Bentkowskiego i innych). Dodać też trzeba, że jakkol w iek Kronik a przynosi najpełniejszy i najlepszy ze znanych dotąd obraz życia Norwida, to jednak obraz ten wym aga istotnych uzupełnień. Dla lat 1844— 1848 zgłosiłam je już w innym m ie jsc u 14, pow tarzanie ich tutaj m ijałoby się z celem. Chcę jednak podkreślić, że zaproponowane tam uzupełnienia, dotyczące głów nie powiązań Norwida z agencją w łoską Hotelu Lam bert, n ie są m ało ważne, w ręcz przeciwnie: znaczą w biografii poety. W spółtworzą nieco inny niż w Kronice Go m ulickiego obraz politycznego zaangażowania N orw ida w owym czasie, pozwalają dopełnić jego biogram nowym i, niebłahym i przecież faktam i (przykładowo: w sty czniu 1847 •— nie znany Gom ulickiem u, pierw szy, trzydniow y pobyt Norwida w P a ryżu; w kwietniu 1848 ■— udział Norwida w k om isji organizującej w Rzym ie nowy legion polski, konkurencyjny wobec M ickiewiczowskiego).
Czytelnik recenzji z pewnością zauważył, że przywołana w niej egzem plifikacja posługuje się życiorysem Norwida z lat 1841— 1848. Zam ieszczone przykłady są jednak chyba dostatecznie w ym ow ne, a fakt, że zostały w ybrane z kilkuletniego w ycinka biografii poety, w ym ow ę tę m oże tylko zw iększać.
Kom entarz do w ierszy Norwida — jak w idać zresztą z om awianych przykła dów •— powiązany jest bardzo ściśle z Małą kroniką biograficzną i w znacznej m ierze dzieli jej zalety i wady. Pow iązanie to n ie jest rzeczą przypadku: w ynika z zakresu i m etody komentarza.
Objaśnienia w Dziełach zebranych — podkreśla to sam edytor — są zupełnie
14 Z. M u s z y ń s к a-T r o j a n o w i с z, N orw ida szczególnie rekom enduję J. O. Księciu.... „Twórczość” 1967, nr 6.
w yjątk ow e na tle polskiej praktyki w ydaw niczej. O ich w yjątkow ości — niejako zew nętrznie — stanow i rozmiar, uzasadniany przez edytora „nie tylko wagą i trud nością rzeczy kom entow anych, ale i życzeniam i sam ego Norwida, pilnego czytelnika w yczerpujących kom entarzy do Boskiej Komedii, w pełni doceniającego znaczenie tego rodzaju objaśnień i dociekań krytycznych” (II, 6). K om entarze Gom ulickiego n ie m ają zazwyczaj charakteru zw ięzłych objaśnień, znanych nam z edycji innych klasyków polskich. Zbliżone są nieco pod tym względem do kom entarzy P rzesm y ckiego w Pismach zebranych. Obfitują w polem iki i przypuszczenia, często stano w ią m ałe rozprawy czy artykuły, które m ogłyby być ozdobą w ielu książek i cza sopism , a które zam ieszczone w aparacie krytycznym ■— kłócą się z w ieloletnią teorią i praktyką edytorstw a naukowego.
Kom entarze do w ierszy składają się zazwyczaj z dwu części: ogólnej i szczegóło w ej. Część ogólna, nierzadko spinająca klamrą objaśnienia szczegółowe, zawiera najczęściej uw agi pośw ięcone okolicznościom powstania wiersza, ale także — w ia dom ości o podjęciu tem atu przez w spółczesnych N orwidowi pisarzy, o recepcji utworu, itp. Część szczegółowa, w edług rejestru edytora, obejm uje m. in.:
„a. objaśnienie tytułu, podtytułu i dedykacji;
„b. inform acje dotyczące adresata (którego osobę trzeba było niejednokrotnie rozszyfrować, poeta n ie w ym ien ił jej bowiem albo też w ym ienił za pośrednictw em kryptonim u);
„c. um iejscow ienie, przetłum aczenie i objaśnienie motta;
„d. w yjaśnienie struktury oraz dialektyki w ew nętrznej poszczególnych utw o rów albo cyklów poetyckich (Vade-m ecum );
„e. objaśnienie trudniejszych realiów;
„f. objaśnienie trudniejszych w yrazów (neologizmów itp.) oraz zw rotów itp. językowych, ze szczególnym uw zględnieniem potrzeb czytelników i tłum aczy cudzo ziemców;
„g. prozaiczny sens pew nych trudniej zrozumiałych partyj poetyckich; „h. objaśnienie trudniejszych tropów, figur retorycznych itp.;
„i. w yjaśnienie aluzyj osobistych, literackich, historycznych itd. zaw artych w utworze;
„j. w skazanie ukrytych w tek ście reminiscencyj literackich;
„k. w skazanie i w yjaśnienie powiązań literackich łączących dane tek sty z tek stam i innych utw orów (»bodziec«, opozycja, polem ika, poparcie, dopełnienie itd.); „1. w skazanie i w yjaśnienie powiązań ideowych czy też literackich łączących dany tekst z innym i tek stam i N orw ida” (II, 280—281).
Przytoczenie tego w ykazu w całości najlepiej może ilustruje założony przez edytora m aksym alizm komentarza. Wkracza on w dziedzinę genezy i recepcji utworu, podejm uje te elem enty, które najczęściej się w komentarzach pom ija. Te znów z tradycyjnie w yjaśnianych elem entów utworu — adresat, realia, aluzje h isto ryczne i literackie — traktuje z najw iększą skrupulatnością. W szystko to sprawia, że kom entarze do w ierszy Norwida są prawdziwą kopalnią w iadom ości z zakresu kom paratystyki, a w szczególności — biografii N orw ida oraz współczesnego mu życia politycznego i tow arzyskiego. Komentarz czytany w yryw kow o nie daje poję cia o bogactwie m ateriałowym , które zawiera. Dopiero całość ujaw nia w pełni ogrom pracy i erudycji w eń włożonej. Ba, ale w łaśn ie komentarz budzi najw ięcej sporów, jest najbardziej kontrow ersyjną częścią Dzieł zebranych.
Pisałam już z okazji Małej kroniki, że przydając ją dziełom Norwida, otw o rzył Gom ulicki przed czytelnikiem i badaczem perspektyw ę wyboru interpretacyj nego. W ydaje się jednak, że kom entarzem do w ierszy — gdyby dać się nim pow o dować — perspektyw ę tę, m ożliwość wyboru, w znacznej m ierze odebrał. Kom entarz
ów, jak już wspom inałam , nie m a charakteru zw ięzłych objaśnień, których celem jest stw orzenie w arunków do odczytania sensu tekstu p oetyckiego. Ma am bicje szersze: genetyczne, interpretacyjne, analityczne. A „bądź co bądź — p isał niegdyś W acław Borowy •— jest to komentarz, czyli że stoim y w obliczu sam ego tek stu ” 15. Tego „stoimy w obliczu sam ego tek stu ” w yraźnie brakuje w Dziełach zebranych. Edytor zbyt w iele dopowiada do w ierszy Norwida, jakby w obawie, że czytelnik mógłby coś zrozum ieć inaczej. Prezentuje przy tym jeden, w łasny punkt w idzenia i ten chce przekazać czytelnikowi.
N ajjaskraw szym przejawem tego stanow iska jest częste od w oływ an ie się do przełożenia w iersza (bądź jego fragm entu) na język dyskursyw ny, do w skazania tego, co Norwid „miał tu na m yśli”, do w ykładu idei naczelnej. Byw a, jak przy wierszu K r z y ż i dziecko, że edytor n ie tylko streszcza utwór, ale jeszcze osobno, dodatkowo, tłum aczy „sens całego wiersza” (II, 869—870). Zabieg ten — dopusz czalny, jak sądzę, w przypadkach bardzo w yjątkow ych i specjalnych — jest w k o mentarzu Dzieł zebranych nadużyty i niejednokrotnie zm niejsza w alory poetyckie Norwidowego tekstu. Przykładowo: z okazji Coś ty A ten o m zrobił, S okratesie ed y tor podaje n ie tylko okoliczności pogrzebów w ystępujących w w ierszu postaci historycznych (czego należało się spodziewać); w yjaśnia również, że „łzy p o t ę g i d r u g i e j ” to „łzy gorętsze i serdeczniejsze, będące w idom ym dowodem o w iele w iększej czci dla zmarłego aniżeli ta, na którą zdobyli się w spółcześn i”, że sens wersu „Ci, co człow iekiem nie m ogli Cię w id zieć” jest następujący: „ci, co nie w id zieli cię za życia (jako żyjącego człowieka), a w ięc mają w stosunku do ciebie ten dystans, jakiego nie um ieli w ytw orzyć sobie w spółcześni” (II, 470). Przy takiej m etodzie komentarza nie dziwi, że zostały również objaśnione N orw idow skie przem ilczenia. „Dwa wykropkowane w ersy [po: „Coś ty uczynił ludziom , M ickie w iczu?”] to typow y dla Norwida znak um yślnego przem ilczenia, które powinien dopełnić w rażliw y czyteln ik ” (II, 469). Na pew no tak, ale skoro tak, to dlaczego z a m i a s t w rażliwego czytelnika dopełnia je Gomulicki? „Otóż •— czytamy dalej w komentarzu — stosunkowo łatw o dopełnić w. 20, jest on bow iem paralelny do' w cześniejszych w ypow iedzi poety o zwielokrotnionych grobach i pogrzebach (zob. w ersy 5, 8, 11, 14 i 17) i mógłby brzmieć: »Że dwa pogrzeby zrobiono-ć po zgonie«; 0 w iele trudniej w. 21: » szy pierwej«, można tu bowiem podstaw ić długi sz e reg rozm aitych wyrażeń (np. skrzywdziwszy, zraniwszy, zhańbiw szy itd.)” (II, 469—470).
Nasuwa się tu kilka pytań: czy rzeczyw iście istnieją m iłośnicy i badacze N or wida (dla nich w ydanie jest przeznaczone), którym tego typu w yjaśnienia są po trzebne? Drugie: czy takie kom entow anie w ierszy zgodne jest z wolą N orwida (wszak nią w łaśnie m otyw uje edytor obszerność komentarza), którego św iadom ość teoretyczna i praktyka poetycka zmierzała do tego, by czytelnik „ ś w i e c ę r a z z a p a l i ł s a m ”. W reszcie — żeby pozostać przy tym sam ym przykładzie — czy są jakieś racje zm uszające czytelnika do przekładania „łez p o t ę g i d r u g i e j ” na „łzy gorętsze i serdeczniejsze”? Przekład G om ulickiego odziera m etaforę z tego, co w niej ważne: z nieprzekładalności. Podobnie z przem ilczeniem — nie jest ono przecież tak jednoznaczne, jak stara się nas o tym przekonać komentarz. Chw ilam i trudno się oprzeć w rażeniu, że dla edytora Dzieł zebranych w iersz jest czym ś w rodzaju krzyżówki, którą się rozwiązuje w pisując znaczenie wyrazów. I jeśli poprzednio wspom niałam o podobieństw ie m iędzy kom entarzam i Przesm yckiego 1 Gom ulickiego ■— teraz w ypada wskazać istotną m iędzy nim i różnicę. O bjaśnienia Miriama były na ogół sugerujące, poddające czytelnikow i takie czy inne rozum ie
n ie całego wiersza. K om entarze Gomulickiego n ie sugerują, ale najczęściej kate gorycznie stw ierdzają, że sens całego w iersza jest taki a taki, że poszczególne jego obrazy i w yrażenia to a to znaczą.
N a ogólnym kierunku stw ierdzeń interpretacyjnych kom entarza w Dziełach ze branych zaw ażyła tendencja do traktow ania twórczości literackiej Norwida jako dokumentu przeżyć autora. Wąska to propozycja interpretacyjna, ale ponieważ w iersze poetów byw ają także, m iędzy innym i, św iadectw em ich osobistych prze żyć, m ożna by się tu w końcu n ie spierać. Gdy jednak w praktyce kom entatorskiej twórczość Norwida staje się p r z e d e w s z y s t k i m , nierzadko w yłącznie, doku m entem przeżyć poety — na to już przystać trudno. Gom ulicki zmierza za wszelką cenę do interpretacji biografizującej i anegdotyzującej, w ąsko ukonkretniającej to, co w utw orze poetyckim jest uogólnieniem , ujednoznaczniającej to, co w nim w ieloznaczne. W ydaje się również, że analiza pojedynczego faktu literackiego została niejednokrotnie uzależniona od przyjętej przez edytora koncepcji życia i po glądów Norwida, w ym ow a tekstu poetyckiego — dopasowana do biografii.
Przykładem kom entarza przystosow ującego w ym ow ę tekstu do nadrzędnie traktow anej koncepcji poglądów Norwida mogą być objaśnienia podane przy w ier szu Do Józefa Bohdana Zaleskiego w R z ym ie 1847°. Oto piąta zwrotka wiersza:
A jam chłopię z dróg krzyżowych, Zza trzęsaw isk o l s z y n o w y c h , Gdzie m dłe jęczą cienie —
I głód zem sty w sercu u m nie Już w yrodził się, jak w trum nie
Chude lisa szczenię.
Oto fragm ent komentarza: „ g ł ó d z e m s t y (...) / J u ż w y r o d z i ł s i ę — tzn. zamarł, przestał istnieć, co jest jak najściślej zgodne z ideologią Norwida, mocno przeciw staw iającego się tym, którzy uważali zem stę za »najpierwsze i w ę gielne uczucie« narodowe, jego bowiem zdaniem, »po uczuciu zem sty, chociażby w piersiach tak skalistych, jak Annibala piersi, następow ać m usi osłabienie, bo n asienie zem sty liścia w sobie ani kwiatow ego w ęzła nie ma, ani może dać drzewa z korzeniami, lecz w y k o r z e n i e n i e i perzynę« (Z pam iętn ika [O zemście], 1851)” (II, 340). W yjaśnienie to pojaw iło się w komentarzu chyba nie ze względu na w ym ow ę utworu. N ie ma rów nież podstaw y słow nikow ej dla takiego w yjaśnie nia — Linde, a także słow n iki W ileński i W arszawski nie notują czasownika „wy- rodzić się” w znaczeniu zbliżonym do podanego przez edytora. Z kontekstu nie w ynika, że „wyrodził się ” trzeba tłum aczyć jako „zamarł, przestał istn ieć”. Prze ciwnie, przyw ołanie „dróg krzyżow ych” 16 i cieniów O lszynki Grochowskiej (bo tak chyba — zw łaszcza że wyraz jest podkreślony — należy rozumieć aluzję „olszyno w ą”, którą kom entarz G om ulickiego pomija m ilczeniem) jest przyw ołaniem m oty w ującym narodziny „głodu zem sty”, głodu odrażającego, „wyrodnego”. Cytowany w komentarzu artykuł N orw ida z r. 1851 n ie jest zresztą niezgodny z takim rozu m ieniem — podmiot liryczny jest w ystylizow any na zagubione „chłopię zza ogrodu”, co koresponduje św ietn ie z „ w y k o r z e n i e n i e m i perzyną”.
16 „Drogi krzyżow e” objaśnia komentarz jako „drogi rozstajne, oddalone od w łaściw ej w si, a zarazem w jakiś sposób usolennione, na rozstaju bowiem często wznoszono krzyż przydrożny” (II, 339). W ydaje się jednak, że chodzi tu po prostu i przede w szystkim o przenośny sens: ‘via crucis\
Stosowaną w komentarzu m etodę biograficzną dem onstrują w yraźnie objaśnie nia do serii w ierszy napisanych, w edle obecnego zdania Gom ulickiego, w r. 1844: Tu K olu m bow e m iałem stanowisko, To rzecz ludzka!..., Moja piosn ka (I), P a m ią t ka, Do mego brata Ludwika. Utw ory te — tw ierdzi edytor — p ow stały w związku z zerwaniem zaręczyn przez Kam ilę L. „Wstrząs przeżyty wów czas przez N orw ida odbił się następnie w kilku jego w ierszach (21—25), które pow stały m iędzy k w iet niem —czerwcem a grudniem 1844 r. i które ułożyły się razem w sw oistą całość liryczną, zasługującą na nazw anie jej »czarną suitą«” (II, 328). K onsekw encją ow ego w ąskogenetycznego założenia jest objaśnienie pewnych partii om awianych w ierszy jako aluzji do utraconej a w iarołomnej kochanki, Kam ili L. I tak np. przy wierszu Do mego brata Ludwika, przekładającym „człowieka chaos” w łaśn ie na niedom ó w ienia i niedokończenia, Gom ulicki dopowiada: ,,[w.] 49 Z m i ł o ś c i s z y d z i ć — bliższa aluzja do niedaw nego zawodu m iłosnego p oety”, „[w.] 59— 60 r ó ż ę p o l n ą / D l a k i l k u k ł o s ó w n i e o p a t r z n i e k r u s z ą ' — aluzja do losu byłej n a rzeczonej Norwida (»róża polna«), w ydaw anej bodaj (czy wychodzącej) za mąż z wyrachowania (stąd obraz pożytecznych »kłosów«)” (II, 333).
Tego rodzaju ustalenia biograficzne, stanow iące przyczynki do genezy p o szczególnych utworów, są w dużej m ierze dziełem przypadku, a już są n im i szczegól n ie w odniesieniu do życia i twórczości Norwida, których obraz — m im o że coraz pełniejszy — ciągle jest jeszcze fragm entaryczny. Potw ierdza tę przypadkowość zestaw ienie stw ierdzeń biograficzno-interpretacyjnych do takich w ierszy jak Tu K olu m bow e m iałem stanowisko czy Trylog, podanych już w Okruchach poetyckich i dram atycznych i teraz ponow nie w Dziełach zebranych. Wiersz Tu K o lu m b o w e m iałem stanowisko w Dziełach zebranych jest odbiciem w strząsu przeżytego przez Norwida po zerwaniu zaręczyn. W Okruchach — św iadczył „o jakiejś poważnej pracy m yślow ej poety, analizującego swoją »osobistość« i poszukującego — niby drugi Kolumb — nowych celów życiowych. W Monachium [Norwid] staw iał na politykę [...], w W enecji postaw ił, zdaje się, ponow nie na karierę artystyczną. To w ew nętrzne ścieranie się różnorodnych m yśli i zam iarów w płynęło bodaj i na usposobienie poety, w yw ołując wyraźny nastrój depresji psychicznej” 17. Wiersz Trylog — zarówno w Okruchach jak i w Dziełach zebranych — jest „rozrachunkiem poety z jedynym i dwiem a kobietami, które kochał i na których uczuciu i charakte rze boleśnie się oszukał” 18; szkopuł w tym, że w Okruchach tym i kobietam i były Brygida Dybowska i Maria Kalergis, w Dziełach natom iast — Kam ila L. i Maria K alergis (II, 362). Gdy w ięc stw ierdzenia takie są niepewne, bardzo hipotetyczne — to dla tej jednej przyczyny nie powinny być w prow adzane na teren komentarza. Co innego w m etryce wiersza, gdzie ustalenie daty powstania jest niejednokrotnie hipotezą z konieczności, a podobne przyczynki, naw et n ie w p ełn i sprawdzalne, tu wdaśnie obrastają znaczeniem.
Jeśliby jednak udało się dowodnie ustalić ■— co skądinąd jest mało praw do podobne — że ow e pięć w ierszy, nazwanych przez Gom ulickiego „czarną su itą”, pozostaje w wyraźnym związku przyczynowym z osobą K am ili L.? W św ietle zasad sztuki edytorskiej ■— i ten fakt należałoby pominąć. U stalenia genetyczne, poza niezbędnym i dla wskazania daty powstania, objaśnienia realiów itp., jako narzucające określone rozum ienie tekstu (w tym wypadku — jako dokumentu b io graficznego) nie wchodzą w zakres kom entarza w wydaniach, do których zdają się zbliżać Dzieła zebrane 19. Skoro jednak ich edytor zdecydował się na w skazyw anie
17 N o r w i d , Okruchy poetyckie i dram atyczne, s. 288—289. 18 Ibidem, s. 294.
czyteln ik ow i biograficznego podłoża utworu, sądzę, że byłoby lepiej, gdyby po przestał na krótkim odnotowaniu faktu i zrezygnował z biograficznego rozszyfro w ania m etafor oraz z w yjaśnień św iadczących o niedostrzeganiu m ożliw ości sty li zow ania „ja” lirycznego czy konw encji liryki romantycznej. Tym sposobem czytel nik n ie byłby pozbawiony interesujących często i now ych w iadom ości o bezpo średnich przyczynach pow stania utworu, wiadom ości przydatnych chociażby do ana lizy procesu twórczego (por. np. kapitalny pod tym w zględem komentarz do wiersza Wczora-i-ja), a rów nocześnie ■— n ie gubiłby z pola w idzenia w ym ow y samego tekstu Norwida.
N adm ierne biografizow anie komentarza, rażące zw łaszcza przy erotykach (jak Trylog, Beatrix), budzi dodatkow e zastrzeżenia przy w ierszach, którym edytor na zasadzie domysłu przydaje podtekst m niej lub bardziej rom ansowy (jak Marmur- -biały czy Na zgon Poezji). Gdybyśm y — sugerując się komentarzem ■— chcieli od czytyw ać M arm ur-biały jako w iersz o podwójnym adresie: Grecja — Maria Kaler- gis (wyraźnym dowodem tej dwuadresowości ma być „dalekie posunięcie personi fikacji G recji” ■— II, 355), m usielibyśm y stw ierdzić w yjątkow y nietakt Norwida piszącego w ostatniej zw rotce o „zwaliskach” Grecji. A już zupełną chyba osobli w ością jest takie oto skom entow anie pięknej apostrofy do Grecji — „Pani błękitno- ok iej” : „pani Kalergis m iała również oczy niebieskie, w padające w odcień fiołko w y ” (II, 357).
Pew ną odmianę tej samej m etody stanow i w yjaśnianie fragm entarycznych stw ierdzeń czy aluzji o charakterze ogólnym, ogarniających w ięcej sytuacji niż jedna, przy pomocy jednostkow ych zdarzeń czy konkretnych osób. W wierszu Do M i e c z y s ł a w a Norwid pisze:
Ze w szech—społeczeństw n a j z g o d l i w s z e ciało, Patrz, jak się, r ó ż n i ć n ie umiejąc, bija;
Jako kielichem je, popija skałą, Z w inięte porze, jak z-szyte rozwija, Szklankam i kraje, a w idelcem pija.
Edytor objaśnia: „ P a t r z , j a k s i ę (...) b i j a — aluzja do niedawnego zajścia na pogrzebie M ickiewicza w Paryżu [...]” (II, 489). A przecież cytowany fragm ent w iersza ■— naw iązujący do starych m otywów: społeczeństwo jako orga nizm i ’’św iat na opak” 20 — w skazuje, że n ie chodzi tu o jedno zdarzenie, ale o pew ną cechę, w łaściw ość społeczeństw a polskiego. Zajście na pogrzebie M ickie wicza było tylko przejawem tej właściw ości, takim sam ym jak „potępieńcze sw ary”. Inny przykład, z dialogu O historii. W zmianka o m artyrologii, „Co kilku ledwo znana oszczędzonym / W spół-uczestnikom ”, została w komentarzu objaśniona jako „najprawdopodobniej aluzja do biografii Norwida, któremu los oszczędził takiego m ęczeństw a w latach warszaw skich, ale który był jednak »współ-uczestnikiem « w ielu ówczesnych poczynań patriotycznych” (II, 400). Zakończenie tego samego wiersza:
0 co innego, czekać — albo, co najlepiej, Podsunąć, aby pisano, a potem,
Gdy zam rze pisarz, rękopism ów śledzić, 1 wołać z w ielkim na trzy w iatry grzmotem:
„Gdzież są — ba! żeby t y l k o można w i e d z i e ć ! . . . ”
20 Zob. S ło wnik folkloru polskiego. Pod redakcją J. K r z y ż a n o w s k i e g o . Warszawa 1965, s. v. „Adynata”.
■— jest w yjaśnione jako „Aluzja do literackich przygód sam ego Norwida, którego nagabywano o rękopisy jego prac, aby je później rzucić w kąt i zapom nieć [...]” (II, 400). Mniejsza, że nie bardzo wiadomo, dlaczego pierw sza aluzja jest przy puszczalna, a druga pewna; nie m niejsza jednak, że kom entarz nadaje w ierszowi wym iar ciasny, pryw atnie obrachunkowy, że zatraca różnicę m iędzy tym , co jest życiow ym doświadczeniem poety, a tym, co jest literackim uogólnieniem , prze tworzeniem tego doświadczenia. W końcu, gdybyśm y każdy m otyw literacki, w y kazujący jakąkolw iek analogię z biografią Norwida, ch cieli traktow ać jako aluzję do tej biografii — m usielibyśm y w szystk ie niem al konkordancje w ierszy z innymi utworam i Norwida, także listam i, uważać za aluzje literackie. Że byłoby to n ie porozum ienie — w yjaśniać n ie trzeba.
Osobnym zagadnieniem jest przyjęta w komentarzu m etoda rejestrowania i objaśniania rozmaitego typu powiązań m iędzytekstowych. Przydatność zgroma dzonego m ateriału jest bardzo nierówna. W licznych przypadkach kom entarze dają wskazania celne i rzetelne, notują spostrzeżenia p raw dziw ie odkrywcze, które — zw łaszcza dla badacza — stanow ić mogą pomoc niezastąpioną. Edytor zresztą prze kracza tutaj granice komentarza, także tego, który uznał za obowiązujący w Dzie łach zebranych. Sygnalizuje np. utwory Norwida, w których w ystępują te same postaci historyczne czy m itologiczne, w skazuje tek sty utrw alone w analogicznym kształcie gatunkowym . Objaśnienia są w tym w zględzie hojne i bogate, niekiedy jednak — nazbyt hojne i bogate. To, co w szczególności w ydaje się mocno dysku syjne, w iąże się w pierwszym rzędzie z m aksym alizm em kom entatorskim , prow a dzącym często do stwierdzeń czy sugestii przypadkowych, dowolnych. Jest proble matyczne, czy „zabitego kolano olbrzym a” z w iersza Do M oskali-Słowian jest re m iniscencją obrazu z Przedśw itu: „I grób ten pęknie, co stoi śród świata, / Przy party ręką olbrzymiego kata” (II, 392). Jeżeli rem iniscencja — to zapew ne m im o wolna. Można by zresztą z równym powodzeniem m ówić o rem iniscencji z Mara tonu Ujejskiego („O, kraj to m ały — tyle, co zatrzym a / Przechodzącego podeszwa olbrzyma”). Podlega w ątpliw ości w artość stwierdzenia, że pom ysł paraleli w w ier szu Coś ty Atenom... nasunął się Norw idowi pod w pływ em w iersza M arm ur-bia ły (II, 468). Trudno zrozumieć przyczynę, dla której czytelnik O dpow ie dzi [I] ma, przy w. 6 i 9, porównywać „wym owny nawias w Assuncie, w. 197: »Czegóż n ie zrobią, gdy chcą, orły białe?«” (II, 317). W skazania tego typu — nic w gruncie rzeczy n ie w y jaśniając — utrudniają tylko korzystanie z komentarza. Zastrzeżenia można zgło sić również do trybu odnotowyw ania konkordancji, którym i kom entarz obejm uje w ybrane zbieżności pom ysłów, m otywów, a także wyrazów. Tu w szakże rzecz ma się nieco inaczej. Materiał, choć zgromadzony fragm entarycznie, jest bardzo duży i w pewnej m ierze ma charakter słow nikowy. Zainteresow ać m oże tylko bardzo w ąskie grono specjalistów, a odbiorcy bez fachow ego przygotow ania łatwo się tu mogą zgubić i — co nie jest bez znaczenia ■— zniechęcić. Czytając komentarz chw i lam i trudno się zorientować: dla jakiego w łaściw ie czytelnika został przeznaczony? W reszcie sprawa najw ażniejsza — Norwidowych tekstów . Gom ulicki zgrom a dził w swoim w ydaniu 371 wierszy, licząc w tym usam odzielnione fragm enty w ięk szych całości, przekłady i parafrazy z innych poetów oraz w iersze przypisyw ane Norwidowi. Wśród tekstów poety nie ma w łaściw ie w ierszy zupełnie nie zna nych — poza dorzuconą szczęśliw ie w ostatniej chw ili, już w czasie druku, cztero- w ersow ą parafrazą jednego z hym nów orfickich (II, 1038). Oddajmy głos edyto rowi:
„w dziale w i e r s z y Norwida pojawi się po raz pierw szy w wydaniu z b i o r o w y m cały i w łaściw ie uporządkowany cykl Vade-m ecum , prócz niego zaś 55 drob nych utw orów opublikowanych w Okruchach poetyckich i dram atycznych (1956)