• Nie Znaleziono Wyników

Science fiction a polityka - wersja Stanisława Lema

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Science fiction a polityka - wersja Stanisława Lema"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Jarzębski

Science fiction a polityka - wersja

Stanisława Lema

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 74/2, 83-113

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X I V , 1983, z. 2 P L I S S N 0031-0514

JERZY JA R ZĘ BSK I

SCIENCE FICTION A PO LITYK A — W ERSJA STA N ISŁ A W A LEMA R ozpatryw anie w izji polityczn ych w obrębie literatury science fiction obiecuje n a w stęp ie w ięcej em ocji, niż się w istocie spełnia. N a w et jeśli „ p olityk ę” rozum ieć b ędziem y szeroko, jako całą sferę działalności zw ią ­ zanej z organizacją sp ołeczeństw a, kierow aniem jego w ysiłk am i, w y ty ­ czaniem celów , praw od aw stw em i egzekucją praw. A u torzy p ow ieści i opow iadań fan tastyczn ych n ie kuszą się b ow iem zazw yczaj o m odelo­ w an ie jakichś napraw dę orygin alnych sy tu a cji sp ołeczn ych i L em ma z p ew nością rację, narzekając w F an tastyc e i fu turologii na pozorną je­ dynie odkryw czość przyszłościow ych fabuł. N ajczęściej odziew ają one w now ą technologiczną szatę stare w ątk i literack ie lub w izje dobrze zna­ n y ch m echanizm ów rządzenia. T rudno się zatem zgodzić z Verą G raaf, podkreślającą bogactw o fantazji autorów science fiction na tym polu *: „państw o p olicyjn e”, „rządy korporacji”, „im peria”, „k ultu ry p lem ien ­ n e ”, „m aszyny p ań stw ow e” — cóż jest w tym , czego b yśm y w cześn iej n ie znali? Zasługą tw órców science fiction zdaje się być tylk o od św ie­ żenie tła, na którym rozgryw a się od w ieczny dramat w ładzy.

R zecz prosta, sięgając w przyszłość Z iem i lub w kosm iczną przestrzeń au tor-fan tasta m oże tam rzutow ać „popraw iony” w izerunek n aszego tu i teraz lub jego w ersję skarykaturow aną; odpow iednio stan ie w ięc w rzędzie n aślad ow ców literatu ry nurtu utopijnego lub antyutopijnego (w dalszym ciągu będę u ży w a ł na ok reślen ie utopii p ozytyw n ej term inu „eu top ia”, dla n eg atyw n ej rezerw ując term in „dystopia”). Z w iązki science fiction z utopią są zresztą dość oczyw iste dla badaczy, o czym św iad czyć m ogą choćby odpow iednie rozdziały w w iększości dostępnych na n aszym ry n ­ ku k siążek o literaturze fantastyczno-naukow ej: V ery Graaf, Ju lija K a - garlickiego, A ndrzeja Z gorzelskiego czy w reszcie S tan isław a L e m a 2.

1 Zob. V. G r a a f , H o m o fu turus. A n aliza w s p ó łc z e s n e j science fiction. P rze­ ło ży ł Z. F o n f e r k o . W arszaw a 1975, s. 73— 74.

2 Zob. G r a a f , op. cit. — A. Z g o r z e l » к i, F a n ta s t y k a . U topia. Science

fiction. Ze s t u d i ó w n ad r o z w o j e m g a tu n k ó w . W arszaw a 1980. — J. K a g a r l i c k i ,

Co to j e s t f a n t a s t y k a n a u k o w a . P rzeło ży ł K. W. M a l i n o w s k i . W arszaw a 1977. — S. L e m , F a n ta s t y k a i fu turolo gia. T. 1— 2. K raków 1970.

(3)

84 JE R Z Y J A R Z Ę B S K I

Z w iązek science fiction z utopią k lasyczn ą w y d aje się o w iele śc iśle j­ szy od jego pow iązań z baśnią, op isyw a n y ch k ied yś przez Rogera C ail- lois 3, ścisły na ty le, iż n ie sposób dokładnie ok reślić, k iedy w łaściw ie „n auk ow a” fan tastyk a w yod rębn ia się z nurtu utopii jako sam odzielna jedn ostk a genologiczna. D y sty n k cje czynione tu przez Z gorzelskiego m a­ ją raczej m od elo w y niż em p iryczn y charakter 4.

H istorycy gatunku lubią podkreślać parantele sięgające Thom asa Mo- r e ’a i Tom m asa C am panelli, jeśli już n ie Platona, co w przypadku w ą t­ ków p olityczn ych science fiction m iałob y sw o je uzasadnienie. O dkrycie tak ich p ok rew ień stw n ie czyni jednak przeciętnej fa n ta sty k i ciekaw szą. Badacze jej w dziale „p olityk a” u m ieszczają n ajch ętniej w y k a zy u tw o ­ rów podzielonych w ed łu g prostego klucza: w izje n eg a ty w n e p rzeciw ­ sta w iają p ozytyw n ym , dem okrację — tyran ii, w tej ostatniej znów w y ­ różniają rządy autokratyczne, oligarchiczne, tech nok ratyczn e lub zgoła „m achin okratyczne”. S p ołeczeń stw a mogą b yć zn iew olon e i zdegenero- w an e, pozbaw ione św iadom ości p olityczn ej — lub buntujące się przeciw przem ocy; zh om ogenizow ane bądź głęboko podzielone, itd. T ypologie ta ­ kie, w zbogacone o liczn e streszczen ia, m ało m nie interesują, bo osta­ teczn ie w nioski, jakie się ze sta ty sty czn y ch badań w yła n iają, brzm ią cał­ k iem banalnie: żadna to now ina, że fan ta styk a praw ie w y rzek ła się w izji op tym istyczn ych , że in teresu je się tylk o różnym i w ersjam i przyszłej ty ­ ranii lub m asow ego w ym óżdżania 5. Trudno raczej o op tym izm w w iek u k atastrofizm u, atom ow ych i ek ologiczn ych zagrożeń, sm u tn y ch raportów „klubu rzy m sk iego”, alarm istyczn ych apeli uczonych i m ężów stanu.

P o lityk a w obrębie litera tu ry science fiction n ie będzie m nie ted y in teresow ała jako repertu ar scen ariu szy cy w ilizacyjn ej czy społecznej k lęski. C hciałbym prześledzić ew olu cję tego w ątk ii u jednego w y b itn eg o pisarza, S ta n isław a Lem a, w skazać na jego (w ątku) u w ikłan ia aż po n ad ­ rzędną k ategorię „ filozofii p o lity k i”, stan ow iącą ramę, w jakiej on się

3 Zob. R. С a i 11 o i s, O d baśni do „ sc ie n c e -fic tio n ”. P rzeło ży ł J. L i s o w s k i . W: O d p o w i e d z ia l n o ś ć i styl. Eseje. W ybór M. Ż u r o w s k i e g o . S ło w o w stęp n e J. В ł o ń s к i e g o. W arszaw a 1967.

4 Zob. A. Z g o r z e l s k i , op. cit., s. 173: „Tak w ię c p ierw o tn a k on w en cja SF to zja w isk o zd ecy d o w a n ie p rzeciw sta w n e, w ręcz op o zy cy jn e w ob ec poddanych dotąd o g ląd ow i tra d y cy jn y ch k o n w en cji p o w ieści p rzygod ow ej, u top ii, p o w ie śc i grozy, prozy k a ta stro ficzn o -p ro fety czn ej czy h istorii fik c y jn e j”. O n ieem p iry czn y m ch arak terze tw ierd zeń Z gorzelsk iego p iszę w ty m sen sie, że ro zd zielił on n ie ty le zb iory d zieł, ile sk on stru ow an e w pracy m od ele gen ologiczn e.

5 Zob. np. L e m , F a n t a s t y k a i fu tu ro lo g ia , t. 2, s. 322—333. — G r a a f, op. cit., s. 47— 63. A utorka p rzyzn aje o tw a rcie (s. 177): „Na p o lu o p isó w sp o łeczeń stw k ie ­ ru n ek u top ijn y n ie stw orzył w ła śc iw ie n ic god n ego w zm ia n k i. Tutaj przew agę m a n e g a ty w n ie u to p ijn y scep ty czn y p u n k t w id zen ia — św ia d czy o tym fa k t, że od roku 1939 w S ta n a ch Z jednoczonych u k azał się ty lk o jed en utw ór scien ce fic tio n p rzed sta w ia ją cy m o d el p a ń stw a zorgan izow an ego n a zasadach dem ok ratyczn ych . S ą n im G w i a z d y j a k p y ł A sim o v a ”.

(4)

S C IE N C E F IC T IO N A P O L IT Y K A 8 5

ukazuje. Interesuje m nie także relacja zachodząca pom iędzy Lem a w y ­ kładnią problem atyki politycznej a królującą w literaturze fantastyczr- n o-n auk ow ej tradycją utopizm u.

O czyw iście i u L em a znajdziem y z łatw ością „eu top ie” i „d ystop ie”. D o pierw szej kategorii zaliczyć m ożna obraz Ziem i n akreślony w O błoku Magellana. A utor w praw dzie stara się czyteln ik ow i dowodzić, że i w tym św iec ie są n ie rozw iązane problem y, k ied y jednak przychodzi do k on ­ k retów , zapom ina o w szystkim , zafascyn ow any w izją technologicznej per­ fe k c ji przyszłej cyw ilizacji. Szczególnie łatw ość podróżowania zdaje się L em a pociągać: jego m łod y bohater n ieustann ie przerzuca się w różne p un k ty k u li ziem skiej bez w idocznej (fabularnej) potrzeby — jak gd yby po to tylk o, by olśnić czyteln ika, dla którego wciąż jeszcze przejazd z P u łtu sk a do W arszaw y stan ow i całą w ypraw ę. Taki w szech stron n y roz­ w ój sił w ytw órczych zapew niać miała, zdaniem autora, pow szechność k om u n istyczn ego ustroju oraz — idąca za nią — dem ilitaryzacja, św ia ­ to w y pokój i zjednoczenie w szystk ich Ziemian. W bliższe szczegóły fu n k ­ cjonow ania p olityczn ego sy stem u pisarz n ie w chodzi — tak jak n ie ro­ bi tego w e w cześn iejszych Astronautach, gdzie już całk iem bliska p rzy­ szłość naszej p lan ety rysu je się w in ten sy w n ie różow ych barwach.

Eutopie L em a z w czesn ego okresu tw órczości nie budzą w ięc dziś zb ytn iego zaciekaw ienia, zbyt są podległe schem atom . P om ysłow ość au­ tora skupiła się głów n ie na zagadnieniach technicznego w yposażenia p rzy­ szły ch społeczeństw ; problem y polityczne, socjalne, psychologiczne roz­ w ią zy w a ł na m odłę n ieled w ie Χ ΙΧ -w ieczną, tzn. jakby u w ierzył, iż lud z­ kość ośw iecona zorganizuje się niejako naturalnie w zgodny, p rod uk tyw ­ n y k olek tyw , w którym szczęście jednostek w topi się w p ow szechn y błogostan. Ł atw ość i oczyw istość takiego rozwiązania n ie prow okow ała do żadnych pow ażn iejszych rozstrząsań. K rw iożerczy (lecz w y p len io n y ze szczętem ) im perializm lat w cześn iejszych stan ow i tam tylko tło kon­ trastow e w stosu nk u do św ietlan ej przyszłości.

Im perialistom (am erykańskim ) dostaje się od Lema jeszcze k ilk ak rot­ n ie w tam tym okresie — zgodnie zresztą z konw encją epoki, rychło jed ­ nak u tw ory o jednoznacznym adresie p olityczn ym 6 ustępują m iejsca fik ­ cjom o charakterze socjologicznych m o d e l i lub alegorii. Ich z kolei od n iesien ie w św iecie realn ym n ie tak ła tw o wskazać. Np. w p ierw szym , drukow anym jeszcze w tom ie S ezam , zbiorze D zien n ik ó w g w ia zd o w y c h sch em atyczn a, u sunięta potem przez autora z cyklu, satyra a n tyam

ery-6 M am tu na m y śli np. opow iadania: K r y s z t a ł o w a kula, Ele ctric S u b v e r s i v e I d e a s D etector, K l i e n t Panaboga, H o r m o n a g a to t r o p o w y , P o d ró ż d w u d z i e s t a szósta i o st a tn i a z cy k lu D zie n n ik i g w i a z d o w e Ijona T ic hego (w szystk ie z tom u: S e za m .

W arszaw a 1955) oraz sztu k ę teatralną napisaną w sp óln ie z R. H u s s a r s k i m:

(5)

86 JE R Z Y J A R Z Ę B S K I

kańska (P o d ró ż d w u d z ie s ta sz ó s ta ) sąsiad u je z alegorią o adresie n ie­ ostrym (P o d ró ż d w u d z ie s t a czw arta). W ty m ostatn im przypadku jedn o­ znaczna w y m o w a p olityczn a p ozostałych utw orów z tom u narzucałaby raczej interp retację w duchu antyzachodnim . D zisiejszy czyteln ik , od­ bierający n o w elę w n o w ym k ontek ście później n apisan ych opowiadań, sk ło n n y b yłb y raczej u patryw ać w niej tek st „ od w ilżow y” czy „rozra­ ch u n k o w y ”. D ystop ijn a w izja sp ołeczeń stw a, które dążąc do w e w n ę trz­ n ego uporządkow ania i zracjonalizow ania, poddaje się „m aszyn ow ej”, bezosobow ej idei ab solu tn ego ładu i u lega zagładzie, m ierzy już w każ­ dą ideologię, która chce ludziom „urządzić ż y c ie ” odgórnie i apodyk­ tyczn ie, n ie dbając o n iezm ierzoną kom plikację sp ołeczn ego b ytu — a też i o najprostsze zasady obow iązującej w grupie m oralności.

N ieb aw em pow staną in n e u tw o ry L em a o charakterze k lasyczn ych d ystop ii, bądź k reślone w sty lu buffo (np. P o d r ó ż t r z y n a s ta z n ow ych D z ie n n ik ó w g w i a z d o w y c h 7), bądź zanurzone w aurze solen nej powagi (Eden). J eśli coś łączy te utw ory, to przede w szy stk im obraz w y a lien o ­ w a n ej ze sp o łeczeń stw a w ład zy, która ma cią g le n ow e, obłędne kon­ cep cje urządzania p aństw a i zadręcza n iestru d zen ie obyw ateli, u szczęśliw iając ich na siłę. Jak k olw iek pun k t ciężkości L em ow ych w izji le ż y w n ieco in n y m m iejscu , w ie le łą czy go jednak z O rw ellem . Opis p la n ety P in ty z P o d r ó ż y t r z y n a s t e j Ijona T ichego jest po prostu alego­ ryczną satyrą, przyrządzoną na m odłę sw iftow sk ą. Do tej paranteli p rzy ­ znaje się zresztą L em w przedm ow ie do D z ie n n ik ó w g w i a z d o w y c h 8; z k o lei O rw ell także S w ifte m b y ł zafascyn ow any, p ośw ięcił m u też szkic w tom ie Inside the W h ale 9, n ic w ięc dziw nego, że istn ieją p ew n e po­ k rew ień stw a m ięd zy opow iadaniem L em a a A n im a l’s F a rm 10.Z kolei, podobnie jak O rw ell, pisze L em sw oją w ersję N in e te e n E ighty-Four, tzn. p ow ieść o adresie bardziej u niw ersalnym , jedną z tak rozpow szechnio­ n ych w X X -w iecz n e j literatu rze „przestróg dla św ia ta ”, Eden.

Eden jest „orw ello w sk i” w pom yśle, bo ry su je obraz tak iej w ład zy, która z pom ocą sztu czn ego „przyrządzania” język a zam askow ała n ieja ­ ko przed w ła sn y m i ob yw atela m i nieudolność w ła sn y ch ek sp erym en tów tech n ologiczn ych i eu gen iczn ych , a n astęp n ie ok ru cień stw o stosow an ych procedur „n apraw czych ” (eksterm inacja n ieu d an ych egzem p larzy „zm u­

7 P o d r ó ż t r z y n a s t a p o ja w ia się po raz p ierw szy w tom ie: D z ie n n i k i g w ia z d o w e . W arszaw a 1957.

8 Zob. ib i d e m , s. 120: „{...] Ijon T ich y, sam ukaże się C zy teln ik o w i w n in ie j­ szych D zien n ik a ch , które sta w ia ją go w rzęd zie ta k ich n ieu stra szo n y ch m ężów p rzeszłości, jak K arol F ryd eryk H ieron im M u en ch h au sen , P a w e ł M asłob ojn ik ow , L em u el G u lliw er czy M aître A lk o fr y b a s”.

9 Zob. G. O r w e l l , P o litic s v s L it e r a tu r e : A n E x a m i n a ti o n o f „ G u l l i v e r ’s

T r a v e l s ”. W: I n s i d e th e W h a le an d O t h e r Essays. H arm on d sw orth , M id d lesex, 1962.

10 P o k r e w ie ń stw a zresztą d otyczą tylk o m ech a n izm u alegorii, treść b o w iem o b yd w u u tw o ró w różni się znacznie.

(6)

SC IEN C E F IC T IO N A P O L IT Y K A 87

to w a n ej” populacji Edeńczyków). Z kolei w ątek eu gen iki odsyła do in ­ n ego klasyka dystopii: H uxleya i jego N ow ego wspaniałego św iata. K on­ kluzja p ow ieści odbiega jednak od stereotyp u klasycznego proroctw a- -przestrogi: ziem scy kosm onauci m ówią sob ie na koniec, że n ik t n ie dał im prawa oceniać sp ołeczn ych urządzeń na innych planetach — tak w każdym calu odm iennych od naszej — i odlatują, rezygnując z in ­ terw en cji w ład ety czn y Edenu. P otraktujm y to jako sygn ał, że w ą tek utopizm u interpretow ać n ależy u Lema z m aksym alną ostrożnością: in ­ n e p lan ety i obce cyw ilizacje n ie m uszą w cale być odbiciem , repliką Z iem i. Apologia I n n o ś c i — tak w yraźna w Solaris czy N ie z w y c ię ­ ż o n y m — jest u Lem a m otyw em nie m niej w ażnym od kierow anej do C złow ieka „przestrogi”. W dojrzałym okresie tw órczości utopizm trak­ tu je pisarz z w yraźn ym dystansem , sw e w izje społeczne jasne i ciem ne obudow uje ramą o charakterze bądź „on tycznym ” (z punktu w id zen ia „św iata A ” dyw agu je się o stw orzon ym sztucznie, np. w m aszynie, „św iecie A '” n ), bądź n arracyjnym (wizja utopijna pojaw ia się w opo­ w ieśc i drugiego stopnia w obrębie narracji s z k a tu łk o w e j12), bądź w reszcie sty listy cz n y m (cały tekst napisany jest w oparciu o jaskrawo sztuczną, ostentacyjn ie literacką konw encję, która n ie dopuszcza do utożsam iania stan ow iska autora i narratora, a także do bezpośredniego porów nyw ania rzeczyw istości przedstaw ionej i św iata w okół nas 13).

Od u top istów k lasyczn ych odróżnia też Lem a niechęć do prezentacji staty czn y ch obrazów cy w ilizacyjn ych rajów lub p ie k ie ł14. W ypracow ał on kilka narracyjnych ch w ytów służących do wprowadzania w opow ieść sk rócon ych dziejów gatunku (kultury, ustroju itd.). M otyw acją zew ­ nętrzn ą m oże tu być np. podróż w c z a s ie 15, spraw ozdanie z lek tu ry d zieł n auk ow ych i h isto r y c z n y c h 16, działanie m aszyny do przyśpiesza­ nia u p ływ u czasu 17, obserw acja sztucznej, zm iniaturyzow anej sp ołecz­

11 Tak je s t np. w W y p r a w i e s i ó d m e j z tom u C y b e r ia d a (K raków 1967) i w opo­ w ia d a n iu K o b y s z c z ę z tom u B ezsenność (K raków 1971); sp ecjaln y rodzaj o n ty cz­ n ej „bariery” od d ziela narratora od eu topijnej rzeczy w isto ści w K o n g r e s i e f u t u r o ­

lo g i c z n y m (w: G ło s Pana. K o n g r e s fu tu rologiczn y. K raków 1973): m ieszk ań cy przy­

szło ścio w eg o św ia ta żyją w śród w y w o ła n y ch ch em iczn ie h alu cyn acji, T ich em u zaś u d ało się „przejrzeć” (ale n a k oniec i tak w szy stk o — zw id i „praw da” — okazuje się treścią m ajak ów narratora).

12 Np. A l t r u i z y n a (w: C yberiada) i E d u k a c ja C yfran ia (w: Maska. K raków 1976).

18 Np. U r a n o w e u s z y czy B a jk a o królu M urdasie (w: B a jk i r o b o t ó w . K ra­ k ó w 1964).

14 P rzejście od p rezen ta cji św ia tó w statyczn ych do u k a zy w a n ia d yn am ik i prze­ m ian ch arak teryzu je tak że literaturę nurtu utop ijn ego ju ż w p ierw szej ćw ierci X X w iek u . J est to sk u tek sk rzyżow ania k o n w en cji u top ii z k on w en cją p o w ieści p rzygod ow ej. Zob. Z g o r z e l s k i , op. cit., s. 113.

15 Zob. P o d r ó ż d w u d z ie s ta . W: D zien n ik i g w ia z d o w e . W yd. 4. W arszaw a 1971.

16 Np. P o d r ó ż d w u d z i e s t a p ie r w s z a . W: jw .; W i z ja lokalna. K rak ów 1982.

(7)

88 JE R Z Y J A R Z Ę B S K I

n o ś c i18. W ram ach tak iej p rzyśpieszonej historii podkreślone zostają zw iązki p rzyczyn ow o-sk u tk ow e zachodzące pom iędzy zjaw iskam i dzie­ jow ym i, działania polityków , u czonych lub zew n ętrznych kreatorów sp ołeczn ego b ytu u zysk ują niem al n atych m iastow ą „odpow iedź” w po­ staci odpow iednich reakcji obserw ow anego św iata, h ip otezy i uroszcze- nia podlegają — bezlitosn ej zazw yczaj — w eryfik acji. W sum ie ten teatr m arionetek fu n k cjon u je w id om ie jako m odel tylk o — m odel in telek ­ tu alny, nie prow okujący uczuć solidarności czyteln ik a z aktoram i sp ek ­ taklu.

Opozycja eutopia— dystopia n ie bardzo się ted y nadaje do opisu L e- m ow ej reflek sji nad p olityką. N ie jest on fu tu rologiem -op tym istą ani fu tu rologiem -pan ikarzem , w ytrząsającym na zaw ołanie z rękaw a pro­

je k ty p rzyszłych rajów czy piekieł. A jeśli n aw et to robi, to z w y ra ź­ n y m ironicznym d ystan sem lub zderzając ze sobą d w ie od m iany w izji tak, by się n a ło ż y ły w obrębie pojedynczej kreacji p rzyszłościow ego św ia ­ ta. Tak będzie np. w K o n g r e sie fu tu ro lo g ic zn y m , gd zie ta sam a rzeczy­ w isto ść w tym sa m y m m om encie jaw i s ię „w tajem n iczon ym ” jako kosz­ mar, n atom iast faszerow an i h alu cyn ogen am i o b yw atele w idzą ją w po­ staci Arkadii w y g ó d i obfitości. K ażdy z tych obrazów (op ty m isty czn y bądź p esy m istyczn y) w z ię ty w izolacji b yłb y sw ego rodzaju sztam po­ w ą kliszą, pow ielaną już setk i razy w dziejach literack iego gatunku. D opiero złączone razem w zbogacają się o sen sy , których zabrakło w jed ­ n ym lub drugim schem acie. D ysk urs Lem a z reflek sji fu tu rologiczn ej czy p olityczn ej przekształca się w jakąś „m eta -fu tu ro lo gię” czy „m e- ta -p o lito lo g ię”; zam iast odpow iadać na pytanie: „co nas czeka?”, sta ­ w ia k w estie w aru n k ów i sen su prognostyki, ethosu w ła d zy w znaczeniu najbardziej u n iw ersaln ym , znaczenia pojęć „szczęście sp o łeczn e”, „spra­ w ied liw o ść”, „zaspokojenie potrzeb ” etc. i — last bu t n o t least — k w e­ stię sam ego p isarstw a fu tu rologiczn ego jako próby n ow ej m itologii sp o­ łeczn ej. D latego w łaśn ie to, co n azw ać m ożna sw oistą „filozofią p o lity ­ k i”, interesow ać m n ie będzie u Lem a. Śledzić będę, czym jest dla niego „p o lityk a”, jakie fu n kcje p ełni, jak w ogóle m ożna ją upraw iać i w ja­ k ie ogólniejsze sy ste m y p ojęciow e ona się w pisuje.

Zacząć w yp ad n ie od p olity k i robionej m etodam i najbardziej za­ m ierzch łym i — a w ięc od w ersji św iata baśniow ego. Czym zajm ują się fan tastyczn i w ła d cy p lan et z C y b e ria d y ? P rzede w szy stk im — zaspo­ kajaniem sw y ch zachcianek i u trzym an iem ciągłości w ład zy. Łakną w ięc coraz n ow ych rozryw ek, a tym czasem dław ią opozycję, m ordują k rew ­ n ych , in w igilu ją i grabią — inaczej b ow iem n ie potrafią zapanow ać ani nad duchem sp ołeczn ego buntu, ani nad w ła sn ym strach em i nudą. W sw oim w yd an iu najbardziej trad ycyjn ym i p rym ityw n ym w ładza jest w ięc z pozoru doskonale sp ołeczn ie b ezu żyteczna — słu ży g łó w n ie

(8)

SC IE N C E F IC T IO N A P O L IT Y K A 8 9

sam op ow ielen iu. A le literacki obraz zaw iera i coś w ięcej: podkreśla p ierw iastek irracjonalny zaw arty w sam ej idei panow ania. L em ow i w ła d cy m oglib y zapew ne pow iedzieć o sobie to samo, co m ów ił u Gom­ brow icza kapitan brygu ,,B anbury”: „kapitan [...] to słow o ogrom ne, zło­ żone z sam ych zachcianek” 19, ale też n ie m niej od niego odczuw ają p u s t k ę otw ierającą się przed każdym , kto chce rzeczyw istość kreow ać w ła sn y m i decyzjam i, tę pustkę, która z kolei stan ow i jeden z leitm o- tiv ó w Ś lu bu 20. W p ustce rozpętują się lęk i okrucieństw o, w skrajnych przypadkach m aterializując się, doprowadzając tyrana do sam ozniszcze­ n ia (B ajka o królu M urdasie); zazwyczaj jednak W ładcę konfrontuje się z K onstruktorem , który nad św iatem panuje inaczej — n ie rozkazuje bow iem , ale tw orzy, irracjonalnym zachciankom króla przecistawiając: id eę spraw nego, rozum nego działania.

I tu dochodzim y do pierw szego poważnego dylem atu: zrazu w yd aje się oczyw iste, że uczony Trurl czy K lapaucjusz zyskają w oczach a u ­ tora n iew ątp liw ą przew agę nad baśniow ym i satrapam i. Tak się zresz­ tą dzieje rzeczyw iście w Pułapce Gargancjana, w Ofercie króla O kru - cy u sza czy Figlach króla Baleryona. Mądry K osm ogonik u w alnia też od k rólew sk iej tyranii p lan etę A k tyn urię w U ran ow ych uszach. G dy jed­ n ak Trurl i K lapaucjusz pozazdroszczą królom w ład zy i poczną k o n ­ s t r u o w a ć sztuczn e św iaty, by w nich zaprow adzić rozum ny porzą­ dek, albo w ezm ą się do m elioryzacji kultur istn iejących, przedm iot ma­ n ip u lacji objawi zadziwiającą niepodatność na procedury „racjonalnego m od elow an ia”. In żyn ieryjn y geniusz, gdy tylko zapragnie panow ania, schodzi na m anow ce i nie potrafi, jak to b yło wprzódy, w ygrać sw ej partii ze św iatem . G roteskow e próby w ym odelow ania sp ołeczn ego szczęś­ cia (A u t r u i z y n a , K o b y s z c z ę , P o w tó r k a ) kończą się ted y fiask iem i kom ­ prom itacją. B aśniow i konstruktorzy sztuczn ych św iatów zachow ują się w p ew n ym m om encie tak jak w ład cy Edenu: próbują ch yłk iem zatrzeć śla d y sw y ch błędów i radzi b y zlikw idow ać nieudane populacje powo­ łan e niebacznie do istnienia.

Obok polityka żądnego w ład zy jako takiej pojaw ia się w ięc u Lem a „p olityk-k on stru k tor”, który am bicje sw e zaspokaja ustanaw iając p e­ w ie n ob m yślon y przez sieb ie ład fu n kcjon aln y w sp ołeczeństw ie. Trur- low i, rzecz prosta, nie im ponuje to, że ze sw y m i kreacjam i m oże „ w szyst­

19 W. G o m b r o w i c z , Z d a r z e n i a na b ry g u B an bu ry. W: B aka k a j. K rak ów 1957, s. 139.

20 Zob. W. G o m b r o w i c z , Slu b. W: T r a n s - A t la n t y k . Slub. Z k om entarzem autora. W arszaw a 1957, s. 248:

He n r y k (n a s t ę p u je na tłum): P recz ode m nie!

C ofajcie się przede mną! Ja n astęp u ję N a w as! To m oja osoba!

To ja, ja sam! Próżnia!

N iech się w y tw o rzy próżnia! Tu ja jestem ! Tu w sam ym środku!

(9)

9 0 J E R Z Y J A R Z Ę B S K I

ko zrobić”, bo w jego św iecie podobna w ład za jest czczym banałem . C hciałby być twórcą ładu h om eostatycznego, a w ięc sp ołeczeń stw a-m e- chanizm u n ie tylk o działającego sp raw n ie i ku ogólnem u zadow oleniu o b yw ateli, ale też zd olnego do sam on ap raw y i p odtrzym yw ania sw y ch fu n k cji bez in geren cji ze strony tw órcy. P roblem ten zajm uje u L em a n iezw y k le w ażną pozycję, rozpatrzym y go też dokładniej.

Najpierw: co to ma w szy stk o w sp ólnego z p olityk ą sensu s t r ic to ? Otóż, p olityk też jest w jakim ś stop n iu „tw órcą” czy „konstruktorem ”, m oże b ow iem — w p ew n ym , ograniczonym zakresie — p ow oływ ać do ży cia lub likw id ow ać sp ołeczn e urządzenia, w p ływ ać na ich pracę po­ przez u staw y, w yznaczać sp ołeczeń stw u zadania do sp ełn ien ia, w y c h o ­ w y w a ć jednostki poprzez p a ń stw o w y sy stem ośw iaty i propagandy, etc. N astępn ie — polityk, n iczym su w ere n n y kreator, potrafi n iek ied y także zd ystan sow ać się od rządzonych, odgrodzić od nich sp ecjaln y m i upraw ­

nieniam i, w śród których prawo do dyspon ow an ia inform acją n ależy do n ajw ażn iejszych . W iedząc w ięcej od sw y ch poddanych, próbuje stać się „królem nad w iek a m i”: przeniknąć praw idła h istorycznego rozwoju i trafn ie p rzew idyw ać przyszłość. P o lity k dużo w ięc m oże, ale i jego k lę sk i są bardziej spektakularne; n iczy m n ieu d oln y lub p echow y k on ­ struk tor znaleźć się m oże w sytu acji, gdy już n ie pozostanie n ic innego, ty lk o obserw ow ać ze zgrozą, jak m echanizm — ow oc racjonalnych za­ biegów — odm aw ia p osłu szeń stw a i poczyna funkcjonow ać w sposób obłędny, sp rzeczn y z założeniam i kreatora.

Jeśli od tej stron y oglądać b ęd ziem y przygody Trurla, K lapaucju- s z a i ich k olegów , to d ojd ziem y prędko do w niosku, że L em ow y „kon­ stru k tor” istotn ie m oże być trak tow an y jako p a r o d i a polityka. M ajstruje coś ciągle i „u lepsza” w sw oim m odelu sp ołeczeń stw a, ale jego p o m ysły są w gruncie rzeczy na m iarę „m ałego Jasia”. Cóż zro­ bić, aby m odel fu n k cjon ow ał dobrze? Trzeba, żeby „ w szy scy się ko­ ch a li” albo — ,,żeby w szy sc y b yli m ądrzy i u ta len to w a n i”, albo — „że­ b y cierpieli zadając in n ym ból” itd. Innym i s ło w y — rozw iązanie pro­ blem u zaw sze przybiera form ę recep ty prostej i zarazem n iedocieczo- n ej w sw y ch p rak tyczn ych k onsekw encjach (fatalnych z reguły). M e- lioryzatorzy u L em a w yk azu ją w działaniu cech y ch arak terystyczn e dla u czo n y ch -sp ecjalistów , tak opisanych przez Georga Pichta:

isto tn e d la sposobu m y śle n ia sp ecja listy jest w y u czo n e przez n iego p rzesła ­ n ia n ie tych w szy stk ich m o m en tó w rzeczy w isto ści, które m ogłyb y p opsuć ara n ­ żację ek sp ery m en tu , ja k iej zaw d zięcza on sw e w iad om ości. S p raw d zaln e w ia ­ dom ości zd ob yw a się ty lk o tam , gd zie udaje się w y e lim in o w a ć jako czyn n ik za k łó ca ją cy w szy stk o , co „nie n a leży do rzeczy ”. T akie w ia d o m o ści n azyw a się o b ie k ty w n y m i. O b iek ty w n o ść n ow oczesn ej n au k i d e fin iu je się przez to w ła śn ie , że n ie od p ow iad a ona rzeczy w isto ści, lecz ogranicza się do tych ty lk o w ia d o m o ści, które m ożna zdobyć w dającej się jed n ozn aczn ie sk on trolow ać a r a n ż a c ji ek sp ery m en tu . [...]

(10)

SC IE N C E F IC T IO N A P O L IT Y K A 9 1

n au k a za p ośred n ictw em tech n ik i opanow uje rzeczy w isto ść gospodarczą i spo­ łeczną. P roces ten n azyw a się „racjonalizacją”. Teraz n ie ty lk o ek sp erym en t n au k ow y, lecz rów n ież przedsiębiorstw o p rzem ysłow e, adm in istracja, ba, sp o­ łecz eń stw o jako całość zostaną tak skonstruow ane, by dane b y ły czyste w a ­ ru n k i ek sp erym en tu podatne na absolutną kontrolę. J e st to przesłanka sto­ so w a ln o ści ob iek tyw n ej nauki w realn ym św iecie. Im bardziej u d aje się w y e li­ m in ow ać w szelk ie m om en ty rzeczy w isto ści n ie dające się objąć tą p ro ced u ­ rą, ty m w y ższy osiąga się stop ień racjon alizacji. O becnie w ię c narzuca się św ia tu jako u n iw ersa ln e p raw o procedurę w y p racow an ą przez n ow oczesn ą d y scy p lin ę szczegółow ą w celu zdobyw ania sp ecja listy czn y ch w iad om ości. W tak i to dopiero sposób p ow sta ją o w e struktury społeczne, ek on om iczn e i p o lity cz­ n e, które coraz bardziej przeobrażają d w u d ziestow ieczn y św ia t w tw ór u for­ m o w a n y przez n a u k ę 21.

Sw ój stosu n ek do poznaw czych m ożliw ości sp ecjalistów L em w yra­ ża dobitniej w cyk lu O pow ieści o pilocie P irx ie czy w K atarze . U tw o ­ ry te są apologią poznania „heroicznego”, a bohater ich, człow iek czy­ nu, rozw iązuje zagadki, których n ie potrafią rozgryźć uzbrojeni w ru­ tyn ow e procedury badaw cze eksperci. A le poznając, człow iek przykłada po prostu sam ego siebie, całość swej osoby do m aterii doświadczanego św iata, „otw iera s ię ” na rzeczyw istość — i dopiero niezm ierzona k om ­ plikacja jego fizyczn ości sp lecion ej z psychiką, sum ą pam ięci i w ied zy, potrafi sprostać złożoności przedm iotu p o zn a n ia 22. Czasem w ięc uda m u się, na poły nieśw iadom ie, pochw ycić głos św iata i rozpoznać jego sens. W gorszej sytu acji jest kreator, działa bow iem za pośrednictw em m ed iu m , którym jest ratio; ład przez sieb ie tw orzon y m usi sob ie n a j­ p ierw w yobrazić, sprostać mu intelek tu alnie. To się jednak z reg u ły nie udaje.

O czyw iście w przygodach m elioryzacyjn ych Trurla czy K lapaucju- sza sły sz y się pogłos klęsk, które b yły k iedyś udziałem p ozytyw istów , so cja listó w utopijnych, a także i n ieutopijnych. W łaściw y jednak adres L em ow ych rozważań i bliżej leży, i bardziej jest zarazem uniw ersalny. A utor pyta, czy robiąc u żytek z rozum u m ożem y napraw dę św ia t w ła ś­ ciw ie kształtow ać i urządzać sob ie życie. D ośw iadczenia konstruktorów tem u przeczą, a Trurl z osłupieniem stw ierdza n aw et, że n iezależn ie od tego, czy sw o je sy n tety c zn e sp ołeczeń stw o karm i sam ą esencją Dobra, czy Zła — w yn ik i są dość podobne, a zatem fu n kcjon ow anie zbioro­ w ości w słab ym jed yn ie stopniu zależy od inten cji m anipulatora 23. S kon ­

21 G. P i c h t , O d w a g a utopii. W i e lk i e zad a n ia z prz yszło ści. W: O d w a g a utopii. W ybrał: K. M a u r i n . W stępem opatrzył: B. S u c h o d o l s k i . W arszaw a 1981, s. 125— 126 (tłum . K. W o l i c k i ) .

22 Szerzej o tym w ą tk u u L em a traktuję w pracy L em : e t y k a o m n ip o te n c ji (m aszyn op is złożony w W yd aw n ictw ie L iterackim ).

‘3 A by sw ą tezę w y o strzy ć, L em pokazuje jed n ak g łó w n ie w strząsy i zapaści, ja k ie przechodzą sp ołeczeń stw a ży w io n e sam ym sy n tety czn y m D obrem , A ltru iz­ m em , M ądrością itd. T ym czasem istotom żyjącym na d iecie p rzeciw sta w n eg o typu n ic szczególn ie złego się n ie przydarza — zob. (K o b y s z c z ę , s. 289): „Trurl od n

(11)

o-9 2 JE R Z Y J A R Z Ę B S K I

sta to w a w szy to, Trurl w yg ła sza tyradę, którą od czytu jem y zrazu roz­ baw ieni, prędko p rzyjdzie nam jednak w ziąć rzecz pow ażniej. P ow iad a otóż Trurl:

— W idocznie w z ią łe m się za b ary z p rob lem em ze w szy stk ich w c a ły m K osm osie n ajtru d n iejszy m , skoro n a w e t Ja S am O sobiście p odołać m u n ie m ogę! B y łżeb y R ozum n ie do pogod zen ia ze S zczęśliw o ścią , na co zdaje się w sk a zy w a ć casu s K ob yszczęcia, k tóre p ó ty p ła w iło się w ek stazie is tn ie n io - w ej, pókim m u m y ślen ia n ie podkręcił? L ecz ja takiej e w e n tu a ln o śc i n ie m o­ gę dopuścić, ja się na n ią n ie zgadzam , ja jej za w ła sn o ść N atu ry n ie uzna­ ję, zak ład ałab y b o w iem z ło śliw ą a chytrą, w ręcz szatań sk ą p erfid ię zacza­ jon ą w B y cie, w m aterii śpiącą, która tego ty lk o czeka, żeb y się św iad om ość zbudziła — jako źródło udręczeń za m ia st b ytow ej słod yczy. L ecz w ara K osm o­ so w i od m y śli, która ten n iezn o śn y stan rzeczy p ragn ie polep szyć! M uszę od ­ m ien ić to, co jest. Z arazem u czynić tego n ie je ste m zdolen. B y łżeb y m w k rop­ ce? Skądże! Od czego w zm acn iacze rozum u? C zego sam n ie p odźw ignę, m ądre m ach in y za m n ie p od źw ign ą. Z buduję K om p u teriu m do rozw iązan ia e g zy sten ­ cjaln ego d y le m a tu ! Si

O czyw iście, ch ytre „K om p uteriu m ” p ow iela gest Trurla, b ud u jąc n astępne, w ięk sze, którem u zleca p iek ieln y dylem at. Tam to zasię c z y n i podobnie — i tak ad infinitum . A u tor n ib y przede w szy stk im pokpiw a z in telek tu a ln y ch sztuczek i p rak tyk i uczonego w y łg iw an ia się z trud­ n y ch problem ów , ale sedno sp raw y obnażone zostało z dram atyzm em w cale n ieśm ieszn ym . W szystk ie uczucia Trurla buntują się przecież prze­ ciw ko w izji św iata, k tóry n ie tylk o M yśl czyn i źródłem cierpienia, ale — co za tym idzie — zaprzecza racjom R ozum u i n ie pozw ala się racjo­ n a ln ie m odelow ać. Ten k rzyk protestu m ógłb y się w yrw ać z p iersi każ­ dem u, kto — jak L em — w nauce u lok ow ał sw e n ad zieje na zrozum ie­ nie sen su u niw ersu m .

Z agadnienie daje się rozw iązyw ać na kilka różnych sposobów i każ­ dego z nich L em w sw ej tw órczości dotyka. P o pierw sze: n a leży p rzy­ jąć, że w św iecie istot ż y w y ch istn ieją sfe r y istotn ie n iep od ległe racjo­ n aln em u m odelow aniu. D o takich n a le ży z pew nością dom ena su b iek ­ ty w n y ch odczuć i w artościow ań, w obrębie której problem at „szczęścia" zajm u je jedno z głów n ych m iejsc. Trurl, k tóry chciałby początkow o m o­ d elow ać szczęście n iczym jak iś fizy c zn y param etr, istotn ie, jak się w y ­ daje, n iezb y t s ię p rzyłożył do lek tu ry d zieł filozofó w i w zakończeniu opow iadania słu sz n ie zbiera cięgi od starego profesora. C ztery odm iany

w a w z ią ł się do sporządzania A n g strem k ó w . Jed n ego dnia zadrżał m u w ręk u m ik rom an ip u lator i napęd, ja k i w ła śn ie w łą c z y ł, za m ia st pożądania D obra ok azał się ch u cią Zła. M iast odrzucić zaraz p op su ty preparat, w ło ż y ł g o do in k u b atora n ęk a n y ciek a w o ścią , ja k i też k szta łt p o tw o rn y p rzyb ierze cy w iliz a c ja złożona z isto t n ik czem n ych ju ż w p o w iciu . Ja k ież b yło jego o szo ło m ien ie, k ied y na sz k ie ł­ ku p o d sta w o w y m uk azała się w n e t k u ltu ra ca łk iem p rzeciętn a, a n i lepsza sp ecja l­ n ie, a n i gorsza od w szy stk ich in n y ch !”

(12)

SC IEN C E F IC T IO N A P O L IT Y K A 9 3

pojęcia, w yodrębnione k iedyś przez T atark iew icza25, dokładnie mu się p om ieszały, w dodatku sw oją, ograniczoną bardzo, racjonalność in ży n ie­ ryjn y ch działań aplikuje naturze istot, które — podobnie jak ludzie — racjonalne bynajm niej nie są. A le to n ie Trurl oczyw iście jest adresa­ tem w ła ściw ym L em ow ych kpin — raczej ci, którzy prostodusznie są ­ dzą, że sp ołeczn e szczęście da się zapew nić przez jakieś proste działa­ nia: zapew nienie pow szechności ośw iaty, obfitość lodów ek, pralek czy sam ochodów , rozbaw ianie ob yw ateli za pośrednictw em w eso ły ch prog­ ram ów telew izy jn y ch itp.

R ozw iązanie drugie odsyła do cytow anej już książki Pichta: każe on m ian ow icie rozróżniać m iędzy pow ierzchow ną „racjonalnością” charak­ teryzu jącą m yślen ie technokratyczne, nastaw ione na rozstrzyganie kon­ kretnych, w yodrębnionych z tła problem ów, a „rozum em ” — n akiero­ w an ym na całość bytu, n ie tracącym z pola w idzenia p odstaw ow ych ce­ lów stojących przed ludzkością i globalnych uw arunkow ań w szelk iego działania. Fascynacja m ożliw ościam i technologii spraw ia, że obok utopii p olityczn y ch pow stała na naszych oczach także utopia technokratyczna, n iesłu szn ie uw ażana za trium f Rozumu nad irracjonalizm em nie w y ­ szk olon ych naukow o m as i polityków:

Z godnie z d zisiejszy m p oczu ciem języ k o w y m słow o „utopia” oznacza p rze­ de w szy stk im w yob rażon e cele reform atorów społecznych i p olityczn ej le w i­ cy. N ie trzeba się jed n ak w ie le zastan aw iać, by uprzytom nić sobie, że k on tr- w iz je — „zdrow y ś w ia t” oraz zach ow an ie istn ieją cy ch o b yczajów i porząd­ k ó w — są dziś d okładnie tak sam o u topijne jak b ezk lasow e sp ołeczeń stw o. P rzeczy się sobie, jeśli ró w n ocześn ie chce się b yć k o n serw a ty stą i afirm u je postęp tech n iczn y oraz w zrost gospodarczy. P ostęp tech n iczn y i w zrost gosp o­ darczy są to b o w iem w ła śn ie te procesy, które spraw iają, iż je s t n iem o żli­ w ością trzym an ie się starych porządków . Ś w ia ty w yob rażeń p o lity czn y ch są u to p ijn e w całej rozciągłości. J eśli jednak praw dą jest, że p rzed sięb iorstw o „N auka i T ech n ik a ” rep rezen tu je w yp raw ę człow ieka na pole n ieogran iczo­ nych m o żliw o ści, to nau k a i tech n ik a n ie są n iczym in n y m jak p rak tyk ow an ą u topią. Z apew ne: trudno b y ło b y p rzelicytow ać ich racjon aln ość — ale w raz z p o stęp em n au k i racjon aln ość em an cyp u je się od rozum u, w ręcz n a w et po­ pada w sprzeczność z nim . W ychodzi to na jaw , k ied y się bada, jak ą w ła ś c i­ w ie form ę ma utopia, której p o zw o liły p rzew odzić sob ie nau k a i tech n ik a w ich tylek roć p rzyp om in an ym zw y cięsk im pochodzie. N ie m a w tym p o ­ ch odzie żadnego strategiczn ego p lanu. N ik t n igd y się n ie zastan ow ił, ja k i w ła ś c i­ w ie stan całościow y p o w in ien b y w y n ik n ą ć z n iezliczon ych triu m fó w te c h ­ n ik i. [...] O durzeni grą w n iep rzeczu w an e m o ż l i w o ś c i p rzeg a p iliśm y to, co w ła śn ie b y ło b y n i e z b ę d n e . Ta n ie kon trolow an a gra w pragn ien ia i m ożliw ości n azw an a je s t w sferze p o lityczn o-sp ołeczn ej utopią „ślep ą” lu b „ n ieo św ieco n ą ”. C yw ilizacja n au k ow o-tech n iczn a jest rezu ltatem próby zrea

li-25 Zob. W. T a t a r k i e w i c z , O szczęściu. W yd. 4. W arszaw a 1965, s. 24: „Są ted y cztery przyn ajm n iej zasadnicze pojęcia szczęścia: szczęśliw y jest, po p ierw sze, ten , kom u sprzyja p o m y śln y los, po drugie — kto zaznał n a jin ten sy w n iejszej ra­ dości, po trzecie — k to posiad a n a jw y ższe dobra lub p rzynajm niej d odatni b ila n s ży cia , i po czw arte — kto jest zadow olony z ży cia ”.

(13)

и

JE R Z Y J A R Z Ę B S K I

zow ania, w Ьег,m iern ej sk ali, p ew n ej u top ii n ieo św ieco n ej. Z tego w y n ik a ją p rob lem y tej c y w iliz a c ji, jej a n tagon izm y i jej n ieu ch ro n n y k r y z y s 26.

Jak przypuszczam , sposób m yślen ia P ich ta b yłb y L em ow i bliski. P o l­ sk i pisarz także, n ie zam ierzając w y c o fy w a ć się z p rzedsięw zięcia in te ­ lek tu aln ej eksploracji św iata, sk łon n y jest oddzielać to, co w rozum ie głęb okie i tw órcze, od tego, co sta n o w i tylk o m etodę rozw iązyw an ia sp ecja listy czn y ch problem ów . O uczonych, których p olityk u staw ia przed w yb ran ym i przez sieb ie k w estiam i „jak tresow an ego s ło n ia ”, „czołem do p rzeszk ody”, z n iech ęcią i obawą w yraża się jeden z bohaterów G ło ­ su P a n a 27. R ezerw a w ob ec p olityk ów zaw odow ych, pom aw ian ych o ir­ racjonalizm , także łączy obydw u m yślicieli. M odelow anie sp o łeczeń stw zap ew niających jedn ostk om god ziw e w arun k i eg z y sten cji m ają oni te ­ dy za zadanie w y k on aln e, lecz n iezm iern ie sk om p lik ow an e i dlatego pod­ dają k rytyczn ej ocen ie rozm aite prostackie recep tu ry m eliory zacy jn e. N iem ałą rolę odegrało zap ew n e d ośw iadczen ie totalitaryzm u (dom eny prostackich recept), przez które przeszli obydw aj w m łodości.

T rzecie rozw iązanie T rurlow ego d ylem atu będzie m iało charakter jeszcze bardziej ogólny: skoro rozum zaw odzi w procesie urządzania św iata, to b yć m oże dlatego, że ca ły K osm os jest n a tu ry n ie w p ełn i logiczn ej i racjonalnej — d latego w ła śn ie m echaniczne procedury d e­ d u k cyjn e n ie potrafią w yja śn ić jego złożoności ani poddać go w ład zy lud zk iego in telek tu . N ie m am tu na m y śli totaln ego irracjonalizm u — przed taką w izją w szak w ła śn ie Trurl się broni; chodzi o k oncepcję, którą L em w yk ład a pod n azw ą „filozofii p rzypadku” 28. M ożna by ją najogólniej określić jako h ip otezę o sta ty sty czn y m jed yn ie charakterze w szelk ich praw fu n k cjon u jących w e w szech św iecie. Znana i uznana n a teren ie fiz y k i czy biologii, zostaje przez L em a uogólniona i odniesiona do w szy stk ich zjaw isk — także tych n atu ry sp ołeczn ej i k ultu row ej. S ym etryczn ie przydana do niej zostaje „ogólna teoria k reacji”, z k tó ­

£6 G. P i c h t , T e c h n ik a i u to pia. W: O d w a g a u to p i i (tłum . K. W o l i c k i ) . 27 Zob. G lo s Pana. K o n g r e s fu t u r o lo g i c z n y , s. 125— 126: „U czony w tak ich sytu acjach za ch o w u je się ja k treso w a n y słoń, którego p ogan iacz u sta w ia czo łe m do p rzeszkody. P o słu g u je się siłą rozum u, ja k słoń — siłą m ięśn i, to znaczy n a zlecen ie; je s t to n ie z w y k le w y g o d n e, p o n iew a ż uczony d latego ok azu je się g o to ­ w y n a w szy stk o , bo za n ic ju ż n ie od p ow iad a. N auka sta je się zak on em k a p itu la n - tów ; rach u n ek lo g iczn y m a zo sta ć au to m a tem za stęp u ją cy m czło w ie k a jak o m ora­ listę; p o d legam y sza n ta żo w i „w ied zy le p s z e j”, która o śm iela się tw ierd zić, że w o j­ na a tom ow a m oże b yć czym ś w tó r n ie dobrym dlatego, p o n iew a ż w y n ik a to z a r y t­ m ety k i. D zisiejsze zło ok azu je się ju trzejszy m dobrem , ergo, to zło też jest p o d p ew n y m i w zg lęd a m i dobre. R ozum p rzesta je słu ch ać in tu icy jn y ch p o d szep tó w em ocji, id ea łem sta je się harm on ia d osk on ale sk on stru ow an ej m aszyn y, ma się nią sta ć c y w iliz a c ja w całości i każd y jej człon ek z o so b n a ”.

28 N a jo b szern iejszy w y k ła d tych p o gląd ów za w iera książk a Filozo fia p r z y p a d k u .

L i t e r a t u r a w ś w i e t l e e m p irii. K rak ów 1975. W brew ty tu ło w i p o św ięco n a jest o n a

(14)

SC IE N C E F IC T IO N A P O L IT Y K A 9o

rej w yn ika, że każda tw órczość — z sam ej istoty św iata i jego pra­ w id eł — m usi być skażona b łędem i niedoskonałością. Przypadek, w c is­ kając się w e w szystk ie szczelin y d eterm in istyczn ego obrazu rzeczyw i­ stości, m usi też odcisnąć sw e piętno na każdym tw órczym działaniu, ani w ięc ludzkie kreacje n ie mogą odpowiadać ściśle zam iarom twórców,, ani ich (twórców ) człow iecza natura (warunkująca sam e zam iary) nie daje się przeniknąć i w yjaśn ić z pomocą czystego logicznego intelektu.. W ynika stąd w dalszym ciągu sw oista w ersja „św ieckiej m e ta fizy k i”,, op racow yw ana przez L em a w ielok rotn ie w różnych utw orach literac­ kich i e s e ja c h 29. W ięcej uw agi pośw ięcam jej gdzie indziej 30, tu n a­ tom iast chciałbym podkreślić, że jeśli Trurl — konstruktor sztuczn ych sp ołeczeń stw , jaw i się nam jako „parodia” polityka, to będzie on ta k że „parodią” Boga, a raczej „Boga k alek iego”, w y k on cyp ow an ego przez L em a po raz p ierw szy bodaj w Solaris.

Widać już teraz, iż dotk nąw szy niebacznie problem u „p olityk i” u L e­ m a, m u sim y go przyjąć z całym dobrodziejstw em inw entarza, a w ięc w p isan y w piram idę czy hierarchię różnych typów czynn ości k reaty w - no-porządkujących, która u szczytu ma „św iatostw órstw o” na boską m iarę, u dołu — działania b yle m echanicznego głuptaka. N ie ma zatem u Lem a podziału na problem atykę polityczną — i inn e sfe ry zain tere­ sow ań (choć doraźną satyrą polityczną także się n iek ied y parał). A u tor Solaris w lecze oczyw iście za sobą jakieś biograficzne obciążenia i jak każdy człow iek z tego pokolenia u w ik łan y jest, często boleśnie, w spra­ w y publiczne. Stąd w yn ikają określone fobie, które n astęp n ie podgrze­ w ają k ryty czn y tem peram ent pisarza. A le reflek sja p olityczn a na serio pojaw ia się w ielorako uw arunkow ana i w pisana w bardzo ogólny s y ­ ste m filozo ficzn ych poglądów i hipotez. A b y ją w takim u w ikłan iu ob ej­ rzeć, sp rób ujem y teraz przedstaw ić kilka interpretacji poszczególnych utw orów , podkreślając, rzecz jasna, to w szystko, co w nich się w ią że z tem atem głów n ym tego szkicu.

P a m ię tn ik zn a le zio n y w w an n ie (1960). Jest to opow ieść agenta am e­ ryk ań sk iego w yw iad u , k tóry otrzym uje sp ecjaln ą i w y so c e tajną m isję, a zatem udaje się do w ła ściw y ch w ładz w ojsk o w y ch po w sk azów k i i dokładniejsze poruczenia. P ozn ajem y go w m om encie, gdy błądzi ju ż k orytarzam i m onstrualnej podziem nej budow li, p rzyszłościow ego P e n ­ tagonu, i szuka kom órki organizacyjnej, która „przyznałaby s ię ” do n ie ­ go, n astępnie zaś obdarzyła inform acjam i o M isji i w yd ała rozkazy.

29 Zob. np. S u m m a te ch nologiae. W yd. 2, poszerzone. K rak ów 1967, s. 143— 165^ Ze w s p o m n i e ń Ijona Tichego. l. W: D zie nniki g w i a z d o w e (1971); Gło s Pana; Non

s e r v ia m . W: Bezsen noś ć.

80 Zob. P r z y p a d e k i w artości. (O aksjolo gii S ta n i s ł a w a Lem a). R eferat w y g ło ­ szon y na sesji: „W artościow anie i ocena w badaniach litera ck ich ” (K a to lick i U n i­ w e r sy te t L u b elsk i 19— 21 X 1982).

(15)

9 6 J E R Z Y J A R Z Ę B S K I

W początkow ej fazie pow ieść w yd a je się istotn ie satyrą na am eryk ań ­ sk i (lub jak ik olw iek in n y) w y w ia d — z jego rytuałam i, supertajnością, zaw odow ym i aberracjam i pracow ników , itd. B ohater sn u je się po n ie ­ sk ończon ych korytarzach, puka do w ielu drzw i i od sy ła n y jest ,,od A n ­ n asza do K aifasza”. M echanizm jego k ontaktów z ludźm i opiera się ciągle na jed n ym schem acie: inni jak b y się poniekąd sp odziew ają jego w iz y ty (choćby do pokoju w szed ł przypadkiem , przez pom yłkę), ale w końcu i tak n ic k onkretnego n ie potrafią dlań zrobić. B ohater tuła się w ięc ciągle w poszu kiw an iu w y ższy ch w ładz, które b y ły b y w stan ie p oinform ow ać go k om p etentn ie o zadaniach do w ykonania, ten zam iar jednak rów nież spala na p anew ce. N ie dlatego, by w ładza b yła n iedo­ stępn a. B ohater nader ła tw o dostaje się do gabinetu głów nodow odzące­ go, ale ten okazuje się zd ziecinn iałym staruszkiem , zd olnym jeszcze do w yk rzyk iw an ia sloganów , ale już n ie — do zajm ow ania się m aszynerią Gm achu.

A g en t-n ow icju sz n ie u staje jednak w poszukiw aniach, n atyk ając się ciągle na szy fry , k am uflaż, podstaw ionych szp iegów p rzeciw nika i całe drobiazgow o zaaranżow ane sytu acje, kryjące głęboko sw ój sen s p raw ­ d ziw y. G dzie zresztą szukać „praw dy”? P o p ew n y m czasie bohater p rzy ­ zw yczaja się do m yśli, że n ie ma w tym św iecie n ic n i e szy fro w a ­ nego, tzn. n a w et tek st p o w sta ły po złam aniu szy fru m oże podlegać dal­ szy m interp retacjom — p rak tycznie w nieskończoność. Podobnie jest z ludźm i i sytu acjam i.

Pod koniec op ow ieści bohater sp otyk a księdza, który oczyw iście tak ­ że jest agentem , także m ów i szyfrem , także prow adzi podw ójną (potrój­ ną, poczw órną itd.) grę. Otóż ksiądz, pragnąc „zbaw ić d u szę” bohatera, m oże m u zaproponow ać ty lk o — u czy n ien ie w tym św iecie totalnej gry i k am uflażu czegoś au ten tyczn ego, tzn. założenie tajnej organizacji, k tó ­ ra oczy w iście n aty ch m ia st sta n ie się „jaw n a”, bo w iarołom n y w sp óln ik z p rem ed ytacją w yd a bohatera. A le n ie będzie to m iało w ięk szego zn a­ czenia. Obaj sp isk ow cy z góry zgadzają się na koszty w ła sn e przedsię­ w zięcia, traktując całą rytualn ą obudow ę sp rzysiężen ia jako coś dosko­ n a le n ieistotn ego. W ażne je st tylk o „przyzw olen ie w sercu sw o im ”, ja­ kiego tej n ow ej grze u dzielają — jedyn a w łasn a rzecz, jaka im pozosta­ je na p u styn i w szech ob ecn ego udania.

D laczego tak w ażna je s t ta „su b iek tyw n a a u ten ty czn o ść” spisku? B o­ h ater pow oli dopracow uje się przekonania, że G m ach jako in sty tu cja gigantyczn a i dokładnie odizolow ana od zew n ętrznego św iata jest tego •świata repliką, tzn. jest w sta n ie w yp rod u kow ać w sob ie, w ew n ątrz, każd y lud zk i los i sytu a cję, w y tw o rzy ć każdy m o żliw y sens. N ow y, w k raczający tam pracow nik w y z u ty zastaje już n a w stęp ie ze w sz y st­ k iego, co osobiste, cok olw iek b ow iem uczyn i, zrealizu je ty m sam ym je ­ d en z g otow ych już m ilion ów scen ariu szy, w ejd zie w p rzygotow aną

(16)

ro-SC IE N C E F IC T IO N A P O L IT Y K A 97

w y p ełn i sw e „przeznaczenie”. Instancja w ytw arzająca p ełn y reper­ tuar w arian tów biograficznych i sytu acyjn ych , a także w yczerp u jący zbiór ich interpretacji ty m się charakteryzuje, że w niej absolutna mądrość sąsiadu je z rów nie niezm ierzonym kretynizm em ; produkując w szystk ie m ożliw e łady, spełnia za jednym zam achem m arzenia o ładzie d oskonałym — oraz w izję totalnego chaosu i bełkotu. D latego w ła śn ie głów nodow odzący m oże być matołem ; w p rzedsięw zięciu tak p om yśla­ n ym jego osobiste cech y n ie m ają żadnego znaczenia, a „absolutna per­ fekcja działania” i tak się gdzieś, losowo, zrealizow ać musi.

Tak jak w szystk ie te k sty w obrębie Gmachu, tak i sam tek st p o­ w ieści jest w ielow yk ład aln y. C zyteln ik ow i zda się być kpiną z P entagonu. Nb. w spom ina się tam także o legendzie A nty-G m achu, analogicznej in ­ sty tu cji zbudow anej przez przeciw nika, ale ten A nty-G m ach jaw i się jako abstrakcja rów nie zw iew n a jak h ip otetyczny „przeciw św iat” zbudow any z antym aterii, o którym d yw agu ją fizycy. Chodzi w ięc pew n ie o samą zasadę organizacji zm ilitaryzow anego społeczeństw a, które otorbia się, odgradza od zew n ętrznej rzeczyw istości i w ytw arza w ew nątrz m iraż wroga dostatecznie nam acalny, b y pod broń postaw ić w szy stk ich ob yw a­ teli. Podobnie fu n kcjon uje u O rw ella m it Em m anuela G oldsteina i orga­ n izacji „B raterstw o (N in eteen Eighty-Four).

A le i ten adres n ie je st ostateczny. P a m ię tn ik z n a le zio n y w w ann ie to książka par excellen ce filozoficzna, tzn. jej tem atem w ła ściw y m zda­ je się być sytu a cja jednostki w obliczu K osm osu. P y ta jąc o sen s szp ie­ gow sk iej M isji, bohater pyta w ła ściw ie o sen s w łasn ego życia, a G m ach- -K osm os udziela mu odpow iedzi tak w yk rętn ych i n iejasn ych , jakby b y ł w łaśn ie N aturą, dla której p ytan ia o „sen s” sam e n ie m ają sensu.

P a m ię tn ik w yd aje się w ięc w ostatecznej instancji filozoficzn ym trak­ tatem , nieco podobnym do niektórych opowiadań B orgesa 31, i jeśli się w m y ślim y głęb iej w koncepcję Gmachu, od kryjem y prędko jej p okrew ­ n e w ersje rozrzucone w pism ach Lem a. Chodzi tu m ian ow icie o w izje takiego K osm osu, w którym losow ość rządziłaby na rów ni z p rzyczy- now ością, a ład w y tw a rza ł się niejako m im ochodem , na sk u tek obrotu koła F ortuny. W takim duchu pisałem o tej p ow ieści kilka lat tem u 32, tzn. m iałem ją za „traktat”, dla niepoznaki jen o przypraw iony z w ier z­ chu „an tyszp iegow sk ą” drwiną. D ziś sk łon n y b yłb ym jednak n ieco w ię k ­ szą rolę przypisać p olityce w Pam iętniku .

и Zob. J. L. B o r g e s : L o te ria w Babilonie. P rzełożył S. Z e m b r z u s k i . W: F ik cje, W arszaw a 1972; B i b l io t e k a Babel. P rzełożył A. S o b o l - J u r c z y k o w - s k i . W: jw .; T e m a t z d r a j c y i bohatera. P rzełożył A. S o b o l - J u r c z y k o w s k i . W: jw . L e m p rzyzn aje się do tych p o k rew ień stw literack ich z B orgesem w F an ­

t a s t y c e i f u t u r o lo g u (t. 2, s. 288— 289).

82 Zob. L em : e t y k a o m n i p o te n c j i.

(17)

9 8 J E R Z Y J A R Z Ę B S K I

Jeśli G m ach jest repliką K osm osu, to m ożna go też n azw ać paro­ dią państw a-m olocha. W ty m sen sie z pytaniem : ,,po co ży ję? ”, jakie bohater zadaje N atu rze i jej h ip otetyczn em u S tw órcy, m ożna się też zw rócić do w ład ców zorganizow anego sp ołeczeń stw a. W takim u jęciu b y łb y on — b ohater — n ie ty lk o „ czło w iek iem ”, ale też i „ob yw ate­ le m ”, którego p aństw o przerosło do tego stopnia, że niepodobna już ani zrozum ieć jego działań w w ielk iej sk ali, ani odnaleźć dla jednostki se n ­ so w n eg o m iejsca w jego struk tu rze. M oloch ten dba o ob yw a tela w sp o­ sób osob liw y, tzn. „d ostrzega” go, ale już ty lk o jako osobow ość s ta ty ­ styczn ą, w y zb y tą cech in d yw id u aln ych . D latego trudno odróżnić to, co w działaniach p aństw a w ob ec jedn ostk i jest inten cjon alne, od tego, co m im ow oln e, to, co w yn ik a z p ostaw y op ieku ń czej, od tego, co się w y ­ w od zi z rep resyw n ej. W szystk o zresztą na rów ni uraża ludzką in d y w i­ dualną godność i su w erenn ość. G m ach jest też parodią państw a p o li- cy jn ego opartego na totaln ej in w ig ila cji w szy stk ich o b yw a teli. Z tym , że tutaj m odel ów został niejako „d om yślan y do k ońca”: państw o w ie o każdym kroku każdego ob y w a tela już n ie dlatego, że go uparcie ś le ­ dzi, ale że po prostu z góry już w i e w s z y s t k o , c o w o g ó l e w i e d z i e ć m o ż n a , w ięc i to, co b ohaterow i dopiero za chw ilę, za godzinę, m iesiąc czy za rok przyjdzie do głow y.

O czyw iście trudno b yło b y w yjaśn ić dokładnie, co to znaczy, że „pań­ stw o w ie ”. Inform acja isto tn ie gdzieś tam się pojaw ia w gigan tyczn ej stru k tu rze in sty tu cji, ale n ik t n ie m oże m ieć z niej pożytku, Gm ach n ie ma b ow iem żadnego „centru m ”, które z law in ą w iadom ości p otrafiłob y cok olw iek począć. A pam iętać jeszcze n a le ży o tysiącach kodów , które przykładać m ożna do n agiego fak tu , b y pojąć jego sen s u k ryty. O czy­ w iście jedn ostce n ie żyje się w G m achu przyjem n ie, a i u ciec z niego inaczej, jak w śm ierć, n ie m ożna. A le fu n kcja dystop ijna i „ostrzegaw ­ cza” p ow ieści chyba zbytnio L em a n ie interesuje. Z jakąś m ściw ą sa ­ tysfak cją ob serw u je, jak sam a organizacja p aństw a-m oloch a staje się p rzyczyn ą jego zw yrodnienia: chcąc w ied zieć w szy stk o o p odległych s o ­ bie pracow nikach i w ogóle o tym , co się w ew n ą trz dzieje, organizacja G m achu doprowadza do sam ozatkania się inform acjam i. Ten bow iem , kto chce w ied zieć w s z y s t k o , zalan y zostaje falą inform acji n ie selek cjon o w a n ej i w rezu ltacie n i e w i e n i c . W tej s y tu a c ji do^ w ó d cy nie pozostaje już n ic inn ego jak recytow ać w n ieskoń czoność jak ieś puste g e s ty „w od zow sk ie”, m im o iż w rzeczy w isto ści n iczym n ie dow odzi i nad n iczym n ie panuje. „D oskonałość działania”? „Ład do­ sk o n a ły ”? Tak, one się zap ew ne gd zieś tam zrealizu ją w obrębie G m a­ chu, ale n aw et w te d y nik t ich n ie zauw aży.

J est to jed en z o b sesyjn ie pow racających u L em a tem atów . P o d ej­ m u je go w p ow ażn ym eseju, k rytyk u jąc z cyb ern etyczn ego punktu w i­ dzenia n adm iern y centralizm w p ań stw ie s o c ja lis ty c z n y m 33, opracuje

(18)

SC IE N C E F IC T IO N A P O L IT Y K A 9 9

go też w postaci sen sacyjn ej fab u ły science fiction 34 i w form ie fan ta­ styczn ej b a ś n i35. W każdym z tych trzech utw orów nacisk pada na co innego, w sp óln e jest tylk o prześw iadczenie, że zalew inform acji w cale dobrze n ie słu ż y ani naszem u poznaniu, ani działaniu 36. To stw ierd ze­ n ie ma sw o ją stronę p esym istyczn ą, bo w łaśn ie law ina różnych w iad o­ m ości, które nas zasypują, staje się coraz potężniejsza, a co za tym idzie — in telek t p ostaw ion y przed zagadkam i w spółczesnego św iata m u­ si nader często kapitulow ać przed ich złożonością (wiedzą o tym bohate­ ro w ie L em ow ych „krym in ałów ” — Ś le d z t w a i K ataru); jest jednak i jaśn iejsza strona tego zjawiska: abdykujący ze sw y ch uroszczeń in ­ te le k t zostaw ia w oln e pole spontanicznem u ż y c i u , „państw o-m achi- n a” zaś poczyna się zachow yw ać jak stonoga, która chciałaby ,,z p eł­ ną św iad om ością” poruszać każdą ze sw y ch kończyn — w efek cie obja­ w ić m usi m onstrualną n iew yd oln ość i dać szanse sw obody zabłąkanej w sw y ch trzew iach jednostce. Idea w olności, która w św iecie P a m ię tn i­ ka znajduje na razie p rzytułek jedyn ie w pryw atn ym , dw u osob ow ym „sp isk u ” bohatera z k siędzem O rfinim , zyska szerszą w y k ład n ię dopie­ ro w innym , bardziej zagadkow ym utw orze Lem a, a m ianow icie w Masce. Maska (1974). N ie sposób zgadnąć, kiedy toczy się akcja tego opo­ w iadania, operuje ono bow iem św iadom ym i anachronizm am i i w tym

przypom ina nieco grotesk ow e baśnie z C yb eria d y. Ton utw oru jest jed­ nak solen n ie poważny: opisuje on historię osobliw ej „m aszyny k atow ­ sk ie j”, sk onstruow anej na życzen ie w ład cy jakiegoś n ie określonego bli­ żej królestw a. W ładca ów postanaw ia zgładzić n ienaw istnego sob ie oraz n iebezpiecznego dostojnika dw orskiego Arrhodesa, a w yb iera do tego celu sposób fa n tasty czn y i dziw aczny zarazem, niczym z X IX -w ieczn e- go rom ansu grozy: n asyła na niego m ianow icie m echaniczną lalkę, do­ sk onałą zew n ętrzn ie im itację pięknej d ziew czyn y, która w odpow ied­ n im m om en cie ma dokonać zabójstw a. O pow iadanie jest w ła śn ie m o­ n ologiem ow ej „ d ziew czyn y” — od pierw szych m om en tów św iadom ego jej istn ienia aż po sp ełn ien ie się królew skiej w oli.

ьз Zob. S. L e m , Dialogi. K raków 1957.

î4 Zob. S. L e m , A n an ke. W: B ezsenność.

35 Zob. S. L e m , W y p r a w a szósta, c z y l i ja k T ru rl i K la p a u c j u s z d e m o n a d r u ­

giego ro d z a ju s t w o r z y li , a b y z b ó j c ę G ę b o n a pokonał. W: C yb eria d a .

C6 P od ob n ie sądzi P i c h t (T e c h n ik a i utopia, s. 192— 193): „Zdanie, że czło­ w ie k p o w in ien w ied zieć w szy stk o , co w ied zieć m oże, oznacza dla dzisiejszej nauki: c zło w ie k p o w in ie n zgrom adzić ty le inform acji, ile tylk o zdoła. Z w ażyw szy, ja k ie są fa k ty czn e n a stęp stw a pogon i za sp ecja listy czn y m i d an ym i i in form acjam i, stało się co n ajm n iej p rob lem atyczn e, czy w tej form ie ow o zdanie jest jeszcze p ra w ­ d ziw e, czy m oże w tej form ie ob ow iązyw ać aksjom atyczn ie. M ogłoby się okazać, że w sw ej ob ecnej fo rm ie zd an ie to sam o sobie przeczy, gdyż p artyk u larn a form a w ie d z y jest sprzeczna z rozum em , a zatem jest n ie -w ie d z ą ”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Etap ten jest dosyć skomplikowany, ponieważ wymaga bardzo szczegółowej analizy konkretnego procesu spedycyjnego pod względem ryzyka związanego z innymi zdarzeniami;.. - pom

[r]

wać się do organizm u nie tylko drogą pokarm ow ą, lecz także i oddechową, następnie ulega kum ulacji we w szystkich tkankach (również i w tk an ce kostnej),

 rozpropagowanie konkursu wśród uczniów oraz zebranie zgłoszeń od rodziców,1.  sporządzenie i wysłanie do organizatorów

Na przełomie grudnia i stycznia mieszkańcy Dziećkowic będą mogli się podłączyć do kanalizacji.. Cena za odprow adzenie ścieków do miejskiej kanalizacji ma być

trotechniczny polski już obecnie odczuwa brak sił fachowych, a w branży słaboprądowej zjawisko to datuje się od kilku lat i występuje w formie dość ostrej, wówczas

szą; W związku z pobytem Hiudeaburga cdbyłs się wczoraj mssa połowa na ryn­.. ku, przyczem doszło do krwawych starć między Relchswehrą a

Dane osobowe przetwarzane będą przez okres niezbędny do realizacji Konkursu zgodnie z jego zasadami.. Dane osobowe nie będą udostępniane innym podmiotom, z wyjątkiem