• Nie Znaleziono Wyników

PISMO PRZYRODNICZE WSZECHŚWIAT

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PISMO PRZYRODNICZE WSZECHŚWIAT"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

WSZECHŚWIAT

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O RG AN P O LS K IE G O TO W ARZYSTW A P R Z YR O D N IK Ó W IM. KOPERNIKA

Z ZA SIŁK U WYDZ. NAUKI MINiST. O ŚW IA T Y

R o c z n i k 1950, Z e s z y t 1

P ISM EM MINIST. O ŚW IA T Y NR VI. OC-2734/47 Z 30. IV. 1948 Z A L E C O N O D O B IB L IO T E K N A U C Z Y C I E L S K I C H I L I C E A L N Y C H

R E D AK TO R : FR. G Ó RSKI • KOMITET REDAKCYJNY: Z. G RO DZIŃSKI, K. MAŚLANKIEWICZ, WŁ. MICHALSKI, S. SKOW RON, S. SMRECZYŃSKI

W. S Z A FE R

(2)

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U

S t ę ś l i c k a - M y d l a r s k a W.: Małpolud}' z Aryki południowej ... str. 1 K r a u s e A.: Fermenty naturalne i fermenty nieorganiczne ... 5 Z u r z y c k i J.: Porosty wskaźnikiem higieny miasta ... 11 W a w r z y c z e k W.: Kilka słów o R. W. Bunsenie ... 15 S l a s k i J. i S ł a s k a K.: R egeneracja w ierzchołków w zrostow ych w stadium

kiełkowania jabłoni ... „ 18 G r o m a d s k a M.: Zagadnienie gatunków ^szkodliwych* i « obojętnych* . . . . 21 J u r k o w s k a H.: Rola molibdenu w życiu roślin ... „ 23 D ą b r o w s k a K.: Dlaczego kultury tkanek «rosną»? ... „ 26

D r o b i a z g i p r z y r o d n i c z e : „ 28

Azotobakter d owady.

Olbrzymy wśród owadów.

Ryjówka słoniowata.

Hodowla owocu in vitro.

Stosowanie przerobów ropy naftowej w sadownictwie i warzywnictwie.

P r z e g l ą d w y d a w n i c t w : „ 30

E. K. Suworow: Osnowy ichtiologii.

J. Huitey: The New Systematics.

E. C. Clayden: Practicał Section Cutting and Staining.

Na okładce: porost Peltigera canina. (Fot. J. Zurzycki).

2>

R e d a k c j a : F. Górski — Zakład fizjologii roślin U. J. Kraków, św. Jana 20 Adres Redakcji i Adm inistracji:

R e d a k c j a : F. Górski — Zakład fizjologii roślin U. J. Kraków, Telefon 221-98

A d m i n i s t r a c j a : Br. Kokoszyńska — Kraków, Podwale 1.

(3)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E -

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

Rocznik 1 950 Zes zyt 1 (1793)

W. STĘSLICKA-MYDLARSKA

MAŁPOLUDY Z AFRYKI POŁUDNIOWEJ

W bieżącym roku przypada 25-lecie n a j­

donioślejszego dla paleoantropologii odkry­

cia, które wypełniło dotychczas istniejącą lukę w genealogii człowieka. Odkryto bo­

wiem z dawna poszukiwane «missing link», owo ogniwo pośrednie m iędzy człowiekiem i zwierzętami, stanowiące przedmiot n a ­ m iętnych sporów w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku. W roku 1924 prof.

Ii. A. D a r t opublikował pierwszą sen­

sacyjną wiadomość o odnalezieniu w w a ­ pieniach plioceńskich w miejscowości Taungs w Afryce południowej czaszki dzie­

cięcej w ykazującej szereg zdumiewająco ludzkich cech. D a r t znalezisku swemu nadał nazwę A ustralopiihecm africanus, co oznaczać m a «małpę południową*. W inte­

resującej tej czaszce doskonale izachowana jest część twarzowa wraz z dużym frag­

mentem 'przyległej kości czołowej. Móz- goczaszka natom iast uległa niem al zupeł­

nemu zniszczeniu, zachowało się jednakże1 zm i n era li zo wan e wnętrze puszki czaszko­

wej stanowiące jej n atu raln y odlew. W for­

mie Australopithecus africanus D a r t u d e­

rza przede wszystkim zadziwiająco liudzki charakter mlecznego uzębienia. Siekacze i -kły m ają proporcje najw yraźniej ludzkie, poza tym trzonowce mleczne — zwłaszcza

zaś pierwszy z nich — przypom inają pod każdym względem zęby ludzkich dzieci.

Jest rzeczą szczególnie wartą podkreśle­

nia, że u wszystkich młodocianych form m ałpich pierwszy m leczny ząb trzonowy posiada zaostrzony ksiztałt z jednym w y ­ raźnym szczytem, podczas gdy u form ludz­

kich ząb ten odznacza się szeroką po­

wierzchnią zgryzu z czterema tępym i guz­

kami n a koronie. Do roku 1924 nie znano — poza człowiekiem — an i jednego przedsta­

wiciela wśród dziś żyjących jak i kopal­

nych Naczelnych, któryby wykazywał ten ludzki typ rzeźby korony ma pierwszym trzonowcu mlecznym. Ponieważ uzębienie mleczne wykazuje zawsze cechy filogene­

tycznie starsze, więc też jasn y staw ał się, wniosek, że nie m a bezpośredniego n a w ią ­ zania genealogicznego między dzisiejszymi Naczelnymi a człowiekiem. Pnzodków czło­

wieka należy bezwarunkowo szukać wśród form o ludzkiej rzeźbie pierwszego mlecz­

nego trzonowca. Przez długi czas forma

taka stanow iła hipotetyczne tylko ogniwo

łączące człowieka z form am i kopalnych

m ałp człekokształtnych i dopiero w 1924 ro ­

ku hipoteza oblekła się w realny kształt

stając się naukowo poznanym faktem.

(4)

W S Z E C H Ś W I A T

W dwanaście lat po odkryciu pierwszego młodocianego przedstaw iciela grupy Austra- lopithecinae paleontolog am erykański B r o o m dokonał dalszych praw dziw ie re ­ w elacyjnych znalezisk. W roku 1936 zasły­

nął T ransw al jako m iejsce odkryć form kopalnych łączących się ściśle as czaszką Australopilhecus africanus D a r t . W m iej­

scowości Sterkfontein koło Krugersdorp od­

kry ł m ianow icie B r o o m niezm iernie cie­

kaw ą formę, której n ad ał wym owną nazwę rodzajową Ples.ianthropus (niem al czło­

wiek), tak dalece bowiem (uderzyły go za­

dziw iająco ludzkie cechy u tej tajem niczej istoty. Na krótko przed wybuchem drugiej w ojny światowej, bo w roku 1938, o d n a ­ lazł następnie w odległej o kilka kilom e­

trów od Sterkfontein miejscowości Krom- draai drugą nie m niej interesującą formę nazw aną przez niego również znacząco Pa- ranthropus («obok człowTieka»). Jak k o lw iek ' B r o o m uznał, żc różnice występujące m iędzy znalezionymi w Taungs, Sterkfon- tein i K rom draai form am i są w ystarczaj ące, by uspraw iedliw ić nadanie im odrębnych nazw rodzajowych, to przecież n ie ulega wątpliwości, że stanow ią one w raz ,z od­

k rytym przez: D a r t a dzieckiem Austra- lopithecm africanus jeden zw arty krąg fonm, w ykazujących w zajem ne ścisłe pow i­

now actw a i n aw iązania.' Dla tego kręgu form zaproponował G r e g o r y nazwę A u - slralopithecinae wydzielając je izatem w sy­

stem atyce Naczelnych w oddzielną now ą podrodzinę. W związku iz tym w yłoniła się dyskusja, czy podrodzinę Australopitheci- nae um ieścić w obrębie rodziny Człowieko- w atych (Hominiclae), czy też raczej w obrę­

bie wielkich m ałp człekokształtnych (A n - Ihropoidae). Szczegółowa analiza anato m i- ozno-porównawcza szeregu cech tych inte­

resujących istot zdaje się jednak przeważać szalę n a korzyść tej pierwszej ew entualno­

ści, przeto też większość paleoantropologów w łącza afrykańskie znaleziska do rodziny Hominidae.

M ateriał kostny dotyczący podrodziny Ausłralopithecinae zebrany w ciągu dwm- dziestopięciolecia od roku 1924 do ro k u 1949 obejm uje dziś szczątki 21 osobnikówr. Szcze­

gółowe zestawienie przedstaw ia się nastę­

pująco:

Rodzaj Australopithecus 3 osobników Plesianthropus 13

Paranthropus 5 „

Razem 21 osobników M ateriał ten jest istotnie dość obfity i po­

zwala już teraz w zupełnie wystarczający sposób zorientować się w szczegółach b u ­ dowy anatom icznej tych nad w yraz inte­

resujących istot, które żyły w górnym plio- cenie w południow ej Afryce. Co więcej, n a ­ leży żywić nadzieję, że najbliższa przy­

szłość przyniesie nowe znaleziska, gdyż pro ­ wadzi się tam na w ielką skalę zakrojone prace wykopaliskowe i stale mnożą się w ie­

ści o dalszych zdobyczach.

Jeśli chodzi o dokładne datow anie geo­

logiczne i ustalenie wieku dokonywanych znalezisk, to wedkiig opinii B r o o m a , w y­

powiedzianej ostatnio w styczniu br. for­

m y kręgu Ausłralopithecinae należy odnieść bezw aru nk owo do pliocenu. Rodzaj Ple­

sianthropus odkryty w Sterkfontein należy przy tym um ieścić w naj górniej szym plio- cenie,podczas gdy znaleziony przez D a r t a m łodociany Australopithecus z Taungs we­

dług wszelkiego praw dopodobieństw a jest znacznie starszy i pochodzi być może n a ­ w et ze środkowego pliocenu. Rodzaj Pa- ranlhropus zn ajd u je się m niej więcej w środku m iędzy tym i dwiema formami.

W yjaśnić tu należy, że B r o o m podaje te dane jedynie n a podstaw ie analizy p a ­ leontologicznej. Geologowie do tej pory nie wypowiedzieli się w tej sprawie.

W m ateriale dotyczącym Australopithe- cinae posiadam y szczątki osobników róż­

nego wieku. Rodzaj Plesianthropus rep re­

zentow any jest przez jedną czaszkę niem al kom pletną oraz przez fragm enty innych czaszek, dzięki czemu możemy się zorien­

tować dość szczegółowo zarówno w budo­

wie części twarzowej jak i części mózgo­

wej czaszki. Ponadto znaleziono uszkodzoną kość udową i jed n ą z kości nadgarstka.

Z ro dzaju Paranthropus znamy m niejszą

ilość czaszek zachowanych dość fragm enta-

(5)

W S Z E C H Ś W I A T 3

rycznie, ale — co jest niezm iernie ważne — odkryto w K rom draai dobrze zachowaną kość skokową oraz ułam ki kości ram ienio­

wej i łokciowej. Znaleziska te pozwalają wnioskować o budow ie kończyn tych a fry ­ kańskich form.

W budowie czaszki u przedstawicieli A u- stralopithecinae uderza szereg cech n ajzu -

✓ pełniej ludzkich, które zbliżają te istoty do człowieka. Budowa okolicy nadoczodołowej stoi n a pograniem między wałem nadoczo- dołowym pleistoceńsikich form Hominidae (Pithecanthropus i Homo neanderlalensis) i bardzo silnie rozw iniętym lukiem mad- brwiowym dzisiejszego człowieka. Z faktu tego w ynika wniosek, że widocznie wytw o­

rzenie się wałów nadoczodołowych było spe­

cjalizacją późniejszą, która rozwinęła się u form wiodących do współczesnego czło­

wieka stosunkowo niedawno, gdyż dopiero z początkiem pleistocenu.

B r o o m a za n im także wielu innych anatom ów i paleontologów ja k np. G r e - g o r y i L e G r o s C l a r k wykryli sze­

reg ludzkich cech morfologicznych w b u ­ dowie izębów tych form. Zarówno kształt jak i proporcje zębów są ludzkie, kieł nie sterczy ponad linię zgryzu, układ luku zę­

bowego tworzy wydłużoną parabolę.

Otwór potyliczny wielki u Ausłralopithe­

cinae umieszczony byl ja k u człowieka u spodu czaszki i um ięśnienie karkowe było w związku z tym o wiele słabiej rozw i­

nięte aniżeli m jakiejkolw iek znanej w iel­

kiej m ałpy człekokształtnej. U dorosłych goryli i szympansów, a także u azjatyckie­

go orangutana, potężnie rozw inięte linie karkowe znaczące przyczepy mięśni tw orzą wysoko sterczące grzebienie kostne, które nad ają zwłaszcza czaszkom samców szcze­

gólnie charakterystyczny wygląd. Niczego podobnego nie stw ierdzam y u Auslralopi- thecinae. Linie karkowe tworzą u nich wprawdzie wał potyliczny, jego rozm iary jednakże m ożna porównać z analogicznymi utworam i w ystępującym i na kopalnych — a naw et i niektórych współczesnych czaszkach ludzkich. U żadnego przedstaw i­

ciela podrodziny Ausłralopithecinae n ie , występuje także znany u antropoidów grze­

bień strzałkowy, naw et lin ie skroniowe nie w ykazują zbyt w yrazistej rzeźby. Słabszy rozwój um ięśnienia żuchwy był zapewne związany ze słabym rozwojem siekaczy i kłów, miimo że żuchwa jako taka była stosunkowo bardzo masywna.

Niezmiernie interesujące jest stwierdze­

nie, że szwy n a czaszce u form Ausłralo­

pithecinae zrastały się bardzo późno. Z a­

m ykanie się szwów jest związane z rozwo­

jem osobniczym. U dzisiejsizych m ałp człe­

kokształtnych w trakcie w yrzynania się drugiego ostatecznego zęba trzonowego szwy są już zamknięte; z tym zjaw iskiem wiąże się wczesne dojrzewanie tych zwierząt — tymczasem u form Ausłralopithecinae n a ­ wet osobnicy z trzecim zębem trzonowym w ykazują jeszcze niezam knięłe szwy na czaszce. U Ausłralopithecinae należy więc przyjąć stosunkowo bardzo długi okres w zrastania i rozwoju, co zbliża te istoty do człowieka, Także stopień starcia kolejnych zębów trzonowych u dorosłych okazów A u ­ słralopithecinae potwierdza poprzednie wnioskowanie. Pierw szy trzonowiec w yka­

zuje bardzo duże zużycie i zazwyczaj szkli­

wo na nim jest już zupełnie starte, drugi ząb kolejny zawsze jest znacznie m niej zużyty, podczas gdy ostatni stosunkowo n a j ­ mniej. Tak wielkie różnice występujące w stopniu zużycia poszczególnych trzonow ­ ców świadczą o tym, że m usiały istnieć długie przerwy w pojawianiu! się tych zę­

bów. U żadnego innego przedstaw iciela rzędu Naczelnych, a więc an i u m ałpiatek ani u m ałp nie stwierdzono nigdy takiego zjawiska, jedynie człowiek odznacza się ta ­ kimi cechami. Z tego zjaw iska można w nio­

skować, że okres dziecięctwa trw ał u tych istot w przybliżeniu tak długo jak u współ­

czesnego człowieka, czyli bez porównania dłużej aniżeli u dzisiejszych m ałp człeko­

kształtnych.

W ażnym szczegółem, który rzuca n ie ­ zmiernie interesujące światło n a zagadnie­

nie Ausłralopithecinae, jest odkrycie ska­

m ieniałych w nętrz czaszek, stanowiących wierny odlew m asy mózgowia. Stwierdzono na tej podstawie, że stopień skomplikowa­

nia zwojów mózgowych był znacznie w ię­

(6)

4 W S Z E C H Ś W I A T

kszy u Am tralópithecinae aniżeli u ja k ie j­

kolwiek m ałpy człekokształtnej dziś nam znanej. Poza tym sarno ukształtow anie zwo­

jów mózgowych, układ bruzd, rzeźba po­

wierzchni półkul mózgowych i szereg in ­ nych cech zbliża form y te raczej do czło­

wieka nie w ykazując naw iązań do antro - poidów. Sam a pojem ność czaszki tych istot była jednakże w bezwzględnych cyfrach raczej niewielka. Szczegółowe zestawienie daje poniższa tabelka:

chodu i biegu w postawie dwunożnej. Kość skokowa na tom' :st pozwala wnioskować, że paluch stopy mógł być do pewnego stopnia rozstawny, jednakże nie był to w żadnym wypadku paluch chwytny, tak ja k to w ystępuje u wszystkich m ałp człe­

kokształtnych. Paluch tych istot mógł być ściśle przysuw any w jednej linii do r e ­ szty palców, stąd też stopa ich była uży­

w ana ja k u człowieka do funkcji m arszo­

wych i podporowych. Drogą pryw atnej ko-

Australopithecus africanus (form a dorosła) ok. 600 cm 3 Plesianthropus tra n su a a le n sis... 435 cm 3 Paranthropus r o b u s t u s ... 650 cm 3 Pan tr o g lo d y te s ... 325—500 cm 8 Gorilla g o r i l l a ... 415—655 cm :' Sim ia s a t y r u s ... ok. 450 cm n N ajm niejsza pojemność dotąd znana u form

człowiekowatych (Pithecanlhropus I I) 775 cm 3 Średnia pojemność człowieka dzisiejszego . 1300—1500 cm 3

Podkreślić tutaj należy, że zazwyczaj po­

jem ność czaszki jest cokolwiek niższa u osobników płci żeńskiej, co stoi w izwiąz- ku z drobniejszą budow ą ich ciała i słab­

szym um ięśnieniem .

Jak w ynika z powyżej podanego zesta­

wienia pojemność czaszki istot z kręgu Ausłralopithecinae n a ogół osiągała górną granicę stw ierdzoną u dorosłych męskich gosrylf. Poniew aż jednak na podstaw ie a n a ­ lizy kończyn długich stwierdzono, że for­

m y te były drobne, smukłe, niewielkie (wzrost około 130 cm) i stosunkowo lek­

kie, przeto więc stosunek ciężaru mózgu do ciężaru ciała m usiał być u n ich k orzystniej­

szy aniżeli u dzisiejszych antropoidów.

Analiza anatom iczno-porów naw cza kości długich szkieletu tych niezm iernie intere­

sujących istot plioceńskich doprowadziła do bardzo ważnych stwierdzeń. Szczegóły b u ­ dowy kości udowej oraz kości skokowej do­

wodzą, że m ałpolud afrykański był istotą dwunożną, poruszającą się w w yprostow a­

nej postawie. Kość udow a była m echani­

cznie przystosowana do stania, marszu.

respondencji z odkrywcą tych form, B r o o- m e m , otrzym ałam dalsze wiadomości po­

tw ierdzające najzupełniej to ujęcie. W sty­

czniu 1949 roku odkryto bowiem kości m ie­

dnicy o cechach najzupełniej ludzkich świadczących o pionizacji ciała i dwunoż­

nym chodzie tych istot.

Z b a d ań przeprow adzanych nad szcząt­

kam i kończyn górnych wynika, że ruchy palców rą k były cokolwiek m niej swobo­

dne aniżeli współczesnego Europejczyka, ale bezwarunkow o swobodniejsze aniżeli u j a ­ kiejkolw iek dzisiejszej m ałpy człekokształt­

nej. Budowa zaś kości ram ieniowej i łok­

ciowej oraz ukształtow anie staw u łokcio­

wego dowodzi, że przedstaw iciele podro­

dziny Ausłralopithecinae nie używali ra ­ m ion i rąk do celów lokomocji nadrzewnej.

Okoliczności towarzyszące znaleziskom

tych form dostarczaj ą ze swej strony d o ­

wodów n a to, że Ausłralopithecinae były

m ieszkańcam i stepów, chroniącym i się je ­

dnakże chętnie w jaskiniach. Były to więc

jedyne — poza człowiekiem kopalnym

dotąd znane form y jaskiniow e wśród Na-

(7)

W S Z E C H Ś W I A T o

Rysunek został wykonany na podstawie odręcz­

nego szkicu nadesłanego drogą prywatnej ko- resipondenfcji przez R o b e r t a B r o o m a, U w i­

docznione są na nim kąty i punkty zastosowane do analizy stanowiska systematycznego form

czelnych. Z tego względu Linneuszowska nazwa gatunkow a nad an a antropoidom,

a mianowicie Homo troglodytes, zdaje się w całej pełni przysługiwać tym a fry k ań ­ skim formom, gdyż charakteryzuje je le­

piej aniżeli nazwa małjp południowych, p ro ­ ponowana przez D a r t a i G r e g o r y ’ego.

Korzystając z łaskawie przesłanego mi przez R. B r o o m a odręcznego szkicu przedstaw iającego przekrój strzałkowy cza­

szki formy Plesianthropus z zaznaczonymi punktam i kraniom etrycznym i, wykonałam szereg pomiarów, które podaję poniżej z tym jednakże zastrzeżeniem, że są to dane przy­

bliżone.

Zastosowałam przede wszystkim m iary kątowe, które u jm u ją architektonikę kości czołowej i kości potylicznej a poza tym wskaźniki położenia bregm y oraz n a jw ię ­ kszej wysokości czaszki u jęte jako rzuty tych punktów w ątosunku do długości cza­

szki (G—I n a załączonym rysunku). Uzy­

skane cyfry są niezm iernie interesujące i dowodzą ścisłego naw iązania form A a - siralopithecinae z rodziną Homirndae. P o ­ niższe zestawienie ilustruje te fakty:

I II III IV V VI

Kąt profilo­

wy czoła XGi

Kąt bre­

gmy BGI

Kąt wypu­

kłości kości czołowei

NXB

Kąt lambdy LIG

Wskaźnik wysokości

kaloty

Wskaźnik położenia

bregmy

i Plesianthropus

66 51 146 63 54 40

Pithecanthropus

53 38 146 63 34 44

Neandertalczyk

i (średnio) 61 47 142 67 42 36

1 Homo sapiens di-

; luuialis (średnio)

78 55 133 76 50 35

Homo sapiens re-

| cens

(średnio) 81 61 132 97 60 33

Dla w yjaśnienia dodaję, że cechy I, II, III i VI obrazują budowę i układ kości czołowej, podczas gdy cechy IV i V poza ukształtowaniem okolicy potylicznej w ska­

zują także na przyczepy m ięśni karkowych, od których uzależnione jest położenie inio- nu. Z tych sześciu cech można przeto wnioskować o obydwóch kierunkach spe­

cjalizacyjnych, którym i odznacza się czło­

wiek, a m ianowicie o rozwoju mózgu

i o wyprostowanej postawie. Z powyższego

zestawienia wynika, że formy kręgu A u -

stralopithecinae najzupełniej mieszczą się

w obrębie form ludzkich, przeto włączenie

ich do rodziny Hominidae w ydaje się

w pełni uzasadniono.

(8)

Niewiadomo właściwie jak te formy n a ­ zwać popularnie w języku polskim . Nie były fo bowiem ni m ałpy ni Ludzie, ale raczej coś pośredniego, trudnego do n azw a­

nia. N ajlepiej określałaby je właściwie n a ­ zwa m a ł p o l u d ó w . Tymczasem okre­

ślenie to utarło się ju ż w stosunku do plei- stoceńskiego kręgu Pilhccanthropus. Zw a­

żywszy jednak, że Pithecanthropus był isto­

ta niew ątpliw ie ju ż ludzką, posiadającą so­

bie właściwą kulturę, przystoi m u raczej nazwa p r a c z ł o w i e k a , podczas gdy polską nazwę m a ł p o l u d ó w przenieść można słuszniej' na owe tajem nicze formy plioceńskie z Afryki południowej.

T rudno dziś wyrokować o poziomie in ­ teligencji tych naszych plioceńskich p rzod­

ków. Posiadam y jednakże szereg pośrednich dowodów stw ierdzających ponad wszelką wątpliwość, że w tych prym ityw nych czasz­

kach zaczynała kiełkować myśl. W iem y np., że istoty te polowały żywiąc się w i­

docznie mięsem złowionej zwierzyny. Z tego wynika, że m usiały posiadać coś na kształt broni, bodaj kam ienie służące jako poci­

ski, oraz że izinały jakąś technikę podcho­

dzenia, osaczania i ścigania, upatrzonej ofia­

ry, co czyniły zapewne zespołowo. D a r t zaryzykował naw et 'przypuszczenie, że być może owe istoty znały już użytek ognia.

B r o o m jednakże stanowczo przeciw sta­

wia się takiemu ujęciu, które oparte jest n a zbyt nikłych podstawach. W północnym T ransw alu odkryto bowiem ostatnio wraz ze szczątkam i form Ausłralopithecinae n ad ­ palone kości zwierzęce. F akt ten bezwa­

runkowo nie dowodzi znajomości użytko­

w ania ognia przez afrykańskiego m ałpolu­

da, gdyż mógł być po prostu wynikiem przypadkowego pożaru.

Z wszystkich powyżej szczegółowo przy­

toczonych względów wynika, że Australo- pithecinae w inny być rozpatryw ane jako w ym arłe formy przedludzkie stojące n a po­

graniczu szczebla rozwojowego małpiego i ludzkiego. Istoty te należy więc uznać za reprezentantów gałęzi rozwojowej przed- ludzkiej blisko stojącej m iejsca odszczepie- n ia się od pierwotnego p nia rozwojowego, który był wspólny z praform am i współczes­

nych m ałp człekokształtnych.

A. KRAUSE

FERMENTY NATURALNE I FERM ENTY NIEORGANICZNE

Komunikat 69. Zakład Chemii Nieorganicznej Uniwersytetu Poznańskiego

Przyrodnikow i znane są n atu raln e fer­

m enty czyli enzymy, znajdujące się w ży­

wych ustrojach zarówno zwierzęcych jak i roślinnych. Istnieje bardzo dużo ferm en­

tów, lecz każdy z nich spełnia jako k a ta ­ lizator zadanie specyficzne i selektywne będąc nastaw ionym n a uruchomięmie pe­

wnej określonej reakcji chemicznej. Bez udziału danego ferm entu reakcja nie za­

chodziłaby w ogóle lub też w bardzo wol­

nym tempie, a może naw et poszłaby w innym ewtl. niepożądanym kierunku.

Najpospolitsze wśród ferm entów są fer­

m enty hydrolizujące i ferm enty oksyda­

cyjne. W soku żołądkowym zn ajd uje się ferm ent pepsyna hydrolizująca białko. Śli­

na zaw iera ferm ent ptyalinę hydrolizują- cy skrobię. Na skutek hydrolizy duże skom plikowane cząsteczki skrobi rozpada­

ją siię wkońcu na liczne m ałe cząsteczki maltozy, co m ożna przedstaw ić za pom o­

cą prostego rów nania chemicznego:

2 (C6H 10O5) n + n H20

skrobia

n.C12H22On

maltoza

W szczegółach proces ten jest jed nak skom ­ plikow any i prowadzi do pow stania róż­

nych produktów pośrednich jak skrobia rozpuszczalna .i dekstryny. Hydrolizę (cu­

krow anie) skrobi m ożna łatwo zadem on­

strować korzystając z dwuprocentowego

kleiiku skrobiowego (100 cm3), do którego

(9)

W S Z E C H Ś W I A T

dodaje się kilk a cm 3 śliny utrzym ując n a ­ stępnie m ieszaninę tę w 40°—60° C. Przed dodaniem śliny kleik skrobiowy zabarw ia się rozcieńczonym roztw orem jodu inten­

sywnie niebiesko, przy czym m ożna roz­

poznać zabarw ione ziarnka skrobi. Potrze­

bny w tym celu rozcieńczony bladożółty roztwór jodu w jodku potasu (roztwór Lu- gola) należy uprzednio rozlać do szeregu probówek. Pod wpływem śliny kleik skro­

biowy ulega hydrolizie, której przebieg i szybkość m ożna kontrolować w ten spo­

sób, że w pewnych odstępach czasu w le­

wa się każdorazowo kilka cm3 m ieszaniny skrobi-śliny do probówek zaw ierających roztwór jodu. Początkowy przebieg h ydro­

lizy objaw ia się tym, że kleik skrobio­

wy staje się bardziej wodnisty, a próba z jodem, jakkolw iek w yw ołuje jeszcze za­

barw ienie niebieskie, nie wykazuje już ziarn skrobi. Pow staje skrobia rozpusz­

czalna. W dalszych odstępach czasu kon­

trolowanej hydrolizy skrobi otrzym uje się kolejno zabarw ienia: fioletowe, czerwone (dekstryny), brązowe, aż wreszcie kolor jodowy7 już nie ulega zmianie, co św iad­

czy o zupełnym zcukrow aniu skrobi na maltozę. Szybkość reakcji cukrow ania skro­

bi zależy oczywiście od stężenia kleiku skrobiowego, od stężenia śliny, jak również od pH i tem peratury. W obrębie 20°—60°

stw ierdza się silne przyśpieszenie reakcji ze wzrostem tem peratury. Powyżej 70° fer­

m ent p ty alin a ulega już wyraźnie znisz­

czeniu (inaktyw acji), wskutek czego szyb­

kość hydrolizy m aleje. Bardziej jeszcze skomplikowanym niż skrobia węglowoda­

nem jest celuloza, która jednak człowie­

kowi jest nieprzysw ajalna z powodu b ra ­ ku odpowiednich ferm entów hydrolizują- cych w przewodzie pokarm owym . W iele zwierząt natom iast posiada zdolność hydro- lizow ania celulozy. N ajbardziej w yposa­

żonym pod tym względem jest mól, w któ­

rego przewodzie pokarm owym zn ajd u ją się ferm enty hydrolizujące naw et tak skom ­ plikowany węglowodan, jak im jest wełna.

Zhydrolizowrane produkty są już na ty le proste, że łatw o się sp alają w naszym organiźmie. Również i w tym przypadku

potrzebne są. odpowiednie ferm enty, które jako katalizatory pośredniczą w przeno­

szeniu tlenu powietrza, jakim oddychamy, na różne substraty organiczne (składniki pokarmowe) spalające się w 37° ostatecz­

nie na dwutlenek węgla i parę wodną, k tó­

re to składniki zaw arte są w powietrzu wydzielanym z płuc. Znaczenie i spraw ­ ność owych ferm entów jako katalizatorów' oksydacyjnych uw ydatniają się może n a j­

hardziej, gdy przypomnieć sobie, że np.

spalanie cukrów bez udziału katalizato­

rów7 wymaga kilkusetstopniow ej tem pera tury. Proces spalania różnych substratów w naszym organiźm ie określa się jako oksy­

dacyjną przem ianę m aterii dostarczającej człowiekowi potrzebnej ilości kalorii. N aj­

ważniejszym wśród ferm entów oksydacyj­

nych jest ferm ent oddechowy W anburga obok hem oglobiny jako nośnika. Hemo­

globina obecna jest w czerwonych ciałkach krw i (erytrocytach) i zaw iera żelazo dwu wartościowe. Bez żelaza nie potrafilibyśm y więc oddychać i spalać. Jest rzeczą cha­

rakterystyczną, że ślady różnych pierw iast­

ków nie tylko potrzebne są do życia, lecz mimo m inim alnych ilości osiągają nieby­

wałe efekty. Między innym i bardzo w aż­

nym pierwiastkiem śladowym jest miedź znajdująca się np. wr wątrobie. Niekiedy pierw iastek ten może spełniać rolę tak do­

m inującą ja k w naszym organizmie żelazo, tworząc zam iast hemoglobiny inny barw nik oddechowy — hem ocjaninę zaw artą np. we krwi ślimaków. Ostatnio zostały wykryte w wrątrobie bydlęcej śladyr pewnego związku kobaltu, którego znaczenie jako czynnika Iirzeciwanernicznego należy szczególnie pod­

kreślić. (E. L e s t e r S m i t h , 1948). Śla­

dy magnezu, boru i wielu innych p ie r­

wiastków potrzebne są d la życia roślin, przyczyniając się do w ytw arzania chloro­

filu i asym ilacji dw utlenku węgla (por.

A. M a k s i m o w, Mikroelementy i ich znaczenie w życiu roślin i zwierząt, W a r­

szawa, 1947).

Szczególnie ważnym pierw iastkiem śla­

dowym jest żelazo jako fundam entalny

składnik szeregu fermentów, do których

zaliczamy m. in. hemoglobinę, hem iny

(10)

8 W S Z E C H Ś W I A T krw i oraz katalazę i peroksydazę. Za w y­

jątkiem hem oglobiny zaw arte w nich że­

lazo jest trójwartościow e. Obydwa o sta­

tnie ferm enty są bardzo rozpowszechnione w u strojach roślinnych i zwierzęcych. Ka- talaza specjalnie jest czynna w k a ta lity ­ cznym rozkładzie wody utlenionej. Szcze­

gólnie leukocyty zaw ierają dużo k atala- zy. Gdy zwilżyć np. ropną ranę wodę utlenioną, pow staje silna p iana z powo­

du obfitego w ydzielania się tlenu z rozkła­

du wody utlenionej. Rozkład jest tak sil­

ny, że jedna cząsteczka katalazy w cią­

gu jednej sekundy rozkłada więcej niż 50 tysięcy cząsteczek

w od y

utlenionej. Ciężar cząsteczkowy wody utlenionej wynosi oko­

ło 34, ciężar cząsteczkowy katalazy zaś około 300 000, która to liczba u w aru nk o­

w ana jest przede wszystkim ciężarem czą­

steczkowym białka specyficznego w cho­

dzącego w skład katalazy. Komórka droż- dżowa o średnicy 7 ^ zaw iera około 20 ty­

sięcy cząsteczek katalazy.

Ferm ent peroksydaza jest pod względem strukturow ym do pewnego stopnia podo­

bny do katalazy, gdyż zaw iera tę sam ą grupę czynną (prostetyczną), m ianowicie hem atynę wraz z żelaezm trójw artościo­

wym. Obydwa ferm enty różnią się jednak białkiem specyficznym, tzw. nośnikiem, z którym złączona jest grupa prostetycz- na. Dopiero taki zespół jest w pełni czyn­

n y jako ferm ent, a nadto nośnik decyduje o jego własnościach specyficznych. Istotnie, peroksydaza posiada indyw idualne w ła­

sności katalityczne, co w yraża się tym, że nie rozkłada o n a wody utlenionej, lecz p o ­ tęguje jej działanie utleniające, tzn. zw ię­

ksza jej potencjał tlenowy. Można się o tym przekonać w reakcji benzydynowej. Ben­

zydyna (para-dw u am in o-d w u fen y l) jest to b iała krystaliczna substancja organiczna nie zm ieniająca się pod wpływem samej wody utlenionej. Gdy jednak dodać kilka kropel soku z surow ych ziem niaków z a ­ w ierającego ferm ent peroksydazę, pow sta­

je n atychm iast błękit benzydynowy będą­

cy produktem utlenienia benzydyny. Reak­

cję benzydynow ą w yw ołuje również kro­

pla krwi, a raczej zaw arte w niej hem i-

ny. Podobnie zachow ują się jednak też różne związki nieorganiczne jak wodoro­

tlenki i tlenki zwłaszcza m etali ciężkich, a naw et i same metale, jak np. platyna, miedź, srebro, magnez, ołów, chrom, wol­

fram , żelazo i kobalt (A. K r a u s e i współ­

pracow nicy). F akty te świadczą o tym, że pewne substancje nieorganiczne mogą się zachowywać podobnie jak n aturaln e fer­

m enty, z czego by wynikało, że m ateria m artw a upodabnia się w pewnym zakre­

sie do m aterii żywej (A. K r a u s e , Proble­

my Nr 5, 1949). Ferm enty nieorganiczne znane są od czasu słynnych prac Brediga (m niej więcej od roku 1-900) i były przed­

miotem wielu badań. Bredig badał przede w szystkim koloidalnie rozdrobnione m eta­

le jak np. platynę i stwierdził, że rozkła­

da ona silnie wodę utlenioną. P latyna ko ­ loidalna zachow uje się więc podobnie jak ferm ent katalaza. T akich katalaz nieorga­

nicznych znam y dzisiaj bardzo dużo. Są to w pierw szym rzędzie gele różnych am - foterycznych wodorotlenków i tlenków m e­

tali, często bardzo pospolite i znane z p ra ­ ktyki analitycznej. T ak np. b ru natn y osad w odorotlenku żelazowego w ytrącany z roz­

tworu soli żelazowej pod wpływem a lk a ­ liów (am oniaku lub ługu sodowego) jest w łaśnie tak ą katalazą nieorganiczną. Po - dobnym i własnościam i odznacza się n ie ­ bieski wodorotlenek miedziowy, zielony wodorotlenek chromowy, biały w odorotle­

nek ołow iany i inne (A. K r a u s e i współ­

pracow nicy). Również tlenki m etali (uw o­

dnione), jak dw utlenek m anganu, tlenek miedziowy i żelazowy należą do tej g ru ­ py. Mimo tych zdolności enzymatycznych uważano ferm enty nieorganiczne za u po­

śledzone w porów naniu z ferm entam i n a ­ turalnym i. Najnowsze badania wykazały jednak, że bynajm niej tak nie jest. Istn ie­

je ju ż pewien sztuczny superferm ent n ie ­ organiczny składający się z wodorotlenku żelazowego, miedziowego i kobaltowego, który w swym działaniu przewyższa nawet ferm ent katalazę (A. K r a u s e i J. K a - j e w s k i). Specjalnie zawarte w nim że­

lazo jest bardzo czynne (aktyw ne) działa­

jące jeszcze w ilości 10' 7 mg i to w roz­

(11)

W S Z E C H Ś W I A T 9 cieńczeniu jak 1:100 m iliardów. Ta zaw ar­

tość żelaza w 1 mg superferm entu odpo­

wiada m niej więcej zawartości żelaza ży­

wej substancji tkankowej. Ciekawym jest, że powyższe ślady żelaza z osobna nie dzia­

łają n a rozkład wody utlenionej, lecz tylko w towarzystwie miedzi i kobaltu, tzn. w po­

łączeniu z odpowiednim nośnikiem. W ydaje się, że najcharakterystyczniejsza cecha pier­

wiastków śladowych jest ta, że działają one jedynie w odpowiednich zespołach «do­

branego jakby towarzystwa*. W przeciw­

nym razie m ogą u tru dniać odpowiednią reakcję katalityczną zachow ując się n a ­ wet jako zalruwacze (por. tab. I). Z ta ­ beli tej w ynika poza tym, że również miedź i m angan w ykazują w ybitną czynność jako pierwiastki śladowe.

Oprócz katalaz nieorganicznych znane są nieorganiczne peroksydazy, oksydazy, reduktazy i fosfatazy. O niektórych fer­

m entach nieorganicznych typu peroksyda­

zy wspom niano już wyżej. Szczególnie do­

brym m odelem peroksydazy jest wodoro­

tlenek żelazowy, którego działanie k a ta ­

lityczne m ożna wybitnie nasilić przez śla­

dy miedzi spełniającej rolę aktyw atora czyli promotora. Stwierdziliśm y np., że oksydacyjne odbarw ienie soku czerwonych buraków może być przyśpieszone jeszcze przez jedn ą m iliardow ą część m iligram a miedzi, o ile znajduje się ona w towa­

rzystwie żelaza (A. K r a u s e i A. W i t ­ k o w s k a ) . W tym przypadku jak i w w ie­

lu innych decyduje jakby czynnik socjo­

logiczny w spółdziałania pierw iastków (A.

K r a u s e , W ykład plenarny na Zjeździe Chemików Polskich we W rocławiu, 1948).

Ślady pierw iastków mogą przyśpieszać lub zaham ować reakcję katalityczną, w zw iąz­

ku z czym zaznacza się ich w ybitna spe­

cyficzność i selektywność, co naw et m o­

że zadecydować o kierunku reakcji k a ta ­ litycznej. J a k w ynika z tabeli I, ślady jo ­ nów m anganaw ych i miedziowych (tzn.

roztwór wodny soli m anganaw ej WZgl. so­

li m iedziowej) działają wprost przeciw ­ nie w katalitycznym rozkładzie wody u tle ­ nionej lub w peroksydatyw nym utlenianiu (odbarw ianiu) indygokarm inu.

TABELA I.

Ilość pierwiastka

jeszcze czynna w 37° Nośnik Działanie katalityczne pierwiastka

śladowego Autorzy

Mn” 10~6g Mn" 10~ g C u" 10 ^g

(jak rów nież większa ilość)

C u ” 10-8 g

wodorotlenek magnezu wodorotlenek magnezu wodorotlenek magnezu wodorotlenek magnezu

przyśpiesza rozkład w ody utlenionej

hamuje peroksydatywne utlenie­

nie indygokarminu

nie przyśpiesza rozkładu wody utlenionej

przyśpiesza peroksydatywne utlenienie indygokarm

A. Krause, K. Przyłęcka ; i J. Rosochowicz

(1949 r.)

Przy sposobności należy wspomnieć, że katalizatory tego typu są bardzo rozpo­

wszechnione. Nawet m inerały mogą być dobrymi katalizatoram i i z tego powodu odegrać poważną rolę w gospodarce tleno- nej w przyrodzie m artw ej. (A. Lewandow­

ski, A. Smoczkiewiczowa, Zakł. Chem.

Nieoirg. U. P. (1947)).

N ajbardziej jednak badacze interesowali się ferm entam i nieorganicznym i o c h ara­

kterze oksydaz, które podobnie jak hem o­

globina byłyby zdolne do przenoszenia tle­

nu powietrza n a różne substraty o rg an i­

czne. W ten sposób m ożna by naśladować proces oddychania w pew nych jego fra ­ gmentach. Jest to zadanie trudne, gdyż większość katalizatorów nieorganicznych aktyw uje tlen dopiero w wyższych tem ­ peraturach, z czego korzysta się z powo­

dzeniem w technice, jak np. w procesie utleniania (spalania) am oniaku w ok. 500°

w obecności platyny w celu otrzym ania

(12)

10

W S Z E C H Ś W I A T kw asu azotowego i azotanów. Spalanie róż­

nych substancji w 37° tlenem powietrza nie jest łatw e i w ym aga odpowiednich, b a r­

dzo spraw nych katalizatorów. W edług O.

W a r b u r g a n a d a je się do tego celu np. węgiel z krw i (zaw ierający zarówno żelazo ja k i związki azotowe), który oka­

zał się dobrym przenośnikiem tlenu w u tle­

n ian iu cysteiny. N. J. K o b o z e w i I. A.

Z o ł u b o w i c z (1948) używali węgla z cu­

k ru z domieszką soli żelazowej i miedziowej dla u tleniania siarczynu sodowego tlenem pow ietrza. Obydwa węgle, o których mowa, n ie są jednak katalizatoram i nieorganiczny­

m i. O statnie nasze bad an ia wykazały, że istn ieją rów nież oksydazy wyłącznie n ie­

organiczne. Udało się np. utlenić nieogra­

niczone ilości siarczynu sodowego w obec­

ności gelu wodorotlenku kobaltawego, któ­

ry w ilości 0,001 m iligram a przyśpiesza je ­ szcze tę reakcję w 20° (A. K r a u s e i E.

B o r z e s z k o w s k i , 1949). Jo ny Co ■ (roztw ór wodny soli kobaltaw ej) nie dzia­

ła ją w tym przypadku. Niebieski gel wo­

dorotlenku miedziowego (w ilości 0,1 mg w rozcieńczeniu 1:1000 000) okazał się do­

b rym katalizatorem , za którego pośredni­

ctwem m ożna utlenić nieograniczona ilo­

ści arszeniku w 20° (A. K r a u s e i K.

K r y s i ń s k i , 1949). W nieobecności k a ­ talizatora arszenik nie utlenia się tlenem pow ietrza. D ziałanie katalizato ra w lym przypadku polega na ciągłej zm ianie w a r­

tościowości obecnego w środowisku zw iąz­

ku miedzi. Arszenik u tlen iając się powo­

du je odtlenienie czyli redukcję miedzi dw u- wartościowej na jednow artosciową. Miedź jednow artościow a (tlenek m iedziaw y) za­

m ien ia się pod wpływem tlenu pow ietrza z powrotem n a miedź dw uw artościow ą (tle- i ek wzgl. wodorotlenek m iedziowy), tak że cały proces może się zacząć od nowa:

II III

4 C u O -j- AsgOg tlenek arszenik m iedziow y

I

V I

A s 2O b + 2 C n 20

II

2 CiigO -}- 0 2

tlenek tlen m iedziawy

4 C u O itd.

Jest to nieprzerw any łańcuch reakcji ka- talitycznej pow tarzający się wobec mi n i ­ m alnych ilości katalizatora do nieskoń­

czoności, oczywiście tak długo ja k obe­

cny jest katalizator i niew yczerpana jest m ieszanina reagująca. Ponieważ zwiększe­

nie wartościowości (por. rzym skie cyfry) jest równoznaczne z utlenianiem , a obni­

żenie jej jest wyraezm redukcji (odtlenia- nia), przeto powyższy układ jest układem redukcyjno-oksydacyjnym , który również jest aktualny w oksydacyjnej przem ianie m aterii człowieka i zwierząt, jakkolwiek w innej, formie. Z m iana wartościowości np. m iedzi dwuwartościowej w jednow ar- tościową polega n a u t r a c i e jednego naboju dodatniego jo n u Cu++-> Cu+, co jest równoznaczne ze z w i ę k s z e n i e m się naboju ujem nego, tzn. ze zdobyciem jednego elektronu. A zatem substancja redukująca się przyłącza elektrony, nato ­ m iast substan cja utlen iająca się traci elek­

trony. Poniew aż w powyższych rów na- • niach reak cja katalitycznego utleniania arszeniku zw iązana jest z ciągłą zm ianą wartościowości m iedzi, przeto m am y do czynienia z tzw. rezonansem elektrono­

wym . T en rezonans elektronowy w ydaje się być najb ardziej charakterystyczną ce­

chą zjaw isk katalitycznych. Można go ró­

wnież wywołać za pośrednictw em wolnych rodników czyli pseudoatomów, które spe­

cjalnie uzdolnione są do wyw ołania reakcji chemicznych. Tłum aczy się to tym, że ro­

dniki podobnie jak atom y nie posiadają pełnej powłoczki , 8-elektronowej, w sku­

tek czego mogą pobierać obce elektrony.

Rodnik HO należący do najpospolitszych m a w łaśnie tak ą lukę elektronową, gdyż zew nętrzna powłoczka elektronowa atom u tlenu m a 6 elektronów (6 .), wodoru 1 elek­

tron (10), rodnika HO zatem 7 elektro­

nów’, a więc brak jednego elektronu ( — ) dla skom pletow ania pełnego oktetu:

• •

- ! O o H

• •

N atom iast cząsteczki (np. cząsteczka w o­

dy H aO, cząsteczka tlenu O,) m ają struk-

(13)

W S Z E C H Ś W I A T

11

turę oktetową (8 -elektronow ą), wskutek czego niekiedy trudn o je zmusić do reakcji.

Pod wpływem działania katalizatora czą­

steczki trudno reagujące mogą się defor­

mować lub przekstzałcić się w odpowied­

nie rodniki i wówczas reakcja zachodzi bez przeszkód. W ciągu reakcji k atality ­ cznej potrzebne rodniki mogą powstawać, zanikać i znowu się tworzyć w stale po­

w tarzającym się rytm ie wahadłowym.

Ostatnio udało się stworzyć pewien k a ­ talizator rodnikow y składający się z gelu wodorotlenku żelazowego w raz z zaadsor- bowanym roztworem chlorku żelazowego.

Zespół ten okazał się doskonałym k a ta ­ lizatorem pośredniczącym w utlenianiu (odbarw ianiu) indygokarm inu tlenem po­

wietrza w 37° (A. K r a u s e i J. T r z e- b i ń s k i , 1949)( Niebieski barw nik odbar­

wia się w tych w arunkach łatwo wskutek odwodorowania czyli utleniania się na iza- tynę. Na ogół enzymatyczne zjaw iska utle­

niania polegają na odwodorowainiu su b ­ stratów. Dlatego też ferm enty oksydazy nazyw ają się również dehydrogenazam i.

Odwodorowanie jest rzeczywiście równo­

znaczne z utlenianiem . Gdyby cząsteczkę glukozy C6H 120 6 pozbawić atomów w o­

doru, powstałby tlenek węgla w ilości 6 cząsteczek CO. W rzeczywistości pow stają różne produkty pośrednie, gdyż odwodoro­

wanie zachodzi stopniowo w sposób dość skomplikowany. A ponieważ oddychamy tlenem, powstaje w końcu dwutlenek w ę­

gla i wroda. Obydwie reakcje są bardzo egzotermiczne i dostarczają naszem u o r­

ganizmowi potrzebnej ilości kalorii, jednak stopniowo — jakby na raty, — gdyż in a ­ czej groziłaby naszem u organizmowi ży­

wiołowa reakcja spalenia. W procesie tym bierze udział szereg ferm entów działają­

cych w określonym układzie h iera rc h i­

cznym.

W powyższych badaniach Zakład Che­

m ii Nieorganicznej U. P. korzystał z po­

mocy finansowej udzielonej m u przez Ko­

m isję dla Spraw Odbudowy Nauki Polskiej, za co składam niniejszym serdeczne po­

dziękowanie.

.1 ZURZYCKI

POROSTY WSKAŹNIKIEM HIGIENY MIASTA

Porosty są jednym i z roślin najodpor­

niejszych na niekorzystne w arunki oto­

czenia. W yrazem tej odporności oraz skro­

mności w ym agań życiowych jest ich b a r­

dzo szerokie rozpowszechnienie. Porosty spotykamy niem al wszędzie: rosną one wśród gęstych tra w n a łące, na igliw iu leśnym, na korze drzewa, i n a nagiej skale, a podobno spotykano porosty rosnące nawet na szkle. W skali geograficznej ta skromność w ym agań w yraża się tym, że porosty rosną i to w ogrom nej ilości i roz­

maitości właśnie tam gdzie inne rośliny nie zn ajd u ją już wym aganego dla siebie m inim um . Porosty są wiięc pionieram i ży­

cia na szczytach gór w krainie turni, sta ­ nowią główmy składnik tu n d ry północnej, są wreszcie stosunkowo licznie reprezen­

towane w klim atach pustynnych.

Są jednak m iejsca na ziemi gdzie rośliny te rosnąć nie mogą. Takim i pustyniam i bezporostowymi są tereny wielkich m iast.

Porosty odznaczają się ogromną, bodaj że najw iększą wśród roślin odpornością n a skrajne tem peratury, brak wody, krótki okres wegetacji, ale cechuje je również ogromna, być może że znów najw iększa wśród roślin, wrażliwość na zanieczyszcze­

nia powietrza. T a wrażliwość spraw ia, że na terenie wielkich m iast nie spotykamy w ogóle porostów7, a w bliskiej okolicy m iasta rozwój ich jest m n ie j lub więcej zaham owany. Dzięki tej wrażliwości po­

rosty są doskonałymi wskaźnikam i zanie­

czyszczeń powietrza miejskiego i z w ię­

kszego lub mniejszego zaham ow ania ich

rozwoju wnosić można o gorszych lub lep-

(14)

1 2

/

W S Z E C H Ś W I A T szych w arunkach higienicznych p a n u ją ­

cych w danym ośrodku m iejskim .

N asuw a się pytanie, czym należy tłu ­ m aczyć tą zagadkową cechę porostów: z je ­ dnej strony ogromną odporność na k ra ń ­ cowe tem peratury, wyschnięcie i inne nie­

korzystne czynniki w ystępujące n a tu ra l­

nie w przyrodzie, z drugiej strony dużą wrażliwość n a szkodliwe domieszki powie­

trza w ystępujące w m iastach. N ajpraw do­

podobniej odpowiedzi na to pytanie n a ­ leży szukać w złożonej naturze porostów.

Rośliny te nie są bowiem jednorodnym i organizm am i ale składają się z dwu kom ­ ponentów: glonów i grzyba. W zajem ny stosunek glonu i grzyba podaw any był doniedaw na jako przykład symbiozy, ide­

alnego współżycia, w którym obie strony odnoszą wzajem ne korzyści. Glon, roślina zw iązana ze środowiskiem wodnym ii b a r­

dzo w rażliw a na wyschnięcie jest ch ro ­ niona przez otaczającego ją grzyba. Grzyb ten dostarcza jej wody wraz z rozpuszczo­

nym i solami m ineralnymi- a wzamiian za to otrzym uje część związków organicz­

nych, które glon zasym ilow ał a których grzyb jako pozbawiony chlorofilu przy­

swoić nie może. Dziś, n a podstaw ie w y­

ników ostatnich badań, skłonni jesteśm y przypuszczać, że grzyb jest kom ponentem w yzyskującym swego tow arzysza i to w spo­

sób bardzo w yrafinow any, niejako «z m y ­ ślą o przyszłości*, nie zabija go bowiem ale pozw ala glonom nędznie wegetować po to aby w dalszym ciągu czerpać z nich korzyści. Stosunek ten pośredni m iędzy współżyciem a pasożytnietwem określam y m ianem helotyzmu. J a k zatem przedsta­

w ia stię zagadnienie m ałej odporności po­

rostów n a zanieczyszczenia powietrza w świetle teorii helotyzmu? W ysoka lub niska tem peratura, wyschnięcie itp. a ta ­ k u ją przede wszystkim grzyba jako kom ­ ponenta otaczającego i ochraniającego glony, a poniew aż grzyb ten dzięki posił­

kom czerpanym od swego tow arzysza jest dobrze wyosażony do walki z niekorzyst­

nym i czynnikam i, łatw o więc je przetrzy­

m u je a tym sam ym i cały porost zostaje zachowany. Inaczej jest z zanieczyszcze­

niam i gazowymi powietrza. T e atak u ją przede wszystkim intensyw nie asym ilujący i oddechający glon. Glon, który jest już poważnie obciążony konsekwencjam i współ­

życia z grzybem, w takich w arunkach p rze­

staje się rozm nażać a wreszcie ginie. Sze­

reg spostrzeżeń zdaje się przem aw iać za tym, że w łaśnie specyficzne współżycie obu kom ponentów porostów jest powodem ogro­

m nej ich wrażliwości n a zanieczyszcze­

n ia powietrza. Przem aw ia za tym np. fakt, że same glony mogą rosnąć n a drzewach w obrębie m iasta, że wreszcie poza m ia ­ stem, tam gdzie zaczyna się w egetacja po­

rostów w ystępują często gatunki, w któ­

rych grzyb i glon związane są bardzo luźnie, gdzie więc konsekwencje helotyzmu pow inny przejaw iać siię słabiej.

Mimo, że od daw na wiedziano, że śro­

dowisko w ielkich m iast wpływ a niszcząco na wegetację porostów, dopiero w ciągu ostatnich dw udziestu lat opracow ano kilka m iast pod tym względem (Oslo, Sztok­

holm, Zurych i Kraków). W badaniach tego rodzaju ograniczam y się zwykle do porostów rosnących n a drzewach. Metoda pracy polega n a zbadaniu szeregu drzew rosnących n a terenie m iasta i jego n a j­

bliższej okolicy w prom ieniu kilk u n a­

stu km. Dla każdego drzewa sporządza się spis gatunków porostów, które na nim ro­

sną z uw zględnieniem ilości ich występo­

w ania. Przy określaniu gatunków należy zachować duży krytycyzm gdyż środow i­

sko m iejskie działa często deform ująco na kształt poszczególnych osobników po wodu­

jąc _ ich pofałdowanie, pokurczenie i czę­

sto zupełną zatratę charakterystycznego dla danego gatunku wyglądu (rys. 1).

Centrum każdego "większego m iasta po­

zbawione jest zupełnie porostów. W K ra­

kowie np. n a drzew ach P lan t nie rośnie

ani jeden porost. W m iarę oddalania się

od środka m iasta p ojaw iają się najpierw

nieliczne ślady porostów, których ilość

stopniowo w zrasta. Ten obszar nazyw am y

strefą walki. W reszcie wkraczam y w strefę

norm alnej wegetacji. Aby mieć możność

porów nania wielkości tych trzech stref

(strefy bezporosłowej, strefy walki i strefy

(15)

W S Z E C H Ś W I A T 13

Rys. i. Zmieniony wygląd iporostów rosnących w pobliżu miasta. Na lew-o okaz ze strefy walki, na prawo ze strefy normalnej wegetacji, a)

Xanthoria parietina,

h)

Physcia ascen-

dens,

c)

Euernia prunastri,

d)

Parmelia phi,sod.es.

norm alnej wegetacji) dających obraz we­

getacji porostów n a terenie różnych m iast, ustalam y je n a podstaw ie pew nych ści­

słych definicji opartych głównie na ilo­

ściowym występow aniu poszczególnych po ­ rostów’. Rys. 2 przedstaw ia m apki czterech zbadanych m iast z zaznaczonymi strefam i wegetacji porostów. Dla każdego m iasta zasięg i kształt stref w egetacji jest inny.

W Zurychu m am y dość szeroki pas strefy walki, ciągnący się wzdłuż m iasta i tyłko m ałe wyspy bezporostowe. Strefa bezpo- rostowa jest już większa w Oslo, gdzie zajm uje około 1/3 powierzchni m iasta, a je ­ szcze większa w Sztokholmie, gdzie obej­

m uje praw ie całe m iasto ale nie wycho­

dzi poza jego obszar. Stosunki w yzna­

czone dla Krakowa przypom inają nieco Sztokholm. Pas strefy w alki nie jest tu zbyt szeroki, choć nieco szerszy niż w Sztokholmie zwłaszcza od strony wschodniej i południowej. W yraźna róż­

nica polega n a tym, że w Krakowie strefa

bezporostowa wychodzi m iejscam i dość znacznie poza obszar właściwego m iasta.

Wielkość i uprzem ysłowienie wszystkich czterech wspom nianych m iast jest w przy ­ bliżeniu podobne, zachodzi więc pytanie co powoduje takie znaczne różnice m ię ­ dzy nim i w zachow aniu się porostów.

Prawdopodobnie decydującą rolę gra tu taj bliskie sąsiedztwa lub brak większych la ­ sów w pobliżu m iasta. Z porów nania m ap na ryc. 2 widać, że wielkość strefy bez- porostowrej jest odwrotnie proporcjonalna do ilości lasów7. Najbogatszą florę poro­

stów m a Zurych, nieco gorszą Oslo i Sztok­

holm, a najuboższą Kraków. Ilość lasów najw iększa jest koło Zurychu, gdzie duże lasy zaczynają się już w odległości 3 km od m iasta. Nieco m niejsze zalesienie po ­ siadają okolice Oslo i Sztokholmu. W oko­

licy Krakowa, jeśli nie liczyć Lasku W ol­

skiego, najbliższe lasy leżą dopiero w o d­

ległości 16 km od m iasta. M ikroklimat

(16)

14 W S Z E C H Ś W I A T lasu potrafi widocznie neutralizow ać szko­

dliw y wpływ ośrodków m iejskich.

J a k a jest n a tu ra czynnika w strzym ują­

cego wegetację porostów w m iastach. Nie­

śnie najsilniejsze. Dlatego w ydaje się, że główną rolę jako czynnika ham ującego rozwój porostów w m iastach należy przy­

pisać gazowym zanieczyszczeniom powie-

0. d .

Rys. 2. a) Zurych, b) Oslo, c) Sztokholm, d) Kraków. Obszar zakreskowany przedstawia teren gęstych zabudowań, zakropkowany — lasy, zaczerniony — wody. Linia kropkowana oznacza granicę strefy bezporostowe], linia przerywana — granicę strefy walki.

w ątpliw ie n a rozwój porostów wyw iera wpływ' zespół czynników zmienionego k li­

m atu miejskiego. D w a z tych czynników w ysuw ają się na p lan pierwszy. Są nim i pył oraz zanieczyszczenia gazowe pow ie­

trza. W centrum m iasta ilość pyłu jest m niejsza niż n a przedm ieściach a z a h a ­ m owanie wegetacji porostów jest tam w ła-

trza przede i ołowiu.

wszystkim związkom siarki

Zanieczyszczenia powietrza produkowane przez m iasto przenoszą siię następnie głów­

nie w kierunku najczęstszych wiatrów. Dla

K rakow a np. przeciętne kierunki wiatrów

p rzedstaw iają się następująco:

(17)

W S Z E C H Ś W I A T 15

Kierunek N NE E SE S SW W NW

% Wiatrów

•yfff:' 8 15 15

4 3 1

14

31

1i i i !

Najczęstsze w iatry w ieją więc w kie­

runku wschodnlim. Odchylenie stref we­

getacji jest również zgodne z tym kie­

runkiem .

Charakterystyczne jest zachow anie się porostów w tych m iejscach, gdzie do te­

renu m iasta podchodzą wzgórza. W w y­

padku K rakow a m a to m iejsce od połu­

dnia (K rzem ionki) i od zachodu (Salw a­

tor). W obu tych m iejscach zaznacza się bardzo w yraźne wygięcie stref wegetacji w kierunku m iasta. Szczególnie wyraźnie m a to m iejsce koło stosunkowo wysokiego wzgórza salwatorskiego. T aki obraz zdaje się wskazywać n a to, że szkodliwy czyn­

nik rozpościera się płasko nad m iastem a nie dociera w górę. Podobny wynik otrzymano dla Zurychu, gdzie strefy we­

getacji ciągną się pasem wzdłuż rzeki. J e ­ śli wziąć pod uwagę znacznie większy ciężar właściwy dw utlenku siarki w sto­

sunku do pow ietrza to zjaw isko powyż­

sze staje się zupełnie zrozumiałe.

Każde skupienie m iejskie posiada w ła­

sny m ikroklim at o znacznie zmienionych w arunkach w stosunku do terenu otacza­

jącego. Zm iany te są n a ogół niekorzys­

tne dla życia. Jedne organizm y reagują na nie silnie przez słaby rozwój lub zu­

pełne jego zaham ow anie, inne słabiej lub też pozornie nie reagują w ogóle. Porosty są jednym i z najw rażliw szych roślin pod tym względem. Jednakże zanieczyszczone powietrze m iejskie jest szkodliwe także i dla roślin wyższych: np. drzew a szpil- tcmve szczególnie św ierki są m ało wy­

trzym ałe pod tym względem i tym należy tłum aczyć m ałą iich ilość lub zupełny brak w m iastach. Ogrodnikom znany jest fakt, że z drzew owocowych jabłonie czę­

sto źle rosną w obrębie m iast. Powietrze wielkiego m iasta n ie jest też oczywiście idealne i dla człowieka. Duża strefa bez- porostowa Krakowa, najw iększa spośród czterech zbadanych dotąd m iast, jest groź­

nym sygnałem w skazującym n a niekorzy­

stne w arunki higieniczne panujące w n a ­ szym mieście.

W. WAWRZYCZEK

KILKA SŁÓW 0 R. W. BUNSENIE

(w pięćdziesiątą rocznicę śmierci).

W roku ubiegłym upłynęło 50 lal od chwili zgonu genialnego uczonego i nie­

zrównanego eksperym entatora w dziedzinie chemii i fizyki, Roberta W ilhelm a B u n- s e n a.

R. W . B u n s e n urodził się 31 marca 1811 roku w Getyndze, gdzie też ukończył uniwersytet. U m arł 16 sierpnia 1899 roku w Heidelbergu. Od roku 1841 był profeso­

rem chemii na uniwrersytecie w Kassel, n a ­ stępnie we W rocław iu, a od roku 1852 pro­

fesorem w Heidelbergu.

R. W. B u n s e n to nazwisko, które zw ią­

zane jest ściśle z jedn ą z najw ażniejszych gałęzi fizyki stosowanej, jaką jest analiza widmowa, bez której, śmiało można powie­

dzieć, że nie m ielibyśm y całego układu pe­

riodycznego wypełnionego, jako też nie by­

libyśm y tak bogaci w arsenał wiedzy w dzie­

dzinie badań ciał niebieskich.

Z ajm ując si^ początkowo chem ią orga­

niczną otrzym ał kakodyl z chlorku kako- dylu przez odciągnięcie chloru zapomocą cynku, cyny, żelaza lub rtęci w atmosferze dw utlenku węgla. Z niego następnie otrzy­

m ał kwas kakodyl owy. B u n s e n przeko­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zgrom adzone zo stały przez pracow ników duże zb io ry dla celów

W obec tego m iejscem rad ia cji człow iekow atych m usi być inne środow isko.. W in teresu ją cej rozp raw ie streszczają

O tych zresztą wym aganiach jego najlepiej świadczy fakt pojawiania się czasem tylko przy szałasie, i to wkoło gnojowni, razem ze szczawiem alpejskim, który jest

Jest to bowiem organizm ogromnie wrażliwy na zakwaszenie podłoża, przy pH niższym od 5'8 nie może się już rozwijać.. Przy większym

O ile jednak ogólne pogorszenie się warunków życia mogłoby do pewnego stopnia tłumaczyć zahamowanie wzrostu zwierząt ży- żyjących w środowisku wodnym,

Jest ono wysoce selektywne, szkodliwe tylko dla pewnych grup mikroorganizmów, przy czym objawia się już przy stosunkowo niskich kon­. centracjach danego

Dużą zaletą omawianej książki jako podręcznika jest jeszcze to, że przy końcu każdego rozdziału znajdują się liczne za­. dania rachunkowe (z odpowiedziami)

Ciekawym wreszcie jest to, że Hypocephalus wskutek specjalnego trybu życia i zaszłych w jego budowie ciała przystosowań, upodobnił się dość znacznie