WSZECHŚWIAT
P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E
ORGAN POL SKI EGO TOWARZYSTWA PRZYRODNI KÓW IM. KOPERNIKA
Z ZASIŁKU WYDZ. NAUKI MINIST. OŚWIATY
PISMEM MINIST. OŚWIATY NR VI. OC-2734/47 Z 30. IV. 1948 Z A L E C O N O DO B IB L IO T E K N A U C Z Y C I E L S K I C H I L I C E A L N Y C H
R
o c z n i k1 9 4 9 , Z
e s z y t3
R E D A K T O R : Z Y G M U N T G R O D Z I Ń S K I • K O M I T E T R E D A K C Y J N Y : K. MAŚLANKIEWICZ, WŁ. MICHALSKI, S. SKOWRON, W. SZAFER, J. TOKARSKI
T R E Ś Ć Z E S Z Y T U
W i l c z y ń s k i J.: Człowiek jako zwierzę ... str. (6,>
S z a r s k i K. W .: Selskinowe futro ... „ i70
E r m i c h K.: Las a klimat ... „ (75
M i c h n i e w i c z M.: Z zagadnień allelopatii ... „ (80
K i e ł c z e w s k i B.: Kuprówka rudnica ... (82
T u r n a u - M o r a w s k a M.: Żelazo w dziejach ziemi i rozwoju życia organicz nego ...-... 185
O l s z e w s k i P.: Odmienność uwarstwienia zimowego w jeziorach tatrzańskich „ (88 P o r a d n i k p r z y r o d n i c z y : ... „ (91
Fotografowanie małych przedmiotów. D r o b i a z g i p r z y r o d n i c z e : ... „ '9?
Błona celulozowa w miikrokopie elektronowym. Izolowane mitochondria. P r z e g l ą d w y d a w n i c t w : ... „ >93 A. Piekara — Elektryczność i budowa materii. N. P. Naumow — Oczerki srawnitelnoj ekologii myszewidnych gryzunow. C. W. 011iver — The intelligent use of the microscope. A. F. H u e t t n e r — Fundamentals o f comparative embryology of vertebrates. Badania fizjograficzne nad Polską. K o m u n i k a t y ... 96.
Rycina na okładce: Ś n i e ż y c a , Leucojum, vernum L.
A dres R edakcji i A d m in istra cji:
R e d a k c j a : Z. G rodziński — Zakład anatom ii p orów n aw czej U. J , K raków, św . A n n y 6. — T elefon 566-92.
A d m i n i s t r a c j a : Br. K ok oszyń sk a — Kraków, P odw ale 1.
O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A
Rocznik 1949 , Zeszyt 3 (1786)
J. W ILC ZYŃ SK I
CZŁO W IEK JAKO ZW IERZĘ
Czasy kiedy A r y s t o t e l e s , czyniąc próbę porównaw czej d efin icji minerału, ro
śliny i zwierzęcia, nie bez dumy podkreślał, że « jed yn ie człow iek ma pra w d ziw ie boską naturę*, są od nas nieskończenie i bezpo
wrotnie dalekie, jakkolw iek niejeden z nas może m yśli o nich z utęsknieniem, zw łasz
cza po doświadczeniach przebytej w ojny.
A n i m ożny w p ływ tradycji bib lijn ej, żeś
my stworzeni «na obraiz i podobieństwo Bo
że*, trw ający na przestrzeni tysiącleci, ani specjalnie kultyw ow an y światopogląd śred
niowiecza, w którym z um iłowaniem p rze
ciwstawiano naturę ludzką w szelkim cechom zwierzęcym, w yd ają c rozmaite, rozczulająco naiwnie kreślone «bestiariusze», nie potra
fiły powstrzym ać maturalnego rozw oju przy
rodoznawstwa, a w ięc obserw acji i doświad
czenia, z naczelnym a n ieprzem ijającym te
stamentem G a l i l e u s z a «aby m ierzalne mierzyć, a niem ierzalne czynić m ierzalnym *, stopniowo w łączając weń i człowieka, jako przedmiot badań przyrodniczych.
N ikt inny, ja k najbardziej deistycznie usposobiony L i n n e u s z był bodaj p ie rw szym, który choć niezłom nie stojąc na grun
cie kreacjonizmu, ale w ramach w ściśle przyrodniczy sposób rozbudow ywanej syste
m atyki diagnostycznej, zaliczył człowieka do zwierząt, tworząc dlań — wspólnie z m ał
pam i — rząd naczelnych Prim ata, przeciw stawiając w n im czwororękim m ałpom Q ua- drumana dwurękiego człowieka Bimana i w yodrębniając w tym jed yn ym «rodzaju»
ludzkim kilka gatunków, aby w ym ienić choćby H om o ferus i H om o sapiens, rozdzie
lony przez niego następnie na H om o d iu r- nus i H om o nocłurnus. D ziało się to w roku 1735. Od tego czasu, jeśli nie zachwiano L in - neuszowskiego traktowania człowieka, jako jednego rodzaju, to w oznaczaniu poszcze
gólnych gatunków przebyto całą ewolucję, znaczącą równocześnie drogę rozw oju i spo
rów, nadając całemu rodzajow i, ja k i jego poszczególnym gatunkom, coraz to nowe ce
chy diagnostyczne. Obok «boskiej natury*
A r y s t o t e l e s a i H om o sapiens L i n n e u s z a, przypom inano sobie niejedno
krotnie stateczną definicję tegoż A r y s t o t e l e s a «Z o o n p o litik o n » (zw ierzę uspołecz
nione), to znów podkreślano jego szeroko rozpowszechnione upodobanie do wierzeń religijn ych — Hom o religiosus Q u a t r e f a- g e’a, albo jego zdolności rękodzielnicze i twórcze w zakresie produkowania coraz to nowych przyrządów — H om o faber F r a n k
66 W S Z E C H Ś W I A T
l i n a , B e r g s o n a , m oże H om o technicus W e l l s a , albo w reszcie jego niezw ykłą zdolność psychiczną do fantazjow ania, na którą zw rócił uwagę ju ż w starożytności P a r m e n i d e s , pisząc, iż «trzy .są drogi żyw ota ludzkiego: byt, niebyt i złudzenie*, a którą w czasach nowszych starał się spe
cjalnie uwypuklić N i e t s c h e —• H om o phantasticus1). N ie od rzeczy może byłoby przypom nieć, iż często stosowano dlań nazw ę H om o bellicosus, zresztą najzupełniej um o
tywowaną.
Mimo, iż poczet tych cech diagnostycznych był z całą pewnością analizow an y i ustalany w sposób bezstronny i naukow o bezna
miętny, to jednak n iew iele jest nauk i n ie
w ielu badaczy, którzy by się zdecydow ali konsekwentnie, do końca i bez żadnych za strzeżeń przeprowadzić punkt w idzenia L i n n e u s z a , przem yśleć i przedstawić wszystkie m ożliw e cechy człowieka, traktu
jąc go w yłączn ie jako zwierzę.
Rzecz ciekawa, iż nauki fizyczne i chem i
czne zdają się w yk azyw ać w tej dziedzinie dużo dalej posunięty postęp, i znacznie dłuż
szą ju ż przebytą drogę, an iżeli nauki b io lo
giczne, nie m ów iąc ju ż nawet o socjologii ani też o psychologii, tych niezdobytych j e szcze przez przyrodoznawstw o bastionów przekonań co do ludzkich odrębności. Nikt bow iem nie w ątpi ju ż dzisiaj, że człow iek podlega tym sam ym prawom fizycznym , co każde inne ciało fizyczne, a jeg o składowe części — stałe, płynne, półpłynne i gazow e — w ykazu ją te same praw idłow ości, jakich istnienie fizyk a potrafiła stw ierdzić i poza ludzkim organizm em . Podobnież, nikt nie będzie przypuszczał, a b y w zakresie reakcyj chemicznych, chociażbyśm y m ieli na w zg lę
dzie najbardziej z nich skom plikowane i de
likatne, z ja k im i spotykam y się w dzied zi
nie w itam inów , horm onów czy też enzym ów, organ izm ludzki m iał w yk azyw a ć jakąś z a sadniczą odrębność w porównaniu do ta- kichże reakcyj odbyw ających się w organ iz
mach zwierzęcych, roślinnych, czy zgoła n a wet poza organizm am i «in vitro ». W ą tp łi-
ł) Porów naj także W o lffa : «Powszechną historię kłamstwa*.
wości i spory w tej dziedzinie, znaczące równocześnie m ilow e słupy świetnego roz
w oju tych nauk, w yd a ją się być daleko poza nami, przynajm niej w odniesieniu do pozio
m ów, na jakich b y ły rozpatrywane.
Inaczej natomiast rzecz się przedstawia w stosunku do reszty nauk o człowieku trak
tujących. Już w biologii, czysto przyrodni
czy punkt w idzenia na naturę ludzką, jest w ciąż na licznych polach jeszcze odrzucany.
Co prawda, ju ż p ow oli zapominamy, jak bardzo starano się zestawić wszystkie cechy anatom iczne (n a przykład w obrębie kośćca), które m ia ły zasadniczo w yróżniać człow ie
ka od reszty zwierząt. Nowoczesna fiz jo lo gia w przytłaczającej większości w ypadków nie tylko żadnych specjalnych odrębności fizjologiczn ych w człowieku nie znajduje, ale nawet większość swych danych w ysnu wa i opiera na danych fiz jo lo g ii zwierzęcej [a to samo dałoby się powiedzieć o cytolo
gii, em briologii]. A le ju ż nie potrafilibyśm y tego samego tw ierdzić o h igien ie czy m edy
cynie, gdzie zwłaszcza w zakresie terapii spotykamy się z w ielu odrębnościami trak
towania i leczenia w ypadków chorobowych w sposób rzekom o zasadniczo ludzki (aby w ym ienić nip. psychoterapię).
Szczególnie jednak frapującym jest fakt, że i w dziedzinie teorii ewolucji, która zda
w ałoby się, ju ż w swej istocie, jako traktu
jąca o stopniowym przeobrażeniu się je d nych postaci w drugie, nie powinnaby do
puszczać zasadniczej odrębności rodzaju ludzkiego w porównaniu do zwierząt, w ła śnie w teorii tej problemat odrębności ro
dzaju ludzkiego stał się najbardziej może nerwową, drażliw ą i delikatną kwestią, wokoło której rozegrały się najbardziej na
m iętne spory i zacięte walki. Dość wspom nieć w ahające się lub raczej symulujące
stanowiska B u f f o n a lub L a m a r c k a , którzy zmuszeni b y li albo w yznaw ać swe poglądy potajem nie, albo się ich nawet w y pierać, albo wreszcie stwarzać sztuczne, za
pewne m oże wykrętne interpretacje. Znaną jest rów nież zaciekła walka, jaką na tym tle w swoim czasie toczył obóz klerykalny w ło nie nieom al wszystkich w yznań religijnych , z darwinizm em , aby w ym ienić tylko słynną,
a jedną z pierwszych, utarczkę T h . H u x - 1 e y ’a z biskupem W i l l b e r s f o r t h ’em, jaka w yn ikła na posiedzeniu B rytyjskiego Tow arzystw a K rzew ien ia W iedzy.
Skoro dalej przejdziem y do socjologii, to ta, w samym zaraniu swego powstania była budowana na podstawie biologii i to zarów no przez je j twórcę, C o m p t e ’a, ja k i póź
niej przez Herberta S p e n c e r a . Następnie jednak w ciągu w ielu dziesięcioleci toczyły się nieskończone spory, dotyczące zagadnień natury całkiem specjalnej, jak np. czy ze
społy w zględnie społeczeństwa, w tej liczbie także I ludzkie, mogą być uważane za or
ganizm, czy też nie. C złowiek atoli, jako taki, zdawał się pozostawać nadal królem czy też panem wszechstworzenia. W reszcie, gdy w połow ie ubiegłego stulecia zaczęto opraco
w yw ać naukowe podstawy ideałów ustroju socjalistycznego, to zarówno M a r k s , j ak i E n g e l s , entuzjastycznie p rzy jęli teorię darwinizmu, czyniąc z n iej nawet oficjalne w yznanie sw ej w iary, a w szczególności je j teorię w alki o byt, jako podstawę dla w alki klasowej, w ypełniającej, według tych poglą
dów,. istotną treść dziejów ludzkich. T eg o ro dzaju zrównanie zjaw isk ludzkich ze z ja wiskami biologicznym i dotyczyło jednak je dynie pojęcia samej walki. Konsekwencje tej w alki przez D a r w i n a dedukowane nie zostały przez tę doktrynę ani wówczas, ani później akceptowane, to znaczy nie została akceptowana w stosunkach ludzkich darw i
nowska zasada doboru naturalnego, czyli przeżywania lepiej przystosowanego, a więc lepiej sytuowanego, zdolniejszego, siln iej
szego, w ięcej posiadającego. T a część teorii Darwina została zastąpiona przez E n g e l s a podkreśleniem, iż ustrojowość ludzka opiera się na całkiem innych zasadach, od
miennych od ustrojowości zw ierzęcej. Czło
wiek posiada bow iem zdolność tworzenia sobie środowiska w edług własnych przeko
nań, w zględnie upodobań, co zresztą wcale nie obalało samej zasady doboru natural
nego.
Dzięki takiemu stanowisku człowiek z je go psychologią, z jego ustrojem — gospo
darczym, społecznym, etyką i w ierzeniam i religijnym i, — nie zatracił swej zasadniczej
odrębności, nie przestał być tym «królem wrszechstworzenia».
T y m w ięcej przeto musi przyrodników interesować ujęcie życia ludzkiego z punktu wadzenia w yłącznie i czysto przyrodniczego, a więc opracowania je g o biologii, która bez- wątpienia byłaby rów nie swoista, jak b io
logia małp, mrówek, lem ingów, czy innych gatunków, ale która równocześnie uw zględ
niłaby zasady i prawa przyrodnicze tak w odniesieniu do zjaw isk życiow ych w ogó
le, jak i w odniesieniu do życia gromadnego w szczególności, a Więc jeg o przesłanek, m oż
liwości, w ytycznych i kierunkowości rozw o
jow ych zarówno w przeszłości, ja k i p rzy szłości. Cała historia ludzkości n ie byłaby z tego punktu w idzenia niczym w ięcej pomad biologią ludzkości.
Dzieł z tego zakresu posiadaliśmy już k il
koro, aby w ym ienić takie, ja k w czasach dawniejszych traktat M a 11 h u s a, H isto
ria naturalna ludzkości H e l l w a l d a , w czasach nowszych zaś dzieła A m m o n a, H o l l e g o , H o g b e n a , C o n c l i n a , I I a 1 d a n e’a i z pewnością w iele w iele in
nych, których w yliczenie nie leży w ramach niniejszej notatki.
Każde z tych dzieł jednak tę, zdaniem na
szym, m iało wadę, iż stanowiło próbę przed
stawienia całokształtu tego olbrzym iego i bardzo zaw iłego zagadnienia z jakiegoś jednego, niekiedy politycznego lub nawet w yraźnie partyjnego punktu widzenia. Za mało b y ły te opracowania bezstronne, nie zawsze obiektywne, a przede wszystkim bardzo szybko porzucające czysto przyrod
niczy punkt widzenia i wszystkie płynące zeń konsekwencje.
Jedną z nowych prób na tym polu, ju ż bardziej konsekwentnie trzym ająca się p rzy rodoznawstwa, w yd aje się być stosunkowo niewielka, ale bardzo zw ięzła i z dużym ta
lentem napisana książka Raymonda P e a r l ’a: «C złow iek —■ Z w ie r z ę * 1),
Stanowi ona cykl odczytów na Uniwersytecie Indiana, które nieżyjący już autor miat w roku 193&, poświęcając je kolejno wewnętrznie powią-
*) i M a n t h e A n i m a l * . Principia Press, Inc.
Bloomington Indiana 1946, str. IX -)-128.
68 W S Z E C H Ś W I A T
zanym pomiędzy sobą tematom, z których dwa pierwsze były zatytułowane: «.ssak» — jedyny w swoim rodzajus*, trzeci z rzędu poświęcony był
« długości życia ludzkiego*, czwarty ‘ liczebności*, wreszcie piąty «wzorom współżycia*. Odczyty te zostały obecnie wydane przez wym ieniony uniwer
sytet oraz wdowę po zmarłym w roku 1940 autorze.
P e a r 1 był poprzednio profesorem biologii ogól
nej na Uniwersytecie Johna H o p k i n s a w Bal
timore i poświęcał się od dłuższego czasu studiom z zakresu biologii ludzkiej, ugruntowując ją na licz
nych pracach i dziełach własnych, poczynając od powszechnie znanej już «Biom e tryki lekarskiej i Statystyki* (trzy kolejne wydania z lał 1923, 1930, 1940), poprzez obszerne (Badania z biologii ludz
kiej*, 1924) oraz szereg równocześnie ogłaszanych prac specjalnych, poświęcanych zagadnieniom dłu
gowieczności, dynamice populacyj ludzkich, współ
życiu ras i typologii zespołów, a więc nigdy nie wyczerpanym, i z całą pewnością wciąż nadal ży
wym i aktualnym tematom, stanowiącym luby przedmiot zainteresowania dla nauk w ielu i to ze wszystkich niemal wydziałów uniwersyteckich.
Autor próbuje ująć człowieka w yłącznie z punktu w idzenia bezstronnie i beznam ię
tnie biologicznego. Ciekawsza zaś staje się laka próba, gd y P e a r l z jednej strony b ie
rze za podstawę pogląd L i n n e u s z a , iż człow iek jest jed y n y m iw sw oim rodzaju ssakiem, z drugiej strony przekreśla wszyst
kie niegdyś przez L i n n e u s z a zgru pow a
ne cechy, ja k im i m iałby się on o d innych ssaków w yróżniać (a m ianow icie: teologicz
ne, moralne, fizjologiczn e, pod w zględem sw ej n atu ry(?) w ogóle, wreszcie dietetycz
ne i patologiczne, ja k o n ie odpow iadające ju ż dzisiejszem u stanowi w ied zy ). R ów no
cześnie w ysuw a te charakterystyczne cechy człowieka, które z m n iejszym lub w iększym powodzeniem dadzą się z tej zasadniczej jego cechy, jako ssaka, w ydedukować i to zarów no anatomiczne, ja k i fizjologiczn e, a w konsekwencji — także prawa, rządzące je g o rozsiedleniem , je g o dynam iką popu
lacyjn ą za okres znanej historii oraz ustro- jow ością zespołów ludzkich i zasadami współżycia, dla których stara się odnaleźć w zór najlepszy. O czyw iście zadanie to duże i istotnie wdzięczne, — a dzięki naukowem u je g o potraktowaniu rów n ież i uspakajające, a le czy w ogóle wykonalne? Jakkolwiek nie ze w szystkim i w yw od am i autora można by się w zupełności zgodzić, to jednak są one
powiązane w pewną dość interesującą i w e w nętrznie spojoną całość. Jej poszczególne pozycje z pewnością ulegną niejednokrotnej jeszcze r e w iz ji i dalszym naukowym prze
obrażeniom, w m iarę zresztą samego postę
pującego w ciąż naprzód rozw oju naszych społeczności.
W pierwszych dwóch rozdziałach P e a r l om awia kolejno najbardziej w yróżniające cechy człowieka, ja k o zwierzęcia, a więc:
1) swoistą i ponoć zadziw iająco doskonałą fizjo lo g ię jeg o rozwoju, nazyw ając ciężarną kobietę «n a j doskonalszym inkubatorem*, 2) jego wzniesioną postawę i je j ewolucję, połączoną z w yzw oleniem się «rąk do pra
cy*, 3) nieproporcjonalnie duży stopień um ózgowienia — tzw. «cefa łiza cji», powraca
jąc w tej dziedzinie do opisu w spółczynni
ka E. D u b o i s , uwarunkowanego, zdaniem tegoż nadliczbow ym podziałem komórek nerw ow o - m ózgowych, ale równocześnie opłacanego wzrostem schorzeń nerwowych w rodzaju ludzkim w stopniu aż 28 razy w yższym np. w stosunku do gadów lub pta
ków, ja k to w ynika ze statystyk ich śm ier
telności, wreszcie 4) m ową członowaną, bę
dącą podstawą nie tylko lepszego uświado
m ienia sobie procesów psychicznych, ale i potężną dźw ignią życia społecznego i całej kultury ludzkiej w ogóle. W szystkie te w y żej w yliczone cechy doprowadziły, zdaniem P e a r l a, do takich niezrównanych i je d y nych w sw oim rodzaju uzdolnień naszych, jak: 1. zdolność «w iąza n ia czasu*, jako od
rębnej postaci dziedziczności, w ciąż nadal przyrastającej (u jęcie w prow adzone po raz pierwszy, zdaje się, przez K o r z y b s k i e - g o, a naw iązujące do poprzednich stano
w isk H e r i n g a , S e m o n a , S. B u t l e r a i zapew ne innych o utrw alającej roli pa
m ięci — «m nem e», jako czynnika dziedzicz
ności), 2. zdolność uwielokrotnienia w ła snych narządów dzięki w ynalazkom i n ie ograniczonemu postępowi coraz to bardziej uprzem ysławianej techniki, rozszerzającej jego panowanie z właściw ego mu lądu na wodę i powietrze, a w ięc powiększającej w y datnie jeg o m ożliwości adaptacyjne, a ró w nocześnie znakom icie skracającej przestrzeń i czas. T o zaś z kolei prowadzi go do 3. zdol
ności selekcjowania, albo raczej nawet tw o
rzenia sobie środowiska według potrzeb i upodobania, starając się go w dodatku utrzym ywać na stałym poziomie, ju ż przede wszystkim, jako stworzenie horaoiiotermicz- ne. Zdaniem P e a r l a doprowadziło to do wydatnego przedłużenia przeciętnej długo
ści życia ludzkiego o ja k ie 25— 30 lat w cią
gu stosunkowo krótkiego okresu jego h i
storii.
W reszcie, w związku z powyższym , pozo
staje jego 4-ta zdolność — różnorodnego zdobywania sobie pokarmu w rozmaitych i stopniowo-ewolucjonuijących typach życia gospodarczo-zesipołowego. T o ostatnie z a gadnienie, zwłaszcza w zw iązku z osiągnię
ciem osiadłego trybu życia, prow adzi autora do porównawczego zestawienia zmienności ludzkiej, tak indyw idualnej ja k i grupowej, w odniesieniu do cech anatomicznych, fiz jo logicznych i psychicznych. Autor stwierdza przy tym statystycznie, iż ta ostatnia grupa cech ludzkich w yk azu je zmienność od 47 do 135 razy większą aniżeli zmienność cech anatomicznych, przyjętą za jednostkę. N a
stępnie podana jest charakterystyka jego zachowania się (behaviou r), je g o rozrod
czości i długowieczności. O zagadnienia te zahaczają dwa inne, zresztą tul całkiem po
bieżnie przez niego potraktowane, tyczące zróżniczkowania rasow ego i społecznego ludzkości.
Dla biologicznej charakterystyki pojęcia rasy, podobnie ja k i dla takiejże charakte
rystyki narodowości, brakuje nam jeszcze ich d efin icji genetycznych, przynajm niej w odniesieniu do człowieka. W każdym bądź razie m am y tu do czynienia z taką jednostką taksonomiczną, która niezależnie od nieograniczonych m ożliwości krzyżow a
nia się przekazuje ;z pokolenia na pokolenie v r sposób niezm ienny cały zespół cech, naj bardziej charakterystycznych dla tych je d nostek.
Z drugiej strony zróżnicowanie społeczne ludzkości m ogłoby doprowadzić, według R. P e a r l a , do wniosku, iż istota ew olucji na tym polu polegałaby nie tyle na przecho
dzeniu z klasy m aterialnie gorzej sytuowa
nych do klasy lepiej sytuowanych, ja k to
wysuwa socjologia, ile raczej z klasy cał
kiem nieoświeconej do coraz to bardziej oświeconej. Tem u wznoszeniu się w skali oświecenia towarzyszy stopniowy wzrost po
trzeb oraz ich zaspakajania. W edłu g tra f
nego ujęcia P e a r l a ewolucja ustrojów go
spodarczych znaczy równocześnie drogę najwyższych osiągnięć ludzkiego intelektu.
Z kolei, długowieczność ludzka jest roz
ważana zarówno z punktu w idzenia w ro dzonych czynników genetycznych, w ypro
wadzanych na mocy genealogii oraz badań statystycznych, ja k i z punktu widzenia m ożliwości w pływ ów zewnętrznych i osią
gnięć higienicznych.
Odczyt o liczebności człowieka na ziemi, w oparciu, o uluibiony przez P e a r l a temat krzyw ej logistycznej, wykreślonej z je j przyrostu w okresie pom iędzy 1630 a 1930 rokiem, daje autorowi możność stawiania horoskopów co do stabilizacji tej liczebności na rok 2100 w ogólnej i już dalej niezm ie- niającej się liczbie około 2.645 m ilionów.
Zarazem pozw ala mu snuć, na razie może najzupełniej dowolnie, rozm aite hipotezy co do poprzedzającego rozw oju tej liczebności, oraz co do przyczyn i sposobów je j oczeki
wanego zahamowania.
Ze skrupulatnie analizowanych faktów nierównomiernego rozsiedlenia ludzkości, je j rozmaitych poziom ów kulturalnych, nor
malnego przebiegu rozrodczości i zróżnicz
kowali — narodowościowego i politycznego—
autor stara się w yprow adzić wnioski co do m ożliw ie najlepszego wzoru' współżycia ze
społowego. Trudny i w dzięczny ten temat P e a r l opiera na porównaniu życia g ro
madnego owadów, które charakteryzuje ograniczenie procesów rozrodczych do n ie
licznych postaci, oraz kompletne podpo
rządkowanie jednostki celem społeczności, z życiem społecznym ludzkości.
Ustalenie, który m ianow icie z ustrojów zasługiwałby z biologicznego punktu w id ze
nia na wyróżnienie, jako ustrój najdosko
nalszy, jest jednak trudne z powodów roz
maitych. P o pierwsze, biologia nie posiada jeszcze wypracowanych kryteriów, które by w ocenie takiej należało zastosować. B ar
dzo być może, że kryteriów tych wypadnie
70 W S Z E C H Ś W I A T
na razie szukać w naukach dość odległych, bo aż w fizyce. M iędzy innym i ustala ona, iż szanse na zachowanie się posiadają ukła
dy w ykazujące maksimum w ydajności przy m inim um wkładanej energii. W przeniesie
niu na grunt zagadnień ustrojowych zna
czyłoby to, iż -najdoskonalszym b yłby ustrój dający maksimum dobrobytu przy m in i
mum wkładanej pracy oraz m inim um tarć wewnętrznych, które pow odują straty. D a
łoby się to osiągać rów nolegle ze wzrostem uprzem ysłowionej techniki.
W ciągu 6000 lat znanej historii żaden z ustrojów nie potrafił zadow olić człow ie
ka na stałe. Pom im o ciągłych zm ian najczę
ściej połączonych z dużym przelew em krwi, w szelkie najbardziej trzeźw e hasła, w z y w a jące do zaoszczędzenia sobie tych energety
cznie i hum anitarnie kosztownych w strzą
sów, niestety zawodzą.
P e a r 1 przypuszcza, iż w ustroju ideal
nym m usiałby być zachow any in d yw id u a l
ny charakter zaspakajania potrzeb, ja k i charakteryzuje życie grom adne ssaków. Co w ięcej, obaw ia się on, iż druga charaktery
styczna cecha ich życia, a m ian ow icie pod
leganie przewodnictwu «d yk tatorów », a w ięc pojedynczych jednostek, dążących do narzu
cania sw ej w oli innym, musi nieodw ołalnie prow adzić do «efektu k o lizji*. W ustalają
cej się rów now adze pom iędzy czynnikiem społecznym a in d yw idu alnym musi zna- leść się jakiś komprom is na drodze prawa.
Rozpatrując to zagadnienie z punktu w i
dzenia D arw inow skiej teorii w yżyw a n ia osobników lep iej przystosowanych, P e a r l nie sądzi, aby prawa ustalane w społeczno
ściach ludzkich m iały nieodm iennie w y p ły
wać z narzucania w oli czy rozkazu n iew iel
kiej grupy tych lepiej przystosowanych (przełożonych) w zględem większości gorzej przystosowanych (u ległych ). W ątpi, czy społeczeństwa ludzkie udałoby się w trw ały sposób przeistoczyć w społeczeństwa o ce
chach społeczności owadzich, stanowiących zawsze posłuszny i zgrany, ustabilizowanym instynktem rządzący się zespół.
N iestety w analizie swej P e a r l ani je d nym słow em nie wspomina o procesie n ie
powstrzym anie dokonywującej się ew olu cji własności, od najzupełniej pryw atnej do co
raz to w iększej je j koncentracji i kolekty
w izacji, znow uż jako jednego ze sposobów lepszego rozw iązyw an ia problemu w y ż y wienia, podniesienia dobrobytu i w y zw o le
nia jednostki — a w ięc o tym procesie, który od pewnego czasu sprawia tyle kłopotu na całym świecie.
Szlachetny hym n ku czci wolności i praw obywatelskich jednostki kończy tę zw ięzłą książkę, w której nieom al cała kultura ludzka została poddana próbie biologicznej interpretacji.
Oczywiście ocena tej książki wypadnie różnie, zależnie od takich czy innych nasta
w ień czy upodobań czytelnika. R ozpatry
wana jednak z czysto przyrodniczego pun
ktu w idzenia, z całą pewnością przyczyni się do pogłębienia w ied zy i świadomości o nas samych. A przecież żyje m y w warunkach pogm atwanych i w czasach przełom ow e- skomplikowanych, w których wspaniałym postępom w dziedzinie nauki, sztuki i tech
niki nie towarzyszą równe postępy w dzie
dzinie dobrobytu i etyki.
K. W . SZARSKI
SELSKINO W E FUTRO
Przypuszczalnie n ie w iele osób posiada
jących, lub też pragnących posiadać futro selskimowe zdaje sobie dokładnie sprawę o ja kiego to w łaściw ie zw ierzęcia doczesną powłokę chodzi. O czywiście niew iedza ta nie um niejsza n iczyjej przyjem ności posiada
nia futra, które jest jednym z najdoskonal
szych i najtrw alszych i zapewne też nie w iele jest osób, które by temu izechciały po
święcić uwagę; m oże jednak przecie zainte
resuje kogoś garść wiadomości o p ra w o w i
tych « właścicielach* selskimu.
Przede w szystkim należy stwierdzić, że selskin selskinowi nie równy. W iem y , że istnieją selskiny praw dziw e, które w pełnej m ierze zasługują na m iano najlepszego z fu ter i też są odpowiednio drogie i selskiny gorsze w rozm aitej gradacji, aż do takich których właściciele m ają słuszne pow ody do powątpiewania by ich rudziejące i w yciera
jące się futro zasługiwało na m iano n a j
trwalszego. Sama nazwa selskin, spolonizo
wana, pochodzi z angielskiego «seal-skin»
tj. dosłownie skóra foki i ta nazwa budzi u ludzi nieco obeznanych z zoologią z d zi
wienie, bo przecie foki najczęściej w idyw ane na podobiznach, czy w muzeum, czy też w ogrodzie zoologicznym są raczej jasne, a przede wszystkim włos m ają w praw dzie gęsty ale twardy, tak twardy, że używa się ich futra nawet jako tzw. «fo k i» do podcho
dzenia na nartach.
Głównym dostarczycielem selskinu praw dziwego jest foka u sza ta ;z rodzaju C a llo rlii- nus, należąca do rodziny fok uszatych O ta- riidae rozprzestrzenionych w ciekawy spo
sób na oceanach (ryc. 1 i 2), gdyż tylko po
jedyncze gatunki tej antarktycznej rodziny w ysuwają się na północ wzdłuż brzegów Ameryki, A fry k i i Australii, ale tylk o zim niejsze w od y Oceanu Spokojnego pozw oliły tym zim nolubnym zwierzętom przekroczyć równik w zdłuż zachodnich w ybrzeży A m e
ryk i osadzić się w arktycznych okolicach Oceanu Spokojnego, zarówno po stronie amerykańskiej, ja k i azjatyckiej. N a A tlan tyku brak ich w zupełności, prócz jeg o czę
ści południowej.
Od fok właściw ych w yróżnia foki uszate posiadanie niewielkich, ale w yraźnie zazna
czonych m ałżow in usznych, i zdolność zwracania kończyn tyln ych ku Iprzodowi, czego foki właściwe, cz. Phocidae uczynić nie potrafią i nogi ich wskutek tego, stale wzdłuż ogona ku tyłow i w yciągnięte, są nie
zdatne do podparcia ciała na lądzie. Prócz lego uzębienie u Olariidae jest pod w zglę
dem liczby zębów bardziej zbliżone do m ię
sożernych, do których wszystkie fo k i nale
żą. W ym ien ion e cechy wskazują na stosun
kowo m niejsze w yspecjalizow an ie do życia wodnego niż u Phocidae, czy pozostałej ro
dziny m orsów Odobaenidae, z którym i ra zem tworzą podrząd płetwonogich, czyli Pinnipedia. Palce kończyn u płetwonogich, jak nazwa ich wskazuje, są spięte błoną pływną, przy czym specjalnie u Olariidae błona ta sięga daleko poiza końcowy człon palca, wsparta na podporze z sztywnej, c ie
kawej z punktu w idzenia anatom ii porów-
Ryc. 1. Przedstawiciele rodzin. płetwomOigich.
a: Otariidae — foki uszate. Zauważ drobną małżowinę uszną za okiem, b: Odobaenidae — morsy, zauważ przerost kłów górnych (u sam
ców). <c: Phocidae — foki Właściwe, zauważ stale do tyłu zwrócone kończyny tylne. (Według
Braziel Howell 1930).
nawczej. Pazury na kończynach przednich zanikły p ra w ie zupełnie. Na tylnych zacho
w ały się jed yn ie na trzech palcach środko
wych, podczas gdy na skrajnych, które u płetwonogich są najdłuższe, brak ich.
Płetw onogi cechuje daleko posunięte przystosowanie do życia we wodzie, prze
w ażnie w morzu. Przystosowanie to jest oczywiście czymś w tórnym i choć przew a
żną część życia spędzają w e w odzie — n ie
które nie stykają się z lądem przez ośm m ie
sięcy w roku — nie oddaliły się jednak od swej natury czworonoga lądowego w takim stopniu ja k walenie, czy syrenowate i roz
mnażać się mogą jed yn ie na lądzie. W m o
rzu p ływ a ją z doskonałością rów ną rybie, na lądzie natomiast poruszają się niezdar
nie podrzutam i i w ygięciam i ciała, sunąc się na brzuchu, przy m ałej pomocy kończyn, które przekształcone na płetw y stały się niezdolne do unoszenia Iciała. Pożyw ien ie ich, jak przystało zwierzęciu mięsożernemu, jest całkowicie zwierzęcego pochodzenia i podstawą jego są najczęściej ryby, choć
znane są płetwonogi żyw iące się głów nie m ięczakam i i skorupiakami. W związku z pokarm em uzębienie ich składa się z zę
bów spiczastych, przy czym u Otariidae ila- wet zęby trzonowe m ają koronę jednoszczy- tową, ostrą, do kłów podobną, a w ięc budo
w ę charakterystyczną dla zw ierząt ż y w ią cych się rybam i, zdatną raczej do ch w yta
nia ii p rzytrzym yw an ia śliskiej [zdobyczy, n iż do je j miażdżenia. 0 innych licznych i ciekawych przystosowaniach do życia wodnego nie m iejsce tu wspominać.
Callorhinus, czyli selskin p ra w d ziw y, za życia jest zw ierzęciem średniej, ja k na płet- wonoga, wielkości bardzo przy tym różnej zależnie od płci. Całkiem dojrzały, a w ięc ponad 6-cio letni samiec dochodzi do 2,5 m długości i do 2 m obwodu w połow ie ciała, a w agę osiąga praw ie 250 kg. Samice osią
gające maksimum w zrosta o rok wcześniej, bo po 5-ciu latach dochodzą tylko do 1,20 m dług., 80 cm obwodu i w a gi około 50 kg.
Młode, które ja k u w szystkich płetwonogów rodzą się w stanie bardzo rozw in iętym po długiej, ponad 10 m iesięcznej ciąży, są oko
ło 30 om długie, a le w zrastają bardzo szybko.
A ja k w yglą d a sam selskin zanim go ze
drą z praw ow itego «w łaściciela»? Samce stare są ciem nobrązowe, czasem praw ie czarne i gęsty puszysty włos w ełn isty ja - niejszego, czerw on ozło tego koloru przykryty jest włosam i głów nym i, sztyw nym i i nieraz biało zakończonymi. W łosy te nadają, zm ienne zresztą indyw idualnie, jaśniejsze zabarw ienie na barkach i na pysku. U sa
m ic i m łodych samców pow od u ją srebrzy
sty nalot całej sierści. Spód ciała u samców jest czerwonobrązowy, u samic p ra w ie ja sny. Młode są zra.au całkiem czarną wełną pokryte, po pierw szym w ylenien iu się są srebrzysto jasne.
Callorhinus jest jed n ym z nielicznych ga
tunków zam ieszkujących okolice ark tyczne.
Przew ażną część roku spędza na dalekich wędrówkach w pogoni za ław icam i ryb na oceanie. Na okres rozm nażania się (późna wiosna — la to) grom adzi się w olbrzym ich ilościach na wyspach w Morzu Beringa.
Pierw sze zja w ia ją się w m aju pojedyncze
samce, jakby na zwiady, potem dopiero po
ja w ia się główna masa starych samców *) i zajm u je terytoria na wyspach, wyszuku
jąc brzegów o płaskim wzniesieniu, skali
stych lub żw irow ych a unikając piaszczy
stych plaż.
W y b ó r terytoriów nie obywa się bez w alk pom iędzy tym i w morziu i poza porą godo
wą zgodliwyim i i grom adnie żyjącym i z w ie rzętami. W łaściw e i zażarte walki, którym w tórują ryki, poszczekiwania i charaktery
styczne plujące odgłosy zaczynają się z ch w ilą pojaw ien ia się samic, w drugiej połow ie czerwca. Każdy z samców stara się zgrom adzić na sw ym terytorium jak n a j
w iększy harem, przy czym sposób zdob yw a
nia samic w cale nie odznacza się galanterią.
Lądujące samice są w tym czasie ciężarne i zachowują się wobec samców obojętnie.
H arem y są, zależnie od siły i przedsiębior
czości samca różnej wielkości, przeważnie liczą 10— 15, ale czasem i do 40 sztuk. W pa
rę dni po przybyciu samice rodzą z reguły po jed n ym m łodym. Młode przez pierwsze tygodnia życia unikają wody, a i później, po zm ianie sierści, nie bez trudu decydują się na «pierw szy krok» pływ acki i dobre opanowanie swego żyw iołu zdobyw ają do
piero w e wrześniu. Do tego czasu karmione są m lekiem matki.
Matki, parę dni po porodzie, zaczynają zdradzać zainteresowanie się samcami i w te
dy dopiero dochodzi do parowania. Biorą w nim udział czasem i młodsze samce, które p rzyb yw a ją później od samic i nie m ają szans na zdobycie ani terytorium, a tym m niej haremu. M łodzież ta (a też i młode i nie dojrzałe sam ice) trzym a się gromadnie w morzu u brzegów, lub stadem zalega o d legły o przynajm niej kilom etr od haremów, m ajniedogodniejszy odcinek wybrzeża.
W morzu mogą spotykać się ci kaw alerow ie z samicami, samice bow iem schodzą do m o
*) Nazwy krajowców dla poszczególnych klas wiekowych i dla płci są ciekawe, bo wskazują na źródłosłów rosyjski, zgodnie z długim okresem czasu w którym obszary Alaski znajdowały się pod wpływem rosyjskim. Tak stare samce zwą się:
«sikaitchi», samice «m atki», młode samce —
«hollositchikie», zaś szczenięta — «kotiki».
rza na żer. Stare zaś samce, od ch w ili zdo
bycia terytorium nie opuszczają lądu i za
jęte pilnowaniem gruntu i żon, przez cały długi, kilku m iesięczny okres głodują.
Jest rzeczą zadziw iającą, że ,zw ierzę ssące i to w porze godowej, a w ięc właśnie w p e ł
ni aktywności, w ytrzym u je przez tak długi czas bez pokarmu. M ożliw e to jest dzięki za-
czym zwierzęta, ja k się w ydaje, bardzo w ie r
nie powracają do swego m iejsca rodzinnego na wyspach w następnym roku. Czym się kierują na bezdrożach największego oceanu?
Polowanie, lub raczej rzeź, zaczyna się w połowie lata i polega na odcięciu od m o
rza młodych 2— 4 letnich samców, co nie jest rzeczą trudną, gdyż trzym ają się one gro-
Ryc. 2. Rozprzestrzenienie rodzajów Caltorhinus i A rcłocephalus, które dostarczają selskiin praw dziw y. (W edług E. B r a s s z Pax-Arnidt 1929—1933).
pasom tłuszczu, podobnym do tego ja k i gro
madzą w sw ym ciele ssaki zapadające w sen zimowy. W a rstw a podskórna o w ielkiej ilo ści tkanki tłuszczowej jest u nich bardzo gruba. Samce przybyw ające na wiosnę są potężne i kształty m ają zaokrąglone. Gdy pod koniec sezonu pow racają do m orza skó
ra na ich pocięta licznym i ranami w w a l
kach, jest obwisła i wychudzenie w skazuje na to, skąd czerpały zapasy energii.
W sierpniu tracą samce stopniowo izain- teresowanie i do terytorium i do samic i opuszczają w yspy, na których teraz pozo- zostają m atki ze szczeniętami i niedojrzała młodzież w pomięszaniu i zgodzie. Później opuszczają wyspy samice i młode, na końcu zaś, późną jesienią odchodzą m łode samce.
Rozpoczyna się teraz wielom iesięczne, czy sto pelagiczne życie i dalekie wędrówki, przy
madami- Pędzi się je w głąb lądu do rzeźni, gdzie zab ija się je pałkami. Ten m arsz ska
zańców odbyw a się powoli, zwierzęta bo
wiem poruszają się niezdarnie i łatwo się męczą, szczególnie p rzy trochę w yższej tem peraturze — pono ju ż pow yżej +9° C cierpią z powodu «upału». P rzy Sizybkości posuwa
nia się 500 m na godzinę, marsz taki trwa czasem i pięć dni.
Callorhinus alascanus Jard et Clark, gro
m adzi się obecnie na 2 wyspach (św . Paw ła i św. Jerzego) w grupie w ysp P rybyłow a na Morzu Beringa, przy wybrzeżach płn.- wschodniej Alaski, które zrazu należały do Rosji, a w roku 1867 przeszły, w raz z Alaską, w posiadanie St. Zjednoczonych. P rz y o d kryciu tych w ysp w 1786 r. oceniano tam tejszą kolonię fok na 4 m ilj. sztuk. W okre
sie od 1786 do 1910 zabijano rocznie prze
74 W S Z E C H Ś W I A T
ciętnie 42 tysiące sztuk (a le np. w dw u dzie
stoleciu 1870— 1890 — 2 m ilio n y !) w sumie notowano zabitych 5,271.651 sztuk. Rezultaty takiej rzezi nie dały na siebie bardzo długo czekać. Podczas gdy w sześćdziesiątych la tach uh. stulecia oceniano kolonię na 2— 3 m ilionów sztuk jeszcze, po 1910 r. spadła ich ilość na ledwo 130.000.
T o końcowe tempo w yniszczenia było w y nikiem now ego sposobu eksploatacji, tym razem rzeczywistych łow ów , które rozpo
częły się w ostatnim dziesiątku ub. stule
cia. W y s p y b y ły zrazu eksploatowane przez kompanię amerykańską (A laska Comp., póź
niejsza Commercial C om pany) wobec tego inni poławiacze ch w ycili się sposobu ło w ie
nia pelagicznego i setki statków w okresie wędrów ek ło w iło na pełnym m orzu płynące na ląd i z lądu stada. T e n sposób, choć hu- m anitarniejszy (strzela się bow iem z w ie rzęta z m ałych łódek) okazał się specjalnie m orderczy, gdyż nie m ożliw ą jest praw ie se
lekcja sztuk i łupem padały ciężarne sam i
ce, a przyn ajm n iej 50 procent strzelonych sztuk tonęło bezużytecznie (zabita foka, bar
dzo prędko znika pod fa la m i). Dla r. 1894 podają np., że na 500.000 strzelonych z w ie rząt zdobyto tylko 150.000. Przez zabijanie na m orzu matek karmiących, ginęło tysiące szczeniąt na lądzie, np. w 1905 r. na wyspach Pry b y łow a zginęło w ten sposób z głodu 30.000 szczeniąt.
Toteż ju ż w 1895 r. staje um owa m iędzy A n glią i Stanami Zjedn., mocą której Stany zakazują sw ym obyw atelom połow ów pela- gicznych i ograniczają eksploatację na w y spach do 10 tys. sztuk rocznie, zaś A n glia godzi się na ograniczenia połow ów pelagicz- nych, z których n ajw a żn iejszym b ył zakaz polowań na Morzu Beringa od m aja do września. Z tego stanu rzeczy skorzystała Japonia i pozbyw szy się konkurencji pela- gicznej A n g lii i Stanów rozpoczęła na mo
rzu Beringa i w sam ym pobliżu w ysp po
ło w y ze zdw ojoną energią. Dopiero r. 1912 przynosi układ wszystkich zainteresowanych krajów , układ który doszedł do skutku dzię
ki uznaniu, że dotychczasowy stan rzeczy grozi w szystkim zainteresow anym narodom utratą ogrom nie zyskownego przemysłu. Że
przem ysł ten był zyskowny może świadczyć fakt, że kompania amerykańska za czas 1869— 89 m iała zysk 33 inilj. dolarów, co na ówczesne czasy było ogromną sumą. North P a cific Sealing Gonvention z r. 1912 zaka
zuje połow ów pelagicznych w zupełności, eksploatację w ysp Pryb yłow a ob ejm uje rząd Stanów i określa corocznie cyfrę zw ierząt do zabicia. Japonia i Kanada otrzym ują zna
czne odszkodowanie pieniężne. Stany Z je d noczone w czasie od 1912 po 1918 pozw alają na m inim alną, w porównaniu z poprzedni
m i, cyfrę ok. 4.500 szt. rocznie, później od 1918 do 1929 po około 26 tysięcy rocznie. T o rozsądne postępowanie doprowadza w trzy
dziestych latach b. stulecia kolonię do m i
liona sztuk i należy się spodziewać, że ga
tunek jest uratowany, a zarazem i zapew niony jest stały dopływ jego futra, tzw.
«A laska-seal», najcenniejszego wśród selski- nów prawdziw ych.
Rodzaj Callorhinus ż y je też i na innych wyspach Morza Beringa, ja k na sowieckich wyspach Komandorskich (fu tra tamtejsze znane są ja k o «C opper-Island s e a l») i na japońskich wyspach foczych (K u ry lle), ilość ich jednak dziś, wskutek daw niejszej ra
bunkowej gospodarki, jest znikoma i w r.
1930 oceniano ją dla obu kompleksów wysp na ok. 5 tysięcy sztuk.
P ra w d ziw ego selskinu, ale na ogół pośled
niejszej jakości dostarcza, w zgl. dostarczał pokrewny, bardziej południow y rodzaj Arctocephalus, ,z w yb rzeży kalifornijskich gatunek A. townsendii Merr., A. p h ilip p i P e ters z w ysp Juan Fernandez i Galapagos, A. australis Zim m . z Z iem i Ognistej, wysp Falklandzkich, płd. Szetlandii i płd. Geor
g ii (fu tra z tych wysp są bardzo wysoko ce
nione), A. pusillus Schreb. z w yb rzeży płd.
A fry k i, A. gazella Peters z Kerguelen, w yspy św. P a w ła i N ow ego Amsterdamu, żyjący może i na wyspach Crozeta i ks. Edwarda.
Ze w zględu na w ielką zmienność in d y w i
dualną w obu rodzajach, podział gatunkowy nie jest całkiem pew ny i rozm aici autoro- w ie rozm aicie go oceniają. Na wszystkich w ym ienionych terytoriach zwierzęta te są bądź na wym arciu, bądź też ju ż wytępione.
Znaczniejsza kolonia znajduje się dziś zdaje
się tylko na w yspie Lobos koło w ybrzeży Urugwaju. W każdym razie w św iatow ym handlu selskinem jed yn ie ważną pozycję zajm ują w yspy Prybyłow a, co jest w y n i
kiem rozsądnej gospodarki.
W okresie 1798— 1815 zdobyto na samej wyspie Mas-a-Euiera (Juan Fermandez) 3 m ilj. skór, zaś po 1815 roku zostało tam zaledwie kilka sztuk przy życiu, za imało by kolonia m ogła się zregenerować. Podobnie rzecz m iała się w płd. Szetlandii. W szystko to są doskonałe przykłady, wśród w ielu po
dobnych odnoszących się do innych z w ie rząt, czy roślin, ja k ie szkody gospodarcze przynosi nieograniczona eksploatacja, i ja kie wartości zabezpiecza rozsądna ochrona.
Może ten w zgląd przem ów i do tych wszyst
kich, którzy nie m ają zrozum ienia dla ideo
wych pobudek ochrony przyrody.
Pow róćm y jednak do naszych selskinów, zaczęliśmy bow iem om awiać tak przyjem ną rzecz, jaką jest piękne i m ięciutkie futro i za- bm ęliśm y w kronikę bezmyślnych, arcy- ludzkich rzezi. Cóż dzieje się z futrem z w ie rzęcia, gdy nareszcie po długich mękach i brutalnej śmierci zostanie zdarte z ciała?
Soli się je i pakuje w beczki i w tym stanie sprzedaje na rynku światowym . Potem pod
daje się je specjalnemu procesowi maceracji i garbowania, przy którym obluźniają się i zostają usunięte długie, w ierzchnie włosy, których cebulki tkw ią głęboko w skórze w ła ściwej i przy garbowaniu są łatw iej dostę
pne, a utrzym uje się tylko krótki, niesłycha
nie gęsty i m iękki włos wełnisty o barw ie złotawej, którego cebulki tkwiące płytko pod naskórkiem n ie cierpią p rzy garbowaniu.
Futra tak przygotowane barw i się na czarno, specjalnym barwikiem , w ynalazkiem kuś
nierzy angielskich, bardzo trw ałym i zacho
wującym naturalny połysk włosa.
W ysoka wartość użytkowa selskinu i o d powiednia do tego cena w yw ołały mnóstwo rozmaitych im itacji. N ajbardziej, p rzy n a j
m niej z punktu w idzenia zoologa, zbliżony jest selskin z lw a morskiego kalifornijskiego Eum etopias californiensis Less., podczas gdy futra inych gatunków Eumetopias, oraz wszystkich gatunków z rodziny Phocidae są na selskin nie zdatne, gdyż brak im odpo
w iedniego runa włosów wełnistych. Są to tzw. «hair-seals» kuśnierzy, o długim, s il
nym włosie głów nym i słabo rozw iniętym w łosie wełnistym.
Następna w jakości im itacja, to selskin w yrabiany po odpowiedniej preparacji z piżmoszczura F ib e r zib e th icm L., a więc systematycznie bardzo odlegle stojącego zwierzęcia, choć przynajm niej w pewnej mierze z wodnym życiem związanego. W r e szcie królik, który ja k w iadom o po śmierci w rękach kuśnierzy przechodzi n a jd ziw n iej
sze zoologiczne m etam orfozy, po przystrzy- żeniu i pofarbowaniu jest ilościowo n ajpo
w ażniejszym dostawcą im itacji selskinu (zw an ej, ja k się zdaje, «electric», choć i z piżmoszczura selskin czasem tak byw a zw any).
Tak przedstawia się w krótkości historia selskinu. Selskin, który na sobie nosim y n a
rodził się na odległej w yspie dalekiej pół
nocy, wśród ogłuszającego gwaru w alczą
cych samców, z trudem nauczył się nurko
wać w m roźnej wodzie, m iesiącam i w ędro
w ał zdała od wszelkiego lądu p o najpotęż
niejszym i najgroźniejszym z oceanów i za nim dojrzał do wiekiui, w którym m ógł by otoczyć się pięknym haremem zgin ął pod pałką w obskurnej rzeźni — to wszystko m ożliwe, ale rów nie m ożliwe, że za życia spokojnego chrupał m archewkę za kratą ja kiejś króliczarni.
K. ER MICH
L A S A K LIM A T
Znany jest powszechnie w pływ , ja k i w y - sko, na którym rozw ija się las. K lim at decy- w ierają na siebie las i klim at. W ra z z czyn- duje często o istnieniu zespołów leśnych, np.
mkami edaficznym i klim at kształtuje siedli- górna granica lasu zależy właśnie od czyn-