• Nie Znaleziono Wyników

PISMO PRZYRODNICZE WSZECHŚWIAT

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PISMO PRZYRODNICZE WSZECHŚWIAT"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

;

WSZECHŚWIAT

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

ORGAN P OL S KI E G O TOWARZYSTWA PR ZYR OD NI KÓW IM. KOPERNIKA

Z ZASIŁKU WYDZ. NAUKI MINIST. OŚWIATY

R o c z n i k 1 9 4 9 s Z e s z y t 4

PISMEM MINIST. OŚWIATY NR VI. OC-2734/47 Z 30. IV. 1948 Z A L E C O N O DO B IB L IO T E K N A U C Z Y C I E L S K I C H I L I C E A L N Y C H

R E D A K T O R : Z Y G M U N T G R O D Z I Ń S K I • K O M I T E T R E D A K C Y J N Y :

K. MAŚLANKIEWICZ, WŁ. MICHALSKI, S. SKOWRON, W. SZAFER, J. TOKARSKI

(2)

Z e l m a n o w s k i Ch.: Wegetatywne krzyżowanie ... . ..•... str.

B o r k o w s k i R.: Badan, aktualna roślina garbnikodajna ... „ D z i e d z i c A.: Teoria elektronowa a prąd elektryczny w metalach ... „ M a c k o S.: Pótnocno-zachodnia granica sosny — granicą Słowian ... „ Z i n k i e w i c z W.: Wahania klimatyczne w czasach historycznych na obsza­

rze Europy ... „ Z u r z y c k i J.: Wędrówka soli u roślin ... „ S i ni in K.: Przykład czynnościowego przystosowania ... •• •• » S w i e ż a w s k a K.: Z życia społecznego jaszczurek amerykańskich ... „ P o r a d n i k p r z y r o d n i c z y : ... .

Jak sporządzić okular wskazówkowy?

Tanie flaszeczki pipetkowe.

D r o b i a z g i p r z y r o d n i c z e : ... . Barwiki oddechowe zwierząt.

Nowy typ mikroskopu elektronowego.

Z w y ż s z y c h u c z e l n i : „

Uniwersytet Poznański.

P r z e g l ą d w y d a w n i c t w : „

K. Demel — Morze Północne.

H. E. Hinton — On tbe origin and function of the pupal słage.

P. P. Grasse — Traite de zoologie.

P. Scott — Morning flighit.

Kalendarz rybacki.

Wydawnictwa nadesłane.

Rycina na okładce: cietrzew tokujący.

A d re s R e d a k c ji i A d m in is tra c ji:

R e d a k c j a : Z. G rodziński — Zakład anatomii porównawczej U.

K ra k ów , św. A n n y 6. — T elefon 566-92.

A d m i n i s t r a c j a : Br. K o k oszyń sk a — K ra k ów . P o d w a le 1.

98 101 105 110

113 116 118 120 121

122

124

126

J.

(3)

PISMO P R Z Y R O D N I C Z A

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

Rocznik 1949 Zeszyt 4 (1787)

CH. ZELM ANOW SKI

W EGETATYWNE KRZYŻOWANIE

Term in ten stosują agrobiologow ie szkoły M i c z u r i n a i Ł y s e n k i do szczepień, w których w yniku roślin y ulegają głębokim zmianom i w yk azu ją cechy obu komponen­

tów szczepienia, podobnie jak mieszańce z krzyżowania płciowego. Ogólnie rozpow ­ szechnione jest zdanie przeciwne, że szcze­

pienie nie izimienia specyficznych właściwości roślin, a zm iany, zachodzące w nich są ra ­ czej ilościowe, spowodowane zm ianam i w odżywianiu się zarówno podkładki, jak i zraza. T eza ta leży u podstawy praktyki ogrodniczej. Odm iany drzew ow ocowych iza- chowują na ogół sw oje właściwości n ieza­

leżnie od dziczka, ja k i został w zięty na pod­

kładkę. Znane są jako osobliwości jabłonie, wydające owoce kilkunastu «gatunków», za­

szczepionych na wspólnej podkładce.

Istnieją oddawna już znane wypadki prze­

kształcenia roślin drogą szczepienia, ale te są tłumaczone jako chim ery powstałe na sku­

tek zrośnięcia się tkanek różnych gatunków szczepionych jeden na drugim.

Tak w r. 1825 ogrodnik A d a m w V itry pod Paryżem uzyskał drogą szczepienia szczodnzeńców Cytisus laburnum na C. p u r- pureus pęd przybysszowy o cechach pośred­

nich, przy tym bardziej zbliżony do C. la­

burnum aniżeli do C. purpureus. Mieszaniec len posiada długie zwisające kw iatostany1), kw iaty zaś żółtawo- czerwone. Podobnie ma się rzecz z Crataegomespilus, będącym pro­

duktem transplantacji głogu Crataegus m o - nogina na nieszpułkę Mespilus germanica (r. 1900). Zarówno Cytisus Adam i ja k i Cra­

taegomespilus są rozmnażane jed yn ie na drodze w egetatyw nej, z nasion bowiem pierwszego wyrasta Cytisus laburnum, z nasion drugiego — Crataegus monogina.

Próbę w yjaśnienia tych zjaw isk dał W i n k l e r (1912). Badacz ten szczepił psiankę czarną Solanum nigru m na pom i­

dora S. lycopersicum i odwrotnie, a stosu­

jąc specjalną m etodę szczepienia uzyskał szereg form przejściowych m iędzy jednym a drugim gatunkiem w yjściow ym . Badania anatomiczne stożków wzrostu pędów o ce­

chach pośrednich wykazały, że składają się one z tkanek obu gatunków ułożonych w ten sposób, że warstwa epidermalna albo i sub- epiderm alna należą do jednego gatunku, wszystkie izaś pozostałe do drugiego.

Pochodzenie poszczególnych komórek dało się ustalić na zasadzie liczby chromozomów,

') C. p u rpureus po&iada kwiatostan krótki o nielicznych kwiatach czerwonych.

(4)

gdyż komórki psianki m ają 72 chromozo- m y (liczba diploidalna, 2n), pom idora zaś — 24 (2n). Mieszańce takie zostały nazw ane chim eram i periklinalnym i. Podobnie m oż­

na w yróżnić w Cytisus Adam i i Crataego- mespilus komórki należące do obu kom po­

nentów.

Budowa taka tłum aczy w sposób zadaw a­

lający obserwowane na chimerach zjaw iska.

Chim ery dają pędy o cechach czystych je d ­ nego z gatunków w yjściow ych w tym w y ­ padku, gdy pąki, z jakich one się ro zw ija ją , są zbudowane z tkanek tylko jednego g a ­ tunku 'w yjściowego; przy rozm nażaniu zaś z nasion w yd a ją rośliny tego gatunku, do którego należy tkanka, dająca początek ko­

mórkom rozrodczym .

A le istnieje mnóstwo zjaw isk transplan­

tacji, nie dających się w ytłum aczyć takim czy innym ułożeniem tkanek. N ależy p a ­ miętać, że zw yk łe m etody szczepienia sto­

sowane przez ogrodników nie dają chimer.

A jednak I. W . M i c z u r i n , sław ny h o­

dowca drzew ow ocowych i krzew ów , który w yp row adził przeszło 300 now ych odmian, utrzym uje, że przy szczepieniu niemal za w ­ sze dają się zauważyć zm iany w łaściwości obu komponentów szczepienia zazw yczaj z dom inującym w p ły w em jednego z nich.

Jeśli w praktyce ogrodniczej odm iany h o­

dowane n ie u legają w idoczn ym zm ianom przy szczepieniu na różnych podkładkach, pochodzi to stąd, że zra zy należą zw y k le do drzewa średniego w ieku albo i starego, o w o ­ cującego ju ż od szeregu lat, a szczepi się je na młodych, dwu-trzechletnich dzicz­

kach. Jeśli natomiast zaszczepić odmianę szlachetną na koronie w yrosłego ju ż drzewa gatunku dzikiego, to zraz da ow oc zm ie­

niony nie do poznania.

W czterech pokaźnych tomach prac M i- c i z u r i n a zn ajd u je się mnóstwo przyk ła ­ dów w zajem nego w p ływ u komponentów szczepienia na siebie. Przytoczym y tylko kilka dla ilustracji. Z razy M ołdaw skiej gru ­ szy czerwonej tzw. M a l i k ó w k i zostały zaszczepione na koronie ow ocu jącej ju ż gru ­ szy S a p i e ż a n ki w yh odow anej z nasion.

Zarów no zraz ja k i podkładka uległy dużym zmianom. Owoce M alików ki pow iększyły

się dwukrotnie, Sapieżanka zaś ow ocowała 0 w iele obficiej n iż normalnie, ale owoc m iała drobniejszy, a ksiztałt z okrągłego stał się w ydłużonym ; okres je j dojrzew ania wzrósł o dwa tygodnie. M alikówka właśnie późno dojrzew a i ma ow oc wydłużony. Tu zatem zraz w yw a rł w iększy w p ły w aniżeli podkładka.

Oczka z jednorocznej siewki Antonówki półtorafuntowej zaszdzepiono (1894) na ko­

ronie trzechletniego dziczka gruszy. W 4 la­

ta później Antonówka dała owoce, które z kształtu i b arw y b y ły bardziej podobne do gruszki n iż do jabłka; szypułka gruba 1 krótka łączyła się z owocem nie w charak­

terystycznym dla jabłek zagłębieniu, lecz na w yrastającej części owocu, ja k to byw a u bergamotek. M i c z u r i n nazw ał tę od­

mianę Reneta-Bergamotka.

Gdy następnie zrazy tej Renety-B erga- m otki zostały zaszczepione na jabłoni, kształt owocu znów uległ zm ianie; z kształtu gruszkowa tego pozostało tylko tyle, że bra­

kło zagłębienia w m iejscu, gdzie szypułka łączy się z owocem.

W wypadku kiedy gatunki n ie dają się krzyżow ać na drodze płciow ej lub krzyżują się z trudnością, tzn. że w y d a ją nasiona 0 słabej zdolności kiełkowania, M i c z u r i n stosował w egetatyw ne zbliżenie roślin.

W tym wypadku szdzepił takie gatunki j e ­ den na drugim, a gdy zraz i podkładka z a ­ czynały kwitnąć, krzyżow ał je. T ą drogą uzyskał nie tylko m iędzygatunkowe, ale 1 m iędzyrodzajow e mieszańce, np. w iśnia X czereśnia, w iśnia stepowa X czeremcha ja ­ pońska, śliw a X brzoskwinia, jarzębina X grusza, jarzębina X nieszpułka japońska.

W krzyżów kach m iędzygatunkowych za ­ płodnienie m oże nie dojść do skutku ju ż dlatego, że pyłek nie będzie kiełkował na znam ieniu słupka obcego gatunku. K iełk o­

w anie ziarnka pyłku stym uluje substancja w ydzielan a przez znam ię w zględnie w ore­

czek zalążkow y, toteż wzrost łagiew ki p y ł­

kow ej na znamieniu słupka własnego ga­

tunku jest energiczny i zorientowany, na słupku zaś obcego gatunku pow oln y i n ie­

zorientowany.

Ziarnka pyłku w ielu gatunków, przysto­

(5)

W S Z E C H Ś W I A T 99

sowanych do krzyżow ego zapylenia, źle k ieł­

kują na znam ieniu własnego kwiata.

Stwierdzono, że niezdolność do samozapład- niania u rzerzuchy łąkowej zależy od dwóch genów, ham ujących rozw ój własnego pyłku.

U przetacznika znaleziono takich genów 12, a u tytoniu 14.

Główną jednak przyczyną, dla której różne gatunki nie dają się krzyżować, są zbyt w ielk ie różnice w struktuuze genoty­

powej komórek płciow ych tych gatunków.

U gatunków zaś krzyżujących się z trudno­

ścią now y genotyp m oże być niezdolny do żyoia; now a kom binacja genów m oże oka­

zać się letalną.

Zatem w egetatyw n e zbliżanie, które um ożliw ia krzyżow anie gatunków nie da­

jących się krzyżow ać bez tego zabiegu zm ie­

nia strukturę dziedziczną komponentów szczepienia. Przypuszczano daw niej, że w pływ podkładki na zraz ogranicza się do m ineralnego odżyw ania idącego poprzez podkładkę do zraza. D zisiaj należy przyjąć, że m iędzy komponentami szczepienia za­

chodzi w ym ian a składników m ineralnych, asym ilatów i takich produktów przem iany materii, ja k ferm enty lub hormony. M i- c z u r i n określa stosunek m iędzy zrazem i podkładką jako symbiozę. W p ły w w za ­ jem ny tych sym biontów byw a głęboki i róż­

norodny, ogarnia bow iem izarówno procesy organołwórcze, ja k i fizjologiczn e; zmiany wywołane przez szczepienie m ogą dotyczyć nawet systemu korzeniowego podkładki i takich cech fizjologicznych , ja k odporność na zimno i choroby, tempo rozw oju i roz­

mnażanie się.

Powyższe zapatryw ania znalazły również poparcie w dalszych badaniach nad chim e­

rami periklinalnym i. M a y e r A l b e r t i (1924) stwierdza, że ilość aparatów szpar­

kowych w skórce chim er Sol. n igroly cop er- sicum jest pośrednią m iędzy liczbą szparek jednego i drugiego gatunku w yjściow ego.

Nie da się to pogodzić z teorią W i n k l e r a , wg której tkanka epidermalna pochodizi tylko od jednego z gatunków w yjściow ych.

Co więcej, w p ły w w zajem n y na siebie kom ­ ponentów szczepienia sięga nawet jąder ko­

mórkowych. Jądro komórek epidermalnych

u psianki czarnej jest praw ie dwukrotnie więksize od jądra komórek skórki pomidora a u mieszańców form tubingense i K o e l- reułerianum jądra są «tak zmienne pod w zględem wielkości i kształtu, że nie można ich przypisać żadnemu z rodziców*.

H a b e r l a n d t zaś (1926 i 1927) tw ier- dizi, że w p ły w w zajem ny komponentów szczepienia w danych wypadkach zależy od fizjologicznych właściwości wchodzących w grę protoplastów, a nawet można było by przyjąć bezpośrednie i w zajem ne oddziały­

wanie na siebie czynników dziedzicznych tych protoplastów. «Jest nzeczą zupełnie m ożliw ą — powiada H a b e r l a n d t — że w ydzielone przez jądra wzgl. geny substan­

cje przenikają z komórek jednego kompo­

nenta szczepienia do komórek drugiego i w raz z genami tych komórek przyczyniają się do odpowiedniego ich ukształtowania*.

A b y w ykazać w p ły w dziedziczny szczepie­

nia, współpracownicy Ł y s e n k i — A w a - k i o n i J a s t r e b w ykonali następujące doświadczenie: zaszczepili żółty pom idor odmiany «A lb in o » na czerw onym dirobno- ow ocowym odm iany «Meksykański 353». P o ­ m idory należą do roślin samozapyłających się, dla ostrożności jednak pąki kw iatow e były izolowane za pomocą torebek z gęstej m arli. Zraiz «A lb in o » w ydał owoce różnej barwy, a w ięc żółte (w łaściw e sw ojej od­

m ianie), czerwone (barw a owocu podkład­

k i) i żółte w czerwone paski.

Nasiona każdego z tych ow oców zostały wysiane oddzielnie, a w yn ik doświadczenia streszcza załączona tabelka (sitr. 100).

Jak w yn ika z tabelki —

1) Cechy nabyte przez zraz skutkiem szczepienia przechodzą w drodze płciow ej (przez nasiona) na następne pokolenia.

2) W pokoleniu F 2*) następuje rozszcze­

pienie cech podobnie ja k w w yniku krzyżo­

w ania płciow ego; stosunki jednak liczbowe nie w ykazują żadnej prawidłowości.

3) N a skutek szczepienia powstają now e cechy (ow oce złoto-żółte), podobnie ja k to ma m iejsce przy krzyżowaniu płciowym .

W wypadku, gdy owoce wyrastające na Owoce, kitóre wydał zraz, przyjm ujem y za Fi.

(6)

f 2

Ow. czer mocno słabo poma­ złoto blado ż ó ł t e z r ó ­ f i wone różowe różowe rańczowe żółte żółte ż o w y m i p a s k .

Ow. czerwone 1 3 4 2 1

2 3 2 1 1

3 29 9 9 7

mocno różow e 1 5 1 1 2

2 2 1 3 1

blado żółte 1 ___ 9 5

z różow ym i 2 — 5 4

paskami 3 3 2 33

4 7 4 3 —

5 1 5 8 136

f 2 F „

Ow. czerwone 1 23 ___ ___ 7

2 9 1 1 1 5 1

3 20 8 1 1

4 7 4 1 1 1

mocno różow e 1 4 4 6

2 29 5

3 1 4 2

4 1 1 4

5 29 7

6 28 6

złoto-żółte 1 1 8 13 3 4

2 2 12 4 . 6 6

3 2 2 2 — —

4 7 2 1 1 1 3

szczepionej roślinie nie w yk azu ją w id z ia l­

nych zmian, nasiona, zebrane z tych o w o­

ców m ogą jednak w ydać rośliny, w yk a zu ­ jące w yra źn y w p ły w szczepienia.

L iczn i badacze w ykonali dużą ilość p o ­ dobnych doświadczeń na innych obiektach.

P o tw ierd ziły one w y żej podane w yniki.

W e F ran cji podobne prace, jeszcze przed Ł y s e n k ą ogłosił L . D a n i e l (1926), który w ielokrotnie obserw ow ał zm iany r y t ­ mu rozw oju i powtórne kw itnienie u roślin jednorocznych i trw ałych ja k o skutek sizcze- pienia. D o doświadczeń u żyw ał fasoli, od­

m ian kapusty szczepionych jed na na dru­

giej, lulecznicy Scopolia szczepionej na p o ­ m idorze i innych gatunków. Osobniki kon­

trolne (n ie szczepione) k w itły tylko raz j e ­ den. U fasoli (H a rico ts noirs de B e lg ią u e ) własność ta okazała się dziedziczną. D a ­ n i e l uzyskał tą drogą nową odmianę,

pierwszą z rodzaju Phaseolus, kwitnącą k il­

kakrotnie w ciągui roku a rozmnażaną z na­

sion.

Jeszcze ciekawsze rezultay otrzym ał D a ­ n i e l p rzy szczepieniu słoneczników z ga­

tunku H elianthus tuberosus na H. annuus.

Z razy w ykazały szereg izanian: 1) w y ­ tw orzyły bulw ki pow ietrzne i korzenie przybyszow e, 2 ) łodyga stała się odpor­

ną na mróz, 3 ) łodyga i liście przybrały zabarw ienie fioletow e, co w skazuje na zm ianę chemiizmu tkanek, 4) pędy boczne stały się bardziej łam liw e. Cechy te zraz przekazał przez nasiona następnym pokole­

niom. Do roku sprawozdawczego autor otrzym ał 4 .pokolenia płciow e tej n ow ej fo rm y nazw anej przez niego Helianthus Dangeardi; w yk azyw a ły one wspomniane cechy nieraz w stopniu siln iejszym aniżeli rośliny szczepione. «Są one dowodem do­

(7)

W S Z E C H Ś W I A T

101

przechodzą na drugi, m odyfikują go i w po­

staci zm ienionej luib czystej przechodzą na następne pokolenia, podobnie ja k to ma miejsce przy płciow ym krzyżowaniu. N ie ma w ięc odrębnej substancji dziedzicznej, zawartej w chromozomach lub gdzieindziej.

2) Podkładka dla zrazu i zraz dla pod­

kładki stanowi swego rodzaju środowisko zewnętrzne. Toteż w zajem ne oddziaływanie na siebie komponentów szczepienia z a j­

m uje stopień pośredni m iędzy w pływ em na organizm warunków zewnętrznych a k rzy­

żowaniem płciowym . Zapłodnienie jest pro­

cesem w zajem nej i kompletnej asym ilacji gamet. Kom ponenty szczepienia też w za ­ jem nie się asym ilują, chociaż nie w takim

stopniu, ja k w procesie zapłodnienia.

W p ły w warunków zewnętrznych, szdzepie- nie i krzyżow anie płciow e stanowią różne stopnie oddziaływ ania środowiska (w n a j­

szerszym tego słowa znaczeniu) na orga­

nizm. Toteż i w p ły w warunków zewnętrz­

nych m oże być dziedziczny.

R. B O R K O W S K I

BAD AN A K T U A L N A R O ŚLIN A G ARBNIKODAJNA

Masowe zm niejszanie się stanu zalesienia na kontynencie europejskim, zwłaszcza krańcowe przetrzebienie zwartego drzew o­

stanu szlachetnego jest ju ż od dawna z ja w i­

skiem powszechnie znanym, choć w swoich skutkach ujem nych, częstokroć wprost ka ­ tastrofalnych za m ało docenianym, zaś w ostatnich lat dziesiątkach szczególnie do­

tkliwie odczuwanym. W ia dom ą jest rzeczą, jak zanikanie lasów przez rabunkową ich eksploatację w p ływ a radykalnie na zaostrze­

nie warunków klim atycznych danych okolic i stąd w yn ikające w konsekwencji ciężkie nieraz klęski gospodarcze. W iadom o też, jak niektóre k ra je przystępują w celach zarad­

czych do realizacji gigantycznych wprost planów zalesieniowych.

Ale poza tym istnieją jeszcze inne następ­

stwa w ytępienia lasów w postaci kurczących się coraz bardziej źródeł i zasobów surow­

ców leśnych jak samego drewna oraz cen­

nych i gospodarczo niezbędnych produktów pochodnych. Do tych ostatnich trzeba m ię­

dzy innym i zaliczyć bardzo w ażny na skalę światową produkt, jakim są tzw. związki ta- nidowe pospolicie garbnikiem zwane, a od dawien dawna głów nie z kory dębowej otrzym ywane. Zapotrzebowanie na garbnik

Ryc. 1. Badan — Bergenia crassifolia Bragl., sadzonka po zakorzenieniu.

świadczalnym — m ów i D a n i e l — że ce­

chy nabyte przez szczepienie są dzie­

dziczne*.

W ykazano doświadczalnie rów nież i u róż dziedziczny w p ły w szczepienia. W śród róż ogrodowych około 100 odm ian daje form y pnące; zm iana form y piennej w pnącą (w ła ­ ściwie długopienną) m a wszystkie cechy mutacji genowej, «jest skokowa, kompletna i nieprzewidziana*. Otóż przem iana o d ­ wrotna z form y pnącej na pienną daje się uzyskać drogą oczkowania form y pnącej na piennej karłowatej. N a 32 rośliny szczepio­

ne — 6 dały form ę pienną ( C r a n e i L a w- r e n c e — 1937).

Opierając się na pow yżej przedstawio­

nych doświadczeniach i w ielu innych nie cytowanych tutaj Ł y s e n k o wysuwa na­

stępujące wnioski:

1) m iędzy podkładką a zrazem nie ma w ym iany chrom ozom ów ani ich części, nie może zatem być w ym ia n y genów, a jednak cechy jednego z komponentów szczepienia

(8)

Ryic. 2. Badan — Bergenia crassifolia Engl., roślina przed zbiorem liśoi.

naturalny jest powszechnie wprost olb rzy­

mie, poniew aż stanowi on ja k dotąd nieza­

stąpiony środek u trw alający i konserw ujący w w ielostronnym przem yśle skórzanym, w rozlicznych dziedzinach produkcji tech- niczno-chem icznej, farm aceutycznej itp.

Otóż liczne kraje europejskie, do których i nasz zaliczyć trzeba, z powodu m niej lub w ięcej niewystarczalnych źródeł naturalnych garbnika na w łasnym terenie zmuszone są z konieczności do stałego im portow ania du­

żych ilości tego kosztownego surowca, co oczyw iście dla ich bilansu gospodarczego nie byw a pozycją obojętną. Dlatego też dążeniem ogólnym od pewnego ju ż czasu jest znale­

zienie wartościowych źródeł zastępczych spośród świata roślin, przede w szystkim nie drzewiastych, m ogących w racjonalnej k u l­

turze czy to całkow icie zastąpić, czy też w pewnej m ierze uzupełnić niewystarczalne własne zasoby kory drzew dębowych.

Do takich właśnie roślin, w zbudzających obecnie duże zainteresowanie, należy badan albo inaczej boda lub korzeń bodanow y o gatunkowej nazw ie botanicznej Bergenia crassifolia Engl., syn. Saxifraga crassifolia L. z rodziny skalnicowatych — S a x ifra ga - ceae. Jest to bezłodygow a trw ała roślina z ie l­

na do 40— 50 cm wysokości o gęstej rozecie klin ow ało z m ięsistych ogonków w y b ie g a ją ­ cych tęgich skórzastych liści około 20 cm długości i do 12 cm szerokich, po brzegach z lekka pofałdow anych i nieowłosionych.

W okresie pełnego kw itnienia, które w n a ­ szej strefie klim atycznej przypada z końcem kwietnia — początkiem m aja. zw isają spo­

śród ulistnienia pękami duże czerwonawe kw iaty. Jednakże roślina ta rozmnaża się praw ie w yłącznie tylko na drodze w egeta­

tyw nej przy pomocy płytko pod p ow ierz­

chnią biegnących rozłogów podziem nych zw ykle 1— 1,5 m długości i około 2 cm gru ­ bości z licznym i odgałęzieniam i, z których powstają nowe osobniki nadziemne. Rozłogi takie odpow iednio przesuszone, w odcinkach 10— 20 cm długości stanowią zazw yczaj sa­

dzonkow y m ateriał rozmnożeniowy.

Z racji sw ojej w ysokiej zawartości z w ią z ­ ków tanidowych nabiera badan jako roślina garbnikodajna specjalnego charakteru i zna­

czenia, co ju ż w yżej było podniesione, dla ośrodków gospodarczych niedostatecznie sa­

m owystarczalnych w tym względzie. Jego kultura hodowlana na większą skalę po­

zw oliłab y bowiem przekształcić m niej p ro­

duktywne np. zbiorowiska leśne dębiny ko­

row ej na znacznie w ydajn iejsze w cenne drewno typow o wysokopienne lasy dębowe, w których właśnie badan m ógłby doskonale w egetow ać jako racjonalna obficie garbniko­

dajna kultura podszyciowa.

Z w ią zk i tanidowe występują zasadniczo w całej roślinie badanu — zarówno w korze­

niach, jak i w liściach. Otóż w stanie dziko- rosnącym roślina ta rozw ija m ało stosunko­

w o liści, a głów nie podziemne pędy rozłogo­

we. Podczas gdy w kulturze sztucznej na o d ­ wrót tw orzy dużą bogatą w tanidy masę l i ­ ściową przy zupełnym zaniku rozłogów pod­

ziem nych. P rz y czym badan w zięty do upra­

w y jest pod w zględem warunków klim aty-

Ryc. 3. Badan — Bergenia crassifolia Engl, roślina po zbiorze liści.

(9)

W S Z E C H S W I A T 103

cznych i glebowych mało w ogóle w ym aga­

jący — potrzebuje jed yn ie dość dużej w il­

gotności w górnych warstwach gleby.

Liście tej rośliny stanowią główną jej masę, dostarczającą cennego surowca garb­

nikowego. Z aw iera ją go zw ykle 15 do 25, przeciętnie 17%. I ten garbnik badanowy po­

siada zupełnie podobne właściwości i do tych samych celów w przem yśle i technice byw a użytkowany, co i kora dębowa. N a S y­

berii nip. stosują go częstokroć z korą w ierz­

bową przy produkcji brunatno-czerwonej skóry podeszw ow ej. W ogóle zresztą bada­

nia stwierdzają, że skóry utrwalane bada­

nem w niczym zasadniczo nie różnią się od garbowanych w zw yk ły sposób dotychcza­

sowy.

Roztwór w yciągow y z roślin badanu za ­ wiera poza głów nym i zw iązkam i tanidow y- mi jeszcze w iele innych pożytecznych w pro­

dukcji ciał niegailbujących, a które na z w y ­ kłej drodze dyfu zji m ożna stosunkowo ła ­ two oddzielić wskutek bardzo powolnego dy- fundowania koloidalnych tanidów.

Pod w zględem sw ojej w ydajności oraz właściwości w egetacyjnych w klim acie euro­

pejskim badan zdecydow anie przewyższa porównywane dotychczas w obsęrwacjach doświadczalnych rośliny garbnikodajne. Na przykład niektóre k rzew y z rodzaju suma­

ka — Rhus, rodziny nanerczowatych — A n a - ccirdiaceae zaw ierają w swoich liściach i ko­

rze w praw dzie dość sporo, bo około 15— 18%

garbnika, ale n ajw ażniejsze wchodzące tu­

taj w rachubę gatunki jak Rhus corlaria L.

oraz R. cotinus L . łatwo zim ą w ym arzają za ­ równo w liściach, jak i młodszych partiach rozgałęzień. T o samo dotyczy sumaka odu­

rzającego tzw. octowca — Rhus typhina L., znanego i u nas ozdobnego dwupiennego krzewu ogrodowego, do 7-m iu m etrów w y ­

sokości dochodzącego, aczkolwiek jest on już nieco od poprzednich odporniejszy na bar­

dzo niskie temperatury zimowe. Podobnie też pewien gatunek szczawiu tzw. garbują­

cego — R um ex hymenosepalus Torr. choć udaje się w naszym klim acie dość dobrze, to jednak zbiory jego głęboko idących w z ie ­ mi korzeni są bardzo utrudnione i w yn isz­

czające plantację — w samych zaś tylko l i ­ ściach zaw iera bardzo niew iele garbnika — zaledw ie około 5%, co stanowi ogółem n ie­

spełna 50 kg/ha.

Porów nyw ano także badan w łaściw y — Bergenia crassifolia Engl. — z in nym i po­

krew nym i mu gatunkami tego samego ro­

dzaju odnośnie do zawartości ciał garbniko­

wych, co obrazuje następujące zestawienie:

garbnika w suchej masie Bergenia c r a s s if o lia ... 17.8%

» c o r d i f o l i a ... 17.1%

» purpurescens hybr . . 12.7%

» S t r a c h e y i ... 13.2%

» l i g u l a t a ... 11.1%

» c i l i a t a ...10.4%

» Delauayi . . . 9.1%

Jak widać, jedynie B. cord ifolia swoją w y ­ dajnością dorównuje w pewnej m ierze ba­

danowi, ale brak jest dotąd wszechstronniej­

szych danych doświadczalnych co do je j m ożliwości upraw ow ych w naszym klimacie.

Otóż w świetle wszystkich w yżej p rzy to­

czonych obserwacji porównawczych jedynie badan stanowi niew ątpliw ie pełnowartościo­

wą roślinę garbnikodajną, całkowicie n a ­ szym warunkom odpowiadającą. W a rto przytoczyć jego m ożliwości produkcyjne, osiągnięte w kulturach doświadczalnych, przy czym zaznaczyć należy, że zbiory liści rozpoczynają się zw ykle dopiero w drugim roku wegetacji:

Rok wegetacji

Ilość zbiorów

w roku

Ogólny zbiór

liści kg/ha

Zawartość garbnika

Zbiór garbnika

kg/ha w świeżych

liściach

°/«

w suchej masie

%

2 1 9.700 54 20.9 526

3 2 12.920 5 3 21.8 717

4 2 13 830 48 18.1 648

(10)

Są to dla w ydajności badanu na razie tylko dane orientacyjne i jak pouczają poczynione dotychczas obserwacje, spodziewać się m o­

żna przy wzm ożeniu intensyfikacji kultury oraz należytej selekcji roślin jeszcze lepszych rezultatów.

O ile korzystniej w ystępuje wobec tego wartość badanu w porównaniu z w y d a jn o ­ ścią leśnej produkcji kory dębow ej, zw łasz­

cza wobec stw ierdzenia bardzo sobie b li­

skich właściwości technicznych garbnika z obu tych źródeł uzyskiwanego. D ębowe la ­ ski korowe dostarczają m niej w ięcej 6 do 10 tysięcy pniaków z hektara w okresie 18-let- niej ich eksploatacji. Jeden taki pniak daje przeciętnie 1 kg suchej m asy korow ej o z a ­ wartości 12— 13% garbnika, czyli ogółem w ciągu 18 lat — 1.300 kg/ha, co w stosunku rocznym czyni zaledw ie 72 kg/ha tego su­

rowca. Otóż kultury badanowe dośw iadczal­

nie prowadzone zarów no w Rosji, ja k i na zachód od nas ze sw oją w ydajnością 600 kg/ha garbnika i w ięcej przedstaw iają ośmiokrotnie w yższą wartość ilościową. P oza tym badan dostarcza jeszcze w iele ubocz­

nych cennych w technice produktów jak ta­

nina, hydrochinon, kwas galusowy, pyroga- lol, arbutyna, które stanowią do pewnego stopnia rów now ażnik drewna jako pobocz­

nego znów surowca z korow ych zalesień dę­

bowych, posiadającego zresztą znacznie m niejszą wartość użytkową, aniżeli z w ła ­ ściwych wysokopiennych lasów dębowych.

Toteż w niektórych krajach zainteresow a­

nych od razu dobrze zrozum iano taką n ie­

zw ykłą przew agę badanu w produkcji su­

rowca garbnikow ego nad głów n ym dotych­

czasowym jego dostawcą w postaci leśnej kory dębowej. Szczególnie na rozległych te ­ rytoriach rosyjskich poświęca się m asow ej kulturze sztucznej tej rośliny ju ż od dłuższe­

go czasu coraz w ięcej uwagi, m iejsca i sy ­ stem atycznej pracy badaw czej. Zwłaszcza wiele w ysiłk ów hodow lanych zajm u je tam, jak zresztą i gdzie indziej na Zachodzie E u ­ ropy sprawa rozm nażania badanu do celów m asowego rozpowszechnienia. Roślina ta bowiem , jak na początku wspomniano, w zięta do kultury zatraca zdolność tw orze­

nia podziem nych pędów rozłogow ych, służą­

cych właśnie -w postaci sadzonek do prop a­

gacji w egetatywnej.

Olbrzym ie tereny ojczyźniane badanu d zi­

ko rosnącego w południowej Syberii — j e ­ dyne co do rozm iarów swego zasięgu na kuli ziem skiej, m ogłyby stanowić niewyczerpane źródło naturalne surowca garbnikowego, a także i m ateriału rozm nożeniowego ze w zględu na silne rozw ijan ie rozłogów pod­

ziem nych przez roślinność tamtejszą. Jed­

nakże ogrom ne trudności związane z d zie­

w iczym po najw iększej części charakterem nieprzystępnych lasów i stromych zboczy górskich w raz z nadm iernym i kosztami transportu u niem ożliw iają ich eksploatację.

M iejscow a ludność tubylcza korzysta w ogra­

niczonej m ierze z tych niewyzyskanych bo­

gactw naturalnych w swym na ogół n ie w ie l­

kim kręgu gospodarczym. Poza stosowaniem surowca jako środka utrw alającego w p rze­

róbce skórzanej itp. jest tam np. rozpowsze­

chniony w użyciu napar z liści badanowych ja k o napój pod nazwą herbaty tschageryj- skiej.

Natom iast w łaściw e prace nad racjonal­

nym wprow adzeniem badanu do kultury m asowej jako rośliny garbnikodajnej, zap o­

czątkowane pierw otnie w syberyjskich ośrodkach doświadczalnych w Irkucku i Om- sku, a następnie w Leningradzie, jak r ó w ­ nież w okresie m iędzyw ojenn ym i w d a w ­ niejszych Niemczech, objęły z biegiem czasu sw ym zasięgiem na terenie rosyjskim przede w szystkim większość okręgów badawczych i hodowlanych, m ogących ju ż dzisiaj w y k a ­ zać się dużym i osiągnięciam i w danym k ie­

runku.

W szystko to w skazyw ałoby chyba w ystar­

czająco na bardzo aktualną konieczność r y ­ chłego zainteresowania się om awianą ro­

śliną w naszych warunkach krajow ych. W o ­ bec braku dostatecznych źródeł i zasobów w łasnych tak potrzebnego surowca, jaki garbnik w gospodarce reprezentuje, i z tym zw iązanej stałej potrzeby sprowadzania go w poważnych ilościach z zewnątrz, postulat ewentualnego rozpowszechnienia badanu na naszym terenie nabiera znaczenia pierw szo­

rzędnej wagi.

(11)

W S Z E C H Ś W I A T

105

A. DZIEDZIC

TE O R IA E LE K TR O N O W A A PR ĄD E LE KTRYC ZN Y W M ETALACH

W S T Ę P

Zastosowanie energii elektrycznej spoty­

kam y n ie tylko w większych miastach i ośrodkach przem ysłowych — ja k to było na początku naszego wieku — ale obecnie coraz w ięcej miast, miasteczek i wsi, nawet u narodów pod w zględem przem ysłowym dosyć zacofanych, korzysta z rozlicznych, a tak cennych usług elektryczności. Natu­

ralnym w ięc jest, że coraz w ięcej ludzi musi m ów ić o prądzie elektrycznym, chociaż nie posiada należytego zrozum ienia tego z ja w i­

ska. N ie biorę skrajnego wypadku, z jakim spotkałem się blisko 30 lat temu w wojsku, gdy kapral pouczał nas rekrutów w ten spo­

sób: W ie cie chłopcy, prąd trójfazow y to jest taki prąd, który płyn ie trzema, a czasem czterema drutami; jed n ym drutem płynie wolt, drugim amper, trzecim cos® a gdy jest drut czwarty, to płynie nim pierwiastek z C z e c h (takiego znaczenia nabrał u niego

|y 3). — O gólnie wyobrażenie prądu elek­

trycznego zbliżone jest raczej do tego, jakie m iał ów w ysoki dygnitarz z rodziny cesar­

skiej, który po zw iedzeniu elektrowni oświadczył: «W szystk o doskonale rozu­

miem, co m i szanowni panow ie pow iedzieli i pokazali, ale jeszcze nie wiem, ja k pano­

w ie w tak długich a cienkich drutach robią te maleńkie otworki, którym i prąd elektry­

czny przepływa?* — Otóż powszechnie p o j­

m uje się, iż prąd elektryczny płynie w ana­

logiczny. sposób, ja k w oda w rurociągach,, a tymczasem sprawa ta nie jest tak prosta, a przeciwnie jest ona dosyć skomplikowana, bo sizereg różnych zjaw isk określamy m ia ­ nem prądu elektrycznego. Inaczej bowiem odbywa się przepływ prądu w metalach, a inaczej w elektrolitach czy gazach. Za pi'ąd elektryczny m usim y też uznać tak pro­

mienie katodowe i prom ienie kanalikowe, jak i tzw. prądy m axw ellow skie, które występują w dielektrykach (izolatorach) 1 w próżni. — W tym artykule zajm iem y się tylko pierw szym z nich, tj. rozpatrzym y

zjaw isko przepływu prądu elektrycznego w metalach.

Przypom nijm y sobie w pierw potrzebne tu pojęcia podstawowe.

Prąd elektryczny, to przepływ ładunków elektrycznych. Przez poprzeczny przekrój strugi prądu może przepływać w tym sa­

m ym czasie większa ilość elektryczności lub m niejsza; w pierw szym wypadku m am y do czynienia z w iększym n a t ę ż e n i e m prą­

du elektrycznego, w drugim z m niejszym . Praktyczną jednostką natężenia prądu jest amper, a jednostka ładunku elektrycznego nazyw a się kulomb.

T E O R IA E L E K T R O N O W A

Nasuwa się tu jednak zasadnicze pytanie:

co to jest ten ładunek elektryczny? — Na pytanie to starali się odpowiedzieć fizy cy w ten sposób, że budowali na podstawie po­

znanych faktów teorie w yjaśn iające istotę elektryczności. Z upływ em lat, gd y pozna­

wano now e zjaw isk a spowodowane elektry­

cznością, zdarzało się, że teoria uznawana w danej ch w ili zaw odziła, więc uzupełniano ją w zględnie budowano nową. Pom ijając wcześniejsze z a jm ijm y się tutaj teorią elek­

tronową, bo chociaż nie jest ona ostatnią, to dla celów niniejszego artykułu jest n ajod­

powiedniejszą.

W edłu g teorii elektronowej, atom ja k iego­

kolw iek pierwiastka można uważać za m i- krokosmos o w ym iarze nie przekraczają­

cym przestrzeni kuleczki o średnicy rzędu 1 A = 10-® cm. W układzie takim «słońcem » jest dodatnio naelektryzowane jądro, skła­

dające się z nukleonów tj. z protonów i neutronów. Protonem naizywamy jądro wodoru (n ajlżejszego pierw iastka); p o ­ siada on ładunek dodatni. Neutron po­

siada praktycznie tę samą masę co pro­

ton, lecz jest elektrycznie obojętny. Cho­

ciaż średnica jądra jest okrągło sto ty ­ sięcy razy m niejsza od średnicy atomu, to jednak w jądrze mieści się w łaściw ie cała

(12)

masa atomu, dlatego o ciężarze atom ow ym pierwiastka decyduje łącizna ilość protonów i neutronów. — Jak planety koło słońca, tak naokoło jądra krążą po różnych orbitach elektrony. T a k n a zyw am y najm n iejsze do­

świadczalnie stwierdzone cząsteczki elektry­

czności ujem nej. Ciekawe, że — ja k b y dla zwiększenia podobieństwa — elektron w y -

Q

C

Ryc. 1. Jądra (proton + neutron) atomów i w i­

rujące dokoła nich elektrony, a — wodór, b — hel, c — beryl, d — krzem.

konuje równocześnie ruch ob rotow y dokoła swej osi. Masa elektronu rów ną jest zale­

dw ie 1/1840 m asy protonu, a le ładunki ich są sobie równe, tylk o przeciw nych znaków.

Ładunek dodatni ją d ra jest dla każdego pierwiastka inny, bo zależy od ilości proto­

nów. W norm alnym stanie atom y są elek­

trycznie obojętne, w ięc ilość elektronów krą­

żących około ją d ra atomu jest tym większa im w iększy jest ładunek jądra. Stwierdzono, że liczba protonów w atom ie dowolnego p ie r­

wiastka, określona jest liczbą porządkową w tablicy układu periodycznego pierw iast­

ków. W o d ó r jest pierw szy w tej tablicy, w ięc ma jeden proton, hel ja k o dru gi — dw a p ro­

tony, b e ry l— cztery, krzem — czternaście itd.

(ryc. 1); W atom ach takich pierw iastków jak miedź, srebro, o łó w itp. w ystępu je w iększa ilość protonów, oraz — gdy atom jest elek­

trycznie obojętny — ta sama ilość elektro­

nów, krążących w okół jądra w kilku sferach.

M iędzy ładunkiem ją d ra a elektronami, działają siły przyciągające (elektryczności różnoim ienne); są one odw rotnie prop orcjo­

nalne do kwadratu ich w zajem nej odległości.

Elektrony więc, które znajdują się w sferach bliższych jądra, są z nim silniej związane, dlatego do w yrw an ia elektronu z tych sfer potrzeba w iększej energii. W ytrącenie nato­

miast elektronu iz zewnętrznej orbity, nie przedstawia (d la pewnych pierw iastków ) większych trudności. Atom, z którego w ytrą ­ cono jeden lub kilka elektronów, ma ładu­

nek jądra w iększy niż ładunek ujem ny po­

zostałych elektronów, w ięc działa na ze­

w nątrz ja k elektryczność dodatnia; tw orzy on teraz jon dodatni. Natomiast atomy, do których dołączyły się dodatkowe elektrony, w ykazu ją działanie elektryczności ujem nej, w ięc n a zyw am y je jonam i ujem nym i.

P R Z E W O D N IK , IZ O L A T O R

T eoria elektronowa w yjaśn ia doskonale w iele zja w isk dotyczących elektryczności.

Oto przew odnikam i elektryczności mogą być tylko takie ciała, które m ają atom y w ten sposób zbudowane, że pewna ilość elektro­

n ów jest w nich bardzo słabo zw iązana z ją ­ drem, w izolatorach natomiast wszystkie elektrony są silniej «trzym an e» przez jądro.

E L E K T R Y C Z N O Ś Ć «T A R C IA »

Znane ju ż w starożytności elektryzowanie przez «tarcie», odbyw a się w ten sposób, że część elektronów przechodzi wprost z je d ­ nego ciała do drugiego. Ciało uzyskujące w ten sposób nadm iar elektronów, jest na- elektryzowane ujem nie, a równocześnie dru­

gie w yk azu je ładunek dodatni. W ten spo­

sób zrozum iałym też jest — doświadczalnie stwierdzony fakt — że oba te ładunki muszą być sobie rów ne i, że n ie tarcie jest p rz y ­ czyną elektryzow ania się tych ciał (tak są­

dzono daw n iej), lecz odpow iednio silne z b li­

żenie, bo na odległość rzędu średnicy atomu, a tarcie pomaga tylko do uzyskania w iększej pow ierzchni styku.

IN D U K C J A E L E K T R Y C Z N A

Także, ważne zjaw isk o indukcji elektro­

statycznej (in flu e n cji), polegające na tym, że przew odnik elektrycznie obojętny, przez

(13)

W S Z E C H Ś W I A T 107

samo zbliżenie go do ciała naelektryzowa- nego, zyskuje dwa równe sobie ładunki elektryczne znaków przeciwnych (ryc. 2a), jest teraz dla nas całkiem oczywiste. Oto elektrony wchodzące w skład atom ów prze­

wodnika B, zbliżonego do ciała A naelektry- zowanego np. ujem nie, doznają działania sił odpychających (elektryczności rów noim ien- ne). T o samo dotyczy tzw. swobodnych elek­

tronów, które ju ż z jakichkolw iek innych powodów oderw ały się od jądra. T e elek­

trony, które są bardzo słabo związane z ją ­ drami, odryw ają się od nich i razem z elek­

tronami «sw ob odn ym i» w ędrują do tego końca przew odnika B, który jest oddalony od ciała na elektryzowanego A ; w ten sposób część przewodnika B, bardziej odległa od ciała A, m a nadm iar elektronów (w sto­

sunku do stanu norm alnego), dlatego w yk a ­ zuje ładunek ujem ny, bliższa zaś część m a­

jąc niedobór elektronów, zdradza ładunek dodatni, oczyw iście tej samej wielkości, jak dalsza ujem ny.

atom ów w 1 cm ’ . Szybkość tego ruchu bezładnego jest kolosalna, bo przekracza 2000 km/sek. Dla u m ożliw ienia tego szyb­

kiego ruchu elektronom, zbędne jest w ierce­

nie tych otworów, których domagał się ów cesarski dygnitarz, bo metale ju ż bez tego są dla elektronów aż zanadto «dziuirawe». P rz e ­ cież w ym ia ry jądra, elektronów i ich w za-

B

F,

Ryc. 2a. Indukcja elektrostatyczna. A — ciało naelektryzorwaine, B — przewodnik.

Ryc. 2b. Przepływanie prądu przez pręt meta­

lowy. F i — siła odpychająca elektron, F 2 — siła przy,ciągająca elektron, Q — ciała o różnych

potencjałach elektrycznych ( + , —).

P R Ą D E L E K T R Y C Z N Y

P rzejd źm y jednak nareszcie do rozpatrze­

nia prądu elektrycznego. Najczęściej mamy do czynienia z prądam i elektr. płynącym i w metalach, w ięc w ypada się nim i przede wszystkim izająć.

Metale są dobrym i przewodnikam i, więc najbardziej zewnętrzne elektrony poszcze­

gólnych atom ów, ogrom nie łatwo odryw ają się od atomu, dlatego w metalach występują atomy, jo n y i swobodne elektrony. T e osta­

tnie poruszają się ruchem bezładnym w przestrzeniach m iędzyatom owych, tw o­

rząc niejako «gaiz elektronowy*. Ilość tych elektronów -włóczęgów m oże być w m eta­

lach —: przy odpow iednich warunkach — wprost niew yobrażalnie w ielka, gdyż taką jest ilość atom ów. A b y sobie ten fakt lepiej uprzytomnić przypom inam , że w ym iary średnicy atomu są rzędu 10-8 cm, a dla otrzy­

mania objętości należy średnicę podnieść do potęgi trzeciej, w ięc — uwzględniając czyn­

nik przy 10-8 cm — otrzym am y rząd od 10'22 cm3 do 10-24 cm 3. Odwrotności tych czvli 10-22 do 10-24 orientują nas o ilości

jem ne odległości w atom ie w yglądają tak, jak jabłka o średnicy 5 om oddalone jedno od drugiego o 5 km! Skoro w ięc sam atom ma tyle w olnej od «m a terii» przestrzeni, to chyba m iejsce m iędzy poszczególnymi ato­

mami nie jest bardziej zagęszczone.

Gdy chcemy, by przez pręt m etalowy p ły ­ nął prąd elektryczny, to m usim y do tego pręta przyłożyć napięcie tj. połączyć końce tego pręta z ciałam i o różnych potencjałach elektrycznych (ryc. 2b). Ciała, które posiada­

ją tę samą ilość elektronów (rów nom iernie rozłożonych) co i protonów, m ają potencjał elektr. zerowy, czyli ten sam, ja k i m a z ie ­ mia. Potencjału elektr. dodatniego nabierają ciała, gdy ujm iem y im pewną ilość elektro­

nów, a znowu w ykazu ją potencjał elektr.

ujemny, gdy posiadają w ięcej elektronów niż protonów. Z tego m am y oczyw isty w n io ­ sek, że ciało m ające potencjał dodatni, obar­

czone jest ładunkiem dodatnim, a ładunek elektr. ujem ny posiada ciało w ykazujące potencjał ujemny. W ten sposób zrozum ia­

łym teraz jest, że elektrony naszego pręta metalowego, do którego przyłożono napięcie, znajdują się pod działaniem sił przyciąga-

(14)

jacych ładunku dodatniego, oraz odpychają­

cych, pochodzących od ładunku ujem nego.

(O czyw iście — tw ierdzenie pow yższe jasne jest tylko dla tych, którzy pam iętają o tym, że ładunki elektr. rów noim ienne odpychają się, a różnoim ienne przyciągają się w za je m ­ n ie). U jm u jem y to krócej m ówiąc, że elek­

trony naszego pręta m etalowego znajdują się w polu elektrycznym . Gdy patrzym y się na ryc. 2b, to w id zim y, że siły dziołające na elektron — odpychająca F x i przyciągająca F 2 m a ją zgodny kierunek, w ięc pom agają sobie w zajem nie. A le siła jest przyczyną zm iany stanu ruchu, dlatego składowa pręd­

kości bezładnego ruchu elektronów w k ie ­ runku od plus do minus zostaje powiększona i odbywa się w rezultacie w ędrów ka elektro­

nów w tym kierunku. Jednak średnia szyb­

kość przesuwania się tej olbrzym iej «a rm ii»

elektronów w zdłuż pręta jest stosunkowo bardzo powolna, bo w przeciętnych w aru n­

kach, wielkość je j jest rzędu 1 mm/sek.

Szybkość ta uzależniona jest od p rzyłożo­

nego napięcia (p o p raw n iej: od natężenia pola elektrycznego), bo im w iększe p rzy ło ­ żono napięcie, tym większa siła działa na nasze elektrony.

P R A W O O H M A

Ostatnio przytoczone rozw ażania pozw a­

lają nam w yja śn ić teoretycznie podstawowe prawo elektrotechniki, które ju ż dawno zostało wykazane dośw iadczalnie przez O h m a . Pra w o to poucza, że natężenie prądu elektrycznego jest wprost prop orcjo­

nalne do napięcia, a odw rotnie do oporu elektr. tej części obwodu, do której p rzy ło ­ żono owo napięcie. Natężenie prądu jest tu­

taj nicizym innym , ja k ilością elektronów przechodzących przez przekrój pręta, ale przeliczoną na jed ną sekundę. N ie podlega chyba żadnej w ątpliw ości, że ilość ta jest tym większa, im w ięcej w ogóle jest tych elektronów -w łóczęgów w pręcie i im prędzej się one przesuw ają w kierunku prądu. O ilo ­ ści elektronów decyduje przekrój pręta i jeg o przewodność w łaściw a, która uzależniona jest od liczby «sw obodn ych» elektronów, przypadających na jeg o 1 cm 3. Szybkość

znowu poruszania się owej «a rm ii» elektro­

nów, zależy od siły działającej na poszcze­

gólne elektrony, a ta jest tym większa, im w iększe przyłożono napięcie do pręta, a dłu­

gość tego pręta jest mniejsza.

RÓ ŻN E PR Ę D K O ŚC I

T a k m ała — ja k w yżej podano — pręd­

kość prądu elektrycznego w przew odzie m e­

talow ym znajduje wytłum aczenie w tym, że elektrony w sw ym szybkim pędzie bezład­

nym zderzając się ciągle z jonam i i atomami metalu, zm ieniają bezustannie kierunek ruchu.

N ie n ależy tu jednak m ylić prędkości prądu elektrycznego z szybkością rozchodze­

nia się pierwszego «im pulsu» elektrycznego, który powstaje w m omencie włączania prą­

du, bo ten biegnie w zdłuż przew odów w po­

staci fa li elektrom agnetycznej z szybkością światła. Natom iast jeszcze inną jest pręd­

kość rozchodzenia się napięcia przyłożonego do dw uprzewodow ej linii, bo nim to napię­

cie dojdzie do końca tej linii, to upłynie czas potrzebny do naładowania kondensatora, ja k i tworzą te dwa przew ody; dla kabli czas ten jest dłuższy n iż dla przew odów napo­

w ietrznych, zakładając oczyw iście to samo napięcie robocze i tę samą długość.

C IE P Ł O J O U LE ’A

T e w yżej om ów ione bezustanne zderzenia elektronów, pozw alają nam w yjaśn ić jeszcze inne cenne dla praktyki zjaw isko, a m iano­

w icie tzw. ciepło J o u 1 e’a. O bjaw ia się ono tym, że pręt m etalow y nagrzew a się, gdy przez niego p łyn ie prąd elektr. Otóż m usim y w iedzieć, iż w czasie przepływu prądu elektr.

przez metale, ani ich atom y, ani jo n y — chociaż na te ostatnie działają siły pola elektrycznego — nie przem ieszczają się w zdłuż pręta, a jed yn ie m ogą drgać dokoła swych położeń równowagi. Ciepło znowu jest niczym innym, ja k średnią energią k i­

netyczną drobin poruszających się bezła­

dnie. Skoro w ięc elektrony płynącego prądu zdenzają się z atom am i i jonam i, to muszą tracić część swej energii kinetycznej na rzecz

(15)

W S Z E C H Ś W I A T

109

tych ostatnich w praw iając je w gw ałtow ­ niejsze drgania, dlatego średnia energia k i­

netyczna atom ów i jon ó w powiększa się, a to oznacza, że temperatura metalu rośnie.

T E M P E R A T U R A O OPORNOŚĆ T u jest też odpow iednie miejsce, by w y ­ tłumaczyć, dlaczego opór m etali rośnie, gdy podw yższam y ich temperaturę. Oto wyższa temperatura oiznacza gwałtow niejsze drga­

nia jonów i atom ów, stąd m am y większą ilość zderzeń ich z elektronami, a w konse­

kwencji, m niejsza ilość tych ostatnich, p rzej­

dzie w tym samym czasie przez przekrój pręta tj. rów nolegle do działania pola elek­

trycznego. Pon iew aż izakładamy, że przyło­

żone napięcie nie uległo zmianie, a stw ier­

dziliśm y zm niejszenie natężenia prądu, więc tym sam ym w ykazany m am y wzrost opor­

ności elektrycznej metali.

K IE R U N E K P R Ą D U E L E K T R Y C Z N E G O I jeszcze jedna sprawa domaga się w y ja ­ śnienia. Z opisu w yżej podanego wynika, że prąd elektr. w metalach, jako ruch elek­

tronów, płynie w kierutnku od minus do plus, a tymczasem ogólnie przyjęto, iż prąd elektr.

płynie od plus do minus, a to oznadza, że prąd jest ruchem ładunków dodatnich. Skąd się bierze to błędne przekonanie i dlaczego wiedząc, iż jest ono błędne, tolerujem y je nadal? Otóż to są skutki — że się tak w y ­ rażę — «grzechu pierworodnego* nauki 0 elektryczności, gdy na w iele lat przed od­

kryciem elektronu uznano, że prąd jest ru­

chem elektryczności dodatniej. N ie tylko n a ­ pisano sporo tysięcy książek, w których oznaczany jest kierunek prądu od plus do minuis, ale w ypow iedziano sizereg twierdzeń 1 reguł, które op ierają się właśnie na tym kierunku prądu. P rzy jęcie w ięc «z m iejsca»

i oznaczanie kierunku prądu przeciwnie jak dotychczas, stałoby się przyczyną niemałego chaosu, gdyż wszystkie podręczniki stałyby się błędne, a pewne reguły podane w nich byłyby z gruntu fałszywe, w ięc tu należy szukać przyczyny oznaczania w dalszym ciągu kierunku prądu, jako ruchu elektrycz­

ności dodatniej.

Zdaję sobie z tego sprawę, że takie w y ja ­ śnienie w yw ołać m oże u ogółu krytycznych czytelników duże niezadowolenie, jeżeli nie oburzenie. Jak to — zaw ołają grom kim gło­

sem — więc uczeni dla pokrycia swych błęd­

nych rozum owań i ratowania swych książek, podtrzym ują nadal swój błąd i jego konse­

kwencje?! Otóż właśnie o te konsekwencje chodzi, bo nie m a ich całkiem! M y m am y do czynienia jed yn ie z d z i a ł a n i a m i prą­

dów elektr. Doświadczenia zaś R o w 1 a n d a w ykazały niezbicie, że działanie elektrycz­

ności dodatniej, poruszającej się w jednym kierunku jest identyczne z działaniem elek­

tryczności ujem nej poruszającej się w kie­

runku) przeciwnym do poprzedniego. Skoro w ięc chodzi o skutki prądu elektrycznego, — a zawsze tylko o to nam chodzi — to w olno nam przyjąć tak dobrze, iż ładunki ujem ne poruszają się w jedną stronę pręta m etalo­

wego, ja k też uznać, że odbyw a się ruch elektryczności dodatniej w kierunku prze­

ciwnym . Poniew aż — ja k w yn ika z ostatnich rozważań —■ można dowolnie oznaczyć k ie­

runek prądu, dlatego ze w zględu na tradycję i — last, but not least — ze względui na owe setki tysięcy podręczników, oznaczamy k ie­

runek prądu od plus do minus. Jeżeli ktoś w dalszym ciągu kręci tu głow ą z wyraźną dezaprobatą, to przypom inam mu znany ,z codziennego życia fakt podobny: przecież stale m ówim y, że słońce wschodzi i zacho­

dzi, chociaż już od kilku w ieków w iem y, iż to właśnie ziem ia w iru jąc koło swej osi, po­

w oduje ów pozorny ruch słońca.

(16)

S. MACKO

PÓ ŁNO CNO -ZACH O D NIA G R A N IC A S O S N Y — G R A N IC Ą S ŁO W IA N

Zagadnienie północno-zachodniej granicy Słowian b yło już z daw ien dawna przedm io­

tem ożyw ionych dyskusji m iędzy uczonym i prehistorykam i i historykam i polskim i i n ie ­ m ieckim i, bo o granicę sąsiedzką z N ie m ­ czyzną chodziło. Chodziło o ziem ie leżące na zachód nie tylko od O dry i N ysy, ale i o z ie ­ m ie leżące na zachód od Łaby. B y ły okresy, kiedy dyskusje naukowe w tym p rzed m io­

cie przeradzały się w m niej lub bardziej n a ­ miętne spory, ale z biegiem czasu w tych bu rzliw ych polem ikach polscy uczeni coraz częściej i coraz bardziej zdecydow anie brali górę niezbitą mocą sw oich przytaczanych argum entów naukowych. W św ietle tych ar­

gum entów stawało się coraz bardziej oczy­

wiste, że Słow ianie b y li gospodarzam i tych ziem od praw ieków . Pon iew aż niem ieccy uczeni nie chcieli św iadom ie uznać tych n ie­

odpartych argumentów, przeto w y c o fy w a li się p ow oli z dyskusja.

Jeszcze do r. 1933 polem izow ali na ten te­

mat na łamach różnych pism specjalnych i popularnych, ale bardzo niechętnie i n ie­

przekonywująco. Dopiero rozszalała propa­

ganda hitlerow skiego reżim u położyła zd e­

cydow any kres tym skąpym w ynurzeniom niem ieckich badaczy. Zan im jednakże to n a ­ stąpiło, do ogólnej dyskusji na ten fra p u ­ ją cy 'temat w trącili się także niem ieccy p rz y ­ rodnicy. W pierw szych latach dwudziestego stulecia pisał o tym biolog R. G r a d m a n n , a później botanik A . P f i s t e r , H. I s s l e i l e i inni. W y p o w ie d zi niem ieckich botaników były na ogół przez ich ziom ków w sposób m niej lub w ięcej gw ałtow n y zwalczane, p o ­ niew aż nie odpow iadały duchowi n iem iec­

kiego szowinizmu. Do takich należał w yd ru ­ kow any w «K osm osie» w r. 1928 artykuł P f i s t e r a : «Sorbenw all und K iefern gren - ze» czyli « W a ł serbski i granica sosny».

Co oznacza «serbski» w yja śn ia profesor L e h r-S p ł a w i ń s k i pisząc, że «plem iona słowiańskie dochodzące ku zachodow i po Lim es Sorabicus (w a ł serbski) znane są

w historii pod wspólną nazwą Serbów (łac.

Surbi albo Sorabi) — później zaś noszą m iano Łużyczan...»

A teraz oddajm y głos A. P f i s t e r o w i , który pisze w swoim artykule: « W klasyczny wprost sposób w ykazał R. G r a d m a n n zw iązek m iędzy umocnionym rzym skim w a ­ łem granicznym zw anym «L im e s » *), a roz­

m ieszczeniem obszarów stepowych w zględ ­ nie pierw otnych lasów liściastych, na tere­

nach dzisiejszej W irtem bergii, ó w umoc­

niony w ał graniczny zbudowali Rzym ianie od Renu do Dunaju m niej w ięcej około 150 r. po nar. Chr., jako zabezpieczenie p rze­

ciw żyją cym poza nim na północy dzikim hordom Germanów (m apka 1). G r a d ­ m a n n nie tylko naukowo w yja śn ił ten związek, lecz rów nież w yja śn ił znaczenie osobliwego w ygięcia tego wału rzym skiego koło m iejscowości L o r c h 2).

W a ł serbo-łużycki (Lim es Sorabicus), który 650 lat później zbudował K arol W ie lk i przeciw sąsiadującym Słowianom , tw orzy w dzisiejszych Niem czech jejzcze bardziej w yraźną granicę geograficzno-roślinną, m ia ­ now icie tw orzy pierwotną granicę m iędzy zw artym i lasami liściastym i na zachodzie, a będącym i w w ybitn ej przewadze lasami sosnowym i na wschodzie (m apka 2). W a ł serbo-łużycki rozciąga się od w ybrzeży B ał­

tyku w okolicy K ilon ii, biegnie przez tzw.

«Saski las» 3) koło Hamburga, zbliża się pod Magdeburgiem do brzegów Łaby, od H all biegnie w zdłuż rzeki Sali, a następnie przez

*) Limes — obwarowania rzymskie w prowin­

cjach kresowych.

2) Lorch — miasto w Wirtem bergii. W dalszej części artykułu nie podaje autor — niestety — dla­

czego w rzymskim wrale znajduje się to wygięte kolano, ale to nie dotyczy spraw, które nas tu spe­

cjalnie interesują.

3) Saski las — kompleks leśny o powierzchni około 70 km2, który cesarz W ilhelm podarował

«żelaznemu» kanclerzowi pruskiemu Bismarckowi po wojnie francusko-ptruskiej w r. 1871.

(17)

W S Z E C H Ś W I A T

111

Turyngski L a s 4) dochodzi do rzeki Men (m apka 1)».

«O d dawna zwracano uwagę na rzucające się w oczy zjaw isko, a szczególnie podkre­

ślali to botanicy, że lin ia sztucznego wala obronnego (L im es Sorabicus) długości około 500 km pokryw a się praw ie dokładnie z pier­

wotną, zachodnią granicą sosny w N iem ­ czech. To, że ta długa linia d z i e l ą c a d w a s z c z e p y i d w i e k u l t u r y dzieli je d ­ nocześnie dwa tak odmienne zbiorowiska le ­ śne jak lasy sosnowe i liściaste, nie może żadną m iarą być w yłącznie przypadkowe*.

Jest rzeczą n iezw yk le interesującą i go­

dną uwagi, że lin ia Ła b y jest linią podziału nie tylko dwóch obszarów leśnych (lasów l i ­ ściastych i lasów szpilkow ych), lecz jest ró­

wnież linią podziału dwóch odmiennych ob­

szarów ornitofaunistycznych. Znany ornito­

log polski J. D o m a n i e w s k i stwierdza w sw ojej pracy pt. «F au na ornitologiczna dorzecza W is ły i je j stosunek do fauny do­

rzeczy większych rzek sąsiednich* (Muzeum Zoologiczne, W a rszaw a 1918), że «...pod względem składu ornitologicznego dorzecze Odry nie różni się od dorzecza W is ły , lecz odwrotnie stanowi jednolitą faunę..., której zachodnich granic należałoby się doszukiwać pomiędzy Odrą i Łabą».

Jak w ytłum aczyć osobliwą zgodność prze­

biegu sztucznego w ału i lin ii dzielącej dwa odmienne zbiorow iska leśne? Zagadnienie to od dawna frapow ało botaników, którzy starali się je rozw iązać stwarzając różne hipotezy. W ed łu g A. P f i s t e r a starsi bo­

tanicy niem ieccy w yra ża li pogląd, że Ger­

manie trudniący się wówczas wypasaniem bydła zm ien ili w ciągu setek lat lasy roz­

ciągające się na zachód od Łaby i Sali chro­

niąc odpow iedniejsze dla leśnych łąk i past­

wisk dęby i buki. Sosny zostały przeto sto­

pniowo zupełnie wyniszczone, tak, że »1 i- n i a Ł a b y i S a l i j e s t g r a n i c ą m i ę ­ d z y o b s z a r a m i g e r m a ń s k i m i i s ł o w i a ń s k i m i o r a z r ó w n o c z e ­ ś n i e g r a n i c ą l a s ó w l i ś c i a s t y c h

4) Turyngski Las — wzgórza środkowych Nie­

miec długości około 110 km, szerokości 10— 35 km, a wysokości do 500 m npm.

i s o s n o w y c h». W późniejszych czasach podważono tę hipotezę stwierdzeniem faktu, że w zam kniętym obszarze germańskim utrzym ały się aż do dnia dzisiejszego dość duże kompleksy lasów sosnowych, grupujące się w dolinie spływu rzeki Menu i Renu,

Mapka 1. A —B — w al henbo-łużycki, C—D — w ał rzymski. 1. Serbo-Łużyczanie. 2. Słowiańscy

Drzewiaime. 3. Germanie.

w górach Harzu i w obszarze Gifhorn koło Liineburga (m apka 2). T e lasy sosnowe w y ­ stępują jako izolow ane grupy w yspow e wśród ogrom nych obszarów lasów liścia­

stych. Nasuwa się więc pytanie dlaczego Ger­

manie nie zam ien ili przez wypas bydła i tych lasów sosnowych?

D zisiaj m am y na to pytanie odpowiedź popartą argumentami naukowym i, w św ie­

tle których rzecz przedstawia się trochę ina­

czej. Argum entów tych dostarczają badania torfow isk pod w zględem zawartości ziarn pyłków kw iatow ych różnych drzew. W e wczesnym okresie polodowcowym , kiedy lą- dolód cofnął się daleko na północ ze środko­

w ej Europy, jeziora polodowcowe zarastały roślinnością, podobnie jak dzisiaj, tworząc w ciągu tysięcy lat torfowiska. M igrujące i osadzające się na opuszczonych przez lod o­

wce terenach różne gatunki drzew rozsie­

w ały p rzy pomocy wiatru m ilion y swoich pyłków kwiatowych, które padały rów nież

(18)

na pobliskie torfow iska i konserw ow ały się w masie torfow ej niby w jakim ś osobliw ym archiwum przyrody. Znajom ość budowy ziarn pyłk ów kw iatow ych różnych gatun­

ków drzew, krzew ów , roślin zielnych i p a ­ proci pozw ala nam «od czytać» dzisiaj przez

Mapka 2. A— B — półn o>en o- zachodnia granica zasięgu sosny. 1. Obszary z przewagą lasów li­

ściastych. 2. Obszary z przewagą lasów sosno­

wych. I — Gifhorn, I I — Góry Harcu, I I I — T u ­ r y ngski las.

analizę m asy torfow ej badanej pod m ik ro ­ skopem, ja k ie rośliny składały w n im sw oje pyłki kw iatowe, w jakim procencie i w j a ­ kim m niej w ięcej czasie.

Otóż dotychczasowe w yn ik i tych badań p o zw oliły na zobrazow anie z dużym p ra w d o­

podobieństwem kolejn ej m ig ra cji poszcze­

gólnych gatunków drzew w okresie polodow - cowym . Ustalono m ianow icie, że po co fn ię­

ciu się lodowca z Europy środkowej na p ó ł­

noc powstawała na m iejscach przez niego opuszczonych tundra, podobna do dzisiejszej tundry arktycznej. Z ch w ilą gdy rozpoczęła się w ędrów ka drzew z południa, połu dnio­

w ego wschodu i zachodu, na tundrę w k ra ­ czała n ajpierw sosna i panow ała na zajętych przez siebie obszarach przez tysiące lat, do­

póki zm iana klim atu na cieplejszy nie p o ­ zw oliła na osadzanie się na tych terenach drzewom liściastym. Gdzie buki i dęby, a także inne drzew a liściaste zn ajd ow ały do­

brą gleibę, wówczas, — ja k o drzew a znoszące dobrze ocienienie — w ypierały sosnę, która jest drzewem świałłolubnym , ale ma skrom ­ niejsze w ym agania pod w zględem warunków glebowych.

Zgodnie z tym P f i s t e r dochodzi do na­

stępującej konkluzji: «Obszary położone na północ i na zachód od Ła b y i Sali posiada­

jąc klim at atlantycki a w ięc w ilgotn y i do­

brą przew ażnie glebę, sprzyjały pod w zg lę­

dem siedliskow ym osadzaniu się na nich w epoce polodow cowej drzew liściastych, na­

tomiast na obszarach położonych dalej na wschód o klim acie bardziej kontynentalnym, a w ięc suchym i o piaszczystej, uboższej g le­

bie u trzym yw ała się dobrze sosna. W obec tego w yżej w ym ienione stanowiska w yspow e lasów sosnowych w zam kniętym obszarze germańskim, są reliktam i z wczesnej epoki polodow cow ej. Sosny w yszły tutaj zw y c ię ­ sko z w alki o b y t i nie dały się w yrugow ać drzew om liściastym dzięki temu, że rosły na kiepskiej glebie. N iew ątp liw ie ta walka drzew o byt i m iejsce na ziem i była ju ż na tych obszarach zakończona kiedy w kroczyli na nie Germanie. N ależy więc przyjąć, że na większości obszarów zajętych przez plem iona germ ańskie panow ały lasy liściaste. Jest tylko kw estią sporną czy kraj leżący m ię­

dzy W ezerą a Łabą i stanowiący wschodnio- graniczny obszar Germanów, — gdzie jes z­

cze dzisiaj wśród lasów liściastych w ystę­

pu je tu i ów dzie domieszka sosny, — po­

siada naturalne lasy liściaste, czy też Ger­

m anie po wkroczeniu na te obszary w y tę­

p ili i tu sosnę przez wypas b yd ła».

W ed łu g prof. L e h r-S p ł a w i ń s k i e g o

«p ierw sze w zm ianki historyczne dotyczące Słow ian północno-zachodnich, które pocho­

dzą z przełom u w. V I — V I I naszej ery, do­

wodzą, że sięgali oni wówczas sw ym i siedzi­

bam i daleko na zachód aż poza Łabę i Salę.

W y n ik a więc z tego, że przed w ybudow aniem wału serbo-łużyckiego Germanie w yparli Słowian z terenów leżących m iędzy W ezerą i Łabą. Słowianie ci to b y li tzw. «D rzew ia - n ie», których szczepy germańskie w ytęp iły zupełnie. Jest rzeczą bardzo prawdopodob­

ną, że naturalna pierwotna granica sosny przebiegała w górnym biegu Ł a b y znacznie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Synteza trójglicerydów: a - synteza trójglicerydów w tkance tłuszczowej rozpoczyna się od redukcji fosfodw uhydroksyacetonu (pochodzi z procesu glikolizy) do fosfóglicerolu,

Zgrom adzone zo stały przez pracow ników duże zb io ry dla celów

W obec tego m iejscem rad ia cji człow iekow atych m usi być inne środow isko.. W in teresu ją cej rozp raw ie streszczają

Po połączeniu

na 'inich tfaęyć pewne nierównomierne ruchy /ale na tej podjławie nie potrafili uftalić nic takiego / co by do (bieganym gam /kom odnowią- dato ęcatą pewnostm...

O tych zresztą wym aganiach jego najlepiej świadczy fakt pojawiania się czasem tylko przy szałasie, i to wkoło gnojowni, razem ze szczawiem alpejskim, który jest

Jest to bowiem organizm ogromnie wrażliwy na zakwaszenie podłoża, przy pH niższym od 5'8 nie może się już rozwijać.. Przy większym

O ile jednak ogólne pogorszenie się warunków życia mogłoby do pewnego stopnia tłumaczyć zahamowanie wzrostu zwierząt ży- żyjących w środowisku wodnym,