k s i ą d z p r a ł a t
WSPOMNIENIE O KS. INFUŁACIE KAZIMIERZU FIGLEWICZU (1903— 1983)
Słowo o człowieku. Jego k u rialn a k a rta p ersonalna w ym ienia chłodno i lakonicznie n astępujące po sobie etap y służby dla K oś
cioła: w ikariusz w Ruszczy (1926—1930) i w W adow icach (1930 1933), później w ikariusz p arafii arch ik ated ra ln ej w k atedrze w a w elskiej (1933—1956), w końcu kanonik g rem ialny K ap itu ły M e
trop o litaln ej K rakow skiej (1957). Tu powoli, w edle praw a s ta r
szeństw a, postępow ał po szczeblach k ap itu ln ej h ierarch ii, bardzo wysoko ceniąc sobie godność kanoniczą. Był kustoszem kap itu ły (1969), jej scholastykiem (1977), wreszcie archidiakonem (1982). Sto
lica A postolska obdarzyła go godnościam i P ra ła ta Domowego Jego Św iątobliw ości, a u schyłku życia protonotariusza apostolskiego (1982), co upraw niało do używ ania infuły w ty p ie m itra s im p le x 1.
T yle danych z k u rialn e j an k iety personalnej. K a rta do k o m pute
rowego zakodow ania. S m utne signum tem poris naszych czasów, lubujących się w m nożeniu faktów , pozbaw ionych obrazu człow ie
ka, którego w idzim y tylko w w ym iarze cy fr bez p lasty k i w łaści
wej ludzkiej postaci. W ykaz godności i pełnionych fu nkcji cał
kowicie ódczłowieczony.
A K siądz P ra ła t był po prostu człow iekiem i w ty m słowie do
strzegał zawsze głębokie treśc i w ynikające z dzieła k reacji Boga, k tó ry stw orzył nas ,,na obraz i podobieństw o sw oje”. Słowa za
czerpnięte z Genesis zobow iązywały. T ak pojm ow ał człowieczeńs
tw o ks. K azim ierz Figlewicz. Odszedł n a zawsze 23 w rześnia 1983 roku w w ieku 81 lat, w yniszczony ciężką chorobą, od la t trap io n y uciążliw ym i cierpieniam i. Z m arł w K rakow ie, gdzie też na po
czątku naszego stulecia u jrz a ł św iatło dzienne. C hlubił się tym krakow skim pochodzeniem . To um iłow ane przezeń m iasto stało się treścią Jego życia. Od dziecka wpojono m u bezgraniczne u m i
łow anie przeszłości, k tó ra przem aw iała w K rakow ie z każdego m iej
sca, uświęconego historią, polskością a n ad e w szystko chrześci
jańską trad y c ją p rzenikającą nasze dzieje. K ształtow ał księdza F i- glew icza K raków ^pełen zabytków , przem aw iających do pielgrzym a
1 Archiwum Kurii Metropolitalnej Krakowskiej — akta personalne ks. Kazimierza Figlewicza.
238 M IC H A Ł R O Ż E K
[2]
zespołem im ion i daw no zgasłych nazw isk, w pisanych bez reszty w narodow e dzieje. P rzyszedł na św iat na początku stulecia, w czasie gdy nie stało jeszcze naszej państwowości.
Z rodzinnego, mieszczańskiego dom u w yniósł atm osferę przesy
coną religijnością, k tó ra niebaw em zaowocowała w kapłaństw ie.
Z tego okresu nieraz w spom inał niepow tarzalny uro k cerem onii li
turgicznych celebrow anych w krakow skich św iątyniach, liczne b ractw a religijne dające opraw ę uroczystościom.
Do najw ażniejszych zaliczał obrzędy w ielkotygodniow e w k a te drze w aw elskiej, k tó rej atm osferę bez reszty chłonął jako m łody chłopiec. Zawsze głęboko przem aw iał doń dialog starca z córkam i ukazany przez S tanisław a W yspiańskiego w W y zw o len iu : „tu w szy
stko jest Polską, kam ień każdy i okruch każdy, a człowiek, k tó ry tu w stąpi, staje się P olski częścią (...). Otacza was Polska, w ie
czyście nieśm ierteln a” 2. Te słowa poety dotyczyły k a te d ry w aw el
skiej, spokojnej, cichej, przesyconej powagą przeszłości i cieniam i w ielkich pogrzebanych w jej podziemiach. W ielki Tydzień w zbo
gacał duszę młodego chłopca,* potem alum na sem inarium , w reszcie kapłana. Potężne m isterium zyskiw ało w królew skiej św iątyni do
datkow ą oprawę. Po w ielu latach będzie uczył w czuw ania się w ducha narodow ej i chrześcijańskiej przeszłości innych. W ielki uczeń Księdza P rałata , obecny Ojciec Św ięty J a n P aw eł II pod
czas rekolekcji w atykańskich, k tóre głosił jeszcze jako kardynał, znakom icie skreślił swoje przeżycia z w ielkotygodniow ego sacrum m isterium pokazanego Mu przez ks. Figlewicza: „Nie zapomnę n igdy pierw szego przeżycia (...) tej litu rg ii w w ielkiej opraw ie k a te d ry w aw elskiej. Poszedłem tarń jako kilkunastoletni chłopak w godzinach popołudniow ych W ielkiej Środy, kiedy po raz pierw szy śpiew ano Ciemną Jutrznią. P am iętam rzędy ław ek zajęte przez alum nów z Sem inarium , stalle, w których godnie zasiadali prałaci i kanonicy kapituły, w reszcie przy w ielkim ołtarzu k a te d ry M e
tropolitę K rakow skiego, niezapom nianego Księcia A dam a S tefana Sapiehę. W centralnym m iejscu w ielki trójnóg, na k tó ry m paliły się świece, stopniowo w ygaszane w m iarę, jak zebrani kończyli śpiewać poszczególne psalm y. (...) N ieraz zastanaw iałem się nad tym przeżyciem , którego nigdy już później nie dała mi w tak im stopniu Ciem na Jutrznia n aw et w tej sam ej katedrze. Tam to było jedyne w swoim rodzaju. Polegało na jakim ś w ielkim odkryciu.
Nie tylko odkrycie niezw ykłego swoistego piękna liturgii, ale nade wszystko odkrycie tej absolutnej wielkości, k tó rą jest T ajem ni
ca niesiona przez tę liturgię, przez nią głoszona jako nieustające O rędzie” 3.
2 S. W y s p i a ń s k i , Wyzwolenie, Warszawa 1948 s. 85—86.
3 K a r d y n a ł K a r o l W o j t y ł a , Znak któremu sprzeciwiać się będą..., Znak R. XXVIII: 1976 nr 268 s. 1335—1336.
[3] K S IĄ D Z P R A Ł A T K A Z IM IE R Z FIG L E W IC Z (1903—1983) 239
Obok katedry, nazyw anej przez K siędza P ra ła ta streszczeniem dziejów narodow ych obfitow ał K raków w liczne uroczystości lo kalne, słynął z cudow nych w izerunków m aryjnych, grobów pol
skich świętych. To w szystko kształtow ało um ysły i dusze. Po m a turze K azim ierz Figlew icz zdecydował się na w stąpienie do Sem i
n ariu m Duchownego. C hyba owa C racovia sacra zadecydow ała o pow ołaniu kapłańskim . 19 w rześnia 1925 r. K azim ierz Figlewicz zo
stał wyśw ięcony na kapłana. N iebaw em podjął tru d pracy w ik a
riusza w Ruszczy, a od roku 1930 w W adowicach. T utaj zetknął się z m łodym m in istran tem K arolem W ojtyłą. Był także jego k a techetą. Chłopiec służył do mszy św. ks. Figlewiczowi. Z adzierz
gnięta w tedy przyjaźń i szacunek w zajem ny trw a ł będzie do osta
tnich chw il życia Zm arłego. Zw iązki te u trw a liły się głębiej gdy K arol W ojtyła został studentem U niw ersytetu Jagiellońskiego, póź
niej alum nem sem inarium , kapłanem , profesorem KUL-u, potem biskupem sufraganem , arcybiskupem m etropolitą, kardynałem , w re szcie papieżem. Służył ks. Figlewicz przyszłem u papieżow i radą, jak rów nież posługą sakram entalną, będąc Jego w ieloletnim spo
w iednikiem . W pływ ks. Figlewicza na kształtow anie osobowości przyszłego papieża w ydaje się być znaczny. Sw ojem u katechecie i spow iednikow i poświęcił Ojciec Ś w ięty słów parę, przy okazji rozmów prow adzonych z A ndré Frossardem : „ogrom nie wiele za
wdzięczam kapłanom , zwłaszcza jednem u, dziś już sędziwemu, k tó ry jeszcze w latach chłopięcych sw oją ogrom ną prostotą i dobro
cią przybliżał mi C hrystusa — a potem w iedział, w którym m o
m encie mógł jako spow iednik powiedzieć mi: C hrystus w skazuje Ci drogę do k ap łań stw a” 4.
P obyt w W adowicach trw a ł co p ra w d a krótko. Owoce zebrano po latach. W roku 1933 abp A dam S tefan Sapieha przeniósł ks. F i
glewicza do pracy w k atedrze w aw elskiej, k tó ra stała się odtąd pasją Jego życia. Dziecko K rakow a znalazło się w sercu Polski.
Stał się żyw ą kroniką katedry, jej w ybitnym znawcą, choć nie pozostawił po sobie żadnych prac naukow ych, św iadkiem w szyst
kich w ydarzeń, któ re w strząsnęły tą św iątynią w ostatnim półw ie
czu. P racę na W aw elu trak to w a ł jako pokorną służbę dla k u ltu ry ojczystej, stając się z czasem autentycznym kustoszem katedry, k tó rego św iatłych rad i przem yśleń zasięgali badacze. Pow iadał, że służenie innym jest jego powołaniem . Pozostaw ał zawsze w cieniu, choć cieszył się w śród uczonych niebyw ałym au to ry tetem i n ie k ła m anym szacunkiem , a skrom ność i ew angeliczne cnoty przyciąga
ły do ks. Figlewicza. U jm ow ał w szystkich niepow tarzalną osobo
wością, z dom inującą praw dziw ą szlachetnością i m iłosierdziem . Z upływ em czasu niqpozorna, w ręcz krucha, sylw etka Księdza F i
glewicza zrosła się z kated rą, której oddał najlepsze lata i tyle ser- 4 A. F r o s s a r d , Nie lękajcie się, Watykan 1982 s. 20.
ca. N ieustannie zgłębiał jej dzieje, dając innym wskazówki, nie szczędząc nigdy swego czasu, gdy zaistniała potrzeba służenia po
mocą. Przez długie lata pozostaw ał w cieniu, będąc św iadkiem w ielu historycznych w ydarzeń 5: np. pogrzebu Józefa Piłsudskiego, prac konserw atorskich w krypcie św. L eonarda itp. O cierał się o potężne indyw idualności duchow e i świeckie: księcia A dam a S te
fana K a rd y n ała Sapiehę, w ybitnego h istoryka ks. prof. d ra Jan a F ija łk a czy choćby arch itek ta prof. A dolfa Szyszko-Bohusza. Dzień w ypełniała bez reszty p raca w katedrze, żm udne przygotow yw a
nie p aram entów na niedzielę i św ięta, co czynił do ostatnich lat życia; n ieraz oprow adzanie gości, czy nadzór konserw atorski nad pracam i restauracyjnym i. Należał do w yśm ienitych znawców litu r giki, a szaty liturgiczne dobierał z w ielką starannością. Radowało Go każde odkrycie naukow e, w szystko co pogłębiało wiedzę o pol
skiej przeszłości, zwłaszcza o katedrze. Raziło ks. Figlew icza nieraz u ty lita rn e trak to w an ie historii, jako m aterii propagandow ej. Temu przeciw staw iał się ostro, z łatw ością chw ytając m ielizny in te rp re tacji dziejów. Dotyczyło to rów nież współczesności, a w yczulenie na fałsz powodowało zawsze tak to w n ą lecz zdecydow aną reakcję.
O dpór fałszu uw ażał za obowiązek niem al patriotyczny. W K ra k o wie dostrzegał m iasto szczególne, bo w yrażające naszą tożsamość narodow ą.
H istorię jako re zu ltat dośw iadczeń człowieczych przeżyw ał głę
boko. Należał do pokolenia, k tó re doczekało się pow stania niepod
ległej Polski, praw dziw ie w olnej, zrzucającej k ajd an y stuletn iej niewoli. H istoria ojczysta dla tego pokolenia była spraw ą świętą, w pisaną bez reszty w chrześcijańską ku ltu rę. Doczekał także n a j
boleśniejszego doświadczenia — d rugiej w ojny św iatow ej, a z nią okupacji niem ieckiej. W tedy zrodziła się legenda ks. Figlewicza.
W listopadzie roku 1939 o k u p an t zam knął Wzgórze W aw elskie i k ated rę dla Polaków. Dn. 10 listopada Niemcy zezwolili na od
praw ianie tylko dwóch mszy św iętych w katedrze w ciągu tygod
nia, oczywiście przy drzw iach zam kniętych. Zrazu mszę św. cele
brow ał w pustej katedrze p ra ła t Stanisław Jasiński, potem zaś przez całą okupację rola ta przypadła ks. F iglew iczow i6. Odtąd co środę i niedzielę w asyście żołnierzy niem ieckich odpraw iał mszę św. przed C udow nym P anem Jezusem , do którego m iał zawsze nabożeństwo, podobnie jak do błogosław ionej K rólow ej Jadw igi.
Postać niewysokiego, lekko pochylonego o k ruchej posturze k a płana obrastała w legendę. Był jednym z niew ielu Polaków , p rze
kraczających niedostępne m u ry siedziby generalnego g u b ern ato ra
5 M. R o ż e k , Katedra wawelska 1912—1951, w: Księga Sapieżyńska, t. I pod red. k,s. J. W o l n e g o , Kraków 1982 s. 400.
6 M. R o ż e k , Katedra na Wawelu 1939—1945, TPow R. XXV: 1971 ńr 36. Artykuł opiera ;się na relacji ks. Kazimierza Figlewicza.
H ansa F ranka. K ated raln e msze służyły ks. Figlewiczowi do cią
głej kontroli przechow yw anych w tej szacownej św iątyni za b y t
ków, w szczególności param entów i pam iątek historycznych zło
żonych w skarbcu katedralnym . Niemcy bow iem przez całą okupa
cję m ieli klucze od katedry. Czujne i w praw ne oczy ks. F igle
wicza bez przerw y czuwały, choć w ten sposób chroniąc k a te d ra l
ne skarby. W tedy dla k rakow ian osoba ks. Figlew icza łączyła ich z ukochanym W awelem, pozostającym w świadomości narodow ej bezsprzecznym sym bolem trw ałości państw a polskiego, naw et w m roku okupacji hitlerow skiej. K siądz P ra ła t był pierw szym d u chow nym, k tó ry w dniach w yzw olenia K rakow a spod okupacji za
dbał o zabezpieczenie zbiorów k ated raln y ch przed grabieżą. Ze w zruszeniem odpraw ił — jak nieraz w spom inał — pierw szą mszę św. (28 I 1945) w uw olnionej od hitlerow ców katedrze. Odbyła się w skarbcu katedralnym .
Z araz po w ojnie ks. Figlew icz w raz z p ra ła tem S tanisław em J a sińskim przystąpił do zabezpieczenia zniszczeń w ojennych, stając się w now ej jakże skom plikow anej rzeczywistości praw dziw ym stró żem królew skiej ongiś św iątyni, któ rej teraz poświęcił się bez reszty. Gdy po nagłym zgonie ks. Jasińskiego (zm. 1954) objął rz ą dy w k atedrze dbał przede w szystkim o kontynuow anie i pielęg
now anie wszelkich trad y cji. Głęboko przeżył odsłonięcie grobu k ró low ej Jadw igi, k tó rej proces beaty fik acy jn y był m u szczególnie bliski, otaczał bow iem tę św iątobliw ą niew iastę niem alże m istycz
nym kultem . P łynęły lata, a ksiądz P ra ła t Figlew icz staw ał się praw dziw ą instytucją, sym bolem trw ałości przekonań, m ęstwa, siły woli i charakteru. R eprezentow ał zanikającą k u ltu rę intelek tu aln ą i duchow ą pokolenia zrodzonego jeszcze pod zaboram i, którem u d a ne było przeżyć oczekiw aną niepodległość, a potem staw iać fu n dam enty pod budow ę świeżej państwowości i wreszcie koszm ar okupacji niem ieckiej. Racje narodow e wiążące się nierozerw alnie z k u ltu rą chrześcijańską staw iano sobie zawsze ponad w łasne am bi
cje, a chęć służenia Ojczyźnie trak to w a n a za niepodw ażalny obo
wiązek. Księdzu Figlewiczowi powierzono tak i w łaśnie obowiązek opieki nad skarbam i królew skiej k ated ry na W awelu. S tała się ona — jak już wspom niano — w ielką miłością Zm arłego, k tó ry poświęcił jej pięćdziesiąt la t sta ra ń i troski, szczególnie po drugiej w ojnie św iatow ej. P rzez lata, z ram ienia K apituły M etropolitalnej K rakow skiej, pełnił tu funkcję proboszcza p a ra fii co p raw da liczą
cej niew iele dusz, lecz będącej św iątynią naw iedzaną przez tysiące pielgrzymów . Rozumiał, że historia przem aw ia w tym m iejscu z każdego niem al kam ienia, stanow iąc lekcję praw dziw ego i nieża- kłam anego patriotyzm u. Pojm ow ał, jak n ik t znaczenie tego n a ro dowego san k tu ariu m w życiu religijnym i duchow ym współczes
nego narodu polskiego, k tó ry żyw otne inspiracje czerpać p otrafi w łaśnie z przeszłości. Stąd n ieustanna troska K siędza P ra ła ta o po- 16 — Nasza Przeszłość t. 62
242 M IC H A Ł R O Ż E K
[6]
w ierzone Jego pieczy zabytki k u ltu ry chrześcijańskiej. Nałożone n ań obowiązki poczytyw ał sobie zawsze za w ielkie w yróżnienie i zaszczytny honor, a zgłębianą przez siebie wiedzę hojnie p rz e k a zywał. Tu nie czynił żadnej różnicy pomiędzy uznanym i badacza
mi, a staw iającym i pierw sze kroki na niw ie n au k historycznych w szerokim tego słowa znaczeniu. Zachęcał do studiów , zręcznie podsuw ał lekturę, sam nie zw ażając na znużenie chętnie pokazy
w ał katedrę, czyniąc to z niespotykanym urokiem i k u ltu rą osobi
stą, połączoną z w ybitnym znaw stw em przedm iotu.
Gdy w yczulony słuch chw ytał fałszyw ą nutę, czy to w postaci d aty lub też in terp re tacji, to w tedy z w łaściw ym sobie taktem delikatnie prostow ał, w niczym nie zrażając sobie adw ersarza.
O stro tępił fałsz historyczny, zwłaszcza ten na użytek propagan
dowy, tak jak to często byw ało z pseudonaukow ym i in te rp re ta c ja mi factum S. Stanislai. Uważał, że proboszcz k ated ry w aw elskiej w inien dbać nie tylko o godną Służbę Bożą, u trzym anie św ią
tyni, lecz także bronić czci wielkości tu ta j pogrzebanych. A w iel
kości te darzył bezw zględnym szacunkiem . Służył historii zaklętej w k ated raln y ch m urach, stając się stróżem tru m ien królów i bo
haterów . P am iętał o rocznicach ich śmierci, naw et w tedy, gdy pew ne tru m n y były po prostu niewygodne. Zwłaszcza ta, która przeszła do historii pod m ianem ,,konfliktu w aw elskiego” 7, w roku 1937 pobudzającego um ysły, a którego był ks. Figlewicz nie tylko św iadkiem , lecz także uczestnikiem . Gdy tru m n ę tę chciano w y mazać — zresztą bezskutecznie — z k a rt naszej przeszłości Ksiądz P ra ła t m iał odwagę publicznie modlić się za duszę Tego, który czynił bezinteresow nie dobro Ojczyźnie. P raw d a dla ks. Figlewicza była im peratyw em życiowym, naczelną zasadą postępowania.
M łodych historyków uczył dyskretnie poszukiw ania praw dy i przede w szystkim pokory wobec u praw ianej dyscypliny. Posiadał w yśm ienity d a r prostego naw iązyw ania k o n tak tu z ludźm i w szy
stkich sfer, nie czyniąc żadnych różnic społecznych czy g en eracy j
nych. W śród uczonych cieszył się zasłużonym autorytetem , a poko
rą pociągał i onieśmielał, będąc w swej skrom ności jakże odm ien
nym od współczesnych. Ta niem al franciszkańska prostota płynęła w Nim od „biedaczyny z A ssyżu”, którego bardzo czcił.
K a te d ra w aw elska nie w ypełniała tego pracow itego żywota. Obok niej istniała pokorna służba ludziom : nam — bez w y jątk u — k tó rych obdarzał chrześcijańską miłością. Służył ks. Figlew icz p otrze
bującym i poszukującym . Służył bez przesady wszystkim , w ierzą
cym i niew ierzącym , bez względu na reprezentow aną generację, nie' zam ykając się w przedziałach społecznych, czy politycznych.
Liczył się człowiek. Bez reszty oddany był posłudze duszp aster
7 O tzw. konflikcie wawelskim por. M. R o ż e k , Wokół sprawy Marszałka, „Magazyn Kulturalny” nr 1—(2, Kraków 1983 is. 1—*5.
K S IĄ D Z P R A Ł A T K A Z IM IE R Z FIG L E W IC Z (1903—1983) 243
skiej, spełniając funkcje sakram entalne. Spowiedź u Niego s ta w ała się dialogiem dwóch dusz: lekarza i chorego, więcej, lekarza usilnie wierzącego w skuteczność leczenia.
Należał do ludzi o bezgranicznej dobroci, w rażliw ości i p ra w dziwej mądrości. U fał ludziom, a doznane nieraz zawody nigdy Nim' nie zachwiały. Żył nadzieją, w ierząc nieustannie w dobro tkw iące w każdym z nas. Dobro, k tóre n ik t — jak On — um iał wyzwalać, ucząc rzadkiej cnoty przebaczania, ufności w autentyczne porozum ienie człowiecze. Całe życie szukał tego co łączy, a nie co dzieli. Postaw a ta przybierała cechy praw ie heroiczne. Po prostu w ierzył, niem al z dziecięcą w iarą, w człowieka.
Ten chrześcijański optym izm cechował ks. Figlewicza. Wszyscy poszukujący C hrystusa, zachw iani w wierze, zmęczeni tru d am i ży
cia, szukający m iłosierdzia zawsze o każdej porze dnia znajdow a
li u Niego słowa pociechy. Zawsze dodaw ał otuchy, hojnie rozdzie
lał jałm użnę, a od drzw i m ieszkania Księdza P ra ła ta żaden ubogi nie odszedł z pustym i rękam i. G orliw y w Służbie Bożej, zanied
byw ał siebie. Chrzcił, błogosławił m ałżeństw a, głosił k rótkie lecz esencjonalne hom ilie, stanow iące m ajstersztyk in terp re tacji E w an
gelii. Jed n a k w śród krakow skiej inteligencji, kleryków sem inariów , rzesz zakonnic był poszukiw anym spow iednikiem , cenionym, rozu
m nym i realistycznym kierow nikiem ludzkich dusz. Jeszcze na parę miesięcy przed śm iercią — choć z tru d em — zasiadał w k o n fesjonale, by służyć penitentom . P rzepojony miłością bliźniego z w rodzoną ufnością w Opatrzność i z w iarą w dobre pokłady lu d z
kiej n a tu ry przyciągał setki w iernych, ujm ując niekonw encjonal
nym sposobem bycia i niepow tarzalną osobowością, stanow iąc w zór postępow ania jako praw dziw y sługa ludzi. Tego posługiw ania bliźniem u uczył innych, a praw dziw e podziękow anie za dobro w i
dział w czynieniu dobra.
K apituła M etropolitalna K rakow ska, Stolica Apostolska, obda
rzały K siędza P ra ła ta wielom a zaszczytami, k tóre wysoko cenił, lecz nigdy ich nie nadużyw ał, przedkładając skrom ność nad p rz e
pych, dobram i doczesnymi gardząc, rozdając je ubogim i p otrze
bującym . Był po prostu kapłanem , a w słowie ksiądz dostrzegał najgłębsze treści. To też tru m n ę zm arłego ozdobiono skrom nym w otum — serduszkiem , odeszło bowiem bezpow rotnie serce serc.
Człowiek ten, mimo nienajłatw iejszego osobistego życia, prom ienio
w ał dobrocią i autentycznym optym izm em rozpalającym do dzia
łań, chrześcijańskiej aktyw ności. Cenił też skupienie dające p e r
spektyw ę refleksji. Ewangeliczne postaw y M arii i M arty tkw iły w kapłańskiej form acji Księdza P rałata.
W raz z ks. K azim ierzem Figlewiczem bez reszty zam knęła się pew na epoka w dziejach k ated ry królew skiej i K rakow a, którego ch arak tery sty czn ą postacią był Zm arły.
W telegram ie kondolencyjnym trafn ie u jął te n pracow ity żywot Ojciec Ś w ięty Ja n P aw eł II:
„W serdecznej m odlitw ie staję dziś w katedrze w aw elskiej przy tru m n ie jej wielkiego Stróża i M iłośnika ks. In fu ła ta K azim ierza Figlewicza. Pozostaw ia po sobie w zór w ielkiego K apłana, którego życiem był Bóg, Ojczyzna i K a te d ra K rakow ska. Osobiście zaw dzię
czam m u bardzo wiele, zwłaszcza z okresu form ow ania się mojego pow ołania kapłańskiego. Dzisiaj polecam w raz z w am i Jego duszę Bogu, całym sercem w spom inając wszystko, co m u zawdzięcza- m y ” 8.
Po tru d a c h życia spoczął snem wiecznym w grobow cu k a p itu l
nym na cm entarzu Rakowickim . O statniej drodze księdza K azim ie
rza Figlew icza tow arzyszyły rzesze krakow ian w szystkich pokoleń.
P onad głow am i falującego tłu m u niesiono n ad e r skrom ną tru m n ę ozdobioną tylko wotum , w tej sytuacji u rastający m niem al do sym bolu tego żywota. Odszedł v ir vere hum anus. Pam ięć o człowieku, k tó ry był dla K rakow a i k a te d ry królew skiej na W aw elu p raw d zi
w ym darem O patrzności nie pow inna zaginąć.
M IC H A Ł R O Ż E K
L’abbé Kazimierz Figlewicz (1903—1983). In memoriam
(Résumé)
Le 23 septembre 1983, est mort à l’âge de 81 ans le prélat mitre Ka
zimierz Figlewicz (1903—1983) archidiacre du chapitre métropolitain de Cracovie et curé de la cathédrale de Wawel. Avec sa disparition, c’est toute une page de l’histoiire de Wawel et de Cracovie qui se referme.
L’abbé Figlewicz était né à proximité de la dite cathédrale. Enfant fidèle de Cracovie, il aimait sa ville, ville qui depuis toujours est le reflet de notre identité nationale, et dont le climat spirituel ainsi que l’éducation familiale du jeune craeovien ne furent pas sans influ
encer l’avenir de celui-di. Entré au séminaire et ordonné prêtre en 1925, il fut successivement vicaire à Ruszczą (1926—1930), puis à Wa
dowice (1930—1933), où il rencontra le jeune enfant de choeur Karol Wojtyła. Les liens d’amitié nouéis entre eux ne seront rompus que par la disparition du prélat. En 1933, l’archevêque Adam Sapieha le nomma ---1---- -
8 Archiwum Kurii Metropolitalnej Krakowskiej — akta personalne ks. Kazimierza Figlewicza: telegram Ojca św. Jana Pawła II z 24 IX 1983 skierowany na ręce J. Em. ks. Franciszka Kardynała Machar
skiego. Serdeczne wspomnienie o ks. Infułacie skreślił J. S u s u ł , Ksiądz Figlewicz, TPow R. XXXVII: 1983 nr 43. Obszerne sprawozdanie z uro
czystości pogrzebowych, por. Z. S z u b a , Uroczystości pogrzebowe w Krakowie ks. Infułata Kazimierza Figlewicza, „Słowo Powszechne”, wyd.
B, R. XXXVII: 1983 nr 192; A. L i t w i n , Kraków na zawsze pożegnał ks. Infułata Kazimierza Figlewicza, „Za a Przeciw” nr 44 z 30 X 1983.
à la cathédrale de Wawel, poste qu’il occupa un demi-siècle, et qu’il considérait comme un grand honneur de pouvoir desservir, devenant entre temps un remarquable connaisseur de ce sanctuaire chargé d’hi- stoiire et haut-lieu du service divin. D’un dévouement exemplaire, il était toujours prêt à guider visiteurs et paroissiens, sans pour autant négliger les devoirs de paslteur. Mieux que quiconque, le Pape Jean-Paul II a mis l’accent sur le sens de cette vie laborieuse dans son télégram
me de condoléances:
„Par la prière je suis présent près du cercueil du prélat Figlewicz, qui, gardien de la cathédrale de Wawel, avait pour elle un vif attache
ment. Il nous laiisse l’exemple d’un prêtre au service de Dieu, de la patrie et de cette cathédrale. J’ai une immense dette morale envers lui, car il m’a apporté une aide précieuse lorsque ma vocation sacer
dotale s’est précisée. Avec une pensée reconnaissante pour tout ce que nous lui devons et, uni à vous, je recommande son âme à Dieu”.
Les résumés ont été soit traduits, soit adaptés par T. Wilkanowicz