• Nie Znaleziono Wyników

Adres IRećLals:c

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres IRećLals:c"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M 3 1 .

W arszaw a, d. 30 lipca 1893 r. T o m X I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

I Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią Panowie:

Alexandrowicz J., Deike K., Dickstein S., Hoyer H.

Jurkiewicz K., Kwietniewski Wł., Kramsztyk S., Na- tanson J., Prauss St., Sztolcman J. i W róblewski W.

Prenumerować można w Redakcyi „Wszechświata”

i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A dres IRećLals:c 3 ri: Krako^rskie-Przedmieście, 3STr ©S.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesylkg pocztow ą: rocznie „ 10 półrocznie „ 5

.Zdarzyło mi się być raz obecnym n a lekcyi buchalteryi, gdy w ykładający, wykazując wyższość buchalteryi podwójnej nad pojedyn­

czą, rzecz swą zakończył osobliwem zdaniem:

„U trzym ują niektórzy, ta k mówił mniej wię­

cej, że buchalterya podwójna może posługi­

wać się i pomocą buchalteryi pojedynczej.

T ak wszakże dziać się nie powinno; gdyby bowiem istn iała nauka, k tó ra opierać się musi n a pomocy nauki obcej, należałoby jej się wcale nie uczyć, a poprzestać jedynie na tej nauce, k tó ra się okazuje tak dzielną, źe innej poparcie d aje.”

W yobrażał więc sobie ów buchalter, źe każda nauka stanowi całość zupełnie odrębną, i e każda obejm uje obszar ściśle odgraniczo­

ny, nie domyślaj się bynajm niej, ja k rozległe prow adzą między sobą rachunki, ile każda z nich innym je s t dłużna. Łączność zaś ta polega nietylko n a wspólnem pochodzeniu xóżnych gałęzi wiedzy z pnia wspólnego, ale

silniej jeszcze n a wzajemnem plątaniu się g a­

łęzi napozór rozpierzchłych. Zasób faktów przez pewną naukę zebranych zasila naukę inną, metody bad ań rozwinięte przez jednę znajdują bezpośrednio zastosowanie w drugiej, teorye rozwinięte przez jednę rozjaśniają poglądy drugich.

Niekiedy naw et dana gałąź wiedzy ta k ści­

słym splotem wiąże się z naukam i pobratym - czemi, źe napozór traci swą samodzielność, że niem al zupełnie w pomocniczych swych tonie umiejętnościach. T ak mianowicie dzieje się z m ineralogią; przy badaniu m inerałów ta k dalece skazani jesteśm y na posługiwanie się m etodam i i wiadomościami m atem atycznem i, fizycznemi i chemicznemi, źe zdaje się, jakoby poza zakresem tych poszukiwań m atem atycz­

nych, fizycznych i chemicznych nie pozosta­

wało ju ź żadnego do wypełnienia zadania.

Gdzież więc jest istotne zadanie, ja k ą jest właściwa dziedzina mineralogii?

N a pytanie to d a ł niedawno odpowiedź p.

A . Lacroix, rozpoczynając wykład m ineralo­

gii w muzeum historyi naturalnej w P aryżu.

Z wykładu tego przytoczymy ustępy, z któ­

rych jasno okazuje się kierunek, jak i m inera­

logia w obecnym stanie swego rozwoju przyj­

muje.

(2)

482 WSZECHSWIAT. N r 31.

M etody używane w m ineralogii są rzeczy­

wiście zapożyczone po większej części z nauk m atem atycznych, fizycznych i chemicznych;

m ineralog wszakże poszukiwać winien w mi­

n erałach czego innego, aniżeliby poszukiwał m atem atyk, fizyk, chemik.

N ie uw aża on m in erału jedynie tylko za związek chemiczny, by określić własności jego i wyznaczyć mu miejsce w szeregach znanych;

zap atru je się z innego p unktu widzenia, ani­

żeli fizyk, dla którego m in erał dostarcza j e ­ dynie m ateryału do pom iarów ścisłych, m ogą­

cych go doprowadzić do wydobycia praw fi­

zycznych, lub nadających się do spekulacyj w fizyce m olekularnej. D la m ineraloga je s t m inerał związkiem naturalnym , którego wszystkie cechy i wszystkie własności fizyczne i chemiczne oznaczyć trze b a z ja k najw iększą możliwą ścisłością; ale je st to dla niego nadto substancya, k tó ra posiada swe miejsce, racyą swego b y tu w n atu rze i k tó ra nie powinna być b a d a n ą wyłącznie n a zew nątrz w arun­

ków, w jakich pow stała.

F o rm y n apo zór ta k różne, ja k ie jeden i tenże sam m inerał przedstaw ia w pokład ach różnych, formy, jak ie kry stalog rafia wypro­

wadzać umie racyonalnie z jednej form y za­

sadniczej, zmiany, jakim w pewnych p okła­

dach ulegają inne własności m inerału, nie są bynajm niej igraszką przypadku; odzwiercia- d la ją one w arunki właściwe, w ja k ic h doko­

n a ła się krystalizacya. U w ażne rozpatryw a­

nie skupień m inerałów oraz łożyska, w któ- rem się mieszczą, prowadzone wespół z b a d a ­ niem fizycznych i chemicznych własności mi­

nerałów w różnych w arunkach ich bytu, do­

zwoli nam stopniowo wyjaśnić znaczną ilość p y tań ważnych i wykryć przyczynę zjawisk, których nam nie tłum aczy ani rachunek, ani teorya.

Od la t kilku w praw dzie świetne p race nad syntezą m inerałów ') w skazały nam , jakiem i sposobami w przyrodzie utworzyć się m ogła znaczna liczba m inerałów . G łów ne wszakże znaczenie, jak ie poszukiwania te przedstaw ia­

j ą poza kwestyą czysto chemiczną, polega n a tem , by śród tych różnych sposobów krystali- zacyi rozpoznać drogi, k tó re wyjaśnić mogą

') O b. W sz e c h św ia t z r. 1 8 9 2 , s tr. 7 6 9 . „ S y n ­ te z a sk a ł i m in e ra łó w ,” J . M oro zew icza.

występowanie naturaln e minerałów, a nieza­

wodnie najpłodniejsze są syntezy, do których doprowadziły obserwacj e m inerałów w przy­

rodzie.

Jed nem z najważniejszych zadań, które po­

dejm uje historya n a tu ra ln a minerałów, jest rozwój gatunków mineralnych. N ie należy sądzić rzeczywiście, że m inerał, doszedłszy do doskonałego swego rozwoju krystalicznegor pozostaje już niewzruszonym. Przeciwnie—

ledwie się utworzy, poddany ju ż je st licznym siłom fizycznym i chemicznym, które dążą do zmienienia go, do przeobrażenia lub zniszcze­

nia, Ż aden praw u tem u nie uchodzi.

P rz y k ła d przeobrażeń takich przedstawia, nam , dajm y, anortyt. P o d wpływem wód,, krążących w skale, feldspat ten wapienny trac i swą glinkę i zam ienia się w krzemian, wapna, w ollastonit, który pod wpływem tych­

że czynników rozpuszczających przechodzi częściowo w węglan w apna czyli wapień, a ten znów z kolei unoszony je s t przez wodę desz­

czową, p rz e ję tą dwutlenkiem węgla. Można- by przytoczyć setki podobnych objawów, już dla tej obfitości posiadających doniosłe w przy­

rodzie znaczenie.

Skały umiemy obecnie sprowadzać do pły t nader cienkich i przezroczystych, co daje n am możność nietylko badania optycznych własno­

ści ich elementów, ale i dochodzenia n a jb a r­

dziej utajonych szczegółów ich budowy; a gdy t ą drogą poznajemy, ja k są skupione sk ład a­

jące je m inerały, gdy odkrywamy znajdujące się w nich zawartości, odsłania nam to teź ta ­ jem nicę ich powstawania. Dzięki^ też tym

samym m etodom udoskonalonym m ineralo­

gia rozjaśniła kwestyą metamorfizmu, k tó ra od czasów ta k dawnych rożnam iętniała geolo­

gów. M ineralog zdołał wskazać geologowi,, n a czem polegają przeobrażenia, jakim skały osadowe uległy pod wpływem skał wybucho­

wych, skutkiem wywieranego przez nie dzia­

łan ia cieplikowego i dynamicznego. Nietylko- badać m ożna szczegółowo re z u lta t ostateczny tych przem ian, ale śledzić naw et można krok za krokiem stopniowy ich przebieg. Zw olna wprawdzie, ale dro gą pewną, dążymy do chwili, gdy ta wielka kwestyą nie będzie już.

m iała dla nas tajem nic.

Z pomiędzy zresztą wielu innych zadań hi- storyi n atu ra ln ej m inerałów wymienimy tu

(3)

N r 31. WSZECHSWIAT. 4 8 3 jeszcze tylko powstawanie minerałów w po­

kładach wulkanicznych.

P rzez pokłady wulkaniczne w znaczeniu najogólniejszem rozumiemy nietylko skały utworzone przez wulkany okresów nowszych, czwartorzędowe i trzeciorzędowe, ale cały ogół skał analogicznych, jak ie napotykam y i w najdawniejszych okresach bytu ziemi.

B adania mineralogiczne wykazały, zgodnie z poglądam i geologii, źe już od czasów przed- kam bryjskich objawy działalności bryły ziem­

skiej występowały w postaci analogicznej do procesów, jak ie się i obecnie ujaw niają, cho­

ciaż przemieszczenia i erozye zniweczyły k ra ­ tery dawne, a często i warstwy law dawnych, zarówno ja k i tufy, które towarzyszyły owym dawnym wybuchom wulkanicznym.

Jeżeli, po sprowadzeniu skały wulkanicznej do postaci p ły t cienkich, poddajemy j ą b ad a­

niu mikroskopowemu, przekonywamy się, źe w ogólności zawiera ona dwa rodzaje elemen­

tów. Przedewszystkiem napotykam y k ryszta­

ły większe Od innych, często strzaskane, które niewątpliwie utworzyły się w głębiach ziemi, p rzed wystąpieniem skały wulkanicznej.

W ielkie te k ryształy zatopione są w magmie, złożonej z drobnych kryształków, zwanych mi- krolitam i, k tóre utw orzyły się przeważnie podczas wypływu. P rzekonać się o tem mo­

żemy, zbierając u ujścia kanałów wulkanicz­

nych próbki ciastowate i poddając je nagłem u oziębieniu; jeżeli je wtedy rozpatrujem y pod mikroskopem, przekonywamy się, źe są p ra ­ wie zupełnie pozbawione mikrolitów, które natom iast znajdujem y obficie w tejże samej skale, zebranej w kilka dni później z tego sa­

mego wypływu. J e s t to pierwszy rodzaj po­

wstawania m inerałów w masie skał wulkani­

cznych, których przeważną stanowią część składową.

Gdy m a miejsce wybuch widkaniczny, zie­

mia otw iera się, a przez tę jej ranę ziejącą wypływają lawy, łub wydobywają się m aterya­

ły wyrzucane. S kały dawniejsze, składające grunt, który nie był pochodzenia wulkaniczne­

go, doznają przesunięcia, u legają zgruchota- niu, a odłam ki ich zostają pocldonięte przez lawę, lub też odrzucone wraz z m ateryałam i wulkanicznemi. U legają wtedy przeobraże­

niu m etam orficznem u i często zostają mniej lub więcej stopione, a w ten sposób rozwijają

się zwykle liczne m inerały, w ogólności dobrze wykrystalizowane. Mamy tu zatem drugi rodzaj występowania minerałów pochodzenia wulkanicznego.

Gazy i pary, które towarzyszą wybuchom wulkanicznym, a których skład chemiczny, ja k to wiemy obecnie, zależy od ich tem p era­

tu ry , porywają ze sobą substancye m ineralne, a substancye te przez sublimacyą osiadają we wszystkich szczelinach lawy, na ścianach k ra­

terów. Najczęściej je st to siarka, a dalej chlorki, siarczany sodu i potasu, niekiedy związki miedzi, ale napotykają się także i krzem iany, chociaż rzadziej, ja k o tem świad­

czą kryształy piroksenu i inne, utworzone podczas wybuchu W ezuwiusza w r. 1872.

Niekiedy gazy te i pary oddziaływają jedne na drugie, dając znów tą drogą początek mi­

nerałom dobrze wykrystalizowanym; należy tu między innemi napotykany w lawach W e­

zuwiusza oligist, k tóry powstaje przez rozkład chlorku żelaza działaniem pary wodnej.

W innych znów razach gazy kwaśne atak u ją lawy, ro zk ład ają je i w ytw arzają ich kosztem cały szereg ciekawych utworów, a wszystkie te procesy ujaw niają uam trzeci rodzaj wy­

tw arzania się minerałów wulkanicznych.

P o uspokojeniu się wybuchu, przez długi ciąg lat, przez całe wieki niekiedy, źródła cie­

płe, krążąc w szczelinach lawy, znoszą tam cząstki m ineralne, lub też odprowadzają ze skały ciała, stanowiące zaród minerałów, któ­

re odkładają w podobnych wydrążeniach.

P iękne tego przykłady przedstaw iają zeolity, wyściełające gniazda bazaltów Owernii.

D o tego czwartego rodzaju genezy m inera­

łów wulkanicznych dodać m ożna jeszcze osta­

tni, który nie je s t już zresztą w związku z n a ­ tu rą wulkaniczną skał. P o d wpływem m ia­

nowicie działań atmosferycznych wszystkie skały, jakiegokolwiek bądź rodzaju, niszczą się, rozkładają z szybkością większą lub mniejszą, a to zależnie od warunków klima­

tycznych lub od ich składu chemicznego.

I ten też rozkład skał je st źródłem produkcyi minerałów, z którym także liczyć się należy.

Słyszeć często m ożna zdanie, źe niedaleki je s t już czas, gdy, po opisaniu ostatniego mi­

n erału i po zbadaniu ostatniej skały, m inera­

logowie zmuszeni będą gdzieindziej szukać pola dla swej działalności. Pobieżny ten wy­

kaz zadań, jakie nastręcza historya n atu ra ln a

(4)

484 WSZECHSWIAT.

minerałów, wskazuje, źe stan u takiego rzeczy obawiać się nie należy.

T. E .

GNIAZDO D ZIO BO R O ŻC A .1)

P re p a ra to r muzeum w G raham stow n zn a­

lazł na ferm ie odległej o 25 mil od tego m ia­

sta gniazdo dzioborożca (Rliyckaceros m ela- noleucus).

F ig . 1. G n ia z d o d z io b o ro ż c a .

W św ięta Bożego N arodzenia 1892 r., otrzym aw szy ośmiodniowy urlop, u d ał się, uzbrojony we wszystkie przybory do polowa-

‘) W ed łu g „ N a tu r u n d H a u s .” H e f t 8 , 1 8 9 3 .

nia i chw ytania zwierząt, n a wspomnianą fer­

mę, gdzie, jak o p re p ara to r Albany-M useum w G raham stow n, znalazł gościnne przyjęcie.

S ta m tą d około 10-ciu mil jechał w towa­

rzystwie m urzyna przez gęste krzaki pomię- szane z wysokiemi drzewami. G dy po dłu­

giej jeździe spoczęli na polance, w kilka minut nasz p re p a ra to r spostrzegł przylatującego dzioborożca, k tó ry siadł n a drzewie w odle­

głości kilkunastu kroków. Chwycił tedy fuzyą aby p ta k a zastrzelić, m ierząc jednak, spostrzegł, że p tak trzy m ał w dziobie ży­

wność.

Opuścił więc fuzyą, aby śledzić, gdzie się znajduje gniazdo ptaka. Trw ało to niedługo;

p ta k przeleciał na najbliższe drzewo, skąd wyraźnie d ał się słyszeć w rzask piskląt.

Zaczekawszy, aź p tak będzie w racał, za­

strzelił go, poczem siedział jeszcze z godzinę, czekając, aź sam ica wyleci, aby i j ą zabić, lecz oczekiwania były bezowocne. To nie- ukazywanie się samicy zdziwiło mocno nasze­

go p re p ara to ra, lecz wreszcie przypom niał sobie, co niegdyś czytał, że dzioborożec zamu- rowywuje samicę podczas wysiadywania.

Mimo to, nie było pewnem, czy to sam ica sie­

dzi n a młodych. Przekonaw szy się, źe za­

strzelony p tak był rzeczywiście samcem, wraz z m urzynem poszedł szukać gniazda i po pół­

godzinnych tru dach, straciwszy ju ż nadzieję znalezienia, spostrzegł n a pochyłości drzewa wązki, długi otwór, tak ciasny, źe m ały palec nie przeszedłby przez niego. Otwór ten m iał długości 7 cali, a 3/ 4 cala szerokości. B yła to jedyna szpara n a całym pniu.

W drap u jąc się n a drzewo, p re p a ra to r im bliżej był otworu, tem wyraźniej słyszał pisk młodych. B ardzo go to ucieszyło, bo teraz m ógł napewno mniemać, że sam ica b y ła z nie­

mi w gnieździe.

N ajw iększą trudność nap otkał w wycięciu gniazda, gdyż pień m iał 15 cali średnicy, a p re p a ra to r m iał przy sobie tylko m ałą am e­

ryk ańsk ą piłkę, dopiero więc po dwugodzin­

nej usilnej pracy udało m u się wyciąć gnia­

zdo. W gnieździe znalazł troje piskląt n a­

gich, z ta k ą sam ą różnicą w wielkości, ja k u m łodych ptaków drapieżnych. Mianowicie jedno było najm niejsze, drugie o '/3 część większe, a trzecie jeszcze raz takie. Prócz I tego spostrzegł, że skóra na grzbiecie nie

(5)

N r 31. WSZF.CHSWIAT. 485 leży ta k ja k u innych ptaków, ale wygląda

jak b y okryta pęcherzam i z wodą.

Obok piskląt w gnieździe znalazł samicę, k tó rą z początku wskutek krótkich piór wziął za pisklę. Całe jej upierzenie było nowe i napół wyrosłe. P rzedtem jeszcze znalazł w gnieździe stare pióra, które zapewne z p ta ­ k a spadły.

Czy p ta k sam sobie pióra wyrywa, czy wy-

F ig . 2. T o ż sam o g n iazd o po ro z s z e rz e n iu o tw o ru

p a d a ją one podczas wysiadywania, trudno po­

wiedzieć; wszakże to jest pewne, źe samica, zostawszy zam urow aną w gnieździe, ażeby wysiadywała ja jk a , w krótkim czasie traci pióra, a przy wylęganiu się piskląt w yrastają jej nowe, ta k że wychodząc z m ałem i z gnia­

zda, je st już zarówno, ja k one, zdolna do lotu. P o przygotowaniu skór ptaków do wypchania, nasz p re p ara to r obejrzał jeszcze raz uważnie gniazdo, przyczem doszedł do

przekonania, że samica sam a się zamurowy- wuje.

Do wniosku tego doprowadziło go to, że zamurowywanie może mieć miejsce jedynie od wewnątrz, bo brzegi otworu ostro w ystają do w nętrza, a cały otwór by ł zalepiony p ta ­ sim gnojem (nieznalezionym wcale w gnieź­

dzie), pomięszanym ze śliną. Samiec m usiał

. C zęść p n ia o d cięta złożona j e s t n a je g o szczycie.

pilnie znosić do gniazda jedzenie, gdyż wszystkie cztery ptaki były bardzo tłuste.

P re p a ra to r Albany-M useum m iał zam iar wysłać gniazdo do B erlina, za wolą jednak dyrektora m uzeum pozostało ono w G raham s- town. Gotów je s t jed n ak postarać się o po­

dobne gniazdo i dla berlińskiego muzeum, jeśli mu się u d a wynaleźć. Jakkolw iek opis gniazda dzioboroźca znajduje się i w znanem dziele B rehm a, jednak opisane tam gniazdo

(6)

486. WSZECHSWIAT. ISr. 31.

ró żn i się od znalezionego, którego rysunek podajem y.

Z. S.

W A L K A

0 BYT W ORGANIZMIE.

W iadom o, że n arządy ustroju, znajdujące się w czynności nadm iernej, ro z ra sta ją się z biegiem czasu do znacznych rozmiarów, a natom iast narządy, znajdujące się w stanie względnej lub zupełnej bezczynności, tra c ą znaczną część swej objętości i niekiedy ulega­

j ą naw et zupełnem u zanikowi. W iadom o, np. do jakich rozmiarów dochodzą mięśnie gim nastyków, atletów i wszelkiego rodzaju fizycznych szermierzy, ja k wiotkie zaś i szczu­

płe są m ięśnie ludzi, oddanych pracy um ysło­

wej i zaniedbujących zupełnie ćwiczenie swej m uskulatury.

Toż samo zjawisko, lecz w stopniu nierów­

nie wyższym, spostrzegam y w ewolucyi o rga­

nicznej. J u ż w początku obecnego stulecia L am arck , w swej teoryi przeobrażeń, przypi­

sywał główne znaczenie zmianom, odpowiada­

jącym najważniejszym potrzebom ustroju.

D łu g ą szyję i długie nogi żyrafy usiłow ał on w ytłum aczyć dążnością jej przodków do zbie­

ra n ia liści z drzew wysokich, w ynikającą z po­

trzeby dostarczenia sobie środków do życia podczas suszy, niszczącej traw y. Z dążności tej wynikło wzmożone posługiwanie się wy- mienionemi członkam i ciała, które sprow a­

dziło jak o skutek nadm ierny ich rozwój. Śle­

pota znowu zw ierząt podziemnych, według teoryi L am a rck a, pochodzi z przyczyny dłu ­ gotrw ałego nieuźywania n a rząd u wzroku i następczego zaniku jego.

N adm ierną czynnością lub zupełną bez­

czynnością narządów tłum aczył tedy L am arck wszystkie zjaw iska transform izm u. D arw in wszakże, nieodm awiając bynajm niej ważne­

go znaczenia obu tym czynnikom powstawa­

nia gatunków , przyłączył do nich nowy, naj­

potężniejszy— dobór naturalny.

A żeby wniknąć głębiej w istotę czynników, sprow adzających przem iany istot żyjących,

musimy się bliżej przyjrzeć zjawiskom, odby­

wającym się we w nętrzu ustroju.

P rze d niedawnym jeszcze czasem myślano, że rozrost narządów, nadm iernie czynnych, główną swą przyczynę m a w obfitszym przy­

pływie krwi do odnośnego organu, uboższy zaś strum ień tej odżywczej tkanki płynnej pociąga za sobą w następstw ie zmniejszenie ich objętości, lub zanik. Bliższy jed n ak roz­

b ió r faktów poglądowi takiem u przeczy. Sztu­

czne przekrwienie, trw ające całe tygodnie na uchu królika, nie sprowadza przerostu tego narządu. W wypadkach znowu nienorm al­

nego rozrostu organów nigdy nie stwierdzo­

no rozszerzenia odpowiednich naczyń krwio­

nośnych. Z drugiej zaś strony, dłużej trw a­

ją c y ucisk tętnic nigdy nie wywoływał zm niej­

szenia objętości narządu, przez nie odżywia­

nego.

Przedm iotem tym za ją ł się przed laty dzie­

sięciu utalentow any badacz niemiecki R oux i opierając się na wymienionych przed chwilą faktach, przyszedł do wniosku, że rozrost organów polega nie na przekrwieniu, lecz na działalności samych komórek. ' N a stą p iła więc pod tym względem ta k a sam a zm iana w poglądzie, ja k i co do istoty zasadniczej za­

palenia, k tó re również poczytywano za n astęp ­ stw a nienorm alnie wzmożonego ukrwienia.

K,oux twierdzi, źe komórki składające orga­

nizm znajdują się w ustawicznej ze sobą walce o pożywienie i miejsce. Te z pośród nich, które w skutek swoich szczególnych właściwo­

ści zdołają przyciągnąć większą ilość odżyw­

czego płynu, odnoszą n ad innemi zwycięstwo, którego następstw em je s t wzmocnienie orga­

nizmu, tem znaczniejsze, im silniejszą była walka.

Ponieważ niemożliwą je st rzeczą zbadać dokładnie zjawiska rozwojowe, jakie się doko­

nywały podczas długich szeregów pokoleń, musimy się więc zatrzym ać n a zm ianach n a­

głych formy i budowy, które, że ta k powiemy, pow stają co chwila przed naszemi oczami.

Nieznane nam są przeistoczenia, wskutek k tó ­ rych powstały pierwsze muchy, motyle, gwia­

zdy m orskie lub żaby, lecz znamy dobrze z ja ­ wiska złożone, towarzyszące powstawaniu tych stworzeń obecnie. W szystkie one osię- g a ją stan zupełnego rozwoju drogą m etam or­

fozy, której towarzyszy powstawanie nowych narządów i znikanie niektórych starych. O d­

(7)

N r. 31. WSZECHSWIAT. 487 byw a się to wszystko nieinaczej, ja k za po­

mocą, walki wewnętrznej pomiędzy kom órka­

m i, której wynikiem jest zwycięstwo pier­

w iastków silniejszych nad słabszemi.

Ja k iż je s t więc mechanizm tej walki?

Odsłoniły go poszukiwania lat ostatnich.

'O rganizm znacznej większości zwierząt za­

wiera w sobie mnóstwo komórek, t. zw. fago­

cytów, niszczących wszystkie te pierwiastki, k tó re utraciły pewną część swej żywotności z jakiejkolw iekbądź przyczyny, anienarusza- jących pierwiastków, które posiadają moc swoję zupełną.

Jeśli się np. przyjrzymy zmianom, zacho­

dzącym w larw ie gwiazdy morskiej, spostrze­

gam y tworzenie się zaczątków nowych n arzą­

dów, złożonych z grup komórek młodych i m ało zróżniczkowanych. Pow staje walka fagocytów z kom órkam i starem i, które zosta­

j ą mniej lub więcej całkowicie pochłonięte, komórki zaś nowe bez żadnej ze strony fago­

cytów przeszkody sk ład ają się na utworzenie m ałej gwiazdy morskiej.

Proces tej walki, zachodzącej w organizmie larw y gwiazdy morskiej, może służyć za typ p rzekształceń bardzo znacznej ilości zwierząt.

D o bardziej interesujących należy historya rozwoju larw y muchy. W iększość jej narzą­

dów staje się zdobyczą fagocytów, które prze­

nikają do w nętrza pęczków mięśniowych, g ru ­ czołów ślinowych i t. p. i pożerają ich zawar­

tość, zm ieniając wnętrze larw na m asę pół­

płynną, podobną do śmietany lub do ropy.

Jednocześnie m asa nowych komórek, nie­

tkniętych przez fagocy ty, daje początek no­

wym mięśniom, gruczołom ślinowym i t. d.

Odbywa się więc tu walka wewnętrzna, z któ­

rej organizm owadu wychodzi odrodzonym.

Toż samo dzieje się z żabą. Kiedy kijanka porusza się żywo za pomocą swego dużego ogona, w tkankach jej zachodzą ju ż zmiany głębokie. D ziałanie niszczące fagocytów obejm uje nerwy, skórę, szkielet, słowem, całą zawartość ogona, przem ieniając go w masę, złożoną z fagocytów, wypełnionych szczątka­

mi kom órek wszelkiego rodzaju. Fagocy ty, skutkiem swych ruchów amebowych, skierowu­

j ą się powoli ku jam ie brzusznej, przenosząc w swem ciele resztki tkanek, które składały ogon kijanki. Jednocześnie ze znikaniem ogona rozw ijają się stopniowo kończyny bez ia d n e j przeszkody ze strony fagocytów.

Opuśćmy teraz dziedzinę zmian, jakie za spraw ą fagocytów zachodzą w organizmie wspomnianych zwierząt w okresie, że się tak wyrazimy, krytycznym ich życia i przyjrzyj­

my się temu, co się przy ich udziale prawie ciągle w u stroju ludzkim i większości zwierząt dokonywa.

W ą tro b a i śledziona, których przeznacze­

niem (zwłaszcza ostatniej) je s t oczyszczanie krwi, zaw ierają w sobie fagocyty, które po­

chłaniają czerwone i białe ciałka krwi, uwal­

niając w ten sposób ustrój od wszystkich osła­

bionych pierwiastków krwi, miejsce których zajm ują wnet ciałka młodsze i energiczniejsze.

£ Fagocytarai są również obdarzone, prócz krwi, i inne tkanki ustroju, ja k np. mięśnie, nerwy, tk an k a tłuszczowa i t. d. W tkance mięśniowej oprócz substancyi czysto kurczli­

wej, myoplazmy, znajdujem y interstycyalną, śródmiąższową, t. zw. sarkoplazmę. Gdy fibryle mięśniowe, z których się sk ład a myo- plazm a, nie okazują dosyć siły żywotnej, sar- koplazm a owłada niemi i pochłania. J e s t więc to nic innego, ja k zjawnsko fagocytozy mięśniowej. Fagocyty te wchodzą zatem w skład norm alnej budowy histologicznej każdego włókna mięśniowego i przejaw iają swoję wzmożoną działalność swym wzrostem ja k również powiększeniem objętości i liczby jąd er. Do fagocytozy zaliczone być winny zjawiska, jakie często spostrzegać się dają w mięśniach pod wpływem nienormalnych warunków, słowem w patologii włókna mię­

śniowego. U osobników dotkniętych zanikiem mięśni postępowym (atrophia musculorum progressiva), lub przerostem rzekomym (pseu- dohypertrophia), sarkoplazm a zróżnicuje się na komórki ameboidalne, które pochłaniają substancyą prążkow aną tychże samych pier­

wiastków mięśniowych. W ed ług najnow-

| szych badań (1892), włókna mięśniowe, uszko­

dzone przez młode trychiny, d ostarczają ty ­ powego przykładu fagocytozy mięśniowej.

P o d wpływem try chin sarkoplazm a znacznie się pom naża, liczba i objętość ją d e r mięśnio­

wych się zwiększa i w ten sposób powstają j fagocyty, k tóre pożerają włókna uszkodzone.

! Sam e trychiny okazują się odpornemi n a nie,

! wydzielając d la swej obrony otoczkę, jak k o l­

wiek w niektórych wypadkach również giną od nich.

I u kład nerwowy posiada fagocyty, k tó re

(8)

4 8 8 WSZECHSW1AT. N r 31'.

czuw ają nad prawidłowem spełnianiem czyn­

ności kom órek i włókien nerwowych. J a k ju ż dość dawno wykazał R auvier, zwyrodnie­

niu włókien nerwowych zawsze tow arzyszą zjaw iska fagocytozy ze strony kom órek ame- boidalnych, które o w ładaj ą myeliną. J ą d r a i protoplazm a włókien zw yrodniałych rozm na­

ż a ją się i w zrastają zupełnie ta k samo, ja k to się dzieje przy zaniku mięśniowym. B ardzo je st prawdopodobnem , źe tk an k a znana pod nazwą neuroglia, złożona z kom órek gwiazdo- watych, odgryw a rolę fagocytów w ośrodkach nerwowych. P rzem aw ia za tem fakt, źe roz­

ra s ta się ona, ilekroć n astępuje u tr a ta sub- stancyi nerwowej.

Zjawisko fagocytozy w tkance tłuszczowej, którem u również towarzyszy rozm nażanie się ją d e r i wzrost protoplazm y je otaczającej, widzimy przeważnie podczas długotrw ałych postów u zwierząt.

Lecz oprócz tych wszystkich odmian fago­

cytów, oddzielnych d la każdego n arząd u, istnieją jeszcze inne wspólne całem u organiz­

mowi. S ą to białe ciałka krw i, k tó re w ędru­

j ą wszędzie, gdzie potrzebną je s t ich własność fagocytarna. B ardzo często przychodzą one z pomocą fagocytom miejscowym, gdy te nie w ystarczają.

Jeśli w następstw ie walki, ja k ą fagocyty zwyciężko staczają ze wszystkiemi słabem i członkami organizm u, pow stają pierw iastki młode i energiczniejsze, następuje wzmocnie­

nie ogólne ustroju. W szystkim znane są przykłady, w których po przebyciu ciężkiej choroby, zw łaszcza tyfusu brzusznego, czło­

wiek czuje się zdrowszym i silniejszym, niż przed chorobą. Niekiedy je d n a k fagocyty niszczą najistotniejsze części ustroju, który ju ż do norm y powrócić nie je s t w stanie.

W ja k i sposób wytłum aczyć sobie działa­

nie fagocytów w tej walce wewnętrznej ko­

m órek ustroju? Grdzie je s t sprężyna, k tó ra je zw raca w prost ku właściwej dla nich zdo­

byczy? B adania la t ostatnich (L eber i inni) dowiodły, źe fagocyty obdarzone są wrażliwo­

ścią, k tó rą mianem chemotaxis ochrzczono.

W sk u te k tej własności odróżniają one skład chemiczny swego otoczenia i, stosownie do tego, zbliżają się lub oddalają od niego, po­

c h łan ia ją je , lub zostaw iają nietkniętem . Stwierdzono, źe tk an k i zw yrodniałe wydzie­

la ją z siebie substancye, k tó re przyciągają

leukocyty; dotąd natom iast niewiadomo, dla­

czego te ostatnie oszczędzają komórki nor­

malne. Być może, źe elementy zdrowe i ży­

wotne bronią się, wydzielając jak ąś substan- cyą, k tó ra odpycha fagocyty i staje n a prze­

szkodzie ich niszczącemu działaniu. Je śli tej m ateryi wydziela się dosyć, cel zostaje osię- gnięty; gdy zaś wskutek np. choroby, wyczer­

pie się jej źródło, wówczas osłabione kom órki p a d a ją ofiarą fagocytów.

Przebieg taki walki pomiędzy komórkami,, m usiał niewątpliwie odbywać się także w pro­

cesach, które spowodowały powstanie nowych gatunków. Fagocyty więc przedstaw iają sy­

stem, który czuwa nad żywotnością części składowych organizm u i rządzi zjawiskami tworzenia się i zaniku narządów.

Rozważmy teraz, czy system fagocytów od­

powiada praw u doboru naturalnego, którego główną cechą je s t pożyteczność każdej zmia­

ny, przezeń wywoływanej, innemi słowy, czy system ten je st nabytkiem pożytecznym dla ustroju. P rzyk ład y odrodzenia się, wzmo­

cnienia organizm u np. po tyfusie, w ykazują użyteczność działalności fagocytów ze stano­

wiska interesów indywidualnych. Z drugiej znowu strony zaprzeczyć się nie da, że fago­

cyty mogą wyrządzać szkody niepowetowane, gdy niszczą np. komórki nerwowe przy cier­

pieniach ośrodków nerwowych, z czego wyni­

ka, że system ten daleki je s t od doskonało­

ści. Lecz z chwilą, gdy nauk a odkryła isto tę przyi-ządu fagocytarnego, sztuka ludzka b ę­

dzie m ogła kierować działalnością tego czyn­

nika potężnego. B adanie wpływów, k tó re zwiększają lub zm niejszają jego działanie, musi doprowadzić do zużytkowania ich w celu spotęgowania dodatnich, lub osłabienia uje­

mnych skutków fagocytów. W iadom o np. źe j gorąco i produkty rozm aitych mikrobów wzm acniają ich działanie, kiedy przeciwnie

J zimno, chinina, i t. p. je osłabiają.

W tym więc wypadku, ja k w wielu innych, świadomość ludzka je s t rodzajem pryzm atu, przekształcającego dobór natu raln y w dobór sztuczny, którym kieruje wiedza.

(W ed łu g a rty k u łu Miecznikowa w R evue Scientifiąue N r 11, z 10 września 1892).

M ieczysław Goldbaum.

(9)

N r 31. WSZECHSWIAT.

CZYNNOŚCI N E R W O W E

u zwierząt niższych.

Ze wszystkich czynności organizmu n a j­

większe niewątpliwie zajęcie budzą funkcye układu nerwowego. Jakkolw iek u najwyż­

szych ustrojów są one najbardziej skompliko­

wane i jakkolwiek historya wiedzy okazuje, że rozpatryw anie stosunków prostszych sta ­ nowi najpewniejszy środek do wyjaśnienia bardziej złożonych, fizyologowie b ad a ją je ­ dnak dotąd czynności układu nerwowego przeważnie w obrębie kręgowców, to je st ty­

pu zwierząt, obdarzonych systemem nerwo­

wym o najdoskonalszej budowie, niższe zaś grupy zwierząt, ja k stawonogi, robaki, szkar- łupnie, mięczaki i t. d., zupełnie prawie po­

m ijają. U w aga ta nie stosuje się bynajmniej wyłącznie do czynności nerwowych, albowiem wiadomo, źe w ogólności fizyologia porówna­

wcza aź do ostatnich czasów traktow aną była praw ie wyłącznie, jak o fizyologia kręgowców.

Jed n ak że w nowszych czasach we F rancyi i A nglii, a poczęści także w Niemczech i in­

nych krajach , zaczyna się budzić żywy interes dla fizyologii zwierząt bezkręgowych i już dziś spory zastęp p ra c naukowych poświęco­

ny je s t czynnościom fizyologicznym różnych przedstawicieli ustrojów niższych. Reakcya ta będzie niewątpliwie ta k płodną w skutki dla fizyologii wyższych zwierząt, ja k morfolo­

gia różnych grup s ta ła się płodną w naukowe rezu ltaty dla morfologii wyższych typów.

W fizyologii u k ład u nerwowego, w szer­

szeni znaczeniu, odróżniamy dwa szeregi zja­

wisk, a mianowicie te, które niezależne są od subjektywnych stanów psychicznych, i te, któ­

re są wyrazem tych stanów. Otóż, co się ty ­ czy tych ostatnich, to moźnaby wątpić, aźali w ogólności moźliwem je st dla nas poznanie subjektywnego stanu innego jakiegoś organi­

zmu, jak o stanu, znajdującego się poza obrę­

bem naszej świadomości. P rzez analogie i przez porów nania można jednak dojść w tym względzie do bardzo pewnych i ści­

słych wyników. A mianowicie z subjekty­

wnego naszego doświadczenia znamy z jednej strony własne nasze stany subjektywne, i

489 z drugiej zaś objektywne przejawy, znamio­

nujące owe stany. Posiadam y więc tu taj dwie wielkości znane. Trzecią wiadomą wielkością są objektywne przejawy stanów psychicznych u badanego organizmu, niewiadomą zaś — są stany świadomości u tego ostatniego. P onie­

waż zaś pomiędzy stanam i wewnętrznemi i zewnętrznemi zachodzi ścisły i stały stosu­

nek, można więc określić owę niewiadomą z następującej proporcyi: x \ a = b : c, gdzie a oznacza subjektywny stan u człowieka, c — objektywny objaw u człowieka towarzy­

szący stanowi a, x — subjektywny stan b ada­

nego organizmu, b— objektywny objaw, towa­

rzyszący subjektywnemu stanowi x.

Jakiejże kategoryi — spytajm y — są owe objawy zewnętrzne, odpowiadające stanom subjektywnym? Otóż, jedynie — objawy ru ­ chowe. T ak o stanach duchowych innych lu­

dzi, w przeciwstawieniu do stanu własnej n a­

szej duszy, jak o też o wewnętrznych stanach subjektywnych zwierząt dowiadujemy się wy­

łącznie i jedynie za pośrednictwem objawów ruchowych. Gdy ktoś nam donosi o stanie swej duszy, gdy żali się, naprzykład, źe od­

biera jakieś bolesne uczucia, to wyrażając to mową, pismem lub gestam i, objawia to we wszystkich wypadkach za pomocą ruchu: r u ­ chu mięśni gardłowych, językowych i t. p., ruchu mięśni ręki i palców, ruchu mięśni twarzowych i t. p. Słowem, bez ruchu niem a żadnego uzew nętrzniania się procesów psy- [ chicznych. Również i co do zwierząt, o wszel­

kich ich stanach psychicznych sądzić możemy jedynie z ruchów, przez zwierzęta wykonywa­

nych.

Co się zaś tyczy tej kategoryi czynności sy­

stem u nerwowego, które nie są wyrazem sta­

nu subjektywnego, albo przynajm niej nie po­

zostają z nim w związku bezpośrednim, lecz odbywają się mniej lub więcej niezależnie od ośrodków świadomości, n aprzykład wszelkie­

go rodzaju odruchów, lub czynności autom a­

tycznych, to i w tym razie przedewszystkiem ruch stanowi dla nas najważniejsze kryte- ryum . Z e dany ośrodek rządzi czynnościami serca lub płuc, źe inny znów ośrodek rządzi czynnościami pewnej grupy mięśni i t. d., wszędzie wystąpienie ruchu widoczne, lub też.

zawieszenie ruchu, ja k i przedtem istniał, pou­

cza nas o działalności danego ośrodka nerwo­

wego, o przewodnictwie danego nerwu i t. p„

(10)

WSZECHSWIAT. N r 3 1 . Słowem, dochodzimy do wniosku, że dla

badacza fizyologii systemu nerwowego obja­

wy ruchowe, towarzyszące czynnościom n er­

wowym, są najważniejszym , a w większości wypadków jedynym m ateryałem empiry­

cznym, z którego wysnuwać on może wnioski (widoczne dla nas wydzielanie gruczołu wsku­

tek pobudzenia odpowiedniego ośrodka ner­

wowego zaliczyć m ożna również do katego- ryi objawów ruchowych).

P rzystępując do rozpatryw ania czynności nerwowych w szeregu zw ierząt, m usimy się przedewszystkiem zwrócić do organizmów j e ­ dnokomórkowych. U ustrojów wyższych, wie­

lokomórkowych, istnieją specyalne g rupy ko­

m órek (tak zwane nerwowe, zwojowe), będą­

ce siedliskiem czynności nerwowych, a prócz tego—włókna nerwowe, pozostające z komór­

kam i tem i w połączeniu m ateryalnem , lub też tylko funkcyonalnem, i dochodzące bądź do kom órek zmysłowych, b ądź też do mię­

śniowych (lub gruczołowych).

Tym sposobem znajdujem y u nich złożony a p a ra t: zmysłowo-nerwowo-mięśniowy. U istot jednokom órkowych, u których je d n a kom ór­

k a je s t siedliskiem wszystkich wogółe czyn­

ności, protoplazm a tej ostatniej łączy w sobie tak że i jednoczy czynności zmysłowo-nerwo- wo-mięśniowe, a mianowicie odznacza się wrażliwością n a różne bodźce zewnętrzne i odpowiada n a te ostatnie rucham i. Czyn­

ności nerwowe— sit venia verbo— tych zwie­

rz ą t sprow adzają się zatem do objawów w ra­

żliwości (irritabilitas), tego najprostszego wo- góle przejaw u funkcyj zmysłowo-nerwowych.

Ruchy, wykonywane przez ustrój jednoko­

mórkowy pod wpływem bodźca zew nętrzne­

go, są n aj e 1 cm en ta r ni ej szym wyrazem tak zwanych odruchów czyli refleksów u zw ierząt wyższych, to je s t ruchów, nieświadomie wy­

konywanych pod działaniem bodźców zewnę­

trznych.

N ie możemy w tem m iejscu wchodzić w szczegółowy opis doświadczeń pierw szorzę­

dnej wagi, tyczących się działania bodźców zew nętrznych na ruchy ustrojów jednokom ór­

kowych, czyli w yrażając się ogólniej, n a pro- toplazm ę komórki. E ngelm ann, S tahl, Pfef- i'er i M ax T e rm o m położyli n a tem polu n aj­

większe zasługi.

W ykazano, że pro to p lazm a re a g u je na bodźce rozm aitego rodzaju. Św iatło działa,

jak o bodziec pobudzający do ruchu ustroje, k tó re znajdow ały się w spokoju, albo też ta ­ m ujący ruchy organizmów, które uprzednio się poruszały (Pelomyxa). W wielu bardzo przypadkach kierunek ruchu ustrojów zależy od kierunku działania promieni świetlnych (ta k zw. ,,phototaxis” S trassbu rg era). Co się tyczy bodźców termicznych, to wiadomo, że i one w yw ierają działanie n a ruchy pierwo­

tniaków. N a szczególną zaś uwagę zasługuje ta k zwany term otropizm , który polega na tem , źe dany ustrój jednokomórkowy porusza się w kierunku, skąd działa bodziec term i­

czny, przyczem u jednych pierwotniaków zau­

ważyć się daje ru ch do źródła ciepła, u in­

nych w kierunku w prost przeciwnym (dodatni i ujem ny term otropizm , analogiczny do do­

datniego i ujemnego heliotropizm u, znanego dla roślin i wielu pierwotniaków). W ra ż li­

wość na bodźce mechaniczne je s t również właściwą wTielu bardzo pierwotniakom, ja k ­ kolwiek w różnych przypadkach je s t ona w rozm aitym stopniu rozwinięta. W szędzie bodziec mechaniczny powoduje skurcz proto-

j plazmy; u korzenionogów wywołuje on wcią­

ganie się wyrostków (pseudopodia). G dy bo­

dziec je s t dostatecznie silny, wówczas korze-

i nionóg otrzym uje postać zupełnej kuli. Bodź-

| ce chemiczne w ywierają w wTysokim stopniu działanie n a protoplazm ę. K ieru jące działa-

| nie bodźców tych na ruchy pierwotniaków nazw ał Pfeffer „chem otaxis”, Y erm orn zaś oznaczył je nazwą chemotropizmu. Z auw a­

żono, że nietylko substancye m ające znacze­

nie życiowe dla pierwotniaków, n aprzykład tlen lub pewne ciała pokarmowe, wywierają działanie kierujące n a ruchy komórek, lecz co je st ciekawsze, źe ciała, nieposiadające

! żadnego znaczenia życiowego d la tych osta-

| tnich, a naw et substancye szkodliwe i zabój­

czo działające, ja k n aprzykład roztw ór m or- j finy lub chlorku potasowego z chlorkiem r tę ­

ci, p rzyciągają ku sobie pewne ustro je (zw ła­

szcza bakterye) i naw et zw abiają je ku sobie, że się ta k wyrażę, z płynów pożywnych, ja k nap rzykład z roztw oru ek stra k tu mięsnego.

W reszcie zasługuje też n a uwagę kierujące działanie n a ruchy pierwotniaków — bodźców galwanicznych, co stanowi ta k zwane zjawi­

sko galwanotropizm u, wykryte przez M aksa Y erm orna.

Jakkolw iek w ogólności w u stroju jednoko-

(11)

N r. 31.

m órkowym nie znajdujemy jeszcze żadnej części, specyalnie zróżnicowanej, jako ele­

m ent zmysłowo-nerwowy, niemniej jednak, w edług badań Y erm orna, u wielu pierwotnia­

ków pewne części komórki są bardziej wrażli­

we n a bodźce zewnętrzne, niż pozostałe i przedstawiają, tym sposobem w rozwoju ro­

dowym najpierwsze etapy wyróżniania się substancyi nerwowej. U wymoczków naprzy- kład, według badań V erm orna i innych, rzę­

sy, to je st włoskowate wyrostki protoplazma- tyczne, obdarzone ruchem, są przeważnie częściami komórki, do których przywiązana je s t wrażliwość. U niektórych wymoczków pewne specyalne grupy rzęs są bardziej w ra­

żliwe na bodźce zewnętrzne, niż wszystkie rzęsy pozostałe.

K rytyczne rozpatrzenie zjawisk ruchu, od­

byw ających się pod wpływem bodźców ze­

wnętrznych u pierwotniaków, doprowadza n as do wniosku, źe mamy tu do czynienia z odrucham i. Y erm orn twierdzi, źe wogóle

„wszelkie ruchy pierwotniaków nie są p rzeja­

wami woli, pochodzącemi ze świadomych w ra­

żeń, pojęć i t. d., lecz że wszystkie są odru­

chami lub rucham i autom atycznem i”.

Jeśli zwrócimy się teraz do zwierząt wielo­

komórkowych czyli tkankowców (M etazoa), to znajdziem y, źe układ nerwowy przedstawiać może różny stopień morfologicznego i fizyolo- gicznego zróżnicowania. W ogólności odróżnić możemy, według K ru k e n b erg a (1886), cztery zasadnicze typy system u nerwowego ze wzglę­

d u n a jego czynności fizyologiczne. Typ pierwszy obejmuje formy, u których ani nie nastąpiło jeszcze zróżnicowanie się właściwej substancyi mięśniowej, ani też nie rozwinęły się samodzielne drogi nerwowe i ośrodki n er­

wowe w znaczeniu fizyologicznem. Typ d ru ­ gi obejmuje zwierzęta, które posiadają histo­

logicznie zróżnicowany u kład nerwowy i m ię­

śniowy, lecz u których ośrodki nerwowe są rozrzucone, są względem siebie mniej lub wię­

cej jednoznaczne i u których przeto funkcye danego organu ośrodkowego m ogą być mniej lub więcej zupełnie zastąpione przez czynności każdego innego ośrodka. Typ trzeci wyrażo­

n y je st u zwierząt, u których wszystkie wa­

żniejsze ośrodkowo-nerwowe czynności przy­

wiązane są do pewnych ściśle zlokalizowanych skupień zwojowych. Typ czwarty, najwyższy,

obejm uje zw ierzęta z układem mózgordzenio-

491 wym, właściwym kręgowcom. Czynności ner­

wowe czwartego typu, czyli funkcye układu mózgordzeniowego przekraczają zakres ni­

niejszego rozpatrywania, ograniczymy się prze­

to do przeglądu czynności nerwowych pierw­

szych trzech typów.

N ajprostszy przypadek, gdy nie nastąpiło jeszcze wyróżnicowanie się właściwej substan­

cyi nerwowej ani mięśniowej, rozpatrzyliśm y już wyżej, tyczy się on bowiem przedewszyst- kiem pierwotniaków. Zupełnie bowiem po- podobne stosunki znajdujem y u tych istot wielokomórkowych, u których pomiędzy ko­

mórkami ciała niema specyalnych kom órek mięśniowych lub nerwowych, lecz u których wszystkie elementy komórkowe odznaczają się pewnym stopniem wrażliwości na bodźce zewnętrzne oraz kurczliwością. Znajdujem y to np. u form stojących n a najniższym szcze­

blu tkankowców, albo w yrażając się ściślej, u form, stojących na pograniczu pomiędzy pierwotniakam i a tkankowcami, np. u kolo­

nialnych wiciowców lub u grupy Mesozoa (Dicyenidae, Orthonectidae), albo też u naj­

prostszych gąbek.

Podobnie ja k u niektórych pierwotniaków w obrębie jednej komórki możemy odróżnić części, odznaczające się większą wrażliwością niż inne, oraz części odznaczające się większą kurczliwością, ta k też u najprostszych tk an ­ kowców znajdujem y często w obrębie pojedyn­

czych komórek ciała części obdarzone szcze­

gólniejszą wrażliwością lub kurczliwością, sło­

wem— pierwsze ślady wyróżniania się substan­

cyi nerwowej i mięśniowej.

I tak, u wielu zwierząt jam ochłonnych (C oelenterata) liczne komórki skóry posiadają na wolnej swej powierzchni zewnętrznej deli­

katny, sztywny, nieruchomy wyrostek proto- plazm atyczny, n a przeciwległym zaś końcu wewnątrz przed łużają się w cienkie, długie, często rozgałęzione wyrostki nitkowate, które służą prawdopodobnie do połączenia z ko­

m órkam i, leźącemi poniżej. Owe wyrostki sztywne odznaczają się specyalnie wysokim stopniem wrażliwości; kom órki takie możnaby nazwać przeto nabłonkowo nerwowemi lub nabłonkowo zmysłowemi, ponieważ pełnią je ­ dnocześnie rolę komórek skóry (nabłonka) oraz kom órek nerwowo-zmysłowych, w rażli­

wych na bodźce zewnętrzne. Inn e znów ko­

mórki nabłonkowe przedłużają się na swoim

W SZE C H SW U T.

(12)

492 WSZECHŚWIAT. N r 31.

końcu wewnętrznym w kurczliwe w łókna i mo­

g ą być przeto nazwane nabłonkowo-mięśnio- wemi. U wyższych jam ochłonnych nerwowo nabłonkowe komórki oddzielają się od n a­

błonka, u k ła d a ją się pod nim, tra c ą wyrostek zewnętrzny i tw orzą sam odzielną ju ż warstwę kom órek nerwowych, umieszczonych mniej lub więcej głęboko; wewnętrzne ich wyrostki two­

rz ą włókna nerwowe. U jednych jam ochłon­

nych system nerwowy sk ład a się z jednocią- głej masy kom órek i włókien, umieszczonej w pewnem miejscu pod skórą, u innych nato­

m iast komórki nerwowe i włókna g ru p u ją się w ten sposób, źe tw orzą pewną ilość oddziel­

nych skupień. T ak np. u meduzopławów (H ydrom edusae) tuż pod nabłonkiem (skórą) na brzegu tarczy m eduzy znajduje się jedno- ciągły pierścień nerwowy, utworzony z nader delikatnych komórek zwojowych i włókien nerwowych. Pierścień ten podzielony je s t zwykle na oddział górny i dolny; ten ostatni zaopatruje we włókna nerwowe m uskulaturę t. z. żagla (velum) oraz dolnej powierzchni t a r ­ czy, górny zaś oddział wysyła włókna do czuł- ków i do organów zmysłowych. U m eduz zaś wyższych (A ealepkae) system nerwowy składa się z kilku samodzielnych ośrodków. A m ia­

nowicie na kraw ędzi tarczy meduzy znajduje­

my tu szczególne wycięcia lub wgłębienia, a w pewnych prom ieniach ciała w tych wycię­

ciach mieszczą się organy zmysłowe (t. z. ciał­

k a brzeżne), złożone z n arząd u wzrokowego i słuchowego. Otóż, u podstaw y każdego t a ­ kiego organu zmysłowego (w ystępują one n a j­

częściej w liczbie ośmiu) mieści się jed en ośro­

dek nerwowy (R. i O. Hertw igow ie), złożony z włókien i kom órek zwojowych (Claus); we­

dług niektórych badaczów (C laus) u tychże me­

duz znajduje się oprócz powyższych skupień jeszcze szczególny splot nerwowy pomiędzy nabłonkiem i m uskulaturą n a spodniej stronie tarczy (subum brella).

T ak w tych przypadkach, w których u kład nerwowy przedstaw ia jednociągły pierścień, j a k i w tych, w których tw orzy pew ną ilość oddzielnych ośrodków, nie znajdujem y u j a ­ m ochłonnych żadnego fizyologicznego podzia­

łu pracy pom iędzy czynnościami oddzielnych części system u nerwowego. Innem i słowy, pobudzania np. ruchowe, wychodzące z każde­

go pojedynczego ośrodka, w praw iają w ruch nie pewną określoną część ciała, lecz ca łą t a r ­

czę meduzy, albo mówiąc ściślej, te w szystkie jej okolice, które zaw ierają kurczliwe włókna mięsne. Przekonali się o tem , co do meduz,.

E im er i Romanes, którzy wykonywali liczne doświadczenia nad działalnością u k ład u ner­

wowego tych ustrojów. B ardzo przekonywa ■ ją c e i ciekawe doświadczenie opisał Romanes..

B adacz ten usunął z brzegu tarczy wielkiej meduzy A u relia a u rita wszystkie ciała brze­

żne z wyjątkiem jednego, a więc siedm ciałek (naturalnie wraz z ośrodkami nerwowemir mieszczącemi się u nasady każdego z nich).

„Od ósmego ciałka brzeżnego przeprowadzo­

ne zostało cięcie spiralne aź do środka tarczy zwierzęcia, ta k iź ciało tego ostatniego pocię­

te zostało n a d ług ą wstęgę, której jeden ko­

niec zajęty był przez ciałko brzeżne, drugi zaś przechodził w część środkową tarczy.

Otóż okazało się, źe pobudzenia ruchowe, wy­

chodzące od tego ciałka, przenosiły się w po­

staci fali skurczów przez całą wstęgę spiraln ą aż do jej końca”, pomimo, że związek z pozo- stałem i siedmioma ośrodkami nerwowemi był w tym przypadku absolutnie wykluczony.

(dok. n a st.).

J . N usbaum .

SPR AW O ZDA N IE.

(C iąg d alszy ).

D ziełk o p a n a H e ilp e rn a p o k a z u je d o b itn ie , że a u to r je g o nie szczęd zi! p ra c y , ażeb y w niem zg ro m a d z ić i om ów ić j a k n ajw ięcej p ew ników , w ziętych z ży cia ro ś lin , m ogących d ać k a ż d e ­ m u p rz e c ię tn e m u śm ierteln ik o w i d o sta te c z n e w y­

o b rażen ie o celach i isto cie b o ta n ik i, ja k o n a u ­ k i. P rz e z n a c z a ją c sw oje d ziełk o zaró w n o d la n au czy cieli, j a k i d la sam ouków , a u to r czynił w szy stk o m ożebne, a ż e b y sta ć się zro zu m iały m i zachęcić c z y te ln ik a do sw oich w ykładów . To te ż k s ią ż k a je g o , rz e c m o żn a, że nie u czy , ale j a k to m ó w ią „ k ła d z ie ło p a tą w g ło w ę ” ; a u to r p rz e ­ m aw ia w niej ta k , że niem al dziecko z d o ln e je s t go zro zu m ieć (z w y jątk iem , rz e c z p ro s ta , pew nych m ie js c ły lk o ); w y k ład a w sposób ja s n y i p ro s ty , czę­

sto k ro ć o d chodzi od p rz e d m io tu n a chw ilę, w trą ­ c a ją c t u i ow dzie ja k ą ś in n ą, n ie ja k i zw iązek z n im m a ją c ą w iadom ość, czem m oże je s z c z e b a r -

(13)

N r 31. WSZECHSWIAT. 4 9 3

•dziej z a o s trz a ciekaw ość czy ta jąceg o . W ta k i

;sam p ro s ty sposób a u to r p rz e c h o d z i p raw ie n iep o ­ strz e ż e n ie od o p isu je d n e g o o b jaw u żyw otnego do d ru g ieg o , p rz y g o to w u ją c uczącego się zaw czasu do je g o zro zu m ien ia, p rzy czem p rzy p o m in a m u n ie ra z w k ró tk ic h zary sach p rz e d m io ty daw niej w yłożone, g d zie teg o u z n a je po+rzebę. T ak ie je d n a k p o w ta rz a n ie w książce p . H . byw a n iek ie­

d y z b y t częste i ra ż ą c e (n p . o ró żn icy żyw ienia się ro ś lin i z w ie rz ą t i w w. in. ra z a c h ) i może łatw o zn u d zić czy ta jąceg o . T a k sam o n iep o ­ trz e b n e w te m d z ie łk u są b a rd z o często użyte w y ra ż e n ia , j a k : rzecz dziw na, ciekaw a i t. p ., z u ­ p e łn ie zb y tec zn e w k siążce służącej do n au k i.

W y p a d a je s z c z e w spom nieć, że z a d a n ia p o ­ m ieszczone p rz y k o ń cn k ażdego ro z d z ia łu z a s łu ­ g u ją w części ta k ż e n a zu p ełn e u zn an ie.

A le obok ty ch s tro n d o d atn ich p o d rę c z n ik p a ­ n a H. p o sia d a i u jem n e, w ro d z a ju licznych m niej lu b w ięcej zn aczn y ch błędów , a szczególniej n ie­

śc isło śc i naukow ych.

T a k je d n y c h j a k i d ru g ich nie b ędę tu w yliczał w szy stk ich po k o lei, a zazn aczę n a to m ia st ty lk o te , k tó r e d o strz e g łe m p rz y p ow tórnem , pobieżnem -p r z e g lą d a n iu k sią ż k i.

I ta k : z a p a try w a n ie a u to ra , że ro ślin y m ożnaby u w ażać z a coś p o śred n ieg o p om iędzy zw ierzętam i i ciałam i m in eraln em i, z p o w odu częstego w ystę­

p o w a n ia u n ich p o sta c i ściśle geom etrycznych, ś c ia n p ła s k ic h , częs+o b a rd z o znacznego ich w zro ­ s t u i t. d ., j e s Ł zu p ełn ie n ie n a sw ojem m iejscu, p o n ie w a ż j e s t b ezp o d staw n e (s tr. 2 8 ). N a nitce p r ę c ik a sied zą n ie dw a (s tr. 3 2 ) p y ln ik i, ale je d e n p o d zielo n y zazw y czaj n a dw ie albo c z te ry k o m o ­ r y , t. j . to re b k i. W szy stk ie n ad ziem n e części ro ś lin y ra z e m p . H . nazyw a pędem , czyliż całe d rz e w a i k rzew y p o d c ią g a on p o d to m iano? Do w ieloliściennych (t. j . n agoziarnow ych) ro ślin (3 6 )

„ n a le ż ą z n aszy ch ty lk o n ie k tó re ig la s te ” , do ja - kicliże te d y n a le ż y r e s z ta n aszy ch ig la sty c h r o ­ ślin? U jed n o liścien n y ch ro ś lin „ k w iaty są bez k ie lic h a ,” j a są d z iłb y m przeciw nie, że częs+o nie p o s ia d a ją one k o ro n y (s tr. 3 6 ). D laczegóż to rz ę d y ro ś lin z e staw iam y w szereg i (4 3 ), czyliż r z ę d a sz e re g to nie w szy stk o je d n o ? Czyliż ty l­

k o je d n e p alm y p o m ięd zy ro ślin a m i jed n o liścien - nem i p o s ia d a ją liście p o d zieln e (4 8 ), a w iele ro- d zajo w z ro d z in y A ro id eae, n p . A m o rp h o p h allu s i t. p.?

S ąd zę, że i au to ro w i sam em u tru d n o b y było u sta w ić sz e re g ro ś lin zb liżo n y ch stopniow o do sieb ie, p o c z y n a ją c n p . od ja k ie g o ś g rz y b a lu b wo­

d o ro s tu , a k o ń c z ą c n a ro ślin ie kw iatow ej i wogó- le w yższej ( 4 8 — 4 9 ). R o z d z ia ł p ią ty , pośw ięco­

n y sk ład o w i chem icznem u ro ślin j e s t je d n ą z n a j­

słab szy ch części p o d rę c z n ik a p a n a H eilp ern a.

O pisanie czy n ien ia ro z b io ru chem icznego ro ślin y , poleconego p rz e z a u to r a n a s tr. 53 i 5 4 , j e s t n ie ­ ty lk o n ieścisłe, a le w p ro st b ezp o d staw n e. W y ­ p a d a się dziw ić au to ro w i, że w p o d rę c z n ik u ta k począ+kow ym p o d a je u czącem u się sp o soby w ydo­

by w an ia różnych ciał z rośliny, o p raco w u jąc z g r u ­ b a je j całość ro zm aitem i p ły n am i, kw asam i i t. p ., albo p rażen iem n a kom inie lu b w zam k n ięty m g a rn u s z k u d la dow iedzenia się, ile w ody zaw ie ra ła żyw a ro ślin a. D okonyw anie ro z b io ru chem iczne­

go ro ślin y n ależ y do n ajtru d n ie jsz y c h z a d a ń che­

m ii, m oże go czynić ty lk o specyalis*a, chem ik- fizyolog, i to n iezaw sze z zad aw aln iający m sk u ­ tk ie m (w ielu części składow ych k o m ó rk i sk ła d chem iczny nie j e s t je s z c z e d o tą d zb ad an y d o k ła­

dnie), czyliż więc au+or nie lekcew aży sobie pop ro - s h i n a u k i, ta k b o ta n ik i j a k i chem ii, p rz e d s fa w ii- j ą c czytelnikow i ja k o fra sz k ę je d n o z n a jw a ż n ie j­

szych i n a jtru d n ie jsz y c h z a d a ń d zisiejszej w ie­

dzy?: Czyliż z te g o w zględu i sam u czeń nie b ę ­ dzie lekcew ażył sobie i u w ażał b o ta n ik i nie za n a u k ę , ale z a zabaw kę? R e sz ty teg o ro z d z ia łu , j a k i całego n astęp n eg o , n ie grzesząceg o w iele w ięk szą ścisłością n au k o w ą od p ró b ek pow yżej p o d an y ch , nie b ędę t u ro z b ie ra ł, gdyż z a ję ło b y to z b y t w iele m iejsca w niniejszem sp raw o zd an iu .

P rz y opisaniu k o m ó rk i ro ślin n ej (s tr. 7 7 ) a u to r p o w iad a, że b ło n k a k o m ó rk o w a, podobnie j a k i in n e części te j o s ta tn ie j, ro śn ie nie p rz e z p rz y ­ le g a n ie (t. j . o d k ład an ie) ty lk o p rz e z w nikanie;

otóż j e s t to n ie p ra w d a , b lo n k a kom ó rk o w a rośnie p rz e z o d k ład an ie, j a k to j u ż o ddaw na stw ierd zo ­ no, p rzew ażn ie u n iższych ro ślin , u k tó ry c h m o­

żn a to w n iek tó ry ch ra z a c h śledzić w p ro st po d drobnow idzem . O pisanie z a ro d z i (p ro ł oplazm y) je s t ta k ż e nieścisłe, a n aw et po części fałszyw e.

W z ro s t z ia rn sk ro b i p rz e z w nikanie j e s t ta k ż e w ątp liw y i d o tą d w łaściw ie n ie ro z strz y g n ię ty , d la ­ teg o n ależ ało n a jle p ie j w ta k p o czątk o w y m p o d ­ rę c z n ik u nie p o ru s z a ć tej sp raw y . Co się ty c z y ciałek b arw n y ch m archw i (8 1 ), to te nie są z a b a r­

w ione n a p o m arań czo w o , lecz z a w ie ra ją w sw ojem ciele (podobnie j a k wszys+kie in n e ch ro m ato fo ry ) w p ry śn ięte odd zieln e cząstk i, alb o k ro p le b a rw n i­

kow e. Opis p o d z ia łu k o m ó rek i j ą d e r j e s t n a d e r n ieścisły i w adliw y, rów nie j a k rzecz o ro z m ie sz ­ czen iu ścianek p o m ięd zy p o w stającem i k o m ó rk a ­ m i. K om órki n a s k ó rk a n iezaw sze są p o zb aw io ­ ne zielen i (chlorofilu), ale ow szem p o s ia d a ją j ą j często w b a rd z o znacznej ilości, j a k np. u p a p ro ­

tn ik ó w (str. 8 6 ).

K o rz e ń , p o d łu g a u to ra , nie p o sia d a n ig d y b a rw y

| zielonej (str. 1 3 8 ), n ależ ało tu je d n a k d o d ać, że

! z w y jątk iem ty ch w ypadków , g d y ro śn ie w pow ie- j tr z u (np. k o rzen ie sto rczy k ó w zw rotnikow ych),

alb o gd y j e s t w ystaw iony n a d z ia ła n ie św iatła, co się często d a je sp o s trz e g a ć n p . u k u k u ry d z y , u m archw i, rz o d k w i i t. p ., g d y zo stan ie u szczy ­ tu obnażo n y z ziem i. O pisy p oszczególnych od­

m ian k o rz e n i zaró w n o j a k zn am io n i budow y ło ­ dy g i s ą ta k ż e w znacznym sto p n iu w adliw e.

D laczeg o a u to r u w aża w yraz „p ierścień d rz e ­ w n y ” z a lep szy niż odw ieczny ludow y „słój d rz e ­ w n y ,” czy d lateg o ty lk o , że on ta k po niem ieck u się nazyw a. R ośliny-jednoliścienne i dw uliścien­

ne nie ro s n ą p o d łu g a u to r a w g ru b o ść (1 8 3 ), z a ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wykazano, ¿e niezasadne jest u¿ywanie definicji adap- tacji i rewitalizacji zamiennie, gdy¿ ró¿ni¹ siê one znacznie g³ównie w aspekcie celu, przestrzeni i narzêdzi..

Wskazać konkretny (być może niepo- trzebnie duży) przedział, w którym znajduje się

Nauczyciel prowadzi pogadankę na temat utrwalania żywności.. Uczniowie pracują w grupach analizując etykiety

Choć z jedzeniem było wtedy już bardzo ciężko, dzieliliśmy się z nimi czym było można.. Ale to byli dobrzy ludzie, jak

Być może stało się tak dlatego, że „nowa Azja” zyskała w nowych wa- runkach nowe możliwości, że region ten wyłonił się w wyniku końca „zimnej wojny”.. Być może

Mając to na uwadze, warto zapoznać się z koncepcją przedstawioną przez Brunona Maçãesa, który w pasjonujący sposób próbuje odpowiedzieć na pytanie, jaką rolę w

Wczesny okres alkoholowego włóknienia wątroby charakte- ryzuje się pojawieniem biochemicznych wykładników zaburzonej pod wpływem przewlekłego nadużywania alkoholu

nąwszy na morze Japońskie, posuw ał się na północ w zdłuż zachodnich brzegów Sa- chalinu. Żadnych więc śladów po sobie w dziejach powszechnych zostawić nie