M. 2 3 Warszawa, d. 5 czerwca 1898 r. T o m X V I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".
W W ars za w ie: rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2 Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5
P renum erow ać m ożna w R edakcyi .W szechśw iata*
i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
K om itet Redakcyjny W szechśw iata stanow ią Panow ie D eike K., D ickstein S., H oyer H . Turkiewicz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., M orozew icz J., Na- tanson J., Sztolcm an J ., T rzciński W . i W róblew ski W .
Adres lESedalccyi: KZra,ls:o'^7-sls:Ie-I=rzed.m.ieście, 3STr ©<3.
0 badaniu skał drogą mikrochemiczną.
Określenie m inerału, wziętego oddzielnie w dużym kaw ałku, nie przedstaw ia wielkich trudności. F o rm a krystaliczna, twardość, blask, kolor i inne cechy m inerałom właści
we, a wreszcie analiza chemiczna najzupeł
niej do tego celu wystarczą. Inaczej rzecz się m a z m inerałem , do składu skały należą
cym. S k ała może się składać z wielu mine
rałów. Typowym przykładem w tym wzglę
dzie je s t ogólnie znany granit, który składa się z kwarcu, feldspatu i miki. Części skła
dowe skały są albo dużemi kryształam i, wtedy zowiemy skałę grubokrystaliczną, lub też drobnemi ziarnkam i i kryształkam i, ja k w skałach drobnokrystalicznych. Skałę g ru bokrystaliczną łatwo możemy rozbić m łot
kiem lub pokruszyć jakim innym sposobem 1 oddzielić jej części składowe. W skałach drobnokrystalicznych rzecz się przedstaw ia zupełnie inaczej. M inerałów z takich skał wydzielić nie można, a gdyby się to nam n a
wet udało, zwykłym sposobem tak małego kaw ałka m inerału określić niepodobna.
W tych razach uciekamy się do pomocy mikroskopu. D la badania jednak m inerału
pod mikroskopem przedewszystkiem należy zrobić dostatecznie cienki p reparat, czyli szlif. Okruch skały szlifuje się n a zwilżo
nych płytach żelaznych dotąd, aź powierzch
nia jego stanie się zupełnie gładką. Podczas szlifowania p ły ta posypuje się szmirglem roz
m aitej grubości, z początku grubszym, potem drobniejszym. Ostateczne wypolerowanie odbywa się na matowej płytce szklanej posy
pywanej jaknajdrobniejszym szmirglem. W y
gładziwszy dostatecznie jednę stronę, przy
klejamy okruch skały g ład k ą powierzchnią do szkła przedmiotowego balsamem kanadyj
skim i szlifujemy go z drugiej strony, aż s ta nie się ta k przezroczystym, że przezeń z ła t
wością czytać można druk średniej wielkości.
N atenczas przyklejam y z wierzchu m ałe cien
kie szkło przykrywkowe zapomocą balsam u kanadyjskiego i w ten sposób otrzym ujem y p re p ara t do badań już odpowiedni. M inera
ły pod mikroskopem określamy jużto na za
sadzie ich własności optycznych, jużto na zasadzie składu chemicznego. Nie zawsze bowiem metody optyczne dają możność odróż
nienia jednego m inerału od drugiego. W tedy uciekamy się do m etod mikro-chemicznych, o których poniżej. Przez długi czas jedynym odczynnikiem mikrochemicznym byJ kwas solny, przyczem główną uwagę zwracano na
354 WSZECHSWIAT N r 23.
produkty rozkładu m inerałów , traktow anych wspomnianym kwasem. P rzy działaniu np.
kwasu solnego n a k alcyt (C a C 0 3—węglan wapnia) wydziela się bezwodnik kwasu węgla- nego (C 0 2), którego pęcherzyki łatw o się daj,}, zauważyć pod mikroskopem. Z biegiem czasu zaczęto używać i innych odczynników, jak o to : kw asu siarczanego, azotnego, octo
wego, szczawiowego, m olibdenianu amonu i t. p. W roku 1876 S tren g podał sposób odróżniania pod mikroskopem a p a ty tu od nefelinu, m inerałów trudnych do odróżnienia drogą optyczną, należą bowiem oba do u k ła
du heksagonalnego, są optycznie ujemne i bezbarwne. Odpowiedź na pytanie, czy mam y do czynienia z apatytem , czy też z ne- felinem, d ają nam reakcye m ikrochemiczne.
A p aty t, ja k wiadomo, je st solą w apienną kwasu fosfornego. Głównemi przeto jego częściami skladowemi je s t wapień (Ca) i kwas fosforny (H 3P 0 4). S k ład zaś chemiczny ne
felinu według S ch erera je st następujący : 3N a20 . K 20 . 4A120 3 . 9 S i0 2 , a zatem do składu jego należą sód (N a) i krzemionka (S i0 2), których niem a w apatycie. Jeżeli w jednym z m inerałów , nastręczających w ąt
pliwości powyżej wskazane, odkryjem y obec
ność wapnia i kw asu fosfornego— będzie to ap aty t, w razie odkrycia sodu lub krzem ion
k i—nefelin.
Obecność kwasu fosfornego odkrywamy w sposób następujący : N a kryształek bada
nego m inerału nalewamy kroplę m olibdenia
nu am onu, w mocnym kwasie azotnym roz
puszczonego. Jeżeli kwas fcsforny jest w nim obecny, otrzym ujem y ch a rak tery sty cz
ne kryształki oktaedryczne barwy żółtej, jakie daje zwykle m olibdenian am onu przy działaniu na kwas fosforny. R eakcya na w a
pień je st następująca. Jeż eli w szlifie krysz
ta ł ap a ty tu zwilżymy kwasem solnym lub azotnym, następnie zaś dodam y kroplę kwa
su siarczanego, to otrzym am y białe agregaty kryształków gipsu. W kwasie siarczanym a p a ty t się nie rozpuści, na powierzchni jego bowiem pod działaniem tego kwasu utworzy się powłoka z gipsu, tam u jąca dalszy dostęp odczynnika wskazanego. Jeżeli przy tych reakcyach otrzym am y re zu ltaty zgodne z ty l
ko co podanemi, możemy być pewni, że m a
my do czynienia z ap a ty te m . W przeciwnym razie badanym przez nas m inerałem był na-
felin, co łatwo sprawdzić możemy działając nań stężonym kwasem solnym. Pod d ziała
niem kwasu solnego m inerał ów łatwo się rozpuszcza i po niejakim czasie n a p re p a ra cie ukazują się natom iast przezroczyste bez
barwne sześcianki soli kuchennej. Te o s ta t
nie pow stają wskutek obecności sodu. Po dokonaniu tej reakcyi można z zupełną pew
nością powiedzieć, że dany m inerał je s t nefe linem. Podobnemi sposobami można okreś
lić jakościowo skład chemiczny wielu m inera
łów. W śród wielu metod mikrochemicznych ze względu na dokładne ich opracowanie i prostotę zasługują na bliższe rozpatrzenie metody Borickiego i Behrensa.
M etoda mikrochemiczna (Borickiego). Od
czynnikiem, używanym w tej metodzie je st chemicznie czysty fluorokrzemowodór (H 2S iF l6), przedstaw iający jakgdyby zwią
zek fluorku krzem u z 2-ma cząsteczkami fluo
rowodoru. J e s t on silnym kwasem, a jeżeli wodór zastąpim y w nim m etalam i, daje on natenczas charakterystyczne sole. noszące nazwę fluorokrzemianów. Najodpow iedniej
szą koncentracyą tego kwasu jest roztwór 13%-owy.
P od wpływem mocnego krzemofluorowo
doru ro zk ładają się prawie wszystkie m ine
ra ły skałotwórcze, a po wyparowaniu powsta
jącej stąd cieczy otrzymujemy fluorokrzem ia
ny w prześlicznie wykształconych formach krystalicznych, charakterystycznych dla każ
dego pierw iastku chemicznego lub każdej ich grupy. R eakcye mikrochemiczne przepro
wadzamy na szlifie bez szkła pokrywkowego lub też na oddzielnej cząsteczce m inerału, na szkiełku, pokrytem cienką w arstw ą balsam u kanadyjskiego *). Zapom ocą pręcika kau
czukowego zwilżamy kilkoma kroplam i kw a
su fluorokrzemowodornego badany mine
r a ł i suszymy p re p a ra t przy tem peraturze + 15° R w miejscu dobrze zabezpieczonem od kurzu. Jeżeli m inerał łatw o się ro zk ła
da, to składające go pierw iastki wydzielają się w rozmaitych postaciach krystalicznych prawie w tej samej ilości, w jakiej je m inerał zawiera. W przeciwnym razie tworzą się związki (sole) pierwiastków najłatw iej roz-
') Należy pokryć szkiełko balsamem, fluoro
krzemowodór bowiem działa na szkło, na balsam zaś nie działa.
N r 23. WSZECHSWlAT 355
puszczalnych i wtedy należy ra z jeszcze po
działać fluorokrzemowodorem. N ajpraktycz
niej jednak, w razie m ałej rozpuszczalności danego m inerału, działać nań w miseczce platynowej fluorowodorem (HF1), dodać kwa
su fluorokrzemowego i kroplę w ten sposób przygotowanego roztw oru umieścić na szkieł
ku pokrywkowem. Cienkie szlify są łatwiej rozpuszczalne od ziarnek minerałów, lepiej jed n ak brać próbkę z rozpuszczonego ziarn
ka m inerału, ponieważ szlify przy działaniu kwasu pokryw ają się m ętną i białą powłoką.
Fluorokrzem iany najlepiej krystalizują się jeżeli po gotowaniu z wodą pozwolimy roz
tworowi powolnie ulatniać się na szkiełku przedmiotowem. W ystępują one w m alut
kich ki-yształkach i najlepiej są widoczne przy powiększeniu od 200 do 400 razy. Od różniamy je na zasadzie ich formy k ry sta
licznej.
F ig. 1. F luorokrzem ian sodu (wedł. Borickiego).
1) F luorokrzem ian potasu krystalizuje się w m ałych kryształkach układu prawidłow e
go zazwyczaj w sześcianach, ośmiościanach lub dwunastościanach rombowych.
N ad m iar fluorokrzemowodoru i ulatnianie się tego ostatniego przy niższej tem p eratu rze (10° R ), w obecności przeważającej ilości sodu, powoduje krystalizacyą w formach układu rombowego.
2) F luorokrzem ian sodu (fig. 1) ścina się w krótkich słupkach układu heksagonal
nego. Im więcej przytem znajduje się fluo
rokrzem ianu w apnia w danej próbie tem większe otrzym ujem y kryształy. W wodzie rozpuszcza się z łatwością.
3) Fluorokrzem ian wapnia zjawia się pod mikroskopem w dość długich, ostrych, n a j
częściej wrzecionowatych (fig. 2), często w ro zetki ugrupowanych postaciach k ry sta
licznych. Cechą ich charakterystyczną je st b rak prostolinijnych kantów i równych płasz
czyzn. Form y układu jednoskośnoosiowego.
"W wodzie rozpuszcza się łatwo.
4) Fluorokrzem ian magnezu (fig. 3) wy
dziela się w romboedrach, kryształy często
Fig. 2. F luorokrzem ian wapnia (wedł. Borickiego),
m ają kształt krzyża lub pióra. W wodzie rozpuszcza się z łatwością.
5) Fluorokrzem ian żelaza. Niemożliwem je st prawie odróżnić go od fluorokrzemianu magnezu bez dodatkowych reakcyj, ja k rów
nież i od fluorokrzem ianu m anganu. Podob
nież fluorokrzemian stron tu zaledwie można odróżnić od fluorokrzemianu wapnia.
6) Fluorokrzem ian litynu krystalizuje się w tępo zakończonych piram idach układu heksagonalnego. Fluorokrzem ian barytu two
rzy małe, krótkie, nieco zaostrzone igiełki.
F ig. 3. F lu o ro k rzem ian m agnezu (wedł. Borickiego).
Odróżnić fluorokrzem ian strontu od wap nia można przez dodanie do otrzymanych kryształków kropli stężonego kwasu siar- czanego, rozcieńczonego ta k ą sam ą ilością wody : fluorokrzem ian wapnia formuje przy
tem jednoskośnoosiowe igiełki bezbarwne,
356 W SZBCHS WIAT N r 23.
fluorokrzem ian zaś strontu rozpuszcza się po
woli.
Żelazo od magnezu i m anganu odróżnia
my, działając na ich fluorokrzem iany chlo
rem w przeciągu dwu m inut. Sól m agne
zowa pozostaje bezbarw ną, żelazna nabiera barwy żółto-cytrynowej, m anganowa różo
wej. M ożna działać także i siarkiem amonu, przyczem sól m agnezyalna pozostaje bez barw ną, żelazna staje się czarną, m anga
nowa cielisto-brunatną. Fluorokrzem iany żelaza, m anganu, kobaltu, niklu i miedzi można odróżnić także na zasadzie ich zacho
wania się względem żelazocyanku potasu.
D odając odczynnika wspomnianego otrzy
mamy źelazocyanki rozm aitej b a r w y : że
laza niebieski, m anganu brunatny, miedzi czerwony, kobaltu ciemno-, a niklu jasn o zielony.
(Dok- nast.).
Sła w o m ir M iklaszew ski.
Geneza teoryi atomistycznej Jana Oaitona.
(D okończenie).
Sporną tę i zaw ikłaną kw estyą genezy j
chemicznej teoryi atom istycznej rozjaśnia j
nareszcie sam D alton. Niedawno temu prof.
Roscoe odkrył pomiędzy „papieram i Dal- to n a ”, będącemi w posiadaniu M anches- terskiego Tow arzystw a literacko-filozoficz- nego, nieznane dotychczas nikomu m anu
skrypty D altona. S k ła d ają się one z 12-tu tomów no tatek laboratoryjny ch, poczynając od roku 1802 aż do ostatnich la t życia D a l
tona, i przedstaw iają praw ie nieprzerw any obraz prac eksperym entalnych D altona, k tó re posłużyły mu za m atery ał do jego wiel
kiego dzieła „A new system of chemical philosoph y'; oprócz tego zaw ierają one no
tatk i, przygotow ane przez samego D altona, do sześciu ostatnich odczytów z liczby ogól
nej 20, ja k ie m iał w Londynie w Instytucie królewskim w zimie 1809 — 1810 r. N a podstawie tych dokumentów Roscoe i H a r- den dochodzą do poglądu wręcz odwrotnego, niż dotychczas przyjm owany, a mianowicie,
źe zastosowanie zasady newtonowskiego ato-
| mu do budowy gazów, zaw artych w atm o
sferze, doprowadziło D altona do jego che
micznej teoryi atomistycznej, a ta dopiero do wykrycia praw a wielokrotności stosun
ków. Z odczytów D altona 17-ty z kolei, i wypowiedziany 27 stycznia 1810 r., je st tak ciekawy i ważny w kwestyi genezy chemicz
nej teoryi atomistycznej, że pozwolimy sobie przynajm niej ważniejsze ustępy jego przy
toczyć dosłownie. Zaczyna się on tem i sło
wy ') : „Ponieważ wiele osób zapewne są- : dzi, że następujące z kolei odczyty n a tem at
„pierwiastków chemicznych” i ich związków są zarówno ważne, ja k i bardzo ciekawe, uważam za właściwe podać krótki szkic h i
storyczny biegu myśli i szeregu doświad
czeń, które mnie doprowadziły do wniosków, jak ie zamierzam tu wyłuszczyć. Przyzwy
czajony oddaw na do czynienia spostrzeżeń meteorologicznych i do rozmyślania o istocie i budowie powietrza, często się zastanaw ia-
| łem, ja k złożone powietrze, czyli mieszanina dwu lub więcej płynów elastycznych, mo
że stanowić m asę wyraźnie jednolitą, czyli zgadzającą się we wszystkich stosunkach mechanicznych z atm osferą p rostą”.
„Newton wykazał jasno w rozdz. 23 księ
gi I I swych „P rincipia”, że płyn elastyczny składa sig z m ałych cząsteczek czyli atomów m ateryi, które odpychają się wzajemnie za
pomocą siły, w zrastającej w m iarę tego, ja k odległość między niemi się zm niejsza. Lecz gdy współczesne odkrycia stw ierdziły, źe atm osfera składa się z trzech lub więcej pły
nów elastycznych o różnych ciężarach właści
wych, nie wydawało mi się, aby twierdzenie to Newtona można było zastosować do przy
padku, o którym on n aturalnie nie mógł mieć żadnego pojęcia. T ę samę trudność napo tk ał d-r P riestley, który wykrył właśnie złożoną istotę atmosfery. Nie mógł on po
jąć, dlaczego tlen, m ając ciężar właściwy najwyższy, nie ma tworzyć osobnej warstwy powietrza na dole atm osfery. Niektórzy chemicy na kontynencie sądzą, że francuzi znaleźli rozwiązanie tej trudności (jak przy-
') P o r. A New Yiew o f tbe Origin o f Dal- to n ’s Atomie Theory by H enry E. Roscoe and A rth u r Harden. Londyn, 1896; str. 13— 18 i n ast.
WSZECHSWIAT 357
puszczali). Było to powinowactwo chemiczne.
.Jeden gatunek gazu trzym ał w roztworze drugi, a ten gaz złożony z kolei rozpuszczał wodę—stąd parowanie, deszcz i t. d. Zdanie to, że powietrze rozpuszcza wodę, panowało już oddawna i utorowało naturalnie drogę do przyjęcia następnego poglądu, że jeden ro dzaj powietrza rozpuszcza inny. Zarzucano, że niema wyraźnych oznak połączenia che
micznego, kiedy jeden rodzaj powietrza mie
sza się z drugim. Odpowiedź brzmiała, źe powinowactwo je st bardzo delikatne, a nie ta k energiczne, ja k to się spostrzega w więk
szości innych przypadków. Mogę dodać m i
mochodem, że je stto obecnie, lub była do niedawna, panująca doktryna w większości szkół chemicznych w Europie. P rag n ąc po
godzić, a raczej przystosować tę teoryą ch e
miczną atm osfery do newtonowskiej doktryny odpychających się atomów czyli cząsteczek, zasiadłem do pracy, aby kombinować moje atomy na p a p i e r z e . . . ”
D alej D alton opisuje, ja k rysował różne atomy powietrza na papierze i próbował je łączyć z sobą, aby zdać sobie sprawę z je d nolitego c h a rak teru atmosfery. P ró ba ta jednak go zawiodła i wówczas uciekł się do innej hypotezy, a mianowicie, że atomy w p o wietrzu nie są chemicznie połączone, lecz źe atomy jednego gazu działają ja k próżnie dla atomów drugiego, tłum acząc sobie zarazem w ten sposób praw a dyfuzyi, które niedawno tem u odkrył. N astępnie powiada :
„Rozm yślając nad tym przedm iotem, spo
strzegłem , że nigdy nie zastanaw iałem się nad wpływem różnicy wielkości cząsteczek płynów elastycznych. Przez wielkość rozu
miem tw ardą cząsteczkę w środku i warstwę ciepła razem wzięte '). Jeżeli np. nie byłaby dokładnie ta sam a ilość atomów tlenu w d a
nej objętości pow ietrza, ja k azotu, wtedy wielkości cząsteczek tlenu musiałyby się róź-
') W e d łu g poglądu D altona, będącego od
m ianą tylko poglądu Newtona i L avoisiera, k a ż dy atom gazu składał się z nadzwyczaj małego ją d ra substancyi tw ardej w środku, otoczonego znacznie w iększą w arstw ą ciepła, bardzo gęstą w pobliżu atom u, l»cz rzadszą w m iarę oddale
nia. W arstw ie tej ciepła przypisyw ano siłę od
pychania, skutkiem której gaz zachowywał swą elastyczność. Gdybyśipy powiększyli ilość ciepła naokoło atom u, gęstość gazu zm niejszałaby się.
nić od wielkości cząsteczek azotu. A jeżeliby wielkości były różne, wtedy—przypuszczając, że siłą, odpychającą jest ciepło—nie mogłaby być ustanowiona żndna równowaga pomiędzy cząsteczkami, wywierającemi ciśnienie jedne na drugie.
„Myśl ta wpadła mi w r. 1805 '). Prędko spostrzegłem , źe wielkości cząsteczek płynów elastycznych muszą być różne. Gdyż jed n a objętość azotu i jed na tlenu, jeżeli chemicz
nie połączone, uczyniłyby prawie dwie obję
tości tlenniku azotu, a te dwie nie mogłyby mieć więcej atomów tlenniku azotu, niż jedna objętość m iała azotu lub tlenu. S tą d przy
puszczenie, że wszystkie gazy różnego ro d z a ju różnią się wielkością swych atomów — i w ten sposób dochodzimy do objaśnienia dyfuzyi każdego gazu przez każdy inny, bez powoływania się n a jakąkolw iek inną siłę odpychającą, aniżeli dobrze znaną siłę ciepła.
Jestto mój obecny pogląd, jak i mam na bu
dowę mieszaniny płynów elastycznych”.
P o tych wstępnych uwagach D alton prze
szedł do rozpatrzenia punktów, ogłoszonych w programie. N otatki, jakie D alton ze sta
wił dla własnego oryentowania się, zaw ierają 9 punktów, które jednak, jako dla nas mniej ważne, tu taj pomijamy.
Odczyt ów kończył się, ja k następuje :
„Ustanowiwszy różne wielkości cząsteczek płynów elastycznych w jednakowych w arun
kach tem peratury i ciśnienia, pozostało określić względne wielkości i ciężary atomów, oraz względną ich liczbę w danej objętości.
To wskazało drogę do związków gazów i do ilości atomów, wchodzących w te związki, o ozem szczegóły będą podane później. Inne ciała oprócz płynów elastycznych, mianowicie ciała ciekłe i stałe, były przedmiotem badań wskutek ich łączenia się z płynam i elastycz- nemi. W ten sposób został zakreślony bieg badania dla określenia ilości i ciężarów wszystkich pierwiastków chemicznych, które w stępują w jakiekolwiek połączenie jedne z drugiem i”.
J a k widzimy z powyższego, D alton był
■) Dalton popełnił tu bezw ątpienia b łąd p i
sarski, gdyż we wrześniu r. 1803 wypracował ju ż tablicę względnych ciężarów atomów, a w r o ku 1804 zakomunikował teoryą swą Thom so
nowi.
3 5 8 WSZECHSWIAT
zapalonym atom istą, pogrążonym całkiem w newtonizmie. D la niego atom y nie były wyłącznie tylko koncepcyą logiczną, lecz po
siadały egzystencyą, jakgdyby je widział i m iał w ręku. R ysow ał je na papierze, pró
bował łączyć, aby wytłum aczyć sobie jed n o litość atm osfery. Przyjąw szy teoryą N ew to
na o odpychających się atom ach, czyli cząs
teczkach, doszedł do określenia względnej wielkości i ciężaru tych najm niejszych cząs
teczek.
M etoda, ja k ą stosował do tego, a przy n aj
mniej niektóre z powodów jej zastosow ania s ta ją się zrozum iałem i, gdy się zwrócimy jeszcze do świeżo odkrytych jego n o tatek la boratoryjnych. N a str. 246 tom u I go n o ta
tek D altona czytamy ') :
„B adanie ciężaru właściwego ostatecznych cząsteczek czyli pierwiastków.
„Chociaż je s t prawdopodobnem, że ciężary właściwe różnych płynów elastycznych są w pewnym stosunku do ciężarów ich osta
tecznych cząsteczek, jed n ak je s t też pewnem, źe to nie je s t jedno i to samo, gdyż ostatecz
nie cząsteczki wody czyli p ary m ają napewno większy ciężar właściwy, niż cząsteczki tlenu, a pomimo tego ten ostatni gaz je s t cięższy, niż p a r a ”.
F a k t więc, że p a ra wodna, której cząstecz
k a zawiera i tlen i wodór, je s t lżejsza, niż tlen, je s t dowodem ju ż dla D altona, że cię
żary właściwe gazów i względne ciężary cząsteczek, z których gazy te się składają, nie są identyczne, a więc źe i średnice ato
mów nie są jednakow e dla wszystkich ciał.
N ajważniejszym jed n ak m ateryałem dowo
dowym w kwestyi genezy teoryi atom istycz
nej jest znaleziona też świeżo przez prof.
Roscoe pomiędzy D altona notatkam i labora- toryjneini tablica ciężarów atomowych, napi
sana d. 6 września 1803 r., czyli dwa la ta wcześniej, niż została ogłoszoną w P a m ię tn i
kach m anczesterskiego Tow arzystw a literac- ko-filozoficznego z r. 1805 i praw ie na rok przed ustnem zakomunikowaniem Thom sono
wi (sierpień 1804 r.), k tó ra brzm i : S tr. 248.
Ost. a to m y : W odó r . . . . 1 T l e n ...5,66
A zot . . . 4 W ęg iel. . . . . 4,5 W oda . . . 6, 6 Amoniak . . . . 5 Tlennik azotu . . 9,66 Tlenek a z o tu . . . 13,66 D wutlenek azotu . 15,32 ') S iark a . . . . , 17 D w utlenek siarki . 22,66 K was siarc zan y . . 28,32 Dwutlenek węgla . 15,8 Tlenek węgla . 10,2
• W tablicy tej, ja k i w każdej następnej, k tó re D alton z pewnemi zmianami zestawiał, zupełnie jasn o wyrażone je st prawo łączenia się ciał w stosunkach wielokrotnych, lecz nie
m a żadnej wzmianki o gazie błotnym lub 0 gazie w olej zmiennym. W rzeczywistości D alton b ad ał gaz błotny dopiero w lecie r. 1804, a więc prawie w rok po ułożeniu pierwszej tablicy ciężarów atomowych i d a ta ta trzykrotnie je s t potw ierdzoną: 1) przez samego D a lto n a w „New System ” n a str.
444; 2) przez Thomsona w jego „System of C hem istry” str. 291 i 3) przez notatki labo
ratoryjne, gdzie pierwsze doświadczenia nad tą substancyą są zapisane pod d a tą 6 sierp
nia 1804 r. To zaś obala całkowicie p rzy j ę t y powszechnie pogląd, oparty n a tw ier
dzeniu Thom sona, źe analiza gazu błotnego 1 etylenu naprow adziła D altona na myśl che
micznej teoryi atom istycznej. W niosek ten zgadza się też najzupełniej z treścią ustępów odczytu D altona, które przytoczyliśmy po wyżej.
N o tatk i D altona wykazują też, że ciężary atomowe wodoru, tlenu i azotu wyprowadził on z analiz wody i amoniaku, ciężar atom o
wy siarki z analizy kwasu siarczanego, doko ■ nanej przez Chenevixa; co do węgla, to za
pewne z analizy dwutlenku węgla, wykonanej przez Lavoisiera. P rzy wszystkich oblicze
niach względnych ciężarów atomowych D al
ton stosował się ściśle do „praw a największej prostoty” : związek złożony z dwu pierw iast
ków uważa! za „podwójny”, t. j. zaw ierający tylko dwa atomy; z dwu związków o podob
nym składzie lżejszemu przypisywał prostszą
•) Por. Roscoe and Harden, 1. c. str. 27.
') Dalton używa tu wyrażeń : nitrous gas (NO), nitrous oxide (N20) i nitric acid (N02).
N r 23.
budowę; a prawo stosunków wielokrotnych uw ażał za jedyne możliwe, według którego mogą zachcdzić związki atomowe.
Co dotyczy wreszcie faktu, że wzmiankę 0 metanie, pochodzącym z wód stojących, spotykamy w pracy, k tó rą D alton odczytał już w r. 1803, lecz k tó ra wydrukowana zo
sta ła dopiero w r. 1805, jakkolwiek doświad
czenia nad gazem tym przeprow adził, ja k to widzieliśmy powyżej, w r. 1804, to łatwo so
bie go wytłumaczyć, uwzględniając tę oko
liczność, że D alton w owe czasy był sek reta
rzem Towarzystwa literacko-filozoficznego 1 miał naturalnie łatw ą sposobność dopełnić odczyt swój stosownie do postępu w bada
niach.
Przekonywam y się teź teraz, że pogląd De- busa, że D alton w r. 1804, kiedy zakomuni
kował teoryą swą Thomsonowi, uznawał p ra
wo równych objętości gazów, je st niedokład
nym. D alton najwyraźniej stw ierdza w roku 1803, że ciężar właściwy różnych gazów i ciężar właściwy cząsteczek tych gazów nie jest jedno i to samo. On nigdy, zdaje się, nie wierzył w prawo równych objętości;
przedstaw iało mu się ono tylko, jako możli
wa alternatyw a, którą jednak natychm iast odrzucił, gdyż nie zgadzało się to z faktem, a raczej twierdzeniem, uwaźanem przez niego za jedynie prawdziwe, że „niema dwu gazów podobnych do siebie co do wielkości swych cząsteczek”.
Zachowanie się D altona względem praw a łączenia się ciał w stosunkach objętościowych stałych, wykrytego przez G uy-L ussaca w r.
1808, które stało się od tego czasu prawem pierwszorzędnej wagi w teoryi chemicznej, łatw o też zrozumieć, o ile uwzględnimy, ja k silnie on wierzył, że wielkość i liczba cząste
czek różnych gazów nie są jednakowe. Gdy
byśmy przyjęli, że eksperym entalne odkrycie praw a wielokrotności stosunków natchnęło go myślą teoryi atom istycznej, byłoby abso
lutnie nie do uwierzenia, ażeby jej twórca miał nie uznawać prawa, ta k wspaniale roz
szerzającego i potw ierdzającego jego teoryą.
Praw o G ay-Lussaca z punkt u widzenia teo
ryi atomistycznej prowadzi natychm iast do wniosku, że ilości cząsteczek w różnych obję- tościach są albo jednakowe, albo znajdują się w pewnym prostym stosunku jedne do drugich. W niosek jed n ak taki wydawał się
Daltonowi niezgodnym zarówno z doświad
czeniem, jak i z założeniami teoretycznemi.
W łasne jego doświadczenia, ja k i wielu in nych chemików, zdawały się dowodzić, że stosunki objętościowe łączących się gazów nie są ani ściśle równe, ani proste wielokrot
nie, lecz tylko przybliżone. W stosunku do niektórych gazów zdanie D altona wahało się, zależnie od rezultatów jego dośw iadczeń:
wodór i tlen np. raz łączyły się w stosunku 2 : 1 , innym razem — 1,97 : ], albo wreszcie—
1,85 : 1. P o gląd swój w tej kwestyi D alton wypowiada jasno w liście do Berzeliusa z d.
20 września 1812 r . : „Teoryi francuskiej równych objętości łączących się gazów ja nie przyjm uję, biorąc ją w maternatycznem zna
czeniu. Jednocześnie przyznaję, że je st coś zadziwiającego w częstości przybliżenia”.
N a podstawie powyżej przedstawionych ba
dań, dochodzimy więc do następujących wniosków : D alton sam, po upływie la t sied
miu, przypisuje teoryi swej atomistycznej pochodzenie czysto fizyczne, co potwierdza fakt, źe w pierwszej jego tablicy ciężarów atomowych (z d. 6 września 1803 r.) stosunki, wyrażone pomiędzy wieloma tlenkam i azotu, siarki i węgla nie są oparte n a bezpośrednich dowodach eksperymentalnych, lecz na przy
puszczeniu zaczerpniętem z teoryi fizycznej.
W prawdzie wiadomo, że na miesiąc przed ze
stawieniem pierwszej tablicy ciężarów ato
mowych Dalton dokonał doświadczenia, k tó re wykazało mu, źe tlen może się łączyć z tlennikiem azotu, którego ilości można wy
razić zapomocą liczb 1 i 2. Gdyby jed n ak eksperyment ten natchnął był D altona myślą chemicznej teoryi atomistycznej, to trudnem byłoby do uwierzenia, dlaczego w tablicy, ułożonej tylko w miesiąc później, ciężar a to mowy bezwodnika azotawego (N 20 3), do którego cała kwestya się sprowadza, nie miałby być umieszczony.
W przeciwieństwie więc do poglądu, po
dzielanego dotychczas przez wszystkich che
mików, że wykrycie praw a wielokrotności stosunków doprowadziło D alton a do zastoso
wania teoryi atomistycznej w celu wyjaśnie
nia tegoż prawa, wszystkie dowody, przem a
wiają na korzyść twierdzenia samego D al
tona w Londynie, w r. 1810, że doszedł on do teoryi atomistycznej przedewszystkiem wskutek czysto fizycznych rozważań, spowo
360 W SZECHSW IAT N r 23.
dowanych badaniam i własności fizycznych atm osfery i innych gazów. W ciągu badań tych zetknął się z problem atem określenia względnych średnic cząsteczek, z jakich , we
dł ug jeg o stałego przekonania, sk ła d a ją się wszystkie gazy i m usiał się zwrócić do rezul
tatów analizy chemicznej. P rzyjąw szy, że połączenia zachodzą w możliwie najprostszy sposób, doszedł z kolei do poglądu, źe che
miczne łączenie się ciał ma miejsce między cząsteczkam i różnych ciężarów. R ozszerze
nie myśli tej do substancyi wogóle z koniecz
ności doprowadziło go do praw a w ielokrotno
ści stosunków, a porównanie z re zu ltatam i doświadczeń potw ierdziło wspaniale praw dzi
wość jego aedukcy i. O kazało się następnie, że zasada atomowego łączenia się ciał po
wszechnie może być stosowaną. Od tego czasu nic zasadniczego nie dodano do naszej znajomości praw związków chemicznych we
dług wagi. Przez zastosowanie więc jednej, prostej, szczęśliwej myśli do całego szeregu faktów chemicznych D alton zdołał objąć wszystkie istniejące stosunki. Uogólnienia jego nie uległy zmianie pomimo p ra c całego prawie stulecia.
J a n Bielecki.
Lokalizacya czynności psychicznych w mózgu.
(D okończenie).
Załatwiwszy się z poszczególnemi n arzą
dami zmysłowemi, rozpatrzm y te ra z korę mózgową jako całość.
Przedew szystkiem uderzy nas fakt, że z c a łej dość obszernej powierzchni obudwu p ó ł
kul (fig. 5, 6 i 7), znaną nam je s t czynność zaledwie kilku nieznacznych jej okolic.
Z tych na pierw szem miejscu postawić nam w ypada pas ruchowy, odkryty, ja k o tem ju ż wspominaliśmy, przez H itzig a w r. 1874, położony w zaw ojach centralnych po obu stronach brózdy R olanda (gy ri centrales an- terior e t posterior). T am mieszczą się wy
obrażenia tych ruchów, jak ie mamy wyko
nać, stam tąd odchodzą impulsy nerwowe
po drogach piram idalnych, t. j. ruchowych, do mięśni naszych. Ogniska chorobowe, umiejscowione w tych częściach kory mózgo
wej, powodują mniej więcej rozległe poraże
nia. Przytem , jak to wykazały liczne spo
strzeżenia kliniczne, jeżeli cały, powyżej
Fig. 5. Schem at pow ierzchni zew nętrznej p ó ł
kuli mózgowej (podług E dingera).
wspomniany, pas ruchowy je st dotknięty spraw ą chorobową, wtedy powstaje porażenie połowiczne strony przeciwnej; jeżeli zajęta je st tylko najwyższa część tego pasa, to n a
stępuje porażenie tw arzy po stronie przeciw
nej; jeżeli tylko środkowa—to ulega po raże
niu górna kończyna, jeżeli górna trzecia część je s t zniszczona, wtedy mamy porażenie koń-
F ig 6. Schemat powierzchni wewnętrznej pół
kuli mózgowej (podług E dingera).
czyny dolnej po stronie przeciwnej. D ra ż
nienie odpowiednich miejsc wywołuje w od
nośnych kończynach drgawki.
Wspomnieliśmy również poprzednio, źe Flechsig i Mumk w tej samej okolicy um iej- scowiają bez ściślejszej lokalizacyi czucie do
N r 23. W SZECHSW IAT 361
tyku, bólu, tem peratury, czucie mięśniowe, dalej, czucia, uświadam iające nam stan n a
prężenia naszych naczyń, stan a p a ra tu odde
chowego i t. p. N iektórzy przeto proponują dla tej okolicy nazwę sfery czuciowo-ru- cliowej.
Do innych dośó ściśle określonych um iej
scowień odnieść wypada ośrodek mowy, poło
żony w trzecim zawoju czołowym strony le
wej w t. zw. gyrus Broca. Tuż obok niego, nieco ku przodowi, mieści się ośrodek dla ru chów, niezbędnych do pisania; zniszczenie tego ośrodka sprow adza u tra tę zdolności tych subtelnych unerwień, jakie są potrzebne do
cia wzrokowe, a w gyrus uncinatus i w gy
rus hyppocampi— czucia węchowe.
Zapewne niejednemu z czytelników przy
chodzi zaraz na myśl pytaoie, jakie czynno
ści spełniają pozostałe rozległe części kory mózgowej i gdzie zlokalizować nam wypada nasze procesy myślenia i wyobrażania, sło
wem główną treść naszego życia psychicz
nego.
Otóż odpowiedź na te pytania będzie na
stępująca : myślenie i wyobrażanie sąto p ro cesy nadzwyczaj skomplikowane; treść ich—
czucia i wyobrażenia—odpowiadają ruchom cząsteczkowym substancyi szarej, zachodzą-
F ig. 7. Schem at lokalizacyi ośrodków w lewej półkuli. A —ośrodek dla kończyny dolnej;
B —ośrodek dla kończyny górnej; C — ośrodek dla mięśni tw arzy i języka; I) um iejsco
wienie ogniska przy niemocie ruchowej (aphasia m otorica); F — umiejscowienie ogniska przy niemocie zmysłowej; E — umiejscowienie ogniska przy agrafii, G — p rz y aleksyi.
ruchów pewnych mięśni ręki przy pisaniu.
S tan ten zowie się agrafią. W pierwszym zawoju skroniowym mieszczą się składniki wyobrażeń słuchowych; zniszczenie tego z a woju sprow adza opisaną już wyżej głuchotę na słowa, inaczej afazyą zmysłową (afasia sensorica W ernickego). W dolnych częściach p ła ta ciemieniowego w t. zw. gyrus angula- ris lokalizujem y ślepotę na słowa czyli t. zw.
aleksyą (alexia), kiedy chory widzi napisane wyrazy, znane mu dobrze poprzednio, lecz nie rozumie ich treści. W reszcie w Zawo
jach potylicowych górnych lokalizujem y czu-
cym w różnorodnych okolicach kory mózgo
wej. Weźmy tak i przykład : słyszę (zawój skroniowy) wyraz stół. W tej chwili widzę ten przedm iot w moim umyśle (wyobrażenie wzrokowe—zawój potylicowy); równocześnie prawie poruszają mi się wargi do wymówie
nia tego wyrazu (ośrodek mowy—zawój czo
łowy dolny), napinam również mięśnie ręki do jego napisania (zawój czołowy, część po
łożona wyżej); zdaje mi się, że widzę ten wy
raz napisany (zawój ciemieniowy—gyrus an- gularis). Jeżeli do tego dodamy jeszcze, że przy znajomości kilku języków sprawy te od-
36 2 .WSZECHŚWIAT N r 23.
bywają, się kilkakrotnie, to uprzytom nim y sobie choć w części, ja k złożonym je s t pro
ces pojedynczego przedm iotu, ja k różne oko
lice kory mózgowej biorą w nim udział.
Oczywiście, źe p rzy myśleniu i kojarzeniu wyobrażeń wchodzić będzie w g rę niezliczona ilość kom órek i włókien nerwowych, rozrzu- i conych po różnych okolicach kory mózgowej.
W ychodząc z tego założenia, ja k również na mocy swych poszukiwań embryologicznych nad rozwojem włókien, F lechsig w cytowanej powyżej rozpraw ie ') wypowiedział przypusz
czenie, że wielkie, niezajęte przez żadne spe- cyalne czucia, obszary kory mózgowej w p ła tach czołowych, ciemieniowych i potylicowych pełnią zadanie trzech wielkich ośrodków asocyacyjnych, których ro la m a polegać na przenoszeniu podrażnień z jednych sfer czu
ciowych do drugich, n a ześrodkowywaniu i kojarzeniu poszczególnych czuć i wyobra
żeń. Ogrom na ilość włókien asocyacyjnych, łączących o^re ośrodki, zdaje się potwierdzać to przypuszczenie. T ak więc, nie w p ła tach czołowych zachodzą procesy psychiczne u człowieka. N ie od stopnia rozwoju tych płatów zależy jego inteligencya, ja k to pier
wej przypuszczano, lecz prawdopodobnie od ogólnej budowy tkanki mózgowej, u łatw iają
cej odbieranie i u trw alanie oddzielnych czuć, budowy, której szczegóły przy obecnym sta
nie techniki niedostępne są dla naszego oka, a po wtóre, od stopnia rozwoju tych włókien asocyacyjnych, które łącząc różne okolice ko
ry mózgowej, u łatw iają zestawienie i k o ja rzenie pojedyńczych czuć i wyobrażeń. Cho
ciaż więc w przypadkach patologicznych przy t. zw. zniedołęźnieniu starczom (demen- tia senilis) lub paraliżu postępowym (paraly- sis progressiva), - gdzie n a pierwszy plan wy
stępują zaburzenia inteligencyi, a głównie jej osłabienie, n a sekcyach pośmiertnych znajdo
wano wyraźny zanik istoty szarej płatów czołowych, to jed n ak nie należy przypusz
czać, że upadek inteligencyi był spowodowa
ny przez zanik jej ośrodka, jej centrum ; nie, prawdopodobnie, po pierw sze oprócz tych makroskopowych zmian w istocie szarej p ła tów czołowych m a miejsce zanik mniej wy
raźny i innych okolic mózgu, a powtóre,
') P a trz F lechsig, 1. c., str. 59 i następne.
[ zgodnie z przypuszczeniem Flechsiga i in
nych, przerwane lub zniszczone tu zostały włókna asocyacyjne, które warunkowały p ra widłowy przebieg kojarzeń, a obecnie sp ro
wadziły ich zaburzenia pod postacią halucy- nacyi, bredzenia, manii i t. p.
* * *
Ponieważ w ścisłym związku z nauk ą o lo- kalizacyi czynności psychicznych w mózgu znajdują się poglądy na różne rodzaje zabu
rzeń mowy, niem otą lub afazyą zwane, nie od rzeczy przeto będzie zaznajomić czytelni
ków choć w pobieżnym szkicu z tą wielce zajm ującą kwestyą.
Mowa w gruncie rzeczy przedstaw ia od
ruch wprawdzie wyższy i bardzo skompliko
wany, lecz jak o odruch złożony z dwu zasad
niczych pierwiastków : czuciowego i rucho
wego. Podrażnienie narząd u słuchu wywo
łuje zjawisko odruchowe—mowę arty kularn ą.
T en c h a rak ter odruchowy, jak i mowa wogóle posiada, u osobnika dorosłego w znacznym stopniu zatraca się; u dzieci je st on bardzo wyraźny. Dziecko słyszy mowę dorosłych;
dźwięki słyszane dochodzą do okolicy słucho
wej kory mózgu i tara w komórkach istoty szarej, a może i w jej wyrostkach, pozosta
w iają ślady—obrazy słuchowe wyrazów, wskutek czego powstaje pamięć „słuchow a” . Z drugiej strony podrażnienie słuchowe prze
nosi się n a okolicę ruchową i dziecko powta
rza słyszane wyrazy, co również pozostawia w korze mózgowej ślady— obrazy ruchowe wyrazów, wskutek czego pow staje znowu
„pamięć ruchow a” .
Istnienie mowy u człowieka dowodzi pew
nej pracy umysłowej, obecności pewnych wyobrażeń i pojęć, które wiążąc i kojarząc się wzajemnie, dostarczają tej treści, k tó rą wyrażamy zapomocą mowy. Gdzie niema wyobrażeń i pojęć, tam niem a i wyrazów.
Id y o ta i dziecko nie mówią, bo nie m ają o czem mówić. Otóż ujawnienie pracy um y
słowej zapomocą mowy członkowanej zależy od bardzo wielu złożonych procesów i z a b u rzenia ich wywołują w poszczególnych przy
padkach różne postaci afazyi.
O ile pamięć wyrazów u danego osobnika znajduje się w stanie normalnym, dla mowy niezbędnem je st przeniesienie obrazu słucho
N r 23. W SZECHSW IAT 363
wego wyrazu w tę okolicę kory mózgowej, k tó ra ten lub inny wyraz wciela w rzeczy
wisty dźwięk. U człowieka istnieje przeto osobny ośrodek, w którym wskutek nadzwy
czaj subtelnej koordynacyi czyli współdziała
nia ruchów, właściwiej mówiąc, wskutek de
likatnego unerwienia pewnych grup mięśni, odbywa się przejście wyobrażenia słuchowego wyrazu w rzeczywiste procesy mowy. M iej
scem tem je s t wspomniany kilkakrotnie t. zw.
zawój B roca w płacie czołowym. Jeżeli ośrodek ten zostaje zajęty, wtedy powstaje u tr a ta lub conajmniej zaburzenie mowy.
Chory przytem słyszy i rozumie co do niego mówią, zna doskonale wyraz, który chce po
wiedzieć, lecz nie je st w stanie go wymówić.
Zapom niał on, jeżeli się można tak wyrazić, ruchów, niezbędnych dla mowy. Je g o język, wargi same przez się nie są sparaliżowane, chory jednak nie może ich używać do procesu mowy. Często używa nadzwyczajnych wy
siłków, ażeby wymówić jakiś wyraz, najdzi
waczniej porusza ustam i i bełkocze tylko j a kieś niezrozum iałe dźwięki. Tego rodzaju zaburzenie mowy, gdzie ulega zniszczeniu zbiornik w yobrażeń ruchowych dla mowy ustnej, innemi słowy, ośrodek, w którym mieszczą się ślady złożonych ruchów, po
trzebnych do unerwienia mięśni warg, języ
ka i twarzy, nosi nazwę afazyi ruchowej.
Chory naturalnie nie może powtórzyć ani jednego wyrazu, nie spuszcza oczu z ust mór wiącego, usiłuje poruszeniami ust go naśla- I dować, lecz powtórzyć wyraz słyszany albo j mu się nie udaje wcale, albo też w stopniu bardzo słabym.
A fazya ruchowa, k tó rą wogóle najczęściej obserwujemy, przedstaw ia różne stopnie n a
tężenia. Z jednej strony istnieją przypadki j zupełnej afazyi, kiedy chory je st w stanie wymówić zaledwie oddzielne dźwięki, lub też pow tarza stale jeden lub kilka wyrazów, k tó re mu ocalały, których kom órki nie zostały zajęte przez ognisko. Takie zaburzenie mo
wy zowiemy monofazyą. Z drugiej strony zdarzają się lżejsze przypadki, kiedy chorzy popełniają tylko błędy w wymawianiu i za
m iast jednego wyrazu używają innego lub przestaw iają w nich sylaby. T a k ą postać afazyi zowiemy parafazyą. Prawdopodobnie ma tu miejsce zakłócenie stosunku pojedyn
czych części ośrodka mowy, łub też zaburze
nia w tych drogach, po których przechodzą odnośne impulsy. A utopsya przy tego ro dzaju zaburzeniu mowy, zwanem afazyą prze
wodnictwa, wykrywała kilkakrotnie ogniska rozmiękczenia mózgu w wysepce Belliego, k tó ra leży u podstawy mózgu, obok zawoju Broca.
J a k już wspominaliśmy, przy zupełnem zniszczeniu ośrodka mowy chory nietylko że nie je s t w stanie sam wskutek własnych po
budek wymówić żadnego wyrazu, lecz i sły
szanych słów powtórzyć nie może. To samo spotykamy, kiedy zniszczone zostaną włókna, po których impulsy ruchowe mowy biegną w kierunku obwodowym do mięśni warg, j ę zyka i twarzy (fig. 8a). Bywa jednak, że chory doskonale pow tarza słyszane wyrazy, czyta i rozumie czytanie, nie je st jednak w stanie samodzielnie mówić. Zapewne prze
rwane tu zostały drogi, łączące ośrodek mo
wy, zbiornik je j obrazów ruchowych ze zbior
nikiem pojęć, z „ośrodkiem ideacyi” , gdzie poszczególne obrazy i wyobrażenia skupiają się, ja k w ognisku, a którego lokalizaeya a n a tomiczna je s t nam zupełnie nieznana (fig. 8b).
Pojęcie danego wyrazu znajduje się w związku bardzo ścisłym jeszcze z dwuma innemi sposobami wyrażania myśli naszych, m ianow icie: z t. zw. rucham i mimicznemi ekspresyjnemi (mam tu na myśli skurcze pewnych mięśni twarzy dla wyrażenia po
dziwu, przestrachu, cierpienia i t. p., dalej gestykulacye, przeczenie lub potakiwanie głową i t. p.), a następnie, ze znakam i pi- sanemi lub drukowanemi, ja k litery, cyfry i t. p. T u również istnieją pewne ustalone : skojarzenia, które w przypadkach p atolo
gicznych ulegać mogą mniejszym lub więk
szym zaburzeniom.
Z aburzenia ruchów mimicznych ekspre- syjnych („am im ia”) nie m ają większego zna
czenia, niekiedy jednak bywają wielce inte- resującem i. Z darza się np., źe chory na znak przeczenia potakuje głową lub p rze
ciwnie.
Daleko ważniejszą je s t wspominana już poprzednio agrafia, t. j. niezdolność pisania, uwarunkowana naturalnie nie paraliżem ręki, lecz u tra tą zdolności łączenia w sposób wła
ściwy oddzielnych znaków i kresek w litery i wyrazy. P rzy zupełnem zniszczeniu tego ośrodka, który lokalizujem y w tylnej części
3 6 4 W SZEC H ŚW IA T N r 23.
drugiego zawoju czołowego, chory nie może ani kopiować, ani pisać sam odzielnie lub za dyktandem . P rzy zniszczeniu tylko dróg, łączących ten ośrodek ze zbiornikiem pojęć (fig. 8c), chory pisać sam odzielnie nie je st w stanie, natom iast kopiuje, pisze za dyk
tandem nieźle.
D otychczas rozpatryw aliśm y zaburzenia afatyezne, dotyczące zdolności mowy, t. j.
ujawnienia zachodzącego w naszej świado
mości procesu myślowego zapomocą dźwię
ków lub znaków piśmiennych. Obecnie roz-
P rzy t. zw. afazyi czuciowej pozakorowej, kiedy uleg ają przerwie drogi, łączące o śro dek słuchowy mowy z ośrodkiem pojęć, cho
ry nie rozumie wprawdzie wyrazów słysza
nych, lecz powtarzać je może (fig. 8d).
W jakim stosunku znajduje się agrafia do afazyi ruchowej, w takim aleksya do afa
zyi czuciowej. Pod aleksyą rozumiemy nie
możność rozpoznawania znaków piśm ien
nych, które chory widzi, niemożność powsta
łą wskutek zniszczenia zbiornika obrazów wzrokowych wyrazów; ośrodek ten lokali-
patrzym y zaburzenia rozumienia mowy.
P rzy zniszczeniu w korze mózgowej ośrod
k a słuchowego mowy, który lokalizujemy w pierwszym zawoju skroniowym strony le
wej, pow staje głuchota wyrazowa; chory słyszy dźwięki, lecz ich nie rozumie; mowa ojczysta brzm i dla niego tak, ja k nieznana mu obca; nie może przytem pow tarzać sły
szanego i pisać za dyktandem ; mówić samo
dzielnie je st w stanie. Tego rodzaju zabu
rzenie mowy nosi nazwę afazyi czuciowej.
żujemy w zawoju ciemieniowym dolnym, zwłaszcza w gyrus angularis. Chory n a
tu raln ie czytać nie będzie m ógł wcale; ko
piuje z trudem , lecz liter skopiowanych nie rozpoznaje. Mamy więc tu do czynienia z pewnego rodzaju ślepotą psychiczną.
T a k się przedstaw iają różne postaci afazyi podług podanego wyżej słynnego schem atu Lichtheim a-W ernickego, schematu, k tóry przed 20 laty stał się głośnym w świecie uczonym całej Europy. Mnóstwo lekarzy
Am
VU .lłn)r+4/ m*
W U p i i v m ' b n . - L
f h / Vy i r jC o w i
S I
*hH -
F ig. 8. Schem at procesu mowy Lichtheim a-W ernickego (nieco zmieniony),
N r 23. WSZBCHSW1AT
i klinicystów zainteresowało się tą niezba- j daną dotąd, a ta k ciekawą i wiele obiecu- j ją c ą kwestyą. Zaczęto z zapałem grom a
dzić spostrzeżenia i dziś lite ra tu ra tego przedm iotu obejm uje liczne tomy. W m iarę jednak tego, ja k zbierane obserwacye w czę
ści potwierdzały schemat Lichtcheiraa- W ernickego, w części mu przeczyły, świat uczony zaczął się dzielić na dwa obo zy:
zwolenników ścisłej lokalizacyi różnych po
staci afazyi i jej stanowczych przeciwników, na których czele stanęli niemieccy uczeni Goldscheider i F reu n d '). P unktem wyjścia do krytyki schematu Liclitheim - Wernic- kego była szczególna postać zaburzenia mo
wy, nazw ana afazyą amnestyczną. O bser
wowano mianowicie bardzo wie'e przypad
ków, w których chorzy utracili pamięć pew
nej liczby słów przy zupełnie zachowanej zdolności samodzielnego mówienia i powta
rzania słyszanych wyrazów. N iektórzy cho
rzy zapominali imion własnych, lub wogóle rzeczowników, inni zupełnie zapominali j ę zyka, zwłaszcza tego, który poznali w okre
sie późniejszym swego życia, ojczystym przy- tem władali zupełnie poprawnie. Z darzało się, źe chorem u po atak u apoplektycznym pozostało tylko kilka wyrazów, jak ie w chwi
li atak u wymówił. T ak np., cytują jedne- ; go bibliotekarza, którego a ta k zaskoczył w chwili ukończenia listy książek. Powta- j rz a ł on później dwa tylko w y ra z y : „lista skończona”. D alej, obserwowano również różne postaci afazyi przy zaburzeniach ogól- i nych w krążeniu krwi w mózgu : przy nie
dokrwistości, przekrwieniu, obrzęku i t. p.
Skorzystano również z przypadków, w któ
rych ogniska znajdowano nie w tych miej
scach, gdzieby ich można było się spodzie
wać podług podanych schematów. Opie
ra ją c się na tego rodzaju danych, przeciw
nicy ścisłej lokalizacyi poglądy swe w ten sposób próbowali sformułować : Istn ieją wprawdzie w mózgu naszym pewne okolice, znajdujące się w pewnym związku z mową naszą, ja k np. okolica zawojów czołowych strony lewej, lecz ośrodków odrębnych, an a
tomicznych mowy, w ścisłem tego słowa
*) Szczegóły p a trz : Afazya w świetle ba
dań współczesnych. Szkic literacko-krytyczny. j N apisał d -r E . Biernacki. W arszaw a 1894.
znaczeniu, niema. J a k pojedyńcze wyobra
żenie bynajmniej nie zajm uje jak iejś od dzielnej komórki nerwowej, lecz przedstaw ia proces, ściślej mówiąc, towarzyszy proce
sowi, zachodzącemu w różnorodnych okoli
cach kory mózgowej, tak w zjawisku m o
wy bierze udział cała kora mózgowa. Z a burzenia mowy należy przeto pojmować nie anatomicznie i morfologicznie, lecz funkcyo- nalnie, czynnościowo. Ognisko, umiejsco
wione w różnych okolicach mózgu, niedo
krwistość i upośledzone odżywianie wraźli- I wej tkanki nerwowej, powodując zaburzenia w czynności tego narządu, sprowadzić mogą tę lub inną postać afazyi. Przytem im słabsze były skojarzenia pewnych pojęć i wy
razów, im słabsze ślady pozostawiły one w mózgu, tem prędzej zniknąć one mogą z naszej świadomości. Tego rodzaju roz
przężenie skojarzeń odbywa się podług J a - cksonowskiego praw a dis-inwolucyi—„czyn
nościowego cofnięcia się w stecz”. Tem teź wytłumaczyć można, dlaczego z języków za
pominamy w tych przypadkach nabytego najpóźniej, dlaczego przy niemożności mó
wienia chory pow tarza i pisze tylko swoje imię i nazwisko, jak o asocyacyę, stosowaną bardzo często, lub wyrazy, które np. w chwili atak u skojarzyły się w jego umyśle n ajsil
niej. N iebędąc w stanie wymówić wyrazu sześć, chory poczynając liczyć od jednego, wypowie go bardzo dobrze. Niem ogąc n a zwać spostrzeganego przedm iotu, pacyent przypomina sobie jego nazwę gdy go się dotknie.
Niem a przeto zdaniem tych autorów, spe- cyalnego ośrodka w pasie słuchowym kory mózgowej, gdzieby grom adziły się obrazy słuchowe samych tylko wyrazów, niema ta kiego miejsca w korowem zakończeniu n e r
wów wzrokowych, gdzieby należało um ieś
cić zbiornik obrazów wzrokowych dla zna
ków piśmiennych, ja k również niema m iej
sca w pasie ruchowym dla specyalnego ośrodka obrazów ruchowych mowy, lecz zdaje się nie ulegać wątpliwości, źe w zło
żonym akcie mowy uczestniczą całe te pasy, źe pole korowe nerwu słuchowego służy t a k że do odbierania różnych dźwięków, a oko
lica korowa nerwu wzrokowego do przyjm o
w a n ia wszelkich czuć wzrokowych, a pomiędzy innemi i tych, które pochodzą od liter. W resz-
366 WSZECHSWIAT N r 23.
cie za czynnościowem pochodzeniem zaburzeń mowy przem aw iają również zjaw iska t. zw.
przystosowania i wyrównania. Okolice są siednie często w dość krótkim czasie biorą na siebie zastępstw o części zniszczonych.
W ogóle je d n a k za p u n k t wyjścia zaburzeń mowy należy uważać tylko korę mózgową;
ogniska położone pod korą, oddziaływ ają n a nią przez ucisk, przekrwienie i t. p.
P rzytem wskutek nieznanych nam jeszcze dobrze przyczyn strona lewa kory mózgowej m a w akcie mowy daleko więcej znaczenia, niż praw a.
W ten mniej więcej sposób p rz e d sta wiają się poglądy dwu obozów uczonych n a kwestyę lokalizacyi zaburzeń mowy.
Gdzie leży praw da, obecnie nie wiemy, ale zapewne gdzieś pośrodku. W każdym razie zasługą przeciwnego obozu będzie ujęcie kwestyi, o której mowa, z psychologicznego p un ktu widzenia, a następnie słuszna ponie
k ąd krytyka zbytniej m ateryaliz^cyi, zbyt ścisłego stosowania anatom ii do objaśnienia zjawisk psychicznych. O trzym aliśm y więc im puls do badań niezwykle ciekawych i b a r
dzo cennych. J a k badanie zaniku czynności w pewnych narządach różne rodzaje zabu- i rzeń czucia i ruchu pozwoliły nam określć znaczenie poszczególnych włókien i komórek nerwowych i przyczyniły się do poznania fizyologii mózgu, ta k obserwowanie zaburzeń czynności psychicznych naszych, jakiem i są afazya, aleksya, ślepota psychiczna i t. p., kiedy pewne tylko strony naszej inteligencyi uległy zboczeniu, pozwoli może z czasem zbliżyć się do rozw iązania owego p rastareg o zagadnienia, o k tórem w spom inałem we wstępie, do głębszego poznania „duszy”
naszej.
D -r St. Kopczyński.
Wiadomość o niektórych rzadszych gatunkach p rze ta c zn ik a .
Poniew aż Y eronica D illenii C ranz znaleziona została przez p. Paczoskiego naprzód w powie
cie rzeczyckim ‘), a następnie w m ińskim 2), należało więc przypuszczać, że się ona i w po
wiecie nowogródzkim znaleźć powinna. To też zwróciłem bieżącej wiosny szczególną, uwagę na tę roślinę i okazało się, że je s t ona tu ta j nierów
nie pospolitszą, niż pokrewny je j gatunek y e ro nica verna L. Oprócz powyższych gatunków przetacznika znalazłem jeszcze inne, dość cieka
we, o których pomówić zam ierzam . 1) Yeronica Dillenii Cranz.
Znalazłem j ą w m ajątk u W ojnowie, o 4 km od Niańkowa odległym; rośnie ona dość obficie pośród pszenicy ozimei, wspólnie z V. arvensis L ., któ ra wszędzie je s t niezwykle pospolitą.
V. verna L . w W ojnowie wcale się nie z n a j
duje.
2 ) Veronica yern a L.
W Niańkowie znalazłem wyłącznie niniejszy gatunek; V. Dillenii Crz. albo nie rośnie tu wca- le; albo je s t b ardzo rzadką.
3) Yeronica polita Fries.
Na Litw ie gatu n ek te n w nowszych czasach przez nikogo obserwowany nie był. Jedyna wia
domość o znajdow aniu się tej rzadkiej rośliny w okolicach W ilna pochodzi od Eichw alda, któ
ry , korzystając z zielnika Górskiego, pod swo ■ jem nazwiskiem w ydał. O kazy Eichw alda (resp.
G órskiego) zn a jd u ją się dotąd w m uzeum wi- leńskiem.
W Niańkowie gatunek niniejszy rośnie w ży
cie, lecz je s t w ielką rzadkością. Dość znaczną kolekcyą posłałem do Zielnika flory polskiej z prośbą o wydanie je j w najbliższej centuryi.
A) Veronica A nagallis L ., V ar. anagallifor- mis Beck.
Odmiana powyższa różni się od formy typowej głównie tem , że m a gałązki gronowe, tudzież szypułki kwiatowe pokryte włoskami gruczołko- w atem i, u formy zaś typowej są one całkiem gładkie. Obie form y rosną w miejscach błotnis
tych, na wygonie, do wsi H ołynia należącym.
F o rm a typow a je s t bardzo pospolitą, odmiana je j zaś nadzwyczaj rzadką.
5) Veronica aquatica B ernh.
N iektórzy botanicy uw ażają gatunek niniejszy z a odmianę do V. Anagallis L. należącą, inni zaś wcale go nie uznają. W zielniku moim nowo
gródzkim z n a jd u ją się rozm aite form y przejścio
we i odmiany, z czego wnoszę, że zmienność i niestałość form dały powód botanikom do nie
porozum ienia. W VIII-ej centuryi Zielnika flory polskiej będą wydane oba kwestyonowane ga
tunki; wówczas, m ając je obok siebie, każdy o samodzielności tych gatunków osobiście się i
') Zob. Zielnik flory polskiej pod n - r 63.
2) Zob. O nowych i rzadkich rośl. flory litew skiej , s tr. 15.
N r 23.
przekona. Y. aquatica Bernh. j e s t w Niańkowie bardzo pospolitą i rośnie w rowach łąkowych, wodą, napełnionych.
6) Na tem samem stanowisku, co i Y. aqua- tica Bernh., znalazłem ja k ą ś formę całkiem mi dotąd nie znaną, k tó ra też do żadnej z opisa
nych dotąd odniesioną być nie może; różni się ona ja k k ształtem , ta k też i rozmieszczeniem liści od wszystkich d otąd znanych i do podro- d zaju Becabunga należących form. Okazy z n a lezione przezem nie nie są jeszcze całkowicie rozwinięte; skoro mi się uda zebrać okazy kw it
nące i owocujące, wówczas wiadomość dokładną o tej bardzo interesującej formie do W szech
św iata przesłać nie omieszkam.
D -r W. Dybowski.
WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.
— V III Z ja z d le k a rzy i przyrodników polskich W P oznaniu odbędzie się w czasie od 1 do 3 sierp
nia 18 9 8 roku. Z arząd K om itetu gospodarczego stanow ią : d -r H eliodor Święcicki, przew odniczą
cy; d -r A rtu r Jaruntow ski, sek retarz je n eraln y ; d y rek to r M. W ięckowski, podskarbi.
Proponow any je s t podział na następujące sek- cye : 1) sekcya m edycyny teoretycznej, 2) sekcya hygieny i medycyny sądowej, 3) sekcya medycy
ny w ew nętrznej, 4 ) sekcya chirurgii, 5) sekcya ginekologii, 6) sekcya okulistyki, 7) sekcya p ra sy lekarskiej polskiej, 8) sekcya w eterynaryi, 9) sekcya przyrodniczo-rolnicza, 10) sekcya m a
tematyczno-fizyczna, 11) sekcya chemiczna i fa r
m aceutyczna, 1 2 ) sekcya geologiczna i botanicz
na, 13) sekcya zoologiczna. Odczytów zapowie dziano na Z jazd do 20 m aja 160.
Proponow any poprządek dzienny : N iedziela, dnia 31 lipca.
W ieczorem o godzinie 9 zebranie tow arzyskie w ho telu „V icto ria” p rzy ul. Berlińskiej celem wzajemnego poznania się.
P oniedziałek, dnia 1 sierpnia.
O godzinie 8 ' / a z ra n a : U roczyste nabożeń
stwo w kościele farnym .
0 godzinie 10 : Pierw sze ogólne posiedzenie w T ea trz e polskim.
1) O tw arcie Z jazdu przez przewodniczącego W ydziału gospodarczego. 2) W ybór prezesa, wi
ceprezesa i sek retarzy ogólnych posiedzeń Z ja z du. 3) Pow itanie uczestników VIII-go Z jazdu w imieniu obywatelstwa polskiego m iasta P ozna
nia. 4) Przem ów ienie delegatów i odczytanie te legramów. 5) W y k ła d y : a) prof. d -ra Kosta- neckiego z Krakowa: „O znaczeniu eksperymen
367
tu biologicznego ' dla m orfologii” ; b) prof. d -ra N atansona z Krakowa : „O zasadniczych prawach m ateryi i energii” ; c) prof. d-ra Ign. Baranow
skiego z W arszawy : „Gruźlica ja k o spraw a spo
łeczna” . 6) P an Ja n Szczepanik przedstaw i swój dalekowidz (telektroskop). 7) Wnioski co do m iejsca i czasu następnego, t. j. IX Zjazdu le k a
rz y i przyrodników polskich. 8 ) Sprawozdanie komisyi wykonawczej poprzedniego, to je s t Y1I Z jazdu lekarzy i przyrodników polskich we Lwo
wie. 9) Wnioski.
O godzinie 3 popołudniu posiedzenia sekcyjne.
0 godzinie 6 wieczorem uczta w Bazarze, d a na przez W ydział gospodarczy dla członków i uczestników Zjazdu. W ieczorem koncert w ogrodzie zoologicznym.
W torek, dnia 2 sierpnia.
O godzinie 8 zran a : Zwiedzanie m iasta, szpi
ta li i wystawy.
O godzinie 9 rano i o 4 po południu posiedze
nia sekcyjne.
Wieczorem o godzinie 9 bal w Bazarze, dany na cześć V III Z jazdu przez obywateli polskich Księstwa.
Środa, dnia 3 sierpnia.
O godz. 8 zran a zwiedzanie m iasta i wystawy.
O godz. 9 posiedzenie sekcyjne.
O godz. 4 : D rugie ogólne posiedzenie w T ea
trze polskim.
1) Ostateczny wybór miejsca i czasu na IX Zjazd lekarzy i przyrodników polskich. 2 ) W y
kład d -ra Biegańskiego z Częstochowy : „ Z d ro wie i choroba z biologicznego p u n k tu w idzenia” . 3) W ykład d -ra E . F la ta u a z B erlina : „O naj
nowszych poglądach na budowę układu nerw o
wego” z dem onstracyami. 4) R eferat w sprawie sanatoryów ludowych dla suchotników. 5 ) W nios
ki poszczególnych sekcyj i uchwały. 6) Zam knię
cie Z jazdu przez przewodniczącego W ydziału gospodarczego. 7) Pożegnanie.
O godz. 9 wiecz. uczta pożegnalna w Bazax-ze.
Czw artek, dnia 4 sierpnia.
W spólna wycieczka do Gniezna, Inowrocławia i Kruświcy.
W ystaw a podzielona będzie na następujące działy : I. L ite ra tu ra przyrodnicza i lekarska z ostatnich la t dziesięciu. II. Hygiena. III. N au
ka lekarska. IV . Środki spożywcze i odżywcze.
V. Balneologia. VI. B akteryologia. VII. Nauki przyrodnicze. V III. Antropologia i etnografia.
K om isarzam i V III Zjazdu lekarzy i przyrodni
ków polskich w P oznaniu m ianował Komitet gos
podarczy na W arszaw ę : d -ra Karola Rychliń- sKiego (K rucza 35), na Kraków : prof. B. W i- cherkiewicza, na Lwów : c. k. radcę prof. d-ra R ydygiera, na W iln o : d-ra J. Strzemińskiego (Trocka), na P aryż : d -ra M otza (Paris 4 5 , Bd.
St. Michel).
K arty uczestnictwa odbierać mogą uczestnicy Zjazdu ju ż teraz, nadsyłając na ręce podskarbie- WSZECHSWIAT