• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie: rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie: rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSfl> 38 (1069). Warszawa, dnia 21 września 1902 r. Tom X X I.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , PO Ś W IĘ C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PR E N U M E R A T A „W S Z E C H Ś W I A T A " . W W a r s z a w ie : rocznie rub. 8 , kw artalnie rub. 2 . Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półroczn ie rub. 5 .

P renum erow ać można w R ed akcyi W szech św iata i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

R ed aktor W szech św iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godz. 6 do 8 w iecz. w lokalu redakcyi.

Adres R ed ak cyi: MARSZAŁKOWSKA Nr. 118.

O O D K R Y C IA C H S. A PA TH Y EG O W Z A K R E S IE H IS T O L O G II U K ŁA D U

N E R W O W EG O .

W czasie kilkom iesięcznej mojej pracy w zakładzie zoologicznym prof. A p a­

thyego w K olozsvarze m iałem sposob­

ność zapoznać się bliżej z faktam i, k tó ­ re histologia układu nerw ow ego za­

w dzięcza jeg o odkryciom. Miałem spo­

sobność poznać bliżej w szystkie niemal p rep araty, stanow iące podstaw ę do w nio­

sków, jak ie A p ath y w ysnuw a o budowie układu nerw ow ego. P re p a ra ty te, de­

m onstrow ane na m iędzynarodow ych kon­

gresach zoologicznych w Leydzie, Cam- brigde i Berlinie, dem onstrow ane oprócz tego przez wielu uczonych, zjednały so­

bie jednogłośnie najw yższe uznanie. W ze­

szłym roku m ieliśmy sposobność oglądać je n a posiedzeniu T ow arzystw a L ek ar­

skiego w K rakow ie, dzięki uprzejmości prof. A pathyego, k tó ry użyczył ich d-row i M aziarskiem u do w ykładu o now ­ szych poglądach na budow ę system u nerw ow ego. W nauce o budowie u k ła­

du nerw ow ego zyskała sobie praw o oby­

w atelstw a t. zw. teo ry a neuronów . G łów ­ n ą zasadą tej teo ry i je s t uznaw any po­

w szechnie fakt, że w ypustki kom órki

zwojowej po mniej lub bardziej licznych rozgałęzieniach kończą się czy to z g ru ­ bieniem kolbkow atem , czy też ostrem i zakończeniam i, nigdy jed nak ze sobą w zajem nie się nie łączą. Do rezu ltató w ty ch badacze doszli głów nie n a podsta­

w ie preparatów robionych m etodą Gol- giego. Szczegóły odnoszące się do teo ­ ry i neuronów , były ju ż niejednokrotnie podaw ane we W szechświecie, dlatego bliżej tu o nich mówić nie będę. Muszę tylko przypom nieć fakt, że na podstaw ie teoryi neuronów uw ażano każdą kom ór­

kę zw ojow ą za oddzielną zupełnie ca­

łość, oddzielny system, k tóry z innem i zupełnie nie łączył się m orfologicznie.

A pathy, przedstaw iając stosunek swej teoryi do teoryi neuronów, w ychodzi z założenia, że gdyby się udało w y ka­

zać, że te pozorne zakończenia nie są rzeczyw iście zakończeniam i nerw ów, lecz że można na pew nej jeszcze przestrzeni śledzić dalszy przebieg nerwu, lub jego m orfologicznych części składow ych, to w tedy dogm at teoryi neuronów będzie obalony. W tedy bowiem nie będziemy ju ż m ogli mówić o zupełnej odrębności neuronów.

Otóż A pathy na podstaw ie swoich

p reparatów podaje, źe to, co uważano

za zakończenia nerw ów czy to obwodo­

(2)

594 WSZECHŚWIAT N r 38 w ych, czy w obrębie centrów nerw ow ych

w rzeczyw istości nie je s t ich zakończe­

niem. Sąto po w iększej części w e d łu g badań A p ath y eg o sztucznie w ytw orzone obrazy, k tó re nie w ystępują, g d y przez odpow iednie b arw ienie J) unikam y sztu cz­

nego tw orzen ia złogów , a przez odpo­

w iednie u trw ala n ie m atery ału zap o bieg a­

my przeryw aniu m echanicznem u ciągłości I w przebiegu elem entów nerw ow ych.

Ja k ie ż to są w ed łu g A path y ego elem enty tk an k i nerw ow ej?—W b ad aniach sw oich A p ath y og ranicza się tym czasow o do z w ierząt niższych, przedew szystkiem do robaków . T u rozróżn ia on d w a rodzaje k o m ó re k : kom órki zwojowe, k tó re spo­

ty k am y w zw ojach nerw ow ych, i n erw o ­ we, k tó re tw o rzą pnie nerw ow e. R ó żn i­

ca m iędzy tem i dw um a rodzajam i kom ó­

rek je s t’zasadm cza : „kom órka zw ojow a—

m ów i A p a th y —produkuje to, co m a być przew odzone, kom órka n e rw o w a p rod u ­ kuje to co m a przew odzić". A isto tą [ g łó w n ą całej n a u k i A path y eg o je s t od­

krycie teg o elem entu, k tó ry przew odzi,

j

P o dniety , k tó re organizm produkuje, a któ re u jaw n ia ją się ruchem zw ierzęcia, p o w stają w kom órkach zw ojow ych, p rze­

prow adzone przez elem enty przew odzące, udzielają się mięśniom, a te dopiero przez skurcz u jaw n ia ją n a zew n ątrz reak- cyę organizm u. Musi w ięc być ciągłe

j

nieprzerw ane połączenie m iędzy m ię­

śniem a kom órkam i zw ojow em i. W pły-

j

w y św iata zew nętrznego odbierają u ty c h

j

niższych z w ierząt kom órki zmysłowe, m u­

si w ięc też istn ieć ciągłe n ieprzerw ane połączenie m ię d z y ' kom órkam i zmysło- w em i a zw ojowem i, w k tó ry ch n a stę p u ­ je uśw iadom ienie odebranego w rażenia.

Ze w zględu n a stw ierdzo n y w ielo k rotn ie w p ły w u k ład u nerw ow eg o n a funkcyą gruczołów będziem y oczekiw ali rów nież i tu ta j tak ie g o p o łączenia z układem

') Metoda Apathyego polega na tem, że preparaty utrwalone w płynach, zawierających subłimat, wkłada się do roztworów chlorku złota, a potem preparaty przenosi do roz­

tworu 1 % kwasu mrówkowego i wystawia na działanie ostrego światła. Wtedy złoto zredukowane osadza się wzdłuż substancyi nerwowej na włókienkach nerwowych.

centralnym (komórkami zwojowemi). Cóż w ięc je s t tym elem entem, k tó ry to po­

łączenie stanow i; gdzie on pow staje, j a ­ kie są jeg o własności? Te w iadom ości w łaśnie zaw dzięczam y odkryciom A p a ­ thyego.

A pathy w idzi „substancyą przew odzą­

cą" w e w łókienkach *) nerw ow ych. P o ­ chodzenie swe w łókienka nerw ow e za­

w dzięczają kom órkom nerw owym , któ re zatem produkują „to, co ma przew odzić", t. j. produkują w łókienka nerw ow e. K o ­ m órki nerw ow e uk ład ają się zatem ju ż poprzednio tam , gdzie m a iść droga nerw ow a. Tę drogę nerw ow ą, w której potem pow stan ą elem enty przew odzące, stanow ić może np. od kom órki zm ysło­

wej lub m ięsnej do kom órki zw ojow ej jed n a kom órka nerw ow a. W innym p rzy ­ padku ta drog a nerw ow a może pow stać w ta k i sposób, że kom órki nerw ow e sze­

reg u ją się, łączą z sobą w ypustkam i, zlew ają się, tw o rząc rodzaj syncytiów , a w takiem ciele komórkowem, k tó re zatem w tym razie odpow iada znaczniej­

szej ilości kom órek, p ow stan ą w łókienka nerw ow e. Ale te kom órki nerw ow e, czy to pojedyńczo łączące m ięsień lub ko­

m órkę zm ysłow ą z kom órkam i zw ojow e­

mi, czy też w ypustkam i zw iązane w ła ń ­ cuch, k tó ry stano w i to połączenie, p ó ty nie stanow ią nerw u, póki nie w yprod u­

k u ją w łókienek nerw ow ych. W łókienka nerw ow e bowiem są istotnym sk ład n i­

kiem p ni n erw o w y c h .,

P ro to p lazm a w szystkich kom órek w or­

ganizm ie—mówi A p ath y —ma p o czątk o­

wo zupełnie te same w łaściw ości 2) i to ta k pod w zględem m orfologicznym , ja k też fizycznym i chemicznym. Z ty ch

0 Wyrażenie „włókienko“ używani w zna­

czeniu niemieckiego „Fibrille", lecz nie nale­

ży tego mieszać z wyrazem „włókno", rów- noznacznem z niemieckiem „Faser". „Włók­

no" i „włókienko" to są zatem pojęcia zasadniczo różne.

2) Zwracam tu uwagę na analogią, jaka istnieje między tem zapatrywaniem Apathye- go, do którego doszedł ten badacz drogą obserwacyj morfologicznych, a zapatrywania­

mi Driescha, do których go doprowadziły badania z zakresu fizyologii rozwoju. Zapa­

trywanie Driescha streszcza się w zdaniu:

„Jede Zelle kann leisten alles“.

(3)

N r 38 WSZECHŚWIAT 595 początkow o w spólnych w łaściw ości za­

chow ują się w dalszym ciągu rozw o­

ju ty lk o pewne, charakteryzujące daną tkanką. R óżnizow anie tk an ek i przysto­

sow anie ich do funkcyi nie na tern po­

leg a , że w różnych tk an k a c h tw o rzą się różne rodzaje plazm y, ale isto tą różnico­

w a n ia z biegiem rozw oju je s t fakt, że plazm a danej tk an k i ogranicza się do tw orzenia w yłącznie produktów charak­

teryzujących się stałem i w łaściw ościam i chemicznemi, fizycznem i i morfologicz- nomi. To samo m a miejsce z kom órka­

m i nerw owem i. Z początkow ych w łaści­

wości, w spólnych w szystkim komórkom organizm u, tu pozostała w postępie ro z­

w oju i różnicow ania jed n a ch arak tery ­ styczna, t. j. zdolność produkow ania w łókienek nerw ow ych. Te w łókienka są zatem charakterystycznym produktem kom órek nerw ow ych. Ja k że w ięc po­

w sta ją te w łókienka? Szereg drobnych -cząsteczek, t. zw. neurotagm ów , które leżą za sobą tu ż jed n a za drugą, zespa­

la ją się i tw o rzą w ted y rodzaj cieniuch- n ej niteczki, t. zw. „w łókienko nerw o­

w e". Zależnie od tego , czy cała droga nerw ow a, w k tórej biegnie włókienko, p o w stała z jednej kom órki nerw owej, czy dla jej w ytw o rzenia zlało się w ię­

c ej—zależnie od teg o w łókienko nerw o­

w e może być produktem jednej komórki, albo może być w ytw orzone przez więcej kom órek. A le z drugiej strony A pathy zaznacza w yraźnie, że jed na kom órka n erw o w a je s t w stan ie w yprodukow ać w ięcej w łókienek nerw ow ych, k tó re się w ted y zw ykle u k ład a ją obok siebie.

W łókienka te b ieg n ą zatem drogą w y tk n ię tą przez kom órki nerw owe, bie­

g n ą ciągle, nieprzerw anie, ta k że w or­

ganizm ie zupełnie rozw iniętym nigdzie nie m ożna się spotkać z ich punktem w yjścia, ani z ich zakończeniem . N a to ­ m iast spotyka się często rozgałęzienia ty ch włókienek, rozszczepianie ty ch w łó­

kienek grubszych n a najcieńsze, t. zw.

„w łókienka elem entarne11. P o tem po pew nym przebiegu te w łókienka elemen­

tarn e łączą się znów niejednokrotnie w grubsze w łókienko, k tó re biegnie da­

lej nieprzerw anie. J e s tto coś analogicz­

nego z przebiegiem naczyń krw ionośnych w organizm ie. D arem nie szukałby k to początku naczyń krwionośnych; biorąc całość u kładu naczyniow ego nie m ożna w nim oznaczyć początku ani końca; tę ­ tnice się rozgałęziają w naczynia w łoso­

wate, te się łączą w pnie żylne, a w ser­

cu je s t znów połączenie bezpośrednie z układem tętniczym . Tu takiem cen­

trum je s t kom órka zw ojow a. Z pnia nerw ow ego, który zatem pow stał z ko ­ m órek nerw owych, w łókienka nerw ow e przechodzą do kom órek zwojowych, tu ro zp adają się najczęściej na sieć w łó­

kienek, k tó ra się z drugiej stron y ko ­ m órki zwojowej łączy dalej w grubsze w łókienko i wchodzi przez w ypustkę kom órkow ą w nerw . Także i n a obwo­

dzie w m ięśniu lub komórce zmysłowej, w edług A pathyego, w łaściw ych zakoń­

czeń nerw ow ych niema, bo U ja k prepa­

ra ty w ykazują, w łókienko ciągnie się dalej.

Co do w łaściw ości swoich w łókienka nerw ow e okazują nadzw yczajnie charak­

tery sty czne reakcye. W p rep aratach sporządzonych m etodą A pathyego, gdy p rep arat się uda, w ystępują w łókienka zupełnie czarno. Tło, n a którem je w i­

dać, je s t wiśniowo-czerwone, n a niem, jak b y atram entem narysow ane ostre czarne linie włókienek. I tą reakcyą charakterystyczną, im tylko w łaściw ą, odróżniają się te elem enty nietylko od otaczającej tkanki, ale nadto je stto reakcya, Jktóra nam n a udanych prep a­

ra ta c h pozw ala zaw sze stw ierdzić, że to nie jest w łókienko tk an k i łącznej, nie są w łókienka mięsne, ani w łókienka tk an k i zw anej glią, k tó rą obficie spoty­

kamy, jak o zrąb w śród tkan ki nerw owej, to je s t w ięc reakcya barw nikow a w ła ­ ściw a tylk o w yłącznie włókienkom ner­

wowym.

W łókienka nerw owe są różnej g ru b o ­ ści, m ogą one być bardzo cieniutkie, a najcieńsze włókienko, jakie środkam i optycznem i stw ierdzić się daje, jestto t. zw. w łókienko elem entarne. Grdy k il­

k a lub kilkanaście tak ich w łókienek uło­

ży się tu ż koło siebie w rodzaj pęczka,

w ted y m amy przed sobą obraz g rubsze­

(4)

596 WSZECHŚWIAT N r 38 go w łókienka, t. j. t. zw. w łókienko

pierw otne. T akie grubsze w łókienka m ogą się potem znów rozpadać na elem entarne : m ów im y w ten czas o ro z g a ­ łęzien iu się w łókienek. Co do przebie­

g u w łókienek, to bieg n ą one po w iększej części falisto, co n a p rep aratach A p a­

th y e g o daje śliczne obrazy przebiegu.

B ad ając budow ę nerw u, w któ rym b ieg n ą w łókienka nerw ow e, stw ierdzić m ożna, że one zaw sze są otoczone jak ą ś su bstancy ą ochronną, rodzajem pochewki, ok ryw ającej ta k ie w łókienko. W nerw ie zw ykle je s t w łókienek więcej, a w tedy w idać, że ta substancya, osłaniająca w łó ­ k ie n k a , grup u je się m iędzy niem i tw o ­ rząc t. zw. sub stan cy ą m iędzyw łókienko-

Fig. 1 . Przekrój podłużny nerwu. Między falisto bicgnącemi włókienkami widać sub­

stancyą międzywłókienkową.

w ą. Ślicznie w y g lą d a na p rep a ra ta c h A p ath y eg o przekrój podłużny nerw u.

W id a ć w te d y czarne fibrille, biegnące falisto , w ężykow ato. K ażde w łókienko jest zupełnie izolow ane od d ru gieg o ja sn ą su b stan cy ą m iędzyw łókienkow ą, a w szy st­

ko to ry su je się ch arak tery sty czn ie na różow em tle otoczenia (fig. 1 ).

T ak a substan cy a m iędzyw łókienkow ą istn ieje też np. m iędzy w łókienkam i ')

>) Tu znów wyrażenia „włókienko1- używam w znaczeniu niemieckiego „Fibrille11, wyraże­

nia włókno w znaczeniu „Faser11. Włókno mięsne odpowiada czasem komórce, najczę­

ściej większej ilości komórek, które zlały się ze sobą w rodzaj syncytium.

I mięsnemi we w łóknie mięsnem. R óżnica

| je s t jedn ak ta, że prócz ty ch sam ych

| składników , ja k ie m a mieć substancya m iędzyw łókienkow ą w tkan ce mięsnej

| i nerw ow ej, w tej ostatniej spotykam y

j

jeszcze nagrom adzenie t z w. m yeliny w śród substancyi m iędzyw łókienkow ej.

S ubstancya m yelinow a spotyka się w ner­

w ach różnych klas zw ierząt w n a jro z - m aitszem ugrupow aniu.

(DN)

Dr. E m il GodleiwJci,

D ocent U niw ersytetu Jagiellońskiego^

NOWE

PIERW IASTKI ATMOSFERY.

Jeszcze półtora w ieku tem u kw estya składu naszej kuli rozw iązyw ana była nadzw yczaj prosto. Znać było w tem.

cechę um ysłu greckiego, k tó ry nie lubił zaw iłych zagadnień, a w szystko tra k to ­ w a ł ogrom nie poglądow o i barw nie.

Ś w ia t się składał z ziemi, wody, pow ie­

trz a i ognia, a różne kom binacye ty c h żyw iołów zasadniczych d ały początek w szystkim innym ciałom. Ziem ia ja k o najcięższa zajęła środek wszechśw iata,, lżejsza od niej w oda rozlała się po po­

w ierzchni oblicza ziem skiego, w ypełnia­

ją c zagłębienia; nad tem i dw um a żyw io­

łam i uniosło się pow ietrze, sięgając p o za dostępne dla człow ieka w yżyny, gdzie je s t królestw o najsubtelniejszego z ży­

w iołów —ognia. Takie proste, a ta k harm onizujące z resztą poetycznych rojeń helleńczyka o świecie, zapatryw anie, zu­

pełnie odpow iadające tem u co w id zim y bezpośrednio, ostało się przez cały sze­

reg w ieków i dotrw ało do końca wieku;

X V III. Nie znaczy to, by nie było przez ta k długi przeciąg czasu um ysłów, któ- reby nie usiłow ały sobie konkretniej zdać spraw ę. Owszem w ustronnych pracow niach naukow ych gnieździł się niekiedy rokosz przeciw utartem u m nie­

maniu, ale rzadko w ychodził poza ściany

pracow ni lub bezpośrednich uczestników

szkoły filozoficznej. Jed n ak tu i tam

(5)

N r 38 WSZECHŚWIAT

puszczona myśl, niby fala na zw ierciadle to n i wodnej coraz większe koła zata c za ­ ją c , podm yw ała osnowę poetyckiej baśni I

i p rzygo tow y w ała g ru n t do realnego zbad an ia spraw y. Z pracow ni chemicz­

n ych zaczęły się w yłan iać zupełnie inne p o g ląd y n a isto tę m ateryi. Ju ż w ro ­ k u 1669 chemik angielski M ayów w y po ­ w iedział przypuszczenie, że pow ietrze zaw iera pierw iastek obdarzony szczegól­

n ą w łasnością pow odow ania palenia. Ale dopiero po upływ ie całego w ieku udało się m ianowicie chem ikowi angielskiem u P riestley o w i (1772 r.) ten pierw iastek,

j

tlenem dziś zw any, pochw ycić i zbadać je g o własności. Jeszcze przed Mayo- j

wem, bo w początku w ieku X V II w ie­

dziano, że podczas p alenia lub oddycha­

n ia w przestrzeni zam kniętej część po-

i

w ietrzą znika, a pozostałe niezdatne je s t I ju ż do oddychania, ani do podtrzym y­

w an ia palenia się. Nie wiedziano je d ­ nak, gdzie się podziew a znikająca część pow ietrza. Scheele i P riestley znaleźli, że jeżeli do pow ietrza „zepsutego 11 p o ­ zostałego po oddychaniu dodam y gazu, k tó ry się w ydziela podczas ogrzew ania ciała zw anego w tedy m ercurius praecipi- j ta tu ś rubrus (tlenek rtęciow y), to w raca­

j ą daw ne cechy pow ietrza nieużyw anego.

Zupełnie inaczej je d n a k sobie, pomimo J tej oczyw istej analizy i syntezy pow ie­

trza, rzecz tę tłum aczono, niżeli dziś ją rozum iem y. P alen ie się i utlenianie uw a- | żano za zjaw iska rozkładu, a ciała mo-

j

gące się palić i u tleniać uw ażano za i zw iązki z pierw iastkiem osobliwym flo- gistonem , k tó ry podczas palenia ze zw iązku w ystępuje i w postaci płom ie­

n ia łub ciepła się ulatnia. D opiero La- [ yoisier z w a g ą w ręku dowiódł, że pod-

j

czas palenia się w a g a ciała palonego się

j

zw iększa, a więc paliw o coś chw yta i że zw iększenie w ag i palącego się ciała jest zupełnie rów ne w adze części pow ietrza, k tó ra znikła podczas zjaw iska. N a p rzy­

kładzie ze rtę c ią (to doświadczenie było punktem w yjścia) Lavoisier nietylko do­

w iódł, że następstw em ogrzew ania rtęci | do tem p eratu ry w rzenia tej cieczy w n a­

czyniu zam kniętem jest zniknięcie części p ow ietrza i przem iana rtęci w proszek

czerwony, którego w ag a je s t w iększa od rtęci o tyle samo, ile ubyło pow ie­

trz a na w agę, ale także, że otrzym any proszek przez nowe ogrzanie wydziela gaz w takiej samej ilości, ja k a uby ła z pow ietrza, a pozostaw ia rtęć i ró w ­ nież w takiej samej ilości, ja k a była u ży ta do ogrzew ania. P o zm ieszaniu tego gazu z powietrzem „zepsutem “ La- yoisier przekonał się, że utw orzyło się napow rót pow ietrze zw ykłe i w takiej samej objętości, ja k było użyte do do­

świadczenia. Otóż to w tedy został stw ie r­

dzony fakt, że tlen stanow i praw ie l/5 pow ietrza. Ze pozostała część je s t p ier­

wiastkiem , Lavoisier doszedł do wniosku dopiero w parę lat, m ianowicie w r. 1787, i w tedy nadał mu nazw ę azotu (Siół]—

życie; a —bez, nie) jak o niezdolnem u pod­

trzym yw ać życia. Od czasu L avoisiera u trw aliło się tedy mniemanie, że pow ie­

trze nie je s t pierw iastkiem , lecz daje się rozszczepić na dw a ciała, obadw a będą-

j

ce rów nie ja k pow ietrze, gazam i. Na

j

tym poziomie zatrzym ały się n a pew ien

! czas wiadomości o składzie atm osfery.

U siłow ania, jakie po Lavoisierze podej­

m owano w kierunku spraw dzenia i bliż­

szego poznania składu pow ietrza red u ­ kow ały się długi czas do dokładnego badania stosunków ilościow ych pom ię­

dzy dw um a poznanemi pierw iastkam i.

Ilekroć jed n ak i gdziekolw iekbądź brano próbki, wszędzie okazyw ało się, że na sto części (objętości) pow ietrza przypada praw ie zaw sze jednakow a ilość tlenu, m iauowicie : 20,90—20,94. W obec takiej stałości stosunku m yślano przez pew ien czas, że pow ietrze stanow i zw iązek che­

m iczny tych pierw iastków składow ych.

P rzeciw tem u jednak św iadczy brak od- powiedniości atom owej stosunku i ta okoliczność, że gdy mieszaniu pierw iast­

ków w stępuj ących w połączenie che­

miczne tow arzyszy zjaw isko cieplne, t. j.

albo wydzielenie albo pochłonięcie cie­

pła, podczas m ieszania tlenu z azotem żadne zm iany cieplne nie m ają miejsca.

M etody oznaczania stosunku tle n u do

azotu posunięto z biegiem czasu do

ogromnej dokładności. Z tych najw ięk ­

sze uznanie spotkało m etodę w ago w ą

(6)

598 WSZECHŚWIAT ISJr 38 D um asa i B o u ssin g au lta i objętościow ą

W inklera. Obiedw ie jednak, ja k i w ięk­

szość poprzednich, p o leg ają n a ścisłem oznaczeniu tlenu. P o d łu g m etody D u ­ m asa i B o u ssin g au lta pow ietrze pozba­

w ione w ilg oci i dw utlenku w ę g la pusz­

cza się w olniutko przez zw ażoną ru rk ę z ogrzanem i do żarzenia się opiłkam i m iedzi m etalicznej. P o w ietrze, m ające się składać po przejściu przez ru rk ę z opiłkam i ty lk o z azotu, zbiera się w uprzednio opróżnionym z pow ietrza balonie i w aży się osobno, a ru rk a z opiłkam i, któ re cały tlen zatrzym ały, tw o rzą c z nim zw iązek chem iczny— osob­

no; z nadw yżki w a g i balonu i ru rk i po­

znaje się w ag ę .azotu i tlenu. Stosunek ty ch w a g je s t ja k 76,99 do 23,01. N ow ­ sze m etody m ające p reten sy ą do wuększej dokładności, w pro w adziły zaledw ie nie­

znaczn ą popraw kę, bo d ały stosunek 76,87 : 23,13. M etoda objętościow a W in ­ k lera po lega n a zastosow aniu eudyome- tru. P rzez ru rk ę U zaw ierającą 100 je d ­ no stek objętości p o w ietrza i 50 w odoru i zao p atrzo n ą w skalę i d ru ty dla do­

prow adzenia p rądu elektrycznego, pusz­

cza się iskrę elektryczną. P o d jej w p ły ­ w em następuje eksplozya, to w arzy sząca raptow nem u połączeniu się w odoru z tle ­ nem n a wodę. P a r a w odna po oziębie­

n iu spływ a, a objętość m ieszaniny gazo ­ w ej zm niejsza się o ilość p o d ległą re- akcyi, m ianow icie o! 62,8. P oniew aż podczas tw orzenia się w ody n a je d n o st­

k ę objętościow ą tlen u p rzy p ad ają 2 je d ­ no stk i wodoru, ted y tlen u było

D opełnienie do stu uw ażano za azot.

O tóż poniew aż zw ykle operow ano tylko z tlenem (a przy czy na polega n a w iel­

kiej bezw ładności chemicznej azotu w s ta ­ nie gazu, m ałej w ięc podatności do p ro ­ w a d zen ia b adań z tej drug iej strony), w rzeczyw istości nie było żadnego sp raw ­ dzianu i nie n atrafio n o n a żadne obja­

w y, k tó re w obec operacyj nad azotem m ogłyby i, ja k się okazało, m usiałyby w ystąpić, objaw y zdradzające obecność innych pierw iastków . Czynniejsze do­

m ieszki pow ietrza, z któ ry ch obecności nie zdaw ano sobie pierw ej spraw y, ja k p a ra w odna, dw utlenek w ęgla, am oniak zdradzały się rychło i poznano w krótce zmienność i sporadyczność ich w ystępo­

w an ia w atm osferze. Co do azotu n a czas dłuższy pozostało to a greckie, cha­

rakteryzujące niedostateczność w iadom o-

! ści o nim. C opraw da już Cavendish w w ieku X V III w ydzielił jakąś niezna­

n ą część składow ą pow ietrza. P u szcza­

ją c przez pow ietrze w przeciągu paru ty g o d n i iskry elektryczne wobec łu g u alkalicznego (pod w pływ em iskier tw o ­ rzy się kw as azotaw y w chłaniany przez ług), Cavendish zaobserw ow ał, że n a w e t po dodaniu nadm iaru tlen u (który potem zostaje usunięty), część pow ietrza, m ia­

now icie yi20 objętości stale zostaje. J e d ­ nak, czemu należy przypisyw ać pozosta­

w an ie tej resztki, nie dociekł. D opiero w r. 1894 ta zag ad k a została rozw iąza­

na. Ilekroć R ay leig h dla swoich b adań n ad gęstością azo tu 'o trzy m y w ał ten p ier­

w iastek ze zw iązków chemicznych (jak kw as azotaw y, amoniak, tlenek azoto w y i azotaw y), gęstość okazyw ała się m niej­

szą niżeli dla azo tu w ydzielonego z po­

w ietrza. L itr azotu ze zw iązków w ażył stale 1,2505 g gdy litr azotu z pow ietrza 1,2572 g. Jakk olw iek różnica ta nie jest w ie lk ą zastano w iła jed nak R a y le ig h a : w padł on na domysł, czy nie m a w azo­

cie z pow ietrza jakieg o cięższego gazu.

Szereg: prób potw ierdził dom ysły i o to z o sta ł odkryty pierw iastek nowy, k tó re ­ mu dla zupełnej praw ie bezw ładności chemicznej dano nazw ę argonu (av—i

| = bez; spfoy— czynny). R ay leig h i R am ­ say przystąpili do w ydzielenia znaczniej­

szej ilości now ego pierw iastku w celu

| dokładnego zbadania jego cech chemicz- ' nych i fizycznych. Do rozdzielenia ar- I gonu od azotu użyli m agnezu m etalicz­

nego, k tó ry w tem peraturze żaru czer-

j

w onego pochłania azot dając M gsN ^ , I a n a argon nie działa. W dow cipnie j urządzonym przyrządzie pow ietrze uprzed-

! nio pozbaw ione tlenu (zapom ocą o g rz e - I w an ia z m iedzią, ja k wyżej) poddane

| zostało obiegowi, ta k że ciągle przepły-

j

w ało ponad żarzącym się drutem m a g n e

(7)

N r 38 WSZECHŚWIAT 599 zow ym aż dopóki ostatni ślad azotu,

kontrolo w any w spektroskopie nie znikł zupełnie. W przeciągu ty g o d n ia otrzy ­ m ali w ta k i sposób około litra argonu.

O kazało się w tedy, że jest go 0,94%

w atm osferze, czyli ja k na nieznaną do­

mieszkę trochę zawiele. Co do w łasn o­

ści fizycznych poznano, że je stto gaz bezbarw ny i bez zapachu o gęstości 19,81 (wobec H = 1 ). Prof. Olszewski dowiódł, że się daje skroplić, a n aw et w stan stały przeprow adzić i że tem pe­

ra tu ra w rzenia je s t — 186,3°, a topnienia

—189,6°. W idmo, ja k poznał to Crookes, je s t zupełnie odrębne od innych gazów, nadzw yczaj błyszczące i w skutek tego łatw o je m ożna w śród innych poznać.

Okazało się, że argon znajduje się nie­

tylko w pow ietrzu, ale i w w ielu źród­

łach m ineralnych i je s t w wodzie ro z­

puszczalny 2 1/,, raz a więcej niż azot.

Chemicznie je st ogrom nie niefczynny— | nie reag u je n a w e t z najenergiczniej dzia- łającem i ciałam i. Jed n ak że B erthelotow i | udało się w trącić go do związku. P rz e ­ puszczając iskrę elektryczną przez mie­

szaninę arg on u z p a rą benzolu otrzym ał

j

wonne ciało swoiste, podobne z w łasno­

ści do zw iązku azotu z benzolem. Taki zw iązek azotow y otrzym uje się w tych

j

sam ych w arunkach. N aprow adza to po-

j

zom ie n a domysł, czy argon nie je s t zgęszczonym azotem, N s, podobnie jak J ozon, 0 3 , k tó ry rów nie ja k argon azotu | je s t stałym tow arzyszem tlenu, acz w nieznacznych ilościach. T akiego rze- j czywiście zdania je s t M endelejew. P rzy- puszczenie to rodzi się tem łatw iej, że | z ustaleniem ta k ciężaru atom owego, ja k 1 m iejsca w układzie peryodycznym pier­

w iastków , spotykam y dla argo n u ogrom-

j

ne trudności. Dziś jeszcze zdania są po­

dzielone za iloatom ow y należy u w a­

żać argon; jeżeli mu przyznam y dwu- i atom owość, będzie m iał ciężar czą­

steczkow y 39,62, atom ow y tedy— 19,81,

j

jeżeli zaś go uznam y za jednoato- mowy, podobnie do rtęci, ja k to czy­

ni R am say, ciężar atom ow y w yniesie 39,62; zależnie od teg o zajm ie miej- | sce w układzie peryodycznym . O kazu­

je się jednak, że w żadnym podziale nie

j

| znajduje on m iejsca zupełnie odpowied­

niego.

Jeszcze sobie nie dano rady z jednym nowym gazem czy pierw iastkiem , gdy św iat zo stał zaalarm ow any odkryciem ca­

łej plejady now ych pierw iastków w a t­

mosferze. W Tow arzystw ie K r. N auk

! w Londynie w r. 1898 obw ołano istnie­

nie dwu naraz pierw iastkó w —kryptonu i neonu; niebaw em przybył jeszcze kse- non. W jesieni teg o sam ego roku B ały obwieścił św iatu o liniach, widm ow ych helu w widmie neonu, co spraw dzili K ayser w Bonn i Friedlander w Berlinie.

Z tych pierw iastków hel znany już był św iatu uczonemu, ale w fotosferze sło­

necznej, w której widm ie linie specyalne przypisyw ano helowi. L inie te spostrzegł

! jeszcze w r. 1868 L ockyer z początku w widmie słonecznem, później innych gw iazd stałych. Spostrzeżenia pozw ala­

ły przypuszczać istnienie w ielkich ilości helu na słońcu; stąd pow stała nazw a od helios = słońce. Obecność jednak teg o pierw iastku na ziem i odkrył dopie­

ro Ram say. Zdaw ało mu się niepraw do- podobnem, żeby z m inerału norw eskiego klew eitu (składającego się z uranu, toru i ołowiu) rzeczyw iście m ógł się pod w pły­

wem kw asu siarczanego w ydzielać azot, ja k to utrzym yw ano powszechnie. Z a­

brał się ted y do spraw dzenia. Gaz w y­

dzielający się po zw ilżeniu m inerału kwasem siarczanym ju ż w tem peraturze zwykłej, a jeszcze szybciej wobec ogrze­

w ania, skierow ał do rurki G eisslera i poddał badaniu. O kazało się, że gaz otrzym any składa się w znacznej części z helu, a jak o domieszkę zaw iera argon i azot. Oznaczenie fizycznych a zw łasz­

cza chemicznych w łasności dla helu poszło jeszcze oporniej niżeli dla argonu.

Podobnie ja k a rg o n —nie reaguje ani z m iedzią ogrzaną, ani z rozżarzonym m agnezem, pod w pływ em iskier elek­

trycznych nie daje zw iązku z tlenem.

J e s t ta k samo obojętny na wszelkie czynniki chemiczne ja k argon. R ów nie nie udało się dowieść, czy je s t rzeczy­

w iście pierw iastkiem , czy też ciałem złożonem, jakkolw iek układ linij widm o­

w ych przem aw ia raczej za tem pstat-

(8)

600 WSZECHŚWIAT N r 38 nieiri przypuszczeniem . Ma jed n a k ta k

m ałą gęstość, że zaledw ie d w a raz y w iększą od w odoru i ta k sta łą postać widma, że jeżeli przyjm iem y pod u w a g ę w ja k w ysokiej tem p eratu rze w fotosfe­

rze słonecznej przebyw a, a pomimo teg o tak ie same widm o daje, ja k w w a ru n ­ kach b adan ia w idm ow ego zapom ocą ru rk i Geisslera, raczej pozostaje p rze ­ chylić zdanie n a korzyść pierw iastk o w ej isto ty helu. W atm osferze i hydrosferze mniej je s t rozpow szechniony niżeli argon, bardzo zresztą m ało je s t w w odzie ro z ­ puszczalny, bo zaledw ie 0,007 jedn. obję­

tości na jednostkę objętości wody. Z ato spotyka się w całym szeregu m inerałów , z któ rych w w iększej nieco ilości w y stę ­ puje w e w spom nianym ju ż klew eicie, w uran inicie i kilku innych m inerałach, to r i u ran zaw ierających. D ziw ną je s t w łaśnie ta okoliczność, że najlżejszy po w odorze pierw iastek z ta k ciężkiemi, naj- cięższemi (toru ciężar atom ow y 232, a u ran u 239,8) razem się spotyka. Dziś jed n a k sam p ierw iastek je s t jeszcze z a ­

gadką, kusić się w ięc o rozw iązanie sp ra w y jego w ystępow ania w świecie m ineralnym niepodobna. Czas nam p rzy ­ sporzy zapew ne w iadom ości o tych ta k rzadkich, a ta k zagadkow ych sk ład n i­

kach naszej kuli, w tedy łatw ie j n a stą p i i rozw iązanie tej oryginalnej okoliczno­

ści, tem bardziej, że fa k t to dziś nie po ­ jedyn czy , a hel nie je s t ju ż sam otny w sw ych cechach w śród pierw iastków , ale stoi w licznym szeregu, rozpoczętym przez argon, z tem przekleństw em nie­

określoności, bezw ładności teg o g reck ie­

go ot, którem u u leg a cała św ita to w a ­ rzyszów , k tó ry ch zastęp coraz się z w ię ­ ksza, a u k ład ając się w pew nym szyku, pozw ala uchylić nieco zasłony, a n a w e t pow iązać z całym szeregiem fak tó w z innych dziedzin, rów nie zagadkow o zaznaczających się do czasów ostatnich.

Do zbadania w łasności ta k niespodzianie pow iększonego g ro n a to w arzyszów a rg o ­ nu, przyszła z pom ocą ro zw ijająca się znakom icie w o sta tn ic h czasach m etoda sk rap lan ia gazów \ P on iew aż m etoda z o stała ju ż o ty le posunięta naprzód, że m ożem y skroplić znaczniejsze ilości po­

w ietrza, skorzystano, by zapom ocą desty- lacyi frakcyonow anej oddzielić od siebie pierw iastk i pow ietrza i zbadać je poje- dyńczo. Poniew aż pierw iastkó w cięż­

szych, jakiem i są kry p to n i ksenon, je s t bardzo m ała ilość w atm osferze, przeto dla w ydzielenia ich w tak ich rozm iarach, by m ożna było przeprow adzić badania, poddano parow aniu powolnem u ogrom ną ilość pow ietrza skroplonego *). R esztki pozostałe po dłuższem parow aniu pozba­

w ione zw ykle były tlenu i azotu; sk ła­

dały się z m ieszaniny kryptonu, ksenonu i argonu. M ieszaninę tę skraplano znow u w rurce pogrążonej w pow ietrzu skrop- lonem i poddaw ano nowej destylacyi.

Gdy tem peraturę nieco podnoszono, a r­

gon u latn ia ł się (zbierano go w ted y do osobnego naczynia), a p ozostaw ała m ie­

szanina kryptonu i ksenonu. P oniew aż j kry p to n posiada w tem peraturze w rzenia pow ietrza ciekłego znaczną prężność pary, ksenon zaś daleko mniejszą, sko­

rzystano z tej własności do rozdzielania

j

pierw iastków . Podczas w ykonyw ania

j

ty ch dośw iadczeń nie znano w łasności

| gazów rozdzielanych, operacye m usia­

ły być tedy bardzo d elikatnie przepro­

w adzone i pow tórzone w ielokrotnie, z a ­ nim nastąpiło dokładne rozdzielenie pier­

w iastków . Do neonu zabrano się nieco inaczej. Zapom ocą dość złożonych ope- racyj skrap lan ia i frak cyonow ania wyo- j sobniono część sk ładającą się z argonu,

j

helu i neonu, i w drodze now ego frak- cyonow ania pochwycono neon parujący w raz z helem, gdy argon zo staw ał w stanie ciekłym. Dziś, gdy pu n k t w rze­

nia każdego z pierw iastków je s t dość dokładnie oznaczony, korzystając z pew ­ nej różnicy m iędzy tem i punktam i, m ia­

now icie :

hel wre w t° poniżej —262°

neon „ około —239°

argon - 1 8 7 °

krypton n - 1 5 2 “

ksenon - 1 0 9 °

■) We Wszechświecie począwszy od r. 1895

był cały szereg artykułów o pierwiastkach

nowych atmosfery.

(9)

W SZECHŚ w'IAT 601 dokonać frakcyonow ania daleko łatw iej, :

niżeli to było ongi, gd y w ypadało zabie­

rać się do tej czynności poomacku. Po dojściu do możności otrzym yw ania rzad ­ kich pierw iastków w stanie zupełnie czy­

stym i w znaczniejszych ilościach, raź-

j

niej poszło zbadanie ich ta k odrębnego

i

w śród pierw iastk ó w stanow iska. Zwłasz-

j

cza zasłużył się n a tem polu R am say ze swym i w spółpracow nikam i. N a mocy j oznaczenia ciepła w łaściw ego, w spół­

czynnika refrakcyi, gęstości, ściśliwości, prężności pary, doszedł on do w nioskut że m a się do czynienia z pierw iastkam i jednoatom ow em i. W ychodząc zaś z tego założenia dla w łasności chemicznych n a­

leży pierw iastki te um ieścić jak o grupę osobną pom iędzy szeregiem w odoru a litu w układzie pierw iastków . W tedy rzecz ta k się będzie przedstaw iała

H . . . 1 He. . . 4 L i . . . 7 FI . . . 19 Ne. . . 20 N a . . 23 Cl . .

.

35 A . . . 40 K . . . 39 B r. . . 80 K r. . . 82 R u . . 85 I . . . . 127 Xe. . . 128 Cs. . . 133 Kolej ne następow anie po sobie pier- w iastków w tym szyku m a jednę w y b it­

n ą i nadzw yczaj orygin alną c e c h ę : po­

między pierw iastkam i ta k energicznem i w znaczeniu chemicznem ja k fluor i sod, chlor i potas i t. d. w ystępują ta k zu­

pełnie nieczynne ja k neon, argon . .. k tó ­ re stanow ią zupełny rozdźw ięk i stoją zupełnie osobno w skutek swej bezw ład­

ności chemicznej w śród w szystkich pier­

w iastków . A jednak, jeżeli na rzędnych w yznaczym y w ielkości, odpow iadające ciężarom atom owym , a na odciętych—

współczynnikom refrakcyi, to linia, k tó rą połączym y końce rzędnych, będzie ła ­ maną, m ającą u najniższych swych punk­

tó w zajm ujące nas pierw iastki. Tym spo­

sobem znajdą się one, ja k pierw ej pom ię­

dzy pierw iastkam i szeregu w odoru i litu.

T ak ą samę praw idłow ość otrzym am y, jeżeli w diagram acie w yznaczym y w iel­

kości o d p o w ia d a ją c e : n a osi rzędnych objętościom atom ow ym w tem peratu- I rze w rzenia, a na osi odciętych cię-

i

żarom atom owym , z tą tylko różnicą, że pierw iastk i now e atm osfery nie zajm ą

szczytów, a tylko otrzym ają stanow iska najbliższe szczytów, na w zniesieniach linii. O ile łam ane owe nie dają ilościo­

wo ścisłej praw idłow ości, o ty le jedn ak aż nadto dosadnie charakteryzują j ą jakościow o. Trudno w praw dzie n aw et w ym agać dziś ścisłej definicyi praw idło­

wości pom iędzy pierw iastkam i szeregu argonow ego, gdy stosunki tak ie dla daw ­ niej znanych pierw iastków dostatecznie ściśle oznaczone nie zostały. Szereg zaś

| argonu nie jest zam knięty, ja k należy wnosić z odkryć coraz to now ych pier-

| w iastków o w łasnościach podobnych, j N iedawno L iveing i D ew ar zgrom adziw ­

szy nieco pow ietrza ciekłego w pró- bówce oziębionej zapom'ocą pow ietrza w rącego pod zmniejszonem ciśnieniem poddali ją parow aniu; przepuszczając parę przez wężownicę (oziębioną w odo­

rem ciekłym) do rurki Geislera, sk o n sta ­ tow ali w tej ostatniej gaz (który nie uległszy zgęszczeniu w ciecz w wężow- nicy w yosobnił się w ta k i sposób z po ­ śród innych części składow ych pary, k tó ­ re przechodząc przez wężownicę zgęsz­

czeniu uległy) o widmie, składającein się z linij, z któ ry ch jedne należą do helu, inne do neonu, reszta zaś nie ma podobnych wśród linij widm p ierw iast­

ków ziemskich. N iektóre jed n ak ta k są uderzająco zbliżone do linii koronu (co- ronium), pierw iastku tylko w koronie słonecznej spotykanego, że trudno się oprzeć przypuszczeniu, czy rzeczyw iście do tego pierw iastku nie należą i czy nie św iadczą o istnieniu w m ałych ilościach tego nadzw yczaj lotneg o gazu w atm o ­ sferze ziemskiej. Znalezienie w atm o sfe­

rze ziemskiej pierw iastków , które zd a­

w ały się być jedynie składnikam i kuli słonecznej, je s t nadzw yczaj w ażne z tego względu, że niweczy przypuszczenie różn i­

cy co do składu naszej kuli, a słońca, jak ie się zaczęło zaznaczać w czasach u sil­

niejszego badania widm owego fotosfery słonecznej. Z drugiej strony poczyna kiełkow ać w ątek myśli, k tó ry może obie­

cyw ać bardzo ciekaw e z w ielu w zględów rozw iązanie kw estyi zjaw isk zachodzą­

cych w atm osferze naszej kuli, ta k ic h

np. jak zorza północna, będących do dziś

(10)

602 WSZECHŚWIAT JNr 38 zagadką. Gdy się zw aży w ja k m ałych

ilościach są w naszej atm osferze niek tóre p ierw iastk i i ja k ie różnice w ty c h ilo ­ ściach zachodzą, bo gdy arg o n u je s t do 1 % , neonu ju ż tylko 0 , 0001 % , helu i k ryp to n u 0 , 00001 % , a ksenonu z aled ­ w ie 0,00000005%, pow staje pytanie, czy i w e w szechśw iecie pierw iastk i te w y ­ stęp u ją w tak ic h sam ych stosunkach, czy też tylko w naszej atm osferze p an o ­ w a ły tak ie w arunki, w któ ry ch jedne p ierw iastk i skupiły się w ilościach znaczniejszych, inne ty lk o ilości szcząt­

kow e pozostaw iły w atm osferze. R o z­

p a tru ją c się nieco b liżej'w e w łasnościach fizycznych i chem icznych każdego z p ier­

w iastków , raczej dochodzi się do w nios­

ku, że zachow anie się p ierw iastkó w w p rzeciągu h isto ry i naszej kuli m usiało być bardzo niejednakow e. H el i neon zapew ne nigdy nie w stępow ały do zw iąz­

ków chemicznych; p o zostaw ały zaw sze w stan ie gazu w e w szystkich fazach rozw oju ziemi i ta k p rze trw a ły aż do naszych dni. M ogły jed n a k być w znacz­

nie w iększych ilościach. C iężar ich ato- m ow y je s t nieznaczny, prędkość w łaści­

w a ted y ich cząsteczek pow inna być dość w ielka, a w czasach g d y w a tm o ­ sferze naszej k uli p an o w ała te m p e ra tu ra znacznie wyższa,, prędkość m usiała być jeszcze, i to znacznie, większą; dla w iel­

kiej ilości cząsteczek ła tw o m o g ła p rze­

kroczyć granicę prędkości k ry ty czn ej (nieco w iększej nad 11 km n a sekundę), cząsteczki owe podążyły ted y w p rze­

stw orza niebieskie, w ysunąw szy się poza sferę działania ziemi. A rgon p osiada ciężar cząsteczkow y znacznie w iększy, zo stał w ięc w atm osferze w ilościach znaczniejszych i podobnie ja k tlen i azo t został zw iązany z losam i ziemi. K ry p to n i ksenon m ogły się w ycofać z atm osfery, w innym jed n ak kierunku. Są rozpusz­

czalne w wodzie, a poniew aż gęstość ich je s t daleko znaczniejsza niżeli tlen u (dla ksenonu 4 ra z y tyle), ro ztw ó r ich w odny m a więc rów nież gęstość dość znaczną, co pow inno w pły w ać na dyfu- zyą w głąb. T em peratu ra zaś k ry ty czn a ksenonu w ynosi zaledw ie 14,75°, a ciśnie­

nie krytyczne 43,5 m rtęci, ju ż w ięc

w w arunkach t° i ciśnienia głębiny 600 m pod pow ierzchnią m orską ksenon pow inien przechodzić w stan ciekły.

W stan ie tym gęstość p ierw iastku 3 */2 raz a przew yższa gęstość wody, jeżeli w ięc ciało to w yosobni się z ro ztw oru w postaci kropelek, opadną one n a ty c h ­ m iast na dno morskie. S tąd wniosek, że jeżeli kiedykolw iek w atm osferze ziem skiej były znaczniejsze ilości kseno­

nu, pow inny były zniknąć w głębiach morskich. Czy ta k się stało, m oże się uda spraw dzić, gdyż głębiny m orskie nie są dla człow ieka zupełnie niedostęp­

ne. Obecność koronu w atm osferze w iąże się z innym cyklem zjaw isk. N a d ­ zw yczaj lotny g az ten, praw dopodobnie bardzo bezw ładny we w zględzie che­

micznym, przychodzi z pom ocą w spania­

łej hypotezie, zapom ocą której Ar- rhenius usiłuje w ytłum aczyć zjaw isko zorzy północnej. Jeżeli hypoteza o bom­

bardow aniu naszej kuli przez słońce zapom ocą cząstek bardzo lotnej ma- teryi, która, grom adząc się u biegunów , w yw ołuje zjaw iska zorzy, m a racy ą bytu, m usi się w atm osferze zn ajdo ­ w ać pierw iastek, k tó ry je s t owym gościem ze słońca. W nieznacznej ilo ­ ści może się rozbiegać po całej atm o­

sferze. O ile należy, obciążać podejrze­

niem o to koron, czas nie omieszka w y ­ jaśnić.

B adania ted y atm osfery z la t ostatnich w ysunęły n a w idow nię razem z w iązk ą zdobyczy naukow ych co do składu p o ­ w łoki gazow ej naszej kuli i w łasności nieznanych dotychczas jej składników cały szereg zagadnień. R ozw iązanie owych zagadnień może być płodne w w iel­

ce znam ienne rozszerzenie w idnokręgu w iedzy nietylko w dziedzinie rozum ow a­

nia n a tu ry chemicznej i fizycznych w łas­

ności ciał nas otaczających, ale ro ­ kuje rozw iązanie nici' łączności z ca­

łym szeregiem zjaw isk, których zrozu­

m ienie dziś idzie ta k opornie. Ja k k o l­

w iek dziś rzecz cała redukuje się do szeregu barw nych hypotez, ju ż samo ich pow staw anie św iadczy o grom adze­

n iu się u w a g i w tym kierunku—w y n i­

ków zaborczego posuw ania się w iedzy

(11)

N r 38 WSZECHŚWIAT 603 w tym dziale niew iadom ości niepodobna

przesądzać.

F. A.

TRUP MAMUTA *).

Ja k iś m yśliw iec ze szczepu lam utów , k tó rzy zam ieszkują północno-wschodnie | góry okręgu jakuck ieg o i żyją z polo­

w ania w yłącznie, dostrzegł w parow ie olbrzym i zag ię ty kieł, sterczący z u rw i­

ska. P e łen zabobonnego strachu, zw ołał on radę fam ilijną, na której postanow io­

no kieł obciąć i sprzedać; nie uw ażano go w idać za rzecz nadprzyrodzoną. J a ­ kiś kozak m iejscow y nabył obcięty kieł i zaw iadom ił o nim w ładze Srednio-Ko- łymska, te zaś złożyły rap o rt g uberna­

toro w i jakuckiem u, k tó ry odkupił kieł, zarządził środki ku zabezpieczeniu zna­

lezionego zw ierzęcia i zaw iadom ił o od­

kryciu A kadem ią N auk w P etersburgu.

N aty chm iast w ysłano po ciekawe w y­

kopalisko ekspedycyą pod w odzą zoolo­

g a H ertza. D aleka i uciążliw a droga czekała w ysłaną ekspedycyą : do Irkucka dojechano koleją, stam tąd końm i do L e­

ny i parostatkiem do Jaku cka. Z J a - kucka zaś aż do miejsca, gdzie znale­

ziono m am uta, trzeb a było przejechać około 3000 w iorst konno, bez żadnych dróg, po zupełnie dzikiej miejscowości.

Ten o statn i etap podróży b y ł nadzw y­

czaj przykry i uciążliw y; najgorszym był przejazd przez pasmo Ałazejskie.

Choć ekspedycyą d o tarła do ty ch gór w lipcu, dało się we znaki dotkliw e zimno.

Ś n ie g padał przez trz y doby bez prze­

rw y i co dzień zasypyw ał drogę praw ie n a m etr gru bą w arstw ą. N ocow ać trze­

b a było przew ażnie pod gołem niebem.

Posuw ano się nadzw yczaj wolno naprzód, w ciągu 9 dni przebyto zaledw ie około 300 w iorst.

W reszcie ekspedycyą d o tarła do Śred- nio-K ołym ska, a stam tąd n a miejsce,

') Według Annuaire geologiąue et mine- ralogiąue de la Russie.

gdzie w zm arzniętej ziemi spoczyw ał m am ut. Część jeg o olbrzym iego tuło w ia w y staw ała nad powierzchnię ziem i i by-

j

ła uszkodzona przez wilki. O dkopano m a m u ta : położenie tru p a w ykazało, że w ypadek był przyczyną jeg o śmierci.

M amut oczywiście idąc, poślizgnął się, w padł do głębokiej jam y i skręcił sobie kark. N ogi były ta k ustaw ione, ja k gdyby zwierzę starało się w ygrzebać z pułapki; w każdym razie śmierć n a stą ­ piła niebawem, gdyż w paszczy znale­

ziono niezżutą tra w ę (praw ie 70 kg takiej samej tra w y znaleziono w żołądku podczas preparow ania mamuta).

M am ut m ierzy 2,90 m wysokości i bardzo je s t podobny do słonia, z tą wszakże różnicą, że posiada po pięć pazurów n a nogach, gdy słoń ma tylko trzy; k ły są rów nież silniej zagięte. C ałą skórę pokryw ają bru n atne w łosy na 22—23 cm długie, a pod włosam i g ęsty puch, dowody niskiej tem peratury m iej­

scowości przez m am uta zam ieszkiw a­

nych.

P o w ykopaniu m am uta trzeba było pokrajać go na części, aby u łatw ić prze­

wóz po bezdrożach Syberyi wschodniej.

Chociaż działo się to w sierpniu, mróz był ta k silny, że trzeb a było zbudować specyalny barak ogrzew any, aby stężały tru p rozm arzł i rozm iękł i dopiero k ra ­ ja ć go n a kaw ały.

Mięso było czerwone, zupełnie świeże i n aw et po rozm arznięciu nie cuchnęło;

psy chciwie jad ły zbyteczne kaw ały.

M am ut nie posiadał trąby, k tó rą praw do­

podobnie zjadły wilki.

Pod koniec sierpnia ubiegłego roku ekspedycyą w yruszyła z powrotem . Ca­

łego m am uta, k tó ry w ażył więcej niż cztery tonny, pokrajano na 20 części, zamrożono ponownie i na dw udziestu m aleńkich saneczkach przew ieziono do Srednio-Kołym ska, a wreszcie dnia 19 lutego 1902 r. w specyalnym w ago- nie-lodowni m am ut przybył do P e te rs­

burga.

N ajciekaw sze paki ju ż otw arto i zaczę­

to porządkow ać ich zaw artość. U w agę

zw raca przedew szystkiem k aw ał skóry

zdjęty z brzucha olbrzyma. N a 2,5 m

(12)

604 WSZECHŚWIAT N r 38 szeroki, w aży on przeszło 110 kg, g ru ­

bość zaś w aha się m iędzy 23 a 19 mm.

Z achow ał się rów nież całkow icie ogon m am uta, bardzo krótki, bo m ający z a le ­ dw ie 36 cm długości, a 32 cm obwodu.

D otychczas przypuszczano, że m am uty posiadały długi ogon i ta k i w łaśnie p rzypraw iono okazowi, k tó ry zdobi m u­

zeum A kadem ii N auk.

R ozpakow ano rów nież głow ę m am uta;

skóra zlazła p raw ie z całej, zach o w ała się ty lk o czaszka, szczęki, zęby i jed en kieł. K oło szyi znaleziono w ielkie ilości skrzepniętej krw i, przez czas w proch zam ienionej, z pozoru do sproszkow ane­

go nadm an g anianu p o tasu podobnej.

Całe ciało p o k ry w a d e lik a tn y puch żółtaw y, n a 9 m m • długi, podobny do puchu w ielbłądów . Sierść je s t nieco ciem niejsza, a długość jej zm ienna.

W szystkie m iękkie części zw ierzęcia m okną obecnie w specyalnym roztw orze, poczem zo stan ą z nich zrobione odlew y gipsow e. Później w szystkie części ciała z o staną zbadane pod w zględem histo lo ­ gicznym i zakonserw ow ane w spirytusie.

Szkielet zostanie um ontow any, skóra zaś w ypchana w tem samem położeniu, w jakiem znaleziono tru p a.

X

0 PRZEBIEGU POGODY W SIERPNIU 1902 r.

Rozkład ciśnienia w Europie w ciągu mie­

siąca sierpnia nie posiadał tak jednostajnego i typowego charakteru, jak w lipcu ubiegłym;

podczas gdy w tym ostatnim prawie bez­

względnie panował typ pierwszy pogody z dziedziną wysokiego ciśnienia na zacho­

dzie Europy i z niskiem ciśnieniem w miej­

scowościach bardziej stąd na wschód poło­

żonych, to w sierpniu bieżącym występowały wszystkie prawie bebberowskie typy pogody z wyjątkiem ostatniego piątego. Jednakowoż pierwsze dnie sierpnia uważać można jako przedłużenie lipcowego przebiegu. W dniu 1, 2, 3 i 4 tego miesiąca dziedzina wysokie­

go ciśnienia barometrycznego obejmowała już to Anglią, już to Francyą południową, sięgając dość daleko wgłąb Europy; minima birometryczne przechodziły ponad nami, ciąg­

nąc ze Szwecyi ku południowschodowi Euro­

py, pod ich zaś wpływem i wobec wiatrów

wyłącznie z zachodnich kierunków (W i SW) na całym obszarze okolic naszych panowała pochmurna, dżdżysta pogoda z temperaturą znacznie zniżoną w porównaniu ze średnią.

Ta zniżka temperatury, stale towarzysząca I typowi pogody, uwydatniała się zwłaszcza w północnych okolicach (w guberniach ko­

wieńskiej, wileńskiej i suwalskiej), gdzie temperatura w południe nie przewyższała 12 stopni, co odpowiada odchyleniu od 4 do 5 stopni poniżej wartości normalnych. Stąd w kierunku zachodnim i południowym zniżka ta zmniejszała się stopniowo, a najmniejszy spad wykazuje wschód południowy, miano­

wicie Podole i Wołyń, które wogóle w po­

równaniu z innemi zajmującemi nas okolica­

mi znamionuje w bieżącym okresie najprzy­

chylniejszy stan meteorologiczny.

W dniu 5, 6 , 7 i 8 sierpnia dziedzina wy­

sokiego ciśnienia przeniosła się na północ Europy, a obok tego wtórne maximum wy- I stępowało na wschodzie południowym, do­

sięgając niekiedy nawet Karpat. W tym czasie pogoda pozostawała u nas pod wpły­

wem zaburzenia atmosferycznego, które ja­

ko minimum barometryczne uwydatniło się w dniu 5 sierpnia na morzu Baltyckiem w blizkości Finlandyi i stąd poszło znikając w głąb Rossyi. Jednocześnie pojawiło się drugie wybitne minimum na morzu Niemiec- kiem, które w d. 3 sierpnia, idąc z Prus wschodnich, objęło gub. suwalską i wileńską i podążyło następnie w kierunku wschodnim, tracąc swój wpływ na Europę. Zarazem tem­

peratura uległa w naszych okolicach chwilo­

wemu podwyższeniu, a w wielu miejscowo­

ściach notowano burze.

Poczynając od 9 do 14 sierpnia wrócił się znowuż rozkład ciśnienia, odpowiadający pierwszemu typowi pogody. Jednocześnie ciągnęły w zwykłym kierunku z zachodu na wschód depresye, wywołując pochmurny stan nieba, silne zniżenie temperatury i ciągłe opady. Opady te nie ustawały w dalszym ciągu do 21 sierpnia, gdy maximum barome­

tryczne przesunęło się z zachodu na wschód,

| reprezentując IV typ pogody z minimum w północnozacliodnich krańcach Europy.

Czwarty ten typ wpłynął czasowo na pod­

wyższenie temperatury i jednocześnie zazna­

czył się on towarzyszącemi mu zwykle zabu­

rzeniami elektrycznemi atmosfery i zakończył się w dniu 20 i 21 silnemi ulewami, które spadły wówczas na ogromnej większości stacyj, a zwłaszcza w pasie Piotrków—Ząb­

kowice —-Kraków—Ojców—Nałęczów—Sobie­

szyn.

Od 21 do 28 sierpnia na całym zajmującym nas obszarze panowała piękna słoneczna po­

goda obok początkowo niskiej względnie temperatury, która jednakże od 25-go wzro­

sła znacznie wskutek przejścia wiatru z kie­

runku północnozachodniego (NW) na bar­

dziej południowy (SW, S i SE). Ten okres tygodniowej prawie pogody był tem waż­

niejszy i pożądany, że w ciągu pierwszych trzech tygodni miesiąca sierpnia deszcz był z niezbyt licznemi wyjątkami codziennem pra­

wie zjawiskiem.

(13)

N r 38 WSZECHŚWIAT 605 Pożądany ten zwrot w pogodzie nastąpił

skutkiem rozprzestrzenienia się dziedziny wy­

sokiego ciśnienia wgłąb Europy w kierunku ku nam i zagarnięcia pod swe panowanie jej części centralnej, gdy niskie ciśnienie ukła­

dało się po bokach Europy, zwłaszcza na północozachodzie (Norwegia) lub południo- wschodzie (Rossya1. Taki rozkład ciśnienia charakteryzuje typ drugi pogody, który w na­

szym przypadku obejmował zwłaszcza Niem­

cy, Austryą i wszystkie okolice nasze, przy­

czem maximum barometryczne przebywało w pobliżu Suwałk, Wilna i Pińska; minimum zaś stale przejawiało się na pograniczu Ros- syi europejskiej w blizkości Uralu.

Typ II pogody ma zasadniczo niestały charakter i ustępuje zazwyczaj miejsca nad­

chodzącej z zachodu depresyi; to też już w dniu 27, a zwłaszcza 29 sierpnia wyłania­

jąca się na południowych wybrzeżach Szwe- cyi depresya wykazała swą działalność, zmniej­

szając u nas przebieg pogody. Wysokie ci­

śnienie objęło północne krańce Europy (typ Ill-ci), a na całym obszarze ziem naszych razem z szybkiem spadaniem barometru spad­

ły wr ostatnich dniach sierpnia obfite w wielu miejscach opady.

Średnie miesięczne ciśnienia dla większości stacyj bardzo niewiele uchylały się od śred­

niej wieloletniej; amplituda miesięczna wyno­

siła w ciągu miesiąca prawie 13 mm i była przeto mniejsza niż w poprzednio ubiegłym, w którym różnica między najwyższą a naj­

niższą zaobserwowaną wartością ciśnienia dosięgała 18 mm słupa rtęci.

W i a t r y i t e m p e r a t u r a . Sierpień miniony zostawał pod wyłącznem prawie pa­

nowaniem wiatrów z zachodnich i im pobli­

skich kierunków, przyczem zasługuje na za­

znaczenie dość często występujący wiatr pół- nocnozachodni (NW); inne kierunki pojawia­

ły się rzadko i miały chwilowy tylko cha­

rakter.

W ścisłej łączności z kierunkami wiatrów znajduje się bieg temperatury, a stosunki w tym względzie zachodzące najwidoczniej dają się przedstawić zapomocą t. z w. róży termicznej wiatrów, dającej średnie tempera­

tury dla oddzielnych miesięcy i kierunków wiatru. Podobną różę termiczną dla W ar­

szawy zestawił p. Rom. Merecki na zasadzie obserwacyj stacyi centralnej za lata 1886 do 1893 i podał w swej pracy „O nieokresowej zmienności temperatury powietrza11, ogłoszo­

nej w t. XXXV Rozpraw Akademii krakow­

skiej. Nie podając jej tu dla braku miejsca, przytaczamy, jako końcowy jej wynik, że dla miesięcy letnich (czerwiec, lipiec, sierpień) najwyższe temperatury powstają w Warsza­

wie pod wpływem wiairu SE, najniższe zaś powoduje NW, przyczem różnica w średnich dziennych temperaturach w razie panowania tych wiatrów wynosi przeciętnie 3,5°. W po­

rze zimowej najcieplejszym jest wiatr SW, najzimniejszym zaś NE.

Na zasadzie takich zestawień można w wie­

lu przypadkach bez trudu zdać sobie sprawę z podnoszenia się lub zniżania temperatur,

porównywając bieg tych ostatnich ze zmia­

nami w kierunku wiatru. Tak np. wzrost średniej temperatury dziennej z 6 na 7 sierp­

nia, przewyższający w wielu miejscach trzy stopnie, jest w związku ze zmianą kierunku wiatru z NW na S. Niskie temperatury w środku miesiąca sprowadził wiatr NW, najgorętszy zaś dzień w Królestwie w ciągu miesiąca, mianowicie 27 sierpnia, posiadał wiatr południowowschodni (SE), co się naj­

zupełniej zgadza z powyższą różą termiczną.

Najwyższe temperatury w ciągu miesiąca wyniosły w dniu 27 sierpnia: w Ojcowie 30,2°, w Sobieszynie 29 2°, w Silniczce 28,5°

i t. d.; większe jeszcze wartości notowano w gub. kijowskiej, np. w Olszanie 34,5° w dniu 9 sierpnia. Najniższe temperatury w ciągu miesiąca nie schodzą poniżej 5° (Olszana 7,5°, Nałęczów 5,8°, Ojców 5,2°, Piotrków 5,0°).

Amplituda miesięczna jest w sierpniu r. b.

cokolwiek mniejsza, niż w analogicznych miesiącach ostatniego pięciolecia; najwyższe wahania wykazuje w tym okresie Olszana w sierpniu 1900 r. (najwyższa temperatura 33,7°, najniższa 2,8°), a również i Nałęczów w tymże miesiącu 1899 r., gdzie najniższa temperatura wynosiła 2,4°.

W średniej miesięcznej temperatura za sierpień r. b. była dla wszystkich stacyj po­

niżej normalnej, w przybliżeniu o 1 ° do 2 °.

Z poniższej tabelki

Temperatury średnie za sierpień

Sobieszyn Nałęczów Karabczejówka Olszana

Sobieszyn Nałęczów Karabczejówka Olszana

1902 1901 1900 1899 1898 15,7 18,0 17,3 15.4 17,7 15.6 17,3 17,2 15,0 17,1 16.6 17,4 18,6 15,7 19,3 18,4 20,1 21,8 17.3 19,4

Sumy opadu za sierpień 1902 1901 1900 1899 1898 90.7 90,1 27,7 54,2 91,2 134.6 59,4 40,0 55,7 53,4 85.7 53,0 61,6 39,8 15,9 77,2 53,5 14,1 65,3 3,5 przedstawiającej bieg średnich miesięcznych temperatury za sierpień w ostatniem pięcio­

leciu, widzimy, że w okresie tym najniższe średnie przedstawia r. 1899 i że średnie miesięczne w r. b. bezpośrednio po nim na­

stępują, nie wiele tylko je przewyższając, zwłaszcza dla stacyj w obrębie Królestwa.

Podane jednocześnie sumy opadu wskazują, że w sierpniu r. b. są one przeważnie więk­

sze niż w innych latach tegoż okresu, i że są daleko znaczniejsze od opadów w sierpniu 1899 r.

O p a d y i b u r z e . Gdy wszystkie prawie elementy meteorologiczne w swym rozkła­

dzie na powierzchni ziemi zazwyczaj wtedy tylko okazują różnice zasadnicze, gdy bierze­

my pod uwagę znaczne przestrzenie, to

opady odznaczają się tem właśnie, że już na

małych przestrzeniach, w poblizkich miejsco­

Cytaty

Powiązane dokumenty

ległe; na tej zaś odległości znajdują się silne seismiczne obszary Alaski, Antylów i In- dyj północnych, j wstrząśnienie pochodziło z jednej z tych

B., gdyż je s t to przestarzały sposób przedstaw iania wielkości zaćmień, lecz podaję sposób, przyjęty obecnie przez w szystkich astronom ów.. Na inne zarzuty

otrzymywał ustrój dwugłowy, nie posiadający ani części środkowej ciała, ani ogona; re g e ­ nerow ały się natom iast dwa pnie nerw ow e, stykające się z

rządy czasowe tylko, które zwierzę wytwarza wtedy, kiedy się porusza, wpływają one także bardzo znacznie na kształt samej komórki.. Noszą one nazwę nibynóżek

H eidenhaina obraz pól Oohn- heima, jako też badania nad powstawaniem i wzrostem włókienek dowodzą, że grubość ich jest bardzo zmienna, źe tedy muszą się

syłane przez ciało ogrzane, otrzymujemy widmo, w którem promienie szeregują się w miarę długości swych fal. Część środkową tego widma tworzą promienie

że nam fakt ten wytłumaczyć? czy może w inny nieznany nam sposób zarodek ponosi znaczne straty w energii, której źródłem jest wymiana materyi?— to są

nicę potencyałów w tych punktach nerwu, które dotykają się elektrod. Jeżeli obie elektrody zetkniemy z podłużną powierzch­.. nią nerwu, to otrzymamy również