• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA“.W Warszawie : rocznie rub.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA“.W Warszawie : rocznie rub."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

jsn> 13 (1 0 4 4 ).

Warszawa, dnia 30 marca 1902 r. T o m X X I .

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W IĘ C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA“ . W W a rsza w ie : rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2 . Z p r z e sy łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 1 0 , półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi W szechświata i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor W szechśw iata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godc. 6 do 8 w iecz. w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

MGŁAWICE I ZBIOROWISKA GWIAZDOWE.

Przechodząc stopniow o od zjaw isk pro­

stych i mniej zaw iłych do coraz bardziej złożonych i od najbliższego otoczenia naszej plan ety do coraz głębszych i od­

leglejszych krain przestrzeni—stajem y w reszcie u w ró t nieskończoności i św ia­

ta, k tó reg o poznać nie możemy, św iata, k tóry staje się dla nas niepochw ytnym wobec sw ojego ogromu... O stateczności schodzą się, pow iada przysłow ie i w da­

nym razie m ożem y je zastosow ać z naj- większem praw em . Ś w iaty zbyt drobne, św iaty atom ów, których trylio n y miesz­

czą się w jednej kropli wody i św iaty olbrzymie, tw o rzące układy trylionów ' słońc, harm onijnie przebiegających bez- dnie przestrzeni—p ozostaną dla nas na- zaw sze niepoznanem i i zaledw ie niew iel­

ki tylko rąb ek ty ch tajem niczych bez­

m iarów, ty ch dw u nieskończoności — nieskończenie w ielkiej i nieskończenie m ałej—n auk a u chyla przed nami.

W ie my> że nasze słońce niczem się szczególnie nie w yróżnia w śród m nogiej rzeszy gwńazd innych, wiemy, że w raz

z niem i z całym układem planetarnym

| m kniemy ruchem zaw rotnym kędyś, hen w przepaście, a jed n ak w kierunku i z szybkością, które n auka dokładnie obliczyła. W iemy, że każda z owych g w iazd odległych, co błyszczą n a firm a­

m encie—to tak i sam układ, ja k i nasz słoneczny i rów nież dąży po drodze, na k tó rą pchnęły go niezm ienne praw a n a ­ tury.

Czy słońca owe w raz z ich planetam i tw o rzą społem jakieś u kłady i grupy w yższego porządku, ciążące ku niezna­

nym nam ośrodkom ruchu? A te ośrod-

; ki czy gru p u ją się rów nież w układy jeszcze bardziej złożone?... Innem i sło­

wy, czy cały w szechśw iat w idzialny—

te m iliony gwiazd, które ogarniam y w zrokiem lub m yślą—rzucone są luźnie w przestrzeni, czy też tw o rzą pew ną liczbę niezależnych, albo też wreszcie jeden układ ogólny, podległy jednem u p raw u i harm onijnie niem związany?...

P y ta n ia powyższe nastręczają się mimo- w oli za każdem niem al spojrzeniem w przepaściste głębie niebios.

K ażdy z nas podziw iał niejednokrotnie

ciche, łagodne blaski D rogi Mlecznej, co

ja k przezrocza, m glista w stęg a przecina

błękity firm am entu. Otóż zw róćm y szkła

teleskopu ku pewnem u punktow i tej

(2)

194

W SZE C H ŚW IA T

N r 13;

w stęgi, a naraz ujrzym y w jeg o polu roje drobniejszych gw iazdek, k tó re ja k tajem niczy korow ód p rzesuw ać się będą przed naszem zdum ionem okiem. W oko­

licach gw iazdozbioru Ł abędzia W illiam H erschel naliczyć zd o łał n a przestrzen i pięciu stopni k w a d rato w y ch 331000 gw iazd, a w tym stosunku cała w stę g a D ro g i Mlecznej liczyłaby ich nie m niej nad dw adzieścia milionów!

Olbrzym ie to zbiorow isko składa się przew ażnie z gw iazd niedostępnych dla gołego oka, to je s t m niejszych, niż 6-ej wielkości, a przytem są one do teg o sto ­ p nia skupione i optycznie bliskie siebie, że widziane n a w e t przez szkła teleskopu zdają się niem al d o tyk ać jed n a drugiej;

całość zaś tw o rzy ów obłok św ietlany, k tó ry od la t tysięcy w p ra w ia ludzkość w zach w yt i zdumienie.

P oniew aż obłok te n o tacza nas doko­

ła, przeto .pierw sza hypoteza, k tó ra się tu nastręcza logicznie, po leg a n a tem , że i my, w raz z naszem słońcem, n ależy ­ m y do owej rzeszy g w iaździstej, sta n o ­ w iąc cząstkę olbrzym iego układu. Dziś hypoteza ta s ta ła się ju ż udow odnioną praw d ą naukow ą.

N ajp rostszy p rzypadek uk ład ów g w iaz­

dow ych w idzim y w tak zw anych g w ia z ­ dach podw ójnych i w ielorakich. Sąto grupy, złożone z 2—3, a częstokroć k il­

ku i k ilk u n astu n a w e t słońc, zw iązanych ze sobą fizycznie i k rążący ch dokoła w spólnego środka ciążenia. Jed n ak że każdy ta k i u kład stan o w i zaledw ie p ier­

w o tn ą form ę ty ch ugru pow ań , k tó ry ch stopień w yższy w idzim y w zd u m iew ają­

cych połączeniach niezm iernych ilości gw iazd, zw anych zbiorow iskam i (les am as stellaires). Z biorow iska tak ie o g a rn ia ją ty p y najróżnorodniejsze, n iety lk o pod w zględem ilości sk ład ający ch je gw iazd, ale też i pod w zględem ścisłości ich | ugrupow ania, zary só w zew nętrznych, w ym iarów i t. d. N iektó re z tak ic h w ysp, rzuconych w bezm iernym oceanie j przestrzeni, d ają się d o strzeg ać n a w e t

j

gołem okiem. Do tak ic h należą, n aprzy- kład, znane każdem u z nas g ru p y P lejad , J H y ad i P raesep e (Jasełka). Z drugiej jed n a k stron y znam y i tak ie u grupo- \

w ania, k tó re przez dość silne n a w e t teleskopy w yglądają, ja k nierozw iązane m gław ice i dają się podzielić n a odrębne gw iazdy dopiero przez zastosow anie n a j­

potężniejszych narzędzi now oczesnej te c h ­ niki optycznej. W obec teg o większość uczonych aż do o statnich niem al czasów była przekonana, że ta k zw ane m gław i­

ce nierozw iązane i zbiorow iska gw iazdo­

w e tsąto, w łaściw ie m ówiąc, u k ład y jednakiej natury, z t ą jed n ak różnicą, że pierw sze, jak o zb y t od nas odległe, nie dały się dotychczas podzielić n a odrębne gw iazdy; że jed n a k przez zastosow anie potężniejszych teleskopów i one z cza­

sem w y jaw ią sw oję tajem nicę. W o sta t­

nich la ta c h zaledw ie, wobec zdobyczy, które nam przyniosła analiza widm owa, przekonaliśm y się, że hypoteza pow yższa była zasadniczo błędna. P rzedsięw zięte

| n a tej drodze b adan ia udow odniły, że m atery a ta k zw anych m gław ic w łaści­

w ych pozostaje dotychczas na pier- w otnem stadyum skupienia, w którem uk ształtow anie się gw iazdy byłoby jesz ­ cze niem ożliwem . U znać w ięc musimy, że oprócz m gław ic podzielnych, czyli isto tn y ch zbiorow isk gw iazdow ych, sk ła ­ dających się z niezm iernych ilości słońc zupełnie ukształtow anych, istn ieją rów -

j

nież w p rzestw orach w szechśw iata m gła- j wice w ścisłem znaczeniu teg o w yrazu, to je s t ch arak tery sty czne kłęby pierw ot-

| nej m atery i kosmicznej, k tóre pomimo zastosow ania najpotężniejszych n aw et teleskopów nie dadzą się podzielić na odrębne gw iazd y i tylko z w yglądu pow ierzchow nego jedne i drugie posia­

d ają pew ne cechy wspólne. Cechy te jed n a k nie św iadczą w cale o podobień­

stw ie ich ustroju fizycznego.

Ściśle naukow e badanie m gław ic datuje się od niedaw na, a m ianow icie od czasów H erschla, któ reg o pracom zaw dzięczam y pierw sze niem al pod staw y praktycznej astronom ii gw iazdow ej. W praw dzie n a j­

w ybitniejsze m gław ice nieba północnego poznano w krótce ju ż po w ynalezieniu teleskopu, ale ponad to n auka nie szła dalej. Do tak ic h m gław ic znanych od- daw na, n ależą naprzyk ład : w ielka m g ła­

w ica A ndrom edy (odkrył j ą Simon Ma-

(3)

N r 13

W SZECHŚW IAT

195 riu s w roku 1612); m gław ica Oryona,

k tó ra daje się dostrzedz n a w e t gołem okiem (odkrył j ą C isat w roku 1619) i w iele innych. P rz ed H erschlem n aj­

w ięcej układów teg o rodzaju odkrył Messier, jednakże szczegółow e badanie ich n a tu ry rozpoczął dopiero sam H e r­

schel w roku 1779, a już w roku 1784 złożył T o w arzystw u K rólew skiem u (R oyal Society) w Londynie naukow o opracow any k atalo g , zaw ierający w so­

bie położenia 466 now o odkrytych m gła­

wic. B ył to ju ż postęp olbrzymi, ja k n a owe czasy, daw niejsze bowiem k a ta ­ logi, ułożone przez M essiera (w roczni­

kach akadem ii paryskiej z la t 1771—

1777), zaw ierają zaledw ie 103 numery, z których 61 odkrył sam Messier. Do roku 1802 H erschel odszukał i zbadał jeszcze około 2 000 m gław ic i w łaśnie n a podstaw ie ty c h prac oparł znaną swą hypotezę o budowie w szechśw iata.

J a n H e rsc h e l-sy n prow adził dalej prace, rozpoczęte przez ojca, ale w za­

kresie jeszcze obszerniejszym. P osiłkując się 20-stopowym reflektorem , badał on w A nglii (1825 -1833) niebo północne, a następnie przeniósł swe obserw atoryum n a P rzy ląd ek Dobrej N adziei i szczegól­

nie w zbogacił naukę dokładnem i opisam i m gław ic południow ych, które przed nim znano bardzo niew iele (przeważnie ze spraw ozdań L acaillea i Dunlopa). W y n i­

ki swej p racy H erschel zebrał w trzech obszernych k atalog ach. P ierw szy z nich og arnia 2 370 m gław ic nieba północnego, drugi, południow y, zaw iera num erów 1708, a trzeci ogólny, „G eneral Cata- lo g u e “—5079 num erów, to je s t w szyst­

kie bez w y ją tk u znane podówczas m gła­

wice.

Od czasów H ersch la w ielu w ybitniej­

szych astronom ów poświęciło swe siły sumiennemu badan iu n a tu ry m gławic.

Je d n i z nich, ja k lord Ross, Lassel, Marth, d ’A rrest, Tem pel i Stephan, odkryw ali nowe, nieznane dotychczas m gław ice, in ­ ni zaś, ja k Schonfeld, Schultze i Yogel, badali dokładnie odkryte daw niej. Dziś liczba ogólna w zrosła do 6 000 i w zm a­

g a się znacznie z każdym niem al rokiem.

W iększość znanych m gław ic należy do

najsłabszych ciał teleskopow ych i w obec tego dokładne obliczanie ich położenia i zarysów byw a częstokroć nadzw yczaj trudnem . P osiadając bardzo dobry w zrok i w nader sprzyjających w arunkach atm o ­ sferycznych, na naszem północnem n ie ­ bie m ożna dostrzedz bez pomocy szkieł około 15—20 m gław ic i zbiorowisk. Z n a ­ ny ze szczególniejszej siły w zroku a s tro ­ nom Heis dostrzegał gołem okiem 19 zbiorow isk i 9 m gław ic.

N adzw yczajne postępy foto g rafii w za­

stosow aniu do badań astronom icznych, przyczyniły się wielce w czasach o sta t­

nich do rozpoznania istotnej n a tu ry ty ch zagadkow ych ciał niebieskich. W nie­

których m gław icach, uw ażanych do­

tychczas za jed no lite m asy m gliste, fo tog rafia uw yd atniła niezm ierne bo­

gactw o szczegółów; w ym iary zaś innych potroiły się w stosunku do przypisyw a­

nych im dawniej. Niemniej ciekawe i pouczające w yniki d ały rów nież bada­

nia fotograficzne w zastosow aniu do m gław ic, zw iązanych fizycznie z pewne- mi gw iazdam i świetlnem i, lub też z ich układam i. W takich przypadkach oko, olśnione blaskiem gw iazdy, zw ykle nie dostrzega wcale otaczającej j ą m gławicy, w ów czas gdy fo to g rafia odtw arza tu nader dokładnie w szystkie szczegóły.

N ajciekaw szy przykład tego rodzaju d a­

je znana m gław ica Oryona. N a zdję­

ciach fotograficznych ogarnia ona obszar w ielekroć większy, aniżeli w idziana przez najpotężniejsze n a w e t teleskopy.

M ówiliśmy już wyżej, że m aterya kos­

miczna, k tó rą w idzim y w postaci m g ła­

w ic nierozw iązanych, posiada częstokroć takie przym ioty, jak ic h nie spotykam y w m ateryi gw iazd stałych. Pom im o to jednak dziś nie jesteśm y jeszcze w m oż­

ności w skazania gran icy ścisłej pom ię­

dzy m gław icam i istotnem i a zbiorow i­

skami, ani ze w zględu n a ich zarysy zew nętrzne, ani też na w łaściw ości w id­

mowe, św iadczące o u stroju fizyko-che­

micznym. Z jednej bowiem strony, co do w y gląd u zew nętrznego, widzieliśm y już, że pewne m gław ice, uw ażane do niedaw na za nierozw iązane, przez zasto­

sowanie potężnych narzędzi optycznych,

(4)

196

W SZE C H ŚW IA T

N r 13 dzielą się na szeregi n ad zw yczaj ściśle

u g ru po w any ch zbiorow isk gw iazdow ych.

P o d w zględem zaś w idm ow ym m g ła w i­

ce, k tó re i dziś n a w e t uw ażam y za nie­

rozw iązane, po siad ają jed n a k cechy n a j­

rozm aitsze, a m ianow icie : n iek tó re z nich d a ją w idm o ciągłe, w łaściw e ro zżarzo ­ nym ciałom stałym lub ciekłym , co d a­

w ało b y praw o dom yślać się, że sąto, w łaściw ie m ówiąc, n adzw yczaj odległe zbiorow iska, w idm a zaś in n ych sk ła d a ją się z kilku linij, a raczej sm ug św ie tl­

nych, bez śladu w idm a ciągłego, co bez­

w aru n k o w o dow odzi gazow ego stan u m ateryi.

W illiam H erschel dzieli w szy stk ie m g ła ­ w ice, w najobszerniejszem znaczeniu te ­ go w yrazu, na sześć typó w , a m iano­

w icie :

Typ 1-szy. Z biorow iska, czyli tak ie ugrupo w an ia, w k tó ry ch odrębne g w ia z ­

dy d a ją się dostrzegać zupełnie w yraźnie.

T yp 2-gi. M gław ice dające się ro zw ią­

zać, czyli takie, k tó re d a ją się podzielić n a odrębne g w iazd y ty lk o przez z a sto ­ sow anie n adzw yczaj silnych narzędzi op­

tycznych. Do te j k a te g o ry i należałoby dziś zaliczyć w szystkie te m gław ice, k tó ry c h św iatło daje w idm o ciągłe, św iadczące o stałym lub ciekłym stan ie m ateryi.

Typ 3-ci. M gław ice w łaściw e, k tó re nigdy nie dadzą się podzielić na g w iaz­

dy i posiadają widm o, skład ające się z kilku linij lub sm ug św ietln y ch —w id ­ mo gazow e.

T yp 4-ty. M gław ice p lan etarn e. Sąto m gław ice bardzo drobne, ale zarazem nadzw yczaj w yraźne, o zarysach o k rąg ­ ły ch i jedn ako w o św ietne n a całej po ­ w ierzchni.

T yp 5-ty. M gław ice gw iazdow e. M niej­

sze od poprzednich, bardzo św ietne i przypom inające z w y g lą d u pow ierz­

chow nego gw iazdy stałe niższych w ie l­

kości.

T yp 6-ty. G w iazdy m gliste. M g ław i­

ce, w których w n ętrzu w idzim y zw ykłą, a częstokroć n a w e t podw ójną gw iazdę.

Stosunek ilościow y m g ław ic w łaści­

w ych i zbiorow isk nie da się dziś ozna­

czyć ściśle d ro g ą badań teleskopow ych,

a to z przyczyn, o k tó ry ch w zm ianko­

w aliśm y wyżej. M ając jed n ak na w z g lę ­ dzie dane analizy widm owej, przypusz­

czać należy, że w iększość najupartszycli n a w e t m gław ic zdradzi się z czasem i przekonam y się, że sąto ty lko nadzw y­

czaj odległe zbiorow iska. Szczególnie zaś da się to pow iedzieć o pew nych nie­

rozw iązanych dotychczas eliptycznych m gław icach w gw iazdozbiorach P an n y , L w a i W ielkiej N iedźw iedzicy. D ają one w idm a w yraźnie ciągłe.

H ypotetycznie m ożnaby tw ierdzić, że m gław ice w łaściw e stan o w ią zaledw ie dziesiątą część liczby ogólnej. N a to ­ m iast jednak bogactw o ich zarysów i w y gląd u zew nętrznego je s t olbrzymie;

zbiorow iska zaś posiadają przew ażnie zary sy okrągłe, lub eliptyczne.

H erschel dzieli w szystkie w ogóle m g ła­

w ice w łaściw e czyli nierozw iązane n a pięć grup, oznaczając je w swym k a ta ­ logu cyfram i rzym skiem i, a m ianow icie r

I oznacza m gław ice najśw ietniejsze.

I I „ „ słabe.

I I I „ „ bardzo słabe.

IV „ „ planetarne.

Y „ „ wielkie.

O znaczenia pow yższe zachow ały się w zastosow aniu praktycznem aż do dni obecnych. A w ięc n a p rz y k ła d : H . I I . 531 oznacza m gław icę 531 katalogu, k tó ra należy do g ru py słabych.

W m gław icach pierw szych trzech grup, a zarazem i w ostatniej dostrzegam y zarysy najró żn o ro d n iejsze: eliptyczne, spiralne, kłębiaste, praw idłow e i n iepra­

w idłow e. Stopień blasku, w yrazistości i w ym iary różnią się ta k ż e 'n a d e r znacz­

nie. P o czy n ając od ledw ie dostrzeżonych, ogarniający ch zaledw ie parę sekund łu - ku, dochodzim y aż do ta k zw anych m g ław ic wielkich, które o g arn iają czę­

stokroć po kilk a stopni kw adratow ych, i do m gław ic gw iazdow ych, ta k praw ie św ietnych, ja k g w iazdy niższych w iel­

kości.

Co do w yglądu zew nętrznego m gław ic

w ielkich śmiało powiedzieć można, że

n a tu ra zużyła tu cały zasób sił sw oicb

w celu utw orzenia zdum iew ającego bo-

(5)

N r 13

WSZECHŚWIAT 197

g a c tw a k ształtó w najfantastyczniejszych.

D ość spojrzeć ty lko na te dziw ne tw ory w szechśw iata, ażeby się przekonać odra­

zu, że m aterya m usi ,'tam pozosta­

w ać w zupełnie odm iennych [w arunkach okupienia, aniżeli te, jak ie znam y na

ziemi. •

Zdaniem New com ba najpraktyczniej byłoby podzielić w szystkie m gław ice w łaściw e na praw idłow e i niepraw idło­

we; pierwsze zaś czyli praw idłow e, na eliptyczne, okrągłe (planetarne), spiralne i obrączkowe. W ielkie bowiem i małe, a także św ietne i słabe spo ty k ają się w każdej z ty ch grup, a więc podział H erschla nie daje dostatecznej ch arak te­

rystyki. W istocie zaś rzeczy wszelkie podziały, oparte w yłącznie na różnicach w y g lądu zew nętrznego, m ogą posiadać tylko w zględną w artość i klasyfikacya ta k a nieodzow nie musi ulegać zmianom w raz ze w zrastaniem optycznej siły narzędzi. W yraźne dow ody praw dziw o­

ści pow yższego tw ierdzenia dała nam fotografia, k tó ra udow odniła ju ż niejed­

nokrotnie, że podaw ane dotychczas za­

ry sy m gław ic w w ielu razach różnią się zasadniczo od zarysów istotnych.

P rzew ażn a większość m gław ic w łaści­

wych należy do pierw szych trzech grup Herschla. P o siad a ją one zw ykle kształty w ydłużone, praw ie eliptyczne, o średni

cy, wynoszącej. 2 do 3 m inut łuku. K u środkow i byw ają one zw ykle znacznie św ietniejsze, aniżeli u brzegów . M gła­

w ic planetarnych, w y g lądających ja k m alutkie jed no stajnie ośw ietlone ta r ­ cze, znam y dotychczas około 80-ciu -a obrączkow ych zaledw ie 12. T ak zw a­

nych w ielkich m gław ic o niepraw idło­

w y c h zary sach liczym y około stu.

U grupow anie m gław ic na firmamencie, 0 ile możemy dziś o tem sądzić, różni się znacznie od ugru pow ania zbiorowisk 1 gw iazd wogóle. Ilość tych ostatnich

w zrasta nad er szybko w m iarę zbliżania się ku D rodze Mlecznej, przeciw nie zaś, m gław ice istotne zdarzają się tu nader rzadko, o g arn iając przew ażnie okolice nieba, mniej obfite w gw iazdy. W yjątek pod tym w zględem stan ow ią tylko ta k a w a n e m gław ice w ielkie, któ ry ch ilość

najw iększa daje się dostrzegać tak ż e w okolicach D rogi Mlecznej. Najwięcej stosunkow o m gław ic istotnych w idzim y w gwiazdozbiorze P ann y , około X I I go­

dziny wznoszenia prostego i -1-20° zbo­

czenia; zbiorow iska zaś gw iazdow e do­

chodzą do maximum ilości w okolicy nieba między X V II a X V III godz. wzno­

szenia prostego.

Szczególniejsze pod każdym w zglę­

dem ugrupow anie m gławic, zbiorow isk i gw iazd widzimy n a niebie południo- wem w ta k zwanych „Obłokach M agel- la n a “ (Nebula m ajor i nebula minor).

D ostrzegam y tu m ianow icie 291 m g ła­

wic, 46 zbiorowisk i 582 gw iazdy, a cały ten układ ogarnia zaledw ie 42 stopnie kw adratow e, to je st przestrzeń taką, ja k 25 razy wzięta tarc za księżyca. Obłok mniejszy, ogarniający tylko 10 stopni kw adratow ych, liczy jednak 200 gw iazd, 37 m gław ic i 7 zbiorowisk. Jeszcze cie­

kaw szy je s t fakt, że tuż obok teg o w y­

jątk o w eg o nagrom adzenia w idzim y t a ­ jem nicze „w orki w ęglow e", czyli prze­

strzenie ciemne, zupełnie pozbawione g w iazd —otw arte luki niebieskie. Czy sąto ślady jakiegoś straszliw ego cyklo­

nu kosmicznego, czy dzieło przypadku?...

Nie wiemy.

W każdym jednak razie, nie jest to chyba przypadkow ym zbiegiem okolicz­

ności, że wielkie nierozw iązane m gław i­

ce, rów nie ja k i m gław ice plan etarne skupiają się wyłącznie niem al w okoli­

cy D rogi Mlecznej. Zdaniem J . H erschla w idzim y ich najw ięcej w gw iazdozbio­

rach Oryona, Argusa, Strzelca i Łabędzia.

P rzeciw nie zaś różne od powyższych, ta k co do w yglądu zew nętrznego, ja k i fizycznego ustroju, m gław ice małe, eliptyczne, grupują się zdała od ty ch miejscowości, u biegunów D rogi M lecz­

nej. Praw dopodobnie sąto nadzw yczaj odległe zbiorowiska, nie należące w cale do naszego układu gw iazdow ego, układy rów nie olbrzymie i potężne, ja k układ D rogi Mlecznej!...

Ju ż W illiam H erschel w roku 1811 zw raca szczególniejszą baczność astrono­

mów n a pewne okolice nieba, pokryte,

w literalnem znaczeniu teg o w yrazu,

(6)

198

W SZ E C H ŚW IA T

N r 13”

obłoczkam i przezroczej m gły św ietlnej. | T akich w w ysokim stopniu subtelnych I obłoków, o garniających częstokroć po

j

kilka stopni kw ad rato w y ch, znam y dziś bardzo wiele, a potężne teleskopy now o­

czesne o d k ry w ają ich coraz w ięcej. | P o siad a ją one praw dopodobnie nad er w ażne znaczenie w budow ie i rozw oju w szechśw iata. Ścisłej g ran ic y pom iędzy tem i skupieniam i najpierw otniejszem i, a m gław icam i, należącem i do k a te g o ry i w ielkich, nakreślić niem a sposobu. W o- góle przypuścić należy, że w szystkie te różnorodne form y, zaczynając od n ajsu b ­ telniejszej m gły kosm icznej, a kończąc na praw idłow o skupionych, i św ietnych gw iazdach m glistych, [sąto, w łaściw ie m ówiąc, u k łady blizko pokrew ne. W i­

dzim y w nich stopniow e sta d y a rozw oju w szechśw iatow ej m atery i pieiw o tn ej.

J a k pośród gw iazd d ają się częstokroć n ap o ty k a ć gw iazdy podw ójne i w ogóle w ielokrotne, zw iązane ze sobą fizycznie, rów nie też i w śród m g ław ic istn ieją układ y podobne. W ogólnej liczbie 5079 m gław ic K a ta lo g u H erschla w idzi­

m y 229 podw ójnych, 49 potrójnych, 30 poczw órnych, a jednę, sk ład ającą się z dziesięciu m gław ic m niejszych. W id zi­

m y w ięc stąd, że m gław ice są n a w e t stosunkow o bogatsze w u k ład y teg o rodzaju, aniżeli g w iazd y stałe. P a trz ą c n a te układy, pow iada F lam m arion, m a­

m y praw dopodobnie przed sobą pierw sze sta d y a rozw oju późniejszych g w iazd po­

dw ójnych i w ielo krotn ych — jesteśm y św iadkam i tajem niczych narodzin ty ch odległych światów!...

(DN)

P. Trzciński.

W ŁA ŚCIW O ŚCI I BUDOW A W SPINAJĄCYCH SIĘ ROŚLIN.

(Według A . KERN ER A ).

(D o k oń czen ie).

U niek tó rych roślin czynności w ąsów odjem nie heliotropicznych sp ełniają ko­

rzenie przybyszow e. R o śliny ta k ie pn ą się rów nież w zdłuż m niej lub w ięcej

płaskich podpór (skał, sznurów , grubych pni), a w y ra sta jąc e !*z. łod y gi korzenie odznaczają się ta k silną dążnością do>

u n ik ania św iatła, że nietylko w yrastają, zaw sze jedynie z zacienionej strony ło ­ dygi, ale w dodatku g rubieją i rozw ijają się tem silniej, im w większem zacienie­

niu rosną. K ońce ich w ra sta ją w szcze­

lin y podpory ta k samo, ja k końce w ąsów i rów nie silnie z ra sta ją się z' n ią zapo­

m ocą lepkiej w ydzieliny. Z azw yczaj nie, służą one w cale do pobierania pokarm u

! i odżyw iania rośliny; zdarza się to jed n ak niekiedy, jeżeli zetk n ą się z podłożem, k tóre może dostarczyć im odpowiednich m ateiy ałów .

N ajbardziej znanego przykładu tak ich roślin dostarcza nam bluszcz (Hedera Helix). N ajciekaw sze jedn ak i n a jb a r­

dziej im ponujące korzenie teg o rodzaju

| znajdujem y u roślin zw rotnikow ych.

U rosnącego w H im alajach ro dzaju W rig h tia , pęd p rzy tw ierd za się do drzew początkow o m ałem i korzonkam i, ale gdy następnie zgrubieje i potrzebuje m ocniej­

szego przytw ierdzenia, w ypuszcza w ięk­

sze i grubsze korzenie przybyszowe,, które okrążając pień z obu stron, z ra sta ­ ją się ze sobą w m iejscu zetknięcia i w ten sposób opasują go zupełnie..

D ochodzą one nieraz grubości ram ienia ludzkiego. Całość spraw ia w rażenie, jak- g dyby ło dy ga W rig h tia e była przy w ią­

zan a m ocnem i sznuram i do p o d pierają­

cego j ą pnia.

Jeszcze dziw aczniej w y g lądają przy­

byszow e korzenie niektórych fig, np.

P icus B enjam ina. P o zetknięciu się z podporą rozpłaszczają się one i jak b y ro zpły w ają się po niej, niby jak a ś p la ­ styczna m asa. S tykające się części z rastają się ze sobą i w te n sposób na podpiera- jącem drzew ie pow staje rodzaj dziurko­

w anego pokrycia, p rzy rastającego bardzo [ mocno do jeg o kory, ale nie ciągn ąceg o z niego soków. G ałęzie figi i drzew a podpierającego ta k się plączą m iędzy sobą, że częstokroć trudno odgadnąć, k tó ra do któ reg o należy, a oryginalność w rażen ia podnosi jeszcze ta okoliczność, że Ficus oprócz korzeni, p rzy tw ierdzają­

cych się do pnia podpory, w ypuszcza

(7)

N r 13

w s z e c h ś w i a t

199 jeszcze nowe, k tó re spuszczają się do

ziemi, niby -słupy, i zakorzeniają się w niej.

K rajow cy bardzo słusznie przezw ali tę roślinę dusicielem d rz e w : nie w ysysa ona w praw dzie icłi soków, ja k m niem a­

no dawniej, ale zato ściskając je i gnio­

tą c swem i korzeniam i dusi je form alnie, tam ując krążenie soków i w yw ołując usychanie oraz próchnienie pnia.

R ośliny, pnące się przy pom ocy ko­

rzeni przybyszow ych, przypom inają w iel­

ce płożące się po ziemi, i te i tam te bowiem jednakow o p rzytw ierd zają się do podłoża. R óżnicę stanow i najpierw to,

że u pierw szych podpora byw a pozioma, [

u drugich zaś pionowa; a następnie, że korzenie p rzytw ierdzające roślinę płożą­

cą się do g ru n tu słu żą jej zarazem do pobierania pokarm ów, podczas gdy u ro­

ślin w spinających się stano w ią zwykle ty lk o o rgany caepne. G ranica jednak n ie byw a ta k bardzo ścisła. N iektóre z takich roślin, ja k np. bluszcz, czepiają się nieraz kam ieni leżących poziomo, albo n a w e t w prost płożą się po ziemi;

jeż e li zaś w szczelinach skał znajdą nieco ziemi, z której m ogą w yciągnąć cząstki pożywne, zaczynają je pobierać stam tąd ta k ja k zw ykłe korzenie.

Z dru giej stro n y bardzo wiele roślin

w spinających się stanow i przejście do g a tu n k ó w o łodygach prosto wzniesio­

nych. W yrósłszy przy pomocy korzon­

ków ponad podporę (kamień, drzewo) pęd ich zaczyna się wznosić pionowo, grubieje w skutek pow iększenia się w arst­

w y drew na, a jednocześnie nabiera giętkości dzięki silniejszem u rozrostow i ły k a i staje się uzdolniony do sam odziel­

nego w znoszenia się. W yg ląd a on przy- tem , jak g d y b y należał do zupełnie innej rośliny, rozw ija bowiem liście odm ienne­

go k sz ta łtu od tych, jak ie znajdują się n a części pnącej się, a oprócz tego j w ydaje k w ia ty i owoce z nasiona­

mi, któ rych zazw yczaj nie znajdujem y n a tam tej. O bserw ow ać to m ożna na b lu sz c z u : część pnąca się ło d y g i ma liście szerokie 5-łatowe, kw iatonośna zaś ja jo w a te całobrzegie.

Jeszcze w ybitniej zarysow uje się róź-

j

nica u niektórych gatun kó w fig indyj­

skich (Ficus), w ytw arzający ch siatkow ate

j

korzenie przybyszowe. W y ra stają one w praw dziw e drzew a o b ogato ulistnio- nej koronie, wznoszące się ponad odła-

j

mem skały lub grubym pniem, k tó ry I im służył za podporę. Spraw ia to zu ­

pełnie wrażenie, jak g d y b y fig a w yra-

j

stała w prost ze skały lub cudzego pnia.

Złudzenie byw a tem większe, że dolna ] pnąca się część tra c i do teg o czasu

J

liście i w ygląda tak, jak g d y b y była jedynie splotem korzeni pow ietrznych, I w yrosłych z tego pięknie ulistnionego

drzewa. Nie chce się wierzyć, że te suche, tw arde korzenie i podobne do nich ogołocone z liści pędy dały

| niegdyś początek dumnie w znoszące­

mu się drzewu, a nie same w yrosły z niego.

Te dw ie części, górna prosto w znie­

siona i dolna pnąca się, różnią się nieraz ta k dalece swemi w łasnościam i, ja k ­ gdyby stanow iły osobne rośliny. Jeżeli użyjem y gałązki z górnej części bluszczu n a sadzonkę lub zraz, to otrzym ana z niej roślina będzie m iała odrazu kie­

runek pionowy, odpow iednią budow ę i tak ie same ja jo w a te liście, słowem w niczem nie będzie podobna do dolnej pnącej się części, ja k a zw ykle przede- w szystkiem w y rasta z kiełka. T akie okazy bluszczu, w yhodow ane w donicz-

j

kach, n aw et doświadczeni ogrodnicy bio- i r ą nieraz za zw rotnikow e aralie.

Jeżeli zestaw im y to z okolicznością, [ że dolne pnące się części nie w y tw a rz a ­ j ą organów rozrodczych, to miinowoli nasuw a się porów nanie z g ru p ą roślin skrytokw iatow ych naczyniow ych i tu ta j bowiem istnieje coś jak b y przem iana pokoleń, z których jedno pnące się je s t bezpłciow e i rozm naża się w egetacyjnie, drugie zaś prosto wzniesione w ydaje drogą płciow ą nasiona, a z ty ch znów pow staje bezpłciowe pnące się poko­

lenie.

N a zakończenie poświęcim y jeszcze

nieco u w a g i budowie roślin w spinających

się, różnią się one bowiem niektórem i

(8)

2 0 0 W SZE C H ŚW IA T

N r 13 szczegółam i u k ładu tk a n e k m echanicz- j

aych od roślin prosto w zniesionych.

J a k wiadomo, tk a n k i m echaniczne I (drewna, łyko, kora) służą do w zm ocnię- | n ia rośliny, do n ad an ia jej oporności na działanie różnych sił, k tó re m ogłyby ją z n ie k s z ta łc ić : zgnieść, złam ać lub ro-

j

zerw ać.

Z gnieceniem gro zi roślinie przedew szyst- kiem jej w łasny ciężar, k tó ry m usi ona udźw ignąć, nie u leg a jąc zm iażdżeniu.

Oporności na to d o starcza jej tw a rd a i i m ocna tk an k a drzew na. Z łam anie m o­

że n astąp ić w skutek n acisku siły, d zia­

łającej z boku, np. w i a t r u : u roślin grubszych obficie zao p atrzon y ch w d rew ­ na, ono staw ia n ale ż y ty opór tak ie j sile;

tęg ie stare drzew a w znoszą się nieu g ięte i nieporuszone, chociaż o pień ich uderza najsilniejsza w ichura. U ro ślin o łody­

g ach cienkich, nie p o siadających g rubego

i

drew na, a tak że u g ałązek i w ierzchoł-

j

ków drzew, ochronę stan o w i g iętk ie a nadzw yczaj w ytrzy m ałe i tru d ne do rozerw an ia łyko. D zięki jem u, g n ą się one z w iatrem nieraz do sam ej ziemi, ale po jeg o uciszeniu się w ra c a ją do pierw otnego położenia. To samo łyko zabezpiecza rów nież od ro ze rw a n ia się części roślin silnie w y ciąg an e czy to przez burzę, czy pod zaw ieszonym na nich ciężarem , ja k to n a p rzy k ład b y ­ w a z ogonkam i, dźw ig ającem i ciężkie owoce.

Siła, d ziałająca z boku, g ro zi n ie ty l­

ko zgięciem lub złam aniem łodygi; może ona tak że zgnieść ją, a przynajm niej z a w arte w niej naczynia, zam knąć je i przez to w strzym ać krążen ie soków.

P rzeciw ko takiem u zgnieceniu zabezpie­

cza roślinę przedew szystkiem g ru b a kora ochran iająca ły k o w ą część w iązki n a ­ czyniowej; u zielnych zaś, nie m ających grubej kory, ochronę ta k ą stan o w ią w części w łókna łykow e, w części zaś ta k zw ane zw arcice (collenchym a), tk a n ­ ka, złożona z kom órek w ielościennych, obfitujący ch w wodę, ale m ający ch tk a n ­ ki m ocno zgrub iałe w m iejscach w z a ­ jem nego zetknięcia. O dznaczają się one w ielką opornością na ciśnienie i są b a r­

dzo rozpow szechnione w k ą ta c h k a n c ia ­

stych ło d y g zielonych oraz w ogonkach liściow ych.

U kład ty ch różnych tk an ek m echanicz­

nych w roślinie zostaje w ścisłym zw iązku z w arunkam i, w jakich ona żyje, je s t do nich ściśle przystosow any tak , że nadaje jej tę w łaśnie oporność, której ona najbardziej potrzebuje. U w y ­ sokich pni drzew nych główną_ m asę s ta ­ now i drzew o, nadające im moc, odpo­

w iednią do ich wysokości, w młodych g iętk ich pędach i roślinach zielonych silnie je s t rozw in ięta w a rstw a ły ka i t. p.

Ja k im w arunkom m a odpow iadać ło ­ d y g a roślin w spinających się? J a k ą opornością w inne się one przedew szyst­

kiem odznaczać?

N ietrudno zrozumieć, że ło dy ga ta m o­

że nie posiadać zarów no w ielkiej opor­

ności na zgniecenie pod w łasnym cięża­

rem, ja k i giętkości n a działanie w iatrów , podpora bowiem zabezpiecza je od je d ­ nego i od drugiego. W skutek tego, nie by w ają one n ig d y zb y t grube. Ale zato ta k ie ścisłe zetknięcie z pod­

porą w yw ołuje inne niedogodności, k tó ­ re roślina może zw alczyć pom yślnie tylko w tedy, jeżeli będzie m iała d o sta­

teczną oporność n a ucisk boczny i na rozciąganie. P o trz e b u ją jej zw łaszcza trw ałe rośliny w ijące się. Ł o d y g a t a ­ kich roślin okręca się zw ykle naokoło m łodych drzew, k tó re następnie grubiejąc u cisk ają j ą z boku, a także ro zciąg ają jej skręty, dążąc do rozerw an ia kręp ują­

cych je więzów. Ł o dy gi tak ie m uszą zatem być oporne n a w yciąganie, a ta k ­ że n a ciśnienie boczne, grożące zam knię­

ciem ich naczyń.

O porność n a rozciąganie m uszą także posiadać rośliny, pnące się w g ę­

stych zaroślach lub po g ałęzisty ch d rze­

wach.

Oporność ta k ą różne g a tu n k i osięgają

w ro zm aity sposób. R otan g o m i innym

palm om pnącym się nad aje j ą silnie

ro zw in ięta w a rstw a łyka; innym roślinom

(Tamus, D ioscoraea) znaczne zgrubienie

kom órek rdzeniow ych. Jeszcze u innych

(różne g a tu n k i pieprzu) w y tw a rz a się

d ru g i w ew n ętrzny pierścień tkan ek m e­

(9)

N r 13

W SZECHŚW IAT 2 0 1

chanicznych, w zm acniający ich części środkow e, co je s t szczególnie w ażne dla roślin narażonych na rozciąganie. Z tego też powodu ło dyg i tak ie tylko w y jątk o ­ wo byw ają puste, w ręcz przeciw nie niż prosto wzniesione, u których to się zd a­

rza nieraz, zw łaszcza tam , gdzie chodzi 0 oszczędność m ateryału, ja k np. u wielu g a tu n k ó w zielnych.

Przeciw ko bocznem u ciśnieniu zabez­

piecza rośliny w spinające się w arstw a zw arcicy, a także łyko. N iektóre rośliny bronią się od zgniecenia spłaszczonym k ształtem łodygi, co stanow i zarazem oszczędność na m a te ry a le : wobec takie- i go k ształtu zachodzi obaw a o ciśnienie , jedynie z dw u stro n spłaszczonych, a nie ze w szystkich, i tk an k i przeprow adzające | wodę i soki m ogą się obejść bez w alco­

w atej pow łoki ochronnej, ja k ą widzim y w łodygach obłych. N iekiedy znowuż

j

zabezpieczenie rurek sitk o w aty ch osięga roślina w ta k i sposób, że łyko i drewno

j

nie tw o rzą osobnych pierścieni (właści- ; w ie walców), ja k zwykle, lecz są po­

m ieszane razem, w skutek czego część I drew na znajduje się bliżej obwodu

j

1 w zm acnia powłokę, o taczającą m iękkie

j

w ew nętrzne części. T aki układ znajdu­

jem y u bardzo w ielu lian. Albo też i wzdłuż w alca drzew nego (u w spinają­

cych się A sclepiadeae i Apocyneae) ciąg­

n ą się ry nien kp w ate zagłębienia, w k tó ­ ry ch m ieszczą się ru rk i sitkowe. U Te- com a radicans znajdujem y jeszcze inne urządzenie : n a w ew nątrz w alca drzew ­ nego znajduje się jeszcze w arstw a łyka (oprócz zw ykłej, położonej na obwodzie) z rurkam i sitkow em i, k tóre u k ry te w sa­

m ym środku łody g i i zabezpieczone przez drew na sp ełn iają sw ą czynność bez żad­

nej przeszkody n a w e t w tedy, gdy ze­

w n ę trz n e p rze stan ą być czynne w skutek jak iegoś silnego ucisku.

R ośliny w spinające się przez bezpośred- dnie zetknięcie z podporą, narażone są na rozerw anie a przynajm niej na ucisk boczny i d latego m uszą posiadać rozm ai­

te tk an k i zabezpieczające je od rozerw a­

nia i zgniecenia. W lepszem położe­

niu znajdu ją się rośliny czepne, w spina­

ją c e się przy pom ocy wąsów; w idzieliśm y

wyżej, że ta k i sposób w spinania się s ta ­ now i w ielką dogodność, nie w ym aga bo­

w iem ta k długiej łodygi; ale oprócz tego roślina może tu zrobić jeszcze inną oszczędność, gdyż może ona także nie posiadać ta k mocnej łodygi, ja k tam te.

Ucisk boczny nigdy nie byw a tu ta j zbyt silny, to też nieraz zdarza się, że w ło ­ dydze niem a praw ie w cale tkanek, n ad a­

jących jej oporność na ciśnienie.

Zato nadzw yczaj mocno m uszą być zbudow ane wąsy, które w inny posiadać w ielką oporność na rozciąganie, na nich bowiem zaw ieszony je s t cały pęd, one m uszą podciągać go do góry. A że je d ­ nocześnie są one narażone i na silny ucisk przy mocnem okręcaniu się naoko­

ło podpory, ja k rów nież pow inny być bardzo giętkie, nic więc dziw nego, że posiadają budowę nadzw yczaj mocną i złożoną, że m ają tk an k i m echaniczne zgrupow ane zarów no na obwodzie, jak i w . części osiowej. W każdym jednak razie n aw et tak a bardziej złożona budo­

w a w ąsów stanow i ogrom ną oszczędność m ateryału dla rośliny w skutek tego, że um ożliw ia posiadanie łodygi o mniej skom plikowanej budowie.

Oszczędność na m ateryale, korzystanie z w szelkich m ożliw ych ułatw ień, dają się zauw ażyć w śród roślin n a każdym praw ie kroku, a g a tu n k i w spinające się nie należą pod tym w zględem do bardziej upośledzonych i stanow ią nader ciekaw y i godny uw ag i dział z powodu wielkiej rozm aitości różnych przystosow ań, jakie spotykam y wśród nich. P o siad ają one Avspólną d ą ż n o ść : do św iatła i słońca, i w spólną słabość : brak mocy w łodzy- dze, niemożność utrzy m ania się w poło­

żeniu pionowem, ale ja k rozm aitem i środ­

kam i osięgają jednakow y skutek, ja k różnorodnie kształtuje się ich postać z a ­ leżnie od rozm aitych w arunków , w j a ­ kich m uszą żyć i walczyć! Zdaje się, że żaden ze sposobów w spinania się nie zo­

sta ł tu pom inięty lub nie w yzyskany.

Obok roślin uzdolnionych do w spinania się po pionow ych skałach i grubych pniach zapom ocą korzeni przybyszow ych lub odpowiednich w ąsów z łapkam i, z n aj­

dujem y takie, które śmiałym rzutem łody­

(10)

202

W SZE C H ŚW IA T

N r 13 g i ow ijają się naokoło pionow ej podpory,

w yzyskując do teg o celu każde niezb y t grube drzew ko, każdy cieńszy pień; a da­

lej w idzim y takie, które k o rzy sta ją z pod­

pór poziom ych lub ukośnych, czy to w sp ierając się n a nich g ałą z k a m i i ocię­

żale idąc do góry, czy w ypuszczając długie a cienkie wąsy, nib y p rzeb ieg ły ch pionierów , w yszukujących m iejsc odpo­

w iednich do zaczepienia się i n astępn ie pociągających za sobą c a łą łodygę, ro ­ dzaj głów nej a cienkiej arm ii, k tó ra dąży za niem i w tyle. Do każdego ze sposo­

bów w spinania się p rzysto so w ała się j a ­ kaś roślina, każdy zn alazł zastosow anie w tem pow szechnem dążeniu do św iatła- T a rozm aitość dróg i sposobów p o cią­

g n ęła za sobą nietylko ro zm aite u k ształ­

to w anie zew nętrzne roślin, ale także i ro zm aitą budow ę w ew nętrzną, rozm ai­

ty u k ład tk an ek m echanicznych. P o ­ w szechne praw o oszczędności n a m ate- ry ale znajduje tu w y b itn y w yraz: zn ik a ją lub m aleją tk an k i zbyteczne, a n ato m ia st ro zw ijają się silnie te, k tó re są n ajpo ­ trzebniejsze; n a stęp u ją w y raźn e zm iany w ich układzie, jak ic h nie znajdujem y n ig d y u roślin prosto w zniesionych. Z a ­ leżność roślin od w arunków zew n ętrz­

nych, przystosow yw anie się do nich w ystęp u je tu w całej okazałości.

B. Pi/akowski.

PRZEN O SZEN IE E N ER G II NA ODLEGŁOŚĆ.

W raz ze w zrastającem zużytkow aniem energii w odospadów n a b ie ra coraz w ięk ­ szej w a g i i k w esty a przenoszenia tejże n a znaczne odległości. Z czasem, g d y kopalnie w ęg la z o stan ą w yczerpane, je- dynem zapew ne źródłem , z k tó re g o bę­

dziem y czerpali energią, będą w odospa­

dy, fale morskie, w ia tr i t. p. B y ener­

gią, nag ro m ad zon ą w znacznej ilości w pewnem miejscu, zuży tk o w ać do celów przem ysłow ych, należy nieraz przenosić j ą n a znaczne odległości. W tym celu zam ieniam y en ergią m echaniczną w ener­

g ią elektryczną i przesyłam y j ą w tej postaci zapom ocą przew odników m etalo­

w ych. J a k wiadomo, ilość energii, k tó ra się w nich zam ienia w ciepło (t. zw.

ciepło Joulea), je s t proporcyonalna do ich przekroju. T a ilość energii, jak o stanow iąca czystą stratę, oczywiście nie pow inna przew yższać oznaczonej części ogólnej ilości energii, ja k ą przesyłam y przez przew odniki (zwykle 10%). P rz e ­ k roju przew odników niepodobna pow ięk­

szyć ponad pew ną m iarę, by całej insta-

; lacyi nie uczynić zbyt kosztow ną. P o -

j

niew aż zaś używ ając ty ch sam ych prze­

w odników z zachow aniem ty ch sam ych stosunków energii, dającej ciepło Joulea, do ogólnej ilości energii, przepływ ającej

| przez przew odniki, długość tychże je s t proporcyonalna do k w a d ra tu napięcia ' prądu, przeto, by módz przenosić ener-

! g ią n a w ielkie odległości, w y pada pod-

| nieść napięcie prądu. N ajw yższe możli­

w e do osiągnięcia napięcie p rądu elek­

try cznego określa jednocześnie najw ięk­

szą odległość, n a ja k ą w ogóle można przenosić energią w razie użycia prze­

w odników o znacznym oporze. P o n ie­

waż w skutek różnych trudności tech ­ nicznych napięcia prądu stałego niepo­

dobna podnieść pow yżej 1000 woltów, przeto, gdy chodzi o przenoszenie ener­

gii na znaczne odległości, byw a u ży w a­

ny prąd zmienny. P rz ed kilku la ty nie przekraczano napięcia 20 000 woltów;

obecnie w Am eryce istnieje ju ż linia o napięciu 60 000 w oltów . F irm y elek­

trotech niczne W estinghouse C-o i Tellu- ride P o w e r T ransm ission C-o przepro w adziły szereg dośw iadczeń w celu oznaczenia najw yższego napięcia, jak ie m ożna osiągnąć przez użycie zw ykłych środków technicznych. D ośw iadczenia te w ykazały, że w przypadku napięć, nie przekraczających 50 000 w oltów , stra ty , spow odow ane przez niedoskona­

łość izolato rów i przew odnictw o pow ie­

trz a są w zględnie niew ielkie, powyżej te g o jed n a k w z ra sta ją niepom iernie.

Z w łaszcza zn aczną je s t ilość elektrycz­

ności, uchodzącej z pow ierzchni prze­

wodników ; d ru ty dźw ięczą i w ydają sil­

ne św iatło. D ośw iadczenia, o k tó ry c

(11)

N r 13

W SZECH ŚW IA T

203 m owa, zostały dokonane na przew odni­

kach żelaznych cynkow anych i m iedzia­

nych o średnicy 4 mm. U żyw ając n a ­ pięcia 50 000 w oltów m ożna przenosić en ergią na odległość 250—300 lim. O trzy­

m anie ta k w ielkiego napięcia samo przez się nie je s t trudnem , wszelako użycie tegoż w ym ag a w ielkiej ostrożności i po­

łączone je s t w razie nieuw agi, lub nie­

um iejętności z w ielkiem niebezpieczeń­

stwem. P raw dopodobnie 50 000 w oltów nie stanow i absolutnego maximum. To o statnie niezaw odnie zależy od przekro­

ju przew odników . W ypada jeszcze z a ­ uważyć, że 50 000 w oltów stan ow i śred­

nie napięcie prądu zmiennego; najw yższa w artość napięcia, jak iej prąd ów dosię­

ga, je s t 1,68 raz y w iększa, wynosi zatem 84 000 w oltów .

O trzym anie m ożliw ie w ysokiego n a­

pięcia je s t kw esty ą w ielkiej w a g i i dla teleg rafu bez d rutu. Odległość, na ja k ą m ożna przesyłać depesze, je s t proporcyo- n a ln a do napięcia prądu. J a k donoszą gazety, Tesla w najnow szych badaniach nad tym przedm iotem otrzym ał rez u lta ­ ty, pozostaw iające daleko w tyle w szyst­

ko, co było osięgnięte dotychczas. F o ­ to grafia, k tó rą niedaw no otrzym ał prof.

Slaby w Berlinie, przedstaw ia Teslę w jeg o laboratoryum w otoczeniu w yła­

dow ań elektrycznych kilkom etrow ej dłu­

gości, przypom inających błyskaw ice. B liż­

szych szczegółów o ty ch ciekaw ych do­

św iadczeniach niem a, poniew aż Tesla dotychczasow e re z u lta ty swych badań trzym a w tajem nicy.

L. L.

DZIAŁANJE NARKOTYKÓW NA WYMIANĘ MATERYI.

P roces w ym iany m ateryi, ja k wiadomo, posiada dwie f a z y : asym ilacyą, podczas której z substancyj przyjętych jak o po­

karm w y tw a rz a się żyw a zaródz, oraz dysym ilacyą—rozpad żyw ej m ateryi zw ią­

zany z uw alnianiem się znacznych ilości energii i w yw ołujący w szystkie t. z w.

zjaw iska życiow e—ruch, ciepło i t. d„

Istn ieją pew ne substancye, k tó re będąc w prow adzone do organizm u w strzym ują w nim rozpad żywej m ateryi, a tem sa­

mem niszczą jego ruchy, pobudliw ość i t. p. Substancye te zowiemy n a rk o ty ­ kami. Z adać sobie m ożna teraz pytanie, czy i pierw sza faza przem iany m ateryi, t. j. asym ilacya, rów nież ulega działaniu narkotyku. Chcąc się o tem przekonać, w staw iam y do ao rty żaby ru rk ę i u rzą ­ dzamy ‘) sztuczne krążenie roztw oru fizyologicznego soli kuchennej, do k tó ­ rego dodajem y odpow iednią ilość strych­

niny i pozbaw iam y tlenu przez uprzed­

nie w ygotow anie. W ty ch w arunkach za najlżejszem podrażnieniem żaba do­

staw ać będzie napadów tężca strychni- nowego, póki (por. cy tow any artykuł) cały zapas tlenu w tkance nerw owej nie zostanie w yczerpany. T eraz n ark o­

tyzujem y zwierzę, dodając do cieczy k rą ­ żącej w jego naczyniach nieco chloro­

formu, alkoholu, eteru lub dw utlenku węgla; podczas głębokiej narkozy zaczy­

nam y przem yw ać cieczą nie zaw ierającą ju ż strychniny, ale dostarczającą w w iel­

kich ilościach tlen, np. krw ią odwłóknio- ną z dodatkiem rozum ie się narkotyku.

P otem krew zastępujem y w ygotow anym roztw orem soli z narkotykiem , następnie bez teg o o statn ieg o —i w ten sposób usuw am y narkozę. Podczas ty ch opera- cyj u traco n a pobudliw ość zw ierzęcia nie w raca, t. j. zapas tlenu w tkan kach nie został w ytw orzony. W ystarczy jednak przez czas znacznie krótszy przem yw ać krw ią odw łóknioną naczynia zw ierzęcia nienarkotyzow anego, żeby tężce strych- ninowe powróciły. W niosek z tego pro­

sty : narkoza nie pozw oliła n a w y tw o ­ rzenie się zapasu tlen u w tk ance żywej czyli zniosła rów nież fazę asym ilacyi, przynajm niej asym ilacyi tlenu. Z apom o­

cą podobnych doświadczeń dowieść moż­

na, że obie fazy przem iany m ateryi zu­

pełnie w spółcześnie i w w arunkach iden­

tycznych ulegają działaniu narkotyku,

') Porównaj Wszechświat nr. 37 z r. 1901:

„Kilka słów o znaczeniu ośrodków nerwo-

wych“.

(12)

204

W SZE C H ŚW IA T

N r 13 słowem w ten sposób nie m ożna rozdzie­

lić asym ilacyi od dysym ilacyi.

Z dośw iadczeń pow yższych ciekaw e w nioski p rak ty czn e w ysnuć też można.

P rzedew szy stk iem n a zasadzie zew n ętrz­

nego podobieństw a — b raku ru ch u — nie m ożna łączyć w jed n ę całość tak ic h fizyologicznie różnych stanów , ja k sen, narkoza, hypnoza, życie u tajo n e i t. d.

W czasie snu w łaśnie asym ilacya p rze­

w aża n ad dysym ilacyą, dlateg o budzim y się ze snu z siłam i odświeżonem i. T ym ­ czasem nark oza pociąg a za sobą sk u tk i w ręcz przeciw ne. T rzeba się w ięc w y ­ rzec nadziei w zm acn iania organizm u przez podaw anie narkoty ków , a środki n a ­ senne pow inny być ty lko środkam i „na zasy p ian ie1*, t. j. pow inny osłabiać nieco pobudliw ość organizm u, ażeby n a tej podstaw ie m ógł się rozw inąć p raw id łow y sen ożywczy.

J. K. S.

S P O S T R Z E Ż E N IA N A U K O W E .

N A JN O W SZ E W Y N IK I IiA D A Ń N A D H IST O - FIZYO LO GIĄ KOMÓRKI N E R W O W E J.

I. G r u sz k o w a te c ia łk a n e u r o n ó w . p r zez dr. M icha lin ą S tefa n o w sk ą.

Autorowie klasycznych dzieł neurologicz­

nych rysują zwykle komórki kory mózgowej mniej więcej w taki sposób, jak przedstawia je fig. 1, t. j. o wyrostkach protoplazmatycz- nych zupełnie równych. Najświeższe atoli badania nad budową kory mózgowej dowio­

dły, że załączony wizerunek komórki nerwo-

j

wej jest niezupełny: brak tu bowiem jeszcze

j

pierwiastku, być może najważniejszego dla

j

iunkcyi przenoszenia się prądu nerwowego. | W rzeczywistości wyrostki protoplazmatyczne nie są tak gładkie, jak je przedstawia fig. 1.

Przeciwnie, są obarczone mnóstwem charak­

terystycznych ciałek, stanowiących istotne zakończenia komórki. O tych to ciałkach zamierzam pomówić tu obszerniej, gdyż były

j

one przedmiotem szczegółowych moich po- i szukiwań.

Już w 1891 r. Ramon y Cajal zauważył, że wyrostki protoplazmatyczne komórek pira­

midalnych nie są bynajmniej gładkie, jak je autorowie przedstawiać zwykli byli, lecz że najeżone są licznemi kolcami (espinas), które

j

znajdują się w korze mózgowej wszystkich : ssaków, a nawet z małemi odmianami—

wszystkich kręgowców. Zaznaczywszy ten

j

fakt R. Cajal nie usiłował zbadać dokładniej

ani morfologii ani fizyologicznego znaczenia owych „kolców11.

Później kilku innych autorów potwierdziło spostrzeżenie Cajala co do istnienia kolców na wydłużeniach komórek nerwowych; do owych autorów zaliczają się Schaffer, Edin- ger, Klippel i Azoulay, Andriegen, Monti, Berklay.

Jednakże te pojedyncze głosy uszły uwagi ogółu pracowników, tak, że w dalszym ciągu rysowano wciąż komórki nerwowe o wyrost­

kach gładkich, pozbawionych kolców. Jeżeli zaś kto wspominał nawet o tym pierwiastku, to oględnie i z nieufnością, niektórzy uczeni przypuszczali bowiem, że kolce nie są bynąj- muiej anatomiczną częścią komórki nerwowej,

Fig. 1. Wielka komórka piramidalna kory mózgowej, c—ciała komórki; p, p, p —wyrostki

protoplazmatyczne; o—wyrostek osiowy.

lecz że sąto poprostu strącone kryształki soli metalicznych, używanych do barwienia tej tkanki. Zdanie takie wygłosił między innymi Kolliker, a powaga jego głosu przez długi czas odstręczała od zapoznania się bliższego z tym przedmiotem.

Gdym rozpoczęła poszukiwania nad korą mózgową w Instytucie fizyologicznym w Bru­

kseli, kolce, znajdujące się na jej komórkach, zwróciły na siebie moję uwagę. W literatu­

rze naukowej do 1896 r. znalazłam o tym przedmiocie zaledwo niejasne wzmianki, nie­

kiedy nawet w zupełnej sprzeczności ze sobą będące. Widocznem było, że nikt szczegóło­

wo nie badał tych zakończeń, niektórzy zaś

(13)

W SZECHŚW IAT

205‘

autorowie wzmiankując o nich nadawali im rozmaite nazwy, jako t o : zęby, szron, bu­

ławy i t. p., przeto wynikło stąd mnóstwo nieporozumień, a w literaturze chaos w opi­

sach wyglądu komórek mózgu.

Przedsięwzięłam tedy systematyczne poszu­

kiwania nad owemi „kolcami“, a po kilku la­

tach pracy nad histologią mózgu ugruntowa­

łam morfologią tych zakończeń nerwowych oraz wykryć zdołałam ciekawe zmiany, jakim one podlegają w rozmaitych stanach fizyo- patologicznych

Podaję tu w streszczeniu wyniki mych spo­

strzeżeń, dotyczące morfologii tych ciałek, a ogłoszone szczegółowo w r. 1897 w języku francuskim ').

Zbadawszy pod silnem powiększeniem cien­

kie skrawki kory mózgowej, doszłam do wniosku, że t. zw. „kolce" niewątpliwie sta­

nowią część anatomiczną komórek nerwo­

wych, jak to dawniej utrzymywał R. Cajal.

Fig. 2. Komórka piramidalna myszy. Met.

Golgiego (podług Stefanowskiej). Wszystkie wyrostki protoplazmatyczne najeżone są licz- nemi ciałkami gruszkowatemi; wyrostek osio­

wy o nie posiada ich wcale.

Okrywają one wyłącznie wyrostki protoplaz­

matyczne, a brak ich zupełnie na wyrostku osiowym; cecha zaś ta doskonale posłużyć może do odróżnienia dwojakiego rodzaju wy­

dłużeń komórkowych.

Dalej wyjaśniłam, żo nazwy „kolców“, „zę­

bów"

1

t. p., nadawane niegdyś tym ciałkom, są niewłaściwe; pod silnem powiększeniem widać bowiem wyraźnie, że składają się one

') Appendices terminaux des dendrites ce- rebraux et leurs differents etats physiologi- ques (Travaux de l’Institut Solyay, 1897,1.1), Patrz także drugie wydanie w Archives des Sciences phys. et nat. de Geneye, maj, 1901 r.

z końcowej części owalnej, osadzonej na cien­

kim ogonku, jak to uwidocznia fig. 3.

Wszystkie komórki kory mózgowej są gę­

sto najeżone temi ciałkami, jakgdyby drob- niuchnemi owocami. Ze względu na kształt owych zakończeń komórki mózgowej zapro­

ponowałam nazwać je ciałkami gruszkowate­

mi. Nazwa ta ostatniemi laty znacznie roz­

powszechniła się już w literaturze naukowej (appendices piriformes, birnfórmige Abhang- sel, gruszewidnyje otrostki i t. d.), oraz uwzględniona została w kilku świeżo wyda­

nych dziełach klasycznych, poświęconych sy­

stemowi nerwowemu, jak van Gehuchtena, Bechterewa, Louryego.

Badając szczegółowo morfologią ciałek gruszkowatych u zwierząt zdrowych, dostrze­

głam, że są one rozmaitej długości na jednej i tej samej gałązce protoplazmatycznej, jak to widać z załączonej fig. 3. Niektóre z tych ciałek są drobniuchne, blado zabarwione, za- ledwo widoczne; inne są znacznie dłuższe, a pewna ich ilość kończy się tęgiem zgru­

bieniem.

Nadmienić tu wypada, że owe ciałka uwi­

docznić można kilkoma sposobami baiwienia:

Fig. 3. Wyrostek protoplazmatyczny widzia­

ny pod silnem powiększeniem; ciałka grosz­

kowate są rozmaitej wielkości (podł. Stefa­

nowskiej).

najliczniej i najwyraźniej odcinają się one w razie użycia rozmaitych soli metalicznych, jakiemi posiłkujemy się w metodzie Golgie­

go (szybkie i powolne barwienie), Coxa, Fla- taua. Prócz tego udało mi się zabarwić nie­

wielką ilość tych ciałek błękitem metylowym, a fakt ten wystarcza, aby odeprzeć zarzut tych autorów, którzy twierdzili dawniej, że

„kolce11 są sztucznym wytworem soli meta­

licznych, gdyż nie otrzymywali ich używając błękitu metylowego.

Po zbadaniu kory mózgowej rozmaitych ssaków dorosłych (małpy, psa, myszy, świnki morskiej, królika, nietoperza) stwierdziłam, że wszystkie komórki mózgowe są gęsto obrosłe ciałkami gruszkowatemi, że przeto stanowią one nieodłączną część komórek, stojących najwyżej w herarchii systemu ner­

wowego.

Dla zupełnego atoli ustalenia morfologii ciałek gruszkowatych należało poznać, jakie miejsce przypada im w rozwojowych fazach kory mózgowej. Nasunęła mi się myśl zba­

dania, czy istnieją owe ciałka w mózgu zwie­

(14)

'206

W SZECH ŚW IA T

N r 13 rząt bardzo młodych, u których funkcye

psychiczne nie są jeszcze rozbudzone. Dosko­

nałym materyałem do takich poszukiwań są białe myszy, gdyż w każdej chwili można ich mieć podostatkiem, łatwo przeto dzień za dniem śledzić rozwój ich mózgu, od chwili urodzenia się począwszy.

Przemilczę tu o technicznych trudnościach preparowania tak młodego mózgu, znajdują­

cego się w stanie nawpół ciekłym, mówię zresztą o tem obszerniej w mej pracy do­

świadczalnej, wydanej w 1898 r. w języku francuskim “).

Mysz rodzi się z korą mózgową bardzo mało jeszcze rozwiniętą. U myszy nowona­

rodzonej przedewszystkiem uderza nas nie­

zwykła prostota budowy komórek nerwowych:

większość ich znajduje się jeszcze w pier­

wotnej fazie rozwoju, jak to widzimy na fig. 4.

Drugą charakterystyczną cechą młodych komórek korowych jest zupełny brak ciałek

Fig. 4. Kora mózgowa myszy jednodniowej {podł. Stefanowskiej). Większość komórek piramidalnych znajduje się jeszcze w stanie zarodkowym; wyrostki protoplazmatyczne są mało rozwinięte i brak im zupełnie ciałek groszkowatych. Wyrostki osiowe o, o są bar­

dzo długie i okryte ziarnkami.’

groszkowatych, ich wyrostki protoplazma- tyczne są całkiem nagie, czego nigdy nie dostrzegamy w normalnym mózgu zwierząt dorosłych.

Jednakże rozwój mózgu u zwierząt nowo­

narodzonych idzie nader szybkim krokiem;

komórki rosną, wydłużają się, wypuszczają na wszystkie strony nowe pędy i gałązki z taką szybkością, jak młode roślinki, do których są one podobne ze swych kształtów.

Każdy dzień przynosi wielkie zmiany; obrazy

’) Eyolution des cellules nerveuses cortica- les chez la souris (Annales des Sciences med.

et nat. de Bruxelles, 1898).

wciąż się zmieniają, jak w kalejdoskopie.

A gdy nareszcie komórki doszły już do wła­

ściwych im kształtów i rozmiarów, wtedy dopiero na wszystkich wyrostkach protoplaz- matycznych ukazują się liczne ciałka grosz­

kowate. Są one niejako uwieńczeniem roz­

woju komórek mózgowych, które odtąd obej­

mą czynność regulowania spraw całego or­

ganizmu.

Wskutek tak pośpiesznej pracy ewolucyj­

nej kora mózgowa myszy dziesięciodniowej posiada "ogólny zarys taki, jaki widzimy u zwierzęcia dorosłego.

Tym sposobem po raz pierwszy zostało stwierdzone, że ciałka gruszkowate ukazują się nader późno w cyklu rozwojowym kory mózgowej i że młode komórki nie posiadają wcale tego pierwiastku. A ponieważ, jak to stwierdziłam, głębsze warstwy kory mózgo­

wej dojrzewają wcześniej od jej zwierzchniej warstwy, przeto i ciałka gruszkowate ukazu­

ją się nie jednocześnie w całej korze, lecz stopniowo a zależnie od dojrzałości danej warstwy i danej grupy komórek.

Z drugiej strony pamiętać należy, że nie wszystkie zwierzęta rodzą się w stanie ta­

kiego niedołęstwa jak mysz; przeciwnie, wie­

le z nich od chwili urodzenia się panuje nad ruchami swego ciała. U tych zwierząt oczy­

wiście mózg ukończył główne fazy rozwoju w życiu płodowem, u innych zaś zwierząt przebiega on te fazy w życiu pozapłodowem, jak np. u myszy.

Powyższe wnioski moje dotyczące ewolucyi kory mózgowej zostały w zupełności po­

twierdzone przez dwu autorów; znakomity neurolog Bechterew *) dochodzi do zgodnych ze mną rezultatów w badaniu rozwoju kory mózgowej człowieka, a Suchanoff 2) potwier­

dza moje obserwacye, zbadawszy rozwój mózgu u kilku ssaków i ptaków.

Rzućmy teraz ogólny rzut oka na świeżo zdobyte wiadomości, dotyczące histologii mózgu, oraz zastanówmy się nad ich znacze­

niem dla psycho-fizyologii.

Zjawienie się ciałek gruszkowatych dopiero w chwili, gdy kora mózgowa dobiega swego rozwoju, uważane być po wir no za fakt wiel­

kiej doniosłości ze względu na wnioski psy­

chologiczne, jakie stąd wysnuć można. W i­

dzimy bowiem, że komórka mózgowa nie jest kompletna, dopóki nie posiada tych za­

kończeń; prawdopodobnem jest tedy, że bez nich komórka nie może spełniać właściwych sobie funkcyj.

Dalej nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ciałka gruszkowate, gęsto porastające wszystkie wyrostki protoplazmatyczne, w wy­

sokim stopniu zwiększają powierzchnię ko­

mórki nerwowej i przez to samo znakomicie ułatwiają zetknięcie między neuronami.

Skądinąd zaś wiemy o panującej dziś w nauce teoryi, że komórki nerwowe, to jest

') Neurologisches Centralblatt, 1899 r., str.

770.

-) Revue neurologiąue, 1899 r., str. 659.

Cytaty

Powiązane dokumenty

otrzymywał ustrój dwugłowy, nie posiadający ani części środkowej ciała, ani ogona; re g e ­ nerow ały się natom iast dwa pnie nerw ow e, stykające się z

nych pepsyn wykazują jednakową lepkość zawsze wtedy, kiedy zawierają jednakowy procent ścinającego się

W rozdziale pierwszym autor wymienia poglądy rozmaite autorów różnych, że żydzi przedstawiają rasę czystą, że się dzielą na dwie grupy, a mianowicie, na

m at dziedziczności braków fizyologicz- nych ustroju przekształca się przeto sam przez się naturalną drogą w problemat dziedziczności je g o w ad

rządy czasowe tylko, które zwierzę wytwarza wtedy, kiedy się porusza, wpływają one także bardzo znacznie na kształt samej komórki.. Noszą one nazwę nibynóżek

H eidenhaina obraz pól Oohn- heima, jako też badania nad powstawaniem i wzrostem włókienek dowodzą, że grubość ich jest bardzo zmienna, źe tedy muszą się

syłane przez ciało ogrzane, otrzymujemy widmo, w którem promienie szeregują się w miarę długości swych fal. Część środkową tego widma tworzą promienie

nicę potencyałów w tych punktach nerwu, które dotykają się elektrod. Jeżeli obie elektrody zetkniemy z podłużną powierzch­.. nią nerwu, to otrzymamy również