• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie : rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie : rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

N!> 5 ( 1 0 3 6 ) . W a rsz a w a, dnia 2 lu te g o 1902 r. T o m X X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . W W a r s z a w ie : roczn ie rub. 8 , kw artaln ie rub. 2 . Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 1 0 , półrocznie rub. 5 .

P ren um erow ać m ożna w R ed a kcyi W szech św iata i w e w szy stk ic h księgarniach w kraju i zagranicy.

R ed a k to r W sze ch św ia ta przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godz. 6 do 8 w ie cz. w lokalu redakcyi.

A d re s R e d a k c y i: MARSZAŁKOW SKA N r. 118.

BIOLOGIA

PY ŁK U KWIATOWEGO.

Z ap ło d n ierie u roślin kw iatow ych od­

byw a się, ja k pow szechnie wiadomo, przy pom ocy pyłku, k tó ry w ia tr lub zw ierzęta (najczęściej owady) przenoszą na znam ię słupka. J e s tto ta k zw an y proces zapy­

lania. D ostaw szy się w te n lub inny sposób n a znamię, ziarno pyłkow e k ieł­

kuje, t. j. w y ra sta w bardzo cienką, dłu­

g ą rureczkę czyli łagiew kę, zapom ocą której przez tk an k ę szyjki dostaje się aż do w n ętrza słupka, gdzie m ieszczą się zalążki. D opiero jednak, gdy koniec ro s­

nącej w ciąż dalej łag iew k i pyłkow ej do­

sięgnie przez t. zw. okienko, do znajdu­

jącej się w ew nątrz zalążka kom órki j a ­ jow ej, odbyw a się w łaściw y proces za­

płodnienia. Ten o statn i bowiem polega na tem, że przez otwór, ja k i tw orzy się w ted y n a końcu łagiew ki, zaw arto ść jej (protoplazm a z jądrem ) dostaje się do zalążka, gdzie ostatecznie zlew a się z ko­

m órką jajo w ą.

Od te j chw ili kom órka jajo w a, jak o za­

płodniona, staje się zdolną do dalszego roz­

w oju. O tacza się ona naty ch m iast błoną i zapom ocą w ielokrotnego podziału p rze­

obraża się w u tw ó r wielokom órkowy,

w którym stopniow o zaczynają się róż­

nicow ać o rg an y i tkanki, czyli, innem i słowy, otrzym ujem y zarodek, stanow iący część isto tn ą nasienia każdej rośliny kw iatow ej.

T ak w ięc ostatecznem zadaniem k aż­

dego ziarna pyłkow ego będzie zapłod­

nienie kom órki jajow ej, ukrytej w głębi zalążka. P o w y do stan iu się z pylnika ziarno pyłkow e odbyw a zazw yczaj dość d łu g ą wędrów kę, zanim dostanie się na miejsce sw ego przeznaczenia i to nietyl- ko u roślin, gdzie pręciki i słupki m iesz­

czą się w oddzielnych kw iatkach, lecz i w tych, bardzo zresztą pospolitych przy­

padkach, gdzie znajdujem y w jednym i tym sam ym kw iecie pręciki i słupki jednocześnie. J a k dow odzą liczne ob- serw acye i dośw iadczenia, pyłek rzadko bardzo pow oduje zapłodnienie słupka te ­ go samego kw iatu, a najczęściej pozo­

staje bez żadnego w pływ u n a rozw ój zalążków . N a w et pyłek pochodzący z in ­ n ych kw iatów , ale z tej samej rośliny, okazuje się m niej korzystnym od pyłku przeniesionego z innego osobnika. W ogó- le m ożna powiedzieć, że n a tu ra wszel- kiem i sposobam i unika sam ozapylenia;

zapom ocą najrozm aitszych przystosow ań

sta ra się ona zabezpieczyć przedostanie

się pyłku z jednego k w ia tu n a drugi.

(2)

6 6 WSZECHŚWIAT

N atu raln ie, że w czasie sw ych w ędró­

w ek z iarn a pyłkow e w y staw io n e są n a liczne w p ły w y szkodliw e, k tó re m ogą zniszczyć ich życie lub też osłabić do teg o sto p nia ich żyw otność, że n a w e t dostaw szy się n a znam ię te g o sam ego g atunk u , nie b ęd ą one w sta n ie k iełk o ­ w ać lub po w y k iełk o w an iu dosięgnąć kom órki jajow ej. N ie potrzebujem y p ra ­ w ie dodaw ać, że bardzo w iele ziarn pyłkow ych w cale nie dostaje się na miejsce sw ego przeznaczenia, szczegól­

niej w ty c h razach, kiedy przenoszenie pyłku odbyw a się p rzy pom ocy prądów pow ietrzny ch czyli w iatrów .

Z rozum iałem je s t przeto, że w in te re ­ sie zachow ania g a tu n k u leży, aby jak - najw ięk sza ilość ziarn p yłkow ych m o­

g ła dostać się n a znam iona oraz aby do­

stający się tam pyłek zacho w ał całą sw ą żyw otność, bez czego zapłodnienie m o­

głoby nie n astąp ić. M ożem y w ięc a p rio ­ r i spodziew ać się, że u w szy stk ich roślin znajdziem y cały szereg przystosow ań, k tó ry ch b adanie p rzed staw iać będzie b io ­ lo g ią p y łku k w iato w eg o . N iek tó re z ty ch p rzystosow ań z o sta ły po znane ju ż d aw ­ no, n a inne zw rócono u w a g ę dopiero w o statn ich czasach.

Zanim jed n ak p rzy stąp im y do roz­

p a trz en ia teg o ro d zaju przy sto so w ań nieodrzeczy będzie tu zw rócić u w ag ę czytelnika, że nie zaw sze pyłek, k tó ry roślina produkuje, zdolny je s t do speł­

nienia sw ego zad an ia. Często bowiem rośliny, choć k w itn ą zupełnie norm alnie, w y d ają pyłek n iedokształcony, k tó ry

j

pozbaw iony je s t zdolności kiełkow ania. | N iezrozum iałe to n apo zó r zjaw isko staje się jasnem , skoro zw rócim y uw agę, że rozm aite w p ływ y zew n ętrzn e m o g ą o sła ­ bić lub zniszczyć fizy o lo g iczn ą sp ra w ­ ność o rganó w roślinnych. A zdaje się, że o rg an y płciow e n a jła tw ie j u leg a ją różnym w pływ om szkodliw ym . Dość przypom nieć tu ta j rośliny o k w ia ta c h j

pełnych, pozbaw ionych p ręcików i słup­

ków lub też rośliny, w y d ające owoce pozbaw ione zupełnie nasion lub z nasio- ) nam i nie kiełkująceini. A ile to ro ślin nie k w itn ie w cale lub b ardzo rzadko, a m noży się w y łączn ie d ro g ą w e g e tac y j- j

! ną! W ostatnim przypadku m nożenie się drog ą bezpłciow ą okazuje się w idocznie skuteczniejszem dla zachow ania g atun ku , lub też w pew nych w arunk ach je d y ­ nie m ożliwem. Co zaś dotyczę roślin 0 k w ia ta c h zupełnie norm alnych lecz w cale nasion nie w ydających, to p rzy­

czyna teg o zjaw iska może leżeć zarów no w niedokształceniu zalążków ja k i ziarn pyłkow ych. Często bardzo obie przyczy­

n y zresztą zbiegają się równocześnie.

Z atrzym am y się tu ta j jedynie nad przy­

padkam i, w któ ry ch niepłodność rośliny zo stała spow odow ana przez niedokszt-ał- cenie ziaren pyłkow ych. Tego rodzaju ziarn a często nie różnią się od norm al­

nych, nie kiełk ują jednak przeniesione n a znam iona słupków . D o czynników znoszących zdolność kiełkow ania u ziarn pyłkow ych m iędzy innem i należą na- I s tę p u ją c e : 1 ) zły, nieodpow iedni grunt,

2) zb y t niska tem p eratu ra i 3) n ied o sta­

teczne ośw ietlenie.

W iadom o powszechnie, że w iele roślin posadzonych n a nieodpow iednim gruncie może k w itn ąć obficie lecz w ydać nie­

wiele owoców. Skutkiem n ied ostatecz­

nego odżyw iania się rośliny, niedokształ- cają się w te d y zarów no zalążki ja k 1 ziarna pyłkow e. N a suchym, chudym gruncie wiele g a tu n k ó w jeży n *) w y tw a ­ rza form y k arło w ate w ydające same płonne k w iaty . To samo w idzim y u św ierków i tui, któ re po przesadze­

niu, choć kw itną, nie w y d ają w cale owoców.

W p ływ niskiej tem p eratu ry u w y d a tn ia się najw yraźniej na pyłk u pochodzącym z pod różnych szerokości geograficznych.

G atu n k i z rodzaju N ico tian a i Lobelia w y d ają np. w Je n ie pyłek bardzo dobrze k iełkujący w sztucznych pożyw kach, a n a w e t w wodzie, tym czasem pyłek z ty c h sam ych roślin, w yhodow anych w ogrodzie botanicznym w L und (Szwe- cya), okazał się kiełkującym bardzo słabo. U Im patiens paryiflora letn i pyłek kiełkuje doskonale w roztw orze

') K arło w ata form a np. R ubus exilis L ange je s t w łaściw ie odm ianą R. R adula W eihe, w y­

tw orzoną przez złe w aru n k i egzystencyi.

(3)

N r 5 WSZECHŚWIAT 67

cukru, jesien ny zaś w zięty np. w p aź­

dzierniku, b yw a zupełnie zdolności k ieł­

k ow ania pozbaw iony, choć sama roślina k w itn ie w tej porze bardzo obficie.

Co dotyczę w końcu w pływ u św iatła na w y kształcenie pyłku i w ogóle o rg a ­ nów płciow ych, to dośw iadczenia Sachsa i Y ó chting a w y k azały nam , że niezbęd- nem je s t tu ta j pew ne m inimum ośw ietle­

nia, poniżej któreg o roślina w ydaje jedynie pączk i kw iatow e. N iekiedy k w ia­

ty norm alnie o tw a rte zm ieniają się wobec niedostatecznego ośw ietlenia n a zam knię­

te czyli klejstogam iczne. Odpowiednie spostrzeżenia, dotyczące w pływ u braku św iatła n a rozw ój zalążków i ziarn pyłkow ych zaw dzięczam y Am elungowi, k tó ry hodow ał dynię (Cucurbita maxima) w ten sposób, że ty lk o pędy kw iato- nośne p ozostaw ały w ciemności, organy zaś w egetacy jn e k orzystały z norm alne­

go ośw ietlenia. Otóż okazało się, że zupełny b rak św iatła nie w pły w a w cale ani n a barw ę, ani na rozw ój części k w iatow ych (korona, pręciki, słupki), zato zalążki i ziarn a pyłkow e w ykazy­

w a ły silne uw stecznienie. Te ostatnie tra c iły zupełnie zdolność kiełkow ania, n a w e t po przeniesieniu ich n a blizny słupkow e osobników w egetu jący ch w zu­

pełnie norm alnych w arunkach.

B ardzo często daje się obserwować, że różne ja sk ry (R anunculus polycarpus, polyanthem us), jeżeli ro sn ą w cieniu, roz­

w ijają piękne liś c ie ,. a n a w e t i k w itn ą obficie, lecz nie w y d ają nasion. I w ty ch razach, ja k w skazuje m ikroskop, przy ­ czyną niepłodności byw a stale niedo- kształcenie p y łk u kw iatow ego.

P ew n e osłabienie organów płciow ych w y kazu ją i rośliny upraw ne. P rzy czyn y byw ają rozm aite. N ależy tu nasam przód hy brydacya czyli krzyżow anie się odmian i gatunków , k tó ra odbyw a się nietylko m iędzy hodow anem i roślinam i sam a przez się n a szeroką skalę, lecz przez człow ieka często um yślnie stosow ana by w a dla w ytw orzenia now ych odmian.

W następnym rzędzie spotykam y dzia­

łanie doboru sztucznego, przez którego stosow anie dążym y ty lk o do w y tw o ­ rzenia w roślinie cech pod jakim bądź

w zględem dla nas korzystnych. Specyal- ne w arunki, w któ ry ch w z ra sta ją rośli­

ny upraw ne, nie pozostają rów nież bez w pływ u n a organizacyą roślinną, a w nie­

któ rych przypadkach znacznie osłabiają fizyologiczną spraw ność w szystkich ich organów . Stosuje się to przew ażnie do różnych g a tu n k ó w podzw rotnikow ych, które przeniesione do naszych cieplarń, pędzą często ty lko bardzo nędzny żyw ot z pow odu b rak u miejsca, niedostateczne­

go ośw ietlenia i tem peratury. W pływ cieplarń,'’ ow ych szpitali roślinnych, ja k je nazyw a Goebel, u jaw n ia się przede- w szystkiem w upośledzeniu organów płciow ych roślin cieplarnianych. Nie w yd ają one bowiem bardzo często zu­

pełnie nasion, choć k w itn ą bardzo obfi­

cie. Przypuśćm y jednak, że roślina pro­

dukuje, ja k się to zdarza rzeczyw iście w większości przypadków , zupełnie zdro­

w y i w ykształcony pyłek i że pyłek ten m a możność dostania się na znam ię żeń­

skie, to i w tedy jeszcze szanse zapylenia będą zbyt małe, jeżeli ziarna pyłkow e nie będą zabezpieczone od różnych szkod­

liw ych w pływ ów .

Do tak ich zaś p rzy trafiający ch się b a r­

dzo często czynników szkodliw ych nale­

ży, między innemi, zamoczenie pyłku przez wodę deszczową. Liczne obserwa- cye ogrodników i rolników stw ierdzają, że długo trw ałe deszcze w czasie k w it­

nięcia np. zboża p o ciągają za sobą stale nieurodzaj. N ależy w ięc przypuszczać, że dżdżysta pogoda w ogóle nie pozw ala procesow i zapy lania dojść do skutku. Z a ­ pylenie jed n ak może się nie odbyć z w ie­

lu przyczyn. N asam przód przeniesienie pyłku na znam ię staje się w ów czas nie- m ożliwem np. u w szystkich entomofilów, t. j. u roślin zapylanych przez owady;

| te o statnie bowiem nie la ta ją w czasie deszczów. N astępnie zaś same ziarnka pyłkow e m ogą tracić żyw otność po z a ­ m oczeniu w odą. Bardzo w ielkie znacze-

| nie tego o statniego czynnika stw ierdził B eneg t Lidforss ‘) zapom ocą szeregu do-

!) B. L idforss: B eitrag e zur B iologie des Pollens. Ja h rb iich er f. w issenschaftliche B o­

tanik, tom 38.

(4)

6 8 WSZECHŚWIAT N r 5 św iadczeń, dokonanych n a roślinach je d ­

no i dw uliściennych, zaró w n o ento ja k ja k i anem ofilów . S tw ierd ził on przede- w szystkiem , że w o d a za w iera ją c a sole m ineralne, choćby w m inim alnej ilości (np. 0,01°/o soli Ca lub K) z ab ija bardzo szybko z iarn a py łko w e w szy stk ich roś­

lin. D otyczę to w ody studziennej i w o ­ dociągow ej, w któ rej znajdujem y zaw sze m niejsze lub w iększe ilości składników m ineralnych. P o n ie w a ż jed n a k w n a tu ­ rze pyłek w y sta w io n y je s t n a działanie jedynie w ody deszczow ej i rosy, a w ięc w ody nie zaw ierającej w ro ztw o rze soli m ineralnych, lecz tylko, co najw yżej, śla ­ dy połączeń azo tow ych (kw as azotow y i azotaw y, am oniak), p rzeto jed y n ie b a ­ dan ia nad zachow aniem się pyłku wobec w ody destylow anej m o g ą m ieć w d a­

nym przy padk u znaczenie rozstrzy g ające.

Otóż, zbadaw szy w p ły w w o dy d estylo­

w anej n a żyw otność pyłku, L idforss do­

szedł do przekonania, że istn ie ją pod tym w zględem dw ie zasadnicze k a te g o ry e roślin. Je d n e z n ich p o siad ają pyłek zupełnie n iew ra ż liw y n a d ziałan ie w ody destylow anej, u in n y ch zaś p y łek ginie n a ty c h m ia st po zam oczeniu. Z ia rn a p y ł­

kow e ro ślin pierw szej k a te g o ry i zacho­

w u ją przez czas dłuższy sw ą żyw otność, niekiedy dłużej niż przez 2 0 godzin, a n a w e t obficie kiełk ują. D la roślin te ­ go ty p u oczyw iście p og o d a dżdżysta żadnego nie po siad a w p ły w u ujem nego, o ile, rozum ie się, nie sprzeciw ia się przeniesieniu p y łk u z k w ia tu n a k w iat, bądźto przez ow ady, bądź przez w ia tr.

Z upełnie inaczej zachow uje się py łek roślin dru giej k a te g o ry i, jeż e li go um ie­

ścim y w w odzie d estylow anej. W skutek zw iększenia tu rg o ru , ja k ie n astęp u je w ziarn ach p y łko w y ch te g o typu, po przeniesieniu ich do w ody, p ęk ają one gw ałtow n ie, przyczem w y p e łn ia jąc a je proto plazm a w y lew a się nazew n ątrz.

N iekiedy je d n a k z ia rn a p y łko w e zo sta ją nieuszkodzone, lecz zupełnie tra c ą zdol­

ność kiełkow ania. D la roślin ta k ic h d łu ­ g o trw ałe deszcze w czasie zap y lenia oczyw iście w y łą c z a ją w szelk ą m ożność zapylenia. Sam o przez się n a su w a się przypuszczenie, że g a tu n k i o p y łk u ta k

l w ysoce w rażliw ym n a działanie w ody w inny posiadać przystosow ania, nie do­

puszczające zam oczenia ziarn p yłk o­

w ych w czasie deszczu. I w rzeczy samej teg o rodzaju rośliny w y różn iają się stale pręcikam i ukrytem i głęboko w ru rk o w a­

tej lub lejkow atej koronie. O dw rotnie ju ż a p rio ri przypuścić można, że pyłek zupełnie niew rażliw y n a opady atm osfe­

ryczne znajdziem y jedynie u gatu nk ów 0 k w iatach z w ystającem i nazew n ątrz pręcikam i. Co też bezpośrednie ob- serw acye stw ierd zają w zupełności.

P y łe k niew rażliw y lub bardzo m ało w rażliw y n a zam oczenie znajdujem y, w edług badań B. Lidforssa, zarów no u roślin o w ybitnie zróżnicow anych okryw ach k w iatow ych na kielich i ko­

ronę (rodziny: goryczkow atych, pierw iosn- kow atych, różow atych, m igdałow atych), ja k i w śród roślin o k w ia ta c h z jednym ty lk o o kw iatem lub bez żadnych okryw k w iatow ych (kom osowate, ainarantow ate, pokrzyw ow ate, m iseczkow ate, w ierzby 1 t. d.). W obu przypadkach jed n a k p rę­

ciki w raz z pylnikam i w y sta ją swobod­

nie w ystaw ion e na zam oczenie w czasie deszczu, a n a w e t rosy.

(DNI

J ó ze f Trzebiński.

ANALIZA WIDMOWA GWIAZD STAŁYCH.

(Ciąg dalszy).

P rzechodzim y teraz do rozpoznaw ania widm ty p u II.

W idm a g ru p y I l a posiadają tę cechę charakterystyczną, że w idzim y w nich znaczną ilość inten sy w ny ch i w yraźnie zarysow anych linij m etali; najintensy- w niejszem i jed n a k pozostają zaw sze linie w odoru, jak k o lw ie k c h a ra k te r ich ogólny nie w yróżnia się ju ż z b y t znacznie wśród innych, ja k to w idzieliśm y w w idm ach ty p u pierw szego.

W idm o Procy on a, ja k to ju ż pow ie­

dziano w yżej, leży n a g ran icy przejścio­

w ej od g ru p y l a do I la , tak , że, w ła ­

(5)

N r 5 WSZECHŚWIAT 69 ściwie m ówiąc, trudno n a w e t orzec, do

której z nich należy je zaliczyć.

G w iazdę a W oźnicy (C apella—Koza) uw ażam y zw ykle za p ro to ty p gw iazd g ru p y I la , czyli g w iazd żółtych. W id­

mo naszego słońca rów uież należy do tej grupy. W idm o a W oźnicy do n a j­

drobniejszych niem al szczegółów iden­

tycznie się zgadza z widm em słonecz- nem. D o strz e g ł to już w ro ku 1863 H uggins, jak k o lw iek w ów czas udało mu się udow odnić identyczność dw udziestu tylko linij, a m iędzy innem i lin ii sodu.

Do podobnego w niosku dochodzim y rów ­ nież, b a d ając w idm a innych gw iazd żół­

tych, ta k ic h naprzykład, ja k [3 B liź­

n ią t lub a W olarza. W roku 1880 H u g ­ gins fo to g ra fo w ał widm o a W oźnicy i przekonał się, że pom iędzy liniam i T a S (część u ltrafioletow a) widm o to je s t ta k dalece podobne do słonecznego, że na foto g rafii literaln ie niem a sposobu odróżnić jedno od drugiego n aw et dro­

g ą najściślejszych pom iarów. Niem niej znaczne podobieństw o do w idm a słonecz­

nego w idzim y tak że w widm ach [3 Ge- minorum, a B ootis, a A rietis i innych.

Okoliczność t a dowodzi bezw arunkow o istn ienia znacznych analogij w ustroju fizycznym gw iazd żółtych i naszego słońca.

Dość łatw o daje się zbadać stopniow e przejście od g w iazd g ru p y I l a do g ru p y IH a . Możemy w tym celu w skazać sze­

re g n a stę p u jąc y : a W oźnicy, a W olarza, a Byka, y Ł abędzia i a Oryona. W m ia­

rę teg o stopniow ego przejścia św iatło gw iazd nabiera coraz w yraźniejszego za­

barw ienia czerw onaw ego.

N adzw yczaj ciekaw e są w idm a g ru p y Ilb , w idzim y w nich bow iem połączenie trzech n a ra z w idm —ciągłego, pochłonię­

teg o i em isyjnego. Do tej k ateg o ry i należą przew ażnie ta k zw ane gw iazdy nowe, czyli takie, k tó re naraz zjaw iają się na firm am encie, błyszczą czas jak iś nader św ietnie i następnie albo gasną zupełnie, albo też s ta ją się m alutkiem i gw iazdkam i teleskopow em i. Otóż tak ie widm o posiadała, naprzykład, „no w a“, dostrzeżona w roku 1876 w gw iazdo­

zbiorze Ł abędzia (Nova Cygni), now a

z r. 1866, k tó ra się n araz zjaw iła w K o ­ ronie północnej (Nova Coronae) i inne.

Oprócz gw iazd now ych znam y d otych­

czas bardzo niew iele ciał niebieskich, posiadających podobne widm a. N ależą one przew ażnie do gw iazd niższych wielkości, a w ięc badania spektrosko- piczne byw ają tu niezm iernie u trudn io­

ne. W roku 1867 W olff i R ay e odna­

leźli trzy tak ie gw iazdki w Łabędziu, dwie zaś odkrył P ick erin g w roku 1881.

Do tej samej k a te g o ry i należy także widmo znanej skądinąd i nadzw yczaj ciekawej gw iazdy tj A rgusa.

Chcąc sobie w ytłum aczyć jednoczesne istnienie trzech naraz w id m —ciągłego, pochłoniętego i g azo w ego —m usim y zro­

bić to samo przypuszczenie, do jak iego uciekaliśm y się już, bad ając w idm a grn- py Ic (widma ciągłe ze św ietlnem i linia­

m i helu i wodoru). Przypuszczam y więc, że gw iazdy, posiadające tak ie widma, otacza nader w ysoka w arstw a atm osfe­

ry, złożonej z nieznanych nam gazów.

Te części atm osfery, k tó re dla naszego oka leżą poza obrębem globu, d a ją w id­

mo emisyjne, gazowe, ta zaś jej część, k tó ra pokryw a glob, pow oduje widmo pochłonięte z czarnem i sm ugam i n a tle w idm a ciągłego, pochodzącego od w e­

w nętrznej św ietlnej b ry ły gw iazdy.

Gwiazdy, posiadające widmo g rupy I l i a , odznaczają się zaw sze w yraźnie czerwonem zabarw ieniem św iatła. Z a­

barw ienie to przechodzi stopniow o od czerw onaw o-żółtego przez pom arańczo­

w y aż do żółto-czerw onego i k arm azy­

now ego. Z naczna ilość gw iazd zm ien­

nych o dłuższym peryodzie zmienności posiada tak ie w łasne zabarw ienie i ta ­ kie widmo. Czerw onaw e to św iatło d a­

je się bardzo łatw o w ytłum aczyć drogą badań w idm ow ych. Ilość i intensyw ność czarnych linij pochłonięcia w z ra sta tu znacznie w kierunku części w idm a b a r­

dziej załam anej (fioletowej) i w zrasta przytem ta k szybko, że ju ż n a linii G widmo częstokroć zanika zupełnie. A w ięc św iatło tak ic h gw iazd składa się niem al w yłącznie z prom ieni czerw onych (naj­

intensyw niejszych), żółtych i zielonych

(słabszych).

(6)

70 WSZECHŚWIAT N r 5 G łów ne linie pochłonięcia w w idm ach,

należących do g ru p y I l i a , z g a d za ją się przew ażnie z liniam i w idm a słonecznego;

podobieństw o to nie je s t jedn ak że zupeł- nem, a m ianow icie d o strzeg am y tu czę­

stokroć dość znaczne różnice w sto su n ­ kow ej w y razisto ści linij. Słabe linie w id m a słonecznego w w idm ach tej g ru ­

py w y stę p u ją zw y k le n ad er intensyw nie;

i odw rotnie, linie, w y raźn e w widm ie słonecznem , tu b y w a ją bardzo słabe.

N adto dostrzeg am y pew ne linie zupełnie nieznane.

M ówiąc w ogóle, linie pochłonięcia w w idm ach g w iazd ty p u trzecieg o by­

w a ją stosunkow o szersze i silniejsze, aniżeli w w idm ie słońca, a w obec teg o i skutkiem znacznej ich ilości g ru p y od­

dzielne zlew ają się ze sobą, tw o rzą c tu i owdzie szerokie zan ik ające sm ugi. Sm u­

g i te trz y m ają się zw ykle z jed n ej stro ny odgraniczone w y ra ź n ie od sąsiednich części św ietlnych, z drugiej zaś stro ny zan ik a ją stopniow o, ro z p ły w a ją się. T a ­ k i c h a ra k te ry sty c z n y u k ład w idm ty p u trzeciego dow odzi, że atm osfera odpo­

w iednich gw iazd posiada tem p eratu rę 0 t y k niską, że pew ne po łączenia che­

m iczne m o gą ju ż w niej p o w staw ać 1 trw a ć dość długo. S ta n zupełnej dy- socyacyi, ja k i w idzim y n a pow ierzchni g w iazd ty p u I i II, pow oli ustaje. Sąto w ięc ciała niebieskie, k tó re przechodzą obecnie przez najpóźniejsze stad y u m ro z­

w oju kosm icznego, po któ rem n astęp u je zupełny zan ik św ietności. T em p eratu ra ich m usi być ró w nież zn acznie niższą,

N ajpięk n iejszą g w ia z d ą ty p u I l i a je s t b ezw ątp ienia a O ryona (Beteigeuze), k tó ­ r a stanow i, w łaściw ie m ów iąc, przejście do g ru p y I la . B ardziej typ o w em byłoby tu w idm o a H erkulesa, ale niestety, dla b adań teg o rod zaju św iatło je j je s t zb y t słabe. Szerokie sm ugi pochłonięcia z a ­ n ik ają w k ierunku ku g ran ic y czerw onej i na całej p rzestrzen i w idzim y ich z a ­ ledw ie sześć.

W zm iankow aliśm y ju ż w yżej, że w id ­ mo słoneczne i w idm o a O ryona posia­

d a ją niezm iernie w iele podobieństw a.

R óżnica p o leg a je d n a k n a tem , że linie dochłonięcia w w idm ie a O ryona są

znacznie szersze i zanikające, a skutkiem teg o zlew ają się częstokroć ze sobą, w w idm ie zaś słonecznem w y stęp ują one w yraźnie. W w idm ie pier wszem w idzi­

m y szerokie sm ugi j tam , gdzie w dru- giem 'dają się dostrzegać szeregi linij.

L inie położone osobno w w idm ie a O ryo­

n a posiadają rów nież c h a ra k te r znacz­

nie odmienny, aniżeli w w idm ie słońca.

W reszcie w w idm ie tem w idzim y pew ne linie nader intensyw ne tam , gdzie w w id­

m ie słońca są one ledw ie dostrze­

żone.

W idmo, o którem mówimy, posiada in n ą jeszcze szczególniejszą cechę, a m ia­

now icie : przy pew nych najsilniejszych liniach pochłonięcia dostrzegam y z tej lub owej strony nadzw yczaj słabe linie dodatkow e. W reszcie nadm ienić należy, że w w idm ie tem, rów nie ja k i we w szystkich w idm ach g w iazd ty p u Ii-g o , najobfitsze są linie żelaza i stan o w ią p raw ie połow ę ilości ogólnej.

Otóż w w idm ach gw iazd, należących do g ru p y I l i a , linie pochłonięcia byw ają z jednej stro n y odgraniczone w yraźnie, z drugiej zaś rozp ły w ają się i zanik ają stopniow o. N ie w iem y jednak dokładnie, czy zjaw isko to zależy isto tn ie od sto p ­ niow ego zaniku intensyw ności pochło­

nięcia i czem ta k i zanik dałby się w ytłum aczyć, czy też je s tto tylk o złudzenie optyczne, zależne od sto sun ­ kow ej odległości linij, stanow iących sm ugę. Z lew ając się w jedno, m ogą one stanow ić sm ugę ciem ną—bardziej zaś oddalone zan ik a ją stopniow o. Jeżeli jed n a k sąto linie odrębne, to m uszą być one ugrupow an e n ad er blizko jed n a obok drugiej, poniew aż pom im o n ajsil­

niejszego n a w e t rozszczepienia nie d ają się one do strzegać zosobna.

R zeczą je s t nader ciekaw ą, że zupeł­

nie analogiczne szerokie i zan ik ające z jednej stro n y sm ugi otrzym yw ał Yogel, b ad ając w idm o plam słonecznych. B a r­

dzo być może, że oba te zjaw isk a zależą rów nież od przyczyn an alo g icz­

nych; a jeżeli ta k je s t isto tnie, to

gw iazdy, należące do g ru p y I l i a , stano ­

w ią praw dopodobnie dalsze stadyum

w procesie rozw oju gw iazd g ru p y po-

(7)

N r 5 WSZECHŚWIAT 71 przedniej (Ila). P o w ierzchnia ich m usi

j

pozostaw ać obecnie w tak im stanie, w ja k im p o zo stają części pow ierzchni słońca, po k ry te plam am i. B ardzo być może. że d lateg o w łaśnie do tej k ate- | g o ry i n ależą w szystkie niem al gw iazdy i zm ienne o dłu g ich i niepraw idłow ych okresach zm ienności. N ajpraw dopodob- I niej znaczną część ich pow ierzchni po­

k ry w a ją plam y, u grupow ane niepraw id­

łow o i nierów nolicznie, a ilość ich w zrasta, lub zm niejsza się w pew nych okresach czasu, pow odując w te n sposób peryodyczną zmienność blasku. Przyczyn tej peryodyczności, rów nie ja k i przyczyn, któ re pow odują 1 1 -letni okres w zm aga­

nia się plam na słońcu, nie znam y zupełnie. W każdym jed n ak razie zja­

wisko zmienności w ytłum aczyć się nie daje na zasadzie sam ego tylko ruchu w irow ego gw iazdy.

W id m o , s ta n o w ią c e g r u p ę I l l b , d o ­ s trz e ż o n o ty lk o d la g w ia z d n a d e r sła b y c h , p o n iż e j 5-ej w ie lk o ś c i. C h a r a k te r y s ty c z ­ n e lin ie t y c h w id m , z a n ik a ją c e od s tr o n y f io le to w e j, z n a m io n u ją p ra w d o p o d o b n ie is tn ie n ie w ic h a tm o s fe rz e p e w n y c h z w ią z k ó w w ę g lo w o d o ro w y c h . A w ię c w d a n y m r a z ie n ie ty lk o d o m y ś la m y się m o ż liw o ś c i p o łą c z e ń c h e m ic z n y c h , a le n a d to m o ż e m y n a w e t d o k ła d n ie o k re ślić ic h n a tu r ę .

N ie uleg a najm niejszej w ątpliw ości, że w idm a g ru py I l l b zaw ierają w sobie linie m etali, podobne do tych, jak ie w i­

dzim y w grupie I li a , jednakże, wobec m ałej w y razisto ści tak ic h widm, linij w yraźny ch dostrzegam y zaledw ie parę, cechę zaś ch arak tery sty czn ą stan ow ią tu w zm iankow ane wyżej szerokie sm ugi po­

chłonięcia. Otóż skutkiem znacznej sze­

rokości ty c h sm ug ciem nych widm o ciągłe dzieli się n a części o ty le w ąskie, że przy bierają one w yg ląd do złudzenia przypom inający św ietlne linie w idm a g a ­ zow ego i m ogą doprow adzić niedośw iad­

czonego b adacza do w niosków zasadni­

czo błędnych. P rz y długości fali 430 to je s t p raw ie u linii Gr, widm o odrazu zan ika i zan ik ten je s t tu nierów nie w y ­ raźniejszym , aniżeli w w idm ach g ru ­ py I l i a .

Yogel w następujący sposób ch arakte­

ry zu je' cechy widm teg o rodzaju:

1) W widm ach, należących do g rupy I llb , smugi ciemne posiadają niezm iennie jedno i to same położenie, a tylk o inten ­ sywność ich byw a ró żn a dla gw iazd różnych.

2 ) Sm ugi te zależą od pochłonięcia prom ieni w w arstw ach w ęglow odoru, z którego przew ażnie składa się atm o­

sfera tych gw iazd.

3) W idm a te posiadają jednę tylko zupełnie w y raźn ą ciem ną linię, odpow ia­

dającą długości fali 576 [ j .[ a .. J a k ie ciało powoduje tę lin ią—nie wiemy.

4) W w idm ach należących do tej g ru ­ py dają się w praw dzie dostrzegać pewne linie m etali, ale są one nadzw yczaj słabe;

najw yraźniejszą byw a linia sodu.

Szczegółowa badanie widm powyższej

| g rap y przekonyw a nas ostatecznie, że na odpowiednich gw iazdach w odór i w ęgiel w eszły ju ż w związek, znany i u nas n a ziemi pod nazw ą acetylenu. J e stto I w łaśnie węglow odór, k tó ry tw orzy się i może istnieć w nader w ysokich tem pe­

ratu rach w naszych pracow niach nauko­

wych.

T aką je s t w zarysach ogólnych klasy- fikacya widm gw iazdow ych, k tó rą poda­

je Yogel. Otóż do dni obecnych nie

j

poznaliśm y jeszcze ani jednego takiego widm a, któreby się nie dało umieścić j w tej lub owej z g ru p powyższych.

[ Częstokroć w praw dzie w ykazyw ano w id­

m a jakoby nienorm alne; w krótce jednak, po zbadaniu dokładniejszem i dla nich znalazło się zawsze odpowiednie miejsce.

N aprzykład, niektóre widm a, zbadane j przez P ickering a, nie zgadzały się na-

| razie z układem Yogla; okazało się jed n ak w krótce, że by ły to w łaściw ie widm a m gław ic planetarnych, a nie g w iazd stały ch (m gław icam i p lan etam e- mi zowiem y bardzo niew ielkie, a jed nak o ty le św ietne m gław ice, że z w yglądu pow ierzchow nego łatw o je w ziąć za gw iazdy stałe niższych w ielk o ści1. Z da­

rzało się rów nież czasami, że widmo

pewnej gw iazdy czei’w onej w ydaw ało

się zupełnie ciągłem bez żadnych sm ug

, i zanikało w kolorze błękitnym . W ła-

(8)

72 WSZECHŚWIAT N r 5 ściw ie je d n a k b y ły to ty lk o w idm a

przejściow e, od g ru p y I l a do I l i a lub

mb, ty lk o że w obec zb y t m ałej św ie t­

ności danej g w iazd y m etaliczne linie pochłonięcia, albo n a w e t słabe smugi, spow odow ane pi-zez zw iązk i chemiczne, nie daw ały się dostrzedz w y raźnie na m glistem tle ogólnem . Czasam i także w idyw ano jak o b y linie św ietlne w w id­

m ach ta k ic h gw iazd, k tó re w ed łu g teo ry i Y o gla po siadać ich nie pow inny.

Do tak ic h w y ją tk ó w n ależą m ianow icie w idm a R L eonis i R H y drae, w któ ry ch dostrzeżono św ietlne linie w odoru, a ta k ­ że 7 Cygni, w k tó re j w idm ie ujrzano św ietlną lin ią helu (D3), jak k o lw iek są ­ to gw iazdy, k tó re oddaw na ju ż w yszły z pierw otnego stad yu m rozw oju.

Otóż n ad er pouczającem w danej k w esty i je s t w idm o R Cygni. D uner b adał je ra z y kilka, zaliczając stale do g ru p y m a i nie d o strz e g ał w niem żadnych objaw ów szczególniejszych. Aż n araz dnia 13 sierp n ia roku 1 8 8 8 E spin u jrz a ł w niem n a d e r in te n sy w n ą św ietln ą lin ią F. Z jaw isko pow yższe stw ierd ził następnie Copeland. Z a g a d k a w k ró tce się w yjaśn iła. R C ygni je s tto g w iazda zm ienna i uk azan ie się w je j w idm ie św ietlnej linii F odpow iadało w łaśnie chw ili m axim um je j blasku, a w raz z zanikiem św ietlności z g a sła też i ow a linia. A w ięc bardzo być może, że i linie św ietlne, d o strzeg an e w w idm ach R Leonis, R H y d ra e i x C ygni, k tó re są rów nież g w iazdam i zm iennem i, były to tak że zjaw isk a przem ijające, zależne od jednorazow ego w yb u ch u rozżarzonych do nad er w ysokiej te m p e ra tu ry gazów , k tó re chw ilow o spow odow ały w idm o emisyjne.

Paweł Trzciński.

PIELĘG N O W A N IE POTOMSTWA U RYB.

(Według C A R U SA ST E R N A ).

(Dokończenie).

Do najbardziej uzdolnionych b udow ni­

czych gniazd n ależy nasz c ie m ik czyli I

k a t (G astrosteus aculeatus). I tu ta j za­

rów no urządzeniem gniazda, ja k i pie­

lęgnow aniem potom stw a zajm uje się w yłącznie samiec.

W okresie godow ym p rzybiera on nadzw yczaj piękne b a r w y : karm inow ą n a bokach, piersiach i brzuchu, zieloną na grzbiecie, i naty ch m iast zabiera się do pracy. Przedew szystkiem w yszukuje odpow iednie m iejsce z dnem piaszczy- stem lub żw irow atem w w odzie płytkiej, ale bieżącej, ja ja bowiem potrzeb u ją koniecznie do rozw oju świeżej wody.

G niazdo um ieszcza w dołku, w yw ierco­

nym w ziem i albo też m iędzy gęsto zarośniętem i roślinam i wodnem i. N a m a - te ry a ł uży w a ło d y g oraz korzonków roślin podw odnych, k tóre znosi w u p a ­ trzone miejsce, sortu je je starannie, od­

rzu cając zbyt lekkie, i potem dopiero zabiera się do samej budowy. Zebraw szy m ate ry a ł u k ład a rów no, spaja piaskiem , m ułem a także w łasn ą k leistą w ydzie­

liną, tw a rd n ie ją c ą w wodzie, w y gład za i przyciska budow lę brzuchem; zbyteczne drobne cząsteczki oddziela, m achając płetw am i tak , żeby je w oda sam a po­

rw ała. N ajpierw zak ład a podstaw ę"gniaz- da, następnie robi boki, a potem dach, zostaw iając niew ielki o tw ór z jednej strony. G niazdo m a k s z ta łt podłużnie

| okrągław y, a w ielkość rozm aitą, średnio m niej w ięcej, ja k pięść (sam ciernik ma 7—9 cm długości). G rom adzenie m ate- ry a łu zajm uje m u 4 godziny, ostateczne zaś w ykończenie k ilk a dni. P rz ez cały te n czas ciernik je s t ogrom nie pobudzo­

n y i odpędza w szelkie stw orzenia, jak ie się doń zbliżają, zarów no inne cierniki, ja k n a w e t ow ady wodne.

G dy gniazdo je s t ju ż gotow e, samiec w yrusza n a poszukiw anie sam icy i sta ra się j ą przynęcić do gniazda, pły w ając naokoło niej w e w szystkich kierunkach i trą c a ją c j ą pieszczotliw ie pyskiem- Czasami, g dy sam ica okazuje się zbyt oporna, popycha j ą kolcem albo p łe tw a ­ mi. Sam ica w p ływ a do gniazda, składa ta m 2 —3 jaj, p rzebija sobie otw ór w przeciw nej ścianie i opuszcza gniazdo.

O dtąd m a ono 2 o tw o ry (fig. 2 ). Samiec

w chodzi do gniazda w czasie pobytu

(9)

N r 5 WSZECHŚWIAT 73 sam icy albo bezpośrednio potem i za-

pład n ia jaja . N astępnie udaje się na poszukiw anie drugiej a potem trzeciej sam icy i t. d., aż dopóki w gnieździe nie zbierze się dostateczna ilość jaj.

O dtąd zaczyna się dlań ciężka praca dozorow ania jaje k przez cały miesiąc.

M usi zw łaszcza staran n ie strzedz ich przed sam icam i, k tó re są bardzo łakom e n a w ła sn ą ikrę, zarów no, ja k i na małe.

O prócz teg o n a p ra w ia on starannie w szelkie uszkodzenia w gnieździe. Gdy m ałe w y lę g n ą się, sam iec podw aja s ta ­ ra n ia i p iln o ś ć : m usi on w ów czas nie- ty lk o uw ażać n a zbliżanie się drapież­

n ych stw orzeń, ale ta k ż e daw ać bacze-

Morskie g atu nk i cierników u rządzają rów nież gniazda m niej więcej w tak i sam sposób, ja k nasz słodkow odny, z tą tylko różnicą, że uży w ają do budow y praw ie w yłącznie w odorostów , g d y nasz bierze i inne rośliny. Podobne gniazda znajdujem y u niektórych m orskich ryb z rodziny’ babko w atych (Gobiidae) oraz u pokrew nych im Blenniidae. I tu ta j także budow ą gniazda oraz dozoro­

w aniem jaj i m łodych zajm uje się sa­

miec.

W oceanie A tlantyckim m iędzy zw ro t­

nikam i m ieszka m aleńka ( 1 0 — 1 2 cm) ry b ­ k a A ntennarius m arm oratus, bliska krew - niaczka znanej żabnicy (Lophius piscato-

F ig. 2. C ierniki i ich gniazda (wielk. natur.) £ 9 samica,

q

samiec.

nie, aby m ałe nie rozbiegały się i nie opuszczały przedw cześnie gniazda. J e ­ żeli zobaczy, że które z nich oddala się zbytnio, podpływ a szybko, ch w y ta je pyszczkiem i odnosi napow rót. P rzez cały czas dozorow ania g n iazda je s t on ta k dalece w rażliw y n a zbliżanie się innych stw orzeń, a n a w e t podejrzanych przedm iotów , że czasem n aw et zdradza przez to miejsce, gdzie ono się znajduje.

W y starczy w sunąć w w odę rękę, a n a ­ w et kij, aby ciernik zaczął go śledzić bacznie a podejrzliw ie, a skoro kij do­

tk n ie przypadkiem gniazda, rzuca się nań i k ąsa go zajadle. T akie poruszanie kijem w w odzie stanow i doskonały spo­

sób w yk ry cia gniazda.

rius). A ntennarius m ieszka w części ocea­

nu, zajętej przez pływ ające zarośla sarga- sowe i nie opuszcza ich w cale przez całe życie. D ostarczają mu one w ybornej k ry jów ki przed rybam i drapieżnemi; to też jeżeli go w yjm iem y stam tąd i w puści­

m y obok do wody, sta ra się um knąć jak- naj prędzej z pow rotem w zarośla, w k tó ­ rych znika z przed naszych oczu w jed ­ nej chwili. „R yba t a —pow iada F ilho l—

buduje praw dziw e gniazdo z w odorostów sargasow ych. Z biera ona kępki tych roślin sw em i dłoniastem i płetw am i, skła­

da w nie ja ja i spaja w ydzielanem i przez

się kleistem i nićmi. G niazda te, m ające

w ielkość orzechów kokosowych, p ływ ają

wolno n a pow ierzchni oceanu; ja ja od­

(10)

74 w s z e c h ś w i a t N r 5 b y w ają w nich cały rozw ój, a i młode,

w pierw szych dniach po w y lęg n ięciu się, chow ają się do nich za lada niebezpie­

czeństw em ".

W nadzw yczaj o ry g in a ln y sposób b u ­ duje gniazdo m aleńka ( 8 ;—9 cm) połud- niow o-chińska ry b a, z w an a ry b ą rajsk ą (P olyacanthus s. M acropus viridiauratus).

J e s tto bardzo ła d n a ry b k a b a rw y b ru ­ n atn ej n a grzbiecie i bokach, szaro zielonkaw ej na brzuchu, z poprzecznem i pasam i b a rw y żółto-zielonkaw ej lub n ie­

bieskiej oraz czerw onej. N ad aje się ona bardzo dobrze do ak w ary ó w i w Chinach

| jajek. W yszukaw szy samicę, w prow adza j ą pod nie, poczem ona w ydziela z siebie ikrę. J a jk a same przez się w znoszą się i przyczepiają do pienistego gniazda.

Je że li jed n a k które opadnie n a dno, sam iec podnosi je pyszczkiem , zanosi i um ieszcza w jednym z pęcherzyków . N astępnie przez kilk a dni aż do w y klu ­ cia się m ałych pilnuje gniazda starannie, a potem dozoruje młodych, bo i tu ta j samice bez nam ysłu p ożerają w łasne potom stw o. G dy m łode podrosną i um ie­

ją już sam e daw ać sobie radę, ojciec opuszcza je i nie troszczy się w cale

F ig . 3. A spredo laevis i samica z jajami.

w w ielu dom ach hoduje się j ą tak , ja k ' u nas złote rybki. W sk u te k tej łatw o ści hodow li posiadam y dokładne spostrzeże­

n ia n ad budow ą g n iaz d i p ielęg n o w a­

niem m łodych.

W okresie ta r ła sam iec p o d p ły w a pod pow ierzchnię, n ab ie ra do pyszczka po ­ w ie trz a i dm uchając zupełnie tak , ja k ktoś, k to p rzy g o to w u je p ian ę do baniek m ydlanych, w y tw a rz a pod p ow ierzchnią w ody w a rstw ę piany, sk ła d a jąc ą się z pęcherzyków , w y pełnion y ch pow ie­

trzem i m ających ściankę ze śliny. J e s t ­ to w łaśnie gniazdo, g otow e n a przyjęcie

o ich dalszy los, a co ciekawsze, sam je n a w e t z jad a czasami. O ryginaln y objaw in sty n k tu rodzicielskiego!

N iektóre inne g a tu n k i ryb nie budują gniazd, ale zato noszą ikrę ze sobą, przyczem czynność tę spełnia u jednych sam ica, u innych samiec. Do tak ic h n ależą am erykańskie ry b y z rodziny su­

m ow atych (Siluridae) A spredo laevis i A.

batrachus, zam ieszkujące S urynam i G u­

jan ę. W okresie ta rła u sam icy Aspredo zew n ętrzn a pow łoka płaskiego brzucha sta je się m iękka i jakb y gąbczasta.

N aty ch m iast po złożeniu na dnie dość

(11)

N r 5 WSZECHŚWIAT 75 dużych jaje k , sam ica kładzie się n a nich I

i przyciska je mocno brzuchem, ta k że ; jajk a przyczepiają się do skóry i p okry­

w a ją ją całkiem od głow y aż do ogona, zachodząc n a w e t n a nasadę p łetw

j

(fig. 3). Do każdego ja jk a w y rasta

j

w ów czas ze skóry nóżka, w k tó rą w cho­

dzą naczynia, odżyw iające zarodek (fig. 4). G dy z jaj w y lęg n ą się rybki, w y ro stk i te zn ikają i skóra ua brzuchu staje się ta k g ład k a ja k przedtem . Całe urządzenie przypom ina nadzw yczaj no­

szenie ja j przez żabę, zw aną grzbietoro- dem (P ip a dorsigera), z t ą tylko różnicą, że tam są one przytw ierdzone do grzbie­

tu, a tu ta j do brzucha.

Podobne urządzenie, ja k u Aspredo, znajdujem y u ryb, należących do wiąz- koskrzelnych (Lophobranchii), przyczem

Fig. 4 Aspredo laeyis. Przekrój przez jajko wraz z wyrostkiem skórnym: a—zarodek, b—

wyrostek, c, d—naczynia.

tu ta j m ają one rozm aity stopień udo­

skonalenia. W najprostszym przypadku, ja k np. u ig licy m ałej (Syngnathus ophi- dion) sam iec nosi je przyklejone w 2 —4 rzędach w zdłuż w ysm ukłego brzucha.

U ig lic y dużej (Syngnathus typhle) i innych (S. acus i t. d.) samiec m a na brzuchu podłużną brózdę, zam ykaną z a ­ pom ocą dw u skórzastych klap i służącą do noszenia jajek. W lecie i zimie k lap y te są cienkie i leżą złożone w bróździe; n a w iosnę (w kw ietniu), w okresie ta rła pęcznieją, a brózda za­

pełn ia się śluzem. W ów czas samiec składa do niej jaja, brzegi jej zam ykają się i p ozo stają tak, aż dopóki młode ry bki nie w y lęg n ą się (ku końcowi czerwca), nie podrosną należycie i nie opuszczą tej kryjów ki. Ale i w pierw ­ szych dniach życia na wolności cho­

w a ją się do niej nieraz w razie niebez­

pieczeństw a.

U innej rodziny teg o sam ego rzędu—

Solenostom idae—opiekę nad jaja m i obej­

muje s a m ic a : szerokie i długie jej płetw y brzuszne z ra sta ją się w obszerną kieszeń, służącą do przechow yw ania jajek. U rzą­

dzenie jej ato li je s t doskonalsze, niż u samców iglicy, w ew nętrzne bowiem ściany pokryw ają się długieini n a 1,5 cm kosmkami, które w ed ług w szelkiego praw dopodobieństw a służą do odżyw ia­

n ia m ałych i znikają, skoro one opusz­

czą kieszeń.

Fig. 5. Pławikoniki (Hippocampus); w środku samiec z kieszenią na jajka.

U pław ikonika (Hippocam pus), należą­

cego do tej samej rodziny Syngnathidae, co iglica, znajdujem y rów nież obszerną zam kniętą kieszeń n a brzuchu (fig. 5), ale znów u samca. P o siada ona m aleń­

ki o tw ó r w górnej części. N ie w ia ­ domo dokładnie, czy sam ica składa do niej w prost jajk a , czy też samiec sam je tam przenosi; dość, że po pew ­ nym czasie w y łażą stam tąd m ałe. U pła- w ikoników , ja k zresztą wszędzie, gdzie opiekę nad potom stw em obejm uje sa­

miec, niem a ta k ścisłego połączenia odżywczego m iędzy organizm em rodzi­

cielskim a dziecinnym , ja k to widzim

(12)

76 WSZECHŚWIAT N r 5 u Solenostom idae albo u Aspredo, gdzie [

zajm uje się tem m atka.

Z upełnie o ry g in aln y sposób pielęg no ­ w a n ia ja je k w idzim y u ró żn y ch g a tu n ­ ków A rius i Graleichthys z rodziny sum ow atych (Siluridae), a tak ż e u znacz­

nej liczby południow o - am erykańskich przedstaw icieli rodzin C ichlidae i Chro- midae. T u ta j sam iec nosi ja ja w ro z ­ szerzonej jam ie gębow ej i skrzelow ej aż dopóki nie w y lę g n ą się młode. J e s tto rzeczyw iście zag adk ą, w ja k i sposób m ogą one ta m p rzechow y w ać się b e z ­ piecznie i ja k nie p rzeszk ad zają ojcu w jedzeniu, połykaniu, a n a w e t oddy­

chaniu? T rzeba zresztą dodać, że tak ie [ same urządzenie znajdujem y u n iektóry ch żab (Rliinoderm a D arw inii), u k tó ry ch rów niż sam iec nosi ja jk a w pysku.

Z teg o k ró tkiego przeg ląd u w idać, że tw ierdzenie o zupełuej obojętności ryb n a los p otom stw a by łoby niezupełnie słuszne, bo i u nich p rzy k ład y troskliw ej opieki nad m łodem i nie n ależą b y n a j­

m niej do rzadkich. W p raw d zie naogół, ry b y nie m ogą się ró w n ać p o d tym w zględem z k ręg o w cam i w yższem i (ssą- cemi i ptakam i), w praw d zie bardzo czę­

sto stosunek rodziców do dz;eci byw a n ietylko zupełnie obojętny, ale n a w e t | w pro st w rogi, z drugiej jed n a k strony u nadzw yczaj w ielu g a tu n k ó w m ożna [ zauw ażyć s ta ra n n ą i p e łn ą pośw ięceń opiekę nad ja ja m i oraz m łodem i z tą ty lk o różnicą, że tu ta j zajm uje się tem przew ażnie nie samica, lecz samiec. S ta ­ no w i to w łaściw ość ryb, k tó rą różn ią się one w yb itn ie od w szy stk ich innych zw ierząt, u k tó ry ch przy k ład y tak ie j oj­

cow skiej opieki n ależą do w y jątk ó w . B . Dyakowski.

SPOSTRZEŻENIA NAUKOW E.

P rzyczynek do flory grzybów okolic M iędzyrzeca.

W niniejszym przyczynku podaję w iado­

mość o 19 g a tu n k a c h obłóczaków (Hym eno- m yceteae) nie spotykanych jeszcze w g ra n i­

cach K rólestw a, a w ięc now ych dla flory m ykologicznej naszego k raju . W szy stk ie

znalezione zostały w ro k u ubiegłym , w la ­ sach poblizkich m. Międzyrzeca, niejednokrot­

nie już przedtem badanych.

C lavarieae P r.

1. C lavaria byssiseda Pers.

N a korze żyjących dębów, najczęściej m ię­

dzy obrastającem i je u dołu mchami, a daleko rzadziej na opadłych gałęziach tych drzew.

Las Liski i Stołpno, tudzież w lesie Horodysz- c.ze, na dw u żyjących w ierzbach kruchych.

L ipiec—grudzień. Z arodniki w moich oka­

zach tylko pod w zględem bezbarw ności zgadzają się z opisem zarodników tego g a ­ tu n k u u Q ueleta (PI. myc. de la F ran ce str.

462), gdyż kształtem zupełnie się różnią, są bowiem w alcow ate 14—16 = 4 —5 fi, w edług zaś w spom nianego au to ra m ają być eliptyczne 6 —7 p. długie, szerokości nie zaznaczono, której Quel. zresztą nigdy nie podaje.

T elephoreae Pers.

2. P eniophora aem ulans K arst.

Na baryerze sosnowej. Liski. Czerwiec.

Z barw y podobny do Penioph. in carn ata Fr., od którego różni się obecnością gleocystyj.

O kreślenie rzeczonego g a tu n k u zawdzięczam p. B resadoli, rów nież ja k i g atunków w ym ie­

nionych pod n u m e ra m i: 4, 5, 12, 17, 19.

3. C oniophora byssoidea Pers. C orticium byssoideum (Pers.) F r. (G. W in te r. D ie Pilze D eutschl. i t. d. str. 329).

Z arodniki bezbarw ne, eliptyczne 4 —5 = 2,5—3 [i. N a piesze P e ltig e ra m alacea (Ach.), w zaroślach sosnowych, pod w sią R udnik.

Październik.

4. Cyphella flocculenta (Fr.) B resad. = C or­

ticium fłocculentum F r. = Cyph. ampla Lev.

Owocniki k u b k o w ate lub m iseczkow ate do 1,5 cm szerokie, u p odstaw y nieznaczną p rze­

strzenią do podłoża przytw ierdzone. Z aro d ­ niki bezbarw ne, w alcow ate, p ro ste lub nieco skrzyw ione 7— 10 = 2—2,5 [>-, a nie przew rot- no-jajow ate lub kuliste, ja k pisze G. W in te r s tr. 333. N a opadłych gałęziach i obalonych kłodach osin. G rudzień—marzec. Stołpno i p a rk m iędzyrzecki. W tej ostatniej m iej­

scowości w idziałem na leżącej osinie setki okazów g ęsto skupionych rzeczonego grzyba, k tó re mimo stykających się brzegów , nie zlew ały się z sobą, jak to utrzym uje Schroe- te r.

H ydneae F r.

R adulum m em branaceum (Buli.) B resad. Ra- dulum m olare F r. (Bresad. F u n g . Km et.

str. 39).

Z nany ju ż u nas i notow any pod mianem R adulum m olare F r. przytaczam tu taj tylko w celu sprostow ania błędnego w ym iaru szerokości jego zarodników , podanego prze- zernnie w moich „M ateryał. do fl. grzybów okol. M iędzyrzeca11, Pam . Fizyogr. tom 16.

Późniejsze bow iem obserw acye dokonane na

k ilk u dobrze rozw iniętych egzem plarzach

upew niły m nie, że zarodki pow yższego ga-

(13)

N r 5 WSZECHŚWIAT 77 tu n k u są eliptyczne i obok długości praw ie

rów nej poprzednio zaznaczonej, t. j. 8—11 |A, m ają szerokości 5— 7 (i, a nie 2,5 fi (w edług B resadoli 9—13 = 6—8 |i). N a opadłych gałęziach dębu i grabu. Stołpno. Sierpień—

grudzień.

5. H ydnum violascens Allo. et Schw. (B re­

sad. F u n g . F rid . str. 33 t. 140).

Z arodniki bezbarw ne, praw ie kuliste, bro- daw kow ate 3,5—4,5 = 3—3,5

. Między mchami, w suchym lesie sosnowym pod wsią Jelnica. W rzesień.

6. H ydnum fuligineo-yiolaceum K alchbr.

(Bresad. F ung. Trid. str. 32 t. 139).

Z arodniki praw ie bezbarw ne kątow ato- eliptyczne, brodaw kow ate, 5—6 = 4 —4,5 p.

Między mchami, jeden okaz w obrębie leśnym Droczówki. W rzesień.

Polyporeae F r.

7. P olyporus borealis (W ahlenb.) F r.

Z arodniki bezbarw ne, eliptyczne, 4,5—6 = 3—3,5 JJ-, m iędzy basidyam i cystidya w rzecio­

now ate, w górze spiczaste 30—37 = 6 8 [J..

Jed e n okaz na starym pn iu sosnowym. Mosz­

czona. Październik.

8. P o ria obliqua Pers. (Bresad. Fung. Kmet.

str. 15).

Z arodniki bezbarw ne, eliptyczne 8— 10 = 5—7 [A, m iędzy basidyam i, cystidya brunatna- we, szydłow ate. N a spróchniałym pniu brzo- zowyin. Moszczona. Czerwiec.

9. P o ria subtilis (Schrad.) Bresad. Fung.

Km et. str. 24.

Z arodniki bezbarw ne, krótko-eliptyczne, chropow ate 3,5—4 = 2,5—3 JJ.. W spróch­

niałym p n iu sosnowym i na starych okazach D aedalea quercina po stro n ie odw róconej od św iatła. Liski. Lipiec.

10. P orothelium fim briatum (Pers.) F r.

Zarodniki bezbarw ne, eliptyczne 3,5—4 = 2—2,5 [J.. Na opadłych gałęziach drzew liś­

ciastych, zawsze po stronie odwróconej od św iatła. Stołpno, L iski. W rzesień—li­

stopad.

A garicineae F r.

11. R ussula au ra ta (W ith.) Fr.

Między m cham i w sosnowym lesie należą­

cym do w si W ysokie. K oniec sierpnia. B lasz­

ki po bokach białawe, m ają ostrza u dojrza­

łych osobników cytrynow o-żółte. D obry r y ­ sunek kolorow any tej serow iatki znajduje się w dziełku G. H ahna p. t. D er Pilz-Sam m ler t. 6 nr. 25.

12. P anus rin g en s F r.

Zarodniki bezbarw ne, podłużne 6—8 = 2,5—3 [J-. Na obum arłych gałęziach iwy, w ierzby popielatej, na uschłej osinie i opad­

łej gałęzi brzozowej. B agno Byczycha, las Liski i Chodziaczka. Listopad, grudzień.

W ed łu g B resadoli P anus pudens Quel. str.

324 m a by« ty lk o form ą P. ringens F r.

13. C ortinarius yitellinopes (Secret.) C. cli- duchus F r.

Zarodniki brunatnaw e, krótko-eliptyczne, subtelnie brodaw kow ate 6,5—7,5 = 5,5—6,5 [>-.

Między mchami w obrębie leśnym Anielki.

W rzesień.

14. Inocybe pyriodora P ers. (Bresad. Fung.

Trid. str. 48 t. 52.)

Zarodniki żółto-brunatnaw e, eliptyczne 10—

12 = 5—6,5 (J-. C harakterystyczny z powodu swego przyjem nego zapachu i białej treści, k tó ra po przełam aniu czerwienieje. Dwa okazy między opadłem i liśćmi. Liski. W rze­

sień.

15. Inocybe T rinii W einm . (Bresad. F ung.

Trid. str. 14 t. 120).

Zarodniki żółte, gładkie, eliptyczne 9—11 = 5— 6 [J.. Okazy międzyrzeckie były praw ie 0 połowę mniejsze od trydenckich, miały bowiem kapelusze od 1,5—2,25 cm szerokie a trzony od 2,5—4 cm długie. Na ziemi próchnicowej w oddzielnej części liściastego lasu do obrębu M yszogrond należącego.

W rzesień.

16. Inocybe in carn ata Bresad. F ung. Trid.

str. 49 t. 53.

Z arodniki żółte, praw ie jajow ate, w ew nątrz drobniutko ziarniste 9—11 ■= 5—6,5 ;j.. Treść biała po przecięciu pom ału różowieje, zapach przyjem ny zbliżony do gruszkow ego. N aj­

większy z moich okazów m iał kapelusz 9 cm szeroki, trzo n 12 cm długi i 2 cm gruby, przewyższał przeto rozm iaram i nieco okazy Bresadoli. Na gruncie hum usowym , w tej samej m iejscowości i m iesiącu zbierany co 1 poprzedni. P iękny ten g atu n ek spotykał również Q uelet w górach Jura, niesłusznie jed n ak poczytuje go za identyczny z Inocybe

Trinii.

17. P holiota m ustelina F r.

Zarodniki żółte, eliptyczne lub jajow ate 5—7 = 3 —3,5 [J-. N a starym pniu sosnowym.

Las miejski. W rzesień.

18. P leurotus atrocoeruleus F r.

Z arodniki bezbarw ne, podłużne, 7— 11 = 3,5—4,5 (Ł, cystidya stożkow ate, chropow ate.

N a pniu brzozowym. O bręb Rozkiślanki.

Październik.

19. Omphalia m aura F r. (Quel. str. 204).

Zarodniki bezbarw ne, krótko-eliptyczne 4—

5,5 = 3—4 JJ-. Na gruncie gliniastym , przy cegielni. Las miejski. Październik, listopad.

B . Eichler.

SEKCYA CHEMICZNA.

Posiedzenie dnia 25 stycznia r. b , 16-te w r. b.

Po przyjęciu pro to k u łó w dw u ostatnich

posiedzeń, dr. Ju lian B raun w ygłosił rzecz

(14)

78 WSZECHSWIAT N r'5

„O p ro d u k tac h utlen ien ia kw asów tio k arb a- m inow ych“ na zasadzie w łasnych badań.

P rzez u tlenienie kw asów dw utiokarbim ino- w ych lub ich soli pochodnych zasad pierw - szorzędow ych o w zorze

N R C==S \

S H . NHjR lu b drugorzędow ych o w zorze

n £

c s 'S H . NHR,

tw orzą się dw usiarczki N:

s—c = s s—c =s I

R

\ H

il bo

S -

S- I

-c -c

n ;

n r

2

- S

= s

x NR., R H

/

R ozkłady te obadw a dają się obserw ow ać zw ykle rów nocześnie, przyczem u dw usiarcz­

ków z m ałem i ro dnikam i R przew aża p ierw ­ szy, u dw usiarczków z dużem i ro d n ik am i za ­ chodzi p raw ie w yłącznie ro zk ład w ed łu g d ru ­ giego rów nania. D w usiarczki dw ualkilow e

S— C

N® \ H |

= S /,

przechodzą łatw o w p o stać izom eryczną _ r ^ N R \

S— C\ S H o

w k tó rej p o siad ają’ w łasności kw aśne i z za­

sadam i tw o rzą sole : NR

S— Cs SMe S— C' I ' SMe

NR

O statnie są ciałam i o b u d o w ie bard zo tr w a ­ łej, pierw sze ulegają bard zo łatw o ro zk ład o ­ w i i przem ianom chem icznym . R o zk ład ich p rzebiega w dw u kierunkach; z jed n ej cząs­

teczki dw usiarczku tw o rzy się albo : cząstecz - k a siarkow odoru, atom siark i i 2 cząsteczki olejku gorczycow ego

C3S.(N ,H R 2 = H , S + S + 2 S C N R , albo też cząsteczka siark u w ęgla, atom siark i i cząsteczka sulfom ocznika

CaS4N,HaR a = CS, + S + S . C . (NHR)2.

Sole te służą za p u n k t w yjścia do otrzym a­

nia całego szeregu ciał o w zorze ogólnym S— C / N R

\ S R , q r \ / SR, J b \ N R

otrzym ujem y je przez działanie ciał zaw iera­

jących chlorowiec, k tó ry łączy się z m etalem zw iązanym z siarką. D ziałając n a te sole wolnym jodem lub brom em otrzym ujem y siarkę i olejki gorczycowe, praw dopodobnie jako p ro d u k ty rozkładu nietrw ałego] ciała o w zorze

NR I / C \

S S

s s

\ c /.

NR I!

w ytw orzonego pierw otnie. R eakcya ta s ta ­ now i bardzo dogodną m etodę otrzym yw ania olejków gorczycow ych.

W dziele spraw bieżących w ybrano p. Mie­

czysława Pfeiffra na delegata Sekcyi do Mu­

zeum rzem iosł na m iejsce ustępującego p. K o­

lendy.

Sekcya uchw aliła podjąć staran ia w celu utw orzenia przy O ddziale zaczątku b iura inform acyjnego przem ysłow ego, k tó reb y u ła t­

w iało inform acye przedew szystkiem z zakresu przem ysłu chem icznego przez zebranie ad re­

sów, cenników i t. p., szczególniej m niejszych zakładów przem ysłow ych.

Odczytano list p. B. Szulca z Irk u ck a, za­

pytującego o rynek zb y tu i ceny w olfram u i m olibdenu, znalezionego w znacznych ilo­

ściach na Syberyi.

N a tem posiedzenie ukończone zostało.

KRONIKA NAUKOWA.

— D ziałan ie prom ieni B ecąuereia na bakterye.

Już w r. 1877 badania D ow nesa i B lunta wykazały, źe św iatło słoneczne działa na b a k te ry e zabójczo. N ie w szystkie jed n a k części w idm a słonecznego posiadają w łasności bakteryobójcze, lecz tylko błękitna, fiołkow a i pozariołkow a. Obecnie badania H. B ecąue- re la i Curie w ykazały, źe prom ienie Beccjue- re la nie są jednorodne, lecz że n iek tó re z nich przechodzą z łatw ością przez różne ciała, inne zaś są pochłaniane w stopniu znacz­

nym. Zachodzi więc pytanie, czy pew ien

rodzaj prom ieni B ecąuereia nie może, pod o b ­

nie ja k pew ne prom ienie słoneczne, posiadać

w łasności b ak tery obój czych? P racę n ad tą

k w esty ą podjęli pp. E . A schkinas i W . Cas-

pari, i poszukiw ania ich zostały uw ieńczone

Cytaty

Powiązane dokumenty

rzeniami elektrycznemi atmosfery i zakończył się w dniu 20 i 21 silnemi ulewami, które spadły wówczas na ogromnej większości stacyj, a zwłaszcza w pasie

ległe; na tej zaś odległości znajdują się silne seismiczne obszary Alaski, Antylów i In- dyj północnych, j wstrząśnienie pochodziło z jednej z tych

otrzymywał ustrój dwugłowy, nie posiadający ani części środkowej ciała, ani ogona; re g e ­ nerow ały się natom iast dwa pnie nerw ow e, stykające się z

rządy czasowe tylko, które zwierzę wytwarza wtedy, kiedy się porusza, wpływają one także bardzo znacznie na kształt samej komórki.. Noszą one nazwę nibynóżek

H eidenhaina obraz pól Oohn- heima, jako też badania nad powstawaniem i wzrostem włókienek dowodzą, że grubość ich jest bardzo zmienna, źe tedy muszą się

syłane przez ciało ogrzane, otrzymujemy widmo, w którem promienie szeregują się w miarę długości swych fal. Część środkową tego widma tworzą promienie

że nam fakt ten wytłumaczyć? czy może w inny nieznany nam sposób zarodek ponosi znaczne straty w energii, której źródłem jest wymiana materyi?— to są

nicę potencyałów w tych punktach nerwu, które dotykają się elektrod. Jeżeli obie elektrody zetkniemy z podłużną powierzch­.. nią nerwu, to otrzymamy również