• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1970, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1970, nr 9"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

w#

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N Trwajmy w społeczności!

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

R ok z a ło ż e n i a 1 9 2 9 W a rs z a w a ,

Nr 9., w r z e s ie ń 1 9 7 0 r.

T R W A J M Y W S P O Ł E C Z N O Ś C I F A Ł S Z Y W A I P R A W D Z I W A W I A R A C H R Z E Ś C I J A N I N A Ś W I A T

R A D A ...

D O B R A N O W I N A ...

R O D Z I N A J A I R U S A P O D S T A W O W E Z A S A D Y

E W A N G E L I C Z N Y C H C H R Z E Ś C I J A N D I E T R I C H B O N H O E F F E R

J Ó Z E F H R O M A D K A K R O N I K A

W Y D A W N I C T W A K O Ś C I E L N E

M i e s i ę c z n i k „ C h r z e ś c i j a n i n ” w y s y ł a n y j e s t b e z p ł a t n i e ; w y d a w a n i e c z a s o p i s m a u m o ż l i w i a w y ł ą c z n i e o f i a r n o ś ć C z y t e l ­ n i k ó w . W s z e l k i e o f i a r y n a c z a s o p i s m o w k r a j u , p r o s i m y k i e r o w a ć n a k o n t o : Z j e d n o c z o n y K o ś c i ó ł E w a n g e l i c z n y : P K O W a r s z a w a , N r 1-14-147.252, z a z n a c z a j ą c c e l w p ł a t y n a o d w r o c i e b l a n k i e t u . O f i a ­

ry

w p ł a c a n e z a g r a n i c ą n a l e ż y k i e r o ­ w a ć p r z e z o d d z i a ł y z a g r a n i c z n e B a n k u P o l s k a K a s a O p ie k i , n a a d r e s P r e z y ­ d iu m R a d y Z j e d n o c z o n e g o K o ś c i o ł a E w a n g e l i c z n e g o w W a r s z a w i e , u l . Z a - g ó r n a 1 0.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego.

Redaguje Kolegium w następującym składzie: Józef Mrózek (red. nacz.), M ieczysław K wiecień (sekr.), Zdzi­

sław A. Repsz, Edward Czajko, Jan Tołwiński. Adres Redakcji i A dm i­

nistracji: Warszawa, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (wew n. 9). M ate­

riałów nie zam ówionych nie zw ra­

ca się.

RSW „ P ra sa ” , W arszaw a, S m olna 1012. Nakł. 5000 egz. Obj. 3,5 ark.

Z am. 1385. K-96.

Społeczność w ierz ący c h jeist jed n y m z czterech filarów , n a k tó ry ch o piera się p ow szechny Kościół C h ry stu sa n a ziem i (DA 2,42). O dstępstw o lub w y­

p aczen ie k tó re jk o lw ie k z tych za sa d pro w ad zi do błędów , a w k o n se k w e n ­ cji do duchow ego u p ad k u kościołów organizacyjnych. D latego też Słow o Boże n ak a z u je n am t r w a ć w s p o ł e c z n o ś c i .

W idzialną fo rm ą życia społeczności je st nabożeństw o, ja k o ja w n a m a n i­

fe sta c ja i św iadectw o p rzed w ierzącym i i św iatem . N abożeństw o je st n ie­

zbędne d la istn ie n ia społeczności. A le przez sam o p rzeb y w an ie n a n ab o żeń ­ stw ach, n a w e t częstych i długotrw ałych, jeszcze w cale nie realizujem y nak azu trw a n ia w społeczności. Je st to tylk o po p ro stu uproszczenie, tym niebezpieczniejsze, że m a pozory spełnionego obow iązku, a tym czasem może stać się ła tw o o d ra b ia n ą „pańszczyzną” „o fia rą z m ięty i r u ty ”, z pom inię­

ciem rzeczy najw ażn iejszy ch . Społeczność — to n ie tylko nabożeństw o i nie kończy się o n a z chw ilą w yjścia z nabożeństw a.

f r w a n i e w s p o ł e c z n o ś c i m am y realizow ać ta k ż e w tedy, gdy się nie w idzim y. W tedy bow iem rów nież p o w inniśm y m yśleć o sobie, w sp ierać się m o dlitw am i, m ów ić o sobie w za jem n ie dobrze, ta k ja k b y ten, o k tó ry m m ów im y, sta ł przy nas.

P u n k te m ciężkości, o ś r o d k i e m s k u p i a j ą c y m s p o ł e c z n o ś ć pow inien być jed y n ie i w y ł ą c z n i e B ó g , o bjaw iony w Jezu sie C h ry ­ stusie, p rzeb y w ający w n a s w D u c h u Ś w i ę t y m . Tylko Bóg je st fu n d am e n tem jedności. O dstępstw o od tej zasady, przyw łaszczanie sobie przez człow ieka lub ludzi u p ra w n ie ń należnych tylko Bogu je s t zam achem n a suw erenność Boga, sk u tk iem czego musizą w Z borach p ow staw ać p artie.

T ak było w Zborze k orynekim : p a rtia .Paw ła, Apollosa, K efasa.

P rzesu n ięcie p u n k tu ciężkości życia społeczności z Boga n a człow ieka p o ­ w o d u je b ra k jedności a w ko n sek w en cji — ob u m ieran ie społeczności.

T r w a n i e w s p o ł e c z n o ś c i ,nie je s t zw ią za n e z k o n k re tn y m m iejscem , budynkiem , kościołem , ła w k ą i krzesłem . D ośw iadczenie w łasn e i h isto ria poucza nas, że im m niej rzeczy i fo rm zew n ętrzn y ch o d w racających uw agę od sp ra w n ajisto tn iejszy ch , — ty m gorętsza społeczność w ierzących. Je ste ś­

m y pielgrzym am i. Nie m am y m iejsca stałego i nie m ożem y w iązać się z m iejscem .

T r w a n i e w s p o ł e c z n o ś c i nie jeist a u to m aty cz n e i bezm yślne, lecz w y m ag a od każdego z n as czynnej postaw y w obec tego, co się w tej społecz­

ności dzieje. P o staw y n ie k o n su m e n ta tylko, lecz dawcy, tw órcy. Iluż z n as cierpi n a sam otność. C zujem y się przez w szystkich opuszczeni, bo w tej społeczności „nie d an o m i”, podczas gdy społeczność oczekuje naszego daw ania. O czekuje od nas społecznej troski, w spółczucia, zaufania, pomocy.

P o trz e b u je naszego serca, nasizego um ysłu, naszych rąk , naszego czasu.

P rzez sarno by w an ie n a nabożeństw ach, p rzy jednoczesnej obojętności w obec Z boru i w spółbraci, nie rea lizu je się n ak azu trw a n ia w społeczności. W spo­

łeczności w łaściw ie rozum ianej nie m a m iejsca jednocześnie d la gło d u ją­

cych i przesyconych, n ęd z arzy i bogatych, — bo ja k a ż to m oże być spo­

łeczność? P rzecież cz y ta m y : „Nie było m iędzy nim i nikogo, któ ry b y cierp iał n ie d o sta te k ” (DA. 4,34).

T r w a j m y w s p o ł e c z n o ś c i n a d a ją c tem u w łaściw y sens, zgodny z tre śc ią Słow a Bożego. T r w a j m y w s p o ł e c z n o ś c i przez n ie u sta n n ą m odlitw ę, m edytację, czytanie Słow a Bożego, a rów nocześnie służenie w szystkim i sta ra n ie o w szystkich „dom ow ników ” (I Tym. 5:8). N ie może nas za b rak n ąć w z a sp a k aja n iu p o trze b tych, z k tórym i m am y społeczność.

Społeczność w iary w y m ag a od nas społeczności życia.

Je d n i d ru g ich b rze m io n a nośm y (Gal. 6,2), a w te n sposób w yp ełn im y n a ­ kaz C hrystusow y, n ak a z trw a n ia w społeczności. Dziś, gdy uklękniem y, za m ia st m odlić się „daj m i”, m ów m y: „daj m ojem u b ratu , k tó ry jeist in n y niż ja, lecz je st rów nież Tw oim d zieckiem ”.

W. L.

(3)

P r a w d z i w a i fałszywa wiara

„I zapytał go pew ien dostojnik tym i sło w y : N auczycielu dobry, co m am czynić, aby odzie­

dziczyć żyw ot w ieczny? Rzekł do niego Jezus:

Dlaczego zw iesz m nie dobrym ? N ikt nie jest dobry, ty lk o jed en Bóg. Znasz p rzy kazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie krad n ij, nie m ów fał­

szywego św iadectw a, czcij ojca swego i m atkę swoją. Ten zaś rz e k ł: Tego w szystkiego p rze ­ strzegałem od młodości. A gdy to Jezus usłyszał, rzekł do niego: Jeszcze jednego ci brak. S prze­

daj w szystko co tylko m asz i rozdaj ubogim , a będziesz m iał sk arb w niebiesiech, a potem przyjdź i naśladuj m nie. T en zaś, usłyszaw szy to, zasm ucił się; był bow iem bardzo bogaty. A Jezus, gdy go tak im ujrzał, pow iedział: Jak tru d n o tym , k tórzy m ają m ajętności, w ejść do K rólestw a Bożego.

Ł atw iej bow iem w ielbłądow i przejść przez ucho igielne, niż bogatem u w ejść do K rólestw a Bożego. A ci, k tórzy to usłyszeli, rzekli: Któż tedy m oże b y ć zbaw iony? On zaś rz e k ł: Co niem ożliw e jest u ludzi, to m ożliw e jest u Boga.

A P io tr rzekł: Oto m y opuściliśm y, co było n a ­ sze, a poszliśm y za tobą. On zaś rzekł do nich:

Z apraw dę pow iadam w am , że nie m a takiego k tóry by opuścił dom czy żonę, czy braci, czy rodziców, czy dzieci dla K rólestw a Bożego, a nie otrzym ał w zam ian daleko w ięcej w cza­

sie obecnym , a w św iecie przyszłym żyw ota wiecznego.” (Łuk. 18,18— 30).

P an Jezus rozm aw ia z m łodzieńcem , z czło­

w iekiem , k tó ry do niego przychodzi w biały dzień. T en człow iek się nie bał ja k Nikodem, k tó ry przyszedł w nocy. On przyszedł w dzień do P a n a Jezusa. C zytam y w 10-tym rozdziale (w. 25— 28) tej Ew angelii, że to był człowiek uczony, w d o d atku w ysoko postaw iony, a oto on przychodzi do P a n a Jezusa, aby z N im roz­

mawiać. Z aczyna tą rozm ow ę w bardzo cieka­

wy sposób. Z w raca się do P a n a Jezusa, słow a­

mi: „N auczycielu dob ry !” . Nie w iadom o, czy chciał Panu Jezusow i schlebiać, m oże i tak?

Wiadomo, że m iał dobre w ychow anie i, jak wielu ów czesnych Żydów , w yw odził się ze spo­

łeczności uczonych w Piśm ie i faryzeuszów . Pan Jezus m ów i: „D obry jest ty lk o Bóg!” . Od razu zwraca jego uw agę n a S ta ry T estam ent, na Słowa Boże, gdzie jest m owa, że Bóg jest dobry. Podobnie, ja k to było z N ikodem em . To był pierw szy m om ent. Ale drugi m om ent, na który zw raca P an Jezus uw agę, to ten, że czło­

wiek przyszedł do niego i p y ta : „P anie, (Mis­

trzu), co m am czynić abym odziedziczył żyw ot w ieczny?”. Jakże w ielu ludzi dzisiaj zadaje to pytanie co zrobić, aby osiągnąć zbaw ienie.

W szystkie religie św iata n a to p y tan ie sta ­ rają się odpowiedzieć. I odpow iadają po

sw ojem u. Także w ielu nam gdyby to pytanie zadano, staralibyśm y się n a nie w jakkiś sposób odpowiedzieć. P a n Jezus rów nież na to p y tan ie chciał odpowiedzieć i odpowiedział.

Ale, P a n Jezu s n a jp ie rw zapytał: „Umiesz p rzy k azan ia?” I w ylicza tak ie przykazania, któ­

re człow iek najczęściej przestępuje. Nie m a lu ­ dzi, k tórzy b y nie przekraczali ty ch przy­

kazań, k tó re P a n Jezu s w ym ienił: Bo jeśli praw ie w szystko człowiek w ykonuje, to albo z m atk ą żyje w nieporządku, albo ze swo­

im ojcem, albo gdzie indziej p rzestęp u je któreś przykazanie. Ten dobrze w ychow any Izraelita odpow iada P a n u : „Tegom w szystkiego przes­

trzegał od m łodości” . N ie w iem , czy ktoś z nas m ógłby powiedzieć, że przestrzega tego, co go nauczono w domu, co w yniósł z n a u k i religii w szkole, czy też ze Szkoły N iedzielnej ? Ten m ło­

dzieniec wobec P a n a Jezu sa mógł to wyznać.

Był to nap raw d ę bardzo pobożny człowiek. To b y ł w ielki człowiek. Ś w iat ogłosiłby go świę­

tym . (Nie w iem , czy tego nie zrobiono do tej pory?). Ale w każdym razie b ył to człowiek bardzo pobożny, w szystkiego przestrzegał od sw ojej młodości.

Ale, co za straszne nieszczęście. Czło­

wiek, k tó ry przestrzega zakonu danego przez Boga, nie m a pew ności zbaw ienia. Człowiek, k tó ry przestrzegał tego wszystkiego, co prze­

pisał P a n Bóg, nie jest pew ien, czy odzie­

dziczy żyw ot w ieczny? To w szystko pomaga m u żyć, pom aga m u żyć m oralnie, pom aga m u żyć dobrze ze swoim i przyjaciółm i, i ze swoim narodem , ale nie daje m u pew ności życia wiecz­

nego. To jest za mało. Dlatego przychodzi do Jezusa, aby się dowiedzieć. G dyby nam ktoś pow iedział, że przestrzega całego zakonu, to byśm y z zachw ytu pokiw ali głowam i, to byśm y pochw alili go i rzekli, zaiste to jest w ielki czło­

w iek, to jest człow iek bardzo pobożny. W arto z niego b rać przykład. P a n Jezus naw et nie za­

trz y m u je się nad tym , ja k gdyby tego nie zau­

ważył. Chociaż on w szystko dostrzegał, lecz mówi, (w 22-girn w ierszu): „Jednego ci jeszcze nie dostaje, sprzedaj w szystko co m asz i rozdaj ubogim , a będziesz m iał skarb w niebie, a przy­

szedłszy naśladuj m n ie” . Takie proste słowa P a n Jezus m u powiedział.

B ardzo w ażnym m om entem tego w iersza jest jego zakończenie. Czyż zew Jezusa: „Pójdź a naśladuj m n ie!”, jest inny niż to, co P an J e ­ zus pow iedział do celnika M ateusza? Czyż to jest in n y zew, niż ten, kiedy P an Jezus zwrócił się do synów Zebedeuszow ych łow iących ryby?

Przecież to jest ten sam z e w ! P a n Jezus mówi do niego: „Pójdź i naśladuj m nie!” . Ale P an Jezus znał jego serce n a w ylot. Ten pobożny człowiek, żyjący ta k św iątobliw ie, m iał jedną w ielką przeszkodę w pójściu za Panem . A to było jego bogactw o. Był bardzo m ajętny. K ró­

lestw o Boże m iało w artości w jego oczach.

D latego odszedł sm utny od Jezusa. W artość je­

go m ają tk u była daleko w iększa, niż w artość w iecznego życia, o k tó re się starał. A czyż dzi­

siaj jest inaczej ? Ileż m u m am y cennych rze­

(4)

czy, k tó re staw iam y ponad Jezu sa i ponad ży­

cie w ieczne? Czyż dużo się zm ieniło n a p rze ­ strzeni w ieków ? Nie dysponujem y w p raw ­ dzie m ilionam i złotych, ale każdy z nas coś po­

siada, czymś szafuje i to staw ia —- często — na pierw szym m iejscu przed K rólestw em Bożym.

Ale P a n Jezus mówi tak ie dziw ne słowa, iż

„lżej jest w ielbłądow i przejść przez ucho igiel­

ne, niż bogaczowi w ejść do K rólestw a N iebies­

kiego”. Ciekaw e jest to „ucho igielne”. Tak zawsze staje mi przed oczyma obrazek ze Szko­

ły N iedzielnej, przypom inający, że b ram a m ias­

ta jest zam knięta, a tam jakiś podróżujący k u ­ piec się spóźnił ze swoimi tow aram i. Kołacze w tą bram ę, a nie o tw iera ją m u, tylko z boku ot­

w ierają tak ą m ałą furteczkę. I m usi z tego w iel­

błąda zdjąć w szystkie brzem iona i n a kolanach przeprow adzić go przez tą m aleńką fu rtk ę . Do nieba jest ta k a droga. W szystko, co m am y, w szystko, co n a nas ciąży — czy to nasze posia­

danie, czy to nasze w ykształcenie, w ysokie m niem anie o sobie, czy nasza uroda, czy też cokolwiek byśm y posiadali — choćby i nasza m ądrość — to w szystko m usi zostać przed bram am i m iasta. To w szystko trzeb a zdjąć i tam trzeb a przejść, ja k te n w ielbłąd, na kolanach na dru g ą stronę. Cóż m ów ią obecni przy tej rozm ow ie apostołow ie: „A gdy go Jezus u jrz a ł bardzo zasm uconego, rzekł: Jakoż tru d n o ci co m ają pieniądze w n ijd ą do K ró­

lestw a Bożego, albow iem łatw iej jest w ielbłą­

dowi przejść przez ucho igielne niż bogaczowi w nijść do K rólestw a Bożego. Tedy rzekli ci co, to słyszeli. I któż może być zbaw iony?”

I może m y tak sam o pow iem y? Któż, w o­

bec tego, może być zbaw iony? Przecież każdy z nas coś niesie, każdy z nas ta k chętnie by za­

niósł coś do nieba. O, jak chętnie byśm y coś tu ta j zrobili w łasnym i rękam i. Ileż ludzie się natrudzą, ile n ap racu ją, żeby to do nieba doszło.

Ale tam nic nie dojdzie! P a n Jezus pow iedział, że ciało i k rew K rólestw a Bożego nie odziedzi­

czą, tym bardziej inne rzeczy nie m ogą „w ejść”

do K rólestw a Bożego. To jest d arem n y tru d ; choćbyśm y się nie w iadom o ile napracow ali.

I uczniow ie pow iadają: „K tóż może być zba­

w iony?” Któż więc teraz będzie zbaw iony? Ale P an Jezus odpow iada w e w spaniały sposób:

„Co jest niem ożliw e dla ludzi, m ożliw e jest dla Boga” . To P a n może tu ta j uczynić! Ty nie zdej­

miesz tego bagażu ze swojego serca, ty nie zdejm iesz tego, co ciebie przygniata, nie p o tra ­ fisz tego zrobić. Je ste ś za słaby, ale P a n Jezus to uczyni! To jest m ożliw e u Boga, co u ludzi jest niem ożliwe. Ludzie nie m ogą sam i osiągnąć zbaw ienia. Ale to zbaw ienie P a n Jezu s daje za darm o i w w spaniały sposób. On w e w spaniały sposób rozdaje każdem u swój dar, kto do N ie­

go przychodzi i idzie za Nim. To jest bardzo tru d n e dla ludzi. Ale dla P a n a Jezu sa jest b a r­

dzo proste i łatw e.

Jeżeli dzisiaj chcem y z P an em Jezusem rozm awiać, to czy chcem y rozm awiać, ja k Sa­

m a ry tan k a (por. Ja n 4), czy ja k ten m łodzie­

niec? Ale w ów czas w jaki sposób odejdziem y od Jezusa. Albo pójdziem y radośni, jak Sam a-

Słuchajcie audycji radiowej

„Głos Ewangelii z Warszawy"

w każdy wiórek i sobotę na foli 31 m o god z. 17

ry tan k a, i będziem y biegać po m iastach i opo­

w iadać Jego Słowo i to, co z nam i uczynił, że dał n am cudow ną w odę; albo jeżeli sk alkulu­

jem y, że K rólestw o Boże jest dla nas za tanie, że nie m ożem y położyć n a ty m ołtarzu ani n a ­ szej w iedzy, ani naszego dom u, ani tego, co nas najb ard ziej w iąże — zostaniem y sm utni i odej­

dziem y od Jezusa.

Mogę tylko pow iedzieć o sobie to, że w m oim życiu b ył tak i dzień, była tak a łąka, k ie­

dy rozm aw iałem z m oim Zbaw icielem . Ten Zbaw iciel zdjął ze m nie w szystko, dał m i now e życie, radosne życie — to, co było niem ożliw e

dla lu d z i! : gggf!

Otóż ten m łodzieniec przestrzegał p rzy k a ­ zań od początku, ale nie m iał żyw ota w ieczne­

go. Nie zbaw ią Cię Tw oje czyny, nie pomoże Ci przestrzeganie całego zakonu, czy p rzy k a ­ zań Bożych. Jeżeli do Niego nie przyjdziesz i nie złożysz w szystkiego u Jego stóp, i nie pój­

dziesz za Nim! P a n Jezus w oła „Pójdź!”,

„Chodź za M ną”, nie m artw się!

U czniow ie się m artw ili: „Panie, m yśm y w szystko zostaw ili — żony, dzieci, dom y i co teraz będzie?” A P a n Jezus odpow iedział: „D a­

leko w ięcej otrzym acie w ty m życiu, a w p rzy ­ szłości żyw ot w ieczny” .

P a n Jezus nie zapom ina o nas w ty m ży­

ciu. N am się w ydaje, że gdy czegoś się w y rz e ­ kam y, to pozbyw am y się pieniędzy, pozbyw a­

m y się dobrej posady, pozbyw am y się przysz­

łego m ęża lub żony. Ale P a n Je zu s daleko w ię­

cej w yn ag rad za swoim w ielkim błogosław ień­

stw em . On dzisiaj w oła „Pójdź za M ną!” . „N a­

śladuj M nie!” . Jeżeli coś ci przeszkadza, On dzisiaj chce to z Ciebie zdjąć! Chce żebyś za Nim szedł, abyś Go naśladow ał.

Marian Gicrtlcr

(5)

C h r z e ś c i j a n i n a ś w i a t

Mimo iż zło w sw ojej istocie pozostaje niezm ienne, to jed n ak w ystępuje ono w najró żn o ro d ­ niejszych postaciach. My, chrze­

ścijanie, stale zn ajd u jem y się pod w pływ em tego w rogiego a zarazem ponętnego św iata, któ­

ry nas przyciąga, s ta ra się w nas zadomowić, czyha n a nas szukając szczeliny w naszym pancerzu. Chce nas usidlić, chce abyśm y zstąpili do jego w łas­

nego poziom u życia, abyśm y przyjęli jego sposób w idzenia i

postępow ania.

Czyni to stopniow o, bez przerw y w y w ierając n a nas n a ­ cisk. P ragnie zatrzeć różnice, wszczepić nas w swój organizm , abyśm y przestali być k o n se r­

w ującą „solą ziem i” i ro zp ra ­ szając m rok „św iatłością św ia­

ta ” . Z tego w łaśnie w zględu, naw et dla chrześcijan, k tórzy w przeszłości zajęli zdecydow aną postaw ę, istn ieje pew ien, o bli­

żej nieokreślonych w ym iarach te re n spraw niezupełnie dla nas jasnych, dyskusyjnych, brak jakby w yraźnej różnicy m iędzy

„chodzeniem w św iatłości” a

„chodzeniem w ciem ności”, ja ­ kaś jak b y „ziem ia n iczy ją” o niew yraźnych i zm iennycn g ra ­ nicach.

Czyżby w Biblii ten problem został pom inięty m ilczeniem ? Fakt, że nie m ówi ona czegoś szczególnego osobliwego w tej dziedzinie, nie oznacza b y n a j­

m niej, że nie m a n a ten tem at nic do pow iedzenia.

Wiele w yznań w iary ew ange­

licznej uzn aje Pism o Św ięte za jedyną (a w ięc dostateczną) za­

sadę w spraw ach w ia ry i po­

stępow ania. Nie m a potrzeby uzupełniać tego z każdym s tu ­ leciem coraz to now ą listą rze ­ czy zakazanych. W ierzym y, że szczere dziecko Boże może zna­

leźć w Biblii odpowiedź n a każ­

dy problem , gdyż podaje nam ona ogólne zasady, k tó re m ogą znaleźć zastosow anie w e w szy­

stkich sy tuacjach i k tó re zaw ­ sze pozw alają chrześcijaninow i poznać w olę Bożą dotyczącą je ­ go samego (niekoniecznie in ­ nych). Zasady te podaje Biblia, między innym i, w 8, 9 i 10 roz­

dziale I Listu do K oryntian.

Dla chrześcijan z K o ry n tu problem em było m ięso ofiaro­

w ane bałw anom . My, oczywiś­

cie, m am y inne problem y zasa­

dniczego znaczenia, bo chociaż problem y zm ieniają się zależnie od k ra ju i epoki, to jednak zasady, k tó re w skazują na ich rozw iązanie, pozostają bez zm ian. 1 |

Są one ta k samo ak tu aln e dla E uropy X X w ieku, jak były ak tu a ln e dla K o ry n tu w I w ie­

ku. Z anim jed n a k przejdziem y do sprecyzow ania ty ch zasad, zastanów m y się nad trzem a frag m en tam i b ib lijnym i o cha­

rak te rz e ogólnym.

T ekstem klasycznym tra k tu ­ jącym o odłączeniu chrześcija­

n in a od św iata jest te k s t z 2 L istu do K o ry n tia n 6,16— 17:

„Jak aż zgoda Kościoła Bożego z bałw anam i. A lbow iem eście wy kościołem Boga Żywego, jak pow iedział Bóg: Będę m ieszkał w nich i będę Bogiem ich a oni będą ludem Moim. P rzetoż w y- nijdźcie spośród nich i odłącz­

cie się a nieczystego się nie do­

tykajcie, a J a w as p rzy jm ę ” . W iersz 16 zaw iera pozytyw ­ ne stw ierdzenie, że chrześcija­

nie są ludem Bożym i pew nego rodzaju św iąty n ią przeznaczoną dla Boga'. N atom iast treścią w iersza jest konieczność odłą­

czenia się lu d u Bożego od n ie ­ czystości św iata. W oczyw isty też sposób w ykonanie treści w iersza 17 jest uzależnione od w ypełnienia się w życiu chrze­

ścijan treści w iersza 16.

N a nieszczęście, niektórzy chrześcijanie, m ając zresztą jak najlepsze zam iary, położyli n a ­ cisk w pierw szym rzędzie na odłączenie „od św iata” w ogóle niż na odłączenie „dla. Boga” . W ten sposób dali oni do zrozu­

m ienia, że istota uśw ięcenia po­

lega na w strzy m y w an iu się od pew nych rzeczy, określanych m ianem „rzeczy tego św ia ta ”, zapom nieli jednak, ż e n i e m a p r a w d z i w e g o i s k u ­ t e c z n e g o o d ł ą c z e n i a o d ś w i a t a b e z u p r z e d ­ n i e g o p r a w d z i w e g o o d d a n i a s i ę B o g u . G dy­

by uśw ięcenie polegało n a nie- robieniu tego lub tam tego, na w strzym yw aniu się od tak iej czy innej rzeczy, n a un ik an iu tak ich lub innych m iejsc, to m an ek in a z w ystaw y i niebosz­

czyka na cm entarzu m usielibyś­

m y uznać za św iętych. Zajęto się raczej oznakam i zew nętrz­

nym i uśw ięcenia niż jego w e­

w n ętrzn y m źródłem, raczej owocami, niż korzeniam i. Za­

pom niano, że r z e c z y w i ś c i e o d ł ą c z o n y m o d ś w i a ­ t a j e s t s i ę t y l k o w t a k i m s t o p n i u , w j a ­ k i m j e s t s i ę o d d a n y m C h r y s t u s o w i . Z byt często ścisłe spełnianie p rak ty k relig ij­

nych, zew nętrzny konform izm , u k ry w a w ew n ętrzn ą jałowość, co n a dłuższą m etę prow adzi do obłudy. Jezu s rz e k ł: „Biada w am uczeni w Piśm ie i fa ry ­ zeusze obłudni... na zew nątrz w ydajecie się ludziom spraw ie­

dliwi, w ew n ątrz zaś jesteście pełni obłudy i bezpraw ia” (Mat.

23, 27.28).

N ikt z w iększą dokładnością niż oni nie oddzielał się od n ie­

czystości. Sam a n aw et nazw a

„fary zeu sz” w yw odzi się z h e­

brajskiego czasow nika „pha- ra s h ”, co znaczy „oddzielać, se­

p arow ać” . Byli to separytyści w całym tego słow a znaczeniu.

Mimo to Jezu s oskarża ich, bo chociaż byli odłączeni ze­

w nętrznie, to jed n ak nie byli odłączeni „dla Boga” .

T aką sam ą w ym ow ę m a rów ­ nież te k st z 12 rozdziału Ew.

M ateusza (wiersze 43-45): „A gdy duch nieczysty w yjdzie z człowieka, w ęd ru je po m iejscach bezw odnych szukając odpocz- nienia, ale go nie znajduje.

W tedy m ów i: W rócę do domu swego, skąd wyszedłem , i przy ­ szedłszy, zastaje go opróżniony, w ym ieciony i przyozdobiony.

Wówczas idzie i zab iera z sobą siedem duchów innych, gor­

szych od niego, i wszedłszy m ieszkają tam ; i byw a końco­

w y stan człow ieka tego gorszy niż p ierw o tn y ” . F rag m en t ten w skazuje na bezużyteczność ■ —■

naw et n a niebezpieczeństw o — tylko zew nętrznej reform y, bez zm ian i napełn ien ia serca.

U sunięcie n iek tórych rzeczy, bez zastąpienia ich innym i, w y ­ tw a rz a „próżnię” (w. 44).

Sztucznie narzucona m oralność pozostaw ia człowieka bez obro­

ny przed złym i mocami, które u siłu ją się w nim zadomowić.

Toteż napisano, że „byw a koń­

cowy stan człowieka tego gor­

szy niż p ierw o tn y ” (w 45). T y 1-

k o w ó w c z a s , k i e d y b ę -

(6)

d z i e m y n a p e ł n i e n i C h r y s t u s e m , n i e b ę ­ d z i e w n a s w i ę c e j m i e j s c a d l a ś w i a t a . J e ­ d y n ą rea ln ą ochroną przed św iatem jest nasza stała osobi­

sta społeczność z P anem . T ym ­ czasem człowiek, gdy stra c i tę społeczność, sta ra się zachow y­

w ać jej pozory.

D arem ny tru d ! Lepiej jest ujaw nić porażkę i sta ra ć się jej n atychm iast zaradzić. Jedno jest poselstw o dla nas chrze­

ścijan: „C zuw ajm y, abyśm y zawsze byli n apełnieni C h ry stu ­ sem ”.- Nie m a potrzeb y zryw ać stary ch liści, k tó re nie opadły jesienią. Wiosną, w raz z p rz y ­ pływ em soku, pow raca życie i pozostałe liście sam e się o d ry ­ w ają. N ow a m iłość nie pozosta­

w ia już m iejsca sta ry m uczu­

ciom. Tak się też rzecz przed ­ staw ia z C hrystusem i sp raw a­

mi tego św iata.

N aszym trzecim tek stem jest 15 w iersz drugiego rozdziału I Listu św. Ja n a : „N ie m iłujcie św iata, ani ty ch rzeczy, k tó re są n a świecie. Jeśli kto m iłuje św iat, nie m a w nim miłości O jca” . Zauw ażm y, po pierw sze, że J a n m ówi o ty ch spraw ach na płaszczyźnie naszych u c z u ć . N ie m ówi on: „N ie idźcie w św iat” , jak to czyni w ielu kaznodziejów , lecz m ów i:

„nie m iłujcie św iata” . Być czło­

w iekiem św iata (świeckim), to przede w szystkim sp ra w a ser­

ca; jest to raczej p o staw a niż działanie. Dużo jest chrześcijan, k tórzy nie robią tego, nie idą tam , a m im o to są w gruncie rzeczy przyw iązani do św iato­

w ych uciech. Ich uczucia błą­

dzą w św iecie i ich p rag n ien ia zwrócone są ku św iatu. Iluż to chrześcijan przez w iele la t u le­

gało zw yczajom swego ew an­

gelicznego środow iska i dlatego nie chodzili do kina? ... Cóż, kie­

dy w raz z nastan iem telew izji w idzim y ich, jak spędzają całe dnie przed odbiornikam i oglą­

dając te sam e dw uznaczne fil­

my, któ re jeszcze niedaw no tak bardzo potępiali. Św iat zawsze m iał w ich sercach sw oje m iej­

sce, nie u zew nętrzniał się je d ­ nak pod pozoram i potępienia otoczenia. D latego B ó g k ł a ­ d z i e n a c i s k n a s t a n w e w n ę t r z n y , a n i e t y l k o n a z e w n ę t r z n y

c z y n .

D alej J a n stw ierdza, że m i­

łość do Ojca i m iłość do św iata w zajem nie się w yłączają. Obec­

ność jednej narzuca nieobec­

ność drugiej.

W sw oim czasie m ieliśm y na naszym w ydziale teologicznym:

pew nego stu d e n ta o spóźnio­

ny m pow ołaniu. P raco w ał w lotnictw ie w stopniu pułk o w n i­

k a a będąc k aw alerem przez w iele la t prow adził on rozw ią­

zły try b życia. W skutek długiej choroby, pod w pływ em św ia­

dectw a pew nej w ierzącej p ie ­ lęgniarki oraz w w y n ik u pilnej le k tu ry P ism a Św iętego czło­

w iek ów naw rócił się do Boga, a następ n ie całkow icie zaanga­

żow ał się w służbę dla P ana.

Będąc szczególnie uzdolniony do ew angelizacji indyw idualnej, p raw ie codziennie w y k o rzy sty ­ w ał okazję, aby udać się do są­

siadującego z w ydziałem baru.

Tam , siedząc n a stołku p rzy fili­

żance kaw y, naw iązyw ał rozm o­

w ę z posilającym i się obok ludźm i.

Pew nego dnia jakiś m łodzie­

niec słuchając jego św iadectw a o Jezusie C hrystusie, zrobił m u niezbyt tra f n y z a rz u t: „Zgoda, lecz jako chrześcijaninow i nie wolno p an u pójść do k a b a re tu F olies-B ergere!” Nasz p rz y ja ­ ciel (który w przeszłości w tego rodzaju lokalach byw ał) odparł m u bez w ah an ia: „Mój drogi, jako chrześcijan in jestem cał­

kow icie w olny i m ogę pójść, gdzie mi się spodoba. Je d n ak dobrze w iem , że Jezus C hrystus, k tó ry jest dla m nie serdecznym przyjacielem , nie m ógłby m i w takim m iejscu tow arzyszyć.

G dybym ta m się udał, m usiał­

bym Go zostaw ić za drzw iam i.

Otóż społeczność z N im i Jego przy jaźń są dla m nie zbyt c e n ­ ne i zbyt nieodzow ne, abym je kiedykolw iek pośw ięcał za tak ą cenę!”

Ż adnych kłopotliw ych w y ­ jaśn ień w tej odpowiedzi, żad­

nych pobożnych frazesów lub odw oływ ania się do przykazań.

Miłość C hry stu sa zupełnie w y ­ starczyła. Z resztą, była to je d y ­ na odpow iedź zdolna zadowolić owego rozmówcę.

George W inston

z f r a n c u s k i e g o t i u m . A . P a w l u c z u k

R a d a

d l a a m a t o r o m t e l e m i z o r a

N adzw yczajny w ynalazek.

Telew izja jest dzisiaj już bardzo rozpow szechniona. K tóżby się nie zachw ycał najróżniejszym i program am i i m ożliw ością w i­

dzenia tego, czego by w życiu nigdy n ie zobaczył bez tele w i­

zora.

Je d en k ró tk i epizod z życia codziennego: D w oje m łodych ludzi, k tó rz y rozpoczęli w spólne życie m ałżeńskie, otrzym ali w raz z w ielom a podarunkam i weselnym i, jeszcze dość pokaź­

ną kw otę pieniężną na zakupie­

nie sobie n a pam iątk ę ślubu cze­

goś w edług w łasnego w yboru i gustu. Po dłuższym rozw ażaniu a także w edle rad y życzliw ych znajom ych, postanow ili zakupić telew izor. M ając odpow iednią kw otę do dyspozycji, w ybrali się aby obejrzeć, no i nabyć so­

bie sprzęt, k tó ry uchodzi nie tylko za m odne i efektow ne dopełnienie urządzenia m iesz­

kania, lecz także za sym bol no­

woczesności w społeczeństw ie.

Działo się to w w ielkim mieście, gdzie w ybór b ył obfity.

Obeszli kilk a sklepów tej b ra n ­ ży, oglądali a p a ra ty różnej wielkości i różnych m arek fa ­ brycznych, k tó ry m to w a­

rzyszyło w iele ponętnych re ­ klam . N areszcie n a tra fili na bardzo efektow nie w yglądający telew izor zaopatrzony w tak ą reklam ę: „Telew izor w domu

— ś w i a t w d o m u ” . Bo rzeczyw iście przy pom ocy tego przy rząd u m ożna oglądać na w łasne oczy, co się na szerokim

świecie dzieje.

M łoda pani przeczytała re ­ klam ę, odruchow o pow tarzając:

ś w i a t w d o m u ... ś w i a t w d o m u ...”. S pojrzała na m ęża i m ówi: „Co? św iat w do­

m u? Czy nie dosyć nam , że w sw ym życiu codziennym spoty­

kam y dokoła ty le rzeczy, które zajm ują nam um ysł, ta k nieraz bardzo i że przeszkadzają w naszym życiu duchow ym i biegu do celu niebiańskiego, a m y m am y jeszcze i do dom u n a ­ szego sprow adzać św iat, ducha czasu, z k tó ry m i bez tego m a­

m y ty le trudności, aby zacho­

wać jasność biblijnego poglądu

(7)

Dobra Notuina dla am sterdam skiej ulicy

n a wieczność, n a stosunek do Boga i do bliźnich ...

Podkreślić chcę, że byli to młodzi ludzie w ierzący w edług Słowa Bożego i dlatego też Joyli jednom yślni w sw ych p rze­

życiach i postępow aniu.

Gdy wyszli ze sklepu w dal­

szym ciągu rozm aw iali n a te ­ m at swego przeżycia. Jakże m oglibyśm y po w yprow adzeniu przez łaskę Bożą ze św iata grzechu, teraz tenże św iat grzechu w prow adzać do dom u swojego? W żadnym razie!

Przecież czytaliśm y w ty ch dniach takie słowa P ism a Św ię­

tego: „K to m iłuje św iat, nie ma w nim m iłości Ojca. Albowiem wszystko, co jest n a świecie, jako pożądliwość ciała, i po­

żądliwość oczu, i pych a żyw ota, toć nie jest z Ojca, ale jest ze świata. I św iat przem inie, i po­

żądliwość jego, ale kto czyni wolę Bożą, trw a n a w iek i” (1 Jan a 2,15-17).

W róciwszy zaś do dom u za­

pragnęli jeszcze bardziej u pew ­ nić się, ico Słowo Boże m ówi o tego rodzaju spraw ach. O tw o­

rzyli więc Pism o Św ięte i to te, które otrzym ali w śród darów weselnych, a po dłuższym szu­

kaniu m ąż odnalazł w księdze Kaznodziei Salom onow ego (1, 7-14) słowa: „W szystkie rzeczy są pełne zabaw a człow iek nie może ich w y m ó w ić; o k o n i e n a s y c i s i ę w i d z e n i e m a u c h o n i e n a p e ł n i s i ę s ł y s z e n i e m ...” . Do tego przeczytali i dalsze słowa z drugiego rozdziału tejże księgi (wiersze 4-18). Słowo Boże s ta ­ ło się im św iatłem , k tó re uk a-

* zało im w iele innych spraw , o których dotąd n aw et nie m yśle­

li. Dlatego też podziękow ali Bo­

gu, że uchronił ich od w ielu kłopotów, k tó re w ynik n ęły b y niew ątpliw ie, jeśliby n ieo p atrz­

nie w prow adzili św iat do swego domu.

Tak zakończyła się w yp raw a młodego m ałżeństw a po telew i­

zor.

A Ty, m iły C zytelniku, p rze ­ myśl to dobrze coś przeczytał, dokonaj sam zdecydow anego wyboru, i w ybierz: „B iblia w dom — Bóg w dom ” . Wiedz, że Bóg w sercu — roztropność w życiu. Tej decyzji nie pożałujesz nigdy.

Karol Kaleta

Bardzo długa ulica od której

— w praw o i w lew o — odcho­

dzą w ąziutkie,.ciem ne przeczni­

ce pełne zakam arków . N ajw ię­

cej tu ta j m rocznych barów , ośw ietlonych skąpym czerw o­

nym św iatłem . Za stolikam i, i n a pluszow ych k an ap k ach — pojedyńczo lub po k ilk a — sie­

dzące kobiety. H ałaśliw a m uzy­

ka w ydobyw a się przez okna i drzw i m alutkich lokali na uli­

cę, n a k tó re j tłoczy się ludzkie m ro w ie : przechodnie, włóczęgi i chuligani, sezonowi robotnicy, m ary n arze ze w szystkich za­

kątków św iata, i m niej liczni turyści. M iędzy spelunkam i i sklepam i, w k tó ry c h sprzedaje się pism a pornograficzne, obok m ałych a n ty k w a riató w biegnie w górę w ąska ulica w k ieru n k u O udesijds A chterburgw all, dzieląca cały te n m roczny la b i­

ry n t n a dw ie części. Mostki, ulice, i nabrzeża pełne są ludzi ulicy, policjantów i przechod­

niów żądnych w rażeń. Zaułki są ośw ietlone skąpym św iatłem , rzadko stojących, sta ry c h la­

tarń .

Ulicam i tego lab iry n tu idzie pew nym kro k iem jakiś m ęż­

czyzna. Może m ieć około 40 lat, jest wysoki. P rz y jak iejś w y sta ­ w ie — otoczonej bardziej za­

gęszczonym tłum em m ężczyzn

w różnym w ieku — zatrzym uje się. O garniając — powoli — spokojnym w zrokiem całe zbie­

gowisko, podnosi w górę rękę i m ocnym głosem, w którym brzm i zachęta, zw raca się do stojących: „S iostry i bracia, słu­

chajcie m nie. Przyszedłem tu ­ taj, żeby w im ieniu Boga N aj­

wyższego, którego dziećmi w szyscy jesteście, mówić do w as!”

Ludzie jakoby obudzeni ze snu odw racają w jego k ie ru n ­ ku tw a rz e i stłaczają się, przy, nim , grom adnie. A ni wyzw iska, ani prow okujące śm iechy, ani gesty zniecierpliw ienia nie p rze ry w a ją jego słów. O pano­

w anym głosem przem aw ia do ludzi stłoczonych n a chodniku.

Mówi o m iłości Boga do ludzi,|

a więc i do nich, o ich nieszczę­

śliw ym życiu, o ra tu n k u danym przez Boga, o rozpoczęciu n o ­ wego życia, takiego, które by m ogło podobać się Bogu. Tłum m ilczy. K obiety w chodzą i w y ­ chodzą ze sw oich domów, ulicą ciągną przechodnie prow adzący n a sm yczach psy, grupki m ary ­ n arzy uw ażnie słuchają — sto­

jąc n a szeroko rozstaw ionych

nogach; w tłum ie znalazło się

n aw et k ilk u holenderskich tu ­

rystów . W idać jednak, że treść

jego poselstw a tra fia tylko do

(8)

niektórych słuchaczy. Raz- po raz zw raca się bezpośrednio do którejś z kobiet — w zyw ając, zaklinając i prosząc, żeby zde­

cydow ała się rozpocząć now e życie, życie z Bogiem, a skoń­

czyła ze swoim diabelskim ży­

ciem. W reszcie kaznodzieja ogłasza, iż każdy, kto pragnie skończyć ze sta ry m życiem, znajdzie pom oc w ośrodku „A r­

m ii Z baw ienia” (Leger de Heils). Jego tw a rz i oczy w y ­ rażają zachętę do podjęcia de­

cyzji, a p rzekonyw ujący ru ch ręki podkreśla praw dziw ość za­

proszenia w yrażonego słow em . Tłum pulsuje. Je d n i słu chają uw ażnie, inni odchodzą po k rótkim zatrzy m an iu się. Ale grom ada pow iększa się, mimo tych fal odpływ u i przypływ u.

K ró tk ą chw ilę ciszy m iędzy słow am i kaznodziei przery w a donośny k rzy k dochodzący z

okna pobliskiej spelunki. Jego głos tężeje na m om ent. K azno­

dzieja m ów i jeszcze chwilę, i kończy m odlitw ą, polecając sw oich słuchaczy Bogu, k tó ry m a moc zb aw ić. każdego czło­

w ieka. M odlitw a dobiega końca.

K aznodzieja spogląda w tw arze słuchaczy u p rzejm ie i z sym ­ patią, nie dostrzegając, że jest dla nich ja k b y oazą św iatła w labiryncie ciemności. Jeszcze chw ilę czeka, po czym, to ru jąc sobie drogę w śród ludzkiego m row ia, i w ym ieniając k ró tk ie słow a ze stojącym i, znika w m roku zalegającym ulicę.

T łum rozchodzi się. Czy ci ludzie p rzy jęli zbawczą w ieść?

Może ubaw ili się po p rostu?

Może stali się lepsi? Może inni?

Jak aś m łoda kobieta idzie po­

woli w zam yśleniu — ze spu­

szczoną głow ą — do zn ajd u jące­

go się opodal domu. M arynarza, k tó ry ją zaczepił odtrąca gw ał­

tow nie. Stoi jeszcze chw ilę spo­

glądając za c z ł o w i e k i e m , k tó ry przed chw ilą skupił n a swoim Poselstw ie uw agę ulicy.

P a trz y w niebo. Jeszcze m o­

m ent, i rzucając w praw o i w lew o spłoszonym wzrokiem , znika pędem w drzw iach dom - ku. Słychać chrzęst p rzek ręca­

nego klucza w zam ku, trzask rozsuw anej kotary, i w oknie rozbłyska przytłum ione czer­

w one św iatło.

— Czy w szystko zotanie jak było?

Herbert Ilcit!

(O p r . a b c )

„Odważnie schodząc do piekła, na­

w et w połow ie nie doznasz jego żaru” (Eberhard Stammler)

Rodzina

Nie znam y im ion żony i córki, poniew aż im iona ich nie są w ym ienione, lecz rodzina J a iru s a znana b y ła w m ieście.

Ja iru s, jako przełożony synago­

gi w K a fa rn a u m , b ył z n a n y m i szanow anym człow iekiem . A poniew aż był odpow iedzialnym za porząd ek nab o żeń stw w s y ­ nagodze, n ie je d n o k ro tn ie był św iadkiem kazań Jezusa. On też u d o stęp n iał Jezusow i s y n a ­ gogę d la Jego m isji, i zapew ne w idział w iele cudów , k tó re J e ­ zus uczynił w K a fa rn a u m (Łuk.

11, 23). J airusow ie posiadali tylko jedno dziecko- — córecz­

kę, (Łuk. 8, 42), k tó rą bardzo kochali, p rzelew ając n a n ią c a ­ łą sw óją m iłość rodzicielską.

Pew nego raziu córka ich zachorow ała, o padły ją zupeł­

nie siły i żaden lek a rz nie był w stanie jej pomóc. Rodzi­

ce w iele nadziei w iązali ze sw ym dzieckiem , lecz teraz św iat p rze stał d la n ich istnieć.

T rudno jest w yrazić, czy opisać żali rodziców , k tó rz y tra c ą sw o­

je ukochane dziecko. Ja iru so -

Jairusa

E w . M a r k a 5, 34-43 w ie z astan aw iali się w ja k i je ­ szcze sposób m ogliby pomóc je ­ dynem u dziecku? — I doszli do jednego w niosku, że tylko J e ­ zus iz N a z a re tu m oże uzdrow ić ich ciężko chorą córkę.

J a iru s u d a je się szybko n a spotkanie z Jezusem , gdyż J e ­ zus w ty m czasie p rzeb y w ał nad m orzem G alilejskim . Szczęśliw e są dzieci rodziców w ierzących, k tó rz y w sw ych potrzebach śpieszą do Jezusa.

J a iru s przychodząc do Jezusa, nie p y ta się o m ożliw ość u z d ro ­ w ienia, On rzuca się do stóp M istrza i w ypow iada słow a p e ł­

ne bólu i goryczy „m oja córka jest u m ie ra ją c a ” . A potem ;

„ P rzy jd ź P a n ie i połóż swą dłoń n a jej główce, a będzie zdrow a i żyć będ zie” .

W iara J a iru s a jest ta k w iel­

ka, ja k jego potrzeba. C zytam y (w Ew. M at. 9, 19), że Jezus w sta ł i poszedł za n im . D la ludzi w ierzący ch i . ich w iary, Jezu s zawsze dysp o n u je cza­

sem, słyszy ich p rośby i zawsze

jest gotów do udzielenia pom o­

cy. W drodze do chorego dziec­

ka zoistaje Jezus z atrzy m an y przeiz, n iew iastę, k tó ra przez 12 la t cierpi na nieu leczaln ą cho­

robę. P ró b a cierpliw ości i w ia­

ry d la J a iru s a — jak uciążli­

w ym było to czekanie.

J e s t to p rz y k ła d dla nas, ja k m u sim y być w y trw a li w wierze. W spom nijm y n a A b ra ­ ham a, ja k długo m u siał czekać na syna, M arię oczekującą na ową godzinę, w k tó re j Jezus okaże ch w ałę Sw oją. S iostry Ł azarza oczekujące n a Jezusa (por. J a n 11, [6). Żona J a iru s a p rzeb y w a w dom u przy łóżku chorego dziecka. Je j m o d litw y tow arzyszyły w drodze m ężo­

wi, a oczy skierow ane by ły na chore dziecko. To było bardzo ciężkie przeżycie i dośw iadcze­

nie w w ierze, k ied y jej jedy- - n e dziecko u m ie ra , a Jezusa jeszcze nie ma, — jeszcze nie przyszedł.

Czy to w szy stk o m iało sens czy n ie było za późno? Z tek stu nie w ynika, żeby Jairuisow ie z tego pow odu czynili Jezusow i w y rz u ty . Zw yczajem p rz y ję ­ ty m w k ra ja c h W schodu obrzę­

dowi pogrzebow em u tow arzy­

(9)

szył płacz, zgiełk i h a rm id e r (por. M ał. 9, 23). Im głośniej w yrażano żal, 'tym serdeczniej było to p rzyjm ow ane. Istn ieli zawodowi płaczkow ie i zaw odo­

we płaczki, k tó rz y w t a k t m u ­ zyki i żałosnych Wołań okazy­

wali swoje p rzyw iązanie i sza­

cunek d la zm arłych, (por. J e ­ rem . 9, 17-18).

W takim układzie sm utek, płacz i śm iech szły obok siebie.

Nie w ierzono, że m ożna w zbudzić zm arłego i dlatego w yśm iew ano Jezusa, że n ie zdaje sobie sp raw y, że dziew­

czynka na pew no u m arła.

Płacz i żałość zw iązane b y ­ ły z n iew ia rą. T akim jest obraz św iata żyjącego bez nadziei, — w ierzącego, że w raz ze śm iercią kończy się w szystko. T acy lu ­ dzie przechodzą obojętnie obok Jezusa. Jezu s nie ulega triu m ­ fowi śm ierci — On bierze z Sobą trz e c h uczniów , ojca i m atk ę (por. Ł uk. 8, 51) idzie do pokoju, gdzie leży u m arłe dziecko. Z Jezusem przeży w ają cud, słyszą Jeg o m ocne słow a:

„Dzieweczko w sta ń !” Są zasko­

czeni — n ie p o tra fią zrozum ieć ja k to się stało, i d latego Jezus zw raca się do najbliższych, m ó­

w iąc: „dajcie jej coś zjeść” .

Jezu s m a moc. Je m u pod­

porządkow ane ,są p raw a życia i śm ierci. C hętnie chcielibyśm y w iedzieć, czy J a n u s i jego ro ­ dzina w późniejszym okresie zaliczali się do k ręg u uczniów Jezusa? Pism o Św. nic o ty m n am n ie mówi. C órka J a n u s a w późniejszym czasie znowu zm arła podobnie jak Łazarz, czy uczeń z Nairn. Cud uczy­

niony przez Jezu sa potw ierdza fak t, że Jezu s odebrał mOc śm ierci.

W Z m a rtw y c h w stan iu J e ­ zusa, życie po w szystkie czasy zwyciężyło nad śm iercią.

Kazimierz Muranty

B I B L I A I T E O L O G I A

PodstamoLue zasady chrześcijan ewangelicznych

Z jednoczony Kościół Ew angeliczny jest ty ­ pem W olnego Kościoła i stanow i ew angeliczne skrzydło p ro te sta n ty zm u polskiego. Głów ne ele­

m enty jego d o k try n y zostały podane w statucie Kościoła. S ta tu t Kościoła podaje, że „Z jedno­

czony Kościół Ew angeliczny w PR L tw orzą w y ­ znaw cy zgrupow ani w Z borach istniejących na obszarze P ań stw a Polskiego na podstaw ie w y ­ znaw anej w spólnie w iary, ustanow ionej dla kościołów chrześcijańskich przez Jezu sa C hrys­

tusa. Tę w spólnie w yznaw aną w ia rę S ta tu t precyzuje następująco:

„ Je st to w iara:

— w nieom ylność całości P ism a Ś w ięte­

go — Biblii, jako Słow a Bożego, n a t­

chnionego przez D ucha Świętego,

— w Trój jedynego Boga — Ojca, Syna i D ucha Świętego,

— w Synostw o Boże Jezusa C hrystusa, poczętego z D ucha Św iętego, n a ro ­ dzonego z M arii Dziewicy,

— w Jego śm ierć n a krzyżu za grzechy św iata i w Jego zm artw ychw stanie w ciele,

■ —■ w Jego w niebow stąpienie i pow tórne p rzyjście dla u stanow ienia K rólestw a Bożego na ziemi,

— w chrzest D ucha Św iętego w edług Pism a Św iętego,

—■ oraz w w ieczne życie i w ieczne p otę­

p ien ie”.

Członkowie Zjednoczonego Kościoła E w an­

gelicznego n azyw ają się chrześcijanam i e w an ­ gelicznymi.

N ie będziem y n a tym miejiscu om awiać szczegółowo poszczególnych elem entów tej dok­

try n y , lecz dokonam y p róby przedstaw ienia podstaw ow ych zasad chrześcijan ewangelicz­

nych, któ re w y n ik a ją z nau k i Pism a Św iętego:

1. PISMO ŚWIĘTE JEST PODSTAWĄ NAUKI

W ierzym y, że w szystkie księgi Pism a Św iętego zostały napisane pod natchnieniem D ucha Ś w ięteg o : „A lbow iem proroctw o nie przychodziło nigdy z woli ludzkiej, lecz w ypo­

w iadali je ludzie Boży, n atch n ien i Duchem Ś w iętym ” (1 P t 1,21); „Całe Pism o Św ięte przez Boga jest n a tc h n io n e ” (2 Tym. 3,16). Pism o Św ięte ■ —- jest jed y n y m źródłem poznania Bo­

ga, jest objaw ieniem Bożym o Bogu, o stw orze­

niu św iata, o u padku człow ieka i o Bożym pla­

nie zbaw ienia lub odkupienia rodzaju ludzkie­

go. O bjaw ienie Boże zostało ludziom przekaza­

ne przez proroków , przez Jezu sa C hrystusa i Jego Apostołów. O bjaw ienie Boże jest Słowem Bożym, słow em żyw ota, pełnym łaski Bożej.

Słowo Boże m a moc. J e st ono św iatłością n a ścieżce naszej (Ps. 119,105); jest „żywe i skuteczne, ostrzejsze niż w szelki miecz obo­

sieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, staw ów i szpiku, zdolne osądzić zam ia­

ry i m yśli serca” (Hebr. 4,12).

Słowo Boże oświeca um ysł, naucza nas, obdarza w iarą, w znieca bojaźń Bożą, odradza, oczyszcza i prow adzi do nowego życia w Jezu ­ sie C hrystusie (Efez. 5,26; J a n 1,18; 1 P t 1,23).

Ci, k tórzy m iłu ją P a n a są w ezw ani do w ykony­

w an ia Słow a Bożego i przestrzegania Jego św iętych przykazań (Jan 14,23),

9

(10)

Jesteśm y głęboko przekonani, że nie m a takiej księgi, k tó ra pod w zględem treści i zna­

czenia m ogłaby zastąpić Pism o Św ięte. Pism o Św ięte — to jed y n a księga, k tó ra objaw ia wolę Bożą odnośnie do zbaw ienia grzeszników . W szystko to, w dziedzinie zasad w iary , co jest sprzeczne z P ism em Ś w iętym lub nie jest na nim o parte pow inno być przez chrześcijan od­

rzucone. Żadne postanow ienia Soborów i Sy­

nodów, żadne uchw ały k iero w n ictw w spólnot kościelnych nie pow inny być przy jęte, jeśli są sprzeczne z Pism em Ś w iętym : „Ale choćbyśm y n a w e t m y (apostołowie) albo anioł z nieba zw iastow ał w am ew angelię odm ienną od tej, którą m yśm y w am zw iastow ali, niech będzie p rzek lęty ” (Gal. 1,8). Bóg mówi, do Słow a Bo­

żego n ie w olno nic dodać od niego caś odjąć (Deut. 4,2; P rzyp. Sal. 30,5— 6; Obj. 22,18— 19).

2. CZŁONKAMI ZBORU

MOGĄ BYC WYŁĄCZNIE LUDZIE ODRODZENI

Now y T estam ent naucza, że n ajbardziej w zniosłą in sty tu cją n a św iecie jest Kościół Bo­

ży (Hebr. 3,6). Kościół założył Sam Jezu s C hrys­

tus (Mt 16,18) w yłącznie z ludzi odrodzonych, w ierzących, celem społecznego uw ielbiania Bo­

ga i służenia Mu. Od k a n d y d a ta n a członka Zboru oczekuje się głębokiej, gorliw ej w ia ry w zbawczą ofiarę C hry stu sa oraz w y znania swego naw rócenia do Boga i przeżycia w ew nętrznego odnow ienia i odrodzenia. Je ste śm y zdania, że jeśli człowiek, m ian u jący siebie chrześcijani­

nem, nie przeżył odrodzenia z D ucha Św iętego i w ody żywego Słowa Bożego, oszukuje samego siebie, gdyż C hrystus pow iedział: „Jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć K róles- stw a Bożego... jeśli się kto nie narodzi z w ody i z Ducha, nie może w ejść do K rólestw a Boże­

go” (Jan 3,3— 5). W zw iązku z tym , każdy czło­

w iek m usi św iadom ie przeżyć u p am iętan ie i naw rócenie: „P rzeto u p am iętajcie się i naw róć­

cie się, aby były zgładzone grzechy w asze”

(Dz. Ap. 3,19).

Kościół dopuszcza do ch rztu tylko w ierzą­

cych; tylko ludzi, k tórzy przeżyli przem ianę swego życia, pow stali z m artw ego, grzesznego stanu do życia duchow ego w Jezusie C h ry stu ­ sie (Efez. 2,1— 10). Nie w ierzym y w chrześci­

jaństw o dziedziczone, nie w ierzym y w przy łą­

czenie do Z boru niem ow ląt drogą sakram entu chrztu bez św iadom ego przeżycia naw rócenia i upam iętania. W ierzym y jednak, że dzieci, któ­

re nie popełniły św iadom ie grzechów, także bez chrztu należą do K rólestw a Bożego i w w y ­ padku śm ierci, odziedziczą żyw ot w ieczny (Mt 18,3; M k 10,14). G rzech p ierw orodny bow iem został zgładzony dzięki śm ierci Jezu sa C hrys­

tusa, k tó ry p rzy ją ł na Siebie grzech całego śWiata. K ażdy człow iek ponosi odpow iedzial­

ność przed Bogiem za sw oje grzechy św iadom e i sam pow inien naw rócić się do P a n a i p rzy ­ nieść godny owoc p o kuty (Mt 3,8).

W ierzym y, że C hrystus, m ów iąc o narodze­

niu z wody, nie m iał n a m yśli w ody n atu ra ln e j, lecz Sw oją naukę, Słowo Boże (Jan 4,14; 7,37—•

—39). Jezus C hrystus nie nauczał, że w oda n a ­ 10

tu ra ln a , a więc m ate ria m a moc dokonać du­

chowego przekształcenia człow ieka: „D uch to jest, k tó ry ożywia. Ciało nic nie pom aga. Sło­

wa, k tó re pow iedziałem do was, są duchem i żyw otem ” (Jan 6,63). O drodzenie człow ieka od­

b yw a się nie dzięki kąpieli w w odzie lecz mocą Słow a Bożego i D ucha Św iętego w atm osferze św iadom ego u p am ię ta n ia i naw rócenia do Boga.

O dstąpienie od tej zasady stw a rz a tzw.

m artw e Kościoły, k tó re m ają w swoich szere­

gach ludzi prow adzących grzeszne życie. K oś­

ciół traci w te d y sw oje znam ię czystości i św ię­

tości, p rze staje być solą ziem i i św iatłością św iata (Mt 5,13— 14; Efez. 5,27).

3. PRZYKAZANIE ODNOŚNIE DO CHRZTU I WIECZERZY PAŃSKIEJ

DOTYCZY WYŁĄCZNIE LUDZI ODRODZONYCH

Ż adna p raw d a b ib lijn a nie ulegała w dzie­

jach chrześcijaństw a takim dow olnym zm ia­

nom, ja k te dw a ustan o w ien ia Jezu sa C hrys­

tusa. N aszym zadaniem jest przestrzeganie tego przy k azan ia i w ykonyw anie go zgodnie z pole­

ceniem naszego Zbaw iciela.

A. Chrzest

W ierzym y, że chrzest pow inien być w yko­

n y w an y przez zanurzenie, a nie przez pokro­

pienie lub polanie wodą. Po przejściu należytej próby i dośw iadczeniu przez w ielu św iadków praw dziw ości w y zn an ia i przeżycia odrodzenia (1 Tym . 6,12) k atechum en jest dopuszczany do w ypełnienia tego p rzykazania Jezu sa C h ry stu ­ sa. Chrzciciel oraz katech u m en w chodzą do w ody: „I zeszli obaj, Filip i eunuch, do wody, i ochrzcił go” (Dz. Ap. 8,38). Po w ejściu do w o­

dy chrzciciel w ym aw ia słow a: „Chrzczę ciebie w im ię Ojca i Syna i D ucha Św iętego” (Mt 28,19). N astępnie jeden raz zanurza k atech u ­ m ena do w ody i naty ch m iast podnosi go z w o­

dy. Jednorazow e zanurzenie do w ody jest p ra k ­ tykow ane jako sym bol pogrzebu i zm artw ych­

w sta n ia : „P ogrzebieni ted y jesteśm y w raz z nim przez chrzest w śm ierć, abyśm y ja k C hrys­

tu s w skrzeszony został z m artw y ch przez chw a­

łę Ojca, ta k i m y now e życie prow adzili”

(Rzym. 6,4). C hrzest w odny „jest nie pozby­

ciem się cielesnego brudu, lecz prośbą do Boga o dobre sum ienie przez zm artw ychw stanie J e ­ zusa C h ry stu sa” (1 P t 3,21). J e st on obietnicą ze stro n y grzesznika, odkupionego k rw ią Je z u ­ sa C hrystusa, być m artw y m dla grzechu, a ży­

w ym dla w yk o n y w an ia całej woli Bożej, obiet­

nicą nie oszczędzania swego życia i dążenia do nowego, czystego, uczciwego życia w Jezusie C hrystusie (Kol. 2,11— 12).

W ten sposób, chrzest je s t niezapom nianym

przeżyciem chrześcijanina, zew nętrznym w y ra ­

zem jego w ew nętrznego stan u duchowego, w y ­

raźn y m św iadectw em jego postanow ienia stać

zawsze po stro n ie Jezu sa C h rystusa jako Jego

naśladow ca, k tó ry u m arł i zm artw ychw stał z

C hrystusem .

(11)

Dzieła Ireneusza, T e rtu lia n a i innych pisa­

rzy starokościelnych m ów ią n am o tym , że chrześcijaństw o pierw szych dw óch w ieków znało tylko chrzest dorosłych w ierzących i że chrzest niem ow ląt był w tym czasie w ogóle nieznany. Pierw sze w ypadki chrztu niem ow ląt spotykam y dopiero na początku trzeciego w ie ­ wu. A dopiero w w ieku p iąty m i n astęp n y ch chrzest niem ow ląt stał się p ra k ty k ą pow szech­

ną. Naszym zadaniem jest po w ró t do zasad chrześcijaństw a pierw otnego.

B. Wieczerza Pańska

W ieczerzę P ań sk ą ustanow ił Jezus C hrys­

tus tej nocy, kiedy po raz ostatni w Sw oim ży­

ciu n a ziemi obchodził z uczniam i Sw oim i sta- rotestam entow ą Paschę (1 Kor. 11,23), d ając w ten sposób przykład, jak należy ją obchodzić w Zborach C hrystusow ych. N astępnie, Apostoł Paw eł otrzym ał specjalne o bjaw ienie od P a n a dotyczące znaczenia W ieczerzy P ańskiej i po­

rządku jej w ykonyw ania. R ozpatrzm y ten u sta ­ now iony przez P a n a porządek w edług zapisu w 1 Kor. rozdział jed en asty :

w. 23—24:

1. „P a n Jezus... w ziął chleb” w Sw oje ręce,

2. D okonał dziękczynnej m odlitw y, 3. „Z łam ał” Chleb,

4. Rozdając uczniom , pow iedział:

„Bierzcie, jedzcie, to jest ciało m oje za w as w ydane; to czyńcie n a p a m ią t­

kę m o ją” . w. 25:

5. W ziął k ielich z w inem , 6. Także podziękow ał,

7. Rozdając uczniom , pow iedział: „Ten kielich to now e przym ierze w e krw i m ojej; to czyńcie, ilekroć pić będzie­

cie, na p am iątkę m oją” .

Ten pro sty porządek, k tó ry P an ustanow ił, w inien być przestrzeg an y w Z borach aż do przyjścia Pańskiego. Z m iana tego p orządku jest odstępstw em od św iętego p rzy k a z a n ia Jezusa Chrystusa.

Nie u zn ajem y sa k ra m en tu przeistoczenia chleba w ciało C h rystusa i w in a w Jego krew . Nie w ierzym y w to, że w ierzący przy jm u jąc chleb i w ino, spożyw ają praw dziw e ciało i p iją praw dziw ą k re w Jezu sa C h ry stu sa. Jezu s C hrystus w ziął chleb, a ciało Jego stało obok.

W skazując n a Siebie, pow iedział: „To jest ciało moje za w as w y d a n e ”, a następ n ie w skazując na łam any chleb, pow iedział: „To czyńcie n a pam iątkę m o ją ”. Znaczy to, że każdy raz, gdy łamiemy chleb, w spom inam y Ciało C hrystusa

łam ane za nas w ciężkich cierpieniach. Podob­

nie, gdy p ijem y w ino podczas W ieczerzy, w spo­

m inam y K rew C h ry stu sa za nas w ylaną.

A postoł P aw eł nigdzie nie mówi, że chleb i w ino zam ieniają się na ciało i k rew C hrystu­

sa, ale — n a odw rót — pisze w w. 26: „Albo­

wiem, ilekroć te n chleb jecie, a z kielicha tego pijecie... w. 27: „Przeto, ktokolw iek by jadł chleb i pił z kielicha P ańskiego” itd. W swej is­

tocie w ięc W ieczerza P ań sk a jest pom nikiem m iłości Ojca N iebieskiego, k tó ry oddał Swego um iłow anego S yna jako ofiarę n a śm ierć dla odkupienia grzeszników (Jan 3,16); pom nikiem w iecznej m iłości Jezu sa C hrystusa, k tó ry do­

brow olnie p rzy ją ł n a Siebie m isję naszego od­

k upienia. Ja k o bezgrzeszny, m ógł C hrystus przy jąć n a S iebie spraw iedliw y sąd Boży za grzech całego św iata (Izaj. 53,4— 5). Przez Swo­

je cierp ien ia i śm ierć pozyskał On grzeszników dla życia w iecznego w K rólestw ie Niebieskim .

Każdego razu, gdy uczestniczym y w W ie­

czerzy Pańskiej, w spom inam y i zw iastujem y śm ierć P a n a za grzechy nasze. Pow inno to być w ykonyw ane aż do dnia pow tórnego przyjścia Jezu sa C hrystusa (1 Kor. 11,26).

Brać udział w W ieczerzy P ańskiej mogą jed y n ie ci, k tórzy w ia rą p rzy jęli zbaw ienie i stali się uczniam i C hry stu sa i k tó rzy godnie żyją: „A lbow iem k to je i p ije niegodnie, nie rozróżniając ciała Pańskiego, sąd w łasny je i p ije ” (1 Kor. 11,29). I dlatego przed wzięciem udziału w W ieczerzy P ańskiej w ierzący czło­

w iek pow inien siebie doświadczyć i zbadać czy jest czysty, czy jest om yty k rw ią Jezu sa C hrys­

tusa. Judasz Iszkariot m usiał opuścić G órną Izbę, gdzie odbyw ała się W ieczerza Pańska. Po­

zostali tam ty lk o uczniow ie napełnieni w iarą.

Tak jak nieobrzezany Izraelita n ie mógł uczest­

niczyć w spożyw aniu b a ra n k a paschalnego (Exod. 12,43—48), ta k n ik t z nieodrodzonych i nieczystych nie może brać udziału w Stole P a ń ­ skim*

Podczas W ieczerzy P ańskiej uzew nętrznia się w sposób szczególny jedność C hrystusa i J e ­ go Kościoła, a także społeczność dzieci Bożych, któ re przez chrzest złożyły obietnicę w ierności P a n u (1 Kor. 10,16— 17). J a k wielość ziaren ze­

branych, któ re przeszły przez m łyńskie żarna i rozpalony piec, stanow i chleb, ta k w ielu w ie­

rzących połączonych zostało w jedno przez cier­

pien ia C hry stu sa i stanow ią jedno ciało P an a naszego Jezusa C hrystusa. Ja k woc w innej la­

torośli, przeszedłszy prasę, stał się w inem tak sam o C hrystus dośw iadczyw szy p rasy cierpień od G etsem ane do Golgoty, przelał Sw oją k rew św iętą dla om ycia nas od w szelkiego grzechu.

C złow iek w ierzący, o m yty k rw ią Jezusa C hrystusa, p rzy jm u je w ino nie d la oczyszcze­

nia od grzechów, lecz n a pam iątk ę krw i C hrys­

tusow ej, k tó ra go już oczyściła. Dlatego Stół

P ański jest hołdem , dziękczynieniem , służbą

chw ały P a n a (eucharystią) w y k onyw aną przez

lud Boży odkupiony i om yty k rw ią Jezusa

C hrystusa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czarodziej zły, smok ponury strzegą panny i góry?. Każdy miecz ostry bierze, każdy dosiada rumaka i spieszy lotem ptaka do

Rodzice jego byli niebogaci, a Dick codziennie po zajęciach szkolnych roznosił po dom ach ga­.. zety zarabiając w te n sposób n a zakup przybo- rów szkolnych

do tego Kościoła przyłączyli się zielonośw iątkow cy, w r. Podobne ośw iadczenie złożył

Jednakże słuchając niektórych kazań n ab iera się w rażenia, że problem em tym in te resu ją się głów nie słuchacze i czytelnicy, a nie kaznodzieje.. Bez,

N ie można być dzieckiem Bożym, a nie być solą ziemi, światłością świata i listem

wienie sceniczne, którego doshód czysty wyniósł rub. K oszt utrzym ania w szystkich ochron wynosił 14634,5 rub., przecięciowo więc utrzym anie 1-ej Ochrony kosztowało

6) Regiony fizycznogeograficzne s¹ ci¹g³e przestrzennie (ka¿dy z nich jest w jednym kawa³ku), roz³¹czne (nie nak³adaj¹ siê na siebie), a ich suma wyczerpuje ca³y obszar

b Sposoby zaspokajania potrzeb poznawczych przez nauczycieli Badani nauczyciele zaspokajają swoje potrzeby poznawcze na wiele sposobów, głównie przez samokształcenie, udział w