STUDIA SOCJOLOGICZNE 1999, 2 (153) ISSN 0039-3371
M arek Czyżewski Sergiusz Kowalski Andrzej Piotrowski
ODPOWIEDŹ NA RECENZJĘ
Głównym zarzutem, jaki autor stawia Rytualnemu chaosowi jest, mówiąc najogólniej, poznawcza jałowość i ogólnikowy charakter zawartych w tej książce wyników badań, stanowiące o poznawczej i moralnej porażce całego przedsięwzięcia. Jego zdaniem jest to skutek skrywania ideologicznej krytyki pod szatą analizy naukowej, co z kolei bierze się z naszego braku odwagi otwartego naruszenia interesów potężnych grup społecznych, biorących udział w dzisiejszych konfliktach politycznych w Polsce.
Ten właśnie zarzut chcemy przede wszystkim skomentować, choć - prawdę mówiąc - wolelibyśmy ograniczyć się, ze względu na profil publikującego ją czasopisma, do analizy wypowiedzi Tomasza Woźniaka według reguł przyję
tych w Rytualnym chaosie, by wykazać autorowi na przykładzie jego własnego tekstu, jak socjolingwistyczna analiza dyskursu odnosi się do swego przedmio
tu badań, a w związku z tym co autor pominął lub czego nie uchwycił w lekturze - tej książki.
Zasadniczym przesłaniem książki, sądzi Tomasz Woźniak, jest poszukiwa
nie sposobu uzdrowienia polskiego dyskursu publicznego/politycznego przez wskazanie i opis mechanizmu (wszakże z pominięciem źródeł) nękających go rytualno-chaosowych patologii oraz przez nawoływanie do „prawdziwej komu
nikacji”, a jej zasadniczym błędem - skażona „socjologicznym formalizmem” , źle skrywająca socjaldemokratyczną orientację polityczną - „fałszywa strategia walki z rytualizmem” . A utor twierdzi, że książka ta miałaby wartość poznaw
czą, gdybyśmy podejmując próbę badania areny współczesnych polskich sporów politycznych zajęli najpierw wyraźne pozycje ideologiczne w walce rozgrywającej się na tej arenie. Innymi słowy, utrzymuje on, że nie jest możliwa poznawczo rzetelna analiza takiej areny, jeśli się jej nie prowadzi z punktu widzenia racji jednego ze stronnictw na niej walczących. I że, co więcej, nie m a innych punktów widzenia.
98 MAREK CZYŻEWSKI, SERGIUSZ KOWALSKI, ANDRZEJ PIOTROWSKI
Starając się dowieść, że staramy się ukryć barwy, których w opinii autora nie sposób ukryć, uwalnia nas on od wysiłku uwalniania czytelnika od podejrzeń, że jesteśmy naiwnymi epigonami pozytywizmu i sądzimy, że możliwe jest uprawianie analizy socjologicznej bez odniesienia do wartości. Nie sądzimy zwłaszcza, że możliwe jest wypowiadanie się w kwestiach publicznych (a do nich dyskurs publiczny i polityczny należą), które nie m a odniesień, lub inter
pretacyjnych konsekwencji, w sferze aksjologicznej. Przeciwnie. Nie oznacza to przecież, że porównawcze badanie właściwości różnych gatunków piwa wyma
ga zakupu akcji jednego (lub tylko jednego) z browarów. Utrzymujemy, że mimo nieuniknionego uwikłania badań naukowych w sferę aksjologii da się utrzymać tezę o różnicy między teorią o walorach naukowych i ideologią.
Pierwsza z nich wymaga spełnienia warunku refleksji nad rozmaitymi założenia
mi, w tym aksjologicznymi, podejmowanych badań. Druga obywa się doskona
le bez takiej refleksji i właśnie w tym zarzuty autora sytuują się w porządku ideologicznym.
Opowiadając się za czytelnością wyborów w sferze wartości, autor oferuje - w trybie moralnego pouczenia - wykład na temat ogólnej sytuacji w sferze poglądów na kwestie publiczne i czyni to w kategoriach „albo-albo” , daje też wykład istoty polskiego katolicyzmu w jego publicznych rolach i powinnoś
ciach. Zwracając uwagę na „makrostrukturalny kontekst debat” i odnoszący się do zewnętrznych wobec dyskursu „interesów ekonomicznych” , stwierdza deficyt „mocnych tez” w omawianej książce, zamierzoną, choć łatwą do zdemaskowania nieczytelność aksjologiczną, i stąd wreszcie jej „poznawczą i m oralną porażkę” .
Czytelnikowi zaznajomionemu z literaturą na temat stereotypów i uprze
dzeń przychodzą na myśl klasyczne - znane od Allporta po Billiga - cechy języka uprzedzeń: moralizacja, dychotomizacja, potrzeba określoności (skłon
ność do mocnych tez i brak tolerancji dla ambiwalencji), eksternalizacja, instytucjonalizacja i autorytaryzm. Język uprzedzeń rządzi się prawami resen- tymentu i pomówień, dążąc wbrew logice i doświadczeniu do pozornie racjonal
nego udowodnienia z góry założonych prawd. Taki właśnie charakter m a wywód autora zmierzający do ujawnienia naszych „zabiegów maskujących”
w sferze sympatii ideologicznych i politycznych. Zdanie, w którym przypisany nam został „syndrom poglądów charakterystycznych dla socjaldemokracji”, nie wynika z poprzedzającego je wywodu.
Tomasz Woźniak sygnalizuje wszakże swe zatroskanie nie tylko naszym politycznym morale, lecz także bezproduktywnością podjętych przez nas badań. Zarzut poznawczej jałowości jest tu najprawdopodobniej związany z okolicznościami innego rodzaju. Brak znajomości celów i reguł analizy dyskursu oraz brak poczucia jej poznawczej istotności w dziedzinie badań socjologicznych nie są w środowisku socjologów zjawiskiem rzadkim. Z punktu widzenia klasycznych sposobów uprawiania socjologii i określania istotnej dla
ODPOWIEDŹ NA RECENZJĘ 99
niej poblematyki, dajmy na to, problematyki m akro- i mikrostruktur społecz
nych, instytucji, zagadnień władzy i ruchów społecznych, wartości i postaw, socjolingwistyczna analiza dyskursu jawi się często jako sfera zainteresowań o marginalnym dla socjologii znaczeniu, ponieważ organizację procesu sym
bolicznej interakcji traktuje się w niej zazwyczaj jako, by tak rzec, „medium innych głosów” , bierną linię przesyłową dla sił kształtujących ład społeczny.
Stąd badania nad organizacją takich procesów są często kwitowane tak oto:
samo w sobie ciekawe, ale co z tego wynika dla socjologii?
Doświadczenie obcości może prowadzić do różnorodnych reakcji, od zaciekawienia do odrzucenia. Ceremonie degradacji w tekście Tomasza Woź
niaka zdają się wskazywać, że oba powody naraz, aksjologiczny i poznawczy, zapobiegły tu chęci przekroczenia linii najmniejszego oporu i przyniosły w efekcie jedynie zaproszenie do wejścia w dyskurs prawdziwie partyjny, czyli w analizowany przez nas, wszakże bez ambicji uprawiania, rytualny chaos na publicznej scenie.