ARTYKUŁY RECENZYJNE
Tomasz Woźniak
Polska Akademia N auk
Spojrzenie znikąd?
Rytualny chaos. Studium dyskursu publicznego. Pod red. M arka C z y ż e w s k i e g o , Sergiusza K o w a l s k i e g o i Andrzeja P i o t r o w s k i e g o . Kraków 1997: Wydawnictwo Aureus, 424 s.
Pojęcie ,,dysputy" odmieniło się i rozszerzyło znacznie, uważasz? Kto wkracza teraz w je j szranki, musi być gotów nie tylko na ataki słów1.
Książkę, o której mam przyjemność pisać, z dwóch powodów należy uznać za fenomen. Po pierwsze, nie jest to „synteza introligatorska” , ale rzadka w swym rodzaju praca zbiorowa. Widać wyraźnie, że została prze
myślana jako całość, a zagadnienia w niej poruszane leżą w centrum za
interesowań jej autorów. Po drugie, nieczęsto spotyka się przykłady tak precyzyjnych analiz dyskursu, jak te zawarte w omawianej pracy. Wypełnia ona zatem ważną białą plamę na mapie obszarów tematycznych penetrowanych przez polską humanistykę.
Pomimo wspomnianych zalet Rytualny chaos rozczarowuje, bowiem wyniki, do jakich doszli jego autorzy, okazują się niezbyt odkrywcze. Dlaczego tak się stało, skoro autorom z pewnością nie można zarzucić braku odpowiednich kompetencji? Poniżej spróbuję rozwiązać ten frapujący problem.
Treść
Rytualny chaos otwierają „Wprowadzenie” M arka Czyżewskiego, Sergiusza Kowalskiego i Andrzeja Piotrowskiego oraz artykuł M arka Czyżewskiego „W stronę teorii dyskursu publicznego” . Teksty te przynoszą prezentację zamierze
nia badawczego, jakie przed sobą postawili autorzy oraz objaśnienie aparatury pojęciowej, którą zamierzają używać. Ujmując rzecz w największym możliwym skrócie: autorzy pragną analizować d y s k u r s p u b l i c z n y , rozumiany jako
1 Stanisław Lem, Dzienniki gwiazdowe, Warszawa 1971, s. 240.
84 TOMASZ WOŻNIAK
całokształt zachowań komunikacyjnych na forum publicznym. W zakres tak rozumianego dyskursu wchodzi d y s k u r s p o l i t y k i , tj. publiczne spory polityków związane z pełnionymi przez nich rolami społecznymi oraz d y s k u r s p o l i t y c z n y , tj. spory polityczne prowadzone przez elity symboliczne (znanych dziennikarzy, pisarzy, duchownych, ekspertów, ludzi biznesu itp.).
Badając dyskurs publiczny, autorzy spodziewają się uzyskać pewien wgląd w dynamikę przemian naszej sceny politycznej. Dokładniej rzecz ujmując, chcą naświetlić powody utrzymywania się rytualnego chaosu, w tym niemożności porozumienia się różnych odłamów obozu solidarnościowego w okresie poprze
dzającym dojście postkomunistów do władzy.
Analizy empiryczne zawarte w „Rytualnym chaosie” podzielone zostały na trzy grupy. I tak, część pierwsza książki przynosi dwie analizy dotyczące dyskursu publicznego w szerokim rozumieniu: Kingi Dunin „Granice dyskursu publicznego. Telewizyjny »talk show« z udziałem lesbijek” oraz Sergiusza Kowalskiego „»Wolność w blasku prawdy«. O retoryce Tygodnika Powszech
nego". Część druga dotycząca dyskursu polityki zawiera pracę Andrzeja Piotrowskiego „Tożsamość zbiorowa jako temat dyskursu polityki. Dwa przemówienia parlamentarne - analiza przypadku.” (Chodzi o wystąpienia Romana Andrzejewskiego i Zbigniewa Bujaka dotyczące zakazu aborcji). Część trzecia dzieli się na trzy rozdziały zawierające po dwa teksty: Rozdział I.
„Przeszłość jako przedmiot sporu” zawiera pracę M arka Beylina „Spory pamięci. Analiza debaty prasowej” (chodzi o dyskusję wywołaną przez apel A dama Michnika i Włodzimierza Cimoszewicza o pojednanie obozu „solidar
nościowego” i „postkomunistycznego”) oraz M arka Czyżewskiego „Historia nieudanej ceremonii. Dyskusja radiowa Cena wolności - analiza przypadku” . Rozdział II. „Moralizacja dyskursu politycznego” zawiera tekst Sergiusza Kowalskiego „Prawo naturalne i rządy prawa. Czy wolność można wynegoc
jować?” oraz Andrzeja Piotrowskiego „Lęk przed Europą w polskim dyskursie katolickim. Analiza prasy” Rozdział III. „Media i ich wpływ na dyskurs polityczny” zawiera prace M arka Czyżewskiego „W poszukiwaniu przyczyn prawicowego ekstremizmu. Analiza prasy” oraz Jarosława Jury, Rafała Nykie
la i K onrada Żelazo „»Tu jest pełna zgoda« Puls dnia - analiza przypadku” . Przytoczyłem wszystkie te tytuły, ponieważ sądzę, że pomoże to Czytelnikowi wyrobić sobie wyobrażenie o zawartości „Rytualnego chaosu” .
Jakie jest zasadnicze przesłanie recenzowanej rozprawy? Jej autorzy nie są ukontentowani stylem debaty politycznej prowadzonej w Polsce. Uważają, że panuje w niej rytualny chaos, polegający na demonstracyjnym lekceważeniu i dezawuowaniu orientacji na poszukiwanie wspólnie podzielanych założeń (w terminologii autorów „orientacji na przekładalność perspektyw”). Strony sporu bardzo często jedynie udają zainteresowanie polemiką, podczas gdy faktycznie nastawione są jedynie na prezentację swoich poglądów i utwierdzenie zwolen
ników w przekonaniu, że określona opcja ideologiczna jest słuszna. Autorzy
m ają nadzieję, że prezentując swoje precyzyjne analizy konkretnych przykładów publicznie stoczonych dyskusji, ujawnią patologie nękające nasze życie publicz
ne oraz zachęcą jego uczestników do przyjmowania postawy większej otw arto
ści w politycznych debatach.
Neutralni obserwatorzy?
Mój główny zarzut pod adresem autorów omawianej pracy polega na tym, że obrali fałszywą strategię walki z rytualizmem. Zamiast włączyć się do debaty politycznej jako dyskutanci przedstawiający precyzyjnie sformułowane, mery
torycznie ugruntowane sądy, postanowili odgrywać rolę „neutralnych obser
watorów” . Chęć odgrywania tej roli skłoniła ich do uchylania się od po
głębionego rozważenia dylematów, w których nie widać możliwości pośrednich oraz do ucieczki w „socjologię formalną” . W rezultacie odnieśli porażkę w planie poznawczym (nie doszli do odkrywczych ustaleń) i moralnym (nie podjęli otwartej krytyki przekonań, które uważają za szkodliwe).
Tendencja do swoistego socjologicznego formalizmu zaznacza się wyraźnie już w dwóch tekstach otwierających książkę. Przedstawia się w nich duży zestaw pojęć służących określaniu różnorodnych sytuacji komunikacyjnych i technik perswazyjnych. Nie wiadomo jednak prezentacji jakich to mocnych tez na temat sytuacji społeczno-politycznej Polski mają one służyć. Powiedziane zostało właściwie tylko tyle, że poszczególne siły społeczne składające się na obóz solidarnościowy nie były gotowe do dialogu ze sobą i przez to postkomuniści uzyskali szansę „uwiedzenia” narodu i zwycięstwa w wyborach. Także w dal
szych partiach książki trudno jest dopatrzyć się mocnych tez, czytelnik znajduje w nich przede wszystkim ogólnikowe nawoływania do powszechnego pojednania oraz formalne określenia analizowanych zdarzeń jako „rytualnego chaosu”, „ceremonii” czy „dram atu społecznego” . Tego typu konstatacje mają niewątpliwie pewien walor poznawczy (np. wskazują na stopień, w ja kim uczestnicy debaty nastawieni są na rzeczywistą komunikację), nie za
dowalają jednak jako punkt dojścia analizy.
Czytając omawianą rozprawę odnosi się wrażenie, że autorzy ogromną ilość energii poświęcili na cyzelowanie retorycznej strony swoich tekstów. Nie dlatego jednak, że pragnęli precyzyjniej wyrazić swoje przekonania. Wprost przeciwnie, starali się unikać sformułowań, które ujawniałyby ich poglądy i podważały status „obiektywnych obserwatorów” . W rezultacie zwalczając rytualny chaos sporów politycznych autorzy omawianej książki odprawiają ceremonię demons
trowania naukowej neutralności. (Czyż ukrywanie własnych poglądów nie jest jednym z najważniejszych elementów rytuału nauk humanistycznych?)
Pomimo usilnych zabiegów maskujących, jakie podjęli autorzy, nie jest trudno ustalić, jakiej opcji politycznej są zwolennikami. Zbierzmy dane i po
szlaki. Autorzy Rytualnego chaosu:
86 TOMASZ WOŻNIAK
1. Otwarcie odcinają się od komunistów i postkomunistów (ci ostatni
„uwiedli” , jak powiada Czyżewski, naród w przedostatnich wyborach par
lamentarnych, s. 56).
2. Nie deklarują przywiązania do katolicyzmu i Kościoła, wręcz przeciwnie, dystansują się od nich (zwłaszcza teksty Kowalskiego i Piotrowskiego).
3. Zachęcają do czujności wobec zagrożenia, jakie stanowi nacjonalizm (zwłaszcza tekst Czyżewskiego o prawicowym ekstremizmie).
4. Opowiadają się za liberalizacją moralności seksualnej (zwłaszcza Kingi Dunin analiza talk-show z udziałem lesbijek)2.
5. Niepokoją się brakiem komunikacji elit z „dołami” , które nie odniosły bezpośrednich korzyści z urynkowienia (por. „Historię nieudanej ceremonii”
Czyżewskiego).
Zdaje się jasne, że mamy tu do czynienia z syndromem poglądów, które są charakterystyczne dla socjaldemokracji.
Odnosi się wrażenie, że autorzy usilnie nawołują do „prawdziwej komunika
cji” i „większej otwartości” , gdyż obawiają się, że petryfikacja obecnych podziałów politycznych zamyka w Polsce drogę rozwoju opcji socjaldemo
kratycznej czy lewicowo-liberalnej (por. tekst Beylina, zwłaszcza przypis ze strony 249). Dlaczego jednak nie czynią otwartych deklaracji ideowych? Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ wygodniej i skuteczniej można perswadować określone przekonania ideologiczne jako „naukowe ustalenia”
niż jako wybory światopoglądowe. Po drugie dlatego, że strategia ta pozwala u n i k n ą ć o t w a r t e j k o n f r o n t a c j i z p e w n y m i p o t ę ż n y m i g r u p a m i s p o ł e c z n y m i , pozwala propagować określone przekonania ideologiczne, bez wchodzenia w otwarty konflikt z przeciwnikami politycznymi.
Autorzy dla propagowania swego światopoglądu intensywnie wykorzystują autorytet nauki, co czynią poprzez określoną stylizację swoich tekstów. Chyba najbardziej uderzającym przykładem tego rodzaju chwytu retorycznego jest dodany do tekstu Kowalskiego („Wolność w blasku prawdy”) przypis na
stępującej treści: „Stan nieprzekładalności perspektyw może być rozpoznawany nie tylko przez zewnętrznego badacza, ale i przez uczestników dyskursu” (s.
149). To zdanie stwierdza w zasadzie, że socjologicznej i potocznej perspektywy nie dzieli przepaść; jednak użycie w nim terminów technicznych „nieprzekła- dalność perspektyw” i „dyskurs” wskazuje na uprzywilejowanie poznawcze socjologa, dysponującego określoną teorią komunikacji społecznej. Tak, jak nie przynosi ujmy językoznawcy, że niektórzy ludzie wiedzą o tym, że mówią prozą, tak nie przynosi ujmy socjologowi, że ludzie czasami rozpoznają „nieprze-
2 Bez wątpienia spośród autorów Rytualnego chaosu w największym stopniu ujawniła swoje ideologiczne zaangażowanie Kinga Dunin. Autorka otwarcie krytykuje depolityzację sporu o homoseksualizm i emancypację kobiet. Jej tekst urywa się jednak w miejscu, w którym czytelnik spodziewa się początku politologicznej analizy tych problemów.
kładalność perspektyw” ... Czy jednak godzi się wyrażać przy użyciu tego rodzaju żargonu banalną prawdę, że czasami uczestnicy życia społecznego sami dostrzegają, iż niemożność porozumienia się wynika z różnic świa
topoglądowych?
Dechrystianizacja. Mit czy fakt?
Zilustrujmy tezy sformułowane w poprzednim paragrafie analizą sposobu, w jaki autorzy Rytualnego chaosu omawiają dyskurs katolicki. W cytowanym powyżej artykule Kowalskiego „Wolność w blasku prawdy” znajdujemy analizę retoryki, służącej publicystom „Tygodnika Powszechnego” do dystansowania się wobec katolickich środowisk „integrystycznych” . Widać wyraźnie, że choć Kowalski nie utożsamia się z opcją ideową autorów analizowanych tekstów, to jednak solidaryzuje się z ich aluzyjnymi atakami na „niedemokratyczną”
ideologię Episkopatu i ZC hN 3. W innym tekście Kowalskiego „Prawo moralne i rządy praw a” oraz w pracy Piotrowskiego „Tożsamość zbiorowa jako temat dyskursu polityki” rozwijana jest zawoalowana krytyka przekonania, że istnieje możliwość łatwego określenia dobra i zła, wobec czego zasady etyczne (w tym te dotyczące sfery seksualnej) winny mieć zdecydowany prymat nad proceduralny
mi regułami demokracji4. W pracy „Lęk przed Europą w polskim dyskursie katolickim” Piotrowski sugeruje, iż ostrzeżenia przed integracją z Europą, jakie formułują katolicy, m ają irracjonalny charakter. Wylicza on i komentuje jednoznacznie negatywne określenia dotyczące Europy Zachodniej, które poja
wiły się w kazaniu Józefa Glempa, nie przedstawiając argumentów, jakie można wysunąć na rzecz tezy o poważnym zagrożeniu dechrystianizacją. Ogólnie rzecz biorąc, zarówno Kowalski, jak i Piotrowski przeprowadzają standardową lewicową krytykę Kościoła i ZChN: katolicy żywią irracjonalne lęki przed demokracją, nowoczesnością i integracją z Europą.
Autorzy sugerują, że nie atakują katolicyzmu jako takiego, ale tylko jego niektóre skrajne formy. Trudno się jednak z tym zgodzić5. Po pierwsze,
3 Jego zdaniem, publicystów „Tygodnika Powszechnego” charakteryzuje umiarkowanie, otwartość, gotowość do kompromisu (s. 148), ich narodowo-katoliccy przeciwnicy zaś nie szczędzą pouczeń (o biskupach, s. 150), używają wojowniczej retoryki (o prymasie, s. 147), piętnują i grzech i grzesznika (o wielu pismach katolickich, s. 152). Stanowisko publicystów „Tygodnika”, zasadzają
ce się na próbie godzenia wartości religijnych i demokratycznych, jest jednak w opinii Kowalskiego nieklarowne, a może nawet niespójne (s. 180).
4 Analizując rozmowę Stefana Niesiołowskiego ze Zbigniewem Bujakiem, Kowalski za główny powód niemożności osiągnięcia przez nich porozumienia uznaje moralny puryzm tego pierwszego (zwłaszcza s. 308 -309). Stanowisko Romana Andrzejewskiego sprzeciwiającego się z powodów religijnych referendum w sprawie aborcji, Piotrowski dezawuuje jako przejaw platońskiego przekonania o możliwości rozróżnienia pozoru i rzeczywistości, przekonania, które jest sprzeczne z założeniami liberalizmu i praktyką demokracji (s. 218-219).
5 Swoje tezy formułuję na podstawie dobrej znajomości publicystyki katolickiej: „D roga”
88 TOMASZ WOŻNIAK
krytykowany przez autorów optymizm poznawczy tkwi w samym rdzeniu katolicyzmu. Sednem wiary chrześcijańskiej jest obietnica indywidualnego zbawienia. Zbawienie nie byłoby zaś możliwe, gdyby jednostka nie miała - dzięki Kościołowi - łatwego dostępu do podstawowych prawd moralnych.
(Pomijam tu skomplikowany problem predestynacji). Po drugie, restryk
tywna etyka seksualna jest elementem objawienia, w które wierzą chrze
ścijanie, nie może być zatem z ich punktu widzenia przedmiotem negocjacji w zasadniczych punktach. (Przede wszystkim należy pamiętać, że małżeństwo jest jednym z sakramentów). Wreszcie, po trzecie, przekonanie o naturalnych różnicach psychicznych i wynikających z nich predyspozyq'ach mężczyzn i kobiet jest trwałym elementem tradycji chrześcijańskiej, a w gruncie rzeczy nawet jedną z cech rozpoznawczych i zworników ideologicznych katoli
cyzmu.
Wyliczmy przedstawiane przez katolików, a przemilczane przez autorów Rytualnego chaosu, argumenty przemawiające na rzecz tezy o poważnym zagrożeniu dechrystianizacją. Argumenty te usprawiedliwiają, jak sądzę, alar
mistyczny ton wielu wypowiedzi publikowanych w prasie katolickiej. Odnotuj
my na początek, że bardzo rozpowszechniona jest tzw. „religijność selektyw
n a” . Według badania Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC i Ze
społu Wyznań Religijnych Głównego Urzędu Statystycznego przeprowadzone
go w lipcu 1991 roku na reprezentatywnej próbie 5032 osób: tylko 64,4%
respondentów wierzy w wieczną nagrodę i karę po śmierci, 46,6% w piekło, 26,7% jest przekonanych, że ze śmiercią nie wszystko się kończy6. Widoczny w tych odpowiedziach brak konsekwencji oraz ich niezgodność z ogólnymi deklaraqam i religijności (utrzymującymi się na poziomie ok. 90%) świadczą o niefrasobliwym stosunku dużej części respondentów do podstawowych punktów doktryny katolickiej. Jest to silny argument na rzecz tezy, że sekularyzacja społeczeństwa polskiego jest daleko posunięta. Jeśli chodzi o normy katolickiej etyki seksualnej, to tylko 28% respondentów nie do
puszcza współżycia seksualnego przed ślubem kościelnym, 43% rozwodu,
4/1997; „Gość Niedzielny” 33, 37, 39/1995; „Niedziela” 3 i 16/93; 8, 10, 13, 15, 26, 28, 35, 36, 41, 45/1995; 4, 6, 9-15, 17, 20-24, 28, 31-34, 38, 40-43, 45-50/1996; 8, 10, 13, 16/1997; 29, 30, 35, 38/1988; „Rycerz Niepokalanej” 2, 7-12/1990; 2-12/1991; 1-12/1992; 1-12/1993; 1-12/1994; 1-6, 9-12/1995; 7-8, 11-12/1996; „Wzrastanie” 7-8/1991; „Słowo. Dziennik Katolicki” 109, 114/1996;
69/1997; „Tygodnik Powszechny” 45 i 52/1992; 8, 9, 11-17, 27, 28, 30, 33, 34, 40-47, 49, 51-52/1993; 1-3, 15, 17, 19, 25-27, 29-31, 33-40, 45^47, 49-52/1994; 10-12, 14-17, 19-24, 26-34/1995; 2-4, 8-11, 15/1997. Podawanie bibliografii wydawnictw książkowych jest tu chyba zbędne. Niech mi będzie wolno zaznaczyć, że publicystykę katolicką studiuję w ramach realizacji programu badawczego, w którym stawiam sobie za cel usystematyzowanie istniejących w Polsce typów dyskursu światopoglądowego. Interesuje mnie zwłaszcza kwestia, w jaki sposób ujmuje się w nich zagadnienia polityki demograficznej oraz polityki wobec płci.
6 Ks. Piotr Taras, Życie przyszłe człowieka, w: Lucjan Adamczuk, ks. Witold Zdaniewicz (red.), Religijność Polaków 1991, Warszawa: SAC i S-ka, 1993, odpowiednio s. 35, 36 i 42.
17,7% antykoncepcji i 36,7% przerywania ciąży7. Odnotujmy jeszcze, że odsetek kobiet, które zawierają małżeństwo będąc w ciąży, wynosi w Polsce 26% 8.
Od innej strony procesy dechrystianizacji nakreśla Irena Mierzwa. Zwraca ona uwagę na to m.in., że: a) negatywnego zabarwienia nabrało pojęcie ascezy, umartwienia, cnoty, mistycyzmu; b) coraz słabiej znane są liczne określenia pochodzące z tradycji chrześcijańskiej: krzyż (jako symbol cierpienia), samary
tański uczynek, faryzeizm, łazarz, wdowi grosz, benedyktyńska cierpliwość, franciszkańskie ubóstwo itp.; c) zarysował się zwyczaj usuwania oznaczeń święty i ksiądz oraz zastępowania określenia Wszystkich Świętych przez Święto Zmarłych oraz Bożego Narodzenia i Wielkanocy przez Święta·, d) słabo znana jest twórczość pisarzy o wyraźnie katolickim obliczu: Zofii Kossak-Szczuckiej, K arola H uberta Rostworowskiego, Jerzego Zawieyskiego, Hanny Malewskiej i Antoniego Gołubiewa9.
W prasie katolickiej wskazuje się na liczne grupy i praktyki społeczne niesprzyjające szerzeniu wartości chrześcijańskich, w tym przede wszystkim na niechęć dużej części przedstawicieli elit symbolicznych do religii. Zacytujmy dla przykładu artykuł Włodzimierza Rędziocha, w którym przedstawiona została długa lista wrogów katolickiej etyki seksualnej: „Analizując jednak fakty, które były przemilczane przez większość mass mediów, łatwo dojść do wniosku, że w wypadku Konferencji w Kairze można mówić o »spisku«, lecz spiskowców należy szukać gdzie indziej [tzn. nie w sojuszu Kościoła z islamem i niektórymi krajami Ameryki Łacińskiej - T.W.]. Są nimi raczej r z ą d y p e w n y c h k r a j ó w z a c h o d n i c h , które starają się utrzymać swe wpływy w krajach rozwijających się, z których czerpią surowce i które zapewniają im tanią siłę roboczą; p o t ę ż n e l o b b y f e m i n i s t e k , które uważają »prawo« do przery
wania ciąży za najważniejszy krok w emancypacji kobiet; a m e r y k a ń s k i e l o b b y h o m o s e k s u a l i s t ó w i l e s b i j e k , które walczą z tradycyjną rodziną (...), starając się o uznanie za rodzinę związku innego typu i propagują indywidualistyczną teorię płciowości. Trzeba też wymienić e k o n o m i s t ó w z B a n k u Ś w i a t o w e g o i M i ę d z y n a r o d o w e g o F u n d u s z u W a l u t o w e g o , wyznawców teorii neomaltuzjańskich, którzy uzależniają przydział pożyczek krajom biednym od wprowadzenia polityki ograniczania urodzeń i którzy finansują organizacje o charakterze »aborcyjnym«. Wymieńmy jeszcze niektóre f i r m y f a r m a c e u t y c z n e , czerpiące olbrzymie zyski ze sprzedaży
7 Ks. Witold Zdaniewicz, Moralność religijna, w: Lucjan Adamczuk, ks. Witold Zdaniewicz (red.), Religijność Polaków 1991, Warszawa: SAC i S-ka, 1993, s. 63.
8 Według M ikołaja Kozakiewicza (1985), za: Zbigniew Lew-Starowicz, Atlas fizjologii seksu, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1990, s. 45.
9 Irena Mierzwa, Wartości kultury polskiej w katechezie, w: Ks. Roman Murawski SDB (red.), Teoretyczne założenia katechezy młodzieżowej, Wydawnictwo Salezjańskie, Warszawa 1989, s. 349-361.
90 TOMASZ WOŹNIAK
środków antykoncepcyjnych i prezerwatyw. Trzeba też wskazać tych wszyst
kich (to wielkie » l o b b y H e r o d a « ) , którzy negując fakt, że życie ludzkie zaczyna się od chwili poczęcia, domagają się powszechnego »prawa do aborcji«
i uznania przerywania ciąży za środek antykoncepcji” (wszystkie wyróżnienia - T.W .)w.
Powyższa lista wrogów katolicyzmu jest dalece niepełna, bowiem etyka seksualna nie jest jedynym atakowanym elementem tej religii. Poza tym - wbrew sugestii Rędziocha - najpoważniejsze zagrożenia, przed jakimi stoi katolicyzm, nie wynikają ze skierowanego przeciw tej religii spisku, ale mają charakter strukturalny, tzn. są skutkiem - niekoniecznie pierwszoplanowym - potężnych przekształceń społecznych. Wymieńmy główne zagrożenia, przed jakimi stoi Kościół:
1. Polskie reformy gospodarcze, jeśli będą przebiegać pomyślnie, spowodują zanik klasy chłopskiej, głównej bazy społecznej katolicyzmu.
2. Indukowane przez integrację z Europą przemiany w sposobie gospodarowa
nia (rozrost sektora usług i skracanie czasu pracy) będą czyniły patriarchat coraz wyraźniej niefunkcjonalnym elementem ładu społecznego. D la patriar- chalnej religii, jaką jest katolicyzm, może to oznaczać utratę racji bytu.
3. Rozwój rynku i otwarcie Polski na Zachód spowodują prawdopodobnie gwałtowne rozpowszechnienie się w naszym kraju konsumpcyjnego stylu życia. Jak sądzę, publicystyka integrystyczna słusznie wskazuje na ten proces, jako na jedno z najpoważniejszych zagrożeń, przed jakimi stoi katolicyzm. Konsumeryzm wprawdzie nie stanowi kontrpropozycji świato
poglądowej wobec katolicyzmu (w sensie zestawu skodyfikowanych dog
matów), jednak osłabia skłonność ludzi do poświęceń w imię (jakichkolwiek) wartości wyższych, jest zatem sprzeczny z heroicznym duchem etyki chrześ
cijańskiej.
4. Różnorodne zagrożenia dla katolicyzmu niesie ze sobą instytucjonalizacja pluralizmu w sferze masowego komunikowania. Po pierwsze będzie ona prawdopodobnie indukowała tendencje odśrodkowe w Kościele. M ożna się spodziewać przeniesienia na grunt polski sporów nękających Kościół w Nie
mczech i Francji (dotyczących m.in. roli świeckich i kobiet w życiu religijnym). Po drugie Polska stanie się terenem łatwiejszym do penetracji przez sekty. W arto zauważyć, że państwo komunistyczne niechcący ograni
czało to zagrożenie wobec katolicyzmu - a to mianowicie przez izolowanie Polski od Zachodu. Po trzecie, wzrost tempa przepływu idei z Zachodu do Polski każe spodziewać się wzmocnienia znaczenia w naszym kraju ruchu
„głębokiej ekologii”, feminizmu i postmodernizmu. Wszystkie te nurty myślowe są zdecydowanie wrogie katolicyzmowi: pierwszy z nich kontestuje jego antropocentryzm, drugi - patriarchalizm, trzeci - dogmatyzm.
10 Włodzimierz Rędzioch, Kair - i co dalej..., „Niedziela” 8/1995, s. 1.
Myślę, że w świetle powyższych - z braku miejsca niezbyt systematycznie przedstawionych - argumentów należy uznać, że katolicy mają dobre powody, aby sądzić, że ich religia jest poważnie zagrożona, i że presja, z jaką się zmagają, stanie się jeszcze silniejsza, kiedy Polska zintegruje się z mocno zlaicyzowaną Europą Zachodnią. K rytyka „eurosceptycyzmu” Kościoła i sił politycznych z nim związanych nie powinna się zatem zasadzać na diagnozie niepotrzebnego dogmatyzmu i irracjonalnych lęków, ale winna się wiązać z j a w n ą p r e z e n t a c j ą o d m i e n n e j h i e r a r c h i i w a r t o ś c i 11. Autorzy Rytualnego chaosu nie podjęli się jednak tego zadania. Zamiast tego uprawiają ideologiczną krytykę w szacie analizy naukowej.
0 bytowym uwarunkowaniu wiedzy
Z moich uwag o dechrystianizacji wynika, jak sądzę, nie tylko to, że autorom Rytualnego chaosu nie udało się ukryć swego ideologicznego zaan
gażowania. Trzeba im też postawić inny zarzut, a mianowicie zignorowania problemu bytowego uwarunkowania debat politycznych. Zaniedbanie to mogło być motywowane chęcią odgrywania roli „obiektywnych obserwatorów” - im bowiem obszerniej i precyzyjniej charakteryzuje się sytuację społeczno-politycz
ną, tym trudniej jest ukryć własne preferencje ideologiczne - mogło być jednak motywowane także pewnymi względami natury teoretycznej. Otóż we „W pro
wadzeniu” autorzy Rytualnego chaosu stwierdzają: „Poniekąd modna staje się teza, że procesy komunikowania się w życiu społecznym są ważne, że ważne jest
»stawanie się« i »konstruowanie« rzeczywistości społecznej w toku publicznej komunikacji - pogląd przez lata wyśmiewany, a teraz torujący sobie drogę do centralnych obszarów refleksji w naukach społecznych, takich jak socjologia, politologia, historia i psychologia społeczna. Dodajmy nieskromnie, że wszyscy postulują, mówią, deklarują - my zaś proponujemy formułę teoretyczną 1 metodę” (s. 9). Pominięcie milczeniem makrostrukturalnego kontekstu debat politycznych znacznie ułatwia perswadowanie przekonania, że rzeczywistość
11 Wypada w tym miejscu skomentować wyniki badań CBOS dotyczących postaw polskiego duchowieństwa, przeprowadzonych w okresie grudzień 1997 - styczeń 1998 r. na zlecenie Instytutu Spraw Publicznych. (Artur Domoslawski, Euroentuzjazm księży, „Gazeta Wyborcza” 24 III 1998, s.
3). Według tych badań 84% księży popiera integrację z Europą, swoją aprobatę opatruje jednak nierealistycznymi warunkami: że Polska uprzednio wzmocni się gospodarczo - 51%; że Unia Europejska będzie „wspólnotą wartości” (w domyśle chyba chrześcijańskich a nie „demoliberal- nych”?, 71 %); że Unia nie będzie wspólnotą polityczną - przytłaczająca większość ankietowanych).
Wielu (54%) księży sądzi, że integracja może nieść zagrożenia dla Kościoła. Duchowni przewidują
„wzrost postaw materialistycznych” , „nasilenie się działalności sekt” oraz „większą obojętność wobec spraw wiary i religii” . Widać wyraźnie, że o żadnym „euroentuzjazmie księży” nie może być mowy. Tytuł notatki przedstawiającej wyniki omawianych badań, opublikowanej przez „Gazetę Wyborczą” należy zatem uznać za manipulację propagandową, mającą zapewne na celu polityczne izolowanie integrystów-radykałów jako ludzi nie mających pojęcia o tym, co dzieje się w Kościele.
92 TOMASZ WOŹNIAK
społeczna „staje się” w konkretnych interakcjach. O wiele trudniej byłoby przekonywać do tego poglądu, odpowiadając obszernie na pytanie, z jakim to bagażem doświadczeń wkraczają w debatę polityczną poszczególni jej uczest
nicy i jakie grupy społeczne w niej reprezentują.
Ciekawe, że sami autorzy nie są pewni tego, czy udało im się wykazać, że warto szczegółowo analizować konkretne interakcje. Świadczy o tym za
strzeżenie sformułowane w przypisie tekstu Czyżewskiego „Historia nieuda
nej ceremonii” , stwierdzające, że pracochłonna analiza dyskursu prowadzi zwykle do wniosków, które „często nie przeczą temu, co wie (nieomal na mocy oczywistości) historyk, socjolog, lub kompetentny obserwator sceny politycznej.” (s. 289). Wartość badań nad dyskursem m a leżeć - według Czyżewskiego - w możliwości „rekonstrukcji anatomii procesów komuniko
wania się” . Sformułowanie to wcale nie wydaje się jasne. Sugeruje ono, że procesy komunikowania się społecznego charakteryzują pewne prawidłowo
ści manifestujące się względnie niezależnie od tego, jakie konkretnie tematy są dyskutowane. Zasadność tego założenia nie jest wcale oczywista, a to, co w Rytualnym chaosie powiedziane zostało na jego poparcie, nie wydaje się ciekawe. Okazuje się, że jeżeli nawet jakaś „anatomia komunikacji społecz
nej” istnieje, to jej analiza, jeśli nie jest elementem szerzej zarysowanego projektu badawczego, nie pozwala przezwyciężyć „socjologicznego formaliz
m u ”, o którym wspominałem powyżej, i wykroczyć poza bardzo ogólnikowe ustalenia.
Autorom Rytualnego chaosu należy zarzucić, że przystępując do szczegóło
wej analizy konkretnych debat publicznych zaniedbali wykonania kilku konie
cznych działań przygotowawczych. Po pierwsze nie ocenili kompetencji kul
turowych (w tym sprawności językowej) poszczególnych grup społecznych.
Światopoglądy nie są wytworem jednostki, są czymś, co ona zastaje w gotowej postaci. Jakkolwiek wybiórczy byłby stosunek jednostki do określonych dokt
ryn ideologicznych i religijnych, to przecież wyznaczają one jej horyzont poznawczy. Jeszcze oczywistszym jest fakt, że nieprzekraczalną barierą w pró
bach dyskursywnego wyrażenia określonych doświadczeń może być niski poziom sprawności językowej. Po drugie autorzy nie dokonali oceny położenia poszczególnych grup społecznych w kategoriach interesów ekonomicznych.
Socjologia wiedzy odnotowała już wiele przykładów daleko idącej zgodności między poglądami określonych grup społecznych i ich interesami. Zaniechanie analizy ekonomicznej jest bezzasadną rezygnacją z ważnego narzędzia inter
pretacji socjologicznej, trudną do usprawiedliwienia zwłaszcza w kontekście radykalizmu polskich reform gospodarczych, mających doprowadzić do zejścia ze sceny dziejowej całych klas społecznych. Po trzecie autorzy nie uwzględnili instytucjonalnego aspektu toczonych w Polsce sporów politycznych. Aby nie poprzestawać na ogólnikach, prezentację sformułowanych powyżej zarzutów uzupełnię uwagami o dyskursie katolickim.
Nieporozumienia wynikłe na skutek zaniechania przez autorów analizy wewnętrznej logiki doktryny katolickiej omówiłem w poprzednim paragrafie tego artykułu. Teraz chciałbym uczynić pewną uwagę dotyczącą kwestii kompetencji językowych, jakimi dysponują masy katolickie. Otóż większość wyznawców tej religii w Polsce należy do grup społecznych o najmniejszych kompetencjach językowych: rolników i robotników. Także duża część stanu duchownego wywodzi się z tych środowisk społecznych. Uwzględnienie tego stanu rzeczy jest kluczem do wyjaśnienia ważnej składowej integrystycznego dyskursu katolickiego - obsesji spiskowych. Sądzę mianowicie, że popularność wśród części katolików idei spisku należy wyjaśniać brakiem w ich słowniku pojęć pozwalających opisać zjawisko systemowej presji, z którą katolicyzm niewątpliwie się zmaga. Analiza sytuacji społecznej w kategoriach dynamiki systemu społecznego wymaga przecież co najmniej pewnego treningu w myśle
niu abstrakcyjnym, a może nawet niejakiego obeznania z socjologią, przekracza zatem możliwości przytłaczającej części naszego społeczeństwa. Jak wiadomo, ok. 3/4 Polaków m a kłopoty z rozumieniem prostych tekstów pisanych12.
Z kolei nawiązując do wyrażanego przez katolików lęku przed integracją z Europą należy zauważyć, że jest on uzasadniony nie tylko religijnie (czego dowodziłem w poprzednim paragrafie tego artykułu), ale i ekonomicznie.
Rolnicze i robotnicze masy katolickie nie mogą się po integracji z Europą spodziewać wiele dobrego - przynajmniej w krótkiej perspektywie czasowej.
Przecież jednym z głównych celów otwarcia Polski na Zachód jest wymuszenie głębokiej transformacji naszego rolnictwa i przemysłu. Jakkolwiek by potrzeby tych przekształceń uzasadniać, dla wielu jednostek będą one oznaczać koniecz
ność przejścia przez szok kulturowy w zetknięciu ze współczesnym rynkiem pracy.
Zauważmy, że dyskurs katolickiego integryzmu, jak żaden inny, nadaje się do kontestowania „wchodzenia do Europy” . Argumentacja odwołująca się do gospodarczej efektywności, nawet gdyby miała pozory słuszności, byłaby mało przydatna w dyskursie mas katolickich ze względu na swój ezoteryczny charakter. Z kolei moc perswazyjna argumentów nacjonalistycznych osłabiana jest poważnie przez fakt, że integracja z Europą oznacza wymknięcie się Polski spod kurateli Rosji. Ideologia katolickiego integryzmu nie m a tych słabych stron: jej propagowanie nie wymaga wysokiej sprawności językowej, a ar
gumenty w jej ramach formułowane trudno jest podważyć, jeśli nie odrzuca się katolickiej hierarchii wartości. W kraju, w którym 90% obywateli deklaruje, że są katolikami, wciąż trzeba mieć nieco odwagi cywilnej, aby publicznie się wobec tej religii dystansować...13
12 Wojciech Staszewski, Polak nie potrafi. Badania umiejętności czytania i pisania w siedmiu krajach, „Gazeta Wyborcza” , 28 grudnia 1995, s. 3.
13 Nawiasem mówiąc, sądzę, że ekonomiczne wyjaśnienie oporu katolików wobec integracji
94 TOMASZ WOŻNIAK
Sądzę też, że analizując dyskurs publicystów „Tygodnika Powszechnego”
Kowalski powinien wziąć pod uwagę instytucjonalny aspekt ich sporu z integ- rystami i odnotować, iż realizacja postulatów wysuwanych przez progresywis- tów oznaczałaby dla hierarchii kościelnej wyrzeczenie się części władzy. Do haseł głoszonych przez modernistów należą przecież demokratyzacja Kościoła i zwiększenie roli świeckich. N adto progresywiści pośrednio umniejszają rolę hierarchii, zajmując mało zdecydowane stanowisko w kwestii emancypacji kobiet, istnienia diabła czy wyróżnionej pozycji człowieka w świecie (mam tu na myśli pojawiający się w dyskursie modernistów postulat ochrony zwierząt, wobec którego tradycyjnie Kościół jest podejrzliwy). „Zmiękczenie” doktryny oznacza przecież zwykle osłabienie władzy instytucji, która m a jej strzec.
Ostatnią uwagę warto nieco rozwinąć. Otóż, jak twierdzi M ary Douglas14, doktrynalny dogmatyzm jest charakterystyczny dla religii mocno zaangażowa
nych w legitymizowanie określonego ładu społecznego. Natomiast religie skrajnie sceptyczne (jakie można znaleźć głównie na Dalekim Wschodzie) mogą być atrakcyjne tylko dla tych, którzy znajdując się na uboczu życia społecznego nie muszą walczyć o utrzymanie solidarności grupowej. Jest tak dlatego, ponieważ sceptycyzm paraliżuje działanie autorytetu.
Douglas ilustruje swoją tezę uwagą dotyczącą próby rewizji doktryny chrześcijańskiej, którą dokonali gnostycy w II w. n.e. Otóż, jak wiadomo, chrześcijaństwo m a jednoznacznie patriarchalny charakter (na poparcie tej tezy wystarczy zaznaczyć, że pojęcie „Boga-Ojca” pojawia się w Nowym Testamen
cie czterysta razy!). Gnostycy starali się tak rozszerzyć pojęcie Boga, aby ujmowało zarówno ojcostwo, jak i macierzyństwo. W ten sposób doktryna katolicka traciła jednak swoją obrazowość, a także zdolność do legitymizowa
nia pewnego elementu ładu społecznego, a mianowicie patriarchatu. Nic dziwnego, że autorzy strzegący ortodoksji, w tym Ireneusz z Lyonu, walczyli z gnostykami o każde słowo chrześcijańskiego credo, a nawet o miejsce każdego słowa w zdaniu.
O tym, że innowacje doktrynalne nie pozostają zwykle bez społecznych konsekwencji, należy pamiętać także w trakcie analizy współczesnego sporu modernistów z integrystami - chociaż próba zmiany niektórych cech katolicyz
m u (jak patriarchalizm, punitywność i skrajny antropocentryzm) dokonywana jest przez tych pierwszych na ogół w bardzo ostrożny sposób. Pominięcie instytucjonalnego wymiaru tego sporu uniemożliwia wykroczenie poza przyjętą
z Europą lepiej spełnia ideał życzliwej interpretacji niż dosyć rozpowszechniona praktyka im
putowania im swoistej neurozy (por. artykuł Piotrowskiego „Lęk przed Europą w polskim dyskursie katolickim. Analiza prasy” znajdujący się w omawianym tu tomie, s. 324-337).
Wyjaśnienie ekonomiczne pozwala przecież w demonizowaniu Zachodu znaleźć jasny instrumental
ny sens, czego nie można powiedzieć o wyjaśnieniu psychiatrycznym.
14 M ary Douglas, Credibility, w: taż, Risk and Blame. Essays in Cultural Theory, London-New York: Routledge, 1992, s. 235-254.
przez Kowalskiego, niezbyt pouczającą interpretację, zgodnie z którą nieumoty- wowany doktrynalnie i politycznie dogmatyzm integrystów przeciwstawiany jest postawie otwartości i tolerancji katolików lewicowych (por. s. 149).
Podsumowanie
Nie przeczę, iż słuszna jest teza autorów Rytualnego chaosu, że toczone publicznie debaty polityczne mają mocno zrytualizowany charakter. Przyczyny tego stanu rzeczy leżą jednak znacznie głębiej, niż zdają się oni sądzić, tzn. nie w dynamice samego dyskursu, ale w jego makrospołecznym kontekście.
„Rytualizm” sporów politycznych bierze się przede wszystkim z tego, że światopogląd jednostki kształtuje się latami i wyznacza jej obraz samej siebie, będąc często warunkiem określonej przynależności grupowej. Jeśli weźmie się to pod uwagę, to trudno nie uznać za naiwne oczekiwanie, że jeżeli tylko pozbędziemy się uprzedzeń, to publiczne debaty przestaną się cechować rytualizmem. Jednostki tylko wtedy byłyby skłonne zmieniać swoje przekona
nia światopoglądowe pod wpływem pojedynczych rozmów, gdyby przekonania te nie wyznaczały w istotny sposób ich społecznego położenia.
Ceną, jak ą autorzy zapłacili za zignorowanie makrosocjologicznego kontek
stu dyskursu publicznego, jest nie tylko błędne usytuowanie najważniejszych źródeł jego rytualizacji, ale także niezrozumienie motywów działania niektórych uczestników debaty (a mianowicie Kościoła i sił politycznych z nim związanych).
Porażka, którą autorzy Rytualnego chaosu ponieśli na tej płaszczyźnie, zdaje się szczególnie dotkliwa, jako że przecież bardzo mocno podkreślają oni potrzebę podejmowania prób zrozumienia przeciwników politycznych. Oczywiście jest tak, iż analiza pozycji społecznej uczestników debaty może być nadużywana do bezpardonowej deprecjacji ich argumentów. Jest to praktyka dobrze znana z czasów stalinowskich. Z uwag powyższych wynika jednak, że kompletne uniknięcie socjologicznej analizy też nie musi sprzyjać porozumieniu, a zatem jeśli chodzi o ideał tolerancji, to rolę socjologii należy uznać za ambiwalentną.
Sądzę, że trzeba sobie jasno uświadomić, iż wiele poglądów wyrażanych w trakcie toczonych w Polsce debat publicznych po prostu nie jest możliwych do pogodzenia. Albo zachodni konsumeryzm stanowi zagrożenie dla chrześ
cijaństwa, albo go nie stanowi. Albo istnieje problem nadmiernego przyrostu naturalnego w skali globu (jak twierdzi większość demografów) albo nie istnieje (jak twierdzą publicyści prasy katolickiej). Albo kobiety są naturalnie predys- tynowane do pełnienia roli gospodyni domowej i powinny być do tego skłaniane (jak twierdzi duża część naszej prawicy), albo są dyskryminowane (jak twierdzą feministki). Sugerowanie, jak to czynią autorzy Rytualnego chaosu, że pod
stawowym źródłem konfliktów politycznych w Polsce są zakłócenia komunika
cji, a nie ścieranie się zdecydowanie przeciwstawnych wizji ładu społecznego, jest trudną do usprawiedliwienia produkcją szumu informacyjnego.
96 TOMASZ WOŹNIAK
Uchylając się od podjęcia rozważań dotyczących najbardziej kłopotliwych dylematów i tym samym od wystąpienia w debacie politycznej na prawach obeznanych z socjologią dyskutantów, autorzy Rytualnego chaosu zaprzepaścili okazję do dopracowania i prezentacji własnego stanowiska. W rezultacie nie wiadomo, dlaczego, ich zdaniem, należy dążyć do integracji z Europą. Nie wiadomo, jakie, według nich, szanse zostały stracone na skutek skłócenia obozu solidarnościowego i dojścia postkomunistów do władzy. Nie wiadomo, dlacze
go liberalizacja moralności seksualnej jest, ich zdaniem, słuszna. Jest jasne, jakich preferencji ideologicznych wyrazem jest Rytualny chaos, ale nie bardzo wiadomo, jak je autorzy uzasadniają...
Ujmując w aforystycznym skrócie wnioski wynikające z przeprowadzonych powyżej rozważań, można powiedzieć, że autorzy Rytualnego chaosu niechcący dostarczyli silnych argumentów na rzecz trzech tez: (1) nie warto badać procesów społecznego komunikowania się w oderwaniu od analizy ich byto
wych uwarunkowań; (2) mówiąc o polityce nie sposób ukryć własnych preferen
cji ideologicznych; (3) szalenie trudno jest powiedzieć o społeczeństwie cokol
wiek naprawdę odkrywczego, jeśli chce się za wszelką cenę uniknąć otwartego naruszenia interesów takich czy innych potężnych grup społecznych. Nie da się patrzeć znikąd.