• Nie Znaleziono Wyników

Medycyna i Przyroda. R. 2, nr 2 (1938)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Medycyna i Przyroda. R. 2, nr 2 (1938)"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

ILUSTROWANY M I E S I E C Z

i o( ki i ri( m 7vc\

- S M ' I ! \ /1 y / n i . <

(2)

T r e ś ć n u m e r u .

Prof. Dr. R o m a n L e s zc z y ń s k i (Lwów). C o ś niecoś o skórze.

Doc. Dr. Ig n a cy Z ło t o w sk i (Paryż). Fizyka i ch e m ia w służbie z drow ia.

Dr. I. Itelson (Łódź). Rola w q trob y w c h o r o b a c h p r z e ­ m iany materii w świełle n a u k i o allergii

Rocke fellerczycy polskiej słu żb y z d r o w i a czczq p a ­ mięć J. D. Rockefellera, (reportaż ledakcyjny).

Dr. A. Z e b r o w s k i ( W a r s z a w a ) . K a ł a r n o sa i nieżyty g ó r n e g o o d c in k a d ró g o d d ec ho w y ch .

P rzez lody M o r z a Białego.

Dr. Leontyn D m o c h o w s k i ( W a r s z a w a ) . O leczeniu dietetycznym ch o ry c h na raka, s p o s o b e m F re u n d a Z historii medycyny.

M jr Dr. S ta n is ła w K o n o p k a ( W a r s z a w a ) . D r o b i a z g i h istoryczne i literackie.

D r Józef M a r z e c k i ( W a r s z a w a ) . Lekarz, a wojna g a z o w a .

Dr. Irena U l a n o w s k a - G o ć k o w s k a ( W a r s z a w a ) . O k o ­ n ieczności p r z e p r o w a d z a n ia b a d a ń le k arsk ich o s ó b p ra cu jq cy ch przy dzieciach.

P ro f e so ro w ie p r z e m a w ia jg ex cathedra...

Dr. M ie c z y s ł a w S t a b r o w s k i (Poznań). O niektórych p r z e s q d a c h i z a b o b o n a c h w m e d ycyn ie (z notatek lekarza pediatry). Rysunki; Eryk Lipiński.

Julian Tuwim. Z m ojego „ G a b in e t u o s o b liw o ś c i”.

Dr. A. M e s t e r (K ra k ó w ). C h o r o b a Still - C h a u f fa rd a . Z I-ej kliniki chorób wewnętrznych U.J. w Krakowie (kier. Prof.

Dr. T. Tempka).

K ron ika .

Z ż ycia n a u k o w e g o .

O k ł a d k a : Tablica p a m iq t k o w a w m u r o w a n a w hall u P a ń s tw .S z k o ły Higieny, sta ran ie m R ock e fellerc zy k ów polskiej służby z drow ia, ku czci J. D. R ockefellera

Cena egz. Zł. 1.20.

V

(3)

M E D Y C Y N A

N r. 2. R O K II.

P R Z Y R O D A

L U T Y 1 9 3 8

C o ś n i e c o ś o s k ó r z e .

Prof. Dr. R O M A N LESZCZYŃSKI (Lwów)

Odlegle to czasy, gdy skórę uważano jedynie za powłokę. Dziś wiemy doskonale, że jest ona narządem, jednym z najważniejszych, sprawującym rozliczne funk­

cje i mającym rozliczne zadania do spełnienia. W miarę rozwoju naszych wiadomości, zasięg działania skóry, jako narządu, na cały ustrój wzrasta i coraz jaśniejszą staje się dla nas korrelacja i zależność zdrowia ustroju od prawidłowych czynności skóry.

Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że:

1) jest ona narządem osłaniającym ustrój od szko­

dliwych wpływów zewnętrznych,

2) jest ona narządem regulującym ciepłotę ciała.

Utrata ciepła przez s.kórę następuje przez prze­

wodzenie, promieniowanie i parowanie, 3) jest ona narządem wchłaniającym,

4) jest narządem wydzielniczym i wydalającym (se- krecja i exkrecja).

Wiadomo ogólnie, jak ważną rolę odgrywa skóra iv przemianie wodnej. Wiadomo, że można przez skó- .•ę odciążyć nerki. Przypomnę, że przez skórę traci się dwa razy tyle wody, ile przez płuca.

5) jest ona narządem czuciowym,

6) nowe badania wykazały, że skóra posiada w wy­

sokim stopniu rozwinięte wydzielanie wewnętrzne. Wie­

my już n. p., że skóra jest jednym z głównych wytwór­

ców ciał obronnych, czyli niweczników w chorobach zakaźnych. Wiemy, że w skórze znajduje się jeden z głównych sterolów t.zw. ergosterol, z którego pod wpływem światła tworzy się witamin antirachitycz- ny D.

7) Istnieje mało dotychczas poznana dziedzina fizjo­

logii i patologii skóry, a to reflektoryczne oddziaływa­

nie pewnych narządów wewnętrznych, na pewne par­

tie skóry (refleksy metameryczne, spinalne, cerebralne itd.). Odwrotnie też istnieją refleksy ze skóry na narzą­

dy wewnętrzne (n. p. płciowe).

Wymienione dotychczas funkcje skóry nie są bynaj­

mniej ostatnim słowem w tej dziedzinie. Zaraz się o tym przekonamy. Gdy czytamy dawniejsze podręczniki der­

matologii, nawet nowsze, napotykamy ciągle pewne zja­

wisko. Odnajdujemy barwne, bystre, genialne nieraz

opisy zmian chorobowych, rozczytujemy się w szcze­

gółach morfologicznych lub przebiegu, odtwarzamy w myśli obraz zmian chorobowych na podobieństwo te­

go co autor widział. A jednak z reguły obraz w naszym umyśle powstający dalekim będzie od tego, na co autor patrzał. Czy to wina naszej niedoskonałości odtwórczej, czy też przyczyną jest rzeczywista niedoskonałość opi­

su? O to właśnie mi idzie! Zwyczajnie autor opisuje to, co widział, nie zaś to, na co patrzał. Opisuje część tego na co patrzał, tę część mianowicie, która mu się wydawała niezwykłą, chorobową. Milczeniem zaś po­

mija to co mu się wydawało(l) prawidłowym, normal­

nym. Teraz zapytam cobyśmy powiedzieli o malarzu, któryby wymalował myśliwego strzelającego do zają­

ca, a zapomniał, namalować lasu, pól czy łąki, na któ­

rej się ta scena rozgrywa? Cóż zaś innego robi derma­

tolog, który opisuje n. p. ognisko tocznia rumieniowe­

go, a zapomina podmalować tło, na którym się on roz­

winął. Dla zrozumienia powstania, przebiegu, zejścia sprawy chorobowej, dla świadomego, rozumnego lecze­

nia, jest nieodzownym uwzględnienie właściwości skó­

ry, która jest tłem czyli podłożem dla toczącego się procesu.

Właściwości skóry dostrzegalne okiem, stanowią wy­

padkową całej masy rozmaitych wpływów, jak rasa, wiek, klimat, dziedziczenie, zawód, przebyte choroby, skazy, konstytucja ogólna itd. Jest to grupa pierwsza.

Po za tymi, które okiem dostrzegamy kryją się in­

ne, ustajone, które wykrywamy naszymi nowymi me­

todami miologicznymi. To jest grupa druga.

W końcu są właściwości skóry biologiczne, poten­

cjalne, których jak dotąd nie umiemy poznać przed tym, o których dowiadujemy się dopiero w chwili w y­

buchu choroby lub też w czasie jej przebiegu. Niejedno­

krotnie właśnie przebieg atypowy, swoisty wskazuje, że skóra którąśiny za prawidłową uważali, nie jest nią.

To jest grupa trzecia.

Wszystkie te właściwości razem wzięte powodują, że ta saina przyczyna wywołuje na rozmaitych skórach rozmaity efekt. Różnica ta może się okazać morfolo­

gicznie id est w przestrzeni, w nasileniu lub przebiegu

1

(4)

id est w czasie. Jak z powyższego widać, rozróżniam trzy grupy właściwości skóry, trzy etapy jej poznania.

Poznanie okiem, poznanie metodami pomocniczymi i po­

znanie ex post. Dążeniem nowoczesnej dermatologii jest, aby jak najwięcej rozszerzyć grupę drugą, a po­

mniejszyć grupę trzecią. Innymi stówy uznajemy, że przyszłość dermatologii jest zawisłą od rozwoju metod badania. Jak miskroskop i teleskop rozszerzyły zdol­

ność widzenia rzeczy niedostrzegalnych, przed tym re­

alnie istniejących, tak przyszłe metody wydobędą na jaw, już nie rzeczy, ale stany utajone, własności poten­

cjalne. (Leszczyński: Pol. Gaz. Lek. 1923, p. 245). Kie­

runek ten nazwać należy biologiczną lub funkcjonalną diagnostyką skóry.

Zaczęło się to od prac Richeta o anafilaxji i Pirqueta 0 allergii. Najżywszy oddźwięk znalazła nauka o aller- gii wśród dermatologów, a to dlatego, że skóra została użytą jako „test“. Okazało się dowodnie, że skóra jest zwierciadłem zmian humoralnych, zachodzących wew­

nątrz ustroju. Jej biologia, jej oddziaływanie zostało zmienione pod wpływem jadów tworzonych w innych narządach. Przeważnie ulega ona uczuleniu. Zjawiska dostrzeżone najpierw w gruźlicy, rozszerzone następnie na inne choroby, — a to, że pojęcie allergii uległo z cza­

sem przerostowi i wybujaniu, — nie umniejsza zgoła istotnej wartości odkrycia. Stało się ono impulsem 1 punktem wyjścia dla dalszych samoistnych badań nad biologią skóry i nad jej rozlicznymi związkami z narzą­

dami wewnętrznymi.

Przyjąć trzeba, że wzajemne oddziaływanie skóry 1 narządów wewnętrznych odbywa się zasadniczo dwo­

ma drogami: przez układ krwionośny i przez układ ner­

wowy (v. ref. Leszczyński IX. Kongr. intern, derm. Bu- dapest, 1935< T. I. p. 62). Wszelkie wpływy humoral- ne, włączając w to hormony i witaminy, działają za pośrednictwem jednej z tych dwu dróg. Badając jednak mechanizm korrelacji dermato-wisceralnych natrafia­

my na ogniwo pośrednie, pierwszorzędnej wagi, na od­

rębny aparat pośredniczący między komórką tkanko­

wą a drogami doprowadzającymi i odprowadzającymi, a to na układ siateczkowo-przybłonkowy. Pojęcie USŚ powstałe pierwotnie, jako koncepcja anatomopatologicz- na, okazało się w następstwie pojęciem przede wszyst­

kim funkcjonalnym. To co łączy rozrzucone w ustroju histiocyty w jedną całość, to jest właśnie jedność czyn­

nościowa, i wspólna wszystkim histiocytom zdolność fagocytozy i magazynowania, oraz podleganie bloka­

dzie i podrażnieniu czynnościowemu. Największe i naj­

ważniejsze skupienia histiocytów znajdują się w w ą­

trobie, śledzionie i skórze. Tym tłómaczy się wzajem­

na zależność, tak ścisła między czynnością wątroby a skóry, ich wzajemne działanie zastępcze (wikariacje).

Zmiany chorobowe wątroby (układu Browicz-Kupfera) powodują zmiany w biochemizmie skóry, podrażnienia lub porażenia jej USŚ. Histiocyty skórne wspomagają wątrobę w jej czynności odtruwania ustroju i walki z zakażeniem; one obejmują zastępczo część funkcji wą­

troby w razie jej niewydolności. Układ siateczkowo- śródbłonkowy skóry bierze czynny udział w przemia­

nie białkowej, węglowodanowej, lipoidowej, wodnej, w przemianie żelaza i hemoglobiny, oraz barwików żół­

ciowych, w zjawiskach odpornościowych, melanogene- zie, w końcu w przemianie i magazynowaniu energii promiennej. (v. ref. Leszczyński: III. Kongr. Derm.

Słow., Praga 1934). Na szczególną uwagę zasługuje czynność ostatnia, gdyż skóra na skutek swego poło­

żenia jest jedynym narządem podległym bezpośrednio

2

wpływom aktinicznym, działaniu słońca. Energia pro­

mienna działająca na skórę zostaje niewątpliwie zużyt­

kowaną dla dobra ustroju. Idzie jednak o to, ażeby po­

znać, które komórki najbardziej podlegają wpływom aktinicznym, które tę energię przetwarzają w inne for­

my energii, jak chemiczną, termiczną itd., które ją ma­

gazynują lub głębszym warstwom podają. Przypomnę tutaj, że promienie świetlne aktywują żelazo, że prze­

twarzają ergosterol w witaminę D., że pod wpływem światła dokonują się procesy dezintegracji białka itd.

Finsen sądził, że melanina absorbuje promienie świetl­

ne, w szczególności fiołkowe i pozafiołkowe i przetwa­

rza je w energię chemiczną. Wedle Rolliera i Rossela melanina modyfikuje wchłonięte promienie podobnie jak wiele barwików. Zmienia, jak się zdaje promienie che­

miczne widma w formy energii potrzebne dla ustroju.

Przypuścić dalej trzeba, że pod wpływem energii pro­

miennej nietylko dokonywa się szereg procesów biolo­

gicznych i chemicznych na miejscu t. j. w skórze, ale że pewne produkty tutaj powstałe unoszą ze sobą ła­

dunki energii potencjalnej (chemicznej, elektrycznej czy innej), którą w odległych tkankach wyładowują. W no­

sić można, że histiocyty odgrywają tutaj nietylko rolę narządu transportującego, owszem wiele przemawia za tym, że one same mogą być w pewnych przypadkach transformatorami energii świetlnej w biologiczną. Tu wchodzimy jednak w dziedzinę hypotez.

Faktem jest, że przy insolacji odróżniamy skutki bezpośrednie na skórę, i pośrednie (odległe) na narządy wewnętrzne. Stąd popularność i rozpowszechnienie ką­

pieli słonecznych. Poddając skórę działaniu promieni słonecznych należy zawsze mieć na oku stan tejże.

A więc może to być skóra normalna, albo też skóra uczulona na promienie przez działanie pewnych substan­

cji (t. zw. fotosensibilisatorów, jak n. p. porfiryna). Nie należy zapominać, że skóra rudych jest zawsze bardzo wrażliwa na promienie słoneczne i inne.

Jak wyżej zaznaczyłem koncepcja USŚ jest przede wszystkim pojęciem biologicznym. Należą tu komórki rozsiane w całym ustroju o wyglądzie nader rozmai­

tym, mające jednak wspólne zadania, które przy pomo­

cy swych rozmaitych funkcji spełniają (jedność czyn­

nościowa). Uświadomić sobie musimy, że jest to sieć komórek nurzających się w sokach tkankowych w t.zw.

limfie tkankowej (system lakunarny Acharda) i pośred­

niczących w ten sposób między komórkami tkanki a dro­

gami do - i odprowadzającymi, czyli światem zewnętrz­

nym. Układ siateczkowo-przybłonkowy i układ zato­

kowy dopiero razem wzięte tworzą całość biologiczną.

Wszystkie substancje odżywcze potrzebne do życia po­

bierają komórki z płynnej otaczającej je limfy; jej też oddają wszystkie odpadki. Jeśli teraz jako organ po­

średniczący między limfą a wnętrzem naczyń limfatycz- nych przyjmiemy komórki USŚ, w takim razie zgodzi­

my się na nazwanie histiocytów policją sanitarną ustro­

ju. Wszystkie te uwagi odnoszą się i do skóry. Ponie­

waż jest to narząd bezpośrednio dostępny obserwacji, przeto daje szczególnie korzystne warunki dla studium nad czynnościami USŚ. Otóż badania nad czynnościa­

mi USŚ skórnego pouczyły nas, że wszystkie te stany, które określamy jako zmiany oddziaływania skóry, ja­

ko allergię, jako przestrojenie tkanek, że wszystkie te stany są ściśle związane z nastawieniem czynnościo­

wym histiocytów skórnych. Wszelki rodzaj niedomogi USŚ skóry prowadzi do zmian chorobowych tejże.

Czynności asanizacyjne (odtruwające) USŚ skóry, w szczególności usuwanie odpadków przemiany mate-

M

(5)

rii, zobojętnienie jadów, dotyczą nietylko produktów pa­

tologicznych (jak n. p. tuberkuliny, salwarsanu); owszem odnoszą się one tak samo do produktów normalnego me- tabolismu. Może się bowiem zdarzyć, że normalne pro­

dukty przemiany materii a) zostają doprowadzone do skóry w nadmiarze, lub też b) nie są dostatecznie w y­

dzielane. W obu przypadkach dochodzi do nagroma­

dzenia się ich w skórze. Może zajść trzeci wypadek, iż sama przemiana materii jest wadliwa, czy upośledzo­

na (np. zmniejszona zdolność spalania, czyli utleniania) i, że gromadzą się w skórze produky wadliwej prze­

miany materii. We wszystkich tych razach stają ko­

mórki USŚ skóry przed wzmożonymi zadaniami. Albo są w stanie im podołać i oczyścić skórę od nadmiaru odpadków, w takim razie nie przychodzi do zmian cho­

robowych, albo też wydolność USŚ jest niedostatecz­

na i wtedy skóra musi uledz schorzeniu. Podobnie dzie­

je się przy pierwotnej niedomodze USŚ. Jak z tego wi­

dać poznanie sprawności USŚ w skórze ma pierwszo­

rzędne znaczenie dla dermatologa. Idzie wszak o te właściwości skóry utajone, potencjalne, których okiem nie dostrzegamy, o których na wstępie mówiłem.

Kierując się tymi względami wypracowałem meto­

dę badania sprawności histiocytów przy pomocy bąbli zakładanych rozczynem błękitu trypanowego (Lesz­

czyński: Derm. Woch. T. 95, p. 1508). Następnie prze­

badałem w pływ wywierany na histiocyty przez szereg substancji zwyczajnie w ustroju się znachodzących.

(Derm. Woch. T. 98, p. 585). Wykazałem, że histamina, lecytyna, kwas szczawiowy, cysteina, kwas moczowy, pepton, działają przyśpieszająco (podrażniająco) na czynności histiocytów skórnych, zaś sól kuchenna, mocznik, cukier, acetylcholina, adrenalina, — opóźniająco (hamująco). Na podstawie tych badań można przypu­

szczać, że pewne hormony lub witaminy będą również wywierać wpływ podrażniający lub hamujący na hi­

stiocyty skórne. Można też wysnuwać wniosek, że na­

stawienie czynnościowe USŚ stanowi istotną (essencjo- nalną) składową niektórych konstytucji.

W ostatnich latach daje się zauważyć w medycynie wzmożona dążność do odnoszenia szeregu zjawisk ży­

ciowych do procesów fizyko-chemicznych. Jednym z problemów, który tak zaprzątał badaczy była spra­

wa stężenia jonów wodorowych w sokach ustroju. P i­

sano o tym wiele przed kilku laty. W odniesieniu do skóry zajęto się najpierw jej powierzchnią i stwierdzo­

no, że powierzchnia skóry normalnie oddziaływa zaw­

sze kwaśno, że posiada „fizjologiczny kwaśny płaszcz ochronny**. W dalszym ciągu zajęto się badaniem pH w głębszych warstwach, t. j. w skórze żywej. (Marchio- nini). Stwierdzono, że postępując od powierzchni ku wnętrzu poszczególne warstwy stają się coraz mniej kwaśne, a coraz bardziej zasadowe, aż zrównają się z zasadowością krwi (rezerwa alkaliczna krwi). Ponie­

waż metoda jaką się posługiwano była dość skompliko­

wana, nie nadająca się dla celów praktycznych, a za­

gadnienie samo jest nader ważnym dla poznania biolo­

gii skóry i jej zdrowia, dlatego wypracowałem wspólnie z Dr Falikiem (Derm. Woch. T. 104, p. 967) sposób ozna­

czania zdolności alkalizacyjnej skóry za pomocą bąbli zakładanych odpowiednim rozczynem czerwonego lak­

musu. Okazało się, że istnieje dość ścisły związek mię­

dzy rezerwą alkaliczną krwi a zdolnością alkalizacyjną skóry. Jak wspomniałem zagadnienie samo jest w aż­

nym, gdyż wiadomo nam, iż zaburzenia równowagi kwasowo-zasadowej stwierdzono n. p. przy napadach allergicznych (alkaloza) przy t. zw. skazie wysiękowej, przy rakowatości (alkaloza) przy nephropathiach (aci- doza) itd.

Naświetlanie promieniami pozafiołkowymi sprowa­

dza wyraźnie wzmożenie rezerwy alkalicznej i tym ttó- maczą niektórzy zbawienny w pływ naświetlań przy gruźlicy. Chorzy z niską rezerwą alkaliczną okazują nietolerancję ,na tuberkulinę. Zmiana bilansu kwasowo- zasadowego zmienia odczyn Piraueta. Osobniki alkali- zowane okazują osłabioną reakcję, zaś zakwaszone wzmożoną. Zakwaszenie skóry spotykamy częściej przy cukrówkach, przy wypryskach, wzmożoną zasa­

dowość przy łuszczycy (Leszczyński-Falik) itd.

Zagadnienie samo staje się ważnym dla dermatologa z chwilą, gdy spogląda na skórę, jako na podłoże dla spraw chorobowych, gdy ją uważa za zwierciadło dys­

funkcji wisceralnych. Wszelkie zmiany w optymalnym składzie limfy wywierają zbawienny lub zgubny wpływ na komórki skóry. Zaburzenia w równowadze kwaso­

wo-zasadowej zmieniają odporność skóry do tego stop­

nia, że staje się ona bardziej wrażliwą, czulszą, względ­

nie mniej odporną na rozmaite szkodliwości. Klasycz­

nym przykładem jest przecukrzenie skóry idące z za­

kwaszeniem i podatnością na zakażenia ropne.

Prace rozmaitych badaczy, a przede wszystkim Warburga, zwróciły uwagę na procesy oddechania wewnątrz-tkankowego, ściślej wewnątrz-komórkowego.

Pojęcie oddechania łączy się ogólnie z procesami oxy- dacji i redukcji. U ludzi i zwierząt oddechanie połączo­

ne jest z utlenianiem, u roślin assymilacja kwasu węglo­

wego jest przykładem redukcji. W dermatologii zagad­

nienie to nie budziło dotychczas większego zaintereso­

wania. Dawniejsze badania nad oddechaniem skóry, do­

tyczyły tylko ogólnej przemiany gazowej skóry, jako całości. Problem śródkomórkowego oddechania skóry pozostawał właściwie nietkniętym. Dopiero w ostatnich latach pojawiły się badania na ten temat. Leszczyński i Falik opracowali metodę badania zdolności oxydore- dukcyjnej skóry, a to zapomocą bąbla zakładanego błę­

kitem methylenu, i oznaczyli empirycznie stosunki nor­

malne (Archiv. f. Dermat. T. 176 p. 120). Czas potrzeb­

ny do odbarwienia (redukcji) barwika wstrzykniętego wśródskórnie jest właśnie miarą zdolności oxydoreduk- cyj skóry w danym czasie.

Autorowie amerykańscy Petersen i Appehnann pra­

cując również metodą śródskórną z błękitem methylenu przekonali się, że procesy te okazują wahania zależne od wahań ciśnienia barometrycznego i liczby oddechów.

Rehm-Schmidt (również Amerykanin) znalazł, że poten­

cjał oxydoredukcyjny jest silniejszym w skórze po stronie wyprostnej niż po stronie zginaczy; fakt ten może wyjaśnić nam przyczyny umiejscowienia niektó­

rych chorób skórnych.

Takie są drogi nowoczesnej dermatologii. Z każdym rokiem zyskuje coraz więcej zwolenników pogląd, że przyszłość dermatologii jest ściśle związaną z rozwo­

jem fizjologii skóry. Poznanie normalnych funkcji ży ­ ciowych skóry utoruje dopiero drogę do zrozumienia procesów patologicznych, do zrozumienia dermopathyl.

Wyraźnie występują już też zarysy funkcjonalnej diag­

nostyki skóry, opartej na badaniach IN VIVO ET IN SITU.

3

(6)

Model wzorowej sali operacyjni

^^£^M317«502MlU27tlS3*521

tomem poissou POKCILIT PYJHAOOM PUKAM BOBCMH SUWU TCHCBTCHCV VIHf WtLLIS WHŁRSTPftSS - ABŁl

(7)

Fizyka i chemia w służbie zdrowia.

W raże n ia z „Pałacu O d k ry ć ” w Paryżu.

Doc. Dr. IG N A C Y Z ŁO T O W SK I (Paryż).

Zorganizowane w ramach Międzynarodowej W ysta­

wy Paryskiej, dzięki inicjatywie profesora Jana Per- rin‘a, nowoczesne muzeum wiedzy ścisłej i stosowanej, nazwane „Pałacem Odkryć11, miato na celu wykazanie szerokim rzeszom potężnej roli, jaką w rozwoju kul­

tury ludzkiej spełnia ,praca naukowa. Dając zwiedzają­

cym w licznych przypadkach możność odegrania roli eksperymentatorów, starano się nie tylko uwydatnić do­

niosłość zdobyczy nauk przyrodniczych, lecz również wprowadzić każdego przeciętnego człowieka do tego sanktuarium wiedzy ścisłej, jakim są laboratoria nau­

kowe, dać mu do rąk narzędzia prawdziwego badacza, by się mógł sam naocznie przekonać, jak można pod­

patrywać przyrodę i wykrywać rządzące w niej pra­

widłowości oraz co najważniejsze wyzyskiwać w ży­

ciu codziennym zdobytą w ten sposób wiedzę. Dziś, gdy już opustoszały wielkie sale Grand Palais, rozbrzmie­

wające jeszcze tak niedawno wielojęzycznym gwarem narodów całego świata, gdy zamknięto wrota Pałacu Odkryć, możemy rzec śmiało, że spełnił on swe zadanie znakomicie.

Zajrzyjmy na chwilę do działu najściślejszej z nauk ścisłych — matematyki. Jakże tu nie podziwiać potęgi geniuszu ludzkiego, patrząc na ozdabiające kópułę jed­

nej z sal 707 oznaczonych do dnia dzisiejszego cyfr dzie­

siętnych liczby n , lub na szereg całkowicie zmecha­

nizowanych aparatów, pozwalających rozwiązywać skomplikowane zagadnienia matematyczne prawie bez żadnego wysiłku umysłowego. Podobnie w sąsiadują­

cym z matematyką dziale astronomii, gdy podczas krót­

kiej wycieczki w „nieznane1*, oglądaliśmy szczegółowy model plastyczny zwróconej ku ziemi powierzchni księ­

życa, wspaniałe zdjęcia filmowe przebiegu potężnego wybuchu erupcyjnego na słońcu, fotografie mgławic, odległych od nas o miliony lat świetlnych czy wreszcie w sekcji astronautyki — dwumetrowej długości rakietę, przeznaczoną do prób komunikacji międzyplanetarnej, trudno było nie doznać uczucia dumy na myśl o ile nau­

ka dzisiejsza prześcignęła najśmielsze marzenia filozo­

fów i poetów.

Te wprost nieograniczone możliwości badawcze za­

wdzięczamy w pierwszym rzędzie wspaniałym udosko­

naleniom technicznym, stanowiącym ze swej strony naj­

bardziej konkretną formę zdobyczy nauk ścisłych — fi­

zyki i chemii. Toteż dwie te nauki przyrodnicze królo­

w ały w Pałacu Odkryć. Wszędzie widać było ich wpływ dominujący na życie współczesnego człowieka.

Śledząc historię wielkich odkryć fizycznych i chemicz­

nych łatwo się przekonać, iż każde z nich było swego rodzaju erą w dziejach postępu cywilizacyjnego ludzko­

ści. Nigdzie jednak nie odczuwamy tak bezpośrednio dobroczynnej roli genialnych odkryć przyrodniczych, jak tam, gdzie wykuwają one oręż do walki w obronie najcenniejszego skarbu człowieka — do walki o zdro­

wie.

U wejścia do gmachu witał nas potężny generator elektrostatyczny Van Graaf‘a, pozwalający osiągnąć napięcia elektryczne, przewyższające 5 milionów wol-

Aparatura Lavoisiera do analizy elementarnej substancji orga nicznych.

Rola zwiqzków arsenu w chemii lekarskiej.

Tablica rozdzielcza instalacji sterylizacyjnej bloku operacyjnego.

****»*, *«l

(8)

tów. Wspaniała ta instalacja, będąca największą atrak­

cją Pałacu Odkryć, zbudowana została przez inżynie­

rów Lazard‘a i Savela dla organizowanego obecnie we Francji przez profesora Joliot pierwszego w Europie la­

boratorium syntezy pierwiastków chemicznych. Prze­

bijające od czasu do czasu pomiędzy wielkimi metalo­

wymi kulami kilkumetrowej długości iskry elektryczne, stanowiły tylko jakgdyby naoczny dowód osiąganego napięcia, którego właściwym zadaniem będzie przy­

śpieszanie jonów, nieodzownych dla realizowania na wielką skalę sztucznych transmutacji pierwiastków.

O tym, na czym polega szczególne znaczenie tego rodzaju przemian „alchemicznych4* dowiadujemy się nie­

co dalej w dziale promieniotwórczości i syntezy atomo­

wej. W idzim y tu obok pierwszych aparatów małżon­

ków Curie, przy pomocy których stwierdzono własność samorzutnego rozpadu naturalnych pierwiastków promie­

niotwórczych, zadziwiająco prostą instalacją, która 40 lat później posłużyła państwu Joliot do odkrycia zjawiska promieniotwórczości wzbudzonej. Zwykła blaszka gli­

nowa, wystawiona uprzednio na działanie cząstek alfa preparatu polonu, staje się promieniotwórcza. Jesteśmy również świadkami analogicznego zjawiska, wywołane­

go działaniem neutronów, otrzymywanych, jak wiado­

mo, drogą bombardowania licznych pierwiastków czy to cząstkami alfa czy też silnie przyśpieszonymi w polu elektrycznym protonami lub deutonami. Wspaniałe per­

spektywy, jakie odkrycie promieniotwórczości wzbu­

dzonej roztoczyło przed nauką o budowie atomu, uspra­

wiedliwiały w dostatecznej mierze zainteresowanie ca­

łego świata tym nowym rodzajem procesów chemicz­

nych. Niebawem jednak okazało się, że prawdopodob­

nie najwdzięczniejszym polem zastosowań sztucznie otrzymywanych pierwiastków promieniotwórczych, bę­

dzie terapia i diagnostyka lekarska, które dziś jeszcze zmuszone są korzystać z usług tak niezwykle kosztow­

nych naturalnych substancji promieniotwórczych o dzia­

łaniu znacznie bardziej ograniczonym. Teraz rozumie­

my dopiero całą doniosłość wielkiej maszyny elektro- stycznej Van Graafa, która być może już w nieda­

lekiej przyszłości pozwoli nam „fabrykować" sztucznie pierwiastki promieniotwórcze tak jak dziś w każdym szpitalu czy klinice możemy stosunkowo skromnymi środkami otrzymywać promienie Rentgena.

Teorii i technice tej największej po promieniotwór­

czości zdobyczy nauki ubiegłego stulecia poświęcono szereg sal, zarówno w dziale fizyki, jak też biologii i me­

dycyny. W dziale fizycznym ze szczególnym zaintere­

sowaniem obserwujemy przebieg zjawiska termoelek­

trycznego Richardsona, które tak doniosłą rolę odegra­

ło w rozwoju techniki lamp rentgenowskich oraz tuż obok, oparty na zasadzie tego zjawiska najnowocześ­

niejszy generator rentgenowski — rurę Coolidge‘a. Ca­

ły szereg doświadczeń ilustruje dwie własności promie­

ni Rentgena, które zadecydowały prawie o wszystkich ich zastosowaniach w technice i w medycynie. Oto przekonujemy się, iż pierwiastki chemiczne o małych liczbach atomowych są dla tych promieni znacznie bar­

dziej „przezroczyste" niż te, których liczby atomowe odpowiadają ostatnim miejscom układu periodycznego.

Ponadto zaś stwierdzamy, że zdolność absorbcyjna sub­

stancji złożonych jest w tym przypadku własnością ad- dytywną. Niemniej istotna jest jednak inna własność promieniowania rentgenowskiego, której nieznajomość narażała początkowo wszystkich radiologów — fizyków czy lekarzy — na ciężkie kalectwo, a niejednokrotnie i na śmierć. Lecz i to niszczące działanie promieni X zdołała wyzyskać medycyna, jako jedyną obok ciał pro-

6

mieniotwórczych, broń do walki z najgroźniejszym wro­

giem ludzkości — rakiem.

Oceniając zastosowania odkryć fizycznych w me­

dycynie trudno nie omówić zdobyczy, osiągniętych dzięki pomocy optyki i elektryczności. Czyż można so­

bie wyobrazić współczesną klinikę lekarską bez mikro­

skopu lub polarymetru. W idzimy jednak, że oprócz tych elementarnych przyrządów coraz to bardziej złożone i wyspecjalizowane aparaty optyczne daje nauka do rozporządzenia lekarzowi. Wspaniałe ultramikroskopy, spektrografy, a nawet precyzyjne aparaty kinematogra­

ficzne oddają już dziś medycynie bardzo cenne usługi.

Prawdziwym arcydziełem techniki mechaniczno-optycz- nej był demonstrowany w dziale biologii eksperymen­

talnej mikromanipulator Zeissa, dający możność wyko­

nywania na elementach dostępnych obserwacji tylko pod mikroskopem całego szeregu bardzo złożonych ope­

racji. Wyświetlany film doktora Peterfi, wykazujący działanie tego aparatu w przypadku przeprowadzania mikrosekcji bakterii był nie tylko dowodem naszych zdobyczy w mikroświecie organizmów żywych, lecz stanowił ponadto majstersztyk sztuki mikrokinemato­

graficznej.

Również w dziale biologii demonstrowana była in­

na, niezwykle ciekawa, metoda optyczna badania tkanek zwierzęcych i roślinnych, zwana metodą fluoroskopii.

Wiemy, że promieniowanie ultrafioletowe, niewidzialne gołym okiem, wywołuje w całym szeregu ciał wyraźną fluorescencję. Zjawisko to, wyzyskiwane podczas wiel­

kiej wojny do przesyłania tajnych sygnałów świetlnych, wykorzystał ostatnio prof. Turchini z Montpellier do badań paleograficznych i sądowych, do wykrywania za- fałszowań produktów spożywczych, a w szczególności do badań biologicznych. Obserwując przy pomocy spe­

cjalnego fluoroskopu Reicherta, zjawisko fluorescencji dla poszczególnych tkanek, naświetlanych uprzednio światłem nadfiołkowym, przekonywaliśmy się o licz­

nych zastosowaniach praktycznych tej metody dla ce­

lów diagnostyki lekarskiej. A więc możność stwierdza­

nia stanu fizycznego pewnych organów, jak np. soczew­

ki oka lub zębów, śledzenia z punktu widzenia histofi- zjologicznego umiejscowienia względnie przebiegu w y­

dzielania się z organizmu substancji fluoryzujących, do których zalicza się większość środków leczniczych, w y­

znaczania granicy pewnych obrażeń cielesnych oraz zmian patologicznych skóry, a wreszcie badania płynów organicznych.

Ten ostatni dział badań klinicznych wymaga często szczególnie precyzyjnego oznaczania stopnia zmętnie­

nia płynu względnie przekonania się o jego absolutnej przezroczystości. I tu znów fizyka daje nam do rąk nie­

zwykle cenny instrument badawczy w postaci precy­

zyjnego interferometru. Zbudowane na zasadzie zjawi­

ska interferencji aparaty pomiarowe pozwalają osiąg­

nąć wprost niewiarygodną dokładność w określaniu nie­

jednorodności ośrodków przezroczystych. Fascynujące doświadczenia wykazywały, jak można przy pomocy bu­

dowanych obecnie interferometrów obserwować w y­

dzielanie się gazowego C 0 2 z powierzchni bloku stałe­

go dwutlenku węgla, ruch konwekcyjny powietrza do­

koła ciała ludzkiego czy też nawet proces molekularny rozpuszczania się substancji krystalicznych w wodzie.

O tym, czym są dla współczesnej diagnostyki lekar­

skiej pomiary elektryczne oraz jaką rolę odgrywają w nich automatyczne aparaty rejestracyjne przekonali­

śmy się w dziale, poświęconym zjawisku fal bioelek­

trycznych. Widzieliśmy tam obok pięknych fotografii tak zwanych ryb elektrycznych, wytwarzających wyłado-

(9)

wanla elektryczne, wystarczające często dla zabicia małych zwierzątek morskich, liczne dane informacyjne dotyczące tej ongiś zupełnie tajemniczej, a dziś prawie zupełnie wyjaśnionej kategorii zjawisk. Istotnie wiemy obecnie, że wszystkie organizmy żywe są siedliskiem procesów elektrycznych, wśród których najlepiej zba­

dane jest zjawisko fal bioelektrycznych, stanowiących krótkotrwałe zaburzenia, biorące źródło w określonych częściach organizmu i rozchodzące się potym na podo­

bieństwo fali po całym organizmie. Ponieważ intensyw­

ność tych zjawisk jest bardzo różnorodna i waha się w granicach od setek woltów u ryb elektrycznych do milionowych części wolta w przypadku odkrytych ostatnio przez Hansa Bergera drgań mózgowych u czło­

wieka, rozwój badań nad procesami bioelektrycznymi biegł równolegle do rozwoju techniki pomiarowych przyrządów elektrycznych.

Zapoczątkowane w ubiegłym stuleciu przez fizjologa i fizyka niemieckiego Du Bois Reymonda prace badaw­

cze pozwoliły niebawem, dzięki zastosowaniu precyzyj­

nych galwanometrów zwierciadłowych na stwierdzenie, iż normalnemu funkcjonowaniu serca, mózgu, oczu, każdego gruczołu czy mięśnia, towarzyszą specyficzne zaburzenia elektryczne. Znacznym postępem było wpro­

wadzenie iprzez Einthovena do pomiarów bioelektrycz­

nych niezwykle czułych galwanometrów strunowych.

Dopiero jednak opracowane w ciągu lat ostatnich, dzię­

ki wynalezieniu lampy katodowej, aparaty, wzmacnia­

jące wiele tysięcy razy słabe impulsy elektryczne, po­

zwoliły na gruntowne zbadanie omawianego zjawiska.

Piękne diagramy ilustrowały w Pałacu Odkryć prace nrofesora Adriana z Cambridge, który wykazał ideal­

nie rytmiczny charakter zaburzeń bioelektrycznych oraz zależność cechującego je rytmu od stanu organu emitu­

jącego, jak również od wpływu działających nań czyn­

ników zewnętrznych. Specjalnie zmontowana instalacja dla badania fal bioelektrycznych serca pozwalała każ­

demu ze zwiedzających poznać swój własny elektro- kardiogram czy to bezpośrednio na fluoryzującym ekra­

nie dużego oscylografu katodowego, czy to obserwując rytmiczne zapalanie się i gaśnięcie włączonej do obwo­

du rury neonowej, czy też wreszcie drogą dźwiękową przy pomocy głośnika radiowego

Szczególne zainteresowanie wzbudzał jednak dział drgań bioelektrycznych mózgu, które okazały się w y­

jątkowo cennym drogowskazem przy badaniu stanu psychicznego człowieka. Widzieliśmy jak wybitnie róż­

nią się pomiędzy sobą elektrocefalogramy człowieka bezmyślnie odpoczywającego, człowieka przysłuchują­

cego się w ciemności tykaniu zegarka oraz przypomi­

nającego sobie jakieś wrażenie wzrokowe. Trudno je­

szcze w tej chwili przewidzieć wszystkie zastosowania praktyczne tej młodej dziedziny nauki. Fizjolodzy ko­

rzystają już z niej obecnie w szerokim zakresie dla ba­

dania mechanizmu działania na system nerwowy nar­

kotyków i środków odurzających. Neurologia stara się wyzyskać technikę elektrocefalografu dla lokalizacji zmian patologicznych w mózgu, jak również dla celów ogólnej diagnostyki chorób umysłowych. Psycholodzy zaś widzą w tej metodzie badawczej jedyną drogę do poznania istoty reakcji psychicznych człowieka. Oto dokąd doprowadziły nas najnowsze zdobycze techniki pomiarów fizycznych — do źródeł myśli ludzkiej.

Nie mniej doniosłe są wyniki osiągnięte dzięki wspa­

niałemu w ciągu lat ostatnich rozwojowi chemii. Prawie we wszystkich sekcjach chemicznych Pałacu Odkryć podkreślano liczne zastosowania chemii w medycynie.

Zatrzymajmy się przez chwilę w dziale ścisłej chemii

lekarskiej przed szeregiem tablic, ilustrujących rolę naj­

większych zdobyczy w tej dziedzinie. Oto zastosowanie w lecznictwie związków arsenu, antymonu i bizmutu, stanowiących w tej chwili jedyną broń do zwalczania kiły oraz śpiączki, wyzyskanie chininy oraz jej pochod­

nych do leczenia malarii, a wreszcie zwycięska walka człowieka z bólem dzięki wynalezieniu licznych synte­

tycznych środków znieczulających i narkotyków, jak również nieoceniona rola antyseptyków, dzięki którym współczesna chirurgia stała się prawdziwym zbawie­

niem ludzkości. Tym dwu ostatnim zagadnieniom, po­

święcono szczególnie dużo miejsca w dziale medycy­

ny i chirurgii.

W sekcji środków znieczulających oglądaliśmy nie­

zwykle ciekawe dokumenty i przyrządy ilustrujące hi­

storię rozwoju tej gałęzi medycyny. Widzieliśmy tam używane w starożytności wyciągi z korzeni i liści sze­

regu roślin, tak zwane wino Mandragory przyrządzane podług recepty Dioskorydesa z pierwszego wieku po Chrystusie, a stosowane przez chirurgów greckich, słyn­

ną gąbkę usypiającą Hugo de Luca z 13 wieku, nasyco ną mieszaniną wyciągów roślinnych oraz opium, jak również list chirurga Hiakmanna do Karola X, uzasad­

niający zalety znieczulania, po odrzuceniu w roku 1828 przez Akademię Medyczną w Paryżu prośby o wypró­

bowanie na ludziach działania pierwszego gazowego środka znieczulającego — podtlenku azotu. Nieco dalej prymitywny aparat Mortona do znieczulania parami eteru, przy pomocy którego 17 października 1846 roku chirurg bostoński Collins Warren przeprowadził pierw­

szą w dziejach nowoczesnej medycyny operację na cho­

rym całkowicie uśpionym i wreszcie pierwszy inhala­

tor do chloroformu, użyty przez Simpsona w roku na­

stępnym.

Rok 1847 stanowił początek nowej epoki w rozwoju chirurgii. Od tej chwili zarówno chemia środków znie­

czulających jak i technika znieczulania rozwijały się z niebywałą szybkością. W szeregu gablotek oglądaliś­

my różnorodne środki znieczulające aż do najnowszych z pochodnymi kwasu barbiturowego oraz cyklopropanu na czele.

Przechodzimy do działu aseptyki.

Następujące nawet po najbłahszych operacjach chi­

rurgicznych zakażenia uważano przez długie wieki za zupełnie normalny etap rekonwalescencji, która jednak niestety w większości wypadków kończyła się śmier­

cią. Gdy patrzymy na niewielką makietę, wyobrażającą przeprowadzanie operacji w połowie ubiegłego stulecia przez lekarzy w czarnych tużurkach, kapeluszach na głowie, nachylonych nad chorym, spoczywającym na zwykłym łóżku domowym, przy którym na podłodze leżą narzędzia chirurgiczne, paczki waty oraz... parasol jednego z chirurgów, trudno się dziwić, że jak głosi umieszczany obok napis, podczas oblężenia Paryża w i o- ku 1871 prawie wszyscy ranni poddani amputacjom zmarli po operacji.

Rok 1890 jest datą epokową w historii chirurgii.

W roku tym chirurg francuski Felix Terrier sterylizuje poraź pierwszy narzędzia i materiał opatrunkowy w autoklawie pod ciśnieniem. Od tej chwili wszystkie wysiłki kierowane są w stronę jak najdalej idącej asep­

tyki.

Jedno tylko zagadnienie z dziedziny aseptyki nie zostało jeszcze całkowicie rozwiązane — to sterylizacja powietrza sali operacyjnej. Sterylizację tę przeprowa­

dza się albo rozpylając jakiś chemiczny środek dezyn­

fekcyjny albo też stosując proste metody fizyczne, jak przepuszczanie powietrza przez filtry z wody,

7

(10)

waty czy oliwy, czy też przystosowaną ostatnio do ce­

lów dezynfekcyjnych przez Pauthenier i Volkringera metodę elektrostatyczną Cottrela. Demonstrowana in­

stalacja automatyczna Pauthenier i Volkringera wraz ze wstępnym filtrem, usuwającym grube zawiesiny, koń­

cowym dezozonizatorem węglowym, pochłaniającym wydzielający się podczas funkcjonowania aparatu ozon oraz aparatem klimatyzacyjnym, stanowi jedno z cie­

kawszych zastosowań fizyko-chemicznych do celów dezynfekcyjnych.

Próbą zastosowania w praktyce współczesnych idei aseptyki chirurgicznej jest zrealizowany przez architek­

ta J. Waltera, twórcy słynnego szpitala w Beaujon pod Paryżem, model idealnego bloku operacyjnego. Herme­

tycznie zamknięta sala operacyjna jest przed każdą operacją nasycana parami formaliny, a następnie wen­

tylowana powietrzem oczyszczanym metodą Cottrela.

Widzowie mogą śledzić bieg operacji pozostając całko­

wicie poza obrębem sali. Zarówno chory jak i lekarze przed udaniem się na salę operacyjną przechodzą przez trzy kolejne komory aseptyczne o ciśnieniu powietrza nieco wyższym od atmosferycznego. Na szczególną uwagę zasługuje laboratorium, pozwalające wykony­

wać badania chemiczne i histologiczne w czasie prze­

prowadzania operacji i to z taką sprawnością, by do­

starczony na przykład przez chirurga skrawek usuwa­

nego nowotworu mógł być w ciągu kilku minut sprepa­

rowany i całkowicie zbadany.

Trudno byłoby omawiając sekcję medyczną Pałacu Odkryć, nie wspomnieć o pięknie opracowanym dziale witaminów, stanowiącym chyba najwymowniejszy do­

wód współpracy naukowej chemika z lekarzem. Upłynę­

ło niespełna 25 lat od chwili gdy rodak nasz Funk otrzy­

mał z łusek ryżu substancję chemiczną, której brak w pożywieniu wywoływał groźną chorobę beri-beri i którą nazwał poraź pierwszy witaminą, a jesteśmy już dziś nie tylko w posiadaniu olbrzymiego materiału ba­

dawczego, wykazującego rolę całego szeregu innych witaminów, lecz znamy ich wzory chemiczne, potrafimy je otrzymywać w stanie krystalicznym i co najważniejsze w licznych przypadkach wytwarzać syntetycznie. Obok imponujących wzorców międzynarodowych witamin B, A, D i C widzieliśmy piękną próbkę, otrzymanej po­

raź pierwszy w czerwcu bieżącego roku przez jej od­

krywcę Evansa, krystalicznej witaminy E. A tuż obok pokaźny słoik pełen otrzymywanej już teraz na dużą skalę witaminy antyszkorbutowej C, ozdobiony portre­

tem tegorocznego laureata Nobla Szent Gyórgyi.

Jesteśmy u kresu naszej wycieczki. Widzieliśmy jak pozornie czysto teoretyczne badania naukowe dopro­

wadzały niejednokrotnie do wspaniałych zastosowań praktycznych i jak nauki najbardziej ścisłe święcą swe największe triumfy na polu zagadnień utylitarnych. Ro­

la fizyki i chemii w biologii i medycynie jest tego najwy­

mowniejszym przykładem. W miarę rozwoju techniki zanika wszelka granica pomiędzy nauką czystą i stoso- Y^aną. Nauką czystą jest ta, która jeszcze dziś zastoso­

wania nie znalazła. Znajdzie je niechybnie jutro.

Instalacja Hulubei'a do otrzymywania potężnego strumienia elek­

tronów. Napięcie 250 k-woltów; moc — ok. 5 k-watów.

Aparat Jamesa Basseta do badań biologicznych pod ciśnieniami do 12000 kg/cm2

Przykłady rejestracji fal bioelektrycznych mózgu. A. Drgania mózgowe człowieka odpoczywającego z zamkniętymi oczami.

B. W pływ skoncentrowania uwagi na jakimś zjawisku wzroko­

wym, później słuchowym i wreszcie ponownie wzrokowym.

Generator elektryczny, pozwalający osiqgnqć napięcie elek­

tryczne powyżej 5 milj. woltów.

Mikromanipulator Zeiss'a.

Przekrój idealnego bloku operacyjnego.

(11)

Rola wqłroby w chorobach przemiany materii w świetle nauki o allergii.

Dr. JOZEF ITELSON (Łódź)

W dziedzinę zaburzeń przemiany materii wprowa­

dzone zostały nowe pojęcia, tłomaczące szereg obja­

wów, zdawałoby się na pierwszy rzut oka nie mają­

cych wspólnego podłoża patogenetycznego, de facto zaś będących przejawem zakłócenia normalnej przerób­

ki poszczególnych produktów ipożywienia. Przedosta­

wanie się do krwiobiegu, a co za tym idzie <ło komó­

rek ustroju, niedostatecznie dla danego organizmu prze­

robionych ciał, w pierwszym rzędzie pochodnych biał­

ka, doprowadza do zakłócenia równowagi fizyko-che­

micznej i do zaburzeń w układzie wegetatywno - do- krewnym. Występowanie np. jednocześnie pokrzywki, obrzęku Quinque, objawów spastycznych, jak to: colica mucosa, astma bronchiale, dość często ma wspólny punkt wyjścia w wątrobie nienależycie wywiązującej się ze swego zadania — filtrowania i przerabiania zawartości pokarmu, dopływającej z jelit drogą żyły wrotnej. Rola wątroby jako centralnego narządu w zaburzeniach prze­

miany materii, wyświetlana jest od wielu lat w całym szeregu prac laboratoryjnych i klinicznych. Ostatnio zaś, gdy nauka o allergii w bardziej zrozumiałym świe­

tle przedstawia nam mechanizm powstawania całego szeregu schorzeń, wątroba stanowi dominujący punkt zaczepu allergenu; jest to zrozumiałe, o ile uwzględni­

my tę okoliczność, iż allergeny zwłaszcza pokarmowe, przy zadziałaniu na ustrój spotykają się z zaporą w pierwszym rzędzie w postaci wątroby. Stąd też na­

uka o schorzeniach allergicznych i cały szereg zaburzeń przemiany materii znajdują wspólne podłoże w wątro­

bie. Oczywiście, nowe te pojęcia spowodowały rewizję w patogenetycznym ujęciu wielu schorzeń, dając inne,

■nowe wytyczne dla postępowania leczniczego.

Nie rzadkie są przypadki operowanych rzekomo cho- lecystit‘ów, gdzie podczas zabiegu nie stwierdza się żad­

nych zmian w pęcherzyku żółciowym i gdzie po ope­

racji usunięcia pęcherzyka ataki bólów występują nie rzadziej i o tym samym natężeniu, co przed zabie­

giem. Punkt wyjścia choroby w przypadkach tych tkwił w działaniu różnych allergenów na wątrobę: cholecy- stitis chronfca de facto było gkurczem pęcherzyka żół­

ciowego, migreną pęcherzyka, analogicznie do migreny zwykłej, również mającej często podłoże allergiczne.

W piśmiennictwie za ostatnie kilka lat nie brak cen­

nych spostrzeżeń o zmianach w czynności wątroby, o t. zw. „hepatozis“, występującej w przebiegu chorób allergicznych. Bergmann za pomocą swej czułej próby czynnościowej podawania bilirubiny dożylnie stwierdził upośledzenie wydolności wątroby w stanach pokrzyw­

ki, ekzemy, obrzęku Quinque.

Nazwa „cholecystopatia allergica“ nie jest tylko efektownym rozpoznaniem, ostatnim krzykiem mody w diagnostyce lekarskiej. Termin ten odrazu daje w y­

tyczne do leczenia, chroniąc organizm od noża chirur­

ga, od wód Karlsbadu i Morszyna, od całego szeregu le­

ków jako cholagoga i choleretica. Wszystkie te zabiegi często na nic się nie zdają. Wystarczy w okresie po­

zornego zdrowia ułatwić wątrobie zetknięcie się z al- lergenem odpowiednim — atak bólów nie każe długo na siebie czekać, O tym, iż pęcherzyk allergiczny jako taki

1. Pęcherzyk żółciowy w okresie ataku allergicznego

2. Tenże p ę ­ cherzyk w kil­

ka godzin później.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po usunięciu nadnerczy, obserwujemy obniżenie się poziomu dwuwęglanów we krwi, obniża się więc rezer­?. wa alkalii krwi i przychodzi łatwo do kwasicy,

Toteż nic dziwnego, że sprawą tą zajmuje się dziś nie tylko lekarz, ale rów nież m ąż stanu, ekonomi­.. sta i

A jednak dla historyka kultury musi być bardzo znamienne, że w pewnych okresach historycznych jakaś nauka staje się modną, a wyniki jej, czy też tylko hipotezy

wany ujemnie. u wodoru krążący elektron, otrzymamy jon wodorowy o ładunku dodatnim. Taki jon staje się niezmiernie czynnym. Otóż w myśl prawa tego rodzaju

wało się więc pytanie, czy promienie Roentgena zawsze towarzyszą fluorescencji (Poincare), czy też są od niej zupełnie niezależne.. Pierwsze próby naświetlania

świata o przeszło 500 milionów lat świetlnych. Podobnie 1 obiekty mikroświata przestały być niedostępne dla t&gt;adań naukowych. Możemy już dziś nie tylko

żenie przy pracy w hutach szklanych, gdzie przy w y ­ dmuchiwaniu naczyń szklanych jeden robotnik bierze od drugiego rurkę, wkładając ją bezpośrednio do ust. Brak

Teorią biegunowości Schellinga zajęto się gorliwie, niestety sprowadzono ją na bezdroża. Jeszcze takie twierdzenia jak to, że mózg i serce człowieka tworzą