• Nie Znaleziono Wyników

"Kroniki", tom 1: część I i II, t. 2-5, Bolesław Prus, opracował Zygmunt Szweykowski, redaktor naukowy Jan Baculewski, Warszawa 1953-1956, Państwowy Instytut Wydawniczy, z prac Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Kroniki", tom 1: część I i II, t. 2-5, Bolesław Prus, opracował Zygmunt Szweykowski, redaktor naukowy Jan Baculewski, Warszawa 1953-1956, Państwowy Instytut Wydawniczy, z prac Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk : [recenzja]"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Janina Kulczycka-Saloni

"Kroniki", tom 1: część I i II, t. 2-5,

Bolesław Prus, opracował Zygmunt

Szweykowski, redaktor naukowy Jan

Baculewski, Warszawa 1953-1956,

Państwowy Instytut Wydawniczy... :

[recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 49/2, 588-597

(2)

w ustaleniu chronologii w ydarzeń i topografii akcji. Na przykład lokalizacja w Warszawie m iejsc zam ieszkania czy m iejsc pracy pow ieściow ych bohaterów odpowiada faktycznej topografii tego miasta. Ten rys pow ieści zapow iada już w yraźnie Lalkę. We w cześniejszej powieści krajowej daje się zauważyć w tych sprawach w iele beztroski. Na przykład K arolina Mycielska, autorka w ielkiej rodzinno-społecznej pow ieści Wczoraj (1849), celuje w prost w n ie­ przestrzeganiu synchronizacji dat, co prowadzi do zabawnych pom yłek h i­ storycznych. N ie jest także pozbawiona pom yłek igraszka Żm ichowskiej na m arginesie ustalania ilości lat Helusi, córki ślusarza z K s ią żk i pamiątek.

Czytelnik otrzymuje do rąk w ydanie oparte na sumiennej konfrontacji tekstu z pierwodrukiem i z zachowanymi fragm entam i rękopisu. Przygotow ał je przecież ze znajomością rzeczy autor specjalnej na ten tem at publikacji pt.

Z rękopiśmiennej spuścizny Józefa K o r z e n io w s k ie g o i6. W ydanie zostało

ozdobione ciekawym i ilustracjam i z okresu nieznacznie tylko poprzedzającego datę wydania u tw o ru 17.

M ieczysła w Inglot

B o l e s ł a w P r u s , KRONIKI. Opracował Z y g m u n t S z w e y k o w ­ s k i . Redaktor naukowy J a n B a c u l e w s k i . Państw ow y Instytut W y­ dawniczy. Z prac Instytutu Badań Literackich Polskiej Akadem ii Nauk.

Tom 1, część I i II. (Teksty kronik kolacjonowali i przygotow ali do druku T o m a s z J o d e ł k a i D a n u t a S t ę p n i e w s k a . Indeksy zestawiła w Instytucie Badań Literackich K r y s t y n a К u r y s i ó w a. Warszawa 1956). Stron 462, 2 nlb. + mapa; 547, 1 nlb. — Tom 2. (Indeksy zestawił Z b i g n i e w R a s z e w s k i . W arszawa 1953). Stron 719, 1 nlb. — Tom 3. (Indeksy zestaw ił J a n J ó z e f L i p s k i . W arszawa 1954). Stron 679, 1 nlb. — Tom 4. (Teksty kronik kolacjonowali i przygotowali do druku T o m a s z J o d e ł k a i D a n u t a S t ę p n i e w s k a . Indeksy zestaw ił J ó z e f C y b e r t o w i c z . Warszawa 1955). Stron 683, 1 nlb. — Tom 5. (Teksty kronik kolacjonow ali i przygotow ali do druku T o m a s z J o d e ł k a i D a n u t a S t ę p n i e w s k a . Indeksy zestaw ił J a n J ó z e f L i p s k i . W arszawa 1955). Stron 648.

Mimo rozliczne trudności, błędy i wypaczenia literaturoznawstw a na­ szego dwunastolecia, dokładnie chyba przew entylowane w dyskusjach p ra­ sowych ostatniego roku, może ono pochlubić się w zakresie badań źródłowych niejednym osiągnięciem, niejedną robotą m ateriałową, która zarówno przed badaczami, jak i przed m iłośnikam i polskiej przeszłości kulturalnej odsła­ nia nowe, niezm iernie interesujące aspekty. D w unastolecie to w ięc nie tylko pośpiesznie form ułowało syntezy typu podręcznikowego, ale zaczęło także cierpliwie i pracowicie budować fundam enty pod nową, udokumentowaną syntezę naukową. Jednym z najciekawszych i najbardziej am bitnych przed­ sięw zięć w tym kierunku jest w ydanie zbiorowe K ronik B olesław a Prusa.

16 P r a c e P o l o n i s t y c z n e , XII, 1955.

17 Warto zaznaczyć, że istnieją ponadto dwa powojenne krytyczne w y­ dania K rewnych. Jedno ukazało się jako tomy 4—5 Dzieł w y b ra n ych K o r z e ­ n i o w s k i e g o (1954), drugie osobno (1957). Obydwa w ydania opracował Adam J a r o s z .

(3)

Przedsięw zięcie to ambitne zarówno w podjęciu olbrzymiej pracy nad zbada­ niem prasy polskiej lat 1874—1912 i ukazaniem jej znacznego wycinka, jak i w postaw ieniu tej pracy surowych rygorów metodycznych.

*

Twórczość „kronikarska“ Prusa, stanowiąca lw ią część jego dziennikar- sko-publicystycznego dorobku, obejmuje lata 1874— 1912, a w ięc poważny w ycinek czasowy epoki zawartej m iędzy ostatnim zrywem wolnościowym , powstaniem styczniow ym , a pierwszą wojną światową. Znaliśmy ją dotych­ czas w kilku wyborach dokonanych dla różnych celów i nie mogących stw o­ rzyć naw et przybliżonego pojęcia o jej ilościow ym bogactwie i tematycznej rozpiętości. Obecne w ydanie, którego ukazało się już pięć tomów *, a które obliczone zostało na tom ów dwadzieścia, obejmie całokształt tego „kronikopi- sarstw a“.

Celowość w ydania K ronik jest bezsporna — bez mała czterdzieści lat notow ał Prus z tygodnia na tydzień drobne i ważne w ydarzenia w arszaw skie­ go św iatka, interesując się także tym, co dzieje się poza jego rogatkami — i to naw et bardzo daleko. Stw orzył w ten sposób niezastąpiony dokument epoki, „tragiczno-groteskową epopeę ówczesnej W arszawy“ (1, I, 14)2, jak nazw ał K ronik i ich wydawca, Zygmunt Szweykowski. Mamy w ięc przed sobą kaw ał naszej historii kulturalnej, gospodarczej, społecznej, chwytanej in

sta tu nascendi przez obserwatora bystrego, nazywającego samego siebie

„humorystą z odcieniem serio-filozoficznym “ (57), tj. humorystą takim, który umie dostrzegać poważne zagadnienia społeczne poprzez niepoważne ich przejawy. Sięgać w ięc będą do w ydaw nictw a i historycy literatury zajmu­ jący się twórczością Prusa, i historycy literatury prowadzący badania nad li­ teraturą okresu, nadto historycy teatru, obyczaju, historycy W arszawy i K ongresówki w ogóle, ekonom iści i socjologowie. Za udostępnienie tego w ycinka naszych dziejów w inniśm y zatem żywą wdzięczność zarówno inicja­ torom, jak i realizatorom wydawnictwa.

*

Pew ne zastrzeżenia, i to zarówno ze względu na dziennikarsko-publicy- styczny dorobek Prusa, jak ze względu na obraz epoki, który w swym dorobku zamknął, budzi zastosowanie kryterium „gatunku literackiego“ kro­ niki — do tak niesfornej, nierygorystycznej, lekceważącej reguły wszelkich „poetyk“ działalności pisarskiej jak publicystyka. W yłączenie Kronik z ogól­ nego dorobku publicystyki Prusa zmienia jej proporcje, uwydatnia tę dzie­ dzinę, w której w spółcześni, chyba słusznie, w idzieli za dużo lichych koncep­ tów, pisarskiej i m yślow ej łatw izny, kwitow anie ważnych problemów tanim dowcipem, pozostawia natom iast jako domenę znaną tylko szperaczom jego

1 U w agi powyższe pisane były przed ukazaniem się w druku 6 tomu

Kronik.

2 Liczba pierwsza oznacza tom, druga — część (występuje tylko w t. 1),

trzecia — stronę. Przy najbliższym cytacie opuszczamy w nawiasie powta­ rzające się elem enty.

(4)

publicystykę „serio“, której ob. szczegółową bibliografię podają przypisy do ogłoszonych już tomów. Takie artykuły, jak np. Nasze grzechy, Nasi robotn i­

cy, W sprawie opuszczonych, K ierow anie opinią publiczną, Ośw iata i m o r a l­ ność, znany tylko z fragm entarycznych przedruków Szkic programu w w a ­ runkach obecnego rozw oju społeczeństwa itp., stanowiące interesujący „po-

plon“, syntezę jego kronik, ukazałyby pełniej oblicze Prusa-publicysty, k tó­ rego tylko jeden rys został w yeksponow any w obecnej edycji. To nasuwające się kilkakrotnie w ciągu lektury K ronik zastrzeżenie pod adresem w ydaw cy niech m i będzie wolno wyrazić w form ie prośby o uzupełnienie K ronik do­ datkowym i tomami „nie-kronik“ i udostępnienie w ten sposób całokształtu działalności publicystycznej jednego z największych pisarzy polskich w ie­ ku X IX . I epoka, i jej publicysta zasługują na to, by ich poznawać w cało­ ści. Niestrudzony edytor Prusa w ydał już w form ie książkowej K a r tk i z podró­

ż y (Warszawa 1950) oraz Studia literackie, a rty sty czn e i pole m ik i (Warsza­

w a 1950). Nie należałoby w ięc w yłączać z przedsięw zięć w ydaw niczych spo­ łecznej publicystyki tego pisarza, bo nie tylko ujaw nia ona jego klasowe ograniczenie, uparte krążenie w zaklętym kręgu spenceryzmu, ale w tym samym chyba stopniu tchnie serdeczną troską o dobro narodu.

Po tym zastrzeżeniu, w ynikającym przede w szystkim stąd, że ten, kto otrzymuje dużo, chciałby otrzymać jeszcze więcej — kilka uwag na temat samej edycji. Po pierwsze, w yrazy podziwu, że w pracy, która i w swym trzonie tekstowym , i w komentarzu opierała się na zdew astow anej prasie Kongresówki, tak m ało luk, że Zygmunt Szw eykow ski i jego w spółpra­ cownicy um ieli szukać w ytrw ale i zebrać prawie w szystko (zauważyłam tylko dwie luki dokuczliwe dla czytelnika: brak w t. 5 kroniki z r. 1882; luka w komentarzu na s. 545, t. 4), co było im potrzebne, by dać całokształt twórczości kronikarskiej Prusa w latach 1874— 1912 oraz skonstruować ko­ m entarz do tych kronik.

Komentarz jest rzeczyw iście imponujący. Prus objął kronikam i niem al całokształt życia Warszawy, Kongresówki, a nawet reszty ziem polskich. Staw iał sobie jako zadanie felietonisty być w szędzie i w iedzieć o wszystkim. Nie było dla niego zagadnień obojętnych ani zbyt ważnych, ani zbyt drob­ nych. Zajmował się w ięc np. m ieszkaniam i dla dozorców wyzyskiw anych przez kamieniczników, drożyzną lokalową i związaną z tym sprawą budo­ wania tanich mieszkań dla robotników, sytuacją m aterialną studentów, obojętnością społeczeństw a na los tych, którzy są jego przyszłością, sytuacją m aterialną uczonych i pisarzy, którzy stracili zdolność doraźnego zarobko­ w ania lekcjam i lub redakcyjnym wyrobnictwem , infiltracją cudzoziem skie­ go kapitału i zawodowców-cudzoziemców uprawiających rabunkową gospodar­ kę na polskich bogactwach naturalnych i polskich siłach społecznych, serw i­ tutami i sposobami ich regulacji, organizacją gminy i udziałem w niej in teli­ gencji w iejskiej, lokalami szkolnym i i ich potwornym stanem sanitarnym, problemami wychow awczym i, stanem polskiej w iedzy pedagogicznej i jej w pływ em na praktykę wychowawczą, drożyzną m ięsa i pieczywa, sytuacją m aterialną i społeczną Polek studiujących na w yższych uczelniach w P e­ tersburgu, szpitalam i warszawskim i, zabawami w Ogrodzie Saskim , modą damską, stonką ziemniaczaną. O tym w szystkim m usiał w iedzieć także ko­ m entator, znajomości tych wszystkich spraw m usiał się dopracować poprzez

(5)

obszerną lekturę prasy, z którą kontaktow ały Kronik i Prusa. Było to tym bardziej potrzebne, że w iele spraw znanych współczesnym czytelnikom skądinąd — Prus tylko sygnalizował, o innych m ów ił w nieczytelnych już dla nas aluzjach, jeszcze inne załatw iał dowcipem. To w szystko wydawca

K ronik m usiał rozszyfrować, w yłożyć w sposób bezpośredni, informujący

dzisiejszego czytelnika o drobnych, zapomnianych sprawach W arszawy i Kon­ gresów ki w drugiej poł. X IX wieku. I dokonał tego.

Zawartość merytoryczna przypisów jest niezmiernie bogata, wartość po­ znawcza — św iatło, jakie rzucają na Prusa i jego epokę — ogromna. Przede w szystkim trzeba zwrócić uw agę na bardzo zwięzłą, ale bardzo trafną sy­ stem atykę i charakterystykę prasy w arszaw skiej, z którą Prus kontaktował (1, I, 246—251). Stanow ią one przewodnik po prasie drugiej poł. X IX w. nie tylko dla czytelnika Kronik, ale dla każdego zajmującego się tym okresem w ogóle.

N astępnie — przypisy zarysowują obraz rzeczyw istości m aterialnej i spo­ łecznej, w której żył Prus i która była bohaterem jego kronik. Warszawa drugiej poł. X IX w., istniejąca już teraz tylko w dokumentach, Warszawa ze swoim i kościołam i, pałacami, szpitalami, cukierniami, szkołami rozm aite­ go typu, resursą obyw atelską i kupiecką, giełdą i jej rycerzami, teatrzykam i ogródkowym i i córami Koryntu — w yłania się z tych benedyktyńskich przy­ pisów zrekonstruowana w najdrobniejszych szczegółach. Na podstawie praco- , w icie zebranych dokum entów poznajemy jej topografię i dem ografię, dowia­ dujem y się, gdzie się m ieściły w ym ieniane w kronikach „instytucje“. Za­ łączona mapa (1, I) ułatw ia jeszcze orientację. Za tym szczegółowym „por­ tretem “ W arszawy ubiegłego stulecia rysuje się — mniej wyraźnie z racji m iejsca, które zajm uje w Kronikach — K ongresówka (a w ięc Siedlce, Lu­ blin, Kielecczyzna). Zygmunt Szw eykow ski nazwał K ronik i „tragiczno-gro- teskow ą epopeą W arszawy“. B yły one nią rzeczyw iście dla czytelnika w spół­ czesnego, żyjącego problemami kanalizacji zakładanej przez Lindleya, bu­ dowy m ostu pod Cytadelą czy zakładania ogrodu zoologicznego. S zw eykow ­ ski uczynił tę „epopeę“ doskonale czytelną dla późnych w nuków Prusa, dla tego pokolenia, które już z książek musi się uczyć przeszłości swojej stolicy. A wśród tych książek K roniki stają się w takiej oprawie edytorskiej pozycją niepoślednią.

Przypisy ukazują także m iejsce Prusa na tle ówczesnej prasy w arszaw ­ skiej. Informują, kiedy pisarz przyłączał się do ogólnej opinii kolegów - dziennikarzy (jak np. w ocenie epidem ii kankanowej; 1, II, 34), kiedy nato­ m iast — a to zdarzało się znacznie częściej — polem izował z w ypow iedzia­ nym i poglądam i albo polem ikę prowokował. Tak działo się w przypadku artykułu N i w y (P o z y t y w iz m i n eg a ty w izm \ 398), tak — w związku z w y ­ powiedzią P r z e g l ą d u T y g o d n i o w e g o na tem at sprzedajności pra­ sy w arszawskiej (412), tak — w polemice w związku z rozprawą doktorską Baudouina de Courtenay (434). Szczególnie interesujące są przypisy ukazujące Prusa na tle polem ik literackich epoki. Na przykład polem ika o ocenę poezji Marii Bartusów ny (2, 650—654), polem iki z Zalewskim (3, 546—547), wreszcie, jakże znamienne dla epoki, polem iki o Sienkiew iczow skie Szkice

w ę g le m (548—549, 552—554). N a tle takiego komentarza Kroniki Prusa stają

(6)

Podkreślając raz jeszcze ogromną w artość informacyjną kom entarza, chciałabym zwrócić uw agę, że jego koncepcja w toku pracy nad edycją u le ­ gała zmianom. Trudno powiedzieć: ujem nie czy dodatnio — odbijały się na Kronikach zarówno zm ieniające się ciągle poglądy w ydaw nictw a na cha­ rakter i rolę komentarza, jak i narastająca w toku pracy wiedza k om entato­ rów o epoce. Stąd pewna różnica w potraktowaniu: 1) przypisów o charak­ terze encyklopedycznym , 2) tonu interpretacji i oceny zawartej w sam ym sform ułowaniu przypisów. We w stępie wydaw ca stwierdza, że założeniem b y ­ ło unikanie kom entarza encyklopedycznego oraz ograniczenie się do „szczegó­ łów, które są ściśle zw iązane z danym m omentem kroniki“ (1, I, 13). Zasada ta konsekw entnie została zastosowana tylko w tomie 1, którego przypisy od­ znaczają się ogromnym obiektywizm em ; ponieważ jednak często ograniczają się one do podania cytatu z innych źródeł, cechuje je olim pijski spokój w sto ­ sunku do potrzeb czytelnika, który od czasu do czasu potrzebowałby „en­ cyklopedycznej“ wiadomości o jakim ś zupełnie zapom nianym pisarzu p ol­ skim czy obcym. Tak np. w związku z polem iką o ocenę poezji M arii S zeligi (280) czytelnik rad by się dowiedzieć o autorce czegoś więcej niż to, jakie nosiła nazwisko panieńskie, a jakie m ężowskie oraz jakie są tytu ły jej książek w ydanych przed rokiem 1874. Obszerniejsza inform acja jest tu na pewno potrzebna.

To samo dotyczy komentarza do zdania Prusa: „jakby w epoce P o z y ­

t y w n y c h chcieli gw ałtem zamrozić słodkie, tkliw e a ciepłe uczucia m ajow e“

(180) — który chyba nie jest w ystarczający w takiej postaci: „Aluzja do komedii Narzymskiego P o z y ty w n i w ystawionej w teatrze »Rozmaitości«' 3 m aja“ (362). N ależałoby bowiem pokrótce scharakteryzować tę komedię i jej zasadniczą tendencję.

Tym czasem komentarze dc tomów dalszych, wcześniej w ydanych, są obszerniejsze, nie cofają się przed informowaniem czytelnika o sprawach i ludziach, których można poznać skądinąd, i przed ich oceną. D latego k o­ mentarze te są znacznie bardziej interesujące. Tu jako przykłady w ym ien iła­ bym: charakterystykę Jana Jeleńskiego i kierunku jego publicystyki (2, 609), inform ację o stanow isku Prusa w sprawie żydowskiej i ocenę tego stanow i­ ska (614, 642), przypis interpretacyjny do Przesądów Edwarda Lubowskiego (657), szczegółowy i oceniający przypis na tem at rozprawki Sam uela Sm ilesa

Self-H elp — wraz z informacją o dyskusji, którą ze Sm ilesem podjął Jan

Młot w broszurce K to z czego ży je (3, 592), szeroką inform ację o w łaścicielu fabryki obuwia, Lublińskim (2, 615), z której czytelnik niestety nie dowie się, co to były wym ienione w Kronice „szrubowane kam asze“.

Zasygnalizowałabym także kilka przeoczeń. Na przykład: w ulkan Popo- k atepetel (5, 260) jest tak mało znany, a poza tym ma tak hum orystyczną nazwę, że warto byłoby zwrócić uwagę czytelnika, że dowcip Prusa polega tu na zestawieniu w ysokości urzędniczego stołka z m eksykańskim wulkanem , a nie na w ym yśleniu jego nazwy. Tak samo zwrot „szupasem w ydalona“ (135) zasługiwałby na w yjaśnienie — choćby ze względu na swą formę ję­ zykową.

W pleciony w kronikę wiersz zaczynający się od słów: „Wiem — ty po­ sągów pięknych, kutych z głazu, Masz czar i władzę...“ (236) — wym aga w y ­ jaśnienia, czy Prus zacytował tu kogoś, czy też, co mu się często zdarzało, skom ponował wiersz sam.

(7)

Czytamy gdzie indziej: poeci „bywają niekiedy podobni do jaskółek, które, jak wiadomo z zoologii, w ylatują na w iosnę z wody sznurem, trzy­ mając się jedna drugiej łapkami.

„W łaśnie w tych czasach w yleciał pod niebo taki sznur jaskółek-poe- tów — no — i zw ykłych dziennikarzy“ (293—294).

Zdanie to wym agałoby znów zaznaczenia, że informacja o jaskółkach pochodzi nie z zoologii, lecz z Balladyny, i że mamy tu do czynienia z iro­ nicznym i intencjam i pisarza w obec poetów. Tym bardziej że w innym m iej­ scu („P. N oskow ski zaś nie powinien m ieć żalu do publiczności, bo jego orkiestrę zabiła nie tyle może niechęć, ile — brak wygodnej sali wśród m iasta“ ; 256—257) komentator w yjaśnienie podobne daje: „Jest to naturalnie ironia“ (495).

Wobec obfitego cytow ania prasy, z którą kontaktuje nas Prus, zaska­ kuje odesłanie czytelnika do K u r i e r a W a r s z a w s k i e g o (1882, nry 260, 269, 271) i K u r i e r a P o r a n n e g o (nr 334). Trudno zgodzić się na taką „oszczędność“.

W kradły się do komentarza nieliczne błędy. Czytamy np.: „b. o. przod­ ków “ (5, 351) zam iast „b. p. przodków“, (co nb. znaczy „błogosławionej pa­ m ięci“, nie zaś „bożej pam ięci“, jak sugeruje komentarz; 533), „księżny Jeżew ej“ (479, 483) zam iast „księżny Jerzow ej“ (La Princesse Georges Du­ masa).

Ogólnie biorąc, komentarz jest w łaściw ie książką na tem at „Prus i jego czasy“, w której kolejność problem atyki wyznacza kapryśna i przypadkowa tem atyka Kronik. Rozdział pierw szy tej książki napisany został w innym tonie niż następne. D źwięczała w nich nuta osobistego zaangażowania, którą najczęściej m iew ają książki o ludziach i czasach bliskich. Ta ocena nie znaczy bynajm niej, że kw estionuję zasadę kom entowania przyjętą w tomie 1.

W sferze spraw technicznych do rzędu platonicznych w estchnień n ale­ żeć będzie ubolew anie nad mało estetyczną postacią t. 2—5, które nie zostały — niestety — ani tak oprawione, ani w ydrukowane na tak dobrym papierze jak tom 1. Do mniej platonicznych będzie należał żal do wydaw nictw a, że nie dopilnowało dostatecznie korekty tak ważnej pozycji. Błędów korek- torskich jest kilka, i to dość dokuczliwych. W ymieniam dla przykładu n ie­ które z nich: 1) „odwidzę“ (1, I, 284; zam iast „odwiedzę“); 2) „małoletnich uczniów, których nie nieszczęście do szkoły zawrócono“ (2, 231); 3) Prus zapowiada pokutę i odwołanie dotychczas głoszonych poglądów, ujm ując za­ powiedź w pięć punktów — w yliczenie zaczyna się od punktu 2; redakcja chyba niesłusznie nie skorzystała z przysługujących jej uprawnień dodania znaku [1] przy pierwszym elem encie pokuty: oczyszczającej kąpieli z sza­ rym m ydłem (302); 4) „nie tylko w szystkie dziady zbiegły się do przytułku, ale, co gorsza, szanow ni nawet dżentelm anowie poczęli starać się w nim w gabinety“ (329); Adelina Patii (655); 5) „poklenia giną“ (3, 455); 6) „dą- kądże“ (4, 42); „W w iekach średnich klasztory i inne m iejsca um artw ień zapełniają sale odczytów, chcą być doktorami filozofii i — szyją buty“ (188); „Nierównie donioślejszą jest uprzejma forma, a silna w treści w alka tocząca się w łonie naszego podkom itetu sanitarnego [...]“ (300); „ja sam bymałem u senatorów “ (5, 231); „sięgnąć po dochody z kotramarek [...] (285); „chtrześ- cijanin“ (414).

(8)

*

Dotychczasowe rozważania w ykazały, czym K ron iki są dla czytelnika 0 zawodowym nastaw ieniu historyka szukającego w tych pokaźnych w o lu ­ minach w iedzy o m inionej epoce. A le w ydaw nictw o posiada także w alory dla m iłośnika literatury i szerzej pojętej w iedzy o literaturze.

Jakkolw iek pozornie mogą Kronik i odstręczać swoim ogromem i rozbu­ dowanym aparatem edytorskim , będą na pew no interesującą lekturą dla w szystkich w ielbicieli Prusa, stanowią bowiem doskonały, pasjonujący kom en­ tarz do jego twórczości. Już na podstawie tomów ogłoszonych czytelnik ła ­ two zaobserwuje persew erujące u Prusa tematy, które zjawiają się w kro­ nikach w rozmaitych opracowaniach, aby wreszcie uzyskać pełny artystycz­ ny w yraz w pow ieści czy noweli. Do takich tem atów należy m. in. k w esta w ielkanocna, o której pisze kilkakrotnie, zwracając m. in. uw agę na zacho­ w anie kwestujących: „Powiedziałbym na przykład o niew łaściw ości robienia w idow isk z tem atów teologicznych — o nieprzyzwoitości prowadzenia głoś­ nych dyskursów, nawet w języku m ieszanym; błagałbym, aby m niej h ałaśli­ w ie napastowano przechodniów o brzęczące objawy ich bezinteresownego pośw ięcenia [...]“ (1, I, 59).

Komuż ten passus nie przypom ni kw esty w Lalce?

Opis rajtszuli i lekcji konnej jazdy (2, 65) przypomina obserwacje W o­ kulskiego, kiedy bawił się w w yścigi, dowcip na tem at śm ierci księcia Lulu (4, 125) poległego w bitw ie z Zulusami i na tem at kom entarzy prasy w a r­ szawskiej w związku z jej okolicznościam i — na pewno przywiedzie na pam ięć starego subiekta i ruinę jego politycznych nadziei. W tom ie 3 (121) dowie się czytelnik dokładnie o szekspirowskich rolach Rossiego i przekona się, na podstaw ie w łasnej relacji Prusa, że panna Izabela słusznie zachw ycała się talentem aktorskim Włocha.

Komuż czytającem u przedrukowaną z G a z e t y K i e l e c k i e j w ia ­ domość o kobiecie, która z niem ow lęciem przy piersi konała z głodu, a której dwoje pozostałych przy życiu dzieci uratował przechodzący Żyd (dał on znać o w ypadku proboszczowi; 5, 106), nie przyjdzie na m yśl P laców ka?

Te same asocjacje w yw ołają rozważania Prusa o kolonizacji niem ieckiej: „W tej w alce oni m ają za sobą w iększą liczbę, w yższą oświatę, kapitały, porządek, bardziej rozw inięte zw yczaje ekonomiczne. A jednak!... przyszłość należy do cierpliwych. I m y ich nie pokonamy, i oni nas nie zetrą; jest to w alka ze skałą — kropli wody, która tylko chce wydrążyć sobie m iejsce 1 w ydrąży je“ (213).

A lbo uwaga o ziemianach parcelujących m ajątki i w zdychających nad sw oją dolą:

„Ale kto kupi ich majątki?...

„Czy ja wiem . Kupi ten, kto będzie m iał pieniądze: naprzód Niemiec, potem Żyd, potem taki, który o tyle zna się na rolnictwie, o ile handlował świńmi. I tak dopóty, dopóki zdradzony i opuszczony przez swoich kęs ziem i nie dostanie się w żelazną rękę chłopa.

„Czy może i w tedy będziem y wzdychali: »Znowu... smutno«?“ (199). Ironiczno-satyryczna informacja o praktykach spirytystów (2, 437) przy­ pomni czytelnikowi szarlataństwa pani Arnoldowej z Emancypantek. Dowie się on także o tym, że dziecko z płonącego domu uratował żołnierz, „który

(9)

zapewne n ie przeczytał ani jednego podręcznika o odwadze i poświęceniu. A gdzieżeście w y byli i coście robili podczas owej potrzeby? Staliście razem z Zydkami na boku, płacząc nad swoją chudobą, pocieszając strapionych lub przyklaskując tym, którzy ratują — w szystko naturalnie w przyzwoitej od­ ległości od ognia“ (1, II, 218). I na pew no pom yśli o now eli Na wakacjach.

Zrozumie w reszcie, że gra w preferansa o „zdrowaśki“, którą uprawia z przyjaciółm i skąpiec w Nawróconym, to nie dowcip Prusa ukazującego sknerę, lecz odbicie rzeczyw istości — zwyczaju ubogich rzem ieślników, którzy i w karty m ieli ochotę zagrać, i nie chcieli staw ką pieniężną narażać na szwank sw ojej kieszeni.

W ten sposób na każdej prawie karcie K ronik możemy obserwować pracę w ielkiego realisty, który w ogromnym trudzie i mozole zbiera m ateriał do swojej w izji epoki, próbuje w kolejnych nawrotach do tego samego problemu uchw ycić zjawiska istotne i oddzielić je od przypadkowych, szuka tych rysów, w których jego epoka w ypow iedziała się najpełniej.

W K ronikach znajdziem y także w spaniałe przykłady języka „ezopowego“, w którym celow ała cała epoka, Prus zaś w szczególności. Oto, co pisze kro­ nikarz o gościnnych w ystępach zagranicznego magika:

^,Co do mnie, poszedłbym tylko w tedy na widowiska, gdyby p. Eswe naprawdę w yw oływ ał duchy. A le to, że on sam dzwoni i pali papierosy będąc związany, nie stanow i dla m nie żadnej osobliwości. My, w szyscy lu­ dzie, jesteśm y spętani i zakneblowani na tysiące sposobów, a mimo to palim y papierosy, dzwonimy, brząkamy, jemy, a nawet chodzimy i, o ile się da, zryw am y z bliźnich surduty. Byłoby jeszcze za co płacić, gdyby p. Eswe nauczył nas sposobu rozwiązyw ania się, ale tak!... Nie nas brać na sztuki, które um iem y sam i“ (5, 317).

Trudno o bardziej „przyzwoite“ i bardziej sarkastyczne zasygnalizow a­ nie niew oli politycznej i jej konsekwencji dla życia społecznego.

Ci w szyscy, którzy podziwiają język Prusa, pozornie tak prosty i „zwy­ czajny“, w gruncie rzeczy tak indyw idualny i nie do naśladowania, skrzący się dowcipem, zaskakujący niespodziewanym i skojarzeniam i — w Kronikach poznają ów język w nieco innej odmianie: nużący i pedantyczny w sprawo­ zdaniach m iesięcznych, pospieszny i nie zawsze staranny w felietonach ty­ godniowych, noszący jednak piętno lw iego pazura przyszłego autora Lalki. Prus pisze np. o „braci literackiej, która spomiędzy w szystkich g ł o w o - d z i e l n i k ó w (czyli takich, którzy «głową mury rozbijają)“ (1, II, 110), 0 „braciach w czcionce“ (144), o „zdekapeluszowanej rodzinie“ (I, 63), o „zwło­ kach przodków w Darw inie przerobionych na tłuste k iełb asy“ (27). Formułuje także ogólne m yśli „filozoficzne“. Na przykład: „dla człow ieka przyzwoitego bowiem rozwaga jest tym, czym przeżuwanie dla krowy: pozwala strawić naw et otręby, a co w ażniejsza — posiłek z nich w yciągnąć“ (II, 267); „uni­ w ersalny um ysł filistra obejmuje wszystko, w yjąw szy w łasnego niedołę­ stw a“; „nędza jest jak Chrystus. D ziś pochowana, jutro zm artwychwstaje — 1 — tak bez końca!“ (5, 100)

Zachwyci Prus lapidarnością i trafnością ujęcia, kiedy kilkom a rysami określi skom plikow ane zjawisko. Oto obraz czcigodnej starości filistra:

(10)

grubszą w arstw ę słoniny, a parcie m yśli wypchnie resztę w łosów i ogołoci czaszkę (4, 287).

Tak u jęte zostało cyw ilizacyjne zapóźnienie polskiego społeczeństwa: „trudno dziś przew idyw ać nam, mimo w oli skarłowaciałym i w ynaturzo­ nym płonkom z ogrodów starej daty [...]“ (1, IX, 109).

W reszcie obraz wady narodowej, będącej w ariantem w ady w ym ienianej już w Ew angelii: „Majster z taką uwagą patrzy na lenistw o czeladnika, że nie ma czasu zobaczyć w łasnego próżniactwa“ (5, 80).

W końcu jeszcze jedna kategoria czytelników, którą zainteresują K r o n ik i: to w szyscy, którzy analizując teraźniejszość lubią sięgnąć do przeszłości, by szukać w niej genezy zjawisk współczesnych lub sform ułować prawa ogólne rządzące rozwojem społeczeństw. Prus też to lubił — w e w spółczesno­ ści sygnalizował zjawiska, które uważał w naszym społeczeństw ie za trwałe. Jako takie „żelazne“ prawo historii traktował stosunek do w łasności prywatnej — jakże różny od postaw y wobec dobra społecznego:

„W instytucjach publicznych sprawy idą odmiennym trybem, niezależ­ nie od dobrej w oli jednostek, co jest całkiem słuszne. Tam bowiem, gdzie chodzi o w łasność publiczną, przypuszczać należy, że opiekujące się nią jednostki skłonne być muszą do nadużyć. A skoro skłonne są do nadużyć, należy je w ięc pilnować z w ielu stron i nie tylko sprawdzać nadsyłane przez nie wiadomości, ale jeszcze sprawdzać samo sprawdzenie i o przebiegu kon ­ troli m ieć dokumenta piśm ienne“ (4, 63).

A nalizując funkcjonowanie organizmu społecznego, kronikarz konsta­ tował, że tzw. cnoty obywatelskie pozostają w prostym stosunku do m iejsca w hierarchii społecznej: im wyżej, tym o skomplikowane i rzadko spotykane cnoty łatw iej. Bo choć zw ykłe „Czyny obywatelskie chodzą zazwyczaj w k u ­ brakach i grubych butach, zasiadają wśród zaduchu ciasnych izb, a towarzy­ szy im gwar prostaków“ (1, II, 248), to bardziej w yrafinow ane cnoty rodzą się na w yższych piętrach społecznej budowy. Tam dopiero — „Kto nie ma dość sił do kultyw ow ania cnót własnych, może przynajmniej uprawiać cudze. Kto nie lubi siebie dręczyć, ten może — do opanowania cielesnych popędów pomagać innym. Kto za w iele wydaje sam, może przynajm niej braki płynące stąd pokrywać oszczędnościami altruistycznym i“ (4, 134).

Prus w idział także, że zróżnicowanie społeczeństwa w pływ a nie tylko na typ uprawianych cnót, kształtuje ono również charakter odpowiedzial­ ności; rozumiał, że miecz sprawiedliwości nie w szędzie sięga i nie w szędzie jednakowo uderza. W ierzył, że skutecznym antidotum może tu być opinia społeczna, jakże jednak słaba wśród Polaków. Pisał:

„Występek jest zawsze w ystępkiem , czy chowa się za szyld handlarza, czy za herbowną tarczę. A le staje się groźnym niebezpieczeństwem wówczas, gdy opinia zmuszona jest do milczenia, czy to przez obawę, czy przez nie­ w czesny sentym ent.

„Złe to gospodarstwo społeczne, gdzie jedno pochodzenie albo zajęcie jest jak pręgierz, na którym wszystkich uważa się za zbrodniarzy, a inne po­ chodzenie i stanowisko jest jak forteca, w której ukrywać się może na­ w et w ystęp ek “ (5, 27).

Czytając Kroniki można zanotować na ich m arginesie, że dzisiejsza War­ szawa jest inna, że jej „rozwój“ poszedł drogami, jakich nie mogła przew i­

(11)

dzieć najszaleńsza fantazja, że Polska przeszła przez przemiany, których kro­ nikarz tak się bał i których za wszelką cenę chciał uniknąć, że tym prze­ mianom zawdzięcza realizację w ielu postulatów społecznych, o których m a­ rzyło tylko „serce serc“. Mimo to jednak „nie przezw yciężyliśm y“ jeszcze w ielu trudności i bezsensów, tkwiących w naszej gospodarce i naszej struk­ turze społecznej. D latego niektóre sform ułowania Prusa, św ietne w swojej lapidarności, brzmią tak w spółcześnie, że przerażają swoją bolesną aktual­ nością nas, którym „fakty się nie spraw dziły“. Dlatego ci, którzy chcą znać dotychczasowe drogi rozwoju polskiego społeczeństwa, dla których nie są obojętne jego drogi przyszłe, sięgać powinni często do tej lektury, która niekiedy bawi, a nigdy n ie nuży, która uczy patrzeć na życie społeczeństwa i rozumieć jego skom plikow any mechanizm.

Janina Kulczycka-Saloni

E w a K o r z e n i e w s k a , O MARII DĄBROWSKIEJ I INNE SZKICE. (Redaktor naukowy J a n К o 11). W rocław 1956. Zakład im ienia Ossoliń­ skich — W ydawnictwo Polskiej Akadem ii Nauk, s. 179, 1 nlb. + 3 ilustracje. S t u d i a H i s t o r y c z n o l i t e r a c k i e pod redakcją J a n a K o t t a . Tom 30.

Książka Ewy K orzeniewskiej zawiera studia i szkice publikowane już poprzednio, przeważnie w P a m i ę t n i k u L i t e r a c k i m . Zasadniczy zrąb tomu stanow ią C z te ry szkice o „Nocach i dniach“, uzupełniają zawartość studia o Zapolskiej i Dziennikach Żeromskiego oraz krótki artykuł o Zygmuncie Niedźwieckim.

W studiach o Dąbrowskiej interesuje autorkę przeważnie ideologiczny rozwój pisarki i dojrzewanie jej realizmu, który w w ielkiej tetralogii pre­ zentuje się w całej sw ej głębi, pełni i szerokości. K orzeniew ska omawia po­ wolną drogę Dąbrowskiej do Nocy i dni, wyznaczając w tej ewolucji szcze­ gólnie doniosłą rolę zbiorowi opowiadań o Ludziach stamtąd, podkreślając słusznie niezw ykłą dojrzałość ideową i literacką tego tomu, zam anifestowany w nim bodaj po raz pierwszy w tym wym iarze zdumiewający talent charakte­ rologiczny pisarki, prostotę wyrazu, w ynikającą z nieom ylnego i głębokiego wyczucia w artości słowa. Bardzo cenną zdobyczą szkiców w ydaje się być zestaw ienie ostatecznej w ersji niektórych tomów i fragm entów powieści z redakcjami w cześniejszym i, publikowanym i przez Dąbrowską w czasopis­ mach. Dzięki tem u zestaw ieniu możemy śledzić rozrastanie się pomysłu, po­ szerzanie substancji treściowej dzieła o bogate realia socjologiczne i histo­ ryczne, które ostatecznie zaważą i zdecydują o ciężarze gatunkowym i w a­ lorze poznawczym powieści.

Tym sprawom poświęcony jest zwłaszcza drugi szkic o Nocach i dniach, w którym K orzeniewska pokazuje, jak powieść o dwojgu ludziach i jed­ nej rodzinie przeobraża się w szerokie, epickie, głębokie i dociekliwe m alo­ w idło życia, przemian politycznych, kształtowania się nowej świadomości spo­ łecznej i nowych dyrektyw moralnych w w arstw ie szlachecko-ziem iańskiej na przełomie stuleci. Zastanawiając się nad typowością bohaterów Dąbrowskiej przyznaje im K orzeniew ska w ysoki stopień reprezentatywności, choć ogra­ nicza ją do określonego zakresu. Postaci z Nocy i dni nie reprezentują bo­

Cytaty

Powiązane dokumenty

— stojąc na straży przestrzegania zasady bezpośredniości — zabrania zastę­ powania dowodu z w yjaśnień os­ karżonego treścią pism lub zapis­ ków

Od czasu kiedy w roku 1956 zaczęto regularnie co roku urządzać wal­ ne zgromadzenia — najpierw całej Izby, a później delegatów — ustaliło się w Izbie

— Jak ocenia Pan Prokurator dotychczasową współpracę adwokatów Izby poznańskiej z prokuratorami naszego województwa w zakresie re­ alizacji zadań postępowania

[r]

Trybunał skazywał już term i­ natorów szewskich jako ukrywających się arystokratów, czcigodnych uczonych jako spekulantów zbożem, biskupów jako

Zbigniew Jędrzejewski. Spotkanie z prezesem

„inne zakłócenie czynności p sychicznych”... W szelki fatalizm należy

Przesłanie pełnom ocnictwa listem zwykłym do są­ du za pośrednictwem poczty i zanie­ chanie upewnienia się na podstawie akt sprawy, czy ono rzeczywiście