• Nie Znaleziono Wyników

[Program:] Scena bydgoska. Sezon 1935/36, 1935-11-03

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "[Program:] Scena bydgoska. Sezon 1935/36, 1935-11-03"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 3

S k ła d a j

w oje O s z c zę d n o śc i

w

K O M U N A L N E J

KASIE OSZCZĘDNOŚCI

po w iatu byd g o skieg o

(B yd g o szcz

Gdańska 10 obok kina Kristal STelef 14-32

c e * * r

! • *li‘.

(2)

OJJłaóysław S to m a

<D yrektor cCeatiu OTliejskiego

- iiliiillflliilltllllllllllllllllllllllllliilllilllilllliiiiiiiiillllllllllllllllllllllllllll

bmakOSZe piją tylko P i w o firmy:

iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiitmiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii _ _ ^ i m r i \ / i A n v f V

BROWAR BYDGOSKI

B y d g o s z c z * ulica U s t r o n i e n r. 7

„Z d ró j W ielkopolski**—„Matuś“—„Koźiak**

o r a z l e m o n i a d y

„lliirzi/iieli44 — „FoiifarańczoK /ci^

(3)

Stefan Żeromski

Z okazji wystawienia jego dramatu p. t. „Sułkowski".

W racając kiedyś z P oznania do Bydgoszczy lin ją n a W ą­

grow iec—Kcynię, byłem m im owolnym św iadkiem rozm owy dwóch ziem ian n a tem at częstych w owym czasie pożarów m ły­

nów i w iatraków . Jeden z nich, zw any przez drugiego szambe- lanem , wywodził:

— W ie pan łaskaw y, że te w ypadki pożarów, tak jeden za drugim , to istotnie zadziwiające... Chyba działa tu jak a ś banda...

— A ja p a n u szam belanow i dobrodziejowi mówię, że to tylko praw o serji. Nie raz już i nie dziesięć razy stw ierdziłem , że we w szystkich w ażniejszych w ydarzeniach zawsze obowią­

zuje praw o serji.

— Ależ, łaskawco, cóż to za poglądy z przed stu lat? Praw o serji? Dałbyś też sąsiad pokój. Pbzecież to śm iechu w arte...

— A ja p a n u szam belanow i pow tarzam , że nic innego, tylko praw o serji!

* * *

Powyżej streszczona rozm owa stan ęła m i żywo w pam ięci, gdy zacząłem m yśleć o tern, co i w ja k i sposób pisać do p ro g ra ­ m u teatralnego o Stefanie Żerom skim z rac ji zapow iedzianej n a listopad prem jery pięknego jego d ra m a tu o genjalnym adju- tancie Napoleona, Sułkow skim . Bo jeśli istotnie w życiu m a obowiązywać praw o serji, to jakoś przedziw nie uczepiło się ono św iata pisarskiego. T ak jest: św iata pisarskiego!

P rzypom nijm y sobie tylko nasz t. zw. złoty okres lite ra tu ­ ry w w ieku XVI. Ileż to n araz talentów wyrosło z jałowej po­

przednio pod względem uzdolnień literack ich gleby polskiej?

I jak wysoko a w szechstronnie, nietylko w spaniałem i pióram i Ja n a Kochanowskiego i M ikołaja Reja, zaczęła się nagle w ypo­

w iadać dusza polska?

A ów okres złoty nie jest bynajm niej w yjątkow y. W epoce literackiego ro m an ty zm u praw o serji zdaje się panow ać i w P o l­

sce i w w ielu innych k rajach . U nas, prócz talentów pom niej­

szych, jednocześnie tw orzą trzej gen jaln i poeci i wieszcze n a ­ rodow i: Mickiewicz, Słowacki, K rasiński, a n a uboczu od roz­

kw itającego bujnie n a em igracji polskiego życia k u ltu raln eg o sta w ia mocne fu n d am en ty pod polską kom edję jej tw órca i n a j­

wyższy do dziś rep re z en ta n t — Fredro. Rosja m a w tym czasie wielkiego P uszk in a i przedw cześnie ginącego L erm ontow a;

jNiemcy — Goethego i Schillera; A nglja — B yrona i Shelleya.

P rzypom nijm y sobie też czasy nam bliższe, czasy świetnego rozkw itu powieści polskiej w drugiej połowie XIX stulecia i n a po czątk u XX.

(4)

Cudowne talenty rów nych najw iększym sław om św iato­

wym pow ieściopisarzy naszych, Sienkiew icza i P ru sa, nie są w szak wtedy odosobnione. Stoją obok nich i tw o rzą rów no­

cześnie: Orzeszkowa i W eyssenhoff, Reym ont i Żerom ski. Sam i p o ten taci pióra. W ielcy Bożym darem i wielcy zarazem obywa- telsk iem poczuciem, że ten d a r m ają obowiązek oddaw ać bez reszty n a usługi n aro d u polskiego, dla budzenia w tym narodzie p ra g n ie ń i żądzy po siad an ia w łasnej, wyzwolonej z pęt państw o­

wości.

Każdy z tych pisarzy, jeśliby tworzył w odrębnym d la siebie czasie, jeśliby nie m iał obok ta k w spaniałych w spółtow arzyszów p racy p isarskiej, mógłby w wysoce k u ltu ra ln y c h społeczeń­

stw ach stanow ić epokę litera c k ą i zw racać n a te społeczeństw a uw agę całego św iata. Że zaś tw orzyli równocześnie, że poza n im i P olska m iała w spółcześnie dużej m iary poetów i d ram a ­ turgów , w ielkich m uzyków i m alarzy, że nie brakow ało jej rów nież polityków n a m iarę św iatow ą i pow ażnych uczonych, m u sia ła być u zn an a przez św iat za tw ór żywy, którego niew ola w y rządza krzyw dę k u ltu rz e ogólnej.

* *

Stefan Żeromski, o którego głównie nam dziś tu ta j chodzi, w śród plejady w ielkich p isarzy polskich jego epoki stanow ił indy- dyw idualność duchowo odrębną. Fizycznie słaby, traw iony choro­

bą płucną, pozbawiony w dzieciństw ie opieki m atki, k tó rą przed­

wcześnie zab ra ła gruźlica, a w m łodzieńczych lata ch i ojca, nerw ow o i psychicznie nad m iern ie wrażliwy, nie u m iał Żerom ­ ski objektyw nie ustosunkow yw ać się do życia i jego przejaw ów.

W szystko m usiał przeżyw ać w tajn ik a c h swojej duszy i zabar­

w iać jej n astro jam i.

A że n astro je to były raczej ponure, niż pogodne, że pesy­

m izm toczył jaźń p isarza, jak choroba toczyła organizm , rychło zło rozrosło się w psychice Żeromskiego do rozm iarów sym bo­

lu i naczelnej treści życia, a beznadziejność przepoiła jego myśl i uczucie. Każdy z w ym ienionych wyżej naszych powieścio­

p isarzy m iał w sobie w iarę w zwycięstwo dobra nad złem. Że­

rom ski tej w iary nie posiadał. Dla niego A rym an, duch zła, w schodni duch pom sty, jest w życiu triu m fa to re m i m usi być triu m fato rem . W jego kleszczach ginie wszystko, co piękne i szlachetne.

Już pierw sze ty tu ły p rac literackich a u to ra „Popiołów41 św iad czą o jego n a sta w ie n iu psychicznem . Tomowi nowel o b oh atersk ich w ysiłkach wyzwoleńczych daje nagłów ek: „Roz­

dziobią nas k ru k i, w ro n y44. M łodzieńczą w alkę o polskość du- ,szy w m u ra c h m oskiew skiego gim nazjum nazw ie — „Syzyfowe- ,mi p ra c a m i44, syzyfowemi, a więc beznadziejnem i. Ludziom idei, ludziom pośw ięcenia dla dobra innych, każe być „Ludźmi bezdom nym i44. Bo A rym an rządzi św iatem , „A rym an m ści się44

i 2

(5)

I z tą, swoją beznadziejnością nie po trafi się uporać Żerom ­ ski do k ońca życia. Mówią biegli w literatu rze, że był pod w pływem przem ożnym p iśm iennictw a rosyjskiego, rep rezen to­

wanego w najw yższych w zlotach przez św iatopogląd rozpaczy u Dostojewskiego, czy zasadę niesprzeciw iania się złu u Toł­

stoja. Że w łaśnie w pływ lite ra tu ry rosyjskiej, rozkładow ej w swej beznadziejności i przygotow ującej g ru n t pod tę tragedję, ja k a s ta ła się w naszych oczach na rozłogach najw iększego z państw , osłabił napięcie ta le n tu naszego pisarza, nie pozwolił m u sięgnąć po berło przew odnika narodu.

Czy ta k było w istocie?

P raw d a, że indyw idualność Żeromskiego nie n a d a w a ła się do roli kierow niczej w życiu czynnem. Nie m iał im peratyw u w iary. Ale m iał w swej duszy nakaz inny: nakaz sum ienia — i tem u nakazow i podporządkow yw ał sam całe swoje życie i swo­

ją twórczość. Sum ienie m iał w ysubtelnione może silniej, niż ktokolw iek ze współczesnych. Możnaby poprostu powiedzieć, że był sum ieniem współczesnego m u pokolenia.

& * *

W yszedł jeszcze w „Ludziach bezdom nych11 z założenia, że .złem najw iększem jest krzyw da bliźniego, że człowiek jest rzeczą św iętą i krzyw dzić go nie wolno. Potem W m iarę rozsze­

rz a n ia coraz bardziej swoich w szystkich zainteresow ań n a człow ieka zbiorowego, n a społeczność, n a naród, staw ia tw ardo i zdecydow anie tezę: n a ro d u krzywdzić nie wolno!

Teza ta przew ija się potem jako nić przew odnia przez w szystkie utw ory. N ietylko przez te, które tem atem sięgają w zag ad n ien ia ogólno-narodowe, jak: „Powieść o W algierzu44 i „D um a o h e tm a n ie 14, ja k cudow na w swoich w alorach lite ­ rack ich k lechda o tra g e d ji pow stania styczniowego „W ierna rz e k a 44 i najw iększe, najpełniej odzw ierciedlające stosunek Że­

rom skiego do Polski jego dzieło „Popioły44; czy z dram atów :

„Róża44, „Sułkow ski44 lub „T uroń14 — ów obraz dosadny a w strzą­

sający z okresu krw aw ej rzezi galicyjskiej. Tę sam ą tezę spo­

tk am y rów nież w pow ieściach, z tak odrębnego pozornie pnia wyrosłych, ja k np. „Dzieje grzechu44. I tam Bodzanta, tworząc sw oją ferm ę w m yśl przy k azan ia Korzeckiego (z „Ludzi bez­

dom nych44), że „miłość m iędzy ludźm i należy siać, ja k złote zboże, a kąkol nienaw iści trzeba wyryw ać i deptać nogam i44 — chce nap raw iać krzyw dę bliźnich, a więc pośrednio krzyw dę n aro d u polskiego. Bo w poniżeniu i pohańbieniu członków spo­

łeczności polskiej jest pohańbienie Polski...

N ajw iększą krzyw dą, w yrządzoną ongiś Polsce, było ode­

rw an ie jej od morza, bez którego dusić się m u sia ła w ew nętrz­

nie, w iędnąć i kłonić do upadku.

Gdy też w w yniku w ojny światowej odzyskaliśm y w łasną państw ow ość i w łasny brzeg m orski, Żerom ski n a ty c h m ia st w y­

jeżdża n a pobrzeże, by osobiście zetknąć się z potęgą żywiołu

(6)

m orskiego. Pisze tam p ięk n ą książkę „W iatr od m orza44, k tó ra m a obudzić w P olakach potrzebę najgłębszego zżycia się z od- zyskanem polskiem m orzem i związać z niem m yśli i uczucia Polaków nazawsze. T ak m u każe sum ienie. Ażeby nie m ogła się już powtórzyć daw na k rzyw da z przeszłości.

* * *

N akaz su m ien ia narodow ego, nakaz obow iązku jest dom i­

n u ją c ą cechą c h a ra k te ru Sułkowskiego, do którego postaci po­

w raca Żerom ski w swoich dziełach dw ukrotnie: w „Popiołach11 i w jem u w łaśnie poświęconym , dużym, ćwierć ty sią c a stro n obejm ującym poem acie dram atycznym .

G enjalny ponoć strateg ik , mogący swym genjuszem zaćmić naw et boga wojny, Bonapartego, w koncepcji psychicznej Że­

rom skiego m a wiele w sobie z samego autora, w ' „Popiołach44, podobnie ja k tw órca Legjonów, generał Dąbrowski, nie z w iary w uczciwe względem Polski zam iary Napoleona, lecz z poczucia obow iązku wobec niej czerpie natch nienie do swych działań i do w y trw an ia przy boku wielkiego F rancuza. A w zakończe­

n iu Sułkow skiego jest k ró tk a scena, k tó ra brzm i poprostu ta k s ta łą u Żerom skiego n u tą beznadziejności.

Rzecz dzieje się w Egipcie. Venture, szczery przyjaciel Sułkow skiego, ostrzega go przed w ypraw ą za m u ry K airu. Wódź naczelny, B onaparte, w yrażając zgodę n a żądanie Sułkow skie­

go w kw estji tej w ypraw y, podniósł n a niego oczy złe i w ykonał rę k ą w schodni sekretny gest. „Ten gest w schodni — mówi W enture — jednoczy się z zaklęciem : Idź i giń!“

Na to Sułkow ski odpow iada:

— Niegdyś rycerze polscy osłaniali piersi k aracen ow ą koł- czugą, ażeby ich z a tru te nie dosięgły strzały. Dziś Ojczyzny niema... Niema, czemby osłonić serce...

W praw dzie dalej chce znaleźć tarczę, przed złem zaklę­

ciem w... krzyw dzie Polski, której nic przebić nie zdoła... Ale ro zstaje się z V enturem słowem: Żegnaj! Więc słowem poże­

g n a n ia n a wieki.

I ginie wistocie, ledw ie zdążył wyjechać za bram y. Ginie, jak by z sam ow iedzą, że jest ofiarą, nie pierw szą i nie ostatnią, w boju o wolne życie Polski. Bo „kto chce zdobyć swoje swo­

bodne życe, ten je zdobędzie. Ale za swoje swobodne życie trze­

ba um ieć bez żałości podłego życia u m ierać44.

Czyż nie m am y w tern pow iedzeniu Sułkowskiego podźw ięku znanej n ag an y Fryderyka-grabieżcy, że Polacy u m ie ją pięknie dla Polski um ierać, ale żyć i pracow ać dla niej nie potrafią.

* * *

F o rm a poem atu dram atycznego o Sułkow skim jest w spa­

n ia ła w swojej sile u czucia i pełn a dostojeństw a w rozstrzyga­

n iu zag ad n ien ia wolności. Cała treść „Sułkow skiego41 nie da się zmieścić w ciasnych ram a ch scenicznych. Musi być podana w silnym skrócie. W zależności też od tego, czy skrót doko-

4

(7)

OTLary § a b tie lli

nan y został ręk ą reżysera, um iejącego się należycie wczuć w głębię i pptęgę poem atu, czy daje on isto tn ą syntezę dzieła Żeromskiego, może w yw ierać większe lub m niejsze ze sceny wrażenie. W każdym jed n ak w ypadku m usi pozostawić po sobie w rażen ia nieprzem ijające...

Rozpoczęliśmy dzisiaj tę notatkę litera c k ą przypom nieniem rozm owy o praw ie serji. Z okazji w ystaw ienia „Sułkow skiego14 tżyczymy naszem u teatro w i, aby w jego rep ertu arze zapanow ało praw o serji — jeśli chodzi o dzieła najw yższego n atc h n ien ia polskiego.

K. F.

P I C A D I L L Y

______ T E L E F O N N R . 1102

D A N C I N G

u l i c a M a r c i n k o w s k i e g o 4 .

Występy pierwszorzędnych sil artystycznych. Lokal otwarty do rana. Ceny przystępne.

O la ]ła d n iejszy lokal w B y d g o s z c z y .

(8)

Najbliższe Premjery

b y d g o s k ie :

„Przygoda w Grand Hotelu . . . P. Abrahama

„S u łk o w s k i"... St. Żeromskiego

oraz rapsodja węgięrska

„Żółta l i l j a " ... (pra-premjera w Polsce)

operetka w 12 obrazach Krausz M ih a ly’ego w wersji polskiej J. Waldena.

J a d w ig a J b n ła n ó w n a

(9)

Przygoda w Grand-Hotelu.

S t r e s z c z e n i e

N iespraw iedliw ością byłoby, gdyby z w ielkich wypadków dziejowych tylko n iektórzy korzystali. P adały trony, np. carski

— z korzyścią dla prow odyrów bolszewickich, królew ski w Hi- szpanji — aby się garść rew olucyjnych spryciarzów obłowiła.

A re sz ta św iata nic z tego nie dostanie?

Przeciw nie. To są in teresu jące zdarzenia, w arte prasy, roz­

głośni, beletrystyki n aracy jn ej, filmu, teatru...

T ak sobie pom yślała córka przedsiębiorcy filmowego w Hol­

lywood i zdobyła sensacyjny scenarjusz. Dopomógł jej ten sam los, któ ry schłostał ukoronow ane głowy.

W G rand-H otelu w Cannes przebyw a ta k a jed n a wysokość, in fa n tk a hiszpańska, Izabella, w godnem swego ro d u tow arzy­

stwie. A m bitnej dam ie ośm iela się wyznać miłość... kelner, Albert. Ale bo też to nie jest kelner, tylko syn w łaściciela G rand-H otelu i jeszcze coś ze dw udziestu innych hotelów. P a p a A lberta, p an Chamois m a ty tu ł prezydenta, A lbert zaś posłu­

guje w hotelu z woli ojca, bo p an Cham ois ceni swój dawny zawód. On też zaczął k a rje rę od kelnerstw a. Niechże i syn — jeśli m a zostać jego spadkobiercą — przejdzie p rak tycznie szkołę h otelarską!

W tak iej to niepoczesnej roli k eln era Albert „pali się“ do in fan tk i Izabelli. N a tu ra ln ie dum a rodow a każe jej ignoro­

wać m łodzieńca, m im o że A lbert m a w a ru n k i zew nętrzne wcale, wcale...

A lbert nie zraża się niczem : spełnia wszelkie posługi, znosi docinki; naw et pieniężnie w spom aga zbankruto w any ch a ry ­ sto k rató w — oczywiście dyskretnie.

A rystokraci zaś napraw dę gonią resztk am i — już nie -pie­

niędzy, lecz kredytu. P am iątkow y naszyjnik, który posiada in ­ fan tk a, okazuje się falsyfikatem . Niem a ratu n k u ! A żyć trze­

ba. Ostatecznie bieda przekonyw a infantkę et consortes, że pro­

pozycja przedsiębiorcy filmowego, aby się dali pokazać n a ek ra­

nie, nie jest do pogardzenia. Godzą się n a engagem ent pana M akintosha; jad ą do Hollywood.

A lbert? M łodzieniec nie przestaje m arzyć o uroczej in ­ fantce. Aby stać się jej godniejszym , sk ła n ia ojca do sprzeda- fży w szystkich hotelów, a sam zostaje oficerem g w ardji króla serbskiego z tytułem księcia.

(10)

N a tu ra ln ie nie życzy sobie, aby in fa n tk a w ystępow ała w fil­

m ie; u w aża to za rzecz poniżającą. Lecz infantce już przestał im ponow ać daw ny honor rodowy; owszem satysfakcję spraw ia jej to, że się ukaże w filmie.

No — skoro Izabella ta k dalece zdem okratyzow ała swoją królew ską krew , niem a w ątpliw ości, że A lbert osiągnie szczyt swoich m arzeń.

Piosenka Alberta z aktu I.

w wykonaniu Witolda Rychtera, Ty jesteś królow ą,

A ja jestem nic.

Lecz m iłość m a kw itnie, jak kw iat.

Za jedno twe słowo, Za uśm iech tw ych lic Ach, oddam i życie i świat!

Śnij, słodko śnij o miłości, To n ajcudniejszy sen!

Niech w twojej duszy zagości N ajczarow niejszy sen!...

Gdy słońce lśni,

Z lękiem serce me drży, Lecz wciąż o jednem m arzy:

Śnij, słodko śnij o miłości, Niech ci się przyśnię ja...

Piosenka Alberta z aktu I.

w wykonaniu Witolda Rychtera, Czerwoną różę i me serce w raz z różą,

O n ajpięk niejsza z pań, u twoich składam stóp.

Tej róży zapach niech ci miłość m ą wyzna, Niech powie ci, że kochać będę aż po grób.

Nie zdradzi nigdy róża, kto uw ielbia cię tak.

Jak gw iazda świecisz dum nie, aż odwagi mi brak.

Czerwoną różę, jako znak mej miłości,

W raz z m ojem sercem składam dziś u tw oich stóp.

8

(11)

I

Duet z aktu I.

Marylou — Księże

w wykonaniu Jadwigi Fontanówny i Stanisława l&lnczewskiego.

Każde m ałe dziewczę o szczęściu śni,

O w ielkiem szczęściu śni, chce jasnych dni, Każde m ałe dziewczę chce chłopca mieć, Jednego chłopca mieć, chce złowić w sieć!

Każde m ałe dziewczę tak m arzy wciąż, O chłopcu m arzy wciąż: Ach, gdzie ten mąż?!

Każde m ałe dziewczę o szczęściu śni, O w iełkiem szczęściu śni, chce jasnych dni!

Duet z aktu II.

Księżniczka — Chamoix

w wykonaniu Marji Gabrielli i Kazimierza Peteckiego.

Ja wiem, mon ami, Że pan, mon ami,

W życiu tern w szystko w idział i zna.

Bo któż, mon ami, Ja k pan, mon ami,

W net zrozum ie kobietę, ja k ja.

N ajskrytsze życzenia I głębię serc dam,

To wszystko, co w duszy ich tkw i, Ja wiem, mon ami,

Że n ikt, m on ami,

Nie rozum ie kobiety, jak ty.

(12)

F . K R E S K I

Zał. 1868

Szkło, porcelana, żyrandole

Sprzęty domowe i kuchenne

BYDGOSZCZ, ulica Gdańska nr. 9

telefon nr. 1437

J r e n a J e ó y ń sk a

R E S T A U R A C J A i H O T E L

G C LH O R IH

TU

przy d w o r c u

s t o łu je s ię i m i e s z k a W P . d o b r z e i ta n io ! = = = = =

£?ros&ei si*ł p r ^ e ^ o n a ć f

10

(13)

„&au óe £ a va n ó e“

je s t n ied o ścig n io n a

óo nabycia tylko

w DROGERJI POD „ŁABĘDZIEM"

Bydgoszcz, ulica Gdańska nr. 5. Telefon 3 8 -2 9 .

Z a ł . 1 8 4 3 r, Z a ł . 1 8 4 3 r.

C. Sieberł

B Y D G O S Z C Z

ul. G dańska 1-3 — T e l e f o n 1 2 -2 6

najstarszy magazyn na miejscu

poleca:

B ie liz n ę dam ską i m ęską, trykotaże, artykuły dziecięce i t o w a r y g a l a n t e r y j n e .

PIERWSZORZĘDNA KAWIARNIA-RESTAURACJA

C o c f a i l -

„P o d O r ł e m “

Codziennie dancing Występy artystyczne

od godz. 9 wiecz. pocz. o godz. 1 0 ,30

(14)

J e d w a b i e - W e łn a - K o n fe k c ja d a m s k a S tró j -K o n fe k c ja m ę s k a

G A L A N T E R J A - O B U W I E * •

p a w f t a B K a H i l M

P R Z Y G O D A W G R A N D HOTELU"

Operetka w 2 aktach z prologiem i epilogiem w wersji polskiej Jerzego Waldena, O S O B Y :

Matard, dyrektor Grand Hotelu ...Mieczysław Dowmunt Albert, k e l n e r ... ... • • ...Witold Rychter Sam Makintosh . . . ... ... z Stefan Lochman Marylou, jego c ó r k a ... . . . Jadwiga Fontanówna Barry, sekretarz Maluptosh’a • • ... Emil Leśniowski Mabel, pokojówka Marylou • • . . . . . . Halina Motyczyńska Infantka Izabella... ....

Wielki Książę Paweł ...

Książę Andrzej Stefan • . . ...

Hrabina Inez de Ramirez, dama dworu Infantki Baron San Diego, mistrz ceremonji •

Prezydent Chamoix, właściciel Grand Hotelu •

Marja Gabrielli Lucjan Dytrych Stanisław Winczewski

• Natalja Morozowiczowa Edward Ziemski

Kazimierz Petecki

Prolog i epilog w Hollyvood. — Akt I. i II. .w Grand Hotelu.

W akcie I. „ lF a s o -i> o iu & le ‘‘ wykona primabalerina Irena Jedyńska i Jan Fabian.

Toalety pań z pracowni Marji Bojarskiej, Gdańska 64.

Pianino dostarczyła F-ma W l. S . Stor, skład nut wBe-De-Te. Przedstawicielstwo znanej z pierwszorzędnej jakości krajowej fabryki fortepianów i pianin Arnolda Fibigera w Kaliszu.

Wykwintna bielizna pościelowa w akcie II. z własnych pracowni B e -D e-Te.

Żyrandole, lampy stojące, lampy biurowe dostarcza F-ma Bracia Borkowscy, Gdańska 28a.

Futra z F-my Jaw orsk i, Dworcowa 35.

R e ż y s e r : K a p e l m i s t r z . D e k p r a c j e : T a ń c e I e w o l u c j e . K i e r o w n i k c h ó r u :

OTLieczysław ^Dowmunt J e r z y S illic h J a n J ta w r y lk ie w ic z J a n J a b ia n H a r o l J tu le c k i

O r k i e s t r a s y m f o n i c z n a 61 P, P. W lk p.

N A J W I Ę K S Z Ą Z B I O R N I C Ą O S Z C Z Ę D N O Ś C I J E S T

K O M U M M l f M © S Z C l i P I N I O Ś C D M I A S T A B Y D G O S Z C Z Y uw B i f t l g o s z c / i / , u l i c a J a g i e l l o ń s k a n r . Z f.

Telefon 2 0 - 0 6 i 2 0 - 0 7 .

12 13

(15)

K R O N I K A T E A T R A L N A .

Teatr Miejski w Bydgoszczy w ystaw ia w dniu 9 listopada p rem jerę sztoki S tefana Żerom skiego p. t. „Sułkowski*1. Będzie to zarazem złożenie hołdu dla W ielkiego p isarza i obyw atela w 10-letnią rocznicę jego zgonu.

Rozstrzygnięcie konkursu dramatycznego Polskiej Akademji Literatury.

Dnia 30 września 1935 r. odbyło się zebranie ju ry k o n ­ k u rsu P. A. L. n a u tw ó r dram atyczny. Pierw szej nagrody nie przyznano nikom u. D rugą nagrodę przyznano Jerzem u Ostrow­

skiem u za sztukę w 3 a k ta c h p. t. „Bogobójcy**, trzecią M arji Jasnorzew skiej Paw likow skiej za kom edję p. t. „Dowód osobisty Zebrzydowskich**.

Dziesięciolecie śmierci Żeromskiego w Teatrach Warszawskich.

W listopadzie bieżącego ro k u przypada dziesiąta rocznica śm ierci S tefan a Żeromskiego. Datę tę uczczą te a try w arszaw ­ skie w ystaw ieniem jego d ram atów ; i tak : tea try T. K. K. T.

w ystaw ią „Sułkowskiego** i „Uciekła mi przepióreczka**

z udziałem Ju lju sz a Osterwy. In sty tu t R eduty przygotow uje frag m enty „Róży**. Poza tern te a tr kam eralny pod dyrekcją K arola Adw entow icza w ystaw i „Ponad śnieg**.

Pomnik wielkiej artystki polskiej w Ameryce.

W A nnaheim , w m iejscow ości, gdzie przed w ielu laty prze­

byw ała najg en jaln iejsza a k to rk a polska, H elena M odrzejewska, odsłonięto obecnie jej pom nik, d łu ta rzeźbiarza k alifo rn ijsk ie­

go E ug enju sza M eier-Kreiga. P om nik przed staw ia M odrzejew­

ską w roli M arji S tu art.

Popularny autor wielu powieści p. Tadeusz Gierut n a p i­

sał fakto m o n taż p. t. „Bomby nad Abisynją**. P ra -p re m jera od­

będzie się w połowie listo p ad a w Teatrze Ziemi Pom orskiej w Toruniu.

Sukces bydgoszczanki zagranicę. P ra sa w iedeńska w y­

raża się w superlatyw ach o występie uroczej bydgoszczanki

(16)

p. Oli Obarskiej, k tó ra św ięciła praw dziw e trium fy n a scenie w iedeńskiej, w popu larn ej operetce p. A b raham a „Bal w Sa-

voy‘u u.

Nie m niejszy sukces odniósł również; p a rtn e r artystki, w odew ilista p. W ojciech Ruszkowski.

Niemal każdej niedzieli o godz. 12.03 z rozgłośni to ru ń ­ skiej w specjalnym felietonie teatraln y m om aw ia prem j ery bydgoskie p. W izytator Riess.

Marja Nochowicz, b. p rim ado n na naszej operetki, w ystę­

puje obecnie z w ybitnem powodzeniem w W arszaw ie. Cała p ra sa zgodnie podkreśla jej w alory artystyczne. Między inne- mi spraw ozdaw ca „K u rjera W arszaw skiego11 z dnia 15 paździer­

n ik a br. om aw iając prem j erę „Księżnej C zardaszki11 pisze:

„W tytułow ej roli p. Nochowiczówna, obdarzona dobrem i w a­

ru n k am i, d ała dobrą ak to rsk ą postać, tchnęła w sceny uczu­

ciowe szczerość i prostotę, a głos jej silny, dźwięczny, um iał sobie radzić z pięknem i, acz tru dn em i m elodjam i K alm ana11.

(Barbara § ileivsk a

15

(17)

Ctient Henna'śhampoon

f a r b u j e w ł o s p r z e z z w y k ł e m y c i e .

lO f i o i o r ó w

Wszędzie do nabycia, napewno w drogerji

9 9 J t l o n o p o t “ ' f ó i ł d ś o s z c z , u l . d f r o f c o i r a m

jfta z im ie r z ^Petecki

/ ---

Czekoladki i najsm aczniejsze wyroby cukiernicze u

Firma od 65 lat przodujqca w Bydgoszczy.

§ r e y ’ a

(18)

17

D o b r ą

M o w ę

d z i e n n i e ś w i e ż o p a l o n ą

o s t a t n i e g o z b io r u , s t a r a n n i e z e s t a w i o n e m i e s z a n k i

M € B B * € S &

n a jle p s z e g a t u n k i h o l e n d e r s k i e

oraz wszelkie

towary Kolonialne

p o n a j n i ż s z y c h c e n a c h

W INA—SPIRYTUALJA

w n a j w i ę k s z y m w y b o r z e poleca

l SM i (0. Bydgoszcz

Bezpośredni import z krajów produkujących.

Hurtowa palarnia kawy i pakownia herbaty.

Centrala: Gdańska 23 Filia: Długa 38

TELEFON 3 3 -2 3 .

(19)

„Żółta lilja" (Sarga liljom).

W ęgiersk a p rem jera „Żółtej lilji“ odbyła się 3-go stycznia ub. ro k u w Budapeszcie. K orespondent „N. W iener Journ al"

p isał o tym wieczorze:

P rzepełniona w idow nia, rozentuzjazm ow ana publiczność.

G rają po raz pierw szy „Żółtą li] ję", sztukę L udw ika Biró, który odtąd zyskuje sobie sław ę w szechśw iatową, H isto rja młodego arcyksięcia, przesiedlonego do zapadłego garnizo nu n a W ę­

grzech za karę, z powodu hulaszczych wyczynów w stolicy, z a ­ kochanego bez pam ięci w młodej dziewczynie ze dworu, któ rą chce poślubić, a k tórą jednakże ze względu n a stanow isko swoje z ciężkiem sercem porzuca, zdobywa sobie nienotow ane dotąd powodzenie.

„Żółta lilja “ w zbudziła wówczas olbrzym ią sensację nietylko w Budapeszcie, lecz rów nież i w W iedniu, gdzie g ra n a była 150 razy z rzędu!

„Żółta lilja" nie jest operetką w szablonowem tego słowa znaczeniu. Raczej od początku do końca pełną napięcia sztuką m uzyczną, A jeszcze w łaściw iej rapsodją n a cześć w ęgierskiej ziemi, kobiety, w ina i śpiewu. N ajszlachetniejsza m uzyka wę­

g ierska zdrad za wielki ta le n t kom pozytora, zarazem świetnego in stru m e n ta to ra .

T e a tr nasz prem jerę „Żółtej lilji" zapisze do najw iększych swoich sukcesów.

cKalina O T lotyczyńska

(20)

19

3 £onstanty

KOLEKTURA - SKŁAD CYGAR I PAPIEROSÓW B ydgoszcz, ul.

9

dań$ka

25

. Tel.

33

-

32

.

BŁAWATY-JEDWABIE FIRANY

Czesław

4 #

W T P I A C n A T R A im T e l . 3 7 * 0 8 ■ 3 1 - 3 4

S T I M Z i L

B Y D G O S Z C Z , G D A Ń S K A 5

Cukiernia i Jiaw iarnia

p o le c a zn a n e z sw e j ja k o ś c i w yroby cu k iern icze

P u n k t z b o r n y w s z y s t k i c h s c o r t o w c ó w i B v d a o s z c z a n

(21)

Kryłyk i aktor.

A ktor z niechęcią i lekcew ażeniem mówi zwykle o k ry ­ ty k u teatraln y m , pokpiw a sobie z niego. I nie jest to b y n aj­

m niej rewanż, za jakieś niepochlebne zdanie, ale poprostu głę­

bokie prześw iadczenie o zupełnej bezwartościow ości tych dow- iCipków o t. z. w ykonaniu sztuki, jak im i tradycyjnie już kończy

się każde spraw ozdanie teatraln e.

W yznam szczerze, że i ja nie nauczyłem się dotychczas łykać tych zdawkowych, m dłych i m dlących frazesów, zaczy­

n ających się od słów: znakom itym odtw órcą roli głównej był p. X, przypstrzonych kom plim entam i w rodzaju: P an i Y cza­

ro w a ła w dziękiem swego ta le n tu i urody, p. Z. doskonale wy­

w iązał się ze swego zadania, a kończących się ogólnym ukło­

nem : pp. A. B. C. D. (których koniecznie w ym ienić należy we­

dług alfabetu, lub przynajm niej w kolejności afisza) dopełniali całości.

Nie um iem nigdy przebrnąć przez ta k ą w yjałow ioną ze w szystkiego, co jest drgnieniem żywem i szczerem, Saharę (lotnego piasku, rzucanego w oczy — nie wiem już, kom u —

aktorow i czy czytelnikow i recenzji.

Czasem, bardzo rzadko w bezduszne te frazesy w k rad nie się, jak ieś tra fn e spostrzeżenie, jak a ś uw aga, choćby naw et nie­

zbyt pochlebna dla danego aktora, ale napew no stokroć m u m ilsza, jeżeli słuszna, od tych bezustannych, a beztreściw ych (komunałów.

Czy jed n ak dziwić się można, że po p a ru latach czytania (takich bzdurstw o sobie, a k to r zaczyna lekceważyć, co o nim piszą, przyjm uje te mocno zw ietrzałe kadzidła za coś należne­

go m u, albo poprostu za nud n ą, ale konieczną w jego fachu reklam ę. I tylko gdzieś w głębi serca czuje dokuczliw ą p ustkę l żal, dręczący żal, iż n ik t nie widzi, nie zastanow i się nad jtemi oudam i, jakie w yczarow uje on z siebie, nieraz ku w ła­

dnem u zadziw ieniu, n ad ogrom em męki, ja k ą przechodzi, za­

nim dokona się ten cud, n ad p rzep astn ą głębiną tęsknoty, jak a s tra w i go w pożądaniu i oczekiw aniu nowych poczynań, dal-

jszego tw orzenia.

(22)

Wobec tych przeżyć i ciągłych zm agań ze sobą, z czemś ńieznanem , jakże śm ieszne są, jak rażące sw ą poufałością, te [poklepywania po ram ion ach , te w y tarte tro ja k i zdawkowych [pochwał, rzuconych m u praw ie jak zapłata.

Przez la ta pisyw ałem spraw ozdania te a tra ln e w rozm ai- Jtych tygodnikach i dziennikach i za każdym razem wzdryga- lem się n a sam ą m yśl o tern „zakończeniu11 — o tern „avorte- m en t“, jakiego m iałem dokonać n a sam ym sobie przede- w szystkiem , aby w yrzucić z siebie niedonoszony, niek ształtny A już zniekształcony płód, a następnie popełnić zbrodnię n a rzeczy ta k świętej, ja k czyjaś twórczość. O peracja ta była m i ,tem w strętniejsza, iż całkiem świadom ie zdaw ałem sobie sp ra ­ wę z jej ohydy. Próbow ałem ratow ać się z sytu acji zapom ocą sty lu : łam ałem się z językiem , z brakiem odpow iednich w y ra­

jów i określeń, aby om inąć przynajm niej te zwykłe słowa, okle­

pane, przeżute i ciągle jeszcze w ypluw ane w yrażenia, którem i brzydziłem się okropnie,

Ale trudność sy tu acji tkw i tu nie w oklepaniu pewnych w yrażeń, naw et nie w ubóstw ie języka, gdy chodzi o wypowie­

dzenie się w zupełności, lecz w ogromie tem atu, k tóry zwęzić j. ścisnąć trzeba do k ilk u zdań, do jednego zdania, a do tego potrzeba długiej, powolnej, bardzo wytężonej pracy m yślowej, n a k tó rą ani czasu n iem a przy pisan iu spraw ozdania, ani ża­

dnych innych możliwości, któreby ta k ą pracę pozwoliły wy­

konać.

K ażda ro la to całe, skończone, dzieło sztuki, ja k obraz (czy rzeźba i om ówienie go w ym agałoby czasu, broszury, ptudjów , a choćby tylko tyle m iejsca, ile zajm uje każde prze­

ciętn e spraw ozdanie tea tra ln e. A ról tych jest w każdej- sztuce po kilka. Prócz tego m ówić o muzyce, pisać o m alarstw ie, a n a ­ lizować grę a k to rsk ą — to chyba najcięższa z pośród Syzyfo­

w ych prac. W rażenia, jak ie odbieram y, tak nieuchw ytne, że prześlizgują się niejako pom iędzy palcam i, najczulszy ap a ra t reje strac y jn y w naszej w rażliw ości nie schw yta ich często i nie

;jest w stan ie rozłożyć ich analitycznie. N astępnie znów język nasz nie p osiada ta k ścisłych i bogatych określeń, które były­

by zdolne oddać to, co jest jednem ściśnięciem gardła, sk u r­

czem nieokreślonego bólu czy radosnego zachw ytu.

21

(23)

Tego wszystkiego nie odda najw rażliw sza organizacja ju d z k a an i n ajsubteln iejszy stylista, a przytem m inim alnego o dsetka nie zdoła się w żaden sposób pom ieścić w jednej re ­ cenzji, który ch poziom n aw iasem mówiąc, w o statn ich zwła­

szcza czasach obniżył się bardzo znacznie.

Aby rozw inąć ten rodzaj piśm iennictw a, stw orzyć w ła­

ściw ą k ry ty k ę tea tra ln ą, gdyż obecna jest co najw yżej tylko k ry ty k ą lite ra c k ą utw orów scenicznych, należałoby powołać do życia jakieś nowe w ydaw nictw o, którego zadaniem byłoby ,b adanie sztuki ak to rsk iej, analiza poszczególnych w ystaw (misę en scene), pom ysłów reżyserskich, reform dekoracyj­

n y c h i t. d. W tedy dopiero a k to r m iałby praw o żądać, aby, czytając o sobie, spotykał się nie ze stekiem oklepanych kom- plim entów czy uszczypliw ych złośliwości, lecz z uw agam i i spostrzeżeniam i, z któ rem i m ógłby liczyć się poważnie.

W obecnych w a ru n k a ch jedynym spraw dzaniem w arto ści jego w ysiłków może być dlań tylko jego samopoczucie, gdyż nie daje m u go ani bezpośredni k o n tak t z w idow nią an i dzi­

siejsza k ry ty k a tea tra ln a, której poziom obniża się w d odatku stale w raz z system atycznem obniżaniem się ogólnego poziom u p rasy codziennej.

Ale to sam opoczucie jest in stru m en tem bardzo za­

w odnym i do roli najw yższego sędziego jak n ajm niej pow oła­

nym , dlatego też więcej m am y wszędzie zasłużonych, niż za­

sług, więcej wieszczów, niż posągów, więcej dymów niż ognia!

u,Scena P o lsk a “ Nr. 14 W arszaw a,

Stefan Gacki,

(24)

ŚNIADALNIA

F I R MY

BACON EXP0RT GNIEZNO S. A.

W

B Y D G O S Z C Z Y

przy ulicy Gdańskiej 10 (1-sze pięłro)

s t o s u j e z a s a d ę :

t a n io ś ć

O D ykw int

ĆKigiena

C zysto ść

Otwarta codziennie od godz. 8 do 22-ej.

23

(25)

24

S a b in o S a w ic k a

J a n y a b ia n

(26)

Toalety współczesne p, p. artystek

pochodzą ze znanej z wykwintu i smaku artystycznego p r a c o w n i s u k i e n

E © J) S G€ Q E Jl

Gdańska 64.

Ż y r a n d o le — L a m p y s t o ją c e L a m p y b iu r o w e

d o s t a r c z a

Teatrowi Miejskiemu

f i r m a

BRACIA B ® B K © W 1 €Y

Z A K Ł A D Y E L E K T R O T E C H N I C Z N E w W A R S Z A W I E

Oddział w Bydgoszczy, ul. Gdańska 28a, tel. 2 3 -2 0

Zdjęcia fotograficzne

ó l a t e a t r u O J Z i e j s k i e g o

wykonuje

Zakład fotograficzny „WENUS"

l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l H l l l l l l l l l l l I t l l l l l l l ł l l l l l l l l l l l l l l l l l l ł l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l l właściciel K. TR EPłO

Bydgoszcz, ul. Gdańska 26, (II. podwórze).

(27)

Prawdziwy obywatel patrjota

gra tylko

współkowej kolekturze

m Kapturkiewicza

^ Tel. 30.-63

P l a c T e a t r a l n y

BIURO OGŁOSZEŃ I REKLAM

P. A . T .

Warszawa, Krak. Przedmieście nr. 5 0 Oddział w Bydgoszczy ulica Gdańska 22. Telefon 1 5-74

P r o je k tu je i p rz e p ro w a d z a wszelkie kam- panje r e k l a m o w e i p r o p a g a n d o w e Utrzymuje stałe stosunki z prasą całego świata Posiada wyłączność eksploatacji objektów rekla­

mowych w tramwajach i autobusach miejsk.

w Warszawie, Lwowie, Bydgoszczy i in. miastach P r z y j m u j e i w y k o n u j e r e k l a m ę f i l m o w ą i f o t o g r a f i c z n ą W Ł A S N E A T E L I E R G R A F I K I . Zamieszcza ogłoszenia w wydawnictwach własnych i obcych.

IM a j g u s ś o u j n i e j

do k a ż d e g o ubrania dobiera krawat —

KI€©®E> CRAYATES

S p e c j a l n y m a g a z y n k r a w a t ó w

Bydgoszcz, ulica Gdańska 5

Cytaty

Powiązane dokumenty

bliwą wesołością, a jeśli zadrga w nich nuta sentymentu, to jrłaśnie na temat typowo polskiej miłości dla ziemi rodzinnej i na temat obowiązku obrony tęj

Stefan Lochman Wiercińska, Józia, Magda, Franka, panowie.. Mirski sąsieazi

Ale piękna kobieta nie potrafi żyć sarną miłością, Na widok strojnej Małgosi — także niegdyś dziewczyny od pani Labille — którą zaopiekował się

skał hrabia Dubarry, gdyż, odstępując Joasię królowi, pozbył się ciężaru długów; zyskał i Rene, zdobywszy za protekcją eks- kochanki posadę bibljotekarza.

Ludwik XV dał się oczarować wdziękiem Joasi, a wówczas już hrabiny D ubarry. Pokonany Choiseul

Mówią biegli w literatu rze, że był pod wpływem przem ożnym piśm iennictw a rosyjskiego, rep rezen to ­ wanego w najw yższych wzlotach przez św iatopogląd

Tego wszystkiego nie odda najw rażliw sza organizacja (ludzka ani najsu b teln iejszy stylista, a przytem m inim alnego odsetka nie zdoła się w żaden sposób

Szkło, porcelana, żyrandole Sprzęty domowe i kuchenne BYDGOSZCZ, ulica Gdańska nr... 9