• Nie Znaleziono Wyników

[Program:] Scena bydgoska. Sezon 1935/36, 1935-11-23

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "[Program:] Scena bydgoska. Sezon 1935/36, 1935-11-23"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

OJJłaóyslaw S to m a

‘D yrektor ^ e a t t u Q7lietsktego

llllllllllllilllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll

O I

O m a K O S Z e Piją tylko P i w o firmy:

lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllillllllllllllll _ _____„ ____

BROWAR BYDGOSKI

..Eksportowe B y d g o s z c z , ulica U s t r o n i e nr. 7

***— Ma§..4.«— ,Koilak“ 1if 1

„Zdrój Wielkopolski**— „Matuś*

o r a z l e m o n i a d y | |

„ffurz(|fveliu — „Fofłforaiiczotf/o^ i

(3)

Stefan Żeromski

Z okazji wystawienia jego dramatu p. t. „Sułkowski".

W racając kiedyś z P oznania do Bydgoszczy lin ją n a W ą­

grow iec—Kcynię, byłem m im owolnym św iadkiem rozm owy dwóch ziem ian n a tem at częstych w owym czasie pożarów m ły­

nów i w iatraków . .Teden z nich, zwany przez drugiego szam be- lanem , wywodził;

— Wie p a n łaskaw y, że te w ypadki pożarów, ta k jeden za drugim , to isto tn ie zadziwiające... Chyba działa tu jakaś banda...

— A ja p a n u szam belanow i dobrodziejow i mówię, że to tylko praw o serji. Nie raz już i nie dziesięć razy stw ierdziłem , że we w szystkich w ażniejszych w ydarzeniach zawsze obowią­

zuje praw o serji.

— Ależ, łaskaw co, cóż to za poglądy z przed stu lat? P raw o serji? Dałbyś też sąsiad pokój. Przecież to śm iechu w arte...

— A ja p a n u szam belanow i pow tarzam , że nic innego, tylko praw o serji!

* * *

Powyżej streszczona rozm owa sta n ę ła m i żywo w pam ięci, gdy zacząłem m yśleć o tern, co i w jak i Sposób pisać do p ro g ra ­ m u teatraln eg o o Stefanie Żerom skim z rac ji zapow iedzianej n a listopad p rem jery pięknego jego d ra m a tu o genjalnym adju- tancie Napoleona, Sułkow skim . Bo jeśli istotn ie w życiu m a obowiązywać praw o serji, to jakoś przedziw nie uczepiło się ono św ia ta pisarskiego. T ak jest: św iata pisarskiego!

P rzypom nijm y sobie tylko nasz t. zw. złoty okres lite r a tu ­ ry w w ieku XVI. Ileż to naraz talentów wyrosło z jałow ej po­

przednio pod względem uzdolnień literack ich gleby polskiej?

I ja k wysoko a w szechstronnie, nietylko w spaniałem i pióram i Ja n a Kochanowskiego i M ikołaja Reja, zaczęła się nagle w ypo­

w iadać dusza polska?

A ów okres złoty nie jest bynajm niej w yjątkow y. W epoce literackiego ro m antyzm u praw o serji zdaje się panow ać i w P o l­

sce i w w ielu innych krajach; U nas, prócz talentów p om n iej­

szych, jednocześnie tw orzą trzej genjalni poeci i wieszcze n a ­ rodow i: Mickiewicz, Słowacki, K rasiński, a n a uboczu od roz­

kw itającego bujnie n a em igracji polskiego życia k u ltu raln eg o sta w ia mocne fu n d am en ty pod polską kom edję jej tw órca i n a j­

wyższy do dziś rep rezen tan t — Fredro, R osja m a w tym czasie wielkiego P u sz k in a i przedw cześnie ginącego Lerm ontow a;

(Niemcy — Goethego i Schillera; A nglja — B yrona i Shelleya.

Przypom nijm y sobie też czasy nam bliższe, czasy świetnego rozkw itu powieści polskiej w drugiej połowie XIX stulecia i n a początku XX.

(4)

Cudowne tale n ty rów nych najw iększym sławom św iato­

wym pow ieściopisarzy naszych, Sienkiew icza i P rusa, nie są w szak wtedy odosobnione. Stoją obok nich i tw orzą rów no­

cześnie: Orzeszkowa i W eyssenhoff, Reym ont i Żeromski. Sam i p otentaci pióra. W ielcy Bożym darem i wielcy zarazem obywa- telskiem poczuciem, że ten dar m ają obowiązek oddaw ać bez reszty n a usługi n a ro d u polskiego, dla budzenia w tym narodzie p rag n ień i żądzy p osiadan ia .własnej, wyzwolonej z pęt pań stw o ­ wości.

Każdy z tych pisarzy, jeśliby tw orzył w odrębnym dla siebie czasie, jeśliby nie m iał obok ta k w spaniałych w spółtow arzyszów pracy pisarsk iej, mógłby w wysoce k u ltu ra ln y c h społeczeń­

stw ach stanow ić epokę literack ą i zw racać n a te społeczeństw a uw agę całego św iata. Że zaś tworzyli równocześnie, że poza n im i Polska m ia ła współcześnie dużej m iary poetów i d ra m a ­ turgów , w ielkich m uzyków i m alarzy, że nje brakow ało jej rów nież polityków na m iarę św iatow ą i poważnych uczonych, m u sia ła być u z n a n a przez św iat za tw ór żywy, którego niew ola w yrządza krzyw dę ku ltu rze ogólnej.

Stefan Żerom ski, o którego głównie nam dziś tu ta j chodzi, w śród plejady w ielkich pisarzy polskich jego epoki stanow ił indy- dyw idualność duchowo odrębną. Fizycznie słaby, traw iony choro­

bą płucną, pozbawiony w dzieciństwie opieki m atki, k tó rą przed­

wcześnie zab rała gruźlica, a w m łodzieńczych latach i ojca, nerwowo i psychicznie nadm iernie w rażliw y, nie u m iał Żerom ­ ski objektyw nie ustosunkow yw ać się do życia i jego przejaw ów.

W szystko m usiał przeżywać w ta jn ik a c h swojej duszy i zab ar­

w iać jej n astro jam i.

A że n astro je to były raczej ponure, niż pogodne, że pesy­

m izm toczył jaźń pisarza, jak choroba toczyła organizm , rychło zło rozrosło się w psychice Żeromskiego do rozm iarów sym bo­

lu i naczelnej treści życia, a beznadziejność przepoiła jego myśl i uczucie. Każdy z w ym ienionych wyżej naszych powieścio­

p isarzy m iał w sobie w iarę w zwycięstwo dobra nad złem. Że­

rom ski tej w iary nie posiadał. Dla niego A rym an, duch zła, w schodni duch pom sty, jest w życiu triu m fa to re m i m usi być triu m fato rem . W jego kleszczach ginie wszystko, co piękne i szlachetne.

Już pierw sze ty tu ły prac literackich a u to ra „Popiołów44 św iadczą o jego n astaw ien iu psychicznem . Tomowi nowel o bohaterskich w ysiłkach wyzwoleńczych daje nagłów ek: „Roz­

dziobią nas k ru k i, w rony44. M łodzieńczą w alkę o polskość du ­ szy w m u rach m oskiew skiego gim nazjum nazw ie — „Syzyfowe- mi p rac a m i44, syzyfowemi, a więc beznadziejnem i. Ludziom Idei, ludziom pośw ięcenia dla dobra innych, każe być „Ludźmi bezdom nym i44. Bo A rym an rządzi św iatem , „A rym an m ści się44

2

(5)

I z tą sw oją beznadziejnością nie p o trafi się uporać Żerom ­ ski do końca życia. Mówią biegli w literatu rze, że był pod wpływem przem ożnym piśm iennictw a rosyjskiego, rep rezen to ­ wanego w najw yższych wzlotach przez św iatopogląd rozpaczy u Dostojewskiego, czy zasadę n iesprzeciw iania się złu u Toł­

stoja. Że w łaśnie wpływ lite ra tu ry rosyjskiej, rozkładow ej w swej beznadziejności i przygotow ującej g ru n t pod tę tragedję, ja k a sta ła się w naszych oczach na rozłogach najw iększego z państw , osłabił napięcie tale n tu naszego pisarza, nie pozwolił m u sięgnąć po berło przew odnika narodu.

Czy ta k było w istocie?

Praw da, że indyw idualność Żerom skiego nie n a d a w a ła się do roli kierow niczej w życiu czynnem. Nie m iał im p eraty w u w iary. Ale m iał w swej duszy n akaz inny: nak az su m ienia — i tem u nakazow i podporządkow yw ał sam całe swoje życie i swo­

ją twórczość. Sum ienie m iał w ysubtelnione może silniej, niż ktokolw iek ze współczesnych. Możnaby p oprostu powiedzieć, że był sum ieniem współczesnego m u pokolenia.

W yszedł jeszcze w „Ludziach bezdom nych14 z założenia, że złem najw iększem jest krzyw da bliźniego, że człowiek jest rzeczą św iętą i krzyw dzić go nie wolno. Potem w m iarę rozsze­

rz a n ia coraz bardziej swoich w szystkich zainteresow ań n a człowieka zbiorowego, n a społeczność, n a naród, staw ia tw ardo i zdecydow anie tezę: naro d u krzyw dzić nie wolno!

Teza ta przew ija się potem jako nić przew odnia przez w szystkie utw ory. Nietylko przez te, które tem atem sięg ają w zag adn ien ia ogólno-narodowe, jak: „Powieść o W algierzu"

i „Dum a o hetm anie", jak cudow na w swoich w alorach lite ­ rack ich klechda o trag ed ji p o w stan ia styczniowego „W iern a rzeka" i najw iększe, najpełniej odzw ierciedlające stosunek Że­

rom skiego do Polski jego dzieło „Popioły"; czy z dram atów :

„Róża", „Sułkow ski" lub „Turoń" — ów obraz dosadny a w strz ą ­ sający z okresu krw aw ej rzezi galicyjskiej. Tę sam ą tezę spo­

tk am y rów nież w powieściach, z ta k odrębnego pozornie p n ia wyrosłych, ja k np. „Dzieje grzechu". I tam Bodzanta, tw orząc sw oją ferm ę w m yśl przyk azan ia Korzeckiego (z „Ludzi bez­

domnych"), że „miłość między ludźm i należy siać, ja k złote zboże, a kąkol nienaw iści trzeba w yryw ać i deptać nogam i" — chce n apraw iać krzyw dę bliźnich, a więc pośrednio krzyw dę n a ro d u polskiego. Bo w poniżeniu i pohańbieniu członków spo­

łeczności polskiej jest pohańbienie Polski...

N ajw iększą krzyw dą, w yrządzoną ongiś Polsce, było ode­

rw an ie jej od m orza, bez którego dusić się m u sia ła w ew nętrz­

nie, w iędnąć i kłonić do upadku.

Gdy też w w yniku wojny światow ej odzyskaliśm y w łasn ą państw ow ość i w łasny brzeg m orski, Żerom ski n a ty c h m ia st w y­

jeżdża n a pobrzeże, by osobiście zetknąć się z potęgą żywiołu

(6)

m orskiego. Pisze tam piękną książkę „W iatr od m orza11, k tó ra m a obudzić w P olakach potrzebę najgłębszego zżycia się z od- zyskanem polskiem m orzem i związać z niem m yśli i uczucia Polaków nazawsze. T ak m u każe sum ienie. Ażeby nie m ogła się już powtórzyć daw na krzyw da z przeszłości.

* * *

N akaz su m ien ia narodowego, nakaz obowiązku jest dom i­

n u jąc ą cechą c h a ra k te ru Sułkowskiego, do którego postaci po­

w raca Żerom ski w swoich dziełach dw ukrotnie: w „Popiołach11 i w jem u w łaśnie poświęconym, dużym, ćwierć tysiąca stron obejm ującym poem acie dram atycznym .

G enjalny ponoć strateg ik , m ogący swym genjuszem zaćm ić naw et boga wojny, Bonapartego, w koncepcji psychicznej Że­

rom skiego m a wiele w sobie z samego autora. W „Popiołach11, podobnie jak tw órca Legjonów, generał Dąbrowski, nie z w iary w uczciwe względem Polski zam iary Napoleona, lecz z poczucia obowiązku wobec niej czerpie n atch nien ie do swych działań i do w y trw ania przy boku wielkiego F rancuza. A w zakończe­

n iu Sułkowskiego jest k ró tk a scena, k tó ra brzm i poprostu ta k sta łą u Żerom skiego n u tą beznadziejności.

Rzecz dzieje się w Egipcie. Venture, szczery przyjaciel Sułkowskiego, ostrzega go przed w ypraw ą za m u ry K airu. Wódz naczelny, B onaparte, w yrażając zgodę n a żądanie Sułkow skie­

go w kw estji tej w ypraw y, podniósł n a niego oczy złe i w ykonał rę k ą wschodni sekretny gest. „Ten gest wschodni — mówi ,Venture — jednoczy się z zaklęciem : Idź i giń !1Ł

Na to Sułkow ski odpow iada:

— Niegdyś rycerze polscy osłaniali piersi karacenow ą kol­

czugą, ażeby ich z a tru te nie dosięgły strzały. Dziś Ojczyzny niema... Niema, czemby osłonić serce...

W praw dzie dalej chce znaleźć tarczę przed złem zaklę­

ciem w... krzyw dzie Polski, której nic przebić nie zdoła... Ale rozstaje się z V enturem słowem: Żegnaj! Więc słowem poże­

g n a n ia n a wieki.

I ginie w istocie, ledwie zdążył wyjechać za bram y. Ginie, jakby z samowiedzą,, że jest ofiarą, nie pierw szą i nie ostatnią, w boju o wolne życie Polski. Bo „kto chce zdobyć swoje swo­

bodne życie, ten je zdobędzie. Ale za swoje swobodne życie trz e ­ ba um ieć bez żałości podłego życia u m ie rać 11.

Czyż: nie m am y w tern pow iedzeniu Sułkowskiego podźw ięku znanej n agany Fryderyka-grabieżcy, że Polacy u m ieją pięknie dla Polski um ierać, ale żyć i pracow ać dla niej nie potrafią.

* * *

F orm a poem atu dram atycznego o Sułkow skim jest w spa­

n ia ła w swojej sile uczucia i pełn a dostojeństw a w rozstrzy ga­

n iu zagadnienia wolności. Cała treść „Sułkow skiego11 nie da się zmieścić w ciasnych ram ach scenicznych. Musi być podana w silnym skrócie. W zależności też od tego, czy skrót doko-

(7)

cJTlary § o brie lii

n an y został rę k ą reżysera, um iejącego się należycie wczuć w głębię i potęgę poem atu, czy daje on isto tn ą syntezę dzieła Żeromskiego, może wyw ierać większe lub m niejsze ze sceny wrażenie. W każdym jednak w ypadku m usi pozostawić po sobie w rażen ia nieprzem ijające...

Rozpoczęliśmy dzisiaj tę notatkę litera c k ą przypom nieniem rozm owy o praw ie serji. Z okazji w ystaw ienia „Sułkow skiego14 iżyczymy naszem u teatrow i, aby w jego repertuarze zapanow ało praw o serji — jeśli chodzi o dzieła najwyższego n a tc h n ie n ia polskiego.

K. F.

'PICADILLY

T E L E F O N N R . 1102

D A N C I N G

ulica Marcinkowskiego 4.

Występy pierwszorzędnych s ił artystycznych. Lokal otwarty do rana. Ceny przystępne.

O Zajładniejszy lokal w B y d g o s zc zy .

(8)

Najbliższe Premjery

b y d g o s k i e :

„Przygoda w Grand Hotelu . P. Abrahama

„S u łk o w s k i"... St. Żeromskiego oraz rapsodja węgięrska

„Żółta l i l j a " ... (pra-premjera w Polsce)

operetka w 12 obrazach Krausz Mihaly'ego w wersji polskiej J. Waldena.

J a dw ig a Jontanów na

6

(9)

Przygoda w G rand-H otelu.

S t r e s z c z e n i e

Niesprawiedliwością, byłoby, gdyby z w ielkich w ypadków dziejowych tylko niektórzy korzystali. P adały trony, np. carski

— z korzyścią dla prowodyrów bolszewickich, królew ski w Hi- szpanji — aby się garść rew olucyjnych spryciarzów obłowiła.

A reszta św iata nic z tego nie dostanie?

Przeciw nie. To są interesujące zdarzenia, w arte prasy, roz­

głośni, b eletrystyki naracyjnej, film u, teatru...

T ak sobie pom yślała córka przedsiębiorcy filmowego w Hol­

lywood i zdobyła sensacyjny scenarjusz. Dopomógł jej ten sam los, który schłostał ukoronow ane głowy.

W G rand-H otelu w Cannes przebyw a ta k a jedna wysokość, in fa n tk a hiszp ańska, Izabella, w godnem swego rodu tow arzy­

stwie. A m bitnej dam ie ośm iela się wyznać miłość... kelner, Albert. Ale bo też to nie jest kelner, tylko syn w łaściciela G rand-H otelu i jeszcze coś ze dw udziestu innych hotelów. P ap a A lberta, p an Chamois m a ty tu ł prezydenta, A lbert zaś p o słu ­ guje w hotelu z woli ojca, bo p an Cham ois ceni swój daw ny zawód. On też zaczął k arjerę od kelnerstw a. Niechże i syn — jeśli m a zostać jego spadkobiercą — przejdzie praktycznie szkołę hotelarską!

W takiej to niepoczesnej roli k eln era A lbert „pali się“ do in fa n tk i Izabelli. N aturalnie dum a rodow a każe jej ignoro­

wać m łodzieńca, m im o że Albert m a w aru n k i zew nętrzne wcale,- wcale...

A lbert nie zraża się niczem: spełnia wszelkie posługi, znosi docinki; naw et pieniężnie w spom aga zbankrutow anych a ry ­ stokratów — oczywiście dyskretnie.

A rystokraci zaś napraw dę gonią resztkam i — już nie pie­

niędzy, lecz k red y tu. P am iątkow y naszyjnik, który posiada in ­ fan tk a , okazuje się falsyfikatem . N iem a ra tu n k u ! A żyć trze­

ba. O statecznie bieda przekonyw a in fan tk ę et consortes, że pro­

pozycja przedsiębiorcy filmowego, aby się dali pokazać n a e k ra ­ nie, nie jest do pogardzenia. Godzą się n a engagem ent pana M akintosha; ja d ą do Hollywood.

A Albert? Młodzieniec nie przestaje m arzyć o uroczej in ­ fantce. Aby stać się jej godniejszym , sk ła n ia ojca do sprzeda- Iży w szystkich hotelów, a sam zostaje oficerem gw ardji króla serbskiego z ty tułem księcia.

(10)

I

N atu raln ie nie życzy sobie, aby in fa n tk a w ystępow ała w fil­

m ie; uw aża to za rzecz poniżającą. Lecz infantce już przestał im ponow ać daw ny honor rodowy; owszem satysfakcję sp raw ia jej to, że się ukaże w filmie.

No — skoro Izabella tak dalece zdem okratyzow ała sw oją k rólew ską krew , niem a wątpliwości, że A lbert osiągnie szczyt swoich m arzeń.

Piosenka Alberta z aktu I.

w wykonaniu Witolda Rychtera.

Ty jesteś królową, A ja jestem nic.

Lecz miłość m a kw itnie, ja k kw iat.

Za jedno twe słowo, Za uśm iech tw ych lic Ach, oddam i życie i św iat!

Śnij, słodko śnij o miłości, To najcudniejszy sen!

Niech w twojej duszy zagości N ajczarow niejszy sen!...

Gdy słońce lśni,

Z lękiem serce me drży, Lecz wciąż o jednem m arzy:

Śnij, słodko śnij o miłości, Niech ci się przyśnię ja...

Piosenka Alberta z aktu I.

w wykonaniu Witolda Rychtera.

Czerwoną różę i me serce w raz z różą,

O najp ięk n iejsza z pań, u tw oich składam stóp.

Tej róży zapach niech ci miłość m ą wyzna, Niech powie ci, że kochać będę aż po grób.

Nie zdradzi nigdy róża, kto uw ielbia cię tak.

Jak gw iazda świecisz dum nie, aż odwagi mi brak.

Czerwoną różę, jako znak mej m iłości,

W raz z m ojem sercem skład am dziś u tw oich stóp.

8

(11)

Duet z aktu I.

Marylou — Książę

w wykonaniu Jadwigi Fontanówny i Stanisława Wlnczewskiego, Każde m ałe dziewczę o szczęściu śni,

O w ielkiem szczęściu śni, chce jasnych dni, Każde m ałe dziewczę chce chłopca mieć, Jednego chłopca mieć, chce złowić w sieć!

Każde m ałe dziewczę ta k m arzy wciąż, O chłopcu m arzy wciąż: Ach, gdzie ten mąż?!

Każde m ałe dziewczę o szczęściu śni, O w ielkiem szczęściu śni, chce jasnych dni!

Duet z aktu II.

Księżniczka — Chamoix

w wykonaniu Marji Gabrielli i Kazimierza Peteckiego.

Ja wiem, mon ami, Że pan, mon ami,

W życiu tern w szystko w idział i zna.

Bo któż, mon ami, Ja k pan, mon ami,

W net zrozumie kobietę, jak ja.

N ajskrytsze życzenia I głębię serc dam,

To wszystko, co w duszy ich tkwi, Ja wiem, mon ami,

Że nikt, mon ami,

Nie rozum ie kobiety, jak ty.

(12)

J r e n a J e ó y ń s k a

| R E S T A U R A C J A i H O T E L |

I G E L H O M I I

przy dwo r c u 3

s to łu je s ię i m i e s z k a W P . | d o b r z e i t a n io ! = = = = = = |

t T r o s z e si<a? p r s e J l o n a ć f §j

TU

10

(13)

PIERWSZORZĘDNA KAWIARNI A-RESTAURACJA

f o d c i i i - !Bov

„P o d O rłem "

& a n ó e B a u a n ó e

je s t n ied o ścig n io n a

99

óo nabycia tylko

W D R O G E R J I P O D

„ŁABĘDZIEM

Bydgoszcz, ulica Gdańska nr. 5. Telefon 3 8 -2 9 .

(14)

O braz 1.

» Z O Ł T A L 1 L J A «

R a p s o d j a w i g i e r s k a w 2 c z ę ś c i a c h 12- st u o b r a z a c h

L i b r e t t o z p o w i e ś c i L U D W I K A B I R Ó o p r a c o w a l i G ś z a H e r c z e k i S t e f a n Z a g o n . M u z y k a : M i c h a ł K r a s z n a y - K r a u s z

O braz 2. W ogródku gospody Hortobógy Csarda.

Część I.

Przyjęcie Księcia Stefana na dworcu w Hajdusamson Książę Stefan K r z y s z t o f ... . . . Witold Rychter Major hr. G le ic h in g e n ... .... - Lucjan Dytrych Rotmistrz hr. Thurzó ... . . . . Kazimierz Petecki Porucznik v. Badó . . . • • ...Stanisław Winczewski Porucznik Maksymiljan v. Hessen . . . ... Zygmunt Rewkowski Mateusz Peredy * ... Stefan Lochman Dr. Jeno v. Peredy ...Mieczysław Serwiński Oberżysta B o k o r...Aleksander Dzwonkowski Cilli, służąca u Peredych . . . . . . . . Barbara Gilewska Jóska, o r d y n a n s ... ... Roman Górowski Naczelnik Stacji . . . ... Emil Leśniowski

Dziewice w bieli, tow. śpiewacze z Hajdusamson, orkiestra Straży Ogniowej, deputacje, lud.

Judyta P e r e d y ... ... .... . . . Marja Gabrielli Mateusz Peredy • ... Stefan Lochman

Ciąg dalszy programu na stronic 14-tej.

Książę Stefan Krzysztof ... ... Witold Rychter Rotmistrz hr. Turzo ... Kazimierz Petecki Porucznik B a d ó ...

Porucznik Maksymiljan v. H e s s e n ...

Oberżysta Bokor • ... . . . . Dyrektor teatru Rakonczay ... . . . Mitza R i t z a ...

Stanisław Winczewski Zygmunt Rewkowski Aleksander Dzwonkowski Mieczysław Dowmunt Jadwiga Fontanówna

Obraz 3.

6 tygodni później.

Żółte lilje.

12 13

I

(15)

Dr. Jonę v. Peredy • • -» • < • ... Mieczysław Śerwiński CilH, • ... ...Barbara Gilewska Ordynans Jóska • ... ... Roman Górowski

Ordynans Janczi ... • . . . . * ^ *

Po tygodniu.

O braz W hotelu „Pod Orłem".

Książę Stefan Krzysztof . . . Rotmistrz hr. T h u rz ó ...

Porucznik v. B a d ó ...

Mateusz P e r e d y ...

Judyta P e r ć d y ...

Dr. Jeno v. P e r ć d y ...

Porucznik Maksymiljan v. Hessen Mitza R i t z a ...

K e l n e r ...

Fabrykant R u d a s ...

Budowniczy C z u p a ...

Oberżysta B o k o r ...

Witold Rychter Kazimierz Petecki Stanisław Winczewski Stefan Lochman Marja Gabrielli

Mieczysław Śerwiński Zygmunt Rewkowski Jadwiga Fontanówna

* *

Aleksander Dzwonkowski Wieczór tego samego dnia.

O braz 5. Serenada nad strumykiem.

Książę Stefan K r z y s z t o f ... ...Witold Rychter Porucznik Maksymiljan v. Hessen ...Zygmunt Rewkowski Judyta P e r e d y ... Marja Gabrielli

Po 10 dniach.

O braz 6. W mieszkaniu Tadeusza Perćdy.

Judyta Peredy ... • Marja Gabrielli Książę Stefan K r z y s z t o f ...Witold Rychter Major hr. G le i c h in g e n ... ...Lucjan Dytrych Mateusz P e r ć d y ...Stefan Lochman Dr. Jeno v. P e r e d y ...Mieczysław Śerwiński C i l l i , ... . . . Barbara Gilewska

Następnego dnia.

/% l\l T U H T*

Część II.

O braz 7. Nocna serenada.

Judyta P e r e d y ... ...Marja Gabrielli książę Stefan Krzysztof • ... Witold Rychter Rotmistrz hr. Thurzó . . . . . . . Kazimierz Petecki

Po 2 tygodniach.

O braz 8. Awantura w restauracji.

Książę Stefan K r z y s z t o f ...

Porucznik Maksymiljan v. H e s s e n ...

Rotmistrz hr. T c h u r z ó ... Mitza R i t z a ... ...

Oberżysta B o k o r...

Witold Rychter Zygmunt Rewkowski Kazimierz Petecki Jadwiga Fontanówna Aleksander Dzwonkowski

(16)

Woźnica - Dorożkarz

Ordynans Jóska • Edward Ziemski

Roman Górowski Tego samego wieczora.

, Obraz 9. U lekarza.

Dr Jeno v. P e r e d y ...

Judyta P e r ć d y ... . . . Książę Stefan Krzysztof . . . . . . . Mitza Ritza ■ • ■ ...

Cilli ...

D o ro ż k arz...

C h ł o p k a ... .... . . .

Dziecko . . . ...

Następnego popołudnia.

Mieczysław Serwiński Marja Gabrielli Witold Rychter Jadwiga Fontanówna

Barbara Gilewska Edward Ziemski

*ł* sfc

* * *

Obraz 10. Zraniony Książę.

Księżna - Matka ... Antonina Podgórska Książę Stefan Krzysztof ... Witold Rychter Judyta Peredy ... • • Marja Gabrielli Dr. Jeno v. Peredy ... Mieczysław Serwiński

Po dwóch dniach

Obraz 11. Pożegnanie.

Książę Stefan K rzysztof... Witold Rychter Major hr. G le ic h in g e n ... ... Lucjan Dytrych

Porucznik Maksymiljan v. H e s s e n ...Zygmunt Rewkowski Mitza R i t z a ... ... Jadwiga Fontanówna Naczelnik Stacji ... ... Emil Leśniowski

W cztery tygodnie później.

O braz 12. Węgierska rapsodja.

Książę Stefan K r z y s z t o f ...

Judyta Peredy ... . . . Mateusz Peredy . . . ...

Major hr. Gleichingen ...

Porucznik Maksymiljan v. Hessen ...

Mitza R i t z a ...

K a r b o w y ...

BALET:

Wieśniacy, wieśniaczki.

• Witold Rychter

• Marja Gabrielli Stefan Lochman

• Lucjan Dytrych

• Zygmunt Rewkowski

• Jadwiga Fontanówna

* *

W akcie ll-gim „Tańce węgierskie" odtańczy primabale­

rina IRENA JEDYŃSKA, JAN FABIAN oraz cały zespół.

R e ż y s e r :

O Jlieczysław owm unt

D e k o r a c j e :

Jan cffaw ryłkiew icz

K a p e l m i s t r z

J e r z y S illich

Kie r. c h ó r u :

J ta ro l Jiu lecki

T a ń c e i e w o l u c j e :

Jan fa b ia n

O r k ie s tr a s y m f o n ic z n a 61 P. P. W ie lk o p o ls k ie j.

(17)

f f f Z O / W f f t ż f t r E / t r « / ł ł i l / / l .

Teatr Miejski w Bydgoszczy w ystaw ia w dniu 9 listo pada prem jerę sztuki S tefana Żeromskiego p. t. „Sułkowski". Będzie to zarazem złożenie hołdu dla W ielkiego p isarza i obyw atela w 10-letnią rocznicę jego zgonu.

Rozstrzygnięcie konkursu dramatycznego Polskiej Akademji Literatury.

Dnia 30 września 1935 r. odbyło się zebranie ju ry k o n ­ k u rsu P. A. L. n a u tw ór dram atyczny. Pierw szej nagrody nie przyznano nikom u. Drugą, nagrodę przyznano Jerzem u O strow ­ skiem u za sztukę w 3 ak tach p. t. „Bogobójcy", trzecią M arji Jasnorzew skiej Paw likow skiej za kom edję p. t. „Dowód osobisty Zebrzydowskich".

Dziesięciolecie śmierci Żeromskiego w Teatrach Warszawskich.

W listopadzie bieżącego ro ku p rzypada dziesiąta rocznica śm ierci Stefana Żeromskiego. Datę tę uczczą te a try w arszaw ­ skie w ystaw ieniem jego dram atów ; i ta k : tea try T. K. K. T.

w ystaw ią „Sułkowskiego" i „Uciekła mi przepióreczka"

z udziałem Ju lju sz a Osterwy. In sty tu t Reduty przygotow uje frag m en ty „Róży". Poza tern te a tr kam eraln y pod dyrekcją K arola Adw entow icza w ystaw i „Ponad śnieg".

Pomnik wielkiej artystki polskiej w Ameryce.

W A nnaheim , w miejscowości, gdzie przed w ielu laty prze­

byw ała n ajg en jaln iejsza a k to rk a polska, H elena M odrzejewska, odsłonięto obecnie jej pom nik, d łu ta rzeźbiarza k alifo rn ijsk ie­

go E ugenjusza M eier-Kreiga. P om nik p rzed staw ia M odrzejew­

sk ą w roli M arji S tu art.

Popularny autor wielu powieści p. Tadeusz Gierut n a p i­

sał faktom ontaż p. t. „Bomby nad Abisynją". P ra -p re m jera od­

będzie się w połowie listopada w T eatrze Ziemi Pom orskiej w T oruniu.

Sukces bydgoszczanki zagranicą. P ra sa w iedeńska w y­

ra ż a się w su p erlaty w ach o w ystępie uroczej bydgoszczanki

(18)

p. Oli Obarskiej, k tó ra święciła praw dziw e triu m fy n a scenie w iedeńskiej, w popularnej operetce P. A b rah am a „Bal w Sa- voy‘u “.

Nie m niejszy sukces odniósł również p a rtn e r arty stk i, w odew ilista p. W ojciech Ruszkowski.

Niemal każdej niedzieli o godz. 12.03 z rozgłośni to ru ń ­ skiej w specjalnym feljetonie tea tra ln y m om aw ia prem jery bydgoskie p. W izytator Riess. *

Marja Nochowicz, b. p rim ad o n n a naszej operetki, w ystę­

puje obecnie z w ybitnem powodzeniem w W arszaw ie. Cała p ra sa zgodnie p o dkreśla jej w alory artystyczne. Między inne- m i spraw ozdaw ca „K urjera W arszaw skiego44 z dnia 15 paździer­

n ik a br. om aw iając prem jerę .„Księżnej C zardaszki44 pisze:

„IW tytułow ej roli p. Nochowiczówna. obdarzona dobrem i w a­

ru n k am i, d ała dobrą ak to rsk ą postać, tch n ęła w sceny uczu­

ciowe szczerość i prostotę, a głos jej silny, dźwięczny, um iał sobie radzić z pięknem i, acz tru d n em i m elodjam i Kai m an a 44.

(B arbara § ile w s k a

17

(19)

Ctient Memna

farbuje włos przez zwykłe mycie.

I© fóoloróii?

W s z ę d z i e d o n a b y c i a , n a p e w n o w d r o g e r j i

„ J U o n o j p o t “ £Fr. l & u s z c z , u l . 5>i*J®rc®iuca 1%

Jan fa b ia n

Czekoladki i najsm aczniejsze wyroby cukiernicze u

Firma od 65 lat przodująca w Bydgoszczy.

(20)

19

(21)

Żółta lilja" (Sarga liljom).

W ęgierska p rem jera „Żółtej lilji“ odbyła się 3-go stycznia ub. ro k u w Budapeszcie. K orespondent „N. W iener J o u rn a l“

p isał o tym wieczorze:

P rzepełniona widownia, rozentuzjazm ow ana publiczność.

G rają po raz pierw szy „Żółtą lilję“, sztukę L udw ika Biró, który odtąd zyskuje sobie sławę w szechśw iatową, H istorja młodego arcyksięcia, przesiedlonego do zapadłego garnizonu n a W ę­

grzech za karę, z powodu hulaszczych wyczynów w stolicy, z a ­ kochanego bez pam ięci w młodej dziewczynie ze dworu, k tó rą chce poślubić, a k tó rą jednakże ze względu na stanow isko swoje z ciężkiem sercem porzuca, zdobywa sobie nienotow ane dotąd powodzenie.

„Żółta lilja 44 w zbudziła wówczas olbrzym ią sensację nietylko w Budapeszcie, lecz również i w W iedniu, gdzie g ran a była 150 razy z rzędu!

„Żółta lilja “ nie jest operetką w szablonowem tego słowa znaczeniu. Raczej od początku do końca pełną napięcia sztuk ą m uzyczną, A jeszcze właściwiej rapsod ją n a cześć w ęgierskiej ziemi, kobiety, w ina i śpiewu. N ajszlachetniejsza m uzyka wę­

g iersk a zd radza w ielki talen t kom pozytora, zarazem świetnego in stru m e n ta to ra .

T eatr nasz prem jerę „Żółtej lii j i44 zapisze do najw iększych swoich sukcesów.

^Kazim ierz ^Petecki

(22)

k

K o n s t a n t y tf

KOLEKTURA - SKŁAD CYGAR I PAPIEROSÓW

Bydgoszcz, ul. 9dańska Zel. 33-32.

B Y D G O S Z C Z , G D A Ń S K A 5

Cukiernia i

p o le c a zn a n e z sw e j ja k o śc i w yroby cu k iern icze

P u n k t z b o r n y w s z y s t k i c h s p o r t o w c ó w i B y d g o s z c z a n

21

(23)

Krytyk i aktor.

A ktor z niechęcią i lekcew ażeniem mówi zwykle o k ry ­ ty k u teatraln y m , pokpiw a sobie z niego. I nie jest to b y n a j­

m niej rew anż za jakieś niepochlebne zdanie, ale poprostu głę­

bokie prześw iadczenie o zupełnej bezwartościow ości tych dow- cipków o t. z. w ykonaniu sztuki, jak im i tradycyjnie już: kończy się każde spraw ozdanie teatraln e.

W yznam szczerze, że i ja nie nauczyłem się dotychczas łykać tych zdawkowych, m dłych i m dlących frazesów, zaczy­

nających się od słów: znakom itym odtw órcą roli głównej był p. X, przypstrzonych kom plim entam i w rod zaju : P an i Y cza­

ro w ała w dziękiem swego ta le n tu i urody, p. Z. doskonale w y­

w iązał się ze swego zadania, a kończących się ogólnym u k ło ­ nem : pp. A. B. C. D. (których koniecznie w ym ienić należy w e­

dług alfabetu, lub przynajm niej w kolejności afisza) dopełniali całości.

Nie um iem nigdy przebrnąć przez ta k ą w yjałow ioną ze wszystkiego, co jest drgnieniem żywem i szczerem, S aharę (lotnego piasku, rzucanego w oczy — nie wiem już, kom u —

aktorow i czy czytelnikow i recenzji.

Czasem, bardzo rzadko av bezduszne te frazesy w k rad nie się jakieś tra fn e spostrzeżenie, jak aś uw aga, choćby naw et n ie­

zbyt pochlebna dla danego aktora, ale napew no stokroć m u m ilsza, jeżeli słuszna, od tych bezustannych, a beztreściw ych /komunałów.

Czy jed n ak dziwić się można, że po p a ru latach czy tania (takich bzdurstw o sobie, ak tor zaczyna lekceważyć, co o nim piszą, przyjm uje te mocno zw ietrzałe kad zid ła za coś należne­

go m u, albo po prostu za nudną, ale konieczną w jego fachu reklam ę. I tylko gdzieś w głębi serca czuje dokuczliw ą p u stk ę i żal, dręczący żal, iż n ik t nie widzi, nie zastanow i się n a d jteśmi cudam i, jak ie w yczarow uje on z siebie, nieraz k u w ła­

dnem u zadziw ieniu, n ad ogromem m ęki, ja k ą przechodzi, za­

nim dokona się ten cud, nad p rzepastną głębiną tęsknoty, ja k a d raw i go w pożąd an iu i oczekiw aniu nowych poczynań, dal­

szego tw orzenia.

(24)

Wobec tych przeżyć i ciągłych zm agań ze sobą, z czemś ńieznanem , jakże śm ieszne są, jak rażące swą poufałością, te poklepyw ania po ram ionach, te w y tarte tro ja k i zdawkowych pochw ał, rzuconych m u praw ie jak zapłata.

Przez la ta pisyw ałem spraw ozdania te a tra ln e w rozm ai­

ty c h tygodnikach i dziennikach i za każdym razem wzdryga- łem się n a sam ą myśl o tern „zakończeniu14 — o tern „avorte- m en t“, jakiego m iałem dokonać n a sam ym sobie przede- w szystkiem , aby wyrzucić z siebie niedonoszony, niekształtny i już zniekształcony płód, a następnie popełnić zbrodnię na rzeczy ta k świętej, jak czyjaś twórczość. O peracja ta była mi tern w strętniejsza, iż całkiem świadom ie zdaw ałem sobie s p ra ­ wę z jej ohydy. Próbow ałem ratow ać się z sytu acji zapomocą stylu: łam ałem się z językiem , z brakiem odpow iednich w y ra ­ jów i określeń, aby om inąć przynajm niej te zwykłe słowa, okle­

pane, przeżute i ciągle jeszcze w ypluw ane w yrażenia, którem i brzydziłem się okropnie.

Ale trud n ość sy tu acji tkw i tu nie w oklepaniu pewnych w yrażeń, naw et nie w ubóstw ie języka, gdy chodzi o wypowie­

dzenie się w zupełności, lecz w ogromie tem atu, który zwęzić j ścisnąć trzeba do k ilk u zdań, do jednego zdania, a do tego potrzeba długiej, powolnej, bardzo wytężonej pracy myślowej, n a k tó rą ani czasu niem a przy p isa n iu spraw ozdania, ani ża-:

dnych innych możliwości, któreby ta k ą pracę pozwoliły w y­

konać.

K ażda ro la to całe, skończone, dzieło sztuki, jak obraz (czy rzeźba i om ówienie go wym agałoby czasu, broszury, studjów , a choćby tylko tyle m iejsca, ile zajm uje każde prze­

ciętne spraw ozdanie teatraln e. A ról tych jest w każdej sztuce po kilka. Prócz tego mówić o muzyce, pisać o m alarstw ie, a n a ­ lizować grę a k to rsk ą — to chyba najcięższa z pośród Syzyfo­

w ych prac. W rażenia, jakie odbieram y, ta k nieuchw ytne, że prześlizgują się niejako pomiędzy palcam i, najczulszy a p a ra t reje strac y jn y w naszej w rażliwości nie schw yta ich często i nie

;jest w stanie rozłożyć ich analitycznie. N astępnie znów język nasz nie posiada ta k ścisłych i bogatych określeń, które były­

b y zdolne oddać to, co jest jednem ściśnięciem gardła, s k u r­

czem nieokreślonego bólu czy radosnego zachw ytu.

23

(25)

Tego w szystkiego nie odda najw rażliw sza organizacja ju d z k a ani najsubtelniejszy stylista, a przytem m inim alnego odsetka nie zdoła się w żaden sposób pom ieścić w jednej re ­ cenzji, których poziom naw iasem mówiąc, w ostatnich zw ła­

szcza czasach obniżył się bardzo znacznie.

Aby rozw inąć ten rodzaj piśm iennictw a, stworzyć w ła­

ściw ą krytykę tea tra ln ą, gdyż obecna jest co najw yżej tylko k ry ty k ą litera c k ą utw orów scenicznych, należałoby powołać do życia jakieś nowe wydaw nictwo, którego zadaniem byłoby b ad an ie sztuki aktorskiej, analiza poszczególnych w ystaw (misę en scene), pom ysłów reżyserskich, reform dekoracyj­

nych i t. d. W tedy dopiero ak to r m iałby praw o żądać, aby, czytając o sobie, spotykał się nie ze stekiem oklepanych kom- plim entów czy uszczypliw ych złośliwości, lecz z uw agam i i spostrzeżeniam i, z którem i mógłby liczyć się poważnie.

W obecnych w aru n k ach jedynym spraw dzaniem w a rto ­ ści jego wysiłków może być dlań tylko jego samopoczucie, gdyż nie daje m u go an i bezpośredni k o n tak t z w idow nią ani dzi­

siejsza k ry ty k a tea tra ln a, której poziom obniża się w do datku stale wraz z system atycznem obniżaniem się ogólnego poziom u p rasy codziennej.

Ale to s amopoczucie jest in stru m e n te m bardzo za­

wodnym i do roli najwyższego sędziego jak najm niej pow oła­

nym, dlatego też więcej m am y wszędzie zasłużonych, niż za­

sług, więcej wieszczów, niż posągów, więcej dymów niż ognia!

.„Scena P olsk a11 Nr. 14 W arszaw a.

Stefan Gacki,

(26)

Dl— ‘

SNIADALNIA

F I R MY

BACON EXP0RT GNIEZNO S. A.

w B Y D G O S Z C Z Y

przy ulicy Gdańskiej 10 (1-sze pięłro)

s t o s u j e z a s a d ę :

t a n io ś ć

QDy kwint

Jfigiena

Gzystość

Otwarta codziennie od godz. 8 do 22-ej.

(27)

BIURO OGŁOSZEŃ I REKLAM

A . T .

Warszawa, Krak. Przedmieście nr. 5 0 Oddział w Bydgoszczy ulica Gdańska 2 2 . Telefon 1 5 -7 4

P ro je k tu je i przeprow adza wszelkie kam- panje r e k l a m o w e i p r o p a g a n d o w e - Utrzymuje stałe stosunki z prasą całego świata Posiada wyłączność eksploatacji objektów rekla­

mowych w tramwajach i autobusach miejsk.

w Warszawie, Lwowie, Bydgoszczy i in. miastach P r z y j m u j e i w y k o n u j e r e k l a m ę f i l m o w ą i f o t o g r a f i c z n ą

W Ł A S N E A T E L I E R G R A F I K I . Zamieszcza ogłoszenia w wydawnictwach własnych i obcych.

Cytaty

Powiązane dokumenty

bliwą wesołością, a jeśli zadrga w nich nuta sentymentu, to jrłaśnie na temat typowo polskiej miłości dla ziemi rodzinnej i na temat obowiązku obrony tęj

Stefan Lochman Wiercińska, Józia, Magda, Franka, panowie.. Mirski sąsieazi

Ale piękna kobieta nie potrafi żyć sarną miłością, Na widok strojnej Małgosi — także niegdyś dziewczyny od pani Labille — którą zaopiekował się

skał hrabia Dubarry, gdyż, odstępując Joasię królowi, pozbył się ciężaru długów; zyskał i Rene, zdobywszy za protekcją eks- kochanki posadę bibljotekarza.

Ludwik XV dał się oczarować wdziękiem Joasi, a wówczas już hrabiny D ubarry. Pokonany Choiseul

Tego wszystkiego nie odda najw rażliw sza organizacja (ludzka ani najsu b teln iejszy stylista, a przytem m inim alnego odsetka nie zdoła się w żaden sposób

wanego w najw yższych w zlotach przez św iatopogląd rozpaczy u Dostojewskiego, czy zasadę niesprzeciw iania się złu u

Szkło, porcelana, żyrandole Sprzęty domowe i kuchenne BYDGOSZCZ, ulica Gdańska nr... 9