• Nie Znaleziono Wyników

[Program:] Scena bydgoska. Sezon 1935/36, 1935-11-10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "[Program:] Scena bydgoska. Sezon 1935/36, 1935-11-10"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 3

S k ła d a j

cCwoje O s z c zę d n o śc i

K O M U N A L N E J

KASIE OSZCZĘDNOŚCI

powi atu b y d g o s k i e g o

(B yd g o szcz

Gdańska 10 obok kina Krisła!

F e le f. n - 3 2

P U P I L A R N A P E W N O Ś Ć

(2)

cW ła d ysła w ó to m a

D yrektor cC e a itu OTliejskiego

^ i 1IIIIIIIIIINIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII

bmaKOSZe piją tylko P i w o firmy:

llllllllllllllll... Illłllllllllllllllllllllllllllllllll _ _ - _ _ _ M / * a # * * * *

BROWAR BYDGOSKI

B y d g o s z c z , ulica U s t r o n i e nr. 7

„Zdrój W ielkopolski”— „Matuś”—„K oilak“

o r a z l e m o n i a d y

„ M u r z y n e k * * „ P a m a r a ń c z e u j u * *

(3)

1 0 . X I - 3

Stefan Żeromski

Z okazji wysławienia jego dramału p. t. „Sułkowski".

W racając kiedyś z P o znan ia do Bydgoszczy lin ją n a W ą­

grow iec—Kcynię, byłem m im ow olnym św iadkiem rozmowy dwóch ziem ian na tem at częstych w owym czasie pożarów m ły­

nów i w iatraków . Jeden z nich, zwany przez drugiego Szambe- lanem , wywodził:

— W ie p an łaskaw y, że te w ypadki pożarów, ta k jeden za drugim , to istotnie zadziwiające... Chyba działa tu ja k a ś banda...

— A ja p a n u szam bełanow i dobrodziejowi mówię, że to tylko praw o serji. Nie raz już i nie dziesięć razy stw ierdziłem , że we w szystkich w ażniejszych w ydarzeniach zawsze obowią­

zuje praw o serji.

— Ależ, łaskawco, cóż to za poglądy z przed stu lat? Praw o serji? Dałbyś też sąsiad pokój. Przecież to śm iechu warte...

— A ja p a n u szam bełanow i pow tarzam , że nic innego, tylko praw o serji!

* * *

Powyżej streszczona rozm ow a stanęła m i żywo w pam ięci, gdy zacząłem m yśleć o tern, co i w jak i sposób pisać do p ro g ra ­ m u teatraln ego o Stefanie Żerom skim z ra c ji zapowiedzianej n a listopad p rem jery pięknego jego d ram a tu o genjalnym adju- tancie Napoleona, Sułkow skim . Bo jeśli istotnie w życiu ma obowiązywać praw o serji, to jakoś przedziw nie uczepiło się ono św iata pisarskiego. T ak jest: św iata pisarskiego!

P rzypom nijm y sobie tylko nasz t. zw. złoty okres lite ra tu ­ ry w w ieku XVI. Ileż to n a ra z talentów wyrosło z jałow ej po­

przednio pod względem uzdolnień literack ich gleby polskiej ? I ja k wysoko a w szechstronnie, nietylko w spaniałem i pióram i Ja n a Kochanowskiego i M ikołaja Reja, zaczęła się nagle wypo­

w iadać dusza polska?

A ów okres złoty nie jest bynajm niej w yjątkow y. W' epoce literackiego rom antyzm u praw o serji zdaje się panow ać i w P ol­

sce i w w ielu innych k rajach . U nas, prócz talentów pom niej­

szych, jednocześnie tw orzą trzej genjalni poeci i wieszcze n a ­ rodow i: M ickiewicz, Słowacki, K rasiński, a n a uboczu od roz­

kw itającego b ujnie n a em igracji polskiego życia k ultu raln eg o staw ia m ocne fundam enty pod polską kom edję jej tw órca i n a j­

wyższy do dziś rep re z en ta n t — Fredro. Rosja m a w tym czasie wielkiego P u sz k in a i przedw cześnie ginącego Lerm ontow a;

(Niemcy — Goethego i S chillera; A nglja — B yrona i Shelleya.

P rzypom nijm y sobie też czasy nam bliższe, czasy świetnego rozkw itu powieści polskiej w drugiej połowie XIX stulecia i n a początk u XX.

(4)

Cudowne talen ty rów nych najw iększym sław om św iato ­ wym pow ieściopisarzy naszych, Sienkiew icza i P ru sa, nie są w szak wtedy odosobnione. S toją obok nich i tw orzą rów no­

cześnie: Orzeszkowa i W eyssenhoff, Reym ont i Żeromski. Sam i p otentaci pióra. W ielcy Bożym darem i wielcy zarazem obywa- telskiem poczuciem, że ten dar m ają obowiązek oddaw ać bez reszty n a usługi n aro d u polskiego, dla budzenia w tym narodzie prag n ień i żądzy posiad an ia w łasnej, wyzwolonej z pęt pań stw o ­

wości.

Każdy z tych pisarzy, jeśliby tw orzył w odrębnym dla siebie czasie, jeśliby nie m iał obok ta k w spaniałych współtow arzyszów pracy p isarsk iej, mógłby w wysoce k u ltu ra ln y c h społeczeń­

stw ach stanow ić epokę lite ra c k ą i zw racać n a te społeczeństw a uwagę całego św iata. Że zaś tw orzyli równocześnie, że poza nim i P o lsk a m iała współcześnie dużej m iary poetów i d ra m a ­ turgów , w ielkich muzyków i m alarzy, że nie brakow ało jej rów nież polityków na m iarę św iatow ą i poważnych uczonych, m u siała być u z n a n a przez św iat za tw ór żywy, którego niew ola w yrządza krzyw dę kulturze ogólnej.

* * *

Stefan Żerom ski, o którego głównie nam dziś tu ta j chodzi, wśród plejady w ielkich pisarzy polskich jego epoki stanow ił indy- dyw idualność duchowo odrębną. Fizycznie słaby, traw iony choro­

bą płucną, pozbawiony w dzieciństw ie opieki m atki, k tó rą przed ­ wcześnie zab ra ła gruźlica, a w m łodzieńczych lata ch i ojca, nerwowo i psychicznie n ad m iern ie wrażliwy, nie u m iał Ż erom ­ ski objektyw ilie ustosunkow yw ać się do życia i jego przejaw ów.

W szystko m usiał przeżywać w tajn ik a c h swojej duszy i z a b ar­

wiać jej n astro jam i.

A że n astro je to były raczej ponure, niż pogodne, że pesy­

mizm toczył jaźń pisarza, jak choroba toczyła organizm , rychło zło rozrosło się w psychice Żerom skiego do rozm iarów sym bo­

lu i naczelnej treści życia, a beznadziejność przepoiła jego myśl i uczucie. Każdy z w ym ienionych wyżej naszych powieścio­

pisarzy m iał w sobie w iarę w zwycięstwo dobra n ad złem. Że­

rom ski tej w iary nie posiadał. Dla niego A rym an, duch zła, w schodni duch pom sty, jest w życiu triu m fato rem i m usi być trium fato rem . W jego kleszczach ginie wszystko, co piękne i szlachetne.

Już pierw sze ty tuły prac literack ich a u to ra „Popiołów11 św iadczą o jego n astaw ieniu psychicznem . Tomowi nowel o bohaterskich w ysiłkach wyzwoleńczych daje nagłów ek: „Roz­

dziobią nas k ru k i, w rony'1. M łodzieńczą w alkę o polskość d u ­ szy w m u ra c h m oskiewskiego gim nazjum nazwie — „Syzyfowe- mi pracam i", syzyfowemi, a więc beznadziejnem i. Ludziom idei, ludziom pośw ięcenia dla dobra innych, każe być „Ludźm i bezdomnym i". Bo A rym an rządzi św iatem , „A rym an m ści się"

(5)

I

I z tą. swoją, beznadziejnością nie potrafi się uporać Żerom ­ ski do końca życia. Mówią biegli w literaturze, że był pod wpływem przem ożnym piśm ien n ictw a rosyjskiego, reprezento­

wanego w najw yższych w zlotach przez św iatopogląd rozpaczy u Dostojewskiego, czy zasadę niesprzeciw iania się złu u Toł­

stoja. Że w łaśnie wpływ lite ra tu ry rosyjskiej, rozkładow ej w swej beznadziejności i przygotow ującej g ru n t pod tę tragedję, ja k a sta ła się w naszych oczach n a rozłogach najw iększego z państw , osłabił napięcie ta le n tu naszego pisarza, nie pozwolił m u sięgnąć po berło przew odnika narodu.

Czy ta k było w istocie?

P raw da, że indyw idualność Żeromskiego nie n a d a w a ła się do roli kierow niczej w życiu czynnem. Nie m iał im peraty w u w iary. Ale m iał w swej duszy nakaz inny: n akaż su m ien ia — i tem u nakazow i podporządkow yw ał sam całe swoje życie i swo­

ją twórczość. Sum ienie m iał w ysubtelnione może silniej, niż ktokolw iek ze współczesnych. Możnaby poprostu powiedzieć, że był sum ieniem współczesnego m u pokolenia.

* * *

W yszedł jeszcze w „Ludziach bezdom nych14 z założenia, że złem najw iększem jest krzyw da bliźniego, że człowiek jest rzeczą św iętą i krzyw dzić go nie wolno. Potem w m iarę rozsze­

rz a n ia coraz bardziej swoich w szystkich zainteresow ań na człowieka zbiorowego, n a społeczność, na naród, staw ia tw ardo i zdecydow anie tezę: n aro d u krzyw dzić nie wolno!

Teza ta przew ija się potem jako nić przew odnia przez w szystkie utw ory. Nietylko przez te, które tem atem sięgają w zagadn ien ia ogólno-narodowe, jak : „Powieść o W algierzu44 i „Dum a o h e tm a n ie 44, ja k cudow na w swoich w alorach lite ­ rack ich klechd a o trag edji p o w stan ia styczniowego „W ierna rz e k a 44 i najw iększe, najpełniej odzw ierciedlające stosunek Że­

rom skiego do Polski jego dzieło „Popioły44; czy z dram atów :

„Róża44, „S ułkow ski44 lub „T uroń44 — ów obraz dosadny a w strz ą ­ sający z okresu krw aw ej rzezi galicyjskiej. Tę sam ą tezę spo­

tkam y rów nież w powieściach, z ta k odrębnego pozornie pnia wyrosłych, ja k np. „Dzieje grzechu44. I tam Bodzanta, tw orząc swoją ferm ę w myśl przy k azan ia Korzeckiego (z „Ludzi bez­

dom nych44), że „miłość m iędzy ludźm i należy siać, ja k złote zboże, a kąkol nienaw iści trzeba wyrywać i deptać n ogam i44 — chce n apraw iać krzyw dę bliźnich, a więc pośrednio krzyw dę n aro d u polskiego. Bo w poniżeniu i pohańbieniu członków spo­

łeczności polskiej jest pohańbienia Polski...

N ajw iększą krzyw dą, w yrządzoną ongiś Polsce, było ode­

rw anie jej od morza, bez którego dusić się m u sia ła w ew nętrz­

nie, w iędnąć i kłonić do u padku.

Gdy też w w yniku wojny światow ej odzyskaliśm y w łasną państw ow ość i w łasny brzeg m orski, Żeromski n a ty c h m ia st w y­

jeżdża n a pobrzeże, by osobiście zetknąć się z potęgą żyw iołu

(6)

m orskiego. Pisze tam piękną książkę „W iatr od m orza", któ ra m a obudzić w P o lakach potrzebę najgłębszego zżycia się z od- zyskanem polskiem m orzem i związać z niem m yśli i uczucia Polaków nazawsze. T ak m u każe sum ienie. Ażeby nie m ogła się już powtórzyć daw na krzyw da z przeszłości.

* * *

N akaz su m ien ia narodowego, nakaz obowiązku jest dom i­

n u ją c ą cechą c h a ra k te ru Sułkowskiego, do którego postaci po­

w raca Żerom ski w swoich dziełach dw ukrotnie: w „Popiołach1' i w jem u w łaśnie poświęconym, dużym, ćwierć tysiąca stron obejm ującym poem acie dram atycznym .

G enjalny ponoć strateg ik , mogący swym genjuszem zaćm ić naw et boga wojny, B onapartego, w koncepcji psychicznej Że­

rom skiego m a wiele w sobie z samego au tora. W „Popiołach", podobnie jak tw órca Legjonów, generał Dąbrowski, nie z w iary w uczciwe względem Polski zam iary Napoleona, lecz z poczucia obow iązku wobec niej czerpie natchnien ie do swych działań i do w y trw an ia przy boku wielkiego F rancuza. A w zakończe­

n iu Sułkowskiego jest k ró tk a scena, k tó ra brzm i poprostu ta k sta łą u Żeromskiego n u tą beznadziejności.

Rzecz dzieje się w Egipcie. Venture, szczery przyjaciel Sułkowskiego, ostrzega go przed w ypraw ą za m ury Kairu. Wódz naczelny, B onaparte, w yrażając zgodę n a żądanie Sułkow skie­

go w kw estji tej w ypraw y, podniósł n a niego oczy złe i w ykonał rę k ą w schodni sek retn y gest. „Ten gest w schodni — mówi

\Venture — jednoczy się z zaklęciem : Idź i giń!"

Na to Sułkow ski odpow iada:

— Niegdyś rycerze polscy osłaniali piersi karacenow ą ko l­

czugą, ażeby ich z a tru te nie dosięgły strzały. Dziś Ojczyzny niem a... Niema, czemby osłonić serce...

W praw dzie dalej chce znaleźć tarczę przed złem zaklę­

ciem w... krzyw dzie Polski, której nic przebić nie zdoła... Ale rozstaje się z V enturem słowem: Żegnaj! Więc słowem poże­

g n a n ia n a wieki.

I ginie w istocie, ledwie zdążył wyjechać za bram y. Ginie, jak by z sam ow iedzą, że jest ofiarą, nie pierw szą i nie ostatnią, w boju o wolne życie Polski. Bo „kto chce zdobyć swoje swo­

bodne życie, ten je zdobędzie. Ale za swoje swobodne życie trz e ­ ba um ieć bez żałości podłego życia um ierać".

Czyż nie m am y w tern pow iedzeniu Sułkowskiego podźwięku znanej nag any Fryderyka-grabieżcy, że Polacy u m ie ją pięknie dla Polski um ierać, ale żyć i pracow ać dla niej nie potrafią.

* *

*

F o rm a poem atu dram atycznego o Sułkow skim jest w sp a­

n ia ła w swojej sile uczucia i pełna dostojeństw a w rozstrzyga­

niu zagadnienia wolności. Cała treść „Sułkow skiego11 nie da się zmieścić w ciasnych ram ach scenicznych. Musi być podana w silnym skrócie. W zależności też od tego, czy skrót doko-

(7)

S a b in o S a w ic k a

nany został rę k ą reżysera, um iejącego się należycie wczuć w głębię i potęgę poem atu, czy daje on isto tn ą syntezę dzieła Żeromskiego, może w yw ierać większe lub m niejsze ze sceny wrażenie. W każdym jed n ak w ypadku m usi pozostawić po sobie w rażenia nieprzem ijające...

Rozpoczęliśmy dzisiaj tę notatkę litera c k ą przypom nieniem rozm owy o praw ie serji. Z okazji w ystaw ienia „Sułkow skiego11 lży czym y naszem u teatrow i, aby w jego repertuarze zapanow ało praw o serji — jeśli chodzi o dzieła najwyższego n atc h n ien ia polskiego.

K. F.

PICADILLY

T E L E F O N N R . 1102

D A N C I N G

u l i c a M a r c i n k o w s k i e g o 4. W ystępy pierw szorzędnych sił artystycznych. Lokal otw arty do ran a. Ceny p rzystępne.

OZajłaóniejszy lokal w B y d g o s z c z y .

(8)

Najbliższe Premjery

b y d g o s k i e :

„Przygoda w Grand Hotelu . P. Abrahama

„S u łk o w s k i"... St. Żeromskiego oraz rapsodja węgięrska

„Żółta lilja" . . . (pra-premjera w Polsce)

operetka w 12 obrazach Krausz Mihaly'ego w wersji polskiej J. Waldena,

J e r z y S z y n d le r

(9)

Przygoda w Grand-Hotelu.

S t r e s z c z e n i e

N iespraw iedliw ością byłoby, gdyby z w ielkich w ypadków dziejowych tylko niektórzy korzystali. P ad ały trony, np. carsk i

— z korzyścią dla prow odyrów bolszewickich, królew ski w H i­

szpan ji — aby się garść rew olucyjnych spryciarzów obłowiła.

A reszta św iata nic z tego nie dostanie?

Przeciwnie. To są interesu jące zdarzenia, w arte prasy, ro z­

głośni, b eletrystyki naracy jnej, filmu, teatru...

Tak sobie pom yślała córka przedsiębiorcy filmowego w Hol­

lywood i zdobyła sensacyjny scenarjusz. Dopomógł jej ten sam los, któ ry schłostał ukoronow ane głowy.

W G rand-H otelu w Cannes przebyw a ta k a jedna wysokość, in fa n tk a hiszpańska, Izabella, w godnem swego ro du tow arzy­

stwie. Am bitnej dam ie ośm iela się wyznać miłość... kelner, Albert. Ale bo też to nie jest kelner, tylko syn w łaściciela G rand-H otelu i jeszcze coś ze dw udziestu innych hotelów. P a p a A lberta, pan Chamois m a ty tu ł prezydenta, A lbert zaś p o słu ­ guje w hotelu z woli ojca, bo pan Cham ois ceni swój daw ny zawód. On też zaczął k a rje rę od kelnerstw a. Niechże i syn — jeśli m a zostać jego spadkobiercą — przejdzie prak tycznie szkołę h otelarską!

W takiej to niepoczesnej roli k eln era A lbert „pali się“ do in fan tk i Izabelli. N atu raln ie dum a rodow a każe jej ignoro­

wać m łodzieńca, m im o że Albert m a w a ru n k i zew nętrzne wcale, wcale...

A lbert nie zraża się niczem : spełnia wszelkie posługi, znosi docinki; naw et pieniężnie w spom aga zbankrutow anych, a ry ­ stokratów — oczywiście dyskretnie.

A rystokraci zaś napraw dę gonią resztk am i — już nie pie­

niędzy, lecz kredytu. P am iątkow y naszyjnik, który posiada in ­ fantk a, okazuje się falsyfikatem . Niem a ra tu n k u ! A żyć trz e ­ ba. Ostatecznie bieda przekonyw a in fa n tk ę et consortes, że p ro ­ pozycja przedsiębiorcy filmowego, aby się dali pokazać na e k ra ­ nie, nie jest do pogardzenia. Godzą się n a engagem ent p a n a M akintosha; jad ą do Hollywood.

A A lbert? Młodzieniec nie p rzestaje m arzyć o uroczej in ­ fantce. Aby stać się jej godniejszym, sk ła n ia ojca do sprzeda- fży w szystkich hotelów, a sam zostaje oficerem gw ardji kró la serbskiego z tytułem księcia.

(10)

N a tu ra ln ie nie życzy sobie, aby in fa n tk a w ystępow ała w fil­

m ie; uw aża to za rzecz poniżającą. Lecz infantce już przestał im ponow ać daw ny honor rodowy; owszem satysfakcję spraw ia jej to, że się ukaże w filmie.

No — skoro Izabella ta k dalece zdem okratyzow ała swoją kró lew sk ą krew, n iem a wątpliwości, że A lbert osiągnie szczyt swoich m arzeń.

Piosenka Alberta

z aktu I.

w wykonaniu Witolda Rychtera.

Ty jesteś królową, A ja jestem nic.

Lecz miłość m a kw itnie, jak kw iat.

Za jedno twe słowo,

Za uśm iech twych lic $ Ach, oddani i życie i świat!

Śnij, słodko śnij o miłości, To najcudniejszy sen!

Niech w twojej duszy zagości N ajczarow niejszy sen!...

Gdy słońce lśni,

Z lękiem serce me drży, Lecz wciąż o jednem m arzy:

Śnij, słodko śnij o miłości, Niech ci się przyśnię ja...

Piosenka Alberta z aktu I.

w wykonaniu Witolda Rychtera.

Czerwoną różę i me serce w raz z różą,

O n ajp ięk n iejsza z pań, u twoich sk ładam stóp.

Tej róży zapach niech ci miłość m ą wyzna, Niech powie ci, że kochać będę aż po grób.

Nie zdradzi nigdy róża, kto uw ielbia cię tak.

Ja k gw iazda świecisz dum nie, aż odwagi mi brak.

Czerwoną różę, jako znak mej miłości,

W raz z m ojem sercem składam dziś u twoich stóp.

(11)

Duet z aktu I.

Marylou — Książę

w wykonaniu Jadwigi Fontanówny i Stanisława Wlnczewskiego.

Każde m ałe dziewczę o szczęściu śni,

O w ielkiem szczęściu śni, chce jasnych dni, Każde m ałe dziewczę chce chłopca mieć, Jednego chłopca mieć, chce złowić w sieć!

Każde m ałe dziewczę tak m arzy wciąż, O chłopcu m arzy wciąż: Ach, gdzie ten mąż?!

Każde m ałe dziewczę o szczęściu śni, O w ielkiem szczęściu śni, chce jasnych dni!

Duet z aktu II.

Księżniczka — Chamoix

w wykonaniu Marji Gabrielli i Kazimierza Peteckiego.

Ja wiem, mon ami, Że pan, mon ami,

W życiu tern wszystko w idział i zna.

Bo któż, mon ami, Jak pan, mon ami,

W net zrozum ie kobietę, jak ja.

N ajskrytsze życzenia I głębię serc dam,

To wszystko, co w duszy ich tkw i, Ja wiem, mon ami,

Że n ik t, m on ami,

Nie rozum ie kobiety, jak ty.

(12)

F . K R E S K I

Zał. 1868 •

BYDGOSZCZ, ulica Gdańska nr. 9 telefon nr. 1437

Szkło, porcelana, żyrandole Sprzętydomowei kuchenne

rena {P a szk o w sk a

R E S T A U R A C J A i H O T E L

G E LH G R JM

TU

przy d w o r c u

s t o ł u j e s ię i m i e s z k a W P . d o b r z e i t a n io ! = = = = = = = =

s i a prseftonaćf

(13)

& au ó e £ a v a n ó e

44

je s t n iedoścign ion a

>9

óo n a b y c ia tylko

W DROGERJI POD „ŁABĘDZIEM"

Bydgoszcz, ulica Gdańska nr. 5. Telefon 38-29.

Z a ł . 1 8 4 3 r. Z a ł . 1 8 4 3 r.

C. Siebert

B Y D G O S Z C Z

ul. G d a ń s k a 1-3 — T e l e f o n 1 2-26

najstarszy magazyn na miejscu

poleca:

B ie liz n ę dam ską i męską, trykotaże, artykuły dziecięce i t o w a r y g a l a n t e r y j n e .

P I E R W S Z O R Z Ę D N A K A W I A R N I A - R E S T A U R A C J A

t o c t o i 1 - ® a r

„Pod Orłem"

Codziennie dancing

od godz. 9 wiecz.

Występy artystyczne

pocz. o godz. 1 0 ,3 0

(14)

J e d w a b ie - W ełna - K on fekcja d a m s k a Strój-Konfekcja m ęsk a ^ D e ¥ ©

Gdańska 15 BYDGOSZCZ Teł. 30-17 i 33-54

STEFAN ŻEROMSKI

„SULKOWSKI”

Józef S u łk o w sk i...

Książę Mondeny Herkules 111 Rinaldo d’ Este Księżniczka Agnese G o n z a g a ...

Ludwik de Launai, hrabia d’ Antraigues • • V e n t u r e ...

Z aw ilec...

Ogniewski

żołnierze Forestierowego batal jonu, zawiązku legjonów Dą browskiego

Tragedja w 5-ciu aktach.

O s o b y :

Jerzy Szyndler

Kołomański Zalesiak Żmuda Boś

Szyldwach Chwała

Akt 1. Obóz w okolicach Werony, grudzień 1796.

Akt IV. zameczek Chiara R e ż y s e r j a :

J e r z y S z ^ f i d l e r

Stefan Lochman

• Sabina Sawicka

• Lucjan Dytrych

4 Aleksander Dzwonkowski

• Kazimierz Petecki Stanisław Winczewski Roman Górowski Emil Leśniowski Roman Junczys Edward Ziemski

jfc %

patrycjusze weneccy Generał Condulmero

Mikołaj Erizzo Karol Ruzzini Piotr Spada Daniel Delfino

Prokurator, Franciszek P e sa ro ...

Mordinow, rezydent cesarza Rosji w Wenecji

Worsley, rezydent króla Anglji w Wenecji . . . * Napoleon Bonaparte, generałowie, oficerowie, służba.

Mieczysław Serwiński Zygmunt Rewkowski Witold Rychter Emil Leśniowski

* * *

Edward Ziemski Stanisław Winczewski

Akt 11. pałac księcia Modeny w Wenecji, maj 1797. Akt 111. mieszkanie Sułkowskiego w Medjolanie wrzesień 1797.

pod Lozanną, marzec 1798. Akt V. dziedziniec pałacu Elfy-Bey w Kairze, październik 1798.

M u z y k a : D e k o r a c j e :

K a r o t M u S e c k t J a n t t a w w r y łh ie w w ic z

---

h

---

N A J W I Ę K S Z Ą Z B I O R N I C Ą O S Z C Z Ę D N O Ś C I J E S T

K © M U M ^ M Ł E O ^S il O S l O Ę P j M O S O miasta By d g o s zc zy

u j O g c l g o s z c z i / r , u l i c a J a a j i e ! B o n m i t a n r . 4 .

T e l e f o n 2 0 - 0 6 i 2 0 - 0 7 .

12 13

G A L A N T E R JA - <fŚ)BUWIE

(15)

K R O N I K A T E A T R A L N A .

Teatr Miejski w Bydgoszczy w ystaw ia w dni u 9 listopada p rem jerę sztuki S tefan a Żeromskiego p. t. „Sułkowski**. Będzie to zarazem złożenie hołdu dla W ielkiego pisarza i obyw atela w 10-letnią rocznicę jego zgonu.

Rozstrzygnięcie konkursu dramatycznego Polskiej Akademji Literatury.

Dnia 3® września 1935 r. odbyło się zebranie ju ry k o n ­ k u rsu P. A. L. n a u tw ó r dram atyczny. Pierw szej nagrody nie przyznano nikom u. D rugą nagrodę przyznano Jerzem u Ostrow­

skiem u za sztukę w 3 a k ta c h p. t. „Bogobójcy**, trzecią M arji Jasnorzew skiej Paw likow skiej za kom edję p. t. „Dowód osobisty Zebrzydowskich**.

Dziesięciolecie śmierci Żeromskiego w Teatrach W arszawskich.

W listopadzie bieżącego roku p rzypada dziesiąta rocznica śm ierci Stefana Żeromskiego. Datę tę uczczą te a try w arszaw ­ skie w ystaw ieniem jego dram atów ; i tak : te a try T. K. K. T.

w ystaw ią „Sułkowskiego** i „Uciekła mi przepióreczka**

z udziałem Ju lju sza Osterwy. In sty tu t R eduty przygotowuje fragm en ty „Róży**. P oza tern te a tr k am eraln y pod dyrekcją K arola A dw entow icza w ystaw i „Ponad śnieg**.

Pomnik wielkiej artystki polskiej w Ameryce.

W A nnaheim , w miejscowości, gdzie przed w ielu laty prze­

byw ała najg en jaln iejsza a k to rk a polska, H elena M odrzejewska, odsłonięto obecnie jej pom nik, d łu ta rzeźbiarza k alifo rn ijsk ie ­ go E ugenjusza M eier-Kreiga. Pom nik p rzed staw ia M odrzejew­

sk ą w roli M arji S tu art.

Popularny autor wielu powieści p. Tadeusz Gierut n a p i­

sał faktom ontaż p. t. „Bomby nad Abisynją**. P ra -p re m jera od­

będzie się w połowie listo p ad a w Teatrze Ziemi Pom orskiej w T oruniu.

Sukces bydgoszczanki zagranicą. P ra sa w iedeńska w y­

ra ż a się w superlaty w ach o występie uroczej bydgoszczanki

(16)

p. Oli Ob ars ki ej, k tó ra św ięciła praw dziw e triu m fy na scenie w iedeńskiej, w popularnej operetce P. A braham a „Bal w Sa- voy‘u “.

Nie m niejszy sukces odniósł również p a rtn e r arty stk i, wodewili s ta p. W ojciech Ruszkowski.

Niemal każdej niedzieli o godz. 12.03 z rozgłośni to ru ń ­ skiej w specjalnym fełjetonie teatraln y m om aw ia prem jery bydgoskie p. W izytator Riess.

Marja Nochowicz, b. p rim ad o n n a naszej operetki, w ystę­

puje obecnie z w ybitnem powodzeniem w W arszaw ie. Cała p ra sa zgodnie podkreśla jej walory artystyczne. Między inne- mi spraw ozdaw ca „K urjera W arszaw skiego11 z dnia 15 paździer­

n ik a br. om aw iając prem jerę „Księżnej C zardaszki11 pisze:

„W tytułow ej roli p. Nochowiczówna. obdarzona dobremi w a­

ru n k am i, dała dobrą a k to rsk ą postać, tchn ęła w sceny u czu ­ ciowe szczerość i prostotę, a głos jej silny, dźwięczny, um iał sobie radzić z pięknem i, acz trudnem i m elodjam i K alm an a11.

(B arbara § ile w s k a

(17)

C lien t H en n a 'Śhampoon

f a r b u j e w ł o s p r z e z z w y k ł e m y c i e .

l O f? o I o r o t t

Wszędzie do nabycia, napewno w drogerji

„ J K o n o p o f <« !?r. < & o & aez

£Sijcig ą s z c z , ul. i)rrorcoira 1%

O T lieczysław S e rw iń sk i

i najsm aczniejsze wyroby cukiernicze u

Firma od 65 la t przodujqca w Bydgoszczy.

Czekoladki

§rey’a

(18)

D o b r ą

K c r u ę

d z ie n n ie św ie ż o p a lo n ą

H e r b a t y

o s ta tn ie g o zb ioru , sta r a n n ie z e s ta w io n e m iesza n k i

crftcio

najlepsze g atu n k i h o le n d e r s k ie oraz w szelkie

towary kolonialne

po n a jn iższy ch c e n a c h

WINA—SPIRYTUAUA

w n a jw ię k sz y m w y b o rze poleca

[. BelireDiI i C

B ydgoszcz

o.

Bezpośredni import z krajów produkujących.

Hurtowa palarnia kawy i pakownia herbaty.

Centrala: Gdańska 23 Filia: Długa 38

TELEFON 3 3 -2 3 .

(19)

„Żółta lilja" (Sarga liljom).

W ęgierska p re m je ra „Żółtej lilji" odbyła się 3-go stycznia ub. ro k u w Budapeszcie. K orespondent „N. W iener Journ al"

p isał o tym wieczorze:

Przepełniona w idow nia, rozentuzjazm ow ana publiczność.

G rają po raz pierw szy „Żółtą lilję“, sztukę L udw ika Biró, który odtąd zyskuje sobie sław ę wszechświatową. H isto rja młodego arcyksięcia, przesiedlonego do zapadłego g arnizonu n a W ę­

grzech za karę, z powodu hulaszczych wyczynów w stolicy, za­

kochanego bez pam ięci w młodej dziewczynie ze dworu, k tó rą chce poślubić, a któ rą jednakże ze względu n a stanow isko swoje z ciężkiem sercem porzuca, zdobywa sobie nienotow ane dotąd powodzenie.

„Żółta lilja" w zbudziła wówczas olbrzym ią sensację nietylko w Budapeszcie, lecz rów nież i w W iedniu, gdzie g ran a była 150 razy z rzędu!

„Żółta lilja" nie jest operetką w szablonowem tego słowa znaczeniu. Raczej od początku do końca pełną napięcia sztuką m uzyczną, A jeszcze w łaściw iej rapsod ją n a cześć w ęgierskiej ziemi, kobiety, w ina i śpiewu. N ajszlachetniejsza m uzyka wę­

g iersk a zdradza wielki tale n t kom pozytora, zarazem świetnego i n stru m en ta to ra .

T eatr nasz prem jerę „Żółtej lilji" zapisze do najw iększych swoich sukcesów.

{K a zim ierz {P e te c k i

(20)

fflonstanty

KOLEKTURA - SKŁAD C Y G A R I PAPIEROSÓW

B ydgoszcz, ul. Sdańska33-32.

BŁ AWAT Y-J EDWABIE FIRANY

_ Czesław

PLAC T tA T R A D m

U.

S T IM IE L

B Y D G O S Z C Z , G D A Ń S K A 5

G u kiern ia i ZKawiarnia

p o lec a zn a n e z sw e j ja k o ś c i w yroby cu k iern icze

P u n k t z b o r n y w s z y s t k i c h

, s p o r t o w c ó w i B y d g o s z c z a n

-A--- --- --- - ... ... ...

19

(21)

Krytyk i aktor.

A ktor z niechęcią i lekceważeniem mówi zwykle o k ry ­ ty k u teatraln y m , pokpiw a sobie z niego. I nie jest to by naj­

m niej rew anż za jakieś niepochlebne zdanie, ale poprostu głę­

bokie prześw iadczenie o zupełnej bezwartościow ości tych dow- cipków o t. z. w ykonaniu sztuki, jakim i trad y cy jn ie już kończy się każde spraw ozdanie teatraln e.

W yznam szczerze, że i ja nie nauczyłem się dotychczas łykać tych zdawkowych, m dłych i m dlących frazesów, zaczy­

nających się od słów: znakom itym odtw órcą roli głównej był p. X, przypstrzonych kom plim entam i w rodzaju: P a n i Y cza­

ro w ała wdziękiem swego ta le n tu i urody, p. Z. doskonale w y­

w iązał się ze swego zadania, a kończących się ogólnym ukło­

nem : pp. A. B. C. D. (których koniecznie w ym ienić należy we­

dług alfabetu, lub przynajm niej w kolejności afisza) dopełniali całości.

Nie um iem nigdy przebrnąć przez ta k ą w yjałow ioną ze wszystkiego, co jest drgnieniem żywem i szczerem, Saharę potnego piasku, rzucanego w oczy — nie wiem już komu —

aktorow i czy czytelnikowi recenzji.

Czasem, bardzo rzadko w bezduszne te frazesy w kradnie się jak ieś trafn e spostrzeżenie, jak aś uw aga, choćby naw et nie­

zbyt pochlebna dla danego aktora, ale napew no stokroć m u m ilsza, jeżeli słuszna, od tych bezustannych, a beztreściw ych

^komunałów.

Czy jed n ak dziwić się można, że po p a ru latach czytania (takich bzdurstw o sobie, a k to r zaczyna lekceważyć, co o nim piszą, p rzyjm uje te mocno zw ietrzałe kadzidła za coś należne­

go m u, albo poprostu za nudną, ale konieczną w jego fachu reklam ę. I tylko gdzieś w głębi serca czuje dokuczliw ą pustkę i żal, dręczący żal, iż n ik t nie widzi, nie zastanow i się nad itemi cudam i, jakie w yczarow uje on z siebie, nieraz k u w ła­

dnem u zadziw ieniu, n ad ogromem męki, ja k ą przechodzi, za­

nim dokona się ten cud, n a d przep astn ą głębiną tęsknoty, jak a straw i go w pożądaniu i oczekiw aniu nowych poczynań, dal­

szego tw orzenia.

(22)

Wobec tych przeżyć i ciągłych zm agań ze sobą, z czemś nieznanem , jakże śm ieszne są, jak rażące sw ą poufałością, te poklepyw ania po ram ionach, te w y tarte tro ja k i zdawkowych

^pochwał, rzuconych m u praw ie jak zapłata.

Przez lata pisyw ałem spraw ozdania te a tra ln e w rozm ai- itych tygodnikach i dziennikach i za każdym razem wzdryga- Jem się n a samą. m yśl o tern „zakończeniu11 — o tern „avorte- m en t“, jakiego m iałem dokonać n a sam ym sobie przede- w szystkiem , aby w yrzucić z siebie niedonoszony, n iek ształtn y j. już zniekształcony płód, a następnie popełnić zbrodnię n a rzeczy ta k świętej, ja k czyjaś twórczość. O peracja ta była m i tem w strętniejsza, iż całkiem świadom ie zdaw ałem sobie sp ra ­ wę z jej ohydy. Próbow ałem ratow ać się z sytuacji zapomocą stylu: łam ałem się z językiem , z brakiem odpow iednich w y ra ­ jów i określeń, aby om inąć przynajm niej te zwykłe słowa, okle­

pane, przeżute i ciągle jeszcze w ypluw ane w yrażenia, którem i brzydziłem się okropnie.

Ale trudność sytu acji tkw i tu nie w oklepaniu pewnych wyrażeń, naw et nie w ubóstw ie języka, gdy chodzi o wypowie­

dzenie się w zupełności, lecz w ogromie tem atu, k tó ry zwęzić i ścisnąć trzeba do k ilk u zdań, do jednego zdania, a do tego potrzeba długiej, powolnej, bardzo wytężonej pracy myślowej, n a k tó rą ani czasu niem a przy p isan iu spraw ozdania, ani ża­

dnych innych możliwości, któreby ta k ą pracę pozwoliły wy­

konać.

K ażda rola to całe, skończone, dzieło sztuki, ja k obraz (czy rzeźba i om ówienie go w ym agałoby czasu, broszury, studjów , a choćby tylko tyle m iejsca, ile zajm uje każde prze­

ciętn e spraw ozdanie teatralne. A ról tych jest w każdej sztuce po kilka. Prócz tego mówić o muzyce, pisać o m alarstw ie, a n a ­ lizować grę ak to rsk ą — to chyba najcięższa z pośród Syzyfo­

wych prac. W rażenia, jak ie odbieram y, tak nieuchw ytne, że prześlizgują się niejako pom iędzy palcam i, najczulszy a p arat rejestracy jn y w naszej w rażliw ości nie schw yta ich często i nie

■jest w stan ie rozłożyć ich analitycznie. N astępnie znów język nasz nie posiada ta k ścisłych i bogatych określeń, które były­

by zdolne oddać to, co je st jednem ściśnięciem gardła, s k u r­

czem nieokreślonego bólu czy radosnego zachw ytu.

(23)

Tego wszystkiego nie odda najw rażliw sza organizacja (ludzka ani najsu b teln iejszy stylista, a przytem m inim alnego odsetka nie zdoła się w żaden sposób pom ieścić w jednej re ­ cenzji, których poziom naw iasem mówiąc, w o statnich zw ła­

szcza czasach obniżył się bardzo znacznie.

Aby rozw inąć ten rodzaj piśm iennictw a, stworzyć w ła­

ściw ą k ry ty k ę tea tra ln ą, gdyż obecna jest co najw yżej tylko jkrytyką litera c k ą utw orów scenicznych, należałoby powołać do życia jakieś nowe w ydaw nictwo, którego zadaniem byłoby b ad an ie sztuki aktorsk iej, analiza poszczególnych wystaw (misę en scene), pom ysłów reżyserskich, reform dekoracyj­

nych i t. d. W tedy dopiero ak to r m iałby praw o żądać, aby, czytając o sobie, spotykał się nie ze stekiem oklepanych kom- plim entów czy uszczypliw ych złośliwości, lecz z uw agam i

i spostrzeżeniam i, z którem i mógłby liczyć się poważnie.

W obecnych w a ru n k a ch jedynym spraw dzaniem w arto­

ści jego wysiłków może być dlań tylko jego samopoczucie, gdyż nie daje m u go ani bezpośredni k o n tak t z w idow nią ani dzi­

siejsza k ry ty k a tea tra ln a, której poziom obniża się w dodatku stale w raz z system atycznem obniżaniem się ogólnego poziomu p rasy codziennej.

Ale to s amopoczucie jest in stru m en tem bardzo za­

w odnym i do roli najw yższego sędziego jak najm niej powoła­

nym, dlatego też więcej m am y wszędzie zasłużonych, niż za­

sług, więcej wieszczów, niż posągów, więcej dymów niż: ognia!

„Scena P o łsk a“ Nr. 14 W arszaw a,

S tefa n G acki,

(24)

SNIADALNIA

F I R MY

BACON EXP0RT GNIEZNO S. A.

w B Y D G O S Z C Z Y

przy ulicy Gdańskiej 10 (1-sze pięłro)

s t o s u j e z a s a d ę :

t a n i o ś ć

Q D y k w i n t

JĆig

C z y s t o ś ć

Otwarta codziennie od godz. 8 do 22-ej.

(25)

B u cjan W ytrych (Roman § ó to w s k i

(26)
(27)

BIURO OGŁOSZEŃ I REKLAM

P. A. T.

Warszawa, Krak. Przedmieście nr. 50 Oddział w Bydgoszczy ulica Gdańska 2 2. Telefon 15-74

P r o jek tu je i p rzep ro w a d za wszelkie kam- panje r e k l a m o w e i p r o p a g a n d o w e Utrzymuje stałe stosunki z prasą całego świata Posiada wyłączność eksploatacji objektów rekla­

mowych w tramwajach i autobusach miejsk.

w Warszawie, Lwowie, Bydgoszczy i in. miastach P r z y j m u j e i w y k o n u j e r e k l a m ę f i l m o w ą i f o t o g r a f i c z n ą W Ł A S N E A T E L I E R G R A F I K I . Zamieszcza ogłoszenia w wydawnictwach własnych i obcych.

Prawdziwy obywatel patrjota

gra tylko

w s p ó łk o w e j k o le k tu r z e

m Kapturkiewicza

^ Tel. 30-63 P l a c T e a t r a l n y

U l u j g u s i o u j n i e /

do k a ż d e g o ubrania dobiera krawat —

S p e c j a l n y m a g a z y n k r a w a t ó w

Bydgoszcz, ulica Gdańska 5

Cytaty

Powiązane dokumenty

bliwą wesołością, a jeśli zadrga w nich nuta sentymentu, to jrłaśnie na temat typowo polskiej miłości dla ziemi rodzinnej i na temat obowiązku obrony tęj

Stefan Lochman Wiercińska, Józia, Magda, Franka, panowie.. Mirski sąsieazi

Ale piękna kobieta nie potrafi żyć sarną miłością, Na widok strojnej Małgosi — także niegdyś dziewczyny od pani Labille — którą zaopiekował się

skał hrabia Dubarry, gdyż, odstępując Joasię królowi, pozbył się ciężaru długów; zyskał i Rene, zdobywszy za protekcją eks- kochanki posadę bibljotekarza.

Ludwik XV dał się oczarować wdziękiem Joasi, a wówczas już hrabiny D ubarry. Pokonany Choiseul

Mówią biegli w literatu rze, że był pod wpływem przem ożnym piśm iennictw a rosyjskiego, rep rezen to ­ wanego w najw yższych wzlotach przez św iatopogląd

wanego w najw yższych w zlotach przez św iatopogląd rozpaczy u Dostojewskiego, czy zasadę niesprzeciw iania się złu u

Szkło, porcelana, żyrandole Sprzęty domowe i kuchenne BYDGOSZCZ, ulica Gdańska nr... 9