Edmund Jankowski
Nasz Prezes (30 IX 1946 - 19 V 1976)
Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 11, 7-23
Rocznik XI/1976 Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza
E dm und Ja nko w ski
NASZ PREZES (30 IX 1946 - 19 V 1976)
K iedy w dniach 2 i 3 lutego 1976 r. w czasie trw an ia, w spółorganizo w anego przez Tow arzystw o M ickiewicza, tzw. S ejm iku Polonistycznego,
który odbyw ał się w P iotrkow ie T rybunalskim , m ieliśm y w śród nas pro fesora Ju lia n a K rzyżanow skiego, n ik t nie m ógł przypuszczać, że to już o statnie wielkie, bezpośrednie spotkanie naszego Prezesa z środow iskiem polonistycznym . W praw dzie P rofesor ju ż znacznie przekroczył osiem dzie siątkę i chw ilam i niepokoiły nas pew ne o bjaw y osłabienia Jego sił w i talnych, ale w ierzyliśm y, że ten w spaniały organizm długo jeszcze nie podda się n ieuchro nn em u losowi, że jak niezniszczalny Ludw ik Solski P rofesor nadal będzie z nam i. W każdym razie najw iększy czam ow idz nie mógł wówczas przypuszczać, że P ro feso r m a przed sobą już tylko nieco więcej niż trz y m iesiące życia. Bo jakże m ożna było snuć tak ie m y śli, gdy się obserw ow ało P ro feso ra przez te dw a dni piotrkow skiego spot kania polonistów. B rał w sejm iku udział czynny. W innej roli — biernego w idza — tru d n o było sobie w ogóle P rofesora w yobrazić n a jakim kolw iek terenie. Cóż dopiero w tedy, gdy nie bacząc n a wiek, porę roku i tru d y podróży, zdecydow ał się w ziąć udział w Sejm iku. Pojechał zaś dlatego, że „nic, co polonistyczne, nie było Mu obce” . A więc także spraw y p ro gram u szkolnego przyszłej dziesięciolatki. Sam P rofesor był niegdyś, w latach 1921 - 1927, nauczycielem i n aw et jako sław ny uczony chętnie w racał w spom nieniam i do czasów lubelskich, do arciszanek i lekcji szkol nych. U w ażał zresztą, że dobry d y d a k ty k uniw ersytecki pow inien w swoim czasie przejść przez nauczanie w szkole średniej. Nie widział przepaści m iędzy szkołą wyższą i średnią. D latego nie trzeb a było d łu gich namów, aby P rofesora zachęcić do piotrkow skiej eskapady. Na S ej m iku Profesor, oczywiście, w ystąpił jako prelegen t. M iał przygotow any,
staran n ie n ap isan y piękny odczyt, znany już dziś z d ru k u pt. Nasza m o
w a ojczysta *. Ale ci, co słyszeli P rofesora w P iotrkow ie mówiącego na
ten sam tem at, n iełatw o by rozpoznali, że chodzi o ten sam tekst. P ro fe sor bowiem nie byłb y sobą, gdyby m iał te n odczyt — zgodnie z definicją — odczytać. N igdy tego nie lubił. Toteż i w P iotrkow ie zam iast odczytać wygłosił m owę polem iczną; ostrą jak za najlepszych lat, gdy sam jeszcze
młody, skakał do oczu A leksandrow i B rücknerow i, najw iększem u au to ry te to w i naukow em u „m iędzyw ojnia” (by użyć ulubionego w yrażen ia Profesora). Tym razem, w Piotrkow ie, najbardziej dostało się języko znawcom, jako z pow ołania i u rzędu stojącym n a straży piękna i czystości języka. I oto n a sk utek tego p iotrkow skie pożegnanie P rofesora z p u blicznością polonistyczną stało się niezm iernie typow e, charak tery sty cz ne, praw dziw ie „krzyżanow skie” . D ziałając zapew ne bezw iednie, P ro fe sor przycisnął ręk ą zeszyt z nap isan ym tekstem , jak by się obawiał, że zwycięży pokusa odczytania go, i idąc za podszeptem tem peram en tu, roz począł sw ą filipikę. Co m usieli czuć m łodzi poloniści, obecni w P io trk o wie, któ rzy pierw szy raz w idzieli Profesora? Jeżeli przy lek tu rze Jego książek w yobrażali sobie, że profesor K rzyżanow ski jest to v ir togatus, dostojnie celebrujący m isteria naukow e, w ielce się pom ylili. S tał przed nim i nie osiem dziesięcioletni starzec, nie a u to r tysiąca pozycji bibliogra ficznych, które m iały swój początek w zam ierzchłych dla nich czasach sprzed pierw szej w ojny św iatow ej, lecz człowiek młodzieńczo zapalczy
wy» sypiący iskram i z oczu, dla którego n a u k a nie jest tylk o tem atem ,
zawodem w ykonyw anym etatow o, lecz p asją życia! I zapew ne dlatego słuchacze um ieli in tu icyjn ie oddzielić w arstw ę polem iczną tego w y stąp ie nia, w ostrości sw ej niem al pam fletow ą, od m eritu m rozw ażań.
T eraz zaś, analizując owe dw a te k sty pochw ały m ow y polskiej J u lia n a Krzyżanow skiego, patrząc, n iestety, ju ż sub specie aeternitatis, m oże m y powiedzieć, że zaw arły się w nich dw ie k o n sty tu ty w n e cechy naszego Prezesa. W tekście pisanym przekazał swój te sta m e n t Polaka, uczonego i pisarza. W tekście m ów ionym odzw ierciedlił swój tem peram ent. Obydw a tek sty dopiero składają się n a przybliżony p o rtre t tej niezw ykłej osobo wości, k tó ra pozostaw iła po sobie trw a ły ślad w polskiej nauce o lite ra tu rze, w folklorystyce, ko m paraty sty ce ifcd. i po której zostaną też, oględnie licząc, ze „dw ie cen tu rie” barw n y ch anegdot, w spom inków , legend. Nie broniłby się P ro feso r na pew no przed u trw alen iem tych facecji — „de
se ipso ad p o sterita tem ” — On, k tó ry prow adził w łasnoręcznie spisyw a
ną książeczkę anegdot (z dopiskam i nazw isk inform atorów , datam i itp.), a opow iadane podaw ał z bezbłędnym w yp unktow aniem puenty. W ięk szość z ty ch anegdot niech czeka lepszego czasu, aż się u c u k ru ją i odleżą. Tu przypom ni się jed n ą tylko, nie dlatego że najlepsza, lecz że łączy się — dla w spom inającego jako ostatnia— z Sejm ikiem piotrkow skim . P o k a zuje ona P rofesora praw dziw ego, bez m um ifikacji, k tó rej zresztą nie cierpiał, ja k w szelkiego „deotym izow ania” życia (ten neologizm pew nie by P rofesor zaakceptow ał, zawsze bow iem iry to w ała go ko turnow a w iesz czka i jej dwór, ja k w ogóle w śzelka sztuczna celebra).
Tu jed n ak niezbędne je st zastrzeżenie, by nie zniekształcić obrazu, nie zamącić proporcji. O stry, k rytyczny, sarkastyczny, surow y, był P ro
-Prof. dr Julian Krzyżanowski
Minister Oświaty i W ychowania Jerzy Kuberski dekoruje prof. J. Krzyżanowskiego medalem Komisji Edukacji Narodowej podczas Ogólnopolskiego Sejmiku Polonisty
cznego w Piotrkowie Trybunalskim w lutym 1975 r.
fesor człow iekiem głęboko czującym . W zruszał się, choć n ierad był tego okazywać. Ale jakim że ciepłem tch n ą Jego w spom nienia z tajnego n a u czania w czasie okupacji lub z tego okresu pow stania, gdy w m ieszkaniu n a Brzozowej zjaw iali się raz po raz młodzi ludzie, niedaw ni studenci w hełm ach, niedaw ne stu d en tk i w k u rtk a c h w ojskow ych, i przynosili wiadomości z innych dzielnic W arszaw y. 2 N iestety, wiadom ości zazw y czaj tragiczne. G inęli przecież słuchacze i w spółpracow nicy kom pletów
polonistycznych — Tadeusz W iw atow ski, Tadeusz Gajcy, K rzysztof K a m il Baczyński, w d ep tan i w ziem ię Kolum bowie, nie spełnione nadzieje nauki i lite ra tu ry polskiej.
A oto in n y przy k ład ; zapisał go sam P ro feso r w im presjach z p rzy m u sowego p o b y tu w K rakow ie po u p ad k u pow stania. Ciągnął w raz z nieza w odnym przyjacielem , Franciszkiem Bielakiem , saneczki dziecinne z pięć dziesięciom a kilogram am i w ęgla: „W czasie w y p raw y tej — w spom ina P rofesor — m iałem ogrom ną satysfakcję: oto laską [...] oderw ałem n a ulicy Poselskiej tabliczkę «Veit Stoss Strasse» — jeśli się nie m ylę, była to pierw sza próba usunięcia p am iątek hitlerow skich z m urów K rakow a” . 3 To w spom nienie — um ieszczone w rozdziałku zatytu łow an ym żartobliw ie „K rakow iaczek ci-ja...” — w yrw ało się Profesorow i, choć m ógł uznać za sw oje w yznanie K asprow icza: „Rzadko n a m oich w argach...” Zdarzały się jed n a k m om enty, gdy się „tom h isto rii z-m arm urza” , i w yzw alało się to, co skryte.
Na co dzień m iłośnik i przedni znaw ca tw órczości J a n a K ochanow skiego w iedział dobrze, „że się tym św iat słodzi, gdy koleją sta te k i żart chodzi”. W łaśnie 3 lutego 1976 r. w Piotrkow ie, po uroczystości udekoro w ania P ro feso ra przez m in istra Jerzego K uberskiego m edalem Komisji E dukacji N arodow ej, co w widoczny sposób poruszyło Profesora, mimo zm ęczenia pozostał nadal n a sali, przy słu chu jąc się uw ażnie obradom . Gdy jed n a z przem aw iających pań praw iła, ja k n a gust i... cierpliwość Profesora, zbyt długo i zawile, filu te rn y błysk pojaw ił się w Jego oczach, szybkim , n erw ow ym ruchem , k tó ry znaliśm y ta k dobrze, sięgnął po n o ta t n ik leżący przed sąsiadem i w poprzek stro n y um ieścił glossę: „Szkoda, że w zapom nienie poszły sejm y w Piotr[kow ie] bez w ym ow nych nie w iast!” I w ty m był cały Profesor. N iepraw dziw y, gdy Go się chw ytało obiektyw em w jednej pozie.
W ypisano ju ż dziesiątki stro n o K rzyżanow skim -uczonym . N ikt może ta k tra fn ie nie spo rtreto w ał P rofesora, ja k S tanisław Pigoń w szki cu noszącym p o d ty tu ł: W zro st i w y m ia ry 4. K rakow ski uczony p rzypom n iał sta rt K rzyżanow skiego n a U niw ersytecie Jagiellońskim przed p ierw szą w ojną św iatow ą. M łody przybysz z p row incji bez kom pleksów i res p ektu dobierał się do skóry starszym kolegom, u jaw n iając ju ż w tedy ogrom ną erudycję, n a której usługi stała pam ięć fenom enalna, a nieza
— 10 —
w odna niem al do ostatn ich dni życia, i pracow itość niezw ykła u człow ie ka tak zdolnego. B yły to niem ylne zapowiedzi przyszłej k a rie ry nauko wej Krzyżanow skiego. A jed n a k pierw sza w o jna św iatow a, k tóra m łode go „galileusza” zaskoczyła w K rólestw ie, zaw iodła go jako obyw atela w rogiego m ocarstw a aż n a Syberię, co zdawało się przekreślać te św ietne zapowiedzi. Tylko że P ro fesor już w ted y posiadał niezw ykłą um iejętność obracania przeciw ności n a sw oją korzyść, nie poddaw ał się w żadnych okolicznościach. L ata in tern o w an ia i przym usow ej pauzy w życiorysie zapełnił w ytężoną pracą. Zapoznał się wówczas m iędzy in ny m i z teo ria mi i dziełam i znakom itego folklorysty i k o m p ara ty sty rosyjskiego, Ale k sandra W iesiełowskiego, pogłębił znajom ość łaciny (m. in. przetłum aczył
Silviludia, k tóre w tedy oczywiście uchodziły za oryginalny u tw ó r Sar-
biewskiego). L ata posuchy przem ienił w budow ę w arsztatu naukow ego, któ ry m iał z czasem zaowocować przede w szystkim w prow adzeniem polskiej fo lk lo ry sty k i na nowoczesne to ry naukow e, stw orzeniem p ro g ra m u badań w dziedzinie leżącej dotychczas odłogiem, a m ianow icie sto sunku m iędzy lite ra tu rą a fo lk lo re m 5, i w reszcie tom am i znakom itych książek: Paralelam i (1935), Polską bajką ludow ą w ukła dzie s y ste m a ty
c znym , t. I— II (1947; 1962, 1963), dw om a tom am i M ądrej głowie dość dw ie słow ie (1958, 1960, 1975), podjęciem atom ow ych p rac edytorskich
i encyklopedycznych, k tóre ty lk o pod Jego k ieru n k iem m ogły znaleźć szanse realizacji, przede w szystkim m ow a tu o tzw. N o w y m Adalbergu i S ło w n iku folklo ru polskiego. U koronow aniem ty ch prac m iały się stać
Dzieje fo lk lo ry sty k i polskiej, opracow yw ane przez P rofesora i Jego ucz
niów. N iestety, pod bezpośrednim Jego kierun kiem ukazał się tylko tom pierw szy (1970).
W ym ienione ty tu ły prac, któ re obrosły dziesiątkam i studiów p om niej szych, ukazują różne stron y działalności naukow ej Profesora. Paralele to znakom ite studia, zachw ycające pom ysłowością, zdum iew ające eru d ycją i tym , co m ożna by nazw ać lotnością kom paratystyczną, um iejętnością, zgoła niew pływ ologiczną, p rzerzu can ia m ostów łączących w ątki n ajo d le glejsze w czasie, p rzestrzeni i form acji k u ltu ro w ej. Pisane zaś klarow ną prozą, której K rzyżanow ski był m istrzem . T ru dn e zagadnienia, o tw iera jące nowe p e rsp ek ty w y badawcze, podane są tak, że n aw et stu d e n t po lonistyki z pierw szego ro k u w iele z nich skorzysta. S y ste m a ty k a polskiej
bajki ludow ej 6 to z kolei dzieło dla specjalistów , przew odnik niezbędny
w rękach każdego naukow o pracującego folklorysty, a ty ch — przede w szystkim dzięki „szkole” K rzyżanow skiego — je s t coraz więcej i coraz le piej przygotow anych. M ądrej głowie to na pozór tylko gaw ędy z z a k re su parem iografii, „czytadło” dla w szystkich, to też w znow ione ostatnio w m asow ym , jak n a tego ro d zaju książkę, nakładzie. Słusznie, albow iem naw et przygodny czytelnik może zasm akować w tej lekturze. Nie darm o
— 11 —
tak często korzysta z niej radio, choćby w popularnych audycjach S y
gnały dnia. Ale tylko specjalista w y k ry je, ile now ych in te rp re ta c ji za
w ierają tom y ty ch gawęd, jakiego w ym agały panow ania nad m ateriałem , no i — jakiego ta le n tu pisarskiego.
Jak o h isto ry k lite ra tu ry należał K rzyżanow ski do ty ch nielicznych badaczy, k tó rz y suw erennie w ładali całym obszarem lite ra tu ry polskiej.” M awiał niekiedy z żarto b liw ą przek o rą — czy może z dziecinną chełpli wością, od której nie był w olny i k tó ra nas, Jego uczniów, ta k baw iła — że lite ra tu ra polska jest zbyt m ała, aby się zajm ow ać w niej jednym jakim ś w y b ran y m okresem . Z w y jątk iem Oświecenia, którem u, o dziwo, ten racjo n alista i organicznik m niej pośw ięcał uwagi, a także lite ra tu ry najnow szej, w k tó rej interesow ały P rofesora n iek tó re tylko in d y w id u al ności pisarsk ie i w y b ran e zagadnienia, lite ra tu ra polska nie m iała przed nim tajem nic. A zresztą tam , gdzie je dostrzegał, zabierał się do ich rozw iązyw ania lub podsuw ał sw ym uczniom, by próbow ali sił przy po dejm ow aniu tru d n y c h zadań. Od czasów B rü ck nera nie było uczonego, który by w badaniach n ad staropolszczyzną pozostaw ił ta k w iele studiów o trw ały m znaczeniu. P rzypom nijm y choćby kilka pozycji, zaczynając od debiutu naukow ego Profesora, jak im była pom ieszczona w „P am iętniku L iterack im ” w 1913 r. recenzja m łodzieńczej pracy późniejszego p rzy ja ciela, R om ana Pollaka, recenzja, k tórą po latach określił sam ze skruchą jako „niepotrzebnie zjadliw ą” . 7 Ze skraw ków rękopiśm iennych Kazań
św ię to k rzysk ich w ydobył znam iona artyzm u. Rejow ą K rótką rozprawę
ukazał na tle swoich czasów, „scalając” nareszcie dw oisty obraz Reja, poety i działacza eg zek u cy jn eg o .8 Z w ielką pom ysłowością rekonstruow ał biografię błazna „Starego k ró la”, dając popis w a rszta tu histo ry k a lite ra tu ry , kom paratysty , badacza folkloru i obyczaju. J a n K ochanow ski był dlań zawsze „poetą żyw ym ”, toteż do poezji m istrza czarnoleskiego w ra cał P ro feso r ze szczególnym upodobaniem . Od R eja i Kochanowskiego w yprow adzał dwie szkoły poezji polskiej w referacie, k tó ry b ył rew ela cją Z jazdu K ochanow skiego w 1930 r. Z apraw iw szy się w bad aniach nad rom ansem pseudohistorycznym w Polsce, w ydał w 1934 r. pierw sze swe „klasyczne” dzieło: R om ans polski w ie k u X V I, o któ ry m w ym agający k ry ty k , A lek sand er B rück n er, znający św ietnie ten tem at, orzekł krótko: „całość zadow ala najw yższe w ym agania, jak ie się podobnym studiom sta w ia” . 9 T akich słów B rü c k n e r na w ia tr nie rzucał. O kazały tom Od śre
dniow iecza do baroku (1938) zbierał staropolskie pokłosie Profesora, n a
dal w zbogacane now ym i rozpraw am i. 10
S tu d ia n a d rom antyzm em zaw arł K rzyżanow ski w dwóch obszernych książkach. W cześniejsza z 1930 r., w ydan a w język u angielskim w L on dynie, zaw iera zarys lite ra tu ry polskiego rom antyzm u, napisan y dla cu dzoziemców. A nglista polski, prof. A ndrzej T retiak, oceniając yvysoko
— 12 —
w alory tej książki, przyznał, że z trudno ścią w yszukiw ał w niej n ie liczne c ie n ie 11. Że okazała się dotąd niezastąpiona, św iadczy re p rin t z 1968 r. W drugiej książce, o trzydzieści la t późniejszej, zatytułow anej
W świecie ro m a n ty czn y m (1961), zebrał K rzyżanow ski rozproszone roz
praw y, w śród któ ry ch n ajcen n iejsze to L iteratura ludowa w «Prelekcjach
p a ryskich » i Duch — w ieczn y rew olucjonista, syntetyczne ujęcie poezji
Słowackiego, przeznaczone do d ru k u już w pierw szym w y d an iu dzieł tego poety, k tó re się ukazało pod red ak cją P ro fesora w 1949 r.; to św ietne studium utorow ało sobie drogę dopiero do trzeciej edycji.
Okres pozytyw izm u należał do uprzyw ilejow anych, głów nie dzięki Sienkiewiczowi, k tó ry był najw iększym pupilem Profesora, i Orzeszko wej, której twórczość bliska Mu b yła szczególnie z racji pow iązań autorki
Nad N iem n em z folklorem i głębokiej powagi, z jak ą starała się rozw ią
zywać palące zagadnienia swojej współczesności. Z afascynow anie K rzy żanowskiego Sienkiew iczem spraw iło, że P rofesor pośw ięcił m u n ajw ię cej studiów, zebranych w 1973 r. w tom ie liczącym ponad siedem set stron. U koronow aniem ty ch prac była pełna dw utom ow a m onografia za ty tu ło w an a H en ryka S ien kiew icza ż y w o t i spra w y (1966, 1968, 1973) oraz
Tw órczość H en ryka S ien kiew icza (1970, 1973, 1976). Z ap y tan y kiedyś
przez rep o rtera , do której ze sw ych prac jest szczególnie przyw iązany, P rofesor odpowiedział, że w szystkie są Mu z różnych w zględów bliskie, ostatecznie jed n ak w ym ienił K alendarz życia i twórczości H enryka S ie n
kiew icza 12. K siążka ta, w yd ana po raz pierw szy w okresie niezby t dla tw ó r
cy O gniem i m ieczem pom yślnym (1954), odegrała w ielką rolę nie tylko dla spopularyzow ania pisarza, lecz stała się rów nież w zorem dla podobnych prac. To itin erariu m Sienkiew icza — ja k je nazw ał Jaro sław Iw aszkie wicz — przybliżyło nareszcie czytelnikom „ludzką postać p ana H en ry k a” 13. Ocalony z pożogi p o w statn ia rozdział podręcznika dotyczący ogól nej c h arak tery sty k i pozytyw izm u, zaty tu łow an y p rzy jęty m odtąd o k re śleniem : Czciciele światła, oraz a rty k u ł pośw ięcony A snykow i jako „po ecie czasów n iepoetyckich” — a ten term in zrobił nie m niejszą k a rie rę —
w zbudzają żal za całością rozw ażań P rofesora nad ty m okresem 14. L ite ratu ra neorom antyczna bliska była K rzyżanow skiem u jako le k tu ra jego młodości. Dług swój w obec pierw szych oczarow ań spłacił w książ ce pt. N eo rom antyzm polski, k tó ra pow stała w 1942 r. (również jako część składow a podręcznika, w ty m w y pad ku szczęśliwie ocalona). Mimo podręcznikow ej przynależności nie m iał N e o ro m a n tyzm nic ze scholarskiej oschłości. Za to m iejscam i b y ła to — m usiała być! — książka przekorna, lansująca pisarzy czasem m ało znanych, chłodna wobec tak ich ind y w i dualności ja k Bolesław Leśmian, niecierp liw a w obec G abrieli Zapolskiej. Cóż dziwnego, że obok licznych i uzasadnionych pochwał, w ypow iedzia nych przez w ielu krytyków , m usiała rozdrażnić stałego antagonistę P ro
— 13 —
fesora, bardziej odeń przekornego — S tanisław a Cata-M ackiewicza. Neo-
ro m a n tyzm zdał egzam in przydatności, w y d any bow iem został dw u k ro t
nie (1963, 1971), zastępując nareszcie p rzestarzałe syntezy Feldm ana i Czachowskiego 15. D w u w y b itn y m pisarzom tego okresu, obu czerpią cym obficie z folkloru, poświęcił K rzyżanow ski osobne książki. W łady sław owi O rkanow i esej jubileuszow y, zatytułow any nietypow o dla upo dobań P rofesora Pieśniarz kra in y kęp i w iecznej n ę d zy (1927), Reym on towi zaś w dziesięć la t później m onografię charak tery zu jącą „tw órcę i dzieło”. Pisząc o bałw ochw alcy praw dy, ja k nazw ał O rkana, K rzyża nowski podkreślał dwoistość O rkanow ego dzieła: będąc w iernym zw ier ciadłem stro n rodzinnych, posiada ono zarazem c h a ra k te r ogólnonarodo wy. M onografię o R eym oncie nazw ano dziełem fundam entalnym , od któ rego będą m usieli zaczynać w szyscy badacze twórczości au to ra Chło
pów 16. Po czterdziestu latach m onografia ta nadal nie straciła swego
znaczenia.
Kto M u b ył bliski z pisarzy m iędzyw ojnia i późniejszych, o ty m łatw o się przekonać, biorąc do ręki przede w szystkim o sta tn ią sy ntetyczn ą p ra cę P rofesora — o której się jeszcze w spom ni — D zieje literatury polskiej. Tu w yłow im y kilka przykładów . Na pew no Leopold Staff, którego w cza sie prom ocji n a doktora honoris causa U n iw ersy tetu W arszawskiego n a zwał „poetą apollińskiego p ięk n a ” . P ry w a tn ie zaś m ówił, że au to ra W ik li
n y kochał ja k b ra ta i jak b y zażenow any ty m w yznaniem , ta k bardzo oso
bistym , dodał zaraz z uśm iechem , że z ty m b rate m w czasie sym pozjonów literackich w ysuszył n iejed n ą b u telk ę przedniego w ina. W Tuw im ie w i dział nie tylko św ietnego poetę, ale i kolekcjonera osobliwości, m iłośnika rzadkich druk ów i cierpliw ego czytelnika grafom ańskich w ierszy, anto- logistę fraszki i poezji bachicznej... Pośw ięcił m u piękną gawędę, dru k o w a
ną, niestety, ju ż po śm ierci Tuw im a, n o b ilitu jącą Pegaza dęba w prow a dzeniem w krain ę nauki. Czechowicz w zruszał P rofesora głębokim n urtem lirycznym , u rzekał w dziękiem m elicznym , a baw ił w ysm akow anym i fraszkam i, k tó re dowodziły, że castus Joseph jest „pojętnym uczniem M istrza z C zarnolasu” . U jaw niał też P ro feso r sw oje niechęci, którym i zresztą naraził się krytykom , a czasami i zainteresow anym autorom . Nie należał więc do en tu zjastó w M arii D ąbrow skiej. Jako dzieło sztuki chyba wyżej staw iał jej nowele niż Noce i dnie. W kolejnych tom ach tej po wieści dostrzegał załam anie arty sty czne, nie w ah ając się nazw ać linii roz wojowej tego ro m a n -fleu ve spadkiem aż do arcyprozaicznego gaw ędziar stw a. Co o tym sądziła Dąbrow ska, dow iem y się może kiedyś z jej dzien ników. O na też do łagodnisiów nie należała. O W itkacym tw ierdził K rzy żanowski, że sw ych śm iałych pom ysłów n ie um iał odziać w szatę a rty stycznie doskonałą, „a dopiero ta k a szata dowodzi, iż tw órca jej jest pisarzem w yb itn ym , a cóż dopiero n ap raw d ę w ielkim ” . Nie znosił
po-— 14 po-—
w ieściopisarstw a Zofii Kossak, ironicznie w yrażając się o nikłości jej w iedzy historycznej, o ciasnym pojm ow aniu katolicyzm u i patriotyzm u. Czuł się jak b y osobiście dotk n ięty zestaw ianiem auto rki K rzyżo w ców z Sienkiewiczem . N atom iast w ysoko cenił dostałe pisarstw o innej k ato lickiej autorki, H anny M alewskiej.
Na pew no nie zawsze był spraw iedliw y w sw ych ocenach — lecz któż zawsze b yw a spraw iedliw y, kto się nigdy nie m yli! Pisząc o now szej literatu rze, P rofesor staw ał się raczej kry ty k iem niż historykiem lite ra tu ry 17. Ferow ał sądy zdecydow ane, nieraz ostre, czasem druzgocące, zawsze jed n a k niezależne i zawsze był przeko nan y o ich słuszności. N ig dy przecież nie należało oczekiwać, że będzie pow tarzał cudze zdania lub zasłoni się czyimś au to ry tetem . K to czyta tek sty J u lia n a K rzyżanow skiego, może oczekiwać w ielkiej przygody in te le k tu a ln e j, pełnej niespodzianek, od k ry w ającej u końca podróży fa k ty nieznane lub nie p rzew id y w an e w ośw ietleniach nowych, czasem szokujących. Jeśli czytelnik nie zga dzał się ze sw ym przew odnikiem , w iedział jednak, że m a do czynienia z indyw idualnością niepow szednią, w yjątkow ą, w ielką. C złow iek, któ ry
był sobą — tak zatytułow ał P rofesor jed en z n ajpiękniejszych rozdziałów
sw ej książki o Sienkiew iczu. Tę fo rm ułę m ożna uznać za a u to c h a ra k te ry stykę Ju lia n a Krzyżanow skiego, k tó ry przyznał sobie dum ne p raw o do tego, aby być sobą.
K im był jeszcze? A utorem w ielkich syn tetyczny ch p rac z podstaw o w ych dziedzin n au k i o literatu rze. W roku w ojny ukończył dw utom ow y podręcznik, k tó ry obejm ow ał całość dziejów historii lite ra tu ry polskiej, od średniow iecza do 1939 r. W ojenne fa ta sp raw iły 18, że czy telnicy o trz y
m ali jedynie niepełny tek st tom u pierwszego, k tóry po w ojnie ukazał się w czterech kolejnych w ydaniach (1953, 1964, 1966, 1973). P racę n ad tym podręcznikiem podjął P ro feso r w 1933 r., p rzekonany o konieczności o p ra cow ania nowej syntezy h istorii lite ra tu ry polskiej, w yzyskującej zdobycze naukow e ostatniego trzydziestolecia. W słowie od a u to ra przyznał, że b ę dzie uw ażał zadanie sw oje za spełnione, jeżeli czytelnicy nie tylko p rz y sw oją sobie w iedzę o naszej litera tu rz e , ale rów nież p rzeży ją jej n a jc e n niejsze treści, zaklęte „w w iecznie żyw ym słow ie tw ó rczy m ” . W trz y dzieści lat później P ro feso r opracow ał n a nowo D zieje literatu ry polskiej
od początków do czasów n ajnow szych. W obszernym , p raw ie siedem set
stron liczącym tom ie, zam knął całościowy ob raz naszej lite ra tu ry , rozp a try w a n y w zw iązku z h isto rią i k u ltu rą narodow ą. W ykonał zadanie, na któ re w sposób odpow iedzialny n ik t po w ojnie się n ie porw ał. J a k bardzo była to książka potrzebna, dowodzi n ak ład 230 tysięcy egzem plarzy w ciągu trzech lat, 1970 - 1972, zupełny b ra k jej n a ry n ku , a tak że ju ż dokonany p rzek ład n a języ k angielski. A przecież ten sy n tety czn y zary s m e w yw ołał b y najm niej jednogłośnych zachw ytów . K rytykow ano K rzy
— 15 —
żanow skiego ostro za przeoczenia i błędy nieuniknione w każdym dziele, które w y m ag ały sprostow ania lub u zupełnienia i byłyby je, oczywiście, otrzy m ały ; także za ,,niedoczytanie” jak ich ś tekstów , co w m asie utw orów om aw ianych, zwłaszcza z lite ra tu ry najnow szej, mogło się z d a rz y ć 19.
Q uandoque bonus d o rm itat H om erus... W ydziobyw ano jed n ak z tek stu n a
w et b łędy d ru k u , obnoszono z try u m fem n iepopraw ną pisow nię nazw iska au to ra S k le p ó w cynam onow ych, o co m ożna było m ieć p rete n sję także do ad iu stato ra. N ajw ażniejsze, że książka okazała się potrzebna, była i jest czytana. W spółczesny Polak otrzym ał oczekiw any od daw n a zarys dzie jów lite ra tu ry o jc z y s te j20, k tó ry będzie funkcjonow ał ta k długo, aż ktoś napisze lepszy! Zobaczym y, kiedy to nastąpi...
Istn ieje tak ie porzekadło, że czas w ojny liczy się podw ójnie. Jakże m ógłby o nim n ie w iedzieć najznakom itszy polski parem iolog? Z in terp re tow ał to przysłow ie w e w łaściw y sposób: podw oił w ysiłki, by ratow ać k u ltu rę polską zagrożoną to taln y m zniszczeniem. Mówiło się ju ż o pracy P rofesora w podziem nym u niw ersytecie. Te zajęcia nie w yczerpyw ały Jego energii. Jak o optym ista przygotow yw ał dalsze książki, k tó re m iały być ta k p o trzeb ne Polsce odrodzonej. W czasie okupacji pow stały cztery w ażne książki: S ło w n ik term inó w literackich, tom W kwiecie bajki ludo
w e j, a także N auka o literaturze (w ydana d w u k ro tnie: 1966, 1969)*. Było
to n iew ątp liw ie pow ażnym błędem polityki w ydaw niczej pierw szych lat po drugiej w ojn ie św iatow ej, że dw ie pierw sze książki, gotowe do druku, nie w eszły od razu w krw iobieg polonistyczny. Pozw oliłyby uniknąć w ie lu błędów , pom ogłyby lepiej, g ru n to w n iej i sam odzielniej w ykształcić pierw sze pokolenie m łodzieży polonistycznej. Także N auka o literaturze odegrałaby o w iele donioślejszą rolę, gdyby b y ła w y d an a o dwadzieścia lat w cześniej.
Gdy w pierw szym okresie pow ojennym okazało się, że prace in te r p retacy jn e (jak je nazywano) K rzyżanow skiego niełatw o tra fią do d ru karni, P rofesor, raz jeszcze obracając przeciw ności na sw oją korzyść, zabrał się z ogrom nym rozm achem do realizacji w ielkich im prez ed yto r skich. D oprow adził do końca w ciągu siedm iu la t pełne w ydanie dzieł Sienkiew icza. A nalogiczna edycja P ism zeb ranych Orzeszkowej — nie z w iny red a k to ra — przyniosła tylko dorobek b eletry sty czn y autorki
N izin. Cel, jak i przyśw iecał K rzyżanow skiem u, był jasn y : dostarczyć jak
n ajprędzej dzieła klasyków polskich bibliotekom spustoszonym przez w ojnę i czytelnikom złaknionym dobrej lek tu ry . To zadanie o niezm ier nej społecznej doniosłości staw iał uczony wyżej niż doskonałość ed y tor ską, niem ożliw ą do osiągnięcia w ówczesnych w arun kach . P am iętając o rocznicy Słowackiego, przygotow ał Prezes w raz z gronem w spółpra
— 16 —
cow ników z T ow arzystw a M ickiewicza pełne w ydanie dzieł a u to ra Króla
Ducha, które osiągnęło już trz y w ydania: 1949, 1952, 1959. Toteż w śro
dow isku polonistycznym utarło się przekonanie, że jeśli jakiem uś zadaniu nie podołają wielogłowe kom itety, trz e b a je pow ierzyć profesorow i K rzy żanowskiem u. Tak stało się np. z jubileuszow ym w ydaniem dzieł M ickie wicza. Pow ołano n a red ak to ra naczelnego profesora K rzyżanow skiego; n a tu ra ln ie term in został dotrzym any. Z ró w ną energią realizow ał P rofe sor p race edytorskie, w których był nie ty lko redaktorem , lecz i w yko nawcą. Tak było z edycją D zieł polskich K ochanow skiego, k tó re osiąg nęły siedem w ydań, lub z edycją bardzo trudneg o te k stu Tragedii o pol
s k im S c y lu ru sie ".Jana Jurkow skiego, w ydanej w „Bibliotece Pisarzów
Polskich” (1958) w e w spółpracy z językoznaw cą w rocław skim , prof. S ta nisław em Rospondem . Tu w ykazyw ał ju ż P rofesor m istrzostw o w za kresie sztuki edytorskiej jako tekstolog i k om entator.
D otknęliśm y wyryw kow o, n a w y b ran y ch przykładach, zaledw ie części dorobku naukow ego profesora Ju lia n a K rzyżanow skiego. Nie m ówiło się tu np. o p racach dowodzących, że K rzyżanow ski był na naszym terenie pionierem b ad ań z zakresu socjologii lite ra tu ry 21, że kilka rozpraw pośw ię cił problem om tekstologii, był znakom itym p o p u la ry z a to re m ...22 Trzeba by m onografii, k tó ra kiedyś będzie napisana, aby scharaktery zow ać w spo sób w yczerpujący twórczość nau ko w ą Profesora, obejm ującą, ja k w iado mo, ponad tysiąc pozycji. M ożna by tym dorobkiem obdzielić p a ru tęgich uczonych i każdy z nich m iałby się czym pochwalić. A przecież w szech stro n n a twórczość naukow a nigdy nie w yczerpyw ała energii Ju lia n a K rzy żanowskiego. Uczony, pisarz, profesor to nie w szystko. Był jeszcze J u lian K rzyżanow ski— o rg an izato r życia naukow ego. K olejno d y rek to r gim nazjum , a n im a to r polskiej k u ltu ry w L ondynie i Rydze, sprężysty kierow nik k a te d ry historii lite ra tu ry polskiej na U niw ersytecie W arszaw skim, w spółtw órca podziem nego u n iw ersy tetu, sek retarz gen eraln y To w arzy stw a N aukow ego W arszawskiego, wielce zasłużony przy odbudow ie Pałacu Staszica, w sp ó łred akto r „P am iętn ik a Literackiego” oraz „N auki i S ztu k i” , w reszcie prezes T ow arzystw a L iterackiego im ienia A dam a Mickiewicza.
Z naszym T ow arzystw em zw iązał się P ro fesor już w czasie studiów n a U niw ersytecie Jagiellońskim , gdy w 1913 r. zapisał się n a członka O ddziału K rakow skiego 23. Pow rócił do T ow arzystw a dopiero po przygo
dach w ojennych, gdy ponow nie znalazł się w Polsce. W ro k u 1921
w pow ołanym do życia — z in icjaty w y prof. W iktora H ahna — Oddziale Lubelskim T ow arzystw a objął Ju lia n K rzyżanow ski stanow isko sk a rb n i k a 24. Zapew ne od drugiej kadencji pełnił fun kcje prezesa Oddziału. W iadomo zaś n a pewno, że był, jak zwykle, aktyw ny, w ygłosił bowiem co najm niej pięć odczytów , przew odniczył zaś pracom Oddziału do 1927 r.
— 17 —
S iedm ioletni pobyt P ro feso ra za granicą spraw ił, że dopiero w roku 1934 w łączył się ponow nie do pracy w Tow arzystw ie Literackim w W arsza wie, gdzie objął od czerwca tego ro k u kated rę n a U niw ersytecie W ar szaw skim . Oddział W arszaw ski istn iał ju ż wówczas od 1920 r., ale działal ność jego, dość ożyw iona w latach 1920 - 1928, o czym świadczy zacho w ana księga protokołów, potem , zdaje się, osłabła. Od końca roku 1934, w raz z przyjazdem K rzyżanow skiego do W arszawy, odradza się działal ność Oddziału. N a tu ra ln ie P rofesor zostaje w y b ran y przew odniczącym na
W alnym zebraniu o dbytym w listopadzie 1934 r. W spom niane protokoły z lat 1935 - 1937 ukazują, jak dynam icznie potoczyła się p raca pod kie ru n k iem nowego prezesa 25. In teresu jące tem aty, zarów no z zakresu h i storii lite ra tu ry , ja k teorii i metodologii, w yw oływ ały ożyw ioną dysku
sję. Jak o prelegenci w ystępow ali przedstaw iciele starszego pokolenia
(Aureli Drogoszewski), stateczni profesorow ie (Józef Ujejski), śmiali no w atorzy burzący spokój środow iska uniw ersyteckiego (Stefan Kołacz kowski), dojrzali pracow nicy naukow i, już w krótce obejm ujący katedry na u n iw e rsy te ta c h (W acław Borowy, Zofia Szm ydtow a, Z ygm u nt Szw ey kowski), wreszcie ówczesna młodzież, Tadeusz M akowiecki, W iktor W ein- traub, S tefan Ż ó łk ie w sk i26. Sam Prezes w ygłosił kilka odczytów i oży w iał zebrania w ystąpieniam i w dyskusji. Protokoły posiedzeń Zarządu O ddziału pozw alają na w yłow ienie in icjaty w Prezesa zm ierzających do zdynam izow ania działalności1 Oddziału, a ty m sam ym i całego środow iska polonistycznego W arszaw y. Ju ż w listopadzie 1934 r. P rofesor zw racał uwagę n a konieczność w ciągnięcia do T ow arzystw a nauczycieli. W zw iąz k u z ty m nalegał, by odczyty w ygłaszane w Oddziale nie m iały ch arak te ru przyczynkarsko-erudycyjnego, lecz aby dotykały szerszych zagadnień. Gdy sta ry profesor Drogoszewski zakw estionow ał rację b y tu Tow arzy stw a z pow odu istn ienia w W arszaw ie .kilku podobnych organizacji, P ro fesor rzeczowo uzasadnił potrzebę istn ien ia Tow arzystw a, w ykazał jego odrębność od K lubu L iterackiego i N aukow ego oraz T ow arzystw a N aukow ego W arszaw skiego, zalecając oczywiście w spółpracę z nimi. Za p rezesu ry K rzyżanow skiego w znow iono w ydaw anie B iblioteki Tow a rzystw a, przy czym P ro fesor zatroszczył się o to, by w tej Bibliotece w ydać tom studiów zm arłego w 1933 r. swego poprzednika, B ronisław a
G ubrynow icza. O ddział W arszaw ski roztoczył rów nież opiekę nad
„R uchem L ite rac k im ”, zabiegając w tzw. F unduszu K u ltu ry N arodo wej o odpow iednie subsydia. M ożna więc bez przesady powiedzieć, że prezesu ra K rzyżanow skiego otw orzyła now y okres w działalności Od działu W arszaw skiego. Rok 1939 zaham ow ał tę pracę, lecz jej nie zni weczył. T rzeba tu przypom nieć słowa Tadeusza M ikulskiego pośw iad czające, że O ddział W arszaw ski nie zaw iesił sw ych czynności w czasach okupacji. Oto ja k w spom inał owe czasy daw ny sek retarz Oddziału:
— 18 —
„Będziem y długo pam iętać «pierwszą niedzielę każdego m iesiąca», kiedy schodziło się n a zebranie m ickiew iczow skie uliczką Celną ze Starego R ynk u w W arszawie, uliczką Brzozową pod n r 12, do m ieszkania Ju lia na Krzyżanow skiego. Tak w yraziło się wówczas rzadkie praw o polskiego życia: praw o k o n ty n u acji” 27. Dzięki inicjatyw ie P rofesora Oddział W ar szaw ski T ow arzystw a w znow ił w sposób n a tu ra ln y działalność po wojnie. Okazało się jednak, że i Prezesa, i Oddział czekały nowe, tru d n iejsze za
dania. O statni prezes Z arządu Głównego Tow arzystw a, prof. Juliusz
K leiner, podjął decyzję, by w now ych w aru n k ach geopolitycznych prze nieść siedzibę Z arządu G łównego do W arszawy. W przem ów ieniu w ygło szonym na pierw szym po w ojnie Zjeździe W alnym T ow arzystw a prof. K leiner z całym zaufaniem przekazał w ładzę — i los — Tow arzystw a w ręce Ju lia n a Krzyżanow skiego. Stało się to w dniu 30 w rześnia 1946 r. n a zakończenie pierwszego po w ojnie zjazdu ogólnopolonistycznego, któ rego organizatorem , oczywiście z inicjatyw y Ju lia n a Krzyżanow skiego, było T ow arzystw o M ickiewicza w e w spółpracy z T ow arzystw em N au
kowym W arszawskim .
K to nie przeżył ty ch czasów, tem u tru d n o sobie w yobrazić, w jakich w arunkach odradzało się życie naukow e w spustoszonej przez ok upan ta stolicy, cóż dopiero, gdy przyszło działać n a kilku frontach, a w takiej sytuacji znalazł się Ju lia n Krzyżanow ski. Poza zajęciam i uniw ersy teckimi P rofesor pełnił (w latach 1945 - 1949) fu n k cje se k re tarz a generalnego TNW, był, nie m alow anym oczywiście, k u ra to re m G abinetu Filologicz nego K orbutianum , włączał się zaś do każdej akcji, w której w idział szan se dobrej roboty. Czy trzeba dodawać, że przy ty ch obow iązkach ani na chw ilę nie zm niejszył tem pa pracy pisarskiej (gorzej, niestety , było z m o żliwościami d ru k u w czasach m ało łaskaw ych dla... „burżuazyjn y ch uczo n y ch ”). C hętnie też w ystępow ał jak o prelegent. Nas in teresu je z koniecz ności tylko odcinek T ow arzystw a Mickiewicza.
Zaglądam y znów do ksiąg z protokołam i z pow ojennych zebrań Z arzą du Głównego, które P rofesor zw oływ ał system atycznie dla narad zania się nad sposobam i ja k najw iększego u ak ty w n ien ia T ow arzystw a. W ym ow ne są tu liczby. Oto kilka przykładów . W ro ku 1946 odbyło się 17 zebrań P rezydium z udziałem Profesora. W ciągu drugiego półrocza 1950 r. P re zes był obecny n a 15 posiedzeniach Prezydium , opuszczając tylko dwa, w 1951 r. n a 31 zebrań był obecny n a 26, w 1952 na 22, w 1953 na 20. Gdy prace Tow arzystw a okrzepły, członkowie Prezy diu m starali się od ciążać Prezesa od m niej w ażnych zebrań pośw ięconych spraw om bieżą cym. Zawsze jed n ak P rofesor uczestniczył w e w szystkich posiedzeniach, które w ym agały Jego obecności, Jego rad lub rozstrzygnięć, czasem także po p rostu Jego... pieniędzy, którym i zasilał chudą kasę Tow arzystw a w okresach kryzysu. Chciał, by Go inform ow ano o w szystkim , co się
— 19 —
dzieje w Tow arzystw ie. Codziennie gotów był do rozm ów i konsultacji, choćby w ulubionym K orbutianum , k tó re było stałym m iejscem Jego pracy. P odpatrzm y przez chw ilę Profesora, jak to czynili niekiedy cie kawscy czytelnicy. Nie m iał Profesor, oczywiście, swego gabinetu, gdyż szczupłość m iejsca w P ałacu Staszica i b rak w ym agań ze stro ny Profesora stały te m u na przeszkodzie. W ystarczało M u zw yczajne biurko, u k ry te za regałam i korbutiańskich w olum inów . P raw ie codziennie spędzał tu P ro fesor kilka godzin, pochylony n ad książką lub rękopisem , zdum iew ająco w yizolow any od otoczenia. Z nieodłącznym papierosem , którym jako w y traw n y palacz m ocno się zaciągał, ze szklanką czarnej kawy, k tórą po pijał w olnym i haustam i, pracow ał w skupieniu, zapełniając ostrym i, jakb y gotyckim i literam i arkusiki papieru. Tekst w ydaw ał się gotowy — m yślałbyś — pisany pod dy k tan do przez kaligrafa, któ ry nie popełnia om yłek. Czasami P rofesor p rzery w ał n a chw ilę pisanie, oczy Jego n ieru chom iały, głowa zw racała się ku oknu, papieros zastygał w ustach. W spół pracow nicy wiedzieli, że P ro feso r szuka najw łaściw szej form uły dla swej myśli...
Członkowie Z arządu Głównego m ieli p raw o in terp elow an ia Profesora w spraw ach T ow arzystw a w każdym czasie, choć, oczywiście, starali się m ożliw ie rzadko korzystać z tego przyw ileju. W iedzieli jednak, że po zakończeniu rozm ow y P rofesor pochyli się n ad biurkiem i bezbłędnie po dejm ie pracę nad tekstem , choćby p rzerw an ą w pół s ło w a 28. Czy pow ie dzenie, że Prezes in tereso w ał się w szystkim w T ow arzystw ie, to nie p rze sada? O dpow iedzą znów protokoły, k artk o w an e w yryw kow o, a odzw ier
ciedlające codzienność życia Tow arzystw a.
W dniu 22 listopada 1950 r. Prezes zobow iązuje się do osobistych sta ra ń o papier n a d ru k zaległych tom ów „P am iętnik a L iterackiego” . 17 stycznia 1951 r. kładzie nacisk n a konieczność zorganizow ania oddziału w P rzem yślu, p odkreślając w ielką przeszłość k u ltu ra ln ą tego regionu. 25 k w ietnia 1951 r. p roponuje zorganizow anie ekipy „lotnych refe re n tó w ”, którzy mogliby w płynąć n a ożyw ienie pracy w oddziałach. 20 czerwca 1951 r. w ysuw a p ro je k t urząd zan ia literack ich wycieczek. 3 g ru d nia 1951 roku zobow iązuje się in terw eniow ać w spraw ie uzyskania subw encji dla Tow arzystw a, a gdy do 21 stycznia następnego ro k u nie udało się uzy skać pieniędzy, Prezes nie traci optym izm u, wierząc, że trudności zostaną przezw yciężone (wiadomo, że ostatecznym źródłem tego optym izm u była gotowość udzielania pożyczek z kasy w łasnej Prezesa). 3 czerw ca 1952 r. P rofesor przypom ina, że należałoby w ydać w T ow arzystw ie — zapew ne we w spółpracy z PA N — tom y w y b ran y ch studiów B rücknera, B ruch- nalskiego, Bogusław skiego-w nuka, a pod koniec tego roku (17 grudnia) przem y śliwa nad edycjam i Asnyka, Faleńskiego i Blizińskiego, obiecując interw encję w tej spraw ie w Polskiej A kadem ii Nauk. W dniu 8
paź-— 20 paź-—
d ziem ika 1952 r. w ysuw a p ro jek t w yd aw ania drukiem , dw ukrotn ie w ciągu roku, spraw ozdań z działalności T ow arzystw a itd., itd. Nie było, oczywiście, żadnej większej im prezy organizow anej w T ow arzystw ie, se sji, prac edyto rskich 29, zakładania now ych oddziałów — bez in ic ja ty w y lub aprobaty Prezesa. U czestniczył niem al w e w szystkich Zjazdach, n a j częściej i n ajch ętn iej w ygłaszał odczyty, w chw ilach zaś spotkań, w p rze r wach zebrań lub — najbardziej — w czasie długich podróży n a Zjazdy zam ieniał się w gaw ędziarza, facecjonistę, w spom inał z sen ty m en tem daw ne czasy i k apitalnie ch arakteryzow ał ludzi, nie zawsze dobrotliw ie. Ale „dobrym tow arzyszom g ’w oli” nie poskąpił żartu, czasem o sta ro polskiej zawiesistości : „Podczas i czepiec”, albow iem „co po sykofancy- je j? ” ...
Gdy nie m ógł uczestniczyć w zebraniach, zaw iadam iał o ty m telefo nicznie lub n aw et lis to w n ie 30. G dy latem 1952 r. p rzeb yw ał w K azi m ierzu, w liście z 15 lipca podsuw ał rad y sekretarzow i T ow arzystw a, jak opracować spraw ozdanie, i napom inał, by in sty tu cji dotującej działal ność T ow arzystw a „w ypisać verba veritatis o zaw ieszeniu pracy w sku tek brak u środków z zaznaczeniem , że od jesieni ruszy o na” . Podczas pobytu w Am eryce, po o trzy m an iu oczekiw anych inform acji o pracach Tow a rzystw a, Prezes w dniu 19 kw ietn ia 1958 r. pisał do jednego z w icep re zesów: „z przyjem nością myślę, że w czasie już niezbyt odległym będę mógł dzielić troski pod kopułą Staszica i starać się zaradzić przynajm n iej jakiejś ich części”.
Taki był nasz Prezes na co dzień.
N ajdonioślejsza była rola Prezesa w chw ilach przełom ow ych.
Decyzją z 1946 r. i objęciem prezesury Z arządu Głównego zapew nił ciągłość istnienia naszego Tow arzystw a, k tóre odtąd ożyw iał energią, a osłaniał sw ym au to ry tetem . T rzeba bow iem pam iętać, że bezpośrednio po w ojnie spadek ideow y T ow arzystw a M ickiewicza w ydaw ał się ponie którym nadgorliw com nieco podejrzany, choć w śród założycieli m ieliśm y także Bolesława Czerwieńskiego.
B rał Prezes, n a siebie, i tylko na siebie, niep o p u larn e decyzje. Tak np. postąpił, w yrażając zgodę n a przekazanie „P am iętnik a Literackiego” In sty tu to w i B adań L iterackich. U znał bowiem , że tylko w ielka in sty tu cja naukow a, dysponująca odpow iednim aparatem i funduszam i, może za pewnić w ysoki poziom naukow y k w artaln ik a i punktualność jego uk azy w ania się.
N ajgroźniejszy m om ent nadszedł na przełom ie lat 1952 - 1953, kiedy na sk utek ograniczania roli T ow arzystw a w okresie tzw. błędów i w y p a czeń rozw ażano w Z arządzie G łów nym możliwość likw idacji T ow arzy stw a. To, że w łaśnie najznakom itszy polski uczony stał n a czele Tow a
— 21 —
rzystw a, zadecydowało w głównej m ierze o dalszych losach i przyznaniu niezbędnej autonom ii. Obecnie, po uroczystościach dziewięćdziesięciole cia, obchodzonych w trz y m iesiące po zgonie Prezesa, T ow arzystw o Mic kiew icza p atrzy ufnie w przyszłość, świadome, że m iało w swej historii dwóch przew odników , którzy zadecydow ali o jego losach: R om ana P iła ta
i J u lia n a Krzyżanow skiego.
P iła t położył podw aliny pod pow stającą in sty tu cję. K rzyżanow ski za stał Tow arzystw o po drugiej w ojnie św iatow ej „w ysiedlone”, rozbite, niepew ne przyszłości, m ające zaledw ie pięć oddziałów. Zostaw ił je w dniu 19 m aja 1976 r. jako scem entow aną organizację, posiadającą 32 oddziały i zyskującą coraz w iększy prestiż społeczny.
Zarząd G łów ny i członkowie nigdy nie zapom inali o roli, jak ą P ro fe sor odgryw ał w T ow arzystw ie. Na Zjeździe W alnym , odbytym w 1956 r. w Rzeszowie, P ro feso r został w y b ra n y na członka honorowego. Nasze Tow arzystw o, w spółdziałając z Polską A kadem ią Nauk, U niw ersytetem W arszaw skim , In sty tu te m B adań Literackich i K om itetem N auk o L itera turze, doprowadziło w ro k u 1968 do w y d an ia „księgi poświęconej J u lia now i K rzyżanow skiem u” , a zatytułow anej Literatura. K o m pa ra tystyka.
Folklor. W księdze tej bez m ała pół setki uczonych polskich i zagranicz
nych ofiarow ało swe prace jubilatow i. W roku 1973 n a sześćdziesięcio- lecie pracy naukow ej P rezesa Tow arzystw o w ybiło m edal pam iątkow y, O ddział W arszaw ski zaś w ydał bibliografię prac Profesora, opracow aną przez Zofię Św idw ińską-K rzyżanow ską i M arię Bokszczanin, a poprze dzoną obszerną c h a ra k te ry sty k ą działalności naukow ej Ju lia n a K rzyża nowskiego pióra prof. Zdzisław a L ibery. W reszcie na Zjeździe Tow a rzystw a, odbytym w e w rześniu 1976 r. w Rzeszowie, tam tejszy Oddział w ydał druczek bibliofilski, w któ rym umieszczono dw a tek sty Profesora poświęcone Fredrze.
O tym , że w nauce polskiej — i obcej — zawsze przyznaw ano K rzy żanow skiem u m iejsce zaszczytne w śród pierw szych, świadczy m. in. w y bór Profesora n a członka różnych tow arzystw naukow ych: Polskiej A ka dem ii U m iejętności (1933), T ow arzystw a Naukow ego W arszaw skiego (1934), T ow arzystw a N aukow ego W rocław skiego (1946), Polskiej A kadem ii N auk (1952), Serbskiej A kadem ii N auk i U m iejętności (1965). D oktoraty hono
ris causa n ad ały M u dw a u n iw e rsy te ty — nie w arszaw ski jednak, lecz
krakow ski (1964) i w rocław ski (1973). O trzym ał P rofeso r m. in. order S z tan d a ru P racy I k lasy (1956), nagrodę państw ow ą (1964), najw yższe odznaczenie slaw istyczne, tj. m edal Dobrovskiego, p rzyznany przez U ni w e rsy te t K arola w P ra d ze (1968)...
W dyplom ie przyznającym profesorow i Julian ow i K rzyżanow skiem u doktorat honoris causa n ajstarszej polskiej w szechnicy z praw dziw ym wzruszeniem czytam y ch arak tery zu jące Go słowa:
— 22 —
„qui m u lto s annos Societati L itterariae M ickiew iczianae prospero successu praesedit.”
P r z y p i s y
1 Zob. „Nowa Szkoła” 1976, nr 5, s. 9 - 10.
2 Zob. J. Krzyżanowski [wspomnienie] w: Z dziejów podziemnego U n iw er syte tu W arszawskiego”. Warszawa 1961, s. 131.
3 Op. cit., s. 133 - 134.
4 Zob. S. Pigoń, Julian K rzyżanowski. Wzrost i w y m ia r y w: Literatura. K om - paratystyka. Folklor. Księga poświęcona Julianowi* Krzyżanawisikiemu. • Warszawa 1968, s. 5 - 20.
5 Zofo. K. GónsJci, Przegląd stanowisk metodologicznych w polskiej historii lite ratu ry do 1939 roku w: Z historii i teorii literatury, s. II, Warszawa 1964, s. 57.
6 Książkę tę poświęcił Profesor Irenie Krzyżanowskiej, w iernej w spółpracow niczce w czasie powstawania tego dzieła.
7 Zob. J. Krzyżanowski, Na przedprożu dziewięćdziesięciolecia, autograf w Kro nice Oddziału W arszawskiego Towarzystwa Literackiego im. Adama M ickiewicza, zapis z dn. 17 VII 1975 r.; zob. w niniejszym „Roczniku” s. 6.
8 Zob. A. Wyczański, recenzja studium J. Krzyżanowskiego Mikołaja Reja „K rótka rozpraw a” na tle swoich czasów w: Odrodzenie i Reformacja w Polsce, 1957, s. 231.
9 A. Brückner w recenzji zamieszczonej w „Nowej Książce” 1934, z. 10, s. 446. 10 Zob. np. tom W wieku Reja i Stańczyka. Szkice z dziejów Odrodzenia w P ol sce, Warszawa 1958, zawierający m. in. niektóre z w ym ienionych wyżej studiów. 11 A. Tretiak w recenzji zam ieszczonej w „Pamiętniku Literackim ” 1932, s. 132. 12 Zob. „Życie” i laury. Julian K rzyżan ow ski. „Życie W arszawy” 1964, nr 180. U przywilejowanej pozycji Sienkiewicza zagrażał tylko K ochanowski (zob. np. (mj), Literatura i folklor. „Trybuna Ludu” 1974, nr 34). W ydaje się jednak, że przygotowywana przez Profesora wraz z Marią Bokszczanin pełna edycja listów Sienkiewicza przywróciłaby znów pierwsze m iejsce autorowi Trylogii.
13 J. Iw aszkiewicz, O Sienkiewiczu w: R ozm ow y o książkach. W arszawa 1961, s. 133.
14 Nie zapominamy jednak o syntetycznych ujęciach pozytywizm u w Dzie jach literatury polskiej (Warszawa 1969, zwłaszcza s. 350 - 367) oraz o W pro w a d ze niu do L iteratu ry polskiej w okresie realizmu i naturalizmu. Warszawa 1963, t. 1, s. 13-28.
15 Zob. H. Markiewicz, Książka o neoromantyzmie polskim. „Życie Literackie” 1963, nr 51/52.
16 Zob. W. Kubacki w recenzji zamieszczonej w „Wiadomościach Literackich” 1938, nr 19.
17 Zwrócił na to uwagę Z. Libera w przem ówieniu poświęconym Julianowi Krzyżanowskiemu na Zjeźidzie Towarzystwa M ickiewicza w Rzesizowie w dniu 17 września 1976 r.
18 Dramatyczne losy tego podręcznika przedstawiła [M. Bokszczanin] we w stę pie do druczku bibliofilskiego ofiarowanego Julianowi K rzyżanowskiem u przez
— 23 —
Instytut Badań Literackich w r. 1973 „w sześćdziesiątym roku twórczości nauko w ej” (Jędrzejów 1973).
19 Zob. A. Chruszczyński, Habent sua fata... „Tygodnik K ulturalny” 1976, nr 23; Abe [tj. Andrzej Biernacki], Julian K r zyża n o w sk i (4 VII 1892 — 19 V 1976). „Twórczość” 1976, nr 8, s. 152 - 153.
20 Zob. J. K ulczycka-Saloni, Synteza dziejów literatury polskiej. „Nowe Książ ki” 1969, nr 20, zwłaszcza s. 1364.
21 Zob. na ten itemat Z. Libera, Nad bibliografią prac Juliana K r z y ż a n o w skiego w: Dzieło Juliana Krzyżanowskiego. Warszawa 1973, s. 22 - 23.
22 O talencie popularyzatorskim Krzyżanowskiego świadczą m. in. broszury z lat 1946 - 1947, które się ukazały w serii „Literatura dawnej Polski”, a z ostat nich prac „rzecz o zjawiskach literackich” pt. Sztuka słowa (Warszawa 1972).
23 W edług informacji Profesora zamieszczonej w cytowanej wyżej Kronice Oddziału W arszawskiego (zob. przypis 7).
24 Zob. D. Zamącińska, Oddział Lubelski (1921). „Pamiętnik Literacki” 1962, z. 3, s. 300, gdzie podano tekst notatki prasowej z 27 listopada 1921 r., zawierającej inform ację o składzie pierwszego Zarządu Oddziału. W św ietle tego (řokumentu uznać należy, że w Słowniku współczesnych pisarzy polskich (Warszawa 1964, t. 2, s. 264) w biogramie weryfikow anym przez Profesora podane są nieścisłe daty pre zesury lubelskiej J. Krzyżanowskiego: 1921 - 1927.
25 Pierw szy w yzyskał m ateriały zawarte w Księdze protokołów Oddziału War szaw skiego Towarzystwa obecny prezes, prof. Z. Libera, w przem ówieniu zjazdo wym (zob. przyp. 17).
26 O celow ym ziwróceniu uwagi 'na młodzież polonistyczną świadczy także po wołanie na sekretarzy Oddziału Janiny Kulczyckiej, a ipotem Tadeusza M ikulskie go.
27 T. Mikulski, Annales T ow a rz ystw a Mickiewiczowskiego. „Odra” 1946, nr 33; zob. ’ również E. Sawrym owicz, T ow a rz ystw o Literackie im. Adam a Mickiewicza w latach 1946 - 1950. „Pamiętnik Literacki” 1962, z. 3, s. 26 i nast.
28 Że to nie przesada, zob. druczek bibliofilski ofiarowany Julianowi Krzyża nowskiem u w sześćdziesiątą rocznicę twórczości naukowej (cytowany w przyp. 18). 20 Na ten tem at zob. E. Sawrymowicz, E. Jankowski, R. W ojciechowski T o w a rzy stw o Literackie im. Adam a Mickiewicza w latach 1946 - 1961. „Pamiętnik L ite racki” 1962, z. 3, a dla dalszych lat sprawozdania z działalności Towarzystwa za mieszczane głów nie w „Roczniku Towarzystwa Literackiego im. Adama M ickiewi cza” (1966 - 1975).
30 Np. w dn. 1 grudnia 1952 r. Prezes pisał do sekretarza Towarzystwa: „jesz cze dzisiaj chcę posiedzieć w domu, by wyzbyć się reszty grypki (na szczęście lek kiej), bo też nie będę mógł być na wieczornym posiedzeniu. Proszę w ięc poprosić p. Eugeniusza [Sawrymowicza] lub p. Szm ydtową o przewodniczenie”.