• Nie Znaleziono Wyników

My i nasze zjazdy : kronika zjazdów

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "My i nasze zjazdy : kronika zjazdów"

Copied!
78
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

KRONIKA ZJAZDÓW

(4)

ZAWARTOŚĆ ALBUMU

Zawartość tego albumu jest szczególna, ponieważ powstała w większości z materiałów prze­

chowywanych przez nas ponad pięćdziesiąt lat, tak starannie w głowie i w szufladach, że na zawołanie zespołu redakcyjnego zostały odkurzone i przesłane do zredagowania.

Świadczy to o głębokim przywiązaniu do czasów, które przeżyw aliśm y wspólnie.

Oto dla przypom nienia spis tego, co udało nam się ocalić:

1. Nasza uczelnia, profesorzy i studenci - absolwenci 2. Fotohistoria zjazdów semestralnych

3. My i nasze czasy 4. Dlaczego zjazdy?

5. O tych co odeszli 6. Nasze lata studenckie

- nasze dodatkowe wykształcenie

- życie na uczelni, w akademiku i w ogóle życie - h o p k i- szopki

- nasi sportowcy

- coś z ideologii socjalizmu 7. Kronika zjazdów

- ody do opornych - fotokronika

8. O marszałku Zjazdów

9. Kolumna autorsko - redakcyjna

10. Stowarzyszenie W ychowanków Politechniki Śląskiej 11. Gliwice - miasto naszej uczelni.

2

(5)

N ASZA UCZELNIA, PROFESORZY

I STUDENCI - ABSOLWENCI

(6)

PIERWSI ABSOLWENCI JEDNOLITYCH STUDIÓW

STOPNIA MAGISTERSKIEQO W YD ZIAŁU BUDOW NICTW A

PRZEMYSŁOWEGO

I OGÓLNEGO 1951

-

1957

1. Prof. nzw. dr inż. E dm u n d S zc zep a n ia k 2. Prof. zw. dr inż. Stefan K aufm an

3. Prof. zw. dr hab. inż. F ra n ciszek W asilkowski 4. Prof. zw. mgr inż. M ich a ł P a szk ie w ic z

5. Prof. zw. dr inż. arch. C ze sła w Thullie

6. Prof nzw. mgr inż. arch. W ładysław S m ia ło w sk i 7. Prof. zw. mgr inż. S ta n isła w S zerszeń

8. Prof. zw. dr A n ton i W akulicz

9. Prof zw. dr inż. M arian Jan u sz 10. Prof. zw. dr inż. J ó z e f L edw oń 11. Prof. zw. dr hab. inż.

Z b ig n iew B u d zia n o w sk i 12. Prof. dr inż. M arian K a m ień sk i 13. Prof. zw. mgr inż. arch.

Tadeusz T eodorow icz- Todorow ski 14. Prof. zw. dr inż. Leon R ow iń ski 15. Mgr zast. prof. B o le sła w Tow arnicki

(7)

TO M Y studenci absolwenci

Wojtek Badian Heniek Dwornik Kazek Fabrykowski

Władek Frużyński Kamil Głogowski Heniek Giecołd Andrzej Grabski Heniek Jadwiszczok Konrad Kaczmarczyk Andrzej Korduła Andrzej Kozubski Kornel Kubaczka Stasio Kulik

Czesiek Kułaczkowski Jurek Kuranda

Leszek Marchwicki Bruno Nohel Heniek Nowak Stasio Nowak Rysiek Nowakowski Olek Orawiec Tomek Paciej Mietek Pająk Andrzej Pojda Roma Przybyłowska Danka Rcfpała Mietek Romanowski Irek Rynio

Jurek Sławiński Darek Spyra Jurek Szczepaniak Marek Szlęzak Andrzej Trawiński Bogda Walczak Rysio Wąsowski Janusz Więckowski Heniek Wowk Tadek Zabystrzan Monika Zamorska

Tadek Zeidler Jasio Kupka

Otwin Langer

(8)
(9)

FOTOHISTORIA

Z J A Z D Ó W

SEMESTRALNYCH

(10)

Lecz niech w ie d z ą nasze wnuki,- dla pam ięci, dla nauki, dla zabawy, że pam ięć dla szkolnej ławy,

tak g łęb o k ie m iew a skutki, iż dla picia razem w ó d k i i sp ęd zen ia m iłych ch w il...

...w ie le gór i w ie le mil

m ożn a przebyć bez przymusu dla w s p ó ln e g o C /A U D E A M U S U C JA U D E A M U S ICJiTUR

V II. Z jazd W E T E R A N Ó W

W isła - G łę b c e 24 - 2 6 .0 5 .1 9 9 6

IV . Z ja zd J U B IL E U S Z O W Y

R u d y R a cib o rsk ie

^ 1 2 - 1 4 .1 0 .1 9 8 4

" G L IW IC E "

21 - 2 2 .1 0 .1 9 6 7

V III. Z jazd P R Z E Ż Y J M Y T O J E S Z C Z E R A Z "

D zierżn o 29 - 3 1 .0 5 .1 9 9 8

V. Z jazd O L IM P IJS K I'

D zierżno 1 4 - 1 6 .1 0 .1 9 8 8 H w stor i w S P O T K A N I E NA S M E G U

W isła , 10 - 13.02.1972

IX . Z ja zd jjp

" 2 0 0 0 " ‘ V B ystra ;A' 15 - 1 7 .0 9.2000

V I. Z ja zd # K O R A L O W Y ^ U stro ń ą . ■ 22 - 24.05.1992*^

III. Z ja zd

D W U D Z IE S T O L A T K Ó W Iste b n a

14 - 1 6 .1 0 .1 9 7 7

X . Z ja z d 12 - 1 4 .0 9 .2 0 0 3

N I E M O Ż E N A M U B Y Ć H U M O R U I s te b n a " S z a r o tk a "

(11)
(12)

M Y I NASZE CZASY

"Każdy czas ma swoją twarz"

(przysłowie polskie)

"O tem pom ! 0 mores!"

(Seneka)

Komitet redakcyjny niniejszego wydawnictwa zobowiązał mnie do napisania swoich refleksji na temat naszych zjazdów. Po długich bezowocnych oczekiwaniach na olśnienie stwierdziłem, że nie potrafię nic sensownego na ten temat napisać. Dla tych wszystkich, którzy wzięli w nich udział, pisanie o nich jest zbędne, a dla pozostałych opis tych spotkań i tak nie odda ich atm osfe­

ry i odniesionych przez nas wrażeń, chyba że opisu podjąłby się lepszy ode mnie kronikarz.

Postanowiłem więc samowolnie zmienić temat z mającego brzmieć "M y i nasze zjazdy" na "M y i nasze czasy", a jak się dalej okaże, będą to refleksje również na temat "nasze czasy i ja". Pod to "ja"

zmieścić się może każdy z nas i przywołać swoje przygody, refleksje i oceny minionych czasów.

Zaawansowani jesteśm y w latach już na tyle, że upoważnia nas to do spisania naszych wrażeń i ocen, oraz do podania ich do wiadomości tym, którzy zechcą się nimi zainteresować.

Janusz W ięckowski na jednym ze spotkań komitetu redakcyjnego rzucił myśl, aby opisać w skrócie czasy, które stanowiły "tło" naszych studiów i późniejszych naszych losów.

Nasze dojrzałe lata, od roku 1951 i nadal, przeżyliśmy w okresie pewnej stabilizacji w od­

różnieniu od naszych rodziców, których porównywalne lata przypadły na dwie wojny św iato­

we i związane z tym tragedie rodzinne i narodowe.

Młodość naszych lat studenckich przypadła na szczytowy okres "kultu jednostki", kiedy przekonywano nas o ideach "wiecznie żywych", a które umierały wcześniej od ich głosicieli i wyznawców, i od nas samych.

Z tego okresu przypom inam sobie drobne, ale charakterystyczne zdarzenia i przygody.

Jako że urodziłem się w Katowicach, posiadam w swoim archiwum m etrykę urodzenia z nazwą tego miejsca: Stalinogród. Ciekawy jestem , czy w zamyśle pom ysłodaw ców nazw a ta miała przetrwać po wieczne czasy, bo przetrwała jedynie 3 lata. Był marzec 1953 roku. W kilka kw adransów po ogłoszeniu komunikatu o śmierci Stalina, zaopatrzyłem się we flaszkę czystego "likieru strażackiego" i odwiedziłem Andrzeja Kordułę zaufanego reakcjonistę, aby podyskutow ać o konsekw encjach tego doniosłego wydarzenia. K onsekw encje były doniosłe, lecz odczuliśm y je dopiero w pamiętnym roku 1956.

O ogólnej atmosferze zastraszenia panującej w społeczeństwie niech świadczy drobny epizod sytu- acyjny, w którym się znalazłem w dniu ogłoszonej "narodowej żałoby" po śmierci Stalina. W dniu tym w samo południe, gdy zawyły syreny znajdowałem się w pociągu, który miał właśnie ruszyć z Gliwic. W przedziale znajdował się ze mną nieznajomy starszy mężczyzna. Zdawaliśmy sobie spra­

wę, że gdy zawyją syreny, ludzie w miejscach publicznych mają się zatrzymać, wstać, jeśli siedzą i w ten sposób oddać hołd - wiadomo komu. Spojrzeliśmy po sobie z nieufnością i potulnie wstaliśmy, każdy z nas osobno bojąc się reakcji ze strony nieznajomego potencjalnego donosiciela. Dzisiaj nie zachowalibyśmy się podobnie tylko z tego powodu, aby nieznajomy nie odgadł naszych myśli.

W pierw szym okresie naszych studiów indoktrynowani byliśmy na wykładach z podstaw m arksizm u-leninizm u, a w szczególności na zajęciach Studium W ojskow ego. Jego kom en­

11

(13)

dant pułkownik Baranowski obiecywał nam, że na razie Studium W ojskow e jest przyporząd­

kowane Politechnice, lecz ju ż niebawem to Politechnika będzie przy Studium W ojskow ym . W okresie tym, przydatnym, a raczej obowiązkowym podręcznikiem (o dziwo, na studiach tech­

nicznych) była "Krótka historia WKP(b)". Otóż liczne egzemplarze tej makulatury w twardej opra­

wie wyrzucano przez okna akademików na płonące stosy, kiedy w ''Październiku" 1956 roku manife­

stowaliśmy poparcie dla Gomułki. Całym sercem manifestowaliśmy za "odwilżą". Idąc wielkim tłu­

mem ulicą Generalissimusa Stalina (dawniejsza i dzisiejsza ulica Dworcowa) studenci, bo to my byliśmy również motorem ówczesnych przemian, zrywali tabliczki ze znienawidzoną nazwą. Przy­

pomnę hasła i okrzyki, jakie wtedy wznoszono: "Lwów do Polski", "Rokossowski do domu", "Polski węgiel do Polski". Proszę sobie przypomnieć "marsz milczenia" ulicami Gliwic z udziałem niektó­

rych naszych profesorów, na znak protestu przeciw stłumieniu powstania węgierskiego.

Skąd w okrzykach wznoszonych przed ratuszem na rynku gliwickim tak dobitnie w yróżnia­

ło się miasto Lwów? O tym mogą nam powiedzieć nasi koledzy i koleżanki legitym ujący się miejscem urodzenia w ZSRR. A to, że nazwa ' znikła z aktualnej mapy świata dowodzi, jak szybko zachodzą zmiany w "naszych czasach".

Ciekawie brzmiało zestawienie śpiewnej gwary lwowskiej z dość chropaw ą gw arą śląską.

Byli wśród nas autochtoni, rdzenni Ślązacy, koledzy i koleżanki z Polski centralnej, jak i wspomniani zza Bugu.

Nie znajdziecie w słowniku języka polskiego słowa "koprach", a przecież po naszem u, czyli po Śląsku to komar.

Koprachem zwał mnie ś.p. Andrzej Korduła, jeden z moich serdecznych kolegów. Chcę jego pamięci poświęcić kilka zdań. Był to bardzo inteligentny, dobry kolega, ale jako człowiek cha­

rakteryzujący się cyniczną postawą wobec życia. Krótko po studiach udając się z wycieczką statkiem "Mazowsze" po portach Bałtyku zwrócił się o azyl w Szwecji. Po pobycie w "interna­

cie" pracował w firmie projektowej, prawdopodobnie m iał też własną firmę. W spólnie z Bron- kiem wysłaliśmy mu na jego prośbę parę podręczników. Utrzymywałem z nim korespondencję do czasu, aż przedstawił mi się agent S.B. oznajmiając, że zna treść naszej korespondencji i przedstawiając propozycję jej dalszego prowadzenia przy jego udziale. M iałem nadzieję, że jeszcze się z Andrzejem kiedyś zobaczę, niestety list, który obiecał napisać, już do mnie nie dotarł. W ypiliśmy wspólnie trochę naprawdę czystego alkoholu, jako że kupowanego na receptę wypisywaną przez znajomego medyka o treści następującej: spiritus vini 100 ml, syrop żywoko- stowy - 1 opakowanie, z adnotacją, że spirytus nie może być barwiony, bo chory jest alergikiem.

Kilka takich recept realizowanych w różnych aptekach załatwiło sprawę do następnego razu.

Jako że Andrzej był "racjonalnie leniwy" mieliśmy wspólne notatki z niektórych wykładów. Do zaliczenia z chemii budowlanej żądano przedstawienia notatek, poszliśmy więc we dwójkę, jako że notatki były wspólne. W spólnie złożyliśmy podanie o zatrudnienie w Katedrze W ytrzym ało­

ści Materiałów na stanowiska zastępcy asystenta. Andrzej wycofał się, zanim rozpoczął pracę.

Lata 1957 i następne, to już czasy naszej aktywności zawodowej. Na naszych kolejnych zjaz­

dach, każdy z uczestników "przym uszony" byw ał do d o b row olnego zd aw ania spraw y 0 swoich popełnieniach. Gdyby te wypowiedzi spisać, okazałoby się, że jest to obraz naszego półwiecza, mały wycinek historii budownictwa w kraju po wojnie, w czasie intensywnego roz­

woju przemysłu, i wreszcie w czasie kryzysu przed trwającą jeszcze transformacją ustrojową.

Na zakończenie niniejszych w spom nień chcę zaapelować do Koleżanek i Kolegów przeglą­

dających ten album, aby swoje wspom nienia i refleksje przenieśli na papier lub dyskietkę 1 przesłali je do niezawodnego Brana. M ógłby to być m ateriał na następne w ydawnictwo.

(14)

DLACZEGO ZJAZDY?

Byliśmy stosunkowo nielicznym rocznikiem , ja k na tamte czasy. Studia na nowo utworzonym W ydziale B udow nictw a Przemysłowego zaprogramowano w system ie "jednolitym"

na 11 semestrów. Oznaczało to, że nie było możliwości ukoń­

czenia studiów po 3 latach z tytułem inżyniera zawodowego, jak na innych wydziałach. Po pięciu i pół roku studiów i obro­

nie pracy dyplomowej mieliśmy uzyskać tytuł inżyniera ze stopniem magistra. Nasze studenckie grono liczyło począt­

kowo 42 osoby, w tym cztery przedstaw icielki płci pięknej.

Byliśmy ludźmi ambitnymi, zdolnymi, nierzadko w rażliw y­

mi i interesującym i, i jak to zwykle odkrywa się w społecznościach akadem ickich tow arzyski­

mi, wesołymi, często sprawiającym i wrażenie beztroskich, mimo trudnych czasów. Stanow i­

liśmy jak na owe czasy grupę "wspaniałych dwudziestoletnich".

M imo m łodego wieku byliśm y ludźmi "z przeszłością" wojenną i powojenną. Urodzeni na kilka lat przed 1939 rokiem pochodziliśm y z różnych stron Polski. Byli więc wśród nas Śląza­

cy z polskiej i niemieckiej przedwojennej części Śląska. Znaczną część stanowili Lw ow iacy i mieszkańcy wojew ództw a lwowskiego, których przesiedlono na "Ziemie Odzyskane". W ięk­

szość naszych profesorów pochodziła też ze Lwowa. Niektórzy z nas urodzili się na Polesiu, W ołyniu czy Podolu, inni w granicach Polski Centralnej. Jeden z nas przyszedł na św iat jako obywatel W olnego M iasta Gdańska, inny był kiedyś obywatelem Czechosłowacji. Ktoś w swej drodze życiowej zahaczył o stepy Kazachstanu. Prawie każdy miał w swojej genealogii coś, czego w ówczesnych warunkach społeczno - politycznych bezpieczniej było nie ujaw ­ niać. Łączyliśm y się instynktownie w nieformalne grupy: miejscowych, m ieszkających stale lub czasowo w różnych częściach Gliwic (np. Spółdzielnia „W ójtowianka"), dojeżdżających, wreszcie m ieszkańców poszczególnych domów akademickich. Często chodziliśm y do kina, Operetki, bawiliśm y na zabawach organizowanych przez poszczególne wydziały. Długi okres wspólnych studiów w małej grupie, kłopoty i radości wspólnego przebyw ania, w ytworzyły więzi, które pozwoliły nam po latach zatęsknić do spotkań.

Fortunat N owakowski - stary harcerz, kierownik zespołu projektow ego, działacz gliw ickie­

go oddziału PZiTB, lubiący organizowanie różnego rodzaju imprez zawodowych, społecz­

nych i towarzyskich, był inspiratorem zorganizowania pierwszego spotkania - zjazdu w X rocznicę ukończenia studiów. Spotkanie organizacyjne w gronie złożonym z N ow akow skich, Nohelów, Pająków, Kulików, Orawców i Rom anowskiego zostało ukoronow ane zjazdem.

Program I zjazdu był bardzo szczegółowy, rozpisany na godziny. Spotkanie z profesoram i, adiunktami i pracownikam i wydziału odbyło się w podniosłej atmosferze, w Sali Senatu Poli­

techniki i w audytoriach. Były kwiaty, przem ówienia i był uroczysty bankiet. W tedy też w y­

brano kom itet organizacyjny zjazdów, a Bronek Nohel stał się głównym ich dokum entalistą, organizatorem i sekretarzem.

Radość pierwszego spotkania była wielka. Każdy zdaw ał relację ze swoich dojrzałych 10 lat. Poznaliśm y w zajem nie nasz stan cywilny i rodzinny, awanse zawodowe i otw ierające się perspektywy. W swoim gronie m ieliśm y pracowników instytutów naukow ych i uczelni, kie-

13

(15)

równików budowy w kraju i za granicą, kierowników pracowni i zespołów projektow ych, inspektorów nadzoru, kierowników grup robót budowlanych, dyrektorów przedsiębiorstw i zjednoczeń budowlanych, właścicieli firm budowlanych, kierowników działów budowlanych, działaczy adm inistracji państwowej, a także pułkownika W ojska Polskiego.

Drugi zjazd także był poprzedzony spotkaniami u Nowaków, Nohelów, N ow akow skich i Trawińskich. To dzięki Andrzejowi Trawińskiem u i jego dyrektorow aniu w Rybnickim O krę­

gu W ęglowym doszło do skutku "spotkanie na śniegu" w domu w czasow ym "Halny" w W iśle.

Poznaliśmy wówczas nasze całe rodziny, łącznie z dziećmi, czasem już drugie żony naszych kolegów. W tedy też postanow iliśm y mówić po imieniu również do żon kolegów, by czuć się jak w rodzinie i traktowaliśm y je jak nasze własne dobre, koleżanki, co okazało się istotne dla kształtowania wzajemnych stosunków. Byliśmy wszyscy dla siebie życzliwi i tolerancyjni.

Cieszyliśmy się ze spotkań, znikał czas upływający m iędzy nimi, więzi koleżeńskie przem ie­

niały się w przyjaźnie, które często przenosiły się na całe rodziny.

Kolejne spotkanie po dwudziestu latach od ukończenia studiów, „spotkanie XX-latków" w Istebnej zorganizowane było w miejscu i z program em przygotowanym głów nie przez Bronka Nohela i od tamtej pory W anda i Bronek byli już faktycznym i organizatoram i zjazdów, w spo­

maganymi niezm iennie przez Pająków, Kulików, Sławińskich i Jadw iszczoków . N ohelow ie stali się instytucją, która prowadzi dokum entację zjazdów, załatwia sprawy finansow e, kore­

sponduje z rozproszonym i po świecie i kraju kolegami, podtrzym uje z potrzeby serca kontak­

ty telefoniczne, prowadzi naszą "bazę danych osobowych".

Na kolejnym spotkaniu w "Buku" koło Rud Raciborskich Bronek Nohel m ianowany został

"Marszałkiem Zjazdów", a W anda oczywiście od tej pory pełni honory Pierwszej Damy. Ale tak poza "honorami" Bronek stał się głową naszej wielkiej rodziny. To na nim spoczywa główny ciężar organizacji spotkań.

Otwarty dom W andy i Bronka Nohelów, wsparcie i pomoc solidarnych z nimi Oli i M ietka Pająków, aktywnie czuwających Moniki i Staszka Kulików, pozostających w stałym kontakcie Eli i Heńka Jadwiszczoków, Ireny i Jurka Sławińskich, Janusza W ięckowskiego, Fortunata N o­

wakowskiego stanowią część sekretu udanych organizacji spotkań, zaś podstawą sukcesu jest solidność, pracowitość, koleżeńskość, życzliwość i stałość Bronka i Wandy.

Pół wieku historii rodziny to czas, w którym dzieją się rzeczy radosne i smutne. Coraz częściej mamy potrzebę dzielenia trudnych chwil, chorób i rozstań. W szystkie wiadom ości, także i te tragiczne ogniskują się pod znanym adresem i num erem telefonu domu N ohe­

lów. Stamtąd rozchodzą się także wici o konieczności uczestniczenia w uroczystościach po­

grzebowych.

Dzięki koleżeńskim zjazdom spotykam y się w ciągu życia częściej, niż w niejednej rodzinie naturalnej, przede wszystkim na tych spotkaniach radosnych. N a zjazdy nie za trudno było Jadwiszczokom przywieźć z Nadrenii spory zapas win reńskich, Giecoldom przylecieć z Flo­

rydy, lub przynajmniej refundować szampana, Kulikom m ontować przeglądy filmowe. Jasiu Kupka mimo wieloletniego pobytu w Niem czech pisze do nas obszerne listy piękną polsz­

czyzną, a Otwin Langer nawet podczas uciążliwej choroby przyjechał do Polski wraz z żoną Renatą i odwiedził Bronka i W andę.

Danka

(16)

❖ ❖

Jurek Szczepaniak w swoim przemówieniu w Bystrej w 2000 roku wnioskuje takie przy­

czyny naszej potrzeby spotkań:

- znakom ita większość została wierna zawodowi inżyniera, - nikt nie w szedł w bolesny konflikt z prawem,

- nie było wśród nas przykrych charakterów,

- wszyscy osiągnęli jak na tamte czasy względną stabilizację życiową.

To wszystko robi człow ieka pogodniejszym i bardziej otwartym na ludzi, a szczególnie na kolegów z czasów młodości.

# ❖ ❖

M ietek Pająk w D zierżnie w 1998 roku zrelacjonował za Seneką, jednym zdaniem : "Naj­

gorszym z nieszczęść jest opuścić szeregi żyjących jeszcze przed ś m ie rc ią Nie czekaj, aż sprawy pozw olą ci odejść, lecz sam uwalniaj się od nich".

* ❖ *

Na koniec trzeba powiedzieć, że nasze zjazdy to "instytucja" wolna od jakichkolw iek zarzą­

dzeń i dyrektyw, które wisiały nad nami przez całe życie zawodowe. W niej czujem y się swobodni i niezależni, dlatego chętnie zjawiamy się na spotkaniach. To jak w oblężonym przez N iem ców Leningradzie ludzie mówili: - Czuliśmy się wolni, robiliśm y to co uw ażali­

śmy za właściwe, Stalin do nas nie sięgał.

Fortunat

15

(17)

S T R A S Z Y N A S Z E G A R C Z A S U , B O M B A Z E G A R O W A - B E Z H A Ł A S U

W spomnienia w młodości zawartych przyjaźni, to ulotne chwile w naszej wyobraźni.

Pięć lat wspólnie spędzonych to je s t życia szmat.

N ikt nam nie odbierze tych m inionych lat.

Bywało rozmaicie, czasy były trudne, zdobywanie wiedzy czasem było żmudne.

W szystko było sztuczne, bo ustrój był choiy,

lecz wyrosły z nas magistry, a nawet doktoiy.

C hoć wiele nam głupot w życiu przeszkadzało, jed n a k coś się zrobiło,

coś się zbudowało.

To, że się przyjaźnimy, grupą spotykamy, tak niewielu, tak wiele sobie zawdzięczamy.

Była to inicjatywa pana Fortunata,

którą Bronek Nohel przez te wszystkie lata, w różny sposób wcielał w życie,

pielęgnujcie należycie.

Za te wszystkie przemyślenia, nakład pracy, poświęcenia, składam y serdeczne dzięki, za te wszystkie lata męki.

Króluj nam Marszałku Miły, je śli chęci masz i siły.

Janusz W ięckowski

(18)

O TYCH CO ODESZLI

(19)

M ONIKA I STAN ISŁAW K U LIK O W IE

Inicjatorzy spotkań przedzjazdowych, zwłaszcza po śmierci Bogdy. Nieocenieni dokumentaliści, rejestrujący zjazdy na taśm ach wideo. Zaw sze gotow i służyć bez zastrzeżeń.

M onika pełna ciepła, kobiecości i życzliwości. Stasiu ja k ­ by w tle, a jednak czuwający nad całością. Zaangażow any w odrodzenie przyrody po pożarze lasów pod Gliwicam i, czuwał nad budową nowoczesnego, w pełni zautom atyzo­

wanego instytutu szkółkarstwa. Jego miłość do M oniki przetrwała od gim nazjum po grób, w ypaliła się łącznie z życiem...

ANDRZEJ TR AW IŃSK I

Jego wiedza i zdolności organizacyjne zostały wcześnie do­

strzeżone i docenione, był jednym z najm łodszych dyrekto­

rów poważnego Przedsiębiorstw a Budowlanego Rybnickie­

go Okręgu W ęglowego. Zawdzięczam y Mu rodzinne "spo­

tkanie na śniegu", kiedy byliśmy jeszcze młodzi i noszący w sobie tyle nadziei. Nieoczekiwany wyjazd na obczyznę przy­

spieszył Jego zgaśnięcie.

ANDRZEJ G RABSKI „PR O T E Z A ”

Przez wszystkich kochany, wrażliwy, delikatny, inteligent­

ny. Dla obrony swego wnętrza często wkładający m askę czło­

wieka twardego, uciekającego się naw et do obsceniczności.

Uwielbialiśm y Jego niew yparzony język i naw et koleżanki darowały mu te niezbyt przyzw oite dowcipy.

Przez wiele lat pracow ał na budowach, następnie podjął pra­

cę na Politechnice Śląskiej, W ydziale Budow nictwa.

Jako docent doktor poprzez kolejne stopnie kariery doszedł do stanow iska prodziekana W ydziału Budow nictw a, odzna­

czony złotym Krzyżem Zasługi.

(20)

KONRAD K A C ZM A R C ZY K - "KATZ"

Nigdy nie będzie wiadom o jak należy pisać jego pseudonim, po­

nieważ zawsze był tylko wymawiany. W edług mojego odczucia szukał przyjaźni.

Gdy wracaliśm y wcześniej z wykładów, wstępował do mnie i gra­

liśmy zakazany JAZZ, ja na gitarze, a on na saksofonie z butelki po winie z odciętym dnem. M iał wydatne wargi, więc głos sakso­

fonu był niezrównany.

Pochodził z Chorzowa, ale po studiach zam ieszkał na Dolnym Ślą­

sku. K rólow ał w małej miejscowości krótko i zgasł.

BOGDA W ALCZAK -O RAW CO W A

Jej żywiołem było życie organizacyjno - towarzyskie. Z a­

wsze wesoła, wyróżniająca się swoją aktywną osobow o­

ścią, chętna do spotkań, pom ysłowa, w rażliwa na piękno, ciągle żądna spełnień. Tak oczekująca i m ająca nadzieję udziału w "zjeździe olimpijskim". Niestety, nie starczyło jej sił. Ksiądz Jan Twardowski napisał wiersz myśląc o Annie Kamieńskiej, a my słuchaliśm y go z myślą o od­

chodzącej Bogdzie: "Spieszmy się kochać ludzi. Tak szyb­

ko odchodzą "

TADEUSZ ZABYSTRZAN W ieloletni starosta roku. Cudowne połączenie staranności, pracowitości i zdyscyplinow ania z chłopięcą beztroską i roz­

bawieniem. M iłośnik muzyki jazzow ej. To on trzymał nas w ryzach, mobilizował, inform ował nas o kłopotliwych cza­

sem decyzjach Rady W ydziału. Niew dzięczni m ówiliśm y o nim "panikarz".

Po studiach kierow nik pracowni w Biurze Projektów Górni­

czych, pracujący też na kontraktach zagranicznych. Odszedł niespodziewanie i jak zawsze za wcześnie.

ANDRZEJ KOZUBSKI

Był tak cichy i tak pracowity, że prawie niezauważalny. Nie było z nim problemów na uczelni, a poniew aż m ieszkał w Rybniku, to mało uczestniczył w spotkaniach po zajęciach.

Chorował na serce i odszedł niepostrzeżenie - jakby niezau­

ważony. Ale był z nami i to pam iętam y.

19

(21)

KORNEL KUBACZKA

Razem mieszkali, razem na wykłady, na stołówkę, razem się uczyli i bawili. W iadom o, że chodzi o Kornela i Bronka, zaprzyjaźnionych kolegów z czasów gim nazjalnych. W spólnie wybrali się na studia do Gliwic. Kornel przyjęty warunkowo bez akadem ika i legitymacji studenckiej, m ieszkał razem z Bronkiem w jednym pokoju. Dopiero po pierwszym semestrze i zdanych egzaminach, Kornel otrzymał legitym ację studencką i przydział akadem ika. Obaj też jeździli na soboty i niedziele do rodzinnego Cieszyna. W spólnie zapisali się do AZS-u i zaczęli budować sekcję tenisa stołowego, której drużynę wprowadzili do pierwszej ligi pań­

stwowej. Przez całe studia mieszkali w jednym pokoju. Po dyplom ie pracę podjęli w G liw i­

cach i zam ieszkali znowu razem. Prawie w jednym czasie ożenili się, a ich wybrankam i były dziewczyny z cieszyńskiego gimnazjum. W ystępowali też zespołowo na M istrzostwach Świata w tenisie stołowym w Pekinie - Kornel jako zawodnik, Bronek jako kierownik ekipy.

Drogi ich się rozeszły, kiedy Kornel podjął pracę trenera w Niem czech, a następnie we W ło­

szech.

Po kilku latach wrócił do Gliwic i zajął się pracą trenerską w gliwickim AZS-ie i otw orzył własną firmę, która zajm owała się budową basenów kąpielowych. Budow ał praw ie w całej Polsce. Lubił szybkie samochody i szybką jazdę. Zawsze był zaganiany i zawsze się śpieszył.

Gdy w racał późnym wieczorem z Nowego Sącza do Gliwic zabrakło mu benzyny na w iaduk­

cie w Balicach, i ten fakt stał się wielką tragedią, z przyczyny źle zabezpieczonej budowli inżynierskiej.

Odszedł przyjaciel wesołego usposobienia, koleżeński, zdolny do poświęceń, uczciwy i do­

bry.

OTW IN LANGER

Cichy, spokojny, dobrze ułożony student, dojeżdżający z Bytomia. Po studiach w yjechał na stałe do Frankfurtu nad Menem, gdzie pracował w biurze projektowym. Lubił podróżować ze swoją żoną Renatą po egzotycznych kra­

jach jak: W enezuela, Kostaryka, Dom inikana. Oboje po­

chodzili z Bytomia. Odwiedzili Gliwice ostatni raz w 1994 roku. Otwin zm arł w 1996 r.

(22)

Komu dowcipu równo z w ym ową dostaje, niech szczepi m iędzy ludzi clohre obyczaje.

(Jan Kochanowski)

NASZE LATA

STUDENCKIE

(23)

NASZE DODATKOWE WYKSZTAŁCENIE

STUDIUM

WOJSKOWE

W spomina Tadek Z.: Z niepewnych i nie zdyscyplino­

wanych studentów stworzono karną kompanię, w której między innymi byli: Heniek W., Jurek S., Tadek Z. i Kon­

rad K. Kompania miała wykonywać ciężkie zadania. T a­

dek dostał 3 dni aresztu, więc zabrano mu pasek i sznu­

rówki, żeby nie popełnił samobójstwa. Kiedy wartownik prowadził go do latryny tak staw iał kroki w nie sznurow a­

nych kam aszach, że buty lądowały w krzakach, a on za nimi, aby je znaleźć. Jurek pracujący na dyżurze w kuchni przynosił mu chleb grubo smarowany masłem, tak że po­

byt w areszcie zaliczał do najprzyjem niejszych chwil na wojskowym poligonie.

Studium w ojskowe czyli jak robić ze studenta żołnierza broniącego socjalizmu. W oj­

skowi mieli zajęcie, a studen­

ci zabawę, gdy zdarzały się sytuacje dysproporcji in te­

lektu m iędzy słuchaczam i i wykładowcą. B yła to jednak nauka taka jak inne, z tym że słu c h a n o je j w d re lic h a c h w ojskow ych w salach w y­

dzielonych z budynku uczel­

ni. Z a lic z a liś m y ró w n ie ż ćwiczenia: czyszczenie bro­

ni, musztra, pełnienie warty i poligon wojskowy.

N ajprzydatniejszym p rz e d ­ m iotem z całej tej zabaw y były zajęcia o budowie samo­

chodu i nauka jazd y , co w efekcie m ożna było zamienić na prywatne prawo jazdy.

T a k się p rz ę d ła s iln a nić U k ła d u W a rsz a w sk ie g o - k tó rą h is to ria n a n a sz y c h oczach skutecznie zerw ała, zostawiając nam tylko prawo jazdy.

Kiedy stał na warcie, dowódca podszedł do niego i powiedział, że jeżeli będzie szła taka fajna babka - jego żona - to ma ją przepuścić. Za jego wartowania piękność nie przyszła, ale jak zm ienił się z Konradem to właśnie przybyła, Konrad nie w iedział o poleceniu i zatrzym ał wołając: - stój bo strzelam -, a potem tłum aczył się dowódcy, że zatrzym ał ją dlatego, bo to była jakaś szantrapa.

Na zakończenie obozu (poligon w Gubinie) podsumow ano nas krótko po wojskowem u:

JESTEŚCIE ELEM ENTEM Z JEDNEJ STRONY W YSOKIM -

- A Z DRUGIEJ W IELCE NIEPRZY D A TN Y M .

(24)

W yjątki z ' poem atu żołnierskiego"

p. t. W Y PR A W A NA PO LIG O N W O JSK O W Y

Stoimy na placu, czas ucieka, nie ma rozkazu, dowództwo zwleka.

W reszcie wydano rozkaz krótki:

Kto zabrał wódkę - pozbyć się wódki.

Koniec końców z placu ruszamy na towarowy szybko zdążamy, Tam nas czekają bydlęce wagony, a przy nich frelki, kochanki i żony.

Tylko pociąg się zatrzymał Nikt nas wtedy nie utrzymał podlewam y krzaki, płoty wszędzie pełno tej hołoty.

W Lesznie trochę się postało, tam też kilku z nas zostało z wielkiej chęci do kolacji gdzieś zostali w restauracji.

Od capstrzyku do pobudki czas wydaje się za krótki.

Piąta rano wszyscy wstają, na tempo się ubierają, zbiórka, mycie i śniadanie, no i zwykłe obijanie.

Żołnierz ciągle ma być w ruchu bo to jest w wojskowym duchu.

Obiadek grochowa, kasza, taka jest ta dola nasza.

Czasem jednak bywa zmiana - to kasza kalibrowana,

lub śledź słony z buraczkami.

Jedliby to lepiej sami.

Kiedyś zasnął gość w świetlicy, wymyślili więc magicy

smarem jem u wąsy zrobić i żeby go jeszcze dobić kazali mu m aszerować do dowódcy się meldować.

23

(25)

Dziś plecaki zabieramy na taktykę podążamy, łopatki i automaty,

ciężko chodzić, bolą gnaty.

Nagle atak jest gazowy, w m askach bieg kilometrowy

dysząc w maskach, w pyłu chmurze, zdobywam y szturmem wzgórze.

Cekaem y tyraliera, każdy strzela i naciera.

Reszta naszych jest w obronie, no i jak na poligonie

drzemy się, krzyczymy hura, aż zdobyta będzie góra.

Raz w tygodniu zaś drużyna w kuchni służbę rozpoczyna.

Dać kolację, obiad, śniadanie, potem garnków obmywanie.

Tadek Z. bardzo się śpieszył przed wszystkim i się ośmieszył.

Zjadł "coś" myśląc, że to zupa, a to była zlewków kupa.

"Latryneum" to dwa murki, dach, dwa wejścia wokół dziurki.

Zaś przez środek rura bieży na której siedzieć należy.

M ożna o nią się opierać i pozycję tak dobierać,

by czterdzieści wszystkich było, by każdem u było miło.

Strasznieśmy się nabiegali, gdy "przysięgę" trenowali.

Przybij, przybij, wyżej nóżka.

Ciężko potem wstawać z łóżka.

A Poldeczek nasz kochany, w nosie ma te wszystkie plany.

Gdy na niebie nie ma chmurki, dwie chusteczki paskiem ściska i biegiem do kąpieliska.

(26)

Bruno N. i Leszek M. wybrali się po raz pierwszy do latryny obozowej, i stojąc przed nią zastanawiali się, jak to się używa. Na ten m oment przyszedł oficer i wyjaśnia: - Staje się tak, pasek na szyję, ręce na drąg i nawet gazetę możesz czytać trzy godziny.

W czasie projekcji filmu na seansie dla wojska zgasło światło. Elektryk stw ierdził brak jednej fazy. Na to komenda: - Zachować spokój! Nie ma fazy, jak wróci będziem y dalej w y­

świetlać.

Andrzej P. zdaje egzam in z taktyki. Jest przekonany, że mu doskonale idzie, tylko jest tro­

chę zaniepokojony tym, że egzam inator powtarza jedno słowo: - Ebonit.... Ebonit.... Spraw a w yjaśniła się, gdy na koniec uzupełnia: - Ebonit to ciem na masa.

Ob. Dowódco, fam a głosi, że nie będzie zajęć ze Stu­

dium W ojskowego.

- Fam a wystąp!

Ob. Kapitanie, czy egzamin będzie pro-form a czy na lipę?

- Żadne na lipę, żadne na lipę. Jasne, że pro-forma.

25

(27)

Obóz wojskowy w W ędrzynie. Otwin L. zdaje służbę oficera dyżurnego i w ypow iada sa­

kram entalną formułkę: - W czasie służby nic ważnego nie zaszło, a potem dodaje: - ale z magazynu broni zginęły dwa pistolety maszynowe.

Regulam inow ą postaw ą w latrynie było kucanie, z łokciam i opartymi na drągu i z pasem na szyi. Ponieważ w tej pozycji, łyżka schowana regulam inow o w dolnej kieszeni bluzy w ypada­

ła do dołu kloacznego - niektórzy siadali na drągu, aby nie pozbyć się przypadkiem tak cenne­

go narzędzia. Przyłapany w tej nieregulam inowej pozycji delikwent, m usiał do końca w olne­

go czasu dem onstrować przychodzącym do latryny - właściwą pozycję.

(28)

ŻYCIE N A UCZELNI, W AKADEMIKU, I W OC/ÓLE ŻYCIE

Satyryczna Spółdzielnia Semestralna

Gazetka SSS miała krótki żywot ja k kometa, ponieważ nie podobała się "naczalstw u". Tw o­

rzyli ją : Rysiek N., M ietek R., Rysio W., Andrzej P., H eniek D. i Janusz W. Codzienne zdarzenia z życia studenckiego były komentowane satyrycznie. Nic z tekstów nie zostało. Zaw ieszone na ścianie, znikały w sposób naturalny.

Oto komentarz rysunkowy do zajęć z architektury:

Zwinęliśm y chorągiewkę po akcji zakazu odwiedzania żeńskich akadem ików przez studentów i z powodu tego artykułu.

Ach czemuż je st tak wzruszone

twe rektorsko - dziekańsko - profesorskie serce, choć tak otłuszczone martwi się wielce

o moralność studencików w żeńskim akademiku.

Panie nauk doktorze, m iłość czekać nie może, wie o tym cały świat, nie wyznacza się je j łat.

M oże myślisz, że masz rację wprowadzając biurokrację.

Pisz traktaty i się zżymaj, ale z nam i nie zaczynaj, bo ugryzie Cię ja k giez semestralna S.S.S.

27

(29)

'iii!i!:ii.n!sii:iisi(si ;si::::::

FOTOREPORTAŻ z czasów studenckich, kiedy uczyliśmy się

i budowaliśm y nasz wydział, w ypoczywaliśm y i chodziliśm y na randki.

(30)

K azek F., Kornel K., Bruno N. obchodzili w akade­

miku zbyt głośno im ieniny Kazimierza, zakrapiając przy­

jęcie winem i zjadając przywiezioną z domu wałówkę.

Skutek był taki, że w trójkę znaleźli się na komisji dyscy­

plinarnej w brudnych drelichach wojskowych, bo tego dnia było studium wojskowe. Oskarżał ob. Kwinta z katedry m arksizmu i leninizmu, a przew odniczył prof. Szerszeń.

Po w ysłuchaniu oskarżenia, profesor zapytał o w iek i stwierdził, że średnia 20 lat, więc orzekł, że jest to pew ­ nym usprawiedliwieniem . Po tym każdy z oskarżonych m usiał się oddzielnie pokajać za używanie nieparlam en­

tarnych słów w stosunku do zarządzającej domem akade­

mickim i z powodu całego zajścia. Kornel i Bruno plątali się w wyjaśnieniach, a Kazek spokojnie powiedział: - Je­

żeli w tym pokoju jest choćby jedna osoba, która nie za­

klęła, to niech mi natychm iast spadnie cegła na głowę i wymownie spojrzał w sufit.

Ostatnimi, którzy zdawali egzamin z fizyki byli: Bru­

no N., K azek F. i Radek S. Ponieważ było późno, prof.

M atula zadał im po jednym pytaniu i orzekł:

W szyscy niedostatecznie. Na zapytanie czy m ożna to jeszcze poprawić odpowiedział: Tylko jutro i z pism em z dziekanatu. Pędzą więc do syna dziekana Jurka S. po po­

moc, ale okazuje się że ojca nie ma. Jednak następnego dnia rano zjawia się Jurek z pism em dziekana. Zadow olo­

na trójka idzie z pism em do prof. Matuły. M a zacząć eg­

zamin, ale w tej chwili pukanie do drzwi i wchodzi dzie­

kan, ojciec uczynnego Jurka i pyta czy może przysłuchać się egzam inowi. Cała trójka otrzym ała pozytywne oceny.

Asystentką w Katedrze M iernictwa była pani mgr Bo- daszewska, która ucząc nas posługiw ania się sprzętem (geodezyjnym) zawsze powtarzała: - Tylko pamiętajcie, aby nie brać nóżek m iędzy nogi!

29

(31)

Na wykład prof. Janusza spóź­

nia się Jurek S. wchodząc dostoj­

nym krokiem . Profesor przeryw a wykład i mówi: - proszę pana punk­

tualność w szystkich obow iązuje.

W tedy Jurek odchyla rękaw, spo­

gląda na zegarek i mówi: - Jest te­

raz ciut ciut po kwadransie.

Jedna z naszych koleżanek ułam any ząb zasłoniła u dentysty złotą koronką (jak to było wtedy w modzie). Gdy zjawiła się na wykładzie z tą zm ianą w uzębieniu, Andrzej G. p y tał ją codziennie przez kilka dni jak długo trzeba "sidolem" czyścić tę koronę. R ozżalona tym upo­

rczywym nagabywaniem poskarżyła się Tadkowi Z., który natychm iast przekazał to A ndrze­

jowi. Następnego dnia Andrzej zjawia się przed damą z koronką, przyklęka, podaje kw iatek i mówi tak: - Już nigdy nie będę pytał jak długo "sidolem" czyścisz tę koronkę.

Pierwszy rok studiów . Zajęcia odbywafy się równolegle z robota­

mi budow lanym i, w niedogrzanych pom ieszczeniach i w czadzie kok- siaków. N a w ykładzie matem atyki prof. W akulicza kom pletna cisza.

Nagle rozlega się sześć kichnięć i sala w ybucha śmiechem. Zakatarzo­

ny i speszony sprawca. Heniek W.

grzecznie przeprasza. - Pana nazwisko? - pyta profesor z ręką przy uchu. N azw isko w ędruje do "kapownika" i na następnym wykładzie trzeba ponieść konsekw encję w postaci przepyty- wania.

Zebranie sem estralne Zw iązku M łodzieży Polskiej. Tematem jest sąd nad grupą koleża­

nek i asystentów z Geom etrii W ykreśłnej. którzy rzekom o trzymali je na kolanach podczas zaliczeń. Kolega D. rozpoczyna przemowę: - Ja nie chcę kwestionow ać dziew ictw a koleżanki B. Oburzona koleżanka B. zryw a się z m iejsca i wy krzykuje: - Proszę m nie nie obrażać! Ja jestem mężatką!

(32)

O powiada Tadek Z.: Na sali audytoryjnej było bardzo zimno, poniew aż nie funkcjonow a­

ło jeszcze ogrzew anie (gmach wydziału budownictwa był w budowie, ale wykłady już się odbywały), więc dla rozgrzewki biegaliśm y po siedzeniach ławek. Nie podobało się to w ła­

dzom ZM P, które postanow iły nas wychować.

Na zebraniu na ten tem at było przemówienie, jak to górnik ciężko pracuje, a my niszczym y mienie państwowe. Jako resocjalizację miałem wydawać gazetkę ścienną, co mnie mocno męczyło ideologicznie. Zastanawiałem się jak się tego pozbyć i wynalazłem sposób. W na­

stępnym sem estrze celowo dostałem trzy niedostateczne i ponownie zostałem wezwany do zarządu ZM P. Tam pytanie i nagana: - Jak to, wy wydawca gazetki tak opuszczacie się w nauce? Odpowiedziałem : - Nie daję rady, gazetka za dużo zajmuje mi czasu. W tedy usłysza­

łem z ust aktywisty ZM P to na co czekałem: - No, jeżeli nie dajecie rady tym dwom pow aż­

nym sprawom, to zwalniam y was z wydawania gazetki.

T i

Prof. Szczepaniak wyprowadzał na tablicy długi wzór ze sta­

tyki budowli. W tym czasie dwie koleżanki prowadziły oży­

wioną, nieco zbyt głośną rozmowę. Profesor nie odwracając się od tablicy przerw ał wywód, narysow ał schematycznie sylwetki dwóch kobiet i zwrócił się do słuchaczy, wskazując na rysu­

nek:

- Proszę państwa, jedna kobieta to po chińsku oznacza „uwa­

ga”, dwie kobiety - to „hałas” .

Rysiek vel Fortunat przyw iózł z domu słoiki z powidłami, ale jeden z nich się potłukł.

Wobec tego wrzucili pow idła z drobnym szkłem (którego nie dało się wybrać) do garnka i ugotowali kom pot, wypili, ale nie mieli odwagi spożyć tej najlepszej części ze szkłem. P rzy­

szedł Olek O. i pyta: - co wy tu macie? Odpowiadamy: - powidła ze szkłem. - D aw ajcie - i zjadł wszystko bez skutków ubocznych.

31

(33)

Było to w czasach, gdy towary "luksusowe" jak mięso, cukier, jajka kupowało się na "kart­

ki żywnościowe", ale z kartek mięso trzeba było oddać do stołówki, aby m ożna było wykupić obiady. Został więc problem śniadań i kolacji, które organizow ano z dostaw dom owych, szyb­

ko się ulatniających.

M ieszkałem wtedy ze Zbyszkiem B., który zarzekał się, że nigdy nie tknie końskiego mięsa, bo się brzydzi. W tedy w sklepach mięsnych bez kartek była końska kiełbasa nazyw ana szum ­ nie "belgijska". Kupiłem belgijskiej, usmażyłem z cebulą i zjadłem swoją część. W ieczorem po wykładach wpada do domu głodny Zbyszek i wcina resztę belgijskiej z cebulą. Po zjedze­

niu dojrzał umysłowo i pyta?

- Skąd wziąłeś kiełbasę ? - Jako odpowiedź zarżałem, jak belgijski koń.

- Niezłe to było - zakończył.

Było to w okresie uświadamiania mieszkańców wsi o zaletach kolektywizacji. W PGR-ze, gdzie pom a­

galiśmy przy wykopkach ziem niaków, taki oto w ido­

czek: w oźnica okłada batem zabiedzonego konia wołając - Ja cię uświadomię.

Fortunat ułożył dw uwiersz do piosenki "M azow ­ sza", którą śpiewaliśmy:

- Ja cię uświadomię, ty stara kobyło,

wtedy będziesz ciągnąć z jeszcze w iększą siłą.

Na wykładzie z urbanistyki prof. Teodorowicz- Todorow ski rysuje na tablicy ślim akowy zjazd z autostrady i wyjaśnia zasady użytkowania. Chcąc sprawdzić, czy studenci zrozumieli wykład, wzywa do tablicy naszą koleżankę i prosi o zjechanie pal­

cem po ślimacznicy. Niestety pytana gubi się w tej technice zjazdu.

- Proszę się lepiej nie wybierać z wózkiem dzie­

cinnym na autostradę - skom entował profesor.

(34)

m e m m e m uw

z ust m u

Odgadnij swoje nazwisko

HOPKł, SZOPKI

33

(35)
(36)

35

(37)

PROPORCJE

SEMESTRALNE

Tak się ma portiernia do komina

ja k M arek do Otwina Tak się ma Czesiek do naukowca

ja k pistolet do pokrowca Tak się ma do Rysia Kupka

ja k p ó ł kubek do p ó ł kubka Tak się ma Cherubinek do cymbergaja

ja k kura do ja ja Tak się ma K azek do kangura

ja k do nita dziura Tak się ma G iecold do H anki

ja k do głodnego obwarzanki Tak się ma Jadwiszczok do Dwornika

ja k kobyłka do konika Tak się ma Pasztet do żony

ja k do nogi nylony Tak się ma Rom a do damy

ja k kluczyk do bramy Tak się ma W ładek do miłości

ja k pies do kości Tak się ma Pająk do pająka

ja k do chóru ten co chrząka Tak się ma Katz do kota

ja k D um badze do Joliota Tak się ma Zabystrzan do paniki

ja k do dzikiego dziki Tak się ma Olek do akrobaty

ja k m am a do taty Tak się ma Wowk do Pacieja

ja k oliwa do oleją Tak się ma wąsik do Rynia

ja k do deseczki skrzynia Tak się ma syn dziekana do ideału

ja k natychm iast do pom ału.

(38)

"Naukowe kryteria"

dla WYBRANKI LOSU

M arzy m i się baba przaśna, ni zwyczajna, ni grymaśna, pełna werwy, animuszu,

ale nie dzikuska z buszu.

Gospodarna i figlarna.

W ażna wprawdzie je s t uroda, lecz nie m usi być zbyt młoda.

R ów nież mnie to nic nie wadzi, je śli kuchni sobie radzi.

Tu mam małe wymagania:

mogą to być proste dania, byle spełnić to przysłowie, że co dobre to na zdrowie.

M usi kochać sport, przyrodę i rozrywki i przygodę.

Dobrze gdyby na czym ś grała i tańczyła i śpiewała.

O d redakcji:

Przaśna znaczy od praczasów - bez ferm entów i bez kwasów.

Aby znaleźć tę kobietę, roześlemy w świat ankietę.

(39)

MONIKA

Zam orska M onika, niech żyje i bryka, niech robi projekty, oddaje korekty, niech gości czaruje, niech Stasia holuje, niech skacze i tańczy, niech dzieci swe niańczy.

Tuż obok Kulika, niech żyje M onika !!

(40)

SERENADA MATEMATYKA

O wyjdź ja k rozwiązanie, długo oczekiwana.

N ie m ęcz mnie ja k równanie obłoku M agellana, - o wyjdź, o wyjdź, o wyjdź.

Pisałem dziś równanie twoich cudnych włosów, lecz nie kręć ich kochanie - rozwiązać go nie sposób, - o wyjdź, o wyjdź, o wyjdź.

W ariację nieskończoną pow tarzał będę znów, aż ty barchistochroną z balkonu zejdziesz tu, - o wyjdź, o wyjdź, o wyjdź.

Szczęście naszych dni scalkuję bez granicy, gdy pom ożesz m i ty i księżyc bladolicy, - o wyjdź, o wyjdź, o wyjdź.

(41)

POLITECHNIKA ... z rana

Czarny parasol górą pom yka, sum a m ądrości wokół patyka.

D okąd pan idziesz? - POLITECH NIKA.

Głowy rozdęte, niekiedy rude i młode twarze, przew ażnie chude.

D okąd spieszycie? na POLIBUDĘ.

M odern koszyki, uśm ieszek blady.

D okąd śpieszycie? my na WYKŁADY.

K rok generalski, równo mierzony, głowie w szufladach arm ii technika.

Gdzie wiodą bogi? W OJOTECHNIKA.

D w ie ładownice, płaszczyk trzy czwarte, karabin w ręku trzym a ja k nartę.

To chyba ja sn e - IDZIE NA WARTĘ.

(42)

PATAFONY ...to studenci też

N a drugim łóżku od podłogi,

bawiąc się własnym cieniem pałców, leżał spowity w uśmiech błogi, słuchając z "kołchoźnika" walców.

O piętro niżej w chmurach dymu, podparty ZOA materacem,

od dwóch tygodni szukał rymu,

do słów wspaniałych "no niech stracę"

Trzeci przegięty w krzywą całkę rozpaczał nad równaniem kuli.

Bo co? Bo nie chce wchodzić całkiem, w łeb, który wiedzą się zamulił.

Trzy patafony co dzień rano puszczały płytę wciąż tę samą.

Dla przypom nienia:

• kołchoźnik - głośnik radiowęzła akademika

• ZOA - zarząd Ośrodków Akademickich

• patafon - nieużyty student

41

(43)

CO JA WIDZĘ CO JA SŁYSZĘ...

M iała Rom a swoje Cyce - rony, Dem ostenesa Hellada, dziś nam umila życie

innych m ówców gromada.

Kaufm an mruczy fron tem do ta­

blicy, prezentując spodni tyły, że nie je ste ś idiota

uszy w słuch się zamieniły.

Janusz czerpie z kartki m argi­

nesu - swych dowcipów źródło, pilnie patrz jem u na wargi, bo z dowcipu będzie pudło.

Leon praw dy swoje wykrzy­

kuje harm onogram ów wieszcząc erę, a j a myślę: to się sprzykrzy,

na co m i to, na cholerę?

Poprzez trąbkę Eustachiusza wiedza idzie do natarcia,

do myślenia wciąż się zmuszam, choć pow ieki chcą podparcia.

(44)

EPITAFIA z 1952 ROKU powstałe w czasie wolnym,

w "okienkach" między wykładami - dla odprężenia

Jeśli ich nie ma p o d tej ziem i kupą, to znaczy, ze robią zebranie trupom.

D ziewczyna z niej była ja k łania.

Zm arła wskutek przeintelektualizowania.

O Towarzyszu:

Kiedy u niebios bram spytano go: Kto?

rzekł bez wahania: Obchodzi Was to.

N a "dżiponie" sobie brzdąkał, w zim nej wodzie nogi moczył, i nie spostrzegł się biedaczek, ja k w krainę sztywnych wskoczył.

Tu leży "D iibus" - stary wygibus.

Leży pierw szy raz bez ruchu i na płecach - nie na brzuchu.

C hrząknął - krawat swój popraw ił do H adesu się przeprawił.

Leży tutaj taka mafia co zbierała epitafia.

43

(45)

NASI SPORTOWCY

KORNEL KUBACZKA zaliczył 22 lata pra­

cy trenerskiej w sekcji tenisa stołowego AZS G li­

wice, zawodnik, reprezentant Polski, wieloletni działacz w Okręgowym i Polskim Związku Te­

nisa Stołowego. Od 1952 roku związany z sekcją AZS Gliwice. Był również trenerem poza grani­

cami Polski (Niemcy, Włochy). Startował na M i­

strzostw ach Św iata w Pekinie w 1961 i w Pradze w 1963, był kilkakrotnym A kadem ickim M i­

strzem Polski w grze indywidualnej, podwójnej i mieszanej.

JAN KUPKA uprawia sport taneczny razem ze swoją żoną tworząc parę taneczną. W 1987 r.

rozpoczął pierwsze starty w sekcji tańców kla­

sycznych. Od 1991 r. startuje w wielu konkur­

sach m iędzynarodowych w Austrii, Belgii, Irlan­

dii i W łoszech. W roku 2001 zdobył 13 miejsce w US Open Sport Cham pion Chips w Miami na Florydzie.

(46)

BR ON ISŁAW NO H EL sportem interesował się od zawsze. Grał w piłkę nożną w reprezentacji gim ­ nazjum, upraw iał tenis stołowy. Przez czternaście lat był kierownikiem sekcji tenisa stołowego w AZS Gliwice, a drużyna jego grała w I Lidze Państw o­

wej. Przez dw anaście lat piastow ał urząd Prezesa Śląskiego O kręgowego Zw iązku Tenisa Stołowego w Katowicach.

K A ZIM IER Z FA B R Y K O W - SKI - reprezentant Polski, członek W u n d e rte a m u , u c z e s tn ik M i­

strzostw Europy w Berlinie i Sztok­

holm ie. Startow ał na A kadem ic­

kich M istrzostw ach Św iata w Pa­

ryżu i Turynie. N a M iędzynarodo­

w y c h A k a d e m ic k ic h M is tr z o ­ stwach Polski w K rakow ie w 1958 roku ustanow ił rekord Polski w skoku wzwyż 207 cm, w ygryw a­

jąc ze słynnym Kaszkarowem.

H ENR YK GIECOLD - turysta z krwi i kości od czasów studenckich. Brał udział w kilku wyprawach wysokogórskich w Him alaje, razem ze swoją żoną.

W 1991 roku przem ierzył na skos USA, przejeżdża­

jąc Jeepem 22 tysiące kilom etrów z Florydy na A la­

skę.

45

(47)

COŚ Z IDEOLOCyll SOCJALIZMU

Wszystko rozpłynęło się w nicość J a k przewidywał "studencki huczek", drukowany poniżej.

Wszystkie ślubowania: - "budowniczemu Polski Ludowej ukochanemu towaizyszowi Bolesła­

wowi Bierutowi"- okazały się czcza gadaniną. Pozostało tylko to co było prawdziwe - nasza PRZYJAŹŃ I KOLEŻEŃSTWO, bez Związku Radzieckiego na czele.

ŚLUBOW ANIE M ŁODYCH »RZO D O W N IK Ó W BU D O W N ICZYCH P O LSKI LUDOW EJ

Z Ł O Ż O N E 22 LIPCA 1952 ROKU W W ARSZAW IE

Ś lu b u jem y T ubie, O jczyzno, na chw alą o k ry te sz ta n d a ry , na te s ta m e n t w ielk ic h p atrio tó w

1 rew o lu cjo n istó w : T adeusza K ościuszki,

A dam a M ickiew icza, L udw ika W aryńskiego, F e lik sa D z leriy ń sk ieg o , M arcelego N ow otki, K aro la Św ierczew skiego, N a k re w ojców 1 b ra ci naszych, p oległych w w alce o w olność I socjalizm , na K o n sty tu c ję P o lsk iej R zeczypospolitej

L udow ej, k tó ra sp e łn ia m a rz e n ia m in io n y ch

pokoleń.

Ś lu b u jem y T obie, Ojczyzno,

m y — sy n o w ie i có rk i ludu p ra cu jąc e g o , m łodzi przo d o w n icy p ra cy 1 n a u k i, m łodzi ro b o tn icy , chłopi 1 Żołnierze, u m ac n iać w ładzę ro b o tn ik ó w 1 chłopów , w alczyć z c iem n o tą, zacofaniem

1 p rzesąd am i, p o m n aia ć b o g actw a n a ro d u

p ra cą 1 n au k ą,

w alczyć w p ierw szy ch szeregach o w y k o n a n ie p la n u s-letn ieg o , o ro zw ó j n a u k i 1 w zro st k u ltu ry

n aro d o w ej, o zw y cię sk ie z b u d o w an ie socjalizm u.

Ś lu b u jem y T obie, O jczyzno, o d d ać w szysUtle slly

św iętej sp ra w ie o b ro n y p o k o ju przed a m e ry k ań s k im i 1 h itle ro w sk im i podpalaczam i 1 lu d o b ó jcam i;

strz ec n iezłom nie g ra n ic T w oich n a B a łty k u , O drze 1 N ysie,

u m ac n iać naszą N iepodległość 1 w ęzły b ra te rs tw a z o b ro ń cam i p o k o ju na całym św lecie, ro zw ijać w ieczy stą p rz y ja źń

z po tężn y m K rajem rad ziec k im — O jczyzną L en in a 1 S ta lin a.

B ędziem y czu jn i 1 n ie p rz eje d n an i w obec w rogów lu d u 1 obcych n a jm itó w , w obec z d rajcó w n a ro d u i szkodników , będziem y w iern ie strzegli

m leijia 1 d o b ra narodow ego.

ś lu b u je m y w y p e łn ia ć w sk azan ia naszego N auczyciela,

B udow niczego P olski L udow ej u k o ch an eg o T ow arzysza B olesław a

B ieru ta, o fiarn ie służyć spTawle

ro z k w itu 1 św ietności

P o lsk iej R zeczypospolitej L udow ej.

STUDENCKI KRUCZEK

W dnigim obiegu krążył wiersz napisany pizez studentów polskich studiujących ir ukraiń­

skim Lwowie w 1952 r. Został on wydatkowany po rosyjsku w m iejscowej prasie z zadow ole­

niem władz radzieckich i pizychylnie przyjęty.

1.

Runą na łunach, spłoną w pożarach K izyże kościołów, kizyże ofiarne I w bezpowrotnym zgubi się szlaku Z lechickiej ziemi oizeł Polaków.

U.

O słońce jasn e wodzu Stalinie Niech sława m o ja nigdy nie zginie Niech jako orłów prowadzi z gniazda Rosja i Kremla płonąca gwiazda.

III.

Na ziemskim globie f a g i czerwone Będą na chwałę grały ja k dzwony Czerwona Annia i wódz je j Stalin.

Odwiecznych wrogów swoich powali.

IV.

Zmienisz się ty cliło w wieku godzinie Polsko, a m o je cóiy i syny.

Wiara i każdy krzyż na mogile.

U stóp nam legnie w prochu i pyle.

Dowcip tego wieisza polega na tym. że można go czytać w dwojaki sposób:

ZA - czytaj zwrotkami. PRZECIW - czytaj linijkami (wierszami).

(48)

ALBUM TEN JEST OBRAZEM WIĘZI KOLEŻEŃSKIEJ ŁĄCZĄC EJ NAS Z QÓRĄ PIĘĆDZIESIĄT LAT

1951 - 2003

(49)

Do W ojciecha B

Emerycie Badianie!

To ostatnie wezwanie.

Pora przestać się migać, niech kolega przestanie.

Emerycie Wojciechu!

Nam też nie jest do śmiechu.

W szyscy jesteśm y ju ż starzy, choć nie wszystkim do twarzy.

M amy swoje problemy:

pić coraz mniej możemy, lecz los doświadczył nas srożej z kochaniem też jest gorzej, a jednak spotkać się trzeba zanim pójdziemy do nieba.

Okazja też by uciekła, gdybyśmy poszli do piekła.

M inutą ciszy brachu,

uczcimy tych, co już w piachu.

A reszcie sto lat śpiewać trzeba wznosząc w górę kieliszek chleba.

Żadnych żalów do siebie nie mamy, nieprzyjem nych wątków unikamy i po ludzku szczerze się cieszymy, że się wzajem w dobrej form ie widzimy.

Liczymy więc na W as, Kolego Jak na Zawiszę Czarnego, że jednak uświetnicie

tę biesiadę swoim przybyciem.

(50)

W iadomo stolica, rząd, teatry i banki, Stodoła, Hybrydy, dyskretne firanki (trudno ją opuścić).

Ale aż z Florydy, z Niemiec i z Piły przyjeżdżają wszyscy wytężając siły.

Przyjm do serca głos naszego apelu:

- Rzuć wszystko - i podąż do celu,

jakim jest nasz dzisiejszy zjazd.

Będziesz najjaśniejszą spośród wszystkich gwiazd.

Będziemy do bogów zanosić modły, by Cię dobre wiatry na nasz zjazd zawiodły.

N asza najw iększa troska, to em erytka Bratkowska.

Kiedyś, tak przed pół wiekiem, gdy każdy był m łodym człowiekiem, na dźw ięk słow a Romana,

padało się na kolana.

I choć to nie Rom y wina - naraz i po pół tuzina.

Ty om ijasz nasze zjazdy, ciągle grając rolę gwiazdy.

A my byśmy Cię ujrzeć chcieli, nim Cię w ezm ą w opiekę Anieli.

Nie chcem y jak sławni starcy,

podglądać cię w kąpieli, ani liczyć Ci zmarszczki.

Nigdy byśmy nie śmieli Na nas ząb czasu

pozostaw ił blizny,

u Ciebie na pewno nie widać siwizny.

Nie będziem y stawiać wysoko poprzeczki,

m ożesz m ieć trzy podbródki i gdzieś tam wałeczki, lecz to nie je st istotne, nikomu nie szkodzi, bo duchem

w ciąż jesteśm y młodzi.

49

(51)

Do Leszka M.

Czy znasz bajkę o Leszku?

W ięc poszperaj w mieszku.

W ysupłaj dukaty - to nie będą straty, ale same zyski

będziesz mógł zobaczyć nasze stare pyski.

Jak wieść gm inna plecie, byłeś tylko raz na zjeździe na dziesięciolecie.

Potem kariera

w wielkim M ostostalu, gdzie tworzyłeś konstrukcje ze stali i z alu.

Konferencje, wyjazdy, eksporty,

zagraniczne wczasy, na słynne kurorty.

Pnąc się po drabinie aż na dyrektora, zapom niałeś o gminie skąd wyszedłeś "wczoraj".

Pora na przyham owanie, na trochę refleksji, wreszcie na spotkanie ze starymi kumplami, bo będąc razem nie jesteśm y sami.

Zapom niałeś jak w akademiku w brid g ea się grało?

I z Kornelem nad dyplomem po nocach siedziało?

W jubileuszow ym Dwutysięcznym roku, gdy się niejednemu łza zakręci w oku,

rusz swój punkt siedzenia, bo masz naprawdę

dużo do stracenia.

W yobraźni nie trzeba, nie trzeba fantazji, że na takie spotkanie coraz mniej okazji, aby stare konie,

mogły się wciąż spotykać, wciąż w tak licznym gronie.

W eź to za punkt honoru, oraz za przestrogę powiedz "naplewat"

i rusz z nam i w drogę.

Przecież to spotkanie nie na końcu świata, przyjmiem y Cię na łono czym chata bogata.

Tylko przyjdź stary bo będą fanfary i zabawa fajna.

Będzie cała ferajna i bankiet wystawny, gdy się wreszcie pojawi nasz syn marnotrawny.

(52)

M arek i Darek

w wielkiej żyli zgodzie.

Dbali o kręgosłup i ducha w narodzie.

Zaw sze w pierwszym szeregu, przodow nicy w nauce,

gotowi do biegu.

Naukę i rozrywkę w równej mieli parze, ale wszystko

w społecznym wymiarze.

Już jako studenci

w różne weszli związki,

z czego wynikały różne obowiązki Jak to było w narodzie

0 wszystko walczyli, choć mogli zaszkodzić, to nie zaszkodzili.

Przed nimi kariera, życiow a przygoda:

Jeden wielki dyrektor, drugi wojewoda.

Darek nigdy nie zaw iódł w ostatniej potrzebie.

Zaw sze był obecny na każdym pogrzebie, lecz nie zapominaj Darku my jeszcze żyjemy

1 na naszym zjeździe zobaczyć Cię chcemy.

A Ty M arku - takie były czasy, jak było potrzeba

załatwiałeś wczasy.

Dziś wszyscy liczymy na Ciebie.

Załatw - "to"- przybądź, policzą Ci w niebie.

Lat trochę minęło, kariery za nami.

Bądźmy więc na koniec dobrymi kumplami.

Będziemy się odwoływać, niech to W as nie złości, do W aszego honoru i odpowiedzialności.

Każdy z nas pam ięta M arka i Darka, jako wzór studenta.

Niech dziś także W asz obraz nie będzie przyćm iony.

Rzućcie W asze piernaty, kochanki i żony

i choć raz wreszcie, w dwutysięcznym roku, dajcie się nam ówić dotrzymać NAM kroku.

51

(53)

Bogda Orawiec, Tadzik Zeidler, Irek Rynio.

GLIWICE 1967

Spotkanie w sali Senatu.

Profesorowie: Majerski, Budzianow ski, Teodorow ski, K aufm an, Lcdwoń,

Bartoszewski.

Profesorow ie:

M. Janusz i Z. Majerski

(54)

WISŁA - JARZĘBATA 1972

54

U czestnicy zjazdu na zaw odach narciarskich - Przełęcz Salmopolska.

55

(55)

ISTEBNA 1977

Zawody przeciągania liny. W alczą Kac i Fortunat kontra John i Kazik. Sędziuje Mietek.

Bogda i Kazik. Marysia Pojda.

Nadzieja i Kornel Rozbawieni Fortunat i Kazik.

A ndrzej i W anda Trawińscy.

Bogda, w tle Kac.

W Koniakowie u Pająków stoją od lewej: W anda, Irena, Ola.

Siedzą: Zosia, Bogda i W ładek.

U koronczarek koniakowskich Irena Sławińska i Tadek Zabystrzan.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dlaczego Łukasz wspomina tę rozmowę Zupełnie co innego da się zauważyć w przypadku Łukasza, o którym wiadomo, że wszystko szczegółowo prześledził i któremu chodziło

8 wymaga sporządzenia aneksu do niniejszej umowy (w przypadku gdy do czasu zmiany rachunku nie zostanie wypłacona stawka jednostkowa na samozatrudnienie). Dzień

8. Niezłożenie stosownych wyjaśnień i/lub uzupełnień braków i/lub uznanie wydatków za niekwalifikowalne jest równoznaczne z niedotrzymaniem warunków Umowy o

………) lub pocztą elektroniczną (………), wyznaczając mu termin do ich usunięcia. W przypadku zaniechania tego obowiązku, informacja przekazana na dane teleadresowe wskazane

Gdy nie potrafimy efektywnie sobie z nimi radzić – mogą stawać się groźne dla naszego zdrowia i jakości życia.. Dla tego tak ważna jest wiedza na temat tego, czym jest stres,

Pyły zawieszone powstają m.in. Źródło: https://pixabay.com Źródło: https://pixabay.com.. Substancje zanieczyszczające powietrze - pyły.. Pyły zawieszone zanieczyszczają

Komputer i rzutnik multimedialny lub tablica interaktywna do wyświetlenia prezentacji multimedialnej, kartki flipcharta- po jednej na grupę, wydrukowany Załącznik 3 dla

Uznawanie Żydów za obcych wynikało nie tylko z zadawnionych przekonań i nie tylko z widzenia pewnej liczby członków nowego establishmentu pochodzenia żydowskiego, ale