• Nie Znaleziono Wyników

Zmagania teatru ze śląską tożsamością

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zmagania teatru ze śląską tożsamością"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

                        The following ad supports maintaining our C.E.E.O.L. service 

 

 

Zmagania teatru ze śląską tożsamością

«Theatre's struggle with Silesian identity»

by Aneta Głowacka

Source:

Anthropos? (Anthropos?), issue: 23 / 2014, pages: 76­84, on www.ceeol.com.

(2)

76

anthropos?

NARRACJE DLA GÓRNEGO ŚLĄSKA, CZ.II.GÓRNY ŚLĄSK - ZAPIS

NR 22/2014 ISSN1730-9549

Aneta Głowacka

Zmagania teatru ze śląską tożsamością

Zainteresowanie współczesnego teatru lokalnością, a więc historią, kulturową i etniczną tożsamością miejsca, w którym funkcjonuje, a także aspektami społecznymi i politycznymi wplatanymi w tkankę lokalnych narracji, przypada w Polsce na ostatnie dziesięciolecie. Nie inaczej wygląda to również w teatrach na Górnym Śląsku, chociaż w porównaniu z ośrodkami, które z lokalności uczyniły strategię swojego funkcjonowania (m.in.

teatry w Legnicy i w Wałbrzychu), i na tej bazie budowały kontakt z miejscowym widzem, potrzeba przepracowywania przeszłości własnego regionu i kulturowej tożsamości jego mieszkańców na Górnym Śląsku pojawiła się dość późno i początkowo efemerycznie.

Pierwszym spektaklem, który podjął wątek kulturowej odmienności Ślązaków był wyreżyserowany przez Mirosława Neinerta i Roberta Talarczyka "Cholonek"[1] na podstawie nieco zapomnianej książki z lat siedemdziesiątych: "Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny", niemieckojęzycznego autora książek dla dzieci Horsta Eckerta, znanego bardziej pod pseudonimem Janosch. Adaptację prozy Janoscha, przetłumaczoną na polski przez Leona Bielasa, przygotował Robert Talarczyk, który zamiast językowej stylizacji całość przełożył na gwarę. Jak się okazało z dobrym skutkiem. Spektakl był przyjmowany entuzjastycznie nie tylko na Śląsku, gdzie był identyfikowany jako element kulturowej tożsamości rdzennych mieszkańców regionu, ale również poza jego granicami. W pewnym sensie katowicki spektakl stał się wizytówką Śląska: "Zależało nam, by to była opowieść o Śląsku po śląsku.

Jestem Ślązakiem, posługuję się gwarą w zwykłych sytuacjach. Losy mieszkańców familoków starałem się opowiedzieć ich językiem" - mówił Talarczyk w rozmowie dla

"Dziennika Zachodniego"[2].

Powstanie "Cholonka" zbiegło się w czasie z odżywaniem tendencji do rekonstruowania, przepracowywania i renegocjowania tożsamości Ślązaków (w 1997 roku na wniosek działaczy Ruchu Autonomii Śląska w Sądzie Wojewódzkim w Katowicach został zarejestrowany Związek Ludności Narodowości Śląskiej), ale też z rosnącym zainteresowaniem - mimo medialnej i politycznej burzy wokół działalności RAŚu - specyfiką

Access via CEEOL NL Germany

(3)

77

tego regionu. Poza widowiskiem "Pozłacany warkocz" Katarzyny Gärtner (1980) był to pierwszy spektakl grany po śląsku na profesjonalnej scenie.

Gorzki tekst Janoscha o brutalnej rzeczywistości górnośląskich robotników, który w pewnym sensie był przeciwwagą dla mitycznego i wyidealizowanego obrazu stworzonego przez Kazimierza Kutza, Talarczyk nieco złagodził, jakkolwiek pozostawił swojski, miejscami rubaszny humor i przebijający z losów rodziny Świętków tragizm mieszkańców pogranicza. Akcja "Cholonka" toczyła się w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku w zabrzańskiej dzielnicy Zaborze, jednakże w scenicznej interpretacji wichry historii - jakkolwiek smagały rodzinę Świętków - były zaledwie tłem dla opowieści o tradycyjnej śląskiej rodzinie. Saga mieszkańców familoka toczyła się między kredensem a kuchennym stołem, przy którym z różnych okazji zbierali się członkowie rodziny. Talarczyk skupił się na ukazaniu złożoności stosunków panujących w typowym śląskim domu. Sportretował relacje i zależności, wplatając sceny obrazujące słynny śląski matriarchat, który kobiecie dawał prawo do konstruowania i realizowania rodzinnego scenariusza, a mężczyźnie przywilej nie zaprzątania sobie głowy domowymi sprawami. Przedstawienie prowadziło widzów przez codzienność bohaterów, ich tradycje, zwyczaje i przyzwyczajenia. Mimo zmian zachodzących na politycznej scenie, rodzinne życie toczyło się utartymi ścieżkami ze stałymi świętami, uroczystościami i wydarzeniami: świniobicie, zaręczyny, śluby, chrzciny i pogrzeby. Krystalizowała się również opozycja, która przez długie lata po drugiej wojnie światowej wyznaczała śląską tożsamość, opartą na doznanej krzywdzie[3]: my, należący do mikro wspólnoty, podzielający jej prawdy i przekonania, i oni, kolonizujący przestrzeń wokół.

Śląsk, który wyłaniał się ze spektaklu w Teatrze Korez, był krainą mityczną, miejscem życia ludzi dobrych, lojalnych i szczerych, chociaż Talarczyk nie zrezygnował całkowicie z krytycznego spojrzenia Janoscha. W osobie granego przez siebie nieudacznika Stanika, zięcia Świętków, przemycił refleksje o tak zwanej "śląskiej dupowatości": koniunkturalizmie, braku przedsiębiorczości i niechęci do samodzielnego myślenia. Jednak bardziej niż krytyka społeczności, z którą mogli identyfikować się twórcy i publiczność ("Cholonek" na Górnym Śląsku stał się spektaklem kultowym, a niejeden widz - jak wynikało z krążących o nim opinii - odnajdywał w postaciach Świętków swoich rodziców lub dziadków), z przedstawienia przebijała melancholia i tęsknota za nieodwracalnie minioną przeszłością. Taki sposób konstruowania narracji potwierdza refleksję Jolanty Tambor, która analizując czynniki konstruujące tożsamość mieszkańców Górnego Śląska, pisała: "U Ślązaków często słychać przejawy melancholii i tęsknoty za sielankową śląską przeszłością sprzed osobiście (lub

(4)

78

rodzinnie) doświadczonych przejawów krzywdy. Ta przeszłość jest silnie zmitologizowana"[4].

Przy okazji mówienia o fenomenie "Cholonka" warto zauważyć, że pierwszy spektakl o śląskiej tematyce, i do tego mówiony gwarą, powstał w prywatnym teatrze, tak jakby dyrektorzy państwowych instytucji kultury nie wierzyli w potencjał śląskich opowieści, poruszających lokalne tematy i problemy wynikające ze skomplikowanej tożsamości pogranicza. Nie bez znaczenia był zapewne fakt, na który często się powoływali, że nie powstały dotąd dobre teksty dramatyczne, które w interesujący sposób przedzierałyby się przez historyczno-społeczno-polityczną tkankę Górnego Śląska. Z drugiej strony żaden teatr nie pokusił się o zamówienie odpowiedniej sztuki albo ogłoszenie konkursu na jej napisanie.

Być może utożsamienie kultury śląskiej z plebejskością stworzyło niebezpieczny stereotyp zamykający szansę na możliwość przetworzenia lokalnych kulturowych, etnicznych i społecznych doświadczeń przez sztukę wysoką. Niewykluczone, że ze względu na działalność RAŚ-u, obawiano się również uwikłania teatru w lokalną politykę. Poza tym, sztuka o Śląsku powszechnie jest utożsamiana z utworem napisanym gwarą, co w znaczący sposób ogranicza zainteresowanie tematem wśród autorów spoza regionu.

Próbując - być może - uzupełnić tę lukę, Ingmar Villqist na łamach lokalnej "Gazety Wyborczej" ogłosił konkurs na napisanie jednoaktówki po śląsku. Pierwsza edycja odbyła się w 2011 roku. Spłynęło trzydzieści siedem prac o bardzo różnej tematyce: od historii poruszającej problem zaakceptowania w konserwatywnej śląskiej rodzinie Wietnamczyka, po konieczność uporania się po latach z przeszłością, reprezentowaną przez wujka, który był w Wermachcie. Projekt zrealizowany przez "Gazetę Wyborczą", agencję marketingową Imago PR i Teatr Korez zakończył się czytaniem nagrodzonych sztuk. Do tej pory jednak żaden teatr w regionie nie zdecydował się na wystawienie którejkolwiek z jednoaktówek, ani nie nawiązał współpracy z którymkolwiek z nagrodzonych autorów. Z dzisiejszej perspektywy może to się wydawać nawet mniej potrzebne, bowiem w ostatnim czasie nastąpił wysyp spektakli eksplorujących śląskie tematy.

Zanim jednak prawie dziesięć lat po premierze "Cholonka" Robert Talarczyk wystawił na scenie Teatru Śląskiego w Katowicach autobiograficzną powieść Kazimierza Kutza "Piąta strona świata"[5] - która została bardzo dobrze przyjęta przez publiczność i krytykę, okazała się również największym sukcesem artystycznym tego teatru w ostatnich latach - ówczesny dyrektor Teatru im. Stanisława Wyspiańskiego, Tadeusz Bradecki na tej samej scenie zrealizował sztukę Stanisława Mutza "Polterabend"[6]. Tytuł spektaklu odnosił się do zwyczaju tłuczenia naczyń w przeddzień wesela, a sama historia dość stereotypowo

(5)

79

traktowała o powikłanych losach śląskiej rodziny na tle politycznych przemian w pierwszej połowie XX wieku. Były więc powstania, plebiscyt, rzeczywistość lat trzydziestych i czterdziestych, naciski faszystów i komunistów, rozdarcie synów walczących po niemieckiej i polskiej stronie, a zatem cały arsenał doświadczeń i krzywd, które dotykały miejscową ludność. Paradoksalnie jednak, mimo że zapotrzebowanie na spektakle podejmujące śląską tematykę - najlepiej w tradycyjnym, nostalgiczno-sentymentalnym ujęciu - było duże, sztuka Mutza nie spotkała się z przychylnym przyjęciem. Nawet Michał Smolorz, orędownik twórczości teatralnej w gwarze, zżymał się, że poza miałkością fabuły, licznymi zapożyczeniami i stereotypowym potraktowaniem losów rodziny Jorga i Berty, "dla autora śląska gwara stała się nie tyle językiem twórczego wyrazu, lecz wartością samą w sobie.

Postanowił więc wykonać tytaniczną pracę i zmieścić w tekście jak najwięcej śląskich

«ausdruków» (czyli gwarowych słówek i zwrotów), zupełnie jakby chciał do tekstu sztuki przepisać cały słownik polsko-śląski. Powstała z tego mowa irytująco sztuczna"[7].

Być może nienajlepszym poziomem sztuki, uznanej za gorszą wersję "Cholonka", należy tłumaczyć swoistą amnezję dziennikarzy, którzy kilka lat później, po premierze "Piątej strony świata", chwalili dyrekcję Teatru Śląskiego (dyrektorem był jeszcze Tadeusz Bradecki) za wreszcie podjętą decyzję wystawienia tytułu podejmującego temat lokalnej historii i tożsamości Ślązaków. W komentarzach i recenzjach zaznaczano, że taka polityka repertuarowa powinna być wpisana w misję teatru, który przymiotnik "śląski" ma w swojej nazwie. Wydaje się, że o sukcesie spektaklu, poza sprawną realizacją i ponadprzeciętną grą aktorów, zdecydowała przede wszystkim jego lokalność, odwołująca się do pamięci i doświadczeń mieszkańców regionu oraz narracja utrzymana w nostalgiczno-mitycznym tonie.

Biorąc pod uwagę, że spis powszechny w 2011 roku ujawnił wzrost liczby mieszkańców Górnego Śląska, określających swoją narodowość jako "śląska" albo "śląsko-polska" do około ośmiuset tysięcy, przywoływanie z przeszłości charakterystycznych śląskich figur, rytuałów i obyczajów rymowało się z potrzebą odzyskiwania tożsamości tej części społeczeństwa, która odczuwa swoją odrębność kulturową.

Talarczyk wielowątkową narrację Kutza potraktował dość stereotypowo, wybierając z powieści kilka epizodów wyznaczających najważniejsze momenty w śląskiej historii z pierwszej połowy ubiegłego wieku. Pojawiło się więc wspomnienie powstań śląskich i walk pod Górą Świętej Anny, doświadczenie drugiej wojny światowej, mierzone rozmiarem osobistych tragedii, oznaczających powołanie mężczyzn do Wermachtu i wyjazd na front wschodni, a młodszych synów na roboty do Niemiec. Ironiczny wymiar losu Ślązaków podkreślała scena, w której nazistowski urzędnik wyśpiewywał na melodię utworów Mozarta

(6)

80

wezwanie do uzupełnienia narodowościowej ankiety. Na jego słowa: "Jak nie podpiszesz - twoja wina, zaraz cię wyślę do Oświęcimia", chór kobiet odpowiadał: "A jak podpiszesz, głupi ośle, zaraz cię Hitler na Ostfront pośle". Historia ogólna stawała się tłem dla indywidualnych losów, które reżyser , i jednocześnie twórca adaptacji, w ślad za powieścią kończył na latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku w momencie, w którym przyjaciele głównego bohatera musieli opuścić Polskę jako element narodowościowo niepewny.

Spektakl otrzymał wiele pozytywnych, a nawet entuzjastycznych recenzji, nagrodę dla najlepszego przedstawienia w organizowanym przez Ministerstwo Kultury Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej (2013), został również zaproszony na kilka krajowych festiwali, mimo to pozostawiał uczucie niedosytu. Utrzymana w nostalgicznym tonie opowieść o "piątej stronie świata", nie wykorzystała dostatecznie krytycznego potencjału zawartego w powieści Kutza, chociaż z powodzeniem odwoływała się do mitycznego śląskiego Heimatu - prywatnej ojczyzny, której granice znaczyła swojskość własnej kultury. Reżyser wydobył z książki te elementy śląskiej mitologii, które są powszechnie znane i reprodukowane, pomijając refleksje, które mogłyby przynieść nowe spojrzenie na kulturową odrębność tego miejsca. Wśród nich warto wymienić chociażby społeczną genezę powstań śląskich, odległą od romantycznych polskich uniesień, mimo że taki jej obraz dość chętnie reprodukowano zwłaszcza w powojennych filmach. Zdaniem Kutza te zrywy stwarzały szansę znalezienia się w granicach kraju, który byłby bardziej przyjazny dla miejscowej ludności niż brutalny niemiecki kapitalizm[8].

Trudno ryzykować takie uproszczenia, a jednak wydaje się, że sukces "Piątej strony świata" przełożył się bezpośrednio na rozwój kariery zawodowej Talarczyka, który od września 2013 roku został dyrektorem artystycznym Teatru Śląskiego. Jedną z decyzji nowego dyrektora było zainaugurowanie cyklu "Śląsk święty / Śląsk przeklęty", w ramach którego mają powstawać spektakle podejmujące śląską tematykę. Pierwszym tytułem okazał się wyczekiwany na Śląsku jako kolejny hit, "Skazany na bluesa"[9], w reżyserii Arkadiusza Jakubika na podstawie filmowego scenariusza Przemysława Angermana i Jana Kidawy- Błońskiego. Można powiedzieć, że przeniesienie na scenę opowieści o Ryśku Riedlu, postaci kultowej dla wielu Ślązaków, było tylko kwestią czasu, i - sądząc po reakcjach widowni - przeczucie dyrektora nie zawiodło. Niestety, reżyser sprowadził biografię Riedla do kilku kluczowych wydarzeń i niezbyt odkrywczych konstatacji, przeplatając całość najbardziej znanymi utworami Dżemu. Piosenki w wykonaniu Tomasza Kowalskiego praktycznie

"ukradły" spektakl, przeobrażając go w bardzo energetyczny koncert. W tym wypadku nie

(7)

81

sprawdził się patent ani na lokalność, ani na eksplorowanie śląskiej mitologii. Choć na scenę zeszły postaci z obrazów śląskich malarzy prymitywistów (m.in. z płócien Teofila Ociepki i Erwina Sówki - św. Barbara, karzeł, niebieski Budda, itd.), niewiele wniosły do opowiadanej historii, poza swojskim śląskim kolorytem i konstatacją, że Riedel dołączył do bohaterów lokalnej mitologii.

Chłodny odbiór tego spektaklu wśród recenzentów - chociaż widownia bawi się na nim doskonale - wskazuje również na pewne przesilenie w oczekiwaniach co do sposobu konstruowania tożsamościowych narracji. Nostalgiczno-mityczny ton wydaje się już nie wystarczać. Nie do końca sprawdza się również dyskurs rewizjonistyczny, co pokazała zrealizowana w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej "Miłość w Königshütte"[10]. Spektakl w reżyserii i według scenariusza Ingmara Villqista ponownie odnosił się do tragicznej przeszłości Śląska i Ślązaków, przypominając ciemne strony relacji polsko-śląskich, jak chociażby funkcjonowanie po wojnie obozów koncentracyjnych dla miejscowej ludności.

Niezbyt skomplikowaną, linearnie poprowadzoną, fabułę sztuki można sprowadzić do następującego streszczenia: główny bohater opowieści, Ślązak Jan Schneider (Artur Święs), który podczas wojny walczył w Wermachcie, jest lekarzem, pracującym w Obozie Zgoda w Świętochłowicach. Jego żona - nauczycielką języka polskiego (Anna Guzik), przeniesioną do pracy na Śląsk, gdzie nie czuje się dobrze. Brak komunikacji między małżonkami, wynikający z odmiennych losów i różnic kulturowych, skazuje oboje na samotność. W tle rozgrywają się tragedie Ślązaków, prześladowanych przez nową, komunistyczną władzę.

Spektakl był słaby pod względem artystycznym (schematycznie zarysowane sytuacje, uproszczone międzyludzkie relacje, jednoznaczni, czarno-biali bohaterowie, czy wreszcie źle poprowadzeni aktorzy, którym nie udało się stworzyć wiarygodnych postaci), stał się natomiast medium wyzwalającym mówienie o traumatycznej przeszłości, od lat dostępnej w opracowaniach historycznych, jednak - jak się okazało - nieobecnej w codziennej rozmowie.

Bielskie przedstawienie zyskało miano najbardziej kontrowersyjnego teatralnego wydarzenia ostatnich lat, które jednak wyzwoliło niespodziewaną energię społeczną. Po prezentacji spektaklu odbyły się trzy debaty na temat polsko-śląskiej przeszłości, ale też protesty bielskich widzów nie utożsamiających się z tą wersją historii. Pokazało również jak szybko polityka próbuje skanalizować społeczne emocje.

Konstruując ten krótki przegląd, nie chcę bynajmniej powiedzieć, że wszystkie śląskie produkcje z ostatniego dziesięciolecia zamykają się w nostalgiczno-traumatycznych obrazach z przeszłości. Akcja spektaklu "Miłobójcy, czyli koniec świata w Zabrzu"[11]wyreżyserowanego na podstawie własnego tekstu przez Lecha Mackiewicza w

(8)

82

Teatrze Nowym w Zabrzu, dla odmiany dzieje się współcześnie i dotyczy współczesnych problemów mieszkańców poprzemysłowego miasta: bezrobocia, hazardu, który jest lekarstwem na brak zajęcia i nadmiar wolnego czasu, rodzinnych dramatów. Na tym tle rozwija się główny wątek opowieści, czyli miłość Klementyny, dziewczyny stąd, do Kamila, którego pochodzenie nie jest nikomu znane. Okazuje się, że związek kończy się tragicznie, jakkolwiek melodramatyczna osnowa jest zaledwie pretekstem do zbudowania portretu miejskiej społeczności. W materiałach informacyjnych spektaklu reżyser, który nie jest zabrzaninem, przyznawał, że opowiadane na scenie historie i postaci zbierał "włócząc się po mieście, obserwując i słuchając ludzi w pobliskich barach, na dworcach, czytając internetowe fora. Zapisywałem to, co usłyszałem, dokonując zapożyczeń języka ludzi stąd"[12]. Spektakl nie odniósł większego sukcesu, być może dlatego, że nie postawił diagnoz wywołujących dyskusję, wpisał się natomiast w coraz bardziej popularną w teatrze tendencję wykorzystywania potencjału miejsca do konstruowania lokalnych opowieści i miejskich legend.

Próbując podsumować ostatnie dziesięć lat zmagań śląskiego teatru z lokalną tożsamością, trzeba powiedzieć, że upływały one głównie pod znakiem nostalgii za czasem minionym. Twórcy przywoływali sielankowe obrazy tradycyjnej śląskiej rodziny na tle traumatycznych doświadczeń pierwszej połowy XX wieku: niedocenionej ofiary powstań śląskich, zmagań z kapryśną historią, niezrozumieniem dla odrębności kulturowej oraz traumą powojennej dyskryminacji. Właściwie dopiero w ostatnim czasie teatr w regionie zaczyna rezygnować z sięgania po stale reprodukowane klisze - czego przykładem może być zabrzański spektakl - i poszukiwać opowieści, które mogłyby stać się refleksją nad współczesnym obrazem tego miejsca. W tym kontekście z całą pewnością wart uwagi jest monodram "Synek"[13] w reżyserii Macieja Podstawnego, zrealizowany poza teatrem instytucjonalnym, w Zabytkowej Kopalni Guido w Zabrzu.

Scenariusz oparty na tekstach Marcina Gawła (który jednocześnie występuje w spektaklu), Zbigniewa Stryja i Zbigniewa Kadłubka stanowi próbę zdefiniowania tożsamości współczesnego młodego Ślązaka, który z jednej strony jest zakorzeniony w przeszłości - Bohater przywołuje obrazy dziadków i rodziców, których postacie umieszczone na tle charakterystycznego dla regionu ogródka działkowego, pojawiają się na wyświetlanej na ścianie projekcji. Z drugiej - funkcjonuje w ponowoczesnym świecie ze świadomością, że ten dawny Śląsk bezpowrotnie odchodzi w przeszłość. Pod koniec spektaklu na horyzoncie sceny pojawia się ironiczny komentarz "Stacja Arktyczna Śląsk" i projekcja, na której postać ubrana w biały kombinezon przemierza kopalnianą sztolnię jako ostatni Ślązak na tej ziemi.

(9)

83

Elementy tożsamości traktowanej na sposób esencjalistyczny powoli zanikają: ludzie, tradycje, ziemia, "która się zapadła" i wreszcie język, który pozwala wyartykułować odrębność kulturową, ale którego oficjalnie nie ma ("Godom w języku kerego niy ma").

Bohater komentuje stereotypowe postrzeganie śląskiej gwary w ironiczny sposób, przyrównując obecne w niej wyrazy dźwiękonaśladowcze z dźwiękami wydawanymi przez foki. Wiadomo, że ten język służy komunikacji, ale trudno go traktować poważnie. Poza tym należy do ludzi, którzy - tak jak foki - stają się przyrodniczymi unikatami. Skarżąc się na bezdomność: "Każdy mioł swój język, swoja ojczyzna, a jo do kogo przynależa?", pośrednio zwraca również uwagę na zachodzące przemiany społeczne, także związane z poczuciem tożsamości. Stary świat, związany z tradycyjnymi wartościami i dystynkcjami (na jego fundamencie budowała się tożsamość esencjalistyczna), bezpowrotnie odchodzi w przeszłość, ale zostają pewne jego elementy, które stają się składowymi nowej tożsamości. Nazywa się ją hybrydową i wiąże ze zjawiskiem "postnacjonalizmu", charakterystycznym dla kultur mieszanych, gdzie kształtowanie tożsamości odbywa się w poprzek tradycyjnych różnic i narracji[14]. Bohater ma świadomość nieodwracalności tego procesu. Z jednej strony ubolewa nad zachodzącymi zmianami, z drugiej - szuka modelu, który by pozwolił na satysfakcjonujące samookreślenie. W jego przypadku to stan świadomości: "Bycie Ślonzokiem to stan duszy".

Wydaje się, że w dobie globalizacji i wielokulturowości - tak oczywistej na terenach pogranicza z poplątaną przeszłością polityczną i społeczną - wobec zanikania spójnych, wspólnych narracji, teatr mierzący się ze śląską tożsamością, będzie musiał spojrzeć na nią również z innej perspektywy. Z całą pewnością uwzględniającej coraz bardziej hybrydowy charakter tożsamości mieszkańców regionu, w której dochodzi do łączenia elementów różnych kultur i doświadczeń.

[1] H. Eckert: Cholonek. Scenariusz: R. Talarczyk. Reżyseria: M. Neinert, R. Talarczyk. Premiera: Teatr Korez, 16 października 2004.

[2] M. Neinert, R. Talaczyk: Między stołem a byfyjem. "Dziennik Zachodni" 2005, nr 75.http://www.e- teatr.pl/pl/artykuly/109572.html. [data dostępu: 10.06.2014]

[3] Zob. M. Śmiełowska: Tożsamości etniczne i identyfikacje narodowe wśród mieszkańców Śląska Opolskiego.

W: Polacy, Ślązacy, Niemcy. Studia nad stosunkami społeczno-kulturowymi na Śląsku Opolskim. Red. K.

Frusztacki. Kraków 1998.

[4] J. Tambor: Kulturowe wyznaczniki tożsamości. Tożsamość mieszkańców województwa śląskiego. http://www.google.pl/... [data dostępu: 13.06.2014].

[5] K. Kutz: Piąta strona świata. Scenariusz i reżyseria: R. Talarczyk. Premiera: Teatr Śląski im. S.

Wyspiańskiego, 16 lutego 2013.

[6] K. Mutz: Polterabend. Reżyseria: T. Bradecki. Premiera: Teatr Śląski im. S. Wyspiańskiego, 5 stycznia 2008.

[7] M. Smolorz: Piąta woda po kisielu. "Gazeta Wyborcza - Katowice" 2008, nr 6. http://www.e- teatr.pl/en/artykuly/49613.html [data dostępu: 14.06.2014]

[8] Zob. K. Kutz: Piąta strona świata. Kraków 2010.

(10)

84

[9] P. Angerman, J. Kidawa-Błoński: Skazany na bluesa. Reżyseria: A. Jakubik. Premiera: Teatr Śląski im. S.

Wyspiańskiego, 7 marca 2014.

[10] I. Villgist: Miłość w Königshütte. Reżyseria: I. Villgist. Premiera: Teatr Polski w Bielsku-Białej,

[11] L. Mackiewicz: Miłobójcy, czyli koniec świata w Zabrzu. Reżyseria: L. Mackiewicz. Premiera: Teatr Nowy w Zabrzu, 6 października 2012.

[12] L. Mackiewicz: Zabrze. Wkrótce "Miłobójcy" - Śląska Gelsomina. http://www.e- teatr.pl/pl/artykuly/147201.html [data dostępu: 14.06.2014].

[13] M. Gaweł, Z. Kadłubek, Z. Stryj: Synek. Reżyseria: M. Podstawny. Premiera: Zabytkowa Kopalnia Guido, 6 lipca 2013.

[14] L. Gandhi: Teoria postkolonialna. Wprowadzenie krytyczne. Przeł. J. Serwański. Poznań 2009, s. 111-126.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na trzydniowej konferencji uczestnicy mieli okazję wysłuchać kilkudzie- sięciu referatów dotyczących między innymi: demografii starości, opieki ro- dzinnej i instytucjonalnej

Mam tutaj przede wszystkim na myśli sposób, w jaki autor Die Traum- deutung ujmuje w swoich pracach związek między sensem i popędem w obrębie ludzkich zjawisk psychicznych. Na

Wydaje się, że na rynku polskim, ale także zagranicznym, nie było do tej pory publikacji podejmującej całościowo zagadnienie religii w nowoczesnym ustroju demokratycznym

Proszę zwrócić uwagę, że plan finansowy NFZ w ostatnich latach wzrastał systematycznie, wykazując stały trend wzrostowy w zakresie kosztów świadczeń opieki

Wynika to z historycznych uwarunkowań, ale jest również odzwier- ciedleniem skostniałej kultury organizacyjnej wielu instytucji muzealnych.. Sku- pieni na gromadzeniu i ochronie

Wyniki konsultacji zostaną przedsta- wione na tablicy ogłoszeń w Urzędzie Gminy Stare Boga- czowice, na stronie interneto- wej Gminy Stare Bogaczowice oraz w Biuletynie Informacji

Ponieważ teatr jest lustrem rzeczywistości, twórcy Teatru Dada von Bzdülöw, zdając sobie sprawę, że ich lustro po latach używania jest lekko zdeformowane (dla przypomnienia

Rzecz Radziwiłłówien oparta jest o prosty schemat fabularny wielu baśni i posługuje się kilku motywami wędro- wnymi, jak rozmowa królowej ze zwier-.. ciadłem, oczywiście w