■
f f f f
6 *
PAMIĄTKA KATOLICKA
KRÓTKIE UWAGI RELIGIJNE NA KAŻDY DZIEŃ MIESIĄCA
*
ZEBRAŁ I WYDAŁ: KS. M. D.
+
WYDANIE NOWE, ZMIENIONE 1 POWIĘKSZONE
KRAKÓ W 1928
ü i__
Pamiątka Katolicka
Krótkie uwagi religijne na każdy dzień miesiąca
li *
Zebrał i wydał: Ks. M. D.
$
Wydanie nowe, zmienione i powiększone
I
Kraków 1928
i 3T3W
Nihil obstał.
X. Dr. J. Kaczmarczyk, censor.
L. 501/21
POZWALAMY DRUKOWAĆ.
Z Kurji Książęco-Biskupiej w Krakowie, dnia 25 lutego 1921 r.
L. S.
Adam Stefan Książę-Biskup
X. Władysław Miś, kanei
Księgarnia i Drukarnia Katolicka S. A., Katów ulica Marszalka Piłsudskiego Nr. 58
.laki jest eel naszego życia na ziemi?
Każdy człowiek powinien przedewszyst- kiem wiedzieć: czem jest, kto go stworzył I dokąd zmierza, czyli innemi słowy, po
winien poznać: Stworzyciela i cci swego życia.
Wiadomą jest rzeczą, że człowiek nie zawsze istniał na tej ziemi, sam zaś nie mógł być twórcą swego istnienia, sam sobie życia dać nie mógł, więc musi się przypuścić, względnie uznać pierwszą przyczynę, czyli Istotę wyższą od człowieka, która dała mu życie, a sama istnieje przez się, i nie ma początku, ani końca.
Tę pierwszą przyczynę całego wszech
bytu i całego wszechświata, oraz człowieka, tę Istotę Najwyższą, która od nikogo swego istnienia nic miała, ale od wieków istniała sama przez się, nazywamy: „Bogiem“.
Bóg jest Stwórcą naszym, On nas po
wołał do życia, a w jakim celu?
Katechizm poucza nas, że nie dlatego dał nam Pan Bóg życie, byśmy się po tej ziemi nędznej czołgali i szczęście nasze w niej pokładali, lecz, żebyśmy poznawszy Boga, kochali Go, służyli Mu wiernie, potem, po śmierci, zażywali z Nim wic cznej szczęśliwości w niebiesiech.
Pierwszym tedy naszym celem i obo
wiązkiem jest: poznanie Boga. W tym względzie Bóg człowiekowi wielce to po
znanie ułatwił, bo objawił się pierwszemu człowiekowi, potem Mojżeszowi, mówiąc doń na puszczy: „Jam jest, którym jest".
Następnie przemawiał Bóg natchnieniami przez Proroków i Patrjarchów, a co naj
ważniejsze, objawił się nam przez Syna swego, Jezusa Chrystusa i przemawia do nas codzień w Kościele swoim, którym rządzi Duch święty. Mając takie źródła do poznania Boga, nikt już nie może się wymawiać niemożliwością poznania Go.
Poznajemy dalej Boga z uczynków J c g o. Nasza ziemia i cały wszechświat, są dziełem Boga, boć same stworzyć się nic mogły, jak nie może, naprzykład, zegar siebie zrobić, jeżeli niema zegarmistrza.
Gdy raz kilku mędrców przyszło w od
wiedziny do św. Antoniego, pustelnika,
i zdumiewając się nad jego mądrością, pytali się go, z jakich ksiąg tak przedziwną czerpie naukę, Święty wskazując jedną ręką na niebo, drugą na ziemię, rzekł:
„Oto moja księga, innej nie mam i wszys- cyby powinni się w niej rozczytywać a wznieśliby się do poznania wszechmo- cności, mądrości i miłości Stwórcy“.
Poznawszy Boga, Jego Mądrość, Wszechmoc i Miłość, trzeba też znać Jego nauk ę, objawioną nam przez Pa- trjarcbów i Proroków w Starym Zakonie i przez Syna Jego Jednorodzonego Je
zusa Chrystusa, w Nowym Zakonie — i według tej nauki, czyli innemi słowy, we
dług przykazań Bożych, żyć, co się na
zywa : służbą Bożą.
Służba ta ma być chętną, bo dobre dziecko chętnie słucha ojca swego i bez przymusu spełnia jego rozkazy, jak dobry sługa chętnie stosuje się do poleceń swego pana. Spełniając chętnie Boże przykaza
nia, służymy wtedy Bogu wiernie, a to jest także głównym celem naszego życia. Ale, aby ta służba była wierna, musi płynąć z miłości ku Bogu, bo tylko ten, kto Boga kocha, będzie Mu wiernym, czyli, że wszystko spełni dla tej Najwyższej ukochanej przez niego Istoty.
Bez miłości ku Bogu, trudno przycho
dzi spełniać, ciężkie nieraz na oko, przy
kazania Jego, kto zaś Boga kocha, temu wszystkie Jego przykazania wydają się lekkiemi i nie trudnemi do spełnienia. Na
leży kochać Pana Boga z tego przede- wszystkiem względu, że nas stworzył i przez Syna Swojego Jezusa Chrystusa odkupił i że nam przygotował w niebie- siech szczęście na wieki.
Wszystko, co mamy, od Boga mamy;
bez niego nicbyśmy nie mieli, samo tedy poczucie wdzięczności wymaga od nas, abyśmy Go całem sercem kochali.
Dał nam Pan Bóg rozum, abyśmy Go poznali, a serce, byśmy Go kochali — czyli dał nam podwójny cel do spełnienia w tern życiu, i to jest cel główny, wszyst
kie zaś inne drogi, jakie sobie wytycza
my, nic prowadzą do Boga, a więc są błę- dnemi drogami, które człowieka wiodą na manowce i pozbawiają go oglądania Boga i szczęścia w wieczności.
DZIEŃ 2.
Czcm „jest religjii <ila człowieka?
Są ludzie, którzy religję uważają za
„rzecz prywatną", czyli poboczną. Ci sami ludzie (głównie socjaliści i różni wolno-
dumcy) twierdzą też, iż nauka religji nie jest ważniejszą od nauki np. czytania, pi
sania i t. d.
Otóż takie twierdzenia są wielkim błę
dem, gdyż religja jest dla człowieka naj
główniejszą rzeczą, oraz najpoży- teczniejszem i najkonieczniejszem dobrem dla życia.
Że tak jest, wnet się przekonamy.
I. Religja jest Roskiem światłem dla naszego rozumu, gdyż wiadomości, jakie nam religja podaje, są wznioślejsze ponad wszystkie ziemskie wiadomości i nauki.
Wiadomości religijne bowiem pochodzą z nieba, to znaczy, że sam Bóg nam ich udzielił.
Z tego powodu religja jest świa
tłem dla naszego rozumu, gdyż przez religję poznajemy cel życia i drogę do tego celu wiodącą.
Kto ma religję, ten podobny jest wę
drowcowi, który w ciemności ma światło.
Człowiek zaś bez religji idzie po omacku.
Pismo św. mówi o takim, „że chodzi w ciemności i w cieniu śmierci“ (Izaj. IX, 2).
Dlatego Zbawiciel Pan nazwał siebie
„światłem świata“, gdy mówił: „Jam jest światłem świata. Kto za mną idzie, nie chodzi w ciemności, ale będzie miał światłość żywota“ (Ew. św. Jana VIII, 2).
Stąd przy narodzeniu Chrystusa Pana zjawiło się światło na dolinie betlejemskiej i przedziwna gwiazda na niebie. Dlatego palą się świece na ołtarzu przy Mszy św.
i wieczna lampa przed Najświętszym Sa
kramentem, na znak, że pod postaciami cldeba i wina znajduje się na ołtarzu
„Światłość świata“.
Człowiek posiadający religję jest więc prawdziwie oświeconym, a kto jej nie ma, teil chodzi w ciemnościach, choćby na po
zór był nie wiedzieć jak wykształconym w naukach świeckich.
II. Religja udziela naszej woli nadludz
kiej siły do spełniania szlachetnych uczyn
ków i do poskramiania złych żądz. Religja jest jakby dźwignią, przy pomocy której nawet dziecko potrafi podnieść największe ciężary.
Religja dodaje słabemu człowiekowi siły do nadluzkich czynów. Wystarczy przypatrzyć się tylko katolickim misjona
rzom, którzy pracują nad zbawieniem dusz w krajach pogańskich, wśród ciągłych prześladowań i niebezpieczeństw życia.
Wiadomo też, że w czasach panowania chorób zaraźliwych nieraz najbliżsi kre
wni opuszczają chorego, a zostaje przy nim Siostra miłosierdzia, lub zakonnik, Bonifrater, by go pielęgnować.
1 któż dodaje tym ludziom takiej od
wagi, że nie opuszczają chorego? Oto rcligja, która im mówi i powtarza słowa Zbawiciela: „coście jednemu z tych uczy
nili, mnieście uczynili... i otrzymacie za to kiedyś nagrodę w niebiesiech“.
A skądże czerpali Męczennicy ową siłę, że woleli iść na najsroższe męczarnie i życie utracić, niż oddać cześć fałszywym bożkom pogańskim? Znowu z religji, która im mówiła, że Bóg oceni tę ich wiarę, i że życia nie stracą, lecz w chwale i szczęściu nicbieskiem kiedyś zmartwychwstaną.
DZIEŃ 3.
Czcili jeszcze jest religja?
Nie tylko światłem i siłą dla duszy na
szej jest religja — jak poprzednio wyka
zaliśmy — ale nadto pociechą jest w nieszczęściu, usuwa bowiem zwątpienia i rozpacz, czyli działa jak oliwa, która łagodzi ból i leczy rany.
Dlaczego tak cierpliwymi byli J o b i Tobiasz w swej ciężkiej niedoli? Bo religja mówiła im: „Bóg jest ojcem na
szym : On nie nakłada na nas więcej nad to, co znieść możemy, a gdzie bieda naj
większa, tam pomoc Boża najbliższa, i że Bóg wszystko ku dobremu obraca".
A skądże z drugiej strony tyle dziś sa
mobójstw i to z błahych zazwyczaj przy
czyn? Oto tym ludziom brakowało religji i pociechy, którą ona daje. Człowiek reli
gijny podobny jest do dęba, którego nawet silne burze nie obalają, a człowiek bez religji jest jako trzcina, którą lada słaby wiatr łamie.
Religja jest jakby kotwic ą, która ra
tuje i podtrzymuje okręt w czasie burzy.
Przed kilkoma laty podawały dzienniki wiadomość o takiem zdarzeniu:
Pewien socjalista przechwalał się w szynku wobec towarzyszy, że mu się uda
ło po trzechletnich usiłowaniach odebrać swej żonie całkiem rcligję, choć przedtem była pobożną. Naturalnie, że towarzysze niezmiernie go za to chwalili.
Gdy jednak ów socjalista wracał tegoż dnia wieczorem do domu, spostrzegł przed swem mieszkaniem zbiegowisko ludzi, któ
rzy zapytani przez niego o przyczynę tego zgromadzenia się, odpowiedzieli mu, że w jego domu stało się wielkie nieszczęście.
Ze złem przeczuciem wszedł ów socja
lista do mieszkania i tu, ku swemu prze
rażeniu, ujrzał na podłodze cztery trupy, to jest żony i trojga swoich dzieci.
Przy trupie żony leżała karteczka, któ
rą, gdy podniósł, wyczytał na niej te
słowa: „Dopóki miałam religję, znosiłam wszystkie przykrości życia dla nagrody wiecznej; odkąd zaś mój mąż odebrał mi Wiarę, uczułam się bardzo nieszczęśliwą.
Nie chcę, aby i dzieci moje lakierni były i dlatego je otrułam“.
Z tego zdarzenia okazuje się, co daje człowiekowi w życiu religja, a czem jest życie bez religji.
Religja daje także człowiekowi praw
dziwe zadowolenie, bo czem jest potrawa dla ciała, tern religja dla ducha, z tą tylko różnicą, że pokarm cielesny nasyca ciało tylko chwilowo, religja zaś zaspokaja duszę na zawsze.
„Niespokojne jest serce moje“ — wo
łał św. Augustyn —- „dopóki nic odpocznie w Tobie!“ Dlatego ludzie nieraz najbogatsi najwykształceńsi, nie mający atoli Wiary, nie czują się szczęśliwymi. Przeciwnie zaś, niejeden ubogi lub prostaczek, ale religijny, czuje się szczęśliwym i nie na
rzeka na ciężar życia.
Z tego, cośmy wczoraj i dziś o religji usłyszeli, wynika, że religja jest nader cen
nym skarbem dla człowieka, więc kto się tego skarbu sam pozbywa, wyrządza sobie niepowetowaną, niepojętą szkodę, teraz, i na wieczność całą.
A kto drugiemu ten skarb odbiera, kto drugiego religji pozbawia ten jest zło
dziejem i mordercą swego bliźniego, bo zabiera mu największe dobro i źródło prawdziwej pociechy.
Z drńgiej zaś strony, człowiek religijny powinien się cieszyć, że taki skarb posiada i nieustannie a gorąco zań Panu Bogu dzię- kowa.
DZIEŃ 4.
Wiara nasza — jaka być powinna?
Święta Teresa mawiała: „Nie wierzyć w Boga, jest jawnem szaleństwem, ale wierzyć w Boga a jednak lekceważyć so
bie Jego przykazania i zuchwale Go obra
żać — jest to najwyższy stopień niepoję
tego szaleństwa“.
Innemi słowy, chciała przez to św. Te
resa powiedzieć, czego nas i katechizm uczy, że wtedy dopiero Wiara nasza jest prawdziwą, gdy ją nietylko ustami wyzna
jemy, ale i uczynkami stwierdza
ni y, bo „jak ciało bez ducha martwem jest, tak też i Wiara nasza bez dobrych uczyn
ków jest martwą“, jak to czytamy wyra
źnie w liście św. Jakóba Apostoła (II).
Wiemy, że długo nicuprawna rola wy
daje tylko chwasty i ciernie; długo zam
knięte powietrze i stojąca w stawie woda, psuje się, i robactwo się w niej rodzi, a żelazo nieużywane rdzewieje. Podobnie i Wiara nasza staje się niepożyteczną, je
żeli jej nie ćwiczymy wykonywaniem do
brych uczynków, czyli, jeżeli się jej nic utrzymuje w żywej czynności. Gdy Penda, pogański król Mercji słyszał, że niektórzy chrześcijanie nie żyją według praw Wiary Chrystusowej, unosił się gniewem i ma
wiał: „Czyż podobna wierzyć w Boga i wszechmocność Jego uznawać, a prze
ciw Jego przykazaniom i ustawom postę
pować?“
Cesarz Karol Wielki mawiał także, iż:
„nie wierzą w Boga, jak trzeba, ci, którzy sobie groźby Jego lekceważą i Jego przy
kazania bezkarnie przekraczają!“
Prawdziwą tedy jest Wiara nasza wówczas tylko, gdy jest żywą, czyli, gdy ją uczynkami stwierdzamy, gdy speł
niamy wiernie Boże przykazania i z tą Wiarą łączymy zapał ku dobremu.
I nie tylko żywą winna być Wiara na
sza, aleimocn ą. Mocną zaś jest wtedy Wiara nasza, gdy się nie zachwiejemy w niej nawet wśród największych przeci
wności i cierpień, a nawet najokrutniejszc- mi mękami i prześladowaniem od niej od
wieść się nie damy.
Chrystus Pan przepowiedział swym uczniom i wyznawcom, że dla Imienia Je
go będą prześladowani, ale przyobiecał im, że za to prześladowanie i cierpienia czeka ich nagroda wiekuista: „Błogosła
wieni jesteście, gdy wam złorzeczyć będą i prześladować was będą i mówić wszyst
ko złe przeciwko wam, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech" (Ew. św.
Mat. V, 11—12).
Pomni na tę obietnicę Pańską, niczem się nie dali odstraszyć ani Apostołowie, ani Męczennicy święci od wyznawania Wiary swej w Jezusa Chrystusa — i znosili z ra
dością najsroższe katusze a nawet i na śmierć szli chętnie i z radością.
Gdy świętemu Męczennikowi Gorbiuso- wi radzili niektórzy, aby językiem zaparł się wiary w Chrystusa, w sercu zaś może ją wyznawać, tenże rozgniewany, odpo
wiedział: „Miałżebym zaprzeć się Boga mojego, w którego służbie wychowany zostałem? Zaprawdę, język mój, którym mnie Stwórca obdarzył, nigdy użytym być nie może na to, iżby się miał zaprzeć Stwórcy swego".
Nie tak czyni wielu z dzisiejszych chrześcijan, którzy wstydzą się uchodzić za dobrych wyznawców Chrystusa; szy
dzą sobie z dusz pobożnych, i nie oddają
czci należnej ani kościołowi, ani Bogu utajonemu w Najśw. Sakramencie Ołtarza, w kościele. Tacy powinni pamiętać o sło
wach Chrystusa Pana, który powiedział:
„żc kto się Go zaprze przed ludźmi, tego się On wyprze przed Ojcem swoim nie
bieskim“.
DZIEŃ 5.
Miłuj Iłoga natlewszyslko
„Serce nasze jest ołtarzem Boga, gdzie wieczny ogień palić się i płomień miłości nieustannie ku Bogu unosić się powinien“.
Oto są słowa świętego Bernarda, które każdy chrześcijanin ciągle przypominać sobie powinien, jeżeli chce osiągnąć wieku
iste zbawienie. Bo „żadna dusza — mówi dalej tenże Święty — nie będzie jaśniała blaskiem piękności wiekuistej, która tutaj w ogniu miłości oczyszczoną nie była“.
. Kto dice wznieść trwała budowę, stara się przedewszystkiem o mocne fundamen
ta, tak też ten, kto pragnie nabyć wytrwa
łości w cnocie, powinien miłość prawdziwą położyć za fundament.
Miłować Boga, to znaczy przede
wszystkiem wykonywać wiernie Jego przykazania, bo jakże możną
mówić: Kocham Boga, a brzydzić się jego prawami?
Starzec Eleazar wytrzymał dla miłości Boga najsroższe męki, aby aż do końca wytrwać nieposzlakowanym w służbie Bożej i nawet pozoru złego nie ściągnąć na siebie.
Zuzanna wolała, będąc niewinną, być raczej skazaną na śmierć, niżeli wykro
czyć przeciw przykazaniu Bożemu.
Daniel i trzej młodzi jego przyjaciele poprzestawali na prostem jedzeniu, aby nie narażać się na niebezpieczeństwo po
żywania potraw, których Zakon Boży za
kazywał. Spełnienie woli Boga milszem im było nad wszelkie przysmaczki.
Józef egipski wolał iść do więzienia, niżeli obrazić Boga swego, którego nade- wszystko miłował.
Jak gorąca była miłość ku Bogu w Apostołach po zesłaniu na nich Ducha świętego, świadczy między innemi to, iż cieszyli się i radowali, gdy ich przed są
dem stawiano i chłostano.
Święty Paweł, niegdyś zażarty wróg Wiary Chrystusowej, taką potem pałał miłością ku Zbawicielowi, że wolał w li
stach swoich: „Któż tedy nas odłączy od miłości Chrystusowej? utrapienie, czyli ucisk? czyli głód, czyli nagość? czyli nie
bezpieczeństwo, czyli prześladowanie?
czyli miecz? Albowiem pewien jestem, iż ani śmierć, ani żywot, ani Aniołowie, ani teraźniejsze rzeczy, ani przyszłe, ani no
we, ani wysokość, ani głębokość, ani insze stworzenie, nie będzie nas mogło odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym" (List do Rzymian VIII, 35—39).
Nie mniejszą miłością ku Bogu pałali wszyscy też późniejsi Święci chrześci
jańscy.
Święty Franciszek z Asyżu całe godziny przepędzał na rozmyślaniu słów: „Mój Bóg i wszystko moje!" i mo
dlił się wśród bolesnych cierpień temi sło
wy: „O Panie Boże mój! dziękuję Ci za wszelkie cierpienia, które zsyłasz na mnie.
Radować się będę, gdy mię na tym padole płaczu nie będziesz oszczędzał, skoro jest taka wola Twoja, bo spełnienie woli Two
jej jest dla mnie niewyczerpanem źródłem pociech“. (Św. Bonaw. o życia św. Franc.)
Św. Karol Boromeusz, dziec
kiem jeszcze będąc, najgorętszą miłością Boga był napełniony. Z rana, gdy się obu
dził, zaraz przychodziła mu pierwsza myśl: „Bóg mię łaskawie zachował tej no
cy, chcę Mu dzisiaj poświęcić mój umysł i moje uczynki".
Św. Alojzy z takim zapałem mi
łował Boga, że ilekroć słyszał imię Jego, lica mu pałały od radości i miłości. Nie lękali się też Święci Pańscy żadnych ofiar i cierpień dla miłości Boga. „Gdyby mi codziennie zagrażały — mówiła święta Tekla — ogień i zwierzęta drapieżne, więzienie i okowy, wszystko, cobym przez miłość ku Bogu znosić musiała, zdawało
by mi się rajską rozkoszą, gdyż uznaną byłabym za godną cierpieć dla mojego Pana“.
Taką też winna być i nasza miłość ku Bogu — i jak słonecznik, nawet w dniu pochmurnym obraca się ku słońcu — tak i my, w szczęściu czy nieszczęściu, za
wsze winniśmy kochać Pana Boga, nasze
go najlepszego Pana i Ojca.
BZIEN 6.
Na czcili polega prawdziwa pobożność i jakie jej owoce.
(Według św. Franciszka Salezego.)
Prawdziwa pobożność wielce podoba się Bogu. Ale trzeba przedewszystkiem wiedzieć, czerń jest cnota pobo
żności, gdyż oprócz prawdziwej jest wiele fałszywych i próżnych cnót pobo
żności. Kto więc nie zna pierwszej, może się omylić i tracić czas na jakiejś pobo
żności biednej i bezużytecznej.
Sławny malarz Aureliusz malował wszystkie twarze na podobieństwo nie
wiast sobie ulubionych; podobnie i ludzie zwykli wyobrażać sobie pobożność na po
dobieństwo swych urojeń i skłonności.
Jeden oddany postom, sądzi, że jest pobożnym, chociaż w swem sercu chowa gniew i zawiści. Drugi nie śmie zwilżyć jeżyka swego nawet kroplą wody, a nic waha się obmawiać i oczerniać swych bliźnich. Inny znowu ma się za pobożnego dlatego, że codzień odmawia mnóstwo pa
cierzy, chociaż te same usta otwiera na słowa zuchwałe, gniewne i krzywdzące domowników i sąsiadów. Ci i im podobni uchodzą i mają siebie za pobożnych — a wcale pobożnymi nip są.
Prawdziwa pobożność płynie tylko z miłości Boga i nie jest niczem Innem, tylko prawdziwą miłością Boga.
Jest to dalej ochoczość duch a, przez którą miłość Boga sprawia w nas to, iż my raźno i chętnie wyko
nujemy przykazania Boże i to nie tylko niektóre, ale wszystkie.
Między miłowaniem Boga a pobożno
ścią niema innej różnicy, tylko chyba ta,
jaka zachodzi miedzy ogniem a płomie
niem. Miłość jest ogniem duchownym, a gdy się rozpłomieni, zwie się pobożno
ścią. Pobożność przeto przydaje do ognia miłości płomień żywy, który tę miłość czyni rączą i ochoczą nie tylko w zacho
waniu przykazań, ale nadto w wykony
waniu rad i natchnień Bożych.
Świat nie cierpi pobożności, bo ta wy
maga pewnego zaparcia siebie i pokony
wania złej natury ludzkiej, dlatego przed
stawia pobożność jako życie posępne i nie
znośne dla siebie i drugich.
Podobnie przedstawiali żydom ziemię obiecaną ci, którzy chcieli ich od niej od
wrócić, mówiąc o niej, że tam ziemia po
żera przechodniów, że mieszkańcy tej zie
mi są tacy ogromni, iż połykają innych, a powietrze w niej zabójcze skraca życie ludzkie.
Przeciwnie zaś twierdzili Jozue iKaleb, którzy zachwalali żydom ziemię obiecaną, jako ziemię miodem i mlekiem płynącą.
Podobnie i Chrystus Pan, sam, i przez usta swych Świętych, upewnia nas, że ży
cie pobożne jest życiem słodkiem, rńiłem i szczęśliwem.
Świat patrząc powierzchownie na mo
dlitwy pobożnych, na ich umartwienia, na znoszenie krzywd, hamowanie złych skłon-
ilości i na dobre uczynki pobożnych, sądzi, że takie życie jest smutnem, ciężkiem i przykrcm, bo nie widzi wewnętrznej po
bożności, która im osładza te umartwienia i walkę ze złem.
Wszakże pszczoły i z gorzkich owoców przcsłodki miód ciągną — tak i dusze po
bożne z gorzkich swoich umartwień prze
dziwną wyciągają słodkość, która im nic tylko małe umartwienia, ale i srogie męki, tortury a nawet i śmierć samą osładza, jak to widzimy na Męczennikach świętych.
Pobożność ułatwia ubogiemu znoszenie ubóstwa;lżejszemi czyni człowiekowi po
bożnemu uciski wszelakie, osładza utra
pienia i napełnia przedziwną jakąś weso
łością tego, kto tę cnotę posiada. Jednem słowem, pobożność prawdziwa ułatwia życie na tej ziemi, uprzyjemnia je i otwiera bramy do szczęśliwej wieczności.
DZIEŃ 7.
Jak sie modlić trzeba
Modlić się trzeba w duchu i w praw
dzie; według nauki Chrystusa Pana, znaczy to: wznieść się myślą do Boga, obcować z Nim, szukać u Niego światła, rady i pociechy, bo to wszystko
od Niego tylko, jako od Ojca światłości, pochodzi.
Dusza modląca się rozmawia ze Stwórcą swoim i Zbawicielem i z głębi swojej nicości wzdycha do Niego, czy to, kiedy Go o co prosi, czy to, kiedy Mu za co dzięki czyni.
Stwórca zaś i Zbawiciel wzajemnie mówi do duszy i sprowadza na nią po
tok łask swoich. Dusza tęskni do Boga i oddycha w Nim, a Bóg się jej udziela i rozlewa nad nią miłosierdzie swoje.
Skoro takim skarbem jest modlitwa, to któż chętnie modlić się nie będzie? Któż czasu użytego na modlitwę nie będzie uważał za błogie i szczęśliwe chwile w swem życiu?
Aby jednak modlitwa nasza była prawdziwa modlitwą i przyniosła nam po
żytek, by była źródłem łask obfitych, mu
simy najpierw i przedewszystkiem mo
dlić się: w Imię Jezusa, bo powiedział sam Zbawiciel, że: „o cokolwiek prosić będziemy Ojca w niebiesiecli w Jego Imię, będzie nam udzielone“.
Powtóre: modlić się trzeba z p o k o r ą i skruszonein sercem, jak nas tego uczy znowu Zbawiciel swym przykładem i przy
powieścią o celniku i faryzeuszu.
Chrystus Pan uklęknąwszy na kolana, a więc pokornie modlił się do swego Ojca w niebiesiech na Górze Oliw
nej, w przypowieści zaś o celniku i fary
zeuszu, zganił tego drugiego za modlitwę chełpliwą i pełną pychy, a pochwalił cel
nika, który w kącie świątyni, by go nikt nic widział, bił się w piersi i pokornie pro
sił Boga o przebaczenie i odpuszczenie mu grzechów.
Że pokorna modlitwa bardzo podoba się Bogu, mamy dowód w Ewangelji świę
tej. Piotr Apostoł na widok cudownego połowu ryb, upadł na kolana przed Jezu
sem, mówiąc z głęboką pokorą: „Wy- nijdź odemnie, bom jest grzeszny czło
wiek, Panie!“ — a Chrystus Pan, nagra
dzając tę jego pokorę oświadczył mu, że mu przeznacza wysoką godność w Kró
lestwie Jego.
Pokora i miłość w modlitwie, to dwa skrzydła, na których modlący wzbija się nad obłoki i tuli się pod osłonę Najświę
tszego, pisze, Wawrzyniec Justynian. (De conmtb. c. 22).
Po trzecie: należy się modlić w duchu i w prawdzie, czyli p o b o ż n i e, i na te chwilę przestać myśleć o rzeczach ziem
skich, doczesnych, a myśleć tylko o Bogu.
Modlitwa pobożnego jest — jak naucza św. Augustyn •— „prawdziwym kluczem do nieba“. (Homil. 49).
Święty Franciszek z Asyżu, wchodząc do kościoła na modlitwę, zwykł był ma
wiać: „Zostańcie przed drzwiami, wy, myśli o sprawach doczesnych, dopóki stąd nic wynijdę, a potem znowu — za
biorę was z sobą“. I modlił się do Boga, jak gdyby on sam jeden tylko był na święcie i zaprzątał się tylko myślami o rzeczach nadziemskich.
1 jeszcze jeden przymiot musi mieć modlitwa, aby skutek swój osiągnęła, mia
nowicie, musi być wytrwałą i pełną ufności w Boga.
Niewiastę chananejską, która po pierw
szej odmowie ze strony Jezusa, n i c przestała prosić, pochwalił Zbawi
ciel, mówiąc: „O niewiasto, wielka jest wiara (ufność) twoja; niechaj ci się sta
nic, jako chcesz“. (Mat. XV. 28).
Aby nas zachęcić do podobnie ufnej prośby, użył Zbawiciel przykładu o czło
wieku, który poszedł do przyjaciela o pół
nocy, prosząc go o wypożyczenie trojga chleba, i na ni cast a n n e nalegania otrzymał wreszcie to, o co prosił.
Oto są główne warunki dobrej modlitwy, a trzeba pamiętać, co pisze
św. Augustyn (Horn. 49), „że kto dobrze modlić się umie, ten umie i żyć także dobrze", co jest całkiem nawet naturalne, bo jak wosk przed słońcem staje, się coraz bielszym, tak i dusza ludzka przez modli
twę staje się coraz czystszą i piękniejszą.
DZIEŃ 8.
O czci dla N. Sakramentu Ołtarza W świątyni jerozolimskiej było miejsce zwane: „Święte Świętych" lub „Najświę- tszem" z tej przyczyny, że tam stała przez jakiś czas „arka przymierza“, która była niby tronem Boga, a prócz tego za
wierała przykazania Boże i księgi święte.
Miejsce to było oddzielone od reszty świą
tyni bogato haftowaną zasłoną i tylko Arcykapłan miał wstęp do niego.
W świątyniach chrześcijańskich posia
damy już nie tron Doga, nie księgi święte, ale B o g a samego, utajonego w Najśw.
Sakramencie Ołtarza pod postaciami clileba.
Jeżeli żydzi taką czcią bezmierną ota
czali „arkę przymierza“ — to ileż o więcej, my chrześcijanie, powinniśmy czcić Najśw.
Sakrament Ołtarza, o którym uczy nas Wiara nasza św., że w nim Bóg sam prze
bywa, we własnej Osobie i majestacie.
Wielką miłość okazał nam Zbawiciel przybrawszy na sie postać ludzką, wię
kszą jeszcze, gdy za nas i dla naszego zbawienia cierpiał i umarł na krzyżu, ale największy dowód miłości dal nam, Chry
stus Pan, gdy postanowił nadal i ciągle między wami przebywać pod skromną po
stacią chleba w Najśw. Sakramencie Oł
tarza.
W pierwszych trzech wiekach chrze
ścijaństwa, gdy to kryto się jeszcze pized prześladowaniem ze strony pogan, gdy chrześcijanie nie mieli jeszcze publicznych świątyń, nie przetrzymywano Najśw. Sa
kramentu Ołtarza w miejscach, gdzie się chrześcijanie gromadzili na Msze święte i gdzie spożywali Komunję świętą, bo się bali, i słusznie, by Najśw. Sakrament nie dostał się do rąk pogan i nie był zniewa
żony.
Z chwilą jednak, gdy chrześcijaństwo zdobyło wolność, gdy stanęły publiczne świątynie, zaczęto odtąd przechowywać w nim Najśw. Sakrament Ciała i Krwi Pańskiej, a dusze pobożne spieszyły od
dawać mu hołd i uwielbienie, odwdzięcza
jąc się Chrystusowi Panu za tę miłość Jego ku nam.
Z biegiem czasu poczęto publicznie wystawiać Najśw. Sakrament w mon
strancji, urządzano procesje, między któ- remi procesja na Boże Ciało pierwsze za
jęła miejsce, i zaprowadzono w pewnych czasach 40-to godzinne nabożeństwo, po
święcone wyłącznie modlitwom i adoracji tegoż Najśw. Sakramentu.
Dla dusz miłujących Jezusa nic wy
starczają jednak te nabożeństwa, dla nich tc chwile są jeszcze zbyt rządkiem! spo
sobnościami do uwielbienia Jezusa w Naj
św. Sakramencie, więc nie czekając na tc nabożeństwa, spieszyli codziennie pobożni chrześcijanie i dziś spieszą przed Ołtarz Pański i oddają cześć Najdroższemu Zba
wcy za siebie i za tych, którzy zapomi
nają o przebywającym tak blisko nich Od
kupicielu.
Święty Franciszek Ksawery tak wielką miał miłość do Najśw. Sakramentu Ołta
rza, że gdy tylko można było, zawsze wy
bierał sobie pomieszkanie przyległe ko
ściołowi, a tabernakulum, gdzie się prze
chowuje Najśw. Sakrament, było dla niego najmilszem sąsiedztwem.
Święty Wincenty a Paulo nawiedzał Najświętszy Sakrament jak tylko mógł najczęściej i tu zatapiał się w słodyczach modlitwy, a ilekroć był w kłopotach, lub potrzebował rady w ważnych przedsię
wzięciach, zawsze spieszył do kościoła
i powierzał swe kłopoty Jezusowi, utajo
nemu w Najświętszym Sakramencie Ołta
rza — i zawsze był wysłuchanym.
Tak samo i każdy z nas czynić winien i jak najczęściej odwiedzać Najśw. Sakra
ment, bo to i zaszczyt wielki być tak blisko Króla i Pana nad pany i szczęście, że osobiście możemy Mu przedkładać na
sze potrzeby.
DZIEŃ 9.
O t‘/ci Matki l$o*v.i
Po Bogu należy się od nas cześć Najśw. Marji Pannie, jako Matce Bo
żej. Jakiekolwiek zdumiewające godno
ści nadał Bóg Marji, jakiekolwiek za
szczyty Kościół o niej głosi, to wszelkie godności i zaszczyty są nader małe w po
równaniu z godnością „Matki B o g a".
„Marja, że jest Matką Boga, już tern samem ma godność niepojętą“, mówi św.
Tomasz z Akwinu. Oto Syn Boży był pod
dany Marji; Bóg, przed którym Anioło
wie czołem biją, był posłuszny Marji, jako Matce swojej. Dla tej jednej godności, Marja jest Panią i Królową nieba i ziemi“.
Marja może mówić i mówi do Boga:
„Synu!“ Czy to kiedy ucho ludzkie sły
szało? Czy to rozum ludzki pojąć może?
Marja, jako Matka Boga wszechmoc
nego, posiada wszelkie łaski i dary Boże.
Święta Ewangelia podaje nam, iż Najśw.
Panna żyjąc tu na ziemi, ile razy prze
mówiła, tyle razy zawsze coś zdumiewa
jącego i cudownego się stało. Gdy od
powiadając pozdrawiającemu ją Archanio
łowi, rzekła: „Niech mi się stanie według słowa twego“, w ten moment Syn Boży przyjął ciało i naturę ludzką w najczyst
szemu Jej łonie. Przemówiła do Syna na godach w Kanie Galilejskiej, a wkrótce woda mocą Boską Jej Syna w wino się zamieniła.
Jeżeli więc Marja żyjąc na ziemi, tak wielkie i zadziwiające rzeczy słowy swo- jemi czyniła, to czegóż nic uczyni teraz, kiedy jest wszechmocna w niebie Kró
lowa?
Wszakże Marja jest Matką Tego, któ
remu dana jest wszelka moc na niebie i na ziemi, a Posłaniec Boży przy zwiastowa
niu nazwał Ją pełną łaski, ponieważ Bóg podzielił się z nią swą władzą i wszech- mocnością. 1 nie tylko podzielił się Pan Bóg swą władzą z Marią, ale jak pisze św. Antonin, „Zbawiciel nie tylko obowią
zany jest wysłuchać prośby swej Matki, lecz jako Syn powinien być Jej posłusz
nym“.
Pan Jezus jest najdoskonalszym wzo
rem „wszystkich synów, a skoro na ziemi czcił swą Matkę i był Jej posłusznym, to czyż mógłby Jej próśb nie wysłuchać teraz? Czyż Mar ja byłaby pełną łaski, gdyby kiedy w czem nie była wysłuchaną od Boga?
Dlatego to św. German woła: „Nikt nie może być zbawionym, tylko przez Ciebie, o Panno Najświętsza!"‘ Wszystkie łaski i dobrodziestwa tylko przez Marję przychodzą na ziemię, gdyż Ona sama tylko jest pełna łaski Bożej.
Z tego wynika, że po Bogu największą cześć oddawać winniśmy Marji, i w niej szukać ratunku w potrzebach naszych, w Jej pośrednictwo przed Bogiem, gdy pragniemy uzyskać jaką łaskę lub prze
baczenie.
Marja bowiem, będąc Matką Boga, jest także Matką naszą, bośmy przecież dzie
ćmi Jej duchowemi, jako wyznawcy Chry
stusa, a jako dzieci powinniśmy czcić tę najdroższą Matkę i Pośredniczkę naszą, tern bardziej, że ta cześć wielkie nam po
żytki doczesne i duchowe przynosi.
„Gdzież jest chrześcijanin, który świę
tą Wiarę naszą miłuje i szanuje, a słysząc 0 niej (tj. o Najśw. Marji Pannie) widzieć 1 pozdrowić nie chciał tej, która otrzymała
zaszczyt noszenia w żywocie swoim, Boga prawdziwego?“ Tak pisał św. Ignacy An- tyocheński do św. Jana Apostoła. A więc już w zaraniu chrześcijaństwa Najśw. Ma- rja Panna była przedmiotem czci i uwiel
bienia u pierwszych wyznawców Chry
stusa.
A co się tyczy Jej dobroczynności i miłosierdzia względem ludzi, to całe bilbjoteki opowiadają o Jej dobrodziej
stwach i łaskach, jakich nie tysiące, ale mil jony grzeszników i potrzebujących od Niej doznały.
Święty Bernard w uwielbieniach swych o Marji pisze, iż „od wieków nie słyszano, aby kto uciekając się do Marji, był przez nią opuszczonym“.
Nicchajże ta zachęta św. Bernarda, bę
dzie dla każdego z nas pociechą i otuchą, że i my doznamy od Marji niejednej łaski, jeżeli Ją godnie czcić i z ufnością do niej uciekać się będziemy.
DZIEŃ 10.
O miłości bliźniego
Gdy święty J a n Apostoł, z przyczyny podeszłego wieku zupełnie opadł z sił i osłabł i nie mógł już chodzić, kazał sie
bie nosić do kościoła i bardzo często po
wtarzał te słowa: „Kochane dziatki! mi
łujcie się nawzajem!“ Była to cała treść jego kazań.
Uprzykrzyło się wreszcie niektórym to ciągłe powtarzanie jednostajnych słów i zapytali go: dlaczego zawsze i zawsze te same słowa powtarza? Na to dał Jan święty tę ciekawą odpowiedź: „Gdy to czynić będziecie, wszystko uczynicie“.
A więc miłość bliźniego zawiera w so
bie spełnienie całego Zakonu Chrystuso
wego, jak głosił Jan święty, i co jeszcze wyraźniej określił sam Chrystus Pan, mó
wiąc: „Potem poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeżeli miłość mieć będzie
cie jeden ku drugiemu“. (Św. Jan XIII. 35).
Miłość bliniego, to główne znamię ucz
niów i wyznawców Chrystusowych; kto tedy nie miłuje bliźniego, nie jest uczniem Chrystusa Pana, nie jest prawdziwym chrześcijaninem.
O pierwszych chrześcijanach pisze Tertullian w obronie tychże, iż „jedni dru
gich jako bliźnich kochali, jedni drugich bracią nazywali, a byli wszyscy jednem sercem, jedną duszą i wszystko mieli wspólne“.
Ta miłość bliźniego nie wygasła je
szcze u nich i później, gdy chrześcijaństwo wyszło z katakomb i zetknęło się ze świa
tem i jego zepsuciem.
Córka cesarza Konstantyna Koprony- ma, imieniem A n t h u s a, po śmierci ojca swego opuściła dwór, wyrzekła się na zawsze wszelkich wielkości i żywot pro
wadziła w klasztornej samotności.
Ale zato była najmiłościwszą opiekun
ką ubogich i potrzebujących. Z wielkim kosztem wybudowała dom dla sierót, w którym znajdowały przyjęcie i naj
lepsze wychowanie biedne dziatki, którym rodzice poumierali, lub przez rodziców własnych opuszczone. laka czynna miłość bliźniego była u dawnych chrze
ścijanin zwykłem prawie zjawiskiem.
Za czasów św. Jana Złotoustego, ko
ściół w Konstantynopolu żywił codziennie 3000 panien i wdów, a oprócz tego przy
chodziło wielu ubogich, chorych i potrze
bujących, którzy odbierali opatrzenie i wsparcie.
Jak wielką była miłość bliźniego w mieszkańcach Antwerpji, w średnich wiekach chrześcijaństwa, świadczą urzę
dowe z owych czasów sprawozdania, z których się dowiadujemy, że mieszkań
cy ci składali corocznie w ręce czterech podskarbich ubogich 70 do 100 tysięcy złotych, na wsparcie ubogich.
1 u nas w Polsce budowano dawniej schroniska i tak zwane szpitale w każdej
prawie parafji, gdzie mieszkali ubodzy.
Dziś takich szpitali mało; nie wiele też i ochronek i Zakładów sierót mamy w Oj
czyźnie naszej, bo uleciała z serc polskich miłość bliźniego.
A przecież powinniśmy pamiętać, że
„nic bardziej nie zaleca chrześcijan, jak miłość litująca się" — jak głosi św. Am
broży. (Lib. de offic.).
Z taką miłością — według słów św.
Augustyna — i ubogi jest bogatym — bez miłości zaś każdy bogacz jest ubo
gim.
Nie dlategoś wiele otrzymał, mówi św. Jan Chryzostom — abyś zmarnował na rozkosze — lecz, żebyś braciom szafował upominkami miłości. (In
Math.).
Gdy jelenie chcą przepłynąć rzekę, ka
żdy jeleń z tyłu opiera głowę swoją o grzbiet poprzednika. — Jeżeli przodku- jący zmęczy się, idzie na koniec i opiera głowę na grzbiecie ostatniego, w ten spo
sób sobie wzajemnie pomagają. Skoro jelenie tak postępują - to jakżeż chrze
ścijanie postępować winni! Nic tak i tyle nie przekonywa, że serce nasze przepeł
nione jest miłością bliźniego, jak pomoc udzielona bliźniemu w dźwiganiu jego cię
żaru; — są słowa św. Augustyna, (s. 2.
3. de Apost.).
Kto tylko dla siebie żyje a o innych nie pamięta, ten jest niepotrzebnym na świę
cie i nic należy do rodziny chrześcijań
skiej.
DZIEŃ 11.
Miłujmy nieprzyjacioły nasze!
„Miłujcie nieprzyjacioły wasze“ — po
wiedział Zbawiciel nasz Jezus Chrystus —
„i dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści“. (Mat. V. 44).
„Wielorakie są“, pisze św. Augustyn
— „uczynki miłości, których wykonywa
niem przyspieszamy i otrzymujemy od
puszczenie grzechów naszych; najwięk
szym wszakże z pomiędzy nich jest ten, gdy z serca odpuszczamy tym, którzy nas obrazili“. Więc przeciwnie — z tych słów św. Augustyna, i zc słów pacierza:
„odpuść nam nasze winy —- jako i my od
puszczamy naszym winowajcom“, wynika, że gdy my nie przebaczamy uraz naszym bliźnim, nie możemy się też spodziewać odpuszczenia naszych win u Boga, bo kto z bliźnim żyje w niepokoju, ten nie może żyć z Chrystusem w pokoju
Najpiękniejszy przykład miłości nie
przyjaciół dał nam Zbawca świata. Jezus
Chrystus. Mógł wszakże wszeclimocno- ścią swoją boską ukarać swych prześla
dowców, za złe dobrem się im odpłacił.
Upomniał też dwóch Apostołów, gdy ci ogień z nieba na Samarytanów wywołać chcieli; umywał nogi nawet Judaszowi i zamilczał nazwisko zdrajcy przy Wie
czerzy Pańskiej; sługę, który Go w twarz uderzył, łagodnie tylko upomniał, a na krzyżu wisząc, jeszcze się modlił za nie- pryjaeiół swoich.
W ślady Mistrza Bożego poszedł pier
wszy Męczennik chrześcijański, święty Szczepan, który w czasie kamieniowania go, modlił się za swoich katów, mówiąc:
„Panie, nic poczytuj im tego za złe“.
Gdy świętego Jakuba Młodszego, ży
dzi rozjuszeni zrzucali z ganku kościelne
go, tenże bliskim już będąc śmierci, modlił się za nieprzyjaciół swoich, mówiąc na wzór Chrystusa Pana: „IMnie, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią“.
Chociaż trudne, ale pełne zasług przy
kazanie o miłości nieprzyjaciół, wykony
wali wiernie pierwsi chrześcijanie i Świę
ci Pańscy. „Zalecamy kochać nawet nie
przyjaciół naszych“ — pisał o pierwszych chrześcijanach Tertullian — „i ta miłość powinna być niezbędną nam cnotą“.
„Przyjaciół kochają wszyscy, ale kochać
nieprzyjaciół jest tylko rzeczą chrześci
jan“. (Tertull. ad Scapul. c. 1).
Święty Jan Gwalbert, żyjąc jeszcze wśród świata, pałał srogą zemstą ku jed
nemu ze swych sąsiadów. Właśnie, w Wielki Piątek, udając się do miasta, spotkał się sam na sam z swym nieprzy
jacielem w ważkim wąwozie. Jan sięgnął ręką po miecz, aby go zabić, gdy ten przelękniony zawołał: „Przez miłość Te
go, który dzisiaj za nas obu umarł, bła
gam cię o darowanie mi życia“. Gwalbert cudownie zmiękczył się temy słowy, uści
skał serdecznie drżącego nieprzyjaciela i przebaczył mu z głębi duszy.
Gdyby tak wszyscy ludzie, a przynaj
mniej wszyscy chrześcijanie postępowali ze swymi nieprzyjaciółmi, świat by się wnet zmienił do niepoznania; z szata
nów przemieniliby się ludzie w prawdzi
wych Aniołów, i nie byłoby tych zbrodni, morderstw, kłótni, procesów, jakie dziś widzimy na ziemi.
A przecież pamiętać powinniśmy, że bez miłości nieprzyjaciół, niema zbawienia dla duszy naszej, bo jak my względem nie
przyjaciół naszych postępujemy — tak — mówi św. Bernard — i Bóg z nami po
stąpi. (Serm. 24).
DZIEŃ 12.
O pożytkach codziennego rozważania Męki Pańskiej Święty Bonawentura pisze: „Jeżeli ty o człowieku, pragniesz wieść żywot do
skonały i podnosić się od jednej cnoty do drugiej, to rozważaj codzicń Mę
kę Pana Jezusa, bo nic tak potężnie, jak to rozmyślanie, duszy twej naprzód nie prowadzi".
„Przypatruj się" — woła św. Augustyn
„ranom zawieszonego na krzyżu Chry
stusa! Głowa Jego spuszczona, aby cię ucałować, serce Jego otworzone, aby cię kochać, ręce Jego rozciągnione,, aby cię objąć. Przybij go więc tak mocno doi serca swego, jak On był mocno przybity do krzyża“.
Hipolit Galeatinus, pobożny kapłan we Florencji, kazał sobie odmalować gło
wę Jezusa cierpiącego w koronie ciernio
wej i ranami pokrytą i obraz ten w swo- jem mieszkaniu zawiesił.
Długo nieraz przed tym obrazem roz
myślał o nieskończonej miłości, która znie
woliła Zbawiciela Pana do zniesienia tylu cierpień za nas, a rozważanie to było dla niego najobfitszem źródłem najpiękniej
szych myśli i postanowień.
Święta Małgorzata, późniejsza królo
wa Szkocji, będąc czteroletnią jeszcze dziewczynką, patrzacjazu jednego na kru
cyfiks, zapytała siostrę, co oznacza ten wizerunek, a gdy siostra wyjawiła jej, że przedstawia on Pana Jezusa, jak wśród mąk umarł za nas na krzyżu, malutka księżniczka popatrzyła zwilżonemi od łez oczyma na krzyż, czule go uścinęła i rze
kła z rozrzewnieniem: „Najukochańszy, biedny Zbawicielu! odtąd do Ciebie jedy
nie chcę należeć1-.
I od tej godziny rozważanie Męki Pań
skiej było dla niej słodką serca zabawą i bodźcem do coraz wzrastającej poboż
ności.
Męka Pana Jezusa była także przed
miotem najczęstszych rozmyślań świętego Kazimierza Jagiellończyka, syna Kazimie
rza IV, króla polskiego. Nigdy tenże Święty nie pomyślał o tajemnicy Odku
pienia naszego bez wylania łez obfitych.
Ludwik z Grenady miał wygłosić w Wielki Piątek kazanie. Zaczął od słów:
„Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa“
— ale nie mógł dalej mówić, bo wyrzekł
szy te słowa rozrzewnił się tak mocno, iż gorzko płakał i szlochał. Starał się po
wściągnąć i zaczął znowu: „Męka Pana naszego“ — ale nowe łzy i gwałtowniejsze
jeszcze szlochania tłumiły jego głos i na
daremno usiłował wyrzec choćby jedno słowo.
Kazania przeto nie było, ale łzy kazno
dziei tak przemówiły do serca słuchaczy, iż — jak w pierwszy Wielki Piątek w Je
ruzalem — lud odszedł w milczeniu bijąc się w piersi.
Rozważanie Męki Pańskiej, a nawet sa
mo patrzenie na krucyfiks, było dla Świę
tych Pańskich i dusz pobożnych nie tylko szkołą prowadzącą do życia cnotliwego i doskonałego, ale przytem środkiem łago
dzącym wszelkie cierpienia i dolegliwości życia ziemskiego.
Gdy raz świętego Bonawenturę odwie
dził św. Tomasz z Akwinu i prosił go, aby mu pokazał swoją biljotekę, z której tak wielką czerpie mądrość i naukę, święty Bonawentura pokazał mu jako bibliotekę krucyfiks, na którym były znaki świad
czące jak często go całował i obmywał łzami.
Krzyż jest tedy przewodnikiem do nie
ba i osłodą w ciężkiem nasze,m życiu, bo jak chleb, choćby najtwardszy, rozmoczo
ny wodą staje się miękkim i zdatnym do jedzenia, tak też najtwardsze nawet cier
pienia zmiękną, gdy je w rozmyślaniu ze
stawimy z Męką Chrystusową.
DZIEŃ 13.
Czwarte przykazanie
Pierwszą powinnością chrześcijańskiej miłości bliźniego jest — rodziców szano
wać, za ich trudy i koszta poniesione na nasze utrzymanie i wychowanie odpłacać się i wszelkich sposobów używać, aby im radość i przyjemność sprawić.
Rozważmy tylko ile winniśmy rodzi
com naszym! lic matka z naszego powo
du miała kłopotów, ile przepędziła nocy bezsennych, ile się nami opiekowała, ile się namartwiła.
„Policz“ — woła św. Ambroży
„krople potu ojca twojego, jakie wylał, aby cię wyżywić, policz jego kroki, kto
rem i odbył drogę, jego starania, jakie przez miłość ku tobie ponosił, chętnie uj
mując w potrzebach swoich, a to dla cie
bie“. (L. 8. in Luc. c. 31).
Dlatego, gdy się to wszystko weźmie pod uwagę, zbrodniarzem nazwać można śmiało dziecko, syna, lub córkę, które nie szanują rodziców, nic słuchają ich, lub nic dbają o nich w starości ich.
„Złością jest nie miłować rodziców" — pisał rzymski, pogański mędrzec Seneka
— „a szaleństwem jest zapominać o nich lub wstydzić się ich“. (Lib. 3. de benef.).
„Zastanówmy się nad synowską miło
ścią bocianów“ - pisze na innem miejscu, wyżej wspomniany św. Ambroży. — Gdy stary bocian z osłabienia upada a członki jego z przyczyny podeszłego wieku z piór są obnażone i skrzydła już mu nic służą do przerzynania powietrza, wtedy młode bociany kupią się koło niego i rozgrzewa
ją go piórami swe mi. Przynoszą mu także żywność, pomagają staremu pod
nieść się i położyć się. Te ptaki nic wsty
dzą się bynajmniej żywić i opatrywać sta
rego ojca, czego niekiedy wielu ludzi się wstydzi“. (Lib. 5 de Heksaem. c. Ib).
Przykład nad przykładami miłości ku rodzicom i powinnego dla nich uszano
wania i posłuszeństwa, podaje nam Jezus Chrystus. On, Syn Jednorodzony Boga, Pan, Król nieba i ziemi, od lat dziecin
nych i młodzieńczych, aż do trzydziestego roku życia, kiedy nauczać zaczął, jak mówi Ewangelia święta, „r odzico m swoim był p o d d a n y“. Pomagał swemu ojcu przybranemu, czyli opieku
nowi, św. Józefowi, w pracy, dopóki mie
szkał w jego domu — a zawieszony na krzyżu, bliskim już będąc śmierci, tro
szczył się jeszcze o to, co najmilszego zostawiał na ziemi, mianowicie o Matkę i powierzył ją opiece i staraniom ucznia swego, Jana.
W żywotach Świętych Pańskich i w o- pisach życia ludzi sławnych, mamy nie
zliczone przykłady dobrych dzieci, które na wzór Zbawiciela Pana, czciły i słuchały swoich rodziców.
Święta Makryna, jak świadczy brat jej Orzegorz Nisseński, tak wielką miała mi
łość ku swej matce, taką najmilszą ota
czała ją opieką, żc nie chciała nawet, aby służące w czemkolwiem matce usługiwały, ale sama wszystko robiła i za największe miała sobie szczęście własnemi rękami matkę opatrywać, dla niej gotować potra
wy i robić wszystko, aby tylko matka jak najmniej się trudziła.
Tomasz Morus, sławny wielki kanclerz Anglji, który za wiarę katolicką umarł śmiercią męczeńską, tak wielkie miał dla swoich rodziców uszanowanie, że już pia
stując wysokie dostojeństwa i będąc w po
deszłym wieku, nigdy nie wyszedł z domu, nie poprosiwszy wprzód klęcząco ojca swego sędziwego o błogosławieństwo co
dzienne.
Pan Bóg wyraźnie powiedział w przy
kazaniu swojem, że dobre dzieci wynagro
dzi w tern życiu i przyszłem, a złe dzieci kazał karać nawet śmiercią. W księgach Mojżesza czytamy takie słowa: „Jeżeli zrodzi człowiek syna upornego, któryby
nie słuchał ojcowskiego albo macierzyń
skiego rozkazania, pojmą ją go i powiodą do starszych miasta onego i rzeką do nich: 'Jen nasz syn naszego upomnienia słuchać nie chce — i kamieńmi go wtłoczy lud miasta i umrze“.
Pamiętajmy, że rodzice są niejako ka
nałami, które wszelkie dobro sprowadzają na dzieci, ale źródłem jest sam Bóg. Kto tedy czci rodziców, ten także czci Boga, ten sobie wieku przysparza i mienie swoje pomnaża.
DZIEŃ 14.
Najważniejszy obowiązek rodziców
Czwarte przykazanie Boże nie tylko obejmuje obowiązki dzieci względem ro
dziców, ale i odwrotnie: obowiązki rodzi
ców względem dzieci.
Obowiązki te są dwojakie: względem ciała i względem duszy dziecka. Rodzice mają starać się o utrzymanie życia swego dziecka, o pokarm dla niego, o ubranie i zdrowie, ponadto wszystko jednak waż
niejsze jest wychowanie. „A nie masz“ — pisze św. Jan Chryzostom
„żadnej wznioślejszej sztuki, nad sztukę wychowania. Malarz i rzeźbiarz tworzą
tylko pozbawione życia obrazy, aie mądry wychowawca przedstawia żyjące arcy
dzieło, którem Boga i człowieka oko się rozwesela“. (Horn. śiv. Math.).
Jedną z głównych przyczyn słusznych i częstych narzekań na niedobre dzieci, jest brak dobrego wychowania tychże. Złe nasienie, zły owoc wydaje; — jaki zasiew
— takie żniwo. Najlepsza rola, jeżeli nie będzie zaoraną, zdziczeje i chwast tylko wyda, tak też najlepiej usposobione dzieci psują się przy nicdostateczncm wychowa
niu.
Konieczną jest tedy rzeczą, aby rodzice
• trzymali się pewnych reguł i według nich wychowywali swe dzieci na dobrych sy
nów Kościoła i Ojczyzny.
A więc najpierw winni pamiętać rodzi
ce, że nie należy dzieciom nakazywać te
go, czego sami nie robią. Dobry prz y- kład — to najlepsza i główna reguła wy
chowania.
Wcześnie też mówić trzeba dziecku 0 istnieniu Boga, o Jego Opatrzności i Do
broci i pouczać je, że wszystko dobre, co mamy na tym święcie, mamy z rąk Jego dobrotliwych i ojcowskich. Dziecko po
winno wcześnie dowiedzieć się o Bogu 1 wcześnie cześć Mu udawać przez modli
twy ranne i wieczorne, które dziecko ma
codzień odmawiać z rodzicami, lub, gdy jc już umie, samo, pod opieką rodziców.
Od każdego dziecka niech rodzice żą
dają wcześnie ścisłego posłuszeństwa. Za- późno jest żądać posłuszeństwa wtedy, gdy ono nauczyło się już czynić własną wolę i gdy przyszło do używania rozumu, bo wtedy jarzmo posłuszeństwa wydaje się mu za ciężkie, gdy rodzice chcą nań to jarzmo nałożyć.
Pismo święte mówi: „Nie dawaj mu (synowi) swej woli za młodu, a nie lekce sobie waż jego myśli. — Nachylaj szyję jego za młodości — a obijaj boki jego.
póki jest dziecięciem, by snąć nic zatwar
dział i nie stał ci się nieposłusznym“.
i’kklezyastyk XXX, 1—9).
Nie należy więc cierpieć grymasów ani sprzeciwiania się od dziecka, bo dziec
ko, skoro spostrzeże, że mu inni ustępu
ją, łatwo się nauczy samowoli i uporu, któ
rych to błędów nie łatwo się potem po
zbędzie.
Nie trzeba też dzieci zbytnio pieścić, bo z takich pieszczonych dzieci nigdy po
ciechy niema. „Pieść syna“ — mówi Ek- klezjastyk Pański — „a przestraszy cię, igraj z nim, a zasmuci cię“. (Ekkl. XXX).
Nie wynika atoli z tego, aby z dziećmi zawsze i bezwzględnie surowo postępom
wać. Wprawdzie, rózga i karanie daje mądrość“, a czem dla konia uzdziennica i lejce, tein dla dziecka karność domowa, jednak „z tą karnością trzeba łączyć urok miłości rodzicielskiej“ — pisze św. An
zelm. (ap. Sar.).
Miłość rodzicielska jest konieczną dla dzieci, jak słońce, dla roślin i kwiatów, ale miłość ta powinna być rozumna, i niekie
dy, podobnie jak słońce, zakrywać się chmurami surowości.
Ważną też jest rzeczą, by rodzice na
wzajem wobec dzieci się nic ganili i nie wyzywali, bo wtedy dziecko przestaje ich kochać i szanować.
Oto kilka reguł, które rodzice prze
strzegać winni, jeżeli chcą mieć dobre i posłuszne dzieci.
DZIEŃ 15.
Budźmy miłosiernymi
Da najcenniejszych pereł w skarbnicy nauk naszego Zbawiciela, należy Jego wielkie i wspaniałe przykazanie o miłości bliźniego, o miłości czynnej, zwłaszcza względem bliźnych biednych i upośledzo
nych.
Wzniosłą tę naukę przedstawił Chry
stus Pan razu pewnego w pięknej a rzew
nej przypowieści:
„Oto człowiek niektóry zstępował z Je
ruzalem do Jerycha i wpadł między zbój
ców“. Zbójcy odarli go z mienia, z odzieży nawet, a poraniwszy go, zostawili skrwa
wionego i na poły umarłego. Biedny czło
wiek w straszliwem znalazł się położeniu, zwłaszcza, że znikąd nic mógł się spodzie
wać ratunku.
Zdarzyło się jednak, że przechodził tę
dy pewien kapłan żydowski; skończył właśnie swą czynność w jerozolimskiej świątyni i zdążał do domu. Zdawaćby się mogło, że kapłan przedewszystkiem od
czuje litość na widok nędzy poranionego ziomka. Ale on poszedł dalej.
Tą samą drogą szedł także lewita, słu
ga kapłański. Lecz i on nie ratuje nie
szczęśliwego rodaka. Jaki pan, taki słu
ga; jaki mistrz, taki uczeń. Zbliżył się le
wita wprawdzie do rannego, ale zostawił go bez opieki, nie zajął się losem biedaka.
I byłby ów żydowin na-pół umarły życie zakończył, gdyby się nad nim nie zlitował obcoplemieniec Samarytanin.
Wrzała od dawna nienawiść pomiędzy żydami a Samarytanami. Ale Samary
tanin, o którym mowa, widząc tego żyda w tak smutnem położeniu nie widzi w nim wroga, lecz tylko nieszczęśliwego czło
wieka, potrzebującego ratunku i ruszony
miłosierdziem, postanawia go ocalić. Wle
wa oliwy i wina w rany jego i obwiązuje je starannie, a następnie kładzie go ostroż
nie na swego muła, podąża do najbliższej gospody i tam jeszcze miłościwiej nim się zajmuje. Ponieważ go nazajutrz odwołu
ją stąd sprawy pilne, niecierpiące zwłoki, daje pieniądze właścicielowi, ażeby miał staranie o chorym i przyrzeka niebawem wrócić i oddać gospodarzowi, co wydał na pielęgnację chorego ponad otrzymaną już sumę.
0 jakżeż wzniosłą jest miłość bliźnie
go u tego Samarytanina!
Ludzie często błędne mają pojęcie o mi
łosierdziu. Zdaje się im, że cnota ta jest prostą tylko radą — i że pełniąc uczynki miłosierne, czynimy łaskę i ofiarę, która zależy zupełnie od naszej woli i dobrego serca.
Myli się bardzo, kto tak miłosierdzie pojmuje, bo miłosierdzie jest prawem, jest obowiązkiem koniecznym, od spełnienia którego nikt się usunąć nie może.
1 dlatego Chrystus Pan taki nacisk po
łożył na pełnienie tej królewskiej cnoty.
Całe Jogo życie, Jego nauki, Jego śliczne przypowieści, Jego cuda, to tłumaczenie tych słów: „Kochaj i bądź sprawiedliwym.
Miłosierdzie względem bliźnich musi być świętym długiem, musi być bardzo ścisłem i wielkiem przykazaniem, skoro Zbawiciel grozi straszną karą tym, którzy sobie lekceważą obowiązek miłosierdzia.
„Idźcie precz ode mnie prze
klęci, albowiem łaknąłem, a nie daliście mi jeść; pragnąłem, a nie daliście mi pić; byłem gościem, a nie przyjęliście mnie, — byłem nagim, a nie przyodzialiście mnie. Zaprawdę powiadam, pókiścic nie uczynili jednemu z tych naj
mniejszych i mnieście nie uczynili".
DZIEŃ 16.
Niebaczne słowa
Ile nieszczęść sprowadziły na ludzi sło
wa niebaczne! Niejeden nie myśli może nic złego, opowiadając o drobnych wadach znajomych, a przesadzając je trochę, wy
wołuje tern śmiech u słuchaczy i popisuje się swym dowcipem. Jest to przyjemną dla wszystkich zabawą. Ale tacy ludzie dowcipni idą coraz dalej na tej śliskiej drodze i wyszukują pilnie słabe strony bliźnich, żeby z tego później zrobić uży
tek. Tak powstają plotki i oszczerstwa.
Bo nic łatwiejszego jak prawdę zmie
nić i z drobnej wady uczynić występek!
Jedno niebaczne słowo może zniszczyć szczęście całej rodziny.
Ktoś dowiedział się przypadkiem o ja
kimś nierozważnym postępku znajomej so
bie osoby, dawno już zapomnianym. Cze
muż nie milczy o tern, myśląc: „uczynił to z nieuwagi, nie mógł oprzeć się poku
sie — czy ja sam byłbym miał tyle sil
nej woli, żeby złemu nie uledz?“
Nie, zamiast zatrzymać to dla siebie, opowiada o tern innym, w tajemnicy na
turalnie, z przeświadczeniem jednak, że wnet dowiedzą się wszyscy o całej spra
wie. Inni udzielają tej ciekawej wiado
mości dalej, już to wprost, już to dają do zrozumienia, że wiedza o czemś i zwolna domyśla się każdy, o co chodzi. Takie słowa niewypowiedziane są nieraz gorsze od wymówionych, bo dają więcej do my- nia. Tak to niszczy się dobre imię bliź
niego, i tak podkopuje się szczęście jego.
Jak więc ostrożnymi powinniśmy być w słowach naszych!
Jeśli kto źle mówi o drugim, powinniś
my nieobecnego bronić i mówić o jego cno
tach i zaletach. Obmówić kogoś, to bar
dzo łatwo, ale odwołać złego zwykle już nie można. Potwarz i plotka, to kule, któ
rych w biegu zatrzymać nikt nie zdoła.
Wreszpie pamiętajmy zawsze o tern, że „co tobie nie miło, tego drugiemu nie czyń".
Zdanie Ojców Kościoła o obmowach i oszczerstwach
Święty Jan Chryzostom pisze: „Język jest zamknięty i jakby osadzony w wię
zieniu, bo Stwórca opatrzył go i zabezpie
czył, niby dwoma murami, to jest zębami, jakby kościanym wałem, tudzież ściśle za- mykającemi się ustami, gdy tymczasem wszystkie inne zmysły są otwarte. Czy- liż Stwórca nie okazał nam w tern wyraź
nego znaku, jak niebezpiecznym jest ję
zyk, i jak troskliwą straż mieć nad nim powinniśmy?“ (In. cath.).
„Zawsze strzeżmy pilnie ust naszych“
— woła tenże Święty w innej swojej książ
ce — „i używajmy do nich rozumu jako klucza, nie przeto, iżby nieustannie były zamkniętemu lecz aby otwierały się w po
rę“. , (In. Ps. 40.).
Święty Ambroży głosi, że „mądry człowiek wprzód nim mówić zacznie, za
stanawia się, co, do kogo, gdzie i kiedy mówić“. (L. 1. ile offic.).
Święty Bernard twierdzi, że „język ma swe korzenie w sercu, jak gdyby tern Stworzyciel chciał nas nauczyć, że na
przód w sercu rozważyć trzeba, co język potem ma wyrzec“. S. Bern. tom 5, serin.
c. 2).
DZIEŃ 17.
O vnoviv «‘zywiości
„Czysty, niepokalany człowiek, różni się od Anioła jedynie szczęśliwością, nic zaś cnotą“. Tak pisze św. Bernard, chcąc dać poznać chrześcijanom jak piękną i wielką jest cnota czystości.
„Bogactwem two jem, o chrześcijaninie jest dziewictwo“ — woła św. Hieronim —
„a skarbem twoim niewinność otrzymana na Chrzcie świętym; skarbem, którego strata może ci być wprawdzie odpuszczo
ną, ale jego samego nigdy Już nie dostą
pisz i nigdy mieć go napowrót nie bę
dziesz“. (S. Hieran, cp. ad Demet.).
Według św. Cypriana: „ci, którzy za
chowują niewinność, są prawdziwie Anio
łami w ludzkicm ciele i snąć Aniołami nic ostatniego rzędu, ale jednego z pierw
szych“. S. Cypr. dc prnlic.).
Starożytni mędrcy pogańscy twierdzili, że gdy w zodjaku niebieskim panuje kon
stelacja gwiazd zwana „Panną“, rok bę
dzie urodzajny. Można uważać to za prze
sąd, ale nie jest bynajmniej przesądem zdanie, że tam, gdzie dziewictwo panuje,
cnoty i zacne obyczaje łatwo i pięknie wzrastają.
U pierwszych chrześcijan, jak świad
czy Tertuliari, skalanie czystości uważane było za rzecz daleko okropniejszą, niżeli najsroższa kara śmierci. A święty Ju
styn (epist. ad Diognet.) mówi o nich: „Są oni w ciele, ale żyją nie według ciała“, to jest nie hołdują pożądliwościom zmysło
wym.
Ale najpiękniejszym wzorem niewinno
ści i czystości niepokalanej jest Najświęt
sza Mar ja Panna, przeczysta, najczystsza ze wszystkich.
L.ilja biała w jej ręku jest godłem nie
naruszonej niczem niewinności; wąż zdep
tany jej stopami, oznacza zwycięstwo od
niesione nad szatanem i jego pokusami.
Święty Jan pisze w Objawieniu (r.
XIV), żc widział przed tronem Baranka sto czterdzieści cztery tysiące stojących, którzy nigdy się nie pokalaii i zachowali dziewictwo i ci śpiewali nową pieśń, któ
rej nikt inny śpiewać nie może. Oni cho
dzą za Barankiem, gdziekolwiek idzie.
Ojcowie Kościoła tłumaczą to w ten sposób, że najbliżej tronu Bożego, stoją dusze czyste, a na icli czele stoi Najświęt
sza Marja Panna.
Pojmowali to dobrze święci Pańscy, to też zwycięstwo nad pożądliwoścami ciała uważali za największe i najchwalebniejsze zwycięstwo, które otwiera czystym du
szom bramy do nieba i zbliża je najbar
dziej do Boga.
Dlatego straż nad oczyma jest koniecz
nie wszystkim potrzebną. Pisze prorok Je
remiasz (IX—21), „wlazła śmierć oknami naszemi, wlazła do duszy naszej“. Świę
ty Grzegorz tłumaczy to, że śmierć duszy wchodzi przez okna, to jest przez oczy, gdyż kto oczu swych nie strzeże, wkrótce duszę swą mieć będzie napełnioną zaraźli- wcmi myślami i pożądliwościami“.
Ksenofon opowiada o sławnym prawo
dawcy spartańskim Likurgu. że chcąc za
szczepić w młodzieży wstydliwość, naka
zał młodzieńcom, iżby idąc przez ulice miasta, zawsze mocno się otulali zwierz
chnią suknią, a oczy mieli spuszczone i nic oglądali się ani w prawo, ani w lewo, lecz tylko patrzyli przed siebie, co mają pod nogami.
Tak samo czynić winni wszyscy chrze
ścijanie pomni na to, że zła pożądliwość jest „matką przestępstw“ — jak pisze św.
Ambroży — „morderczynią cnót i jaski
nią zgorszeń“.
DZIEŃ 18.
Obrzydliwość i skutki grzechu nieczystości
Człowiek, dopuszczający się grzechu nieczystości i wogóle hołdujący lubieżno- ści, wyrządza wielką krzywdę Bogu. A jakim sposobem? — zapytasz. Święty Augustyn tak na to odpowiada: „Jeżeliby kto twój portret oplwał, albo z pogardy i złośliwie splugawił, czyliżbyś tego nie uważał za wyrządzoną tobie krzywdę i o- brazę? A przecież dusza twoja jest wi
zerunkiem, jest portretem Boga, więc jeżeli ty go plugawisz grzechem nieczystości, czyliż Bóg nie ponosi z tego powodu ża
dnej krzywdy?" (S. August. I. de chord.).
Gdyby królewicz przyodziany w purpu
rę, tarzał się w kale, wszyscyby go uważa
li za człowieka obłąkanych zmysłów. Po
dobnym jest do niego człowiek, który, chociaż przyozdobiony wspaniałą szatą niewinności i łaski Chrztu świętego, tarza się_w plugastwie cielesnych rozkoszy“.
I nie tylko obrzydliwym w oczacli Bo
ga i ludzi jest grzech nieczystości, ale i skutki jego są bardzo zgubne dla ciała i duszy.
„Lubieżność wycieńcza ciało, podkopu
je zdrowie, osłabia pamięć, zaciemnia ro-
zum, rozprzęga moc woli, tłumi szlachetne uczucia, gryzie sumienie, plami dobre imię, biedę w dom wprowadza, dla nędzy drzwi i okna otwiera, a hańba i poniżenie idą za nią w ślady“. (Enseb. ep. acl Dam.).
Żaden grzech nie wywiera tak szkodli
wego i osłabiającego wpływu na władze umysłowe jak rozpusta cielesna. Smutne dowody skutków rozpusty przedstawiają szpitale i domy obłąkanych.
Prędki koniec — a wstyd długi. Kto tedy pożądliwościom nic przyłoży noża do gardła, tego one zdrowia i życia pozba
wią.
Nie mniej smutne, a nawet straszne są skutki grzechu nieczystości dla duszy ludzkiej, za które Pan Bóg surowo karze.
„O żadnym innym grzechu“ — mówi św. Ambroży — „nie czytamy, iżby z jego powodu Pąn Bóg żałował, że uczynił czło
wieka, jako tylko o grzechu nieczystości
— za który nastąpiła kara potopu“.
Sodoma i Gomora za tenże grzech, któ
ry tak dalece zakorzenił się między miesz
kańcami, że nawet dziesięciu sprawiedli
wych znaleźć między nimi nie można by
ło, okrutnie zginąć musiały.
Jak ten grzech zmienia duszę człowie
ka, jak ją poniża i ogłupia, przykładem jest król Salomon, o którym tak pisze św. Hie-