M 47. W arszawa, d. 22 Listopada 1891 r. T o m X .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".
W Warszawie: ro c z n ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5
P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i we w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą .
K om itet R edakcyjny W s zec h ś w iata stanowią panowie:
Aleksandrow icz J ., D eike K „ D ickstein 9., H oyer II., Jurkiew icz K., Kw ietniew ski W ł., K ram sztyk S.,
N atanson J ., P ranss St. i W róblew ski W .
„ W s z e c h ś w iat" p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h treś ó m a ja k ik o lw ie k z w iąz ek z n a n k ą , n a n a s tę p u ją c y c h i w a ru n k a o h : Z a 1 w iersz zw y k łeg o d r u k u w szp alcie a lb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw sz y ra z k o p . 7*/i>
za sześć n a s tę p n y c h ra z y k o p . 6, za dalsze kop. 5.
-A-dres ZRecłetłscyi: IKZrałco^T-słsie-IFrzed.rriieście, 2STr 8 6 .
OLBRZYMIE
ZWIERZĘTA KOPALNE
a m e r y k a ń s ic ie ')-
W Ameryce północnej, w pierwszej po
łowie bieżącego stulecia, odkrycia paleonto
logiczne były zrazu maloważne i całkiem odosobnione, tru d n ą bowiem i niebespiecz- ną było rzeczą, badać pokłady ziemskie na zachodzie Stanów Zjednoczonych położone, gdzie błąkały się resztki In d y ja n . P ie rw - 8zcm hasłem do wielkich poszukiwań były prace przy budowie drogi żelaznej oceanu Spokojnego, k tóra przebiega całą Am erykę od Nowego Y orku do San Francisco. W y tknięcie tej linii nietylko pozwoliło zająć się gieologiją zachodnich okolic Stanów Zjedno
czonych i zbieraniem wykopalisk, ale obok tego otworzyło cywilizacyi szerokie wrota
•) C onference fa ite a 1’A s so c ia tio n fran c a is e p o u r l'a v a n c e m e n t d e s sc ien c es, le 24 ja n y ie r 1891 p. M.
B oule. R evue S c ien tifiq a e, to m 47, N r 9, 1891.
do przestrzeni aż dotąd zupełnie niedostę
pnych. Wówczas to powstały te wielkie państwowe stowarzyszenia „Geographical i Geological Surycys”, utworzone z wojsko
wych, uczonych i inżynierów, którzy wspól
nie i równocześnie oddali się pracom z d z ie dziny gieodezyi, topografii i historyl n a t u ralnej. Badania odbywały się w bardzo licznem towarzystwie i pod silną eskortą wojskową, z powodu nieprzychylnego uspo
sobienia indyjan. W ted y wydobyto p ra w dziwe skarby paleontologiczne, które ucze
ni amerykańscy L e id y , M a rsh , Cope, Scott, Osborn i t. d. opisali we wspania
łych publikacyjach i od tego czasu postępy rosły coraz bardziej. Nietylko Surveys p a ń stwowe, ale uniwersytety, kolegija i inne instytucyje prywatne posiadają swoich uczo
nych, poszukiwaczów i swoje muzea. To j e dnak, co znaleziono i opisano, je s t bezwąt- pienia małą tylko częścią w porównaniu z tem, co pozostaje jeszcze do znalezienia i opisania. Mimo to rezultaty osięgnięte są tak znakomite, liczba zwierząt kopalnych amerykańskich tak znaczna, że niemałą t r u dność napotyka się przy wyborze n ajw aż
niejszych przedstawicieli z całego mnÓ3twa zwierząt wskrzeszonych przez paleontolo-
WSZECHŚWIAT. N r 47.
giją. W niniejszym też arty k u le wybrane są formy zwierząt kopalnych amerykańskich tylko najciekawsze i najlepiej poznane.
P ierw sze kręgowce, występujące na po
wierzchni ziemi, różnią się bardzo znacznie od kręgowców dzisiejszych. R yby okresu pierw otnego, których ciało było p okryte po tężnym pancerzem, różniły się niezm iernie od ryb żyjących w naszych czasach. P. Gau- d ry badając szczątki osobliwego g adu z ł u p ków bitumicznych z A u tun, zauważył, że te pierw sze kręgowce były niskiój organiza- cyi, albowiem posiadały k rę g o słu p niezu
pełnie skostniały, p. Cope o d krył na 8000 kilometrów od A u tun, w Texas, pośród warstw tego samego wieku j a k warstwy A utun, istoty bardzo bliskie. E ry o p s Co- pea przedstawia ten sam stopień rozwoju, co Actinodon Gaudryego; je d e n i drugi ma kręgi niezupełnie skostniałe. A ponieważ warstwy pierw otne wielu innych krajów , j a k Niemiec, Rossyi, Indyj, dostarczyły g a
dów, posiadających wiele tych samych r y sów podobieństwa, możemy twierdzić w raz
7. prof. G audrym , że p rz y końcu okresu pierwotnego kręgowce były jeszcze, jeżeli tak można powiedzieć, w niemowlęctwie, Podział ich na grom ady, rzędy i rodziny, był zaledwie naszkicowany, w całym świe- cie stały one na jed n y m stopniu rozwoju.
Inaczój już rzecz się przedstaw ia w o k re sie drugorzędowym , kręgowcami cechują- cemi ten okres, tak ze względu na obfitość osobników, ja k o też i rozmaitość form są gady. Niektóre mogą być uw ażane za prz o d ków gadów dzisiejszych, większość je d n a k tych form nie podpada pod klasyfikacyje zoologów, którzy zajm ują się tylko form a
mi żyjącemi. Szczątki te kopalne p rz ed stawiają pojedyńcze gałązki, których roz
wój i zanik odbywał się w okresie d ru g o rzędowym i które tym sposobem do naszych czasów nie doszły. P om iędzy temi gadami je d n e żyły w morzu, inne na lądzie stałym, inne wreszcie przebywały w powietrzu.
Zajmiemy się przedewszystkiem gadami morskiemi. Podczas okresu drugorzędo- wego, ocean A tlantycki i S p okojny inne miały kształty niż dzisiejsze; miejsce z a j mowane dzisiaj przez góry Skaliste i łańcu
chy gór, okalające dziś brzegi oceanu S p o kojnego, były zupełnie pod wodą, gdy ty m
czasem okolica Wielkich jezior i cała oko
lica zachodnia Missuri, przedstawiały wów
czas ląd stały. Część F lorydy, wysp K a rolińskich i New J erse y były również pod wodą.
Pomiędzy gadami starych tych oceanów ti-zeba przedewszystkiem wymienić Ichthyo- saury, które nader licznie znajdowały się w morzach europejskich. Opis tych zwie
rząt znajduje się wszędzie, nic będziemy się przeto dłużćj nad niemi zatrzymywali, zwrócimy tylko uwagę na dwie osobliwości Ichtbyosaurów amerykańskich. Pierwszą jest b ra k zupełny zębów, co im zjednało nazwę Sauranodon, nadaną im przez Mar- sha; d ra g ą jest wyraźna degiadacyja ich członków. U Ichthyosaurów europejskich można jeszcze rospoznać kości ramienia i przedramienia, które zachowały formę wydłużoną i stosunek wzajemny normalny.
U Sauranodonów je d n o tylko ramię daje się łatwo wyróżnić i posiada formę norm al
ną, wszystkie zaś kości przedramienia i ręki są zaokrąglone krążkowato i skupione j e dne przy drugich w ten sposób, że tworzą rodzaj doskonałego wiosła. Zupełny brak zębów i prostota budowy kończyn kazałyby przypuszczać, że Sauranodon przedstawia niższy stopień rozwoju, w stosunku do Ic h thyosaurów właściwych. Zdaje się, że te ostatnie są starszemi od pierwszych, n ie można ich je d n a k uważać za Sauranodony udoskonalone. Trzeba uważać Iehthyosau- ry za gady, których przodkowie musieli zrazu zamieszkiwać ląd stały, lub w ybrze
ża, a k tóre późni ćj przystosowały się do ży
cia wodnego w ten sam sposób, j a k foki p o między ssącemi. Zwolna organy, przezna
czone do miejscozmienności na lądzie, za
częły się przetwarzać w płetwy do pływa
nia, niema też nic w tem dziwnego, że to przystosowanie jest doskonalsze u form nowszych j a k Sauranodon, aniżeli u form dawniejszych j a k Ichthyosaury z Liasu.
Zanikanie zębów jest zjawiskiem podobncm, a zobaczymy, że jeszcze wyraźniej wystę
puje ono u ptaków. Wogóle Ichthyosaury nie występowały zbyt licznie w morzach okresu drugorzędowego Ameryki. W for- macyi kredowój inne gady olbrzymie mogą być uważane za królów mórz ówczesnych, chcę tu mówić o gadach, których typ został
N r 47. WSZECHŚWIAT. 739 znaleziony i w Europie, a mianowicie u Mo-
sasaurus, znalezionym w Maestricht przy końcu zeszłego stulecia.
Mosasaury miały ogólną, postać ciała, przypominającą, węże, budową je d n a k a n a tomiczną zbliżały się bardzo do jaszczurów, a szczególniej do monitorów. Zwierzęta te były jaszczurami pływającemi, potwornych rozmiarów, które grom adnie zamieszkiwały okolice podwodne na zachód od dzisiejszych gór Skalistych i w New Jersey. Długość ich mogła przenosić 20 metrów, a najmniej
sze miały 3 —4 metrów. Badając zagłębie wykopane w osadach morza kredowego, Marsh widział w jednem miejscu nagrom a
dzone razem siedem szkieletów tych potwo
rów; uczony ten zgromadził w zbiorach Yale College szczątki bardzo licznych osobni
ków, należących do kilku rodzin i do wiel
kiej liczby rodzajów i gatunków.
Inny olbrzymi gad, poznany bliżej przez
jaszczurów strasznych. Były one n ajro z
maitszych rozmiarów, je d n e dochodziły 20 do 30 metrów długości, inne nie przecho
dziły długością paru metrów, przy tem j e dne miały obyczaje mięsożerne, o czem przekonywa ich budowa, inne żywiły się tylko roślinami. Wiele z tyrch zwierząt po
siadało kończyny przednie i tylne j e d n a k o wo rozwinięte i były najbardziej zbliżone do gadów normalnych, inne chodziły tylko na tylnych kończynach, bo przednie miały mało rozwinięte; były naw et Dinosaury skaczące na podobieństwo kangurów. W szy
stkie te gady przedstawiają większe, lub mniejsze powinowactwo z ptakami, m iano
wicie zaś w budowie miednicy i kończyn tylnych. Liczba znanych gatunków b a r dzo jest znaczna. Marsh, który j u ż ogłosił wiele notat o Dinosaurach amerykańskich i który pracuje właśnie teraz nad monogra- fiją zupełną tych ciekawych istot, wyróżnia
Fig. 1.
p. Cope, nosi nazwę Clidastes. Z ogólnego wyglądu przypomina szkielet węża, ale gdy węże są całkowicie pozbawione kończyn, Mosasaury posiadały kończyny, usposobio
ne do ruchów w wodzie i zbudowane na wzór płetw wielorybów. U niektórych ro
dzajów oczy były zabespieczone pierścion
kiem z blaszek kostnych utworzonym, gęba była uzbrojona licznemi i potężnemi zęba
mi. Opierając się na budowie anatomicz
nej, można przypuszczać, że Mosasaury w y
bornie pływały; sposób poruszania się k r ę gosłupa podobny do sposobu poruszania się wężów, nadaw ał im ruchy giętkie i zwinne.
Uzbrojenie gęby dowodzi instynktów mię
sożernych, musiały przeto zwierzęta te być postrachem swoich sąsiadów i współzawo
dników.
G ady lądowe okresu drugo rzędowego, nie były mniej dziwnemi, aniżeli gady m or
skie, nadano im nazwę Dinosaurów, czyli
ich nie mniej j a k siedem rzędów. Jeden tylko rzęd Theropodów zawiera w sobie pięć rodzin, czternaście rodzajów i jeszcze większą liczbę gatunków. Dinosaury sta
nowiły grupę bardziój powikłaną i bardziej rozmaitą, aniżeli wszelkie inne g rupy g a dów właściwych. Szkielety wszystkich tych zwierząt spotyka się dzisiaj w pokładach drugorzędowych formacyj w Wyoming, Co
lorado i New Jersey, w warstwach, stano
wiących osady brzegów morskich, na k tó rych niegdyś walczyły Ichthyosaury i Mo
sasaury.
Spomiędzy zwierząt tej grupy zasługuje na uwagę Brontosaurus, którego opis po
dajemy tutaj według ry su n k u p. Marsha (fig. 1). Zwierzę to odznaczało się jed n a
kowo rozwiniętemi kończynami przedniemi i tylnemi, szkielet 16 metrów długi, ciężar zwierzęcia żywego wynosił około 20 tonn.
Niezmiernie dziwnie uderza niezwykle raa-
S z k ie le t B ro n to s a u ru s excelsus, około '/soo w ielk. n a tu r, (w e d łu g p. M arsh a).
7 4 0 w s z e c h ś w i a t. N r 47.
la głowa w stosunku do olbrzymiego ciała, objętość jćj je s t mniejsza od czwartego, lub piątego kręgu szyjowego, objętość głowy, jakkolw iek mała, wydaje się jeszcze o lb rzy mią w porów naniu z objętością mózgu, k t ó ry zawderała. Wszystkie Dinosaury odzna
czały się mózgiem niezmiernie małym, sto
sunkowo mniejszym od mózgu wszelkich znanych form zwierzęcych. Marsh, poró- wnywając mózg pewnego g atu n k u Dino- saura z mózgiem dzisiejszego aligatora, przekonał się, że, sprowadzając zapomocą ra chunku, obadwa zwierzęta do je d n a k o wych rozmiarów, mózg D inosaura był sto razy mniejszy od mózgu aligatora. To zmniejszenie objętości odnosi się więcej do
1 że przebywały na błotach i nieraz ginęły tonąc w mule.
D ru g a g ru p a Dinosaurów trawożernych j odznaczała się zanikiem kończyn przednich;
j kończyny tylne miały budowę bardzo zbli-
! żoną do ptaków, co im nadawało całkiem odrębny charakter. Ogon olbrzymi two- j rz y ł wraz z nogami tylnemi rodzaj trój no
ga, który podtrzym yw ał cały ciężar ciała, gdy tymczasem kończyny przednie służyły głównie do chwytania. Iguanodon euro- i pejski należy do tej grupy; było to zwierzę wielkie, bo wysokość szkieletu, znajdujące
go się w muzeum w Brukseli wynosi 5 me
trów. Pomiędzy Dinosaurami amerykań- skiemi, blisko spokrewnionemi z lguanodo-
F ig . 2. C zaszka
półkul mózgowych, aniżeli do innych części mózgu. W tój pierwszej grupie Dinosau
rów trawożernych zęby był słabe, nieliczne, osadzone tylko w kościach międzyszczęko- wych i łatwo mogły być zastępowane przez inne, czyli łatwo się odnawiały'.
Szyję te zwierzęta miały długą, dość gięt
ką, kręgi z wryjątkiem ogonowych, posia
dały liczne przestrzenie, napełnione powie
trzem, ja k u ptaków, co znakomicie zmniej- i
szato ich ciężar, kręgi zaś ogonowe były j jednolite, pełno. Ł a p y opatrzone były pię- ! cioma palcami. W szystkie te cechy wska
zują, że były to gady o ruchach powolnych, j ociężałych, położenie, w ja k ie m znajdowano ich szkielety każe przypuszczać, że te zwie
rzęta miały obyczaje mniej więcej wodne, j
nem, jedne miały postać o wiele wynioślej-
| szą, inne znów przeciwnie, były znacznie mniejsze. J a k o przedstawiciel może słu
żyć: H adrosaurus mirabilis, którego głowę wyobraża rysunek (fig. 2); ma ona 1,20 m długości i posiada niezmiernie ciekawą po
stać; widziana z profilu przedstawia się z u pełnie j a k głowa ptaka, mianowicie zaś przypomina głowę gęsi, lu b łabędzia; część przednia twarzy, którą możnaby nazwać dziobem, a która m a kształt płaskiej łyżki czyli warząchwi, posiada wszystkie cechy właściwe części twarzowej głowy ptasiej.
U Dinosaurów trawożernych pierwszej grupy zęby były tylko w kościach między- szczękowych, a zatem na przedzie szczęk, u H adrosaurus zaś przeciwnie, zębów nie
H a d ro s a u ru s m ir a b ilis w id z ia n a z góry i z b o k u , około */i» w ie lk o ści natur,
(w e d łu g p. C ope).
ma wcale na przodzie lecz umieszczone są w tylnćj części szczęki; są one tam bardzo liczne (naliczono ich do 2072 u jednego osobnika),ale są to jeszcze organy delikatne i kruche. W edług p. Cope, który opisał H adrosaurus mirabilis, gad ten miał oby
czaje wodne, dobrze pływ ał i karm ił się różnemi gatunkam i ówczesnemi Nymphea i Potamogeton, tudzież innemi roślinami wielkiego jeziora Laramie, w osadach k tó rego znajdują dziś jego szkielet obok od cisków wspomnianych roślin.
Zwierzęta powyżćj opisane, zdaje się, że były pozbawione tarcz, pancerza, lub inne
go uzbrojenia naskórkowego, lecz rodzaj Stegosaurus był daleko lepićj na tym pun
kcie wyposażony. S kóra tegoDinosaura, k o stniejąc miejscami, przemieniła się w przy
rząd ochronny, złożony z blaszek i kolców;
N r 47.
F ig . G łow a (czaszk a) T r ic e r a to p s fla b e lla tu s , w i
d z ia n a z b o k u i z g ó ry . około I / 2 5 w ielk o ści n a tu ra ln e j (w e d łu g p . M a rsh a ). M ózg je s t z ary so w an y
przy / .
niektóre z tych blaszek kostnych miały 1 m etr średnicy, kolce zaś były rozmaitego kształtu i wielkości, spotykano takie, które miały 70 cm długości.
T ru d n o sobie dokładnie wyobrazić po
stać, ja k ą przedstawiał podobny potwór, k tó rego ciało dorastało do 10 metrów długości.
Były jednak typy jeszcze dziwniejsze, do takich należał Triceratops flabellatus. G ło
wa tego gadu (fig. 3) miała dwa metry dłu gości, zwierzę samo należało także do rośli
nożernych, ale pomimo tego było zdolne bronić się przeciwko najsilniejszym nie
przyjaciołom, posiadało bowiem potężną broń, jaką rzadko można było widzieć u in
nych zwierząt.
Posiadało dziób ostry, kolący, utworzony przez szczególną kość, umieszczoną z przo
du szczęk, nieco ku tyłowi, kości nosowe dźwigały róg spłaszczony w formie siekie
ry; oprócz tego, kości czołowe przedłużały się w parę dużych rogów. Wreszcie kości ciemieniowe rosszerzały się z tyłu i w oko
ło czaszki, nakształt dachu, którego brzeg był najeżony małemi, spiczastemi w y ro st
kami, rozrzuconemi promienisto w po.staci zębów piły.
W szystkie te wyrostki kostne p rzed
stawiają zawiązki przyrządów obronnych, bo były powleczone rogowem pokryciem, które powiększało znacznie ich rozmiary.
W głowie Triceratopsa je st coś straszne
go i szczególnego zarazem. Tak silne śród- 741
F ig . 4. S z k ie le t C o m p so g n a th u s lo n g ip e s, '/o w iel
kości n a tu ra ln e j (w e d łu g p. G au d ry ).
ki obrony wskazują, że musieli być nie
przyjaciele, którzy posiadali niemniój silne środki napaści,— to też obok Dinosaurów roślinożernych, żyły inne Dinosaury, które się żywiły mięsem pierwszych i były roz
maitych rozmiarów.
Fig. 4 przedstawia szkielet małego Dino- saura mięsożernego, znalezionego w E u r o pie, a który otrzymał nazwę Compsogna- tus. Szkielet ten wykaże nam ogólną formę ciała właściwą całćj grupie. Wogóle wszy
stkie Compsognathusy były dwunożne, przednie bowiem kończyny zbyt skrócone służyły im tylko do chwytania. Większość kości szkieletu była wewnątrz pusta (wy-
WSZECH ŚWIAT,
7 4 2
pełniona powietrzem), co zmniejszało ciężar ciała i ułatwiało szybkość ruchów.
Compsognathus longipes było to zwie rzątko małe, które słabe tylko może dać pojęcie o sile Dinosaurów mięsożernych.
Mamy na rysunku (fig. 5) głowę Cerato- saurus nasicornis, którego szkiełet znalezio
ny w Colorado miał 6 metrów długości.
Z ogólnego wyglądu głowa ta przypomina głowę krokodyla, ale posiada wyraz d r a pieżności, który jój nad a je obecność ostrego rogu, w formie siekiery, umieszczonego na kościach nosowych, a przytem uzbrojenie gęby utworzone z 66 grubych zębów, sp i
czastych i stożkowatych. Oko osłaniały wyniosłości kości czołowych, zakrywające
Okaz znaleziony w górach J u r a dowodzi zarazem, że nie sama tylko A m eryka miała wyłączny przywiłój posiadania tych potwo
rów. P a n L y d ek k e r zaznaczył istnienie tych samych potworów w pokładach Indyj wschodnich. Z tego wnosić należy, że w okresie drugorzędowym ciekawa i z a j
mująca ta grupa Dinosaurów rospościerała się bez zaprzeczenia na całój ziemi. N ie
które z pomiędzy tych jaszczurów n a j
mniejsze i najsłabsze z pozoru, dały p rz y puszczalnie początek ptakom. N ajpotę
żniejsze i najstraszniejsze poległy w walce o byt. Musiały istnieć pewne wadliwości w ustroju tych potężnych opancerzonych zwierząt; nie zawsze istoty, które się nam
N r 47.
WSZECHŚWIAT.
F ig . C zaszka
w części oczodoły. Ł ap y tych zw ierząt miały ostre pazury. Możemy sobie w yobra
zić potężną siłę tych łap z ry sunku (fig. 6), łapy mięsożernego Dinosaura, pochodzącego
%*■
F ig . 6, N oga ty ln a lew a D ira o d o sau ru s ’/in w ie l
kości n a tu r a ln e j (w e d łu g p. G a u d ry ).
z Poligny, w górach J u ra , który jest podo
bnym do takichże okazów amerykańskich.
wydają najsilniejszemi, zwyciężają swych nieprzyjaciół. W alka o istnienie nie zasa
dza się tylko na walczeniu przeciwko rów nym sobie istotom, walka ta prowadzi się także z żywiołami fizycznemi i ze środkiem, w którym istota żyje. Istota prosta, m a
ło wyróżniona, nagnie się łatwiój do nowych wymagań, aniżeli istota bardzićj wydoskonalona, którćj różnice są rozwinię
te w jednym tylko kierunku. To wyróżnie
nie doprowadzono do ostateczności, j a k to zauważyliśmy u Dinosaurów olbrzymich, co im nadało właśnie największe zajęcie w n a szych oczach, było prawdopodobnie z a ra
zem przyczyną ich śmierci.
(c. d. nast.)
Tłum aczyła J . S.
C e ra to sa u ru s n a sico rn is, w id z ia n a z p rz o d u i z b oku, o k oto '/ u w ielkości n a tu r a ln e j (w e d łu g p. M arsha,).
N r 47.
CIEPŁO I ŻYCIE
W G Ł Ę B I "W Ó JD .
J ednym z najistotniejszych warunków fizycznych niezbędnych do życia jest ciepło.
Każde zwierzę, każda roślina, gdy prze
staje otrzymywać dostateczny ilość drgań cieplikowych, wpada naprzód w stan utajo nego życia i wreszcie umiera, jeżeli ten brak ciepła trwa zbyt długo. Oczekiwać przeto winniśmy, że w głębi wód znajduje się pe
wien zapas ciepła, którego wahania ilościo
we nie mogą być zbyt duże, w przeciwnym razie bowiem trw ałe życie byłoby tam nie
możliwe.
Zapytajmy naprzód, w jakiej to tem p e
raturze organizmy wodne żyją?
Arystotelss utrzym yw ał, że morze jest gorętsze w głębiach, aniżeli na powierzchni.
Buffon w roku 1750 zauważył odwrotnie, że kulka ołowiana zanurzona przez długi czas w znacznej głębokości sprawiała w ra
żenie przedmiotu chłodnego. W r. 1749 Ellia mierzył tem peratury w głębiach m o rza na wybrzeżach Afryki. Zam ykał on termometr w rurze żelaznej, która u obu- dwu końców zamykała się automatycznie, w chwili gdy dosięgała dna. Jednocześnie więc z termometrem wyciągał na powierz
chnię pewną ilość wody z dna morza, w sk u tek czego term om etr wewnątrz ru ry powi- nienby pozostać bez zmiany, oczywiście jeżeli tem peratura nie zmieniała się podczas
wyciągania ru r y z wody.
P a rr o t, F orster, Cook, Irv in g i lord Mul- grave robili pomiary z podobnym aparatem.
De Saussure, a następnie P eron posługi
wali się termometrem owiniętym w mate- ryją źle przewodzącą ciepło.
Lecz oto zauważono, że ciśnienie wody może znaczny wywierać wpływ na w ska
zówki termometru i w roku 1832 Dupetit- Thomas umieścił swój termometr w rurze metalowej niezmiernie mocnej i hermetycz
nie zamkniętej. Bravais i Martina postępo
wali w ten sam sposób, posługując się te r mometrem m aksym alnym i minimalnym Wałferdina.
Wszystkie wszakże w podobny sposób z a notowane tem peratury nie odpowiadają rze
czywistości. R ury, mieszczące w sobie te r
mometry, źle były dopasowane, aparaty przy wyciąganiu rozgrzewały się, odczyty
wane tem peratury były zbyt wysokie. Ogól
nie wreszcie panowała podówczas teoryją Araga, według której największa gęstość wody morskiej miała przypadać na 4°. W o da wypełniająca głębie musiała przeto wy
nosić 4°, skoro zaś odnośne instrumenty miernicze zbyt były nieskonałe do skonsta
towania tego faktu, przyjmowano go więc teoretycznie.
Lecz maximum gęstości wody morskiej nie leży przy 4°. Niemożna naw et d okła
dnie powiedzieć, ja k a tem peratura odpo
wiada tdj największej gęstości, gdyż jest ona zmienną zależnie od stopnia sloności.
Kiedy ekwipowano wielkie wyprawy oceanograficzne takich okrętów, j a k Ligh- tning, Porcupine i Challenger, należało p o myśleć o dokładnych termometrach, które godnie odpowiadałyby wspaniałemu w ypo
sażeniu ekspedycyj. F iz y k a i technika zro
biły olbrzymie postępy, co pozwoliło kon
struktorom takim j a k Casella, Negretti i Zambra zbudować przyrządy nadzwyczaj czułe.
Nic łatwiejszego, j a k mierzyć te m p e r a tu rę powierzchni morza. Nabiera się w ob
szerne naczynie wody, zanurza termometr i odczytuje. M arynarze posługują się rurą z wentylami, która pozwala czerpać wodę nieco głęhiej, trochę poniżej powierzchni, na którą padają bespośrednio promienie słońca.
Niemcy używ ają w swych portach i w ob- serwacyjach morskich term om etru Meyera.
P rzyrząd ten w następujący sposób uczy
niono n ader mało wrażliwym na w p ł/w y uboczne: rezerw oar otoczono pęcherzem z twardego kauczuku, będącego bardzo złym przewodnikiem ciepła. P o zanurze
niu w wodzie potrzeba czekać l ' / 2 godziny, zanim term om etr ten wyrówna swą tem pe
ra tu rę z tem peraturą otoczenia. Widocz- nem jest, że powolność, z j a k ą term om etr ten działa, pozwala na wyciągnięcie go z wody bez sprowadzenia zmiany, lecz j e dnocześnie ta powolność czyni go nieprzy
datnym w wyprawach na okręcie.
743
W S Z E C H Ś W IA T .
744 w s z e c h ś w i a t. N r 47.
W szystkie zresztą, opisane dotąd p r z y rz ądy mają je d n ę wspólną i wielką wadę.
R ezerw oar szklany j e s t ściśliwy; przy u c i
sku zaś na rezerwoar rtęć podnosi się w r u r ce i wskazuje tem peraturę wyższą. Jeżeli zanurzamy podobny termom etr na g łębo
kość 3650 m, wskazuje on o 5° wyższą te m p eraturę niż istotna. Można się o tem już w pewnej mierze przekonać, naciskając po- prostu paznokciem rezerw oar zw ykłego te r
mometru. Rtęć skacze rytmicznie za k a ż de m naciśnięciem.
Z chwilą, gdy poznano tę niedogodność, starano się ją usunąć rozmaitemi sposobami.
J. P axton zbudował term om etr do za n u rza
nia w wodę, złożony z dwu nitek spiralnych srebrnych przylutow anych dokoła spirali ze złota. Skurczenie, lub rosszerzenie się takiej spirali sprow adza skręcenie się jć j, lub roskręcenie, przez umieszczenie zaś na końcu spirali wskazówki można, po uprze- dniein porów naniu z termometrem wzor
cowym, dobrze odczytywać tem peratury.
Szkoda tylko, że podobny instrument, choć
by wyrobiony z najbardziej opornych m eta
lów, nie może beskarnie przez dłuższy czas być wystawiony na działanie wody m or
skiej; szybko psuje się i zużywa. A zresz
tą, różnica w ściśliwości składających go metalów jest tak znaczna, że poczynając od głębokości jakich 3000 m daje on ju ż błędy wynoszące do 5°. T erm om etr taki przeto wcale dziś nie je st używany.
Analogiczny term om etr obmyślił W h e at- stone dla w yprawy na Porcupine. A p a r a t ten nader zawiłej budowy był związany z okrętem przy pomocy kab la elektryczne
go, a wskazówki jego przenoszone były na płytę umieszczoną na pokładzie, tak, że można było każdej chwili odczytywać. B y ł
by to przyrząd doskonały, gdyby nie był zbyt drogi i niezmiernie delikatny.
Wówczas to ukazał się term om etr Miller- Casella, w którym ciśnienie wywierane jest wyłącznie na rezerwoar zewnętrzny, zupe ł
nie zaś nie działa na właściwy rezerwoar szklany samego termometru. S kłada się z ru rk i zgiętej w U, u obudwu górnych końców zamkniętej i zakończonej rezerwoa- rami. P r a w y re zerw o ar je s t wypełniony mięszaniną alkoholu, kreozotu i wody, p o niżej słup rtęci wypełnia dwa kolanka ,
i zgięcie ru rk i. Nad rtęcią w lewem k o l a n ku znów znajduje się warstwa cieczy sięga
ją c a do rezerwoaru lewego, gdzie na samym szczycie jest jeszcze nieco powietrza. U obu
dwu końców słupa rtęciowego znajduje się pręcik żelazny, który pozostaje w najwyżej położonem miejscu, do którego rtęć z tój, lub owej strony się podnosi. Gdy tempe
ra tu ra się podnosi, wówczas mięszanina al
koholowa w prawym zbiorniku się rossze- rza, uciska rtęć, podnosząc j ą w lewem ko
lanku, co wskazuje pomieszczony tam wska
źnik z żelaza. G dy odwrotnie zbiornik prawy się ochładza, rtęć znowu podnosi się w prawem kolanku, sunąc w górę pręcik z tój strony. Jestto więc term om etr m a
ksymalny i minimalny, który ma swą stronę niedogodną, wskazuje bowiem najwyższą i najniższą tem peraturę, ja k ą napotkał w drodze, przebiegając morze, lecz bynaj
mniej nie daje pojęcia o stanie ciepła w d a nej jakiej warstwie wody. W p ły w ciśnie
nia na rezerw oar zostaje tu w ten sposób usunięty, że dokoła rezerwoaru prawego znajduje się szklana koszulka wypełniona alkoholem amylowym, ponad którym pozo
stawiono pęcherzyk powietrza. T a właśnie koszulka w ytrzym uje całkowite ciśnienie, a dzięki pęcherzykowi powietrza nie prze
nosi go na zbiornik wewnętrzny.
Pomimo pew nych niedogodności, term o
m etr Miller-Casella oddał wielkie usługi w wypraw ach P orcupine i Challengera.
W następstwie Negretti i Z am bra bardziej jeszcze udoskonalony obmyślili przyrząd, którym posługiwano się w pracowniach H i- rondelle i Talismana, a jakkolw iek i w tym ostatnim nie usunięto jeszcze wszystkich źródeł błędów, to jednakże wskazówki tym sposobem otrzymane nie mogą ulegać s u rowszej krytyce.
W jakikolwiek sposób dane dotyczące tem peratur zostały zebrane, zawsze należy je przedstawić schematycznie w krzywych, bo jedynie tą drogą otrzymujemy obraz pouczający, podczas gdy długie kolumny liczb ani dla oka, ani dla umysłu bespośre- dnio nie są dostępnemi. G dy zamierzamy przedstawić rozmaite tem peratury jednej i tej samej poziomej warstwy oceanu, w ta
kim razie na mapie tego oceanu wyznacza
my linije równociepłe (izotermy) utworzo-
N r 4 7, w s z e c h ś w i a t . 7 4 5
ne przez poleczenie punktów , w których, wedle obserwacyi jednakow a panuje tem- | peratura. Jeżeli mamy za zadanie przed- j stawić tem peraturę przecięcia pionowego w pewnym punkcie oceanu, posługujemy się czworobokiem, na którego linii odcię
tych (abscisse) oznaczamy głębokości, a na linii rzędnych (ordonnće) temperatury. Gdy wreszcie ma się przedstawić zmiany tem pe
r a tu r na dowolnej powierzchni oceanu w pe
wnych granicach, wówczas łączy się wszy
stkie pomiary głębokości wykonane na da- nem przecięciu, bądź przy określonej głę
bokości, bądź też obierając dno morza za I przedmiot badań i odpowiednia krzyw a ■ tem peratur łatwo może być nakreślona.
Taką. to drogą zebrano obfity m ateryjał spostrzeżeń z najrozmaitszych punktów kuli ziemskiej i stworzono właściwą, topografiją cieplikową mórz. Dziś jeszcze, niezależnie od wszelkich ekspedycyj naukowych, kapita- ( nowie okrętów na wielu linijach morskich skrzętnie notują tem peratury wód, a ocea- j nografija wyciąga stąd cenne wnioski przy ! sporządzaniu m ap prądów morskich.
P o sta rajm y się naprzód zrozumieć, czem jest właściwie tem peratura powierzchni wód.
Zależy ona od bardzo znacznej liczby nader zmiennych w arunków takich jak: prądy, j przewodnictwo wody, panujące wiatry, opa
dy deszczowe, komunikacyja z morzami ło"
dowemi, wreszcie naw et działanie słońca.
P rom ienie słońca wogóle sprawiają dzia- [ łanie nieznaczne. W iemy istotnie, że p ro mienie cieplikowe zostają, pochłaniane przez j wodę w bardzo znacznej ilości. F izycy szczegółowo zajmowali się tem zjawiskiem i stwierdzili, że ju ż począwszy poniżej 1 mi- ! limetra wody przeważna część prom ieni i ciepła jest pochłonięta. W yobraźm y sobie ciepło rów ne 100°, wysyłane przez rozża- j rzoną. platynę. G dy przepuszczamy j e przez j
warstwę wody grubości 1 milimetra, to 94 części bespośrednio zostaje pochłoniętych, a tylko 6 przenika głębiej. D rugi przeto : milimetr wody otrzym uje j u ż tylko °/100 wysyłanego ciepła. Dalej ju ż pochłanianie coprawda znacznie słabiej zachodzi, lecz wogóle widzimy, że odbijanie się promieni od powierzchni oraz pochłanianie tegoż w warstwie pierwszego milimetra je s t tak I wydatne, że ilość ciepła promieniejącego *
przenikająca do głębi jest bardzo niezna
czna.
P. P aw eł R egnard l) wykonał doświad-*
czenia w celu przekonania się, w jakiej mierze to pochłanianie ciepła promienieją
cego zachodzi w wodzie morskiej i oto j a kie otrzymał rezultaty. Oznaczając liczbą 100 ilość ciepła, jaka przeszła przez pierw szy decymetr wody, będziemy mieli 70 jako ilość, pozostającą po drugim decymetrze, 55 po trzecim, 50 po czwartym, 45,5 po pią-
i tym, 43 po szóstym, 41 po siódmym, 40 po ó?mym, 39 po dziewiątym, 38,5 po jednym metrze. W każdym razie i tutaj okazało się, że promienie słońca ogrzewają wodę morską w znaczniejszej mierze tylko na po
wierzchni, w głębiach zaś panowaćby mu
siała tem peratura lodowa, gdyby w masach morza nic zachodziło bezustanne krążenie i wirowanie.
Porównywając tem peraturę powierzchni morskich, przekonywam y się, że jest niższą u biegunów niż u równika, j a k tego ocze
kiwać należało. Opadanie to, gdy posu
wamy się od równika, z początku jest nie
znaczne ku zwrotnikom, następnie zaś tem szybciój zachodzi, im więcej podnosimy się w szerokościach gieograficznych.
Wszyscy wogóle oddawna przyznają, że morze tem jest zimniejsze, im swobodniej
sze ma połączenie z oceanami biegunowe
mu Stąd to pochodzi, że morza półkuli północnej mniej są zimne, niż półkuli p o łudniowej. Istotnie bowiem kopula biegu
nowa na północy łączy się z oceanem Spo
kojnym tylko przez cieśninę Beringa. Ocean Atlantycki, oddzielony od Lodowatego pro
giem W yvilla-Thomsona, ciągnącym się od PnZ. krańca W. Brytanii ku wyspom F a rmer i progiem FarG-Islandzkim od wysp F a ro e r ku Islandyi i dalej ku Grenlandyi.
Pierwszy od strony Pd. na głębokości 1 405 m z wodą o temp. -j-5° od wody na P n .— 1 na głębokości 1156 m , drugi na głębokości 350 m wodą 0° od wody + 6 . Na południu
') A rtyk u ł n in iejszy je s t streszczen iem dwu roz
działów p. t. L a cbaleur i Influence de la te m p e ratura sur la vie aquatique z d zieła prof. P. Re- gnarda: La vie dans les eaux. Paryż, 1891. Por.
artykuł: Ś w ia tło i ży cie w głgbi wód, W szech św iat z r. b. Nry 29, 30, 32, 33-
7 <!(» WSZECHŚWIAT. Nr 47.
odwrotnie, A tla n ty k i ocean S pokojny sze
roko otw ierają się w morze Lodowate.
Z licznych zebranych spostrzeżeń dow ia
dujem y się, że najwyższą ze średnich te m p e r a t u r zanotowanych dotąd, jest te m p e r a tu r a morza w Ameryce południowej, m ię
dzy K ajenną i P a ra i na wybrzeżach A f r y ki, pomiędzy F reetow n a C ap Coast-Castle.
Wynosi ona 28°.
A tla n ty k północny ma na powierzchni średnią tem peraturę 20,7°, południowy 17.5°.
Ocean S pokojny gorzćj jest poznany pod tym względem, lecz tyle wiadomo, że w pół
nocnej części nie jest ta k ciepły j a k A t l a n tyk, w południowej zaś cieplejszy od oceanu A tlantyckiego w tych samych szerokościach.
W morzach Lodowatych tem peratura mo
że opaść do — 3,5°, t. j. do p u nktu zamarza
nia wody słonej. Dosięgać może tem pera
tu ra morza, j a k to wskazuje morze C zer
wone, do + 32°; różnica zatem pomiędzy krańcowemi punktam i wynosi prawie 36 stopni.
Osobliwie gorącą je s t powierzchnia wody w północnój części oceanu Indyjskiego, w za
toce Meksykańskiej i w morzu Czerwonem.
(c. d. nast.).
M aksym llija n Flnum .
Szczegółowe badania nad wielkością trzech elementów magnetycznych, t. j. zbo- 1 czenia, natężenia i nachylenia igły w ro z
maitych punktach ziemi wykazały, że ele
menty owe, oprócz układ u prawidłowego, ja k i przedstawiają nam m apy magnetyczne, mogą posiadać miejscowe zboczenia, któ
rych zbadanie co do wielkości i kierunku w związku z badaniami nad budową gieo- logiczną tych miejscowości, może z czasem rzucić światło i na ogólne prawa, rządzące magnetyzmem ziemskim. P ie rw sz e takie zboczenia miejscowe o d k ry ł Schott w A m e ryce północnej i w ykazał w pływ A llega- j nów na linije izogoniczne, t. j. linije j e d n a - i
kowego zboczenia '). Następnie Nauman w ykazał związek anomalij magnetycznych z budową gieologiczną, w t. z w. fossa m a
gna w Japonii 2). D r Guido Schenzel wy
kazał wpływ K a r p a t na liniją zboczeń 3).
L enz odkrył anomalije w północnej stronie zatoki Fińskiej. Na wyspie Sede pod 60°5' szer. półn. i 20°44' dł. wsch. od Gi’een. P u - szczyn znalazł w 1882 roku zboczenie zacb.
= 37° 31,7', anomalija wynosi tu —45°.
W Rydze anomalija wynosi — 1° 5. Nako- niec w 1874 r. I. Smirnow zaznaczył w p ó ł nocnej części gub. Kurskiój, na obszarze pokładów kredowych, w okolicy Biełgoro- du istnienie takich anomalij. Miejscowość ta była następnie badana w 155 punktach przez p. Pilczykowa i p. Siergiejewskiego, a wyniki tych badań oznaczył na mapie i krytycznie rozebrał G. Tilo.
Rospatrując mapy magnetyczne ułożone przez d ra Neumayera, widzimy, że dla wschodniej równiny europejskiej zboczenie zmienia się od —8° (Kalisz) do + 1 8 ° (półn.
koniec U ralu). W roku 1990 linija zbo
czenia 0° przejdzie przez P etersburg i Ba- tum, obecnie leży ona cokolwiek ku W. od owych punktów , tak tedy różnice zboczeń dla całej tój równiny wynoszą 26°.
Nachylenie zmienia się od 60° (Odessa) do 74° (A rchangielsk). Nakoniec całko
wite natężenie zmienia się od 0,45 (CSG) w Batumie do 0,56 w Obdorsku, t. j . na 0,11. Natężenie zaś poziome zmienia się od 0,26 (Tyflis) do 0,14 (Archangielsk), t. j.
na 0,12.
W Biełgorodzie i położonym od niego ku P n . o 12 wiorst Niepchajewie normalne wielkości tych elementów były:
Zboczenie wschodnie 1°
Nachylenie 63,9
*) Schott C. A. S ecu la r V ariation o f th e m agne- tic d e clin a tio n in th e U n ited States. W aszyngton, 1843. S ch ott C. A. D istribution o f the m agnetic d e clin a tio n in the U. St. at th e E poch 1885. Wa
szyn gton , 1883.
- ) D ie E rschein un gen des E rdraagnetism us in ih rer A bhiingigkeit vom Bau der E rdrin de. E . Nau- m an. Sztutgart, 1887.
3) B e itra eg e zur K enntniss der erd m agn etisch en Verhaeitni8se in den L aendern der U ngarischen Krone dr Guido Schenzl. Budapeszt, 1881.
N r 47. WSZECHŚWIAT. 717 Natężenie poziome 0,209
Natężenie całkowite 0,476.
Tymczasem dla obszaru Bieły-Niepcha- jew znależiono:
N aj- Nor- N aj- zboczenie W a- w ięk - mai- m n iej- od norm al- ha-
8ze ne sze n e g) nia.
Z boczen ie + 4 8 ,3 ° - 1 ° 37,8° -f49,3» - 3 6 , 8 ° 86,1°
N achylenie 81,2° 6?,9" 51,8® + 1 7 ,3 " — 12,1® 29,4®
N atężenie
poziom e 0,4 0,21 1,1 — 1,9 — 1 2,0 N atężenie
całk ow ite 0,84 0,48 0,45 —(—0.30 —0,03 0,39
W ahania więc przenoszą wielokrotnie w a
hania na całym obszarze Rossyi europej- skićj. Granice tego obszaru anomalij dotąd nie zostały dokładnie oznaczone i zdaj’e się, że przedłużają, się ku W . Z map tymczaso
wo ułożonych wynika, że centry zboczenia, nachylenia i natężenia leżą blisko siebie, ale nie są identyczne. P okład wywołujący anomalije leży prawdopodobnie na P d W . Biełgorodu i biegun tego pokładu jest bie
gunem południowym. Dalsze badania będą prowadzone w celu wykrycia związku tych anomalij ze wzniesieniem pokładów nad p o ziom morza, budową gieologiczną i oro- grafiją tój miejscowości.
W. Wr.
O Z U Ż Y T K O W A N IU
I NISZCZENIU ŚMIECI,
G R O M A D Z Ą C Y C H S I Ę
w ulicach i podwórzach miejskiub.
Liczą w przybliżeniu, że z podwórzy domowych L o n d y n u wywozi się śmieci i różnych odpadków domowych najmniój 750000 tonn (około 18‘/3 milijonów centna
rów) rocznie. Pytanie, co począć z temi olbrzymiemi ilościami nieprzydatnych do niczego przedmiotów, tak, aby je można było usuwać jaknajtańszym kosztem, obok uwzględnienia wszakże najważniejszych wymagań sanitarnych. Byl czas, w którym
proponowano palić śmiecie w piecach, umyślnie na ten cel zbudowanych i n a t u ralnie byłby to najlepszy sposób uwalniania mieszkańców miast od tego arcynieprzyje- mnego ciężaru. Z uwagi jednak, że w śmie
ciach znajdują się różne materyje, mogące być w rozmaity sposób z pewną jeszcze ko
rzyścią zużyte, niepodobna uznać spalania śmieci w piecach za rzecz racyjonalną.
W ażną jest przytem ta jeszcze niedogo
dność, że przy wadliwości urządzenia spa- lającego, lub w razie nieoględności ze s t r o ny obsługującego piece, następuje niezu pełne spalenie materyi organicznój, głównie pochodzenia zwierzęcego, co w ytw arza tak nieznośny swąd, że istnienie podobnego za
kładu w pobliżu miejsc zamieszkałych sta
nowczo nie może być ścierpianem. W więk- szój części L on d y n u p ra k ty k u je się nastę
pujący środek: śmiecie zbierane na ulicach i podwórzach ładuje się na statki, które odwożą je z biegiem rzeki na doliny Kentu i Essexu, tam gnijąc na otwartem powie
trzu, śmiecie te służą jako nawóz, przydatny do użyźnienia roli.
Na pierwszy rzut oka zdawałoby się, że trudno je s t znaleść jakikolwiek sposób należytego zużytkowania większój części przedmiotów, składających śmietnik, a prze
cież w gruncie rzeczy tak źle nie jest.
Takie przedmioty, j a k puste pudełka bla
szane, rozbite butelki, stare papiery, cze
repy, kości, różne odpadki kuchenne, reszt
ki pokarmów, słoma i t. d., chociaż dużo zajmują miejsca, nie stanowią bynajmniój głównój masy śmieciska- Okazuje się w rze
czywistości, że w takiem mieście, j a k L o n dyn, opalanem węglem, prawie % wagi wywożonego z podwórzy śmiecia składa się z miału węglowego i z zuzlowatego popio- łu, wygrzebywanego codziennie z palenisk.
Zawartość rzeczywistego popiołu, to jest niepalącego się dalćj materyjału, w śmie
ciach jest zadziwiająco małą.
Jeżeli je d n a k uwzględnimy niezupełnie dokładne urządzenie pieców, taniość węgla i niedbalstwo sług, rzecz ta staje się bar- dziój zrozumiałą. Łatw o pojąć, że tak zn a czna ilość zachowanego paliwa może jeszcze doskonale przydać się do wielu celów, szko
da tylko, że znajdujące się obok węgla do- rnięszki zwierzęce i roślinne psują go do
7 4 8 WSZECHŚWIAT. Nr 47.
takiego stopnia, że bez wstępnych p rzygo
towań celem pozbawienia go tych właśnie obcych domięszek zużytkowanie go je st nie- możebnem.
D w a lata temu zawiązała się na jednem z przedmieść L on d y n u spółka, m ająca na celu spożytkowanie śmieci miejskich. Z a kład ten, aczkolwiek w ograniczonych d o tychczas rozmiarach, prow adzony jest en e r
gicznie i z bardzo pomyślnym rezultatem . W zakładzie tym przedewszystkiem p r z y wożone na wozach śmiecie nie leża dłujjo !*■ r*
na jednem miejscu, przez co zapobiega się j gniciu i wszystkim nieprzyjem nym tegoż j następstwom; wszystek m ateryjał zaraz po przywiezieniu idzie na maszyny, gdzie, j w ciągłym będąc ruchu, cienkiemi stosun- J kowo rospostarty warstwami, podlega utle
niającemu działaniu powietrza.
Z początkiem przerobu śmieci wybierane są z nich grubsze przedmioty, o ile się j e s z cze dla jakiegokolw iek użytku nadają; pod koniec wszystkie okruchy, strzępy, źdźbła i t. p., same przez się do niczego nieprzy
datne, a psujące wszystko co z niemi jest zmięszane, ulegają zmieleniu na proszek, a następnie dokładnem u zmięszaniu z py
łem węglowym, w k tórym te szkodliwe cząsteczki zwierzęce i roślinne j a k b y giną, a — co ważniejsza — tracą w strętną swą woń, p rz ykrą i szkodliwą. Utw orzona w ten sposób mięszanina prochów ze śmie
cia z miałkim węglem nietylko nadaje się doskonale do wyrobu cegiełek, ale zmięsza- na następnie ze smołą daje dosyć dobre
„brykiety” do opalania kotłów parowych.
Użyta do tego wyrobu cegieł rz adka smoła wciąga niejako w siebie wszystkie obce domięszki, tak, że ulepiona w ten sposób cegła nie wydaje przy spaleniu żadnego nieprzyjemnego zapachu.
In n y m cennym materyjałem znajdującym się w śmieciach, jest papier, którego znacz
ne nagrom adzają się ilości. Z obfitego ma- teryjału tego w samym zakładzie wyrabia się g ru b y papier pakowy. Skomplikowaną manipulacyją, zastosowaną przy sortowaniu i przeróbce śmieci w zakładzie londyńskim, wyjaśni najlepiej zestawienie schematyczne.
Różnorodne dokonywane tu operacyje o d bywają się przeważnie mechanicznie, tak,
że zaledwie jednej dziesiątej części o b ra bianego m ateryjału dotyka się ręka.
Z wozów śmiecie wrzucane są wprost do cylindrycznych sit o rozmiarach 12' d łu g o ści i 12' średnicy, obracających się około poziomej osi. Siatka tego pierwszego sita składa się z żelaznych prętów, o otworach 3" w kw adrat. W e w nątrz sita, naznaczo
nego w schematycznem zestawieniu literą A obraca się mięszadlo, zmuszające śmiecie do wykonania przynajmniej trzech obro
tów, zanim zdołają przelecić przez otwory.
Tutaj także wielka ru r a ssąca, działająca zapomocą silnego wentylatora (ekshaustora), porywa lekki, łatwo ulatujący pył, unosząc te części prosto do ogniska kotła parowego, gdzie płoną. Zostające w sicie A przed
mioty (w schematycznem zestawieniu n a prawo), wybiera się rękami; oczywiście przez sito w części przechodzą przedmioty jednorodne tego samego gatunku, co przed
mioty zatrzymane, różniące się od siebie jedynie wielkością, czyli wymiarem. Każdy gatunek przedmiotów, o ile tylko można dlań znaleść odpowiednie zużytkowanie, składa się w osobną gromadę; nieprzedsta- wiające żadnój wartości użytkowej cząstki śmiecia idą do zmielenia, razem z procha
mi i miałem, j a k to poniżej wskażemy.
W szystko co przeszło przez sito A za po średnictwem przenośnika (elewatora) do
staje się do drugiego obracającego się sita B, 15' długiego, o średnicy 6' i z otworami płaszcza l ‘/ a' □ . Przedmioty zbyt duże, by przeszły przez otwory t6j wielkości, p o d daje się z początku działaniu ru ry ssącej, porywającej małe kawałeczki papieru, pył i inne lekkie cząsteczki, a następnie zbiera się je z sita i układa do przesortowania na stole, mającym 15' średnicy. P rzy stole siedzi chłopiec i wybiera wpadające mu w oczy cenniejsze przedmioty jako to: fia- szeczki, szkło, kości, żelazo i t. p. Reszta, a w tej liczbie odpadki kuchenne, resztki jad ła, różne skorupy i odłamki, niemogące przejść przez sito B. tak ja k wogóle wszyst
ko, co do niczego nie je s t przydatnem, ule
ga ostatecznemu zmieleniu na suchy pro
szek. Najrozmaitsze składniki tego zmie
lonego proszku, a szczególniej części or
ganicznego pochodzenia, przeobrażone są w ogólności nie do poznania, a co n a j