• Nie Znaleziono Wyników

Adies Keca.a,3s:c3ri: Erakowskie-Przedmieście, 3STr M 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adies Keca.a,3s:c3ri: Erakowskie-Przedmieście, 3STr M 10"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M 10 Warszawa, d. 6 marca 1898 r. Tom XVII.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W ars za w ie: rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2 l p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo . półrocznie rs. 5 Prenum erow ać można w Redakcyi .W szechśw iata*

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranica.

Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią Panow ie:

D eike K., D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., Kram sztyk S., M orozew icz J., N a­

tanson J „ Sztolcm an J., T rzciński W. i W róblew ski W.

A d ies Keca.a,3s:c3ri: Erakowskie-Przedm ieście, 3STr S<3.

O promieniach katodalnych i m ateryi pierwotnej. ')

O naturze promienie katodalnych 2), ja k wiadomo, istnieją dotąd dwie hypotezy, z któ ­ rych jed n a uważa je za objaw jednorodny ze światłem, sta ra się więc tłum aczyć je falo­

waniem eteru, druga natom iast przyjmuje, źe promienie te oznaczają drogi cząstek ma- teryalnych, elektrycznością ujemną n a ła ­ dowanych. Jakkolwiek hypoteza pierwsza I liczniejszych posiada stronników, to wszakże przyznać trzeba, że druga, podtrzymywana głównie przez badaczy angielskich, p rzed sta­

wia tę korzyść, źe wnioski jej łatwiej podda­

wane być m ogą stwierdzeniu doświadczalne­

mu, a nowe poparcie dały jej ostatnie bada­

nia J . Thomsona. Szeregiem doświadczeń dowiódł on, mianowicie, że przedm iot, na który promienie katodalne padają, zawsze elektryzuje się ujemnie, źe udzielanie ładun-

') R zecz czytana w krakowskiem Kółku przy­

rodników.

2) Ob. W szechśw iat z r. 1 8 9 6 , str. 4 9 i nast.

ku elektrycznego je st nierozłącznie z niemi związane, że bynajmniej nie je st zjawiskiem od nich niezależnem. O kazał on nadto, że i pole elektrostatyczne wywiera na promienie katodalne działanie takie, ja k pole magne­

tyczne. Przyczyna zaś, dla której dotych­

czasowe próby, w tym kierunku czynione, nie doprowadziły do żadnego rezultatu, leży w tem, że gaz rozrzedzony je s t przewodni­

kiem elektryczności. W przewodnikach zaś odpychanie lub przyciąganie wzajemne ciał naelektryzowanych wykazać się nie daje.

Przewodnictwo gazu jed n ak zmniejsza się szybko w m iarę ja k wzrasta jego rozrzedze­

nie. Jeżeli więc w rurze, w której tworzą się promienie katodalne, rozrzedzenie dopro­

wadzimy do dostatecznego stopnia i umieści­

my w niej dwie płytki glinowe, połączone z biegunami bateryi, wtedy nastąpi odchy­

lenie promieni. Są one mianowicie przycią­

gane przez biegun dodatni.

B adając następnie wpływ natury gazu, wy­

pełniającego rurk ę, na odchylenie promieni katodalnych pod wpływem pola magnetycz­

nego, Thomson doszedł do zajmującego wy­

niku, źe w jednem i tem samem polu magne- tycznem, przy stałej różnicy potencyałów między anodą i katodą, droga promieni nie zależy od natury gazu.

(2)

146 W SZECHSW IAT N r 10.

S tojąc na gruncie teoryi m ateryi promieni katodalnych, możemy z danych doświadczal­

nych, mianowicie z wielkości ładunku elek­

trycznego, jak i znajdujem y n a przedmiocie, wystawionym na działanie promieni, z ilości ciepła, ja k ą tenże przedm iot otrzym uje i z k ształtu drogi promietii obliczyć stosunek masy takiej cząstki hypotetycznej m do ł a ­

dunku elektrycznego e, ja k i ona posiada.

R achunek taki uczy, że stosunek ten m/e nie zależy od natury gazu, wypełniającego rurkę;

zawsze je s t stałym i wynosi 0,50 . 10—'7. N ie­

k tó re względy przem aw iają za tem, że wszyst­

kie cząstki posiadają jednakow e ładunki elektryczne; stąd zaś wynika, że wszystkie cząstki bez względu na n atu rę gazu są iden­

tyczne.

Stosunek więc m/e, ja k widzimy, je s t ilo­

ścią nader drobną, co pochodzić może bądź stąd, źe same cząstki, przenoszące ładunek elektryczny, są niesłychanie m ałe w porów ­ naniu ze zwykłemi rz ą s tła n i m ateryalnem i, bądź też że ich ładunek elektryczny e je st bardzo wielki. Z a domysłem pierwszym przem aw iają doświadczenia L enarda, doty­

czące fluorescencyi, przez promienie k ato ­ dalne wywołanej. "Wykrył on bowiem, źe jasność fluorescencyi szkła zmniejsza się wraz z długością drogi, ja k ą promienie kato­

dalne przechodzą. A by fluorescencyą w pew­

nym stosunku zmniejszyć, trze b a długość ru rk i zwiększyć. Długość ta jednak nie z a ­ leży od natury gazu, ale tylko od jego gęsto­

ści. Im większa je s t gęstość g ai u, tem bar- dziej słabnie fluorescencyą. S tojąc n a grun­

cie teoryi m ateryalnej, łatwo sobie ten fakt wytłumaczyć. Możemy bowiem fluorescen­

cyą uważać za skutek uderzania cząstek o szkło. Im częściej one uderzają, tem fluo- rescencya będzie silniejsza.

K ieru jąc się analogią do teoryi cynetycz- nej gazów, możemy powiedzieć, że jasność fluorescencyi zależy od przeciętnej swobod­

nej drogi cząstki. W takiem tłum aczeniu fa k tu , podanego przez L en a rd a, mamy z a r a ­ zem środek do przybliżonego ocenienia wiel­

kości cząstek, stanowiących istotę promieni katodalnych. Oczywiście bowiem droga, j a ­ k ą te cząstki muszą przejść, żeby fluorescen­

cyą zm niejszyła się aż do pewnego ułam ku pierwotnego je j natężenia, będzie p ro stą wie­

lokrotnością przeciętnej drogi swobodnej.

Otóż z takiej przybliżonej oceny okazuje się, źe droga swobodna cząstek katodalnych je st bardzo wielka w porównaniu ze swobodną drog ą cząstek powietrza pod ciśnieniem atmosferycznem. Ponieważ zaś droga swo­

bodna musi być tem większa im mniejszą jest cząstka, cząstka więc katodalna je s t znacznie mniejszą od cząsteczki powietrza, a wogóle jakiegokolwiek gazu.

Jeżeli więc przypuścimy możliwość wysy­

łan ia przez katodę pewnych cząstek, to juź drogą doświadczalną możemy poznać ich w łasności: są one bardzo małe w porówna- j niu z cząsteczką gazów, mogą się elektryzo- j wać, a co najważniejsze, są zaw szejednako-

| we, bez względu na gaz, w jakim powstają.

N asuw a się teraz pytanie, co to są za cząstki, z czego one powstają, jaki je st ich skład chemiczny? W edług Thomsona naj prostszą odpowiedź n a to pytanie zraleźć można w hypotezie o budowie m ateryi, przyj-

| mowanej zresztą chętnie przez wielu chemi-

| ków, że atom y różnych pierwiastków są roz-

| maitemi skupieniami cząstek jednakowych.

| J u ż kilkadziesiąt la t tem u podobną hypotezę

| wypowiedział P ro u st, twierdząc zarazem , że

| tą pierwotną m ateryą, z której wszystkie

j pierw iastki są zbudowane, je st wodór. Dziś wiemy, że w takiej formie bypoteza ta ostfić się nie może. Jeżeli jed n ak zam iast wodoru przyjmiemy jak ąś nieznaną m ateryą, to ża­

den fakt znany nie znajduje się w sprzeczno­

ści z tak ą postacią kwestyi. H ypoteza ta wystarcza zupełnie do objaśnienia zjawisk wyładowania elektrycznego przez gaz rozrze­

dzony. Jeżeli bowiem w silnem polu elek- trycznem , w pobliżu katody, cząsteczki gazu rozpadają się nie n a atom y zwykłych pier­

wiastków, lecz na cząsteczki tej nieznanej m ateryi pierwotuej, jeżeli się one elektryzu­

ją , a katod a odrzuca je od siebie, to cząstecz­

ki te będą się zachowywały ta k właśnie, ja k promienie katodalne. Oczywiście stosunek masy cząstki do jej ładunku nie będzie zale­

żał od n atu ry gazu i od jego ciśnienia, po­

nieważ sąto zawsze jedne i te same cząstki, jednakowo naelektryzowane; przeciwnie zaś droga swobodna cząstek będzie zależeć tylko od ciśnienia. D ziałanie pola magnetycznego na cząstki katodalne przy stałej różnicy po- tencyałów między anodą i katodą też nie b ę­

dzie zależeć od n atu ry gazu, cała bowiem

(3)

JSJr 10. WSZECHŚWIAT 147 m asa jednakowych i jednakowo naelektryzo-

wanych cząstek w ruchu zachowuje się wobec pola magnetycznego tak ja k p rą d elektrycz­

ny stały. Ponieważ dalej cząstki katodalne są w ruchu, posiadają przeto energią cyne- tyczną, k tó ra może się zamienić na energią cieplikową ciał, które w biegu swym napo­

tykają. Może ona także być udzielona temu ciału w niezmienionej formie : jeżeli np. na drodze prom ieni katodalnych umieścimy dwa równoległe druty, na których umieścimy wia­

traczek, mogący się na tych d rutach ja k na osi obracać, to pod wpływem promieni n astę­

puje jego obrót. W reszcie naelektryzowanie ciał pod wpływem promieni katodalnych objaśnia się przez zetknięcie cząstek naelek- tryzowanych z ciałem. Widzimy więc, źe wszystkie własności promieni katodalnych tłumaczyć można hypotezą Thom sona w spo­

sób prosty i wystarczający.

T ak więc w promieniach katodalnych zna­

leźlibyśmy m ateryą jakby w nowym stanie skupienia, w którym budowa m ateryi jest znacznie jeszcze prostszą niż w zwykłym s ta ­ nie gazowym; w nowym tym stanie m aterya, bez względu na to, czy pochodzi z tlenu, czy z wodoru, czy wogóle z jakiegokolwiek gazu, je st zawsze jednaką. N ie możemy wszakże jeszcze marzyć naw et o tem, by tę m ateryą badać drogą bezpośrednią. Ilość jej bowiem, ja k ą utworzyć można z rozkładu gazu przez katodę, je s t tak m ała, że możliwość ta je s t zupełnie wykluczona. W edług obliczeń Thom ­ sona prąd bardzo silny, czynny bezustannie wytworzyłby jej w przeciągu roku zaledwie jednę trzymilionową gram a.

N a podstawie tedy przedstawionej tu teo- i ryi o budowie m ateryi, musimy uważać atom pierw iastku chemicznego za zbiór cząstek | m ateryi pierwotnej w równowadze. Należy bowiem przypuszczać, źe cząstki pierwotnej m ateryi, podobnie ja k cząstki m ateryi zwyk­

łej, wywierają n a siebie działanie według p ra ­ wa, którego nie znamy. Oczywiście wszakże j w pewnych przypadkach nastąpić musi rów­

nowaga między pewną ilością cząstek. Zbiór takich cząstek w równowadze przedstaw iałby pewne własności, zależnie od liczby cząstek, j zbiór ten stanowiących. Ponieważ ciężar atomowy każdego pierw iastku musiałby wte­

dy być proporcyonalny do liczby cząstek ma- j tery i pierwotnej, zawartych w jednym ato- '

mię pierwiastku, ciekawą byłoby rzeczą ze względu na znany związek między własno­

ściami pierwiastków a ich ciężaram i atorno- wemi znaleść warunki równowagi zbioru cząstek. W arunków tych drogą rachunku znaleść nie możemy, nie znamy bowiem p ra ­ wa działania wzajemnego cząstek na siebie;

a choćbyśmy naw et je poznali, to i wtedy rachunek nie zawsze byłby możliwy do wyko­

nania wskutek komplikacyi równań ze wzro­

stem liczby cząstek. Możemy jed n ak otrzy­

mać przybliżony obraz praw, rządzących ta- kiemi zbiorami cząstek, posługując się mo­

delami. N ajprostszą form ą takiego modelu je s t pewna ilość magnesów, pływających po wodzie n a korkach; magnesy te pod wpły­

wem działań wzajemnych na siebie i działa­

nia jakiejkolwiek siły centralnej, np. bieguna dużego magnesu, który zbliżymy do tego systemu, u k ład ają się do stanu równowagi.

W modelu takim każdy m agnes reprezentu­

je jednę cząstkę pra-m ateryi, cały zaś ich zbiór w równowadze—jeden atom pierwiast­

ku. Doświadczenia takie prof. M ayer wyko­

n ał rzeczywiście i otrzym ał różne typy u k ła­

dów równowagi danej liczby drobnych magnesów, pozostających pod wpływem magnesu silnego.

W ogóle należy pam iętać, że jakkolwiek ta tak ponętna hypotezą o budowie pierw iast­

ków z m ateryi pierwotnej otrzym ała obecnie od Thomsona pewne podstawy doświadczalne, to jednak zakres tych doświadczeń jest jesz­

cze zbyt szczupły, ażebyśmy musieli obo­

wiązkowo j ą przyjmować. Bądź co bądź by- poteza thomsonowska stanowi jed nak przy­

czynek do utworzenia zupełnie jednolitego poglądu na wszechświat, do czego nau ka od tylu wieków dąży.

Kon. Zakrzewski.

0 teoryi roztworów koloidalnych.

(D okończenie).

Dokonawszy powyżej opisanych badań nad mydłami, K rafft chciał następnie przekonać się, czy spostrzeżenia jego posiadają znacze­

nie ogólne. W tym celu w ybiał chlorowo-

(4)

1 4 8 WSZECHŚW IAT N r 10.

dan heksadecyliaku, C ,GH33N H 2 . HC1, otrzy­

m any przez redukcyą rozpuszczonego w alko­

holu palm itonitrylu zapomocą sodu i dodanie kwasu solnego; je stto pięknie krystalizująca sól, k tó rą można uw ażać co do składu swego wprost za antypodum m ydeł, specyalnie pal- m itynianu sodu, C16H 3, 0 2Na. Podczas gdy w m ydłach mam y zasadę nieorganiczną, a kwas organiczny, to w chlorowodanie he­

ksadecyliaku odwrotnie zasadę organiczną, a kwas nieorganiczny. Jeż eli więc to łatwo dostępne ciało, o którego wzorze cząsteczko­

wym żaden chemik nie ma najm niejszej w ąt­

pliwości, zachowuje się w roztw orze wodnym n a podobieństwo m ydeł, a więc jako koloid, to m ożna przypuścić, że kw estya koloidów, a zatem i problem at tworów organizowanych utrac i swą dotychczasową nieprzystępność.

Doświadczenie uczy, że po wrzuceniu 4,7460 g chlorowodanu heksadecyliaku w czterech por*

cyach do 17,17 g wody wrącej skrócony te r ­ m om etr norm alny wskazuje tę samę tem pe­

ra tu rę , ja k i na początku wrzenia czystej wody — 1,660°, a więc chlorowodan heksade­

cyliaku zachowuje się w gorącym roztworze wodnym zupełnie, ja k substancya koloidalna.

W e wrącym zaś alkoholu sól ta rozpuszcza się, nierozszczepiając się i niezdw ajając cząsteczki, ja k tego dowodzi ciężar cząstecz kowy, określony po rozpuszczeniu 15,45 g w 100 <7 alkoholu, równy 291 zam iast obliczone­

go 277. W porównaniu z tem, co zauważono nad mydłami, wydaje się to całkiem n atural- nem, gdyż nigdy nie zauważono istnienia kwaśnych soli typu chlorku amonu. W resz­

cie K rafft b adał, czy szereg homologiczny chlorowodanu heksadecyliaku zachowuje się całkiem odpowiednio do szeregu homologicz­

nego soli tłuszczowych, t. j. czy w przeciw ­ stawieniu do ch a rak teru koloidalnego am o­

niaków złożonych, których cząsteczki m ają ciężar wysoki, członki początkowe występują w roztw orze wodnym, ja k krystaloidy? Z do ­ świadczeń n ad chlorow odanem m etyliaku i chlorkiem am onu okazało się, źe zachowują się one względem wody zupełnie podobnie, j a k sole kwasów tłuszczowych; ich pozorne ciężary cząsteczkowe w ykazują, źe zachodzi rozkład hydrolityczny.

Przejście od m ydeł i salmiaków, w których albo zasada albo kw as są nieorganiczne, do nieograniczonego praw ie szeregu substancyj

koloidalnych stanowi palm itynian m etylia­

ku, G,0H 31O2(N H 2C H 3), złożony tylko z o r­

ganicznych ciał składowych. Sól ta, oczysz • czona zapomocą krystalizacyi z alkoholu, daje z wodą gorącą zupełnie przeświecający, podobny do mydlanego roztwór. W prow a­

dzając j ą do wody wrącej, której tem p eratu ­ r a dokładnie była oznaczona zapomocą te r­

m om etru norm alnego, zauważono tak m ini­

malne podwyższenie tem peratury wrzenia, j a k to zazwyczaj m a miejsce tylko z ciałami

koloidalnemi.

Z n ając stosunkowo wielką zdolność krysta- lizacyjną związków arom atycznych w porów­

naniu z niektóremi związkami tluszczowemi o tym samym mniej więcej ciężarze cząstecz­

ki, m ożna było zgóry przypuszczać, że wy­

soce nieprawdopodobnem jest wynalezienie substancyj koloidalnych aromatycznych o niz- kim ciężarze cząsteczkowym. P róby doko­

nane nad oczyszczonemi barwnikam i handlo- w e m i: rozaniliną, fioletem metylowym i b łę ­ kitem metylenowym wykazały, że sole te wprawdzie nie posiadają wyraźnego ch a rak ­ te ru koloidalnego, lecz wskutek anormalnej wielkości ich cząsteczek okazują pewną ten- dencyą w tym kierunku. Chlorowodan roza- niliny w stężonych roztw orach wodnych wy­

kazał pozorne ciężary cząsteczkowe, prze-

; wyższające prawie dwa razy wartość, obli­

czoną ze zwykłego wzoru; podobnie zachowy­

wał się fiolet metylowy; jeszcze większe w ar­

tości, więcej niż trzykrotne liczby obliczonej, znaleziono dla błękitu metylenowego.

Przedstawiliśm y dotychczas faktyczną s tro ­ nę bad ań S terna, W iglowa i S tru tza, prze­

prowadzonych pod kierunkiem prof. K raffta;

tera z przejdziemy do poglądów, jakie K rafft wypowiedział o natu rze roztworów koloidal­

nych na podstawie powyższych badań.

Z aznacza on przedewszystkiem, że zdol­

ność tworzenia roztworów koloidalnych po­

siada dowolnie rozciągający się szereg soli typu octanu sodu i salm iaku (chlorku amo­

nu). Do typu ostatniego sprowadza miano­

wicie chlorowodan heksadecyliaku, którego wzór cząsteczkowy, N H 3(C10H 33)C1, odpowia­

da wzorowi N H 4C1 (salmiak). Sprow adzając sole sodowe wyższych kwasów tłuszczowych do typu octanu sodu, uważa za podrzędną w danym razie kwestyą, czy np. dla palmity- nianu sodu, będącego w roztw orze w stanie nie-

(5)

N r 10. W SZECHSWIAT 149 rozłożonym, trzeba pisać wzór 2(J10H 31O2N a

zam iast Ci6H 3J0 2N a . Poglądy swoje na istotę roztworów koloidalnych K rafft stresz­

cza w dwu twierdzeniach, z których pierwsze b rz m i: „płyny lub roztwory koloidalne za­

wierają substancye rozpuszczone w stanie m olekularnym ”. Słuszność twierdzenia tego dowodzi przedewszystkiem na przykładzie roztworów mydlanych. Z kryoskopowego ba- j dania soli sodowych kwasów tłuszczowych w początku rzędu homologicznego—według j K ra ffta—z całą dokładnością wynika, że, j zgodnie z panującą teoryą roztworów, stan molekularny, w jakim ciała te znajdują się w roztworze, je st w wysokim stopniu nieza- 1 leżnym od koncentracyi :

Sole sodow e S u b stan - P ozorny Obliczony Sto su n ek

pozorny ciężaru

CH2u_,OjNa

eyi n a ciężar ciężar cząstecz.

100 cz. cz ąstecz­ cz ąstecz­ O bliczo­

wody. kowy kow y ny cięż.

cząstecz.

Octan sodu

C2II30 3N a . . . 0 ,9 5 0 5 8 2 0,6

2 5 ,2 4 0 ,3 8 2 0,5

Propionian sodu

C3H5 0 2Na. . . 3 ,8 5 1 ,7 9 6 0 ,6

19,8 4 6 ,2 96 0 ,5

Kapronian sodu

C6H u OaN a . . 3 ,5 7 2 ,8 138 0 ,5 2 2 0 ,6 7 7 ,9 138 0 ,5 6 3 1 ,9 ) 8 4 ,4 1 38 0 ,6 1 7 1 ,5 > Ł 4,0 1 3 8 0 ,6 8 9 5 ,9 ' 9 8 ,5 1 3 8 0 ,7 1

Octan sodu, ja k to widzimy z powyższej tablicy, ulega prawie zupełnemu rozkładowi hydrolitycznemu również w przypadku, gdy na 100 cz. wody przypada 0,9 cz. substancyi, ja k i wtedy, gdy w 100 cz. wody rozpuścimy 25,1 cz. soli. Podobnie się ma z propionia- nem i kapronianem sodu. Je d n a k już dla kapronianu pozorny ciężar cząsteczkowy w zrasta tylko bardzo wolno, gdy przecho­

dzimy do wrących roztworów coraz bardziej stężonych, lecz naw et i wtedy przejaw ia się wyraźnie ro zk ład hydrolityczny, wyrażony jak o stosunek pozornego ciężaru cząsteczko­

wego do obliczonego. P o d koniec jednak sól, przynajm niej częściowo, nie rozpuszcza się już dalej, jako krystaloid, gdyż po doda­

niu jeszcze kilku procentów soli nie możemy otrzym ać już stałego punktu wrzenia, a te r­

m om etr zaczyna raczej spadać. P rzy do ­ świadczeniu takiem tworzy się wreszcie na

dnie naczynia nieznaczna warstwa soli, a po­

zostały roztwór krzepnie za ochłodzeniem pod postacią galarety. Zgalarecenie za ozię­

bieniem je s t jednak nieomylną cechą licznych roztworów koloidalnych. W zrastanie przeto pozornej masy cząsteczkowej w coraz silniej nasyconych roztw orach kapronianu sodu po­

lega przynajmniej w części na tem, że pe­

wien ułam ek soli nie je s t już rozpuszczony w stanie krystaloidalnym (odpowiadającym obecnie przyjętym prawom roztworów), lecz w formie koloidalnej; a ponieważ koloidalnie rozpuszczone substancye nie powodują żad­

nego podwyższenia tem peratu ry wrzenia, więc ogólny re zu ltat w danym przypadku ulega wpływowi.

U wyższych homologów występują podobne zjawiska coraz silniej, tak źe 15 — 20%-owe roztw ory palm itynianu, stearynianu lub ole­

jan u zachowują się już najzupełniej, ja k ko­

loidy : ich pozorna m asa m olekularna zbliża się do nieskończoności. Roztwory takie nie zaw ierają przeto juź żadnych lub nadzwy­

czaj mało cząsteczek krystoloidalnych, ani naw et takich, które posiadałyby norm alny wzór cząsteczkowy, bądźto np. C ,8H 330 2N a lub 2 0 18H 330 2N a . S tąd należy wyprowa­

dzić wniosek, że w rozcieńczonych, ja k rów­

nież i w stężonych roztw orach tłuszczowych soli alkalicznych możemy z pewnością wyka­

zać tylko krystaloidalnie rozpuszczone i hy- drolitycznie rozłożone, a także koloidalnie rozpuszczone ilości soli.

Można jed nak dalej dowieść, że koloidal­

nie rozpuszczalne sole sodowe kwasów tłu sz ­ czowych również znajdują się w stanie roz­

kładu hydrolitycznego, ja k to m a miejsce z członkami początkowemi szeregu homolo­

gicznego, które albo zupełnie są hydrolitycz- nie rozłożone, albo się rozpuszczają częścio­

wo w krystaloidalnym , a częściowo w roz­

szczepionym stanie. R ozkład ów hydroli­

tyczny koloidalnie rozpuszczonych mydeł wynika najwyraźniej z powyżej ju ż wspom­

nianego „praw a krystalizacyjnego mydeł”, orzekającego, że tem peratury krystalizacyi mydeł sodowych z ich mniej lub więcej roz­

cieńczonych roztworów wodnych znajdują się zawsze poniżej punktu krzepnięcia wolnego kwasu i różnica pomiędzy obiema tem pera­

turam i w zrasta stale w m iarę zniżania się szeregu homologicznego. Zważywszy, źe

(6)

150 W SZECHSW IAT N r 10.

-czyste, suche sole sodowe topią się w bardzo wysokiej tem peraturze, koło 250°, istnienie tego praw a krystalizacyi byłoby całkiem niezrozumiałe, gdyby chciano przyjmować na zasadzie pozornego wyniku badania kryo- skopowego, że m ydła sodowe znajdują się w roztw orze wodnym jako nadzwyczaj wiel­

kie skupienia cząsteczek. Cząsteczki kwa­

sów wolnych mogą przy stosunkowo naw et nizkich tem p eratu rach występować izolowa­

ne, o czem przekonywamy się z doświadczenia S tru tza z kwasem palmitynowym, 0 16H 320 2 (ciężar cząsteczkowy = 256). Dodawszy 5,137 g wolnego kwasu do 14 g wrącego ete­

ru, otrzym ał on podwyższenie tem peratury 0 2,84°, z czego obliczamy masę cząstecz­

kową na 272. M ożna więc przypuścić, źe 1 w stopionym kwasie palmitynowym nie mo­

g ą występować skupienia cząsteczek, k tó ­ re przewyższają wielkość C 16H 320 2 lub 2C16H 320 2. Praw o krystalizacyi m ydeł mo­

żemy jednak tylko wtedy objaśnić, gdy zgod­

nie z zachowaniem się octanu sodu i t. p.

przyjmiemy, że i wyższe kwasy tłuszczowe | w wodnym roztw orze alkalicznym znajdują | się w stanie m olekularnym podobnie ja k sto ­ pione kwasy suche. P rzy krystalicznem wy­

dzielaniu-się mydeł kwaśne i zasadowe sk ład ­ niki ich łączą się napow rót w chwili krysta- J lizacyi, k tó ra przeto nie może następować { powyżej punktu krzepnięcia wolnego kwasu;

ma ona raczej miejsce w rozcieńczonych ro z ­ tw orach wyraźnie poniżej tej tem peratury, gdyż obok wody, dostarczającej tylko ciepła do topienia i nietworzącej żadnych woda- nów z wyższemi kwasami tluszczowemi, jesz­

cze odszczepiony ług alkaliczny działa na kwas rozszczepiająco (rozłączając cząsteczki).

D ziałanie to przytem przejaw ia się coraz silniej przy zniżaniu się szeregu i dlatego też różnice między te m p e ra tu rą krzepnięcia wolnych kwasów, a tem p eratu rą wydzielania się ich krystalicznych soli sodowych w zrasta- j j ą w kierunku ku coraz niższym członkom szeregu.

Z e powyższe zjawisk t i wnioski dotyczą ! nietylko rozcieńczonych, lecz i wysoce stężo- J nych, a naw et zupełnie żelatynowatych ro z­

tworów m ydlanych, wskazuje specyalne do­

świadczenie nad żelatyną z czystego s te a ry ­ nianu sodu, której punkt topliwości i krzep­

nięcia okazał się równy 69° i zgodny z punk­

tem topliwości i krzepnięcia samego kwasu stearynowego. Zależnie od warunków do­

świadczenia czasem następuje krystalizacya przy 68°, ale nigdy nie zauważono jej poni­

żej 67°. Odwrotnie, jeżeli ogrzejemy skrzep­

niętą żelatynę ponad 69°, topnieje powoli;

gdy zaś o 2°—-4° wyżej ogrzejemy, - szybciej, ale stale znów zastyga przy 69°. Podobne doświadczenie z 15% -ową żelatyną ze steary­

nianu sodu wykazało, że jej tem p eratu ra krzepnięcia równa się 68°; wmieszane pęche­

rzyki powietrza wznosiły się w górę dosyć szybko przez masę żelatynową. Nareszcie badanie 10%-owego roztw oru stearynianu sodu wykazało, że jego tem p eratu ra k ry sta­

lizacyi leży między 68°— 67°. Chociaż więc tak silnie stężone roztwory mydlane, w któ­

rych jed n ak na każdą cząsteczkę mydła p rzypada jeszcze bardzo wielka ilość cząste­

czek wody, krzepną o parę stopni wyżej, niż bardziej rozcieńczone roztwory mydlane, za­

sadniczy re zu ltat jed n ak pozostaje ten sam, t. j. że i tem p eratu ra krzepnięcia żelatyn nie je s t wyższą, niż wolnego kwasu. To zaś z ko­

nieczności prowadzi d> wniosku, że i w małej ilości wody koloidalnie rozpuszczone m ydła znajdują się w stanie rozkładu hydrolitycz- nego. Innem i słowy : roztwory koloidalne mydeł zaw ierają rozpuszczone mydła w sta­

nie molekularnym.

W celu prostego tłum aczenia zjawisk twierdzenie to należy również zastosować i do chlorowodanu heksadecyliaku i do innych ciał koloidalnych.

Chcąc jednocześnie dać wogóle teoretyczną podstawę dla zrozum ienia całkowitego ch a­

ra k te ru koloidów, K ra fft wypowiada jeszcze drugie twierdzenie, które b rz m i: „koloidal­

nie rozpuszczone cząsteczki k rążą po bardzo m ałych, zamkniętych drogach lub powierzch­

niach”. Dotychczas starano się wszelkie kwestye, związane z koloidami, sprowadzić przez analogią do praw a A vogadra, które tak łatwo tłumaczy nam wszelkie właściwo­

ści krystaloidalnie rozpuszczonych cząste­

czek, przypisując im rodzaj ruchu, jak i jest właściwy cząsteczkom gazowym. P rzypusz­

czano więc, że koloidy różnią się od krysta- loidów tylko tem , że posiadają wyjątkowo wielką masę m olekularną i w taki sposób próbowano pogodzić z panującem i poglądami znaną nadzwyczaj powolną hydrodyfuzyą ko-

(7)

N r 10. WSZECHSW1AT 151 łoidów, ja k również często napotykany u nich

b ra k własności przenikania przez inne koloi­

dy, przez które z łatwością, krystaloidy mogą przechodzić.

Przyjąwszy, źe koloidalnie rozpuszczone cząsteczki k rążą p > bardzo małych drogach zamkniętych lub powierzchniach, a więc znajdują się w rodzaju ruchu (nieuwzględ- niając możliwych i prawdopodobnych form przejściowych) zasadniczo odmiennym od ru ­ chu cząsteczek gazowych, łatwo zrozumiemy, że cząsteczki, obdarzone wyłącznie takim r u ­ chem rotacyjnym , wywierają w porównaniu z cząsteczkam i gazowemi tylko niezmiernie m ałe ciśnienie i mogą przeto spowodować tylko nadzwyczaj m ałe obniżenie tem peratu­

ry krzepnięcia lub podwyższenie punktu wrzenia. R ozciągając pierwsze twierdzenie o stanie molekularnym koloidalnie rozpusz­

czonych m ydeł również i na inne koloidy, jak np. rozpuszczony krochmal, wodan kwasu krzemowego, wodan tlenniku żelaza i podob­

ne ciała, staje się zbytecznem uciekanie się do niezwykłego założenia, źe ciała te w ro z­

tworze posiadają jeszcze masy m olekularne około 30—50 000; związki bowiem, których

„polimolekuły” byłyby ta k wielkie, nie powin- nyby być, według wszelkiego prawdopodo­

bieństwa chemicznego, wogóle rozpuszczalne.

O wartości jed n ak jakiejkolwiek hypotezy, odnoszącej się do koloidów, decyduje sposób, w jaki za jej pomocą objaśnić można najważ­

niejszy z przejawów stanu koloidalnego ma­

teryi : powstawanie ciał organizowanych.

Zjawisko to pozostaje niewyjaśnionem; jeżeli zgodnie ze starem i poglądami o wysoce skom­

plikowanych polimolekułach lub micellach przyjm iem y, źe, np., w roztworze krochmalu są zawieszone bardzo liczne i nadzwyczaj dro b ­ ne krople krochmalu, co mogłoby, zapew­

ne, objaśnić b rak podwyższenia tem peratury wrzenia. Pozornie każdy roztwór koloidal­

ny zachowuje się nietylko jnko siedlisko bardzo wielu drobniutkich kuleczek, z k tó ­ rych każda posiada, być może, nadzwyczaj wielką masę cząsteczkową, lecz wydaje się nawet jak o roztw ór jednej jedynej cząsteczki, wypełniającej sobą całkowicie jego p rze­

strzeń (pozorna masa cząsteczkowa koloidal­

nie rozpuszczonych substancyj zbliża się do o o ) . W rzeczywistości jednak objaśnia się to w bardzo prosty sposób. Przyjm ując,

że koloidalnie rozpuszczone cząsteczki krążą po bardzo małych zamkniętych drogach lub powierzchniach, rozumie się samo przez się, że powierzchnie takie w końcu musz.j się pokryć całkowicie cząsteczkami koloidalnemi, jeżeli ich dostatecznie dużo jest w stosunku do rozpuszczalnika; wnętrze wypełnia się wtedy czystym rozpuszczalnikiem. W taki sposób pow stają bardzo małe „pęcherzyki m olekularne”, które należy odróżniać od czę­

sto obserwowanych i opisywanych pęcherzy­

ków mikroskopijnych, jako utworów wyż­

szej kategoryi. D la powstania takich pę­

cherzyków molekularnych, które, uwzględ­

niając biologiczny punkt widzenia, można nazwać „pęcherzykami protocellarnem i”, roz­

puszczalnik je s t również niezbędny, ja k i ko­

loidalnie rozpuszczona substancya. Ja k k o l­

wiek bardzo łatwo możemy sobie wyobra­

zić pojedynczy „pęcherzyk protocellarny”, w praktyce jednak mamy zwykle do czynie­

nia z wielością takich utworów, podobnie ja k z molekułami. Ściany sąsiednich pęcherzy­

ków mogą się następnie zlać i przejść, np., do znanej, najtrwalszej równowagi poligo­

nalnej (dodekaedrycznej), w której każde dwa pęcherzyki m ają wspólną płaszczyznę, podczas gdy każde trzy pęcherzyki stykają się w jednej krawędzi. W tem znaczeniu można też mówić z całą stanowczością o bu­

dowie molekularnej roztworu koloidalnego lub żelatyny. P rzy jednakowej wielkości i właściwościach pęcherzyków protocellar­

ny ch roztw ór tak i je st jednolity. Podobnież można mówić o budowie bańki mydlanej, te­

go dotychczas tak zagadkowego utworu : po­

wstaje ona jako siatka z pęcherzyków proto- cellarnych, których połączenie się z sobą polega na wspólności ścianek sąsiednich pę­

cherzyków. W edług tego, bańka m ydlana preegzystuje w roztworze koloidalnym.

Z e założenia te są słuszne, przekonywamy się z możności wytwarzania, oprócz baniek mydlanych, najróżnorodniejszego rodzaju

„pęcherzyków koloidalnych”, jako najpier­

wotniejszej formy ciał organizowanych. N a­

leży tylko w każdym przypadku poszczegól­

nym wynaleźć „koloidalną tem peraturę”, t. j. tę tem peraturę, przy której roztwór ko­

loidalny odpowiedniej substancyi je st zdol­

nym do istnienia. Do doświadczeń tego ro ­ dzaju K ra ift używa wielkiego, podobnego

(8)

152 WSZECHSW IAT N r 10.

do szafy i ogrzewanego, sześcianu m iedziane­

go z szklanemi ścianami; na dnie jego, w okrągłych otworach, znajdują się p o rcela­

nowe parownice z odpowiednim roztworem lub z wodą do zw ilgotniania powietrza.

Przez otwory w pokrywce miedzianej sześcia­

nu przechodzą term om etry, k tóre wskazują tem p eratu rę roztw oru i powietrza. Zwykłe b ańki m ydlane m ożna wydymać w każdej chłodnawej przestrzeni, ponieważ olejan sodu zachowuje swój by t w roztw orze aż do 0°;

ze stearynianu sodu jed n ak otrzym ać można bańki dopiero, gdy roztw ór, zależnie ( d kon­

centracyi, ogrzany je st mniej więcej do 60°, i w odpowiednio ciepłem i wilgotnem powie- t r z u .r Również z ciepłego roztw oru thloro- wodanu heksadecyliaku, ale tylko w cieple, można' otrzym ać wielkie pęcherze koloidalne, zupełnie podobne do mydlanych.

J e s tto najelem entarniejszy sposób wykaza­

nia, dlaczego organizm y żyjące potrzebują dla swej egzystencyi określonej, po większej części nieco podwyższonej tem peratury.

T ak się p rzedstaw iają rezultaty badań d o ­ tychczasowych K ra ffta w kwestyi roztworów koloidalnych. P ozostaje nam dc dać jeszcze p arę słów krytycznych. Dziwnem się wydaje zupełne ignorowanie ze strony K ra ffta joniza­

cyjnej teoryi roztworów A rrh en iu sa i za k ła d a ­ nie na podstawie określonych ciężarów mole­

kularnych, źe homologi niższe m ydeł i chloro- wodanu heksadecyliaku, ja k octan sodu ichlo- rowodan m etyliaku, znajdują się w roztworze wodnym jedynie w stanie hydrolitycznym, t. j. są rozłożone na kwas i zasadę wolną.

Ja k ż e ż to pogodzić z faktem , źe kwas octowy możemy mianować zapomocą ługu sodowego, a m etyliak zapomocą kwasu solnego? J e ­ żeli zrobimy takie założenie, in terpretacya otrzym anych rezultatów i w szczególności pierwszego tw ierdzenia staje się jed n o ­ stronną.

Pomimo tego wszystkiego, doświadczenia dokonane przez K ra ffta i uczniów jego nie tra c ą na swem znaczeniu i pozostsną w hi­

storyi nauki cennym przyczynkiem do kw es­

tyi koloidów.

J a n Bielecki.

Stacya zoologiczna w Neapolu.

(Dokończenie;.

Opiszemy teraz w krótkości urządzenie pracowni naukowych. Otóż, przedewszyst­

kiem, co dotyczy pracowni zoologicznych, to te, ja k powiedzieliśmy, zajm ują znaczną część pierwszego piętra obu budynków i składają, z jednej wielkiej wspólnej sali i licznych po­

jedynczych pokoików. Najwygodniejsze są naturaln ie oddzielne pokoje do pracy. W każ­

dym z tych ostatnich znajduje się jeden wiel­

ki lub dwa, trzy stoły, tak źe można tu po większej części bardzo wygodnie pracować we dwu, a naw et we trzech. Najpóźniej w dwadzieścia cztery godziny po przybyciu do stacyi otrzym uje się miejsce do pracy.

N a stole znajdujemy przygotowane liczne odczynniki i barwniki, a więc : wodę dysty- lowaną, alkohol, najbardziej używane o rga­

niczne i nieorganiczne kwasy i zasady, olejki eteryczne, chloroform, eter, benzol, parafinę i o różnych stopniach topliwości, glicerynę, b a l­

sam kanadyjski, najpospoliciej używane barw­

niki karminowe, hematoksylinowe, anilinowe i t. d. N adto znajdujemy przygotowane i 'd a użytku naszego przeznaczone przybory do rysowania i malowania (ołówki, wiszorki, gu­

my, farby) i wreszcie pewien zapas narzędzi szklanych: pipetek, rurek szklanych, szkieł zegarkowych, flaszek, porcelanowych naczy- niek, podręcznych szklanyrh mniejszych i większych naczyń do hodowania zwierząt

| w wodzie morskiej, wreszcie pewną ilość

| szkiełek przedmiotowych i pokrywkowych do m ikroskopowania (gratis tylko po 50 sztuk j jednych i drugich). Oprócz tych rzeczy zgó- 1 ry przygotowanych, każdy z pracujących może otrzymać wszelkie inne odczynniki, barwniki lub naczynia szklane albo porcela­

nowe, jeżeli tylko zażąda, a w tym celu ma i na swym stole drukowane kartki, na których tylko wypisuje, czego pragnie; wkrótce wszystko zostaje mu dostarczone. Odczyn­

niki lub barwniki, które należy przygotować według złożonych manipulacyj, wykonywa z jaknajw iększą akuratnością chemik stacyj­

ny w laboratoryum chemicznem, d ostatnio

| urządzonem. Do każdego m iejsca należy

(9)

Nr 10. W SZECHSW IAT 153 dalej pewna ilość akwaryów z wodą bezu­

stannie przeciekającą; wreszcie—term ostat, ogrzewany gazem, a który na żądanie może być stale uregulowany. T ak tedy wszystko je st pod ręką, a należy tylko przywieźć z so­

bą instrum enty sekcyjne, mikrotom oraz lupy i mikroskop, słowem wszystkie narzędzia ostre oraz optyczne; tych przedmiotów sta ­ cya z zasady nie udziela; w wyjątkowych razach można sobie niejako drogą pryw atną pożyczyć lupę, a p a ra t do rysowania, a nawet i mikroskop; jednakże wszyscy pracujący przywożą te przedm ioty z sobą, gdyż tak n a­

kazuje regulam in zakładu. Pod względem m ateryału, dostarczanego do badań, żadna z pracowni, które dotąd poznałem, nie może iść w porównanie z neapolitańską. W Trye- ście, Roscoff i Concarneau pracujący muszą w znacznej części sami kłopotać się o mate- ryał; zajm uje to wiele czasu, a niekiedy n a­

potyka się przy tem na znaczne trudności;

dla każdego zaś naturalisty, który z dalekich stron do stacyi nadmorskiej przybywa, czas je s t bardzo drogi. Tu, w Neapolu, w ystar­

cza podać nieocenionemu d-rowi Lo Blanco na k artce spis wszystkich gatunków (lub ro ­ dzajów, rodzin i t. p.) zwierząt, nad którem i zamierza się pracować, zaznaczając przytem, że chodzi o postaci dorosłe, lub o larw y albo zarodki różnych stadyów rozwoju. Codzien­

nie, gdy rybacy stacyjni przywożą do zakładu bogate łupy, preparatorow ie, sortujący ma- teryał, wybierają dla każdego żądane po­

staci i raz, a niekiedy kilka razy dziennie posługacze wnoszą nam do pokoju naczynia z żywemi zwierzętami i zwykle z kartkam i, na których wypisany je s t gatunek danych postaci. Tym sposobem pracujący znajduje się w znakomitem położeniu, zawsze m a pod ręk ą świeży m ateryał, a p raca może iść szyb­

ko i systematycznie. Zwłaszcza dla tych, co przyjeżdżają tylko n a kilka tygodni w celu zebrania i odpowiedniego zakonserwowania m ateryału, który później dopiero, za powro­

tem do domu, zam ierzają opracować, u rz ą ­ dzenie takie je st nieocenione. K to sobie jed ­ nak życzy, może sam brać udział w wyciecz­

kach, co się zazwyczaj praktykuje, gdy z a ­ rząd stacyi urządza większe ekskursye na statk u parowym, do wysp C apri, Ischii lub jeszcze dalej.

R ozpatrzm y teraz urządzenie laboratoryum

fizyologicznego w stacyi neapolitańskiej ').

Mieści się ono na drugiem piętrze głównego budynku i zajmuje sześć po k o i: trzy mniej­

sze i trzy większe.

Do doświadczeń nad czynnościami wyci­

nanych nerwów, mięśni, wyłączanych z ciała siatkówek i t. p. służy specyalny pokój, w którym znajdują się między innemi gal- wanometry, busole i inne podobne przyrządy;

w tym kierunku pracuje się bardzo wiele na sta c ji neapolitańskiej. Do tych doświad­

czeń fizyologicznych, przy których operowa*

ne zwierzę ma przez dłuższy czas pozostać przy życiu, służą pokoje z obszernemi base­

nami, w których zwierzęta mogą żyć bardzo swobodnie; przez energiczny i obfity dopływ tlenu można tu dobrze podtrzymywać sztucz­

ne oddychanie, np. u ryb operowanych. N a ­ tom iast do doświadczeń, przy których nie chodzi o utrzym anie przy życiu zwierzęcia przez czas dłuższy, w ystarczają pokoje z ma- łemi basenami i akw aryam i; tutaj znajduje­

my też między innemi przyrządy do doświad­

czeń nad zjawiskami t. zw. electrotonus u zwierząt bezkręgowych, oraz nad ciśnie­

niem krwi; na stołach widzimy tu baterye o 10 do 12 danielów, myografion, reochord, ap a ra t indukcyjny i t. p. Co dotyczy wyboru instrum entów, to głównie zwrócono uwagę na takie, które mogą służyć do rozm aitego r o ­ dzaju doświadczeń; b rak zaś tu po większej części narzędzi, które używane są w uniwer­

sytetach do dem onstracyj w salach wykłado­

wych. N atom iast widzimy w laboratoryum : ap araty widmowe, spektroskopy do badania bezpośredniego, hem atinom etry, kimografio- ny, ap a raty indukcyjne, bakterye, elektrome- try włoskowate, różnego rodzaju szpryce i t. d., a wreszcie mnóstwo środków chemicznych (narkotyków, alkaloidów), używanych w no­

woczesnej fizyologii. Dziś fizyologowie (nie­

stety nie wszyscy) dostatecznie się przekonali, źe nie wystarcza ograniczać się w badaniach nad czynnościami życiowemi na człowieku, kilku zwierzętach ssących i żabie, lecz źe n a­

leży również badać czynności fizyologiczne u istot, pozostających na niższych szczeblach

') Por. Antoni Dohrn : Bericht iiber dieZ oo- logische Station wahrend der Jahre 1885 — 1 8 9 2 . M ittheilungen aus der Zoolog. Station zu Neapel.

T. 10. 1 8 9 1 — 1 8 9 3 .

(10)

154 W SZBCHS W IATV N r 10.

rozwoju. Otóż, założenie laboratoryum fizyo- logicznego w stacyi neapolitańskiej służy w znakomity sposób do owych celów, a najle­

piej tego dowodzi poczet licznych bardzo b a ­ d ań z dziedziny fizyologii porównawczej, do­

konanych tu taj od r. 1890 do dziś dnia.

W spomnimy tu tylko o badaniach v. Schro- dera nad wydzielaniem mocznika u ryb spo- doustnych, M arcusego i R ochm ana nad prze m ianą chemiczną m ateryi w narządach ryb elektrycznych (Torpedo), Loeba nad helio- tropizmem i geotropizmem u zwierząt, Ver- worna nad zjawiskami równow agi i czynno­

ściami organów, opatrzonych kam ykam i słu- chowemi (otolitami) u różnych zw ierząt niż­

szych, d a le j—o licznych pracach v. Uexkiilla nad neurofizyologią rozm aitych zwierząt bez­

kręgowych, Bethego- -nad lokalizacyą czyn­

ności w ośrodkach nerwowych u skorupiaków, Schonleina nad fizyologią krążenia, wydziela­

nia i oddychania u ryb i mięczaków i t. d.

Niemniejsze znaczenie naukowe posiada laboratoryum botaniczne n a stacyi neapoli­

tańskiej. Mieści się ono na piętrze dodatko­

wego budynku, a zostało urządzone przez d -ra A. H ansena, obecnie profesora botaniki w Giessen. W ielka sala, o patrzona trzem a dużemi oknami, zwróconemi ku stronie z a ­ chodniej, najzupełniej odpowiada swemu ce­

lowi; sala ta podzielona została dwiema ścianami na trzy oddziały czyli pokoje do pracy, każdy o jednem oknie. W szystkie trzy pokoje przeznaczone są do badań m ikro­

skopowych oraz do fizyologicznych. W każ­

dym pokoju mieści się przy oknie duży stół, n a którym znajdujem y odpowiednie odczyn­

niki, barwniki i szkła, podobnie ja k w pracow­

niach zoologicznych. N ad to znajdujem y tu jeszcze jak o dodatkowe przyrządy do badań mikroskopowych : mikroskop polaryzacyjny, okular mikro-widmowy Zeissa i m ikrospektro- skop Engelm anna. K ażdy z pracujących przywozi własny m ikroskop oraz własne n a­

rzędzia ostre. Do przechowywania badanych roślin służą liczne baseny, większe i_mniej­

sze akw arya i m ałe cylindry. Do badań nad wpływem różnych barw św iatła na czynności roślin służą odpowiednio osadzone szyby ko­

lorowe. N ad to znajdujem y ciemnie, stoliki i skrzynki ogrzewane, term ostaty oraz liczne bardzo ap a raty (jak przyrząd K ippa, ru rk i P ettenkofera, wagi różnego rodzaju, aspira-

tory i t. d.) niezbędne do różnorodnych do­

świadczeń nad oddychaniem i przyswajaniem.

Z re sztą każdy botanik może tu sobie zbudo­

wać przyrządy własnego pomysłu przy po­

mocy m echanika stacyjnego. D la łatwego określenia roślin służy bogaty zbiór okazów spirytusowych, założony przez F alk en b erg a i B ertholda oraz bogaty zielnik pięknie zasu­

szonych roślin morskich, przeważnie wodo­

rostów. W reszcie, ja k już wspomnieliśmy, istnieje tu także bardzo bogaty księgozbiór botaniczny, umieszczony w górnej sali, ponad główną biblioteką. J a k wielkie usługi odda­

ła nauce ta stosunkowo niedawno istniejąca pracownia botaniczna, dowodzą tego wy­

mownie wspaniałe, obszerne monografie, opatrzone kosztownemi tablicami. Umiesz­

czone są one w słynnem wydawnictwie s ta ­ cyi : „F auna und F lo ra des Golfes von Nea- pel”, o którem niżej powiemy jeszcze słów kilka. T ak np. ogłoszone zostały dotychczas:

piękna monografia „Cystoseirae” w opraco­

waniu m arkiza R. Y alian tea ( 1 8 8 3 ) , „B an- giaceae” opisane przez G. B ertholda ( 1 8 8 2 ) , wodorosty koralinowe (Corallinen-Algen),

| opracowane przez H . zu Solms-Laubacha (IŁ'81) i inne.

Oprócz pracowni zoologicznej, fizyologicz­

nej i botanicznej znajdujem y wreszcie na stacyi neapolitańskiej laboratoryum chemicz­

ne, jako pomocnicze dla wszystkich innych pracowni; założone ono zostało w początku dziewiątego dziesiątka lat przez d-ra v. Schro- dera, obecnie profesora farm akologii w H ei­

delbergu; po jego wyjeździe z Neapolu kie­

rownictwo laboratoryum objął d-r E. H e rte r z Berlina. Mieści się ono w części na d ru ­ gi em, w części zaś na trzeciem piętrze głów­

nego budynku; a mianowicie na drugiem —

j duża pracownia z wagami, pokój dla dygesto-

! ryum i dla kierownika laboratoryum ; na wyższem zaś p iętrze—pokój, w którym otrzy­

muje się siarkowodór, magazyn, pokój optycz­

ny i gazowy. W spom niana duża pracownia oświetlona je s t głównie przez światło zgóry padające i zawiera cztery stoły do pracy,

| z szafkami i półkam i do odczynników che-

; micznych. W pokoju kierownika znajduje się dosyć bogata, specyalna biblioteka fizyo- logiczno-cbemiczna.

N a zakończenie musimy jeszcze dodać, źe

| stacya zoologiczna w N oapolu posiada swoje

Cytaty

Powiązane dokumenty

szych okresach rozwoju jajk a , a następna ich czynność odbywa się dość niezależnie od innych części organizmu, trudno zrozumieć, jakim sposobem zmiany

padku tylko wtedy, gdy zamienią się na inne rodzaje energii, na energią cieplikową np. Widzimy zatem, że w tych przypadkach, kiedy ilość energii mierzyć umiemy,

W ynika to ze znanego faktu, że opór przew odnika je s t odwrotnie proporcyonalny do pola przecięcia poprzecznego; dowodzi tego również ogrzewanie się przew odnika w

wiać się mogą. Być może, że przy pierwszem swem zjawieniu kometa ta, podobnie zresztą jak i niektóre inne, posiadała blask wyjątkowy, który odkrycie jej

mi otrzymują po wytrawieniu na wszystkich swych ścianach jednakowe figury, kryształy zaś przedstawiające kombinacyą dwu albo kilku brył prostych, a zatem otoczone

budow ę (strukturę) pierwiastku zapładniającego, która pow inna była uledz zn iszczeniu przy przesiąkaniu przez błonę... Z asługa urządzenia pierwszej części

[r]

P y ta n ia , odnoszące się do deszczu, dały powód do d ług ich dyskusyj, pow tarzają­.. cych się na każdym