• Nie Znaleziono Wyników

.A.dres ZRedałscyi: Krako-wskie-Przedmieście, 3STr

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ".A.dres ZRedałscyi: Krako-wskie-Przedmieście, 3STr"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

,M 4 3 . Warszawa, (1. 28 października 1894 r. T o m X I I I .

TYGODNIK POPULARNY. POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Komitet R edakcyjny W szech św iata s t a n o w ią P a n o w ie : D e i k e K . , D ic k s t e in S ., H o y e r H ., J u r k ie w ic z K ., K w i e t n i e w s k i W } ., K r a m s z t y k S ., M o r o z e w ic z J ., N a - ta n s o n J ., S z to lc m a n J ., T r z c iń s k i W . i W r ó b le w s k i W .

P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia t ? * i w e w s z y s t k i c h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g r a n ic ą .

.A.dres ZRedałscyi: K ra k o -w sk ie-P rzed m ieście, 3STr

PRENUM ERATA „W S Z EC H ŚW IA T A ".

W W a rsz a w ie : r o c z n ie rs. 8 k w a r t a ln ie „ 2 Z p rz e sy łk ą pocztow ą: r o c z n ie l o p ó łr o c z n ie „ 5

i u h ą rm iiH

wobec szybkicii wahań elektrycznych.

Nowe poglądy na istotę elektryczności.

I.

Od czasów F a ra d a y a wiemy, że przyczyna zjawisk elektrycznych leży nie w samym na- elektryzowanym przewodniku, lecz w otacza­

jącej go przestrzeni. P rze strzeń dokoła na- elektryzowanego przewodnika je st cała wy­

pełniona jakgdyby pewnem napięciem. K ie­

runki, w jakich napięcia te występują, tworzą właśnie to, co F a ra d a y nazywa liniami sił ').

N ie znaczy to wcale, źe stan równowagi me­

chanicznej ośrodka zostaje nienaruszony, źe w nim są wzbudzone pewne siły sprężyste—

') By nie zaciemniać wykładu, rozważamy na­

pięcia działające tylko w kierunku siły; właściwie istn ieją jeszcze dwa napięcia poprzeczne, działa­

ją c e w płaszczyznach prostopadłych do kierunku siły.

ja k np. w rozciągniętej sprężynie— lecz, że dwa ciała, naelektryzowane jedno dodatnio, drugie ujem nie, działają na siebie w taki spo­

sób, ja k gdyby były połączone kawałkiem rozciągniętego kauczuku, lub rozciągniętą sprężyną, która dąży do zbliżenia tych ciał, aż do bezpośredniego się ich zetknięcia.

Z przykładu tego widać wyraźnie, co właści-

! wie przedstaw iają linie sił: jeżeli w polu elek- trycznem, wytworzonem przez ciało naelek­

tryzowane, umieścimy inne ciało naelektryzo­

wane, zostanie ono przyciągnięte lub odep­

chnięte w kierunku sił w danem miejscu pola.

Główną zasługą F a ra d a y a w nauce elektro- statyki stanowi właśnie to, że odwrócił naszę uwagę od w nętrza przewodnika, a zwrócił j ą na otaczający ośrodek, nieprzewodnik, który nazywa dielektrykiem; że odwrócił naszę uwagę od oczywistych pozornie i nam acalnych faktów, a pobudził j ą do badania wewnętrz­

nego i istotnego ich znaczenia. W ed ług po­

glądów F a ra d a y a przewodniki w dielektrycz­

nym ośrodku m ają znaczenie przestrzeni, w których ciągłość stanu ośrodka zostaje przerwana.

Również i dokoła dru tu , po którym prze­

pływa prąd elektryczny, ośrodek dielektrycz­

(2)

674 WSZECHSWIAT. N r 43.

ny nie pozostaje w stanie norm alnym , lecz znajduje się w stanie pewnego wysiłu, ulega pewnym napięciom, je st wypełniony liniami sił. W tym jed n ak razie spostrzegam y z ła ­ twością,, źe przewodnik zachowuje się nieco inaczej, niź w zjawiskach elektrostatycznych.

Podczas gdy działania elektrostatyczne za­

chodzą tylko w otaczającej przestrzeni, wia­

domo, że działania p rą d u (czyli elektrokine- tyczne) objaw iają się nietylko nazew nątrz i na powierzchni przew odnika, lecz i wewnątrz niego. W ynika to ze znanego faktu, że opór przew odnika je s t odwrotnie proporcyonalny do pola przecięcia poprzecznego; dowodzi tego również ogrzewanie się przew odnika w całej grubości pod wpływem prąd u , a jeżeli je st on elektrolitem —rozkład jego przez p rą d w ca­

łej grubości warstwy, znajdującej się pomię­

dzy elektrodam i. Lecz jednocześnie objawy elektrodynam iczne i elektrom agnetyczne i zja­

wiska prądów wzbudzanych w}'kazują, że działania elektrokinetyczne zachodzą także i w przestrzeni otaczającej przewodnik; wia­

domo naw et, że natężenie tych działań zależy od ośrodka, ja k i tę p rzestrzeń wypełnia. W i­

dzimy więc, źe w przypadku prądu , przepły­

wającego po przewodniku, ca ła przestrzeń, niewyłączając przewodnika, znajduje się w stanie niezwykłym. J a k ż e pogodzić to z zapatryw aniam i F a ra d a y a ? Z ad ajm y sobie pytanie: czy p rą d pow staje pod wpływem sił, działających w pewnych tylko (np. k rańco­

wych) pun ktach przew odnika—tak , ja k ruch wody lub pow ietrza w ru rze pod działaniem tłoka, czy też pod wpływem pewnych sił, działających zzewnątrz n a każdy pu n k t p rze­

wodnika? ') Poynting, wychodząc z zasad, podanych przez F a ra d a y a a analitycznie wy­

rażonych przez M axwella, wykazał, że należy przyjąć ten drugi pogląd. W ed łu g Poyntin- ga, energia stosu wydziela się nie w d ru t, ł ą ­ czący bieguny, lecz w otaczający ośrodek die­

lektryczny. Ośrodek ulega napięciom, które, rozchodząc się od jednego p u n k tu do drugie­

go, dochodzą wreszcie do powierzchni drutu;

tu energia, wydzielana przez stos, zostaje

') P od wyrazem „ s iła ” rozum iem y tu , oczywi­

ście, nie iloczyn z m asy p rze z przyśpieszenie, lecz wogóle przyczynę, tym czasow o jeszcze poszuki­

waną, k tó ra spraw ia objawy prądu.

przez d ru t pochłonięta i zam ienia się n a cie­

pło. D ru t zatem pochłania energią z ośrod­

ka; gdyby tego nie było, ośrodek przeszedłby w stan napięcia trw ałego i dalsze wydzielanie energii przez stos ustałoby. Skutkiem tylko ciągłej zamiany energii ośrodka n a ciepło (w przewodniku) je s t możliwem ciągłe jej wy­

dzielenie i rozpraszanie się. Przyj ąwszy teo- ryę P oyntinga, łatw o wytłumaczyć zjawisko, zauważone po raz pierwszy przez H ughesa, a polegające n a tem, że p rą d powstaje i p rz e ­ rywa się nie jednocześnie we wszystkich punk­

tach przecięcia poprzecznego przewodnika, lecz przedewszystkiem n a jego powierzchni, a coraz później w warstw ach coraz g łęb ­ szych. Objaw ten występuje wyraźniej w d ru ­ tach grubych, niź w cienkich, najwyraźniej jed n ak daje się dostrzedz w d rutach żelaz­

nych. Przyczynę takiego zachowania się drutów żelaznych postaram y się wryjaśnić później; tymczasowo możemy pojąć przyczynę niejednoczesnego powstawania i przeryw ania się p rąd u w całej grubości d rutu na zasadzie poglądów wyłożonych. Rzeczywiście, jeżeli energia stosu przenika w d ru t ze strony die­

lektryka, n atrafia nasam przód na warstwy zewnętrzne, a dopiero później spotyka w ar­

stwy wewnętrzne. A by ten wynik teoryi zro­

zumieć dokładniej, przeprowadźmy następu­

jące doświadczenie.

W praw m y w ruch obrotowy jednostajny zwyczajną szklankę, napełnioną jakąkolwiek cieczą i zwróćmy uwagę n a ruch różnych współśrodkowych warstw tej cieczy. Z łatw o­

ścią dostrzeżemy, że przedewszystkiem za ru ­ chem szklanki pocznie podążać przylegająca do niej w arstw a cieczy, później warstwy są­

siednie, wreszcie najpóźniej środkowy słup cieczy i cala ciecz weźmie udział w ruchu.

Z atrzym ajm y szklankę, a warstwy w takim samym porządku pow racać będą do stanu spoczynku, t. j. przedewszystkiem zewnętrzne, a n a samym końcu słup środkowy. Jeżeli lepkość cieczy będzie bardzo wielką, wówczas ruch warstw zewnętrznych rozpocznie się b a r­

dzo rychło; ciecze lepkie możemy porównać ze złemi przewodnikami. Jeżeli lepkość cie­

czy je st m ałą, udzielenie ru ch u przez warstwy zewnętrzne warstwom wewnętrznym występu­

je nader wolno; ciecze m ało lepkie odpowia­

d a ją dobrym przewodnikom. Gdyby ciecz by ła zupełnie pozbawiona lepkości (co odpo­

(3)

WSZECHSWIAT. 675 wiada przewodnikowi doskonałemu), w takim

razie tylko nieskończenie cienka warstw a zew nętrzna poruszałaby się wraz z naczy­

niem, warstwy zaś wewnętrzne pozostawałyby w spoczynku.

Toź samo zachodzi z prądem , powstającym w drucie metalowym. Jeżeli weźmiemy d ru t cienki, lub wyrobiony ze złego przewodnika, p rą d powstaje prawie jednocześnie w całej grubości drutu, skoro tylko zamkniemy ob­

wód. Jeżeli jed n ak d ru t je st dość gruby, lub też wyrobiony z przewodnika dobrego, wówczas p rąd powstaje w warstwach ze­

wnętrznych znacznie, stosunkowo, wcześniej, niż w warstwach wewnętrznych. Gdybyśmy wreszcie mieli do czynienia z przewodnikiem doskonałym, p rą d przepływałby tylko przez n ad e r cienką warstwę zew nętrzną i do warstw wewnętrznych nie dochodziłby wcale.

W rzeczywistości przeciąg czasu niezbędny, by prąd począł się przejawiać i w warstwach środkowych, w drucie zwyczajnym je s t nader m ały, niedłuższy nad 0,001 sekundy. W sku­

tek tego opóźnianie się prądu w warstwach zewnętrznych m ożna dostrzedz tylko w tym razie, jeżeli kierunek prądu szybko się zmie­

nia. W eźm y szklankę z cieczą, k tóra nam posłużyła do opisanego dopiero co doświad­

czenia i przekręcajm y j ą szybko dokoła jej osi w jednę i drugą stronę. Oto co dostrze­

żemy: ruchy te zostaną udzielone tylko w ar­

stwie zew nętrznej, warstwy zaś wewnętrzne pozostaną nieruchomemi. Przeto udział w ru ­ chu weźmie tylko część pewna cieczy, zaw ar­

tej w szklance; poruszać się będzie m asa cie­

czy ta k a sam a, ja k w innej szklance, węższej, poddanej takim samym ruchom, S tan ana­

logiczny występuje w drucie, po którym prze­

biegają p rą d y zmienne; przy dostatecznej częstości zmian kierunku zachodzą one tylko w warstwie zewnętrznej, pole przecięcia po­

przecznego której jest równe polu przecięcia poprzecznego innego drutu, cieńszego. W i­

dzimy więc, że w przypadku prądów szybko zmiennych przecięcie poprzeczne drutu jak- gdyby zmniejszało się pozornie. P rzeto opór pozorny d ru tu dla prądów szybko zmiennych będzie większy, niż dla p rą d u o stałym kie­

runku. Z poprzedniego wynika, że powięk­

szenie oporu będzie tem większe, im mniej­

szy je st opór właściwy d ru tu i im częściej w ystępują zm iany kierunku prądu. W pływ a

tu jeszcze, prócz tego, k ształt przecięcia po­

przecznego przewodnika. Jeżeli weźmiemy pod uwagę dwa dru ty z jednego m ateryału, w których pola przecięć poprzecznych są je d ­ nakowo wielkie, lecz jedno je s t kołowe, a dru­

gie kwadratowe, to dla bardzo szybko zmien­

nych prądów d ru t o przecięciu kołowem bę­

dzie przedstaw iał opór większy, gdyż po­

wierzchnia jego, stykająca się z dielektrykiem je s t mniejsza, niż w drucie o przecięciu kwa- dratowem, a przeto i pole przecięcia poprzecz­

nego warstwy przebieganej przez prądy jest również mniejsze '). Jeżeli dany przewodnik rozciąć wzdłuż na kilka części i odosobnić je jednę od drugiej, wówczas większa jego po­

wierzchnia będzie się stykała z dielektrykiem i przeto opór dla prądów szybko zmiennych będzie mniejszy, niż gdybyśmy go pozostawili w jego poprzedniej postaci. Można również w tym celu zam iast przewodnika walcowego brać przewodnik pod postacią płaskiej, cien­

kiej wstęgi, gdyż w tym razie również po­

wierzchnia zewnętrzna je s t większa i warstwy wewnętrzne leżą bliżej od powierzchni, niż w drucie walcowym o ta k samo wielkiem polu przecięcia poprzecznego. P rzy dostatecznie szybkiej zmienności prądów można wziąć za­

m iast przewodnika jednolitego przewodnik w kształcie rurk i wewnątrz pustej o takiej sam ej powierzchni zewnętrznej, niezmienia- ją c przez to natężenia prądów.

W iem y, źe w razie p rąd u o stałym kierun-

| ku należy przy obliczaniu oporu przyjmować pod uwagę tylko pole przecięcia poprzeczne-

! go przewodnika i m ateryał, z którego je s t wyrobiony. N atom iast, gdy mamy do czynie­

nia z prądam i szybko zmiennemi, jak ie wystę­

pu ją w telefonach, przy wyładowaniu butelki lejdejskiej, lub przy uderzeniu pioruna, nale­

ży zwracać uwagę jeszcze na inne okoliczno­

ści, wskazane powyżej. Jeżeli, w tym drugim przypadku, chodzi o to, by opór przewodnika by ł niewielki, powierzchnia jego, zwrócona ku otaczającem u ośrodkowi dielektrycznemu, winna być możliwie wielką; przy niewielkiej powierzchni znaczna część przewodnika pozo­

stanie nieużyteczną. W ostatnich czasach

') Należy dodać, co je s t zresztą oczywiste, że w obu d rutach grubość warstwy przebieganej przez prądy je s t jednakow a.

(4)

6 7 6 WSZECHSW1AT poznano, źe wyładowanie, stanowiące piorun,

posiada ch a rak ter oscylujący, ja k iskra przy wyładowaniu butelki lejdejskiej '). D la tego też przewodnik dobrze urządzonego pioruno­

chronu powinien być zrobiony nie z walcowe­

go, choćby i grubego dru tu , lecz z płaskiej sztaby, lub z wiązki drutów , umieszczonych na dostatecznie wielkich odległościach jeden od drugiego.

Opisane w wykładzie powyższym zachowa­

nie się przewodników wobec prądów zmien­

nych je s t zupełnie podobne do zachowania się przewodników ciepła wobec zm ian tem pe­

ra tu ry ośrodka, w którym są zanurzone. W i- dać to wyraźnie z zestawionych poniżej ana- l°gij-

Jeżeli jednostajnie ogrzany przewodnik ciepła wniesiemy do przestrzeni o stałej wyż­

szej tem p eratu rze, przedewszystkiem pod­

wyższa się tem p eratu ra zewnętrznych warstw przewodnika, następnie wewnętrznych, aż wreszcie cały przewodnik zostanie je d n o sta j­

nie ogrzany do tem peratury otaczającej prze­

strzeni.

W podobny sposób zachowuje się przewod­

nik, w którym została raptow nie wzbudzona pewna siła elektrom otoryczna: p rą d w ystępu­

je przedewszystkiem w warstwie zewnętrznej, później w bardziej głębokich, aż wreszcie z a ­ czyna przepływ ać i wzdłuż osi przewodnika.

Jeżeli przewodnik ciepła wniesiemy do przestrzeni o tem p eratu rze niższej, oziębianie się jego postępuje stopniowo od w arstw ze­

wnętrznych do wewnętrznych. Jeżeli usunie­

my siłę elektrom otoryczną, jeżeli, ja k się mó­

wi zwykle, przerwiem y p rą d , p rą d znika przedewszystkiem w w arstwach zewnętrznych, później w coraz głębszych.

Jeż eli umieścimy przewodnik ciepła w prze­

strzeni, której te m p e ra tu ra zmienia się pe- ryodycznie, wówczas te m p e ra tu ra różnych w arstw przew odnika również zmieniać się bę­

dzie peryodycznie. Obszerności w ahań tem ­ p eratu ry b ęd ą się zmiej szały w m iarę po­

większania się odległości odnośnych watstw od powierzchni, przytem tem znaczniej, im krótszy je st okres tych wahań. Jednocześnie fazy tych w ahań w coraz głębszych warstw ach b ędą się opóźniały coraz bardziej; to znaczy,

') P or. W szechśw iat r. b. N r 14, str. 223.

że np. największość tem p eratury w każdej warstwie będzie występować tem później, im bardziej je st ta warstwa odległą od po­

wierzchni.

S ta n analogiczny występuje w przewodniku pod wpływem peryodycznie zmieniającej się siły elektromotorycznej. P rą d w różnych jego warstw ach będzie ulegał wahaniom o t a ­ kim samym okresie, lecz obszerność tych wa­

h ań będzie się zmniejszała w m iarę zbliżania się do osi; jednocześnie zajdzie przesunięcie się faz, t. j. w ahania te opóźniać się będą tem bardziej, im głębszą je s t warstwa ro zpatry ­ wana. Im szybsze wahania siły elektrom oto­

rycznej zachodzą, tem znaczniejsze je s t to zm niejszanie się obszerności wahań i opóźnia­

nie się faz. Łatw o pojąć prócz tego, że zm niejszanie się obszerności w ahań tem pera­

tu ry lub prąd u je s t tem wyraźniejsze, im mniejszy je s t spółczynnik przewodnictwa cie­

p ła '), lub opór właściwy przewodnika.

Jeżeli rozumowania nasze są zgodne z istot­

nym stanem rzeczy, w takim razie tak szyb­

kie wahania elektryczne, jakie zdołał otrzy­

m ać w swych doświadczeniach H ertz, m ogą zachodzić tylko w bardzo cienkiej zewnętrz­

nej warstwie przewodnika. W bardzo piękny sposób sam H e rtz w ykazał to drogą doświad­

czalną.

Czytelnikom W szechświata znanem je st zapewne urządzenie, którym się posługiwał H e rtz do wykazania skończonej szybkości rozprzestrzeniania się fal elektrycznych.

S kładało się ono z „w ibratora” pierwotnego, lub głównego, w którym iskra, otrzym ywana za pomocą cewki indukcyjnej Ruhm korffa, w ytw arzała w ahania elektryczne. N ap rze­

ciwko jednej z blach w ibratora głównego była umieszczona, równolegle do niej, inna blacha połączona z długim drutem . D ru g i koniec dru tu był połączony z ziemią, lub też koń­

czył się swobodnie w powietrzu. W pierw­

szym razie fale powstające w drucie uchodziły

*) Spółczynnik przewodnictw a lub m iara p rz e ­ wodzenia ciepła, je s t ta ilość ciepła, ja k a przecho­

dzi w jednej sekundzie przez 1 cm2 p rzekroju ciała, gdy różnica tem p eratu r po obu stronach p rze k ro ju w miejscach odległych o 1 cm wynosi 1 ° C. D la dobrych przewodników ciepła spół­

czynnik przewodnictwa je s t w iększy, niż dla

i złych.

(5)

] \ r 4 3 . WSZECHSWIAT. 6 77 do ziemi, w drugim —odbijały się na końcu

d ru ta i tw orzyły z falami prostemi owe kla­

syczne fale elektryczne stojące, z szeregiem węzłów i międzywęźli. Tem samem urządze­

niem z m ałemi zmianami posługiwał się H ertz dla wykazania, że w ahania elektryczne, wy­

tw arzające fale, rozchodzą się nie po drucie, lecz w otaczającej przestrzeni i źe mogą wy­

stępować tylko w bardzo cienkiej zewnętrznej warstwie przewodnika. H e rtz przeciął drut, po którym rozchodzą się fale, w jednem miej­

scu i osadził na końcach kulki metalowe.

W tak i sposób otrzym ał przedział A (fig. 1);

przedział ten otoczył k latką z drutów, na­

ciągniętych pomiędzy krążkam i metalowemi a i b. K rą ż e k a był połączony z lewą czę­

ścią dru tu , b zaś z metalową ru rk ą c, otacza­

ją c ą na pewnej długości d ru t z prawej stro ­ ny. Skoro ru rk a c je st połączona w punkcie d z drutem , iskry w A nie dostrzega się; wy­

kazuje to, że w ahania rozchodzą się po ze­

wnętrznej powierzchni klatki i rurki c. Jeżeli ru rk ę c odosobnić od dru tu , iskry w A poja­

w iają się. Gdy ru rk a c je s t połączona z d ru ­ tem , nazew nątrz klatki w przerwie takiej sa­

mej ja k A , której kulki są połączone z a i c może występować naw et dość długa iskra, jed n ak pomiędzy kulkam i A naw et n ajkrót­

szej iskry nie dostrzega się. H e rtz zamiast metalowej ru rk i c ..brał również rurk ę szkla­

ną, posrebrzaną. Naw et, gdy warstw a srebra by ła bardzo cienką, wszystko zachodziło tak samo, ja k z ru rk ą metalową. Dopiero przy grubości warstewki srebrnej mniejszej od 0,01 m ilim etra, można było zauważyć iskry w A , jakkolw iek ru rk a była połączona z d r u ­ tem w d. W ynik a stąd, źe wahania elek­

tryczne w tych doświadczeniach m ogły prze­

nikać przez warstwę przewodnika srebrnego,

cieńszą od 0,01 milimetra. Przytoczone do­

świadczenia H e rtza w ykazują w sposób nie­

zaprzeczony, że przy szybkich zmianach p rą ­ du odpowiednie działania wstępują w d ru t zzewnątrz. N a zasadzie tego możemy wnio­

skować, że i w razie stałego prądu nie obja­

wy, zachodzące w drucie, spraw iają pewien stan otaczającej przestrzeni, lecz odwrotnie, źe zmiany, występujące w otaczającej prze­

strzeni dielektrycznej, są przyczyną zjawisk, dostrzeganych wewnątrz drutu, co pozostaje w zgodzie zupełnej z teoryą Poyntinga.

( C■ d. nast.).

W iktor Biernacki.

i.

i użytek z nich.

Rekiny czyli żarłacze są bardzo liczne w m orzach całego świata. T e żarłoczne zwierzęta niszczą niezmierne mnóstwo ryb i nigdy nie są dostatecznie nasycone. K to ­ kolwiek podróżował czas jakiś po m orzu, m u­

siał z ciekawością przypatryw ać się tym zwie­

rzętom , które u p a tru ją chwilę, gdy ze statku wyrzucą resztki jakiekolwiek, by je połknąć z chciwością. W wielu k rajach niszczono re ­ kiny nietylko z powodu szkód, jakie w yrządza­

ją rybakom, ale nadto, starano się zużytko­

wać różne części tych zwierząt, których połów

(6)

6 7 8 WSZECHSWIAT. N r 4 3 . s ta ł się rzemiosłem niezmiernie korzystnem.

W ą tro b a rekina zawiera w sobie olej pięknej bardzo barwy, który nigdy nie m ętnieje i po­

siada własności lecznicze, podobne do własno­

ści w ątroby dorsza. S kóra wysuszona m a twardość i gładkość kam ienia, je s t ona m ar- m urkow ata i przypom ina k oral kopalny. J u ­ bilerzy używ ają jej do w yrabiania przedmio­

tów fantazyjnych, introligatorzy n a oprawę

„na jaszc zu r” albo chagrinow ą zwaną, stola­

rze do politurow ania drzewa.

S krzela są bardzo poszukiwane n a targ a ch chińskich, m arynow ane p od ają przy końcu obiadu, jak o najwyższy specyał, którym n a j­

bardziej nasycone żołądki nie gard zą. T onna skrzeli sprzedaje się zwykle w Sidney za 28 liwrów (700 fr.). Europejczycy jeszcze nie przyjęli tej potraw y w poczet zwykłego swo­

jego jadłospisu. N a niektórych ta rg a c h w E uropie spotyka się sprzedaw ane całe ćwierci rekinów, tylko skrzela służą do wyro­

bu kleju rybiego, który współzawodniczy z klejem jesio tra przyrządzanym w Rossyi.

W iadom o, że klej rybi bywa używany do kla­

row ania piwa, wina i likierów. Używają go także w fabrykach jedw abiu do n adania mu sztywności, do w yrabiania plasterków angiel­

skich, jak o odczynnika chemicznego i t. p.

Zęby rekina są bardzo cenione, szczegól­

niej przez mieszkańców różnych wysp; zęby te ostre, w kształcie piły, niezm iernie trw ałe, są zamieniane na broń wojenną bardzo potęż­

ną. R obią one ta k głębokie rany, że miesz­

kańcy różnych wysp, chcąc się od nich zabez­

pieczyć, używ ają puklerzy sznurowych.

Mięso rekinów, jakkolwiek mało cenione z powodu oleistego smaku, posiada, według zdania niektórych specyalistów, więcej po­

żywnych własności aniżeli mięso innych ryb;

porównywają je naw et z mięsem wołu lub ba- ran a. Chińczycy je d z ą je wprawdzie, ale w wyjątkowych tylko razach, cenią oni głów­

nie tylko skrzela.

W niektórych krajach zużyw ają i mięso i szkielet do w ytw arzania pewnego rodzaju nawozu, które posiada bardzo użyźniające własności. Je d y n ą częścią zwierzęcia, która dotąd jeszcze żadnego nie znalazła zastoso­

wania, je s t płetw a ogonowa, w której rekin skupia ca łą swoję potęgę. Powodowani za­

bobonem czy innemi pobudkam i smakosze

i znawcy nie śmieli dotąd zaczepić tego potęż­

nego narządu.

Polowanie na rekiny odbywa się na wielką skalę n a wybrzeżach Tasm anii, n a wyspach Haw ai, na m orzach Islandyi, Chin, Norwegii, Ind yj, na wybrzeżach wschodnich A fryki w zatoce A rabskiej.

Islandczycy szczególniej prowadzą ogromny handel olejem z rekina. F lo ta ze 100 statków złożona, każdorocznie je s t zajęta tym prze­

mysłem. Z araz po złowieniu rekina, wydo­

bywają z niego wątrobę, a ciało w rzucają na- powrót do morza. Co trzy tygodnie statk i pow racają po nowe zapasy, przywożą za każ­

dym razem 100 do 120 baryłek wątroby, k tó ­ r ą poddają gotowaniu w szopach czarnych, smrodliwych, poczem tłuszcz bywa wysyłany do Niemiec.

Rekiny łowione przy brzegach Islandyi n a­

leżą do gatunku Loem argus borealis. K s z ta ł­

ty ich są bardzo rozm aite, dochodzą 18 do 20 stóp (5,5 m do 6,1 ot): średnica n ajg rub ­ szej części ciała je st 4 do 5 stóp (1,2 m do 1,5 m). Ilość tłuszczu, ja k ą można otrzy­

m ać z jednej wątroby wynosi 4 do 5 galionów (18 litrów do 23 litrów). W ątrob y obfitują­

ce w tłuszcz d ają dwa razy większą objętość oleju.

S ta tk i używane do połowu rekinów (schoo- ner) mieszczą 30 do 50 beczek i obsługiwane są przez 8 do 10 ludzi.

P o ra łowów rozpoczyna się w styczniu lul>

lutym , a kończy się w sierpniu. Podczas miesięcy zimowych rekiny przebyw ają na wo dach mniej głębokich, można je spotykać ju ż na 20 mil od brzegu n a głębokości 50 sążni.

W lecie przeciwnie są tylko na pełnem mo­

rzu, można je łowić dopiero o 100 mil od lądu na głębokości 200 sążni. Przekonawszy się za pomocą sondy, że głębokość nie przewyż­

sza wskazanej granicy a dno je s t m uliste i pochyłe, zarzucają kotwicę i połów się roz­

poczyna. H a k zastępujący wędkę ma 12 do 15 cali długości. J a k o przynętę m a on n a sobie tłuszcz foki lub mięso końskie, przycze­

pione do 8-io funtowego ciężaru i przywiązane do dwu prętów dębowych (długich n a 1,82 ot) mocnych, a do pó łto ra cala grubości m a ją ­ cych. H a k je s t w tak i sposób urządzony, że wisi nieruchomo na dwa sążnie po nad dnem.

Zwykle zrazu rekin się waha czy m a wziąć przynętę, tak, źe rybacy często bardzo długo

(7)

N r 43.

czekają, nim rekin szarpnie drągiem. J a k tylko nim poruszy, rybacy rzucają się do nie­

go i biorą go bardzo szybko. Rekin połyka przynętę łakom ie bardzo i bez najmniejszej ostrożności. Z d arza się często, źe, gdy rekin zostaje przyciągany, łańcuch się zrywa, ale rekin nie ucieka dla ta k błahych przyczyn.

P o pewnym czasie znowu się rzuca na przy­

nętę, a gdy go już wciągną na pokład okrętu, znajdują często i pierwszy bak utkwiony w ciele. J a k tylko rekin łowiony ukaże się na powierzchni wody, rybacy biorą dzidy i harpuny i przedewszystkiem odcinają mu kolec grzbietowy. Z an u rzają w jego cielsko kilka haków i otaczają go łańcuchami; gdy zostanie już całkiem ubezwładniony, p ła ta ją cielsko i wyjmują z niego wątrobę.

Dawniej szemi czasy po wydobyciu wątroby, przywiązywano rekina w tyle statku, by zwa­

bić n a powierzchnię wody inne rekiny, które zabijano harpunam i, skoro tylko się zbliżyły, żeby pożreć swego współplemiennika. T eraz szczątki rekina k ra ją na kaw ałki i te wrzuca­

ją do wody. To pożywienie przyciąga rekiny i tym sposobem statek w jednem miejscu może stać bardzo długo i zawsze ma coś do zdobycia.

W ątro b y po wydobyciu z ciała kładą do wielkich naczyń, gdzie pozostają dopóty, aż wszystkie cząstki stałe opadną; następnie płyn przelew ają do kotłów, w których na silnym ogniu się gotuje. Olej w taki spo­

sób otrzym any je st mniej lub więcej ciem­

ny, stosownie do tego, w jakim stopniu roz­

k ładu była w ątroba przed gotowaniem i sto­

sownie do wysokości tem peratury, do jakiej ogrzewano tłuszcz gotowy. Ilość wydobytego oleju przedstaw ia przynajm niej dwie trzecie objętości samej wątroby.

R afineryą tłuszczu rekina można poznać już z bardzo dalekiej przestrzeni, ta k nie­

znośnym jest jej odór. Od la t kilku wprowa­

dzono odwanianie za pomocą pary, ale w ten sposób m ożna traktow ać tylko bardzo świeże wątroby.

Tłuszcz ta k otrzymany je s t delikatniejszy, jaśniejszy i mniej wonny. Inne części rekina zaw ierają w sobie także znaczną ilość tłusz­

czu, który m ógłby być otrzymanym przez wy­

ciskanie; pozostałości mogłyby być użyte jako nawóz.

679 W wodach Nowej Zelandyi spotyka się około 15 gatunków rekinów, należących do rodziny C archariidae, Lam nidae,N otidanidae, Scyllidae, Cestra-ciontinidae i Spinacidae.

Pomiędzy Lam nidae t. zw. tygrys—(Lam na glauca) tiger-shark, je st najbardziej rozpo­

wszechniony na wybrzeżach Nowej W alii po­

łudniowej i Nowej Zelandyi. M a on trzy m etry do 3,7 m długości, ale je st nieco m niej­

szy od swoich współrodaków. Pomimo tego je s t bardziej łakomy i dziki. G dy mu rzucą przynętę, chwyta j ą na powierzchni, wynurza­

ją c z pod wody zaledwie sam ą głowę z obawy, by go nie spotkały harpuny, które na niego czyhają. Szybkość rekina tygrysa je st za­

dziwiająca i stanowi prawdziwe niebezpie­

czeństwo rybaków. Oślepiony gwałtownością pogoni rzuca się na swoję zdobycz z nieopisa­

n ą furyą i nieraz tak uderza w statek, źe ten aż podlatuje w powietrze.

W tym wypadku cała załoga może być po­

ża rta przez rekiny błądzące w okolicy. Z n a j­

dowano niejednokrotnie zęby rekina-tygrysa w drzewie obrzeżaj ącem statek lub w spodzie, co zwykle m a miejsce wtedy, gdy rekin nie dosięgnie zdobywanego łupu. Rekiny wy­

śmienicie pływ ają i nieraz widać ich, ja k całe- mi bandam i ścigają zdobycz; m ożna ich po­

znać po lazurowej barwie boków i grzbietu, co tłum aczy nazwę „blue pointer” (Lam na glauca) n ad an ą im przez rybaków australij­

skich. M ają one szczęki większe i silniejsze aniżeli szczęki innych gatunków i, ja k się zda­

je, posiadają niezmiernie delikatne powonie­

nie. W ielu rybaków staje się pastw ą ich żarłoczności, a rany przez te zwierzęta zada­

ne są praw ie zawsze śmiertelne.

Z arłacz pospolicie nazwany „psem reki­

nem ” Scyllium laticeps (dogfish), je st b a r­

dzo obfitym w wodach Nowej Zelandyi. J e s t to największy wróg rybaków łowiących dor­

sze. „Pies rekin ” rzu ca się na dorsze wzięte już n a hak i pożera je. P rzytaczają statek rybacki, który ze 130 ryb wziętych na wędę zaledwie 6 tylko ocalił. Scyllium laticeps jest także bardzo pospolity przy brzegach Anglii i w innych m orzach europejskich; skóra jego daje typowy chagrin (jaszczur). Zew nętrzna część naskórka je st ta k delikatną ja k atłas, wewnętrzna przeciwnie je st ta k ostra, że w dotknięciu kaleczy ręce; korzystając z tej

WSZECHSW 1AT.

(8)

680 WSZECHSWIA1. N r 43.

własności używ ają jej do w ygładzania i pole­

row ania powierzchni chropowatych.

Z arła cz y . rekin kolczasty (ciernisty) (spi- ned dogfisli, A canthias vulgaris) je s t innym gatunkiem rek ina bardzo rozpowszechnionym na wszystkich punktach kuli ziemskiej. Ce­

chuje go skóra kolczasta, k tó ra mu służy za­

razem za doskonałą broń odporną. G dy go pochwycą na brzeg statku, s ta ra się pokale­

czyć ręce rybaków, którym zadaje ciężkie r a ­ ny, mogące po dniach kilku sprowadzić gan­

grenę. To też gdy tak i egzem plarz złowią, rybacy usiłują pochwycić go za ogon i oprzeć o jeden z brzegów statk u , żeby go ubezwład- nić. W pewnych miejscach solą i suszą jego mięso, które w znacznej części stanowi też po­

karm mieszkańców Nowych H ebrydów , gdzie je st sprzedawane pod nazw ą „łososia D a r­

wina.”

M etoda przyrządzania tłuszczu z rekina, została znacznie ulepszoną w ostatnich cza­

sach. Opiszemy tu ta j sposób używany w fa ­ bryce Slamsund:

Pierw szą czynnością je s t wydobycie tłu sz­

czu, w tym celu robotnicy uważnie oddzielają w ątrobę dobrą od zepsutej, wszystko musi pochodzić z połowu jednodniowego. W ą tro ­ ba ze zwierząt tłustych, zdrowych, je s t b ia ła ­ wego koloru, ze zw ierząt zaś chorych, zielo- nawa, a z chudych czerwonawa. Dziwna rzecz, ja k wiele spotyka się w ątrób dwu o stat­

nich kategoryj. P o dokonanym wyborze, umieszczają te organy w dobrym stanie będą­

ce w kadziach, gdzie płóczą je w gorącej wo­

dzie, a następnie staw iają przed mocnym ogniem, żeby olej wyciekł. N astępnie kładą je do wielkich kotłów okrągłych otoczonych ruram i, przez k tó re przechodzi p a ra pod ci­

śnieniem nieprzechodzącem 5 funtów n a cal kwadratowy.

P rzez osiem godzin wątroby są poddane po­

wolnemu gotowaniu, poczem olej się filtruje dwa razy przez bawełnę i przelewa do dużych beczek żelaznych szczelnie zam kniętych. P ro ­ dukt je s t ju ż wówczas płynny i biały i wydaje się całkiem czysty, ale preparow anie jeszcze nieskończone. Olej ten posyłają do Chri- stianii, gdzie jeszcze p o ddają go działaniu chemicznemu, k tóre pozbawia go m ikroskopij­

nych ciałek krwi, zawieszonych w cieczy, nako- niec filtrują przez papier i dopiero wtedy je st gotów do użytku. Z odpadków fabrykują

[ kilka gatunków oleju brunatnego i nakoniec

| jeszcze z resztek otrzym ują sm ary. Ten

| sposób preparow ania nie budzi tych w strę­

tów, które wytwarza m etoda zwykle używana przy otrzymywaniu olejów brunatnych, które się wydobywa z w ątrób zepsutych przez goto­

wanie. Oleje te m ają tę niedogodność, że zaw ierają w sobie różne produkty rozkładu.

Połów rekinów jest ważnym przemysłem w wielu krajach; żałować tylko należy, że te ludy, które skarżą się na szkody przez rekiny zrządzane, nie s ta ra ją się zużytkować ich w ten sposób.

(Revue Scientifique, N r 25, I sem. 1894).

J . S.

I

teoryi analizy chemicznej. ’’

i i.

Oddzielanie ciat jednych od drugich M ając dane sobie do rozpoznania jakieś ciało pojedyńcze, znajdujem y się zwykle wobec zadania niezbyt trudnego. P am iętać tylko należy o praktycznym i systematycznym układzie tych własności, według których m a­

my je porównać z innemi ciałami nam znane- mi, a następnie— z jednem z nich identyfiko­

wać. Im ściślej trzym ać się będziemy pew­

nego racyonalnego następstw a w owych w łas­

nościach, tem mniejszy n ak ład pracy wystar­

czy nam do osięgnięcia całkowitej pewności.

Z ad an ie nasze sta je się jed n ak daleko zawil- szem, kiedy mamy przed sobą nie już jedno ciało pojedyńcze, ale mięszaninę różnych ro­

dzajów m ateryi. T utaj, zanim przystąpim y do rozpoznawania, musimy przedewszystkiem rozdzielić ciała zmięszane.

To ostatnie zadanie, w szczegółowych przypadkach niekiedy bardzo trudne, w zasa­

dzie polega na tem, źe ciało, które od innego

') P a trz W szechśw iat z r. b. str. 619, 635.

(9)

H r 4 3 . WSZECHSWIA 1 681 lub od kilku innych oddzielić chcemy, dopro­

wadzamy do położenia lub stanu, w którym występują własności, stanowczo je od tamtych różniące. Najw ybitniejsze w tym względzie znaczenie m a różność stan u skupienia, ja k ­ kolwiek i w danym stanie skupienia mogą nierzadko zdarzać się takie różnice, które spożytkować można w celu oddzielenia. P o ­ d ział metod oddzielania najdogodniej nam będzie oprzeć n a różności stanów skupienia i dlatego mówić będziemy o sposobach, po­

zw alających oddzielać:

a) ciała stałe od stałych;

b) ciała stałe od cieczy;

c) ciecze od cieczy;

d) ciała stałe lub ciecze od gazów;

e) gazy od gazów.

Oddzielenie jednego ciała od drugiego jest zawsze operacyą mechaniczną,. T ak zwane oddzielanie chemiczne polega na tem, źe cia­

ła , które rozdzielić mamy, przeprowadzamy za pomocą przem ian chemicznych w inne, d ające się rozdzielić mechanicznie.

1. Rozdzielenie ciał stałych pomiędzy sobą.

D w a zmięszane z sobą ciała stałe poddajemy działaniu sił, które przenoszą każde z nich w inne miejsce w przestrzeni, poczem już mo­

żemy oddzielić je mechanicznie.

N ajszersze zastosowanie w celu powyższym m ają różnice w ciężarach właściwych różnych rodzajów m ateryi. Jeżeli mięszaninę dwu ciał stałych skłócimy z cieczą, której ciężar właściwy m a wielkość pośrednią pomiędzy owych ciał ciężaram i, to lżejsze z nich wypły­

nie na powierzchnię, a cięższe opadnie na dno. Jeżeli ciężary właściwe owych ciał sta­

łych są nam znane, możemy dobrać odrazu ciecz odpowiednią. W razie przeciwnym za­

czynamy od cieczy o ciężarze właściwym wyż­

szym niż ciężar mięszaniny i zmniejszamy na­

stępnie jej ciężar, dolewając innej cieczy—

lżejszej, aż dopóki nie nastąpi rozdzielenie ciał stałych. Ostrożnie stopniując podobne dolewanie, możemy rozdzielić mięszaninę ciał stałych, złożoną z wielu naw et części składo­

wych. Cieczami, których używamy do roz­

dzielenia ciał nierozpuszczalnych w wodzie, są roztwory jod k u rtęci i potasu, jodku bary­

tu i potasu, borowolfram ianu kadm u i t. p.

D la ciał rozpuszczalnych w wodzie uciekamy się do jodku metylenu, który rozcieńczać m ożna ksylolem. Ponieważ ciężary właściwe

takich cieczy niewiele sięgają ponad 3, prze­

to ciała stałe cięższe na tej drodze nie mogą być rozdzielone. W pewnych razach możemy się jeszcze uciec do ciał stałych cięższych, do­

prowadzonych do stanu płynnego za pomocą I stopienia.

Podobnym w zasadzie, ale daleko mniej dokładnym sposobem rozdzielania jest tak zwane odpławianie czyli szlamowanie. P ole­

ga ono na tem , że drobno sproszkowane ciała stałe, skłócone z cieczą, tem rychlej opadają na dno, im wyższy m ają ciężar właściwy. N a szybkość tę jednak, oprócz ciężaru właściwe­

go wpływa jeszcze bardzo wielkość cząstek, te bowiem, których m asa je s t większa, opada­

ją prędzej niż mniejsze. P rzystępując tedy do odpławiania, przedewszystkiem starać się należy o największą jednostajność cząstek,

| co znowu najłatw iej doprowadzić do skutku przez jaknajm ielsze rozdrabnianie.

W powyższych sposobach, opartych na hy- drostatyce, można wprowadzić znakomite udoskonalenie, powołując do pomocy siłę od­

środkową. W idoczna, że to nie wpływa by­

najmniej n a zmianę zasady. Oprócz zaś hy­

drostatycznych i odśrodkowych działań m e­

chanicznych, nie znamy żadnej innej zasady, któraby w celu rozdzielenia zmięszanych ciał stałych mieć m ogła zastosowanie powszechne.

W pewnych tylko przypadkach szczegóło­

wych można się posługiwać inneini siłami, np.

magnetyzmem—w celu wydzielenia żelaza z pośród innych ciał niemagnetycznych. Mo- żnaby bez w ątpienia korzystać i z tego, że różne części składowe mięszaniny przy w strzą­

saniu mogą się elektryzować różnoimiennie.

Sproszkowana więc mięszanina, po w strząsa­

niu, wysypana na p o ta rtą jedwabiem płytę ebonitową, pozostawiłaby n a niej pewne swo­

je części składowe, przylegające wskutek przeciwimiennego z płytą naelektryzowania, gdy reszta nie byłaby przyciągana. Takiej metody wszakże, o ile wiadomo, nikt nie pró­

bował zastosować w praktyce.

2. Oddzielenie cieczy od ciał stałych. F il­

trowanie. Postępowanie, które m a n a celu oddzielenie cieczy od ciała stałego, nazywamy filtrowaniem. Polega ono n a użyciu przegród porowatych, których pory są mniejsze od czą­

stek ciała stałego, skoro zaś na przegrodę podobną mięszanina ciała stałego z cieczą wywiera ciśnienie, to pod jego wpływem ciecz

(10)

przedostaje się przez pory i ju ż tem samem przestrzennie zostaje oddzielona od ciała sta ­ łego.

Z pomiędzy m etod oddzielania, używanych w chemii rozbiorowej, z filtrow aniem spoty­

kamy się najczęściej, gdyż ono najłatw iej może być wykonane. P raw da, że oddzielanie gazów od ciał stałych i cieczy jest jeszcze prostszą czynnością i obywa się prawie zupeł­

nie bez żadnych urządzeń specyalnych, ale obchodzenie się z gazam i je s t mocno u tru d ­ nione przez konieczność używania obszernych i szczelnie zamykanych zbiorników. D latego to, o ile n a tu ra rzeczy n a to pozwala, unika­

my operacyj z gazam i, a wszelkie rozdzielania staram y się sprowadzić do przypadku ciała stałego i cieczy.

Z a przegrody porow ate mogłyby służyć bardzo rozm aite m atery ały , w użyciu jed n ak je st prawie wyłącznie pap ier nieklejony— bi­

b u ła i, niekiedy, azbest.

P ory filtru m ogą być tem większe, im więk­

sze są cząstki ciała stałego, które mamy od­

dzielić przez filtrowanie. Z e względu na szybkość filtrowania, o ile jakiekolw iek racye nie przeciwią się tem u, staram y się przygoto­

wywać do filtrow ania osady jaknajgrubiej ziarniste. B ardzo dzielnym środkiem zwięk­

szenia gruboziarnistości osadu je s t pozosta­

wienie go w długotrw ałem zetknięciu z roz­

tworem, wśród którego zo stał wytworzony.

W ted y bowiem— szczególniej przy współdzia­

łaniu wyższej tem p eratu ry — odbywa się prze- krystalizowanie osadu: drobniejsze jego cząst­

ki rozpuszczają się i z tego m atery ału tw orzą się większe kryształki. W tych samych wa­

runkach i w osadach bezkształtnych odbywa się powiększanie grubszych kłaczków kosztem m ateryału drobniejszych. T u m a początek zasada praktyczna pozostaw iania osadów w zetknięciu z cieczą, wśród której powstały, n a czas długi i w wyższej tem peraturze, za­

nim przystąpim y do ich filtrowania.

N a szybkość filtrow ania wywierają wpływ trzy czynniki, a mianowicie wielkość porów, ciśnienie i tem p eratu ra. W pływ je s t tego rodzaju, że równolegle ze wzrostem wszyst­

kich trzech wymienionych czynników w zrasta i szybkość filtrowania. W ielkość porów zmie­

niać się może przez to, źe zostają one z a tk a ­ ne przez bardzo m iałkie osady, co jeszcze raz

682

objaśnia nam korzyść przygotowywania osa­

dów w stanie gruboziarnistym .

Ciśnienie działające w sprawie filtrowania zależy pospolicie wprost tylko od ciężaru fil­

trowanej masy. Możemy je zwiększyć albo przez podniesienie wysokości kolumny filtro­

wanej masy nad przegrodą porow atą, albo też przedłużenie słupa przefiltrowanej cieczy pod ową przegrodą. Sposób pierwszy, łatw iej­

szy do wykonania, nie może być jednak za­

stosowany w czynnościach analitycznych, po­

nieważ mamy tu do czynienia zwykle z nie- wielkiemi ilościami m ateryi, a pod koniec fil­

trow ania musi pozostawać na filtrze m asa co­

raz się zm niejszająca. Sposób drugi udaje się łatwo, jeżeli filtr przylega szczelnie do lejka, w którym go umieszczamy i jeżeli szyj­

kę lejka, koniecznie niezbyt szeroką, połączy­

my z wązką również i dostatecznie długą rurką. Ponieważ ciśnienie hydrostatyczne zależy tylko od wysokości słupa cieczy, trzeba zatem brać rurk i możliwie najcieńsze. Powia­

dam y „możliwie najcieńsze,” gdyż uwzględ­

nić tu jeszcze musimy i tarcie, odwrotnie pro- porcyonalne do czwartej potęgi ze średnicy rurki. Bierzemy zatem rurki, m ające dwa do trzech milimetrów średnicy, w szerszych bowiem słup cieczy przeryw a się bardzo łatwo.

Znaczniejsze zwiększenie ciśnienia może być jed n ak osięgnięte bardziej złoźonemi spo­

sobami. M ożna bowiem powiększyć ciśnienie atm osferyczne ponad filtrowaną m asą, czego zwykle nie czynimy, ponieważ wtedy dostęp do niej m usiałby być utrudniony albo naw et zupełnie przecięty, lub też zmniejszyć ciśnie­

nie poniżej przegrody porow atej. D rugi ten sposób, „filtrowanie pod zmniejszonem ciśnie­

niem ,” je s t obecnie w nieustannem użyciu we wszystkich pracowniach, co zawdzięczamy do­

kładnem u jego opracowaniu aż do najdrob­

niejszych szczegółów zwłaszcza przez Bun- sena.

N ie zatrzym ujem y się nad sposobami zwiększania ciśnienia za pomocą pras i pomp różnego rodzaju, ponieważ sposoby te, nie­

zmiernie ważne w technice, praw ie nie zn aj­

dują zastosowania w chemii rozbiorowej.

O statnim czynnikiem, wpływającym n a szybkość filtrowania, je st tem peratura. B uch cieczy w porach filtru zależy od tarc ia we­

wnętrznego, którego wielkość je s t w ścisłym N r 43.

WSZECHSWIAT.

(11)

WSZECHSW1A1. 683 stosunku z wysokością tem peratury. Tarcie

wewnętrzne wody w temp. 0° jest przeszło sześć razy większe od tarc ia wewnętrznego tej cieczy w tem p. 100°. S tą d to filtrować należy ciecze ogrzane tak silnie, ja k tylko wogóle pozw alają na to warunki i okoliczno­

ści doświadczenia.

(C . d. n a s t.).

Z n .

W r. b. otrzym ałem od pana M. Błońskiego z Humania kilkadziesiąt okazów ja sk ra różnolist­

nego (Ranunculus auricom us L .), przeznaczonych do lwowskiego Zielnika flory polskiej. Po bliż- szem rozpatrzeniu się w przysłanym m ateryale, przyszedłem do przekonania, że zaw iera on prócz typowego R. auricom us oraz odmiany fallax W.

Gr. szereg form przejściowych. O tych formach przejściowych nie znalazłem nigdzie wzmianki, prócz zdania M. W illkomma (Fiihrer in das Reich der Pflanzen), że R. auricomus je s t gatunkiem bardzo zmiennym, przechodzącym w ja sk ie r k a­

szubski. P ostaram y się niżej wykazać, że po­

wyższy pogląd W illkomm a, podzielany przez k il­

k u innych botaników , je s t błędny, t. j . że R. auri­

comus nie przechodzi stopniowo w R. cassubicus, lecz tylko w swą odmianę fallax, której je d n a po­

stać j e s t napozór do R. cassubicus bardzo zbliżo­

na, w rzeczywistości jed n ak różni się od niego pew- nemi stałem i i charakterystycznem i znamionami.

W edług F ieka (F lo ra von Schlesien), typowy R.

auricom us L . posiada dolne liście łodygowe bez- ogonkowe, palczastosieczne, o wycinkach równo­

w ązkich lub równowązkolancetowatych, praw ie całobrzegich i najwyżej w wierzchołku 2 — 3 dziel­

nych; zaś odm. fallax W. Gr. ma liście łodygowe również palczastosieczne, o wycinkach szerszych, podłużnie lancetow atych lub podłużnie rom bo­

wych, grubopiłkowanych; Garcke znów pod nazwą var. fallax opisuje nieco inną postać, o wycinkach dolnych liści łodygowych ja k b y w długie ogonki zwężonych, zaś co do reszty od opisu F ieka i in­

nych się nie różni. W szystkie te trzy postaci, t. j . jednę odpow iadającą R. auricomus, a dwie jego odmianie fallax, w dwu kształtach występu­

ją c e j, odszukałem w nadesłanym z pod Humania m ateryale.

Typowa postać, zgodnie z wyżej przytoczonym opisem, m iała wycinki dolnych liści łodygowych

! równowązkie lub równo-wązkolancetowate, cało- brzegie lub kilkom a odległemi małemi zębami na

i skraju opatrzone lub wreszcie w wierzchołku albo 1 w połowie długości 2 lub 3 klapkowe lub wrębne,

0 klapkach lub wrębach podobnież równowązkie h lub prawie równowązkich, całobrzegich, rzadziej drobno i odlegle ząbkowanych. Prócz tych były tam okazy, których dolny liść łodygowy miał pa>-ę wycinków równowązkich, całobrzegich (ja k u fo r­

my typowej) oraz parę wycinków podłużnie lance­

tow atych, grubo nacinano piłkowanych, lecz za to niepodzielonych, o zębach bardzo dużych, nie- 1 licznych (5— 7 na wycinku). Jest to form a-prze-

chodząca stopniowo w jednę z postaci odmiany fallax, mianowicie w postać Garckego, co odbywa się w następujący sposób: pojedyńcze wycinki dolnych liści łodygowych sta ją się szerszem i oso­

bliwie ku wierzchołkom, zaś u dołu zwężają się w cieniutkie i długie fnieraz od blaszki dłuższe) nibyogonki, przestają się dzielić w wierzchołku na 2 3 klapki lub wręby, a otrzym ują natom iast na skraju począwszy od połowy długości lub nieco niżej grube duże, ku wierzchołkom coraz większe zęby— i oto gotowa odmiana zwodnicza. Jeżeli osobniki tę odmianę reprezentujące zaczną na nie­

których węższych wycinkach dolnych liści łodygo­

wych skracać lnb zupełnie tracić swe nibyogonki 1 tracić zazębienie, to znów otrzym amy inne for­

my przechodnie do formy typowej. W całym nadesłanym m ateryale znalazłem zaledwie parę okazów, odpowiadających opisowi F ieka odm.

fallax: od wyżej opisanej postaci Garckego różni­

ły się głównie tem, że pojedyncze wycinki dolnych liści łodygowych nie miały owych rzekomych ogonków, lecz <ylko nieznacznie się ku nasadzie zwężały, zachowując zupełnie ten sam charakter uzębienia na skraju oraz k sz tałt podłużnie lance­

towaty lub lancetowatorombowy.

Te właśnie okazy przekonały mnie, że słuszna je s t uwaga F ieka, P ostela i innych, że wskutek podobieństwa tej odmiany do ja sk ra kaszubskiego mogą przytrafiać się błędy w oznaczaniu. P rz y ­ czynia się je d n ak do tego nietyle podobieństwo tych jaskrów , ile niejasne i niekrytyczne opisy przez wielu autorów podawane, co wprowadza zam ęt i zm usza niektórych do przyjm ow ania za śladem W illkomm a form przejściowych tam , gdzie ich niema zupełnie.

Sumienny i ścisły autor flory śląskiej E . F iek nic o tych formach przejściowych m iędzy jaskrem różnolistnym i kaszubskim nie wspomina, zazna­

cza tylko podobieństwo odmiany zwodniczej do ja sk ra kaszubskiego oraz uskarża się, że dość często jed en za drugi bywa przyjm owany, z czego widać, że według niego je s t zupełnie możliwera ścisłe odróżnienie tych dwu jaskrów . Na to je d ­ nak opisy podane w jego F lo ra von Schlesien są niew ystarczające, a właściwie chybione. Liczba liści odziomkowych, podana przezeń dla R. cassu­

bicus 1— 2, zaś dla R. auricom us 4 — 6 wcale nie je s t stałą, gdyż 60°/0 okazów z pod Hum ania R.

auricom us łącznie z var. fallax miało tylko 1 — 2

Cytaty

Powiązane dokumenty

łożenie się zm ieniło. W idzieliśm y, źe stosunek człow ieka do ziemi u leg a ciągłym zm ianom.. P ro- cesyonalnie prow adzono go co ra z dalej Wgłąb św

czania zależy oczywiście nietylko od cynku ale i od tego, że w płynie znajdują się iony cynku, które w ytw arzają przeciwciśnienie; od stosunku dopiero, w

wiać się mogą. Być może, że przy pierwszem swem zjawieniu kometa ta, podobnie zresztą jak i niektóre inne, posiadała blask wyjątkowy, który odkrycie jej

stają przezeń pochłonięte, gdy tymczasem wszystkie inne promienie światła słonecznego przechodzą przez ten roztwór swobodnie. Dla naszego oka jest zupełnie

P y ta n ia , odnoszące się do deszczu, dały powód do d ług ich dyskusyj, pow tarzają­.. cych się na każdym

biej niż strona od św iatła odw rócona. w przytoczonym przez nas przykładzie, dochodzimy ostatecznie do rezultatu , że w yginanie h elijotropiczne rosnących pędów

liły mu dojechać do rodzinnego m iasta, gdzie znalazł się w praw dziw ie opłakanym stanie, k tóry byłby naw et stanowczo k ry ty ­ czny, gdyby nie m iał

skich, zauw ażył, że żołądek i kiszka ślepa posiadają odczyn kw aśny, kiszki zaś cienkie słabo alkaliczny (te ostatnie są zatem jed y - nem miejscem, gdzie