• Nie Znaleziono Wyników

Adres IReclałsicyi: sirakowsMe-Przedmieście, 3STr SS. M 23.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres IReclałsicyi: sirakowsMe-Przedmieście, 3STr SS. M 23."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M 23. Warszawa, d. 6 czerwca 1897 r. T o m X V I

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PR EN U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: rocznie rs. 8, kwartalnie rs. 2 Z przesyłką pocztową: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5 Prenumerować można w Redakcyi „Wszechświata*

i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranica.

Komitet Redakcyjny W szechśw iata stanowią Panowie:

Deike K., Dickstein S., Hoyer H „ Jurkiewicz K ., Kwietniewski Wl., Kramsztyk S., Morozewlcz J., Na- tanson J., Sztolcman J., Trzciński W. i Wróblewski W.

Adres IReclałsicyi: sirakowsM e-Przedmieście, 3S T r SS.

C h e m i a n a s z a ś wi ęci w r o ku b i e ż ą c y m s r e b r n e g o d y j e d n e g o z n a j ­ lepszych s w y c h p r z e d s t a w i c i e l i , d o k t o r a B r o n i s ł a w a R ad z i s z e w s k i e g o , p r o ­ f esora u n i w e r s y t e t u l w o w s k i e g o . W w i e ń c u s ł a w y , k t ó r y o p l a t a jego skronie, jest wiele, b a r d z o w i e l e listków zasługi n a u k o w e j i p o s t a r a m y się w i n n y m czasi e p r z y p o m n i e ć je czyt el ni ko m n a s z y m . Dziś j e d n o tylko p od ni eś ć p r a g n i e m y : C z c i g o d n y J u b i l a t b ył p i e r w s z y m w u n i w e r s y t e c i e l w o w s k i m w y k ł a d a j ą c y m c h e m i ą w języku o j c z y s t y m , a d zi a ł a l n o ś ć jego sprawiła, że z p r a c o w n i ą i k a t e d r ą l w o w s k ą , p o ś r e d n i o w i ę c — z c h e m i ą polską, liczyć się p o c z ę t o n a s e r y o w c a ł y m ś w i e c i e n a u k o w y m . P o d ­ r z ę d n y i o p u s z c z o n y p o s t e r u n e k , k t ó r y k r a j o w i ż a d n y c h p r a w i e nie p r z y ­ nosił korzyści, a d l a c u d z o z i e m s k i c h u c z o n y c h b y w a ł c h w i l o w y m e t a p e m w d r o d z e d o świetniejszej k a r y e r y , p o d w p ł y w e m R a d z i s z e w s k i e g o p r z e ­ kształcił się w p i e r w s z o r z ę d n e ognisko, r o z s i e w a j ą c e blaski d o k o ła , lecz p r z e d e w s z y s t k i e m n a te s m u t n e w ó w c z a s najbliższe okolice, tak b a r d z o p o t r z e b u j ą c e o ż y w c z y c h p r o m i e n i ś wiatła. D o c h o d z i n a s w i a d o m o ś ć , że w ubiegły pią tek u c z n i o w i e J u b il a ta , z g r o m a d z e n i w wielkiej sali instytutu c h e m i c z n e g o l w o w s k i e g o , o b c h o d z i l i u r o c z y s t y dzień roczni cy. W i e m y , jak o b s z e r n a jest ta sala, lecz jeżeli z e b r a ł a się w niej tylko p o ł o w a z tej liczby c h e m i k ó w polskich, k tó rz y R a d z i s z e w s k i e m u z a w d z i ę c z a j ą s wo j ę n a u k ę , miejsca z a b r a k ł o z p e w n o ś c i ą . D o s ł ó w g o r ą c y c h , k t ó r e t a m w p r o s t z głębi s er c p o p ł y n ę ł y , n i e c h i n a m b ęd zi e w o l n o dołączyć^ szczery o k r z y k : Żyj n a m w s e t n e ł ata n a T w o j e i n a s z e s ł a w ę , n aucz aj i k ochaj liczne jeszcze p o k o l e n i a m ł o d z i e ż y i b ą d ź n a m z a w s z e w z o r e m c z ł o wi e k a, u c z o n e g o i o b y w a t e l a !

iłedahci]a W szechświata.

(2)

354 WSZECHSWIAT. N r 23

A. O B E R B E O K .

Ś W I A T Ł O I Ś W I E C E N I E .

Jeżeli trafnie oceniam panujący tu zwy­

czaj odbywania w ykładu wstępnego, to u p a ­ tryw ałbym w tem w yraz zainteresow ania, jak ie we wszystkich członkach uniw ersytetu budzi nowy kolega i jego specyalnojó, jako- też dowód spójni, oplatającej wszystkie wy­

kład an e tu dziedziny wiedzy.

W rzędzie tych nau k fizyka szczęśliwe zajm uje miejsce. Zbliżoną je st do m atem a­

tyki, której zawdzięcza środki metodyczne rozw ijania swych pojęć teoretycznych. Z in- nemi zaś naukam i przyrodniczem i ta k ściśle je s t związana, że powstały ju ż nowe gałęzie wiedzy, które, ja k np. chem ia fizyczna, o p ra ­ cowują pograniczną dziedzinę, do której obie nauki zarówno rościć sobie mogą pre-

tensye.

Chociaż fizyk w tem kole zupełnie słusznie czuje się swojskim, przedstaw iając je d n a k te m a t fizyczny znajduje się on pod jednym względem w niekorzystnem położeniu. B r a ­ ku je mu n a tem miejscu tych środków po­

mocniczych, zapomocą których z jednej stro ­ ny rozwiązuje on nowe zagadnienia, z drugiej zaś ułatw ia zrozumienie swoich wywodów, a mianowicie : instrum entów i przyrządów.

G dy F a u s t m ów i:

I wy, narzędzia, próżny z wami t r u d ! Te kółka w asze, zęby, w alce, skręty,

To miat być klu cz, gdym stal u w iedzy w rót, Owiany dum ą, choć zw ątpieniem z d ję ty — Zasłaby on na siłę tych w rzeciądzy.

P rzyćm iona w ja sn y naw et d zień , Przyroda m ojej nie ukoi żądzy, B o tajnie sw oje w m roczny nurza cień, A czego z własnej nie objaw i w oli, Już tego śrubą dźw ignąć nie pozw oli 2).

to ze względu n a rozwój nowoczesnych nau k przyrodniczych musimy to zapatryw anie s ta ­

') M owa w stępna, w ygłoszon a p rzy objęciu p rofesu ry zw yczajnej fizyki we w szechnicy w Tti- bin gen d. 14 listo p a d a 1 8 9 5 r.

2) P rzek ła d p olsk i L udw ika Jenikego.

nowczo odrzucić. Sądzę bowiem, że w tem zgodzimy się wszyscy, że tylko spostrzeżenia i doświadczenia dają pewną podstawę, na k tórej wznieść można gmach wiedzy przy­

rodniczej .

W celu umożliwienia fizykowi tej jego- głównej działalności powstały w ostatnich la t dziesiątkach w większości uniwersytetów nowe in stytu ty . Z wdzięcznością niech mi wolno będzie n a tem miejscu wspomnieć m e­

go poprzednika profesora B rau na, który dla uniwersytetu tubingeńskiego wzniósł nowy i odpowiednio uposażony instytut, którem u zawdzięczam niejednę wskazówkę, gdym w krótce potem w Gryfii takie samo m iał spełnić zadanie.

Fizyk, rozbierając jakiekolwiek pytanie ze swej specyalności^ chętnie pokazuje b ro ń r ja k ą się badacze posługują przy swoich po­

szukiwaniach. Chętnie pozwala on samym zjawiskom odbywać się przed oczami swoich słuchaczów. Ponieważ jedno i drugie nie je s t tu możliwem, starałem się wybrać przed*

m iot, którego, szczegóły z doświadczenia życia codziennego każdem u doskonale są znane.

Chcąc mówić o świetle i świeceniu, nie m am, n aturaln ie, bynajm niej zam iaru roz­

winąć szczegółowej teoryi optyki. P ra g n ę raczej zwrócić waszę uw agę na p y ta n ie : W jak ich w arunkach pow staje światło? Z a ­ jęcie się tym przedm iotem uważam za z a j­

m ujące ze wszystkich względów.

Od pewnego la t szeregu jesteśm y św iadka­

mi tw ardej walki konkurencyjnej pomiędzy różnemi rodzajam i oświetlenia. My sam i jesteśm y powołani n a sędziów tej walki.

M niem am przeto, że dla wielu z panów nie bez znaczenia będzie dowiedzieć się, jaki sąd w ydaje n au k a o poszczególnych źródłach św iatła, zw łaszcza zaś, ja k dalece je s t ona w stanie wyjaśnić teoretycznie mechanizm, świecenia.

W y raz „św iatło” podwójne m a znaczenie.

P o d względem subjektywnym , podmiotowym, pojm ujem y przezeń wrażenie światła; objek- tywnie zaś, t. j. przedmiotowo—główną przy­

czynę tego wrażenia. Główną, lecz nie j e ­ dyną. M ogą bowiem w pewnych w arunkach istnieć i powstawać wrażenia świetlne nawet bez przenikania promieni świetlnych do oka.

W sz ak m ając zam knięte naw et oczy po do­

(3)

N r 23. WSZECHSWIAT 355 znania silnego wrażenia świetlnego, uczuwa-

my światło jeszcze przez pewien czas dalej;

wiadomo również, źe drażnienie nerwu wzro­

kowego uciskiem lub strum ieniem elektrycz­

nym wywołuje wrażenie św iatła. O wszyst­

kich tych zjawiskach mówić tu nie b ę­

dziemy.

W rażenia świetlne, pochodzące z zewnątrz rozróżniamy wedle ich ilości i jakości, t. j.

siły i barwy.

Od fizycznej teoryi św iatła musimy zatem się dom agać wyjaśnienia czem je s t światło i wskutek czego dwa w rażenia świetlne róż­

nią się co do natężenia i barwy.

Ju ż pod koniec siedem nastego stulecia po­

dane zostały dwie różne teorye ś w ia tła : K rystyana H uyghensa — teorya falowania i Izaaka N ew tona—teorya em anacyjna. N a podstawie niezbitego m ateryału dowodowego uważamy obecnie pierw szą z nich za słuszną.

Ponieważ światło rozprzestrzenia się z szyb­

kością wprawdzie olbrzymią, lecz dającą się jeszcze wymierzyć, musi przeto istnieć środek, w którym to rozprzestrzenienie się odbywa.

Oznaczamy go mianem eteru i przyjmujemy, źe wypełnia on nietylko przestrzenie świata, lecz i przerwy pomiędzy m olekułam i w sa­

mych ciałach.

Światło zatem je s t ruchem drgania, sze­

rzącego się poprzez eter. Liczba tych drgań na sekundę musi jednak być bardzo wielką, jeżeli ma uczucie św iatła wywołać.

Róźnemi w artościam i ilościowemi tych drgań tłum aczą się różnice barwy. Zazwy­

czaj charakteryzujem y te ostatnie właściwe- mi im długościami fal.

Gdy rozłożymy białe światło słoneczne za- pomocą pryzm atu na jego barw ne części składowe, przyczem różnobarw ne promienie tworzą widmo, to okazuje się, że długość fal promieni czerwonych je st największą, fioleto­

wych zaś najm niejszą. Te długości fal wy­

noszą wprawdzie tylko kilka 10-tysięcznych milimetra, niemniej jed n ak d ają się one tak dokładnie wymierzyć, że niejednokrotnie już proponowano długość fal pewnej barw y, np.

żółtego płom ienia soli kuchennej—wielkość całkowicie niezm ienną—przyjąć za jednostkę długości.

N a pytanie : Co to je s t światło? daje za­

tem fizyka odpowiedź, co do pewności której niema żadnego powodu powątpiewać. Inaczej

nieco m a się rzecz z pytaniem : W jakich wa­

runkach powstaje światło?

Pytanie to musimy nieco jaśniej jeszcze wyrazić. P rzy świetle dziennem światło przenika do naszego oka ze wszystkich o ta­

czających nas przedmiotów. W iem y wszakże dobrze, źe światło to znika z zachodem słoń­

ca, źe większość ciał tylko odbija światło dzienne. W przeciwstawieniu do nich istnie­

ją ciała, wysyłające światło naw et w ciemno­

ści, samośwńecące. Oznaczamy je mianem źródeł światła.

N ajw ażniejszem ' ze źródeł św iatła je st słońce. Szczegółowe badanie promieni sło­

necznych doprowadziło, ja k wiadomo, do bardzo ciekawych wniosków o własnościach, zwłaszcza zaś o składzie chemicznym słońca.

Od czasu badań epokowych Bunsena i K irch- hoifa na tem polu, powstała nowa nauka, astrofizyka, której celem je s t badanie słońca i gwiazd stałych n a podstawie św iatła, przez nie ku nam wysyłanego. Daleko sięgające i zajm ujące wnioski astrofizyki polegają wszelako na poprzedzających je doświadcze­

niach z ziemskiemi źródłam i św iatła, z k tó ­ rych dopiero m ożna było wyprowadzić z a ­ sadnicze praw a promieniowania. N a nie więc głównie skierujem y naszę uwagę.

P ośród ziemskich czyli sztucznych źródeł św iatła i ciepła na czele stoi ogień, płomień.

Mamy tu do czynienia z procesem sp alania wytwarzającym ciepło i jednocześnie także światło. M ateryały palne, jakoto : drzewo, węgle, oleje, tłuszcze, nafta, zaw ierają wę­

giel i wodór, których spalanie, t. j. łączenie się z tlenem powietrza, sprow adza ta k wy­

soką tem p eraturę palących się substancyj, że one jednocześnie świecą ’).

Z estaw iając i porównywając wzrokiem dwa jakiekolwiek źródła św iatła, widzimy, źe różnią się one od siebie jasno ścią i barw ą.

Zadaniem je s t fizyki udzielenie bliższych wiadomości, dotyczących obu tych własności światła.

Porównywanie siły św iatła dokonywa się zapomocą fotometrów, których poszczegól-

‘) Opuszczamy w tem m iejscu ustęp, o p isu ­ ją c y ważne praktycznie źródła św iatła sztu czn e­

go, gdyż o tym przedm iocie mamy w tece o b szer­

niejszy artykuł.

( P r z y p . red.).

(4)

356 W S Z E CHS WIAT iNr 23.

nych postaci nie możemy tu bliżej opisywać.

W ym aga ono nadto ustanow ienia jednostek św iatła, do których sprowadzaćby można po­

jedyncze jego źródła. N iestety, nie udało się dotąd jeszcze wprowadzić m iędzynaro­

dowej jednostki św iatła, czyniącej zadość wszystkim staw ianym jej wymaganiom, ja k ą np. ju ż posiadam y dla długości, wagi i elek­

tryczności. K iedy dotąd za jednostkę św iatła w Niem czech służyła m a ła świeca p arafin o ­ wa, t. zw. „świeca związkowa”, w ostatnich latach do tego celu zazwyczaj służy obm y­

ślana przez inżyniera H efner-A ltenecka la m ­ pa, napełniana szczególnie tu odpowiednim płynem —octanem amylu. L a m p a ta przy zachowaniu pewnych środków ostrożności okazuje bardzo jed n o stajn ą siłę blasku. J e s t nadzieja, że w przyszłości wprowadzoną zo­

stanie jak o powszechna jed n o stk a św iatła.

Zw yczajna lam pa naftow a posiada siłę b la s­

ku, odpow iadającą 10 — 15-tu, palnik zaś g a­

zowy A rg a n d a 15— 20-tu takim jednostkom . Ściśle biorąc, można porównywać tylko dwa św iatła o jednakow ej barw ie. Zwykłe bad an ia techniczne nie uw zględniają je d n a k tego praw idła. Tym czasem oko nasze b a r­

dzo je st wrażliwe na drobne różnice barw y.

P rz y ocenie oświetlenia sztucznego chodzi nam nietylko o sarnę jasność, lecz i o barw ę św iatła. D okładne porównywanie dwu źró­

deł św iatła m usi oznaczyć, co mamy rozu­

mieć pod w y ra z a m i: św iatło czerwonawe, żółtaw e i t. d. D o tego celu trz e b a ro z k ła ­ dać światło zapom ocą pryzm atu na jego barw ne części składowe i porównywać j a s ­ ność pojedynczych barw z jasnością innego, w tak i sam sposób rozłożonego św iatła. S ta ­ je się to przez użycie spektrofotom etrów , z których jeden z pierwszych był podany przez byłego profesora fizyologii w uniw ersy­

tecie tutejszym , ^ ie ro rd ta .

Ja k o skalę porównawczą dla pozostałych źródeł św iatła bierzemy zwykle światło dzienne. N orm alne światło dzienne je s t dla naszego wzroku najprzyjem niejsze, ponieważ z biegiem rozwoju rodu ludzkiego oko nasze najlepiej się przystosow ało do niego. S ztucz­

ne światło zatem je s t tem lepsze, im dokład­

niej zaw arte w niem barw y w takim samym, ja k w świetle dziennem, pozo stają względem siebie stosunku. Znaczne od tego zboczenie przedstaw ia światło lam p i gazowe, w któ-

rych p rzew ażają prom ienie czerwono-żółte, natom iast niebieskie części składowe nie­

zm iernie są słabe. W ięcej do św iatła dzien­

nego zbliżone je st światło lam p żarowych, a bardzo bliskiem światło lam p łukowych.

T u promienie czerwone i fioletowe są trochę silniejsze, niebiesko-zielone zaś nieco słabsze, n ii w słońcu. Gazowe światło żarowe w in­

nym znowu względzie różni się od dziennego, a mianowicie zawiera stosunkowo wiele p ro ­ mieni zielonych a m ało czerwonych, dając oświetlenie niezwykłe, nieprzyjem nie oddzia­

ływ ające. Znajom ość tych własności ró ż­

nych źródeł św iatła m a pewne znaczenie

| p ra k ty c z n e : T ak naprzykład barwy czer­

wonawe i żółtawe rozm aitych przed­

miotów m ało się zm ieniają w zwykłem oświetleniu gazowem, gdy tymczasem nie­

bieskie wydają się praw ie czarnemi. G dy­

byśmy chcieli oświetlić wystawę obrazów g a­

zem, to ich koloryt ogrom nie by na tem ucierpiał, natom iast światło łukowe nietylko żadnej nie przyniosłoby szkody, lecz, prze­

ciwnie, może w pewnych w arunkach okazać się bardzo korzystnem. Gły słynny W erner Siemens poraź pierwszy oświetlił swoje salo­

ny podczas wieczornego zebrania tow arzy­

skiego światłem elektrycznem , dam y, ja k mi powiedział, czyniły mu później z tego powo­

du wyrzuty, toalety ich bowiem zastosowane były do św iatła gazowego. Postanow ił więc przy następnych okazyach n a k arta ch zapro­

szeń umieścić u w a g ę : „oświetlenie elek­

try czn e”.

Szanowni słu ch acze! N iepostrzeżenie p rze­

szliśmy w dziedzinę estetyki. D ziałanie róż­

nobarw nego oświetlenia pozostaje w istocie w najbliższym związku z praw am i nauki o barw ach i harm onii barw.

Z trudnością opieram się pokusie zatrzy ­ m ania się dłużej nad tym przedm iotem . P o ­ nieważ jed n ak trzeb aby poruszyć tu różno­

rodne inne kwestye, poprzestać przeto muszę na zaznaczeniu, że przedm iot ten dotyczy zarówno fizyka ja k fizyologa.

P ow racając tera z znowu do czysto fizykal­

nego rozw ażania źródeł św iatła, spotykam y się przedewszystkiein z pytaniem , ja k a je st ostateczna przyczyna pow staw ania światła?

W szystkie dotąd przytoczone źródła św ia­

tła p o siadają bardzo wysoką tem peraturę.

W płom ieniach świecących wynosi ona około

(5)

WSZECH ŚWIAT. 357 1500°. W świetle łukowem wznosi się dla

węgla dodatniego naw et do 3 300°, węgiel zaś ujemny ogrzewa się tylko do 2 400°. S tąd bliskiem je s t przypuszczenie, że przez dosta­

teczne podniesienie tem peratury wszystkie ciała mogą świecić i źe dane ciało stałe może tylko wtedy wysyłać światło, jeżeli je st ogrzane do pewnej tem p eratu ry .

Przyjrzyjm y się teraz, co nam w tym względzie mówi doświadczenie.

Zaczniemy od rozpatrzenia ciał stałych, zwłaszcza tych m etali, k tó re znoszą znaczne ogrzanie bez stopienia się lub spalenia.

Jeżeli ogrzejemy pręcik metalowy, je st on z początku ciemny. Dopiero w wyższej tem ­ peraturze zaczyna wysyłać czerwonawe świa­

tło. W ystąpiło żarzenie się czerwone. P rzy dalszem ogrzewaniu światło staje się sil- niejszem i bielszem. Nazywamy to żarze­

niem białein.

Dokładniejsze badanie tego zjaw iska pod­

ją ł fizyk angielski D rap er w r. 1847. D la rozpoczynającego się żarzenia czerwonego po­

daje on tem p eratu rę 525° C. Tw ierdzi on, że wszystkie ciała stałe zaczynają świecić przy tej satnej tem peraturze i że nasam przód wysyłają głównie światło czerwone. Dopiero przy dalszem ogrzewaniu przyłączają się do promieni czerwonych żółte, zielone i t. d., aż nareszcie przy bardzo wysokiej tem p eratu rze powstają wszystkie prom ienie widma, które w połączeniu wywołują wrażenie św iatła bia- łego.

W ostatnich czasach profesor W e b er w Z u ­ rychu zbadał nanowo zjaw iska żarzenia i do­

szedł do nieco innych wniosków. W eber przeprow adził doświadczenia w zupełnie ciemnej przestrzeni i posługiw ał się zrazu prądem elektrycznym, ażeby doprowadzić węgiel lam py żarowej do świecenia. P rzy powolnem podnoszeniu siły p rą d u można węglowi nadać ściśle najniższą tem pera­

turę, przy jakiej pow staje światło. J e st ona znacznie niższa, niż podana przez D rap era, gdyż wynosi tylko 400°.

Pierwsze, słabe światło, powstające przy tej tem peraturze, je st nadto nie czerwone, lecz posiada barw ę, tru d n ą do określenia, k tó rą W eber oznacza mianem m glistoszarej.

W m iarę wznoszenia się tem peratury wzmaga się jasność św iatła. B arw a zrazu się nie zmie­

nia, dopiero w znacznie wyższej tem pera­

turze ukazuje się światło czerwone, po któ- rem następuje kolejny szereg barw, jak i

! obserwował D rap er.

Późniejsze doświadczenia stwierdziły te wyniki. Może uchodzić za rzecz pewną, źe m etal tylko do 4G0° ogrzany ju ż świeci. Lecz tem peratura ta różną je s t dla różnych m e­

tali. Spostrzeżenie, że zrazu odbieram y wrażenie św iatła słabo białawego, a później dopiero rozpoczyna się palenie czerwone, także się sprawdziło. Tłum aczy się ono

j

wszakże nieznaną dotąd właściwością nasze­

go wzroku. Przypuśćm y, że w zupełnie ciemnej przestrzeni spostrzegam y źródło j św iatła, którego jasność możemy dowolnie zmniejszać, musimy tedy ostatecznie dojść do pewnej granicy, przy której światło p rze­

staje być widzianem. Tę siłę św iatła n azy ­ wamy najniższą granicą uczucia św iatła Do-

i

kładne poszukiwania dowiodły, że jest ona różną dla poszczególnych barw i najniższą dla św iatła zielonego. ' D alsze stopnie idą w następującym szeregu : światło czerwone, zielono-niebieskie, żółte, wreszcie niebieskie.

Jeżeli przeto pierwsze promienie św iatła przy tem p eratu rach, przewyższających 400°, wysyłają istotnie silniejsze prom ienie czer­

wone, to jed nak słabsze promienie zielone odczuwane są daleko silniej. B arw a mie­

szana odpowiadałaby więc wrażeniu św iatła szarego. Ponieważ m ają tu pewne znacze­

nie także podmiotowe różnice pojedynczych obserwatorów, przychodzimy tedy do prze­

konania, że oko nasze samo przez się nie je st w stanie udzielić stanowczych wskazówek co do natury prom ieni światła.

Potrzebujem y do tego innych jeszcze środ ­ ków pomocniczych. Możemy w tym celu spożytkować działania cieplikowe i chemicz­

ne światła. Pierwsze zbyt dobrze każdem u są znane, jako zaś przykłady ostatnich dosyć je st przytoczyć przem ianę m ateryi u roślin i fotografią. Z a objektywną m iarę siły p ro ­ mieni służy wszelako zawsze wytwarzana przez nie ilość ciepła, jeżeli promienie p ad ają na ciało, które je całkowicie pochłania. P rzy bliższem badaniu promieni okazało się, że prócz widocznych promieni św iatła istnieją jeszcze inne, dla oka naszego już niedostrze- żone.

Podobnie ja k promienie świetlne ro z k ła d a ­

j ą się zapomocą pryzm atu na swoje barw ne

(6)

358 WSZECHŚWIAT. N r 23.

części składowe, można to samo uczynić ze wszystkiemi promieniam i, do czego wszakże nie można użyć pryzm atów szklanych, ponie­

waż one nie przepuszczają znacznej ilości promieni ciemnych.

Pojedyncze promienie szeregują się wtedy wedle długości ich fal. P rócz widzialnych promieni, poza św iatłem czerwonem przebie­

g ają promienie ultraczerw one, posiadające silne działanie cieplikowe, a poza św iatłem fioletowem— prom ienie ultrafioletowe o sil- nem działaniu chemicznem.

Jeżeli określać będziemy prom ienie wedle długości ich fal i przyjm iem y za jednostkę tej długości '/jo ooo m m > to prom ienie wi­

dzialne leżą pomiędzy długościam i fal 7 i 3.

M ożna natom iast udowodnić cieplikowe dzia­

łan ie prom ieni niewidzialnych do długości fal, wynoszącej około 80, ciemne zaś, che­

micznie działające prom ienie do długości fal, stanowiącej 1.

Oko nasze je st więc wrażliwe tylko n a m a­

łą część prom ieni zbiorowych. Jeżeli użyje­

my określenia, przyjętego w muzyce, rzec możemy, że dotąd stwierdzono istnienie p ro ­ mieni, obejm ujących sześć oktaw, z których tylko nieco więcej, niż jed n a oktaw a je st w idzialną. Prom ieniow anie ciał stały ch i pły ­ nów, np. stopionych m etali, odbywa się więc z wzrostem tem p eratu ry w ta k i sposób, że nasam przód wysyłane zostają niewidzialne prom ienie o falach długich. G dy tem p eratu ra się podnosi, przyłączają się do nich prom ienie

■o falach krótszych, a więc świetlne, aż n a re sz ­ cie w tem p eratu rac h wyższych, niż 1000°, następuje żarzenie się białe. Z nam ienną je s t przy tem rzeczą, źe rozpalone ciało stałe d ostarcza prom ieni o wszelkich długościach fal, a więc daje widmo ciągłe, bez przerw ciemnych.

Zasadniczo odmiennem je st prom ieniow a­

nie gazów i par. Z d aje się, że powietrze przez samo ogrzanie nie może dać znacznego prom ieniowania. J e s t ono natom iast dowie- dzionem dla p ary wodnej i dwutlenku węgla.

O kazało się wszakże przytem , że gazy te w ydają prom ienie tylko o określonych d łu ­ gościach fal. D obrze je s t przedewszystkiem znanem prom ieniowanie p a r m etali, s k ła d a ­ jące się zazwyczaj tylko z pojedynczych barw znamiennych, tak , że na tej zasadzie

można wnioskować o obecności pewnych sub- stancyj, choćby naw et one w m ałej znajdo­

wały się ilości.

(Dok. nast.).

P rzeło ży ł M . G .

na krańcach wschodnich Azyi.

(C iąg dalszy).

2.

Streszczoną, instrukcyą co do krajów na północnych wodach Oceanu W schodniego le­

żących opatrzony, L a P erouse, m ając pod swojemi rozkazam i dwa okręty, Boussole i A strolabe, w ypłynął w dniu 1 sierpnia 1785 r. z B restu. P o okrążeniu A m eryki południowej, po zwiedzeniu wysp W ielkanoc­

nej i H aw ai, ju ż w roku następnym (1786) s ta n ą ł był w dniu 23 czerwca na wysokości góry E liasza. W ygraw szy więc na czasie j o rok cały, nie po pły nął wtedy na zachód,

! wzdłuż A leutó w ku K am czatce, ja k to n a ­ kazyw ała instrukcyą, lecz ku południowi wzdłuż zachodnich brzegów A m eryki północ­

nej. W tym kierunku dosięgłszy M onterey na brzegach M eksyku, zwrócił się dopiero n a zachód d. 24 września, a 3 stycznia 1787 r. był ju ż w M akao. Z b y t wczesna p o ra roku dla wyruszenia na północ skłoniła go do zwiedzenia wysp .Filipińskich. Lecz ju ż w kwietniu opuścił był je i 21 ujrzał Form ozę, a w miesiąc później, d. 2 ł m a ja — wyspę Q uelpaert, leżącą nieopodal od po­

łudniowych wybrzeży K orei. Nakoniec, opły- nąwszy ten półwysep, d. 12 czerwca wylądo­

w ał na w ybrzeżu wschodniem Azyi środko­

wej, w miejscu gdzie K o re a przylega do lądu

stałego. Byli to pierwsi na tych krańcach

A zyi europejczycy. P rze to , czem w historyi

odkryć geograficznych s ta ła się podróż L a

P ero u sea jak o fak t, tem dla krajoznaw stw a

powszechnego i etnografii s ta je się opis tej

podróży. Oto więc co znajdujem y w tym

o p is ie :

(7)

iS r 23. W s z e c h ś w i a t . 3 5 9

nT a rta ry a jestto kraj w ysoki. . . rozciąga się od północo-zachodu ku północo-wschodo­

wi, przedstawiając się wzrokowi w różnych płaszczyznach. Góry lubo nie tak wysokie ja k na brzegach A m eryki, liczą jednakże wysokości od 6 do 7 set sążni. N ie znaleźliśmy gruntu ja k o 4 mile od l ą d u . '.. Zbliżyłem się do pobrzeźa bardzo przykrego, drzewami i traw ą zarosłego. N a szczycie najwyższych gór widzieliśmy śniegi, lecz w m ałej ilości.

Z resztą nie można było spostrzedz śladu uprawy, co dało nam powód do sądzenia, źe ludy M antszu, będąc wędrownemi i p aste­

rzami, nad takowe lasy i góry przenieśli płaszczyzny i doliny, gdzie trzody żyzniejsze znajdują pastwiska. W zdłuż tego pobrzeźa od 40 mil przeszło nie zdarzyło nam się nigdzie znaleźć ujścia r z e k i. . . ” Ciągle p a ­ nujące gęste mgły i obawa osadzenia się na mieliźnie, stą d konieczność częstego sondo­

wania morza, utru d n iały posuwanie się ku północy; pomimo tego L a P erouse ciągle pły­

nął w tym kierunku i zdej mował k a rtę linii brzegowej; przy tem nigdzie śladów zaludnienia [ nie spotykał. D nia 23 czerwca zatrzym ał się j w zatoce, k tó rą nazwał T ernay. Było to pod 45°13'. W jeżdżał ju ż więc w nieznany do- ; tychczas kanał T atarsk i, oddzielający Sacha- j lin od lądu stałego. W czasie kilkudniowego pobytu w tej zatoce zdarzyło się im, ja k opisuje, „znaleźć ta ta rsk i grobowiec, obok chatki w gruzach i chw astach mocno zagrze­

banej. Ciekawością zdjęci, tenże otworzyw­

szy, znaleźliśmy dwie osoby obok siebie le­

żące. Głowy ich kitajkow atą były pokryte kapicą, zwłoki zaś w niedźwiedzią skórę za-

j

winięte z pasem z tejże samej skóry, do którego dwie m ałe sztuki chińskiej monety z rozmaitemi mosiężnemi fraszkam i przyw ią­

zane były. P o samym zaś grobie korale szklane niebieskiego koloru rozsiane były.

N adto znaleźliśmy tam że do dw unastu g a­

tunków srebrnych naszyjników, z których każdy dwie uncye ważył, a które, według później powziętej wiadomości, kolczykami były; tudzież siekierę żelazną, nóż z takiego samego kruszcu, łyżkę drew nianą, grzebień i mały woreczek nankinowy, ryżem napełnio­

ny • . . Chińska m oneta — wzmiankuje L a Perouse — niebieski nankin, kitajka, kapice są dowodem formalnego związku z Chinami tych narodów, które, według podobieństwa,

są także podległe tem u państw u”. P osuw a­

ją c się stale ku północy d. 4 lipca poraź trzeci wylądowuje na brzegu T artary i, w za­

toce (pod 47°51'), k tó rą Suffren nazywa.

Przy tem ta k ą czytamy wiadomość: „Ślady ludzkie były tu daleko świeższe. Spostrzeżo­

no tam ostrem narzędziem popodcinane g a ­ łęzie, na których zielony liść mocno się je sz ­ cze trzym ał. Dwie skóry sztucznie na m a­

łych drzewkach rozpostarte znajdowały się na boku małej c h a tk i. . . której mieszkańce ze strachu w knieje się sch ro n ili. . . ” D nia 7 lipca z przyczyny mgły oddaliwszy się od brzegów T artary i w kierunku północno- wschodnim, poraź pierwszy u jrzał Sachalin.

„W idok togo k raju bardzo się różnił od T a r ­ ta ry i—zapisuje w dzienniku—widziano ty l­

ko dokoła suche skały, których rozpadliny jeszcze śniegiem pokryte były”. Po dwu dniach podróży znowu w północnym k ieru n ­ ku dodaje : „W reszcie spostrzegłem , źe się

| znajdujem y w kanale Segalii (Sachalin) od stałego lądu oddzielającym . . . T eraz nie pozostaje nam ja k tylko dochodzić, czy kraj Jesso (za którego przedłużenie poczytywano, ja k wiemy, Sachalin) je st wyspą czy też pół- wyspem. W ostatnim przypadku m usiałby z chińską ta k być spojony T a rta ry ą , ja k K am czatka z rossyjską. Z najw iększą niecierpliwością oczekiwałem rozejścia się mgły . . . ”

Zbliżyć się jednakże do brzegu Saclialinu mogli francuzi dopiero dnia 12-go. S tanęli w zatoce, leżącej pod 47°49' szerokości, k tó ­ rą L a Perouse od nazwiska k apitan a okrętu A strolabe D e L anglea zatoką L angle n a­

zwał. T u dopiero od czasu wyjazdu z F ili­

pinów poraź pierwszy spotkali się z ludźmi.

N a d zatoką stało parę chat świeżo, ja k widać było, przez mieszkańców opuszczonych. Męź- czyzni w liczbie dwudziestu kilku nadjechali czółenkami z m orza od północy. K obiety i dzieci znajdować się mogły w sąsiednim le- sie, skąd dochodziło na wybrzeże szczekanie psów i dokąd życzących się udać m arynarzy wstrzymali przybyli krajowcy. Oto ja k tych ostatnich opisuje L a P erouse : „U brani byli tylko w długą suknię, k tó ra zapomocą pasa i m ałych guzików spinając się, mogła wyśmienicie uwalniać od użycia spodni. G ło ­ wę mieli gołą . . . włosy »a przodzie i n a bo­

kach były wygolone, tylne tylko o d rastały

(8)

360 W SZECHSWIAT JSr 23.

do kilkun astu c a l i . . . Wszyscy m ieli ze skór wilków morskich buty i trzewiki chiń­

skiej nad er sztucznej roboty. Broń ich sk ła ­ d a ła się z łuków, pik i strz a ł żelazem obwie­

dzionych . . . Byli bardzo ubogimi, trzech tylko lub czterech m iało srebrne k o lczy k i. . . całkowicie podobne do tych, jakie w gro­

bie przy zatoce T ernay znalazłszy, poczyty­

wałem za naram ienniki. R eszta ich lichej ozdoby była równie z miedzi, ja k w rzeczo­

nym grobowcu. Ich krzesiw a i lulki zdaw ały się być chińskiemi lub jap o ń sk iem i. . . S ą w powszechności przystojni, mocnej konsty- tucyi, dosyć przyjemnej fizyognomii, w zrostu niskiego . . . Paznokciom d ają rość ja k chiń- czykowie i pozdraw iają się sposobem tychże;

sposób ich siadania na m atach je s t ta k i sam, je d z ą podobnie ja k i tam ci m ałem i p atycz­

kam i”.

L a P erouse, jak o wychowaniec X V I I I stu ­ lecia, dzielił panujące w niem pojęcia o w ro­

dzonej dobroci człowiekowi i o wyższości m o ­ ralnej człowieka dzikiego nad ucywilizowa­

nym. I chociaż mogły mu stać w pamięci o statnie chwile zjedzonego przed ośmiu laty n a wyspie H aw ai Cooka '), a la t dwa zaled- wo m ogły go dzielić od tragicznego końca swej podróży, kiedy m ógł sam doświadczyć na sobie dobroci wrodzonej człowiekowi, oto co w dalszym ciągu wypowiada o tych w ys­

piarzach : „Bezw ątpienia, um iejętności uczo­

nej klasy europejczyków są nierównie wyższe ja k tych dwudziestu kilku wyspiarzy; lecz, um iejętności ludów na tych wyspach po­

wszechnie bardziej są rozszerzone, w po-

') D la ścisło ści p rzytaczam ustęp z Ka M o- oolelo H aw aii (H istoryi w ysp H aw ajskich, napi­

sanej p rzez krajow ca, str. 3 7 ) : „ W ted y (p o za- | biciu Cooka i czterech je g o to w arzyszy) K alan io-

j

puu (w ódz Hawai) ^łożył L ono (tak h aw ajczycy, [ poczytu jąc Cooka za boga, je g o nazyw ali) w ofie­

rze; kiedy u roczystość była ukończona, o d d zielili

j

k o ści Lono od m ięsa i p rzechow ali je g o k o ści, ja k rów nież i w nę'rzności. Ciało z n iszczy li na ogniu, w nętrzności Lono zo sta ły zjedzone p rzez dzieci; zjad ły j e one p rzez om yfkę, biorąc j e za w nętrzności psie; dlatego to j e zjadły. Kupa je s t ten , który j e zja d ł, a z nim M ohoole i K aiw iko- koole (sąto p rzy szli d ziałacze z czasów K am eha- m ehy, 1 -g o cyw ilizatora na w zór europejski tych w y sp )” . To dz tło w ydane zostało w P ary­

żu w 1 8 6 2 r.

■ spolitych klasach europejskich narodów; zdaje się, że wszyscy członkowie tego społeczeń- j stwa jedn ę otrzym ali e d u k a c y ą . . . T kac­

two nie je s t im nieznajome. Przyniosłem z sobą w arsztat, na którym płótno tkali zu­

pełnie do naszego podobne, z tą tylko różni­

cą, że ich przędza je s t z kory wierzbowej . . . Chociaż ziemi nie upraw iają, um ieją jedn ak jej dobrowolne płody z wielką przezornością na pożytek obracać. Znaleźliśmy w ich cha­

tach wielką ilość korzonków gatunków lilii, k tó rą nasi botanicy za żółtą lilią uznali. Su­

szą ją , a suszona służy im za zapas zimowy.

Z n ajd u je się tam tak że wiele czosnku i korze-

| ni angeliki; takowe rośliny można także zna­

leźć na granicy bo ró w . . . K rótkie nasze po­

bycie nie pozwoliło nam dowiedzieć się, czyli

| wyspiarze m ają rząd jaki, i w tej mierze nad same domysły nic nam nie pozostało. Lecz m ożna być pewnym, źe starszym wielką cześć w yrządzają i ich obyczaje tchną łagodnością i uprzejm ością. Gdyby skotarzam i tylko byli i liczne trzody chowali, nie czyniłbym sobie innego wyobrażenia o zwyczajach i obyczajach patryarchów . . . Dozwolili m alarzom naszym malować się, lecz z uporem sprzeciwiali się życzeniom P. Rollina, naszego cyrulika, wy-

| m ierzania rozm aitych części ich ciała . . . T a wzbronność, oraz ich lekkomyślność w u kry­

waniu przed nam i swych żon, jedynie tylko może im być zarzuconą. Możemy zapewnić, że mieszkańcy tej wyspy polerowny naród sk ład ają , lecz biedny ta k dalece, że w najpo- tom niejsze czasy nie należy się im obawiać ani ambicyi zdobywców, ani chciwości ku p­

ców. Nieco tra n u i suszonych ryb są n ader lichemi do zbycia artykułam i. My tylko dwie skóry cenne nabyliśmy. W idzieliśmy tak że skóry z niedźwiedzi i wilków morskich na suknie poprzykraw ane. Z darzyło się nam znaleźć ułomy węgli kam iennych na brzegach wyrzucone, lecz ani jednego nie znalezliśmy kam yka, któryby złoto, żelazo lub miedź za­

wierał. N ie sądzę oraz, ażeby ich góry rudę zawierać miały. W szystkie srebrne naczynia tych dw udziestu kilku wyspiarzy nie ważyły dwu uncyj . . . ” I ten opis ta k ą kończy uwagą, dotyczącą pochodzenia tych wyspia­

rzy: „Jeżeli z chińczykami i ta ta ra m i po­

wszechny m ają początek, ich oddzielenie się od tych narodów nader dawne być musi, po­

nieważ wcale nie są im podobni w powierz­

I

(9)

l \ r 23. W SZECHSWIAT 361 chowności, a mało co w ich moralnych zwy­

czajach.”

Pewnego rozwoju umysłowego ci wyspiarze dowiedli w następnej okoliczności. „Uważa­

jąc nas—pisze dalej L a P ero u se—trzy m ają­

cych papier z ołówkiem dla zebrania słow-

J

nika w ich języku, dociekli naszego zamysłu i uprzedzili nas w zapytaniu wskazując nam dobrowolnie różne przedm ioty i grzecznie cztery do pięciu razy pow tarzali nazwy róż­

ne, dopóki o pochwyceniu ich z naszej nie byli pewni wymowy . . . l). N akoniec udało nam się okazać im nasze życzenie, ażeby nam określili własny swój kraj i T a rta ry ą . W te ­ dy jeden ze starców, powstawszy, końcem swej piki znaczył na piasku zachodnie po- brzeże T arta ry i, ku północnej i południowej stronie idące. N a wschodzie, naprzeciwko prawie i w tym samym kierunku swoję wyspę umieścił, a położywszy ręk ę na piersiach d ał | do zrozumienia, źe swój własny kraj określa. | Między T a rta ry ą i swą wyspą cieśninę m or­

ską naznaczył, a w skazując n a nasze okręty,

j

które z brzegu widzieć można było, daw ał do zrozumienia, że przez tę cieśninę żeglować możua. N a południu swej wyspy wskazał inną, naznaczając oraz cieśninę jako drogę najodpowiedniejszą dla naszych okrętów. J e ­ go dowcip w dociekaniu naszych zapytań był nader bystry, lecz słabszy nierównie od inne­

go wyspiarza. T en widząc, źe kreślone na piasku figury nikną, wziął od nas ołówek i papier, na którym swoję wyspę odryso-

j

wawszy, nadał jej nazwisko Tszoka. W ska- ! zał także zapomocą linii m ałą rzekę, na któ- | rej brzegu znajdowaliśmy się. Potem od- rysował T a rta ry ą , naznaczając podobnie ja k

j

starzec cieśninę i z niemałem naszem zd u ­ mieniem, przyłączył rzekę Segalią (Am ur), której nazwisko wyspiarze ja k i my wyma-

') D alsze porozum iew anie się francuzów z m ieszkańcam i Sachalinu ułatw iła następna oko-

j

liczność. W śród z a ło g i okrę+owej było k ilku

j

chińczyków. Przypadkiem w śród w yspiarzy zn a-

j

lazło s ię dwu tatarów , k tó rzy ze stałego lądu przybyli w interesach handlow ych. Chińczycy mowy wyspiarskiej n ie rozum ieli; lecz tatarzy z w yspiarzam i sw obodnie rozm aw iali; jed en z chińczyków zaś m ógł rozm aw iać z tataram i.

W taki sposób tatarzy słu żyli za tłum aczy p o ­ m iędzy chińczykam i a wyspiarzam i; chińczycy za tłum aczy pom iędzy francuzam i a tataram i.

wiali, ujście tej rzeki naznaczył nieco na południe względem północnego cyplu swej wyspy, w yrażając siedmiu kreskam i liczbę dni, których w ym agała podróż z naszego stanowiska do ujścia S e g a lii. . . ”

Potw ierdzenie w zdobytych w tak i sposób od wyspiarzy wiadomościach własnych do­

mysłów, że się znajdują w kanale pomiędzy wschodniemi krańcam i Azyi i Sachalinem i przedstaw iająca się łatw a możność bliższe­

go zbadania zachodniego wybrzeża Sachalinu i wschodniego lądu stałego, obu zupełnie nieznanych dotąd europejczykom, skłoniły L a P erousea do dalszego posuwania się na północ. Jak o ż d. 19 lipca pod 48° i 59' sze­

rokości znajduje d ru g ą zatokę n a brzegu Sachalinu i nazywa j ą E stain g ’); dnia zaś 23 jeszcze inną, pod 60° i 54', k tó rą D e la Jonąu iere mianuje. „Stanąwszy pod 50°

szerokości już nie powątpiew ałem —pisze L a Perouse— żeby wyspa, wzdłuż której ju ż od 47° płynęliśmy i która, według opowiadania krajowców, powinna się była rozciągać d a le ­ ko bardziej ku południowi, nie była wyspą Segalią, której północny cypel rossyanie pod 54° naznaczyli, a k tó ra idąc z północy na południe ma być jed n ą z najdłuższych wysp na świecie 2). Z drugiej strony dno morskie,

*) N a brzegu tej zatoki zn aleźli francuzi k il­

kanaście chat krajowców; spotkali dwie kobieły, które na ich w idok uciekały; w innem m iejscu zobaczyli jak krajow cy pom agali przybyłym z lą ­ du stałego tatarom , spychać do morza 4 łodzie napełnione rybami; z tataram i tym i za pom ocą chińczyka rozm aw iali. D robniejsze jednakże szczegóły tego powtórnego zetknięcia się z kra­

jow cam i nie wzbogacają niczeni ju ż podanych wiadomości.

2) P otw ierdzenie tej w iadom ości, udzielonej przez La Perousea znajduje się na karcie w yda­

nej w 1 7 5 0 r. w P aryżu a noszącej tytu ł : P artie Orientale de 1’Etnpire de R ussie en A sie ou .se troven t les Provinces de Jakukskoy, N erckzin- skoy, Selinginskoy, Ilim skoy, Krasnoj arskoy, N arim skoy, Jenisseiskoy, M angajeiskoy etc. et les Confins de la Tartarie Chinoise, dressee d’apres les cartes de l ’A tlas R ussien, par le S-r R obert de Vangondy, fils de M r R obert, G eographe ord. du R oy. Avec. P r m le g e . 1 7 5 0 .

N a karcie rzeczonej Sachalin je s t ju ż oznaczo­

ny jak o w yspa, tylk o więcej n iż o połow ę k rót­

sza, rozpościera się bowiem tylk o od 5 0° do 5 4 °,

gdy na w spółczesnych od 4 6 ° do 5 4 °4 0 ', oraz

dwa razy bardziej oddalony od brzegów A zyi, niż

(10)

362 WSZECHSWIAT N r 23.

które w m iarę naszej dalszej w głąb północy podróży ciągle się podnosiło, wskazywało, że inną odkryłem drogę i że wyspa S egalia ni- czem jinnem nie była tylko bakiem , czasem przez morze zalewanym . . . W oda nagle spa­

dała do takiego stopnia, źe żeglując prosto ku północy głębia w tym kierunku z k ażdą milą do trzech sążni się zm niejszała . . . ” P o n ie ­ waż głębokość k an ału do 18 sążni tylko już wynosiła, poszukując bezpieczniejszego przej­

ścia zwrócił się ku zachodowi, a następnie znowu ku północy. Posuw ając się ciągle ku północy, dnia 26 znaleźli się francuzi p o ­ wtórnie na brzegach T a rta ry i, a 28 w odno­

dze pod 51°29' szer , k tó rą to odnogę L a P e ­ rouse, w celu uczczenia owoczesnego m inistra m arynarki francuskiej D e C astries, ochrzcił jego nazwiskiem.

Trzydniowy pobyt w tej odnodze zetknął francuzów poraź pierwszy z ludnością T a r ta ­ ryi w sam ej T arta ry i. W iern y idyllicznemu usposobieniu oto w jakich słowach tę ludność opisuje L a P e ro u s e : „W żadnej części świa­

t a nie znalazłbym n arodu z lepszych złożo­

nego ludzi. Ic h dowódca czyli n ajstarsz a głowa przyszedł na brzeg z kilku innymi m ieszkańcam i, celem przyjęcia nas. R z u ­ ciwszy się na ziemię pozdrowił nas chińskim .zwyczajem i zaprow adził do swojej chatki, gdzie żona, synowice, dzieci i wnuki się zn aj­

dowały. K azaw szy potem czystą rozpostrzedz m atę, n ag lił nas usiąść n a niej. P otem wsy­

pano m ałego ziarna, któregośm y dokładnie nie poznali, do kotła, stojącego nad ogniem z łososiem, który ku naszej był przeznaczo­

ny uczcie. To ziarno sk ład a ich najw ybor­

niejszą potraw ę. D aw ali więc nam poznać, ,że go mieli z k ra ju M antszu. Nazwisko to

n a w spółczesnych. Tuż z a południow ym cyplem Sachalinu um ieszczony napis na tej karcie nie podw ala w nioskow ać, ja k ie jej autor m iał w y o ­ brażenie o stosunku Sachalinu do Jesso.

W obec fa k ‘u istnienia tej karty dziw ić m oże ta okoliczn ość, że La P erouse ciągle, ja k wid^i m y, pozostaje w w ątpliw ości, gd zie się znajduje, i czy Jesso w raz z Sachalinem , stanow ią w yspę, czy te ż , ja k się w yraził, półw ysep, „spojony z T artaryą chińską, ja k K am czatka z r o ssy jsk ą ” . J eszcze je s t bow iem trudniej przypuścić, żeby o is nieniu tej k arty nie w ied zia ł w cale. W ięc chyba nie ufał w iadom ościom , słu żącym za p od ­ staw ę do utw orzenia tej karty.

dawali ludom, o siedem lub osiem dni drogi powyżej rzeki Segalii (A m uru) osiadłym . . . Pokazywali nam na migi, że pochodzą z n a­

rodu Orocze . . . W ieś Oroczów sk ład ała się z czterech chałup, dachem z kory pokry­

tych. Ław y stały dokoła izby, a ognisko na środku pod znacznym otworem, ujście dymu ułatw iającym , umieszczone było . . . Opusz­

czając chałupę właściciele k ład ą deski prze- dedrzwiam i dla wzbronienia wchodu psom, zostaw iając chaty wraz z m ajątkiem otworem.

W krótce przekonaliśm y się o nieposzlakowa­

nej wierności tych ludzi, o ich religijnej niemal czci ku własności. W ich chatach m aterye, korale, sprzęty żelazne i zgoła to wszystko, co ku zam ianie przeznaczone było, worami zostaw iając, ni razu nie zostaliśmy w naszej

| ufności zaw iedzionym i. . . Ic h wieś zabudo­

wana je s t na nizkim i bagnistym wzgórku;

| nie zdaw ała nam się jednakże być w zimie zam ieszkaną . . . Nieopodal stąd zwiedziliś­

my trzy ju rty , czyli podziemne mieszkania do kam czackich zupełnie podobne, których opis w ostatniej podróży Cooka je st podany.

Te tak są obszerne, źe w czasie surowej zimy mieszkańcy z siedmiu chatek w nich zmieścić się m o g li. .. W edług wszelkiego podobień­

stw a różne rodziny, naród ten składające, rozbiegły się w ościenne odnogi w celu łowie­

n ia i suszenia tam że łososiów. W zimie do­

piero schodzą się znowu, przynosząc z sobą zapas ryb w celu wyżywienia się niemi aż da powrotu słońca . . . T e ludy zd ają się, ta k , ja k n a wyspie Segalii, nie uznawać zwierzch­

nika i nie być podległemi rządowi. Ł a g o d ­ ność ich obyczajów i uszanowanie ku s t a r ­ szym są zdolne napraw ić takow ą anarchią.

Nie byliśmy nigdy świadkami acz najm niej­

szych swarów. Ich zobopólna przychylność, ich tkliwość ku swoim dzieciom były w oczach naszych czułym widokiem, lecz uczucia nasze wzdrygały się na smród łososi, którem i rów ­ nie ich domy ja k i miejsca za domami zapeł­

nione były. Kości z tychże wszędy by­

ły porozrzucane, ognisko posoką naokoło spryskane; chciwe psy, chociaż wcale ła s k a ­ we, lizały i połykały te s z c z ą tk i. . . O re- ligii ludu tego nie można nic powiedzieć, n ie widzieliśmy bowiem ani kościołów, ani księży, prócz kilku bałwanów grubej rzeźby u pow a­

ły ich ch ałup wiszących. Też bałwany wyo-

I b ra żają dzieci, ram iona, ręce, kości, nie bez

(11)

N r 23. WSZECHSWIAT. 3 63

znacznego podobieństwa do upominków w n a­

szych wiejskich kościołach. Być atoli może, źe te posągi, k tó re niesłusznie za bałwany wzięliśmy, jedynie dla wznowienia pam iątki pożarcia przez niedźwiedzi dziecięcia, lub otrzymanej przez tychże zwierzów rany strzelca służyły. Z tem wszystkiem niepo­

dobna, aby tak slaby lud od zabobonu był wolny . . . P sy ich najdroższym są m a ją t­

kiem; zaprzęgają je do m ałych, nader lek­

kich sani, całkiem podobnych do sani miesz­

kańców K am czatki . . .”

W śród Oroczów francuzi znaleźli kilku­

nastu obcych im, którzy twierdzili, że p rzy­

byli z k raju Bitszy, leżącego według nich na południe od zatoki C astries. Ponieważ ci przybyli byli na czółnach, L a Perouse są ­ dził, źe od nich poweźmie obchodzące go wiadomości o kanale. Jak o ż czytamy : „Uży­

liśmy całej naszej zręczności dla wybadania z nich nieco z geografii krajow ej. W tym celu odrysowaliśmy na papierze Pobrzeże Tatarskie, rzekę S egalią (A m ur), wyspę te ­ goż nazwiska (Sachalin), k tó rą ciż inaczej Tszoka zwali, zostaw ując naprzeciwko tegoż pobrzeźa’ między obojgiem drogę. W ziąwszy nam ołówek z ręki złączyli zapomocą kreski wyspę ze stałym lądem , a spychając przytem swe czółna n a piasek, dali nam do zrozum ie­

nia, źe wypłynąwszy z rzeki Segalii ( = Amu- ru) bieg swój ku hakowi zwrócili, który wyspę tę ze stałym łączył lądem ; potem wy­

rywając traw ę z g ru n tu m orza, k tó rą g ru n t odnogi był zarosły, tęż w piasku sadzili, chcąc nam przez to dać poznać, źe hak, oko­

ło którego płynęli, tak ąż traw ą m orską za­

rastał. Pow zięta o haku wiadomość, któ ry wyspę Segalią z czasem z tatarskiem inoże złączy pobrzeźem, odpow iadała naszym do­

świadczeniom, tam bowiem znajdując głębo­

kość do sześciu tylko sążni, byliśmy zmuszeni przystać n a ich powieść”.

C iągła obawa, źe się zbliżają do mielizn nieprzebytych dla wielkich okrętów, że mogą na nich uwięznąć, zn a la zła podnietę w nie­

mych przestrogach mieszkańców Bitszy, co spowodowało, źe L a P erouse, dnia 2 sierpnia opuściwszy zatokę C astries, już nie na p ó ł­

noc, dokąd go nęcić mogła ciekawość nauko­

wa, lecz na południe, to je s t z powrotem się zwrócił. Podbudzany chęcią wydostania się z niebezpiecznego kan ału spieszył ku połud­

niowi. D nia 8 go odkrywa m ałą wysepkę, 0 6 mil od Sachalinu odległą i n a z y w ają Manneron; dnia 9 okrąża przylądek, połud­

niowo-zachodni Sachalinu i nazywa go Cril- lon; dnia 15 okrążywszy drugi przylądek już południowo-wschodni, Aniwa, znany holen­

drom z Castricum , zatrzym uje się chwilowo nieco n a północ od niego już na wschodnim brzegu Sachalinu pod 46°9'. W taki sposób przepłynął pomiędzy Sachalinem i Jesso 1 odkrył cieśninę, noszącą obecnie nazwę od jego nazwiska.

Mniej nieco przezornej obawy i jeszcze o stopień jeden posunięcie się z zatoki C as­

tries na północ pozwoliłyby nosić jego nazwi­

sko innej cieśninie, która obecnie je s t znana, jak o cieśnina M am ia Rinso. Nazwisko bo­

wiem t.o nosił japoński żeglarz, które we dwadzieścia la t później pierwszy, płynąc z południa, ją przepłynął.

Zatrzym anie się wyprawy przy przylądku Crillon zetknęło francuzów poraź drugi z mieszkańcami Sachalinu i dało możność L a Perouseowi uzupełnić poprzednio podane 0 nich wiadomości. C zy tam y : „Dopiero na przylądku Crillon pierwszy raz odwiedzili nas wyspiarze, dotąd bowiem zawsześmy d o ­ my ich odwiedzali, bez wzniecenia w nich najmniejszej żądzy widzenia naszych s t a t ­ ków- W początku mieli nas w podejrzeniu 1 nie pierwej do o krętu się zbliżyli, aż im kil­

ka wyrazów ze słownika ułożonego w zatoce Langle zostały przeczytane. Jeżeli bojaźń, k tó rą zrazu powzięli, była znaczną, zaufanie, z jakiem później ku nam byli, godne je st po- dziwienia. W chodzili na nasze okręty, b a ­ wiąc się ja k u najlepszych przyjaciół, posia­

dali w okrągi i palili tytuń . . . Z w racając uwagę n a układ ciała tych wyspiarzy, widzie­

liśmy, że są piękni, dobrze złożeni, mocni, brodę zapuszczają na ram iona i piersi, m ając j szyj§ i grzbiet włosem okryty, co zdaje się

bardzo właściwym przymiotem człowieka, ponieważ i w E uropie również obrośnięci d a ­ j ą się spostrzegać ludzie. B iorąc średni

stosunek ich wzrostu, ten calem jest m niej­

szy od naszego, co jed nak nie tak łatw o się

spostrzega, gdyż doskonały układ ciała, sto ­

sunek jego części i wydatne, mocne muskuły

czynią ich w ogólności urodziwymi. Ciało

ich również ja k algierczyków lub innych

z nadbrzeża Berberyi ludzi je s t od słońca

(12)

364 W SZECHSWIAT. N r 23.

opiekłe . . . Co do fizycznego układ a zd a ją się być lepiej ukształceni od japończyków i chińczyków, zbliżając się wiele do ludów E uropy . . . ”

N azw iska tego ludu L a P e ro u se nie podaje.

(C. d. nast.).

I. R adliński.

Gruczoł tarczowy (Glandula thyreoidea)

pod względem fizyologicznym

-w ś w ie tle b a d a ń o b e cn y c h .

N a przedniej powierzchni tchaw icy, mniej więcej na wysokości chrząstki tarczykowej (cartilago thyreoidea), leży u człowieka organ, składający się z dwu bocznych więk­

szych płatów i jednego mniejszego środko­

wego, który stanowi jakgdyby most, łączący oba pierwsze. Nosi on miano gruczołu ta r- czowego* a jakkolw iek nie posiada przewodu wywodzącego, który w edług pojęć u ta rty c h stanowi nieodzowną cząstkę składow ą każ­

dego gruczołu, je d n a k nadano mu to miano j przez wzgląd na historyą jeg o rozwoju '), na budowę 2), oraz jego czynności fizyologiczne.

W podobnej lub nieco odmiennej postaci odnajdujem y go u w szystkich bez w yjątku zw ierząt kręgowych, a hom o lo g 3) jego istnie-

') R ozw ija się on ja k o środkow e i p arzyste | boczne w ypuklenie dolnej ścianki p ierw otnego | p rzełyk u i w stanie zarodkow ym posiada kanał w yw odzący (ductus th y reo g lo ssu s) z ujściem u nasady język a; kanał ten w ostatnich m iesią­

cach życia płodow ego u leg a zanikow i, a t. zw.

foram en coecum je s t w łaśnie zarośniętem u jściem J jeg o . (P a trz H erhvig : „L ehrb. der E ntw ick e- lu n g sg esch .” , 1 8 9 0 , str. 2 6 8 — 2 7 1 ).

*’) Istotną je g o częścią składow ą j e s t jak b y k łęl ek pęcherzyków gruczołow ych, w ypełnionych | p rzezroczystą t. zw . masą koloid aln ą, która uw a- | żaną je s t za w ydzielinę specyficzną nabłonka gru czołow ego.

3) Tak zw nny endostyl lub row ek bypohran- chialny, tw orzący się ja k o w ypuklenie doluej ścianki worka skrzelow ego, uw ażany j e s t za organ hom ologiczny (p r z e z w zgląd na sposób sw ego pow staw ania) z g ru czołem tarczow ym . (P atrz W iederscheim : „L ehrb. der V ergleich.

A n a t.” W yd. II, str. 5 2 0 ).

je naw et u ich domniemanych przodków—

osłonnic (T unicata) i lancetnika(A m phioxus), J u ż tak znaczne rozpowszechnienie wspom­

nianego narządu dowodzi do pewnego stopnia zasadniczej jego ważności, jakkolw iek przez szereg la t znaczenie jeg o stanowiło właści­

wie zupełną zagadkę i tylko różnorodne a fantastyczne krążyły o nim przypuszczenia.

| To m iał on nadaw ać szyi piękne zaok rąg le­

nie, to znów przez powiększanie i zm niejsza­

nie swej objętości m iał zwiastować wzrusze­

nia silniejsze, ja k np. gniew, radość, to znów m iał być osłoną dla głębiej leżących n arzą­

dów szyi i t. p.—naiwność tych zapatryw ań je s t oczywista N a baczniejszą ju ż uwagę zasługuje pogląd, który w gruczole tarczo­

wym widział pewnego rodzaju klapę bezpie­

czeństwa dla mózgu, regu lując dopływ krwi do jam y czaszkowej; jakoż bezpośrednia styczność jego z wielkiemi naezyniami, do­

prow adzaj ącemi krew do mózgu, obfite jego unaczynienie, a stąd i budowa praw ie g ą b ­ czasta n adaw ała tem u zapatryw aniu ja k ą ś racy ą bytu, wymownie bronioną w swoim czasie przez L ieberm eistra, W aldeyera, Ju an a . Należy też jeszcze podkreślić i po­

gląd, który znaczenie gruczołu tarczowego wiązał z pewnemi sprawam i fizyologicznemi, dotyczącemi narządów rozrodczych (Klokow, M unck i inni). Pom ijając jed n ak nieliczne, prawdziwe poniekąd spostrzeżenia, dane te okazały się ta k powierzchownemi i doryw- czemi, że obie o parte na nich hypotezy nie ostały się wobec dalszych postępów nauki.

I rzeczywiście, nowe zupełnie światło n a sprawę całą rzuciły dzisiejsze obserwacye, a w pierwszym szeregu dane patologiczne, 0 których musimy nieco obszerniej pomówić.

W pewnych k rajach (np. w Szwajcaryi,.

w niektórych prowincyach A ustryi, W łoch 1 t, d.) szczególnie je st rozpowszechnione cierpienie, prawdopodobnie pochodzenia z a ­ kaźnego 2), zasadzające się na przeroście

') H istoryą tych poglądów szczegółow o z e ­ staw ia H ellin w rozpraw ie p. t. „Strum a und S ch ild d riise”, 1 8 9 3 .

2) Czasem w ystęp u je ono epidem icznie, a w pew nych m iejscow ościach je s t chorobą e n ­ demiczną; pierw iastek zakaźny nie został dotych­

czas zbadany, ale w szystko przem aw ia na k o ­

rzyść teg o p oglądu, k tó ry za przyczynę wola.

(13)

Nr 23 WSZECHSW1AT 365 gruczołu tarczowego, któ ry nosi wtedy m ia­

no wola (strum a), a nieraz dochodzi do t a ­ kich wymiarów, że, naciskając n a tchawicę, wywoływać może groźne napady duszenia się. Otóż jeżeli dla usunięcia tych przy p ad ­ łości wyłuszczymy wole, to według spostrze­

żeń słynnego chirurga szwajcarskiego K o ­ chera, u pacyenta występuje cały szereg dziwnych objaw ów : skóra staje się bladą, prawie woskową i brzęknie, tw arz przyjm uje wyraz apatyczny, nieruchomy, ja k maska, przyczem d ają się zauważyć oznaki zwolna postępującego stępienia umysłowego. C ało­

kształt tych objawów K ocher nazw ał cahe- xia strum ipriva s. thyreopriva, t. j. char- ictwo, wynikające z powodu usunięcia g ru ­ czołu tarczowego. W tych samych krajach prawie analogicznych w arunkach bytu, a więc prawdopodobnie w skutek tej samej przyczyny zakaźnej, występuje pewnego ro­

dzaju fizyczne i psychiczne zwyrodnienie, znane pod nazwą kretynizm u '), który pod wieloma względami przypom ina powyżej na­

szkicowany obraz charłactw a, a zależy od różnych postaci rozwoju wstecznego, jakiem u podlega w tych przypadkach gruczoł t a r ­ czowy.

Nareszcie cierpienie, powszechnie znane pod popularnem nazwiskiem choroby B ase­

dowa, przebiega też, ja k wiadomo, z pew ne- mi zmianami w budowie gruczołu tarczo­

wego.

uważa m iazm at za pośrednictw em w ody dostają­

cy się do ustroju ludzkiego. W pew nych okoli­

cach (np. w gm inach położonych na lew ym b rze­

gu rzeki Aar) 2 2 — 5 0 ° /o m łod zieży szkolnej, a 1 5 — 30°/o rekrutów byw a dotkniętych tem cierpieniem , które stanowi praw dziw ą klęskę społeczną, żrącą narośl, jak się w yraża E w ald, na ciele dotkniętego nią ludu.

*) W ystępować on m oże sp orad yczn ie, ale w pewnych m iejscow ościach trw a endem icznie;

obie postaci są bardzo b lisk ie sobie, ale w łaści­

wie tylko pierw sza w zupełności odpow iada na­

szkicowanem u pow yżej obrazow i charłactwa, ł t. z w. obrzęk śluzow y (m yxoed em a)— choroba poraź pierw szy opisana w r. 1 8 7 3 p rzez Gullsa w Angliij ja k w ykazały późniejsze badania, je s t też identyczną z w spom nianem charłactwem , a w przebiegu jej zaw sze znajdujem y spraw y z a ­ nikowe w gru czole tarczow ym . Charcot w r. 18 7 9 opisał j ą pod nazw iskiem „cacliexie pachyder- nuque” .

[ Jednem słowem, patologia coraz częściej i świadomiej notow ała fakt, że cierpienia, a ewentualnie wyłuszczanie gruczołu tarczo ­ wego, sprowadzają ciężkie zaburzenia ogólne w ustroju, że więc ten organ ma znaczenie ważniejsze, aniżeli dotychczas przypuszczano.

D la bliższego poznania kwestyi zwrócono się niebawem do metod badania doświadczalne­

go. Szereg spostrzeżeń nad różnorodnemi typam i zwierząt kręgowych, którym wyłusz- czano gruczoł o którym mowa, dowiódł, źe i u nich występują ciężkie zaburzenia, jako to : drżenie włókienkowe mięśni, zesztywnie­

nie ich i przykurczanie (obraz tężyczki), ogromne przyśpieszenie oddechu, tętn o nitko­

wate i t. p., a nieraz i zupełny obraz ch ar­

łactw a daw ał się spostrzegać; zazwyczaj p rę ­ dzej czy później następow ała śmierć

L anz, który w szeregu innych badaczy nad kwestyami temi pracow ał, wprowadził term i­

ny : atyreoza (athyreosis) dla oznaczenia tych przypadków, w których gruczoł nie funkcyonuje w skutek przyczyn naturalnych (wrodzony brak, zanik, zwyrodnienie) i ekty- reoza (ekthyreosis) dla przypadków, w k tó ­ rych gruczoł n a drodze specyalnej został usunięty.

N ajbardziej jed n ak godnym uwagi faktem z fizyołogii gruczołu tego je st okoliczność, że odpowiednią m etodą postępowania możemy zastąpić jego funkcye, a więc groźne skutki, z jego wyłuszczenia wynikające, w zupełności usunąć. N ie znamy żadnego innego organu, posiadającego ta k ważne dla całego ustroju znaczenie, którybyśm y bezkarnie usunąć mogli. P raw da, źe chirurgia zna przypadki wyłuszczenia nerki, ale jestto wszak narząd parzysty, więc przez wzmożoną działalność pozostałego dana funkcya może być wyrów­

nana, zna dalej przypadki zupełnego wycię­

cia żołądka (u psów), ale wtedy kiszka cienka bierze na siebie czynności organu utraco ne­

go. Nic podobnego z gruczołem tarczowym mieć m iejsca nie może, a mimo tego jesteśm y w stanie zapobiedz jego brakowi

Pierw szy pomysł w tym kierunku n a po­

czątku z wielką nieufnością przyjęty, należy całkowicie do znakomitego fizyologa Schiffa.

P róbow ał on przeszczepić kaw ałek gruczołu ze zdrowego zwierzęcia do otrzewnej zwie­

rzęcia operowanego i w taki sposób utrzy-

i mać to ostatnie przy życiu. Pom ysł był nie-

Cytaty

Powiązane dokumenty

dy reakcya od miejsca tego z mniejszą lub większą szybkością rozszerza się n a masę całą, wybuch nie następuje, a wydzielające się ciepło daje się

redukcya tlenniku miedzi w strumieniu wodoru jest niedokładną dlatego, źe w niej oznacza się bezpośrednio tylko cięższą część składową wody, tlen, przez co

W ynika to ze znanego faktu, że opór przew odnika je s t odwrotnie proporcyonalny do pola przecięcia poprzecznego; dowodzi tego również ogrzewanie się przew odnika w

wiać się mogą. Być może, że przy pierwszem swem zjawieniu kometa ta, podobnie zresztą jak i niektóre inne, posiadała blask wyjątkowy, który odkrycie jej

Przyczyna tego, źe na półkuli północnej część wschodnia jest cieplejsza, a na południowej zimniejsza od części zachodniej, leży w prądach

N iektórzy autorow ie w ypow iadali także dom niem anie, że podczas gnicia trupów pow staw ać może z ciał białkow ych kwas pruski, albo zw iązek taki, który

P y ta n ia , odnoszące się do deszczu, dały powód do d ług ich dyskusyj, pow tarzają­.. cych się na każdym

Przedew szystkiem więc, ferm ent nieorganizow any pow inien sam przez się pobierać wodę w tych samych w arunkach, w których ujaw nia swe działa­.. nie w