Warszawa, d. 30 grudnia 1894 r. T o m X I I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P REN U M E R A TA „W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a rs z a w ie : ro czn ie
rs. 8
k w a rta ln ie ,, 2
Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : ro czn ie„ l o p ó łro c z n ie „ 5
K o m ite t R ed a k cy jn y W s z e c h ś w ia ta
s ta n o w ią P a n o w ie : D e ik e K ., D ic k s te in S., H o y e r H ., Ju rk ie w ic z K ., K w ie tn ie w s k i W ł., K ra m sz ty k S., M o ro zew ic z J ., N a- ta n so n J ., S z to ic m a n J „ T rz c iń sk i W . i W ró b le w s k i W .
P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d ak cy i „W szech św iat? “ i w e w s z y stk ic h k się g a rn ia c h w k r a ju i zag ran icą.
A d res S5ed.a,łs:c3ri: K rako-^skie-Przedm ieście, 3S T r © © .
N O W E SPO STRZEŻENIA
i l D OBYCZAJAMI KUKUŁKI.
Żadnym chyba ptakiem nie zajmowano się tyle, co kukułką: osobliwy sposób rozm naża
nia .się zw racał na nią uwagę przyrodników od najdawniejszych czasów, a ponieważ nie
zupełnie jeszcze wyświetlono przyczyny para- zytyzmu oraz samego postępowania kukułki w czasie lęźenia, więc nic dziwnego, źe od czasu do czasu ukazują się prace dotyczące tych niejasnych kwestyj. Pisaliśm y przed niedawnym czasem dośó obszernie o ptakach pasorzytnych, między którem i kuku łk a zaj
m uje najwybitniejsze miejsce. T eraz świeżo w padł nam a rty k u ł p. K saw erego R aspaila, ogłoszony w tomie V I I Pam iętników fran cuskiego Tow arzystw a zoologicznego za rok 1894, w którym obserwator ten s ta ra się roz
wiązać kwestyą, czy kukułka niszczy część lęgu w gnieździe, do którego znosi swe jaje, oraz czy to robi w celu teroryzow ania swej ofiary, czy tylko dla zrobienia miejsca na
swoje jaje? K w estye te podniósł dr E m il O ustalet na zjeździe ornitologów w Peszcie
! w roku 1891, co skłoniło p. R asp aila do prze
prowadzenia całego szeregu obserwacyj.
Przedewszystkiem uczony ten ornitolog s ta ra ł się rozwiązać pytanie, czy wogóle p ta ki ado ptu ją obce j a j a w swem gnieździe, gdyż co do tego zdania były bardzo podzielone;
między innemi, anglik Dawson Rowley pisał w „Ibisie” z 1865 roku, że ptak i nietylko wy
siadują obce — podłożone— j a j a ale nawet
„kuliste kamyki, lub piłki dziecinne.”
P . R asp ail włożył d. 31 m aja 1893 ja je trzn ad la (E m beriza citrinella) do gniazda trzcionki (C alam oherpe arundinacea), w któ- rem znajdow ały się już dwa j a j a tego ostat
niego ptaszka. J a j e trzn ad la w ybrał dla tego, źe najbardziej zbliżało się wielkością i ubarwieniem do ja j kukułki znoszonych w tej okolicy. Trzcionka zniosła jeszcze po
tem dwa ja ja , ta k że ogółem znajdowały się w gnieździe cztery ja ja prawej właścicielki oraz ja je trznadla. Znajdow ało się tam ono jeszcze d. 6 i 7 czerwca, lecz gdy obserw ator
! wrócił znów d. 10 ja je trzn a d la zniknęło.
T rzcionka więc wyrzuciła je pomiędzy 7 i 10
czerwca, czyli źe ja je przeleżało w gnieździe
przynajm niej 7 dni.
818 WSZECHSWIAT N r 52.
N astępnie p. R asp ail chciał się przekonać, czy p ta k adoptuje ja je tego sam ego gatunku.
W tym celu do gniazda trz n a d la włożył ja je tegoż samego gatunku, lecz znalezione w in- nem gnieździe, usuw ając poprzednio jedno z trzech ja j, jak ie gniazdo zawierało. P od
łożone ja je naznaczył, aby je od innych odróż
nić. J a j e to przeleżało w gnieździe od 19 do 29 czerwca; dopiero 30 t. m. o godzinie 11-ej rano j a j a tego ju ż nie zastał; ja je więc w tym wypadku przeleżało 10 dni i dopiero po upły
wie tego czasu zostało usunięte przez właści
cielkę gniazda, jak o nieprawe. Z upełnie do tych samych rezultatów doszedł inny fran cuski obserw ator, p. Yian.
Jed y n y wypadek adoptow ania obcego ja ja przez samicę był obserwowany przez p. R a- spaila na kuropatw ie. W iad om ą je st rzeczą, że kury bażantów rozpuszczane z b aż an tarn i podczas niesienia się, gubią często, a raczej porzucają ja ja byle gdzie. Otoz jed n a z t a kich k u r zniosła swe ja je do gn iazda k u ropa
twy (S ta rn a cinerea). T a o statn ia adopto
wała ja je , wysiedziała je wraz ze swemi, a n a
stępnie wychowała młodego b ażan ta, który się trzy m a ł stad k a przez ciąg dwu miesięcy.
N astęp n e doświadczenie zrobił p. R aspail, kierując się tem przypuszczeniem, źe kukułka zjawia się w chwili, gdy jej ofiara znosi ja je i że pod wpływem strach u ptaszyna adoptuje ja je intruza. W tym celu w ypatrzył gniazdo pokrzewki cierniówki, w którem sam ica niosła ja ja , a ponieważ niesienie odbywa się między 5-tą i 7-mą godziną rano, więc u p atrz y ł chwilę, kiedy sam iczka przyleciała w tym celu na gniazdo i spędził j ą z niego po upły
wie kw adransa. Świeżo zniesione, bo ciepłe jeszcze ja je zastąp ił jajem trzn ad la. N a d ru gi dzień o godzinie 9-ej rano podłożone ja je zniknęło zupełnie.
Pozostaw ało jeszcze do zrobienia jedno do
świadczenie, a mianowicie stłu c ja je w gnieź
dzie i zastąpić je innem , ta k bowiem według niektórych obserwatorów postępuje kukułka.
P . R asp ail znalazłszy gniazdo pokrzewki
jczarnołbistej (G urruca atricapilla), stłu k ł jedno z czterech ja j, zastąp ił je ja je m trz n a
dla, zostaw iając n a brzegu gniazda skorupki stłuczonego. N astępnego dnia rano podłożo
nego j a ja ju ż w gnieździe nie było. To samo doświadczenie powtórzył następnie z pokrzew- k ą cierniówką (C urruca cinerea) i w tym wy-
padku zniknęło zupełnie nietylko podłożone ja je , ale nawet i łupinki stłuczonego ja ja p ra wej właścicielki
N astępujące doświadczenie było n ajb ar
dziej decydującem. D. 3 czerwca p. R aspail znalazł w gnieździe trzcionki świeżutko znie
sione ja je kukułki. J a je to było barw y szaro- lilowej i zbliżało się nadzwyczajnie kolorem do ja j św iergotka drzewnego (A nthus arbo- reus). W ypadek chciał, że samica tego ostatniego gatunku rozpoczęła właśnie wysia
dywanie czterech ja j w blizkiem sąsiedztwie.
O bserw ator nasz skorzystał z chwilowej nie
obecności m atki, stłu k ł jedno z czterech ja j i żółtkiem jego poplam ił trochę ja je kukułki, które też ulokował w gnieździe. N a trzeci dzień o godz. 8 rano, oglądając gniazdo, p.
R aspail znalazł jeszcze podłożone ja je , lecz wróciwszy w południe, już nie znalazł śladów nietylko ja ja podłożonego, lecz nawet skorupę stłuczonego, k tó re porzucił naum yślnie na
i
brzegu gniazda.
f P . R aspail n a podstawie licznych obserwa-
; cyj dochodzi do wniosku, że ku ku łk a zaw
sze usuwa jedno ja je prawej właścicielki w chwili gdy znosi swoje. Niekiedy wskutek nieostrożności zdarza jej się stłuc jaje, lecz w takim razie s ta ra się zawsze zatrzeć sta rannie ślady swej nieostrożności. P rzy zno
szeniu ja j w cudze gniazda pasorzyt ten nie zw raca bynajmniej uwagi n a stan zalęgnięcia ja j swej ofiary, ja k to utrzym ują niektórzy badacze, lecz znosi naw et do gniazd, w k tó rych j a j a są ju ż na wylęgnięciu. P . R aspail na poparcie tego przytacza kilka swych autentycznych obserwacyj i obiecuje w n astę
pującej swej pracy przytoczyć objaśnienie tego na pozór niezrozum iałego faktu.
O statecznie francuski badacz dochodzi do następujących wniosków:
1. Sam ica kukułki usuwa zawsze jedno a czasem i więcej ja j z gniazda, do którego znieść m a swój produkt. O fiara nigdy nie porzuca gniazda z tego powodu.
2. Jeśli kukułce zdarzy się stłuc jedno z ja j ofiary, to tylko wypadkiem i zawsze sta-
; r a się wtedy zatrzeć ślady swej niezręczności.
3. K u k u łk a nie troszczy się bynajmniej o stopień zalęgnięcia ja j w gnieździe i znosi I j a j a bez różnicy do gniazd z jajam i świeżemi
j
lub zalęgnięteini.
N r 52. WSZECHSWIAT. 819 4. W szystkie ptak i wróblowate, wybrane
przez kukułkę n a ofiary, wiedzą doskonale, źe j a ja pasorzyta są, podrzucone.
5. Sam o adoptowanie ja ja odbywa się pod wpływem pewnego rodzaju suggestyi, ja k ą kukułka wywiera na swą ofiarę. W pływ ten musi być bardzo znaczny, skoro ptak nie sta
ra się zniszczyć ja ja intruza, mimo, źe prze
widywać może stratę własnego lęgu.
J. Sz.
N O W E PO MI ARY
(Dokończenie).
Pomim o wszelkich tych ostrożności pozo
sta ją jed n ak jeszcze pewne źródła błędów, od różnych zawisłe okoliczności. T eoretycz
nie przypuszczamy, że wahadło kołysze się dokoła osi stałej i niezmiennej, żadne wszak
że w ahadło nigdy w arunku tego nie spełniało;
nóź nie kończy się kraw ędzią ostrą, ale raczej powierzchnią walcową o bardzo małym pro
mieniu, na której się toczy, a w ostatnich czasach poznano, źe obrotowi tem u towarzy
szy i pewne przesuwanie się czyli ślizganie, co objaw te n silniej jeszcze wikła. Sam a naw et podpora, jakkolwiek je s t mocną, pociągana je s t przez wahadło, co sprowadza zmianę w położeniu punktu zawieszenia. D robne te ruchy wykryto przy pomocy interferencyi św iatła, m etodą Fizeau. N a filarze umiesz
cza się słabo skrzywioną soczewkę wypukłą, n a której opiera się płask a pły ta szklana, po
łączona z podporą dźwigającą wahadło. P o między więc soczewką a p ły tą tw orzą się zna
ne pierścienie barwne N ew tona, które zmie
n ia ją swe położenie, skoro tylko wahadło w ruch wprawione zostaje, z powodu bowiem drobnej chwiejności filarów i osi zmienia się odległość obu powierzchni szkła, a zm iana pierścieni pozwala drobne te ruchy uchwycić i wielkość ich oznaczyć. W pływ u ślizgania
osi zaniedbywać nie można, w przyrządzie bowiem kom endanta Defforges wynosi bowiem około 2 qqqq długości wahadła. Chociaż więc różne te błędy dają się ocenić i rachunkiem wyrugować, korzystniejszem je s t wszakże usunięcie ich przez samo urządzenie doświad
czeń. T aki zaś rezu ltat, ja k przekonywają rozważania m atem atyczne, osięgnąć się daje
| przez użycie dwu wahadeł, jednakiej masy
j
ale różnej długości, kołyszących się na tych
! samych nożach i w jednakich granicach obszerności. W tym razie we wzorze, d a ją cym wartość wielkości g, nie występuje już długość każdego w ahadła, ale tylko różnica obu długości, wszelka zaś popraw ka ze wzoru tego ustępuje.
D la tego więc p. Defforges używa dwu wa
hadeł, z których każde waży 5,2 kilogram a, ale jedno dwa razy dłuższe je st od drugiego, jedno mianowicie m a długość 1,476, drugie 0,783 m etra, odstęp zaś między nożami w a
hadła pierwszego wynosi m etr, drugiego 50 centymetrów. Do ogólnej długości nie są tu włączone wspomniane wyżej, końcowe pręciki stalowe, k tó re służą do wzmożenia ścisłości dostrzeżeń.
A by mianowicie trw anie wahnięcia w aha
dła tego dokładnie oznaczać, porównywać, czyli raczej odnosić je należy do ruchów in
nego w ahadła, którego czasy wahnięć należy
cie są znane. J e s t to m etoda „koincydencyi”
czyli zbiegu wahadeł, k tó rą ju ż przed stu
j laty obmyślił B orda. Do porównania tego służy zegar, którego wahadło je s t doprowa-
j dzone, o ile m ożna, do równości z wahadłem badanem , bieg zaś zegara tego oznacza się dokładnie przez wielokrotne porównywanie z zegarem astronomicznym. W ja k i zaś spo
sób dokonywa się obserwacya współczesna dwu w ahadeł, wskazuje fig. 3, n a której wi
dzimy dolny koniec w ahadła zegarowego, wraz z przytw ierdzoną do niego płytką m eta- i Iową, posiadającą wycięty otworek prosto
kątny. P oza tym otworkiem znajduje się prostokątny pryzm at szklany, który światło przybywające przez otwór po lewej stronie rzuca na objektywę lunety; w lunecie więc wi
dzimy obraz otworka prostokątnego, gdy wa
hadło przed nią się przesuwa. W polu prze-
! to lunety ukazuje się otworek prostokątny
raz za kaźdem wahnięciem. P rze d otworkiem
820 N r 52.
tym znajduje się nadto ru ra . zwrócona ku okienku zdała umieszczonej puszki m iedzia
nej (fig. 2), w której kołysze się w ahadło re- wersyjne; w ru rze zaś znajduje się soczewka ta k umieszczona, że w płaszczyźnie otworka prostokątnego rysuje się w yraźny obraz p rę cika mosiężnego, osadzonego na dolnym koń
cu w ahadła rew ersyjnego, gdy oba w ahadła znajd u ją się w jednakiej fazie swego ruchu.
D ostrzegam y wtedy w polu lunety wraz z ja s- n y rn o b razem otw orka prostokątnego i cie
mny pręcik w ah adła rew ersyjnego, a zjawi
sko to pow tarzałoby się ustawicznie przy każ-
m ierzenia drobnych przeciągów czasu. D a j
my, naprzykład, że wahadło zegarowe w opo
wiedzianym okresie wykonało 1 000 wahnięć, to w ciągu tegoż sam ego czasu w ahadło re- wersyjne wykonało ich 1001; jeżeli zaś nadto wahadło zegarowe je s t sekundowem, to wa
hadło rewersyjne wykonywa 1001 drgnięć w ciągu tysiąca sekund, trw anie każdego z a tem wahnięcia wynosi 0,999 sekundy. Jeżeli naw et przy obserwacyi zbiegu obu w ahadeł n astąp iła pewna pomyłka, prowadzi to za so
b ą b łąd nieznaczny zaledwie; tak naprzykład, jeżeli omylono się o jedno drgnięcie w ahadła,
Fig. 3.
dym przebiegu, gdyby czasy wahnięć obu wa
hadeł dokładnie były równe. Je ż e li zaś rów
ność ta k a nie zachodzi, to za każdym powro
tem otw orka prostokątnego pręcik w ahadła rew ersyjnego ukazuje się w lunecie nieco przesuniętym i niknie zupełnie z pola widze
nia, J zanim po pewnej liczbie wahnięć znów wróci i wreszcie z w ahadłem zegarowem przez kierunek pionowy przechodzi. Jeżeli ted y liczymy ilość wahnięć, dokonanych mię
dzy dwoma kolejnem i przejściam i współczes- nemi, to otrzym ujem y bezpośrednio różnicę czasów w ahnięć obu w ahadeł; oba w ahadła razem stanow ią jak b y noniusz dokładny do
to przy obliczaniu trw an ia wahnięcia błąd wynosi zaledwie - j i j ---czyli
je st mniejszy od
W a h a d ła powyższe zmierzone
fzostały w biurze międzynarodowem wag i m iar, gdy oznaczano natężenie siły ciężkości fw ważnej tej stacyi. P rz y przewożeniu 'wszakże w aha
dło ulegać może jakiejkolw iek drobnej zmia
nie, w skutek czego zmienia się też długość odpowiadającego mu izochronicznego w aha
d ła m atem atycznego; aby więc przekonać się,
czy wahadło pozostało statecznem należy na
J fr 52. WSZKCHSWIAT.
każdej stacyi odwoływać się do przemiany noży, a dokładną ich odległość mierzyć za pomocą k om paratora. Ponieważ zaś idzie tu o oznaczanie natężenia siły ciężkości w jak- największej liczbie stanowisk, przewożenie ta k ciężkich i złożonych przyrządów n a strę czałoby znaczne trudności. D latego też po
służyły one tylko do pomiarów zasadniczych czyli fundam entalnych w kilku stacyach n a j
ważniejszych, w innych natom iast punktach używano przyrządu uproszczonego,^który wy-
821 i wiem dostatecznem przymocowanie go do
podpory murowanej; dzwon je s t bronzowy, a pokrywka górna zamyka go szczelnie.
W części górnej i dolnej opatrzony jest okienkami, które służą do obserwacyi, po
środku zaś kranem , który dozwala wnętrze przyrządu łączyć z pom pą powietrzną, rów
nież na rycinie przedstawioną. W ahadło ko
łysze się więc w przestrzeni zupełnie prawie próżnej; pozostające zaś jeszcze drobne ci
śnienie odczytuje się n a manom etrze pompy
Fig. 4.
próbowano starannie przez obserwacyą w miej
scu, gdzie natężenie siły ciężkości dokładnie je st znane, co pozwoliło oznaczyć poprawki, jak ie przy stosowaniu przyrządu tego wpro
wadzać należy.
U rządzenie całej stacyi drugorzędnej przed
staw ia fig. 4. Po lewej stronie rysunku wi
dzimy dzwon, zawierający wewnątrz wahadło, nie je s t on tu zawieszony między dwoma nie- zależnemi nawzajem od siebie filaram i, ja k na stacyach głównych (fig. 2), okazało się bo
i przy każdem doświadczeniu do jednakiego stopnia rozrzedzenia doprowadza. N a p ra wej strome rysunku znajduje się zegar astro nomiczny, osadzony n a filarze murowanym i opatrzony przyrządem do obserwacyi zbiegu obu wahadeł, urządzony zresztą w sposób ta- kiż sam, ja k n a stacyach pierwszorzędnych (fig. 3). Gdy stacya nie je s t połączona elek
trycznie z obserwatoryun! astronom icznem ,
należy oczywiście bieg zegara sprawdzać
przez obserwacyą ciał niebieskich.
822 WSZECHSWIAT. N r 52.
Doświadczenia, przeprow adzone dotąd przez kom endanta Defforges, przy pomocy kapitanów L ubańskiego, B ourgeois i Dum e- riła, świadczą o nadzwyczajnej ścisłości me
tody. Z a pomocą przyrządów fundam ental
nych zmierzono natężenie siły ciężkości w sie
dmiu stacyach następnych: P ary ż , Greenwich, M arsylia, B,ivesaltes, A lgier, B reteuil i Ni- cea, w pięciu zaś pierwszych przeprow adzono i pom iary względne, za pomocą przyrządów uproszczonych. Zgodność otrzym anych r e zultatów o k azała się w samej rzeczy uderza
ją c ą ; tak , naprzykład, w Greenwich m etoda absolutna w ydała w artość # = 9 ,8 1 2 5 6 , m eto
d a względna # = 9,81251, w A lgierze zaś pierw sza # = 9 ,7 9 9 6 1 , druga g = 9,79963, róż
nica wynosi przeto zaledwie kilka sto- tysięcznych m etra. Skoro w ten sposób zy
skano dowód, źe m etoda względna zupełnie je s t w ystarczającą, m ożna j ą było stosować bezpiecznie na stacyach drugorzędnych i uży
to jej d otąd w 26 pun k tach m iędzy E dym bur- giem i B iskrą. W śród tych punktów znalazły się i miejscowości, w których natężenie siły ciężkości oznaczali dawniejsi ju ż badacze, a mianowicie B iot i K a te r, a tym sposobem, przez wprowadzenie należytej redukcyi, dają się z pom iaram i nowemi zestaw iać również pom iary S abina i innych badaczy, dokonane przyrządam i K a te ra w różnych punktach zie
mi, na Szpicbergu, w Indy ach W schodnich, w A m eryce, n a wyspach oceanu Spokojnego i Indyjskiego.
W szystkie te p race złożyły obfity ju ż zasób dostrzeżeń, któ ry prowadzi bezpośrednio do uwag doniosłego bardzo znaczenia, zarówno o ukształtow aniu powierzchni ziemi, ja k i b u dowie w arstw jej głębszych.
Gdyby natężenie siły ciężkości zależało tylko od szerokości geograficznej, dałoby się w każdym punkcie ziemi obliczyć, a pom iary powyższe byłyby zbyteczne; zestawienie wszak
że pomiarów tych z rezu ltatam i rachunku wy
kazuje w ogólności znaczne między niemi o d stępstw a. W iedziano ju ż dawno, źe n a wy
spach oceanicznych siła ciężkości występuje z pewnym nadm iarem , czyli działa z natęże
niem znaczniej szem, aniżeli danej szerokości geograficznej przypada, n a lądach zaś do
strzegam y w ogólności pewne osłabienie siły ciężkości.
P rac e kom endanta Defforges potw ierdzają w zupełności dawniejsze te dostrzeżenia, za
równo w E uropie i A lgieryi, ja k w Indostanie i n a lądzie am erykańskim w ystępują podobne anomalie siły ciężkości. W sąsiedztwie zwłasz
cza gór Skalistych odstępstwo je s t bardzo znaczne, wynosi bowiem— 0,00245. co czyni około J 00 wartości liczby g.
P rzy ro st siły ciężkości na wyspach prow a
dzi do wniosku, że powierzchnia m orza nie posiada postaci prawidłowej kuli albo raczej elipsoidy, czyli, innemi słowy, morze nie przed
stawia jednakiego poziomu, ja k to przywykli
śmy sobie wyobrażać. W sk u tek przyciągania wywieranego n a wodę przez lądy wznoszące się znacznie n ad dno oceanu, woda musi się na wybrzeżach podnosić, mniej lub więcej, a to zależnie od rozległości lądu i od gęstości pokładów, z jakich je s t zbudowany. W zdłuż przeto wybrzeży woda występuje- nad po
wierzchnię prawidłowej sferoidy ziemskiej, co znów w środkowych okolicach oceanu spro
wadza zaklęśnięcie się je j, tak jak b y by ła obniżoną pod tę powierzchnię idealną. Po*
wierzchnia przeto m orza nie je s t wszędzie jednakow o od środka ziemi odległą, a stąd wahadło na lądzie stałym lub n a wybrzeżu jego zawieszone znajduje się dalej od środka ziemi, aniżeli wahadło umieszczone na drob- nej wysepce m orskiej; pomimo przeto są
siedztwa m as ciężkich ulega słabszem u ju ż przyciąganiu i kołysze się wolniej. Bóżnice dostrzegane w natężeniu siły ciężkości w róż
nych punktach lądu świadczą, że natężenie to zależy nietylko od działania całej ziemi, ale silnie też ujaw niają wpływ swój okolice n a j
bliższe miejsca, w których się dostrzeżenia prow adzą. Gdzie siła ciężkości działa nad
m iernie, wnosić można, że pod powierzchnią ziemi nagrom adzone są masy ciężkie, gdy znów w okolicach innych, gdzie ubytek cięż
kości zachodzi, k ry ją się może w głębi jakieś puste, rozległe jam y. W a h ad ło je st więc sondą, k tó ra choć w drobnej mierze odsłania nam tajem nice warstw głębokich, w odległo
ściach niedostępnych dla badań bezpośred
nich, dokąd nie sięga ju ż świder górnika.
Geodezya więc sprzęga się tu z geologią, a z tego też względu stowarzyszenie między
narodowe pomiarów ziemi wezwało geologów
do udziału w pracach, m ających n a celu b a
N r 52. WSZ.ECHSWIAI 823 danie siły ciężkości w różnych punktach zie
mi; kierunkiem tych poszukiwań zająć się ma komisya złożona z geodetów i geologów.
W ykrycie anomalij wikła nadto określenie norm alnego natężenia siły ciężkości. Sądzo
no, w samej rzeczy, źe pom iary dokonane w którym kolwiek punkcie ziemi wystarcza zredukować do poziomu morza i do równoleż
nika 45°, by rezultaty zawsze były zgodne;
widzimy wszakże, że określenie to staje się tera z niedostateczne. D aje to więc silniejsze poparcie układowi m iar bezwzględnych; który za podstaw ę, w miejsce jednostki siły, przyj
m uje jednostkę masy.
S. K.
0 źródle właściwego tłumaczenia
NASZYCH WRAŻEŃ ZMYSŁOWYCH.
Według H. Helmholtza.
(Dokończenie).
W yżej była mowa o wzajemnem wzmacnia
niu wrażeń, często występujących jednocze
śnie lub kolejno po sobie, przyczem nadm ie
niono, źe wszystkie części składowe spostrze
ganych zjawisk wówczas zwłaszcza u trw alają się w pamięci, jeśli związane są jakiem ś p ra wem natury. G dy widzimy początek pewnego zjawiska, oczekujemy, że będzie ono przebie
gało nadal w takim samym, ja k zwykle, po
rządku, z tem większą pewnością, im częściej i bezwzględniej spostrzegaliśmy ju ż poprzed
nio podobny przebieg. Oczekiwanie je st ce
chą wnioskowania indukcyjnego; może ono zawieść, jeśli się opiera na niedostatecznej liczbie obserwacyj. Z e zwierzęta również się niem posługują, częściej atoli się myląc niź ludzie, widać często z ich zachowania, np.
z obawy przed przedm iotem podobnym do in
nego, o który się kiedyś oparzyły. W pierw- szem wydaniu mojej „optyki fizyologicznej ” nadałem tego rodzaju indukcyom, opartym n a bezpośredniem poznaniu otaczających
przedmiotów, nazwę wnioskowania bezwied
nego; uważam j ą i obecnie za trafn ą do pew
nego stopnia, gdyż, w chwili powstawania rz e czonych skojarzeń w umyśle, istotnie albo wcale nie zwracamy uwagi na sam proces ich tworzeni?, albo teź najwyżej o ty łe , ile po
trzeba, aby módz sobie przypomnieć, że się pewne zjawisko częściej obserwowało i dla tego je poznaje obecnie; wyjątkowo tylko, gdy jak ie rzadsze zjawisko pow tarza się pierwsze p arę razy, przychodzą nam na myśl, ze wszelkiemi okolicznościami towarzyszące- mi, przypadki, w których już poprzednio je spostrzegaliśmy, co nadaje procesowi psy
chicznemu większe podobieństwo do myślenia świadomego. N igdy atoli wniosek indukcyjny nie dorównywa pod względem ścisłości nale
życie -sprawdzanym wynikom myślenia świa
domego, zestawiającego możliwie wszystkie przypadki odnośne przez nagromadzenie ju ż to faktów ogłoszonych drukiem, ju ź to nowych spostrzeżeń lub doświadczeń, zwłaszcza t a kich, w których warunki są odmienne niż we wszystkich dotychczas czynionych spostrzeże
niach; w ostatnim razie osięgą się stopień dokładności, w bezładnem a przypadkowem doświadczeniu codziennem niemożliwy, z wy
jątk iem może obserwacyj pow tarzających się niezliczoną ilość razy, z m ałem i odmianami i komplikacyami.
Mylne indukcye przy tłum aczeniu naszych percepcyj zwykliśmy nazywać złudzeniami zmysłowemi. Z ależą one przeważnie od n a wykowego przekładania pewnych sposobów używania naszych organów zmysłowych, tych mianowicie sposobów, o których wiemy, źe d ają nam możność wytworzenia sobie najdo
kładniejszego sądu o kształcie, stosunkach przestrzennych i własnościach spostrzeganych przedmiotów. O glądając np. przedm ioty, ściągające naszę uwagę, nadajem y zwykle mimowoli oczom takie położenie, aby obrazy wzrokowe padały na obie siatkówki w miej
scach najdokładniejszego widzenia, jednocze
śnie wszakże rzucam y okiem na wydatne punkty i linie przedm iotu, co z jednej strony umożliwia poznanie mnóstwa szczegółów, z drugiej—zabezpiecza nas od obrazów na
stępczych mogących zakłócać a k t widzenia.
Podobnych prawidłowości w ruchach gałek ocznych istnieje cały szereg, a wszystkie m a
j ą swe źródło w przyzwyczajeniu, co praw da,
WSZECHSWIAT. N r 52.
nader głęboko zakorzenionem i nie łatw em do przezwyciężenia, nigdy je d n a k nie wypły
wają, z jak iejś konieczności tkw iącej w naszej organizacyi fizycznej, w mechanizmie samych mięśni lub pobudzeń nerwowych, dają się bo
wiem dowolnie zmieniać, jeśli tylko obserwa
to r zdołał sobie przyswoić obok ta k zw. ru chów prawidłowych, inne jeszcze, przeciwnej n atu ry . Okoliczność, że ostatnie wym agają znacznie większego wysiłku i szybko męczą, bynajm niej nie przem aw ia za wrodzonym c h a rak terem ruchów norm alnych, lecz je s t własnością wspólną wszystkich ruchów nie
zwykłych, które, jako wywoływane przez po
budzenia nieprzystosowane do celu i często
kroć sprzeczne, m uszą być, n atu ra ln ie b a r
dziej natężone od ruchów nawykowych i do
brze wyćwiczonych.
W róćm y atoli do złudzeń zmysłowych. P od wpływem niezwykłych pozycyj i ruchów n a szych narządów zmysłowych, pow stają w raże
nia niezwyczajne, a ponieważ nie posiadam y dla nich gotowych i u tarty c h sposobów tłu m a czenia, więc tłum aczym y je sobie najczęściej mylnie. M ożna uważać za re g u łę ogólną, źe przy niezwykłej pozycyi i ruchu n arząd u zmy
słowego pow stają obrazy przedm iotów pozor
nych, które, gdyby istniały rzeczywiście, wy
woływałyby, przy tym samym kierunku p a
trzenia, ale zwykłym trybie spostrzegania, te same percepcye. T u należą również obrazy powstające wówczas, gdy prom ienie świetlne przed wstąpieniem do oka zm ieniają kierunek prostolinijny, np. przez odbijanie i załam yw a
nie, tylko źe w tym wypadku łatw iej je s t pro
stować złudzenie; obraz na siatkówce i tu się przedstaw ia jak o przedm iot lub pozorne ro z
proszenie św iatła w polu wzrokowem, które, gdyby istniało, dałoby przy niezamąconem prostolinijnem wstępowaniu św iatła objektyw- nego do oka te same obrazy wzrokowe. S to
pień złudzenia bywa rozmaity. U przytom nij- my sobie obrazy, które się od bijają w dobrem zwierciedle płaskiem , dokładnie przy staj ącem do ściany; złudzenie optyczne je s t n ajzu p eł
niejsze, a przecież naw et zw ierzęta dają mu się rzadko w b łąd wprowadzić, dzieci zaś spo
g lądają w praw dzie czasem za lu stro , bawiąc się obrazem i jego rucham i, o ryentu ją się je d n a k stosunkowo szybko i tłum aczą go so
bie natychm iast jako odbicie własnej osoby.
D la podtrzym ania złudzenia przez pewien
czas należy już dobrze ukrywać brzegi lu stra i urządzić tak, żeby obserw ator nie u jrza ł w niem odbicia własnej postaci. W iększość innych złudzeń łatw o się konstatuje, gdyż obserw ator, świadomy niezwyczajnego sposo
bu spostrzegania, wnet go zmienia na zwy
czajny, a wówczas złudzenie niechybnie znika;
tylko gdy czas nie pozwala n a takie spraw dzanie, może nastąpić prawdziwa omyłka, k tó ra nie rychło ustępuje m iejsca rzeczywi
stości.
Cechą charakterystyczną wszystkich zja
wisk podmiotowych, powstających w określo- nem miejscu w nętrza oka, je st ich poruszanie się wraz z rucham i oka; cecha ta zostaje szybko spostrzeżona i odsłania nam podm io
tową n a tu rę zjawisk. Z ajęci przeważnie po
znaniem otaczającego św iata zewnętrznego, nie zwracamy zazwyczaj uwagi n a zjawiska zd radzające swe pochodzenie podmiotowe, co sprawia, źe wreszcie ich obserwacya i skiero
wanie n a nie należytej uwagi napotyka nawet pewną trudność, w zrastającą niewątpliwie wskutek wzmożenia się pobudliwości w dłużej ocienionych częściach siatkówki i zmniejszenia jej w częściach dłużej oświetlonych. Z resztą skupianie uwagi na pewnej części w rażenia należy wogóle do rzeczy trudnych, daje się jed n ak uskutecznić z pomocą wysiłku dowol
nego, ja k dowodzą następujące doświadczenia.
N a polu całkiem zaćmionem umieszczono p a pier z duźemi literam i drukowanem i, na któ
rym obserw ator nie widział nic prócz m iejsca przekłutego szpilką i słabo oświetlonego: do
brze fiksowane '), miało ono służyć do oryen- tacyi w polu ciemnem. Od iskry elektrycznej papier zajaśniał na moment nieuchwytny, stając się dostrzegalnym n a czas krótki i zo
staw iając po sobie obraz następczy: czas trw ania samego obrazu wzrokowego reduk o
wał się zatem do czasu trw ania obrazu n a
stępczego.
Podczas wyładow ania iskry nie mogły być wykonywane żadne ruchy wymierne gałek ocznych, a wykonywane w czasie krótkiego
*) Widzimy przedmioty wprost, jeśli obrazy odbijają się w środku siatkówki czyli tak z w. żół
tej plamie; obrazy, znajdujące się w bocznych częściach siatkówki, widziane są niewprost. F i
ksować punkt znaczy patrzeć tak, aby jego obraz
odbijał się w samym środku plamy żółtej.
N r 52. WSZECHSWIAT. 825 trw a n ia obrazu następczego nie mogły zmie
niać jego miejsca na siatkówce. Pomimo to obserw ator by ł w stanie naprzód sobie wy
kreślać część pola ciemnego z boku od ciągle fiksowanego punktu przekłutego, którą, za
m ierzał widzieć nie w prost i rzeczywiście po
znaw ał przy oświetleniu elektrycznem kilka grup liter w wykreślonej części pola, prze
ważnie z lukami. P o silnem błyskaniu od
czytywał więcej liter niż po słabem , wszakże większość ich została niepostrzeżoną. P rzy każdej iskrze następnej był w stanie kierować wzrok na coraz inną część pola i odczytywać coraz inną grupę liter, zawsze fiksując miej
sce przekłute szpilką. Powyższe spostrzeże
nia dowodzą, że i bez ruchów oczu, bez zmian akom odacyi jesteśm y w stanie kierować uwa
g ę na percepcyą pewnej części obwodowego układu nerwowego, odrywając ją jednocze
śnie od wszystkich innych. Rozumie się, źe i przy zwykłych sposobach obserwacyi sku
piamy uwagę dowolnie na pojedyńczych czę
ściach pola wzrokowego czy też jakiego inne
go rodzaju percepcyi zmysłowej; wszakże skierowywanie jej na obrazy, odbijające się n a bocznych częściach siatkówki, należy do rzeczy bardzo trudnych i wymaga wielkiej wprawy. N astępujące okoliczności ułatw iają sprawę: 1) wybitne natężenie samych zjawisk, zwłaszcza gdy zaćmiewają sobą przedmioty rzeczywiste; 2) szybko zmieniające sięróżnice oświetlenia sąsiednich części pola widzenia;
3) doniosłość objektywna, k tó ra sprawia, źe zjawisko całkowicie pochłania naszę uwagę, dość sobie przypomnieć zachowanie się nasze podczas czytania, kiedy wzrok, akomodacya i uwaga jednocześnie zostają przykute do wy
razów pierwszego wiersza, śledząc bez przer
wy każdy wiersz następny, zwłaszcza jeśli rzecz nas zaciekawia.
W szystkie powyższe uwagi i spostrzeżenia zd ają się prowadzić do następujących wywo
dów. 1) jak o skutki organizacyi wrodzonej występują u człowieka odruchy i popędy, t. j.
upodobanie w jednych wrażeniach i w stręt do innych; 2) w tworzeniu się naszych poglądów doniosłe znaczenie m ają wnioski indukcyjne oparte na bezwiednej pracy pamięci; 3) w ąt
pić należy, czy zakres wyobrażeń u dorosłych ludzi obejm uje wiadomości jakiegokolwiek innego pochodzenia. A . Grosglik.
PLYWAC2A ŚREDNIEGO
( Utricularia intermedia Hayn).
Z pomiędzy pospolitszych krajow ych roślin wodnych wyższej organizacyi najbardziej zajmujące są bezwątpienia pływacze, przed
stawiane we florze polskiej przez trzy gatun
ki, znane pod mianem pływacza pospolitego, średniego i mniejszego (U tricularia vulgaris L., U. interm edia H ayn .,U . minor L.). Pierw szy przytrafia się w nieco głębszych wodach stojących, dwa ostatnie na bagnach i mocza
rach.
Rzeczone gatunki, oprócz wzrostu, waha
jącego się w dość znacznych granicach, nie
wiele różnią się między sobą, wszystkie bo
wiem m ają łodygi cienkie, mało rozgałęzione, podwodne, okryte liśćmi podzielonemi na nitkow ate wcięcia, kwiaty nieliczne, prędko opadające, żółtej barwy, osadzone na delika
tnych, pionowych głąbikach. Oprócz tych cech najbardziej widocznych, dostrzegam y jeszcze po dokładniejszem zbadaniu inne pię tn a albo raczej odrębności, dla których rośli
ny w mowie będące stały się przedmiotem szczególnego zajęcia. J e d n ą z najw ażniej
szych anom alij, właściwych pływaczom, je s t obecność m aleńkich pęcherzyków, bardzo mi
sternej budowy, umieszczonych bądź na li
ściach bądź na osobnych gałązkach. Lubo pęcherzyki te oddawna zwracały na siebie uwagę botaników, jednakże prawdziwe ich znaczenie wyjaśnił dopiero Darwin, wykazu
jąc, że służą do chw ytania drobnych mikro
skopijnych istot zwierzęcych, k tó re pod wpły
wem pewnej m ateryi, wydzielanej przez owe przyrządy chwytne, zostają rozpuszczone i wessane przez roślinę. Z powodu ta k od
rębnego sposobu pobierania pokarmów azoto
wych, pływacze zaliczone zostały do grupy roślin mięsożernych.
D rugim wyjątkowym objawem stwierdzo
nym u tychże gatunków je st zupełny brak ko
rzeni. Pomimo nieobecności wzmiankowa
nych organów pływacze są roślinam i trw aie-
mi, gdyż w jesieni na wierzchołkach łodyg,
826 WSZECHSWIAT. N r 5 2 . które w tej porze roku zaczynają od dołu ule
gać rozkładowi i wkrótce potem zupełnie gi
ną, pow stają pąki, uzdolnione do przetrw ania zimy na dnie wody, aby z wiosną pod wpły
wem ciepła i św iatła dać początek nowej ro
ślinie. Rozwój owych pąków u pływacza po
spolitego i mniejszego ł) dokonywa się w taki sposób, że oś środkowa p ąk a czyli przyszła łodyga ro z ra sta się w całej długości, ja k to widać z okrywających j ą liści, k tó re z począt
ku bardzo ściśle do siebie p rz y sta ją i dopiero w m iarę w ydłużania się łodygi coraz bardziej oddalają się od siebie. Nieco odmiennie roz
w ijają się pąki pływacza średniego, zanim jed n ak przedstaw ię zebrane pod tym wzglę
dem obserwacye, muszę najpierw bliżej scha
rakteryzow ać samę roślinę, której cechy ze
w nętrzne są następujące:
Ł odyga nitkow ata, w ątła, najwyżej do 30 cm długa, praw ie zaraz od dołu n a p arę od
nóg rozgałęziona, liście dwurzędowe, tró j
dzielne, dalsze podziałki dwudzielne, równo- wązko-linijne, po brzegach odlegle rzęsowato- ząbkowane. Pęcherzyki nieliczne, najczęściej siedzące na osobnej, nagiej gałęzi, pogrążonej zazwyczaj w błotnistym osadzie. G łąbik d e
likatny, bezlistny, prosto-stojący, po nad wo
dę wzniesiony, do 25 cm wysoki, otulony jed n ą lub dwiema nieznacznemi przysadkam i, w gó
rze zakończony kilkoma w nasadzie pizysad- kowatem i szypułkam i, z których k ażda za
opatrzona dość dużym kwiatem , składającym się z dwulistkowego kielicha i żółtej nieregu
larn ej dwuwargowej korony, uzbrojonej w ostrogę. W reszcie powierzchnię całej bez w yjątku rośliny, okryw ają m ikroskopijne wy
twory naskórkowe, będące niewątpliwie wło
skam i wydzielającemi. K w iaty rozw ijają się w lipcu, ujaw niając na krótki przeciąg czasu swemi nietrw ałem i koronami obecność wzmian
kowanych pływaczy, których drobne i niepo
zorne liście, jakkolw iek najczęściej rozłożone na powierzchni wody, łatw o jed n ak uchodzą z pod uwagi, pośród bujnych torfowców, tu rzyc i sitowia zarastających bło ta i trzę sa
wiska.
(' Lubo rozwoju pąków zimowych pływacza mniejszego, dotąd osobiście nie sprawdziłem, są
dzę jednak, że odbywa się tak samo jak u pływa
cza pospolitego.
Po wydaniu nasion, łodygi opisywanych ro ślin zwolna od dołu tra c ą swą żywotność, któ-
| rej cała energia zdaje się skupiać w ich wierz
chołkach dla wydania pąków zabezpieczają
cych prawdopodobnie lepiej trw ałość gatunku od nasion, wystawionych częścią może na za
gładę. W październiku, gdy życie wyższych roślin wodnych zam iera, giną i pływacze, po
zostaw iając po sobie tylko swe torebki owo
cowe, pogrążone juź podówczas w bagnistym
| osadzie i unoszące się jeszcze n a powierzchni
j