JsTa. 7 (1 5 5 0 ).
W arszaw a, dnia 18 lutego
1912r.
T om X X X I .TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PREN U M ERA TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".
W Warszawie: r o c z n i e r b . 8, k w a r t a l n i e r b . 2.
Z przesyłką pocztową r o c z n i e r b . 10, p ó ł r . rb*. 5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W R e d a k c y i „ W s z e c h ś w i a t a " i w e w s z y s t k i c h k s i ę g a r n i a c h w k r a j u i za g r a n i c ą .
R e d a k t o r „ W s z e c h ś w i a t a ' 1 p r z y j m u j e ze s p r a w a m i r e d a k c y j n e m i c o d z i e n n i e o d g o d z i n y 6 d o 8 w i e c z o r e m w l o k a l u r e d a k c y i .
A d r e s R ed a k cy i:
W S P Ó L N A.Nk 37. T elefon u 83-14.
T E L E G R A F I A BEZ D R U T U D O K O Ł A KULI ZIEMSKIEJ.
Wiadomo, że fale elektryczne, któremi się posługuje telegrafia bez drutu, są co do n a tu ry swej zupełnie analogiczne z fa
lami świetlnemi i mają te same ogólne własności, co fale świetlne. Jak rozró
żniamy ciała przezroczyste, nieprzezro
czyste i wpółprzezroczyste dla światła, ta k też istnieją ciała przezroczyste, nie
przezroczyste i wpółprzezroczyste dla fal elektrycznych. Izolatory, ja k szkło, p a rafina, siarka, smoła, suche gazy i t. p.
są przezroczyste dla fal elektrycznych, tym czasem dobre przewodniki elektrycz
ności ja k metale, wroda morska, wilgotna ziemia są dla fal elektrycznych nieprze
zroczyste. Ciała, które są nawpół izola
torami, a nawpół przewodnikami, są dla fal elektrycznych wpół - przezroczyste.
Tak np. ziemia szklista j e s t nawpół prze
zroczysta. J a k wreszcie światło się od
bija od gładkich powierzchni ciał nie
przezroczystych, ta k i fale elektryczne się odbijają od powierzchni dobrych prze
wodników.
Światło rozchodzi się prostolinijnie (przynajmniej w przybliżeniu); sprawdza
my to w życiu codziennem, obserwując cienie, rzucane przez przedmioty. Otóż należałoby się spodziewać, że i fale elek
tryczne rozchodzą się promieniami, że zatem ciała dla fal elektrycznych nie
przezroczyste rzucają cienie geome
trycznie podobne do cieni, jakie rzucają ciała wr świetle. Tymczasem wiadomo, że dwie stacye, z których jedna znajdu
je się na północnem, druga na południo- wem podnóżu Alp, mogą doskonale ze sobą korespondować bez drutu, chociaż Alpy można uważać za dość nieprzezro
czyste dla fal elektrycznych. Wycho
dząc z założenia, że fale elektryczne roz
chodzą się prostolinijnie i że ziemia je st naogół dla fal elektrycznych nieprzezro
czysta, należałoby się spodziewać, że fale elektryczne, wychodzące np. z anteny na wieży Eiffla w Paryżu, mogą być odbie
rane tylko przez stacye niewięcej od Pa
ryża oddalone ja k o jakie 120 km. Nie
chaj na rycinie l koło mniejsze przed
staw ia przekrój kuli ziemskiej, punkt A
szczyt wieży Eiffla, prosta A B styczną
do kuli ziemskiej, to możnaby z Paryża
(A) telegrafować najwyżej do stacyi B
98 WSZECHSW IAT
Ni7
(jeśliby miała równie wysoki maszt, ja k wieża Eiffla, co nie j e s t p r a w d ą ) 1). T ym czasem z Paryża można telegrafować wprost do portu E tienne (w Afryce) od-
(F ig . l ) .
K o ło w e w n ę tr z n e p r z e d sta w ia przekrój k u li ziem sk iej; k olo z e w n ę tr z n e g ra n icę p o m ięd zy p r^ ew od zącem i a n ie p r z e w o d z ą c e m i w a r stw a m i
a tm o sfery . A — P a r y ż , C — P o r t E tie n n e .
ległego od Paryża o 3 900 km. J a k to w y tłumaczyć, że rezu ltaty praktyczne są lepsze, niż teorya przewiduje. Różne w tym celu podawano hypotezy, z k tó rych trzy przedewszys.tkiem zasługują na uwagę 2). Pierwsza tłum aczy sprawę uginaniem się promieni fal elektrycznych;
druga twierdzi, że ziemia nie je s t dla fal elektrycznych zupełnie nieprzezroczy
sta; trzecia przypuszcza, że górne w a r stw y atmosfery są dobrym przew odni
kiem elektryczności, że zatem fale elek
tryczne nie opuszczają na stałe naszego globu, ale odbiwszy się od górnych w arstw atmosfery w racają znowu na zie
mię. Rozpatrzmy pokrótce każdą z tych hypotez.
Powiedzieliśmy ju ż wyżej, że światło tylko w przybliżeniu prostolinijnie się rozchodzi. W szak rozchodzenie się św ia
tła je s t przebiegiem n a tu ry falistej, do którego należy stosować zasadę Huyghen-
!) N a r y c in ie n iep od ob n a u w y d a tn ić p r a w d z iw y c h s to su n k ó w p rom ien ia k u li ziem sk iej do w y s o k o ś c i w ie ż y E iff la i w y s o k o ś c i a tm o sfery .
2) H . P o in ca re. TTeber d ie B e u g u n g H e r tz i- sch er W e lle n , Jah rb u ch der d ra h tlo sen T eleg r.
u. T e le p h o n ie 1910.
J . W . N ich o iso n . U e b e r d ie B e u g u n g elek tri- sch en W e lle n um d ie E r d k u g e l, Jahrb. d. drahtl.
T elegr. u. T e le p h o n ie 1911.
sa. Zasada ta ważna dla wszelkiego prze
biegu n atu ry falistej brzmi: każdy punkt, do którego ruch falowy doszedł, można uważać za nowy ośrodek ruchu falowe
go. Stosując tę zasadę do fal świetlnych, dojdziemy do rezultatu, że światło w k ra
da się i w cień geometryczny przedmio
tu oświetlanego, że jed n ak ówr skraw ek cienia geometrycznego, do którego się światło wkrada, je s t w zwykłych w aru n kach tak wązki, iż go nie widzimy. J e śli je d n ak będziemy obserwować cienie przedmiotów tak małych, że ich rozmia
ry możemy porównywać z długością fal świetlnych, to przekonamy się, że wów
czas o prostolinijnem (choćby w przy
bliżeniu) rozchodzeniu się światła mowy być nie może. Owo wkradanie się św ia
tła w cień geom etryczny przedmiotów nazywam y uginaniem się światła. W y stępuje ono w widoczny sposób wtedy, gdy przedmioty, stanowiące przeszkodę w rozchodzeniu się światła, są rozmia
rów rzędu długości fali światła. Zasadę H uyghensa możemy też stosować do fał głosowych. Ponieważ je d n ak długość fal głosowych je s t rzędu
1m, to możemy dla fal głosowych zjawisko uginania się obserwować w życiu codziennem. Czło
wieka ukry teg o w krzakach nie widzi
my, ale możemy go słyszeć. Jednakże i głos rozchodzi się w przybliżeniu pro
stolinijnie, jeśli przedmiot stanowiący przeszkodę w rozchodzeniu się fal głoso
wych je st dosyć dużych rozmiarów w po
rów naniu z długością fali głosowej. Krzy
ku z dna głębokiej a wązkiej przepaści nie będziemy dobrze słyszeć, stojąc o kil
ka metrów od brzegu. Długość fal elek
trycznych używanych w telegrafii bez d ru tu je s t rzędu
1km; zjawisko u g in a nia się fal elektrycznych będzie wyraźnie występowało, jeśli rozmiary przedmiotów stanowiących przeszkodę w rozchodzeniu się fal elektrycznych będą rzędu
1km.
Czy je d n a k zjawisko uginania się w y
starcza do wytłumaczenia faktu, że z P a ryża można mimo kulistości ziemi te le grafować do portu Etienne? Ścisła od
powiedź na pytanie je s t możliwa jed y n ie na podstawie analizy m atem atycznej.
S tro n a m atem atyczna tego zagadnienia
JMfi 7 W SZECHSW IAT
bardzo je s t trudna i zawiła; kilku w y
bitnych matematyków, ja k Poincare, Mac- donald, Nicholson, zajmowało się tym problemem i ostatecznym — zdaje się — rezultatem je st konkluzya, że zjawisko uginania się nie wystarcza wcale do w y
tłumaczenia praktycznych wyników te
legrafii bez d ru tu dokoła kuli ziemskiej.
Zwróćmy się do drugiej hypotezy, bro
nionej przez fizyka matematycznego Som- merfelda. Zasadza się ona na tem, że zie
mia nie je s t doskonałym przewodnikiem elektryczności, że zatem nie je s t dla fal elektrycznych zupełnie, nieprzezroczysta, fale zatem biegną z A nawskroś przez ziemię do punktu C — zoh. ryc.
1. Do
kładne rozpatrzenie słuszności tej hypo
tezy nie je s t możliwe, bo nie znamy własności fizycznych głębokich
Ararstwziemi. Tyle jed n ak zdaje się być pe wncm, że—jeśli w tej hyputezie je st nie
co słuszności w przypadkach niedużej od
ległości od A do
6’—to z pewnością nie wystarcza, gdy A i C są odległe od sie
bie na tysiące kilometrów.
Pozostaje jeszcze trzecia hypoteza. W e
dług niej górne warstw7y atmosfery są dobrym przewodnikiem elektryczności, czyli górne w arstw y rozrzedzonej atm o
sfery są jonizowane, zarówno w dzień ja k i w nocy. Fale elektryczne, wycho
dzące z A, napotykają po drodze owe w arstwy, odbijają się od nich i wracają na ziemię; od ziemi znowu się odbijają, dochodzą znów do owych warstw, znowu się odbijają i t. d., aż wreszcie dochodzą do punktu C. Za tą hypotezą przemawia fakt, że doniosłość stacyj radyotelegra- ficznych inna je s t w nocy a inna w dzień, mianowicie w nocy większa niż w dzień.
Bez kw estyi promienie pozafioletowe sło
neczne wywierają znaczny wpływ na jo- nizacyę górnych w arstw atmosfery. Po
incare przypuszcza, że za spraw ą tego wpływu przejście z górnych przewodzą
cych w arstw atmosfery do dolnych nie- przewodzących je st w nocy bardziej rap
townie niż w dzień. Stąd pochodzi, że granica pomiędzy w arstw am i przewodzą- cemi a nieprzewodzącemi elektryczność, czyli pomiędzy warstw ami nieprzezroczy- stemi a przezroczystemi dla fal elek try
99
cznych — stanowi w dzień niejako po
wierzchnię szorstką, a w nocy gładką.
Że zaś fale lepiej się odbijają od po
wierzchni gładkich niż szorstkich, stąd fale elektryczne tracą w skutek pochła
niania mniej energii niż w nocy, stąd doniosłość stacyj radyotelegraficznych je st większa w nocy niż w dzień.
Naogół jednakże nie możemy jeszcze dziś uważać kwestyi za rozstrzygniętą;
w każdym razie je s t rzeczą pomyślną, że p rak ty k a osiągnęła więcej, niż teorya obiecywała.
Dr. Jakub Salpeter.
P R Z E I S T O C Z E N I E W Ł A Ś C I W O Ś C I P Ł C I O W Y C H Z W I E R Z Ą T SS Ą
CYCH P R Z E Z ZAMIANĘ GR U
C Z O Ł Ó W R O Z R O D C Z Y C H .
Dawniejsze badania Steinacha, odno
szące się do popędu płciowego i cech płciowych drugorzędnych u żaby i u szczura, stwierdzają, że cechy płciowe drugorzędne, tak morfologiczne, ja k fi- zyologiczne, znajdują się w ścisłym związ
ku z obecnością gruczołu płciowego, są wywołane swoistem działaniem wydzieli
ny wewnętrznej, wytwarzającej się w j a j nikach lub jądrach. Dalsze doświadcze
nia Steinacha J) mają na celu rozstrzy
gnąć, czy wydzielina ta je s t identyczną u obu płci. Aby się o tem przekonać, wszczepił jajniki samcom wcześnie ska- strowanych świnek morskich lub szczu
rów.
W jajnikach transplantow anych rozwi
jały się normalnie pęcherzyki Graafa, za
wierały też normalny nabłonek i komór
kę jajową; kilka pęcherzyków degenero
wało lub przekształcało się na ciała żół
te (corpora lutea); komórki podstawowe znacznie bujały.
E . S tein ach . U m stim m u n g d es (le sc h le c h ts- charakters bei S a u g e tie r e n durch A u sta u sch der P u b erta tsd riisen . Z en tra lb la tt fur P h y sio lo - g ie . Tom X X V , JN6 17 1911.
100 W SZECHSW IAT
No7
Jajn ik i rozwijające się wśród osobnika męskiego skastrow anego nie wpływały na występowanie cech płciowych męskich;
gruczoł płciowy nie działa zatem id e n ty
cznie, lecz wywołuje zawsze cechy h o mologiczne. Ta właściwość gruczołów rozrodczych powoduje rozwój skierowany całkowicie w k ieru n ku jednej płci. —Ce
chy heterologiczne (odnoszące się do płci przeciwnej) pod wpływem wszczepionych jajników uległy widocznemu zaham ow a
niu; odnosi się to zwłaszcza do rozwoju mięśni i szkieletu.
Jeżeli wraz z gruczołem w prowadzimy jajow ody i macicę, to narządy te rozwi
ja ją się w tedy naw et, gdy w ja jn ik u po
została tylko tk a n k a łączna, część zaś tw órcza uległa zanikowi.
Zawiązki, które zwyczajnie u samców się nie rozwijają, j a k brodaw ka sutkow a i gruczoł mleczny, pod wpływem obec
ności ja jn ik a w osobniku męskim ska- strow anym dochodzą wielkości i stopnia rozwoju, na jakim znajdują się u samic dorosłych. Wzrost i w aga zwierząt b a
danych odpowiada wzrostowi i wadze n orm alnych samic, są znacznie mniejsze niż samców tak norm alnych, j a k kastra- tów. Również postać cała przybiera w y gląd właściwy samicom: głowa staje się węższa, całe ciało wątlejsze i krótsze.
Gruczoł żeński wywołuje prócz tego po
rost włosów delikatnych i typow y dla samic pokład tłuszczu.
Zwierzęta, u któ ry ch tran sp lan tac y a się nie udała, tk a n k a gruczołu żeńskiego nie wrosła, lub 'uległa zanikowi, zacho
wują się ja k k astraty .
Przeróżnicowanie cech męskich na żeń
skie stosuje się też do właściwości p s y chicznych; zwierzęta poddane dośw iad
czeniu zachowują się j a k samice i dzia
łają na popęd płciowy norm alnych sam ców.
Na podstawie tych badań Steinach w y
snuwa wniosek, że cechy płciowe d ru g o rzędne, ta k cielesne, j a k umysłowe, nie są co do kieru n k u ustalone, lecz zależą od jakości gruczołu płciowego.
L a u ra K a u fm a n ówna.
P r o f. dr. A U G U S T B R A U E R (z B erlina).
Z O O G E O G R A F I A a T E O R Y A R O Z W OJ U .
(D o k o ń czen ie).
Lecz i wyspy kontynentalne, tak samo ja k pierwotne, dają świadectwo słuszno
ści teoryi przeobrażeń. W prawdzie w y stępują na nich wszystkie formy zwie
rzęce, żyjące na kontynencie, którego część one dawniej stanowiły, w skutek czego skład ich fauny nie wyjaśnia nam zajmującej nas kwestyi, widzimy jednak, że, odpowiednio do czasu, ubiegłego od izolacyi wyspy, oraz stałości tej izolacyi zwierzęta przedstawiają obrazy różno
rodne. Jeżeli w yspa oddzieliła się w cza
sach geologicznie niedawnych — zwierzę
ta jej należą do tych samych gatunków, jakie spotykam y na sąsiednim lądzie; j e żeli jed n ak je s t oddzielona oddawna, spo
ty k am y w faunie różnice tem większe, im dawniej izolacya nastąpiła. Za przy
kład wysp pierwszych może służyć Wiel
ka Brytania. W yspy jej dopiero w dy- luwium oddzieliły się od Europy, różnice więc w zwierzętach rozciągają się co n a j
wyżej na odmiany. Tak samo Sum atra i Borneo w ykazują przez wielką zgod
ność swej fauny z łauną Malakki, że nie
dawno oddzieliły się one od tego półwy
spu. Zupełnie inny je d n a k obraz przed
staw iają nam Madagaskar i mała grupka wysp na północ odeń położona, Seychelle.
Chociaż Madagaskar leży stosunkowo blizko Afryki, jego św iat zwierzęcy je s t zupełnie odmienny. Niema ani jednego g atunku, któryby żył zarazem i w A fry
ce, chociaż wiemy, że w yspa ta stano
wiła niegdyś część lądu stałego. Zwie
rzęta, ta k charakterystyczne dla dzisiej
szej Afryki, j a k słoń, żyrata, małpy, an tylopy, nosorożec, zebra, hyena, lwy, nie s p otykają się na Madagaskarze i nie zn a
leziono nigdy jeszcze bodajby śladu ich
dawniejszej obecności, chociaż nie ulega
wątpliwości, że mogłyby one tu tak s a
mo dobrze egzystować. Ta różnica w y
JS12 7 WBZECHSWIAT 101
ja śn ia się tylko tem, że Madagaskar od
dzielić się musiał od Afryki, zanim te, tak dla dzisiejszej Afryki c h a ra k te ry s ty czne formy zwierzęce przybyły do niej z północy, która, ja k to wykazują liczne wykopaliska, była ich właściwą ojczyzną.
W przeciwnym razie tak wielka wyspa, j a k Madagaskar, musiałaby otrzymać przynajmniej niektóre z nich. Zwierzęta na niej izolowane, szczególniej małpo- zwierze, mogły w przeciągu długiego czasu uledz nadzwyczaj różnorodnym zmianom, przeobrazić się w nowe g a t u n ki, gdy tymczasem w dawnej ojczyźnie, na kontynencie afrykańskim, w zaciekłej walce z wieloma po większej części po- tężniejszemi przybyszami z północy, m o gły się utrzym ać zaledwie ich nieliczne szczątki. Mała grupa Seychelli przedsta
wia podobny obraz, j a k Galapagos—wiel
kie bogactwo gatunków swoistych, które je d n ak wyraźnie w ykazują pochodzenie z najbliżej położonych większych mas lądowych, ja k Afryka, Madagaskar, In- dye — oraz podobne rozsiedlenie g a tu n ków na poszczególnych wyspach,—różnią się je d n ak od Galapagos posiadaniem płazów i innych zwierząt, których brak wyspom pierwotnym, przez co, równie ja k i przez budowę geologiczną, dowo
dzą swego pochodzenia kontynentalnego.
Jeżeli jeszcze raz przejrzymy powyż
sze rozważania nad fauną wysp, otrzy
mamy wynik następujący. Wyspy mu
siały swój świat zwierzęcy otrzymać z lą
dów stałych, kontynentalne wtedy, gdy stanowiły jeszcze część lądu, pierwotne zaś dopiero po wynurzeniu się z morza.
Dla młodych wysp pierwotnych można tego dowieść bezpośrednio. Ponieważ j e dnak mamy wszystkie stopnie przejścia od wysp młodych aż do najstarszych i widzimy, że ta k samo stopniowo zwię
ksza się zakres specyalizacyi form zwie
rzęcych i, że ich liczba i rodzaj je s t ró
żny odpowiednio do oddalenia wysp i zdolności rozprzestrzeniania się zwie
rząt, że wreszcie wszędzie one wykazują pokrewieństwo ze zwierzętami lądów n aj
bliższych, musimy dojść do wniosku, że również i na najstarszych wyspach zwie
rzęta nie zostały stworzone, lecz dopiero
po ich powstaniu zawędrowały na nie.
Kto się na to zgadza, nie może uniknąć dalszego wniosku, że mniejsze lub wię
ksze różnice między formami wyspowe- mi a formami dawnej ich ojczyzny n a
leży sprowadzić do zdolności zwierząt do przeobrażeń, to znaczy, musi uznać te- oryę descendencyi za najbardziej pra
wdopodobną teoryę powstania gatunków.
Umyślnie, ja k wspomniałem, w y su n ą
łem na przód i szerzej opisałem faunę wysp, gdyż przedstawia ona dla naszej kwestyi tak jasn e stosunki. Lecz, jak
■to za chwilę zobaczycie, dość się znaj
duje zjawisk i na dużych lądach stałych, których zbadanie do tych samych wie
dzie wyników.
Zjawisko, wciąż powracające w d otych
czasowych naszych roztrząsaniach, mia
nowicie wzrastanie specyalizacyi zwie
rząt odpowiednio do siły i długości izo- lacyi, znajdujem y wszędzie i na lądzie stałym, Maurycy Wagner, wielki zooge
ograf monachijski, pierwszy zwrócił uwa
gę na wielkie znaczenie izolacyi geogra
ficznej dla zmienności zwierząt i w y k a zał na podstawie swych licznych, zeb ra
nych w podróżach po całej Ameryce i Afryce północnej, obserwacyj, ja k gó
ry, wielkie rzeki, rozpadliny, różnice flo
ry tworzą granice dla większych lub mniejszych obszarów faunistycznych, i, ja k wraz z rozwojem tych przegród w zra
stają również i różnice między zwierzę
tami. Gdy dział wodny je s t nizki, lub rzeki niezbyt szerokie, to, po przekrocze
niu ich, znajdziemy tylko nowe odmia
ny, lub, co najwyżej, niewielką tylko liczbę gatunków odmiennych—gdy jed n ak góry dosięgają znacznej wysokości, rzeki, są bystre i szerokie, jak np. Amazonka, to i różnice w gatunkach są znacznie większe. Możemy również, ja k tego do
wiódł Wagner dla wielkich wulkanów Peru i Ekwadoru, wznosić się w górach pionowo, przyczem po przekroczeniu k a żdego nowego stopnia wysokości, w yra
żającego się najwyraźniej przez zmianę Hory, znajdujemy nowe odmiany lub g a tunki, i to, a to rzeęz ważna, — tych sa
mych rodzajów. Zbadajmy mięczaki ró
żnych dolin, a znajdziemy, że każda do
102
lina ma swe odrębne gatunki, i im dalej doliny leżą je d n a od drugiej, tem wię
ksze różnice istnieją między g a tu n k a m i—
wszystkie je d n a k są spokrewnione ze so
bą i dokładne ich zbadanie wykaże nam, że niemożliwe je s t przypuszczenie, aby dla każdej doliny był stworzony je d e n lub k ilka gatunków , lecz, że powstały one przez rozliczne zmiany z jednego pnia wspólnego. W niektórych p rzy p ad kach, ja k wykazali dwaj Sarasinow ie dla Celebes, przez dokładne zebranie i zba
danie wielkiej liczby osobników pocho
dzących z rozlicznych okolic, udąje się wykazać, że istnieje dziś jeszcze związek między pozornie oddzielonemi ju ż g a tu n kami, czyli innemi słowy, że dziś je s z cze możemy śledzić proces powstawania form nowych.
Inny przykład, gdzie i inne zjawiska możemy zauważyć, przedstawia renifer.
Wiecie o tem, że w Ameryce północnej, Europie i Azyi była w'swoim czasie epo
ka lodowa, i n aw et niejedna, której śla
dy na południowo niemieckiej nizinie rzu
cają się w oczy każdemu podróżnemu w postaci ry s lodowcowych, głazów n a rzutowych i t. p. zjawisk. Podczas tej epoki lodowej strony te, j a k i bardziej na północ położone, chociaż nie były przykryte nieprzerw aną powłoką lodową, były niedostępne dla organizmów. Jak nam w ykazują liczne szczątki kopalne, renifery, zając polarny, lis polarny, wól piżmowy i inne zw ierzęta dziś arktyczne zamieszkiwały w tedy Szwajcaryę, połu
dniową Francyę i inne kraje bardziej na południe położone. Gdy klim at znów się ocieplił, przez co ziemie północne powoli staw ały się zdatnem i do zamieszkania, zwierzęta powędrowały na północ aż do północnych w ybrzeży kontynentów , a w Ameryce n aw et dalej na w yspy ark ty c z ne aż do Grenlandyi; z a ją c je d n a k w czę
ści zawędrował w góry, ja k Pireneje, Al
py, Kaukaz, i to tem wyżej, im więcej się granica wiecznych śniegów posuwała w górę, a leżące pod nią okolice staw ały się mieszkalnemi. Porównajm y teraz re
nifera żyjącego w Grenlandyi z n o rw es
kim lub am erykańskim renem leśnym, lub z sybirskim renem tundr, a zobaczy-
JMó 7
my, że na każdym większym obszarze wytworzyła się odmiana lub gatunek do
pasowane do warunków życia w danej okolicy i to zarówno pod względem cech morfologicznych, ja k i biologicznych, skutkiem czego musimy dojść do wnio
sku, że zmiany te nastąpiły dopiero po przywędrowaniu zwierząt w dane okoli
ce, czyli dopiero po epoce lodowej. Tak samo zając alpejski j e s t odmienny od norweskiego, sybirskiego, lub grenlandz
kiego. Tak samo kozice alpejskie różnią się od pirenejskich, karpackich, lub k a u kaskich. Jednem słowem wszędzie, gdzie się tylko obejrzymy po kontynencie, wi
dzimy to samo zjawisko, że w każdym obszarze geograficznie zamkniętym w y
tworzyły się g atu n k i odmienne. P rzy czyna tego je s t jasna. Każdy wie, że organizm je s t zależny od zewnętrznych wrarunków bytu (klimat, roślinność, sto
sunki podłoża, inne zwierzęta i t. p.), które nań mogą wpływać i modyfikować.
Z drugiej zaś strony j e s t rzeczą wprost dowiedzioną, naw et wymierzoną w czę
ści, że każdy organizm je s t zdolny do zmian. Ponieważ jed n ak każdy geogra
ficznie zam knięty okrąg, j a k to łatwo wykazać, różni się od sąsiednich, a tem- bardziej od daleko położonych pod wzglę
dem tych właśnie warunków bytu, oczy- wistem jest, że zwierzęta, które w ten okrąg zawędrują, pod wpływem nowego otoczenia ulegną zmianom, i to tem p rę dzej i głębiej, im bardziej zamknięty j e s t okrąg i bardziej odmienne jego wa
runki. Oto są myśli, które już Maurycy W agner rozwinął, a których słuszność potwierdza się tembardziej, im głębiej wnikamy w rozsiedlenie i biologię orga
nizmów, bez względu na to, czy badamy k ra je polarne, czy części Afryki, A u stra
lii, czy też jakiego innego kontynentu.
Oczywiście niemożna tu zbyt schematy - zować—reguła ma i tu swe wyjątki. Ró
żnice między zwierzętami, j a k np. szcze
gólnie ich zdolność rozprzestrzeniania się, wpływają na rozsiedlenie zwierząt na lą dzie stałym tak, ja k i na wyspach. Tak np. możecie przewędrować od południa ku północy całą Afrykę wschodnią i znaj
dziecie, pomimo zmiany warunków bytu,
No 7 W SZECHSW IAT 103
to same gatu n k i ptaków wodnych, b ło t
nych i większych drapieżnych, gdy ty m czasem mniejsze ptaki śpiewające, dzię
cioły i inne w ystępują w coraz nowych formach na każdym nowym obszarze.
Tak samo w jedn y m przypadku geogra
ficzne granice mogą sprzyjać rozprze
strzenianiu się jakiegoś gatunku, w in nym zaś przeszkadzać. Tak np. połu
dniowo - północny przebieg Kordylierów umożliwia niektórym zwierzętom, ja k np, guanako (zwierzę zbliżone bardzo do la
my), rozsiedlenie od Ekwadoru i Peru aż do płaszczyzn Patagonii, gdy kieru
nek wschodnio-zachodni gór, ja k np. Al
py, Himalaje, Kaukaskie, stanowi mur nieprzebyty w kierunku północno • połu
dniowym. Są i inne jeszcze wyjątki, lecz zawsze znajdujem y proste, na n a t u ralnych stosunkach oparte, wyjaśnienie, które tylko wzmacnia nasze poglądy na powstanie i przemiany świata zwierzę
cego.
Chciałbym jeszcze jednego zjawiska dotknąć cokolwiek obszerniej, gdyż wie
lu mogłoby j e uważać za doskonałe po
parcie nauki o stworzeniu i niezmienno
ści zwierząt. Bez względu na to, pod j a kim kątem widzenia rozpatrujem y spra
wę, w obu razach należy przyjąć, że ga
tunek zwierzęcy musiał powstać w j a kimś punkcie globu, skąd rozszerzył zwolna swój okrąg zamieszkania; okrąg ten powinien zachować swoję ciągłość.
Tak np. nasze sikory, reprezentowane w Europie i Azyi przez około 40 lub wię
cej gatunków, mają wszystkie okręgi po
szczególnych gatunków zbliżone do sie
bie. Tak rodzina kolibrów, obejmująca więcej niż 400 gatunków, występuje tyl
ko w południowej i środkowej Ameryce, i dopiero w ostatnich czasach kilka g a tunków przeniknęło do południowych czę
ści Ameryki północnej. Tak jelenie, nie
dźwiedzie, świnie i inne zwierzęta wy
kazują ciągłość zamieszkanych przez sie
bie wielkich okręgów. Chociaż dziś po
między A m eryką — gdzie te zwierzęta żyją równie, j a k u nas i w Azyi,—a S ta
rym Światem niema połączenia, geologia nam wykazuje, że istniały między lemi dwoma obszarami szerokie mosty, po k tó
rych odbywała się wymiana form Starej go i Nowego Świata. Pomińmy kwestyę, że z punktu widzenia teoryi stworzenia dziwny i niełatwy do zrozumienia będzie fakt stworzenia wszystkich gatunków sikor, kolibrów, jeleni tuż obok siebie, oraz obdarzenia niemi tylko wspomnia
nych lądów, a nie np. Afryki lub A ustra
lii, chociaż w arunki bytu są tam tak sa
mo sprzyjające dla tych zwierząt; nie pytajm y się, czy nie daleko bardziej na- turalnern będzie założenie, że, wraz z roz
szerzaniem się gatunku pierwotnego z j e go centrum powstania do coraz nowych okolic o rozlicznych warunkach bytu, za
chodziła powolna przemiana w gatunki nowe; pomińmy te i ty m podobne kwe- stye i zatrzymajmy się na jednym p u n k cie, na ciągłości okręgów zamieszki
wanych.
Najczęstsze są wypadki, w których ciągłość ta istnieje, znamy jednak pewną liczbę faktów, kiedy brak ciągłości roz
siedlenia jednego, lub dwu blizko spo
krewnionych gatunków, t. j. kiedy oko
lice zamieszkiwane są od siebie oddalo
ne, naw et oddzielone wielkiemi i głębo- kiemi przestrzeniami morza. Tak np. ta- pir występuje na półwyspie Malakka, na Sumatrze i Borneo oraz w środkowej i południowej Ameryce, czyli w miejscach oddalonych od siebie prawie o połowę kuli ziemskiej; podobnież znajdujemy zwierzęta workowate w Australii, i po
łudniowej Ameryce. Dla teoryi stworze
nia wypadki te, których liczbę możnaby łatwo powiększyć, nie nasuwają żadnych trudności. Gdyż, jeżeli można przypuścić jednorazowe stworzenie jakiejś formy zwierzęcej, niemożna uważać za niemo
żliwe lub niepojęte stworzenia jej w kil
ku, podobnych pod względem warunków bytu, punktach. Zwolennicy jednak te
oryi descendencyi nie mogą przyjąć po
w stania dwa razy jednej i tej samej lub też bardzo podobnej formy zwierzęcej, gdyż nigdy w dwu oddalonych od siebie punktach warunki bytu nie mogą być identyczne przez tak długie okresy cza
su, ja k ie są konieczne do rozwoju tak
wysoko uorganizowanych zwierząt. Je-
dynem wyjaśnieniem w podobnych p rzy
104 W SZECH8W IAT JMś 7
padkach je st w ykazanie dawniej istnie
jącego związku między dwoma dziś od- dalonemi okręgami, czyli wykazanie, że brak między niemi ciągłości je s t zjaw i
skiem wtórnem. Dowodu na to może nam dostarczyć tylko paleontologia i g e ologia i nauki te w rzeczywistości nie kazały nań długo czekać, składając tym sposobem doskonałe świadectwo za s łu sznością naszych poglądów na rozwój św iata zwierzęcego.
N ajstarsze formy tapira zostały znale
zione w Europie, w sk u tek czego prawdo- podobnem jest, że ojczyzną pierw otną tej formy był Ś w iat Stary. W młodszych w arstw ach znajdujem y j ą zarazem w A m e ryce południowej i w Europie, zwierzę^
więc zawędrowało przez istniejące wów
czas mosty i do Nowego Świata. D al
sze odkrycia paleontologiczne pozwalają prześledzić, ja k ono zwolna zanika wr E u ropie, zjawiając się natom iast w Indyach, przesuw ając się więc na południe — po pewnym zaś czasie nie znajdujem y go już w Ameryce północnej, lecz tylko w Ameryce środkowej i południowej—co je st dowodem, że tapir i w Nowym Świe- cie musiał opuścić, prawdopodobnie pod naciskiem epoki lodowej, okolice północ
ne i przewędrować na południe do A m e
ry k i środkowej, a następnie dalej przez świeżo powstałe połączenie, przesmyk Panam ski, do A m eryki południowej. Tak więc na podstawie odkryć wykopalisko
wych możemy śledzić to zwierzę krok za krokiem w jego olbrzymich w ędrówkach i wyjaśnić powstanie dzisiejszego braku ciągłości w' jego rozsiedleniu. Dzisiej
sze jed n ak ta p iry Starego i Nowego Świata różnią się od siebie do tego s to pnia, że musimy j e oddzielić, jako oso
bne podrodzaje.
Również ojczyzny zwierząt w orkow a
tych nie należy szukać w Ameryce p o łudniowej lub A ustralii, gdzie one dziś wyłącznie żyją, z w yjątkiem jednego r o dzaju, k tó ry zresztą w ostatnich czasach dopiero przeniknął z A m eryki południo
wej do północnej, lecz raczej w Europie i Ameryce północnej. Dowodzą tego li
czne odkrycia. Stąd dopiero zaw ędro
wały one dwiema odnogami do dwu kon
tynentów południowych, wymierając n a
tomiast na półkuli północnej. Dopiero po zawędrowaniu do Australii dosięgły wspaniałego rozwoju, w jakim je dziś widzimy, co się wyjaśnia przez fakt, że ląd ten przed ich przybyciem nie posia
dał żadnych ssaków, lub co najwyżej ty l
ko stojące na bardzo nizkim stopniu roz
woju, a, oddzielając się następnie od kon
ty n en tu azyatyckiego, zapobiegł przedo
staniu się nań zwierząt drapieżnych, ko
pytnych, małp i innych. Odpowiednio do rozlicznych warunków bytu, ja k ie po
siada ten wielki obszar, mogły się tu workowce swobodnie, nie niepokojone przez inne ssaki, modyfikować w rozlicz
nych kierunkach, różnicować na roślino
żerne i mięsożerne, na drzewne i ziemne, na skaczące, łażące i latające.
Jakiekolwiek więc zjawisko weźmiemy z rozsiedlenia zwierząt, każde doprowa
dzi nas do wniosku, że kluczem do jego zrozumienia j e s t jedynie przypuszczenie zmienności zwierząt. Tak, ja k każdy or
ganizm dorosły można zrozumieć tylko na zasadzie znajomości jego rozwoju, tak samo i dzisiejszy stan rozsiedlenia zwie
rząt należy uważać tylko za wynik wie
lu faz rozwojowych. Nie powstał on od- razu i nie pozostał niezmiennym, lecz je s t czemś, co się stawało zwolna, co się zamieniało ciągle w coś nowego z bie
giem długich okresów czasu, w skutek ciągłych zmian w rozmieszczeniu lądów i wód, zmian całej postaci powierzchni ziemi, zmian wreszcie klimatycznych;
wraz z temi zmianami świat zwierzęcy musiał zmieniać swe miejsca zamieszka
nia, musiały więc wciąż zachodzić 'wę
drówki, odbywające się coprawda znacz
nie wolniej, aniżeli wędrówki ludów, w sk u tkach je d n a k potężniejsze. Zwie
rzęta przenosiły się do coraz nowych okolic o różnorodnych w arunkach bytu, pod których wpływem, skutkiem wrodzo
nej organizmom zmienności, przekształ
cały się w formy coraz nowe. Dopiero to założenie, po uwzględnieniu geologicz
nych i klimatycznych zmian w czasach
ubiegłych, umożliwi nam zadawalające
JMs 7 WSZECHSWIAT 105
zrozumienie dzisiejszego rozsiedlenia św iata zwierzęcego na ziemi.
Tłum. W. Roszkowski.
S A M O Z A P A L N O Ś Ć W Ę G L A K AMI E NN EG O .
Z doświadczenia dobrze znanego w p rze
myśle wiadomo oddawna, że węgiel k a mienny, przez czas dłuższy pozostawio
ny pod działaniem powietrza, traci pe
w ną część swojej wartości opałowej, to jest, paląc się, wydziela mniej ciepła niż ten sam g atunek węgla świeżo w ydoby
ty z kopalni. Podobnież węgiel kam ien
ny, używany do wydobywania gazu świetlnego, o ile poleży czas dłuższy w powietrzu, daje mniej tego gazu i mniej jasno płonącego. Oddawna również wie
my, że węgiel, złożony w stosach na po
wietrzu wolnem albo pod pokładem okrę
tu, może w pewnych razach zapalić się własnowolnie. Co do przyczyn takiego dowolnego zapalania się węgli zdania są bardzo podzielone, a nawet Anglicy czę
stokroć zaprzeczają stanowczo jego mo
żności.
Od kilku lat pp. W. P a rr i W. Kress- mann w uniwersytecie w Illinois (St.
Zjedn. A. P.) podjęli systematyczne po
szukiwania doświadczalne, mające na ce
lu zbadać przebieg i przyczyny dwu zja
wisk wyżej wspomnianych, a także—wy- naleść metody zapobiegawcze. Badania te i ich wyniki są zebrane w Journal of industrial and engineering chemistry z m arca r. ub.
Węgiel kam ienny pod wpływem p o wietrza traci bardzo znacznie na swojej wartości opałowej w ciągu pierwszych dni po wydobyciu z kopalni. Ta s trata objaśnia się w części ulatnianiem się okludowanych w węglu węglowodorów gazowych, przedewszystkiem zaś metanu, w części zaś — przyłączaniem się tlenu.
Przyłączanie się tlenu nie je s t tutaj spa
laniem węgla kamiennego, ani naw et po- wolnem jego utlenianiem na bezwodnik
węglowy, lecz raczej powolnem przyłą
czaniem się tlenu do pewnych zawartych w węglu węglowodorów nienasyconych.
Wynikiem tej reakcyi je st powstawanie związków podobnych do kwasu humino- wego.
Dwutlenek węgla zaczyna się tworzyć wtedy dopiero, kiedy węgiel, kamienny zostanie ogrzany w powietrzu do te m p e
ratu ry przewyższającej nieco 120°C. W tej je d n ak temperaturze wydzielanie ciepła nie je s t jeszcze o tyle obfite, żeby cała masa węgla mogła ogrzewać się wyżej i pozostaje ona przeto ogrzana niewyżej ja k do 120°. Gatunki węgla, najłatwiej zapalające się samowolnie, podnoszą da
lej swoję tem peraturę dopiero po ogrza
niu do 140 — 160°. Węgiel kamienny z P ittsb u rg h a podnosi tem peraturę po ogrzaniu do 175° a antracyty am erykań
skie — do 240°.
Oprócz powyższego, na zapalność wę
gla okazuje wpływ bardzo ważny wiel
kość jego kawałków, wilgotność węgla, temperatura otoczenia i obecność piry
tów.
Doświadczenia były czynione z drob
nym pyłem węglowym, z kawałkami, których średnica wynosiła około 6 mili
metrów i z ziarnami pośredniej między tamtem i wielkości. Co do kawałków większych, zachowywały się one jak bryłki 6-milimetrowej średnicy.
Jeżeli stopniowo ogrzewamy węgiel zapomocą źródła ciepła zewnętrznego, to przedewszystkiem występuje wspomnia
ne wyżej stadyum przyłączania się tle
nu. Jest ono tem szybsze, im węgiel je s t bardziej rozdrobniony i silniej ogrza
ny. Powinowactwo do tlenu je s t oprócz tego tem większe im obserwacya n astę
puje rychlej po wydobyciu węgla z ko
palni. Węgiel kamienny z różnych ko
palń zachowuje się w tym względzie rozmaicie.
P iry ty zaczynają uczestniczyć w zja
wisku dopiero w drugiej fazie utlenie
nia. Ich powolne utlenianie się je st źró
dłem wytworzenia dość znacznej ilości ciepła. Jako kruche wogóle, są
o n e j i a -gromadzone w pyle węglowym w sto
sunku większym niż w grubym węglu,
W SZECHSW IAT J\i« 7 106
a że obok tego pył je s t łatwiej zapalny od węgla grubego, można więc p o w ie
dzieć wogóle, że skład węgla, w którym j e s t wiele pyłu, łatwo uledz może zapa
leniu się samowolnemu. Wilgoć bardzo sprzyja utlenianiu się pirytów. O ile j e dnak się wydaje, obecność pirytów w w ę
glu sama przez się, bez współdziałania innych czynników, nie może być uw aża
na za przyczynę zapalania się samowol
nego.
Trzecia faza utlenienia zaczyna się po ogrzaniu do tem p eratu ry
1 2 0— 140°. Pe
wne części składowe węgla kamiennego palą się wówczas z wydzieleniem d w u
tlenku węgla i wody. Ciepło, w y tw o rzone wówczas do wspótki przez u tle n ie nie pirytu i przez owo powolne palenie się związków węglowo-wodorowych, mo
że się okazać w ystarczającem do w pro
wadzenia zjawiska w czw artą jego tazę, to je s t może podnieść te m p eratu rę całej masy do takiej wysokości, że już ze
wnętrznego ogrzewania nie będzie tr z e ba do coraz dalszego i silniejszego roz
grzewania. T em p eratu ra ta k a zawiera się pomiędzy 200 a 275° i skoro masa węglowa raz j ą osiągnęła, oksydacye bie
gną coraz żywiej i mogłyby być po
w strzym ane dopiero przez sztuczne ochło
dzenie. Około 300° rozpoczyna się n ie
bezpieczeństwo, a pomiędzy 300 — 400°
wszczyna się gorzenie płomieniste. Im bardziej węgiel j e s t rozdrobniony, tem więcej ciepła, wydzielonego przez utle
nienie powolne, nagrom adza w sobie i przechowuje.
Z powyższego wynika, że, chcąc zapo- biedz zapaleniu się samowolnemu węgla kamiennego, należy:
1
) Urządzać składy w przyzwoitej od
ległości od wszelkich źródeł sztucznych ciepła. Tak np. n a s ta tk a c h trzeba je umieszczać jaknajdalej od kotłowni, szcze
gólniej, jeżeli podróż ma trw ać czas dłuż
szy. Tak samo w domach miejskich n a leżałoby unikać sąsiedztw a piekarni, p ra l
ni, urządzeń do ogrzewania centralnego i t. p.
2
) U nikać nagrom adzenia się w s k ła da cli pyłu węglowego i miału. W m i e j
scach ładowania i w yład u n k u węgla po- I
w innyby obowiązkowo być zaprowadzo
ne urządzenia, zapobiegające kruszeniu węgla. Takie urządzenia istnieją i roz
powszechniają się coraz bardziej w Niem
czech i w Stanach Zjednoczonych. W A n glii, która tak dużo węgla kamiennego rozsyła po świecie, urządzenia podobne są stosowane tylko na żądanie k u p ują
cym i przytem za osobną dopłatą. J e s t to usprawiedliwione poniekąd, gdyż oprócz kosztów maszyn, t e n : sposób ładowania pociąga za sobą pewne wydatki na siłę popędową i roboczą, a także zajmuje nie
co czasu.
3) Przechowywać węgiel kamienny w suchości i w szopach zamkniętych.
4) Możnaby zabezpieczyć węgiel od zapalenia się samowolnego, ogrzewając go w taki sposób, żeby wywołać prze
bieg trzech pierwszych stadyów utlenie
nia. Byłaby to zapewne metoda koszto
w na i kłopotliwa, ale, być może, daw a
łaby wyniki całkowicie pewne.
5) Można wreszcie przechowywać wę
giel kam ienny pod wodą. Woda działa tutaj w sposób czworaki: Przez swoje ci
śnienie pow strzym uje wydzielanie się gazów okludowanych w węglu. Odcina przystęp powietrza. Przejm uje ciepło, w ytw arzające się w węglu i rozdziela je w swej wielkiej masie. Nakoniec, pod
czas wrzucania węgla do basenu woda łagodzi uderzenia i umniejsza przez to ilość tworzącego się miału. Te dobre usługi sprawiają, że w wielu okolicach Stanów Zjednoczonych przechowywanie węgla kamiennego w wodzie upowszech
nia się coraz bardziej. Złą stroną tego sposobu je s t konieczność suszenia w pe
wnych razach węgla przed użyciem, co może być dość trudne i kosztowne.
Streszczone powyżej uwagi ściągają się do zjawiska, które ma dużo znacze
nia w gospodarstwie przemysłowem, po
nieważ ulegają mu wszelkie m ateryały palne pochodzenia roślinnego i zwierzę
cego. Siano, słoma, trociny, pakuły, weł
na, „grzeją się“, a niekiedy zapewne i zapalają samowolnie, ja k to powszech
nie wiadomo. Nie dla wszystkich tych materyałów warunki występowania zja
wiska są jed n e i te same, niezawsze
J\ó 7 WSZEC11S WIAT 107
przeto w jed n ak i sposób można im prze
ciwdziałać i zapobiegać. Jednę tylko mają wspólną właściwość: pomimo wiel
kiego swego znaczenia dotychczas nie są zbadane ja k należy.
M.
(R cv. scien t.).
O B E C N Y S T A N W Y P R A W B I E G U N O W Y C H .
Na mapach poglądowych okolic pod
biegunowych przestrzenie dotąd niepo- znane i niezbadane oznaczone są barwą czarną. Plamy te jed n ak zmniejszają się dosyć szybko, gdyż prawie co roku znaczne przestrzenie zostają poznane i częściowo zbadane. Tak państwa jak i osoby pryw atne podejmują bez przer
wy wyprawy w okolice biegunowe, a ka
żda w yprawa wraca z obfitym plonem odkryć i zdobyczy naukowych, które j e dnak niekiedy pociągają za sobą ofiarę w ludziach, poświęcających życie dla sprawy, której służą. I tak kapitan Mik- kelsen, który z towarzyszami rozpoczął w roku 1910 z wysp Shannon wyprawę przez wschodnią Grenlandyę, dotąd nie powrócił, i zachodzi obawa, że go spot
kał wypadek nieszczęśliwy.
Ruch wypraw do bieguna południowe
go je s t obecnie bardzo ożywiony. W ia domo, że kapitan Maksymilian Scott w roku 1901 - 1904 dotarł do 82° szero
kości południowej, a anglik Shackleton w roku 1909 do 88°23' tejże szerokości (ob. M 40 W szechświata z roku 1910).
Na biegunie południowym rozpoczęła się już wiosna, objawiająca się tem, że i wieloryby i inne zwierzęta wracają do swych dawnych siedzib, a miliony p in gwinów dążą do wybrzeży lądu antark- tycznego, dla znoszenia tam jaj, z cze
go korzystają w yprawy biegunowe, by zaopatrzyć się wr świeże pożywienie.
W antarktydzie zimują dwie.wyprawy, angielska i norweska, i obecnie z po
czątkiem wiosny rozpoczynają pochód ku biegunowi południowemu.
Również kapitanowie Scott i Roald Amundsen, znajd u jąc y ’ się w a n ta rk ty dzie, rozpoczynają w zawody pochód na sankach ku biegunowi południowemu, a spieszyć się muszą, gdyż, w razie pomyślnego ukończenia tej wyprawy, Amundsen ma odbyć podróż przez pół
nocne Morze lodowate na pływających polach lodowych. W yprawy obu tych kapitanów są jed nak przeważnie igrzy
skami sportowemi, i nie mają znaczenia naukowego.
W dr.idze znajduje się wyprawa po
rucznika bawarskiego Filchnera, który rozpoczął podróż z Buenos Aires, a z k r a j u Coatsa południowego na morzu Wed- della ma na sankach objechać wschodnie i zachodnie części południowego lądu bie
gunowego stałego, którego środkowa część dotąd nieznana będzie mogła być poznana. Podróż Filchnera, a częściowo także Scotta i Amundsena dostarczyć mogą przyczynków do rozwiązania zagad
ki, czy biegun południowy tworzy ląd stały jednolity.
W yprawa australska pod wodzą d-ra Mawsona, która wyruszyła w lecie z Lon
dynu, ma ch arak ter naukowy. Na okrę
cie Aurora wyprawa ta ma objechać i zbadać kraj Wilkesa, olbrzymi płat wy
brzeża an tarktydy, ciągnący się od k r a ju Wiktoryi do kraju Wilhelma II, od
k ryty przez Ballenyego, Dumonta d ’Ur- ville i przez niemiecką wyprawę do bie
guna południowego w roku 1901 — 1903.
Dr. Mawson ma również zbadać ważną i zajmującą dla geografii sprawę, czy kraj Wilkesa je s t ziemią jednolitą i czy jest części-ą lądu stałego, którego istnie
nie podróżnicy dotąd tylko przypusz
czają.
Od czasu ostatnich wypraw Pearyego i Cooka do bieguna północnego, tenże przestał już być celem wypraw sporto
wych, mimo tego i w roku ubiegłym po
dążyło w tam te strony kilka wypraw, wzbudzających zajęcie i zaciekawienie.
I tak w yprawa szwedzka pod wodzą geologa B. Hogboma robiła poszukiwania w ostatnich kończynach fjordu lodowe
go i Belsundu, zwracając uwagę szcze
gólnie na minerały. Szwedzi pierwsi roz
108 WSZECHŚWIAT JMa 7
poczęli badanie naukow e Szpicbergów, a w yprawę wyżej w spom nianą wysłało utworzone w Sztokholmie towarzystwo, które zamierza w y zyskać s k a rb y ziemne Szpicbergów. Z o d kry ty ch pokładów w y prawa przyniosła 150 ton węgla k am ien nego i 100 ton gipsu.
Norwegia wysłała również w roku prze
szłym głównie dla w yszukania pokładów węgla, wielką w yprawę do Szpicbergów, która zebrała obfite m atery ały do o p r a cowania dokładnych map pokładów w ę gla pomiędzy fjordem lodowym, a Bel- sundem. Prócz tego podejmowano b ad a
nia lodowców, tudzież badania geologicz
ne i kartograficzne w północno - zachod
nich Szpicbergach, tak, że obecnie tę część k raju biegunowego dokładnie po
znano pod względem rozwoju brzegów, głębokości fjordów, przyrody wrogóle i po
staci ziemi. Nad zatoką A d v en t w fjor- dzie lodowym, w b u d ynku spółki węglo
wej am erykańskiej, j e s t umieszczona n a ukow a stacya niemiecka, zaopatrzona w najnowsze i najlepsze przyrządy n a ukowe do badań meteorologicznych i m a gnetycznych, po której n au k a spodziewa się wielkich zdobyczy.
Wspomnieć jeszcze należy o wyprawie kanadyjskiej na archipelagu arkty czn y m am erykańskim, k tó ra ma podjąć podróż przez północno-zachodnie przejście Morza lodowatego, tudzież o w ypraw ie norw es
kiej podejmującej badania w k raju Wran- gla.
Zajmująca wreszcie je s t wiadomość, że podróżnik am eryk ań sk i Stefanson od
krył w kanale Deasego w południowej części archipelagu arktycznego szczep Eskimów, bardzo podobny do rasy bia
łej. Badaniem Eskim ów zajm ują się również uczeni duńscy i norwescy.
Dr. F. IV.
K R O N IK A NAUKOWA.
Nowa kometa o krótkim okresie. Dnia 30 listopada roku ubiegłego astronom Schau- inasse odkrył w Nizzy, z pomooą ekw ato- ry a łu „złamanego “ miejscowego obserwato- ryum , komet§ bardzo słabą, położoną w gw ia
zdozbiorze P anny. W parabolicznej orbicie tymczasowej wyprowadzonej ze spostrzeżeń, poczynionych 1-go i 2-go grudnia, okalały się niebawem znaczne niezgodności. Podej
rzewając, że droga nowej gwiazdy może być eliptyczna, astronom G. F a y e t dokonał n o wego obliczenia orbity, odrzuciwszy wszelką hypotezę co do mimośrodu. W ra ch u n k u ty m F a y e t oparł się na obserwacyach, o trz y manych w Nizzy 1-go, 11-go, 16-go i 21-go grudnia, i, posługując się metodą zmiany sk ra jn y c h odległości geom etrycznych, o trz y mał na wartości elementów liozby n a s t ę p u jące:
Chwila przejścia przez p u n k t przysłone- czny: 1911 listopad 12,2440 (czas średni paryski).
CD
O Długość p u n k t u przysłone-
cznego 136°33'37tf
Długość węzła 93°14'32''
Nachylenie. 17°40'46"
Log q 0,084 487
Mimośród 0,675 480
R uch średni 489"938
Przedstawienie „miejsc pośrednich" (obs.J oblicz.).
d A d P
11 grudnia — 1,"0 -f- 0,"1 16 „ + 0 / 5 + 0,"8 A zatem, znajdujemy się wobec gwiazdy bardzo ciekawej, której okres wynosi oko
ło 7 lat. Wyniki te są, rzecz prosta, b ar
dzo jeszcze niepewne; ozas, w ciągu k tó re go prowadzone były spostrzeżenia je s t b a r
dzo krótki, a przytem , i to je st może w a
żniejsze, pomiary, dotyczące tej gwiazdy są tru d n e i nie dają się poczynić z wielką do
kładnością. Swoją drogą, w dniu 28 g r u dnia różnica pomiędzy elipsą, podaną przez F a y e t a a orbitą zaobserwowaną nie p rz e kraczała 15''.
S. B.
C. r.
Małe planety, w roku 1906 i 1907 licz
ba m ałych planet została powiększona o 34.
Poniżej przytoczone planety mają drogi już
obliczone.
JMa 7 W SZECHSW IAT 109
O O
>>
.2 J3
^ O
O
o
£h
nd O
ŁC C Łjd fl S; ° " °
D - P m - p r C a , o a
1 5 2 3
•5 ^ ? H
W M
bJO
<D
W
*H C ,
P-i -
W O
-W
oM
oh-3
oHl
oO
>>
£
2n 3 *
N
03*
msc3
O i3 rd
o
cd
‘3 Ti
NTj
c3
ss £ Ph
O
+3W o
05
.
O
N hD
R O ©-M
N ^ H CO (M O GM CM t-H r-l <M rH
*3
-ł->©
*’£ *
< !M H rH
>5
J-l
O
► >
-ifl
T3
O CjN.
O {>>
£
■S g
Ctf4 N
N ^
b o
0
g h M * M |
£ P p= ^ |xj jxj
/-“*s /*“N s /-—V, V s S —s/^**\^—■S(^»v^—s,—K'/TS'—s
cis o — 1 fM c o v-h w o r - c o C -' o « <m m '+ jo
— 1 Ol Ol Ol <M <M Ol (M Ol Ol 'M w co co co w 00
ŚO CO O o CD O
* 5
J =
* 1 aj H
< 3
C3
O
<D
fcD
w
E C3
hfcjo
<X>
TS
Ł
h° g*
R t? m a ^
*H !« ^ tu
o ^
►r o cs o
© 53 <ń ^ «f
Ma
<
oto
-MCD
50
: G -«J O- ©
r^ x
CM t—i
R "N T3
•f 50 -H M
Ol Ol Ol
H >h |>W ro k u 1907 odkryto jeszcze małych pla
n et 134, które nie zostały zanotowane z p o wodu nieznajomości ich dróg. W roku 1908 do spisu m ałych planet włączono 24 planety i oznaczono je num eram i od (636) do (659) włącznie. N a uw agę zasługuję planeta (659) o d k ry ta dn. 23 m arca przez Wolfa. Połowa
© a Hl
oc3
a 5
^E
hEH£} ^
i— J— h-*-—
O ^C O ^ l O - r o a o 1 o T O 1 ^ o T CO ^ l O Ś o ' ^ CO ; O OO O O O O O - ^ r H t —I —' T —l -H-T-l ł -^r-H 0'sDO ’Xi ^ 0 O 0 O 0C O O vD 0tD O
< a N -p-l f-
wielkiej osi drogi tej p lanety wynosi 5,18 promieni drogi ziemskiej, czyli jest prawie równa odległości Jowisza (5,20) od słońca;
przytem część jej drogi znajduje się poza orbitą Jowisza. Z powyższych 24-ch małych planet 19 odkrył Wolff, 4 — Metcalf drogą fotograficzną, z wyjątkiem 1-ej, którą od
krył bezpośrednio Palissa w Wiedniu. W c i ą g u ro k u 1909-go odkryto wyłącznie z po
mocą, fotografii do 72 m ałych planet; nie
które z nich, prawdopodobnie, okażą się od- kry tem i przedtem. Pod koniec r. 1909-go zanotowano tylko 15 nowych planet, to jest od (660) do (674) włącznie.
M . B.