• Nie Znaleziono Wyników

Deficyt niezależnych wydawnictw jako bodziec do wydawania pisma "Miesiące" - Michał Zieliński - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Deficyt niezależnych wydawnictw jako bodziec do wydawania pisma "Miesiące" - Michał Zieliński - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MICHAŁ ZIELIŃSKI

ur. 1949; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe „Miesiące”, „Solidarność” (1980-1989), Region Środkowo- Wschodni NSZZ „Solidarność”, niezależny ruch

wydawniczy, opozycja w PRL, życie polityczne, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, Katolicki Uniwersytet Lubelski

Deficyt niezależnych wydawnictw jako bodziec do wydawania pisma

„Miesiące”

Dlaczego pomysł wydawania pisma [„Miesiące”] był szalenie ważny. Bo pod koniec lat siedemdziesiątych, na początku osiemdziesiątych, kiedy właściwie brakowało wszystkiego, to chyba jednak najbardziej dawał się odczuwać brak dostępu do wolnego słowa. W dzisiejszych czasach, kiedy człowiek wchodzi do księgarni i leży tam niesamowita ilość książek, czy przychodzi do kiosku z gazetami i ma do wyboru kilkaset tytułów, to może być trudne do zrozumienia, że najbardziej deficytowym towarem były książka i pisma. W moim środowisku była dosyć popularna rozrywka – czy konieczność – chodzenia codziennie po wszystkich księgarniach i wypatrywania, czy już się pokazała jakaś zapowiadana książka, czy nie. Te najbardziej atrakcyjne książki kupowało się zwykle spod lady. Oczywiście wszystkie książki i pisma wydawane wówczas – jedne lepsze, drugie bardzo złe – były przepuszczone przez sito cenzury i bardzo często okaleczone. W związku z tym największy popyt był, po pierwsze, na to, co w jakiś sposób z cenzurą walczyło, czyli pisma na ówczesne czasy niezależne, bo wydawane poza RSW „Prasa” – poza „Znakiem” i „Więzią” to był „Tygodnik Powszechny”, chociaż wychodziło także pismo dominikańskie „W drodze”. A po drugie, na wszystkie polskojęzyczne wydawnictwa pochodzące z Zachodu, głównie „Kulturę”, choć także książki wydawane w Londynie przez Oficynę [Poetów i Malarzy], i również – bo to przecież też wymagało debitu, żeby mogło znaleźć się w Polsce w kolportażu – publikacje obcojęzyczne. Tu może taka ciekawostka. Ponieważ tych książek było bardzo mało, „Kultura” paryska też krążyła w stosunkowo niewielkiej liczbie egzemplarzy, to oczywiście pożyczało się masowo książki i „Kulturę”. Czas naglił, następni stali w kolejce, [więc] były to najczęściej pożyczki na jeden dzień, czy nawet jedną noc.

Powstał wtedy specyficzny system porozumiewania się, nie tylko słownego, ale także

(2)

takich kodów. I jednym z takich kodów była książka czy grube pismo oprawione w gazetę, najczęściej w „Trybunę Ludu”, bo ona była najtańsza i było jej najwięcej.

Ponieważ nie było eleganckiego papieru, a zawsze są ludzie, którzy dbając o książkę swoją czy pożyczoną, starannie ją obkładają przed czytaniem, to niewykluczone, że od czasu do czasu można było spotkać np. studenta fizyki, który miał w „Trybunę Ludu” obłożoną „Mechanikę kwantową”, ale na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jak się widziało kogoś, a jeszcze widać było, że to twarz inteligentna, kto maszerował ulicą z książką oprawioną w „Trybunę Ludu”, to było na bank wiadomo, że niesie wydawnictwo pozadebitowe, które komuś chce pożyczyć czy oddać. Ten system kodów oczywiście bardzo ułatwiał porozumiewanie się, myślę zresztą, że nigdy do końca nie został przez cały rozbudowany aparat penetracji społecznej rozszyfrowany.

My, pracownicy Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, stosunkowo słabo się znaliśmy. [Kiedy] zetknęliśmy się w czasach

„Solidarności”, to okazało się, że te kody językowe i gestów były w zasadzie identyczne i nie było żadnych problemów z porozumiewaniem się, stąd ta współpraca ruszyła natychmiast i była bardzo ciepła i sympatyczna.

W tej sytuacji głodu słowa i wielkiego na słowo popytu pomysł [tworzenia] pisma wydawał się oczywisty.

Data i miejsce nagrania 2005-06-30, Lublin

Rozmawiał/a Piotr Choroś

Transkrypcja Beata Sobytkowska, Piotr Krotofil

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN”

Cytaty

Powiązane dokumenty

Odbywało się to w zakładzie pracy, gdzie byli oczywiście prowokatorzy, były wtyczki najrozmaitsze, ale robotnicy nawzajem bardzo się pilnowali.. Nasz przewodniczący ze

Jak wiadomo było, co jest, to się pojechało, więc jakoś tam sobie poradzili, ale już byli spóźnieni sporo.. Normalnie nie wolno im było, oczywiście, jechać na miejsce, czyli

Najlepszym przykładem jest Plac Litewski, gdzie z inicjatywy i na koszt, jak pamiętam, Norberta Wojciechowskiego – znanego działacza solidarnościowego i wydawcy obecnie

Słowa kluczowe projekt Polska transformacja 1989-1991, przełom w 1989 roku, przemiany polityczne, przemiany ekonomiczne, reformy Leszka

[Możliwość kupna towarów] zmieniła się błyskawicznie: od tych tektur na chodnikach, poprzez największy wynalazek być może w historii Polski, czyli szczęki –

Brak możliwości wyboru politycznego ograniczał moją swobodę, brak wyboru gospodarczego – bo nie mogłem kupić tego, co chciałem, tylko musiałem wystać w kolejce to, co jest.

Z drugiej strony, tak jak mówiłem, większość ludzi ze Stronnictwa Demokratycznego to byli ludzie normalni, co więcej, większość albo znaczna część tak zwanego aktywu partyjnego

Słowa kluczowe projekt Polska transformacja 1989-1991, wybory czerwcowe w 1989 roku, przełom w 1989 roku, papież, pielgrzymka papieża do Polski w 1987 roku, strajk w Stoczni