N b 6 ( 1 0 3 7 ) . W a r s z a w a , dnia 9 lu te g o 1902 r. T om X X I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM .
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . W W a r s z a w ie : rocznie rub. 8 , kw artaln ie rub. 2 . Z p r z e s y łk ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10 , półroczn ie rub. 5 .
Prenum erow ać m ożna w R e d a k cy i W szech św iata i w e w szy stk ich księgarniach w kraju i zagranicą.
R ed a k to r W sze c h św ia ta przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od go iz. 6 do 8 w iecz. w lokalu redakcyi.
A d res R e d a k c y i: M ARSZAŁKOW SKA N r. 118.
S E N . ‘)
W iadom ości nasze o śnie bardzo są skąpe. Tern w iększym w szakże je s t obo
wiązkiem przyrodnika i lekarza poznać je i przysw oić sobie.
Sen bardziej je s t człow iekowi potrzeb
ny niż pokarm . Bez pożyw ienia obywać się człow iek może m iesiąc c a ł, a n aw et i dłużej. Z bezsenności n ato m iast ju ż po niew ielu dniachby um arł. M usimy to w nosić przez an alo g ią z tego, czego uczą dośw iadczenia czynione n a zw ierzętach, jakk o lw iek prób z ludźm i nie robiono 2).
W r. 1894 n a m iędzynarodow ym k o n gresie lekarskim w Rzym ie pani M anas- seine doniosła o dośw iadczeniach nad w pływ em bezsenności, dokonanych na
1 0 m łodych 3—4 m iesięcznych psach.
Je że li zw ierzęta te pozbaw iono snu
') W ed łu g świeżo w ydanego podręcznika fizyologii profesora bazylejskiego G. Bunge- go (L ehrbuch d e r Physiologie des Menschen.
L ipsk, 1901).
-) W lite ra tu rz e lekarskiej spotykam y k il
k ak ro tn ie wiadom ość, że istnieje w Chinach pew ien rodzaj k ary śm ierci polegający na tem , że przestępcy nie pozw alają spać. P o szukiw ania pilne w ykazują wszakże, że w ia
domość ta, zaczerpnięta z jednego z czaso
pism am erykańskich, je st w p ro st zmyślona.
przez 4—5 dni, ginęły one bezpowrotnie;
najtroskliw sze pielęgnow anie następne nie m ogło ich ocalić. Z owych 10 psów cztery nie żyły po 4 — 6 dniach; pozosta
łe starano się utrzym ać przy życiu, po
zw alając im znów spać po 5-dniowej bezsenności — lecz napróżno. Młodsze zw ierzęta szybciej p ad ały od starszych.
T em peratura tych pozbaw ionych snu zw ierząt już na drugi dzień opadała o 0,5 do O ^ 1 C, a w ostatn ich godzi
n ach życia obniżyła się o 4 do 5,8° 0.
Liczba czerw onych ciałek krw i opadała z 5 do 2 m ilionów w m ilim etrze sześcien
nym, by podnieść się w ostatnim dniu, kiedy zw ierzęta ju ż przestały źreć; tym czasem liczba ciałek białych stale opa
dała. A utopsya w ykazała, że naczynia krw ionośne m ózgu otoczone są w arstw ą białych ciałek krwi; w niektórych m iej
scach naczynia te b yły jak b y uciśnięte.
W szędzie n a korze m ózgu znajdow ano krw aw ienia drobne, w łosow ate, większe nato m iast w sąsiedztw ie nerw u w zroko
w ego i w p łata ch w zrokow ych m ózgu (lobi optici).
A więc bezsenność znacznie szybciej zabija zw ierzęta niż głód. P ies głodzo
ny tra c i do 50% ciężaru ciała zanim
j
padnie; zw ierzęta pozbaw ione snu traciły
| tylk o 5—13% • U zw ierząt głodzonych
82 WSZECHŚWIAT N r 6 m ózg zachow uje praw ie n o rm aln ą w a g ę —
m ózg odżyw ia się tu kosztem resz ty or
ganów ; u zw ierzęcia p ad ająceg o w sk u
tek bezsenności m ózg w łaśnie najw ięcej ucierpiał.
B ardzo w łaściw ie p o stą p iła p ani Ma- nasseine, w yb ierając do ty c h dośw iad
czeń m łode psy. P rz y k re to dośw iad
czenie zo stało ty m sposobem skrócone.
P o trz e b a snu bow iem u m łodych psów je s t bardzo duża. C złow iek przesypia y 3 sw ego życia, pies 2/3 , a m łody pies śpi jeszcze w ięcej. D la te g o też dośw iad-
jczenia ta k szybko się ro zstrzy gn ęły . A le
jnie trz e b a oczyw iście z ty ch dośw iad
czeń przenosić w niosków n a człow ieka.
N ie w iem y zatem jeszcze dokładnie, I po jak im czasie człow iek u m arłb y z bez- [ senności, ale w każdym razie szybciej
jniż z głodu. P o trz e b a snu je s t dla nas w nioskiem z dośw iadczenia. A priori konieczność ta nie daje się należycie uzasadnić. P o w ia d a m y : m ózg potrzeb u
je spoczynku i zn ajduje ten spoczynek ty lk o w e śnie. Ale dlaczegóż nie po trzebuje spoczynku serce? J e ż e li mózg, podobnie ja k serce, u staw iczn ie się od
żyw ia krw ią, k tó ra p rzynosi mu tlen i m ate ry a ł p aln y — dlaczegóżby i m ózg nie m ógł rów nież bez p rzerw y p ra cować?
R ozw ażenie ściślejsze w ykazuje, że błędnein je s t przypuszczenie, jak o b y ser
ce nie p o trzebow ało w ypoczynku. Isto t- j nie p otrzebuje ono spoczynku
:po drugim
jtonie serca n astęp u je pauza; krzyw a,
jw skazu jąca ruchy serca, w y raźn ie dow o
dzi, że obniżenia pom iędzy podniesienia- | mi ciśnienia trw a ją dłużej niż w zniesie-
jnia. Serce spoczyw a zatem w ięcej niż pół życia, m ózg zaś ty lk o przez trz e cią | część życia. Is to tn a ró żn ica po leg a tu tylko n a tem, że p au zy spoczynkow e w pracy serca są k ró tk ie i częste, dla m ózgu zaś d łu gie i rzadkie. Częste
jpauzy b y łyby dla m ózgu niew łaściw e.
K o jarzen ia m yślow e nie m o g ą być prze- | ryw ane.
Otóż za p y ta jm y dalej : czy po trzeb a
jsnu w spólna je s t w szystkim zw ierzętom ?
jCo w p ły w a n a ro zm aity stopień tej potrzeby? Czy je s t on zależn y od róż- |
nego sto p n ia pracy m ózgow ej, czy od innych ja k ic h czynników ?
W szystkie te niezm iernie w ażne p y ta n ia m uszą tym czasem pozostać bez od
powiedzi, nie posiadam y bowiem jeszcze praw ie żadnych spostrzeżeń porów naw czych n a d potrzebą snu u rozm aitych zw ierząt, zw łaszcza zaś żadnych obser- w acyj niezaw odnych nad zw ierzętam i niższemi.
Z a sta n a w ia ją c ą je s t nieznaczna p o trze
ba snu u ptaków . Z pom iędzy w szyst
kich z w ierząt kręgow ych p ta k i od
znaczają się najżw aw szym przerobem m ateryi i najżw aw szym przebiegiem w szelkich funkcyj. A pomimo to, zdaje się, że w iele g a tu n k ó w zad aw ala się krótkim stosunkow o snem. B rehm po
w iada : „N iew iele czasu w nocy, kilk a m inut od czasu do czasu w e dnie w y sta rc za ją im (ptakom) zdaje się zupełnie na sen “. „Słyszałem kukułkę jeszcze o północy a następnie o pierw szej g o dzinie po północy, przez cały zaś dzień w idyw ałem j ą ciągle c zy n n ą11. „K ury nasze co p raw da ju ż przed zachodem słońca idą na spoczynek, lecz nie śpią jeszcze, a pianie przed brzaskiem dowo
dzi, że 3 godziny zaledw ie starczą im na pokrzepienie się do pracy cało
dziennej “.
P ta k i drapieżne, zdaje się, wrięcej potrzebują snu. Sokół przynajm niej daje się zupełnie ułask aw ić i doskonale uło
żyć, jeżeli nie dam y mu spać przez trz y n o c e : sadza go się n a obręczy zaw ie
szonej i kołysze przez całą noc.
U rozm aitych zw ierząt ssących różna je s t bądź co bądź potrzeba snu, i byłoby niezm iernie pouczającem stw ierdzenie, co m ają ze sobą w spólnego w szystkie g a tu n k i w ym agające dużo snu, oraz co różni je od ty ch w szystkich gatunków , któ re krótszym snem się zadaw alają.
B adań tak ic h dotychczas nie posiadam y.
O bserw ujm y nasze zw ierzęta domowe
a n iew ątpliw ie odbierzem y w rażenie, że
potrzebę snu w stopniu najw iększym
m a pies. N asu w a to przypuszczenie, że
długość snu pozostaje w zależności od
rozw oju intelektualnego. W iększa praca
m ózgow a w y m ag a też w iększego spo-
N r 6 W
s z e c h ś w i a t8 3
czynku. M ożnaby w szakże znów podać to w w ątpliw ość, poniew aż człowiek mniej śpi od psa. Ale zw ażyć znów w ypada, że wielkość w y rażająca p otrze
bę snu nie może być m ierzona tylko czasem na sen zużyw anym , lecz przede- w szystkiem głębokością snu. Do sądze
nia o głębokości snu jeden tylko m am y środek—siłę bodźców' zm ysłow ych po trzebnych do obudzenia. W iadom o, że bodźce te dla psa bardzo są słabe. Sen psa bardzo je s t pow ierzchow ny, płytki.
L ichtenberg p o w ia d a : „Pies je s t naj- czujniejszem zwierzęciem, choć śpi przez cały dzień“. O ile w iadom ości moje sięgają, sen człow ieka je s t daleko głęb
szy niż jakieg ok olw iek zwierzęcia.
Zdaje się, że odm ienny te n rodzaj snu u człow ieka i psa istotnie przyczynił Jsię do zaw arcia ścisłej a w iernej przyjaźni pom iędzy człow iekiem a psem, d o ' przy
jaźn i starszej od h istoryi ludzkości. J a k głęboko w przeszłości dotrzeć m ożna do śladów człow ieka, zaw sze spotykam y przy nim psa jak o tow arzysza. Sądzić wolno, że tylko przy pom ocy psa czło
w iek ze stan u pierw otnej n a tu ry w ydo
był się i przeszedł do kultury. W ysoka inteligencya d ała człow iekow i znakom i
tą p rzew agę w w alce o byt, nato m iast zw iązana z t ą in telig encyą potrzeba g łę
bokiego snu stan ow iła w ielki n ied o sta
tek, zw łaszcza wobec zw ierząt drapież
nych. Lecz w ierna przyjaźń psa czuj
nego zarad ziła tem u brakow i. P rzy jaźń ta dla obojga okazała się k o rzy stn ą na łow ach : w ęch psa w zw iązku z in te li
gencyą człow ieka zw yciężył w szystkie inne zw ierzęta. Z daw ać się niem al m o
że, że przy jaźń człow ieka z psem to pew na form a „sym biozy11, k tó rą bezw ied
nie stw orzyła n atu ra, nie zaś św iadom a rozw aga ludzka.
Gdy zatem człow iek najgłębszy m a sen i gd y przypuszczam y, że zależy to od usilnej pracy um ysłowej, m ożnaby przypuścić, że ty lk o w ielkie półkule m ó zg o w e—jedyne w edług n au k i dzisiej
szej siedlisko pracy um ysłow ej—potrze
b u ją spoczynku w postaci snu. Lecz przeczą tem u spostrzeżenia G oltza, k tó ry pozbaw ił psa półkul m ózgowych,
a jednakże spostrzegł u teg o zw ierzęcia reg u larn y p o w ró t stanów snu i czuw a
nia. Lecz dodaje tu Goltz, że „sen i spo
czynek były daleko krótsze niż u psów normalnych*1. Zdaje się w ięc bądź co bądź, że przew ażnie długi i głęboki sen należy się [ rzeczyw iście wielkim półku
lom mózgowym.
Grodnem j e s t p o d ty m w z g lę d e m u w a g i n a s tę p u ją c e s p o s trz e ż e n ie p a n i M a n a s- se in e , z k tó r e g o w y n ik a , że le w a p ó k u la m ó z g o w a , k t ó r ą p rz e w a ż n ie p ra c u je m y , w g łę b s z y m te ż j e s t śn ie p o g r ą ż o n a n iż p r a w a . J e ż e li ła s k o ta ć b ę d z ie m y c z ło w ie k a ś p ią c e g o p ió re m p o tw a r z y p o d c z a s d ru g ie j lu b tr z e c ie j g o d z in y snu, w y k o n y w a o n r u c h y o b ro n n e z a w s z e le w ą rę k ą , c h o ć b y n a w e t le ż a ł n a le w y m b o k u . S tw ie r d z iła to p. M. n a 50 o so b a c h ró ż n e g o w ie k u i p łc i— n a d z ie c ia c h o d l a t tr z e c h do 6 5 -le tn ic h m ę ż c z y z n i k o b ie t— i d o s tr z e g ła w y ją tk i ty lk o w o śm iu p rz y p a d k a c h , m ia n o w ic ie u o śm iu m a ń k u tó w , le w o rę k ic h , k tó r z y i s z y li i p is a li le w ą rę k ą . O śm iu t y c h le w o rę k ic h , k tó r z y z n a le ź li się w ś ró d b a d a n y c h p rz e z p. M. osób, w y k o n y w a ło w e śn ie w s z y s t
k ie r u c h y o b r o n n e —n p . d la o d p ę d z e n ia n a tr ę tn e j m u c h y —p r a w ą rę k ą , n a w e t w ó w c z a s , g d y le ż a ły n a p r a w y m b o k u z r ę k ą p o d tu ło w ie m . Ż a d n e j n ie b y ło p r z y te m ró ż n ic y , j a k ą s tr o n ę tw a r z y ła s k o ta n o .
W spom nieliśm y już, że dla sądzenia o głębokości snu jeden ty lk o m am y śro
dek, t. j. siłę budzących ze snu podraż
nień zm ysłowych. F echner zalecił metodę, w edług której natężenie budzącego ze snu dźw ięku służy do oceny głębokości snu. N a m etodzie tej opierają się n astę
pujące doświadczenia, w któ ry ch s ta ra no się oznaczyć głębokość snu u czło
w ieka w rozm aitych m om entach po za
śnięciu.
P ierw sze teg o rodzaju dośw iadczenia z o stały w ykonane przez K ohlschiittera.
W rażenia dźw iękow e konieczne do obu
dzenia ze snu, w yw oływ ano przez w a hadło, któ re z rozm aitej w ysokości opa
dało n a tabliczkę łupkow ą. Z w ysoko
ści spadku obliczano natężenie dźw ię
ku. Z długiego szeregu staran ny ch do
8 4 WSZECHŚWIAT N r 6 świadczeń, dokonanych n a zdrow ych m ło
dych ludziach, w y n ik a przedew szyst- kiem jasno, że „głębokość" snu nie je s t identyczna z pokrzepieniem przez sen sprow adzanem . B ynajm niej nie ten, k tó ry śpi najm ocniej, najw ięcej też odzyskuje sił przez sen.
Lecz należy rów nież zw ażyć, że roz
strz y g a nie samo tylk o n atężenie dźw ię
ku, lecz nadto okoliczność, czy budzący nas szm er lub dźw ięk je s t dla ucha czemś niezw ykłem czy też doń p rzy w ykliśm y, a tak ż e i to, co w łaściw ie dźw ięk ten znaczy. „N iejedna tro sk liw a m atk a budzi się za najlżejszym szme
rem dziecka, g d y śpi tym czasem w n a j
lepsze pomimo głośnego chrap an ia mężu lub w razie zw ykłego szmeru, do k tórego przyw y k ła". Szm ery jed n o sta jn e d z ia ła j ą naw et, ja k w iadom o, usypiająco, np.
słuchanie n iek tó ry ch w ykładów .
Z badań, w y konanych przez n astępców K o hlschiittera, m ianow icie przez dw u stu d en tó w w Tybindze, Mćinnighoffa i P iesb erg en a w ynika, że w p iąte j go dzinie po zaśnięciu sen staje się bardzo pow ierzchow nym , poczem w następnej, szóstej godzinie znów się pogłębia. I s to t
nie je s tto fa k t bardzo pow szechny i b a r
dzo w iele osób sp o strzega n a sobie, że nad ranem sen staje się głębszy.
O badw aj w ym ienieni eksperym entato- row ie stw ierdzili nadto, że głębokość snu znacznie słabnie po uiniarkow anem spożyciu alkoholu. W y n ik a stą d że le
karze niesłusznie zalecają pacyentom i rekonw alescentom w ino „dla w zm oc
n ienia", p o zbaw iają ich bow iem w ten sposób najpotężniejszeg o środka ku od
zyskaniu sił—p o krzep iająceg o snu.
W klinice dorpackiej pow tórzono j e s z cze dośw iadczenia nad głębokością snu.
O kazało się, że w szy stk ie poprzednie re z u lta ty b y ły isto tn ie p raw dziw e i że owo p o w tó rn e pogłęb ien ie snu nad ranem je s t w łaściw e neurastenikom . L u dzie nerw ow o osłabieni w sam ej rzeczy stw ierd zają bardzo często, że z b y t wcześ- ; nie się budzą ran o i że w sta ją pokrze- ! pieni ty lk o w ta k im razie, jeżeli uda im się pow tórn ie zasnąć n a dobre. Pom ię-
jdzy c z w a rtą a szó stą g o d zin ą po zaśnię-
jciu sen ta k staje się pow ierzchow ny, że często następuje zupełne rozbudzenie.
P ew ien p u n k t oparcia dla sądzenia o głębokości snu m oglibyśm y może po
zyskać, b ad ając m arzenia senne. M nóst
wo ludzi utrzym uje, że często nie śnią wcale; budzeni nie m ogą sobie oni zazw yczaj przypom nieć żadnego obrazu sennego. „Co do m nie—p ow iada Bun- g e —pomimo licznych prób nie mogłem teg o n ig d y na sobie stw ie rd z ić : o k tó re j
kolw iek porze po zaśnięciu się budzę, zaw sze przypom inam sobie sny bardzo żywo. N atom iast spostrzegłem różnicę n a stę p u ją c ą : Je że li śnię o fak tach prze
żytych przed daw nym czasem, to spałem spokojnie i głęboko, bo czuję się przez sen pokrzepiony. G dy n ato m iast śnię o zdarzeniach z o statn ich dni, w ów czas spałem niespokojnie, w staję znużony, do p racy niechętny. Z a m łodu byłem n a m iętnym m yśliwym , lecz ju ż od la t dw udziestu strzelby w ręk u nie miałem.
Otóż gdy śnię, że jestem na polow aniu—
co mi się w ciąż jeszcze bardzo często z d a rz a —zaw sze po w stan iu czuję się doskonale w ypoczętym i pokrzepionym do pracy dziennej".
Części mózgu, które o statnio n a ju sil
niej pracow ały, spoczyw ają w głębokim śnie; czynności ich p rzy g a sa ją i pozw a
la ją n ato m iast w y łan iać się obrazom daw nych wspomnień.
W ynika stąd w ażne praw idło dyete- tyczne. K to pozbaw iony je s t snu nie- przeryw anego m arzeniam i sennemi, po
w inien przynajm nieć dążyć do tego, ażeby w e śnie m ógł się znaleźć w n a j
w cześniejszej swej, szczęśliw ej m łodości, ażeby m ógł się przenieść w dni błogie
go dzieciństw a. J e ż e li nie m ożem y teg o dopiąć, jeżeli tro sk i i k ło p o ty o statn ich dni prześladują nas n a w e t w e śnie, zn a
czy to, że zaszły zakłócenia w naszych funkcyach i nie pow inniśm y się uspo
koić, zanim nie poznam y przyczyny tych zaburzeń i nie usuniem y jej.
P ew ne osoby utrzym ują, że w p ierw szych godzinach po zaśnięciu nie śnią w cale, następnie po jaw iają się sny o cza
sach daw no m inionych, a dopiero na
k rótko przed przebudzeniem wspomni©-
WSZECHŚWIAT 85 nia ostatnich zdarzeń. Z gadza się to
z badaniam i K ohlscluittera nad głęboko
ścią snu u ludzi zdrow ych.
Dr. A. P ilcz, asy stent w zakładzie dla obłąkanych w W iedniu, powiada, że często w nocy, jak o lekarz zakładu, b y w a budzony. Otóż w godzinę lub 1 7 2
godziny po zaśnięciu bardzo często nie m iew a żad ny ch w spom nień lub snów
„o sy tuacyach z daw no m inionych cza
sów". „W m iarę—oto je g o słow a—ja k chw ila nagłego, niespodziew anego obu
dzenia zbliża się do pory, w której zw y
kle sam się budzę, nowe, później pozy
skane obrazy w yobrażeniow e i kom plek
sy m yślow e w yn u rzają się wśród nie
u stannej g ry sk o jarzeń11.
BIOLOGIA
PY ŁK U KWIATOWEGO.
(Dokończenie).
O dw rotny przykłaa, w którym rośliny o pyłku nie znoszącym zam oczenia po
siadają pylniki w ten lub w inny sposób zabezpieczone od w pływ u wody, stan o w ią r o d z in y : w argow ych, wiesiołkowa- tych, balsam inow ate, kosaćce, szczawi- k ow ate i t. p. Częstokroć w obrębie jednej i tej samej rodziny, a n aw et rodzaju n ap o ty k am y obadw a ty p y pyłku.
T ak np. u lilio w aty ch rodzaje o w y s ta w ionych n a działanie deszczu pręcikach (A gapanthus, Lilium, G agea, Tulipa), posiadających pyłek zupełnie nie w rażli
w y n a zamoczenie. O dw rotnem i w ła s
nościam i w yróżnia się pyłek w rodza
jac h : H yacinthus, O rnithogallum i Mu- scari, gdzie znajdujem y też stale pręciki u k ryte w głęb i kw iatu. T ę samę zależ
ność p rzed staw ia nam rodzaj Fuchsia;
pyłek pierw szego typu, t. j. nie w rażliw y na zamoczenie, znajdujem y tu u g a tu n ków o zw ieszonych nadół k w iatach (Fuchsia globosa, F . coccinea), drugi zaś ty p w g a tu n k u F. procum bens o w górę w zniesionych k w iatach . Zostało rów nież stw ierdzone przez Lidforssa, że w rażli
w ość na zam oczenie lub b rak tej o sta t
niej nie zaw sze p rzedstaw ia s ta łą cechę danej rośliny. P rzeciw nie w w ielu razach w łaściw ość ta może ulegać zm ianie pod w pływ em w arunków zew nętrznych.
Z tych o statn ich najw iększe znaczenie posiada w ilgotność pow ietrza czyli sto
pień nasycenia jeg o p a rą wodną. I w rze
czy samej pyłek w zięty z jednej i tej samej gałęzi, bzu np., może okazać się w rażliw ym na działanie wody destylo
w anej lub nie, zależnie od tego, czy gałęź tę pom ieściliśm y w suchem, czy w w ilgotnem pow ietrzu. N aw et u roślin o pyłku kiełkującym bardzo dobrze w wodzie destylow anej (np. u bobkowa- tych) ziarna pyłkow e zam ierają w tej ostatniej, skoro rośliny przed wyjęciem pyłku znajdow ały się czas pewien w po
w ietrzu bardzo suchem. W ogóle m ożna powiedzieć, że suchość p ow ietrza potę
g uje w znacznym stopniu w rażliw ość pyłku na zamoczenie.
P rzy k ład y podobnej zm iany w rażliw o
ści pyłku na zam oczenie są dość częste w naturze. U pierw iosnka (Prim ula officinalis), u bobka (M enyanthus trifolia- tus) pyłek zdjęty z pręcików podczas suszy pęka n aty ch m iast w wodzie de
stylow anej, kiełkuje zaś doskonale, gdy go zbieram y w czasie w ilgotnej pogody lub w krótce po deszczu. Nie należy się dziw ić wobec tego, że u pew nych g a tunków , rosnących w klim acie o bfitu ją
cym w opady atm osferyczne lub na stanow iskach, ^dzie pow ietrze stale byw a przesycone w ilgocią, pyłek okazuje się znoszącym dobrze zamoczenie, gdy tym czasem u bardzo blizko pokrew nych im gatunków , lecz Avegetujących w m iej
scach suchych, słonecznych, pyłek oka
zuje w łasności odwrotne, choć budow ą k w ia tu obadw a g a tu n k i m ogą w cale się nie różnić m iędzy sobą.
N ie w szystkie jed n ak rośliny o pyłku w rażliw ym na zam oczenie posiadają pylniki u k ry te w głębi kw iatu. W bardzo obszernych grupach roślin, ja k np. rodzi
n a złożonych (Compositae), szczeciowa-
ty c h (Dipsaceae), m arzanow atych (Rubia-
ceae), baldaszkow atych (Umbelliferae)
z pom iędzy dwuliściennych, a z jedno-
8 6 WSZECHŚWIAT N r 6 liściennych u tr a w i cibo ro w aty ch (Cy-
peraceae) p ręcik i w żaden szczególny sposób nie są zabezpieczone przed zam o
czeniem, a je d n a k pyłek ty c h roślin okazuje się w ysoce w rażliw y m n a w pływ w ody. Ze istn ieć tu m uszą jak ie ś spe- cyalne p rzy stosow ania rów now ażące tę szkodę, ja k ą roślina ponosi z teg o po
wodu, nie u leg a w ątpliw ości. P rz y sto sow ania te jed n a k nie z o sta ły dotąd do
kładnie poznane, ograniczy ć się w ięc musim y jedynie przypuszczeniam i. N a
sam przód gęste u staw ien ie k w ia tó w obok siebie, ja k ie spo ty kam y np. w koszycz
kach złożonych, być może u tru d n ia zmo
czenie p y łk u w czasie deszczu. Za b a r
dzo w ażne przystosow anie, zw iększające znakom icie szansę zapłodnienia, należy uw ażać zm niejszenie liczby zalążków . Jasn em bow iem jest, że im m niejszą liczbę zalążków posiada słupek, tem na każdy zalążek w y p ad a w ięcej ziarn pyłkow ych, tem w iększe zatem są szan
se zapłodnienia, n a tu ra ln ie g d y liczba pręcików nie u legnie żadnej zm ianie. Z a
sada ta u w yżej w spom nianych grup (złożone, tra w y i t. d.) zo sta ła doprow a
dzona do ostatecznych granic, albow iem w słupku m ieści się u nich jed en zalążek tylko, za w y jątk iem baldaszkow atych, gdzie słupek z a w iera dw a zalążki. D o
dać tu ta j musim y, że o graniczenie liczby zalążków do jedn ego nie p o ciąg a za so
b ą koniecznie zm niejszenia liczb y nasion w poró w n aniu z roślinam i o w ielozaląż- kow ych słupkach, poniew aż zró w n ow a
żone ono b y w a przez zn aczną liczbę sam ych k w iató w . I w sam ej rzeczy u w szystkich roślin o p yłk u w rażliw ym n a zamoczenie, a jednocześnie nie za
bezpieczonym od deszczu znajdujem y obok o graniczenia ilości zalążkó w aż do jednego, rów noczesne pom nożenie liczby kw iatów , czego p rzy k ład p rzed staw iają koszyczki kw iatow y ch, kło sy tra w , g ro n a p rzy tu lii (Galium ) i t. d. P ró cz teg o k w ia ty w teg o ro d zaju k w ia to sta n ac h ro z k w ita ją nie rów nocześnie lecz kolej
no, co jeszcze bard ziej zw iększa m oż
ność zapylenia, przynajm niej niek tó ry ch j z nich.
N ie m am y p ra w a n a tu ra ln ie tw ierdzić, |
jak o b y ograniczenie zalążków zostało spow odow ane dążnością roślin do zapew nienia jaknajw ięcej szans dla procesu z a płodnienia, działały tu bow iem zupełnie inne czynniki, k tó re odszukać się dają jedynie w rodow ym rozw oju ty ch roślin.
M ożemy jed n ak przypuszczać, że owo zm niejszenie liczby zalążków jak o u ła t
w iające zapłodnienie, pozw oliło tego ro dzaju roślinom utrzym ać się w walce o b y t bez uciekania się do specyalnych przystosow ań, zabezpieczających od za
m oczenia ich ziarn a pyłkowe.
W innych znow u przypadkach szanse zapylenia u roślin o pyłku bardzo w raż
liw ym n a zam oczenie zw iększają się zna
kom icie przez to, że pyłek po dostaniu się na znam ię słupkow e kiełkuje nadzw y
czaj szybko. Z a przykład m ogą służyć niektóre tra w y i w ierzbów ka w ązkolist- na (Epilobium angustifolium ), których ziarna pyłkow e do w ykiełkow ania swego po trzebu ją zaledw ie pół godziny. B adań jed n a k pod tym w zględem brak nam do
tą d zupełny.
N iekiedy w ysoka w rażliw ość pyłku na zam oczenie uniem ożliw ia roślinie zupeł
nie rozm nażanie się z nasion, skazując je w yłącznie n a m nożenie w egetacyjne, co napotykam y np. u n iek tó rych jeżyn (np. u R ubus caesius), k tó re m nożą się na w ielk ą skalę zapom ocą pokładających się pędów.
N a stęp n y szereg przystosow ań biolo
gicznych, dotyczący pyłku kw iatow ego, polega n a zaopatrzeniu go w m atery ały zapasow e.
Poniew aż ziarno pyłkow e w ym aga pew nego czasu, zanim dostanie się na znam ię i zanim zapom ocą w ytw orzonej łagiew ki dosięgnie w oreczka zalążkow e
go, przeto musi ono zaw ierać w swojej protoplazm ie m atery e zapasow e zarów no bezazotow e ja k i azotow e.
Zajm iem y się pierwszemi. Odnosi się tu krochm al, cukier i oleje. Co dotyczę cukru i olejów, to zo stały one skonsta
to w an e przew ażnie u entom ofilów , gdzie zato m ączkę spotyka się ty lk o w y ją t
kowo. D aw niejsi badacze utrzym yw ali,
że zdarza się on rów nie rzadko i u ane-
mofilów. Jed n ak że nowsze obserw acye
N r 6 WSZECHŚWIAT 8 7
zapom ocą udoskonalonych m etod doko
nane przez M olischa, oraz najnow sze L idfrossa nie po zostaw iają w ątpliw ości, że m ączka, jak o m atery ał zapasow y n ap o ty k a się, jeżeli nie u w szystkich, to w każdym razie u ogrom nej w iększo
ści anem ofilów, gdy tym czasem inne substancye bezazotow e (cukry, oleje) n a p o ty k a ją się u nich w yjątkow o rzadko i w bardzo drobnych ilościach. Różnice te znajdu ją się w ścisłym zw iązku ze sposobem roznoszenia pyłku. Cukier, ja k i napoty k am y w ziarnach pyłkow ych entom ofilów, nietylko służy jak o m ate
ry a ł zapasow y dla sam ych ziarn, lecz stanow i obok teg o przynętę dla owadów, dla k tó ry ch w w ielu razach pyłek służy za pokarm . Co dotyczę olejów, to zm niejszają one, być może, niebezpie
czeństw o w ysychania ziarn pyłkowych, podczas ich w ędrów ek. Lecz dlaczego u anem ofilów napotykam y w yłącznie mączkę, posiadającą przecież ciężar w łaściw y daleko w iększy niż cukier, a szczególniej oleje tłuste? Poniew aż w szystkie te ciała posiadają w artość pokarm ow ą jednakow ą, przeto niezrozu- m iałem się zdaje, dlaczego ziarna p y ł
kow e przenoszone przez zw inne i silne ow ady zaw ierają inaterye pokarm owe w postaci lżejszej aniżeli ziarna anemo- filowe, k tóre najlżejszy w ia tr rozsiew a dokoła.
P rzy tem dodać należy, że nasiona i owoce rozsiew ane przez w ia tr należą zawsze, w edług obserw acyi H aberlandta, do oleistych, a więc obecność ty ch ciał przyczynia się rzeczyw iście do zm niej
szenia ciężaru w łaściw ego roślin.
To też nie uleg a w ątpliw ości, że pyłek anem ofilów posiada w iększy ciężar w łaściw y, co w idać ju ż z tego, że | opada on prędzej na dno naczynia | z w odą. Ścisłych badań w tym kierunku nie posiadam y jeszcze. N ależy zatem przypuścić, że o w ystępow aniu substan-
jcyj zapasow ych w pyłku anem ofilów w postaci mączki, a nie olejów lub cu-
jkru, decydują inne czynniki, nie będące w zw iązku bezpośrednim ze sposobem roznoszenia ziarn pyłkow ych, lecz w y n i
kające z ogólnych p raw przem iany ma-
te ry i u roślin. Przypuszczenie to w yd a
je się nam bardzo praw dopodobnem sko
ro tylko weźm iem y pod uw agę, że m ącz
k a jest tą postacią, pod k tó rą w ystępują pierw otnie bezazotowe zw iązki organicz
ne w e w szystkich częściach rośliny, że cukry i oleje są już dalszym produktem mączki, poniew aż p o w stają z tej o sta t
niej drogą hy dratacy i albo utlenienia.
Procesom zaś tym tow arzyszy stale pew n a u tra ta energii i m atery i organicznej ze strony rośliny. Z ao p atru jąc w ięc swój pyłek w mączkę, anemofile zaoszczędza
j ą pew ną ilość m ateryi plastycznej oraz energii.
Lecz dlaczego tylko dla anem ofilów teg o rodzaju zaoszczędzanie m a być ko- niecznem? Odpowiedź na to p ytanie znajdziem y łatw o, skoro porów nam y ilość pyłku, jak ą w y tw a rz ają anemofile w porów naniu z entom ofilam i. W pierw szym przypadku bowiem w y tw a rz ają się ogromne ilości ziarn pyłkow ych, co po
łączone jest z w ielką s tra tą m ateryj pokarm owych, a więc jaknajw iększa oszczędność w szafow aniu niemi staje się niezbędną. U entom ofilów zaś niew ielka ilość pyłku nie powoduje ta k znacznych w ydatków , a w ięc i w zględy oszczędno
ści mniejsze m ają znaczenie. Objaśnienie to, kfcóre dotyczę głów nie gatun kó w strefy um iarkow anej, nabiera tem w ięk
szego znaczenia wobec spostrzeżeń, że anemofile krajów podzw rotnikow ych (pal
m a daktylow a, sagowa) posiadają pyłek z kropelkam i olejów zam iast mączki;
oczywista, że w w arunkach, kiedy asymi- lacy a odbyw a się nader energicznie tego rodzaju oszczędność staje się zbyteczna.
Do teg o samego przekonania dojdzie
my, ro zp atrując w yjątki z pod ogólnego praw idła. U R icinus communis np. py
łek zaw iera oleje tłuste, lecz dość po
rów nać organy asym ilacyjne tej rośliny z liśćmi takich np. tra w lub turzyc, aby się przekonać, ja k a różnica musi tu zachodzić w energii przysw ajania.
Zupełnie analogiczną różnicę ja k m ię
dzy anem ofilam i a entom ofilam i znajdzie
my w m ateryach zapasow ych azotow ych,
t. j. ciałach białkow ych. J u ż samo b a
danie mikro chemiczne pyłku w ykazuje,
8 8 WSZECHŚWIAT
że pyłek anem ofilów uboższy je s t w ma- te ry e białkow e niż entom ofilów . S tw ier
dza to i analiza chem iczna. Z oznaczeń ilościow ych azotu m etodą K je ld a h la i fos
foru przedsięw ziętych przez L idforssa na py łku 16-tu ro zm aitych g atu n k ó w roślin, w ynika, że entom ofile p ro d u k u ją pyłek b o g atszy w ciała b iałk o w a te ’). I tu ta j w y stęp u ją te sam e w zg lędy czysto ekonom icznej n a tu ry co i w poprzednim przypadku. W ydając ogrom ną ilość ziarn pyłku, anem ofile nie m o g ą każdem u z nich dostarczyć ty le pokarm u azo to
w ego, co entom ofile. In n e czynniki, zdaje się, nie w chodzą tu w rachubę.
O czyw ista rzecz, że k ażd a ro ślin a usiłuje w y tw a rz ać jak n ajliczn iejsze i najobficiej uposażone w pokarm ziarn a pyłkow e.
D ążność ta ato li u leg a licznym o g ran i
czeniom zarów no ze w zg lęd u n a ilość zapasów , ja k ie organizm roślinny m a w danej chw ili do rozporządzenia, ja k i inne czynniki poboczne biologiczno- m orfologicznej n a tu ry .
R ozp atrzy m y jeszcże w łaściw ości, do
tyczące p o staci i w ielkości ziarn pyłko • w ych. P o d ty m w zględem istn ieje m ię
dzy anem ofilam i i entom ofilam i w y b itn a różnica. J u ż oddaw na w iadom o, że anem ofile p o siad ają py łek o pow ierzchni zupełnie gładkiej, g d y tym czasem u en to m ofilów zia rn a pyłkow e usiane są róż- nem i w y rostkam i oraz p o k ry te nieraz lepką cieczą. W szystko to u ła tw ia im przyczepianie się do ciała ow adów . P o dobne zaś przystosow anie, co pyłek entom ofilów , w y k azu ją u anem ofilów znam iona słupkow e. B y w a ją one u nich stale usadzone w y rostkam i lub obficie rozgałęzione (traw y, turzyce, wierzby), oraz w y d zielają lep k ą ciecz, U ła tw ia to znakom icie przyczepianie się do znam ie
n ia a n astęp nie i kiełkow anie ziarn a pyłkow ego. Z resztą i u entom ofilów n ap oty kam y bardzo często znam iona w ydzielające ciecze.
W o statn ich czasach B. L idforss zw ró-
') Ilość azotu w ynosi u anem ofilów p rze
ciętnie 4,63% , u entom ofilów 7,46% fosforu, u anem ofilów 1,76% , u entom ofilów 3,03%
suchej su b sta n c ji.
cił uw ag ę na stosunek, ja k i zachodzi m iędzy ogólną p o stacią oraz w ielkością pyłku anem ofilów i entom ofilów. Z b a
d a ń jeg o okazuje się, że pyłek anem ofi
lów najczęściej byw a kulisty, tym czasem u entom ofilów postać jeg o zbliża się do elipsy. N ie u leg a w ątpliw ości, że postać k u lista u anem ofilów znajduje się w zw iązku ze sposobem ich dostaw an ia się na organy żeńskie. Ja k ie g o rodzaju jed n a k może być ten zw iązek trudno orzec, tem bardziej m ając do czynienia z ciałkam i ta k m ałem i ja k ziarn a p ył
kowe.
W każdym razie z dw u ciał o jed n a kow ej masie, ciało kuliste będzie poru
szać się bardziej jedno stajn ie, z pow odu jednakow ego oporu pow ietrza n a w szyst
kich punktach swej pow ierzchni przytem będzie ono uzdolnione do poruszania się jednakow o szybko we w szystkich kie
runkach. Trudno jed n a k dociec, ja k ą korzyść może w łasność t a przynieść anemofilom. W ysoce charakterystycznem zjaw iskiem je s t to, że u w szystkich p ra w ie roślin ziarn a pyłkow e zupełnie są pozbaw ione organów lotnych. T ym cza
sem nasiona oraz owoce roznoszone przez w ia tr nietylko posiadają różnego rodzaju p rzyrządy do latan ia, lecz n aw et i m ate ry a ły zapasowre n ag ro m ad zają się w nich w postaci zw iązków o najm niej
szym ciężarze w łaściw ym (oleje). N ad zw yczajna m ałość ziaren pyłkow ych, zdaje się, w y sta rc z a najzupełniej do n ad an ia ty m organom potrzebnej lekko
ści. I w rzeczy samej, zm niejszając rozm iary jakiegokolw iek ciała (np. kuli) przy zachow aniu jeg o postaci, zm niej
szam y jednocześnie jeg o pow ierzchnię, oraz masę. P rzez zm niejszenie pow ierzch
ni osięgam y zw iększenie szybkości spad
kow ej ciała (w skutek zm niejszenia się oporu, ja k i ciało n ap o ty k a w pow ietrzu), zm niejszenie zaś m asy pow oduje zm niej
szenie tejże szybkości. P o n iew aż jed n ak zm niejszenie pow ierzchni odbyw a się w stosunku do k w a d ra tu z prom ienia, zm niejszenie zaś m asy w stosunku do sześcianu, ostatecznie zatem zm niejsze
nie rozm iarów danego ciała pow oduje
zm niejszenie szybkości spadkow ej, k tó ra
WSZECHŚWIAT
przy pew nym prom ieniu może stać się ró w n ą zeru. Ciało będzie wów czas swo
bodnie bujać w pow ietrzu, ja k to w idzi
my na p y łkach unoszących się w pow ie
trz u lub pęcherzykach m gły.
U roślin zm niejszenie ziarn a pyłkow e
go nie dochodzi w szakże nigdy do tych granic, gdyż byłoby dla nich bez żad
nego pożytku. W każdym razie rozm ia
ry ziarn a pyłkow ego są bardzo małe.
U anem ofilów wielkość ziarna w ah a się w dość ciasnych granicach : o ile pozw a
la sądzić niew ielka liczba zrobionych pom iarów , średnica pyłku w ynosi tu ta j 30
[j;wielkość pyłku entom ofilów od
w rotnie podlega licznym wahaniom . Znajdujem y tu ziarn a stosunkow o w iel
kie, np. 0,25 mm średnicy (Mirabilis Ja la p a ) i bardzo drobne—2,5 (u Myo- sotis alpestris).
W yjątkow o i u anem ofilów znajduje
m y duże zia rn a pyłkow e. Odnoszą się tu przedew szystkiem g a tu n k i nadm orskie w ystaw ione na działanie peryodycznych w iatró w w iejących od strony morza.
W ia try te oczywiście zdolne są do przenoszenia i w iększych ziarn. D rugi w y ją te k p rzed staw iają : sosna, gdzie w iększy ciężar ziarna w yrów nany je s t przez specyalne przyrządy lotne, i ku k u
rydza, u której znajdujem y ziarna różnej, przytem dość znacznej wielkości. O pa
dające w p ro st nadół, ciężkie ziarna pyłkow e nie stan ow ią t u żadnej prze
szkody, albow iem do stają się w ten sposób najpew niej na znajdujące się pod kłosem męskim znam iona kw iató w żeńskich.
K ończąc szkic niniejszy nie potrzebu
jem y praw ie dodawać, że rozpatrzone przez nas przystosow ania nie w yczerpują w zupełności biologii pyłku, że w ielu jeszcze ciekaw ych fak tów należy spo
dziew ać się od przyszłych badań w tej ta k m ało jeszcze zgłębionej dziedzinie życia roślinnego.
J ó z e f Trzebiński.
ANALIZA WIDMOWA GWIAZD STAŁYCH.
(Dokończenie).