JSte 3 0 (1061). W a rsza w a , dnia 27 lipca 1902 r. T o m X X I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM .
PR E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a r s z a w ie : rocznie rub. 8 , kw artaln ie rub. 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : roczn ie rub. 1 0 , p ółroczn ie rub. 5 .
P ren um erow ać można w R e d a k cy i W szech św iata i w e w szy stk ich księgarniach w kraju i zagranicą.
R ed a k to r W sze ch św iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od g o d i. 6 do 8 w ie cz. w lokalu red akcyi.
A dres R ed ak cyi: MARSZAŁKOWSKA Nr. 118.
PS Y C H O FIZY O LO G IA SMUTKU I R A D O ŚC I.
Badania objawów smutku i radości interesują oddawna psychologią. Pom i
mo to jednak dotychczasowe rezultaty pozostawiały dużo do życzenia. Ostat- niemi dopiero czasy G. Dumas *) zba
dał rzecz wszechstronniej. Za przedmiot swych badań w ziął on osoby nerwowo słabsze, u których objawy smutku i ra dości w ystępują bardziej wybitnie i dają obraz plastyczniejszy. R ezultaty otrzy
mane zasługują też na obszerniejsze streszczenie.
S m u t e k b i e r n y d ł u g o t r w a ł y . Dumas rozróżnia dwie formy, w ja kich objawia się smutek. Smutek bierny i smutek czynny. Różnią się one po
między sobą tak wybitnie, ża muszą być rozpatryw ane osobno.
Cechą charaktery styczną smutku bier
nego je st apatya i bezczynność. W przy
padkach krańcowych przechodzi ona w zupełną nieruchliwość. Osoby smutne
') G. Dumas. L a triste sse e t la joie. P a ryż, 1900.
biernie są przybite, poruszają się mało, milczą lub mówią głosem przyciszonym i jakgdyby z wysiłkiem. Ogarnęło je j uczucie zmęczenia, które czuć w całem ciele; głow a wydaje się być pustą, bez
| myśli. Stąd brak wszelkiej przedsiębior
czości naw et w rzeczach drobnych, co
dziennych, wymagających drobnego tyl
ko wysiłku woli; rezygnacya całkowita
j
i zdanie się na to, co losy przyniosą.
„Jestem zmęczony, nie mam ochoty do niczego, nie mam odwagi wziąć się do te g o “—oto zdania, które słyszy się czę
sto w ustach takiego melancholika. Ten stan subjektywny znajduje swój wyraz w całej p o s ta c i: głowa nie może trzy
mać się prosto; ręce opadają biernie;
ciało ugina się; oczy, jakby zmniejszone, są nawpół przymknięte; włosy tracą po
łysk; oddech jest utrudniony i tylko od czasu do czasu przeryw any głębszemi westchnieniami. Dodajmy jeszcze małą wrażliwość uczuciową i intelektualną,
| a będziemy mieli mniej więcej dokładny obraz stanu smutku biernego. Człowiek taki jest jakby odsunięty od świata, a życie otaczające zajmuje go mało.
Poddajemy szczegółowemu badaniu [ osobę smutną biernie.
Przedewszystkiem spostrzegamy zmniej
szenie się wrażliwości na podniety. Mia
rą wrażliwości jest, ja k wiadomo, ta k minimalna podnieta, któ rą badany może jeszcze dostrzedz. W stanach smutku biernego to minimum je st więc znacznie większe od minimum spostrzeganego w stanie normalnym. Nietylko jednak wrażliwość uległa zmianie : podległy jej i wyższe funkcye psychiczne. Psycholo
gia doświadczalna zna dotychczas nie
wiele metod, pozw alających badać ogól
ny stan psychiczny. W szystkie one opie
rają się na tej wspólnej zasadzie, że bada się jakość pracy w ykonanej przez badanego. W ybiera się przytem pracę, która byłaby pow tarzaniem pewnej czyn
ności niezłożonej lecz w ym agającej sku
pienia uwagi, a więc pewnego w ysiłku umysłowego. Szkoły niemieckie, szcze
gólniej szkoła Kraepelina, posługują się w tym celu dodawaniem. B adany musi dodawać szeregi cyfr, a jakość i szyb
kość pracy mówi o jego stanie um ysło
wym.
Ja n e t używ a w tym samym celu re- akcyi dowolnej. B adany reaguje na sze
reg następujących po sobie sygnałów , a jakość i szybkość reakcyi mówi znów o stanie badanego. W tym samym na- koniec celu M. Bourdon zaleca podkre
ślanie pewnej litery .w drukowanym u stę
pie. B adany powinien więc naprzykład podkreślić wszystkie a w kilku w ier
szach książki lub gazety. Czas zużyty na wykonanie pracy i jej jakość mówią znów o stanie badanego.
W szystkie te metody, zastosow ane do zbadania działalności umysłowej w sta nie smutku biernego dowodzą zgodnie znacznego jej obniżenia. Czas norm alny reakcyi dowolnej na pobudzenie słucho
we wynosi przeciętnie 0,15 sek., u osoby smutnej pasywnie w ynosił on w edług Dumasa 0,25 s. czyli, że szybkość pracy umysłowej jest znacznie zmniejszona.
Gorszą je st także jej jakość. Ilość błę
dów popełnianych przy podkreślaniu liter była bardzo znaczna, samo podkreślanie odbywało się wolno.
Jeżeli tejże osobie kazano przeczytać ustęp z powieści, to jego treść została niezrozumiałą; jeżeli kazano je j u tw o rzyć z kilku podanych w yrazów zdanie,
to zdanie to było krótkie i ubogie w treść.
W szystkie te objawy czynią bardzo i prawdopodobnym domysł, że podczas smutku biernego działalność całego orga
nizmu obniża się. Że tak jest w istocie, o tem mogą pouczyć bezpośrednie obser
wacye.
Siłę mięśniową możemy mierzyć dyna- mometrem. Przekonywamy się, że jest ona mniejsza od siły mięśniowej w sta
nie normalnym. Znaczne zmiany dostrze
żemy w oddechu i krążeniu krwi.
Oddech, jak wiadomo, składa się z dwu faz: wdychania i wydychania. Faza pierwsza jest aktywną; działanie czynne mięśni rozszerza klatkę piersiową, fazę drugą stanowi opadanie bierne klatki piersiowej. W ydychanie jest zwykle dłuższem od wdychania. K latka piersio
w a opada z początku szybko, później powolniej.
Aby zbadać obieg krw i trzeba poznać puls, reakcye naczynioruchowe i ciśnienie krwi. Tętno w yraża szybkość uderzeń serca, nie mówi jednak jeszcze o szybko
ści krążenia krwi. Reakcye naczynioru
chowe (zmiany w objętości naczyń krw io
nośnych włosko watycli) pewnej części ciała, np. palca, można poznać przez zmiany jego objętości. Zmiany te mogą być dwojakiego ro d zaju : jedne będą w yrażać tętno (puls naczyń włoskowa-
| tych), drugie będą zależały od ilości krw i znajdującej się w danej części ciała. Ciśnienie tętnicze w pewnem miejscu arteryi jest tem większe, im mniejsza jest odległość od serca i naod- w rót. W edług badań Mareya pomiędzy ciśnieniem tętniczem a szybkością obie
gu krw i istnieją następujące zależności:
1. Szybkość w zrasta wraz z ciśnie-
\ niem, gdy wzrost ciśnienia pochodzi od serca.
2. Szybkość zmniejsza się w raz z ci
śnieniem, jeżeli opadanie ciśnienia po- j chodzi od serca.
3. Szybkość zmiejsza się a ciśnienie
| w zrasta, jeżeli krążenie natrafia na prze-
j
szkodę (zwężenie naczynia, lub zapora w naczyniu krwionośnem).
4. Szybkość w zrasta a ciśnienie maleje
Nr 30 WSZECHŚW IAT 467 gdy cyrkulacya na powierzchni ciała
je st ułatw iona przez rozszerzenie się na
czyń włoskowatych.
B adania oddechu i pulsu w stanie smutku biernego pokazują, że istnieją dwa typy objawów.
Typ pierwszy cechu ją: Zmniejszona ilość oddechów, oddech staje się p ły t
szym od normalnego. Naczynia krw io
nośne włoskowate są zwężone. Ciśnienie arteryalne wzrasta. Serce bije wolniej.
Puls naczyń włoskowatych zanika. Puls arteryalny słaby. K rzyw a pulsu arteryal- nego wykazuje przytem jeszcze jednę cechę charakterystyczną, różniącą ją od pulsu normalnego, brak zazębienia, jakie posiada zawsze krzyw a pulsu normal
nego.
Wynikiem tego stanu obiegu krwi je st obniżenie tem peratury powierzchni ciała i anemia mózgu, jako wyniki skur
czu naczyń włoskowatych. Obieg krwi je st zwolniony.
Typ drugi różni się od pierwszego ciśnieniem arteryalnem, które je st mniej
sze aniżeli u typu pierwszego. Puls je st słabszy, a krzywa pulsu różni się bardzo mało od linii prostej. Oddech je st również jeszcze bardziej płytki, jak u typu pierwszego. Szybkość krążenia krw i musi więc i tutaj być nieznaczną.
Wszystkie otrzymane fakty wykazują zgodnie, że smutek bierny jest objawem osłabnięcia wszystkich funkcyj organiz
mu; twierdzenie .to popiera jeszcze ana
liza przemiany materyi, jak a zachodzi w organizmie. B adania dowodzą, że zdolność asymilowania w stanie smutku biernego długotrw ałego jest mniejsza, aniżeli w stanie normalnym.
S m u t e k a k t y w n y d ł u g o t r w a ł y . Obok smutku biernego Dumas roróżnia smutek aktywny. Różni się on od po
przedniego tem, że podczas gdy osoba smutna biernie jest bezczynną i bezmyśl
ną, w smutku aktyw nym ból moralny stanowi zaw artość um ysłow ą: osoba smutna aktywnie rozpacza, a rozpacz ta w yraża się nazewnątrz znaczną ruchli
wością. Dumas uw aża smutek aktywny za superpozycyą dwu stanów—stanu
smutku biernego i stanu silnego podraż
nienia, który pokrywają objawy smutku biernego. Słuszniej może będzie uważać, że stany silnego podrażnienia i stany upadku biernego zmieniają się wza
jemnie.
Stan smutku biernego ma opisane już cechy; a w ię c : zwolniony oddech, po
wolny puls, małe ciśnienie asteryalne.
Myśli bolesne zaczynają jednak powra
cać, a oto obraz się zm ienia: Oddech staje się częstszym, krzywa pulsu jest jednak jeszcze mało widoczną, barwa tw arzy i rąk zaczyna się jednak już zmieniać. Serce bije częściej, lecz szyb
kość przepływu krw7i nie zmieniła się jeszcze znacznie. Pobudzenie bolesne staje się jednak silniejszem. Jednocze
śnie zmiany zaznaczone są wyrazistsze.
Twarz, ręce, nogi przyjm ują barw ę nor
malną, puls organów staje się widocz
nym, chociaż jest zbyt słaby, aby go można było notować, ciśnienie w arte- ryach wzrasta, puls radyalny je st silny i okazuje zazębienie charakterystyczne dla pulsu normalnego; bicie serca i od
dech jest częstszym. W tym stanie p o budzenie bolesne w yraża się nazewnątrz różnorodnemi ruchami, nie zawsze sko- ordynowanemi, lecz zato najczęściej gwałtownemi. Siła mięśni od chwili takiego pobudzenia wzrasta.
Yaschide podaje cały szereg spostrze
żeń nad objawami smutku i radości, cennych dlatego, że sąto objawy smut
ku i radości brane z życia. Podajemy jeden przykład smutku aktywnego.
P an i W. w kilka dni po śmierci męża jedzie odwiedzić jego grób wraz z sy
nem, który świeżo przybył i który nie zdążył na pogrzeb. N a pięć minut przed
j
odjazdem puls bije 80 razy na minutę.
J
Po przyjeździe powozem na cmentarz pani W. w sparta na ramieniu syna idzie do grobu już w stanie lekkiego wzbu
rzenia N ad grobem wybucha płaczem i jest bliską omdlenia, puls wynosi 160 uderzeń, po trzech minutach puls opada do 66, w pięć m inut potem wynosi on 63. Po powrocie z cmentarza pani W.
pozostaje w stanie smutnej melancholii,
nie mówiąc nic i patrząc w przestrzeń.
Od czasu do czasu tylko kilka ruchów rozpaczy i głębokie westchnienie. Zapy
ta n a o czem myśli, o dpow iada: „ O mej boleści, o nim, którego już niem a“. Va- schide badał puls w ciągu dwu godzin.
Oto cyfry :
0
godzinie Ilo ść uderzeń10 80
10 m. 15 160
10 18 66
10 21 63
10 W 30 62
11 60
11 m. 15 66
12 66
Yaschide nie mógł zbadać ani charak
teru pulsu, ani ciśnienia krwi, można się jednak łatw o domyśleć, że będą one odpowiadały wynikom otrzym anym przez Dumasa.
Pomimo wybuchów peryodycznych, podczas których działalność organizmu je st jakby wzmożona, smutek aktyw ny je st także objawem obniżenia działalno
ści organizmu. Ogólny bilans przemiany m ateryi pokazuje znów, że funkcye ży
ciowe obniżyły się znacznie. Skąd więc ta k a ruchliwość w stanie pobudzenia?
Odpowiedź na to pytanie da fak t następujący, znany z fizyologii systemu nerwowego. Zależnie od stanu systemu nerwowego pobudzenia znużonego nerwu przejaw iają się bądź jako obniżenie po
budliwości, bądź jako silne jej wzmoże
nie. Należy przypuszczać, że dw a tym rodzajom działalności układu nerw ow e
go odpowiadają dwa rodzaje smutku.
Smutek aktyw ny jestto forma w yczer
pania systemu nerwowego, gdy ten reaguje w sposób gw ałtowny, smutek bierny to forma znużenia, objawiającego się zmniejszeniem pobudliwości. Jasnem jest, że ta pierwsza form a reakcyi je st szkodliwsza dla systemu nerwowego, gdyż wówczas pomimo osłabienia w yko
nyw a on pracę. D latego też zwykle smutek aktyw ny ustępuje, przem ieniając się w smutek bierny, a następnie dopie
ro pow raca stan normalny.
(DN)
W. Heinrich.
CELE I W Y N IK I NAJNOW SZYCH BADAŃ W D ZIED ZIN IE TRZĘSIEŃ
ZIEMI.
(C ią g dalszy).
Przechodzimy tera z^ d o drugiej kate- goryi przyrządów, znanych pod nazwą w ahadeł poziomych, które wszakże dla odróżnienia od poprzednich nazwiemy wahadłami lekkiemi, ponieważ nazwa poziomych i tam tym przysługiwać może.
Różnią się one od poprzednich tem, że nić, służąca do podtrzymywania, zastą
piona je st przez stałe ramię. Otrzyma
my w ten sposób trójkąt (fig. 2), którego dwa wierzchołki (a, b), prawie pionowo
nad sobą w odpowiedni sposób są pod
trzym ywane, trzeci zaś wierzchołek (c) nosi na sobie mały ciężar. Okres w a
hań takiego w ahadła jest tem dłuższy, im mniejszy jest k ą t (w), jak i tw orzy oś podparcia (ab) z pionem.
Takie w ahadła praw ie wcale nie rea
gują na ruchy nieregularne i chaotyczne, natom iast nader łatw o zostają wprowa
dzone w ruch przez falowanie współ
mierne z wahaniam i przyrządu. W ten sposób je st rzeczą zrozumiałą, że dają one o wiele mniej dokładne obrazy trzę
sień ziemi miejscowych lub też bliskich, aniżeli trzęsień odległych. Tak, naprzy- kład, trzęsienia ziemi, które m iały miej
sce w Galicyi i na W ęgrzech, o wiele
mniej dokładnie i w yraźnie zostały za
N r 30 469 pisane przez przyrządy, ustaw ione we
Lwowie, aniżeli te, które miały epicen
trum w Japonii lub Ameryce.
D latego zazwyczaj nastraja się w a
hadła, t. j. daje się im różne okresy w a
hań (najlepiej 4, 7, 10 sekund), aby otrzymać obrazy, odtwarzające jaknaj- więcej rodzajów fal. Zapisywaiiie ru
chów w ahadeł odbywa się naturalnie na drodze fotograficznej, gdy przy w aha
dłach ciężarowych jeszcze przeważnie w użyciu je st notowanie mechaniczne.
Nawiasem jeszcze zauważymy, że w a
hadło lekkie je st zarazem jednym z naj
czulszych przyrządów do mierzenia po
chyleń, pozwalając z łatw ością określać różnice wynoszące 0,01".
Przejdźmy teraz do obrazów, otrzymy
wanych zapomocą takiego wahadła. Mo
żemy tu rozróżnić trzy zasadnicze typy.
wielkie znaczenie w przyrodzie pozna
liśmy, mówiąc o tworzeniu się gór.
Trudność badań tego rodzaju tkw i w tem, że nie możemy wyosobnić zmian grawitacyjnych, termicznych i zmian na
chylenia, które w ystępują zawsze w po
łączeniu.
Druga klasa diagramów składa się z mniej lub więcej prawidłowych w a
hań, trw ających całe godziny, a nawet dni. Nie występują one nigdy nagle, lecz rozw ijają się stopniowo do maxi- mum, poczem analogicznie zanikają. P u chy te nazywamy niepokojem wahadła lub niepokojem mikroseismicznym, gdy w ahania są nieregularne, i pulsacyami gdy są regularne.
Niepokój mikroseismiczny jest z pew
nością pochodzenia atmosferycznego; czy również i pulsacye, tego jeszcze nie wie-
Fig. 3.
Do pierwszego należą powolne zmiany nachylenia, pochodzenia przeważnie ko
smicznego. W ahadło zmienia peryodycz- nie swoje położenie, ale nie wykonywa żadnych wahań. N a fotogramie otrzy
mujemy krzyw ą seismoidalną o bardzo małej krzywiźnie tej samej wszędzie grubości. W tym kierunku notowania w ahadeł bardzo mało jeszcze były bada
ne. Stwierdzono dotychczas okres dzien
ny, zależny od promieniowania ciepła słonecznego, skutkiem którego półkula ziemi zwrócona ku słońcu rozszerza się i elipsoidalnie wygina, oraz okres zależ
ny od ruchu księżyca. Pozatem należy zauważyć, że na powierzchni ziemi za
chodzą nieustannie powolne zmiany kie
runku pionu, powodowane przez siły, które powoli, lecz bez przerwy, prze
kształcają powierzchnię ziemi i których
jmy napewno, choć jestto bardzo prawdo- podobnem. Załączona rycina (fig. 3) przed
staw ia fotogram, który wyobraża dosyć znaczny niepokój wahadła. Zauważymy odrazu, że oddaje ona drgania elastyczne, które wykonywa powierzchnia ziemi, gdy w pewnej odległości od miejsca obserwacyi zachodzą znaczne zmiany stanu barometru. Tak naprzykład, niskie minima ciągnące ulicami I I i III, we
dług oznaczeń van Bebbera, powodują we Lwowie zawsze niepokój wahadła, którego wielkość odpowiada głębokości depresyi. Niepokój jest więc zjawiskiem lokalnem, które niekiedy może występo
w ać na znacznych obszarach, ale nigdy
na całej ziemi. Różni się on tem od
burz magnetycznych, które zachodzą na
całej ziemi i w magnetografacli dają
podobne obrazy.
470 W SZECH ŚW IA T
Podobnie, ja k mało reagują lekkie w a
hadła na trzęsienia lokalne, ta k i w iatr lokalny pozostaje na nie praw ie bez wpływu. N aw et podczas silnych burz, które w yryw ały drzewa z korzeniami, seismogramy lwowskie w ykazyw ały ty l
ko małe deformacye krzywej obrazu, natom iast depresye, leżące nad Skandy
nawią, dają wspaniałe rysunki.
Na tem polega wielkie znaczenie wahadła poziomego dla prognozy me
teorologicznej, gdyż poucza nas ono 0 momentalnym rozkładzie ciśnień na wielkich obszarach.
O wiele większem jest znaczenie tego przyrządu dla seismologii. W spomnieli
śmy na początku, że w skorupie ziemskiej zawsze istnieją napięcia, przez których w yładowanie następują trzęsienia ziemi.
Bardzo być może, że zjawiska pow odu
jące niepokój wahadła, przyczyniają się do owych wyładowań. Niechaj na po
parcie tego przypuszczenia posłuży spo
strzeżenie zrobione przez Belara. W aha
dło jego wykazywało często specyalny niepokój, który poprzedzał silniejsze w strząśnienia miejscowe. „Takie w stęp
ne ruchy drgające—pow iada B elar—na tutejszej stacyi były dwa razy obserwo
wane nieprzerwanie przez kilka godzin, ą, po nich następowało oczekiwane trzę
sienie ziemi, jako zjawisko uczuwane przez ludzi“. Przypom ina to podobne spostrzeżenie Bertelliego, który zauw a
żył, że silne trzęsienia ziemi prawie zawsze są poprzedzane przez burze mi- Iroseismiczne. Stwierdza to i Milne 1 przytacza trzęsienie ziemi w San Eemo (6 grudnia 1874), przed którem term o m etr Eossiego był w yraźnie niespokojny.
Także w Liworno, M orencyi i Bolonii niepokój ten obserwowano.
Wspomnieliśmy poprzednio o burzach magnetycznych, jako zjaw iskach po
wszechnych; ale zauw ażono i takie za
burzenia igły magnetycznej, które mają charakter czysto lokalny i w ystępują jednocześnie z niepokojem w ahadła. Moż
na sobie wyobrazić pewne w arunki, w których igła m agnetyczna otrzymuje własności w ahadła poziomego. Nie za
stanaw iając się w tem miejscu nad owe-
jmi warunkami, możemy zaburzenia lo kalne igły magnetycznej przytoczyć ja ko dowód związku, zachodzącego między trzęsieniami ziemi a niepokojem w aha
dła, za które w pewnych razach służy igła magnetyczna. Yamasaki powiada w swej rozprawie o japońskiem trzęsie
niu ziemi z 31 sierpnia 1896 r. co nastę
puje : „Jest zjawiskiem nader ciekawem, że przed trzęsieniem ziemi ma miejsce zaburzenie magnetyczne; zjawisko to w ostatnich latach przy silnych wstrzą- śnieniacli zawsze mogło być stwierdzo
ne". W krótce po północy d. 29 sierpnia 1896 r. miało miejsce zaburzenie magne
tyczne n a stacyach Sendai, Tokio i Na- goya, które trw ało do godziny 10 w ie
czór następnego dnia. Było ono najsil
niejsze na 33 godziny przed trzęsieniem ziemi.
Istnienie zależności pomiędzy stanem atmosfery a trzęsieniem ziemi w ynika też z badań Tomassena nad trzęsieniami ziemi w Norwegii. Dochodzi on do wniosku, że rozkład ciśnienia i trzęsienia ziemi są ze sobą w ścisłym związku i że wyładowanie napięć w skorupie ziem
skiej może następować pod wpływem od
powiedniego rozkładu ciśnień w znacz
nych naw et odległościach.
Zresztą wiele innych zjawisk zagad-
| kowych obecnie znajduje całkowite w y
jaśnienie w niepokoju powierzchni ziemi.
Aby dać przykład, znajdujemy w „Hi- storyi ziem i“ Neumayera doniesienie Darwina, w którem je st powiedziane, że w niektórych okolicach Ameryki połud
niowej trzęsienia ziemi uważane są za } pożądane zw iastuny deszczu, albowiem naw et silne wstrząśnienia nie są w sta nie wyrządzić wielkiej szkody w lekkich trzcinowych szałasach mieszkańców, gdy : brak deszczu pociąga za sobą głód. W y
żej podana teorya objaśnia zupełnie związek trzęsienia ziemi z deszczem.
Oczywiście bowiem susza może tylko w tedy trw ać przez czas długi, gdy ci
śnienie pow ietrza je st wysokie i niere
gularnie rozmieszczone, a różnice sta
nów barometrycznych nieznaczne. Gdy
zaś mają się rozpocząć deszcze dłużej
trw ające, musi przynajmniej w blizkości
N r 30 WSZECHŚWIAT 471 przejść depresya barometryczna. Taka
depresya już w odległości powoduje nie
pokój powierzchni, a w krajach boga
tych w trzęsienia ziemi jest zawsze do
syć napięć, do których wyładowania ów niepokój przyczyniać się może.
(D S )
Prof. W. Laska.
0 . CHWOLSON.
P E R P E T U U M MOBILE.
Termodynamika, szeroko pojęta, jest nauką o energii i jej własnościach, chociaż sama nazw a „termodynadynamika", nie odpowiadając tak ogólnemu określeniu, w yraża jakgdyby pewne ograniczenie, pew ną specyalizacyą ogólnego pytania w stosunku do jednej z postaci energii, a mianowicie do energii cieplnej. Lecz.
naukę określa nie nazwa, ale jej treść wewnętrzna i to nam pozwala bez zarzu
tu nieścisłości rozpatryw ać termodyna
mikę, jako naukę o energii.
Oo do różnorodności zastosowań i głę
bokości zasadniczych punktów wyjścia, termodynamika obecna przedstawia jeden z najważniejszych i najbardziej interesu
jących działów fizyki. W olna zupełnie od hypotez, buduje ona swój gmach wspaniały na dwu bezwzględnie praw dziwych, chociaż empirycznie zdobytych,
„podstaw ach11, znanych w nauce pod nazw ą „pierwszej" i „drugiej“ zasady.
K ażdą z tych zasad formułować można w sposób bardzo rozmaity, zależnie od tego, ja k się pojmuje zadanie tarmody- n a miki i stosunki jej do poszczególnych działów wiedzy.
Zwróćmy się przedewszystkiem do
„pierwszej“ zasady i rozpatrzmy nastę
pujące trzy praw dy:
1. Zasada „zachowania energii1': ener
gia nie tw orzy się i nie ginie. Prze
kształcać się może z jednej postaci w drugą; zużywa się, gdy układ wyko
nyw a pracę, ale jako rezultat tej ostat
niej znów ukazuje się w ilości, dokładnie
zrównoważonej z tą, która była stracona pierwotnie.
2. Zasada rów noważności: ciepło jest równoważne pracy.
3. Perpetuum mobile jest niemożebne : niepodobna wymyślić takiego szeregu manipulacyj z jednym lub wielu przyrzą
dami, których rezultatem byłoby otrzy
manie pracy „z niczego", t. j. bez zuży
cia energii. Dla odróżnienia od perpe
tuum mobile rzędu drugiego, o którem będzie mowa w następstwie, nazwijmy przyrząd ten lub kombinacyą takich przyrządów, dostarczających pracę bez zużycia energii—perpetuum mobile rzędu pierwszego.
Te trzy prawdy, któreśmy wyżej przy
toczyli, są tak ściśle z sobą związane, że każdą z nich przyjąć można jako wyraz pierwszej zasady termodynamiki.
Zazwyczaj posługujemy się zasadą rów
noważności, jako najprostszem sformuło
waniem tej zasady. Lecz przecież sama zasada równoważności je st tylko wnio
skiem, popierwsze, samego określenia wyrazu „energia", dalej—zasady zacho
wania energii i, wreszcie, zaliczenia cie
pła do szeregu różnych postaci energii.
Perpetuum mobile jest niemożebne, albowiem rezultatem pracy być musi jakakolw iek forma energii, która nie może być z niczego stworzona. Rzecz więc jasna, że powyższe trzy prawdy są jaknajściślej między sobą związane. Trze
cia z pośród nich pow stała najwcześniej;
w ybitni myśliciele poczytywali ją już oddawna, jako a priori oczywistą.
Nie oddalając się więc zbytnio od praw dy możemy w tej trzeciej postaci wyrazić pierwszą zasadę termodynamiki, jako nauki o energii.
Pierw sza zasad a: Perpetuum mobile rzędu pierwszego jest niemożliwe.
Pow staje ciekawe p y ta n ie : dlaczego praw da ta już oddawna w ydaw ała się oczywistą, przyjmowana była przez wielu instynktownie, jako aksyomat, na któ
rym opierać można dowodzenia prawd innych? Pytanie to pozostaje w ścisłym związku z in nem : dlaczego znajdowali się i znajdują ludzie, którzy dążą bez
ustannie do zbudowania perpetuum mo
bile; którzy poświęcają w szystko—środki, zdrowie, spokój, rodzinę w pogoni za marą, niedościgłą, nieuchwytną, zawsze od nich uchodzącą? Dlaczegóż oni, mi
mo tylu rozczarowań i goryczy, zawsze pełni świeżych nadziei przystępują do nowych prób? Dlaczego osiągnięcie w y
śnionego celu, rozw iązanie wielkiego problem atu jest im droższe ponad w szyst
kie rozkosze i cudy tej ziemi? dlaczego marzą o sławie nieśmiertelnej i skar
bach nieprzebranych, o spływ ających ze wszech stron milionach? dlaczego, umie
rając w pogardzie i nędzy, opłakują nie swoje bezużytecznie stracone życie, nie zmarnowane szczęście drogich im osób, lecz to, że rozwiązanie zadania, które w ydawało im się tak możebnem i bli- skiem, niedościgle usuwało się w ciąż z ich rąk; że oto nadchodzi śmierci godzina w chwili, gdy im już ostatecznie odkryła się droga, bezw ątpienia prow adząca do bajecznie wspaniałego celu; w którego obrazie fantastycznym lubuje się mózg schorowany, tw orząc po raz ostatni przed sobą cudne perspektyw y nieziemskich rozkoszy?
Dla jednych niepodobieństwo dojścia do celu je st tu aksyomatem; drudzy dążą ku niemu wszystkiemi siłami ciała i duszy. Związek najzupełniej zrozumiały!
Ci drudzy czują, że dojście do celu doprowadzi ich do szczęścia nieziem
skiego, a pierwsi pojmują, że szczęścia nieziemskiego nie może być tu na ziemi.
Gdyby udało się zbudować jedno per- petuum mobile, to można byłoby skon
struow ać ich miliony, w szystkie one dostarczałyby nieustannie i bez w yczer
pania pracę, darmo szłyby wszystkie fabryki, darmo byłoby w szystko to, z czego ludzkość korzysta i za cenne uważa, Zapanow ałby w tedy raj, mieli
byśmy now y wiek złoty, tylko prze
niesiony na nowy grunt, zmieniony stosownie do w ym agań kultury współ
czesnej.
Nie taki wiek złoty, o jakim marzyli starożytni, jako o ideale, gdy bez zm ar
tw ień i smutku przebiegało życie, gdy bogowie zstępowali do ludzi, a ludzie
wznosili się do wyżyn Olimpu. F anta- zya D antego zdolna byłaby nakreślić obraz tego nowego wieku złotego, k tó ryby nastąpił, gdyby „pierwsza zasada"
przestała być słuszną, gdyby można było zbudować perpetuum mobile rzędu pierw szego i z niczego otrzymywać pracę.
W skazać ludzkości drogę do tego nowe
go raju—oto zadanie, które zgubiło i nie przestaje gubić wszystkich, próbujących je rozwiązywać. W ybitni myśliciele już oddawna w rzeczywistem świetle przed
staw iali sobie ten raj, ten wiek złoty i zrozumieli, że jego niema i nie może być, że niedościgłemi są krańce dróg, po których stąpają niezmordowani po
szukiwacze raju na ziemi.
Jednakowoż rodzi się pytanie, z pozoru bardzo proste, a w rzeczywistości jedno z najtrudniejszych pytań, nad któremi pracow ali wielcy myśliciele. Mianowicie pracy nie można otrzymywać z niczego;
jestto fakt, któremu nie wolno i nie j można zaprzeczyć. Lecz czyż jedynym, I nieodwołalnym warunkiem nastąpienia
nowego wieku złotego ma być koniecz
nie to, aby pracę otrzymywać z niczego?
Czyż w tem właśnie kryje się istotna treść rzeczy. Rzecz oczywista, że nie.
N owy wiek złoty nastąpi wtedy, gdy nauczymy się otrzymywać pracę „dar
mo “, a ponieważ wiemy, że pracę zdo
bywa się tylko na rzecz zasobu jakiej- bądź formy energii, więc całe zadanie sprowadza się do wyszukania zasobów tej niecennej, bezpłatnej, jeżeli się tak można wyrazić, energii. Jeżeli na ziemi znajdują się zapasy takiej nic niekosztu- jącej energii, to—takby się przynajmniej zdawało—powinien nastąpić na ziemi nowy wiek złoty, powinno, chociaż na odmiennej zupełnie drodze, urzeczywist
nić się marzenie nieszczęśliwych ofiar nierozwiązanej zagadki zbudowania per
petuum mobile rzędu pierwszego.
A więc poszukajmy na ziemi tych za
sobów energii, którejby wszędzie było do woli, którąby można „darmo" otrzymy
wać. Jeżeli się okaże, że z zasobów
tych można korzystać, że zaprządz je
można do wykonywania pracy, to nowy
wiek złoty na ziemi przejdzie z krainy
N r 30 W SZECHŚW IAT 473 ułud w sferę realnej rzeczywistości.
Przedewszystkiem jednak zastanówmy się, co oznacza w yraz niecenny lub bez
płatny. Bezpłatnem je st to, czego cena jest zero. Lecz wiadomo, że cena czego
kolwiek zależy od pokupu i podaży. Im większa jest podaż wobec danego poku
pu, lub im mniejszy je st pokup wobec danej podaży, tem niższą jest cena.
Rzecz jasna, że cena tylko w tedy może się równać zeru, gdy albo pokup jest zerem, albo też podaż nieskończenie wiele razy przewyższa pokup. Dobrym przy
kładem je st tu powietrze. Pokup na nie jest bezwątpienia; ono jest nam wszyst
kim potrzebne i to w takiej mierze, że w ostateczności zapłacilibyśmy za nie wszelką cenę. Lecz podaż przewyższa tu nieskończenie pokup; powietrza wszę
dzie i zawsze znajdujemy poddostatkiem i oddychamy „ darmo Wodę natom iast już nie zawsze i nie wszędzie znaleźć można, zwłaszcza słodką; naw et dość rzadko znajduje się ona tam, gdzie jej p o trzeb a: podaż nie przewyższa tu nie
skończenie pokupu i dlatego cena wody wogóle jest różną od zera.
Zwróćmy się do tych zasobów energii, które spotykamy na ziemi.
W ęgiel kamienny, drzewo, nafta sku
piają w sobie całe zapasy energii che
micznej. Cena tu nie równa się jedna
kowoż zeru, gdyż pokupowi miejscami z trudnością tylko dorównywa podaż.
Prócz tego sam proces dobywania nife jest bynajmniej bezpłatny.
P rądy rzeczne, wodospady, fale mor
skie, przypływy i odpływy stanowią potężne zasoby energii, mianowicie ener
gii dynamicznej. Lecz te zasoby tylko na pierwszy rzut są bezpłatne. Ju ż ta jedna okoliczność, że ich siedliska znaj
dują się nie wszędzie, że w okolicach śródlądowych ześrodkowują się one w nie
wielu względnie miejscach, wskazuje, że w danym przypadku podaż jest zgoła nieznaczna w stosunku do pokupu.
Energia w iatru zdaje się być bezpłatną;
lecz jej zmienność, jej brak zupełny w p&wnych miejscach, a także porach roku, nieodwołalnie przeszkadza jej być źródłem nowego wieku złotego, wyma
gającego nieograniczonych zasobów ener
gii bezpłatnej, któreby zawsze i wszędzie były do usług ludzkości i pokrywały każdy pokup, bez względu na jego wiel
kość. O energii promieni słonecznych powiedzieć się daje prawie to samo, co i o energii wiatru. Promieniowanie sło
neczne ustaje w nocy, zostaje przeryw a
ne przez lada obłoczek, a chyba tylko w okolicach równikowych nadaje się do mniej lub więcej „bezpośredniego “ w y
tw arzania pracy.
Zdawaćby się mogło, żeśmy już w y
czerpali wszystkie ważniejsze zasoby energii na ziemi. Lecz tak nie jest; opu
ściliśmy najbardziej obszerne źródło ener
gii, bezpłatne—pozornie—w ścisłem zna
czeniu tego wyrazu. Jestto energia ciepl
na, krócej—ciepło, znajdujące się w po
wietrzu, w skorupie ziemskiej i wodzie, przecież zasoby są tu niewypowiedzianie olbrzymie i do tego bezustannie się odnawiają wskutek insolacyi, a mianowi
cie przejścia energii promienistej słońca w energią cieplną. Zapasy tej energii znajdujemy wszędzie i zawsze; one ota
czają nas ze wszystkich stron. Ciepło powietrza i skorupy ziemskiej—to, oczy
wiście „energia bezpłatna11. Na brzegach oceanów, mórz, jezior i rzek mamy energią cieplną wody. Jakież olbi’zymie ilości pracy otrzymalibyśmy, ochładzając oceany choćby na parę tylko stopni.
A więc znalazły się owe bezpłatne zasoby energii! Dlaczego z nich nie korzystamy? Czemuż nie mają nastąpić czasy, gdy nauczymy się czerpać pełną dłonią z tych olbrzymich zapasów, które nas zawsze i wszędzie otaczają.
Przedstawm y sobie machinę, któraby pracowała kosztem ciepła powietrza, wody lub ziemi. Masy oziębione, zwłasz
cza powietrza i wody, bezustannie odda
lałyby się, być może, same przez się, dając miejsce nowym ze wszech stron nadbiegającym ilościom, któreby ze swej strony znowuż oddawały część energii cieplnej, im właściwej, dla wykonywania pracy. D la machiny tego rodzaju były
by już całkowicie zbyteczne wpływy
energii „ cennej jejby w zupełności
w ystarczał zasiłek temi nieprzebranemi
W SZECIISW IA T Nr 30 zasobami energii bezpłatnej, które się
wszędzie znajdują. Pozostaw iając ua uboczu pytanie o stopniowem niszczeniu się składowych części machiny, o ko
nieczności ich popraw y lub zamiany, powiedziećby można, że przyrząd ta k i poruszałby się wiecznie, nieustannie do
starczając pracę, jakkolw iek pow stałą nie z „niczego11, lecz z takiej rzeczy, która dla nas wcale od tego „niczego“
się nie różni, bowiem nas interesuje nie to, czy istnieje źródło pracy, lecz to, jak a jest cena tego źródła. W tym względzie brakow i wszelkich źródeł i źró
dłom bezpłatnym przypada rola jedna
kowa. Przyrząd, o którym mówiliśmy, bezw ątpienia stw orzyłby dla nas nowy wiek złoty; nazwijmy go perpetuum mo
bile rzędu drugiego.
Bezpłatne, niewyczerpane zasoby ener
gii nas bezw ątpienia otaczają wszędzie i zawsze; dlaczegóż więc nie zbudujemy takiego przyrządu w milionach egzem
plarzy? Co nam przeszkadza przenieść nowy wiek złoty z krainy snów i m a
rzeń w sferę rzeczywistości.
Zwróćmy się do drugiej zasady term o
dynamiki, którą zarówno formułować można w sposób nader rozmaity. Ju ż w końcu drugiego dziesięciolecia wieku ubiegłego Sadi Carnot zauważył, że zamiana ciepła na pracę podlega pewne
mu ważnemu ograniczeniu. W machinie parowej być musi koniecznie kocieł g o rący i jednocześnie oziębiacz pary, k tó rego funkcyą spełniać może powietrze zewnętrzne lub specyalna chłodnica.
Gdyby tem peratura chłodnicy nie była niższa od tem peratury kotła, motor pa
row y nie mógłby działać. P a ra przeno
sić musi ciepło ze źródła do chłodnicy.
U ważając cń p ło za sui generis substan- cyą niepodzielną, Carnot sądził, że ciepło
„w całości11 przenosi się [ze źródła do chłodnicy, t. j. od ciała wyższej do ciała niższej temperatury; to przejście, ten spad tem peratur jest, w edług Carnota, warunkiem otrzym ywania pracy.
Podobnie ja k strumień, przeznaczony do pędzenia motoru wodnego, może dać pracę, tylko spadając z wyższego pozio
mu na niziny, ta k też i ciepło, w edług
Carnota, może zmieniać się na pracę w tedy jedynie, gdy tem peratura „spada"
z wyższej do niższej, ciało zaś nie podlega, podobnie ja k i w przypadku pierwszym, zmianie ilościowej. A więc źródłem pracy jest spadek tem peratur,
„chute de la chaleur", w edług słów Carnota.
Clausius i W. Thompson (obecnie lord Kelwin) jednocześnie prawie (1850 r.) zmienili nieco myśl Carnota, rozszerzyli ją i dali jej postać, zgodną z dzisiejszemi poglądam i na ciepło. Sposób Clausiusa formułowania drugiej zasady, można w y
jaśnić ja k następuje: Nazwijmy przej
ście ciepła z jednego ciała do drugiego, zmianę ciepła na pracę, a także otrzy
mywanie ciepła, jako rezultatu pracy—
ogólnem mianem „przekształcenia". Oka
zuje się, że wrszystkie przekształcenia rozpadają się na dwie grupy, którym można nadać miano „dodatnich" i „od- jemnych", lub, lepiej, „naturalnych"
i „sztucznych". Aby wykazać różnicę między tem i grupami przekształceń, przy
puśćmy, że w pewnym układzie ciał zaszły zmiany lub, jak to zwykle mówią, pewne określone procesy. Przekształce
nie „naturalne" posiada tę własność, że może być jedynym rezultatem jakichbądź procesów. N atom iast w przekształceniu
„sztucznem" w żadnych warunkach nie może to mieć miejsca; jeżeli zaś ono zaszło, jako rezultat określonych proce
sów w układzie, to jednocześnie z nim pojawić się musi inne przekształcenie i to koniecznie z szeregu „naturalnych".
Mówiąc prościej: przekształcenie n atu ralne może mieć miejsce osobno, - może pojawić się samo jedno; „sztucznym" zaś przekształceniom nieodwołalnie tow arzy
szyć muszą przekształcenia „naturalne".
Do rzędu tych ostatnich n a le ż ą : 1) przejście ciepła z ciał gorętszych do zimniejszych, 2) strata pracy dla otrzy
mania ciepła. Przekształceniam i sztucz- nemi s ą : 1) przejście ciepła z ciał o niższej do ciał o wyższej temperaturze, 2) strata ciepła dla otrzymania pracy.
J e s t rzeczą oczywistą, że przytoczone
powyżej dwa przekształcenia sztuczne
rzeczywiście mogą występować i bez
Nr 30 W SZECHSW IAT 475 ustannie występują, jako jedyne rezul
ta ty jakichbądź procesów fizycznych:
przejście ciepła od ciał gorętszych, do zimniejszych obserwujemy na każdym niemal kroku; pojawianie się ciepła, jako rezultat pracy zużytej, dostrzegamy za każdem uderzeniem, tarciem, w zjawi
skach elektrycznych i t. d.
Co dotyczę przejścia (lub przekształce
nia sztucznego) ciepła od ciał o niższej do ciał o wyższej temperaturze i zamia
ny ciepła na pracę, to, ja k to było w y żej powiedziane, druga zasada nas uczy, że ani jedno z tych dwu przekształceń w żadnych w arunkach nie może być jedynym rezultatem jakiejś kombinacyi różnorodnych procesów7 fizycznych; tym dwum przekształceniom nieodwołalnie towarzyszyć zawsze musi jedno z „natu
ralny ch“ przekształceń. A więc otrzy
mywanie pracy kosztem ciepła możliwem jest tylko wtenczas, gdy jednocześnie otrzymuje się ciepło, jako rezultat wy
konanej pracy, lub gdy zachodzi jedno
cześnie przejście ciepła z ciał gorętszych do zimniejszych. Lecz tracić ciepło dla otrzymania pracy z jeJnoczesnem zuży
ciem pracy dla otrzym ania tego ciepła jest oczywiście bezcelowe, gdyż połącze
nie tych dwu przekształceń, wzajemnie jakby się niweczących je st zerem.
Z wszystkiego tego wypływa następu
jący nader ważny w niosek: ciepło tylko w tedy może być zużyte dla otrzymania pracy, gdy jednocześnie zachodzi przej
ście ciepła z ciała o Avyższej do ciała o niższej tomperaturze.
Z tej prawdy przedewszystkiem w yni
ka, że zamiana ciepła na pracę możliwa jest tylko wtenczas, gdy posiadamy dwa ciała o różnych temperaturach. N azw ij
my pierwsze ciało ogrzewaczem, drugie—
zimniejsze—chłodnicą. Ciepła, w ydatko
wanego na pracę, udziela ogrzewacz, tak że cały przebieg przybiera ostatecz
nie tak ą p o s ta ć : ogrzewacz dostarcza pewnej ilości ciepła Q; stąd pewna część q zostaje zużyta na otrzymanie pracy, a pozostałość, Q—q, przechodzi z ogrze
wacza do chłodnicy. Można ściśle do
wieść, że im większa je st różnica tem peratur ogrzewacza i chłodnicy, tem
znaczniejsza jest pożytecznie zużyta
j
część q z całości wydatkowanego ciepła Q. Będąc w posiadaniu dwu ciał o tem peraturach prawie jednakowych, otrzy- i malibyśmy tylko nader znikomą pracę
„użyteczną", gdybyśmy chcieli korzystać z ciepła ciała gorętszego dla otrzymania pracy. Jeżeli w naszem posiadaniu są dwa ciała o jednakowej temperaturze, to otrzymywanie pracy kosztem jednego z nich jest zgoła niemożliwem. „Chute de la chaleur11 wielkiego Carnota jest niezbędnym warunkiem otrzymywania pracy; omylił się on tylko, sądząc, że
„całkow ita14 ilość ciepła Q, pobrana od ciała gorętszego, przechodzi do ciał zimniejszych. W rzeczywistości zamie
nia się tylko część Q—q, a pozostała część rozprasza się, t. j. ginie, jako ciepło, i przekształca się w inne postaci energii.
Powróćmy teraz do naszego perpetuum mobile rzędu drugiego, do przyrządu, który nieustannie pracuje kosztem tych nieprzebranych zasobów energii cieplnej, które kryją w swem łonie powietrze, woda i ziemia. Czy urzeczywistnienie takiego przyrządu jest kiedykolwiek mo
żliwe? To, cośmy wyżej przytoczyli, uczy niezbicie, że zadanie to jest zgóry niemożebnem. Energia cieplna powietrza, wody lub skorupy ziemskiej tylko wtedy służyćby mogła jako źródło pracy, gdy
byśmy posiadali odpowiednią „chłodnicę11, do której bezustannie mogłaby przecho
dzić część tego ciepła, któregoby dostar
czały „ogrzewacze11; prócz tego różnica tem peratur ogrzewacza i chłodnicy po
winna być możliwie wielką. Średnie tem peratury niższych stref powietrza i wyższych w arstw wody i lądu są w przybliżeniu jednakowe i nie posiada
my pod ręką tej chłodnicy, bez której udziału ciepło ogrzewacza w żaden spo
sób nie może być użytecznie przekształ
cone.
Możemy więc, nie oddalając się zbyt
nio od ścisłości, sformułować drugą za
sadę w sposób następu jący :
Druga zasada : Perpetuum mobile rzę
du drugiego jest niemożliwe.
A więc obiedwie zasady termodynami
ki uczą nas, że niepodobna zbudować zarówno perpetuum mobile rzędu pierw szego, jako też perpetuum mobile rzędu drugiego.
I jedno i drugie stworzyłoby nowy w iek złoty na ziemi, którego w spaniałe
go obrazu zapewne nikt jeszcze nie zdołał obmyśleć we w szystkich szczegó
łach. Łącząc obiedwie zasady, mamy prawo pow iedzieć: dwie zasady term o
dynamiki uczą, że now y wiek złoty jest niemożliwy.
Tak być musi i dobrze, że ta k jest na ziemi.
Tłum. Wł. Gor.
A K A D E M IA U M IE JĘ T N O Ś C I W K R A K O W IE .
W Y D Z IA Ł M A TE M A TY C ZN O - PR Z Y R O D N IC Z Y . Posiedzenie, z d. 7 lipca 1902 r.
P rzew odniczący d y re k to r E. Godlewski.
P o s i e d z e n i e n a u k o w e .
1. Członek K ostanecki przed staw ia swoję p r a c ę : „Sztuczne zapłodnienie i sztuczny p arto g en ety czn y podział ja je k ślim aka Mac- t r a “.
A u to r podczas p o b y tu na stacyi zoologicz
nej w N eapolu ro b ił dośw iadczenia nad sztucznem zapłodnieniem u M actry. N astęp nie stara ł się pobudzić ja jk a niezapłodnione do podziału przez um ieszczenie ich w w odzie m orskiej, k tó re j k o n cen tracy ą zw iększał przez dodanie s o l i : chlorku w apnia, chlorku sodu i chlorku potasu, lub też odgotow anej zgęsz- czonej w ody m orskiej. Zależnie od koncen- tra c y i i od długości czasu, ja k i ja jk a w ty c h cieczach pozostaw ały, następ o w ał w w ielu dośw iadczeniach p o d ział ja je k i to albo bez
pośredni, albo też po poprzedniem w ydzie
len iu je d n eg o lub dw u ciałek kierunkow ych.
2. Tenże referu je o p racy p. E . G odlew skiego (jun.) p. t. „ R eg e n e ra c ja tu b u la ry i“.
A u to r p odaje re z u lta ty dośw iadczeń sw oich nad regeneracyą tu b u la ry i po podłużnem ro z
cięciu pnia. B adanie w ykazało, że sposób w ytw orzenia jam y ciała w takim rozciętym p n iu zależy od ilości substancyi, k tó ra pozo
sta ła po operacyi. P o opisie różnorodnych m etod w ytw arzan ia się jam y ciała, a u to r p o daje re z u lta ty sw ych spostrzeżeń n ad re g e neracyą głów ki. P roces te n nie p odlega p ra w idłom spraw dzonym podczas reg en eracy i odcinków otrzym anych przez poprzeczne ro z
cinanie pnia. G łów ka p ow stać może nietylko
w yłącznie przy pow ierzchni rany, ale także przed zwężonem miejscem, mimo źe ciągłość nie została przerw ana.
3. Tenże referuje o pracy p. A. B ochen
k a : „K ilka now ych szczegółów do budow y przysadki mózgowej u płazów “.
B adając przysadkę m ózgową płazów, au to r w ykazał w niej now ą drogę nerw ow ą. D ro ga ta rozpoczyna się w dolnej części infun- dibulum i kończy się w przednim odcinku przysadki, w t. zw. „glandula infundibuli“.
O płazów ogoniastych „glandula infundibuli11 utw orzona je st praw ie w yłącznie z gęstego splotu w łókien nerw ow ych tej drogi. U p ła
zów bezogoniastych w chodzą w skład „glan
dula infundibuli“ dw a o d c in k i: przedni, an a
logiczny zupełnie z „glandula infundibuli“
płazów ogoniastych, i tylny, którego u p ła
zów ogoniastych nie napotykam y. W tym tylnym odcinku „glandulae infundibuli“ koń
czy się część w łókien opisanej powyżej drogi nerw ow ej, głów na jed n ak ilość jej włókien zdąża do odcinka przedniego. W ykazanie drogi nerw ow ej przem aw ia na korzyść zda
nia, w yrażonego przez B rehego, że w „glan
dula in fundibuli11 mam y do czynienia z zani
kającym organem zmysłowym.
4. Tenże referuje o pracy p. M. Jaw orow skiego : „A ppparato reticolare Golgiego w k o m órkach zwojów m iędzykręgow ych niższych kręgow ców 11.
B adając kom órki zw ojów m iędzykręgow ych p ta k ó w i płazów, a u to r w ykazał w nich is t
nienie „apparato re tico lare11 G olgiego, k tó re znane było dotychczas jed y n ie u zw ierząt ssących.
„A pparato re tic o la re 11 składa się z nitek, tw orzących g ęstą siateczkę. Siatkę tę w yka
zać można dokładnie zapom ocą m etody G ol
giego, polegającej n a im pregnow aniu kom ó
re k solam i srebrow em i. W kom órkach p ta ków układa się tw ó r ten zupełnie podobnie ja k u zw ierząt ssących, natom iast nieco od
m iennie u płazów, gdyż przystosow uje się swem ułożeniem do jąd ra, k tó re je st więcej zbliżone do obw odu kom órki.
„A pparato re tic o la re 11 u ptaków i u płazów nie pozostaje nigdzie w związku z pow ierzch
nią kom órki,—je s t w ięc tw orem ściśle śród- kom órkow ym . R e zu ltaty badań au to ra po
tw ierdzają więc zdanie Golgiego, a są w sprzeczności z rezultatam i H obngrena, k tó ry uważa swe „kanaliki11, w ykazane w k o m órkach nerw ow ych, za tw o ry identyczne z „apparato retico lare11.
5. Członek N iem entow ski referuje pracę p. W . Syniew skiego „O budow ie sk ro b i1-.
W p racy tej a u to r okazuje, że skrobię
można rozłożyć hydrolityczm e tak , że p o
w staje w yłącznie dekstryna i to dekstryna
zupełnie różna od tej, ja k a się tw orzy w te
dy, kiedy podczas rozkładu m ączki pow staje
maltoza. D ekstrynę tę w zoru C36H 620 31 autor
nazyw a dek stry n ą graniczną II. Podczas
dalszej hydrolizy d ek stry n a ta rozkłada się
n a m altozę i inną dekstrynę ( / m altodekstry-
nę autora) o składzie C2łH t20 2i , a ta ostatnia
N r 30 W SZECHSW IAT 477 w dalszej hydrolizie rozkłada się na maltozę
i t. zw. izomaltozę h in tn era składu CuHaąO,, . Tę ostatnią isto tę chemiczną, której istnieniu zaprzecza w ielu chemików, autor otrzym ał w stanie zupełnej czystości z dekstryny g ra nicznej I, w ytw orzonej z m ączki przez zcu- krzenie jej zapomocą świeżego w yciągu sło dow ego w zwykłej tem peraturze.
Z w yników tych doświadczeń, oraz w yni
ków podanych w pracy poprzedniej o mącz
ce, au to r w yprow adza w zór stru k tu ro w y reszty amylogenowej, jako składnika skrobi.
Przez otrzym anie ze skrobi dw u nowych produktów karbinolow o-hydrolitycznych i zba
danie ich zachow ania się wobec wyciągu słodow ego a u to r dochodzi do poznania spo
sobu złączenia się resztek am ylogenowych podczas tw orzenia się cząsteczki skrobi, a po zbadaniu w ielkości cząsteczki dekstryny g ra nicznej I a u to r dochodzi do wniosku, że cząsteczka skrobi składa się z czterech resz
te k am ylogenow ych i że zatem w zór em pi
ryczny teg o ciała opiew a Cj^HjeoOiso.
W końcu a u to r podaje zapatryw ania swoje na schem atyczny w zór stru k tu ro w y skrobi i n a przebieg hydrolizy tej substancyi pod wpływem scukrzającego czynnika słodu.
6. Tenże referuje o drugiej pracy p. W . Syniew skiego p. t. „O działaniu aldehydu na skrobię i o połączeniu jo d u z am ylodek- stry n ą “.
W niniejszej pracy a u to r wykazuje, że aldehyd w roztw orze skoncentrow anym działa na skrobię ziem niaczaną hydrolizująco przyczem pow staje am ylodekstryna, k tó ra następnie wchodzi w związek z aldehy
dem. Składu tego ciała a u to r nie zdołał oznaczyć z teg o pow odu, że w stanie czystym ciała tego w ydzielić dotychczas n ie mógł.
Z analogii je d n ak ze związkiem jo d u z amy- , lodek stry n ą au to r wnosi, że na je d n ę czą
steczkę skrobi przypada 12 cząsteczek alde
hydu.
Związek jo d u z am ylodekstryną, ja k i się otrzym uje w postaci ciem no-niebieskiego kłaczkow atego osadu, a u to r uważa za z w ią zek ściśle określony w z o ru :
[ ( C 54H 9„0 4 5 + m O ) J 3] 4 .
Z badań swoich au to r w ysnuw a też tłum a
czenie zjaw iska zm iany barw y z jodem , jakie można zauważyć w roztw orze am ylodekstry- ny podczas hydrolizy.
7. Tenże przedstaw ia sw oję pracę w yko
naną z p. W . B aczyńskim p t. „Studya nad brom ow aniem benzim idoazolów “.
W pracy tej chodziło głów nie o udow od
nienie stru k tu ry daw niej w ykrytych pom arań
czowo zabarw ionych w ytw orów połączenia brom u przez benzim idoazole, o w ykazanie, że rzeczywiście zgodnie z pierw otnem przypusz
czeniem w istotach ty ch znajduje się brom w m iejscu podw ójnego połączenia się atom u azotu z w ęglem w pierścieniu imidoazolowym.
S praw a ta w ażną była szczególniej ze w zglę
du n a to, że na działanie chloru użytego w postaci podchlorynu w apniow ego B am ber- ger znalazł swego czasu w zór chloroimidowy,
to znaczy wykazał, że pow stają tam wyt.wory podstaw ienia atom u w odoru grupy imidowej atomem chloru. W yczerpujące stu d y a nad pochodnem i brom owem i tw orzącem i się naj-
| lepiej w rozczynach lodow ego kw asu octo- j w ego w ykazały, że inaczej niż w działaniach I podchlorynów , w reakcyi wolnego brom u na
| benzoim idoazole zachodzą zw ykle jednocze
śnie : podstaw ienie jed n eg o atom u w odoru
! pierścienia benzolowego przez brom i przyłą- j czenie swych atom ów brom u w pierścieniu
| imidoazolowym. Jed n ak skoro w pierścieniu benzolowym znajdują się ju ż dwa atom y bro-
j
mu, w tedy naw et w przypadkach użycia I bardzo znacznego nadm iaru brom u w rozczy-
J
nach octu lodowego dalej podstaw ianie bro- j m u się nie odbywa, a brom przyłącza się ty l
ko w pierścieniu imidoazolowym; natom iast
j
w innych w arunkach, ja k w cieczy alkalicz
nej, łatw o podstaw ić można w szystkie atom y
| w odoru pierścienia benzolowego przez atom y brom u. A tom y brom u przyłączone w p ier
ścieniu imidoazolowym m ogą w cieczach w od
nistych, alkalicznych, przez dłuższe gotow anie z benzolem i t. p. przesuw ać się w reakcyi
j
podstaw iania w pierścień benzolowy, a dają się w yjąć z pierw otnej cząsteczki isto ty po
marańczowej przez rozczyn jo d k u potasow e
go. Doświadczenia przeprow adzono głów nie n a p-metylobenzoimidoazolu, przyczem okazało się, że w odory grupy m etylowej nie dają się podstaw iać bromem. D ow ód te n przeprow a
dzono, zam ieniając tetrab ro m o p ro d u k t [j-me- I tylobenzoim idoazolu n a odpowiedni te tra b ro - moftalon, tetrabrom obenzylidenow y pochodny i wreszcie utleniając te n ostatni związek, przez co w rezultacie ostatecznym otrzym ano tetrabrom obenzoim idoazol.
8. Tenże przedstaw ia swoję pracę : „O g ra
nicach tw orzenia się związków dwuazoamino- w ych i pew nych barw nikach azow ych'4.
P rzed laty w pracy „O dw uazow aniu ani- lin y “ wykonanej wspólnie z p. Jan em R o sz
kowskim, okazano, ja k ie są najkorzystniejsze w arunki dw uazow ania tego najprostszego aminu arom atycznego i w jakiej zależności są w ydajności otrzym yw anego w dwuazowa- niach dwuazoamino benzolu od ilości użytych
j
w działaniu kw asów m ineralnych i azotynów . Te studya w niniejszej pracy a u to r rozsze
rzył przy w spółudziale dr. Cezarego W i- chrow skiego n a inne am iny arom atyczne, ja k toenidyny, glidyny, naftylam iny, chloraniliny, nitram łiny, aminofenole i kw asy am inoben
zoesowe, wyznaczył w każdym badanym
| przypadku tę granicę, w której w obec użycia w iększych mas kw asów ustaje ju ż pow staw a
nie zw iązku dwuazoaminowego, a n a d to w y
tw arzał wszędzie tam, gdzie dotąd odpow ied
ni (3-naftolowy barw nik azowy był nieznany, tę istotę dla dokładniejszego scharakteryzo
w ania przebiegu danej reakcyi, mianowicie
ze w zględu n a w ytw arzanie się rozczynu
zw iązku dwuazowego. N a trzech dwuazoami-
now ych pochodny ch chloroanilin izom erycznych
badano tak że przem iany n a zw iązki amino-
azowe. P rzem iana ta zachodziła ilościowo na
pochodnym m. chloraniliny, na 4-amino-
2,3-dwuchlorobenzol; nie odbyła się w cale n a dwuazom inowym pochodnym p. chlorani- liny, co się tłum aczy tem , że parapozycya ju ż atom em chloru była podstaw iona; w resz
cie n a zw iązku pochodnym o-chloroaniłiny, t. j. na 2:2'-(o)-dw uchlorodw uazoam inobenzo- lu m iała pomimo w olnej parapozycyi p rz e b ie g ta k niedoskonały, źe w ytw orzyło się z a ledw ie 1,5% teoretycznie obliczonej ilości oczekiw anego 4-am ino-3,2'-dw uchloroazoben- zolu. S potykam y się w tym przypadku z pew ną szczególną, d o tąd nie spostrzeganą zależnością teryczną przem iany zw iązków dwuazoam inow ych na połączenia am inoazowe.
Tenże przedstaw ia sw oję p ra c ę : „O kw asie
jchloralodw uantianilow ym 11.
A u to r w yśw ietla tu budow ę pew nego pro-
jd u k tu ubocznego, k tó re g o tw orzenie się obok [ kw asu chloraloantranilow ego w działaniu chloralu n a kw as an tran ilo w y zauw ażył sw e
go czasu w spólnie z B. O rzechowskim . W y kazuje, źe isto ta ta je s t kw asem chloralo- dw uantranilow ym i opisuje pow stały z niej przez działanie kw asu azotow ego kw as dw u- n itrotrójchloretylidenoantranilow y.
P o s i e d z e n i e a d m i n i s t r a c y j n e . N a posiedzeniu adm inistracyjnein w szystkie te prace przyjęto do w ydaw nictw W ydziału, jed n ę, dziesiątą, na w niosek referen tó w od
rzuconą.
S ekretarz zaw iadom ił W ydział, że d. 10 czerw ca odbyło się posiedzenie kom isyi a n tropologicznej, i że T ow arzystw o akcyjne przem ysłu naftow ego we L w ow ie doniosło o osięgnięciu na swoim teren ie 1000 m g łę bokości w otw orze św idrow ym i o gotow ości ułatw ienia badań naukow ych, jakieby A ka
dem ia uznała za stosow ne podjąć. P o sta n o wiono podziękow ać T ow arzystw u i d elego
wać na m iejsce czł. W . Szajnochę.
Postanow iono rozpocząć d ru k spisu a u to rów i p rac ogłoszonych drukiem w publika- cyach W ydziału oraz je g o kom isyi do końca
1900 roku.
S ekretarz zawiadom ił, że wyszło ju ż d ru g ie w ydanie polskiego słow nictw a chem icznego uchw alonego przez A kadem ią, w opracow aniu co do przykładów przez członka L. M archlew skiego. P ostanow iono je rozesłać w znacznej ilości instytucyom polskim i szkołom k ra jo wym oraz zgodzono się n a to, że spraw y słow nictw a chem icznego nie objęte uchw ałą A kadem ii m ają być ro zb ieran e n a najbliż
szym zjeździe lekarzy i p rzy ro d n ik ó w w e Lw owie.
S ek re tarz J. Rostafiński.
S E K 0 Y A C U K R O W N I C Z A .
Na ostatniem posiedzeniu dorocznem S ek
cyi cukrow niczej, pom iędzy w ielu fachow em i referatam i pośw ięcono więcej czasu spraw ie
m eteorologii krajow ej i uznano potrzebę zw iększenia dotychczasowej liczby stacyj m e
teorologicznych, wchodzących w skład sieci w arszaw skiej i, co za tem idzie, rozszerzenia działalności biura centralnego w W arszaw ie.
| Poniew aż kw estya ta, ta k w ażna i paląca dla } fizyografii krajow ej, żywo m usi obchodzić przyrodników , w ięc dajem y w poniższem k ró tk ie streszczenie rezu ltató w ty ch narad
R ozpoczęto od nadesłanego przez Zarząd Stacyi centralnej spraw ozdania sieci w a r
szawskiej, k tó re w zastępstw ie nieobecnego z pow odu choroby dotychczasow ego k iero
w nika sieci p. W . K w ietniew skiego, odczytał p. M aurycy W ortm an.
W okresie sprawozdawczym nadsyłało sp o strzeżenia 28 stacyj, m ianow icie: A leksan
drów pograniczny, Chojnowo, Częstochowa, Czersk, K arabczejów ka, Koluszki, K rasiniec, K utno, Leśm ierz, Łazy, Młodzieszyn fabrycz
ny, Myszków, Nałęczów, Niemiercze, Ojców, Olszana, O strow y, P io trk ó w , Prażm ów , Nowo- Radom sk, R u d a Guzowska, R ytw iany, Sali- w onki, Silniczka, Skierniew ice, Sobieszyn, W łocław ek i Ząbkow ice. Z tych stacyj na osobną w zm iankę sasługuje stacya w Ojcowie, utrzym yw ana kosztem d yrektora miejscowego zakładu hydropatycznego, d-ra Niedzielskie-
| go. Stacya ta bowiem zaprow adziła w ciągu ro k u spraw ozdaw czego psychrom etr Assm an- ' na i od pew nego czasu prow adzi stałe spo-
j
strzeżenia n ad usłonecznienięm zapomocą
j
heliografu Campbella.
B iuro m eteorologiczne w arszaw skie prow a
dzi w ym ianę ogłaszanych spostrzeżeń z in sty tu tam i m eteorologicznem i w Anglii, B ulgaryi, R um unii, Stanach Zjednoczonych A m eryki północnej, A ustryi, Niemczech oraz z obser- w atoryum fizycznem w P e te rsb u rg u i biurem
j
hydrograficznem w iedeńskiem .
Ze spostrzeżeń Stacyi centralnej k o rzy stają I codziennie redakcye kilku czasopism w a r
szawskich, zaś spraw ozdanie m iesięczne ze I stan u pogody nietylko w W arszaw ie, ale rów nież i w n iektórych punktach K rólestw a Polskiego umieszczał miesięcznik „Pszczelarz
| i O g rodnik11. W reszcie B iuro centralne do
konyw ało, rów nie ja k i w latach poprzed-
j
nich, w ielokrotnych porów nań term om etrów
j