• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie: rocznie rub.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie: rocznie rub."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSte 3 0 (1061). W a rsza w a , dnia 27 lipca 1902 r. T o m X X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM .

PR E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a r s z a w ie : rocznie rub. 8 , kw artaln ie rub. 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : roczn ie rub. 1 0 , p ółroczn ie rub. 5 .

P ren um erow ać można w R e d a k cy i W szech św iata i w e w szy stk ich księgarniach w kraju i zagranicą.

R ed a k to r W sze ch św iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od g o d i. 6 do 8 w ie cz. w lokalu red akcyi.

A dres R ed ak cyi: MARSZAŁKOWSKA Nr. 118.

PS Y C H O FIZY O LO G IA SMUTKU I R A D O ŚC I.

Badania objawów smutku i radości interesują oddawna psychologią. Pom i­

mo to jednak dotychczasowe rezultaty pozostawiały dużo do życzenia. Ostat- niemi dopiero czasy G. Dumas *) zba­

dał rzecz wszechstronniej. Za przedmiot swych badań w ziął on osoby nerwowo słabsze, u których objawy smutku i ra ­ dości w ystępują bardziej wybitnie i dają obraz plastyczniejszy. R ezultaty otrzy­

mane zasługują też na obszerniejsze streszczenie.

S m u t e k b i e r n y d ł u g o t r w a ł y . Dumas rozróżnia dwie formy, w ja ­ kich objawia się smutek. Smutek bierny i smutek czynny. Różnią się one po­

między sobą tak wybitnie, ża muszą być rozpatryw ane osobno.

Cechą charaktery styczną smutku bier­

nego je st apatya i bezczynność. W przy­

padkach krańcowych przechodzi ona w zupełną nieruchliwość. Osoby smutne

') G. Dumas. L a triste sse e t la joie. P a ­ ryż, 1900.

biernie są przybite, poruszają się mało, milczą lub mówią głosem przyciszonym i jakgdyby z wysiłkiem. Ogarnęło je j uczucie zmęczenia, które czuć w całem ciele; głow a wydaje się być pustą, bez

| myśli. Stąd brak wszelkiej przedsiębior­

czości naw et w rzeczach drobnych, co­

dziennych, wymagających drobnego tyl­

ko wysiłku woli; rezygnacya całkowita

j

i zdanie się na to, co losy przyniosą.

„Jestem zmęczony, nie mam ochoty do niczego, nie mam odwagi wziąć się do te g o “—oto zdania, które słyszy się czę­

sto w ustach takiego melancholika. Ten stan subjektywny znajduje swój wyraz w całej p o s ta c i: głowa nie może trzy­

mać się prosto; ręce opadają biernie;

ciało ugina się; oczy, jakby zmniejszone, są nawpół przymknięte; włosy tracą po­

łysk; oddech jest utrudniony i tylko od czasu do czasu przeryw any głębszemi westchnieniami. Dodajmy jeszcze małą wrażliwość uczuciową i intelektualną,

| a będziemy mieli mniej więcej dokładny obraz stanu smutku biernego. Człowiek taki jest jakby odsunięty od świata, a życie otaczające zajmuje go mało.

Poddajemy szczegółowemu badaniu [ osobę smutną biernie.

Przedewszystkiem spostrzegamy zmniej­

szenie się wrażliwości na podniety. Mia­

(2)

rą wrażliwości jest, ja k wiadomo, ta k minimalna podnieta, któ rą badany może jeszcze dostrzedz. W stanach smutku biernego to minimum je st więc znacznie większe od minimum spostrzeganego w stanie normalnym. Nietylko jednak wrażliwość uległa zmianie : podległy jej i wyższe funkcye psychiczne. Psycholo­

gia doświadczalna zna dotychczas nie­

wiele metod, pozw alających badać ogól­

ny stan psychiczny. W szystkie one opie­

rają się na tej wspólnej zasadzie, że bada się jakość pracy w ykonanej przez badanego. W ybiera się przytem pracę, która byłaby pow tarzaniem pewnej czyn­

ności niezłożonej lecz w ym agającej sku­

pienia uwagi, a więc pewnego w ysiłku umysłowego. Szkoły niemieckie, szcze­

gólniej szkoła Kraepelina, posługują się w tym celu dodawaniem. B adany musi dodawać szeregi cyfr, a jakość i szyb­

kość pracy mówi o jego stanie um ysło­

wym.

Ja n e t używ a w tym samym celu re- akcyi dowolnej. B adany reaguje na sze­

reg następujących po sobie sygnałów , a jakość i szybkość reakcyi mówi znów o stanie badanego. W tym samym na- koniec celu M. Bourdon zaleca podkre­

ślanie pewnej litery .w drukowanym u stę­

pie. B adany powinien więc naprzykład podkreślić wszystkie a w kilku w ier­

szach książki lub gazety. Czas zużyty na wykonanie pracy i jej jakość mówią znów o stanie badanego.

W szystkie te metody, zastosow ane do zbadania działalności umysłowej w sta ­ nie smutku biernego dowodzą zgodnie znacznego jej obniżenia. Czas norm alny reakcyi dowolnej na pobudzenie słucho­

we wynosi przeciętnie 0,15 sek., u osoby smutnej pasywnie w ynosił on w edług Dumasa 0,25 s. czyli, że szybkość pracy umysłowej jest znacznie zmniejszona.

Gorszą je st także jej jakość. Ilość błę­

dów popełnianych przy podkreślaniu liter była bardzo znaczna, samo podkreślanie odbywało się wolno.

Jeżeli tejże osobie kazano przeczytać ustęp z powieści, to jego treść została niezrozumiałą; jeżeli kazano je j u tw o ­ rzyć z kilku podanych w yrazów zdanie,

to zdanie to było krótkie i ubogie w treść.

W szystkie te objawy czynią bardzo i prawdopodobnym domysł, że podczas smutku biernego działalność całego orga­

nizmu obniża się. Że tak jest w istocie, o tem mogą pouczyć bezpośrednie obser­

wacye.

Siłę mięśniową możemy mierzyć dyna- mometrem. Przekonywamy się, że jest ona mniejsza od siły mięśniowej w sta­

nie normalnym. Znaczne zmiany dostrze­

żemy w oddechu i krążeniu krwi.

Oddech, jak wiadomo, składa się z dwu faz: wdychania i wydychania. Faza pierwsza jest aktywną; działanie czynne mięśni rozszerza klatkę piersiową, fazę drugą stanowi opadanie bierne klatki piersiowej. W ydychanie jest zwykle dłuższem od wdychania. K latka piersio­

w a opada z początku szybko, później powolniej.

Aby zbadać obieg krw i trzeba poznać puls, reakcye naczynioruchowe i ciśnienie krwi. Tętno w yraża szybkość uderzeń serca, nie mówi jednak jeszcze o szybko­

ści krążenia krwi. Reakcye naczynioru­

chowe (zmiany w objętości naczyń krw io­

nośnych włosko watycli) pewnej części ciała, np. palca, można poznać przez zmiany jego objętości. Zmiany te mogą być dwojakiego ro d zaju : jedne będą w yrażać tętno (puls naczyń włoskowa-

| tych), drugie będą zależały od ilości krw i znajdującej się w danej części ciała. Ciśnienie tętnicze w pewnem miejscu arteryi jest tem większe, im mniejsza jest odległość od serca i naod- w rót. W edług badań Mareya pomiędzy ciśnieniem tętniczem a szybkością obie­

gu krw i istnieją następujące zależności:

1. Szybkość w zrasta wraz z ciśnie-

\ niem, gdy wzrost ciśnienia pochodzi od serca.

2. Szybkość zmniejsza się w raz z ci­

śnieniem, jeżeli opadanie ciśnienia po- j chodzi od serca.

3. Szybkość zmiejsza się a ciśnienie

| w zrasta, jeżeli krążenie natrafia na prze-

j

szkodę (zwężenie naczynia, lub zapora w naczyniu krwionośnem).

4. Szybkość w zrasta a ciśnienie maleje

(3)

Nr 30 WSZECHŚW IAT 467 gdy cyrkulacya na powierzchni ciała

je st ułatw iona przez rozszerzenie się na­

czyń włoskowatych.

B adania oddechu i pulsu w stanie smutku biernego pokazują, że istnieją dwa typy objawów.

Typ pierwszy cechu ją: Zmniejszona ilość oddechów, oddech staje się p ły t­

szym od normalnego. Naczynia krw io­

nośne włoskowate są zwężone. Ciśnienie arteryalne wzrasta. Serce bije wolniej.

Puls naczyń włoskowatych zanika. Puls arteryalny słaby. K rzyw a pulsu arteryal- nego wykazuje przytem jeszcze jednę cechę charakterystyczną, różniącą ją od pulsu normalnego, brak zazębienia, jakie posiada zawsze krzyw a pulsu normal­

nego.

Wynikiem tego stanu obiegu krwi je st obniżenie tem peratury powierzchni ciała i anemia mózgu, jako wyniki skur­

czu naczyń włoskowatych. Obieg krwi je st zwolniony.

Typ drugi różni się od pierwszego ciśnieniem arteryalnem, które je st mniej­

sze aniżeli u typu pierwszego. Puls je st słabszy, a krzywa pulsu różni się bardzo mało od linii prostej. Oddech je st również jeszcze bardziej płytki, jak u typu pierwszego. Szybkość krążenia krw i musi więc i tutaj być nieznaczną.

Wszystkie otrzymane fakty wykazują zgodnie, że smutek bierny jest objawem osłabnięcia wszystkich funkcyj organiz­

mu; twierdzenie .to popiera jeszcze ana­

liza przemiany materyi, jak a zachodzi w organizmie. B adania dowodzą, że zdolność asymilowania w stanie smutku biernego długotrw ałego jest mniejsza, aniżeli w stanie normalnym.

S m u t e k a k t y w n y d ł u g o t r w a ł y . Obok smutku biernego Dumas roróżnia smutek aktywny. Różni się on od po­

przedniego tem, że podczas gdy osoba smutna biernie jest bezczynną i bezmyśl­

ną, w smutku aktyw nym ból moralny stanowi zaw artość um ysłow ą: osoba smutna aktywnie rozpacza, a rozpacz ta w yraża się nazewnątrz znaczną ruchli­

wością. Dumas uw aża smutek aktywny za superpozycyą dwu stanów—stanu

smutku biernego i stanu silnego podraż­

nienia, który pokrywają objawy smutku biernego. Słuszniej może będzie uważać, że stany silnego podrażnienia i stany upadku biernego zmieniają się wza­

jemnie.

Stan smutku biernego ma opisane już cechy; a w ię c : zwolniony oddech, po­

wolny puls, małe ciśnienie asteryalne.

Myśli bolesne zaczynają jednak powra­

cać, a oto obraz się zm ienia: Oddech staje się częstszym, krzywa pulsu jest jednak jeszcze mało widoczną, barwa tw arzy i rąk zaczyna się jednak już zmieniać. Serce bije częściej, lecz szyb­

kość przepływu krw7i nie zmieniła się jeszcze znacznie. Pobudzenie bolesne staje się jednak silniejszem. Jednocze­

śnie zmiany zaznaczone są wyrazistsze.

Twarz, ręce, nogi przyjm ują barw ę nor­

malną, puls organów staje się widocz­

nym, chociaż jest zbyt słaby, aby go można było notować, ciśnienie w arte- ryach wzrasta, puls radyalny je st silny i okazuje zazębienie charakterystyczne dla pulsu normalnego; bicie serca i od­

dech jest częstszym. W tym stanie p o ­ budzenie bolesne w yraża się nazewnątrz różnorodnemi ruchami, nie zawsze sko- ordynowanemi, lecz zato najczęściej gwałtownemi. Siła mięśni od chwili takiego pobudzenia wzrasta.

Yaschide podaje cały szereg spostrze­

żeń nad objawami smutku i radości, cennych dlatego, że sąto objawy smut­

ku i radości brane z życia. Podajemy jeden przykład smutku aktywnego.

P an i W. w kilka dni po śmierci męża jedzie odwiedzić jego grób wraz z sy­

nem, który świeżo przybył i który nie zdążył na pogrzeb. N a pięć minut przed

j

odjazdem puls bije 80 razy na minutę.

J

Po przyjeździe powozem na cmentarz pani W. w sparta na ramieniu syna idzie do grobu już w stanie lekkiego wzbu­

rzenia N ad grobem wybucha płaczem i jest bliską omdlenia, puls wynosi 160 uderzeń, po trzech minutach puls opada do 66, w pięć m inut potem wynosi on 63. Po powrocie z cmentarza pani W.

pozostaje w stanie smutnej melancholii,

nie mówiąc nic i patrząc w przestrzeń.

(4)

Od czasu do czasu tylko kilka ruchów rozpaczy i głębokie westchnienie. Zapy­

ta n a o czem myśli, o dpow iada: „ O mej boleści, o nim, którego już niem a“. Va- schide badał puls w ciągu dwu godzin.

Oto cyfry :

0

godzinie Ilo ść uderzeń

10 80

10 m. 15 160

10 18 66

10 21 63

10 W 30 62

11 60

11 m. 15 66

12 66

Yaschide nie mógł zbadać ani charak­

teru pulsu, ani ciśnienia krwi, można się jednak łatw o domyśleć, że będą one odpowiadały wynikom otrzym anym przez Dumasa.

Pomimo wybuchów peryodycznych, podczas których działalność organizmu je st jakby wzmożona, smutek aktyw ny je st także objawem obniżenia działalno­

ści organizmu. Ogólny bilans przemiany m ateryi pokazuje znów, że funkcye ży­

ciowe obniżyły się znacznie. Skąd więc ta k a ruchliwość w stanie pobudzenia?

Odpowiedź na to pytanie da fak t następujący, znany z fizyologii systemu nerwowego. Zależnie od stanu systemu nerwowego pobudzenia znużonego nerwu przejaw iają się bądź jako obniżenie po­

budliwości, bądź jako silne jej wzmoże­

nie. Należy przypuszczać, że dw a tym rodzajom działalności układu nerw ow e­

go odpowiadają dwa rodzaje smutku.

Smutek aktyw ny jestto forma w yczer­

pania systemu nerwowego, gdy ten reaguje w sposób gw ałtowny, smutek bierny to forma znużenia, objawiającego się zmniejszeniem pobudliwości. Jasnem jest, że ta pierwsza form a reakcyi je st szkodliwsza dla systemu nerwowego, gdyż wówczas pomimo osłabienia w yko­

nyw a on pracę. D latego też zwykle smutek aktyw ny ustępuje, przem ieniając się w smutek bierny, a następnie dopie­

ro pow raca stan normalny.

(DN)

W. Heinrich.

CELE I W Y N IK I NAJNOW SZYCH BADAŃ W D ZIED ZIN IE TRZĘSIEŃ

ZIEMI.

(C ią g dalszy).

Przechodzimy tera z^ d o drugiej kate- goryi przyrządów, znanych pod nazwą w ahadeł poziomych, które wszakże dla odróżnienia od poprzednich nazwiemy wahadłami lekkiemi, ponieważ nazwa poziomych i tam tym przysługiwać może.

Różnią się one od poprzednich tem, że nić, służąca do podtrzymywania, zastą­

piona je st przez stałe ramię. Otrzyma­

my w ten sposób trójkąt (fig. 2), którego dwa wierzchołki (a, b), prawie pionowo

nad sobą w odpowiedni sposób są pod­

trzym ywane, trzeci zaś wierzchołek (c) nosi na sobie mały ciężar. Okres w a­

hań takiego w ahadła jest tem dłuższy, im mniejszy jest k ą t (w), jak i tw orzy oś podparcia (ab) z pionem.

Takie w ahadła praw ie wcale nie rea­

gują na ruchy nieregularne i chaotyczne, natom iast nader łatw o zostają wprowa­

dzone w ruch przez falowanie współ­

mierne z wahaniam i przyrządu. W ten sposób je st rzeczą zrozumiałą, że dają one o wiele mniej dokładne obrazy trzę­

sień ziemi miejscowych lub też bliskich, aniżeli trzęsień odległych. Tak, naprzy- kład, trzęsienia ziemi, które m iały miej­

sce w Galicyi i na W ęgrzech, o wiele

mniej dokładnie i w yraźnie zostały za­

(5)

N r 30 469 pisane przez przyrządy, ustaw ione we

Lwowie, aniżeli te, które miały epicen­

trum w Japonii lub Ameryce.

D latego zazwyczaj nastraja się w a­

hadła, t. j. daje się im różne okresy w a­

hań (najlepiej 4, 7, 10 sekund), aby otrzymać obrazy, odtwarzające jaknaj- więcej rodzajów fal. Zapisywaiiie ru­

chów w ahadeł odbywa się naturalnie na drodze fotograficznej, gdy przy w aha­

dłach ciężarowych jeszcze przeważnie w użyciu je st notowanie mechaniczne.

Nawiasem jeszcze zauważymy, że w a­

hadło lekkie je st zarazem jednym z naj­

czulszych przyrządów do mierzenia po­

chyleń, pozwalając z łatw ością określać różnice wynoszące 0,01".

Przejdźmy teraz do obrazów, otrzymy­

wanych zapomocą takiego wahadła. Mo­

żemy tu rozróżnić trzy zasadnicze typy.

wielkie znaczenie w przyrodzie pozna­

liśmy, mówiąc o tworzeniu się gór.

Trudność badań tego rodzaju tkw i w tem, że nie możemy wyosobnić zmian grawitacyjnych, termicznych i zmian na­

chylenia, które w ystępują zawsze w po­

łączeniu.

Druga klasa diagramów składa się z mniej lub więcej prawidłowych w a­

hań, trw ających całe godziny, a nawet dni. Nie występują one nigdy nagle, lecz rozw ijają się stopniowo do maxi- mum, poczem analogicznie zanikają. P u ­ chy te nazywamy niepokojem wahadła lub niepokojem mikroseismicznym, gdy w ahania są nieregularne, i pulsacyami gdy są regularne.

Niepokój mikroseismiczny jest z pew­

nością pochodzenia atmosferycznego; czy również i pulsacye, tego jeszcze nie wie-

Fig. 3.

Do pierwszego należą powolne zmiany nachylenia, pochodzenia przeważnie ko­

smicznego. W ahadło zmienia peryodycz- nie swoje położenie, ale nie wykonywa żadnych wahań. N a fotogramie otrzy­

mujemy krzyw ą seismoidalną o bardzo małej krzywiźnie tej samej wszędzie grubości. W tym kierunku notowania w ahadeł bardzo mało jeszcze były bada­

ne. Stwierdzono dotychczas okres dzien­

ny, zależny od promieniowania ciepła słonecznego, skutkiem którego półkula ziemi zwrócona ku słońcu rozszerza się i elipsoidalnie wygina, oraz okres zależ­

ny od ruchu księżyca. Pozatem należy zauważyć, że na powierzchni ziemi za­

chodzą nieustannie powolne zmiany kie­

runku pionu, powodowane przez siły, które powoli, lecz bez przerwy, prze­

kształcają powierzchnię ziemi i których

j

my napewno, choć jestto bardzo prawdo- podobnem. Załączona rycina (fig. 3) przed­

staw ia fotogram, który wyobraża dosyć znaczny niepokój wahadła. Zauważymy odrazu, że oddaje ona drgania elastyczne, które wykonywa powierzchnia ziemi, gdy w pewnej odległości od miejsca obserwacyi zachodzą znaczne zmiany stanu barometru. Tak naprzykład, niskie minima ciągnące ulicami I I i III, we­

dług oznaczeń van Bebbera, powodują we Lwowie zawsze niepokój wahadła, którego wielkość odpowiada głębokości depresyi. Niepokój jest więc zjawiskiem lokalnem, które niekiedy może występo­

w ać na znacznych obszarach, ale nigdy

na całej ziemi. Różni się on tem od

burz magnetycznych, które zachodzą na

całej ziemi i w magnetografacli dają

podobne obrazy.

(6)

470 W SZECH ŚW IA T

Podobnie, ja k mało reagują lekkie w a­

hadła na trzęsienia lokalne, ta k i w iatr lokalny pozostaje na nie praw ie bez wpływu. N aw et podczas silnych burz, które w yryw ały drzewa z korzeniami, seismogramy lwowskie w ykazyw ały ty l­

ko małe deformacye krzywej obrazu, natom iast depresye, leżące nad Skandy­

nawią, dają wspaniałe rysunki.

Na tem polega wielkie znaczenie wahadła poziomego dla prognozy me­

teorologicznej, gdyż poucza nas ono 0 momentalnym rozkładzie ciśnień na wielkich obszarach.

O wiele większem jest znaczenie tego przyrządu dla seismologii. W spomnieli­

śmy na początku, że w skorupie ziemskiej zawsze istnieją napięcia, przez których w yładowanie następują trzęsienia ziemi.

Bardzo być może, że zjawiska pow odu­

jące niepokój wahadła, przyczyniają się do owych wyładowań. Niechaj na po­

parcie tego przypuszczenia posłuży spo­

strzeżenie zrobione przez Belara. W aha­

dło jego wykazywało często specyalny niepokój, który poprzedzał silniejsze w strząśnienia miejscowe. „Takie w stęp­

ne ruchy drgające—pow iada B elar—na tutejszej stacyi były dwa razy obserwo­

wane nieprzerwanie przez kilka godzin, ą, po nich następowało oczekiwane trzę­

sienie ziemi, jako zjawisko uczuwane przez ludzi“. Przypom ina to podobne spostrzeżenie Bertelliego, który zauw a­

żył, że silne trzęsienia ziemi prawie zawsze są poprzedzane przez burze mi- Iroseismiczne. Stwierdza to i Milne 1 przytacza trzęsienie ziemi w San Eemo (6 grudnia 1874), przed którem term o ­ m etr Eossiego był w yraźnie niespokojny.

Także w Liworno, M orencyi i Bolonii niepokój ten obserwowano.

Wspomnieliśmy poprzednio o burzach magnetycznych, jako zjaw iskach po­

wszechnych; ale zauw ażono i takie za­

burzenia igły magnetycznej, które mają charakter czysto lokalny i w ystępują jednocześnie z niepokojem w ahadła. Moż­

na sobie wyobrazić pewne w arunki, w których igła m agnetyczna otrzymuje własności w ahadła poziomego. Nie za­

stanaw iając się w tem miejscu nad owe-

j

mi warunkami, możemy zaburzenia lo ­ kalne igły magnetycznej przytoczyć ja ­ ko dowód związku, zachodzącego między trzęsieniami ziemi a niepokojem w aha­

dła, za które w pewnych razach służy igła magnetyczna. Yamasaki powiada w swej rozprawie o japońskiem trzęsie­

niu ziemi z 31 sierpnia 1896 r. co nastę­

puje : „Jest zjawiskiem nader ciekawem, że przed trzęsieniem ziemi ma miejsce zaburzenie magnetyczne; zjawisko to w ostatnich latach przy silnych wstrzą- śnieniacli zawsze mogło być stwierdzo­

ne". W krótce po północy d. 29 sierpnia 1896 r. miało miejsce zaburzenie magne­

tyczne n a stacyach Sendai, Tokio i Na- goya, które trw ało do godziny 10 w ie­

czór następnego dnia. Było ono najsil­

niejsze na 33 godziny przed trzęsieniem ziemi.

Istnienie zależności pomiędzy stanem atmosfery a trzęsieniem ziemi w ynika też z badań Tomassena nad trzęsieniami ziemi w Norwegii. Dochodzi on do wniosku, że rozkład ciśnienia i trzęsienia ziemi są ze sobą w ścisłym związku i że wyładowanie napięć w skorupie ziem­

skiej może następować pod wpływem od­

powiedniego rozkładu ciśnień w znacz­

nych naw et odległościach.

Zresztą wiele innych zjawisk zagad-

| kowych obecnie znajduje całkowite w y­

jaśnienie w niepokoju powierzchni ziemi.

Aby dać przykład, znajdujemy w „Hi- storyi ziem i“ Neumayera doniesienie Darwina, w którem je st powiedziane, że w niektórych okolicach Ameryki połud­

niowej trzęsienia ziemi uważane są za } pożądane zw iastuny deszczu, albowiem naw et silne wstrząśnienia nie są w sta ­ nie wyrządzić wielkiej szkody w lekkich trzcinowych szałasach mieszkańców, gdy : brak deszczu pociąga za sobą głód. W y­

żej podana teorya objaśnia zupełnie związek trzęsienia ziemi z deszczem.

Oczywiście bowiem susza może tylko w tedy trw ać przez czas długi, gdy ci­

śnienie pow ietrza je st wysokie i niere­

gularnie rozmieszczone, a różnice sta ­

nów barometrycznych nieznaczne. Gdy

zaś mają się rozpocząć deszcze dłużej

trw ające, musi przynajmniej w blizkości

(7)

N r 30 WSZECHŚWIAT 471 przejść depresya barometryczna. Taka

depresya już w odległości powoduje nie­

pokój powierzchni, a w krajach boga­

tych w trzęsienia ziemi jest zawsze do­

syć napięć, do których wyładowania ów niepokój przyczyniać się może.

(D S )

Prof. W. Laska.

0 . CHWOLSON.

P E R P E T U U M MOBILE.

Termodynamika, szeroko pojęta, jest nauką o energii i jej własnościach, chociaż sama nazw a „termodynadynamika", nie odpowiadając tak ogólnemu określeniu, w yraża jakgdyby pewne ograniczenie, pew ną specyalizacyą ogólnego pytania w stosunku do jednej z postaci energii, a mianowicie do energii cieplnej. Lecz.

naukę określa nie nazwa, ale jej treść wewnętrzna i to nam pozwala bez zarzu­

tu nieścisłości rozpatryw ać termodyna­

mikę, jako naukę o energii.

Oo do różnorodności zastosowań i głę­

bokości zasadniczych punktów wyjścia, termodynamika obecna przedstawia jeden z najważniejszych i najbardziej interesu­

jących działów fizyki. W olna zupełnie od hypotez, buduje ona swój gmach wspaniały na dwu bezwzględnie praw ­ dziwych, chociaż empirycznie zdobytych,

„podstaw ach11, znanych w nauce pod nazw ą „pierwszej" i „drugiej“ zasady.

K ażdą z tych zasad formułować można w sposób bardzo rozmaity, zależnie od tego, ja k się pojmuje zadanie tarmody- n a miki i stosunki jej do poszczególnych działów wiedzy.

Zwróćmy się przedewszystkiem do

„pierwszej“ zasady i rozpatrzmy nastę­

pujące trzy praw dy:

1. Zasada „zachowania energii1': ener­

gia nie tw orzy się i nie ginie. Prze­

kształcać się może z jednej postaci w drugą; zużywa się, gdy układ wyko­

nyw a pracę, ale jako rezultat tej ostat­

niej znów ukazuje się w ilości, dokładnie

zrównoważonej z tą, która była stracona pierwotnie.

2. Zasada rów noważności: ciepło jest równoważne pracy.

3. Perpetuum mobile jest niemożebne : niepodobna wymyślić takiego szeregu manipulacyj z jednym lub wielu przyrzą­

dami, których rezultatem byłoby otrzy­

manie pracy „z niczego", t. j. bez zuży­

cia energii. Dla odróżnienia od perpe­

tuum mobile rzędu drugiego, o którem będzie mowa w następstwie, nazwijmy przyrząd ten lub kombinacyą takich przyrządów, dostarczających pracę bez zużycia energii—perpetuum mobile rzędu pierwszego.

Te trzy prawdy, któreśmy wyżej przy­

toczyli, są tak ściśle z sobą związane, że każdą z nich przyjąć można jako wyraz pierwszej zasady termodynamiki.

Zazwyczaj posługujemy się zasadą rów­

noważności, jako najprostszem sformuło­

waniem tej zasady. Lecz przecież sama zasada równoważności je st tylko wnio­

skiem, popierwsze, samego określenia wyrazu „energia", dalej—zasady zacho­

wania energii i, wreszcie, zaliczenia cie­

pła do szeregu różnych postaci energii.

Perpetuum mobile jest niemożebne, albowiem rezultatem pracy być musi jakakolw iek forma energii, która nie może być z niczego stworzona. Rzecz więc jasna, że powyższe trzy prawdy są jaknajściślej między sobą związane. Trze­

cia z pośród nich pow stała najwcześniej;

w ybitni myśliciele poczytywali ją już oddawna, jako a priori oczywistą.

Nie oddalając się więc zbytnio od praw dy możemy w tej trzeciej postaci wyrazić pierwszą zasadę termodynamiki, jako nauki o energii.

Pierw sza zasad a: Perpetuum mobile rzędu pierwszego jest niemożliwe.

Pow staje ciekawe p y ta n ie : dlaczego praw da ta już oddawna w ydaw ała się oczywistą, przyjmowana była przez wielu instynktownie, jako aksyomat, na któ­

rym opierać można dowodzenia prawd innych? Pytanie to pozostaje w ścisłym związku z in nem : dlaczego znajdowali się i znajdują ludzie, którzy dążą bez­

ustannie do zbudowania perpetuum mo­

(8)

bile; którzy poświęcają w szystko—środki, zdrowie, spokój, rodzinę w pogoni za marą, niedościgłą, nieuchwytną, zawsze od nich uchodzącą? Dlaczegóż oni, mi­

mo tylu rozczarowań i goryczy, zawsze pełni świeżych nadziei przystępują do nowych prób? Dlaczego osiągnięcie w y­

śnionego celu, rozw iązanie wielkiego problem atu jest im droższe ponad w szyst­

kie rozkosze i cudy tej ziemi? dlaczego marzą o sławie nieśmiertelnej i skar­

bach nieprzebranych, o spływ ających ze wszech stron milionach? dlaczego, umie­

rając w pogardzie i nędzy, opłakują nie swoje bezużytecznie stracone życie, nie zmarnowane szczęście drogich im osób, lecz to, że rozwiązanie zadania, które w ydawało im się tak możebnem i bli- skiem, niedościgle usuwało się w ciąż z ich rąk; że oto nadchodzi śmierci godzina w chwili, gdy im już ostatecznie odkryła się droga, bezw ątpienia prow adząca do bajecznie wspaniałego celu; w którego obrazie fantastycznym lubuje się mózg schorowany, tw orząc po raz ostatni przed sobą cudne perspektyw y nieziemskich rozkoszy?

Dla jednych niepodobieństwo dojścia do celu je st tu aksyomatem; drudzy dążą ku niemu wszystkiemi siłami ciała i duszy. Związek najzupełniej zrozumiały!

Ci drudzy czują, że dojście do celu doprowadzi ich do szczęścia nieziem­

skiego, a pierwsi pojmują, że szczęścia nieziemskiego nie może być tu na ziemi.

Gdyby udało się zbudować jedno per- petuum mobile, to można byłoby skon­

struow ać ich miliony, w szystkie one dostarczałyby nieustannie i bez w yczer­

pania pracę, darmo szłyby wszystkie fabryki, darmo byłoby w szystko to, z czego ludzkość korzysta i za cenne uważa, Zapanow ałby w tedy raj, mieli­

byśmy now y wiek złoty, tylko prze­

niesiony na nowy grunt, zmieniony stosownie do w ym agań kultury współ­

czesnej.

Nie taki wiek złoty, o jakim marzyli starożytni, jako o ideale, gdy bez zm ar­

tw ień i smutku przebiegało życie, gdy bogowie zstępowali do ludzi, a ludzie

wznosili się do wyżyn Olimpu. F anta- zya D antego zdolna byłaby nakreślić obraz tego nowego wieku złotego, k tó ­ ryby nastąpił, gdyby „pierwsza zasada"

przestała być słuszną, gdyby można było zbudować perpetuum mobile rzędu pierw ­ szego i z niczego otrzymywać pracę.

W skazać ludzkości drogę do tego nowe­

go raju—oto zadanie, które zgubiło i nie przestaje gubić wszystkich, próbujących je rozwiązywać. W ybitni myśliciele już oddawna w rzeczywistem świetle przed­

staw iali sobie ten raj, ten wiek złoty i zrozumieli, że jego niema i nie może być, że niedościgłemi są krańce dróg, po których stąpają niezmordowani po­

szukiwacze raju na ziemi.

Jednakowoż rodzi się pytanie, z pozoru bardzo proste, a w rzeczywistości jedno z najtrudniejszych pytań, nad któremi pracow ali wielcy myśliciele. Mianowicie pracy nie można otrzymywać z niczego;

jestto fakt, któremu nie wolno i nie j można zaprzeczyć. Lecz czyż jedynym, I nieodwołalnym warunkiem nastąpienia

nowego wieku złotego ma być koniecz­

nie to, aby pracę otrzymywać z niczego?

Czyż w tem właśnie kryje się istotna treść rzeczy. Rzecz oczywista, że nie.

N owy wiek złoty nastąpi wtedy, gdy nauczymy się otrzymywać pracę „dar­

mo “, a ponieważ wiemy, że pracę zdo­

bywa się tylko na rzecz zasobu jakiej- bądź formy energii, więc całe zadanie sprowadza się do wyszukania zasobów tej niecennej, bezpłatnej, jeżeli się tak można wyrazić, energii. Jeżeli na ziemi znajdują się zapasy takiej nic niekosztu- jącej energii, to—takby się przynajmniej zdawało—powinien nastąpić na ziemi nowy wiek złoty, powinno, chociaż na odmiennej zupełnie drodze, urzeczywist­

nić się marzenie nieszczęśliwych ofiar nierozwiązanej zagadki zbudowania per­

petuum mobile rzędu pierwszego.

A więc poszukajmy na ziemi tych za­

sobów energii, którejby wszędzie było do woli, którąby można „darmo" otrzymy­

wać. Jeżeli się okaże, że z zasobów

tych można korzystać, że zaprządz je

można do wykonywania pracy, to nowy

wiek złoty na ziemi przejdzie z krainy

(9)

N r 30 W SZECHŚW IAT 473 ułud w sferę realnej rzeczywistości.

Przedewszystkiem jednak zastanówmy się, co oznacza w yraz niecenny lub bez­

płatny. Bezpłatnem je st to, czego cena jest zero. Lecz wiadomo, że cena czego­

kolwiek zależy od pokupu i podaży. Im większa jest podaż wobec danego poku­

pu, lub im mniejszy je st pokup wobec danej podaży, tem niższą jest cena.

Rzecz jasna, że cena tylko w tedy może się równać zeru, gdy albo pokup jest zerem, albo też podaż nieskończenie wiele razy przewyższa pokup. Dobrym przy­

kładem je st tu powietrze. Pokup na nie jest bezwątpienia; ono jest nam wszyst­

kim potrzebne i to w takiej mierze, że w ostateczności zapłacilibyśmy za nie wszelką cenę. Lecz podaż przewyższa tu nieskończenie pokup; powietrza wszę­

dzie i zawsze znajdujemy poddostatkiem i oddychamy „ darmo Wodę natom iast już nie zawsze i nie wszędzie znaleźć można, zwłaszcza słodką; naw et dość rzadko znajduje się ona tam, gdzie jej p o trzeb a: podaż nie przewyższa tu nie­

skończenie pokupu i dlatego cena wody wogóle jest różną od zera.

Zwróćmy się do tych zasobów energii, które spotykamy na ziemi.

W ęgiel kamienny, drzewo, nafta sku­

piają w sobie całe zapasy energii che­

micznej. Cena tu nie równa się jedna­

kowoż zeru, gdyż pokupowi miejscami z trudnością tylko dorównywa podaż.

Prócz tego sam proces dobywania nife jest bynajmniej bezpłatny.

P rądy rzeczne, wodospady, fale mor­

skie, przypływy i odpływy stanowią potężne zasoby energii, mianowicie ener­

gii dynamicznej. Lecz te zasoby tylko na pierwszy rzut są bezpłatne. Ju ż ta jedna okoliczność, że ich siedliska znaj­

dują się nie wszędzie, że w okolicach śródlądowych ześrodkowują się one w nie­

wielu względnie miejscach, wskazuje, że w danym przypadku podaż jest zgoła nieznaczna w stosunku do pokupu.

Energia w iatru zdaje się być bezpłatną;

lecz jej zmienność, jej brak zupełny w p&wnych miejscach, a także porach roku, nieodwołalnie przeszkadza jej być źródłem nowego wieku złotego, wyma­

gającego nieograniczonych zasobów ener­

gii bezpłatnej, któreby zawsze i wszędzie były do usług ludzkości i pokrywały każdy pokup, bez względu na jego wiel­

kość. O energii promieni słonecznych powiedzieć się daje prawie to samo, co i o energii wiatru. Promieniowanie sło­

neczne ustaje w nocy, zostaje przeryw a­

ne przez lada obłoczek, a chyba tylko w okolicach równikowych nadaje się do mniej lub więcej „bezpośredniego “ w y­

tw arzania pracy.

Zdawaćby się mogło, żeśmy już w y­

czerpali wszystkie ważniejsze zasoby energii na ziemi. Lecz tak nie jest; opu­

ściliśmy najbardziej obszerne źródło ener­

gii, bezpłatne—pozornie—w ścisłem zna­

czeniu tego wyrazu. Jestto energia ciepl­

na, krócej—ciepło, znajdujące się w po­

wietrzu, w skorupie ziemskiej i wodzie, przecież zasoby są tu niewypowiedzianie olbrzymie i do tego bezustannie się odnawiają wskutek insolacyi, a mianowi­

cie przejścia energii promienistej słońca w energią cieplną. Zapasy tej energii znajdujemy wszędzie i zawsze; one ota­

czają nas ze wszystkich stron. Ciepło powietrza i skorupy ziemskiej—to, oczy­

wiście „energia bezpłatna11. Na brzegach oceanów, mórz, jezior i rzek mamy energią cieplną wody. Jakież olbi’zymie ilości pracy otrzymalibyśmy, ochładzając oceany choćby na parę tylko stopni.

A więc znalazły się owe bezpłatne zasoby energii! Dlaczego z nich nie korzystamy? Czemuż nie mają nastąpić czasy, gdy nauczymy się czerpać pełną dłonią z tych olbrzymich zapasów, które nas zawsze i wszędzie otaczają.

Przedstawm y sobie machinę, któraby pracowała kosztem ciepła powietrza, wody lub ziemi. Masy oziębione, zwłasz­

cza powietrza i wody, bezustannie odda­

lałyby się, być może, same przez się, dając miejsce nowym ze wszech stron nadbiegającym ilościom, któreby ze swej strony znowuż oddawały część energii cieplnej, im właściwej, dla wykonywania pracy. D la machiny tego rodzaju były­

by już całkowicie zbyteczne wpływy

energii „ cennej jejby w zupełności

w ystarczał zasiłek temi nieprzebranemi

(10)

W SZECIISW IA T Nr 30 zasobami energii bezpłatnej, które się

wszędzie znajdują. Pozostaw iając ua uboczu pytanie o stopniowem niszczeniu się składowych części machiny, o ko­

nieczności ich popraw y lub zamiany, powiedziećby można, że przyrząd ta k i poruszałby się wiecznie, nieustannie do­

starczając pracę, jakkolw iek pow stałą nie z „niczego11, lecz z takiej rzeczy, która dla nas wcale od tego „niczego“

się nie różni, bowiem nas interesuje nie to, czy istnieje źródło pracy, lecz to, jak a jest cena tego źródła. W tym względzie brakow i wszelkich źródeł i źró­

dłom bezpłatnym przypada rola jedna­

kowa. Przyrząd, o którym mówiliśmy, bezw ątpienia stw orzyłby dla nas nowy wiek złoty; nazwijmy go perpetuum mo­

bile rzędu drugiego.

Bezpłatne, niewyczerpane zasoby ener­

gii nas bezw ątpienia otaczają wszędzie i zawsze; dlaczegóż więc nie zbudujemy takiego przyrządu w milionach egzem­

plarzy? Co nam przeszkadza przenieść nowy wiek złoty z krainy snów i m a­

rzeń w sferę rzeczywistości.

Zwróćmy się do drugiej zasady term o­

dynamiki, którą zarówno formułować można w sposób nader rozmaity. Ju ż w końcu drugiego dziesięciolecia wieku ubiegłego Sadi Carnot zauważył, że zamiana ciepła na pracę podlega pewne­

mu ważnemu ograniczeniu. W machinie parowej być musi koniecznie kocieł g o ­ rący i jednocześnie oziębiacz pary, k tó ­ rego funkcyą spełniać może powietrze zewnętrzne lub specyalna chłodnica.

Gdyby tem peratura chłodnicy nie była niższa od tem peratury kotła, motor pa­

row y nie mógłby działać. P a ra przeno­

sić musi ciepło ze źródła do chłodnicy.

U ważając cń p ło za sui generis substan- cyą niepodzielną, Carnot sądził, że ciepło

„w całości11 przenosi się [ze źródła do chłodnicy, t. j. od ciała wyższej do ciała niższej temperatury; to przejście, ten spad tem peratur jest, w edług Carnota, warunkiem otrzym ywania pracy.

Podobnie ja k strumień, przeznaczony do pędzenia motoru wodnego, może dać pracę, tylko spadając z wyższego pozio­

mu na niziny, ta k też i ciepło, w edług

Carnota, może zmieniać się na pracę w tedy jedynie, gdy tem peratura „spada"

z wyższej do niższej, ciało zaś nie podlega, podobnie ja k i w przypadku pierwszym, zmianie ilościowej. A więc źródłem pracy jest spadek tem peratur,

„chute de la chaleur", w edług słów Carnota.

Clausius i W. Thompson (obecnie lord Kelwin) jednocześnie prawie (1850 r.) zmienili nieco myśl Carnota, rozszerzyli ją i dali jej postać, zgodną z dzisiejszemi poglądam i na ciepło. Sposób Clausiusa formułowania drugiej zasady, można w y­

jaśnić ja k następuje: Nazwijmy przej­

ście ciepła z jednego ciała do drugiego, zmianę ciepła na pracę, a także otrzy­

mywanie ciepła, jako rezultatu pracy—

ogólnem mianem „przekształcenia". Oka­

zuje się, że wrszystkie przekształcenia rozpadają się na dwie grupy, którym można nadać miano „dodatnich" i „od- jemnych", lub, lepiej, „naturalnych"

i „sztucznych". Aby wykazać różnicę między tem i grupami przekształceń, przy­

puśćmy, że w pewnym układzie ciał zaszły zmiany lub, jak to zwykle mówią, pewne określone procesy. Przekształce­

nie „naturalne" posiada tę własność, że może być jedynym rezultatem jakichbądź procesów. N atom iast w przekształceniu

„sztucznem" w żadnych warunkach nie może to mieć miejsca; jeżeli zaś ono zaszło, jako rezultat określonych proce­

sów w układzie, to jednocześnie z nim pojawić się musi inne przekształcenie i to koniecznie z szeregu „naturalnych".

Mówiąc prościej: przekształcenie n atu ­ ralne może mieć miejsce osobno, - może pojawić się samo jedno; „sztucznym" zaś przekształceniom nieodwołalnie tow arzy­

szyć muszą przekształcenia „naturalne".

Do rzędu tych ostatnich n a le ż ą : 1) przejście ciepła z ciał gorętszych do zimniejszych, 2) strata pracy dla otrzy­

mania ciepła. Przekształceniam i sztucz- nemi s ą : 1) przejście ciepła z ciał o niższej do ciał o wyższej temperaturze, 2) strata ciepła dla otrzymania pracy.

J e s t rzeczą oczywistą, że przytoczone

powyżej dwa przekształcenia sztuczne

rzeczywiście mogą występować i bez­

(11)

Nr 30 W SZECHSW IAT 475 ustannie występują, jako jedyne rezul­

ta ty jakichbądź procesów fizycznych:

przejście ciepła od ciał gorętszych, do zimniejszych obserwujemy na każdym niemal kroku; pojawianie się ciepła, jako rezultat pracy zużytej, dostrzegamy za każdem uderzeniem, tarciem, w zjawi­

skach elektrycznych i t. d.

Co dotyczę przejścia (lub przekształce­

nia sztucznego) ciepła od ciał o niższej do ciał o wyższej temperaturze i zamia­

ny ciepła na pracę, to, ja k to było w y ­ żej powiedziane, druga zasada nas uczy, że ani jedno z tych dwu przekształceń w żadnych w arunkach nie może być jedynym rezultatem jakiejś kombinacyi różnorodnych procesów7 fizycznych; tym dwum przekształceniom nieodwołalnie towarzyszyć zawsze musi jedno z „natu­

ralny ch“ przekształceń. A więc otrzy­

mywanie pracy kosztem ciepła możliwem jest tylko wtenczas, gdy jednocześnie otrzymuje się ciepło, jako rezultat wy­

konanej pracy, lub gdy zachodzi jedno­

cześnie przejście ciepła z ciał gorętszych do zimniejszych. Lecz tracić ciepło dla otrzymania pracy z jeJnoczesnem zuży­

ciem pracy dla otrzym ania tego ciepła jest oczywiście bezcelowe, gdyż połącze­

nie tych dwu przekształceń, wzajemnie jakby się niweczących je st zerem.

Z wszystkiego tego wypływa następu­

jący nader ważny w niosek: ciepło tylko w tedy może być zużyte dla otrzymania pracy, gdy jednocześnie zachodzi przej­

ście ciepła z ciała o Avyższej do ciała o niższej tomperaturze.

Z tej prawdy przedewszystkiem w yni­

ka, że zamiana ciepła na pracę możliwa jest tylko wtenczas, gdy posiadamy dwa ciała o różnych temperaturach. N azw ij­

my pierwsze ciało ogrzewaczem, drugie—

zimniejsze—chłodnicą. Ciepła, w ydatko­

wanego na pracę, udziela ogrzewacz, tak że cały przebieg przybiera ostatecz­

nie tak ą p o s ta ć : ogrzewacz dostarcza pewnej ilości ciepła Q; stąd pewna część q zostaje zużyta na otrzymanie pracy, a pozostałość, Q—q, przechodzi z ogrze­

wacza do chłodnicy. Można ściśle do­

wieść, że im większa je st różnica tem ­ peratur ogrzewacza i chłodnicy, tem

znaczniejsza jest pożytecznie zużyta

j

część q z całości wydatkowanego ciepła Q. Będąc w posiadaniu dwu ciał o tem ­ peraturach prawie jednakowych, otrzy- i malibyśmy tylko nader znikomą pracę

„użyteczną", gdybyśmy chcieli korzystać z ciepła ciała gorętszego dla otrzymania pracy. Jeżeli w naszem posiadaniu są dwa ciała o jednakowej temperaturze, to otrzymywanie pracy kosztem jednego z nich jest zgoła niemożliwem. „Chute de la chaleur11 wielkiego Carnota jest niezbędnym warunkiem otrzymywania pracy; omylił się on tylko, sądząc, że

„całkow ita14 ilość ciepła Q, pobrana od ciała gorętszego, przechodzi do ciał zimniejszych. W rzeczywistości zamie­

nia się tylko część Q—q, a pozostała część rozprasza się, t. j. ginie, jako ciepło, i przekształca się w inne postaci energii.

Powróćmy teraz do naszego perpetuum mobile rzędu drugiego, do przyrządu, który nieustannie pracuje kosztem tych nieprzebranych zasobów energii cieplnej, które kryją w swem łonie powietrze, woda i ziemia. Czy urzeczywistnienie takiego przyrządu jest kiedykolwiek mo­

żliwe? To, cośmy wyżej przytoczyli, uczy niezbicie, że zadanie to jest zgóry niemożebnem. Energia cieplna powietrza, wody lub skorupy ziemskiej tylko wtedy służyćby mogła jako źródło pracy, gdy­

byśmy posiadali odpowiednią „chłodnicę11, do której bezustannie mogłaby przecho­

dzić część tego ciepła, któregoby dostar­

czały „ogrzewacze11; prócz tego różnica tem peratur ogrzewacza i chłodnicy po­

winna być możliwie wielką. Średnie tem peratury niższych stref powietrza i wyższych w arstw wody i lądu są w przybliżeniu jednakowe i nie posiada­

my pod ręką tej chłodnicy, bez której udziału ciepło ogrzewacza w żaden spo­

sób nie może być użytecznie przekształ­

cone.

Możemy więc, nie oddalając się zbyt­

nio od ścisłości, sformułować drugą za­

sadę w sposób następu jący :

Druga zasada : Perpetuum mobile rzę­

du drugiego jest niemożliwe.

A więc obiedwie zasady termodynami­

(12)

ki uczą nas, że niepodobna zbudować zarówno perpetuum mobile rzędu pierw ­ szego, jako też perpetuum mobile rzędu drugiego.

I jedno i drugie stworzyłoby nowy w iek złoty na ziemi, którego w spaniałe­

go obrazu zapewne nikt jeszcze nie zdołał obmyśleć we w szystkich szczegó­

łach. Łącząc obiedwie zasady, mamy prawo pow iedzieć: dwie zasady term o­

dynamiki uczą, że now y wiek złoty jest niemożliwy.

Tak być musi i dobrze, że ta k jest na ziemi.

Tłum. Wł. Gor.

A K A D E M IA U M IE JĘ T N O Ś C I W K R A K O W IE .

W Y D Z IA Ł M A TE M A TY C ZN O - PR Z Y R O D N IC Z Y . Posiedzenie, z d. 7 lipca 1902 r.

P rzew odniczący d y re k to r E. Godlewski.

P o s i e d z e n i e n a u k o w e .

1. Członek K ostanecki przed staw ia swoję p r a c ę : „Sztuczne zapłodnienie i sztuczny p arto g en ety czn y podział ja je k ślim aka Mac- t r a “.

A u to r podczas p o b y tu na stacyi zoologicz­

nej w N eapolu ro b ił dośw iadczenia nad sztucznem zapłodnieniem u M actry. N astęp ­ nie stara ł się pobudzić ja jk a niezapłodnione do podziału przez um ieszczenie ich w w odzie m orskiej, k tó re j k o n cen tracy ą zw iększał przez dodanie s o l i : chlorku w apnia, chlorku sodu i chlorku potasu, lub też odgotow anej zgęsz- czonej w ody m orskiej. Zależnie od koncen- tra c y i i od długości czasu, ja k i ja jk a w ty c h cieczach pozostaw ały, następ o w ał w w ielu dośw iadczeniach p o d ział ja je k i to albo bez­

pośredni, albo też po poprzedniem w ydzie­

len iu je d n eg o lub dw u ciałek kierunkow ych.

2. Tenże referu je o p racy p. E . G odlew ­ skiego (jun.) p. t. „ R eg e n e ra c ja tu b u la ry i“.

A u to r p odaje re z u lta ty dośw iadczeń sw oich nad regeneracyą tu b u la ry i po podłużnem ro z­

cięciu pnia. B adanie w ykazało, że sposób w ytw orzenia jam y ciała w takim rozciętym p n iu zależy od ilości substancyi, k tó ra pozo­

sta ła po operacyi. P o opisie różnorodnych m etod w ytw arzan ia się jam y ciała, a u to r p o ­ daje re z u lta ty sw ych spostrzeżeń n ad re g e ­ neracyą głów ki. P roces te n nie p odlega p ra ­ w idłom spraw dzonym podczas reg en eracy i odcinków otrzym anych przez poprzeczne ro z­

cinanie pnia. G łów ka p ow stać może nietylko

w yłącznie przy pow ierzchni rany, ale także przed zwężonem miejscem, mimo źe ciągłość nie została przerw ana.

3. Tenże referuje o pracy p. A. B ochen­

k a : „K ilka now ych szczegółów do budow y przysadki mózgowej u płazów “.

B adając przysadkę m ózgową płazów, au to r w ykazał w niej now ą drogę nerw ow ą. D ro ­ ga ta rozpoczyna się w dolnej części infun- dibulum i kończy się w przednim odcinku przysadki, w t. zw. „glandula infundibuli“.

O płazów ogoniastych „glandula infundibuli11 utw orzona je st praw ie w yłącznie z gęstego splotu w łókien nerw ow ych tej drogi. U p ła­

zów bezogoniastych w chodzą w skład „glan­

dula infundibuli“ dw a o d c in k i: przedni, an a­

logiczny zupełnie z „glandula infundibuli“

płazów ogoniastych, i tylny, którego u p ła­

zów ogoniastych nie napotykam y. W tym tylnym odcinku „glandulae infundibuli“ koń­

czy się część w łókien opisanej powyżej drogi nerw ow ej, głów na jed n ak ilość jej włókien zdąża do odcinka przedniego. W ykazanie drogi nerw ow ej przem aw ia na korzyść zda­

nia, w yrażonego przez B rehego, że w „glan­

dula in fundibuli11 mam y do czynienia z zani­

kającym organem zmysłowym.

4. Tenże referuje o pracy p. M. Jaw orow ­ skiego : „A ppparato reticolare Golgiego w k o ­ m órkach zwojów m iędzykręgow ych niższych kręgow ców 11.

B adając kom órki zw ojów m iędzykręgow ych p ta k ó w i płazów, a u to r w ykazał w nich is t­

nienie „apparato re tico lare11 G olgiego, k tó re znane było dotychczas jed y n ie u zw ierząt ssących.

„A pparato re tic o la re 11 składa się z nitek, tw orzących g ęstą siateczkę. Siatkę tę w yka­

zać można dokładnie zapom ocą m etody G ol­

giego, polegającej n a im pregnow aniu kom ó­

re k solam i srebrow em i. W kom órkach p ta ­ ków układa się tw ó r ten zupełnie podobnie ja k u zw ierząt ssących, natom iast nieco od­

m iennie u płazów, gdyż przystosow uje się swem ułożeniem do jąd ra, k tó re je st więcej zbliżone do obw odu kom órki.

„A pparato re tic o la re 11 u ptaków i u płazów nie pozostaje nigdzie w związku z pow ierzch­

nią kom órki,—je s t w ięc tw orem ściśle śród- kom órkow ym . R e zu ltaty badań au to ra po­

tw ierdzają więc zdanie Golgiego, a są w sprzeczności z rezultatam i H obngrena, k tó ry uważa swe „kanaliki11, w ykazane w k o ­ m órkach nerw ow ych, za tw o ry identyczne z „apparato retico lare11.

5. Członek N iem entow ski referuje pracę p. W . Syniew skiego „O budow ie sk ro b i1-.

W p racy tej a u to r okazuje, że skrobię

można rozłożyć hydrolityczm e tak , że p o ­

w staje w yłącznie dekstryna i to dekstryna

zupełnie różna od tej, ja k a się tw orzy w te ­

dy, kiedy podczas rozkładu m ączki pow staje

maltoza. D ekstrynę tę w zoru C36H 620 31 autor

nazyw a dek stry n ą graniczną II. Podczas

dalszej hydrolizy d ek stry n a ta rozkłada się

n a m altozę i inną dekstrynę ( / m altodekstry-

nę autora) o składzie C2łH t20 2i , a ta ostatnia

(13)

N r 30 W SZECHSW IAT 477 w dalszej hydrolizie rozkłada się na maltozę

i t. zw. izomaltozę h in tn era składu CuHaąO,, . Tę ostatnią isto tę chemiczną, której istnieniu zaprzecza w ielu chemików, autor otrzym ał w stanie zupełnej czystości z dekstryny g ra ­ nicznej I, w ytw orzonej z m ączki przez zcu- krzenie jej zapomocą świeżego w yciągu sło ­ dow ego w zwykłej tem peraturze.

Z w yników tych doświadczeń, oraz w yni­

ków podanych w pracy poprzedniej o mącz­

ce, au to r w yprow adza w zór stru k tu ro w y reszty amylogenowej, jako składnika skrobi.

Przez otrzym anie ze skrobi dw u nowych produktów karbinolow o-hydrolitycznych i zba­

danie ich zachow ania się wobec wyciągu słodow ego a u to r dochodzi do poznania spo­

sobu złączenia się resztek am ylogenowych podczas tw orzenia się cząsteczki skrobi, a po zbadaniu w ielkości cząsteczki dekstryny g ra ­ nicznej I a u to r dochodzi do wniosku, że cząsteczka skrobi składa się z czterech resz­

te k am ylogenow ych i że zatem w zór em pi­

ryczny teg o ciała opiew a Cj^HjeoOiso.

W końcu a u to r podaje zapatryw ania swoje na schem atyczny w zór stru k tu ro w y skrobi i n a przebieg hydrolizy tej substancyi pod wpływem scukrzającego czynnika słodu.

6. Tenże referuje o drugiej pracy p. W . Syniew skiego p. t. „O działaniu aldehydu na skrobię i o połączeniu jo d u z am ylodek- stry n ą “.

W niniejszej pracy a u to r wykazuje, że aldehyd w roztw orze skoncentrow anym działa na skrobię ziem niaczaną hydrolizująco przyczem pow staje am ylodekstryna, k tó ra następnie wchodzi w związek z aldehy­

dem. Składu tego ciała a u to r nie zdołał oznaczyć z teg o pow odu, że w stanie czystym ciała tego w ydzielić dotychczas n ie mógł.

Z analogii je d n ak ze związkiem jo d u z amy- , lodek stry n ą au to r wnosi, że na je d n ę czą­

steczkę skrobi przypada 12 cząsteczek alde­

hydu.

Związek jo d u z am ylodekstryną, ja k i się otrzym uje w postaci ciem no-niebieskiego kłaczkow atego osadu, a u to r uważa za z w ią ­ zek ściśle określony w z o ru :

[ ( C 54H 9„0 4 5 + m O ) J 3] 4 .

Z badań swoich au to r w ysnuw a też tłum a­

czenie zjaw iska zm iany barw y z jodem , jakie można zauważyć w roztw orze am ylodekstry- ny podczas hydrolizy.

7. Tenże przedstaw ia sw oję pracę w yko­

naną z p. W . B aczyńskim p t. „Studya nad brom ow aniem benzim idoazolów “.

W pracy tej chodziło głów nie o udow od­

nienie stru k tu ry daw niej w ykrytych pom arań­

czowo zabarw ionych w ytw orów połączenia brom u przez benzim idoazole, o w ykazanie, że rzeczywiście zgodnie z pierw otnem przypusz­

czeniem w istotach ty ch znajduje się brom w m iejscu podw ójnego połączenia się atom u azotu z w ęglem w pierścieniu imidoazolowym.

S praw a ta w ażną była szczególniej ze w zglę­

du n a to, że na działanie chloru użytego w postaci podchlorynu w apniow ego B am ber- ger znalazł swego czasu w zór chloroimidowy,

to znaczy wykazał, że pow stają tam wyt.wory podstaw ienia atom u w odoru grupy imidowej atomem chloru. W yczerpujące stu d y a nad pochodnem i brom owem i tw orzącem i się naj-

| lepiej w rozczynach lodow ego kw asu octo- j w ego w ykazały, że inaczej niż w działaniach I podchlorynów , w reakcyi wolnego brom u na

| benzoim idoazole zachodzą zw ykle jednocze­

śnie : podstaw ienie jed n eg o atom u w odoru

! pierścienia benzolowego przez brom i przyłą- j czenie swych atom ów brom u w pierścieniu

| imidoazolowym. Jed n ak skoro w pierścieniu benzolowym znajdują się ju ż dwa atom y bro-

j

mu, w tedy naw et w przypadkach użycia I bardzo znacznego nadm iaru brom u w rozczy-

J

nach octu lodowego dalej podstaw ianie bro- j m u się nie odbywa, a brom przyłącza się ty l­

ko w pierścieniu imidoazolowym; natom iast

j

w innych w arunkach, ja k w cieczy alkalicz­

nej, łatw o podstaw ić można w szystkie atom y

| w odoru pierścienia benzolowego przez atom y brom u. A tom y brom u przyłączone w p ier­

ścieniu imidoazolowym m ogą w cieczach w od­

nistych, alkalicznych, przez dłuższe gotow anie z benzolem i t. p. przesuw ać się w reakcyi

j

podstaw iania w pierścień benzolowy, a dają się w yjąć z pierw otnej cząsteczki isto ty po­

marańczowej przez rozczyn jo d k u potasow e­

go. Doświadczenia przeprow adzono głów nie n a p-metylobenzoimidoazolu, przyczem okazało się, że w odory grupy m etylowej nie dają się podstaw iać bromem. D ow ód te n przeprow a­

dzono, zam ieniając tetrab ro m o p ro d u k t [j-me- I tylobenzoim idoazolu n a odpowiedni te tra b ro - moftalon, tetrabrom obenzylidenow y pochodny i wreszcie utleniając te n ostatni związek, przez co w rezultacie ostatecznym otrzym ano tetrabrom obenzoim idoazol.

8. Tenże przedstaw ia swoję pracę : „O g ra­

nicach tw orzenia się związków dwuazoamino- w ych i pew nych barw nikach azow ych'4.

P rzed laty w pracy „O dw uazow aniu ani- lin y “ wykonanej wspólnie z p. Jan em R o sz­

kowskim, okazano, ja k ie są najkorzystniejsze w arunki dw uazow ania tego najprostszego aminu arom atycznego i w jakiej zależności są w ydajności otrzym yw anego w dwuazowa- niach dwuazoamino benzolu od ilości użytych

j

w działaniu kw asów m ineralnych i azotynów . Te studya w niniejszej pracy a u to r rozsze­

rzył przy w spółudziale dr. Cezarego W i- chrow skiego n a inne am iny arom atyczne, ja k toenidyny, glidyny, naftylam iny, chloraniliny, nitram łiny, aminofenole i kw asy am inoben­

zoesowe, wyznaczył w każdym badanym

| przypadku tę granicę, w której w obec użycia w iększych mas kw asów ustaje ju ż pow staw a­

nie zw iązku dwuazoaminowego, a n a d to w y­

tw arzał wszędzie tam, gdzie dotąd odpow ied­

ni (3-naftolowy barw nik azowy był nieznany, tę istotę dla dokładniejszego scharakteryzo­

w ania przebiegu danej reakcyi, mianowicie

ze w zględu n a w ytw arzanie się rozczynu

zw iązku dwuazowego. N a trzech dwuazoami-

now ych pochodny ch chloroanilin izom erycznych

badano tak że przem iany n a zw iązki amino-

azowe. P rzem iana ta zachodziła ilościowo na

pochodnym m. chloraniliny, na 4-amino-

(14)

2,3-dwuchlorobenzol; nie odbyła się w cale n a dwuazom inowym pochodnym p. chlorani- liny, co się tłum aczy tem , że parapozycya ju ż atom em chloru była podstaw iona; w resz­

cie n a zw iązku pochodnym o-chloroaniłiny, t. j. na 2:2'-(o)-dw uchlorodw uazoam inobenzo- lu m iała pomimo w olnej parapozycyi p rz e ­ b ie g ta k niedoskonały, źe w ytw orzyło się z a ­ ledw ie 1,5% teoretycznie obliczonej ilości oczekiw anego 4-am ino-3,2'-dw uchloroazoben- zolu. S potykam y się w tym przypadku z pew ną szczególną, d o tąd nie spostrzeganą zależnością teryczną przem iany zw iązków dwuazoam inow ych na połączenia am inoazowe.

Tenże przedstaw ia sw oję p ra c ę : „O kw asie

j

chloralodw uantianilow ym 11.

A u to r w yśw ietla tu budow ę pew nego pro-

j

d u k tu ubocznego, k tó re g o tw orzenie się obok [ kw asu chloraloantranilow ego w działaniu chloralu n a kw as an tran ilo w y zauw ażył sw e­

go czasu w spólnie z B. O rzechowskim . W y ­ kazuje, źe isto ta ta je s t kw asem chloralo- dw uantranilow ym i opisuje pow stały z niej przez działanie kw asu azotow ego kw as dw u- n itrotrójchloretylidenoantranilow y.

P o s i e d z e n i e a d m i n i s t r a c y j n e . N a posiedzeniu adm inistracyjnein w szystkie te prace przyjęto do w ydaw nictw W ydziału, jed n ę, dziesiątą, na w niosek referen tó w od­

rzuconą.

S ekretarz zaw iadom ił W ydział, że d. 10 czerw ca odbyło się posiedzenie kom isyi a n ­ tropologicznej, i że T ow arzystw o akcyjne przem ysłu naftow ego we L w ow ie doniosło o osięgnięciu na swoim teren ie 1000 m g łę ­ bokości w otw orze św idrow ym i o gotow ości ułatw ienia badań naukow ych, jakieby A ka­

dem ia uznała za stosow ne podjąć. P o sta n o ­ wiono podziękow ać T ow arzystw u i d elego­

wać na m iejsce czł. W . Szajnochę.

Postanow iono rozpocząć d ru k spisu a u to ­ rów i p rac ogłoszonych drukiem w publika- cyach W ydziału oraz je g o kom isyi do końca

1900 roku.

S ekretarz zawiadom ił, że wyszło ju ż d ru g ie w ydanie polskiego słow nictw a chem icznego uchw alonego przez A kadem ią, w opracow aniu co do przykładów przez członka L. M archlew ­ skiego. P ostanow iono je rozesłać w znacznej ilości instytucyom polskim i szkołom k ra jo ­ wym oraz zgodzono się n a to, że spraw y słow nictw a chem icznego nie objęte uchw ałą A kadem ii m ają być ro zb ieran e n a najbliż­

szym zjeździe lekarzy i p rzy ro d n ik ó w w e Lw owie.

S ek re tarz J. Rostafiński.

S E K 0 Y A C U K R O W N I C Z A .

Na ostatniem posiedzeniu dorocznem S ek­

cyi cukrow niczej, pom iędzy w ielu fachow em i referatam i pośw ięcono więcej czasu spraw ie

m eteorologii krajow ej i uznano potrzebę zw iększenia dotychczasowej liczby stacyj m e­

teorologicznych, wchodzących w skład sieci w arszaw skiej i, co za tem idzie, rozszerzenia działalności biura centralnego w W arszaw ie.

| Poniew aż kw estya ta, ta k w ażna i paląca dla } fizyografii krajow ej, żywo m usi obchodzić przyrodników , w ięc dajem y w poniższem k ró tk ie streszczenie rezu ltató w ty ch narad

R ozpoczęto od nadesłanego przez Zarząd Stacyi centralnej spraw ozdania sieci w a r­

szawskiej, k tó re w zastępstw ie nieobecnego z pow odu choroby dotychczasow ego k iero­

w nika sieci p. W . K w ietniew skiego, odczytał p. M aurycy W ortm an.

W okresie sprawozdawczym nadsyłało sp o ­ strzeżenia 28 stacyj, m ianow icie: A leksan­

drów pograniczny, Chojnowo, Częstochowa, Czersk, K arabczejów ka, Koluszki, K rasiniec, K utno, Leśm ierz, Łazy, Młodzieszyn fabrycz­

ny, Myszków, Nałęczów, Niemiercze, Ojców, Olszana, O strow y, P io trk ó w , Prażm ów , Nowo- Radom sk, R u d a Guzowska, R ytw iany, Sali- w onki, Silniczka, Skierniew ice, Sobieszyn, W łocław ek i Ząbkow ice. Z tych stacyj na osobną w zm iankę sasługuje stacya w Ojcowie, utrzym yw ana kosztem d yrektora miejscowego zakładu hydropatycznego, d-ra Niedzielskie-

| go. Stacya ta bowiem zaprow adziła w ciągu ro k u spraw ozdaw czego psychrom etr Assm an- ' na i od pew nego czasu prow adzi stałe spo-

j

strzeżenia n ad usłonecznienięm zapomocą

j

heliografu Campbella.

B iuro m eteorologiczne w arszaw skie prow a­

dzi w ym ianę ogłaszanych spostrzeżeń z in sty ­ tu tam i m eteorologicznem i w Anglii, B ulgaryi, R um unii, Stanach Zjednoczonych A m eryki północnej, A ustryi, Niemczech oraz z obser- w atoryum fizycznem w P e te rsb u rg u i biurem

j

hydrograficznem w iedeńskiem .

Ze spostrzeżeń Stacyi centralnej k o rzy stają I codziennie redakcye kilku czasopism w a r­

szawskich, zaś spraw ozdanie m iesięczne ze I stan u pogody nietylko w W arszaw ie, ale rów nież i w n iektórych punktach K rólestw a Polskiego umieszczał miesięcznik „Pszczelarz

| i O g rodnik11. W reszcie B iuro centralne do­

konyw ało, rów nie ja k i w latach poprzed-

j

nich, w ielokrotnych porów nań term om etrów

j

i barom etrów , nadsyłanych przez m echani-

| ków i osoby postronne, z takiem iź przyrzą­

dam i norm alnem i, znajdującem i się n a stacyi w W arszaw ie.

P rzychody Stacyi centralnej w ynosiły w ro ­ ku spraw ozdaw czym 1300 rubli.

W dyskusyi nad spraw ozdaniem Z arządu Stacyi centralnej po k ilk u uw agach pp. R u t­

kow skiego i W ortm ana, z konkretnym w nio­

skiem w ystąpił dr. W . K arpiński. Podnosząc znaczny udział cukrow ni w sieci m eteorolo­

gicznej w arszaw skiej, referen t zaznaczył, że te ostatnie, przerabiając płody rolnictw a, z konieczności m uszą się interesow ać tem wszystkiem , co w pływ a na w ahania w plo­

nach buraków . Pom iędzy w ielu przyczynam i

ty ch w ahań elem enty m eteorologiczne mają

praw ie najw ażniejsze znaczenie, poznanie więc

p rzebiegu ty c h elem entów dla danego k ra ju

w w ysokim stopniu interesow ać m usi cu-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ale obraz tego, co w danej chwili zajmowało umysły nasze, sposób zapatrywania się na rozwijające się sprawy naukowe w ogniskach postępu, drogi, jakiem i nowe

ległe; na tej zaś odległości znajdują się silne seismiczne obszary Alaski, Antylów i In- dyj północnych, j wstrząśnienie pochodziło z jednej z tych

B., gdyż je s t to przestarzały sposób przedstaw iania wielkości zaćmień, lecz podaję sposób, przyjęty obecnie przez w szystkich astronom ów.. Na inne zarzuty

Tw orzenie się m ikrogam etów rozpoczyna się podobnie jak podział bezpłciowy, mianowicie cała kokcydya dzieli się n a kilkanaście mniejszych kom órek (m

otrzymywał ustrój dwugłowy, nie posiadający ani części środkowej ciała, ani ogona; re g e ­ nerow ały się natom iast dwa pnie nerw ow e, stykające się z

ja na wzroście; optimum jest wtedy, gdy stosunek między ilościami wapnia a magnezu odpowiada 7 : 4 i gdy w glebie znajdują się bardziej rozpuszczalne sole

nych pepsyn wykazują jednakową lepkość zawsze wtedy, kiedy zawierają jednakowy procent ścinającego się

W rozdziale pierwszym autor wymienia poglądy rozmaite autorów różnych, że żydzi przedstawiają rasę czystą, że się dzielą na dwie grupy, a mianowicie, na