• Nie Znaleziono Wyników

Wstąpił na niebiosa.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wstąpił na niebiosa."

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

R. 1875.

Cieszyn, dnia 30.

w ynosi w Cieszynie i w p aństw ie A ustryjacklóm , bez p rz e sy łk i pocztowój, rocznie 2 złr. w . a.

w- co6 ^ pocztowy w p aństw ie A u atry jaek ld m , 2 złr. 40 k r. P ren u m ero w ać m ożna rocznie i półrocznie.

Y- W p_ * —V I*vw«iwyif " ( l u u o f i t u n u o u ^ j u u D i u u i ) e <i»i tu u , t i v u u u i v i u n a v uiu uuw iv u u u i v » j/w«« w « —».

exPedycj8tW*e * K rólestw ie Polskióm , z p rzesy łk ą pocztow y, rocznie 1 rub. er. 50 kop. G łów na Błnłi . Xa w W arszaw ie w k sięg arn i G ebethnera i W olffa, ulica K rakow skie p rzedm ieście N r. 415. — W Pru -

k-ll r Q P 7 n i , . ,, —---Ł.Z n .„1 _____ T I . I - _ J ____I ^ m in m w A « .V... /1 a nrAf. I7ti.lnnłiinn

W 7.przesy łk ę pocztow ę 2 ta la ry . L isty z pieniędzm i przesyłano b yć w inny do w ydaw cy Z w iastuna C zy n ie. — L i s t y r e k l a m a c y j n e , nlozapleczętow ane. nio ulogaję fran k o w an iu — L istów n ie fra n -u U , IIIU/jUpiUV/,ęŁUWilllU, U1U l

kow anych nie p rzy jm u je się.

tyfif T R E Ś Ć :

Wier?- na ni°biosa. — Kazanie pogrzebno nad- trumnę Dra Gottfryda Thomasiusza po­

d a n o przez Dra Zezscb witza. — Zakłady dobroczynne w Ncuendettelsau. — Koro-

* — Pokłosie. — Przegląd literacki. — Ze szkoły. — W iadom ości z kościoła.—.

Jako dodatek: Wordauskio wiadomości misyjne Nr.- 4.

Wstąpił na niebiosa.

„A ta k je ś liś c ie p o w s ta li z C h rystu sem , tego, co j e s t uizgórę, szukajcie, g d zie C h rystu s m a p r a w ic y B o zśj 'sied zi; o Mm co j e s t wzgórę, m yślcie, n ic 0 Mm, co j e s t n a ziem i. A lbow iem eście u m a rli, 1 żyw o t w asz s k r y ty j e s t z C h rystu sem w Bogu."

D o K olossensóto 8, 1—3.

K am ień grobow y odw alony jest, C hry stu s P an w stał z m a r - .wyęh i ew angeljc opow iadając to radosne zw iastow anie, świadczą,

o jeszcze przez czterdzieści dni objaw iał się apostołom, uczniom,

£lcwiastóm, aż kiedy czas -ów minął, w s t ą p i ł n a n i e b i o s a ! arniątkę w niebow stąpienia, obchodzi chrześcijaństw o osobnóm świę- ' k artk i Z w iastuna przed owćm św iętem dojdą rąk czytelników . Rńczanie i budow anie, je s t zadaniem piania .tego ; cóż w ięc nam Powiedzieć należy, aby czytelnicy i pouczeni i zbudow ani być m ogli ? r ,,0’ chcem y zastanow ić się nad znaczeniem w niebow stąpienia

Chrystusowego.

. W przyw iedzionych na początku słow ach Pism a, św. A postoł Wl o C h ry stu sie, k tó ry na praw icy Bożój siedzi, a więc o C h ry ­

(2)

stusie po Jeg o wstąpieniu na niebiosa. Lecz, czy przestaje na tóm, czy opowiada tylko ja k o dziejowym w ypadku? N ie! bo co Pismo mówi, nie je st jedynie historją, ani nauką, ale życiem. Pismo, jako słowo Boga, budzi życie w tych, którzy je czytają, a życie to do serca przyjęte, rozwija się, albo przytłumione, śmierć niewierzącemu przynosi. Apostoł, zwiastuje słowo Boże; słowo to musi więc dać nam życie, jeżeli mu otworzómy wewnętrznego człowieka, a zw ia­

stuje w słowie tóm Pana, to jest C hrystusa, na prawicy Bożój sie­

dzącego.

Chrystus zasiadł na prawicy Ojca, nietylko ja k o jednorodzony, ale i ja k o z Marji narodzony. Objawiał się uczniom przez czter­

dzieści dni w ciele swojóm, pokazywał im rany na krzyżu zadane i w tóm ciele, widzieli go na niebiosa wstępującego. Historyczny ten, to jest, przez mnóstwo świadków poświadczony wypadek, wy­

padek ju ż przez proroków zapowiedziany (Psalm 47, 67, 68, 19 110, 1 — 4; Jezajasz 52, 13) przedstawia nam Apostoł w liście do Kolossensów w skutkach jakie wywierać musi na życie chrze­

ścijańskie. Oto pisze: „A tak jeżliście powstali z Chrystusem, tego, co je s t wzgórę, szukajcie, gdzie Chrystus na prawicy Bożój siedzi."

Zmartwychwstanie Chrystusa, ma oddziaływać na nas, nie dopiero gdy w grobie będziemy, ale ju ż w tóm życiu, bo jak powiada Apostoł, „jeźeliśmy powstali z Chrystusem," jeżeli W ielkanoc prze- nikła do głębi serca naszego, skoro Chrystus zasiadł na praw icy Ojca, powinniśmy szukać tego co jest wzgórę. Lecz, jestźe to mo­

żliwym? My, ludzie z ciała, na ziemi żyjący, wszystkiemu co nas, otacza z widzialnym światem związani, ja k możemy szukać tego co wzgórę ? J a k , — powiada A postoł: „o tóm co jest wzgórę, myślcie nie o tóm, co je st na Bierni." Myśleć o tóm co jest wzgórę, nie 0 tóm, co je st na ziemi, — twarde to zadanie, a jednak, jest to zadanie konieczno. Bo, jeżeli Chrystus zmartwychwtał i wstąpił na niebiosa, jakże inaozój za nim podążać możemy, jeżeli nie myślą.

Myśl, — to skrzydła, na których w iara wznosi człowieka w górę.

1 Bóg myśli, bo tego dowodem jest całe stworzenie, cały plan zbawienia, — a człowiek na obraz i podobieństwo Boże stworzony, także myślóć powinien. Lecz, jego myśl, kierować winna lot swój w z g ó rę ; winna zatapiać się w myśli Bożój, winna Duchem świętym przejęta, zmierzać do Boga.

Zarzucają chrześcijaństwu i wierze bezmyślność, — je s t to fałsz, — właśnie niewiara je s t bezmyślnością, czego tysiączne do­

wody leżą przed oczyma. D la czego tysiące chórem powtarzają oskarżenia rzucane na Biblję; dla czego byle nędzna książczyna szkalująca Chrystusa, bywa chciwie czy tan ą; dla czego lada p is a r e k

w ystępujący z zarzutami przeciw religji, znajduje chętne uszy, —-

(3)

Y bezmyślność je st pokusą w którą szatan pcha od pierwszćj chwili ród ludzki. Nie byłoż to bezmyślnością ze strony pierwszych Rodziców, iż zapomnieli o zakazie Bożym i dali się uplątać kłam ­ stwami w ęża? Czy nie dowiódł K ain bezmyślności, gdy na zapy-

&nię Boga, który nie chce śmierci grzesznika, odpowiada h a rd o : j a jestem stróżem brata m ego? J a k nazwać ślepotę w spół­

czesnych Noego, jeżeli nie bezmyślnością? Czómże, jeżeli nie bez­

silnością były szemrania Żydów na puszczy, którzy w obec cudów ehowy zatęsknili za garnkam i Egiptu ? Nie jestże to bezmyślnością

? - lud Izraelski w oła: wypuść B arrabasza? I gdzież w szystka a bezmyślność miała źródło? Oto w zmianie kierunku myśli, — J^uiast wzlatać do Boga, szła coraz i coraz niżój, aż ugrzęzła , błocie ziemi. Gdyż dwie tylko są drogi, — w górę i nadół; — j *!a są tylko prądy, na wysokości i w n izin y ; dwa poglądy, boski t ‘°dzki. Widzimy to w dziejach narodów i pojedyńczych ludzi.

21 ael, z nad Jordanu w osobie Jak ó b a powołany do tego co Boskie, z° ttyśli która wzgórę wzlata, — pozbawił się skrzydeł, spadł I Wysokości Golgoty, okrył się prochem zburzonój Jerozolim y , fiknąw szy raz myślą w ziemi, odwrócił się od Jechow y i zgiął

°lana przed złotym cielcem. Judasz, — powołany na Apostoła,

^ezwany przez P ana do myślenia o tćm co wzgórę jest, — upadł, 0 chwycił za grosz płacący zdradę i przylgnął do ziemi ciałem M w em , którego nawet sznur samobójczy nie chciał utrzym ać nad IeU)ią.

ę. Tak się dzieje z tysiącami tysiąców tych co się nazyw ają jTseścijanami. Pan obmył ich w -chrzcie z grzechu, wlał w serce y ^ b a świętego, w słowie ewangelji rozkazał by im zwiastowane ic] °’ ^ a czeS° umarł i zmartwychwstał, stanął przed niemi i w oczach Wzniósł się do nieba, — lecz oni, — spojrzeli i odwrócili się,

* bezmyślni, — nie chcieli zastanowić się nad tćm i zrozumieć : . J e ż e l i powstali z Chrystusem, — a powstali przez kąpiel od- Co ?etlia i odnowienia w Duchu świętym, — powinni szukać tego jest wzgórę i myśleć o tóm co je st wzgórę, a nie o tćm co je s t

ziemi.

j . Ludzie mieniący się mądrćmi a czepiający się słów bez po - L !a ich znaczenia, powiedzą: „to ideały, to marzenia, nam trzeba Rzeczywistością 1 J a k tu nie myśleć o tćm co jest na ziemi, bła| P° ziemi chodzi, na ziemi żyje i ziemskie ma potrzeby!“ Ah!

ha 18 ^.uspraw iedliw ienia. Czyliż ten który zmartwychwstał i wstąpił niebiosa, nie żył na ziemi? Czy karm iąc głodne rzesze ludu cL P Uszczy, nie zaspakajał ziemskićj ich potrzeby? Czy spełniając 0gv na godach w K anie Gali lej skićj, nie usunął ziemskiego kłopotu?

^ przywracają zdrowie chorym, nie usuwał czasowćj dolegliwości?

(4)

A jednak, spełniając to, czy chciał napełnić tylko wargi zgłodni»' łych pokarmem i rozweselić cieleśnie ? Zapraw dę źe nie, — bo jak powiada ewangelja przy cudzie K an anejsk im : „objawił chwałę swoją1 (Jan 2 ,1 1 ), a przez to, od ziemi zw racał myśl wzgórę, z ziemi, p0, ciągał serca wzgórę do nieba. Myśl idąca do Boga, nie porzuć»

ziemi, — ale uświęcona niebem, świętość sprowadza na ziemią C hrystus Pan, na ziemi żył, a w stąpił na niebiosa; Apostołowi6 pracą rąk swych zarabiali na chlób powszedni, a słowem królestw6 Boże szerzyli; K orneljusz żołnierzem był i żołnierzem p o z o s t a li a z całym domem swoim u w ie rz y ł; — i cały szereg wiernych wyznawców i świętych pańskich, na ziemi, nie w niebie dopief6 szukał tego co wysoko jest, i nie przez niebo ale po ziemi idą6 do nieba dopiero zaszedł.

W łaśnie w tćm leży różnica między dziećmi tego świat»

i dziećmi Bożćmi, że pierwsi w świccie żyjąc, dla świata tylkf żyją, światowemi sprawami się wyłącznie zajmują, i chociaż boga#

mądrzy, uczeni, wykwintni, moralizujący i filozofujący, — brn%

w błocie tego świata i wmawiają w siebie, źe to rozkosz niebiaii' ska. Drudzy, idą po ziemi jak tamci, ja k tamci w świccie ty<?

żyją, — lecz, chociaż ich bogactwo ozłoci, uczouość opromieni mądrość tego świata bramy swe im otworzy, — wszystko to n*6 więzi ich, nie pęta, nie kusi, — bo wszystko u nóg Chrystus»

składając, myślą idą za nim, wzgórę na niebiosa. Czyli, ja k p0’

wiada Apostoł: „Albowiemeście umarli i żywot wasz ukryty jeS*

z Chrystusem w Bogu." Umarłego, okryją szkarłatem i złotym bi0- siorem, - - cóż go to obchodzi? Kto przez C hrystusa umarł grz0, chowi, — ten żyje w świccie, ale nie światem, ten pracując zbiel»

owoce swój pracy, ale owoce te nie stają się mu rajskióm jabłkie^

pokusy, — ten ucząc się, nabywa skarbów mądrości, ale nie są t0 skarby do których ja k skąpiec się modli! A dla czego, — bo k(6 z Chrystusem um arł i z Chrystusem powstał, ten idąc po zieiu1’

szuka tego co je st wzgórę, idąc po ziemi, szuka owego miejsc»' które C hrystus zgotował mu w nicbiesiech; idąc po ziemi, u'6 w śmierci godzinę dopiero ale codzicń umiera, i szukając teg°

C hrystusa, który siedzi na prawicy Ojca, żywot swój skryW»

z Chrystusem w Bogu, Dlatego powtórzmy z głębi duszy słoW»

P s a lm u :

Duszo ma, nie szukaj ty dóbr znikomych ziemi, R aczój w niebo w zbijaj się m yślam i swojemi G dzie na praw icy Boskiój C h ry stu s w yniesiony, W iek u istą w gó rze tam chw ałą uw ieńczony.

(5)

Czuciem swóm i myślą swą wznosząc się ku Bogu, Żyjąc jeszcze ciałem tu, stawam w niebios progu, Gdzie Pan światłość wiernym Swym najw yższą objawi I wybranych chwalców swych przy Sobie postawi.

Kazanie pogrzebne

n a d t r u m n ą

.Dra G o t f r y d a T h o m a s ! u s z a powiedziane

przez

Dra Z e m s c h w i t g a * )

Niezwykłe miejsce w któróm odbywamy dziś żałobne naboźeń- w°) przemawia do was jako przypomnienie stojące widomie przed czami. Trum na ta okryła żałobą K o ś c i ó ł , cały kościół Luterski.

2a pierwszóm miejscu stawiamy najboleśnićj dotkniętych, i w yra­

z y im całe współczucie nasze. Lecz własne ich poczucie wiel­

ości i znaczenia tego tu zmarłego, nakazuje im ustąpić miejsca

• którzy ze w szystkich stron Niemiec przesyłają żałobne po-

^ rowienie, a gdy za morza dojdzie owa smutna wiadomość: T h o -

^ a s b u s z u m a r ł ! i ztamtąd objawy współczucia się pojawią.

młodzieży uniwersyteckiój, ostatnich uczniów zmarłego j. rych wargi w yrzekają źe te w argi się zawarły, stanowi koniec

Jsiuiernego szeregu pogrzebnego, liczącego tysiące i w duchu ich b J?rzedzającego. Na czele osiwiali mężowie, wiodą ze sobą synów, j ^ c y c h może nauczycielami jak ojcowie. A z tysiąca warg, p ^ o d u do narodu brzmi echem w ołanie: T h o m a s i u s z u m a r ł ! pr, . nauczycieli wszystkich umiejętności otaczających tę trumnę, jednóm uczuciem, — uczuciem szczórego uwielbienia

^ , Czcigodnego współpracownika, widzimy profesorów pierwszo-

^ n7ch W szechnic niemieckich, oraz nauczycieli młodzieży aka-

(6)

demickiój ze Wschodu i Zachodu, ze Szkocji, Szwecji i daleki^

wybrzeży Rosyjskich. Im się należą pierwociny dnia dzisiejszego bo do grobu złożyć mamy i c h nauczyciela, mistrza n a u c z y c ie l1,

W ostatnich latach, jeden po drugim zstępują do grobu wodzoW>{

nasi, najlepsi i najwięksi wśród zastępu wyznawców Kościoła # szego. W trumnie tćj, spoczywa największy i najlepszy z nid1 T a k ! najlepszy: oto pozdrowienie duchowe ze wszystkich krajóW:

„N ajlepszy" — powtarzają wyznawcy Kościoła naszego. Nie j e # wdzięczne pozdrowienie chrześcijańskie toruje sobie tu do nas dróg!

i łamie granice, które zakreśliła wiara wobec wiary, przekonać1' w obec innych przekonań, bo zmarły, którego trumnę żalem przep®’' nieni otaczamy, żył dla całego kościoła Chrześcijańskiego.

Czy chwalimy skromnego męża tego? Czy chwalimy go wbr®1*

ostatniój jego woli, którą wypowiedział jeszcze przed laty b ę ^ 1 zupełnie zdrowym ? Cośmy powiedzieli o orszaku pogrzebowy^

je s t praw dą wolną od wszelkiój przesady. Co my z naszój stroi'/

w zmarłym pochwalić chcemy, to zapisane je st w świętćm s ło ^ Boźóm a tego nie naganiłby nam zmarły. Praw dą w życiu T^' m asiusz je s t to, co niegdyś wielki Apostoł o swojóm życiu f wiedział w 2 Liście do Koryntczyków r. 1, w 12

„Albowiem toć je st chluba nasza, świadectwo sumie11!

naszego, żeśmy w prostocie i w szczerości Bożój, 11,1 w cielesnój mądrości, ale w łasce Bożój na śniecie ®^

cowali a najwięcój między wami."

Mąż sumienny i rzetelny jak nie wielu jem u rów nych;

czyciel mądrości, nie cielesnój i światowój, ale bożój; sługa i ŚW1"

dek łaski Bożój, a wszystko to najwięcój między nami! Oto, c powiadamy o Thomasiuszu, — i któż ośmieli się zmniejszać , chlubę jeg o ? K to się ośmieli próżną chwalą nazwać to, czego p®

staw ą ja k u świętego Apostoła było owo w yznanie: „ Ł a sk ą 13°

jestem tóm czómem jest."

Ten, którego śmierć i oddalonych napełnia smutkiem, ma F śró d nas świadków życia swego, swój pracy i jój owoców. C f { on już nie potrzebuje, stało się potrzebą naszą, — to jest, m i^

i wdzięcność. Wieniec nie więdnącój pamięci składam y na trumnie i na twym grobie, niezapom niany nauczycielu, ojcze i Pr?l ja e ie lu ! — bo tóm był dla nas G o t f r y d T h o m a s i u s z , ta)

radzca kościelny, Doktor i profesor teologji, długoletni i zasłuż®,

kaznodzieja ciężko jego śmiercią nawiedzionój W szechnicy n a ^

„Mąż sumienny" — tak go powszechnie nazywano i ta%' go zn an o ! Któż, doczekawszy 72 roku życia, nie pragnąłby j tchnienia, — zwłaszcza jeżeli miłe prace towarzyszyłyby oW®"\

wytchnieniu. Lecz Thom asiusz był nauczycielem. Przestać uczyć'

(7)

było dla niego równoznacznym, z przestać żyć. J a k urząd kazno­

dziejski sprawow ał w tym Domu bożym, póki mu służył głos, tak też do ostatniego tchnienia nauczał z katedry. Można prawie po­

wiedzieć, że do uzupełnienia obrazu życia tego należało, aby nie­

zmordowany ten mąż nie umarł w łóżku. S t o j ą c oddał ducha swego w śród ostatniój, dzięki Bogu ostatniój walki życia.

W ierność w wykonywaniu obowiązków, była w zmarłym wzięta dziedzictwem po ojcach. Często wspominał o przykładzie, który miał przed oczyma od dzieciństwa w domu parafjalnym. Ojciec jego, F ry d ery k Thom asiusz był właśnie pastorem w Egenhausen pod Unterzenn, kiedy 26. lipca 1802 złożono w jego ramiona owego pierworodnego syna. Gottfryd, obok trzech swoich sióstr, stał się głow ą rodziny i nie będąc pierwszym w rzędzie mężów tegoż nazwiska, którzy akademickie piastowali godności, do wieńca chwały przodków dodał świeży i niepośledni listek. Że Thom asiusz był wychowańcem luterskiego pastorskiego domu, widać to było i w profesorze uniwersyteckim.

Dziecięce lata upłynęły mu w Chingen u stóp wyniosłego Hessel- bergu, wśród wrzawy wojennój poruszającćj owego czasu narody, bo do Chingen ojciec jego został przeniesiony. T akże i pierwsze zarody umiejętności wyniósł młodzian z rodzicielskiego domu, poczóm uczęszczał do gimnazjum w Ansbach. Serdecznego przyjęcia doznał ze strony ówczesnego rektora Bomharda, dla którego aż do śmierci przechował wierną przyjaźń i miłość. Jem u to zawdzięczał Thom a­

siusz obudzenie zamiłowania do nauki historji.

Celem pragnień Thom asiusza stała się Erlanga. Zapał do pracy i sumienność, zwiastowały w uczniu przyszłego nauczyciela. Nie był on nieprzystępnym dla uciech życia uniwersyteckiego, lecz, umiał zjednać sobie i pośród wesołych kolegów poszanowanie swoich zwyczajów. Jeżeli, podczas gdy naukowo był zajęty, kołatali do drzwi, drzwi te pozostały nieodwołalnie zamknięte. N a drodze prowadzącój do wyższych celów, utrzym yw ała go sumienność.

Pragnienie poznania innych wszechnic, skłoniło go do opuszczenia Erlangi. Imię Schlejerm achera pociągnęło go jak wielu innych do Berlina, chociaż następnie, odczyty H egla zrobiły na nim daleko głębsze wrażenie. Pod względem teologicznego rozwoju jednak i wpływu na serce, pozostała na pierwszóm miejscu H alla. Jeżelim dobrze rozumiał zmarłego przyjaciela naszego, a myślę tu nie o samych słowach i rozmowach, — to szczególny wpływ wywarł na niego, nie sam do póznój starości czczony przez niego Tholuk.

Mmniej znany i mniój wzmiankowany zyskał w Thom asiuszu du­

chowego syna, — a był nim sędziwy, pobożny profesor H allski, K n a p p.

(8)

Lecz, nie jestże i to świadectwem czystości duszy, że w czasach, w których najróżnorodniejsze wpływy nowych prądów duchowych krzyżowały się, duch młodzieńca nie uległ innym wpływom, jak właśnie tym, co się nąjpoźyteczniejszemi okazały dla kościoła któremu wierność poprzysiągł?

Kamieniem probierczym tój wierności stała się wkrótce urzę­

dowa służba jego. Po chwalebnćm złożeniu egzaminu, wedle k ra­

jow ego zwyczaju, w ikarjat stał się pierwszym stopniem na który wstąpił w powolnćj drodze swój służby. W yższe zrządzenie je st tu widocznóm. Do świętego polotu uzdolniona dusza młodego wi- karjusza, znalazła ciche przytulisko w K alchreuth. Z wyżyn tój miejscowości wzrok wędrowca spotyka w dali dachy zamku i g o­

tyckie wieże kościołów starego grodu Niemieckiego, Norymberg!.

W stronie północnój wije się droga wśród cichój doliny, wiodąca do miasta muz, E rlangi. Na drodze tój, często spotykano młodego wikarego. W przyszłym profesorze dogmatyki, budziły się zapędy do badań historyczno-dogmatycznych. Że- i tu młodzieńcem kiero­

wała sumienność, dowodem tego jest zwrócenie się pierwszych jego usiłowań naukowych do O ryginesa Aleksandryjskiego, pierwszego chrześcijańskiego teologa. Pod tym względem najpewniejszym prze­

wodnikiem wówczas był Engelhardt, profesor hi stor j i kościelnój i dogm, ozdobaE rlangskiego uniwersytetu. Zwolna dojrzała pierwsza naukowa praca Thom asiusza, która otworzyła mu bramy wszechnicy E rlangskiej.

Lecz, jeszcze jedną szkołę miał przejść przyszły profesor. Powołany do Norymberg! jak o popołudniowy kaznodzieja przy kościele szpi­

talnym, musiał częstokroć opowiadać słowo Boże wśród pustych ławek, lecz i tu sumienność w wykonywaniu obowiązków, nie do­

zwalała zrażać się niczem. Nie był on mężem, którego drogi życia oświecało zawsze tylko słońce szczęścia, ani też nie posiadał zdol­

ności szukania wszędzie i we wszystkiem tego tylko co zaszczyt i honory by przynosiło. T ak ja k w późniejszych czasach zrzekł się świetnych wezwań, nie żądając za to wynagrodzenia, tak w pocie czoła, wśród pracy, która nieraz i część nocy pochłaniała, przecho­

dził ze stopnia na stopień. Podobnie jak w zawodzie kaznodziej­

skim tak i w powołaniu profesorskim, usilna praca, nie zawsze przynosiła łatwy i obfity plon.

Ju ż jako kaznodzieja przy kościele szpitalnym, doświadczył Thom asiusz co to znaczy wśród ciężkich prac powołania, mieć przy boku wierną towarzyszkę życia. Zacna córka radzcy kościelnego i Ansbachskiego dziekana Lchmusa, która stawszy się m ałżonką jego przeszło czterdzieści lat dzieliła z nim trudy i radości życia doczesnego, pokazała się pokrew ną mu duchem, utwierdzając w wytrwałości i dodając odwagi mężowi w trudnóm ówczesnóm jego położeniu.

(9)

Próba nic długo trwała. Przez powołanie na pastorał przy kościele Sgo W awrzyńca, otworzyło się dla Thom asiusza szersze pole działania, a prace jego kaznodziejskie i w starownictwie dusz, po dziś dzień jeszcze są wdzięcznie wspominane w Norynberdze.

Ju ż wtenczas, rozwinął się jego talent kaznodziejski, z którego słynął także i jako kaznodzieja uniwersytecki. Zostawszy nauczy­

cielem religji przy gimnazjum Norymberskióm, miał sposobność rozwinienia świetnego uzdolnienia jak o nauczyciel, przez zajmujące, budujące i prawdziwćm błogosławieństwem boźćm namaszczone wykłady. Ojciec kościoła Augustyn, powiada: „Nauczyciel musi radować się z tego, że naucza11. K tóż w tym względzie zdołał z nas profesorów uniwersyteckich dorównać Thomasiuszowi ? Kto umiał tak ja k on zapalać uczniów i słuchaczów swoich radością z tego co w ytw arzał? W chwilach takich oblicze jego jaśniało, a oko błyszczało ogniem natchnienia, zwłaszcza jeżeli mógł się komu przysłużyć skarbam i swój wiedzy. Było to coś więcój ja k ludzka uprzejmość. Miłość ewangelji świeciła z oblicza jego i prze­

mawiała przez wargi jego.

Rok 1842 przyniósł mu nakoniec najwyższą nagrodę uznania i spełnił ciche pragnienia serca jego. W półroczu letnióm, Thoma- siusz rozpoczął błogosławioną pracę swoją ja k o nauczyciel akade­

micki przy tutejszym uniwersytecie, pracę, która przeszło trzydzieści lat trwała.

Nie wiciom zapewne było dane, skończywszy czterdziesty rok życia rozpoczynać najobfitszą w plony epokę działalności; a jeszcze mnićj jest takich, którzy z zawodu pastorskiego, przeszli na k ate­

drę umiejętności tcologicznćj, słusznie nazwanój koroną wiedzy na- szój. Umiejętność ta, wymaga wysokiój mądrości, a mądrości tój nabywa się w szkole badania, kierowanego powagą sumienności.

Sądzimy, iż przyznają to i ci badacze, którzy może powątpiewają, ażali godzi się w ogólności nadać teologji prawo obywatelstwa W dziedzinie tak zwanych właściwych umiejętności.

Kto Thom asiusza poznał, czy to przez zwykłe stosunki, czy w zakresie urzędowój i pastorskiój działalności, zwłaszcza podczas pobytu jego pośród nas, musi przy zn ać: że temu mężowi praw dzi­

wego pokoju i życzliwćj miłości względem wszystkich ludzi, obcą była cielesna mądrość, objawiająca się w niewczesnćj, bezrozumnćj gorliwości względem inaczćj myślących. Zaprawdę, bożą mądrość najłatwićj poznać z pracy siejącój pokój i zbierającój pokój. Mąż ten wyższego pokoju, zstępując do grobu, niezawodnie po za tym grobem nic zostawia żadnego nieprzyjaciela. Życic jego nic potrze­

bowało przejednywającćj potęgi śmierci, aby błogosławionym być przez wszystkich, którzy z tóm życiem kiedykolwiek się zetknęli.

(10)

W Thomasiuszu zmarł wielki dobroczyńca naszego miasta i wszech­

nicy naszój, — mąż, który w wielkićj części przyczynił się do zasłużonego rozgłosu tego uniwersytetu. To było też zadaniem jego jak o profesorą, a czóm był w tym względzie, świadczy wpływ, jak i wywarły jego pisma i jego odczyty, — wpływ objawiający się wszędzie gdziekolwiek spotykam y się z wyznaniem Luterskióm.

J e s t to zresztą wpływ, który wedle wiekuistych skutków mierzony być musi, a o którym wiedzą najlepiej ci, którzy w Thomasiuszu znaleźli przewodnika do prawdy bożćj na tym padole obłąkań i ludzkich. „Ale ci, którzy innych nauczają, świecić się będą jako światłość na niebie“ (Daniel 12, 3). Tćj nagrody stał się godnym i nasz przyjaciel.

Nie w szystkich je s t w iara (2 T esal 3, 2). Nie jednemu nie podoba się różnica o którćj mówi św.- Paweł, nazywając jedne mądrość cielesną, światową, drugą bożą. Nic w tym względzie nie możemy odmienić; lecz, są pewne punie ta styczne. Jak o usposo­

bienia pokojowe są znamieniem boskiój mądrości, tak nikt pow ąt­

piewać nie zechce, że wartość teologji wyprobowywa się w życiu i to w życiu praktycznćm, gdzie kościół spełnia powołanie swoje służąc narodom i pojedynczym ludziom. K u tćm celom zmierzała właśnie cała umiejętność teologiczna zmarłego. Duchowa prakty- czność dodawała wdzięku odczytom Thom asiusza i uczyniła je wpływowemi, a nadto, przyczyniła się wielce do tego, iż rady jego szukano we wszelkich sprawach i okolicznościach dotyczących na­

szego kościoła. Duchowieństwo nasze u czuje żywiój jak ktokolwiek inny, iż straciło w nim ojca, wiernego doradzcę, a Synody męża, który je podpierał swćm zdaniem i nauką. Czczono w nim męża,

którego ducha rozświecała nietylko ludzka ale boska mądrość, męża, który odziedziczył owe tradycje co umożliwiły duchowe odrodzenie ewangelickiego kościoła naszego.

K to jak o m ąż trw a w przekonaniach sw oich, p rzy znać musi, że m iędzy w iarą i niedow iarstw em nie ma pośrcdnićj drogi, a teolog nie posiad ający w iary i jć j siły, nie powinien być teologiem . U m iejętność, k tó ra się przezw ała pośredniczącą teolog ją, je st niczćm innórn, ja k płaszczem okryw ającym w ew nętrzną połow iczność; je s t to m ądrość ludzka, pom ijająca m ądrość bożą a p rag n ąc a dogodzić ludzkiem u ja.

' Ś ladu tćj słabości nie było nigdy w życiu zm arłego, mimo to, pok azyw ał się w szędzie ja k o mąż um iejętności, gdzie um iejętność je s t uczuciem praw dy i dążeniem do niój. B ranie za podstaw ę starćj i pew nćj p raw dy i naw iązyw anie nici now ych badań tam, gdzie ich w łaśnie zaniechano, znam ionuje mężów n auki i w yższćj m ą­

drości. Je ż e li na drodze sam obytnego badania, wiedzie teologa duch

(11)

F "

'

kościoła i organicznego rozwoju, takiemu słusznie może być przy­

znaną chwała boskićj mądrości, bez względu na to jak ie skutki badania te przyniosły.

Prace teologiczne Thom asiusza zmierzały do zbadania jednego z głównych miejsc Nowego testamentu (Filip 2, 6 — 11). O statnią pracę zmarłego był właśnie wykład listu do Filipensów, a siły fizyczne wyczerpywały się, tak, że wiele to kosztowało go trudu, aby nie usunąć się z szeregu nauczających: Mimo to, jak o tóm świadczą jeg o słuchacze, i wśród tćj ostatnićj pracy świeżość i żywość odznaczały wykład. Lecz, nie było mu dane, wykład swój ukończyć. I na czćmźe stanął ? Po wszechstronnćm przygotowaniu, właśnie na owym wyroku, który był zadaniem jego życia i celem jego badań. Melancliton, umierając radował się, że w życiu wiecznóm odkryte mu będą tajemnice Trójcy świętćj. W ierny uczeń jego przeszedł do krainy w którćj wszystkie zagadki życia znajdują swe rozwiązanie.

Teologiczny badacz okazał się i pod koniec żywota jako pro­

stoduszny chrześcijanin w iary ewangelickiój. K to w dniach poprze­

dzających śmierć Thom asiusza, miał sposobność zbliżyć się do niego, ten wić, że nie tylko jak o teolog był wyznawcą głównego artykułu Reformacji, to jest, usprawiedliwienia przed Bogiem jedynie przez wiarę, z łaski. Jak o chrześcijanin i człowiek znalazł w tćj wierze jedyną i ostatnią pociechę dla swćj duszy. „Albowiem wszyscy zgrzeszyli i nie staw a im chwały Boźćj. A bywają usprawiedliwieni darmo, z łaski jego przez odkupienie, które się stało w Chrystusie Jezusie11 (Do Rzym. 3, 23, 24). Słowa te, jak o słowa pociechy, chciał słyszeć przedewszystkiem. T a k więc, sprawdziło się na nim co mówi słowo A postolskie: „Chodził w łasce Boźćj na ziemi11 — a zwłaszcza pośród nas, którzyśmy świadkami ostatnich dni jego byli. —

Prawdziwy pasterz aż do końca, podyktował wyroki pociesza­

jące które mu czytać miano gdy nadejdzie godzina ostatniej walki.

Prawdziwy teolog, i tcologiczncmi myślami zajęty aż do skonu, u a dwie godziny przed śmiercią, pamiętając o nieskończonćj jeszcze pracy literackiej, gdy ju ż prawie duch z niego ulatywał, podykto­

wał : „Atauazjusz, prawdziwy mąż, cały w łasce.11 Takim był i Tho- JUasiusz! prawdziwym mężem w łasce, wypróbowanym w życiu i śmierci. Mąż nieskażony w całym żywocie swoim, pragnął po­

ciechy biednych grzeszników. Ju trzen k a jeg o życia we wierze, 8tąła się gwiazdą wieczorną przy schyłku tego życia i jego p rz e j­

ścia w żywot wiekuisty. Dusze takie, ze śmiercią sw oją pozosta­

wiają odblask wieczności promieniejący wśród zmroku biednego ziem­

skiego żywota.

(12)

Światłość łaski strzegła żywota jego aż do końca. Jeszcze na kilka dni przed śmiercią trapiła go myśl, że siły jego znikają.

Choroba zw iększyła się, i skierowała jego duszę ku myśli szybko zbliżającego się końca. Odtąd, żadna ziem ska troska nie ćmiła jego ducha. Przed rokiem, oddał rękę ostatnićj córki wybranemu przez nią mężowi, i któż wówczas pomyślał, źe to była ostatnia jego pastoralna czynność.

C ałą rodzinę swoją, widział zgromadzoną około swego łoża.

N ajstarsza córka, przybyła z mężem z daleka. W szystkim swoim współpracownikom podał raz jeszcze rękę na pożegnanie, a po­

żegnał także i tych którzy byli nieobecni. Szczególne dzięki złożył tym które go do ostatka pielęgnowały i lekarzom, którzy z praw- dziwóm poświęceniem pomoc mu nieśli.

K iedyśm y przed kilkom a laty w ierną tow arzyszkę życia jego do grobu składali, gdy ją Bóg z niewymownych cierpień wyzwolił, nazwaliśmy ubłogosławionym męża, na którego ramieniu opierając się mogła przejść drogę żywota. Teraz, wydaje nam się to jeszcze jaśniejszćm, ja k by ona, więcćj do cierpień uzdolniona, w iększą tych cierpień cząstkę wzięła na siebie. Obecnie zaś, i my wyznać musimy, żeśmy przez niego ubłogosławieni zostali.

„Ze stopnia po stopniu na dół a ztamtąd znów do najwyższych w yżyn" — oto, co dosłownie na ostatku jako nauczyciel do ucz­

niów swoich powiedział. „Z e stopnia po stopniu na dół a ztamtąd znów do najwyższych w yżyn,“ — oto je s t treść żywota chrześci­

jańskiego, którą w nićm widzieliśmy.

Potrzebujemy takich przodowników w czasach naszych z ubó­

stw a wiary znanych. Teolog, nie jest bliższym nieba, chociaż co­

dziennie z niebiańskiemi sprawami ma do czynienia. „Jeżeli chrze­

ścijanin prostaczek dostąpi zbawienia" powiada jeden z dawnych p is a rz y : „jest to zwyczajny cud, jeżeli teolog dostąpi zbawienia, to podwójny cud." Żyć tąk, ja k się naucza, łaskę którą się opo­

wiada w biednóm życiu naszóm jako fundament zbawienia i siłę naszego wytrwania utrzym ać: to je s t praw dą i mądrością w tych ludziach, których sumieniem w całćm życiu łask a Boża rzą­

dziła. Chociażby zaszczyceni tytułam i ludzkiój godności, — zasługi zmarłego przyjaciela naszego znalazły dosyć późno ludzkie uznanie;

chociaż wyniesieni sławą imienia, które przekroczyło granice ojczy­

zny naszój, — ah bracia moi, umrzeć, umrzeć, znaczy zstąpić w ubóstwo i nędzę grzesznego stworzenia. „Błogosławieni ubodzy w duchu" — którzy, zanim ich dotknie przymus natury, w glebo- kióm samopoznaniu ducha, przystępują do pozbycia się wszelkiego samochwalstwa ludzkiój wielkości. I jem u było to potrzebnćm, — boć wszyscy potrzebujemy tego i zapewne więcój ja k on; — lecz,

(13)

on tego dokonał. Zstąpienia, tak ! zstąpienia do ubóstwa pozbaw io­

nego wszelkiój zasługi grzesznika, dokonał, i nie w stydził się tego

„szczególniój pośród nas." Mąż ten uczciwego sumienia i boskiój prostoty chodził aż do końca w łasce Bożój — „tak nisko, a te ­ raz tak wysoko".

W ielki ten nauczyciel dokonał żywota swego we wierze i stał się przykładem godnym naśladowania dla was ostatni jego ucznio­

wie, jego współpracownicy i słudzy kościoła. „Jeg o śladem " oto, co nam przypomina ta godzina, — „jego śladem". Pamiętajcie co mi powiedział gdy podawszy na pożegnanie rękę, rz e k ł: „trzym aj­

my się wyznawania Pana naszego Jezu sa C hrystusa, aż do końca"

Miłość jedną niech prowadzi drogą, Głęboko na dół i w g ó r ę ! A m en!

Zakłady dobroczynne w Neuendettelsau. *)

Neuendettelsau, mała wioseczka w środkowćj F rankonji, leży około 7 godzin drogi w stronie południowo-zachodnićj od staroży­

tnego i handlowego miasta Norymbergji. Po pod murami Anspachu, biegnąc z zachodu na wschód, wije się pośród czarującój doliny rzeczka Rezat, a po obudwu jój brzegach, na północ i południe, okolica się wznosi pagórkowato. W yszedłszy z A napach po pół- czwartogodzinnym pochodzie, staje się w Schloinersbach, zkąd wstę­

puje się na północne wzgórza, aż nakoniec staje się na płasko- wzgórzu, wśród cichój łąki, — i tu leży Dettelsau. G łęboka pa­

nuje tu cisza. W idnokrąg szeroki, niebo jasne, ciche pola, zdają się szep tać: tu panuje Sabbat Pański. Zaprawdę, nie można było wy­

brać lepszego miejsca na zakłady, ja k te, które w D ettelsau istnieją. Otacza cię świat pokoju; nie znajdziesz na około niczego, coby do zmysłów przemawiało, przeciwnie, wszystko tu wzywa i zaprasza byś się skupił w duchu, wewnętrznie uciszył i uspokoił, uczył się i rozważał, i niewidzialne przyjmował dary.

W chodzącemu do wioski, muszą wpaść zaraz w oko budynki, o których przeznaczeniu pouczają zatknięte na nich krzyże. P rze j­

dziemy po kolei istniejące tu zakłady.

*) W poprzednim numerze Zwiastuna opisaliśmy żyw ot inspektora zakładów misyj­

nych w Neuendettelsau, B auera; dawniój umieściliśmy życiorys LOhego, twórcy w szystkich zakładów Dettelsauskioli, obecnie, sądzimy iż jest na czasie obznajmić czytelników z sa- niym Dettelsau, którego opis wzięliśm y z niemieckiego czasopisma; „Der Pilgor." (Przyp.

Uod. Zwiastuna.)

(14)

Matką większćj części zakładów D ettelsauskich, jest d o m D i a ­ k o n i s , —- jest to wspaniały, piękny budynek, już powierzchownością swoją mile w padający w oko. O porządku, ja k i w domu tym pa­

nuje, można się dopiero przekonać wszedłszy do niego. Znajduje się tu apteka, w zarządzie Diakonis zostająca, i szkoła. Szpital je st wygodnie i odpowiednio przeznaczeniu swemu urządzony. Ubodzy chorzy, otrzymują cielesną i duchową pomoc. Chorzy, których stać na to, mogą mieć osobne pokoiki. D la nieuleczenie chorych, je s t odrębna sala z poboeznemi gabinetami. Do właściwości domu D ia­

konis należy to, iż szukają tu schronienia obłąkani i na umyśle cierpiący, nawet z dalekich stron. Przyczynia się do tego ciche ustronie, w jakióm położone je st Dettelsau, świeże powietrze gór­

skie dla chorych na nerwy nader zbawienne, odpowiedne nabożeń­

stwa i odpowiedne starownictwo około dusz.

Lecz szpital, nie je s t głównym zakładem w macierzystym domu Diakonis, gdyż istnieją tu jeszcze dwa zakłady dla chorych. Na picrwszćm miejscu w ypada nam postawić s z k o ł ę D i a k o n i s , w którćj przez pół roku trw a nauka teoretyczna. W ykształcenie Diakonis z D ettelsau, je st wszechstronne i przygotowywa wycho­

wanki do rozmaitych prac, a mianowicie: na polu pielęgnowania chorych; w ochronkach, w domach przytułku, obłąkanych, idiotów i t. p., — i z tego to powodu w ciągu lat, przy domu Diakonis powstały rozmaite zakłady.

W tym samym domu, obok szkoły Diakonis, mieści się p e 11 - s j a panien podzielona na dwa oddziały: dla panienek, które do­

piero mają być konfirmowane, — i dla starszych panien. Głównćm zadaniem je s t: wychowanie w duchu kościoła ew angelickiego; - nadto udzielane są i inne nauki, ja k : języki, muzyka i t. d. W y ­ kładają tu nauki po większćj części Diakonisę, noszące nazwę sióstr-nauczycielek.

Oprócz szkoły Diakonis, istnieje w tym samym domu ż e ń s k i p a ń s t w o w y z a k ł a d n a u k o w y . T u, wedle umowy zawartćj między rządem Bawarskim a domem Diakonis, znajdują pomie­

szczenie dziewczęta wyznania ewangelickiego od lat 12— 18, które wedle nowego kodeksu, mocą wyroku sądowego skazane zostały zamiast na karę więzienia, na odesłanie do zakładu naukowego.

J e s t to szkoła wielu zbawiennych i pastoralnych doświadczeń dla Diakonis.

W domu Diakonis ma swe główne siedlisko s t o w a r z y s z e ­ n i e o z d ó b k o ś c i e l n y c h , które zajmuje się wyrabianiem ozdób kościelnych i ołtarzowych i rozsyła je za zamówieniami, nictylko po całych Niemczech, ale i do Ameryki oraz innych części świata.

(15)

— 87 —

»

Nie wspomnieliśmy jeszcze o domu i d i o t ó w . Napis nad drzwiami wscliodowómi: „Ł askaw y je s t dla nieudolnych" świadczy 0 przeznaczeniu tego zakładu. Około 100 biednych idiotów znalazło tu pomieszczenie, a nieświadomi nędzy w jakiój się znajdują, wiodą spokojny żywot, pielęgnowani z prawdziwie chrześcijańską miłością przez Diakonisę.

Nie możemy przemilczeć jednój z najtrudniejszych i najwięcój zaparcia się wymagającćj pracy podjętój przez Diakonisę, a jednak wielce szlachetnej i błogosławionej. J e s t to tak zwane M a g d a l e ­ n o m , zakład, przeznaczony dla upadłych kobiet wszelkich sta­

nów, znajdujący się pod wyłączną opieką Diakonis w zupełnie od­

osobnionym budynku. K obiety pomieszczone, tu zajm ują się różnemi pożytecznemi robotami ręcznemu. J e s t tu, pralnia wszystkich zakła­

dów, także w osobnym budynku pomieszczona, oraz szwalnia i za­

kład krawieczyzny.

W najodleglejszój stronie osady Dettelsauskiój zbudowano dom d l a o s i e r o c o n y c h i m o r a l n i e z a n i e d b a n y c h d z i e w c z ą t . Dziewczęta pomieszczone tu, pobierają nauki w szkole Diakonis.

Po konfirmacji, przechodzą jak o pomocnice do innych zakładów, lub umieszczane byw ają w służbie. W e wsi znajduje się żeńska s z k o ł a p r z e m y s ł o w a . Zadaniem szkoły rzeczonój jest, ćwiczenie dziew­

cząt stanu średniego w wieku od lat 16— 18, za umiarkowane w y­

nagrodzenie w gospodarstwie i robotach kobiecych, a nadto chrze­

ścijańskie ich wychowywanie.

Duchowym środkowym punktem wszystkich tych zakładów, je st s a l a m o d l i t w y w stylu bazylik zbudowana, pięknym ozdobiona chórem, wielkości wiejskiego kościoła, poważnie i pięknie przy­

ozdobiona. W sali tój, prawie równocześnie z nabożeństwem odby- wanóm w wiejskim kościele, odprawia się główne nabożeństwo z całą liturgją, dla osób należących do różnych zakładów, popołu­

dniu zaś ma miejsce szkoła niedzielna. Nadto, we czwartek rano 1 codzień wieczorem o 6 godzinie, odbywają się nabożeństwa litu r­

giczne. Składają się one z lekcji z Pism a św. (ku czemu służy osobny Lekcjonarz), następują potóm śpiewane Psalmy, Hymny i rozmaite modlitwy.

W szystkie zakłady są. zaopatrywane mlćIdem i innemu produk­

tami z folwarku, na którym znajdują się obory, stajnie, stodoły i t. p. Folw ark zajmuje przestrzeń 100 mórg bawarskich. Do wspólnego użytku przeznaczony je st wielki ogród zostający pod nadzorem w łasnego ogrodnika. Od północnćj strony w szystkie za­

kłady są zamknięte plantacjami, które obecnie jeszcze młode, z cza- sem staną sic miejscem nader miłych przechadzek.

(16)

Do zakładów należy także p i e k a r n i a i w a r s z t a t s z e w c - k i , obsługiwane przez braci, czyli Diakonów m ięszkających w osobnóm zabudowaniu, którzy także używani byw ają do posług około chorych mężczyzn, zwłaszcza chorych na umyśle.

K ażdy z zakładów zostaje pod zwierzchnictwem s t a r s z ó j - s i o s t r y , która kieruje zarządem, prowadzi rachunki i ma pod sobą pewną ,liczbę sióstr i sióstr-próbnych. Na czele wszystkich sióstr, stoi przełożona. Liczba osób należących do wzmiankowanych zakładów, wynosi około 400.

Z akład Diakonis posiada 30 stacji, ju ż to w Bawarji, ju ż w in­

nych częściach Niemiec, 2 w Rosji, jed n ą w Ameryce północnój, mianowicie w Buffalo. Potrzeby zakładu D iakonis zaopatruje sto­

warzyszenie żeńskiego Diakonatu; składającego się ze sto w arzy ­ szenia macierzystego i filji istniejących' w rozmaitych miejscowo­

ściach Bawarji, z których niektóre posiadają własne zakłady, ja k n. p. w Norymberdze.

Odrębnie od domu Diakonis istnieje z a k ł a d m i s y j n y , czyli Seminarjum kaznodziejskie kształcące duchownych do usług kościoła luterskicgo w Ameryce półuocnćj. Zakład ten posiada w ła­

sny m ajątek i zarząd. Seminarjum istnieje od 33 lat, a wyszło z niego około 200 pracowników w winnicy Pańskiój, którzy naj­

przód w zakresie Synodu M isurskiego użyci byli, obecnie zaś w y­

chodzą do zborów Synodu Jow ańskiego. Sem inarjum w F o rt W ayne przeniesione obecnie do St. Loui, także ztąd założone zostało. K urs nauk trw a w Dettelauskióm Seminarjum 3 lata, a po ćwierćrocznóm przygotowaniu, przystępuje się do egzaminu p r o m i n i s t e r i o . Seminarzyści m ięszkają w dwóch domach leżących we wsi i oto­

czonych ogrodami i obowiązani są stosować się do wspólnego po­

rządku domowego. Znajdują się tu młodzieńcy z rozmaitych krajów, jak n. p. z południowój Rosji, z Polski, z prowincji Pruskićj, ze Szląska, Hesji, księstw a W aldeck, z Ameryki, a niedawno i ze Sło- waczyzny. Inspektorem zakładu od lat 25 i jego dyrektorem był nieodżałowany a świeżo zmarły B a u e r . Z akład posiada 3 nauczy­

cieli; 2 i 3 nauczycielstwo zostało połączone i pełni obowiązki te, konrektor Deinzer, autor życiorysu Lóliego.

Zm arły W i l h e l m L ó h c je s t twórcą wszystkich wzmian­

kowanych wyżój zakładów, o czćra świadczy marmurowe popiersie stojąco przed domem Diakonis. Jestto skromny pomnik, okazujący, ja k się rozwijały zakłady D ettelsauskie i pouczający przechodnia, źe gorliwa wiara, objawiająca się w owocach miłości zdobiła życic

(17)

zgasłego męża. Oby duch, który ożyw iał L óhego, panow ał w w zm ian­

kow anych przez niego zakładach, bo one są najpiękniejszym po­

mnikiem u słu g Je g o w królestw ie Boźóm.

Korespondencja.

Florencja we Włoszech d. 1. kwietnia 1875.

Działalność Waldensów, jakkolw iek powoli, rozw ijają się na półwyspie włoskim, co jako naoczny świadek poświadczyć możemy.

Obecnie, głównćm siedliskiem W aldenskićj ewangelizacji Włoch, je st Florencja. W stolicy sztuk i smaku Italskiego, w mieście, w któróm najczystszą włoską mowę się słyszy, uczniowie Piotra W aldusa założyli Seminarjum teologiczne, które kształci młodzież poświęcającą się zawodowi duchownemu. Jestto zakład godzien największego uznania, każdy albow iem , znający Włochów, przyznać musi, że jeżeli ewangelja z pożądanym skutkiem opowiadaną tu być ma, winni to czynić nie zagraniczni kaznodzieje, nie cudzoziemscy misjonarze, ale krajowcy. Słowo boże, opowiadane przez rodowitego Włocha, inaczćj się odzywa w sercu W łocha, ja k kiedy tenże po­

wiedzieć m usi: mowę moją kaleczy kaznodzieja.

Rozumiejąc dobrze włoskiego ducha, W aldensi, wydają we F lo ­ rencji gazetę polityczno-kościelną: „L ’Eco della verit&“ (Echo prawdy). Pod względem przekonań politycznych, stoi gazeta rzeczona na stanowisku umiarkowanego liberalizmu i odznacza się gorącym patrjotyzmem. Pod względem kościelnym, L ’Eco mnićj wdaje się w rozwijanie prawd kościelnych na podstawie Symbolów kościoła, trzyma się raczćj wyłącznie Pisma ś w ., rozumie się, że w obec pa piżmu zachowuje się polemicznie, a często apologetycznie. Czy oprócz zewangelizowanych Włochów, wielu katolików czyta gazetę, wątpimy, bo nawet prasa ultram ontańska stara się istnieniu gazety zaprzeczyć upornćm milczeniem.

N ader szczęśliwą myślą było wydanie przez W aldensów k a ­ lendarza noszącego t y t u ł : „L/amico di casa" (Przyjaciel chaty).

J a k ju ż tytuł pokazuje, jestto kalendarz ludowy, a nader zręcznie ułożone i duchem prawdziwie ewangelicznym natchnione pow iastki i opowiadania, oraz, małe pouczające artykuliki zamieszczone w k a ­ lendarzu, mogą nader zbawiennie oddziałać na czytających. Że k a ­ lendarz znalazł dobry przystęp i je st ochotnie przyjmowany, dowo­

dzi tego rozejście się jego w 60,000 prawie egzem plarzach, co ja k na Włochy je st nader pokaźną liczba.

(18)

W alka kościelna tocząca się w Niemczech, zajmuje tu nie po­

mału w szystkich; ktoby jednak sądził, źe Włochy stoją po stronie księcia Bism arka, ten grubo się myli. W łosi bezwyznaniowi n a­

wet, jakkolw iek przyklaskują księciu, tam, gdzieby szło o usunięcie papieża z Rzymu, długoby się namyślali, zanimby na to się zgo­

dzili. W łoch ultram ontański, widzi w księciu kanclerzu coś stra­

szniejszego ja k Sułtan turecki, a wielka masa ludzi ciemnych, nie pojmuje zupełnie tego, czego chcą w Prusach i cedzi przez zęby:

m aladetti tedesci. W łochy pragnęły Rzymu i posiadają go, lecz, dla W łocha Rzym bez papieża, to jak opera bez śpiewaków. W po­

jęciu Włocha, ja k nie może być Rzymu bez kolumny T rajana, bez Coloseum, katakom b, bazyliki śgo. Piotra, — tak nie byłby Rzym Rzymem, bez Papieża. W łosi wszystkich odcieni politycznych w tym punkcie zgadzają się na jedno, a nawet stary Garibaldi, mimo wszelkich deklam acji swoich, niezawodnie z przykrością widziałby Papieża opuszczającego Rzym. Co się zaś tyczy samych Rzymia- nów, ci nigdyby nie pozwoliliby na opróżnienie W atykanu, umiejąc albowiem dobrze rachować, wiedzą, ile im przynosi napływ cudzo­

ziemców w samym wielkim tygodniu. W ogólności, tak pod wzglę­

dem politycznym, ja k religijnym, nie można Włochów mierzyć w e­

dle zwykłój modły a zdania korespondentów dziennikarskich, są często nader lekkomyślne, a nawet śmieszne. W łoch, pod względem politycznym je s t wiernym uczniem Machiawela, — pod względem religijnym zaś, zabobonny, czy nabożny, je st w gruncie serca niedo­

wiarkiem. Z tego powodu sądzimy, źe gorliwe i prawdziwe chrze­

ścijańskie usiłowania W aldensów, tych jedynych i rzetelnych do­

broczyńców Italji, powinny być wspierane przez całe ewangelictwo, nietylko darami pieniężnemi, ale i gorliwemi modlitwami przy- czynnemi.

P o k ł o s i e .

„G łów ną rzeczą jest, nie szlachectwo ojców, ale szlachetny ży­

wot. Niewolnika noszącego kajdany, skoro poznam zacność jeg o duszy, nazwę szlachcicem i panem, kto zaś niskim jest w swych myślach, chociażby wysokie piastował godności, je s t w moich oczach nieszlachetnym człowiekiem. Bo, czyliż nie je s t niewolnikiem ten, który służy grzechow i? W szelka inna niewola zależy od zewnę­

trznych okoliczności, ta zawisłą jest od naszych usposobień. Od usposobień naszych zależy niewola nasza i nie była pierwotnie

(19)

ludzkićj naturze właściwą, gdyż Bóg nie stworzył człowieka do niewoli, ale do w olności; stworzył Adama i Ew ę i oboje byli

wolnymi". J a n Złotousty.

„W ja k i sposób szukam Cię Panie? Gdy szukam Boga, u g a­

niam się za błogosławionym żywotem. Chcę Cię szukać Boże mój, aby dusza moja żyła, gdyż ciało moje żyje przez duszę, a ja przez Ciebie. Jak ż e mam szukać błogosławionego żyw ota? Mamźe go szukać w wspomnieniach, jakobym o nićm zapomniał i wiedział o tćm, żem zapomniał ? Albo, mamźe go szukać i pożądać jak cze goś nieznanego o czóm nigdy nie wiedziałem, lub o czóm tak z a ­ pomniałem, iż nie wiem już, iż o tćm zapomniałem? Jestźe błogo- sławionćm życiem to, czego wszyscy chcą i czy na prawdę niema żadnego, któryby go nie pożądał? Zltąd znają życie to ci, którzy go p rag n ą? Gdzie je widzieli, że je tpjłują? Mamy je, a jednak nie wiem w ja k i sposób. Mimo to ci, którzy je mają, są w różny sposób nićm uszczęśliwiani. W ielu je st szczęśliwych w nadziei."

Śty. Augustyn.

„Pismo święte jest najlepszym przyjacielem ; zachęca, prosi niemal, aby je czytać, tak, że człowiek z rozkoszą podejmuje trudy zgłębienia tego, co dlań je st ciemnćn); a i sam układ Pisma i w aż­

ność przedmiotu, ułatw iają i łagodzą w szystkie trudności. D la tego wszyscy, którzy się przyzwyczaili chętnie i często słuchać słów Boga w Piśm ie świętćm, noszą w sobie niejako znak, który ich wzywa jako wybranych do niebiańskiój szczęśliwości. Ew angelja je s t cnót zwierciadłem: nie pochlebia nikomu, nie zwodzi nikogo:

każdy zobaczy się w tćm lustrze jakim jest, tak, że nikt nie z a ­ drży, jeżeli się niema czego bać; ale też radości i pokoju nie do­

zna ten, kto się czuje złym. Czytanie Pism a jest potrzebą naszą, gdyż przez nie uczymy się poznawać co czynić, co odrzucić, za czćm dążyć mamy. Dlatego też powiedziane je s t: „Słowo twoje je s t pochodnią nogom moim i światłością na drodze mojćj" (Psalm 1

119. 105). Przez czytanie Pism a świętego kształci się pojęcie i ro­

zum. Ono uczy modlić się i pracować. Modlitwa, czytanie Pisma, praca, stłumiają w ystępki a poczucie cnoty utrzymują w duszy.

Trw aj zatćm w czytaniu i rozważaniu Pism a św iętego; postępuj wedle przykazań Bożych; okazuj gorliwość dla Biblii i nie ustawaj w tćm nigdy. W Piśmie świętćm każda płeć i stan każdy znajdzie dla siebie zbawienne nauki, jeżeli ich tylko szczćrze szu k a."

Śty. Bernard.

„U spraw iedliw iająca wiara da się przyrównać do boskości J e ­ zusa C hrystusa. Był on człowiekiem bez grzechu i przeto uzdra­

wiał chorych, rozwidniał ślepych, po wodach chodził i umarłych wskrzeszał, ale te cuda nie są wypływem jego boskości, owszem,

(20)

ii i tri je czynił, był ju ż Bogiem i synem Boga. W ięc nie przez nie, ale dla nich został Bogiem, aby tym jaśniój okazała się boska jego natura. T ak też żywa w iara prawdziwego chrześcijanina ew ange­

lizuje jego duszę, aby nie przestaw ała dobrze czynić. Lecz te czyny nie robią człowieka prawdziwym chrześcijaninem, nie robią go spra­

wiedliwym, dobrym, świętobliwym i Bogu miłym, ale raczćj ja k C hrystus P an przez swą Boskość czynił cuda, a nie przez cuda Bogiem był, podobnie każdy wierny dla swój wiary a nie z uczyn­

ków jest chrześcijaninem, i by najlepsze czyny to przecie nie sp ra­

wiają, tylko dowodzą naszćj sprawiedliwości i dobroci. Boska J e ­ zusa natura była przyczyną jego cudów; w iara w społeczności z miłością są sprężyną naszych dobrych uczynków. C hrystus czynił cuda, które i Boga chwaliły i jego samego sław iły; dla swego po­

słuszeństwa zm artwychwstał i dzierży wszelką władzę na niebie i na ziemi. Nie inaczój dzieje się z w iarą; zostaje ona w ścisłym związku z duszą naszą, a zatćm wszystko co jednój, to i drugi ój stronie przysługuje, ponieważ zaś dobre uczynki świadczą o źywćj wierze, owszem idą za nią ja k światło za płomieniem, przeto często obiecuje im Pismo św. żywot wieczny, W iara, je st węzłem duszy z Chrystusem i trójca ta : C hrystus, w iara i dusza, spływ a w je ­ dnostkę, zasługi zaś C hrystusa idą na korzyść duszy. Dobrze więc powiedział św. Augustyn, że Bóg koronuje w ludziach dary swoje.

Świadczy o tćj spółce duszy z w iarą sam Pan Chrystus, modląc się do Boga za swymi Apostołami i za tymi, którzy przez ich słowa uwierzą w N iego; ś. Ja n 17, 20 i następne: „Nietylko za tymi proszę, ale i za owymi, którzy przez słowo ich uw ierzą w mię, aby wszyscy byli jedno, ja k o ty Ojcze we mnie a ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, żeś T y mię posłał.

A ja tę chwałę którąś mi dał, dałem im, aby byli jedno, jak o my jedno jesteśm y." U fając tedy ś.ś. Apostołom, że „C hrystus wy­

dany jest dla grzechów naszych, a w stał z martwych dla u sp ra­

wiedliwienia naszego (do Rzym. 4, 25), jednoczymy się z C hrystu­

sem, a ponieważ C hrystus jedno je s t z Bogiem, przeto przez C hry­

stusa jednamy się z Bogiem. Co za nieopisana radość chrześcijanina dostępującego przez wiarę takich rzeczy, „na które pragną patrzyć Aniołowie" (1 Piotra 1, 12). Łatw o teraz znaleźć różnicę między nami a tymi, którzy do usprawiedliwienia nietylko wiary, ale i uczynków wymagają. Zgadzamy się z niemi w tćm, że i my przyjmujemy uczynki, twierdząc, iż usprawiedliwiająca w iara bez nich być nie może i że ci, których wiara usprawiedliwiła, nie inne, tylko same dobre uczynki sp ełn iają ; różnimy się zaś od nich tym, że wierze bez uczynków przyznajemy moc usprawiedliw iającą. W iara bowiem przywłaszcza nam Chrystusa, a Jeg o sprawiedliwość i świę-

(21)

tobliwość stają się naszą sprawiedliwością i świętobliwością, za czóm idzie, źe mniemanie jakoby usprawiedliwienie w Chrystusie nie zdołało nas przed Bogiem usprawiedliwić, ale źe do tego uczyn­

ków z naszój strony potrzeba, niewdzięczne je st i bezbożne. T rzy ­ mamy się więc słów Apostolskich zawartych w liście do Żydów 9, 13— 14: „ jeśli krew wołów i kozłów i popiół jałow ic pokra­

piający, splugawione poświęca ku oczyszczeniu ciała, jak o daleko więcój krew Chrystusowa, który przez Ducha wiecznego samego siebie ofiarował nienaganionym Bogu, oczyści sumienie wasze od uczynków martwych ku służeniu Bogu żywemu."

Aonio Paleario.

„Bóg sam postanowił małżeński stan, a ja k go ubłogosławił i uzacnił, pokazuje to, iż jednorodzony Syn Ojca z wieczności przy­

był sam na gody w K anie G alilejskićj i spełnił na nich pierw szy cud swój. Zaproszony, mógł powiedzieć: nic przyjdę, muszę du- chownemi zajmować się sprawami, a gody to rzecz świecka. Lecz, jako Biskup dusz naszych, nie pogardził weselem, bo ono jest po­

czątkiem życia rodzinnego, i dlatego nie uchylił się od przyjścia na gody, aby każdy z nas mając przykład ten przed oczami, mógł pow iedzieć: Ponieważ Bóg tak rozrządził, że jako służebnica, sługa, dziecię, mąż, matka, stanowi małżeńskiemu i życiu rodzinnemu po­

magać mam, chcę chętnie to czynić i w małżeńskim stanic ocho­

tnie służyć Bogu. Widzę albowiem, źe Pan mój Jezus C hrystus sprzyja małżeńskiemu stanowi, skoro sam idzie na gody w K anie, nietylko, aby uczcić małżeństwo, lecz aby się także stać i pomocą jego. N auka, którą o małżeństwie w ewangelji czerpiemy, jest ko­

nieczną nietylko w obec kacerzy i papistów, ale i w obec takich marzycieli i kłamców jak Baptyści, oraz wszystkich tych, którzy są przeciwnikami świętego stanu m ałżeńskiego".

Dr. M. Luter.

„C hrystus wiedział, co mu Ojciec niebieski polecił, i dla czegó na świat zesłany został, — to jest, by nas ze wszystkiego- złego wyzwolił. Czynami swćmi udowodnił to, przy wskrzeszeniu Ł azarza zaś pokazał, ja k głęboko to czuł. Dlatego nim wzbudził Ł azarza, rozrzewnił się sam w sobie i łzy popłynęły mu z oczu, czćm oka­

zał, żc cierpi wraz z nami i czuje dolegliwości nasze. Błędem je­

dnak byłoby mniemać, źe Chrystus wtenczas tylko doznawał smutku lub radości, gdy, wedle zrządzenia Bożego dopuszczał do siebie owe uczucia. Daleko prostszćm i z Pismem świętóm zgodnóm je st p rze­

konanie, źe Syn Boży, wziąwszy na siebie ciało nasze, przyjął w siebie i uczuciowość naszą, aby od nas iliczćm się nie różnił krom grzechu. Nasze uczucia i pragnienia są nieraz grzeszne, już to dlatego, źe z nieczystego źródła wypływają, już z tego powodu,

(22)

że w nieprawy sposób się objawiają. Coś podobnego nie stało się nigdy z C hrystusem ; wzruszenia Jeg o nie przekraczały nigdy miary i wypływały zawsze z czystego źródła. W chwilach wielkich wzru­

szeń, poddawał się C hrystus woli Ojca. Słowem, uczucia Chrystusa, tak są odmienne od naszych, jak czysta, nie zmącona, żywo i prosto płynąca woda, od spienionych, burzliwych, zamulonych potoków".

J a n Kalwin.

Przegląd literacki.

„N a jw a żn iejsze różnice w nauce kościoła lu- terskiego, refo rm irsk ieg o , złączonego i katolickiego.

P rzez E d w a r d a K elln era księd za k o ścio ła luter- slciego w S w irc z o w ie p o d N am ysłowem .. W edług u rzą ­ d ze n ia kościelnej zw ierzch n ości n a nowo w ydano.

1874.

Niewielka ta książeczka, licząca 53 stronnic, je st nowóm w y­

daniem przed laty drukowanćj takiójże książeczki tegoż autora, — a jak k olw iek niewielka objętością, je st nader cenną pod względem treści. Podzielona je s t na trzy części, z których p i e r w s z a , mówi o różnicach w nauce kościoła luterskiego i reform owanego; d r u g a o dziesięciu przyczynach, czemu luteranie nowój agendy i kościoła złączonego nie przyjęli, oraz sumę argumentów przeciwko unj i ; t r z e c i a c z ę ś ć zaw iera w sobie 20 błędnych nauk kościoła rzym ­ sko katolickiego. Na stronicy 49 je st przydatek : pięć stopni do nieba i dopis czcigodnego pastora Dra. Bessera.

Jakkolw iek książeczka ta, jest przeznaczona szczególnićj dla członków tak zwanego kościół Staro-luterski, pouczenia zaw arte w nićj są nader ważne wobec szerzącój się bezwyznaniowości. K sią ­ żeczka ta, należąc treścią swoją do działu symboliki, wzbogaca li­

teraturę naszą, która posiada małą wprawdzie ale cenną książeczkę ks. Angersteina „Popularna symbolika".

Radzilibyśmy wydawcy „Najważniejszych różnic", by się po­

starał o rozszerzenie swój książeczki, a wydawnictwo Zwiastuna ofiaruje w tym względzie chętnie swe usługi.

Pod względem językow ym nie wytykamy błędów znajdujących się w powyźszój książeczce, bo je st to rzecz powszednia w polsko- pruskich wydaniach.

(23)

Ze szkoły.

— Czesi w ydają Bibliotekę pedagogiczną (Bibliotheka peda- gogicka) dzieło nader pożyteczne i odznaczające się doborem za- mięszanych w nidm prac. Między innćmi znajdujemy tam J . A.

Komenskeho D idaktika analitycka, — przekład z łacińskiego do­

konany przez F . J . Zoubka. — Z fundacji H abera, otrzymali sty- pendja nauczyciele przy szkołach Mistrzowickićj, H ażlaskiój i Gu- mieńskidj w zborze Cieszyńskim. To jednak jest niedogodnym w rzeczonej fundacji, źe nie nauczyciel proszący otrzymuje stypen- djum, lecz jego następca.

Wiadomości z kościoła.

— Dnia 9. marca odbyła aię pod przewodnictwem Seniora szląskiego Dra. Ilaaseg o konferencja pastoralna w Cieszynie, na którdj uchwalono, aby pastorowie cgęścidj zgromadzali się, celem wzajemndj wymiany myśli pod względem pastoralnym. Pierw sze takie zgromadzenie miało miejsce 4. kwietnia także w Cieszynie. — W alne zgromadzenie szląskiego filjalnego towarzystwa G ustaw a Adolfa odbędzie się w Ligotce kameralndj dnia 27. maja w dzień Bożego ciała. — W Nitranskidj Strede na W ęgrach zbór tamtejszy luterski w ybrał na pastora swego p. Paw ła Bogyaya, dotychcza­

sowego kapelana Myjawskiego. — W Czechach mnożą się szkoły niedzielne. Zaprowadzono je w zborze Horatewskim, we wsi H ra- distk, w Pistech i. w. i. — Seniorem wschodniego senioratu cze­

skiego augsburskiego wyznania został wybrany K. Lany\ pastor Czerniłowpki, niezmordowany i zasłużony wydawca ewangelickiego Oirkewnika. — Nowoobrany wikarjuez superintendencjalny w W ie­

dniu, Formey. został instalowany przez pastora Dra. Porubszkiego.

Instalacja odbyła się w kościele Gumpendorfskim. — W niedzielę J u ­ dica dnia 14. marca, w ew. augsb. kościele W arszawskim zainsta­

lowany został uroczyście jak o generalny-superintendent Jk . ksiądz Ewert. — St. Petersburgisches Evangelisches Sonntagsblatt Nr. 7.

Pisze: „Londyński" „Jew isch Intelligener" donosi, co następuje:

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dyplomy, upominki dla laureatów oraz certyfikaty dla szkół zostaną przekazane podczas spotkania, które będzie podsumowaniem projektu – „Czytanie jest przygodą”. Informacja

Tak więc traktat wraz z jego poetyckim zakończeniem jest utworem nie tylko o paidei Chrystusa, o Nim jako o Wychowawcy w sensie literalnym, ale też przez chresis -

Projekt jest to przedsięwzięcie, na które składa się zespół czynności, które charakteryzują się tym, że mają:.. 

Zurow- skiego bylo uroczg gaw^dg na temat jego spotkari z poezjg Norwida, ktorg Profesor czyta zawsze na przebogatym tie poezji francuskiej... 230

Z kolei pod względem liczby medali najlepsza jest królowa polskiej lekkoatletyki –Irena Szewińska, która z czterech igrzysk przywiozła siedem medali (trzy złote i po dwa srebrne

Na podstawie motywów do ustawy postępowania karnego z 1928 roku ekspertyza taka była dozwolona: „Rozumie się również, że świadectwa i opinie, wydawane przez

Przyszłość ta związana jest, jak się wydaje, z możliwością zachowania idei swoistości ludzkiej świadomości, działania i praktyki (jako jawnych dla samych siebie),

Sens początku staje się w pełni zrozumiały dla czasów późniejszych - z końca widać początek - a zarazem jego rozumienie jest ożywcze dla tych czasów - jest dla