• Nie Znaleziono Wyników

Nieznajomi to groźba... : czyżby rzeczywiście?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nieznajomi to groźba... : czyżby rzeczywiście?"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Zygmunt Bauman

Nieznajomi to groźba... : czyżby

rzeczywiście?

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (119), 185-194

(2)

/

Świadectwa

Zygmunt BAUMAN

Nieznajomi to g ro źb a... C zyżb y rzeczywiście?

C okolw iek nie przydarzyłoby się m iasto m w to k u ich d ługich dziejów, jedno pozostaje niezm ienne: m iasta są te re n am i, na których n iezn ajo m i są stale obecni, nie p rzestając być nieznajom ym i, czyli obcym i. W szechobecność obcych /n iezn a­ jom ych, będących uparcie w zasięgu oczu i dłoni, w strzykuje sporą, a niem alejącą dozę niepew ności w czynności życiowe m ieszkańców m iast. Ta obecność jest obfi­ tym i niew yczerpalnym źródłem niepokoju oraz drzem iącej zazwyczaj, lecz od czasu do czasu budzącej się do gw ałtow nych czynów, agresywności.

N iezn ajo m i - obcy - stanow ią także w ygodne, bo stale będące pod ręką ujście dla naszego w rodzonego strac h u p rze d tym , co n ieznane, niepew ne i n ieprzew idy­ w alne. Egzorcyzm ując nieznajom ych z naszych dom ów i ulic, możemy, choćby i na k ró tk ą tylko chw ilę, przepędzić naw iedzającego nas upio ra niepew ności; sym bo­ licznie przy n ajm n iej go spopielić, puszczając z ogniem jego k u k łę ... Jednakże na przek ó r w szelkim obrządkom egzorcyzm u, nasze płynno-now oczesne życie pozo­ staje uparcie niepew ne, nieobliczalne i kapryśne; poczucie ulgi bywa na ogół k ró t­ kotrw ałe, zaś nadzieje w iązane z naw et najb ard ziej bezw zględnym i p oczynaniam i w iędną tu ż po z a k ie łk o w a n iu .

N ieznajom y to z defin icji człowiek o niezn an y ch n am p o b u d k ach i skłonno­ ściach, zam iarach i zw yczajach, których m ożem y się dom yślać, ale nie m ożem y być całkow icie pew ni. We w szystkich rów naniach, które u k ład am y przy z a sta n a­ w ian iu się n ad tym , co robić i jak się zachować, n ieznajom y pozostaje zm ien n ą nieznaną. N ieznajom y to w k ońcu „nie-znajom y”; dziw ne stw orzenie, którego za­ m iary i reakcje m ogą być całkow icie in n e od zam iarów i reak cji zwykłych (zwy­ czajnych, znajom ych nam ) ludzi. (Tę ich cechę chw ytają celnie asocjacje znacze­ niowe angielskiej nazwy nieznajom ego: „stra n g e r”, nieznajom y, ale zarazem ktoś „stran g e”, dziwaczny). N aw et jeżeli nie zachow ują się agresyw nie i nie dają

powo-18

(3)

18

6

du do niechęci, już sam a obecność nieznajom ych k rępuje z racji tej ich cechy i przy­ sparza k łopotu, bow iem czyni tru d n ie jszy m jeszcze i ta k przecież niełatw e zad a­ n ie przew idzenia skutków naszych poczynań i skalkulow ania szansy ich sukcesu. Jednakże obracanie się w tej sam ej, co n iezn ajo m i przestrzen i, a więc ich (chciana czy niechciana) bliskość fizyczna jest stanem , który m ieszkańcy m iast przyw ykli uważać za n ad e r trudny, a pew nie i całkiem niem ożliw y do u niknięcia.

A poniew aż ustaw iczna bliskość n iezn ajo m y ch jest dla m ieszkańców m iast w yrokiem losu nie do odw ołania, m u s z ą oni projektow ać, poddaw ać próbom i wciąż na nowo w eryfikow ać jakieś modi co-vivendi, któ re pozw oliłyby uczynić w spółżycie straw nym , a życie znośnym . Sam m odus jest jed n ak kw estią w y b o ­ r u . A raczej jest p rze d m io te m w yborów ustaw icznych, dokonyw anych na co dzień i co chw ila, w każdym d ziała n iu lub jego z a n ie ch a n iu - z rozm ysłem czy bez, celo­ wo czy m im ochodem . Ów m odus jest w ytw orem św iadom ej decyzji lub m echa­ nicznego posługiw ania się przyjętym i obyczajam i; m oże być n astępstw em głębo­ kiej refleksji i szerokiej dyskusji albo kolejnej fali mody. A zauważmy, że rezygna­ cja z poszukiw ania modus co-vivendi jest także jednym z m ożliw ych w yborów ...

O Sao P aulo na p rzy k ła d - najrozleglejszym , n ajtłoczniejszym i najszybciej rozrastającym się m ieście B razylii - Teresa C aldeira pisze: „Sao P aulo jest dziś m ia ste m m urów. Fizyczne b arie ry w znoszone są w szędzie - wokół domów, m iesz­ kań, parków , placów, biurow ców i s z k ó ł . Nowa estetyka bezpieczeństw a k ształ­ tu je w szystkie typy budow li i narzuca nową logikę n ad z o ru i d y s t a n s u . ”. Każdy, kogo na to stać, nabyw a rezydencje w „k o n d o m in iu m ” będącym z założenia p u ­ stelnią: fizycznie w ew nątrz m iasta, lecz społecznie i duchow o poza jego g ran ic a­ mi: „G rodzone (gated) społeczności (communities) m ają być oddzielnym i św iatam i. Ich p ro sp ek ty zapow iadają «totalny styl życia», k tó ry m a stanow ić alternatyw ę dla jakości życia oferowanej przez m iasto z jego p o d u p ad łą p rze strzen ią p u b lic z n ą ”. W iodącą cechą k o n d o m in iu m jest jego „izolacja i oddalenie od m iasta . Izolacja oznacza odcięcie się od tych, którzy uznaw ani są za społecznie gorszych”, a jak p odk reślają dew eloperzy i agenci n ieruchom ości, „kluczowym czynnikiem by to zapew nić jest bezpieczeństw o. O znacza ono przegrody i m u ry otaczające ko n d o ­ m in iu m , całodobow y nadzór strażników k o n trolujących wejścia, a także w ielora­ kie sposoby trzym ania innych za b ram ą i in fra stru k tu ry m u służące”1.

Jak wszyscy wiemy, p łoty nie m ogą nie m ieć dwóch s t r o n . D zielą więc one ciągłą sk ą d in ąd p rze strzeń na „w nętrze” i „zew nętrze” - z tym , że co jest „wnę­ trz e m ” dla lu d zi po jednej stronie p ło tu , jest „zew nętrzem ” dla tych, co się znaleź­ li po drugiej. M ieszkańcy kondom iniów odgradzają się od zgiełku i tr u d u m ie j­ skiego życia, zam ykając się w oazach spokoju i bezpieczeństw a. Lecz tym sam ym oddzielają w szystkich in n y c h od przyzw oitych, m iłych i b ezpiecznych terenów m iejsk ich - skazując ich na zapuszczone, podlejsze z reguły i nędzne, a stygm ą obarczone dzielnice. O grodzenie separuje „dobrow olne getto ” w ybrane przez tych

T. C ald eira F ortified Enclaves. The N e w Urban Segregation, „Public C u ltu re ” 1996, s. 303-328.

(4)

Bauman Nieznajom i to g ro źb a ... C zyżb y rzeczywiście?

z gór społecznych od przym usow ych gett na jakie skazano tych na doły ze p ch n ię­ tych. D la okopanych w dobrow olnym getcie, te in n e getta, getta z m usu, są m ie j­ scam i „do których m y się nie zapuszczam y”, gdy dla tych zam kniętych w ich w nę­ trzu , są m iejscam i „z których nie m ożem y się w ydostać” .

Jak na ironię, m iasta, które zakładano celem schronienia się p rze d groźbą cza­ jącą się na zew nątrz wałów dziś coraz częściej kojarzą się z siedzibą zagrożeń. Jak u jm u je to N an Ellin:

C zy n n ik strach u niew ątpliw ie wzrósł, na co w skazuje coraz w iększa ilość zaopatrzonych w alarm y samochodów , barykadow anych bram w ejściow ych i osiedlow ych system ów a la r­ mowych, a także popularność „odgrodzonych” i „bezpiecznych” osiedli dla w szelkich grup wiekowych i dochodow ych, o raz coraz bardziej w ścibski nadzór n ad p rzestrzen ią p u b licz ­ ną, nie w spom inając już o niekończącym się potoku alarm ów o niebezpieczeństw ach p ły­ nącym niep rzerw an ie ze środków masowego p rzek azu .2

Rzeczyw isty czy dom n iem an y sto p ień zagrożenia dla ciała i w łasności staje się głów nym arg u m e n tem rozw ażanym przy ocenie zalet i w ad dom ostwa i rejonów m ieszkaniow ych. G ra n ie na strac h u p rze d zagrożeniem jest osią strateg ii m a rk e­ tingow ych u praw ianych na ry n k u nieruchom ości. K orzenie niepew nej przyszło­ ści, kru ch o ści społecznych pozycji i poczucia egzystencjalnego zagubienia, n ie o d ­ łącznie tow arzyszące n am w „płynnie now oczesnym ” świecie, tkw ią z reguły d ale­ ko poza zasięgiem jednostkow ych poczynań, ale nam iętn o ści, któ re w zbudzają, sk u p iają się na ogół i w yładow ują na celach w zasięgu dłoni, a w ostatecznym ra ­ c h u n k u na trosce o bezpieczeństw o osobiste. Obawy z n a jd u ją ujście w p rak ty k ach segregacji i w ykluczania. P rzestrzeń m iejska staje się te a tre m w ojny podjazdow ej, której celem i główną staw ką jest ko n tro la n a d dostępem do niej.

Jak zauważa Steven Flusty, wnikliw y badacz współczesnych tendencji w archi­ tekturze am erykańskich m iast, obsługa terenow ych wojen, a szczególnie poszuki­ w anie coraz w ym yślniejszych sposobów zagradzania przeciw nikow i dostępu do za­ garniętych terenów, jest ta m główną troską i siłą napędow ą arc h itek tu ry i u rb an i­ styki. Innow acjam i w ybijanym i na p la n pierwszy w p rospektach reklam ow ych są „tereny prohibicyjne” - „tak pom yślane, by przechwytywać, odpierać lub odcedzać potencjalnych użytkow ników ” . Jawnie głoszonym celem „terenu prohibicyjnego” jest oddzielanie, separow anie i w ykluczanie - a nie dostarczanie mostów, udogod- n ianie dostępu i zachęta do zatrzym ania się na dłużej lub w yznaczania spotkań. Celem nie jest ułatw ianie, lecz przeryw anie kom unikację, nie łączenie, lecz rozłą­ czanie. Zauw ażone, odnotow ane i skatalogowane przez F lu sty ’ego nowości archi­ te k to n ic zn o -u rb a n isty c zn e są u ak tu aln io n y m i te ch n ic zn ie o d pow iednikam i fos, m ostów zwodzonych, wież, wałów obronnych i otworów strzelniczych w starodaw ­ nych m iastach-tw ierdzach; tyle, że m iast jednoczyć m ieszkańców w obronie m iasta przed zew nętrznym i wrogam i, służą tem u, by m ieszczan dzielić i skłócać. Pośród

N. E llin Shelter fro m the Storm , or From Follows F ear and Vice Versa, w: A rchitecture o f

(5)

18

8

nowości odnotow anych przez F lu sty ’ego znalazł się „teren w ykrętny” (slippery) - „do którego nie m ożna się dostać z pow odu z pow odu wijących się nieskończenie dróg dojścia lub całkowitego takowych b ra k u ”; „teren ciernisty” - „na jakim nie sposób się wygodnie usadowić, bo przeszkadzają w tym w budow ane w ściany zra­ szacze dla odstraszania włóczęgów lub spadzistość ławek uniem ożliw iająca dłuższe przesiadyw anie”; wreszcie „teren irytujący” - „do pozostaw ania na którym zniechę­ ca jawna a n atrę tn a obserwacja przez p atrole lub podglądanie przez kam ery p rzeka­ zujące to co w idzą do central ochroniarskich”. W szystkie te urządzenia, a także licz­ ne inne im podobne, m ają to samo na celu: wyciąć z m iejskiego otoczenia eksteryto­ rialne enklawy i przeobrazić je w m inifortece, w ew nątrz których członkowie supra- terytorialnej elity m ogą hołubić, kultywować i pielęgnować swą cielesną niezależ­ ność i duchow ą izolację od sąsiedztwa i n im i się napaw ać3.

Zjawiska opisane przez Stevena F lu sty ’ego są najbardziej w yrafinow anym i tech­ n icznie przejaw am i „m iksofobii” - n ad e r rozpow szechnionej reakcji na p rzy p ra­ w iającą o zaw rót głowy, stra c h e m napaw ającą i w ycieńczającą nerw ow o ró ż n o ­ rodność typów lu d z k ich oraz stylów życia, ocierających się o siebie codziennie na ulicach w spółczesnych m iast także w „pospolitych” (czytaj: n iech ro n io n y ch przez „tereny p ro h ib ic y jn e”) d zielnicach m ieszkalnych. D aw anie ujścia skłonnościom segregacjonistycznym m oże ulżyć w zrastającem u napięciu: m oże tych zbijających z p a n tały k u m ięd zy lu d zk ich odm ienności nie da się przezwyciężyć, a tym bardziej ze sobą pogodzić - ale czy nie da się przynajm niej odsączyć z ja d u z ich żądeł, jeśli k ażdą form ę życia zam k n ie się w osobnej a odizolow anej, dobrze oznakow anej i bacznie strzeżonej e n k l a w i e . A m oże istn ieje choćby szansa na to, byśm y sobie, naszym b lisk im i innym „tak im jak m y ” ludziom zapew nili te ry to riu m w olne od tego za m ę tu i chaosu, owych nie dających się an i usunąć an i wygoić dolegliw ości p ospolitych m iejsk ich o b s z a r ó w .

„M iksofobia” objawia się w d ążeniu do wysp jednolitości i tożsam ości pośród m orza różnorodności i różnic. Przyczyny m iksofobii są b an a ln e - łatw e do zrozu­ m ienia, choć nie całkiem łatwe do wybaczenia. Jak sugeruje R ichard S ennett, „uczu­ cie «my», które wyraża się w p rag n ie n iu otaczania się lu d ź m i do m nie podobnym i, jest sposobem na u n ik a n ie uciążliw ej p otrzeby głębszego w glądu w sam ego sie­ b ie ” . O biecuje ono tym sam ym pew ien rodzaj duchow ego wygodnictwa: ułatw ie­ n ie w spółprzebyw ania przez skasow anie w ym ogu w zajem nego zrozum ienia, nego­ cjacji i kom prom isu:

N atu raln a dla obrazu w yidealizowanej w spólnoty jest chęć u niknięcia rzeczywistego w niej uczestniczenia. Poczuw anie się do w spólnoty w ięzi przy odm ow ie w spólnoty dośw iad­ czeń w ynika w pierw szym rzędzie ze strach u p rzed zaangażow aniem , przed w ynikający­ mi zeń tru d n o śc ia m i i w yzw aniam i, przed bólem , jaki m ogą one zadać.

D ążenie do „w spólnoty p odobieństw ” jest zn am ien iem w ycofania nie tylko z od­ m ienności tego, co pozostało na zew nątrz - lecz rów nież ze zobow iązań wobec

(6)

Bauman Nieznajom i to g r o ź b a . C zyżb y rzeczywiście?

żywiołowych, choć burzliw ych, angażujących, a wszak uciążliw ych in te rak cji z ty ­ m i „podobnym i do m n ie ”, tym i, co w ew nątrz4.

Wybór drogi wskazywanej przez m iksofobiczną strategię m a konsekwencje zgoła in n e od oczekiwanych: im większego rozp ęd u i energii n ab ierają poczynania przez tę strategię p odpow iadane, tym m niejsza jest ich skuteczność. Im d łuższy jest czas, k tóry ludzie spędzają w tow arzystw ie „takich jak m y”, „sw oich”, z k tórym i obcują pobieżnie i naskórkow o, nie ryzykując n iep o ro zu m ien ia i n ie dośw iadczając p o ­ trzeby w zajem nego zro zu m ien ia m iędzy odrębnym i św iatam i znaczeń - tym w ięk­ sze jest ryzyko, że oduczą się sztuki dochodzenia w spólnych znaczeń oraz d o p ra­ cowywania się m o d u su co-vivendi - lub zgoła nie zdołają się jej nauczyć. P rzejęci więc w iększym jeszcze lęk iem p rze d „innością”, skrzętniej jeszcze niż w przódy unikać b ęd ą okazji sp otkania z n ią tw arzą w tw arz. A znów w idok nieznajom ych p rzeraża tym b ardziej, im w iększym się ich łu k iem na co dzień om ija i im rzadziej się ich n apotyka. Sum m a summarum, szansa na w zajem ne p o ro zu m ien ie , k tóre m ogłoby pogodzić inność w spółm ieszkańców świata z w łasnym jego obrazem i m o­ delem w łasnego w n im życia, kurczy się n ieustępliw ie, jeśli w ogóle m iała okazję się pojaw ić. M iksofobia m oże być pow odem dążenia do je dnolitych a te ry to ria ln ie izolow anych środow isk, lecz to w łaśnie p rak ty k a separacji te ry to ria ln e j, do jakiej p obudza stanow i jej główne źródło życiodajnego p okarm u.

M iksofobia n ie jest jedyną te n d en c ją zm agającą się o lepsze na m iejsk ich p o ­ lach bitew nych. Życie w m ieście jest dośw iadczeniem notorycznie am b iw alen t­ nym . Pociąga i odstrasza zarazem , a p rzy tym d okładnie te sam e aspekty życia w m ieście n ap rz em ia n lub rów nocześnie przyciągają lub odstraszają. T rudna do w chłonięcia i zaasym ilow ania różnorodność środow isk m iejsk ich jest pow odem do obaw, jednakże to te m u sam em u skrzącem u się od n iesp o d zian ek krajobrazow i m iejskiem u, zawsze nowych zaskakujących uroków p ełn em u , przysługuje niezw y­ kła siła przyciągania i moc uw odzicielska.

Bycie w rzuconym w oślepiająco m igotliw e i ogłuszająco hałaśliw e widow isko życia m iejskiego o w ciąż m odyfikow anym , a chronicznie nieprzew idyw alnym sce­ n ariu sz u nie jest dośw iadczane - jednoznacznie - jako katusza; an i też chro n ien ie się p rze d n im n ie jest przeżyw ane bez m ieszanych uczuć. M iasto prow okuje i żywi zarów no m iksofilię jak i miksofobię. A m biw alencji nie da się uniknąć: im rozle- glejsza wszak i bardziej n iejed n o ro d n a jest m iejska sceneria, tym więcej atrakcji m oże zaoferować i dostarczyć. Zagęszczenie odm ienności m a, niczym m agnes, dwa bieguny. Przyciąga i odpycha, k u si coraz to nowsze zastępy lu d z i znudzonych otę­ p iającą m onotonią w iejskiego lub m ałom iasteczkow ego żywota, rozczarow anych jego pow tarzalnością, zaw iedzionych b rak ie m szans. R óżnorodność jest obietnicą zw ielokrotnienia perspektyw dopasow anych do w szelakich um iejętności i smaków. Jest więc m iksofilia, ta k sam o jak m iksofobia, sam onapędzającą, sam orosnącą i

sa-R. S e n n e tt The Uses o f Disorder. Personal Id e n tity and C ity L ife, F aber & Faber, L ondon 1996, s. 39.

4

18

(7)

06

1

m ow skrzeszającą się tend en cją. N ie zapow iada się, by k tóraś z dw óch przeciw ­ staw nych te n d en c ji m iała się wyczerpać czy stracić na wigorze. M iksofobia i m ik- sofilia w spółżyją ze sobą w każdym m ieście, ale także w duszy każdego m ieszk ań ­ ca m iasta. Jest to w praw dzie to koegzystencja niełatw a, pełna w ściekłości i w rza­ sku, ale pełna sensu dla ludzi, którzy przeżyw ają jej am biw alencję na co dzień.

W szystko zaczęło się w S tanach, lecz przeciekło do E uropy i obecnie rozlało się na większość krajów europejskich: te ndencja do tego, by lepiej sytuow ani m iesz­ k ańcy m iast w ykupyw ali się z tłocznych ulic m iejskich, na których w szystko może się zdarzyć i m ało co m ożna przew idzieć, do „osiedli grodzonych” : obwarow anych zabudow ań z rygorystyczną selekcją, otoczonych uzbrojonym i straż n ik a m i i n a­ szpikow anych k am eram i telew izyjnym i i antyw łam aniow ym i alarm am i. C i szczę­ śliwcy, którzy w k u p ili się w ściśle strzeżone „osiedla grodzone”, płacą krocie za „ochronę” : to jest za pozbycie się w szelkich intruzów . Z am k n ięte w m u rac h „spo­ łeczności” to zbiorow isko jednoosobow ych czy jed n o ro d zin n y ch kokonów zaw ie­ szonych w przestrzennej próżni.

W ew nątrz osiedli grodzonych ulice zieją przew ażnie pustk ą. W ięc jeżeli ktoś, „kto n ie należy” - n ieznajom y - pojaw i się na cho d n ik u , będzie z m iejsca spo­ strzeżony - zanim w yrządzi psotę lub krzywdę. W rzeczy samej każdy, kto p rze j­ dzie po d o knam i lub drzw iam i, m oże podpaść p o d kategorię obcego in tru z a, k tó ­ rego zam iarów ani n astępnego k ro k u nie m ożna być pew nym . Pewnie to łazik, włóczęga czy inny n a trę t o niecnych zam iarach. Żyjem y wszak w dobie telefonów k o m ó rk o w y ch (nie w sp o m in a ją c o ta k ic h już w y g o d n y ch u rz ą d z e n ia c h , jak M ySpace, Facebook czy Tw itter): przyjaciele m ogą w ym ieniać SMS-y, zam iast się odw iedzać, z n a n i n am ludzie są cały czas „o n lin e” i m ogą nas zawsze z góry po ­ w iadom ić o swoim zam iarze w padnięcia na chw ilkę. N iezapow iedziane p u k an ie do drzw i lub niespodziew any dzw onek są w tych w aru n k ach „w ypadkiem nadzw y­ czajnym ”, zd arzen iem wyjątkowym , sygnałem potencjalnego zagrożenia. To tak, jakby ulice „grodzonego o siedla” celowo świeciły p u stk a m i - by w targnięcie n ie ­ znajom ego lu b kogoś, kto się zachow uje jak nieznajom y, było dla niego zbyt ryzy­ kowne by próbow ał.

C zęsto używ ane określenie „grodzona społeczność” (czy naw et w spólnota: „ga­ te d co m m u n ity ”) jest m ylne i w b łą d tylko w prow adza. Jak czytam y w spraw ozda­ n iu badaw czym z 2003 roku, opublikow anym przez U niversity of Glasgow, „na ogrodzonym obszarze” nie w idać „pragnienia naw iązyw ania k o n ta k tu [...] P oczu­ cie w spólnoty jest tu m niejsze niż gdzie in d z ie j” . Jakby m ieszkańcy (a w ich im ie­ n iu także i agenci nieruchom ości) nie uzasadniali przedkładania grodzonych osiedli n a d otw arte, kosm icznych czynszów i cen za m e tr kw adratow y n ie p łaci się po to, by znaleźć sobie „w spólnotę” do „n ależen ia” tego irytująco w ścibskiego „zbioro­ wego n a trę ta ”, otw ierającego p o d stęp n ie ram iona tylko po to, by zawrzeć w uści­ sku jak w żelaznych kleszczach. N aw et jeżeli tw ierdzą inaczej (i czasem w to w ie­ rzą), ludzie płacą za u w o l n i e n i e ich od tow arzystwa: za to, b y b y ć z o ­ s t a w i o n y m i w s p o k o j u - sam ym sobie. W ew nątrz m urów, za elek tro ­ n icznie zatrzaskiw aną b ram ą m ieszkają sam otnicy: ludzie, którzy to le ru ją

(8)

„wspól-Bauman Nieznajom i to g ro źb a ... C zyżb y rzeczywiście?

n o tę ” (w „sieć” nom en om en przem ianow aną) w tedy i tylko wtedy, gdy przyjdzie im na to o c h o t a .

W iększość badaczy uważa, że głów nym pow odem , dla którego ludzie zam ykają się w ew nątrz m urów i C C TV „zam kniętych osiedli”, jest ich p rag n ie n ie - św iado­ m e czy nie, jawnie deklarow ane czy dom yślne - by trzym ać się z dala od licha, czyli w bezpiecznej odległości od nieznajom ych. N iezn ajo m y m oże być niebez­ pieczny, n ieznajom y to tyle, co p o ten cjaln a groźba - a czego poszukiw acze gro­ dzonych osiedli p rag n ą n ajb ard zie j, to pew ności, że niebezpieczeństw a zażegnane są n im się zbliżą i nic zatem n ie grozi; chcą nabyć pewność że m ogą uw olnić się od dręczącej, onieśm ielającej, obezw ładniającej obawy niepew ności. U fają - żywią nadzieję - że zostaw ią obawy po tam tej stro n ie osiedlowej b ram y wjazdowej.

Szkopuł w tym , że jest więcej powodów niepew ności. W ieści o rzeczyw istym czy d om niem anym wzroście przestępczości, szajkach włam ywaczy lub zboczeń­ cach seksualnych czających się za najbliższym rogiem w oczekiw aniu okazji do a tak u są tylko jednym z licznych. Bo przecież i posada jest niepew na, a więc i źró­ dło naszego u trzy m an ia, nasza pozycja społeczna, godność, prestiż i szacunek w ła­ sny. I to m ozolnie budow ane, ta k n am drogie stadło m ałżeńskie czy p artn e rsk ie, nie jest b ynajm niej niezaw odne i bezpieczne: nie raz docierają do uszu odgłosy w strząsów podziem nych, i nie dziw, że straszy w idm o trzęsien ia ziem i. Z n an em u , nam , u m iłow anem u przez nas, p rz y tu ln e m u otoczeniu grozić m oże każdej chw ili w yburzenie dla oczyszczenia g ru n tu dla całkiem innych użytków. S krajnie naiw ­ ne byłoby oczekiw anie, że w szystkie te u zasadnione lub n ieu zasad n io n e n ie p o k o ­ je m ożna uśpić czy wygasić przez otoczenie się m u ram i, uzbrojonym i straż n ik a m i i k am eram i telew izyjnym i.

Ale co z owym głów nym ponoć pow odem , dla którego opow iadam y się za wy­ b orem „grodzonego osiedla” : z naszym strach em p rze d fizyczną napaścią, p rze­ m ocą, w łam aniem , k radzieżą, n a trę tn y m i żebrakam i? Czy p rzy n ajm n iej tego stra ­ ch u się n ie pozbędziem y? Ale jak z b a d a ń w ynika, naw et zyski nie rek o m p en su ją strat. Ryzyko n a p a d u czy r a b u n k u m oże rzeczyw iście spaść, gdy otoczym y się m u ra m i (aczkolw iek b ad a n ia przeprow adzone niedaw no w K alifornii, p raw dopo­ dobnie najb ard ziej dotkniętej obsesją ogrodzeń, w skazują na b rak w tym wzglę­ dzie różnicy pom iędzy zam k n ięty m i a otw artym i przestrzen iam i) - lecz strachu, że się zdarzyć mogą, nie da się uśm ierzyć. A nna M in to n , au to rk a gruntow nego stu d iu m Ground Control. Fear and Happiness in the Twenty-First-Century City, pow o­ łuje się na przy p ad ek M oniki, któ ra „spędziła b ezsenną noc, bojąc się b ardziej niż kiedykolw iek p rzed tem , m ieszkając przy zwykłej ulicy ”, gdy „pewnej nocy opo­ rządzenie elektroniczne b ram y osiedlowej zepsuło się i b ram a była przez noc całą na oścież o tw arta” . M iast się rozpraszać, niepokój za m u ram i w zrasta. Podobnie rośnie u zależnienie spokoju ducha m ieszkańców od „nowych i u d o skonalonych” gadżetów high-tech, m ających zabezpieczać p rze d niebezpieczeństw am i i strachem p rze d nim i. Im w iększą ilością gadżetów się otaczamy, tym w iększy jest strach, że coś m oże „naw alić”, „wysiąść”, przestać działać z b ra k u dostaw y p rąd u . A nadto, im m niej czasu ze strac h u p rze d groźnym i następ stw am i spędzam y w otoczeniu

16

1

(9)

19

2

nieznajom ych, tym b ardziej „kurczy się nasza w ytrzym ałość na zaskoczenia i tole­ rancja dla nieoczekiw anych sytuacji”5 i tym tru d n ie j n am się znaleźć w k o n fro n ­ ta c ji, z b u rz liw ą żyw otnością, w ielo ra k o ścią i te m p e m życia m ie jsk ieg o - nie w spom inając już o szansie czerpania z n ic h przyjem ności. Barykadow anie się w za­ m k n ięty ch osiedlach po to, by przepędzić lęki, podobne jest o p ró żn ia n iu b asen u z wody dzieci m ogły się bezpiecznie uczyć p ł y w a n i a ..

O scar N ew m an, głośny u rb an ista am ery k ań sk i i a rc h itek t, zasugerow ał w 1972 ro k u , w arty k u le p o d w iele m ów iącym ty tu łe m Defensible Space. People and Design

in the Violent City, że le k iem zapobiegaw czym przeciw ko obaw ie p rzem ocy m ie j­

ską jest w ytyczanie i fo rtyfikow anie k laro w n ie zak reślo n y ch g ranic, obliczone na to, b y zniechęcić n ie zn a jo m y c h do ich p rz e k ra cza n ia . M iasto k ip i przem ocą i p ełn e jest n ie b ez p iec ze ń stw poniew aż - jak u zn a ł N ew m an w raz z całą rzeszą jego en tu zja stó w i gorliw ych w yznaw ców - ro i się w n im od „ s tra n g e rs” - ob­ cych, niezn ajo m y ch . C hcesz zapobiec nieszczęściu? U trzy m u j n ie zn a jo m y c h na b ezp ieczn ą odległość. Spraw, by te re n , w ja k im się zn a jd u je sz, był zw arty, jasno ośw ietlony, w idoczny na p rze strzał, łatw y do ogarnięcia w zrokiem - a w szystkie tw oje lęk i zn ik n ą; będziesz m ógł w k o ń cu zakosztow ać rozkosznego sm aku b ez­ p ie c z e ń s tw a .

D ośw iadczenie sugeruje wszakże coś zgoła innego. Troska o to, b y obrany te ­ ren „nadaw ał się do obrony”, i gorączkow e zabiegi z niej w ynikłe, owocują d ram a­ tycznym w zrostem obawy p rzed grożącym niebezpieczeństw em . C zynności i p rze d ­ m ioty przypom inające n atrętn ie, że „bezpieczeństwo jest p roblem em ”, dodają wciąż paliw a do tlącego się n i e p o k o j u . Jak ujęła to A nna M in to n w swojej ostatniej pracy: „P aradoks zabezpieczenia polega na tym , że im lepiej ono działa, tym b a r­ dziej w inno stawać się zbędne. Tym czasem sta ra n ia o zabezpieczenie uza le żn ia ją” - całkiem jak n a r k o t y k . B ezpieczeństw a i zabezpieczeń n igdy dosyć. G dy raz zaczniesz się m ozolić zak reślan iem i u szczelnianiem granic, tw oim m ozołom nie w idać będzie końca. G łów nym w ygranym jest nasz strach: rozkw ita b u jn ie , k a r­ m iąc się naszym m ylnie nakierow anym i na m anowce w iodącym w ysiłkiem jego się pozbycia.

W ostrej opozycji do p o rad N ew m ana stoją zalecenia staw iane przez Jane Ja ­ cobs: to w łaśnie w tło k u m iejskiej ulicy obfitującej w n ieznajom ych m ożem y z n a­ leźć ra tu n e k p rze d lękiem nasycającym życie w m ieście, tej „wielkiej niew iado­ m e j” . R a tu n e k ów zn ajdziem y w u f n o ś c i - destylow anej z m nóstw a krótkich, przelotnych i zdawkowych spotkań /k o n tak tó w przechodnia z przechodniem . Z osa­ dów i trw ałych śladów przygodnych spotkań uform uje się tk a n k a bycia-we-wspól- nocie, zespalana szacunkiem w zajem nym i zaufaniem . To b ra k ufności jest dla m iejsk ich ulic k atastro fą - tw iedzi Jacobs6.

5 A. M in to n G round Control. F ear and H appiness in the tw en ty F irst C entury C ity,

P enguin, L ondon 2009, s. 171.

(10)

Bauman Nieznajom i to g r o ź b a . C zyżb y rzeczywiście?

M irosław Bałka zaczyna tam , gdzie Jane Jacobs kończy, osiągając za pom ocą jednej śm iałej, prostej a czytelnej instalacji to, co arm ia badaczy próbowała wykon- cypować i w ytłum aczyć w setkach uczonych a tru d n y ch do przebicia się książek.

N a oścież otw arta b ram a do p ojem nika trzydziestom etrow ej długości, p rzy p o ­ m inającego k sz tałtem tu n e l, jest szeroka i zachęca gościnnie do wejścia, jak to czynić w inny dojścia do p rze strzen i publicznej - p rze strzen i do w spólnego użytku przeznaczonej. N a końcu tu n e lu , do którego spenetrow ania zaprasza nas Bałka, nie m a św iatła. N ie m a nic ciem niejszego od tego czarnego jak sm oła w nętrza. „C iem ność”, jak wiemy, jest uosobieniem tego, co zatrw aża, b udząc lęk p rze d tym , co n ieznane, co zdarzyć się m oże, a czego przew idzieć się nie da. C iem na p rze­ strzeń m oże ci się w y d a w a ć p u sta dlatego tylko, że twój w zrok jest wątły, tw o­ ja zdolność p rzeb ijan ia w zrokiem ciem ności m izerna, twoja w yobraźnia uboga i za­ w o d n a . Ta zm ysłowa p u stk a m oże być tylko osłoną tajnego legowiska straszli­ wych doznań cielesnych. Podejrzewasz - w i e s z - że w ciem nej przestrzeni wszyst­ ko m oże się zdarzyć, ale nie wiesz, czego w inieneś się spodziew ać, a już na pewno, jak sobie z n im poradzić, gdy się już wydarzy.

N ik t nie m iałby ci tego za złe, gdybyś się zaw ahał p rze d zan u rzen iem się w tej o tch łan i ciem ności, jeślibyś się w Sali T urb in y G alerii Tate M o d ern znalazł sam. S am otna w ypraw a do k resu ciem ności jest czymś, na co stać tylko n ajb ard ziej zuchw ałych śm iałków lub krańcow o bezm yślnych aw anturników . N a szczęście, tyle lu d z i wokół, a wszyscy p chają się do w nętrza tunelu! A i z owego w nętrza dobiega­ ją odgłosy kroków i rozm ów tylu innych, których jeszcze nie widzisz! G dy w ko ń ­ cu i ty także znajdziesz się w środku, poczujesz całym ciałem ich obecność. N ie n a trę tn ą , odstręczającą obecność, lecz kojącą i dobrotliw ą: obecność nieznajom ych cudow nie p rzem ien io n y ch w b liźn ich , obcych przeobrażonych we w spółtow arzy­ szy. O becność em anująca zaufaniem , nie trwogą.

G dyś się pogrążył w m rożącej um ysł i zm ysły pustce W ielkiej N iew iadom ej, odczujesz, że człow ieczeństw o jest tw oim ratu n k iem ; w cieple ludzkiego współby- cia twoje zbaw ienie.

W k ażdym razie tego się nauczyłem i tę nau k ę w yniosłem z obcow ania z kolej­ nym arcydziełem M irosław a Bałki. I za to jestem m u wdzięczny.

U lice należące do „terenów nadających się do obrony” i do „grodzonych osie­ d li” dom agają się opróżnienia z intruzów , choć m yśli i czyny zw iązane z opróż­ n ia n ie m ich od intru zó w były tym w łaśnie, co uniem ożliw ia ich o p różnienie ze strachu. T unel w Sali T urb in y jest, na odw rót, w ypełniony do g ranic in tru z am i, ale za to g runtow nie opróżniony ze strachu. M agicznym sposobem n ajciem niejsza z p rze strzen i p rzeobraziła się w obszar najb ard ziej w olny od lęku. Czego też m a ­ gia człow ieczeństw a dokonać nie potrafi!

P rzypuszczam , że słowo „stra ch ” nie p rzyjdzie ci do głowy, gdy zechcesz opi­ sać przyjaciołom swoje tunelow e przeżycia. A być m oże opow iadać im będziesz o uciechach i rozkosznych, kojących, radość przynoszących d o z n a n ia c h .

(11)

19

4

Abstract

Zygmunt Bauman

Strangers are Dangers... Are they?

A com m entary originally published in a catalogue accompanying the most recent installation by Mirosław Bałka at the Tate Modern, titled H o w It Is. Batka’ s w o rk is situated in the context of modern town-planning sciences; considered is the role of fear of unknown people/strangers as a phenomenon defining post-modern urban life. Enclosed settlements are focused on as an ambiguous attempt at coping with such fear, as are social consequences of people getting separated from one another in urban areas. According to Bauman, "strangers also provide a convenient - indeed a handy one - vent for our inborn fear against the unknown, uncertain and unforeseeable. Having expelled „unknown people" from o ur houses and streets, w e are left with a horrifying spirit o f uncertainty, even if just for a little w hile; w e subject it to exorcism: a terrifying effigy of uncertainty is then rendered subject to symbolic combustion". In the essayist’ s opinion, Batka’ s w o rk helps get rid of this fear through reminding urban dwellers how important community is in a threat situation, as is the other human being and perception of the stranger as a friend rather than enemy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

podstawie badania echokardiograficznego dla ustalenia takiego rozpoznania, niezbędne jest wykonanie cewniko- wania serca, w którym w spoczynku stwierdza się wartość

Materiał edukacyjny wytworzony w ramach projektu „Scholaris – portal wiedzy dla nauczycieli"1. współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego

O co poprosił pilota Mały Książę, gdy spotkali się po raz pierwszyb. ,,Proszę cię, narysuj

Normą w całej Polsce stał się obraz chylącego się ku upadkowi pu- blicznego szpitala, który oddaje „najlepsze” procedury prywatnej firmie robiącej kokosy na jego terenie..

Konsekwencje upadków postrzegane poprzez pryzmat (i) wyłącznie symptomów: złama- nia bioder, bliższego końca kości udowej oraz inne złamania i urazy; (ii) symptomów i interakcji

brak lokalizacji do uwagi W sytuacji gdy wyznaczenie miejsc postojowych nie było możliwe ze względu na niewystarczające parametry drogi, ale możliwy jest legalny postój pojazdu

To, co zwykło się nazywać „mariwodażem", jest w istocie formą humanizacji miłości,. która pragnie jak najdalej odv.,:lec i tym samym złagodzić

Jaka jest skala problemu bez- domności zwierząt w gminie Kozienice, skąd właściwie biorą się te zwierzęta.. Czy można po- wiedzieć, że za każdym przypad- kiem takiego