• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1947, R. 2, nr 1-3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1947, R. 2, nr 1-3"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

O p ł a t a p o c z t o w a u i s z c z o n a r y c z a ł t e m C e n a zł. 10

Pł . SMO P O . S W I S O O N E POZ- NANI U ł P O G Ł Ę B I E N I U ŻYCI A D U C H O W E G O ł a P E E C Z N O j C I C H R Z E Ś C I J A Ń S K I E J

1 RZEKŁ !M: ID Ą C N A W S ZY S T EK Ś W I A T . G Ł O Ś C I E E W A N G E L I Ę W S Z Y S T K I E M U S T W O R Z E N I U Ś w . M a r e k 16, 15 A TR WALI W N A U C E A P O S T O L S K I E J I W S P O Ł E C Z N O Ś C I I W Ł A M A N I U C H L E B A I W MO DLITWIE D z . A p o s l . 2. 42

Rok II W a r s z a w a , M a r z e c 1 9 4 7 Nr 1— 3

Żyję Ja i w y

„ A gdy s ię k o ń c z y ł s a b a t i j u ż ś w i t a ł o na 1 li VI w - s zy d z i e ń o n e g o t y g o d n i a , p r z y s z ł a M a r y j a M a g d a ­ l e n a i d r u g a M a r y j a , a b y g r ó b o g l ą d a ł y . A o t o s t a ło s ię w i e l k i e t r z ę s i e n i e z i e m i , a l b o w i e m A n i o ł P a ń ­ s k i z s t ą p i w s z y z n i e b a p r z y s t ą p i ł i o d w a l i ł k a m i e ń o d e d r z w i i u s i a d ł n a n i m . A b y ł o w e jr z e n ie , j e g o j a k o b ł y s k a w i c a , a sz at a j e g o b i a ł a j a k o ś n i e g “ , i E w . Św . M a t. 28, 1 - 3 ) .

W wielkim skrócie podany jest nam opis naj­

większego cudu łaski Bożej — Z m artw ychw stania Jezusa Chrystusa.

P rzy sz ed ł do nas na ziemię, jed y n y bez g rz e­

chu i święty, Syn Boży — Jezus Chrystus. Piekło użyło całej swej mocy do walki z Niebem i od­

niosło naw et chwilowy tryumf, krzyżując Syna Bożego i uśmierconego grzebiąc pod ciężkim gła­

zem, będącym niejako symbolem potęgi zła i cie­

mności.

Ciemność zatryumfowała, ale był to jedynie tryumf Chwilowy, gdyż w odwiecznej walce zła z dobrem, ciemności ze światłością, zwycięża światłość i Jej jest ostateczne zw ycięstwo. W y ­ pełniło się Słowo Jezusa: „...ufajcie, Jam zw ycię­

żył św iat“ (Ew. Św. Jana 16, 33).

T rzy wierne Panu Jezusowi niewiasty jesz­

cze o zmroku poszły do grobu Jego. O zmroku szły, w mroku i rozpaczy pogrążone były ich s e r­

ca. Pana ukrzyżowano - Światło zagasło. 1 w ła ś ­ nie tym wiernym, tęskniącym sercom objawia się widok niezapomniany ciężki głaz zamykający grób odwalony, a na nim sp o czyw ający zwycięski wysłannik Nieba.Wzrok jego o jasności błyskaw i­

cy był dla nich pierw szym promieniem światłości .słonecznej i łaski: „nie bójcie się vvv, boć wiem, że Jezusa ukrzyżowanego szukacie", (lwy. Sw.

Jana JiS. 5). '

I wraz ze wschodem ziemskiego słoń­

ca, rozpoczynającym dzień „onego tygodnia"

nowej epoki w dziejach świata, w raz z obietnica:

„nicma.sz Oo tu, albowiem pow stał jako powie­

dział... oto uprzedza was do Galclei, tani Go uj-

(Ew. Św. Jana 14 — 19) rz ycie“ (Ew. Sw. Mat. 28, 6—7) — wzeszło dla nich w iec zn e S łońce — Jezus Chrystus.

Mrok śmierci i lęku ustąpił przed światłością Życia, roz pacz i żal uleczone ustąpiły miejsca r a ­ dości: „albow iem wam, którzy się boicie imienia mego wznijdzie słonce sprawiedliwości, a zdro­

wie będzie na skrz y d ła ch jego“ (Mai, 4, 2).

U jrzały niew iasty zm artw ychw stałego P ana Jezusa, spotkali się z Nim dwaj uczniowie idący z Emaus, potem w szysc y Apostołowie, później pięciuset Braci naraz,, spotkał P an a i Saul z T a r ­ su, przem ieniony pod w pływ em tego spotkania w A postoła P a w ła , i tak aż do dni dzisiejszych trw a ją te sp otkania ze zm artw ychw stałym , ż y ­ w y m Jez u sem C hrystusem .

I w sz ę d z ie gdziekolwiek to nastąpiło, skutki tego sp otkania b y ły cudowne i takie same. Mrok z se r c a ustępow ał, ból i rozpacz zmieniała się w radość, klęska zamieniała się w tryumf, w scho­

dziło słońce sprawiedliw ości — Jezus obejmował w ładz ę nad sercem a w ra z z Nim w stępow ało ż y ­ cie wieczne.

1 m y b łą d z ą c y w ciemnościach naszej niew ia­

ry i grzechu, utrudzeni i bolejący, z sercem zgłod­

niałym i zziębniętym, szukaliśmy praw dy, któraby zaspokoiła nasz głód, słońca, któreby ogrzało i rozświetliło nasze życie. Chwała Bogu, że nic nie mogło nas zaspokoić, do chwili kiedy nie. po­

szliśmy, jak one niewiasty, do Jezusa C hrystusa.

1 ich śladem, najpierw pod krzyż Golgoty, na któ­

rym um arł P r z e c z y s ty Syn Boży, abyśm y przez śm ierć Jego ż y ć m ogli; a potem do grobu P a ń ­ skiego, by ujrzeć tryumf dobra nad złem, o d w a ­ lony kamień szatański z naszego życia, i usłyszeć cudow ną wieść: „ujrzycie Go".

1 ujrzeliśm y P a n a naszego, żyw ego Jezusa C h ry stu sa i w idzim y Go odtąd na każdy dzień.

Radość zalała nasze życie, światłość wypełniła nasze serca. U słyszeliśm y: „Żyję Ja i wy żyć bę­

dziecie“. Alleluja, żyje nasz Pan!

C u d o w n e jest przeżycie zm artw ychw stania P a n a Jez u sa w sercu ludzkim. C udowne skutki

(2)

S tr . 2 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1—3 przeżycia, gdyż oto przechodzi człow iek ze śm ier­

ci do życia wiecznego i wchodzi do kościoła Bo­

żego, organizmu ż y w e g o ,. którego G łow ą jest C hrystus Pan, a członkami odrodzone dzieci Boże.

Choćby świat i szatan w szystko nam odebrał i zniszczył, Zbawienia i radości widzenia Jezusa C hrystusa żyw ego nikt i nic nam odebrać nie mo­

że. Żyje nasz Pan.

Ziemskie słońce, zmniejsza swój w ym iar i blask, i zgaśnie kiedyś. Nam świeci słońce wiecz­

ne, nam wzeszło słońce, które nie zachodzi i nie zajdzie nigdy.

O byśm y mogli wszyscy, jak owe niewiasty,

z radością spotkać się z promieniem słońca, o b y ś­

my nie byli jak oni bezbożni strażnicy grobu, któ­

rzy na widok dokonującego się dzieła Bożego do­

znali jeno śmiertelnego strachu, bo pamiętajmy, że przyjdzie Jezus C hrystus ,,i ujrzy Go wszelkie oko, i ci którzy Go przebili, i narzekać będą przed Nim wszystkie pokolenia ziemi". (Obj. 1, 7).

. Oby mogło to słońce wzejść i nad naszym Krajem i ogrzać zziębnięte i tęskniące do ciepła s erca naszych rodaków. P ow iedział Jezus:

A wszelki, któ ry żyje a w ie r z y w e Mnie, nie zgi­

nie na wieki. W ierzyszż e te m u ? “ (Ew. Św. Jana 14, 26). Uwierzysz a będziesz żył.

Z M Ä R T W Y C H W S T A N I E

,,...Ja m je s t z m a r t w y c h w s t a n i e i ż y w o t...” (Ew. Św. J a n a 11, 25).

W sz ystko n a świecie, . w s z y s tk o co m a t e ­ r ia ln e zwłaszcza, pod leg a p e w n y m , ł a t w y m do z a o b s e rw o w a n ia p ra w o m . J e d n y m z t y c h p r a w n i e u b ła g a n y c h i n i e z m ie n n y c h j e s t p r a w o c ią ­ głej p r z e m ia n y i śmierci. O b s e r w u j ą c w szelkie z ja w is k a dok o ła nas, w y r a ź n i e w id z im y ich płyn n o ść, zm ienność. T a k jest, W szystko się zm ienia: p o w s ta je , d o jrz e w a , s t a r z e j e się i...

u m ie r a . W t y m c iąg ły m r u c h u , w fali p r z e ­ m ia n , są p e w n e p r a w ą , z ja w is k a p o w ta r z a ją c e się w e d le u sta lo n e g o p o rz ą d k u .

O b s e r w a c ja c z te rec h p ó r r o k u , z a c h o w a n ie się p rz y r o d y w k aż d ej z nich, n a s u w a n a m ju ż p e w n e refleksje. P o w s ta je do życia p r z y r o d a z wiosną, d o jr z e w a latem , o w o c u je je sie n ią i z a m ie ra zimą.

To p ro s te z d a w a ło b y się zjaw isk o , n i e ­ z m ie n n ie p o w ta r z a ją c e się o d w iek ó w , k r y j e w sobie b ard z o w iele i n n y c h z ja w is k i p ra w , s k ła d a ją c y c h się n a h a r m o n i j n ą i p i ę k n ą całość, a d o s trz e g a ln y c h i z n a n y c h j e d y n i e nieliczn y m .

Wiele ty c h p r a w jest do dziś ta je m n ic ą , n a jw ię k s z ą zaś z nich je s t d la n a u k i z a g a d n ie ­ nie pow staw ania życia.

Ś la d e m n a tu r y , lu b ra c z e j w e sp ó ł z nią, człow iek oraz w sze lkie z w ią z a n e z n im s p r a w y podlegają podobnym procesom. Dzieciństwo

$ i młodość, w ie k d o jrz a ły i starość, a nakoniec...

śm ierć.

I ja k p o w ie r z c h o w n a o b s e r w a c j a c o ro cz­

n y c h p r z e m ia n w p rz y ro d z ie nie w y w o ł u j e u większości z nas ż a d n y c h g łęb szy c h , ś w ia d o ­ m y c h re flek sy i, tak ró w n ie ż g łę b s z y sen s z a ­ chodz ącyc h d o k o ła nas i w e w n ą t r z n a s zjaw isk nie dociera, naogół w ziąwszy, do n aszej ś w ia d o ­ mości.

A przecież ciekaw e je s t stw ierd z ić , że w s p o m n ia n e praw o, z a o b s e rw o w a n e w d ziedz i­

n ie m a te r ia ln e j, p o dlegającej n a s z y m zm ysłom , o b o w ią z u je i w świecie p r z e j a w ó w życia w e ­ w n ę trz n e g o . W idzim y bow iem , że w y t w o r y p r a ­ cy u m y s łu l u d z k i e g o idee, te o rie i s y s te m y filozoficzne czy ekonom iczne, osiąg n ięc ia n a u ­ ki, noszą w sze lk ie cechy w zg lę d n o ści i p r z e m i ­ ja n ia . I one p r z e ż y w a ją o k re s w z ro stu , p o w o ­ dzenia, z m ie rz c h u i... za p o m n ie n ia .

. . . .

J e d n o je s t ty lk o z a g a d n ie n ie n i e ś m ie r te l­

ne, n ie p o d le g a ją c e t y m p r a w o m , to z a g a d n ie ­ nie Boga, inaczej m ó w ią c życia z B ogiem lu b bez Boga.

J e d n a ty lk o id ea m a w s z e lk ie ce chy bosko- ści — trw a ło ść , n iezm ien n o ść , miłość, ciepło i moc. T ą id e ą je s t c h r y s tja n iz m !

Zbliża się czas, • w k t ó r y m ś w ia t obchodzić b ęd z ie p a m ią tk ę Z m a r t w y c h w s t a n i a Z b a w ic ie ­ la naszego, J e z u s a C h ry s u s a .

’ W e w sz y stk ic h p r a w i e g a z e ta c h i in n y c h p e r jo d y c z n y c h p u b l i k a c j a c h u k a ż ą się a r t y k u ­ ły d łuższe lu b k ró tsze , w k t ó r y c h b ę d z ie m y m o ­ gli p rz e c z y ta ć h is to r ję p o w s ta w a n ia obrzędów , z w ią z a n y c h z o b c h o d z e n ie m ś w ię ta W ielkanocy, 0 z w y cza ja ch , p a n u j ą c y c h u in n y c h n a r o d ó w 1 o ich łączności ze sta ro s ło w ia ń s k im i z w y c z a ja ­ m i n a sz y c h p ra o jc ó w , o z w ią z k u z s y m b o lik ą p o ­ g a ń s k ic h św iąt w i o s e n n y c h i o ich w p ły w ie n a k s z ta łto w a n ie się p ó ź n ie jsz y c h k o ścieln y c h o b y ­ c z a jó w i c e rem o n ji. I w ie le in n y c h jeszcze szczegółów, n ie m a ją c y c h nic w sp ó ln e g o z B o ­ giem , J e z u s e m C h r y s tu s e m , J e g o Ś m ie rc ią i Z m a r tw y c h w s ta n ie m .

N a jw ię k s z e w y d a rz e n ie , ja k ie zna świat, zostało sp ro w a d z o n e do roli p r e t e k s t u do m o ż ­ liwie obfitego z a s ta w ie n ia stołu ja d łe m i a lk o ­ h olem , s k ła d a n ia wizyt, b ez d u sz n e j p is a n in y i o b yczajów , s k ła d a ją c y c h się na s m u t n ą i n i e ­ c ie k a w ą tra d y c ję .

Czyż nasz Bóg, tw ó rc a ż y c ia i p iękna, p o ­ k o ju i harm o n ii, źródło m iłości i szczęścia, m o ­ że b y ć czczony w sposób p o w sz e c h n ie sto s o w a ­ n y i czy może być u s p r a w ie d liw ie n ie m o b ż a r ­ s tw a i p ija ń stw a , n ie p o k o ju i zgorszenia?

N a jw a ż n ie js z e w y d a r z e n ie dla ludzkości i n a jw ię k s z y cud łaski Bożej, jest niezn a n y , niezro zu m ian y , nie p r z y ję ty , bezczeszczony.

J e z u s C h r y s tu s p rz y s z e d ł n a św iat, ab y lu d zk o ść zbawić. L u d z k o ść to z n a czy i ciebie i m nie.

,,A lb o w iem t a k Bóg u m iło w a ł św iat, że S y n a S w ego je d n o ro d z o n e g o dał, a b y każdy, k to W e ń w ierzy, n ie zginął, ale m iał ż y w o t w ie c z n y ” . (Ew. Św. J a n a 3, 16).

(3)

Nr 1—3 C H R Z E Ś C I J A N I N K a r ę za o d stęp stw o od B oga, za p o g w a łc e ­

nie J e g o praw , za g rz e c h y n a s z e — tw o je i m o ­ je, poniósł_ Je z u s C h ry stu s, p o z w a la ją c się d o ­ b ro w o ln ie przybić do k rz y ż a i n a n im za nas u m ie ra ją c . On je d y n y b e z g rz e s z n y z tych, co po ziemi chodzili, pozwolił siebie zabić za nas g rz e sz n y c h — za ciebe i za m nie, a b y ś m y prz ez Ś m ie rć Jego, u t r a c o n y żyw o t w ie c z n y o d z y s k a ­ li. A po złożeniu do g ro b u n a trz e c i dzień Z m a r ­ tw y ch w sta ł.

Ten, k tó r y b ęd ą c Bogiem w lu d z k im ciele po ziemi chodził, u m a r ł i z m a r t w y c h w s t a ł . I nie je st to cud w skrzeszenia. T o coś z u p e łn ie i n n e ­ go — Je z u s C h ry s tu s ś m ie rć zw ycięży w sz y , p ie r w s z y z m a r tw y c h w s ta ł nie -jako d u c h i nie w S w y m d a w n ie jsz y m ciele, lecz oblókł nowe, c h w a le b n e , niesk az ite ln e ciało n ie b ia ń sk ie .

Z m a r t w y c h w s t a ł n asz Z b a w ic ie l i m y , k t ó ­ r z y ś m y Jeg o S łow u u w ie r z y li i p rz e z ś m ie rć J e g o żyw o t w ieczny zyskali, w i e m y , że śla d e m nasz ego P a n a p o d ąż y m y , i m y k ie d y ś p o w s t a ­ n ie m y z m a rtw y c h , p o d o b n e ehwialebne ciało n ie b ia ń sk ie p rz y o b le k a ją c . T o n a s z a przyszłość, bo ta k pow iedział n asz P an, a k a ż d e J e g o S ło ­ wo "jest: T ak i A m en.

I d latego w poście i m o d litw ie obchodzić b ę d z ie m y p a m ią tk ę Jeg o O f ia r y i Z m a r t w y c h ­ w stan ia, z serdeczną, w dz ię cznośc ią w s e r c a c h za ra dość życia wiecznego, z a m ożność k o s z to ­

w a n ia j u ż tu, n a ziemi, radości o b c o w a n ia z B o ­ giem.

J e z u s C h r y s t u s w yzw olił n a s od śm ierci d u c h o w e j, b ę d ą c e j w y n ik ie m p o z o s ta w a n ia w grz ech u , o d d z ie la ją c y m nas od Boga i u n ie m o ­ ż liw ia ją c y m w id z e n ie Jeg o sp ra w . P rz e ż y liśm y d u c h o w e z m a r t w y c h w s t a n i e . Bóg je st ż y w y i o b e c n y w ś r ó d nas. I n a d a ł czyni cu d a . P r z y ­ r z e k ł b o w ie m n a m Je z u s : „a oto J a m z w a m i po w s z y s tk ie d n i aż do sk ończenia ś w ia ta -—

a m e n ” . (Ew. Ś w . M at. 28, 20).

Z a s t a n ó w się, czyś p r z y ją ł łask ę P a ń s k ą , czyś p r z y ją ł o fia r ę G olg o ty i p rz e sz e d ł ze ś m i e r ­ ci do życia.

A p rz e c ie ż J e z u s pow iedział: ,,J a m je st Z m a r t w y c h w s t a n i e i Ż y w o t ”. (Ew. Sw. J a n a I ł , 25). U w i e r z Je z u so w i, za w ołaj do Niego z ca łe g o serca, a będziesz żył, n a wieki, z B o ­ giem.

Z m a r t w y c h w s t a n i e s z d u c h o w o od śm ierci g rz ech u , a p ó ź n ie j cieleśnie, j a k n a s z Zbaw iciel.

I ty w t y m r o k u jeszcze b ęd z ie sz z n a m i obchodził in a c z e j, niż dotąd, p a m i ą t k ę Z m a r ­ t w y c h w s ta n ia , bo będziesz n o w y m człow iekiem , b ędziesz d z ie c k ie m B ożym .

I to j e s t c u d Z m a r t w y c h w s t a n i a — J e z u s C h r y s t u s Z m a r t w y c h w s t a ł y j e s t ź r ó d łe m życia i z m a r t w y c h w s t a n i a d la każdego, i d la Ciebie.

„ J A M J E S T Z M A R T W Y C H W S T A N IE

I Ż Y W O T ” . B r a t R.

U ch od ź n a g ó rę, b y ś sn a d ź n ie zgin q ł

(1 Mojż. 19, 17) Każde Słowo Boże jest budujące i aktualne,

ale czytając dziewiętnasty rozdział pierwszej Księgi Mojżeszowej, aktualność S ło w a Bożego u d erza specjalnie silnie. Klimat czasów, k tóre przeżyw am y, ich atmosfera, jeśli bacznie im się przyglądać, niezwykle przypom ina atm osferę i kli­

m at moralny miast opisanych w tym rozdziale, to znaczy* Sodomy i Gomory. P o w szec h n o ść k ła m ­ stwa, nienawiści, nieposzanowania prawa, lekce­

ważenie życia ludzkiego, p rz ep ro w a d zan ie egoi­

stycznych celów siłą i gw ałtem , demoralizacja ogarniająca już dzieci, jawność grzechu i b ra k jakiejkolwiek istotnej reakcji nań ze strony oto­

czenia, czynią podobieństwo jeszcze bliższem.

Jest duszno, jakby brakło oddechu.

L ot siedział w bramie m iasta Sodomy, p rz y ­ patrując się przechodniom. W y p a tr y w a ł tych, którzy przybywali do miasta nieświadomi jego zgubnej atmosfery. W y p a tr y w a ł ich, by ostrzec przed niebezpieczeństwem gw ałtu, demoralizacji i nieczystości. Lot nazw any na innym miejscu sprawiedliwym, w ten sposób broni! nieśw iado­

mych przed wszelką niesprawiedliwością: To b y ­ ła jego misja, posłannictwo.

Zapadał wieczór. Zjawili się dwaj w ę drow cy.

Cały ich wygląd ze w nętrzny i zachow anie m ów i­

ły, że nie dla grzechu i nie z grzechem p rz y c h o ­ dzili. L o t proponuje gościnnie swój dom, jako miej­

sce bezpiecznego schronienia nocnego, gdyż go­

ścinnością chciał ich uchronić przed niebezpie­

czeństwem. U przejm a odpowiedź p rz y b y szó w nie chcących trudzić obcego domu i zapewniających 0 gotowości przenocow ania nä ulicy, przekonują w zupełności L o ta o nieświadomości grożącego im niebezpieczeństwa. Tern goręcej za p rasz a ich na nocleg do sw ego domu.

Okazało się w krótce, że dom jego nie stanowi tak pew nego schronienia dla obcych, w obec po­

wszechności grzechu i pożądliwości mieszkańców Sodomy. S am s ta je się ofiarą brutalności i jedy­

nie cudow na interw encja gości, któ rzy zarażają ślepotą napa stn ik ó w atakujących dom Lota, r a tu ­ je ich w szy stk ich od dalszych ata k ó w ciemności 1 zła.

Lot prz yją ł gości w domu sw ym nader s e r ­ decznie. Atm osfera gościnności i ciepła, domu dziecka Bożego, sprow adza objawienie p ra w d y i odkrycie g ro z y przeznaczenia m iasta i jego mieszkańców z jednoczesnym wskazaniem drogi wybawienia. Ale są to sprawy, które przyjmuje się i zrozum iew a — w iarą jedynie.

Lot —- to dziecko Boże, w ierzy i przyjmuje objawienie tajemnic Bożych bez zastrzeżeń. Z w r a ­ ca się z tą nowiną do swych najbliższych. Żona i córki przyjm ują również, co było im powie­

dziane i za stosow ują się do tego. Lot idzie następ­

nie do tych, k tó rz y dopiero mają i mogą w p r z y ­ szłości stać się członkami rodziny, to jest do prz y -

/

(4)

S tr . 4 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1—3 sztych zięciów. „W stańcie, w y n u d ź cie z miejsca

tego, bo skazi Pan to miasto: ale się zdało w oczach zięciów Jakoby żartow ał“ (1. Mojż. 19, 14).

Poniew aż normalne ludzkie p rz y w iąza n ie do dom ostw a opóźniało moment opuszczenia miasta, aniołowie interweniują bezpośrednio: „A gdy sic ociągał, ujęli m ężow ie oni rękę jego i żony jego, i rękę dwóch córek jego (albowiem mu P an fol­

gow ał) i wywiedli go i postawili go przed rrra- s te m “ (w. 16). Nastąpiło w y p ro w a d z e n ie ze stanu bezwładu, z miejsca bezpośredniego zagrożenia, grzechu i zła i postaw ienie na drodze właściw ej — d ro d z e w ybaw ienia.

B oży ratunek jest najpew niejszy i zarazem najzupełniejszy, z jednoczesnym uszanowaniem wolnej woli człowieka. L o t i jego rodzina o trz y ­ mują jeszcze na now ą drogę w sk az ó w k i i o strze­

żenie z możliwością swobodnej decyzji co do sw e ­ go losu: „Jeśli chcesz, zachow aj duszę twoją, a nie oglądaj się nazad, ani staw aj na tej wszystkiej równinie; uchodź na górę, b yś snadź nie zginął“

(wiersz 17).

M y w s z y s c y żyjemy, ze s tro n y moralnej uj­

mując, w niezw ykle analogicznej sytuacji. I nas d o ty c z y to ostrzeżenie i w s k a z ó w k a ocalenia uchodź na górę, b y ś snadź nie zginął. Na jakąż to górę m am y uciekać z trującej śmiertelnie, atm o­

sfe ry grzechu i niepraw ości? J e d n a jest tylko gó­

ra, k tó ra jest Zbawieniem dla każdego — to Gol­

gota. T o góra, n a której Jezus C hrystus, Zbawi­

ciel, przelał S w ą k r e w i ciało S w e w y d a ł na śm ierć — a b y śm y mieli życie w ieczne. S tw o rzy ł nam tę jedyną możność ucieczki od grzechu, w y ­ bawienie, od Śmierci.

Dzieci B oże zaś, ludzie k tó rz y w ia r ą przyjęli ten najprostszy i jed y n y sposób zbawienia, to oni w łaśnie spełnią rolę L o ta i z a raz em o w ych Anio­

łów. I za sta n ó w m y się B rac ia i S io stry c z y w y ­ pełn iam y istotnie tę rolę, czy o strz e g a m y nie­

św iadom ych i zbłąkanych w ę d r o w c ó w o niemożli­

w ości spokojnego w ypoczynku i o grożącej k a ­ tastrofie? C zy w skaz ujem y tę jed y n ą drogę w y ­ baw ie n ia ? Albowiem kto chce się ocalić, w ejść do królestw a Bożego, musi przejść p rz ez Golgotę.

Musi podejść pod K rzyż i zostać tam obm yty Ś w ię tą .k rw ią Baranka.

W te n 'sp o só b wejdzie w społeczność Kościo­

ła (ecclesia) powszechnego, Kościoła Bożego, w k tó ry m P a n króluje, k tó ry jest jeden, w Duchu C h ry stu so w y m złączony i wiecznie trw ający. Nikt nie zna liczby jego członków, należących do w ie­

lu organizacji religijnych w praw dzie, ale złączo­

nych cudow nym w ęzłem miłości Jezusa C h ry ­ stusa.

Kościół Boży, to w łaśn ie ta a rk a Noego, któ­

rej historię m am y opisaną w pierw szej Księdze Mojżeszowej (rozdz. 6, 7, 8). T o miejsce w y b a ­ wienia i schronienia.

W czasach tam opisanych widzimy atmosferę moralną, przypominającą w spom nianą w yżej z tą różnicą, iż nie ograniczała się jedynie do dwóch, cz y więcej miast, lecz ogarniała ca łą ludzkość, ca­

ły świat. Grzech tak się rozmnożył, iż tylko zu­

pełne zniszczenie życia mogło oczyścić ziemię.

Św iat miał zostać zatopiony. Ale dla uratow ania łych, k tó rz y .„znaleźli łaskę w oczach P ań sk ich “

(1. Mojż. 6, 8) Bóg daje, jak zawsze sposób w y ­ bawienia.

I oto w iern y Noe, bez wahania, w śród pięk­

nej pogody i suchej okolicy rozpoczął w y k o n y w a ć rozkaz P ański: budow ę arki. O taczający go świat patrzał, o b se rw o w a ł i naśmiewał się z szaleńca mówiącego o zagładzie wśród pięknej pogody.

B udow ać ogrom ny o kręt wpośród suchego kraju?

Śmieli się, drwili, niektórzy niewątpliwie pom a­

gali n aw et b udow ać w ch arakterze najemników.

Noe zaś robił swoje, świadectwo jednocześnie w y ­ dając prawdzie.

G dy p rz y szed ł czas, dał P an Bóg polecenie w ejścia do korabia w ra z z rodziną i zwierzętami (rozdz. 7, w. 7 i dalsze). A gdy i to dokonane zo­

stało w czasie przewidzianym, „zamknął P an za nim d rz w i“ (rozdz. 7, w. 16).

I rozpoczął się kataklizm. W o d y padające z nieba i wody" w ystępując e z pod ziemi, zaczęły w z b ie rać ; ludzie poczęli uciekać na miejsca w znie­

sione, a znajdujący się najbliżej korabia dopiero w ó w c z a s pojęli jego ważność, jako miejsca b e z ­ piecznego, jako śro d k a ratunku. P rzybiegli le.cz...

drzw i b y ły . szczelnie zamknięte. Sam P a n je zamknął. Z ap e w n e dobijali się, stukali w ołając:

„Noe! o tw ó rz !“ Noe nie mógł otw orzyć, b o Sam P a n je zamknął. A w o d y wciąż przybierały, aż p o k r y ły w szelką w yniosłość i górę na „piętnaście łokci w z w y ż “ (7, 20).

Widzielj ludzie budowę środka wybawienia, słyszeli św iadectw o -prawdy, — nie pomogło nic, gdyż nie uwierzyli prawdzie. Do miejsca, w któ ­ ry m Bóg królował, jedynego miejsca bezpieczne­

go, drzw i b y ły zamknięte. B yło za późno.

T ego zamknięcia drzwi oczekujemy my, dzie­

ci Boże. My, k tó r z y ś m y uwierzyli S łow u Bożemu, a w ięc i temu, k tó re w ypow iedział P a n Jezus i k tóre zapisane iest w Ewangelii ś w . Łukasza, w rozdziale tr z y n a s ty m (wiersz 24 i 25). P a n J e ­ zus mówił tam, że przyjdzie dzień, gdy zamknięte zostaną drzw i K rólestw a Bożego i w ó w c z a s dla tych, k tó rz y b y chcieli jeszcze wejść — okaże się to już niemożliwe. Będzie zapóźno. D rzw i będą zamknięte. I ża dna siła ludzka nie o tw o rz y ich.

M y dziękujemy Bogu za nasze ocalenie i że mimo iż ciemność w z ra sta i idzie ku swe.i kulmi­

nacji, tak wiele, ludzi bez różnicy rasy, koloru skóry, języka, narodowości, na w ezw anie Boże wchodzi przez w ąskie drzwi do tej arki zb a w ie­

nia, K rólestw a Bożego. I znajduje ratunek, od- pocznienie i spokój.

Ale skoro już dzięki Bogu zdecydow aliśm y wejść na drogę zbawienia, przypomnijmy jeszcze ostrzeżenie Zbawiciela: „Pamiętajcie na żonę P o ­ to w ą “ (Ew. Sw. Łuk. 17, 32).

Żona L ota bowiem nie skorz ysta ła z łaski i będąc już na drodze do wybawienia, zamieniona została w slup soli. P rzyw ią zanie ziemskich rze­

czy i spraw kazało jej zamiast patrzeć przed sie­

bie, na górę ocalenia, obejrzeć się w b re w roz­

kazaniu" Bożemu wstecz, — i skamieniała.

P a tr z m y p rzed siebie, wedle rozkazania P a ń ­ skiego — na Jezusa Chrystusa, nie oglądajmy się na św iat i nasze w nim spraw y. Nie. oglądaj­

m y się pod grozą obrócenia się w kamień, tylko już ku prz estro d ze mogący służyć.

(5)

Nr 1—3 C H R Z E Ś C I J A N I N S tr. 5 Jak już wspomnieliśmy zło na ziemi idzie ku

swej kulminacji. Ale im noc ciemniejsza nad ra ­ nem, przed wzejściem słońca, tern jaśniej gwiazdy świeca. Wchodzimy i my w okres czasu jaśniej­

szego światła gwiazd Słow a Bożego i okres tej Gwiazdy Porannej, o której mówi Słowo Boże między iiniemi w objawieniu Św. Jana (r. 22, 16):

„Ja m jest korzeń i rodzaj on Dawidowy, gwiazda jasna i poranna“.

Obserw ujem y wiele dziwnych zjawisk na nie­

bie. Niezwykłe co do wielkości i ilości spadanie gwiazd, wyjątkow o wielkie nasilenie plam na słoń­

cu, zorza polarna widziana w miejscowościach,

gdzie normalnie nie jest obserw o w an a i wiele in­

nych. W śród tych zjawisk, za którymi nadejdą dalsze, oczekujem y przyjścia Gw iazdy Porannej - powtórnego przyjścia Jezusa C hrystusa i zamknię­

cia drzwi do K rólestw a Bożego. A mówi Jezus:

„Zaiste przyjdę rychło. Amen“ (w. 20).

W tych czasach zamętu i ciemności: „Duch i oblubienica mówią „ P rz y jd ź !“ A kto słyszy niech rzecze: P r z y jd ź ! “ (w. 17).

I my w o łam y , na całą Polskę: Przyjdź, skryj się, uchodź na Górę, byś snadź nie zginął.

S. K.

Brat M arcin k ow sk i żyje!

D a w n o n i e m i e l i ś m y w i a d o m o ś c i o m i ł y m B r a c i e M a r c i n k o w s k i m . W o k r e s i e o k u p a c j i r o z e ­ s z ł a s ię w i a d o m o ś ć o j e g o ś m i e r c i . T y m c z a s e m k u n a s z e j r a d o ś c i o k a z a ł y s i ę le p o g ł o s k i n i e p r a w d ą . P o n i ż e j d r u k u j e m y w y j ą t k i z l i s t u B r a t a M a r c i n ­ k o w s k i e g o d o j e d n e g o z n a s z y c h B r a c i , o r a z n a d e ­ s ł a n y w r a z z l i s t e m a r t y k u ł d la „ C h r z e ś c i j a n i n a “ .

( P r z y p . R e d . ) .

„ A s p r a w i e d l i w y z w i a r y ż y ć b ę d z i e “ . ( d o Ż y d . 1 0 , 3 3 ) . »

N i e c h ż y j e O j c z y z n a o d b u d o w a n a d la C h r y s t u ­ sa P a n a .

( ż y c z e n i a n o w o r o c z n e ) .

Mój drogi Bracie w Panu!

Wielką radość sprawiło nam otrzym anie w a ­ szego miłego listu, z którego powiało rodzinnym ciepłem i jasnym wspomnieniem naszego obco­

wania w przeszłości.

My, dzięki Bogu jesteśm y żywi i zdrow i; ży- ąc z łaski Jego i m y przetrw aliśm y. On wierny wszechmogący. Nie przerw aliśm y z Bratem W ami wszystkimi duchowego obcow ania przez te w szystkie lata spotykając się z W am i 'u tronu Łaski.

Z radością sły szy m y o W aszej p ra cy i życiu duchowym. Niech Bóg, k tó ry jest P a n e m żniwa, sprawi aby w yrosło wiele owocu na Jego niwie.

Jestem bardzo w dzięczny za zaproszenie do w spółpracy i będziemy się modlić, by P a n dał ta­

ką możliwość wedle Jego świętej woli. Załączam

arty k u ł do „Chrześcijanina", narazie krótki.

Z przyjem nością będę w spółpracow ał i nadal. Bę- bę bardzo w d z ię czn y za przysłanie mi numeru

„Chrześcijanina“ ... Niedawno był w Polsce B rat Lees, pewnie, widzieliście się z nim ...

B ardzo mnie interesuje, czy nie za chow a ły się u kogo w P o ls c e moje pisma, na składzie gdzieś, lub np. na P u ła w sk ie j wśród ruin tego domu?...

C hrystus niech W a s pobłogosławi, nauczy i umoc­

ni w służbie Bożej. P rz e s y ła m y serdeczne pozdro­

wienia w szy stk im miłującym Go; żonie i dzieciom.

Moja żona pracuje w tutejszym Zborze, jak też i poza Zborem.

— w miłości C hrystusow ej złączony W. Marcinkowski.

Mount Carmel, 14.1. 47.

P. S. P iszcie więcej. My tutaj kilkakrotnie prze-' czytaliśm y list Brata, b y głębiej wczuć śię w k aż d y szczegół W aszego życia.

W p rz y s z ły m tygodniu byliśmy w Jerozolimie na zebraniu arabskim, angielskim i rosyjskim.

W dniu tym d w ie no w e dusze, z a w a rły p rz y m ie­

rze z P anem . W dniach najbliższych spodziewamy się b ra ć udział w zebraniu rosyjskim i żydowskim, które ma mieć m iejsce w Tel-Avivie.

„ P ra c y tak wiele przed nami, a czasu tak mało, W staw aj leniwy sługo Boży, P a n rozkazuje: Idź!

Czas odkupujcie choć ociąga się ciało,

„Dni złe s ą “ — napełnion Duchem Św iętym bądź!

W. M.

W o ła n ie E lia sz a

d l u g o b ę d z i e c i e c h r o m a ć na o b i e s t r o n y ? J e ś l i P a n j e s t B o g i e m , i d ź c i e ż za N i m ; a j e ś l i B a a l, i d ź c i e ż za n i m “ ... (1 K r ó l . 1 3 , 2 ) 1 .

l ak wołał prorok Bijasz do narodu izraelskie­

go na górze Karmel. C zytam te słowa, siedząc wśród cy p ry só w i sosen na tej samej górze Kar­

mel i widzę przed sobą w dole, na równinie Z a­

bulona, sre b rzy stą w stęgę rzeki Cyson, u brzegu której wytępieni zostali fałszywi prorocy, zw o­

dzący naród izraelski. W dali sinieje morze, ku któremu w y sy ła n y był siedemkroć sługa Łljasza,

aby w yglądał czy zbliża się już deszcz, w yczeki­

wany wśród w yschłej krainy.

„I długoż będziecie chromać na obie s tr o n y ? “ To wołanie p ro ro k a zw rócone jest nie tylko do ówczesnego Izraela, jest ono zw rócone i do nas, w łaśnie dziś. P r o r o k nawołuje nas do w ybrania jednej drogi życia i kroczenia nią w jednym ob­

ranym kierunku, bez zwątpień i chwiejnoścf, bez oglądania się w tył, bez rozglądania się na w s z y ­ stkie strony i bez zerkania w kierunku ponęt tego świata.

Albo z Bogiem — albo z bałwanami, albo

(6)

S tr . 6 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1—3 z C hrystusem — albo przeciw Niemu. Niema in­

nej, trzeciej drogi. Musisz się z d e cy d o w a ć być g orą cym lub zimnym, letnim być nie możesz g d y ż ponieważeś letni... w yrz ucę cię z ust mo-

ich". (Obi 3. 16).

Albo pałaj niebiańskim ogniem i bądź św ia­

tłem w ciemnościach tego świata, albo bądź ciem­

ny i zimny, jak węgiel, który bez ognia jedynie brudzić może. Nie oszukuj więc ni siebie, ni in­

nych.

Chrześcijaństwo „chromające na obie strony", służące częściowo Chrystusowi, częściowo zaś grzechowi, księciu tego świata z jego obyczajami;

trochę duchowi a trochę ciału; Bogu oddaw ające cześć w niedzielę rano, Baalowi przez resztę dni tygodnia; kłaniające się świętości w świątyni, zło­

temu zaś cielcowi poza nią — to ty p o w a religia naszych- czasów. Religia pozbawiona m ocy ducho­

wej, nie dająca ukojenia ani tym, k tó rz y są w św ią­

tyni ani poza nią. To właśnie ta sól zwietrzała, k tó ra gdy „...zwietrzeje... do niczego się nie go­

dzi tylko, a b y była precz w yrzucona...“ (Ew. Św.

Mat. 5, 13).

Chrześcijanin „kulejący na obie nogi“, czło­

w iek o podwójnej myśli jest „niestateczny w e w szystkich drogach swoich“ (list Św. Jak. 1, 8).

O g d yby dotarło do serca naszego to w o ła ­ nie, gdy b y śm y usłyszeli glos proroka ognia, pro­

roka całkowitego przym ierza z Bogiem, religii zupełnej i gorącej, pełnej zapału służby. W tedy dusze szukające Boga p o dążałyby ku nam tłu­

mami.

Gdzieś w A m eryce zaczął k iedyś w nocy płonąć budynek kościelny. Tłum, k tó r y zbiegł się z trwogą, przyglądał się pożarowi. P a s t o r płoną­

cego kościoła za u w a ż y w sz y w tłumie w ybitnego a teusza zagadnął go: „P an nigdy nie przychodził do nas, gdy kościół był cały, a p rz y sz e d ł Pan dopiero w chwili jego zniszczenia“.

— „Otóż to, w tym rzecz, że się pali. Ja p r z y ­ chodziłbym zaw sze do waszego kościoła, gdyby on zaw sze płonął i był g o rą c y “.

P am iętam sam, jak pewien ro z cza ro w an y do religii człowiek powiedział pod a d resem chrześci­

jaństw a: i,Chrystus przemienił w odę w wino, a w y przemieniacie wino w w o d ę“. I to właśnie

jest tą smutną praw dą, jakże często natchnienie i radość Ewangelii zamieniamy w suche, nudne, bezduszne teorie, doktryny, formy i kazania.

„P rz yszedłem abym ogień puścił na ziemię, czegóż chcę, jedno aby był zapalon?“ (Św. Łuk.

12,60), — powiedział Jezus Chrystus. 1 On w łaś­

nie sam mocą Swej świętej ofiary krwi s p ro w a ­ dził ogień z nieba, ogień Ducha Św. zesłanego w dzień Pięćdziesiątnicy. 1 tylko ten ogień może nas przetopić (przepławić), wypalić do cz ysta cielesność, zniszczyć grzeszny trąd.

Szymon zaparł się C hrystusa grzejąc się przy ogniu ziemskim, na dworze arcykapłana. 1 tego cielesnego, bojaźliwego i słabego S zym ona p rz e­

palił niebiański ogień Ducha Św. i uczynił zeń Piotra, h artow nego apostoła, mężnego w yz n aw cę Jezusa.

Finni uczniowie P a n a Jezusa, którzy w chwili pojmania Go przez pachołków S anhedrynu opu­

ścili Swego M istrza i uciekli, po zapaleniu ogniem z góry, śmiało głoszą Ewangelię w Jerozolimie tysiącznym tłumom i zwiastują P r a w d ę o Zbaw i­

cielu U k rz y żo w a n y m i Zm artw ychw stałym . I m o­

gli to czynić, g dyż nie czynili tego samu z siebie, lecz mocą Ducha Św. pobudzeni byli ku temu dzie­

łu. A Duch Św. nie może. b y ć naszym narzędziem, napełnia On tylko tego, k tó ry godzi się b y ć Jego narzędziem, „kto Jemu jest posłuszny“, i tylko Jemu po uleczeniu z chromania na obie nogi. P o ­ dobnie jak prorok Eljasz głosili oni zasadę — w szystko lub nic! — z Nim lub przeciw Niemu!“

Jeżeli s p ra w a religii nie stoi w sercu naszym na pierw szym miejscu, to niema jej w nim wcale.

A więc „w yprostujcie opuszczone ręce i osłabłe nogi“ (do Ż y d . ' 12,12) i „czyńcie proste ścierki nogami waszemi, iżby to co jest chromego z dro­

gi pie ustąpiło, ale raczej uzdrowione b y ło “ (do Żyd. 12,13).

Gdy p rzestaniem y „chromać na obie stro n y “ przekonam y się że ogień Ducha Św. zejdzie na ziemię i deszcz obfitego przebudzenia wyleje się na w yschłą ziemię, spragnioną w o d y żywej i brzemieni pustynie w kwitnące ogrody, wilcze zaś jagody i ciernie w wonne róże i lilie.

W. Marcinkowski.

Góra Karmel w Galilei, w styczniu 1947.

M u sicie s ię n a n o w o n a ro d zić

(H isioria j e d n e g o n a w r ó c e n ia )

Tak już w ygląda życie każdego chyba czło­

wieka, że serce jego jeśli nie stale to okresowo przynajmniej odczuwa pustkę i niezadowolenie z codziennego trybu życia, stosunku do ludzi lub zagadnień otaczających; odczuwa tęsknotę za in­

nym życiem, pełniejszym jakby, pełniej i harrno- jiijniej układającym się, a nade w szy stk o tęsknotę za uczuciem w ew nętrznego spokoju, płynącego z poczucia właściwości postępowania i słuszności w yznaw an ia poglądu.

O dczuw ać się daje tęsknota, mniej lub więcej dająca się skonkretyzow ać za pięknem, spokojem, sprawiedliw ością i tymi wszystkimi ideałami, któ- re b y ipogfy zaspokoić ów głód serca ludzkiego.

I stąd w sercu ludzkim zaczyna się rodzić pytanie, jak wejść do królestwa, w którym Bóg panuje? Bo tylko tam, gdzie Bóg przebywa, p a ­ nnie cisza, piękno, radość, czystość, miłość, p o - 1 kój — odpocznienie. I w moim sercu, w takich oto warunkach narodziło się pytanie, co należy czynić, aby wejść do Królestwa Bożego?

Niecli pochw alony będzie Bóg, żc dał nam takie serca, że nic ich trwale zaspokoić nie może, nic nie może ukoić tęsknoty i zapełnić pustki tylko Bóg.

Nim przejdziem y do s p ra w y mego n aw ró ce­

nia, chciałbym zw rócić uwagę na pew ne miejsce Pisma Świętego. Słow o Boże zaw iera bardzo

(7)

Nr 1—3 . C H R Z E Ś C I J A N I N S ir. 7 wiele miejsc opisujących s ia n y duszy szukającej

Boga, ale jednym z najbardziej uderzających jest trzeci rozdział Ewangelii Św. Jana.

Do P ana Jezusa przychodzi Nikodem, ksią­

żę i członek Sanhedrynu, najwyższej rady kościo­

ła żydowskiego. Przychodzi w nocy, potajemnie, by swej reputacji i stanowiska społecznego na szwank nie narazić. Ale mimo wszystko z d e c y ­ dował się przyjść — szuka! bowiem odpowiedzi na dręczące pytanie, jak wejść do Królestwa Bo­

żego, jak posiąść żyw ot wieczny.

Przychodzi i wypow iadając dość konw encjo­

nalne powitanie* otrzymuje, bezpośrednią, niezwią- zaną ze słowami swymi odpowiedź, odpowiedź nie na powitanie, a odpowiedź na najbardziej w a ż ­ ne, najbardziej osobiste i s k ry te pytanie serca.

Nim sam zapytać zdołał — otrzy m a ł odpowiedź:

„Jeśli się kto nie narodzi znowu, nie może wi­

dzieć królestwa Bożego“ (Ew. Św. Jana 3, 3).

I io jest właśnie, ta cudow na bezpośredniość spotkania się z Jezusem C hrystusem . Kto do Niego przychodzi z sercem tęskniącym, o trz y m u ­ je odpowiedź na najważniejsze, p o d sta w o w e k w e ­ stie życia i śmierci — wieczności. W y s ta r c z y , byś całym sercem pragnął odpowiedzi, n aw et gdybyć nie umiał zapytać — odpowiedź o t r z y ­ masz. Bo On sądzi nie według „widzenia oczu i słyszenia uszu“ — On wie w szystko.

Musimy się na nowo narodzić albowiem:

„co się narodziło z ciała, ciałem je.st, a co się narodziło z Ducha, duch jest (Ew. Sw. Ja n a 3, 6).

I dlatego wedle ciała jesteśm y obyw atelam i tej ziemi, państw i narodów; ab y by ć obyw a te le m królestwa Bożego, królestwa Ducha — musimy z Ducha się narodzić.

Narodzenie z Ducha następuje" — jak Słowo Boże mówi — w wyniku działania: wody, krw i i Ducha (1 list Św. Jana 5, 8).

W oda w P iśm ie Świętym jest sym bolem S ło ­ w a Bożego (do Efezów 5, 26, E w . Św. J a n a 8, 31—32). P rz e z słowo poznajem y P ra w d ę , którą jest Jezus Chrystus i Jego Ś w iętą Ofiarę, będącą tematem całego P ism a Św., od początku do końca. Jak ziemska w oda o b m y w a nasz ziemski brud, tak z naszego duchow ego brudu obm yw a nas i oczyszcza Jezus C h ry stu s — Jego Słowo.

W tym sam ym trzecim rozdziale Ewangelii Św. Jan a (w. 14— 15) cz ytam y: „A jako Mojżesz węża na puszczy w yw yższył, tak musi b y ć w y ­ w yższony Syn człowieczy, a b y każdy, kto w eń wierzy, nie zginął, ale miał ż y w o t w iec zn y “.

Naród izraelski w yprow adzony, przez m iło­

sierdzie Boże. z okrutnej niewoli egipskiej, zaczął w swej małowie.rności szem rać i b untow ać się przeciw Bogu.

Skutki grzechu nie dają na siebie długo c z e ­ kać. Zjawiają się węże ogniste kąsające g rz e s z ­ ny lud, ukąszony ginie od jadu nieuchronnie. To kara i zarazem środek opamiętania. W trw o d z e zaczyna lud izraelski wołać do Boga o z m iło w a ­ nie i przebaczenie. Dobry Bóg rychło w y słu ch a ł błagalne modlitwy. W y staw io n y na w y sokim słupie po środku obozu w ąż m iedziany — by ł r a ­ tunkiem, ratunkiem jedynym i niezaw odnym , bo od Boga postanowionym.

Aby działać mogła łaska Boża, działać mu­

siała w iara i wolna wola człowieka — chęć w y b a ­ wienia przez Pana. Kto spojrzał z wiarą na węża miedzianego, choć ukąszony — ż y w zostawał.

Wąż miedziany — to jedno z najpiękniejszych miejsc S łow a Bożego (4 Mojż. 21, 5—9), opis cudu laski Bożej, w y d a rz e n ia będącego zarazem o b ra ­ zem i przepowiednią przyjścia i Ofiary Zbawicie­

la świata — Jezusa Chrystusa.

Ludzkość w zaraniu swych dziejów, jeszcze w raju, zo stała ukąszona przez węża i do dziś praw em dziedzictw a k rą ży w nas ta trucizna — grzech pierw orodny. Wszelkie skutki tego stanu rzeczy ponosimy, przede wszystkim w postaci złych uczynków, nie mogąc się od nich własnymi siłami uwolnić. P o życiu pełnym zwątpień, sm ut­

ków, tęsknoty i zła następuje, śmierć doczesna, a po niej — śm ierć wieczna, z pełną św iadom oś­

cią wiecznej u tr a ty Boga.

Jeden jest tylko ratunek. Jak dla ukąszonego śmiertelnie izraelity ratunkiem było spojrzenie na węża miedzianego, tak i dla nas spojrzenie z w ia ­ rą na Jezusa C h ry s tu s a ukrzyżowanego, jest w y ­ bawieniem od śmierci wiecznej. I to dla każdego, bo tak mówi S ow o Boże: „Albowiem tak Bóg * umiłował świat, że Syna S w ego jednorodzonego dał, aby k a ż d y , kto weń w ierzy, nie zginął, ale miał ż y w o t w ieczn y “ (Ew. Św. Jan a 3, 16).

P oprze z w iarę, choćby najsłabszą, w oparciu 0 K rzyż s p ły w a K re w — moc odradzająca i łaska Jezusa C hrystusa.

Duch B o ż y w ieje kędy chce (wiersz 8) i jest to dar Boży, d a r łaski, nic tu nie dzieje się wedle ludzkiej m ia ry i uczynków. Duch Boży wieje gdzie chce. W ieje i na Ciebie, drogi Czytelniku, tak, jak i wiał n i mnie od dzieciństw a mojego.

Wiemy, że Bóg w dobroci Swej, przynajmniej trzykroć naw ie d za każdego człow ieka i to w naj­

różniejszy sposób (Hiob 33, 14— 16, 29). O byśm y nie lekcew ażyli t e g a poruszenia wewnętrznego, które w nas się dokonuje.

W okresie dzieciństw a otrzym ałem w domu rodzinnym w y c h o w a n ie religijne w pełnym tego słowa znaczeniu. Później, w okresie młodości, świat i życie ze sw ym i ponętami usiłowały za g łu ­ szyć tęsknotę za Bogiem. S erce jednak nie dało się oszukać, ża d n a próba oszołomienia nie mogła zaspokoić tego istotnego głodu duszy. Kto p r a g ­ nie zetknąć się z Bogiem, kto n a p r a w d ę szuka P an a — znajdzie. Go napewno i nic i nikt nie b ę ­ dzie mógł go z tej drogi zawrócić.

P ie rw sz e moje zbliżenie do P a n a miało miej­

sce jeszcze w r. 1912. P rze ży w ałe m w ów czas wahanie co do pewności istnienia Boga i w tej rozterce duchowej, w czasie modlitwy w koście­

le całym sercem zacząłem prosić Boga, by z e ­ chciał mi objawić S w e istnienie, by roztrzygnął moje wahanie.

Dobry Bóg s ły s z y wołanie serca ludzkiego 1 w odpowiedzi na modlitwę dał mi odczuć taka wspaniałość, wielkość, piękność, harmonię i c z y ­ stość, że nie m ożna tego zrozumieć i objąć rozu­

mem, to można tylko p rz eży ć i odczuć. Spłynęła w serce niezapom niana pew ność istnienia Boga, dobrotliwego i ż y w e g o i jednoczesne poczucie własnej nicości, poczucie własnego brudu i zła,

(8)

S tr . 8 C H R Z E Ś C I J A N I N ' Nr 1—3 Dla zwalczania dotkliwie odczutego ciężaru

grzechu, zacząłem p r a k ty k o w a ć spowiedź i od­

d a w a ć się innym p ra k ty k o m religijnym. B ezsku­

tecznie. Cały w ysiłek c z yniony w myśl w s k a ­ zań religii był bezskuteczny. Zacząłem szukać rozw iązania w teozofii, w s y ste m a ta c h filozoficz­

nych — w szystko było darem ne. T rz ynaście lat męki, walki z grzechem, w a lk t bezskutecznej.

W ie rz y ć w Boga i grzeszyć, to nosić w sercu piekło.

Zwróciłem się znow u bezpośrednio do Boga.

B y ło to 29 cz erw ca 1925 r. W gorącej modlitwie w ołałem do P a n a o odpowiedź, co m am czynić, b y w ypełnić Jego wolę. I znow u jak p rzed t r z y ­ nastu laty otrzym ałem odpow iedź jasną, prostą i bezpośrednią, której nie słyszałem , ale czułem i rozumiałem: zatelefonujesz po urlopie pod nu­

m e r 60-02, a tam ci pow iedzą ćo masz czynić.

N um er telefonu widziałem w y ra źn ie.

P o widzeniu tym pozostał w d u szy mej taki cu d o w n y pokój, radość, miłość i p o k o rn a w d z ię cz­

ność do^Boga, że p am ięta jednak i zniża się do takiego n aw et prochu jak ja. Na drugi dzień po- . w s t a ł a w e mnie myśl, b y w podzięce za to c udow ­

ne prz eżyc ie uczynić jakiś ślub, postanow iłem w ię c riie tykać więcej alkoholu.

W tym nastroju ra d o sn y m . w y je c h a łe m na urlop. Po powrocie, g d y m iałem telefonować pod w idziany w czerw cu numer, o g a r n ę ły mnie takie nasze zw ykłe, ludzkie refleksje. J a k ż e to tak te ­ lefonować do kogoś zupełnie n ie z n a n e g o ,. wogóle niewiadomo, kto to tam się odezwie, jak mu tę s p ra w ę w ytłum aczyć, i jak ten ktoś na moje p y ­ tanie zareaguje. Ale P a n pomógł, prz em ó g ł te skrupuły, diabeł nie obronił sw ego stanu posia­

dania, musiał p rzed m ocą łaski Bożej ustąpić.

W w yniku przeprow adzonej w ó w c z a s rozm ow y telefonicznej, spotkałem się z chrześcijaninem, B ra te m w Jezusie C hrystusie — jak później z r o ­ zumiałem, od którego o trz y m a łe m zaproszenie na zebranie chrześcijańskie.

T rz y dni, jakie minęły m iędzy tym spotka­

niem a pójściem na zebranie, upam iętniły się b a r ­ dzo. P rz e ż y w a łe m bowiem w ó w c z a s bardzo m oc­

no swój stan w e w n ętrzn y , w sz y s tk ie moje g rz e ­ ch y sta ły jasno przed oczyma. W s z y s tk ie poprzed­

nie spowiedzi, nie w y łąc zając generalnych, nie uwolniły mnie od tego ciężaru. P ra g n ą łe m ulgi i oczyszczenia. P oszedłem więc znów do spo­

wiedzi. Rozgrzeszenie otrzym a łe m , odpuszczenia grzechów, wolności i radości — nie.

W tym smutnym stanie duszy znalazłem się 27 czerw c a 1925 r. na zgromadzeniu dzieci B o­

żych. Nie wymieniam n a z w y tego zgromadzenia, bo tę kwestię uw ażam za zupełnie drugorzędną.

Przedm iotem rozw ażania było Słow o Boże z Ewangelii Św. Jana, zapisane w rozdziale szó­

stym (w 26—56). Początkow o odnosiłem w r a ż e ­

nie, żc P an Jezus mówi tam o Komunii, ale w trakcie rozw ażania doszedłem do przekonania, że to nie o Komunii jest mowa, o której ustano­

wieniu w innych miejscach jest mowa. Zrozumia­

łem, że P a n Jezus mówi o Swoim Ciele i Krwi, ofiarowanej każdemu człowiekowi (w. 54). Przed oczyma stał ży w o obraz Jego Świętej Ofiary.

1 przedtem w ierzyłem i z wiarą p rz y stę p o ­ w ałem do Komunii, ale nie miałem prz eśw iadc ze­

nia, że życie w ieczne jest moim udziałem.

Błędu w Słow ie Bożym być nie może, zo b a­

czyłem go wreszcie, u siebie: nigdy przedtem nic p rzyjąłem z wiarą Ciała i Krwi bezpośrednio od P a n a Jezusa, z Golgoty. S łyszane Słowo Boże uświadomiło, że Zbawienie jest koło mego serca, tuż blisko, trze b a je tylko wziąć. Zacząłem p ro ­ sić P a n a z całego serca, bym mógł przyjąć zaraz Ciało i K re w przelaną n a Golgocie. P a n Jezus w y ­ słuchuje próśb serca. Przyjąłem Zbawienie.

Nie umiem opisać tego przeżycia, i choć tak dokładnie je pamiętam i teraz nie znajduję o k re ­ śleń dla oddania w iernego obrazu co prz eży w a ło moje serce, grzesznika, gdy poczuło się ocz y sz­

czone K rw ią B aranka. Dziw na łaska Boża o g a r­

nęła mnie, ciężar g rz echów w jednej chwili z w a ­ lił się ze mnie, jasność i poczucie wolności zalało

■moją duszę. Z atonęłem w Bogu. P rz e b y w a łe m w atmosferze, nieba, k tóre w lew ało się do mojej d u s z y . . P rz e ż y w a łe m miłość Bożą, piękno, r a ­ dość tak wielką, iż przekroczenia tej m iary moje ziemskie serce nie zniosłoby. Gdy zaczęto się modlić i ją po raz pierw szy, ze. łzami radości z a ­ cząłem w głos wielbić Boga.

Takie było moje drugie narodzenie. Od tej d a ty wiem, że imię moje jest wpisane do Księgi Żyw ota, że, jestem . Zbawiony, że „choćbym um arł — żyć będę". B y ć zbaw ionym — to nie jest prz e ż y c ie jednorazowe. B y ć zbawionym, być dzieckiem B ożym — to jest stań trw ały, ciągły.

Od 22 lat stale p rz e ż y w a m obecność Boga i Jego spraw , łaski i radości na każdy dzień, to cudow ­ na rzecz. Obecność Boga żyw ego — to nie p rz e ­ ż y c ie sporadyczne, od święta — to istotna obec­

ność B oga w naszym życiu codziennym. To pic przywilej mój, czy nielicznych w ybranych, to stan b ę d ą c y udziałem każdego, kto przyjął zba­

wienie od Jezusa Chrystusa.

I jedno jest tylko moje, pragnienie, abym mógł śladem apostoła P a w ła powiedzieć: „życzyłbym od Boga, aby i w małem i w wielu, nietylko ty, ale i w szyscy, k tó rz y mię słuchają, stali się takimi, jakim i ja jest" (Dz. Ap. 26, 29) — to jest zbawionymi przez Jezusa C hrystusa dziatkami Bożymi. Tak jest — aby każdy, kto usłyszy S ło­

wo Boże, i który p rz e c z y ta to świadectwo życia, przyjął z rąk P a n a Jezusa Zbawienie, i Żywot wieczny.

St . Kr .

P ren u m eratę oraz wszelkie ofiary n a czasopism o prosim y w p ła c a ć bezpośrednio n a konto P. K. O. Nr 1-4349 „ C H R Z E Ś C I J A N I N " , miesięcznik Polskiego Kościoła

E w an g eliczn y ch C h rz eśc ija n Bablystów

(9)

bez .stałego poznawania Nowego Testamentu jako podstawy zasad chrześcijaństwa, nic da trwałych wyników chrześcijańskich.

I widzimy naprzykład jak to Św. Łukasz dbał, by Teofil poznał ,,pewność tych rzeczy, których cię nauczono" (Ew. Św. Łuk. 1, 4) i aby tak się stało w łożył niemało trudu umysłu sw e ­ go, „w szystkiego pilnie doszedłszy, tobie to po­

rządkiem opisać" (Ew, Św. Łuk. 1, 3). Apostoł zaś P aw e ł swemu w spółpracow nikow i Tymoteuszowi taką daje radę: „Pilnuj samego siebie i nauki, trwaj w tern, bo to czyniąc zbawisz i samego siebie i tych, którzy cię słuchają" (1 do Tym . 4, 16). U m ysł pilnie grom adzący i zachowujący znajomość tajemnic Bożych, jest wielką łaską od Boga. J ak ż e konieczną jest znajomość Słow a Bożego. D obrz e wiemy, że nieznajomość Pisma Świętego jest wielkim nieszczęściem narodu na­

szego.

''M ożna mieć z kolei wiele wiadomości o Jez u ­ sie Chrystusie, ale bez chęci urzeczywistnienia

M i ł o s i

D ziw nem i, często n iezrozum iałem u "dla n a s drogam i, k r o c z y m iłosierdzie Boże. To c u d o w ­ ne m iłosierdzie, k t ó r e n i e m a w z g lę d u ,,na oso­

b ę ” . J e s t d la każdego, bez w z g lę d u n a p łeć i wiek, r a s ę i k o lo r skóry, n a ro d o w o ść i k ra j, czas i sy tu a c ję .

Mnie osobiście s p o tk ä lo w w ieku, k ie d y r a ­ czej o s w a w o li dziecięcej się m yśli, niż o Bogu, b y ła m b o w ie m w ów czas j e d e n a s to le tn ią .dziew ­ czynką. D ziało się to n a w sc h o d n ic h k r e s a c h naszej O jcz y zn y . Za p o ś r e d n ic tw e m p e w n e j n ie w ia s ty w ierząc ej u s ły s z a ła m Słow o Boże.

P o z n a ła m też w ów czas lu d z i w ie rz ą c y c h , ż y ­ w y c h ch rześc ijan , a ich b o g o b o jn e życie, p r o ­ stota, m iłość k u B o g u i d la bliźnich, w y w a r ł y w m y m s e r c u n ie z a ta rte w ra ż e n ie .

P o d ś w ia d o m a tę s k n o ta m e j m ło d ej duszy, tęsk n o ta w id o cz n ie za m iłośc ią Bożą, z n a la z ła zaspokojenie i z ca łą w r a ż liw o ś c ią dziecięcego serca w y s z ła m n a s p o tk a n ie m e g o Z b aw ic iela.

P a m i ę t n y to b y ł d la m n i e dzień, g d y p o ­ czułam, że se r c e m o je oczyszczone zostało p rz ez P a n a J e z u sa . Nie z a p o m n ę b rz m ie n ia pieśn i

„Czyś słyszał, że Kościół j e s t ż y w y ”, k t ó r a to ­ w a rz y s z y ła p rz y ję c iu m n ie do ży w ego J e z u s o ­ wego Kościoła.

J a k to w ta k ic h w y d a r z e n ia c h z w y k le ju ż byw a, s z a ta n u siłu je z a ra z zagasić radość, b ę ­ dącą w y n ik ie m sp o tk a n ia się z P a n e m J e z u s e m i o trz y m a n e g o Zbaw inia. T a k było i ze m ną.

Duch ciem ności zm obilizow ał do w a lk i z d z ie ­ łem P a n a Jez u sa, całe m o je otoczenie i o c z y ­ wiście rodzinę. P o d w ó c h la ta c h ciężkich p r z e ­ żyć i p rz e śla d o w a ń , zo stała m p rz e z n ich w y g n a ­ na i zm u sz o n a b y ła m s z u k a ć o p iek i i o p a r c ia u sw ej n o w e j rodziny, k t ó r ą n a m w S w y m m i ­ łosierdziu B ó g n a ziemi o fia r o w a ł. D o b ry , m i ł o ­ sierny Bóg n ie zostaw ił S w e g o dziecka.

Znalazłam więcej, niż spodziewałam się

w pro w ad ze n ia w czyn nauki P a n a naszego, wszystko pozostanie piękną w p ra w d z ie ale tyl­

ko teorią. 1 właśnie w ten sposób wiele ludzi pojmuje chrześcijaństwo — jako piękną teorię bez możliwości i chęci jej zrealizow ania; gdyby ją w prow adzić w czyn byłby raj na ziemi — c z ę ­ sto się słyszy. Otóż w tym słow ie „byłby" — tkwi nieszczęście. Chrześcijaństwo nie może być tylko odczuwane, nie może b y ć tylko mówione, nie, może b y ć tylko przedmiotem rozumowania.

C hrześcijaństw o — to realizacja nauki Jezusa C hrystusa. To C h ry stu so w y codzienny czyn w y ­ k o n y w a n y w myśl Jego woli i w oparciu o Jego moc. Mam sp ra w d zać com uczynił wczdraj, cq czynię dzisiaj i co mam czynić z laski Bożej jutro. Duch C h rystusow y powinien być w idocz­

ny w k a ż d y m uczynku i każdy czyn m a być god­

ny m iana chrześcijańskiego.

„Będziesz miłował P a n a B oga swego, ze w szystkiego se rc a twego, i z e w szystkiej myśli swojej“ . (Ew. Św. Mat. 22, 37). A. Klrcun.

e r d z i e

o tr z y m a ć — z n a la z ła m s e r d e c z n e ciepło o d d a ­ n y c h Bogu. serc. W szystkie m o j e t r u d y i b ó le zostały w y n a g r o d z o n e sowicie.

D u c h c iem n o śc i nie p r ó ż n o w a ł je d n a k . P o ­ s t a r a ł się p r z e n ik n ą ć i do te j a tm o s f e r y miłości i szczęścia, po słał trw ogę, n ie p e w n o ś ć j u t r a , p a ­ nikę.

S t a r a m y się bronić w t a k i c h s y tu a c ja c h , ale j a k ż e często, w słabości s w o je j, p o d n ap o - r e m w ro g ic h sił k a p itu lu je m y .

I z n ó w z m u s z o n a b y ła m p ó jś ć w św iat, ale w s y t u a c j i o w ie le gorszej i tr u d n i e j s z e j. O k u ­ pacja! _ K tó ż z n a s nie zn a p o n u r e j tr e ś c i teg o słowa. T o j u ż n ie ty lk o otoczenie, c z y ro d z in a w y s t ę p u j ą w rogo, obecnie w r o g i e m m o ż e o k a ­ zać się k a ż d y s p o tk a n y człow iek. K a ż d y z n a s m a s tr a s z n e w sp m n ie n ia , z w ią z a n e z o k u p a c ją , j a — ze w z g lę d u n a sw o je p o c h o d z e n ie — o d ­ c z u w a ła m j ą szczególnie boleśnie.

W t y m czasie pociechą, n a d z ie j ą i o p a r c ie m m o r a ln y m , b y ł a obietnica Boża: „ W dzień u c is ­ k u tw e g o z a c h o w a m cię” .

J a k ż e w o ln o w ów czas d la m n ie p ł y n ą ł czas.

J a k ż e d łu g o w lo k ły się m ięsiące. B y ło mi co raz ciężej. A le w s p o m in a ła m o b ie tn ic ę Bożą i m i ­ łosierdzie P a ń s k ie , będ ą ce je j treśc ią , d o d a w a ło mi sił w cięż kich przeżyciach. J a k ż e t r u d n a do zniesie n ia je st sy tu a c ja , g d y c z ło w ie k s c h o ­ dzi do roli tropio n eg o stw o rz e n ia . I z tej o k r o p ­ nej a t m o s f e r y psych icz n ej w y r w a n a zo stała m przez a r e s z to w a n ie i osadzenie n a s ł y n n y m „ P a ­ w i a k u ” . A k tó ż nie zna k r w a w e j sław y, j a k ą z yska ło so b ie to w a rs z a w s k ie w ięz ie n ie w c z a ­ sie o k u p ac ji.

R a z e m z licznym i t o w a r z y s z k a m i nied o li d z ie liła m w s p ó l n e cierpienia, a le m u s z ę w y ­ znać, że b y ł y o n e bez p o r ó w n a n i a d la m n i e lżejsze, n iż p r z e ż y c ia z o k r e s u p r z e b y w a n i a n a

„ w o ln o śc i” do czasu u w ięz ie nia. B y ć m o że w i ę ­

(10)

S tr. 12 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1—3 zienie o d g ry w a ło w m ej p sy ch ice rolę j a k b y

stabilizatora.

S y tu a c ja m o ja w p r a w d z ie b y ła b ard z o tru-- clna, po lu d z k u m ó w ią c tra g ic z n a , ale dość w y ­ ra ź n ie b y ła o k re ślona , z b y t w ie le n ie s p o d z ia ­ n e k być ju ż nie mogło.

P am iętam dobrze jedno z tragicznych p rz e ­ żyć. P e w n e g o d n ia za rzą d zo n o zbiórkę, na k t ó ­ rej odłączono 22 osoby z jednoczesnym lako­

n ic z n y m s tw ie rd z e n ie m : n a śm ierć. T a k a om al codzienna, z w y k ła a k c ja o d w e to w a za zabicie jakiegoś niem ca. W tej liczbie z n a la z ła m się i ja. O d p r o w a d z o n o n a s n a m ę s k ą s tr o n ę w i ę ­ zienia, gdzie po o d c z y ta n iu w y r o k u p r z y s tą p io ­ no do ś c isk a n ia k r w i ze ż y ł i g ip s o w a n ia ust.

(Krew w ytaczano ze skazańców, celem później­

szego uży c ia jej p r z y t r a n s f u z j i d la r a to w a n ia r a n n y c h ż o łn ierzy niem ieck ich , g ip so w a n o zaś usta dla uniknięcia patriotycznych okrzyków.

P rz y p . Red.).

W tej tra g ic z n e j chw ili s t a n ę ł a m i p r z e d oczam i obietnica P a ń s k a : ,,W d z ie ń u c isk u t w e ­ go z a c h o w a m cię” . W g o rą cej m o d litw ie d z ię k o ­ w a ła m Bogu za J e g o m iło sie rd z ie i litość, n i e ­ zbita p ew n o ść oca le nia n a p e łn i ł a m o j e serce.

W iedziałam , że P a n i w te j s y t u a c j i m a m oc m n ie osłonić i że u c z y n i to. N ie d łu g o c z e k a ła m n a w y p e łn ie n ie się o b ie tn ic y P a ń s k ie j, w ch w ilę b o w ie m później w b ieg ł k o m e n d a n t w ięzienia

i o z n a jm ił o w y łą c z e n iu d w u osób z tej e g z e k u ­ cji. J e d n ą z nich b y ła m jia, d r u g ą zaś p e w n a niew iasta , k t ó r a już p rz e d te m w m o d liw ie u p o ­ k o rz y ła się p r z e d s p ra w ie d liw y m Bogiem , w y ­ zn a ła sw o je g rz e c h y i o d d a ła M u sw o je serce.

Dobry," m iło s ie r n y Bóg! P a m i ę t a o k a ż d y m S w y m dziecku. J e s t w i e m y S w y m obietnicom , o f ia r o w a n y m k a ż d em u , kto w ia r ą i m o d litw ą chce j e p r z y ją ć .

M iłosierdzie Boże jeszcze r a z z a w róciło m n ie od b r a m śmierci. A nie b y ł to przecież j e ­ d y n y w y p a d e k p rz e ż y w a n ia c u d u łask i Bożej.

W iele jeszc ze o d c z u w a ła m i k o s z to w a ła m m iło ­ sierdzia P a ń s k ie g o w czasie d alsze go p o b y tu w w ięzieniu, p o t e m w N iem czech w obozie p r a ­ cy w fa b ry c e , podczas stra s z liw y c h b o m b a r d o ­ w ań.

W iele to ra z y śm ierć k r ą ż y ł a d o k o ła i s z a ­ t a n u s iło w a ł tr w o g ę zasiać w sercu, b y j e o d c ią ­ gn ąć od Boga, ale bezskutecznie, g d y ż P a n je s t w ie r n y i s tr z e g ł s p o k o ju se r c a m ego.

Nie ch c ę w ięcej m iejsca z a jm o w a ć m o im i prz e ż y c ia m i, a le m u s z ę jeszcze pow iedzieć, że później i do dzisiejszego d n ia b y ł i je s t w i e r n y i m iło śc iw y n a s z Zbawiciel. P ozw o lił mi z t u ­ łaczki w ró c ić do k r a ju , d a ł m i ra d o ść p r z e b y ­ w a n ia w ś r ó d dzieci Bożych, d a ł m i m ę ż a i dom.

D o b r y je s t P a n . M iłosierny i litościw y je s t Bóg.

J. R.

To d ob rze słu g o dobry i w iern y

„ . .. w m a ł y m b y ł e ś w i e r n y m , n a d w i e l e m c i ę p o s t a n o w i ę “ ... ( E w . Ś w . M a t . 2 5 , 2 1 ) .

W k ró le stw ie B o ż y m o b o w ią z u ją z u p e łn ie o d ­ m ie n n e p r a w a o d p r a w rz ą d z ą c y c h św iatem , w k t ó r y m t y m c z a s e m p r z e b y w a m y . C a ła p r a c a łaski Bożej n a d n a s z y m i lu d z k im i s e r c a m i idzie w t y m k i e r u n k u , b y n a s p rz y g o to w a ć i p r z y s to ­ so w ać do p r z y ję c ia t y c h w ła ś n ie n a jz u p e łn ie j o d m ie n n y c h p r a w k r ó le s tw a Bożego.

P r z y u s t a n a w ia n i u p r a w lu d z k ic h , z ie m ­ skich, od p e w n e g o czasu zaczęła d ochodz ić do g łosu ,,za sada s p r a w ie d liw e g o p o d z ia łu d ó b r ziem i”, k tó r a m. Inn. w y r a ż a się w tern, a b y te n , k t ó r y nic lu b n iew iele posiada, m ia ł r ó w n e z in - ,n y m i p ra w o do posiadania, zaś ten, k to dużo ma, m u si część lu b n a w e t w s z y s tk o o d stąp ić na rzecz n ie p o sia d a ją c y c h do te g o czasu.

W m y śl stw ie rd z e n ia , um ieszc zo n eg o n a w s t ę ­ pie, w id z im y rzeczyw iście, że w k r ó le s tw ie B o ­ ż y m i w te j dziedzinie o b o w ią z u je o d m ie n n a z a ­ sada: „ A lb o w ie m w s z e lk ie m u m a j ą c e m u b ę ­ dzie d a n e i ob fito w ać będzie, a te m u , k tó r y nie m a i to co się zd a mieć, b ęd z ie w z ię te od n ieg o ” (Św. M at. 25, 28— 30). To tak, po lu d z k u s ą ­ dząc, nie je s t s p r a w ie d liw e te m u , k t ó r y i ta k m a, jeszcze w ięcej dodaw ać. P a n B óg w sze lkie s p r a w y roz sądza w sposób za sadniczy, n a j g ł ę b ­ szy, a n ie je n o p o w ie r z c h o w n y . P a t r z y n a p o ­ budkę serca i je g o w ierność. K to w m a ł y m je st w i e m y , t e n w w ie lk im w i e r n y m będzie. K to zaś w małym j e s t n ie s p ra w ie d liw y , t e n i w wiel-

będzie.

Nim p o w ie r z o n e n a m z o s ta n ą w ię k s z e s p r a ­ wy, m u s i m y okaz ać się w ie r n y m i- w m a ły c h , d ro b n y c h , n ie z n a c z n y c h s p r a w a c h . J e d y n i e tą d r o g ą stać się m o ż e m y lu d ź m i d o św ia d c z o n y m i, k t ó r z y nie z a w io d ą p o k ła d a n y c h w n ic h nadziei.

P a n J e z u s p o w iedział: „P o n ie w a ż e śc ie w m a ­ m o n ie n ie s p r a w ie d liw e j w i e r n y m i n ie byli, p r a ­ w d z iw ą k tó ż w a m p o w ie r z y ? ” (Sw. Ł u k . 16, 11).

Z te g o ja s n o w y nika,_ że tu n a ziemi, w ś r ó d z n ik o m y c h zie m sk ic h spraw , z d a je m y egzam in, czy b ę d z ie m y m ogli zarzą dzać w iec zn y m i, n i e ­ b ie s k im i s p r a w a m i. I d lateg o n ie w o ln o n a m b a g a te liz o w a ć naszego ziem skiego p o w o ła n ia , gdyż w n i m d ośw iadc za Bóg n asz ej w ierności.

N a p o m in a apostoł P a w e ł ; „A wszystko" c o k o l­

w iek czynicie, z d u sz y czyńcie, ja k o P a n u a n ie lu d z io m ” (do Kol. 3, 23).

W iele osób po n a w ró c e n iu i p o n o w n y m n a ­ ro d z en iu się sądzi, że pow inni zm ien ić sw e p r o ­ zaiczne, c odz ie nne zajęcia, n a ja k ie ś inne, b a r ­ dziej o d p o w ia d a ją c e ich n o w e m u , p o b o ż n e m u św ia topoglądow i. Zachodzi t u n ie p o ro z u m ie n ie , alb o w iem nie o to chodzi, j a k ą p r a c ę w y k o n u ­ je m y (oczywiście za w y j ą t k i e m za ję ć g r z e s z ­ n y c h i b e z b o ż n y c h — przyp. Red.), lecz ja k ją w y k o n u je m y .

Z chw ilą, g d y życie n asz e p o w ie r z a m y B o ­ gu, c a ły m s e r c e m o d d a ją c się J e g o opiece i p r o ­ w a dzeniu, n a s tę p u je , j a k m ó w i Apostoł, „ o d n o ­ w ie n ie d u c h a u m y s ł u n a sz e g o ” (do Efez. 4, 23) i o d tą d k a ż d a r z e te ln a p r a c a s t a j e się s łu ż b ą Bogu. W a r s z t a t p ra c y , biuro, s t a j ą się św ią ty -

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czy w toku obowiązywania umowy powierzenia przetwarzania danych osobowych możliwe jest jednak, aby podmiot przetwarzający jednocześnie pełnił zgodnie z prawem rolę

John Bradshaw – „Zrozumieć rodzinę”, Instytut Psychologii Zdrowia i Trzeźwości, Warszawa 1994, rozdz.2 5. Ryszard Praszkier „Zmieniać nie zmieniając”, Wydawnictwa Szkolne

Sferą zainteresowania psychoterapii, rozumianej jako „świadome, planowe i systematyczne oddziaływanie metodami psychologicznymi przez terapeutę […] na psychikę osoby,

Pytanie „kiedy malowidło staje się obrazem?” zapytuje nie tyle o mo- ment tej przemiany, co o miejsce, w którym ona zachodzi, a ponieważ dokonuje się ona w oku widza – to

Zmienna, której wartości w analizie traktuje się jako dane i nie próbuje wyjaśniać. Zakłada się, że zmienne niezależne determinują wartość zmiennych zależnych lub

Nagród się tu nie przyznaje, formą wyróżnienia jest wybór filmu jako tematu do obrad i dyskusji „okrą­.. głego stołu” - seminarium

Spoglądając w Dzieje Apostolskie często spotyka się pogląd, jakoby moc i istota Ducha Świętego oraz , obecność Jegoi wśród groma uczniów Ibyła wyrażona

P rzyczyn ą odm ow y pójścia za Jezusem gd ziek olw iek On idzie, jest brak osobistej znajom ości Chrystusa i społeczności z Nim.. N aśladow anie Jego musi być