• Nie Znaleziono Wyników

Targ w przedwojennym Grodnie i podgrodzieńskie wsie - Anna Jelinowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Targ w przedwojennym Grodnie i podgrodzieńskie wsie - Anna Jelinowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ANNA JELINOWSKA

ur. 1924; Warszawa

Miejsce i czas wydarzeń Grodno, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Grodno, dwudziestolecie międzywojenne, targ, handel, podgrodzieńskie wsie, język polski, język białoruski

Targ w przedwojennym Grodnie i podgrodzieńskie wsie

Chodziłam z babcią w te części targu, gdzie było sprzedawane to, co babcia chciała w danym momencie kupować. Najczęściej był kupowany nabiał, to dokładnie pamiętam, na przykład śmietana w takich glinianych garnkach przykrytych kawałkiem lnianego płótna i jak babcia tę śmietanę kupowała, to sprzedająca otwierała ten garnek, z tego płótna zbierała kawałeczkiem innego płótna trochę śmietany i dawała, żeby spróbować, że to jest dobre. Dużo było jakichś takich koszy plecionych, wyrobów własnego, domowego rzemiosła. W tych koszach były jajka czy drób, te wprost sprzedawane produkty. Były też takie jakieś z drewna [przedmioty], takie jakby szafliki podłużne, w których też coś tam było wystawiane do sprzedaży. [Szaflik] to takie jakby koryto podłużne, ale niewielkie i dość płytkie, nie takie jak koryto, z którego się karmi inwentarz.

Co ciekawe, na targu właściwie dominował język białoruski, tylko to się nie mówiło białoruski, to się mówiło, że tu ludzie mówią po prostemu. To może było nawet bardziej zbliżone do polskiego, niż ten klasyczny białoruski, ale to nie był język polski czysty. Ale bywali i tacy sprzedawcy, którzy mówili bardzo czystym polskim językiem i było wiadomo, że to są ludzie, którzy przyjechali od strony Augustowa, bo tam już zaczynały się takie wsie, gdzie prawdopodobnie z Mazowsza ludzie tam się kiedyś osiedlili i oni nie mieli tych naleciałości białoruskich, tylko mówili takim klasycznym, że tak powiem, polskim językiem. Zresztą pod Grodnem wsie były bardzo mieszane, były i takie, i takie. W pobliżu jedna wieś się nazywała Bruzgi i to była polska wieś, tam wszyscy mieszkańcy mieli na nazwisko Bruzga, więc być może, że to był taki jakiś zaścianek drobnej szlachty. I ta wieś była taka, powiedziałabym, stosunkowo zamożna, natomiast myśmy się opiekowały ze szkoły taką wsią, nie pamiętam, jak się nazywała, to była wieś białoruska, bardzo biedna. Myśmy tam jeździły, jakieś prezenty zawoziłyśmy dla dzieci i tamta wieś była nie tylko biedna, ale jakaś taka bardzo zacofana. Tam jeszcze widziałyśmy kurne chaty. To była inicjatywa szkoły, myślę, że to była inicjatywa wprost grona nauczycielskiego, chodziło o to, żeby

(2)

właśnie tej najbiedniejszej ludności pomóc, a jednocześnie, żeby ją tak jakoś zbliżać do tego, co przynosiła polskość.

Data i miejsce nagrania 2005-04-30, Puławy

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Później, jak już zostało utworzone getto, było znacznie mniej Żydów na ulicach, dlatego że oni byli zamknięci w gettach, tam były zorganizowane jakieś takie różne zakłady,

Zaopatrzenie było może nawet jeszcze gorsze, można by powiedzieć, pod pewnymi względami, ale było w jakiś sposób zorganizowane, bo pod okupacją sowiecką to wszystko było na

Na naukę i przygotowywanie się do lekcji czasu nie było wiele, ale nauka się odbywała.. Wiem, że matka porozumiewała się z wieloma znanymi jej nauczycielami,

Spokojnie zupełnie włożyłam [go] do teczki z korespondencją, bo po otworzeniu koperty [zawartość] wkładało się do takich teczek z korespondencją dla poszczególnych

Przychodziły różne zaprzyjaźnione osoby i te dyskusje bywały w takim trochę szerszym gronie, z tym że to nie były bardzo liczne spotkania towarzyskie, ale kilka osób

Na rogu Orzeszkowej i Dominikańskiej, po lewej ręce był sąd, natomiast po drugiej ręce, naprzeciwko sądu, był taki sklep, który dla nas, dzieci był bardzo atrakcyjny..

Podobno był to nakaz i podobno chodziła policja i sprawdzała, ale ja tego tak nigdy nie rozumiałam, bo u nas to się wywieszało spontanicznie i wśród różnych moich

Niemieckiego uczyła nas pani Zdrojewska, też w młodszych klasach, a w starszych pani, której mąż był Polakiem, ona była Niemką i nazywała się Birkówna