W łodzimierz Wesołowski
Polska A kadem ia N auk i Collegium Civitas
WARSTWA POLITYKÓW: EW OLUCJA BEZ POSTĘPU*
Podstawowe tezy artykułu mówią o procesach kształtowania się warstwy p o lityków oraz rezultatach ich działań w Polsce w latach 1989—2004. Fragmenta- ryzacja partii oraz niedostateczna praca programowa są wskazane ja k o przyczy
ny (pośrednie i bezpośrednie) niepowodzeń, które objawiają się w wielu dziedzi
nach. Artykuł przedstawia dane o niekorzystnym kształtowaniu się składu kolej
nych parlam entów oraz ich płynności, co nie stwarza dobrych podstaw do efek
tywnej pracy legislacyjnej. Równolegle wskazana je s t zmienność rządów ja k o ne
gatywna cecha rządzenia. Zagrożona je s t demokratyczna legitymizacja systemu.
Ujawniają się populizm oraz oligarchizacja życia gospodarczego. A rtykuł suge
ruje potrzebę doskonalenia całej struktury partyjnej oraz merytorycznego dosko
nalenia się warstwy polityków, je ś li mają oni spełniać właściwą rolę w systemie politycznym i społecznym. W końcowych częściach artykułu dyskutowany je s t problem warunków konsolidacji demokratycznej oraz warunków efektywnego funkcjonow ania polskich polityków w instytucjach Unii Europejskiej.
Główne pojęcia: elita polityczna, partia polityczna, transformacja, obóz by
łej opozycji demokratycznej, obóz solidarności, prywatyzacja, parlam ent, p o p u lizm, legitymizacja, program y zmian społecznych i politycznych, rząd, Unia E u
ropejska
W tekście tym pojęcie warstwy polityków odnosi się do kategorii osób, które systematycznie biorą udział, na szczeblu ogólnokrajowym, w tworzeniu polityki,
Jest to rozszerzona w ersja referatu w ygłoszonego na konferencji polsko-am erykańskiej w U niversity o f M ichigan, Ann A rbor 24-26 Septem ber 2003 „Social Change in Poland. W hat H a
ve We Learned so Far?” (por. „International Journal o f Sociology” 2004, vol. 34, n r 3, s. 15-34).
Instytut Filozofii i Socjologii Polska A kadem ia N auk, 00-330 W arszawa, ul. N ow y Św iat 72, e-mail: w wesolow @ ifispan.w aw .pl
a także otrzymują wynagrodzenie za tq swoją działalność (Weber 1998). Trzeba powiedzieć od razu, że takie szerokie pojęcie nie wprowadza rozróżnienia między osobami, które wywierają bardzo duży wpływ na procesy i decyzje polityczne, oraz takimi, których wpływ jest mniejszy. Przyjęta definicja pozostawia szcze
gółowym analizom empirycznym rozróżnianie między politykami o większym i mniejszym wpływie. Takie szerokie ujęcie warstwy politycznej jest nieco inne od pojęcia elity politycznej, w którym to zawarta jest jakby informacja, że chodzi o osoby wywierające duży wpływ w życiu politycznym. Inne jeszcze pojęcie eli
ty wiązane jest, zwłaszcza przez teoretyków, z pytaniem „kto rządzi społeczeń
stwem?” . Jest ono trudne do badawczego zoperacjonalizowania. Tak postawione pytanie często zakłada rozszerzenie pojęcia „elity” na elitę ekonomiczną, intelek
tualną oraz domniemane lub stwierdzone związki między funkcjonalnie rozdziel
nymi elitami (czyli elitami w sferze życia ekonomicznego, politycznego i intelek
tualnego). Zastosowane w tym tekście pojęcie warstwy skojarzyć trzeba z Webe- rowską próbą zdefiniowania, kto jest politykiem w czasach nowożytnych. Nie na
leży go natomiast kojarzyć z pojęciem „klasy politycznej” Gaetano M oski1.
Dla M axa Webera, przy ujęciu polityków jako warstwy istotnymi były proce
sy kształtowania ich osobistych kwalifikacji oraz społeczno-politycznych funk
cji, które pełnią w społeczeństwie. Niemniej ważne były rezultaty, jakie przyno
si społeczeństwu działalność polityczna. Jest więc to ujęcie funkcjonalne, w którym role zawodowe są niezmiernie ważne, a autonomia sfer gospodarki, polityki i kultury, jako cecha charakterystyczna nowoczesności, odgrywa istotną rolę (Weber 1998, 2002).
Warto również zauważyć, że ujęcie weberowskie nie zakłada z góry nieu
chronnych rządów nad społeczeństwem realizowanych przez elitę (jakąkolwiek).
Za to jest czułe na interakcje między różnymi typami elit, a zwłaszcza elit gospo
darczych, politycznych i kulturalnych. Weberowskie analizy sceny politycznej w Niemczech końca XIX i początku XX wieku dokumentują dążenie Webera do konkretnego rozpoznania, jakie kategorie zawodowe znajdują się w warstwie po
lityków, jak ludzie polityki działają w konkretnym kontekście historycznym, czy spełniają funkcje założone w ich roli, czy raczej zawodzą oczekiwania. Oczeki
wania m ogą płynąć ze strony społeczeństwa, lecz także ze strony bezstronnego
1 W przypadku teorii G aetano M oski trafniejsze je st używ anie pojęcia „klasy rządzącej” . Tego terminu użyli tłumacze niem ieccy i angielscy jego dzieła E lem enti di Scienza Politica (M osca 1939). K lasa rządząca w edług M oski w yposażona je st w bogaty zestaw cech położenia społeczne
go: bogactwa, władzy* dobrego w ykształcenia i dośw iadczenia politycznego. W takim ujęciu znaj
dow ały odzw ierciedlenie realne cechy ludzi należących do kręgów rządzących w końcu XIX i po
czątku XX w ieku w e W łoszech. Posługiw anie się w spółcześnie w polskiej prasie oraz innych pu
blikacjach term inem „klasa polityczna”, zaczerpniętym z M oski, je st teoretycznym nieporozum ie
niem , choć przyznać trzeba, że brzmi dobrze.
analityka, który stara się dociec, jaki konkretny wyraz przybiera proces zmian społecznych i politycznych.
W ramach naszkicowanego ujęcia ważne pytania dotyczą konkretnego formo
wania się warstwy polityków w określonym miejscu i czasie, ich umiejętności re
prezentowania interesów społecznych, ich eksperckiego repertuaru potrzebnego w rządzeniu, źródeł i rodzajów wiedzy potrzebnej do uchwalania praw. Takie podejście można nazwać instytucjonalnym pragmatyzmem, choć badanej rzeczy
wistości analityk może stawiać pytanie, jaki rodzaj pragmatyzmu lub wizjoner
stwa są w warstwie politycznej obecne lub nieobecne. Być może najważniejszym pytaniem jest w tym ujęciu jakość życia politycznego i ja kość rządzenia. Zależy ona od kwalifikacji i działań warstwy politycznej. Najwcześniejszą pracą, która ustaliła katalog pytań w badaniach nad zawodem polityka, był artykuł Jean Me- ynod (1961); dzisiaj o wyraźnym ożywieniu się zainteresowań badawczych nad parlamentem i parlamentarzystami świadczą liczne książki (Olson i Norton red.
1996; Olson i Crowther red. 2002; Agh red. 1994; Agh i Illonszki red. 1996; Nor- ris 1997; Remington red. 1999). Prace te stanowią tło rozważań zawartych w tym artykule.
Jak więc kształtuje się warstwa polityków polskich, jakie są rezultaty jej dzia
łań?
Uwagi o historycznym kontekście
Specyficzne cechy przejścia od systemu komunistycznego do demokratyczne
go wywarły przemożny wpływ na formowanie się polskiej warstwy polityków.
Nie bez znaczenia były także szczególne cechy tego przejścia w Polsce. Zazna
czyło się one gradualizmem, który dotyczył sfery ekonomicznej, politycznej i kul
turowej (Dudek 2004). W sferze politycznej niewątpliwie najważniejszym zjawi
skiem całego okresu początkowego, którego zakończenie zarysowuje się dzisiaj, było przekształcenie partii komunistycznej w partię socjaldemokratyczną. Weszła ona do nowego systemu demokratycznego. Drugą najbardziej charakterystyczną cechą było wystąpienie na scenie politycznej związku zawodowego. Związek miał od samego początku formalne i nieformalne związki z grupami opozycyjny
mi, które uformowały się jeszcze w starym reżimie i odegrały wielką polityczną rolę w propagowaniu idei demokracji parlamentarnej, a ogólniej - liberalno-de
mokratycznego systemu społeczno-politycznego. Obok Solidarności powstawały demokratyczne partie polityczne, a sama Solidarność także zaczęła pełnić rolę qu- asi-partii. Tak było w Sejmie kontraktowym, Sejmie I kadencji (Klub Parlamen
tarny „Solidarność”), Sejmie III kadencji (Ruch Społeczny AWS).
Cechą charakteryzującą sytuację polską były sukcesy wyborcze partii postko
munistycznej (przyswajającej sobie obraz partii socjaldemokratycznej) prze
kształcenia głoszonych przez nią zasad oraz zachowanie przez nią jednolitego organizacyjnego charakteru. Równie ważną cechą była duża fragmentaryzacja tej części sceny politycznej, na której pojawiły się partie o rodowodzie solidarno
ściowym i demokratycznym.
Używając wielkiego skrótu myślowego można powiedzieć, że wyłaniający się system demokracji parlamentarnej był form ow any przede wszystkim przez warstwę polityków. To posłowie, którzy weszli do parlamentu oraz wspierający ich intelektualiści i ekonomiści poza parlamentem proponowali nowe demokra
tyczne rozwiązania instytucjonalne, nowe reguły gry politycznej, pisali nowe ustawy, nadzorowali wprowadzanie ich w życie, administrowali krajem, a także, świadomie lub nieświadomie, kształtowali kulturę i sposoby zachowań właściwe polityce jako takiej. Jeśli na początku transformacji aktywni byli nie tylko poli
tycy, to z biegiem czasu uprawianie polityki (a więc i kontynuowanie transfor
macji) pozostało pod ich przem ożnym wpływem. Warstwa polityczna stawała się realizatorem politycznej historii kraju.
Generalnie rzecz biorąc charakteryzowanie sceny politycznej w Polsce w ostatnim cztem astoleciu nie może zakończyć się optym istycznym i w nioska
mi co do stanu tej sceny. N iew ątpliw e były fundam entalne osiągnięcia polskiej polityki na scenie m iędzynarodowej. Znaczone były przystąpieniem do NATO, dobrym ułożeniem stosunków z wszystkim i sąsiadami, w ejściem do Unii Eu
ropejskiej w 2004 roku. N iewątpliwe też było jedno zasadnicze osiągnięcie w życiu wew nętrznym kraju, m ianowicie zbudowanie form alnych instytucji dem okracji przedstaw icielskiej oraz stworzenie reguł współzaw odnictw a poli
tycznego typowych dla system ów przedstaw icielskiej dem okracji pośredniej.
Pow stanie system u wielopartyjnego jest częścią osiągnięć ogólnodem okratycz- nych2. Jednak zniekształcenia i dysfunkcje, które w ystępują w konkretnym p o l
skim system ie partyjnym , zaczynają się raczej pogłębiać niż być elim inowane.
Są one sprzężone z negatywnym i procesam i form owania się warstwy polity
ków.
2 U kazało się kilka książek pośw ięconych rozw ażaniom nad polskim system em partyjnym oraz zdających spraw ozdanie z em pirycznych badań nad partiam i jak o organizacjam i. Do takich nale
żą: N alew ajko 1997; G rabow ska i Szawiel 2000; G rabowska i Szaw iel 2001; Bartkow ski 2003;
M arkow ski 2002; A ntoszew ski 2004; W esołowski 2000. Ogólne studia podsum ow ujące rozwój de
m okracji w Polsce są liczne, lecz nie w szystkie koncentrują się na partiach politycznych. Do w aż
niejszych zaliczyć można: K ofm an i Roszkow ski 1999; W nuk-Lipiński i Ziółkow ski 2001; M o
rawski 1998; W asilewski 1997; M okrzycki, Rychard i Zybertow icz red. 2002; Gardawski 2001;
K ow alik (red.) 2002. Stopień krytycyzmu je st bardzo różny. Z reguły brak odniesień do procesów form ow ania się w arstw y polityków i analizy rezultatów ich działań.
Oczekiwania i przewrotne rezultaty
Partie same przyczyniały się do swojej niestabilności. Jakby nie bardzo zda
wały sobie sprawę z narastania zagrożeń, tak dla nich samych, ja k i całego syste
mu demokratycznego. Zwróćmy uwagę na pew ną regularność.
Polskie partie posiadały milcząco przyjęte założenia dalszego rozwoju proce
sów politycznych w kraju oraz swojego miejsca w tych procesach. Każda m yśla
ła o czynnikach utrwalających jej miejsce na scenie politycznej i ekspansję wpły
wów w społeczeństwie. Uderzającą cechą ewolucji polityki w Polsce są p rze
wrotne rezultaty, jakie poszczególnym partiom przyniosła realna ewolucja sceny politycznej. Każda partia doświadczyła losu odmiennego od prognoz własnego znaczenia politycznego. Warto przyjrzeć się konkretnym przypadkom.
Konfederacja Polski Niepodległej wyłoniła się w pierwszej kadencji Sejmu jako siła niemal tej samej rangi co Unia Demokratyczna i Sojusz Lewicy Demo
kratycznej. UD miała 64 posłów, SLD - 61, a KPN - 51. Był to klub bardzo wi
doczny w debatach parlamentarnych. Jednak w Sejmie II kadencji KPN rozpo
rządzała ju ż tylko 19 posłami, a w III kadencji - pozostały jedynie jej ślady w konglomeracie AWS (4 posłów). Konfederacja postrzegała siebie jako siłę de- kom unizującą i narodową. Szybkie rozbicie SLD definiowała jako swoją misję, podobnie wyrwanie Polski z orbity wpływów Rosji. Wejście Polski do NATO może być uznane za rezultat współdziałania KPN i innych partii w tym kierun
ku. Natomiast unicestwienie SLD - przynajmniej w latach dziewięćdziesiątych - okazało się błędną kalkulacją. Przede wszystkim okazało się, że wyborcy nie traktują retoryki KPN dotyczącej rozbicia SLD jako odzwierciedlającej najpil
niejsze priorytety całego społeczeństwa. Także uczucia narodowe przybrały inną formę, niż chciała tego KPN i znalazły w innych partiach swoich rzeczników. Sa
me uczucia narodowe nie wystarczały w okresie transformacji do utrzym ania tej partii politycznej przy życiu i znaczeniu.
W początkowej fazie kształtowania się systemu partyjnego ważnym czynni
kiem polskiej polityki było Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. W Sejmie I kadencji Zjednoczenie miało 48 posłów, ale w II kadencji nie miało już żadne
go przedstawiciela, a w III kadencji grupa 23 osób weszła do bloku AWS i ode
grała w nim raczej um iarkowaną rolę. W Sejmie IV kadencji kilka osób z ZChN jest w PiS. N a początku formowania się polskiej sceny politycznej Zjednoczenie, sądzić można, przekonane było o dobrych perspektywach na trw ałą obecność i niemałe znaczenie w polskiej polityce. Było partią zdeklarowanie chrześcijań
ską, a do tego narodową. Zjednoczenie walczyło o Konkordat, o obecność wiary i Kościoła w najważniejszych sferach życia publicznego (szkolnictwie, wojsku itp.). Podstawowe postulaty ZChN doczekały się urzeczywistnienia, ale samej partii jakby brakło fundamentu pod znaczącą rolę w polityce. ZChN nie okazało się dla wierzących siłą niezbędną do praktycznych realizacji ich postulatów. Być
może niektóre postulaty były zbyt daleko idące, a jeśli przyjąć taką hipotezę, to wystąpiły błędne prognozy ZChN co do jego politycznego powołania. Warto za
uważyć, że ZChN lokowało się w europejskim spektrum partii chrześcijańskich na prawo od niemieckich chrześcijańskich demokratów. Przekonania polskich katolików wydają się bardziej „wyraziste” niż stonowane przekonania niem iec
kich katolików i protestantów należących do CDU/CSU, a jednak ambicje ZChN nie zrealizowały się. Czy Zjednoczenie było za pewne „oczywistego” poparcia?
Czy przeakcentowało sprawy, na których m u zależało, a nie doceniło spraw in
nych, na przykład gospodarczych i socjalnych?
Niezmiernie pouczającym przypadkiem są niezrealizowane przekonania przywódców Unii Demokratycznej (potem Unii Wolności) o ucieleśnianiu misji transformacyjnej przez tę partię. Chciałoby się powiedzieć o przekonaniu, które na początku i innym demokratom wydawało się niemal oczywistym. W prowa
dzenie gospodarki rynkowej oraz jej progresywne umacnianie, a także spełnianie rozmaitych funkcji w państwie demokratycznym było jakby zadaniem obiektyw
nym przydzielonym Unii ze względu na kadry specjalistów sympatyzujące z U nią oraz zakorzenienie w kręgach demokratycznej opozycji wobec dawnego systemu. Sami „Unioniści” łączyli z tym przekonanie o własnej niezbędności.
Rzeczywistość nie potwierdziła tych przekonań i prognoz. W gospodarce nastą
piło wymieszanie kadr o różnorodnym politycznym rodowodzie, stopniowe dy
stansowanie się znacznej części tych kadr wobec pomysłów Unii Demokratycz
nej, wyłonienie się grup młodych finansistów i menedżerów, które wolały nie być identyfikowane z partiami. W polityce demokratycznej inne niż „czysto li
beralne” opcje (może lepiej jest powiedzieć niedoprecyzowane liberalne) doszły do głosu jako konkurencyjne; liderzy o chrześcijańsko-demokratycznym nasta
wieniu odeszli do innych ugrupowań, a konserwatywni liberałowie stworzyli na nowo w łasną partię.
Silny akcent na rolę demokracji samorządowej, obecny w programach Unii Demokratycznej i Unii Wolności, nie został zauważony przez obywateli, ani przez nich doceniony. Duża indywidualizacja przywódców w ramach Unii unie
możliwiała działania całości z większą determinacją, nieraz potrzebną w polity
ce. Unia słabo wychodziła do społeczeństwa, a ono samo nie chciało do niej przyjść bezwarunkowo. Zbyt mocne przekonanie o niezbędności złączyło się z narastającym poczuciem niedosytu realnego działania lub wręcz wrogości ze strony społeczeństwa. Dzisiaj Unia Wolności walczy o swoje przetrwanie.
Nawiązując do Weberowskiej tezy o przewrotności rezultatów politycznych działań można powiedzieć tak: wewnętrzna różnorodność UD i UW była cechą atrakcyjną na początku transformacji, lecz stała się paraliżująca w późniejszej fa
zie przem ian sceny politycznej. Także inny element jest warty zauważenia. Unia Wolności, jako partia, nietrafnie sądziła, iż transformacja w Polsce wymaga w y
łącznie akcentowania elementarza liberalnej teorii ekonomicznej, a na poziomie
praktyki oddania spraw w ręce dobrych ekspertów, zwłaszcza w sferze finansów.
Taki zredukowany program nie przemawiał do szerszych kręgów. Unia nietraf
nie również zakładała, że jej teoretyczne przekonania o potrzebie demokratycz
nego zaangażowania przebiją się - w końcu - do świadomości obywatelskiej sa
moczynnie. W obydwu wymienionych przekonaniach zawarta była hipoteza 0 samorozwoju gospodarki i polityki, który nastąpi, kiedy tylko więzy autorytar
nej kontroli komunistycznego systemu zostaną zniesione. Zdanie powyższe nie oznacza wcale, iż w Unii nie dostrzegano niebezpieczeństwa zahamowań rozwo
ju gospodarczego i politycznego, ju ż po 1989 roku. Dostrzeganie tych zahamo
wań nie naruszało jednak głębokiej wiary w swoisty predetenninizm transform a
cyjny. Wiara ta okazała się zgubna.
Podobnie przykrej dla liderów i sympatyków ewolucji doświadczyły kręgi potężnej „Solidarności”. W Sejmie I kadencji związek zawodowy NSZZ Solidar
ność występował jako odrębny klub, który choć niewielki (27 posłów), jednak posiadał duży wpływ na uformowanie się koalicji rządzącej (premierostwo Han
ny Suchockiej). Niezadowolenie społeczeństwa i niezręczności czysto politycz
ne wewnątrz koalicji doprowadziły do upadku rządu, rozpisania przedterm ino
wych wyborów (w 1993 roku) i politycznej przegranej sił, które wydawały się rządzić krajem na wielu szczeblach (także w samorządach lokalnych). O tym, że siły te nie zanikły, świadczyły następne wybory (1997), w których rezultacie So
lidarność świętowała ponowne zwycięstwo. Koalicja AWS z U nią Wolności przyniosła wprowadzenie, w pierwszej fazie rządów, reformę decentralizującą fundusze na ochronę zdrowia, reformę emerytalną, szkolną, administracyjną. Ce
chą w spólną tych reform była próba jednoczesnego zamanifestowania postawy
„socjalnej” i „liberalnej”. Ostrożniej można by powiedzieć, że reformy jakby równoległe, ale bez potrzebnej spójności, wyrażały wspomniane dwie postawy.
Tak więc dano większe uprawnienia samorządom, lecz bez przesunięcia w ich gestie dostatecznie dużych funduszy. W podobny sposób dwie postawy uwidocz
niły się wobec odchodzących dobrowolnie z pracy górników. Wysokie pieniężne odprawy dla odchodzących z pracy nie przyniosły - bez zorganizowanej pom o
cy - dostatecznie dużego wysiłku na rzecz zdobycia nowych kwalifikacji. K oa
licję rządow ą rozdzierały nadto sprzeczności programowe, ale w upadku koalicji 1 dezintegracji władzy rządu niem ałą rolę odegrały autorytarne metody narzuca
nia swego zdania przez przywódcę związku zawodowego, M ariana Krzaklew
skiego, który w ogóle nie wszedł do rządu. Przywódca myślał, że jego metody i jego osoba dają gwarancję powodzenia. Nie mogły być one zaakceptowane w liberalnym środowisku Unii Wolności, a także wśród innych demokratycznych partnerów związku zawodowego w parlamentarnym bloku AWS Solidarność.
Nasilające się tendencje do erozji systemu rządzenia przyniosły rezultat, który daje się określić jako szybki rozkład niedawnej potęgi obozu Solidarności. M oż
na więc powiedzieć, że następny pretendent do trwałego rządzenia krajem poże
gnał się z nadziejami na trwałe przywództwo polityczne, a nawet na polityczne istnienie.
Historia udziału przywódców związkowych „Solidarności” w sprawowaniu władzy państwowej przypom ina o dość oczywistej tezie, że czynniki generują
ce poparcie ludności na początku poważnej transformacji ustrojowej przestają działać w następnych fazach rozwoju. M yślowa klisza liderów i aktywistów So
lidarności „mamy historyczną rację” nie została zarzucona, lecz przekształcona w próbę pragmatycznego kierownictwa politycznego. Liderzy nie chcieli zau
ważyć trudności kierowania społeczeństwem i sprawami państwa w warunkach zgoła innych od powszechnego politycznego podniecenia i entuzjazmu okresu przełomu ku demokracji. Nie sprawdza się założenie o prostej ciągłości między legitym izacją rew olucyjną a legitym izacją budowaną na gruncie przem yślanych program ów zmian i pośredniej demokracji parlamentarnej. N ie bez racji było zarzucanie liderom Solidarności arogancji, która wyrażała się w ich przekona
niu o posiadaniu zgeneralizowanego uprawnienia do sprawowania władzy.
Ważnym politycznym blokiem w polskiej polityce była SLD, faktyczna kon
tynuatorka PZPR. Pod now ą nazwą Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej przechodziła przemiany programowe ku centrum liberalnemu. W tej ewolucji na
brała przekonania, utwierdzanego zwycięstwami wyborczymi z lat 1993 i 2001, że jest aktorem trwałym, znaczącym i niezbędnym polskiej sceny politycznej. Po roku 2003 przekonanie to staje się coraz bardziej wątpliwe. To już trzecia siła po
lityczna, która formowała rządy po przełomie 1989, staje się kandydatem do zej
ścia ze sceny. W ydają się nie pomagać deklaracje prowadzenia gospodarczej po
lityki zalecanej przez ortodoksyjnych liberałów, jak na przykład projektu podatku liniowego. Trochę podobnie jak w AWS-Solidamość trudne są polityki, które me
chanicznie łączą założenia koncepcji ściśle liberalnych z założeniami państwa so
cjalnego w starym rozumieniu. SLD jest dziś rozrywana współzawodnictwem różnych grup wewnątrz niej i różnymi opcjami, a także ujawnianymi ostatnio afe
rami gospodarczymi jej lokalnych, regionalnych i centralnych przywódców.
Ujawniany w aferach obraz partii jest bardzo zły. SLD staje się dla opinii publicz
nej partią „zaszyfrowaną”. Wiele w niej nieoficjalnych ugrupowań i niejasnych interesów. Wiadomo z sondaży socjologicznych, że elektorat od partii gwałtownie odchodzi. SLD coraz wyraźniej znajduje się w sytuacji rozdwojenia tożsamości ideowej, a także rozbieżnych, choć mglistych, tendencji programowych. Ulega przekształceniom rodzaj jej zakotwiczenia w strukturze społecznej. Taka sytuacja jest zwiastunem upadku znaczenia na scenie politycznej. Osobiste ambicje po
szczególnych liderów przyczyniają się także do obniżenia prestiżu partii.
Jeśli SLD ulegnie dezintegracji, to założenie trwałego istnienia tej partii nie zmaterializuje się. Historia cztemastolecia polskiej polityki dostarczy jeszcze jednego przykładu przewrotnych rezultatów. Zejdzie ze sceny partia o dom nie
manych cechach trwałości.
Twórcy Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, a później założyciele SLD, użyli swojego dawnego organizacyjnego doświadczenia do sprawnego zor
ganizowania nowej partii i umocnienia jej działania w systemie demokratycz
nym. Dziś jednak okazuje się coraz wyraźniej, że to ugruntowanie nie było po
zbawione aspektów patologicznych. Przede wszystkim jednak okazuje się, iż przekonanie o pierwszorzędnej wadze sprawności organizacyjnej wypierało na
mysł nad kwestiami ideowymi i programowymi. W dłuższym okresie zbyt duża wiara w znaczenie czynnika sprawności organizacyjnej może paradoksalnie przerodzić się w zjawisko dezorganizacji partii. Oczywiście, to twierdzenie nie ma waloru uniwersalnego, gdyż całe kompleksy czynników decydują o przebie
gach procesów politycznych.
N iem al pewność co do swojego dużego i trw ałego politycznego znaczenia żywiło Polskie Stronnictw o Ludowe po spektakularnym zw ycięstw ie w w ybo
rach 1993 roku (131 mandatów). Bogata i długa tradycja ruchu ludowego w naszym kraju sprzyjała obudzonym ambicjom , a zbiegała się z m yśleniem o zakorzenieniu działania PSL w interesach warstw y drobnych i średnich rol
ników, niezm iernie licznych. Technologiczno-ekonom iczne zapóźnienie go spodarstw drobnych rolników, które nie może ulec raptownej popraw ie, w yda
wało się gw arantem pewnej hom ogeniczności interesów ekonom icznych, na których m ożna zbudować elektoralne poparcie i trw ałość w parlam encie. Jed
nak poparcie w yborcze dram atycznie topniało. Sądzić m ożna, że liderzy p a r
tii rolników nie potrafili określić dostatecznie szybko swej roli w nowej eko
nom iczno-społecznej sytuacji i stać się inicjatoram i adekw atnych form działa
nia ekonom icznego lub społecznego (np. stać się inicjatoram i zw iązków p ro ducenckich niezbędnych dla wejścia na nowoczesne, konkurencyjne rynki zbytu za granicą lub organizować kursy szkoleniowe potrzebne do składania indyw idualnych aplikacji o fundusze U nii Europejskiej). N ow oczesność w swych rozm aitych form ach nie w eszła w orbitę zainteresow ań liderów. R a
czej m yśleli oni tradycyjnie, licząc na utrzym anie dotychczasow ych grupo
wych pow iązań we władzach gm innych i w ojew ódzkich, albo po prostu trw a
li na tytularnych stanow iskach rozm aitych „prezesów ” w organizacjach chłop
skich. Ludzie skłonni do rebelii, których niem ało jest w w arstw ie chłopskiej, przenieśli więc swe sympatie do Samoobrony, a tradycjonaliści, zgodnie ze swoimi predyspozycjam i i przekonaniam i oddali się pod przyw ództw o Ligi Polskich Rodzin. Polskie Stronnictwo Ludowe, praw dopodobnie w skutek b ra ku w yobraźni kierow nictw a centralnego okazało się partią zagrożoną w swej politycznej egzystencji. Czy potrzeba m yślenia o w spólnych interesach eko
nom icznych w arstw y rolników oddana została na szczebel państw ow ych n e gocjacji z U nią Europejską? Byłby to przejaw pasyw ności zbiorow ej, na której PSL w iele traci. Ale nie potrafiło się przeciw staw ić skutecznie tend en cjom do sam ouspokojenia.
Jeśli obecne tendencje się utrzymają, to w przyszłym parlamencie nie będzie wszystkich tych partii, które istniały w parlamencie I kadencji (1991-1993 rok), a one na pewno liczyły na swe długie trwanie. Wydaje się, że przeszacowały ro
lę czynników, które rozstrzygną - w ich domniemaniu - o trwaniu partii. W każ
dej z partii te czynniki były inne, ale zawiodły. Prawdopodobnie dla każdej par
tii istniała inna szansa od tej, którą próbowała ona realizować.
Chaotyczność sfery partyjnej a struktury rządzenia
Jakie cechy rzucają się w oczy obserwatorowi systemu partyjno-parlamentar- no-rządowego w Polsce? Warto wyliczyć te konkretne cechy, które dają się sto
sunkowo dobrze opisać. W skazują one na poważne niedostatki życia polityczne
go, które są trwałe.
A. Partie powstają i zanikają, łączą się i rozdzielają, tw orzą koalicje i w y
chodzą z koalicji. Unia Demokratyczna łączyła się i rozdzielała z Kongresem Li
beralno-Demokratycznym (poprzednim wcieleniem obecnej PO). Rozpadł się doszczętnie wielki blok polityczny, jakim był Ruch Społeczny AWS. Pojawiła się Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. W ystępują mocne przejawy dezintegra
cji SLD, czego widomym rezultatem jest powstanie SDP1. Próby współpracy centroprawicy podejmowane dotąd nie powiodły się (w 1990 roku taką próbą był Konwent św. Katarzyny, sformowany przez PC, ZChN i ROP). Mimo wielokrot
nych zapowiedzi, trudno przebiega współpraca na szczeblu lokalnym i krajowym między PO i PiS. Ich zapowiadana koalicja w przyszłym parlamencie stoi pod znakiem zapytania. Odnawiająca się ciągle fragmentaryzacja ugrupowań nie sprzyja namysłowi nad długofalową polityką dla całego państwa.
B. Płynny i niepełny jest charakter programów poszczególnych partii. N a
zwałem je kiedyś „szkieletowymi” (Wesołowski 2000). Przynajmniej w nie
których przypadkach - PO, PiS, SdPL - pojawiły się zapowiedzi opracowania pełniejszych programów niż te, które charakteryzowały polskie partie polityczne w latach dziewięćdziesiątych. Jednak ogólnie zauważyć trzeba hasłowy charak
ter programu wielu partii. Niepełność i płytkość programów znajduje odzwier
ciedlenie w bieżących sporach politycznych. Spory odbywają się „na hasła”.
W początkowej fazie transformacji oczywistość celów ogólnych i nowych insty
tucjonalnych form działania wystarczała partiom jako podstawy programów.
Z biegiem czasu, ale zmiana następuje zbyt wolno, ta oczywistość musi być za
stąpiona rozbudow ą konkretnych programów, jasnym odniesieniem ich do wy
znawanych filozofii społeczno-politycznych, a na poziomie niższym - odniesie
niem do interesów ekonomicznych precyzyjnie sformułowanych. Dziś nie w ie
my, jaki jest program gospodarczy PiS i na czym polega całościowy program go
spodarczy Platformy Obywatelskiej. Są one ciągle zapowiadane. Ciągle wiele
napiętych problemów nie znajduje dostatecznego przemyślenia (od przekształ
ceń własnościowych wielkich przedsiębiorstw państwowych, pomoc kredytową drobnym i średnim przedsiębiorcom, do całościowej reformy publicznej służby zdrowia i ubezpieczeń zdrowotnych). Prawdopodobnie partie zmuszone zostaną do większego wysiłku w pracy nad programami. Okazuje się, że pozostawianie tego rządom obracało się przeciwko samym partiom. Partie stawały się aktorami spóźnionymi w debatach nad programami przemian. Przez to traciły one m ożli
wość zyskania klarownego profilu społeczno-politycznego i trwałego poparcia określonych części elektoratu. Do negatywnej percepcji partii przez społeczeń
stwo przyczynia się też jaw na płynność programowa wielu partii. N a przykład SLD w ostatnich latach stawała się partią ewoluującą ku liberalnemu centrum.
Platforma Obywatelska jeszcze dwa lata temu była partią proeuropejską bez spe
cjalnych zastrzeżeń, lecz później jej zastrzeżenia wobec integracyjnych form po
mniejszających suwerenność państw stały się bardzo duże. Ogólnie m ożna po
wiedzieć, że procesy zbliżeń i oddaleń między partiami nie rysują się jako trw a
łe. Dotyczy to ich oblicza programowego oraz praktycznych aliansów.
C. Obserwuje się dużą płynność składu sejmów wybieranych już pięcio
krotnie: 1989, 1991, 1993, 1997, 2001 roku. W każdym z tych sejmów udział no
wicjuszy przewyższa 50% (tabela 1). Oznacza to, że większość każdego sejmu stanowili ludzie słabo obeznani z procesem tworzenia prawa, a prawdopodobnie bardzo słabo obeznani z problemami społecznymi o ogólnokrajowym charakte
rze, tzn. makroprocesami demograficznymi, gospodarczymi, społecznymi, kultu
ralnymi. Dokładne badanie składu 5 parlamentów ujawnia, że jedynie 4 parla
mentarzystów obecnego sejmu służyło we wszystkich pięciu parlamentach (od kontraktowego począwszy). Tylko 7 osób z demokratycznej opozycji i Solidar
ności zasiada nieprzerwanie w sejmie od 1991 roku, czyli od Sejmu w pełni de
mokratycznie wybranego (I kadencji).3 Przyczyn tego zjawiska jest kilka, a do najważniejszych należą: „wypadanie” całych partii z Sejmu oraz wymienność kandydatów proponowanych przez partie w wyborach. Partie trwale wygrywaj ą-
3 Podaw ane w tym tekście liczby, które odnoszą się do różnych aspektów składu Sejm ów od X kadencji (starej num eracji, czyli Sejmu kontraktow ego) do IV kadencji (nowej num eracji) - po
chodzą z w łasnych obliczeń w ykonanych na podstawie m ateriałów źródłow ych zaw artych w nastę
pujących publikacjach:
Rzeczpospolita Polska. Sejm X Kadencja. 1990. W arszawa; Sejm Rzeczypospolitej P olskiej I Kadencja. Inform ator. 1992. Warszawa: W ydawnictwo Sejmowe; Sejm R zeczypospolitej Polskiej II Kadencja. Przewodnik. 1994. Warszawa: W ydawnictwo Sejm owe; Sejm Rzeczypospolitej P ol
skiej III Kadencja. Przewodnik. 1998. Warszawa: W ydawnictwo Sejmowe; Sejm Rzeczypospolitej P olskiej IV K adencja. Przewodnik. 2002. Warszawa: W ydawnictwo Sejmowe. Braki w diagram ach poselskich podanych w publikacji Sejm X K a d en cja uzupełniono inform acjami zaw artym i w publi
kacji: Polska A gencja Informacyjna. 1993. Kto je s t kim w polityce polskiej. W arszawa oraz dodat
kow ymi inform acjam i zgrom adzonym i przy w ykorzystaniu rozm aitych m ateriałów sejmowych.
ce wybory decydowały się na nowe twarze, choć nie były to twarze młode, które dawałyby dopływ „nowej krwi” do polityki. W ograniczonym zakresie partie zdolne do przetrwania w Sejmie włączały w swe zbiory posłów z partii zanika
jących. Z wykonanych obliczeń wynika, że np. w obecnym Sejmie wśród 35 po
słów LPR, 9 osób było w poprzednich Sejmach posłami ZChN, Porozumienia Polskiego, AWS; spośród 44 obecnych posłów PiS-u 16 osób było posłami AWS, ROP-PC, ZChN; a wśród 57 posłów PO 18 pełniło funkcje posła KLD, UW i AWS w poprzednich kadencjach. Analizy wykonane przez K. M. Słomczyń
skiego i G. Shabad (2004) wskazują, iż wśród kandydatów na posłów w latach 1992-1997 w Polsce istniały duże wędrówki międzypartyjne. W Polsce były one większe niż w Czechosłowacji, te dwa kraje objęte były analizą. Brak analiz dla okresów późniejszych. Nietrwałość znacznej liczby partii rodzi niedobre zwy
czaje kandydatów. Stosunkowo niska rozróżnialność programowa m iędzy nie
którymi partiami utrwala takie zwyczaje.
T a b e la 1. N ow i i „z asied z iali” posłow ie w 5 S ejm ach (w p rocentach)
Posłowie Sejmy:
K ontraktowy I kadencji II kadencji III kadencji IV kadencji
Nowi 90,9 76,5 65,4 51,3 55,0
Zasiedziali 9,1 23,5 34,5 48,7 45,0
Razem 100,0 100,0 100,0 100,0 100,0
O bliczenia w łasne na podstawie biogram ów posłów.
Niski jest stopień kontynuacji na stanowiskach przewodniczących i wiceprze
wodniczących komisji parlamentarnych, w których toczą się podstawowe prace legislacyjne. Choć liczba komisji w każdej kadencji nieco się różni, to jest ich za
wsze około dwudziestu siedmiu. Do wyjątków należy zjawisko trwałości, tzn.
pełnienie funkcji przewodniczącego przez choćby dwie kadencje. Często nowi
cjusze, którzy weszli do Sejmu po raz pierwszy, otrzym ują funkcję przewodni
czących komisji. Ich rodzaj wykształcenia nie wskazuje na związek tegoż z dzie
dziną legislacji, którą zajmuje się dana komisja. Doświadczenie i merytoryczne przygotowanie mało się liczy w kierowaniu pracami komisji. W polskim Sejmie jest inaczej niż w wielu ustabilizowanych parlamentach, w których staż poselski odgrywa istotną rolę w otrzymaniu funkcji przewodniczącego komisji problem o
wej. Nieliczni są prawnicy zatrudniani przez Sejm i służący legislatorom jako eksperci. Ci eksperci skarżą się na rosnące wpływy grup partykularnych intere
sów na tworzenie prawa. Pojawiają się coraz częściej „eksperckie” opinie bez
wstydnie stronnicze. Kolegialność dochodzenia do racjonalnych ustaw (por.
Baylis 1989) staje się coraz bardziej odległa. Jednak posłowie traktują tę sytua
cję z dużym pobłażaniem jako coś normalnego (Jasiecki 2001).
D. Jakość stanowionego prawa w Polsce nie ulepsza się, a zdaniem wielu specjalistów, pogarsza. Ze względu na dużą szczegółowość polskich ustaw, co jest jakby niechcianym dziedzictwem poprzedniego systemu, niezmiernie trudno zachować w naszym systemie prawnym spójność między ustawami. Próbuje się te spójności rozwiązywać ciągłymi nowelizacjami. Istnieje ogólna niefrasobli
wość posłów wobec tworzonego prawa. Patrzy się na nie instrumentalnie, a nie fundamentalnie jako na zręby normatywne konstytucyjnego państwa. Poniżej bę
dą podane opinie samych posłów o ich kwalifikacyjnych niedostatkach z punktu widzenia tworzenia prawa. Swoistej doraźności w tworzeniu prawa sprzyja sta
tut Sejmu określający drogi tworzenia ustaw. Mówi on o możliwości występowa
nia wyjątków wobec normalnego procesu prawotwórczego (Wawrzyniak 2004).
Sam statut Sejmu, oczywiście, nie psuje prawodawstwa, ale stwarza okoliczno
ści umożliwiające złe praktyki.
Coraz częściej zdarzają się przypadki, iż Sejm z góry liczy na ulepszającą pra
cę Senatu wobec złych ustaw, a zdarzało się, że politycy rządzącej koalicji jaw nie wyrażali pragnienie, aby Senat zmodyfikował ustawę (w kierunku przez nich pożądanym, ale nie uchwalonym w Sejmie). Prezydent odsyła ustawy do opinii Trybunału Konstytucyjnego lub je wetuje, zwracając uwagę albo na niezamierzo
ne skutki, które ustawa może spowodować, albo na ich prawne niedostatki lub wręcz pomyłki. Trybunał coraz częściej orzeka o sprzecznej z Konstytucją za
wartości nowych ustaw. Na przykład ustawa o Narodowym Funduszu Zdrowia została zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny jako niezgodna z usta
w ą zasadniczą aż w kilku punktach (Semprich i Solecka 2004). Specjaliści zwra
cają w szczególności uwagę na destrukcyjny dla logiczności i spójności ustaw fakt zgłaszania i uchwalania poprawek na ostatniej sesji plenarnej, tuż przed gło
sowaniem ustawy (Trzciński 2004). W kilku dziedzinach trwa nieustanna now e
lizacja praw, np. w zakresie zagospodarowania przestrzennego i pozwoleń inwe
stycyjno-budowlanych (Krupa-Dąbrowska 2003a, 2003b). Tak więc spójna w e
wnętrznie legislacja nosząca znamiona trwałości jest bardzo trudna do osiągnię
cia w polskim Sejmie. Bezpośrednią przyczyną jest poziom warstwy politycznej, a bardziej odległą i pośrednią jest nienajlepsza strukturalizacja sceny politycznej i niedostatki wizji programowych.
E. Rządy stały się w Polsce mało stabilne. N ikną koalicje, które je tworzy
ły - dwukrotnie istniały ju ż rządy mniejszościowe. Od 1989 roku, czyli demo
kratycznego przełomu do wiosny roku 2004 istniało 10 rządów (gabinetów) pod odmiennymi premierami. Każdy z nich niewiele m iał czasu na realizację swoich koncepcji, nawet jeśli byłyby one trafne i wewnętrznie spójne. Swoista italiani- zacja, czyli niestabilność rządów, odgrywa o wiele większą negatyw ną rolę w Polsce niż we W łoszech, gdyż kraj stoi przed koniecznością prowadzenia szybko zdecydowanych reform. W prost zadziwiająca jest wymienność m ini
strów w rządach. Do końca roku 2003 aż 180 osób pełniło funkcję ministrów.
Niektóre z tych osób były w trzech rządach (liczone są one tylko raz w podanej liczbie ogólnej), lecz żadna nie miała szansy realizacji długofalowej polityki w podległym resorcie. Wielu odwołanych niespodziewanie m inistrów skarżyło się na przerwanie ich zamierzeń, w tym przerwanie pracy nad rządowymi usta
wami. Od momentu uformowania rządu w 2001 do wiosny 2004 roku powoła
nych było sześciu kolejnych ministrów skarbu, czyli prywatyzacji. Od wiosny 2004 roku nasila się tempo swoistego festiwalu ministrów. Wiele konstruowa
nych programów prywatyzacji zostaje odłożonych lub zmienionych pod wpły
wem zmiany ministrów lub mało znanych przyczyn. Rozmaitym metamorfozom podlegają koncepcje prywatyzacji, jak i szczegółowe projekty wprowadzenia prywatnego kapitału (obcego lub rodzimego) do dużych firm, w których Skarb Państwa zachowuje część udziałów. Z raportów w poważnej prasie wnioskować można, że rozmaite koalicje grupowe w rządzie lub w partiach m ają odmienne pomysły prywatyzacyjne i dość łatwo jest wykryć ich związek z namacalnymi korzyściami materialnymi poszczególnych grup. Ta krytyka dotychczasowego tempa prywatyzacji nie dotyczy racjonalnych pomysłów, aby w kilku kluczo
wych sektorach (takich np. jak paliwowy) państwo zachowało wpływy poprzez posiadanie złotej akcji.
F. N a podstawie wielu materiałów sądzić można, że stałej intensyfikacji ulegają nieformalne powiązania między sferą polityki a sferą biznesu. Zjawisko lobbingu nie zostało od strony prawnej unormowane. Najbardziej groźne wyda
j ą się międzyosobowe i między grupowe sieci powiązań, o których niewiele w ia
domo opinii publicznej. W ostatnim roku, niemal codziennie, prasa przynosi opis jakiegoś skandalu polityczno-gospodarczego. Z tych opisów wyłania się obraz różnych rodzajów powiązań pół- i nieformalnych między sferą gospodarki i sfe
rą polityki. Jeden, bardzo prosty, obejmuje polityczne nominacje na stanowiska w gospodarce wraz zc zmieniającymi się partiami u władzy. Trzeba tu wspo
mnieć, że m inister prywatyzacji w imieniu państwa jest władny decydować o ob
sadzeniu wielu stanowisk w różnych sektorach gospodarki. W dyspozycji m ini
stra pozostaje około 1200 foteli w radach nadzorczych firm, włączając w to spół
ki giełdowe z mniejszościowym udziałem państwa.
G. O statnią wreszcie cechą, którą trzeba wym ienić, jest wysoki stopień personalizacji polityki. N a wzrost personalizacji polityki zw racają ostatnio uw agę poważni autorzy, tak europejscy jak am erykańscy (Kórósenyi 2003; Hi- gley 2003). N a tendencję do form owania się w polityce stosunków w róg-przy- jaciel zwrócił uw agę Carl Schm itt w swych analizach teoretycznych (2000).
Stopień antagonizacji bywa jednak różny. N ie m usim y przypisywać każdej konkretnej rzeczywistości wysokiego stopnia polaryzacji stosunków między politykam i, ale m oże być ona faktem konkretno-historycznym . Wydaje się, że niedojrzałość struktur partyjnych może przyczyniać się do takiej polaryzacji i personalizacji. Koncentracja przyw ództw a w niektórych polskich partiach
może przynosić jako skutek uboczny wysoki stopień personalizacji i antagoni- zacji walki politycznej.
Personalizacja ma dwa aspekty. Pierwszy to autorytarny styl dominowania przywódcy nad pozostałym kręgiem kolegów, którzy zaliczani są do czołówki partyjnej (ten aspekt widoczny był w SLD). Drugi aspekt - to stosunkowo w ą
ski krąg osób wypowiadających się w imieniu partii w mass mediach. W konse
kwencji, dla szerszej publiczności oglądającej telewizję określona partia łączy się wyłącznie z dwoma, trzema nazwiskami. Tak dzieje się nawet w partiach, o których skądinąd wiadomo, że m ają one w swym składzie w iększą liczbę zdolnych polityków (np. PO). Trudno rozstrzygnąć definitywnie, czy personali
zacja w Polsce ma źródła specyficzne, czy jest przejawem bardziej uniwersalnej tendencji. Natom iast na pewno nie służy formowaniu się szerokich gremiów działaczy aktywnych publicznie i rozpoznawalnych przez społeczeństwo.
Rodzim ą dolegliwością wydaje się rosnąca liczba polityków, którzy obecność na scenie medialnej zaznaczają w zły sposób. Chodzi o używany język. Inwek
tywy, wulgaryzmy, niezwykle „brudny” język staje się - czasem okazjonalnie, a czasem trwale - „barwnym” sposobem opisywania przeciwnika. Przytrafia się to nawet posłom i politykom szanowanych partii i osobom cenionym w innych aspektach ich działalności.
Czy styl ten jest związany ze słabością partii politycznych? Oczywiście nie wszyscy politycy trywializują zagadnienia polityczne i wulgaryzują język. Jednak brak ostrego sprzeciwu i ponoszenie łagodnych konsekwencji przez nosicieli bru
talizacji polityki wykazały analizy Barbary Post (2001), poświęcone działalności sejmowej komisji etyki poselskiej. W ich świetle można powiedzieć o zbyt po
wolnym formowaniu się esprit de corps wśród polskich parlamentarzystów, albo inaczej - o ich powolnym dorastaniu do oczekiwanych kulturowych standardów.
Ogólne a konkretno-historyczne postrzeganie zadań
Sądzę, że wszystkie podane wyżej negatywne charakterystyki życia politycz
nego wiążą się, jako przyczyny lub korelaty, ze słabością polskiej polityki w ge
nerowaniu dalekosiężnej wizji programowej dla Polski. Konsekwencje dla cało
ści życia gospodarczego, społecznego i politycznego są następujące:
- zbyt wolne tempo prywatyzacji tam, gdzie mogłaby ona szybciej przebie
gać (por. m.in. M iaczyńska 2001), a także faktyczne zaniedbanie modernizacji technologicznej i organizacyjnej wielu branż (np. kolejnictwa, górnictwa, che
mii); nie dziwi nikogo twierdzenie „od piętnastu lat żaden rząd nie wypracował programu restrukturyzacji kolejnictwa” (Klarenbach 2004);
- bardzo powolne usuwanie biurokratycznych hamulców utrudniających tworzenie nowych firm przez osoby, które pragną poddać testowi praktyki swo
je skłonności do przedsiębiorczości; w szczególności nikłe jest wsparcie ze stro
ny systemu podatkowego i bankowego dla tych osób, które chcą inwestować w projekty innowacyjne w małych i średnich firmach. Obciążenia biurokratycz
ne przy zakładaniu nowej firmy są ogromne. Te negatywne zjawiska dopiero w ostatnich latach są nie tylko poddawane krytyce, lecz podejmowane są próby ich przezwyciężenia (np. w ramach planu Jerzego Hausnera przewidziane są ulgi podatkowe dla małych i średnich firm, które będą wdrażały innowacje);
- utrzymujące się przez wicie lat chaotyczne funkcjonowanie sfery politycz
nej i w konsekwencji pojawienie się zagrożeń dla demokratycznego systemu;
erozja prawidłowego działania Sejmu i słabe parlamentarne podstawy rządów stają się coraz dolegliwsze dla całego państwa, a także funkcjonowania admini
stracji; ta administracja, nie poddana dostatecznej kontroli, generuje własne pa
tologie, w tym korupcję;
- rosnąca alienacja warstwy politycznej i lawinowy krytycyzm ludności wo
bec niej.
Określone zapóźnienia w pobudzaniu rozwoju gospodarczego, w tym spowol
nienie procesów prywatyzacji, jest powszechnie dziś krytykowane. Przez dwa la
ta nie były wykonywane plany prywatyzacji przygotowane przez Ministerstwo Skarbu. W pływy z prywatyzacji, które do roku 2000 rosły i w tymże roku wyno
siły 27,2 rnld zł, w roku 2001 wynosiły 6,8 mld, a w 2002 - tylko 2,9 mld zł.
Przewidziany na rok 2004 plan prywatyzacji opiewa na 8,8 mld, ale jego realiza
cja dała do sierpnia skarbowi państwa 1,99 mld zł (Ministerstwo Skarbu Państwa http://www.msp.gov.pl/indexpol.php?id=62&poz=601 oraz Nowakowska 2004).
Również powszechnie, choć bezskutecznie, krytykowane były bariery admini
stracyjne, które uniemożliwiały szybkość rejestracji firmy, wzmagały korupcję urzędów podatkowych, szykany wobec tych, którzy nie chcieli się poddać „ży
czeniom” urzędników wyższego i niższego szczebla. Uwzględniając realia życia chciałoby się powiedzieć, że rządy okazywały raczej platoniczną miłość niż na
m acalną pomoc małym i średnim przedsiębiorstwom. Przykłady niezaradności rządów i administracji wobec sfery gospodarki można mnożyć, ale nie to jest głównym tematem. Raczej postawić trzeba pytanie, jak dalece sfera polityki by
ła przez lata czynnikiem współkształtującym (co najmniej) powolność działań w ważnych dziedzinach gospodarki. Krytyczne głosy padają m.in. w sprawie nie
dostatecznej aktywności wszystkich rządów w czynieniu naszego kraju atrakcyj
nym obszarem inwestowania dla dużych firm zagranicznych.
Chaotyczność struktury partyjnej musi być obciążona odpowiedzialnością za powolność działań legislacyjnych, zygzakowaty charakter decyzji rządów, trwałe przeszkody biurokratyczne. Powiedziałbym najogólniej, że fragmentaryzacja par
tii, ich nieustanne organizacyjne przekształcenia, a także niedostatki w kształto
waniu programów dla kraju odbijały się bardzo negatywnie na wielu pracach par
lamentu i rządu. Fragmentaryzacja partii wcale nie sprzyjała dokładniejszej myśli
programowej, którą partie jako całość powinny kształtować. Ferdinand Müller- Rommel (1991) zwracał uwagę na ewentualną, uszczegóławiającą myślenie pro
gramowe, funkcję programów małych partii. Niestety w Polsce takiej funkcji one nie spełniały: ani nie intensyfikowały, ani nie pogłębiały dyskusji programowej.
Najważniejsze jest jednak to, że większe partie dawały świadectwo nikłości deba
ty programowej wewnątrz każdej z nich oraz między nimi. Tymczasem tworzenie programów jest niezbywalnym zadaniem partii politycznych w demokracji przed
stawicielskiej . Walka o władzę państwową bez programowych sporów przynosi iluzoryczne zwycięstwa, jeśli spojrzeć na sprawę z perspektywy długofalowej.
Wymieniana bardzo często w literaturze współczesnej tendencja do zbliżeń pro
gramowych między partiami nie przekreśla znaczenia powyższego twierdzenia, zwłaszcza w odniesieniu do krajów przechodzących głęboką transformację. Trze
ba objąć zmiany szerszym zasięgiem myślowym. Poza wszystkimi innymi wzglę
dami, jedynie program może tworzyć trwalszą więź określonej partii z kształtują
cymi się częściami społeczeństwa, a także z długofalowymi aspiracjami całej spo
łeczności (o roli partii politycznych por. Birch 1993; Katz 1997; Klingemann i in.
1994; Ware 1996; Grabowska i Szawiel 2001).
Chciałoby się powiedzieć, że partie polityczne niedostatecznie poważnie po
traktowały swe zadania wobec społeczeństwa. Trudno dać tw ardą diagnozę - dla
czego. Czy niedoceniały swej roli, czy raczej lekceważyły obowiązki podstawo
we? W każdym razie trzeba całej strukturze partyjnej w Polsce zarzucić, iż społe
czeństwo nie otrzymało od partii politycznych kilku wariantów - lub propozycji - długofalowego rozwoju, który byłby w zamyśle prognozowany i stymulowany określonymi działaniami grup i warstw społecznych, a równocześnie monitorowa
ny i integrowany działaniami rządu. Partie nie artykułowały dokładnie żadnego typu interesów ekonomicznych, w całej ich kompleksowości i wieloszczeblowo- ści, nie wyrażały sprecyzowanych dążeń długofalowych całej społeczności naro
dowej (jeśli pominie się hasła, które tylko powierzchownie są tożsame z artykula
cją interesów). Partie raczej pobudzały emocje i utrwalały ogólnikowe schematy myślowe. W szczególności można im zarzucić, iż nie potrafiły znaleźć dróg do wyrażenia takich dążeń ogólnych narodu, dla których potrafiłyby równocześnie wskazać dobre instumentarium realizacji. Wynika z tego, że ich wkład intelektu
alny i programowy w transformację systemu nie był i nie jest duży.
Retrospektywnie patrząc na okres lat dziewięćdziesiątych staje się coraz bar
dziej widoczne, że działania partii politycznych w pierwszym, niemal dziesięcio
letnim okresie, w dużym stopniu przeniknięte były podziałami przeszłymi, a nie perspektywicznymi. Jednym z nich był podział na „obóz postkom unistyczny”
i „obóz demokratycznej opozycji” (solidarnościowy). Ten podział został jakby
„zamrożony” przez oddziaływanie interesów materialnych, politycznych i sym
bolicznych (por. Weber 2002; Schluchter 1979). W odniesieniu do zjawisk go
spodarczych posługiwano się także przeciwstawieniem: obóz liberalny - obóz
socjalistyczny (albo „socjalny”)· Wyostrzanie sporów nie sprzyjało próbom inte
lektualnego i pragmatycznego „opanowania” dylematów decyzyjnych w sferze gospodarki. Czy nie istniała możliwość wyrażenia przez demokratyczne partie polityczne innych osi podziału i innych perspektywicznych dążeń? N a przykład żadna partia nie przedstawiła całościowego programu modernizacji gospodarki, połączonej z programem prywatyzacji. W nadmiernie rozczłonkowanej struktu
rze partyjnej nie ujęto w całościowy sposób programu kompleksowej reformy ubezpieczeń społecznych i przekształceń sfery pomocy społecznej. Rozłożono ręce wobec rozpadu byłych PGR-ów. W sprawie przeciwdziałania bezrobociu, które w 2004 roku sięga 3 min ludzi, partie w zasadzie nie wyszły poza granice ogólnych postulatów (PO i SLD w sprawie zatm dniania absolwentów powie
działy coś konkretnego). Nie pojawił się praktycznie zorientowany program re
konstrukcji administracji i jej personelu. W programie żadnej partii nie pojawił się temat „dobra wspólnego” przedstawiony jako idea i jako aspekt praktycznych reform. Czy przywódcom partii zabrakło emocjonalnego żaru i błysku intelektu, by z inwencją i determinacją skonstruować kategorie myślenia bardziej adekwat
ne do potrzeb niż te, które były wyartykułowane?
Słabością programowego myślenia polskich partii politycznych jest ukryta niechęć do przechodzenia od zadań ewidentnie słusznych, lecz ogólnych, do za
dań szczegółowych, wymagających znajomości złożonej materii społecznej, tak jak ona została ukształtowana w naszym kraju. Zadań, które w założeniu dopro
w adzą do osiągnięcia długofalowego, kompleksowego celu. Sama wiara w zasa
dy rynkowe nie tworzy automatycznie dobrze funkcjonującego rynku. Wiara w demokrację nie wystarcza do stworzenia sprawnego systemu instytucji demo
kratycznych. Polskie partie demokratyczne jakby samo swoje powstanie uznały za wystarczające. Trudno przypomnieć sobie, aby któraś partia jasno sformuło
wała potrzebę i program doskonalenia wprowadzonych instytucji demokracji.
Fragmenty takich programów były oczywiście artykułowane, na przykład w Unii Demokratycznej pojawił się ważny temat rozwoju stowarzyszeń obywatelskich i kompetentnych ciał samorządowych, w programie PIS znalazła się krytyka biu
rokracji odziedziczonej po poprzednim systemie, a w Platformie Obywatelskiej wyrażono postulat reformy parlamentu. Nikt jednak nie zwrócił dostatecznej uwagi na inne tematy, np. na potrzebę podjęcia kroków, które zapobiegały kur
czeniu się więzi partii politycznych (także samorządów) z ludźmi jako podm io
tami procesu demokratycznego.
Zadania ogólne nie m ogą być realizowane inaczej, jak tylko drogą konkrety
zacji trafnej dla miejsca i czasu, czego brakowało. Można by powiedzieć, że cho
robą polskich partii przez całe pierwsze dziesięciolecie była z jednej strony szczupłość i doraźność programowanych zadań. Z drugiej strony patrząc, progra
my partii charakteryzowały się raczej dążeniem do wychowywania społeczeń
stwa niż uw agą skierowaną na dokładną analizę interesów i dążeń. Partie chcia
ły spełniać funkcją pedagogiczną, a nie analityczną. To nastawienie nie przynio
sło im oczekiwanych rezultatów, choćby w zakresie kreowania więzi politycz
nych. W konsekwencji nie został jeszcze skrystalizowany stosunek elektoratów do wielu perspektywicznych zadań, i zmiany kierunku nastawień są możliwe (Żukowski 2004). Partie m ają swój udział w ambiwalencji przekonań zwykłych wyborców. Obserwowana przez analityków - oparta na badaniach wyborczych - pewna trwałość elektoratów „lewicowego” i „prawicowego” nie musi świadczyć o wysokiej konkretności społeczno-politycznych wyobrażeń tychże elektoratów, przynajmniej w Polsce.
Niektóre rezultaty badań empirycznych nad warstwą polityków Wiele socjologicznych survcy’ów dokumentuje groźną psychologicznie sytu
ację, w której oceny polityków i uprawianej przez nich działalności politycznej są bardzo krytyczne. Przykładem może być poniższe zestawienie, które mówi o percepcji polityków przez ludność w latach 2001 i 2003:
2001 2003
Politycy nie są uczciwi 74% 77%
Politycy nie są wiarygodni 76% 78%
Politycy nie służą interesom ludzi 82% 87%
(CBOS 2003)
Ten obraz uległ dużemu zaostrzeniu w połowie roku 2004. Według badań OBOP-u 80% Polaków mówi, iż polityka nie jest zajęciem dla uczciwych ludzi, a 60% sądzi, że w kwestii uczciwości nasi politycy są gorsi od ogółu społeczeń
stwa. W porównaniu z politykami w innych krajach Unii Europejskiej polscy po
litycy również źle wypadają. Zdaniem 46% respondentów są oni gorsi od polity
ków w innych krajach Unii Europejskiej, a 33% sądzi, że są do nich podobni (Sondaż OBOP 2004).
Warto tu zreferować niektóre wyniki badań prowadzonych wśród parlamen
tarzystów.4 Badając posłów II i III kadencji (1993-1997, 1997-2001) wykonali
4 Badania prowadzone były nad czterema kolejnymi parlamentami, przy czym najpełniejsze da
ne, noszące znamiona reprezentatywności, zgrom adzono dla posłów kadencji II i III (okresy 1993-1997 oraz 1997-2001). Badania przeprowadzone były pod kierunkiem W. Wesołowskiego, początkowo finansowane przez East European Research Group (założoną przez Piotra Ogrodziń- skiego), a potem przez Komitet Badań Naukowych, w Zakładzie Struktur W ładzy IFiS PAN przy współpracy kolegów zaproszonych z innych instytucji, głównie Instytutu N auk Politycznych. Poda
ne poniżej publikacje są rezultatem pracy następujących autorów: E. Skotnicka-Illasiewicz, B. Post, I. Pańków, E. Nalewajko, K. Jasiecki, E. Karpowicz, J. Frenzel-Zagórska, J. Wasilewski, R. Gortat, D. Przybysz, B. Mach, J. Haman. Ukazały się cztery prace zbiorowe: Wasilewski i Wesołowski (red.) 1992; Wesołowski i Pańków (red.) 1995; Wesołowski i Post (red.); Wesołowski (red.) 2001.
śmy obliczenia, dzięki którym chcieliśmy wykryć, czy istnieje zależność między poglądami posłów a długością czasu zasiadania w ławach sejmowych. Otóż w poglądach dotyczących opinii ogólnych, na przykład na temat rozumienia po
lityki, rozumienia cech dobrego państwa, zagrożeń dla demokracji - nie odkryli
śmy zależności, z czego wnosić można, iż dłuższy staż poselski nie wywiera wpływu na ogólne poglądy polityczne. To samo odkryliśmy przyglądając się bar
dziej szczegółowym opiniom, na przykład kogo w szczególności - jakie grupy - chciałby poseł reprezentować. Podobnie nie wykryliśmy zależności pomiędzy trw ałością sprawowania funkcji poselskiej a liczbą kontaktów z elektoratem.
Brak więc podstaw do stwierdzenia, iż spełnianie roli posła pow oduje jakieś zmiany wobec definiowania polityki łub konkretnych zadań poselskich. Posłowie nie zmieniają się, a może nawet nie wzbogacają się wskutek pobytu w centralnej instytucji demokracji. A przecież nie jest irracjonalne założenie, że posłowie o różnych orientacjach generalnych, np. liberalnej, republikańskiej, konserwa
tywnej, socjaldemokratycznej m ogą doskonalić się w sposób widoczny podczas długotrwałego pełnienia niezmiernie ważnej roli posła (chociaż to doskonalenie się mogłoby przebiegać różnymi ścieżkami i wyrażać się w rozwijaniu nieko
niecznie takich samych przekonań).
Ciekawy jest samokrytycyzm posłów, którego przejawów nie dostrzega się ob
serwując realne zachowania. Posłowie ujawniają nienajlepsze opinie o sobie sa
mych. W badaniu parlamentów II i III kadencji zadano pytanie, jakie cechy są ważne w pełnieniu roli posła, a jakie cechy najczęściej występują wśród posłów w rzeczywistości (tabele 2a i 2b). Między odpowiedziami na dwa pytania ujawni
ły się duże rozbieżności. Cechy, które posłowie uważają za ważne w spełnianiu swej roli, słabo występują w ich faktycznej działalności. Tak więc dorastanie do wymagań poselskich jest bardzo powolne i nie zmienia się w czasie. W śród wy
mienionych aspektów roli posła było: rozumienie aktów prawnych, umiejętność korzystania z rad ekspertów, umiejętność zawierania kompromisów itp. Załączo
na tabela ujawnia te rozbieżności poprzez niski stopień korelacji (por. tabela 3).
Pytano posłów także o ocenę zjawiska, które daje się określić mianem „pro
fesjonalizacji politycznej”. Można podawać rozwinięte listy przejawów profesjo
nalizacji. W nowoczesnym społeczeństwie podłożem profesjonalizacji jest czer
panie środków do życia z uprawiania polityki (otrzymywanie trwałego uposaże
nia poselskiego lub posiadanie etatu w aparacie partii politycznej), lecz także in
ne cechy (osobowe i funkcjonalne) ogniskować winny uwagę badaczy. Niektóre cechy m ożna nabyć przez kształcenie, a niektóre cechy nabywane są w trakcie uprawiania polityki. Przygotowanie, a nawet i talent do polityki podlegają trenin
gowi i rozwojowi.
Polscy posłowie wypadają niezbyt pozytywnie w samoocenie własnego stop
nia profesjonalizacji. Znaczna ich część siebie samych nie uważa za profesjona
listę. M oże w tej ocenie być trochę kokieterii. Być może m yśli się też, że więcej
T a b e la 2a. K to pow in ien zajm ow ać się p o lity k ą (w procentach)
Sejmy N Polityką pow inni zajm ować się:
Ugrupowanie (rok
badania) 100%
specjaliści znający
się na zarządza
niu
liderzy partii politycz
nych
ogólnie szanowani
ludzie, cieszący się społecznym zaufaniem
wszyscy, którzy się nią interesują i chcą w niej uczestniczyć
przywódcy, którzy potrafią pozyskać społeczeń
stwo do swych programów
trudno powie
dzieć
Posłowie 1996 215 5,6 15,7 24,2 10,7 44, ł 0,2
ogółem 2000 407 6,9 10,9 26,4 24,0 30,6 1,2
SLD 1996 50 6,0 25,7 22,2 4,2 41,9 0,0
2000 149 10,1 15,4 22,8 20,1 30,2 1,3
UW 1996 50 5,5 8,2 9,6 20,5 56,2 0,0
2000 56 7,3 5,5 23,6 29,1 34,5 0,0
PSL 1996 50 6,1 9,9 34,4 7,6 42,0 0,0
2000 21 4,8 14,3 38,1 23,8 19,0 0,0
AWS w całości 2000 160 3,8 8,2 31,4 23,9 31,4 1,3
W 1996 roku jed n a osoba nie odpow iedziała na pow yższe pytanie, w roku 2000 odpow iedziały wszystkie osoby
Tabela 2b. K to w rzeczyw istości zajm uje się polityką (w procentach)
Sejmy Polityką pow inni zajm ować się:
Ugrupowanie (rok
badania)
specjaliści znający
się na zarządza
niu
liderzy partii politycz
nych
ogólnie szanowani
ludzie, cieszący się społecznym zaufaniem
wszyscy, którzy się nią interesują
i chcą w niej uczestniczyć
przywódcy, którzy potrafią pozyskać społeczeń
stwo do swych programów
trudno powie
dzieć
Posłowie 1996 1,1 45,8 5,8 32,4 14,0 0,9
ogółem 2000 1,0 55,8 1,5 23,8 10,8 7,1
SLD 1996 0,0 40,4 13,9 25,9 19,9 0,0
2000 0,7 53,0 2,7 26,8 12,8 4,0
UW 1996 0,0 42,0 1,4 48,6 4,1 4,1
2000 1,8 55,4 0,0 21,4 7,1 14,3
PSL 1996 2,3 55,7 0,0 28,2 13,7 0,0
2000 0,0 47,6 0,0 23,8 19,0 9,5
AWS w całości 2000 1,3 58,8 1,3 22,5 10,0 6,3
W 1996 roku wszystkie osoby odpowiedziały na powyższe pytanie, w 2000 roku nie odpowiedziała jedna.