Alina Kowalczykowa
"W Krakowie i w Paryżu.
Wspomnienia i szkice", Jan
Brzękowski, Warszawa 1968,
Państwowy Instytut Wydawniczy, ss.
310, 2 nlb. + 18 wklejek ilustr. :
[recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 60/2, 356-359
że transform ow ała ową sztukę bez ograniczeń na poezję. Toteż dziedziczką k u n sztów dziadka i ojca zostanie Paw likow ska tylko w takim zasięgu, w jakim jej poezja jest „m alarstwem m ów iącym ”. A jak w ym ow n y to zakres? — W ystarczy sięgnąć do niektórych tylko utworów. B a r w y , Ropucha, Olejne jabłka, S w it,
Pyszne lato, D yw an perski, Zachód słońca na zam ku . M alarskim poczuciem barwy,
linii, nadzwyczajną plastyką, dokładnością rysunku, m istrzow skim operow aniem grą barw, ale w m a l o w a n i u s ł o w e m — zachw ycał się już w r. 1924 R aj mund B e r g e ln . Dzisiaj odsłaniając sensy genetyczno-biograficzne i p okrew ień stw a ze sztukam i plastycznym i — m alarskość, lecz tylk o Niebieskich m ig d a łó w i R óżow ej magii, rozw iązuje K w iatkow ski (s. X X V II—X X X ). Szkoda, że nie ukazał się drukiem cenny i w tej m aterii referat k onferencyjny Piotra Kuncewicza. W iersze P aw likow skiej zdolne są m alować się w oczach odbiorców, toteż nie n a leży ubożyć ich w izualności rysunkam i „bez k rw i”.
N ie koniec m ałym niezadowoleniom . Przeżyć odbiorczych nie potęguje i uroku w ydaniu także nie przyczynia niekorzystne rozplanow anie tekstów na płaszczyźnie stronicy. Częściowo tylko — za wzorem pierwodruków książkow ych, a na pew no przez oszczędność — wprowadzono na stronę po k ilk a w ierszy, w ykazując w tym dużą przesadę. Brak św iatła m iędzy utw oram i n iw eczy kom pozycyjny w yraz m i niatur, które w tym ujęciu tworzą jakby ciąg zw rotek w iększego poem atu lub dzieła dialogowego, tracąc swoją autonomiczność. Skrajny efekt w izualny, a dla nieświadom ego innych m ożliwości graficznych czytelnika — także i rzeczowy, osiąga rozplanowanie tekstów Dansingu. Przykładem w yrazistym jest układ na s. 71. Tłustym drukiem w yakcentow ane w celach ekspres y w nych ostrze pointow ej niespodzianki wiersza ty t a n i k : „danger”, zam ienia się w tytu ł strachu (zob. też s. 73, 75, 76). Podobnie „dzielenie” m echaniczne m iniatur (początek w iersza na jednej stronicy, a zakończenie na drugiej) rozbija ich odbiór. D la kontem placji utworu poetyckiego rozm ieszczenie zapewniające otoczkę pustej płaszczyzny jest znacznie korzystniejsze niż ingerująca w percepcję rycina lub stłoczen ie tekstów . A le i te w adliw ości układu mają sw oje zalety, m ianow icie zysk ilościow y przy stratach estetycznych w w ydaniu „Biblioteki N arodow ej”.
C zytelnicze pretensje nie podważają innego faktu: w ybór K wiatkow skiego można uważać za jedną z najbardziej udanych w ostatnich latach im prez w y dawniczych „Biblioteki Narodowej”.
Alina S iom kajłów na
J a n B r z ę k o w s k i , W KRAKOWIE I W PARYŻU. WSPOMNIENIA I SZKICE. (Warszawa 1968). Państw ow y Instytut W ydawniczy, ss. 310, 2 nlb.
+ 18 w k lejek ilustr.
Trzeci — po W y borze poezji i W yobraźni w y z w o l o n e j — tom Jana Brzęków - skiego w ydany w Polsce od w ojny obejm uje w spom nienia: z W iśnicza (dzieciń stwo), Krakowa (lata studenckie) i Paryża. Książka m a charakter autobiograficz ny, choć zapiski z prywatnego, pozaartystycznego życia poety ograniczają się do bardzo pięknego wprowadzenia w klim at dzieciństw a i lat szkolnych oraz do zre lacjonow ania wydarzeń z okresu ostatniej w ojny. To autobiografia przedstawia jąca autora poprzez środowiska artystyczne, w jakich się obracał. „Książka ni 11 R. B e r g e l , Maria Pawlikowska. W: W spółczesny K r a k ó w literacki.
niejsza nie jest [...] historią ani literatury, ani m alarstw a w spółczesnego; dlatego piszę tu nie tylk o o w ielk ich poetach, ale po prostu o tych, których znam lub zna łe m ” (s. 117) — tak określił ją Brzękowski. Tom zawiera też w iele św ietnych fo tografii, które przedstaw iają rówieśnych autorowi pisarzy jako pełnych w dzięku m łodzieńców.
Podczas 40-letniego pobytu w e Francji Brzękow ski nawiązał liczne znajom ości z m alarzami i pisarzam i, szczególnie w latach m iędzyw ojennych, gdy przestaw ał z paryską cyganerią artystyczną. Toteż znakomite szkice o Seuphorze, Fernandzie Léger, nadrealistach i inne łączą cechy noty krytycznej z ogromną dozą uroku, jaki daje relacjonow anie znajomości osobistych przez bystrego i ironicznego za razem obserwatora. S tyl taki, zbliżony do pam iętnikarskiego, pozw ala autorowi na form ułow anie ocen św iadom ie subiektyw nych i kategorycznych, co nieraz pro w oku je czytelnika do sprzeciwów.
A zarazem książka w yraża w pew nej m ierze poglądy szerszego środowiska, z którym był zw iązany Brzękowski.
Zam ierzona i celow a stronniczość profiluje szczególnie w spom nienia z K ra kowa. Pozornie m ogłoby się zdawać, że pozycja człowieka, który od dawna prze stał być zaangażow any osobiście w toczące się w kraju batalie artystyczne, sprzy jać powinna złagodzeniu sądów, zatarciu śladów ostrzejszych konfliktów z m ło dości. Jest w prost przeciw nie. N ajciekaw sze partie książki, szkice o Przybosiu czy 0 trudnych początkach aw angardy krakowskiej, m im o perspektyw y czasowej pisał aw angardzista-B rzękow ski z pełnym zaangażowaniem polem icznym, szeroko korzystając z przyw ileju subiektyw izm u. N ie tylko w ferow aniu w yroków lit e rackich. Praw da jego szkiców to prawda hierarchii i znaczenia zdarzeń ukształto w ana w św iadom ości ich uczestnika, co, jak wiadom o, nie m usi pokrywać się z w ym ow ą faktów . Poeta opiera się na w łasnej pamięci, a nie na m ateriale źródło w ym , nie nagina sw ych poglądów do obecnie przyjętej oceny tam tych w ydarzeń. W łaśnie ów subiektyw izm chroni książkę przed przekształceniem w jeszcze jedno pobieżne kom pendium w iedzy o epoce. D latego, choć ogromnie interesujące są sprostowania i uzupełnienia, jakie robił np. Witold Zechenter w obronie grupy H e lio n 1, chyba lepiej się stało, że w tych w spom nieniach została ona przedsta w iona — w krzyw dzący oczyw iście sposób — jako tradycjonalistyczna, m ierna 1 pompatyczna, czyli taka, jak ją w idział m łody Brzękowski. (Zresztą nieco prze sadne w ydaje się w ym agan ie Zechentera, by przy ocenie działalności H elionu z początku lat dw udziestych uw zględniać późniejszy rozwój zespołu, pam iętać o przekształceniu go w grupę Litart i o zasługach jej uczestników.)
W książce W K r a k o w ie i w P a ry żu uderza jednak nie tylko autorytatywność poglądów autora, zrozumiała przecież na tle sporów m iędzy awangardą a kierun kam i tradycjonalistycznym i. Uderza także pokaźna ilość ocen. Sprawia to w raże nie, jakby Brzękow ski pragnął d efinityw nie osądzić talen ty i osiągnięcia twórcze, zbudować hierarchię spraw i przede w szystkim osób w literaturze polskiej dw u dziestolecia m iędzyw ojennego. U fając całkow icie swem u doświadczeniu znanego krytyka i teoretyka sztuki, oceny literackie zawsze opiera św iadom ie na w łasnym w yczuciu, bez odw oływ ania się do szerszych analiz, na które w książce tego ro dzaju n ie ma oczyw iście m iejsca. M usim y zaw ierzyć autorowi na słowo, gdy pisze np., że pierw sze tom iki Jalu Kurka w prow adziły „do poezji polskiej ton nowy, nie spotykany dotychczas”, lecz potem „Kurek poszedł drogą najm niejszego oporu, ogłaszając inne, o w iele słabsze zbiorki” (s. 41— 42), gdy twierdzi, że W itkiew icz po r. 1925 „przeszedł do robienia portretów dla celów zarobkowych, co m usiało
w yrazić się w oddaleniu się od Czystej Formy i w pew nym kom prom isie” <s. 47) czy że „W wierszach [Czyżewskiego] z okresu »futurystycznego« było zbyt w iele łatw izn y” (s. 78), a Paczkowski „Był n iew ątpliw ie poetą, ale w typie skam an- dryckim [...]” (s. 83). Można się nie zgadzać, lecz jakże polem izować np. z tak ostrą i ogólnikową oceną poezji Czechowicza: „w ydaje się, że w p ływ y jego osiąg nęły punkt szczytow y, odtąd będą one raczej m aleć, bo pomimo n iew ątpliw ego uroku, jaki mają te w iersze, jest w nich dużo łatw izny, która może nie w ytrzym ać próby czasu” (s. 112).
Czy jednak skłonności Brzękowskiego do porządkowania i hierarchizowania twórczości poetów jemu w spółczesnych są tylko próbą przedstaw ienia jakby pano ram y literackiej epoki? Raczej należałoby chyba interpretować w yrażone tu po glądy jako przejaw krytycznego spojrzenia także na swą w łasną twórczość, szu kanie odpowiedzi na pytanie o poetykę sw ych utw orów i ich rangę na tle w sp ół czesnych nurtów literackich. Niepokoje tego rzędu są zrozum iałe bardziej niż u kogokolw iek innego. Poza m łodzieńczym i związkam i z awangardą krakowską Brzękowski nie przyłączał się do żadnych grup artystycznych, tw orzył — częścio w o zapewne w skutek przebywania poza Polską — na uboczu głów nych kierunków literackich; dla krytyków oczyw isty jest nadrealistyczny styl jego poezji, lecz sam Brzękow ski nie godzi się na tak jednoznaczne przyporządkowanie, szuka stale określeń bardziej precyzyjnych, bardziej uwydatniających niew ątpliw ą in dyw i dualność jego w ierszy. To znów zaleta — albo w ada — jego nadzwyczaj rozw inię tej świadom ości krytyka, nieustannie uczestniczącej także w korygowaniu własnego stylu pisarskiego. Stąd z jednej strony ustaw iczne poszukiwania, zaskakujące w ciąż czytelnika jego w ierszy, ostatnio np. ciekaw ym i eksperym entam i sem an tycznym i; z drugiej — tendencje do ciągłych konfrontacji z nowym i kierunkami poetyckim i. Autor S cien ce fic tio n szuka stale odpowiedzi na pytanie, jak jego twórczość przylega do poezji współczesnej — a sądy o poetach i poezji ma dość bezwzględne, bo nawet przez sam fakt m ieszkania w Paryżu autom atycznie tło porównawcze staje się szersze. Te sam e co sobie pytania staw ia twórczości ko legów po piórze, przy czym najbardziej interesuje go problem m ożliwości unik nięcia łatw izny powierzchownych uroków stylistycznych, odgadywanie, co i w czy jej twórczości ma szanse przetrwania.
K onsekwencję takiego ukierunkowania zainteresowań autora stanow i zapisy w anie m yśli ogrom nymi skrótami. Szkice są niebyw ale lakoniczne. Tylko półto rej strony pośw ięcił Brzękowski W ażykowi (którego nb. określa jako poetę sobie „bardzo bliskiego”); na tej przestrzeni m ieszczą się dzieje znajomości z Ważykiem, uwagi o powojennej lin ii jego twórczości, w yznaczony został szczytowy punkt twórczości autora L a b iry n tu , oceniony stosunek poezji Ważyka do nurtu kubi- stycznego, nadrealistycznego i do poezji A pollinaire’a, wreszcie — w ydany ogólni kow y sąd o jego twórczości. Jeszcze mniej m iejsca — niecałą stronę — zawiera rów nie bogaty problem owo szkic poświęcony Jastrunowi.
Dokum entalny charakter nowej książki Brzękowskiego jest z w ielu względów n iezw ykle cenny. W K r a k o w ie i w P a ry żu ukazuje m. in. jedyną w swym rodzaju próbę osiągnięcia sław y za granicą przez w spółczesnego polskiego poetę — na do brym przykładzie człowieka w yjątkow o uzdolnionego, parającego się także teorią i krytyką sztuki. Przy tym artysty, który pierwszy krok do powodzenia — start w nowym środowisku — m iał udany.
Autor P o e zji in te g ra ln e j przybył do Paryża w roku 1928. Miał wówczas w do robku tom ik poezji i trochę artykułów, z czego jeden okazał się szczególnie ważny, gdyż, pisany na zam ów ienie Seuphora, otworzył Brzękowskiem u drogę do parys
kiej cyganerii artystycznej. N awiązał w tedy przyjaźnie z sław nym i dziś m alarza m i i poetam i francuskim i, czego widom ym rezultatem są okładki i ilustracje jego tom ików robione przez takie sław y, jak Léger, Arp czy Max Ernst. B yły to w ó w czas kontakty tak bliskie, że zebrane dziąki nim dary dla Polski złożyły się na kolekcję sztuki now oczesnej w muzeum łódzkim. Brzękow ski sp ełnił także
nie
zbędny dla cudzoziem ca szukającego m iędzynarodowej sław y w arunek pisania w obcym języku. D ał się poznać jako w spółredaktor polsko-francuskiego pism a „L’Art C ontem porain”, jako autor artykułów krytycznych o m alarstw ie, w yd ał jeszcze przed w ojn ą (obok utworów w języku polskim) dwa tom y w łasnych w ie r szy francuskich. M amy w ięc do czynienia z poetą utalentow anym , który dobrze w ystartow ał w środow isku paryskim i którego twórczość w obcym języku sp o tkała się z p rzychylnym przyjęciem . Prognozy powodzenia, w ydaw ałoby się, do skonałe.
Brzękow ski asym iluje się szybko — „z biegiem czasu zacząłem odrywać się od środow iska polskiego, głów nie dzięki znajomościom zawieranym na Montpar- n assie” (s. 66) — lecz jednocześnie dba o zachowanie rangi sw ego nazwiska w k ra ju. Tu sytuacja układa się dość typowo: pisarz nieobecny ma kłopoty z drukiem, narastają rozm aite nieporozum ienia osobiste, w ydaw anie książek przeciąga się n ie pom iernie. W Paryżu, z kolei, to pragnienie zachowania odrębności narodowej autom atycznie staw ia go na uboczu, poza grupami literackim i, bez ich zaś popar c ia nie m ożna liczyć na utrw alenie powodzenia. W ytwarza się sytuacja, w której pisarz będąc poza Polską ryzykuje zapom nienie w kraju, a przez fakt podkreśla nia sw ej cudzoziem skości ma — mimo uznania jego talentu przez krytykę — zam kniętą drogę do obcego czytelnika.
A w ięc sam otność. M otyw ten powtarza się coraz częściej. Po 40 latach w spom nienia o daw nych francuskich przyjaciołach z reguły kończą się w zm ianką o zerwaniu znajom ości, o osamotnieniu. „Mój kontakt z M axem Ernstem w szedł obecnie w fazę teoretyczną, tzn. w iduję go raz na kilka lat. Nasza znajomość łączy się u niego ze w spom nieniem okresu trudności m aterialnych (i z M arie-B er the), do którego — przypuszczam — niechętnie powraca w m yślach. Ja stanow ię część tego okresu, o którym dzisiaj w oli zapomnieć. Dlatego nie staram się go zobaczyć” (s. 236). R ozw iały się też marzenia o zdobyciu w Paryżu sław y p oetyc kiej. W prawdzie pow ojenny tom w ierszy francuskich spotkał się także z życzli w ym przyjęciem , lecz — „Po pięcioletnim m ilczeniu zupełnie o m nie zapomniano. [...]. Aby odzyskać z powrotem tę pozycję, którą m iałem w okresie przedw ojen nym, m usiałbym uczynić duży w ysiłek, przejawić ożywioną działalność, słow em — j e ś li nie zaczynać od zera, to od punktu bardzo do niego zbliżonego [...]” (s. 291). Toteż gdy pojaw iły się m ożliwości druku w kraju, Brzękowski z ulgą rezygnuje z pisania dla czytelnika francuskiego: „Powróciłem w ięc do pisania w języku p ol skim i po pew nym czasie pochłonęło m nie to tak dalece, że po prostu zapom nia łem o francuskiej stronie mojej twórczości” (s. 293). I — o ironio! — egzystencję w e Francji m iał zapew nioną nie dzięki literaturze, lecz... posiadaniu również m a gisterium farm acji, które pozwoliło mu po w ojnie kierować zakładami uzdrowisko wymi.
Alina K o w a lc z y k o w a
„RICERCHE SLAVISTICHE”. [Vol.] X I—XIV: 1963— 1966. (Roma). (Pubblica- zione d ell’Istituto di Filologia Slava d ell’U niversità di Roma. A cura di G i o v a n n i M a v e r . Con la collaborazione di E t t o r e L o G a t t o e R i c c a r d o